[Czechowice-Dziedzice/Goczałkowice Zdrój] Wątek ogólny
Kris - Pią Cze 09, 2006 8:12 pm
Dworzec w Goczałkowicach niszczeje
Magdalena Górna 09-06-2006 , ostatnia aktualizacja 09-06-2006 20:24
Władze gminy chcą przejąć zabytkowy budynek dworca w Goczałkowicach Zdroju, ale PKP żąda za niego za dużo pieniędzy. Budynek powoli popada w ruinę.
Dworzec w Goczałkowicach Zdroju powstał w 1905 roku. Budynek przypominający dworek, stojący na tle jeziora, przez wiele lat był wizytówką uzdrowiska. Teraz popada w ruinę. Poczekalnia i kasa zostały zamknięte w 2004 roku. Rok później wyprowadził się stamtąd lokator, który mieszkał na piętrze. W 2005 roku spłonęła główna sala dworca. PKP nie miał pieniędzy, by ją wyremontować. Zamurowano tylko drzwi i okna, aby nie kręcili się tam wandale i bezdomni.
Do goczałkowickiego uzdrowiska przyjeżdżają kuracjusze z całej Polski. Wysiadając na dworcu, są zdezorientowani, bo nie mają, gdzie zapytać o drogę, widzą tylko zdewastowany budynek, las i jeziora. - Wstydzimy się za ten dworzec - mówi Małgorzata Muchacka, ordynatorka oddziału rehabilitacyjnego Szpitala Reumatologiczno-Rehabilitacyjnego w Goczałkowicach Zdroju. - Nasi pacjenci często dojeżdżają pociągiem, bo są dobre połączenia. To zwykle bardzo schorowane osoby, a czekając na pociąg, nie mają się gdzie schronić. Pielęgniarki wracające z nocnej zmiany boją się same iść na dworzec, bo jest tam niebezpiecznie.
Od prawie dwóch lat władze Goczałkowic starają się przejąć budynek od PKP, żeby przywrócić mu dawną świetność i umieścić w rejestrze zabytków. Początkowo był z tym problem, bo PKP nie miał aktu uwłaszczenia dworca, więc nie mogły go sprzedać. Teraz, kiedy udało się zgromadzić niezbędne dokumenty, budynek nadal nie należy do gminy, bo PKP chce za niego za dużo pieniędzy. - PKP wycenił budynek wraz z gruntem na 198 tys. zł, wcześniej chciał 300 tys. zł. Gmina nie zapłaci tylu pieniędzy za ten budynek, bo wymaga generalnego, bardzo kosztownego remontu. Możemy co najwyżej zapłacić za działkę, którą wyceniono na 71 tys. zł. - mówi Krzysztof Kanik, wójt gminy Goczałkowice.
Takiego rozwiązania nie przyjmuje PKP. - Budynek ma swoją wartość, nie możemy go oddać za darmo. Mamy jeszcze inne propozycje rozwiązania tej sytuacji, na przykład możemy dzierżawić go inwestorowi, który za zgodą gminy zechce w nim prowadzić działalność - mówi Tomasz Liszaj, rzecznik prasowy Oddziału Gospodarki Nieruchomościami PKP SA w Katowicach.
Jednak władze gminy nie zamierzają prowadzić w budynku dworca działalności komercyjnej. Chcą stworzyć tam punkt straży gminnej, małą poczekalnię dla podróżnych i punkt informacyjny dla turystów. - Nasze stanowisko jest określone w planie zagospodarowania przestrzennego. Nie przewidujemy prowadzenia w tym terenie działalności komercyjnej. Przygotowujemy pismo, w którym zgadzamy się tylko na zapłacenie za grunt. Od tego zaczniemy kolejne negocjacje - mówi Kanik.
Niszczejący dworzec w Goczałkowicach
fot. Paweł Sowa/AG
Wit - Wto Sie 01, 2006 9:17 pm
Zapora Goczałkowice otwarta dla turystów
Joanna Zielińska
01-08-2006, ostatnia aktualizacja 01-08-2006 21:15
Rowerzyści i spacerowicze mogli po raz pierwszy we wtorek przejść grzbietem zapory Jeziora Goczałkowickiego. Tama była zamknięta dla turystów przez pół wieku.
Jezioro powstało w 1956 roku i miało zaopatrywać Śląsk w wodę pitną. Od tego czasu nikt nie miał wstępu na zaporę. - Była zamknięta tak długo, że całe pokolenie mieszkańców Goczałkowic nigdy tu nie było - mówi Andrzej Siudy, kierownik zbiorników wodnych Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów.
Teraz przez trzykilometrowy grzbiet odnowionej w zeszłym roku zapory prowadzi nowa ścieżka rowerowa. Na otwarcie zapory przyszło kilkadziesiąt osób. Anna Wiśniewska z Goczałkowic Zdroju była tu pierwszy raz i zachwyciła się. - To wymarzone miejsce na turystykę rowerową. Świeże powietrze i piękne widoki - mówi.
Krzysztof Kanik, wójt gminy Goczałkowice Zdrój, chce brzegi jeziora oddać rowerzystom. - Moim marzeniem są ścieżki rowerowe wokół zbiornika. Miałyby aż 44 kilometry długości - mówi Kanik. Nie będzie łatwo spełnić to marzenie. Południowy brzeg zalewu zamieszkuje 250 gatunków ptaków. Większość jest prawnie chroniona. Wybudowanie ścieżki rowerowej może zakłócić równowagę przyrody w tym miejscu. Dlatego najpierw w tej sprawie muszą wypowiedzieć się specjaliści.
Od wtorku zapora w Goczałkowicach otwarta dla wszystkich
Fot. Paweł Sowa / AG
Oskar - Wto Sie 01, 2006 9:25 pm
Poczułem się tym samym zachęcony do przejażdzki rowerowej do Goczałkowic (10 minut drogi). Jeżeli pod koniec tygodnia dopisze pogoda to obiecuje krótką fotorelacje z tego wojewódzkiego kurortu uzdrowiskowego.
jacek_t83 - Śro Sie 02, 2006 9:07 am
Fajowa sprawa. Zawsze tam chcialem wejsc i nigdy nie moglem
Oskar co robisz w weekend?? Tak sobie pomyslalem, o tej Muzycznej, znaczy sie o zaporze
Oskar - Śro Sie 02, 2006 9:56 am
Fajowa sprawa. Zawsze tam chcialem wejsc i nigdy nie moglem
Oskar co robisz w weekend?? Tak sobie pomyslalem, o tej Muzycznej, znaczy sie o zaporze
W piątek będę wiedział. Żeby tylko pogoda dopisała, bo teraz co chwilę tutaj pada deszcz.
Kris - Nie Sie 20, 2006 10:05 am
Zastanawiałem się, gdzie umieścić ten post. Nie ma o nic wspólnego z Goczałkowicami, ale nawiązuje do tego tematu
Dworzec w Goczałkowicach niszczeje
Może założyć nowy temat o niegospodarności (PKP lub władz) i dewastacjach nieistniejących już dworców w woj. śląskim?
To tylko taka moja propozycja?
Taka myśl nasunęła mi się podczas mojej wizyty w Palowicach. Zastanawiam się dlaczego takie obiekty - /póki jeszcze są w miare dobrym stanie/ - nie przeznacza się na inną działalność (choćby kulturalną czy nawet mieszkaniową)
Mogę się mylić, ale czy ten piękny budynek w Palowicach mógł służyć na potrzeby jakiego lokalnego muzeum?
Może wystarczyło go przekazać jakiemuś stowarzyszeniu za symboliczną 1 zł. Niestety, chyba nie u nas. Lepiej jest gdy obiekt jest pozostawiony "samopas", zabezpieczając tylko profilaktycznie otwory okienne czy wejściowe pustakami. Szyn już nie ma, co ciekawszych elementów na samym dworcu także. Dzisiaj to już chyba ruina. Pustaki nie okazały się żadną przeszkodą dla młodzieży dla której omawiany obiekt stał się idealnym miejscem, wręcz "rajem" wolności. Obiekt mógł służyć do wychowywania, natomiast przejął stronę odwrotną.
Ze strony http://palowice.ovh.org/historia-palowic.html dowiedziałem się o kolei w Palowicach, że była i została zlikwidowana z nastaniem nowego wieku
"...W 2.połowie XIX wieku Palowice uzyskały połączenie kolejowe ze światem. W 1884 roku uruchomiono linię kolejową Orzesze - Żory ze stacją Palowice. Ponad 100 lat później, w 1993 roku, uruchomiono drugi przystanek we wsi o nazwie Palowice-Kolonia. Linia kolejowa przez Palowice przetrwała do końca XX wieku,z nastaniem nowego wieku i tysiąclecia została zlikwidowana."...
Przedstawiam zdjęcia:
droga do dworca
Inne zdjęcia:
pic01
pic02
pic03
pic04
pic05
pic06
pic07
pic08
pic09
Kris - Pon Sie 21, 2006 5:18 pm
ciąg dalszy zaniedbanych dworców PKP w woj. śląskim
GOCZAŁKOWICE ZDRÓJ
kierunek Katowice
MarcoPolo - Wto Sie 22, 2006 7:19 pm
35 lat czekania
Nareszcie - zawołali rowerzyści - i ruszyli w drogę. Korona zapory wodnej w Goczałkowicach od dziś jest już otwarta - także dla turystów. Na udostępnienie jednego z największych w Polsce sztucznych zbiorników trzeba było czekać 35 lat. I teraz mieszkańcy Śląska chcą jeszcze więcej.
Trzy kilometry z widokiem na jezioro. Jerzy Musik wraz z 10-letnim Kubą jedni z pierwszych pokonali trasę. Wycieczka po koronie zapory marzyła się im od dawna, tym bardziej że Jerzy Musik tej przyjemności zakosztował już w Sigburgu w Niemczech. Dawno, dawno temu - choć brzmi to jak bajka po zaporze spacerował Jan Berger - dziś burmistrz Czechowic-Dziedzic. Spacer po zaporze to dopiero początek. Wszyscy już marzą o trasach wokół zbiornika. Spokojna tafla wody kusi też żeglarzy. Tu jednak wiele zależy od ekologów - tereny wokół jeziora - niezwykle cenne przyrodniczo - wpisano na listę Natura 2000. Kilka kilometrów dalej, niemal w samym centrum Beskidów - to nurkowie tęsknie spoglądają w taflę wody. Na razie schodzą na dno tylko wtedy, gdy czyszczą zbiornik. Oba zbiorniki - tak atrakcyjne dla turystów - to przede wszystkim źródło wody pitnej dla Śląska. Ale także raj dla ornitologów. Tylko nad jeziorem goczałkowickim można podglądać blisko 200 gatunków ptaków.
Autorka: Joanna Kurek
tvp3katowice
Jacek wyrazaj sie!
Wit - Sob Sty 05, 2008 6:36 pm
Co nas czeka w nowym 2008 roku?
Plany na rok 2008 zależą od unijnej hojności. W szufladach każdej z gmin na odpowiedni znak z Brukseli czekają wnioski na dotacje. Jak ogłoszą konkursy, jak sypną groszem, szykuje się kolejny milowy krok do przodu.
Czekamy na konkursy mające na celu rozwój turystyki - mówi Krzysztof Kanik, wójt Goczałkowic Zdroju. - Jeśli tą drogą uda się nam zdobyć pieniądze, ruszymy z atrakcjami w parku zdrojowym oraz na nadwiślańskich terenach.
A to oznacza, że w Zdroju pojawią się m.in. palmiarnia z pijalnią wód, sala koncertowa i tężnie, zaś na stawie Maciek będzie wyspa z deptakiem i molo.
- A jak nie będzie unijnych pieniędzy, to skończy się na alejkach parkowych i ławeczkach oraz ich oświetleniu. Ta inwestycja jest niezależna od unijnych dotacji. To będziemy robić zgodnie z planem, z własnych funduszy - mówi wójt Goczałkowic.
Niezależne od unijnych pieniędzy są również remonty goczałkowickich dróg po robotach kanalizacyjnych. W tym roku położona zostanie nowa nawierzchnia na ulicach Górnej, Poprzecznej i Krzyżanowskiego. Do końca czerwca ma być też gotowa kanalizacja w Borze i w Borze II, a potem nastąpi tam naprawa nawierzchni.
(...)
Jolanta Pierończyk - POLSKA Dziennik Zachodni
Wit - Pią Lut 15, 2008 9:04 pm
Czechowice-Dziedzice mają wspaniały gejzer
Marcin Czyżewski2008-02-15, ostatnia aktualizacja 2008-02-15 21:16
Baseny pływacki, rekreacyjny i brodzik dla dzieci, dzika rzeka, wodne masaże, gejzer, zjeżdżalnia, sauny i jacuzzi - to wszystko czeka na chętnych w otwartej w piątek krytej pływalni w Czechowicach-Dziedzicach.
Nowy kryty basen powstał w Czechowicach-Dziedzicach w ciągu półtora roku. Samorząd postanowił go zbudować, aby mieszkańcy miasta nie musieli już dojeżdżać na pływalnie do Kęt lub Goczałkowic. - Teraz my liczymy na gości z innych miejscowości, zwłaszcza z Bielska-Białej. Znajdą u nas naprawdę wiele atrakcji - zachęca Renata Rus, szefowa Referatu Rozwoju i Inwestycji Urzędu Miejskiego w Czechowicach-Dziedzicach.
Dla bielszczan nowa propozycja będzie kusząca, ponieważ pływalnia znajduje się przy starej drodze do Bielska obok lodowiska na terenie MOSiR-u. To zaledwie kilka minut samochodem od bielskich rogatek.
W dużej hali jest przede wszystkim pełnowymiarowy basen pływacki o wymiarach 12,5 na 25 m z sześcioma torami i widownią dla stu osób. Obok niego czeka basen rekreacyjny o powierzchni 120 m kw. Znajdziemy w nim gejzer powietrzny, leżanki z bąbelkami oraz dysze do masażu zamontowane zarówno pod, jak i nad powierzchnią wody. Z basenu rekreacyjnego wpłyniemy do dzikiej rzeki, gdzie porwie nas wartki nurt wywołany przez specjalne pompy. Jest jeszcze płytki brodzik z wodnym grzybkiem dla najmłodszych oraz 60-metrowa zjeżdżalnia.
W przerwach między wodnymi uciechami będzie można odpocząć na leżakach lub wstąpić do kawiarenki, którą podzielono na dwie części: "dla mokrej stopy" oraz gości, którzy nie korzystają z basenów. Na chętnych czekają też dwa jacuzzi, sauny (sucha i parowa) i zaplecze rehabilitacyjne z wirówkami, masażami i fizykoterapią. W obiekcie będą też kręgielnia, siłownia i klub fitness. Basen jest dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych.
- Mamy szeroką ofertę dla całych rodzin. Każdy znajdzie tu coś dla siebie - mówi Stanisław Zagól, kierownik pływalni.
Basen jest czynny w godz. od 7 do 22.30. Dorośli za godzinę pływania zapłacą 8 zł, dzieci od trzech lat wzwyż, studenci, niepełnosprawni i emeryci - 4 zł. W weekendy i święta będzie można skorzystać z tańszych biletów rodzinnych.
Budowa pochłonęła około 13 mln zł. Czechowickiemu samorządowi udało się zdobyć ponad 2,2 mln zł dotacji z Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej.
Wit - Pią Kwi 04, 2008 6:27 pm
Czechowice-Dziedzice: Gibson zdradza plan
dziś
Elektrociepłownia, w której użyty będzie metan i gorszy gatunek wydobywanego węgla, wzrost zatrudnienia, przeznaczenie 200 mln dolarów na modernizację kopalni i bezpieczeństwo górników. Wczoraj Tom Gibson zdradził pierwsze szczegóły dotyczące inwestycji w kupowanej przez niego KWK Silesia. W czasie, gdy rozmawiał z mediami, jego inżynierowie sprawdzali stan techniczny urządzeń czechowickiej kopalni.
Szef szkockiej spółki Gibson Group przyleciał do Polski na robocze spotkanie opracowania aktu kupna - sprzedaży.
Tom Gibson nie ukrywał zadowolenia ze spotkania. - To milowy krok w tej sprawie. Zostaliśmy poinformowani, że wygraliśmy przetarg, a odpowiednie dokumenty wysłano do ministerstwa. Przewodniczący komisji przetargowej zapewnił, że Kompania pomoże nam w biurokratycznych sprawach przejęcia kopalni - mówił wczoraj dziennikarzom. Według szkockiego biznesmena Silesia trafi do Gibson Group 30 czerwca, bo takie daty widniały na sporządzanych dokumentach. Zbigniew Madej, rzecznik Kompani Węglowej nie przesądza sprawy.
- Zarząd i rada nadzorcza Kompanii Węglowej wyraziły swoje zadowolenie. Ale nie ma jeszcze zgody właściciela, czyli Ministerstwa Skarbu Państwu. Dopiero, gdy ta będzie, kopalnia zostanie przekazana - mówi Madej.
Gibson wczoraj w Czecho-wicach spotkał ze związkowcami KWK Silesia. W rozmowie z dziennikarzami podkreślał, że w związkowcach widzi dobrych partnerów na najbliższe lata przedsięwzięcia. - Rok temu podpisaliśmy umowę społeczną. Gdyby nie oni, nie byłoby dziś tej rozmowy - tłumaczył.
Wyjawił też powód kupna kopalni przynoszącej straty. Celem Gibson Group, która w ostatnich latach zajmuje się elektrociepłowniami opalanymi węglem, jest wybudowanie na terenie KWK Silesia takiego właśnie zakładu. Szkot podkreślił, że opałem elektrociepłowni będzie węgiel gorszej jakości, a także... metan, wydobywający się w czecho-wickiej kopalni. To ma zagwarantować opłacalność zakładu. - Mamy najnowsze technologie służące do wyłapywania tego gazu. Będzie jednym ze składowych opału - wyjaśnił Tom Gibson. Zapewnił, że elektrociepłownia nie będzie szkodziła środowisku.
Szkot odniósł się też do prasowych spekulacji donoszących, że za jego grupą stoi inny kapitał. - Byłem nimi urażony. Prasa rynsztokowa pisała, że naszą grupą steruje KGB. Jesteśmy związani z wieloma projektami na świecie, co jest normalne i legalne. Ale jeśli znajdziecie kogoś z Rosji, kto zaoferuje nam pomoc finansową, zaakceptuję ją. Choćby i jutro - skwitował.
- POLSKA Dziennik Zachodni
......................
O proszę...jeszcze elektrociepłownia ma szansę powstać. Oby udało się to przejęcie
Kris - Pią Kwi 18, 2008 7:50 am
Goczałkowice Zdrój: Park zdrojowy ma nabrać urody
dziś
Na razie gmina stara się dbać o bieżące utrzymanie parku. Michał Beberok z AZK mówi, że często przeszkadzają w tym chuligani, niszcząc lampy i rozwalając kosze na śmieci.
Pani Marta z Krakowa lubi przyjeżdżać do Goczałkowic. Co roku - jak mówi - trochę ją tu podreperują zabiegami i znowu może w miarę normalnie funkcjonować. Lubi Goczałkowice za to, że są kameralne. Jej nerwy i serce potrzebują spokoju, zieleni, łagodnego klimatu. To wszystko tu znajduje. Goczałkowice mają jeszcze ten plus, że nie musi odbywać dalekiej podróży, żeby dostać się do "swoich wód". Drażnią jednak dwie sprawy: zrujnowany i zamknięty dworzec oraz park, o którym mówi, że jest bez wyrazu i smutny. Podobne opinie usłyszeć można od wielu kuracjuszy. Być może w ciągu kilku sezonów ich ton się zmieni. W każdym razie zabiegi gminy wskazują na to, że chce sprawić swoim gościom miłą niespodziankę.
Gmina stała się właścicielem parku i stawu Maciek przed trzema laty. Do tego czasu zawiadywał tymi terenami Wojewódzki Ośrodek Reumatologiczno-Rehabilitacyjny. Zmartwieniem dyrekcji były przeciekające dachy budynków, wymagające modernizacji wyposażenie pokojów i rozwiązywanie spraw personalnych. Parku na pewno na liście spraw ważnych nie było. Dlatego dziczał i popadał w ruinę. Kiedy ławki nie mogły się doczekać świeżej farby, nikt nie wspominał takich fanaberii, jak np. kwietny kalendarz, który kiedyś był czy muszla koncertowa, w której grywały orkiestry.
Przejmując od marszałka zieloną otoczkę rekreacyjno-wypoczynkową uzdrowiska, gmina postanowiła ją zmodernizować i uatrakcyjnić. Najpierw był konkurs, który przyniósł wizję Zdroju zagospodarowanego co najmniej jak Ciechocinek. Z tężniami solankowymi, przystanią dla sprzętu pływającego nad Maćkiem, molem, a nawet sztuczną wyspą. Te materiały udostępniła ostatnio gmina Katarzynie Kudacik, architektowi zieleni.
- Poprosiliśmy o przedstawienie dwóch koncepcji nowej aranżacji parku, skweru między parkiem i Maćkiem oraz obrzeży Maćka. Mając taki materiał będziemy mogli zlecać dokumentację i występować o środki zewnętrzne. Bo to, że będzie to bardzo droga inwestycja, nie ulega wątpliwości - mówi Gabriela Placha, wicewójt Goczałkowic.
Najpierw Katarzyna Kudłacik musiała wykonać inwentaryzację parkowej zieleni. Spis 2.234 drzew i krzewów zajął 190 stron. Wśród nich jest zaledwie 30 o wymiarach pomnikowych (mimo że park ma grubo ponad 100 lat), a 95 mających powyżej 1,5 m obwodu. Poza jedną katalpą nie ma tu specjalnie oryginalnych gatunków. Za to wieloletnie zaniedbania doprowadziły do powstania buszu z samosiejek. Część z nich trzeba będzie usunąć, podobnie jak zaatakowane jemiołą olchy.
Według pierwszej koncepcji park miałby nabrać charakteru naturalistycznego. Miałby ukośne osie widokowe, kolekcje gatunków przypisanych nazwom sanatoriów (magnolii, azalii, jaśminowców), tęczowe mostki, kwietną łąkę, szachy plenerowe, boisko do krokieta, ogród "cztery pory roku"... Herbaciarnię na wyspie otaczałaby kolekcja wiśni. W budynku dworca - muzeum.
Druga propozycja - styl klasycyzujący. Proste osie widokowe, gwiaździste place, geometryczne kwietniki, promenada, aleja gotycka, strzyżone cisy, jarząby i lipy. Także tory do minigolfa i kręgli, a przy dworcu - rosarium.
Która z nich zostanie wybrana, zobaczymy. Z pierwszych opinii radnych wynika, że najbardziej podałoby się im połączenie elementów jednej i drugiej koncepcji. Jedno jest pewne. Całego parku i tak nie zmodernizuje się naraz. Na to potrzeba będzie co najmniej kilku lat.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzen ... 9bcc396832
Wit - Nie Lip 06, 2008 7:42 am
Czechowice-Dziedzice wydzierżawią dworzec
Mac2008-07-03, ostatnia aktualizacja 2008-07-03 21:16
Atrakcyjne wnętrze z dobrą restauracją, świetlicą, sklepami i małym muzeum opowiadającym o historii miasta - tak ma wyglądać zaniedbany dworzec kolejowy w Czechowicach-Dziedzicach. Samorząd jest bliski jego wydzierżawienia
Dworzec w Czechowicach-Dziedzicach to ważny węzeł na przecięciu szlaków kolejowych. Każdego dnia przesiadają się tu setki pasażerów. Niestety, obiekt robi fatalne wrażenie. Straszą brudne, odrapane ściany, zaniedbane wnętrze, zdezelowane drzwi, dziurawy dach i rynny. - Wstydzimy się tego obiektu, chociaż nie ponosimy za ten stan odpowiedzialności. A przecież to jest wizytówka miasta, bo dworzec stoi w samym centrum- mówi Wiesław Maśka, pełnomocnik burmistrza ds. projektów kluczowych.
Aby przeprowadzić gruntowny remont, miasto przez długi czas starało się przejąć budynek na własność od PKP. Teraz przejęcie chce wydzierżawić dworzec. - Według wstępnych ustaleń okres dzierżawy ma wynieść 29 lat. Umowę chcemy podpisać jesienią. Mamy zarezerwowane 3,9 mln zł unijnej dotacji na przeprowadzenie renowacji - wyjaśnia Maśka.
Koncepcja zakłada, że budynek zostanie wyremontowany. Ma tu działać świetlica, restauracja, punkt informacji oraz być może posterunek policji. Część powierzchni będą mogły zająć sklepy i punkty usługowe. W planach jest też urządzenie niewielkiego muzeum, opowiadającego historię miasta związaną z dworcem. To ma umożliwić podróżnym poznanie Czechowic-Dziedzic i umilić czas oczekiwania na pociąg.
- Jesteśmy w trakcie uzgadniania treści umowy a ostateczną decyzję podejmie zarząd PKP. Jest dobra wola obu stron, aby pozytywnie załatwić tę sprawę, bo zarówno dla miasta jak i dla nas będzie to najlepsze - powiedziała nam Aleksandra Koniak, z-ca dyrektora ds. zarządzania rejonem Katowice w PKP Dworce Kolejowe.
Wit - Czw Lip 31, 2008 12:04 pm
Goczałkowice: Po pożarze dworzec popada w ruinę
25.07.2008
"Jestem w szoku, nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdybym miała mocniejszy sen. Noc spędziłam u córki (...), ale rano przyjechałam z powrotem, by zobaczyć, jak wygląda mieszkanie. Nie można wejść do pokoju nad poczekalnią, bo grozi zawaleniem" - opowiadała Władysława Bielan reporterowi "Dziennika Zachodniego" po pożarze. Od rzuconego w kosz na śmieci niedopałka zapaliła się poczekalnia. Mieszkającą na piętrze Bielanową obudził brzęk pękających z gorąca szyb. To uratowało ją i syna. Ostatnich lokatorów goczałkowickiego dworca. To było w listopadzie 2004 roku.
Po pożarze kolejarze wykwaterowali Bielanów, a dworzec zamknęli. Nikt się nie bierze za remont, ani nie burzy. Zakład Gospodarki Nieruchomościami nie przysłał nawet człowieka, który zdjąłby z frontonu zardzewiałe godło państwowe.
Cztery lata to dużo dla budynku, po którym hula wiatr wpadający przez puste ramy okien. Czy będzie jeszcze co ratować, stwierdzą rzeczoznawcy. Kiedyś chyba ich tutaj PKP ściągnie, żeby przekazać budynek nowemu właścicielowi. Gmina Goczałkowice zainteresowana jest dworcem. Składała propozycje jego przejęcia, ale bez skutku. Raz zaproponowano jej dzierżawę ruiny za 3 tys. zł miesięcznie, innym razem kupno za 300 tysięcy.
- Ani jedno, ani drugie nas nie urządza. Gdyby w grę wchodziło kupno, to jedynie gruntu, na którym dworzec stoi. Byliśmy skłonni zapłacić 80 tys. zł. - przypomina wójt Krzysztof Kanik.
Na tę propozycję kolej nie przystała. Sama wpadła za to na pomysł wystawienia dworca na sprzedaż przetarg. Gminę powiadomiono, że gdyby przetarg się nie powiódł, zostanie zaproszona do negocjacji.
- Na razie do nich nie doszło. Dowiedzieliśmy się, że nie załatwiono jeszcze podziału nieruchomości, na której stoi dworzec, żeby wyodrębnić z niej działkę z zamieszkałym domkiem kolejarskim. Ostatnio doszła jeszcze sprawa geodezyjnego wydzielenia peronu - tłumaczy Kanik.
Gmina cały czas podtrzymuje swoją ofertę przejęcia budynku. Są pomysły na jego zagospodarowanie. Na parterze można by na nowo otworzyć kasę i poczekalnię, znalazłoby się też pomieszczenie dla posterunku policji. Na górze można by urządzić lokalne muzeum, nawet z elementami kolejarskimi. Planów dyrekcji ZGN nie udało się nam poznać, ponieważ rzecznik prasowy był w podróży służbowej.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
Budynek dworca nie tylko przynosi wstyd uzdrowisku i gminie, ale z dnia na dzień staje się coraz większą ruiną.
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/878937.html
Wit - Wto Wrz 30, 2008 1:10 pm
Braterstwo Broni precz z Czechowic!
Ewa Furtak2008-09-29, ostatnia aktualizacja 2008-09-29 11:05
O pomniku Braterstwa Broni czechowiccy radni nie mówią inaczej jak: "relikt minionej epoki i narzędzie zakłamywania historii". Zadecydowali, że trzeba go przenieść, a na jego miejscu wybudować pomnik Wolności.
W centrum Czechowic-Dziedzic na granitowym cokole stoją obok siebie żołnierze Armii Czerwonej oraz Ludowego Wojska Polskiego. Pomnik Braterstwa Broni "urodził się" w 1953 roku na naradzie Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Już kilka miesięcy potem monument został uroczyście odsłonięty. Autorem pomnika był Stanisław Marcinów.
W nowej Polsce pomnik zaczął Czechowice uwierać. Co rusz pojawiały się żądania, żeby przestał drażnić ludzi. Najlepiej, jakby zniknął z oczu. Nie wszyscy tak myślą. Pomnik ma także obrońców. Grupa mieszkańców przez kilka lat starała się o jego renowację. Kilka lat temu do miasta przyjechał nawet w tej sprawie ówczesny konsul generalny Federacji Rosyjskiej w Krakowie Leonid Rodionow i obiecał pomoc finansową. Niestety, dwa lata temu zmarł główny zwolennik odnowienia pomnika Kazimierz Leśniak i pomysł renowacji nie został zrealizowany.
Dzisiaj pomnik jest w opłakanym stanie. Beton, z którego wykonani są żołnierze, kruszeje. Mieszkańcy pobliskiego osiedla Lesisko zdecydowali, że nie chcą dłużej postumentu oglądać. Domagają się, żeby został przeniesiony, a na jego miejscu stanął pomnik Wolności. Taki monument stał na czechowickim pl. Wolności do II wojny światowej. Sprawa trafiła nawet na sesję. 20 radnych zagłosowało za przeniesieniem pomnika. "Monument, który dziś jest reliktem minionej epoki, a przez wiele lat był narzędziem zakłamywania historii, powinien zniknąć z centrum naszego miasta" - czytamy w uzasadnieniu uchwały.
Od czasów, gdy jedni chcieli burzyć pomnik, a inni go modernizować, nic się nie zmieniło - zdania na ten temat wśród mieszkańców są podzielone.
- To pomnik poświęcony także polskim żołnierzom. Żyją jeszcze w regionie ludzie, którzy walczyli w szeregach Ludowego Wojska Polskiego. To głupi pomysł - uważa Kazimierz Szostak, jeden z mieszkańców Czechowic. Jednak inni uważają, że w dzisiejszych czasach taki pomnik w centrum miasta to powód do wstydu. Rondo, przy którym monument stoi, zostało niedawno nazwane rondem Solidarności. Do takiej nazwy Braterstwo Broni nie pasuje.
- Ta sprawa budzi bardzo wiele emocji. Pomnik nie jest własnością grupy radnych i to nie my powinniśmy decydować, co z nim zrobić. Dlatego proponowałem, żeby w tej sprawie zostało rozpisane referendum. Pomnik stał w mieście prawie 60 lat i nic by się nie stało, gdyby postał jeszcze dwa, do wyborów samorządowych, gdy moglibyśmy zapytać mieszkańców o zdanie - mówi Fryderyk Czader, który zagłosował przeciwko uchwale. Jego zdaniem to właśnie przenosiny pomnika będą zakłamywaniem historii. - Nie zmieni to faktu, że dzięki Armii Czerwonej nasze miasto zostało wyzwolone - mówi Czader.
Nawet nie wiadomo, gdzie pomnik miałby zostać przeniesiony. Pojawiła się m.in. propozycja ustawienia go na bielskim cmentarzu żołnierzy Armii Czerwonej. Pojawiły się jednak zastrzeżenia, że taki cmentarz to nie jest miejsce dla polskiego żołnierza, którego sylwetka też jest na cokole. A pomnika przeciąć się nie da.
- Rozważanych jest kilka miejsc, ale żadne decyzje na razie nie zapadły. Z pewnością zostanie ustawiony w jakimś innym miejscu jako świadek historii - zapewnia Marek Kwaśny, przewodniczący czechowickiej rady miejskiej.
............................
Zmiana na cokole
Alicja Waliszewska, 2008-09-30 19:47
Krzyżyk został postawiony. Tym razem w Czechowicach-Dziedzicach. Radni zdecydowali, że nie chcą już oglądać pomnika, stojącego od kilkudziesięciu lat w centralnym miejscu miasta. Socrealistyczny pomnik braterstwa broni, ma zastąpić nowy - pomnik wyzwolenia. Jak zapewniają władze miasta, o tym z PRL-u nie zapomną... choć na razie nie wiadomo, jakie będą jego losy.
Polak i Rosjanin. Ci towarzysze broni sprzed lat prawdopodobnie już niedługo będą musieli rozstać z miejscem, w którym teraz stoją. - Ja uważam, że przyszła moda, żeby niszczyć coś co już jest, a stawiać no nie wiem, czy coś lepszego? - wątpi Anna Szczekowicz, mieszkanka Czechowic-Dziedzic.
Ta moda dotarła również do Czechowic- Dziedzic. Radni zdecydowali, że symbol polsko-radzieckiej przyjaźni, to narzędzie zakłamywania historii i musi zniknąć z centrum miasta. - Chcieliśmy, żeby został przeniesiony w inne miejsce, gdzie świadczyłby o swojej historii, gdzie będzie odpowiednio opisany. Być może będzie zalążkiem jakiegoś małego muzeum na wolnym powietrzu? - stwierdza Marek Kwaśny, przewodniczący rady miasta w Czechowicach-Dziedzicach.
Być może, bo gdzie zostanie przeniesiony - na razie nie wiadomo.Wiadomo, że w jego miejscu ma stanąć pomnik wolności, zniszczony przez Niemców podczas okupacji. Choć wielu mieszkańców sensu takiej zamiany nie widzi. - Jest jaki jest, nikomu nie przeszkadza. Pozbywanie się i dawanie na jego miejsce jakichś nowoczesnych pomników, to nie będzie korzystanie wpływało na nasze stosunki między Rosją a Polską - uważa Krzysztof Kubica, mieszkaniec Czechowic-Dziedzic. Jak mówią ten pomnik powinien przypominać historię Polski i powinien stać tam, gdzie stoi.
A stoi ich wiele. Według danych śląskiego urzędu wojewódzkiego - w naszym regionie miejsc pamięci poświęconych żołnierzom armii czerwonej jest prawie setka. Wielu jest także ich obrońców. Już 18 lat temu temu władze Dąbrowy Górniczej postanowiły wysadzić taki pomnik. Nie udało się. Młodzież - beneficjenci nowych czasów - postanowili obronić ten pomnik. Mieszkańcy pilnowali tego pomnika. Były dyżury w dzień i w nocy. Został przemalowany, miał kilka nazw. Miał być hołdem miłości, Jimiego Hendrixa, ale w końcu zostało jak było - czci pamięć bohaterów czerwonych sztandarów.
- W momencie, kiedy gloryfikujemy żołnierzy radzieckich, to zaprzeczamy rzeczywistości. Było wyzwolenie, ale wyzwolenie od faszyzmu, z którym przyszła okupacja komunistyczna, trudno, żebyśmy teraz w Polsce, która jest krajem niepodległym czcili żołnierzy radzieckich i symbole komunistyczne, które przyniosły nam drugą okupację - uważa Przemysław Miśkiewicz, Stowarzyszenie Pokolenie.
Te argumenty często przegrywają jednak z bardziej przyziemnymi. Tak jak w Katowicach, gdzie pomysł usunięcia z centrum miasta pomnika wdzięczności Armii Czerwonej wraca jak bumerang. - W centrum miasta jest wiele rzeczy do zrobienia, co pochłania olbrzymie środki finansowe, w tym modernizacja centrum, więc ten temat odsuwamy na plan dalszy. To nie jest w tej chwili najistotniejsze. Pomnik nie przeszkadza mieszkańcom, więc trudno mówić o terminie jego przeniesienia - mówi Waldemar Bojarun, rzecznik UM w Katowicach.
I tak pragmatyzm bierze górę nad historyczną prawdą.
http://www.tvs.pl/informacje/5177/
Wit - Śro Paź 22, 2008 1:38 pm
Czechowice-Dziedzice: Budowa centrum budzi emocje
dziś
Jest szansa, że na terenach przemysłowych byłej NKT Cables i niewykorzystanych gruntach miejskich, liczących 8,5 hektara, powstanie nowoczesne centrum handlowo-usługowe z częścią gastronomiczną, a także biurowo-konferencyjną oraz przestronny gmach Urzędu Miasta.
Mimo że inwestycja jest jeszcze w sferze planów, to już teraz wiadomo, że nie obędzie się bez protestów mieszkańców.
Koncepcję wybudowania nowoczesnego centrum, przedstawił czechowickim radnym pełnomocnik zarządu miejscowej spółki BJG, Marek Gałuszka.
Na poprzemysłowym terenie działa obecnie kilka spółek. Planują one stopniowe wygaszenie produkcji. Dlatego inwestycji nie można zacząć już. Zakończenie jej pierwszego etapu planowane jest do 2011 roku, drugiego do roku 2016. Inwestor spodziewa się również, że miesiącami będą ciągnęły się formalności.
- Wniosek złożyłem w urzędzie pół roku temu, a dopiero teraz mam okazję spotkać się z radnymi - stwierdził Marek Gałuszka, który koszt swojej części inwestycji ocenia na 30 do 50 mln zł.
- Jeśli ten pomysł uda się zrealizować, miasto w końcu się zmieni. To byłby nasz pierwszy kompleks handlowo-usługowy na miarę wieku. W pobliskim Bielsku-Białej tylko obecnie powstają takie dwa, a wiele innych działa już od lat. Szkoda tylko, że będziemy musieli tak długo czekać - żałowała radna Alicja Ogiegło.
Już teraz wiadomo, że nie obędzie się bez protestów mieszkańców. Chodzi głównie o tereny należące obecnie do prywatnego inwestora, które użytkują lokatorzy okolicznych domów. Ludzie boją się również, że stara kanalizacja w ich domach nie wytrzyma nowych warunków, a hałas powodowany dostawami towarów nie da im żyć. Marek Gałuszka zamierza jutro spotkać się z mieszkańcami, żeby nakreślić im swoje plany.
- Chcę powiedzieć ludziom, że nie dążymy do żadnych sporów i w sprawie ich przydomowych działek zamierzamy się dogadać. Poradzimy sobie też z kanalizacją, a w planach mamy ekrany dźwiękochłonne i pasy zieleni - zapewnia pełnomocnik.
Wanda Then - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/912618.html
Wit - Nie Paź 26, 2008 12:01 pm
Goczałkowice przeszły gruntowne badania pod kątem uzdrowiskowej kondycji
24.10.2008
Gruba zielona teczka zawiera diagnozę Goczałkowic. Nie tylko uzdrowisko, ale cała gmina po raz pierwszy przeszła tak gruntowne badania. Wyniki, zamknięte w grubej zielonej teczce opatrzono herbem oraz napisem "operat uzdrowiskowy" i wysłano do Ministerstwa Zdrowia. Takich teczek minister Ewa Kopacz otrzyma tyle, ile mamy w Polsce uzdrowisk.
- Wszystkie musiały zlecić takie badania, zobligowane do tego Ustawą o leczeniu uzdrowiskowym, uzdrowiskach i gminach uzdrowiskowych. Ogłoszona w 2005 roku dawała na to gminom trzy lata.
- Tak naprawdę z tego trzyletniego okresu mieliśmy tylko rok. Dwa lata skonsumowało samo ministerstwo na przygotowanie przepisów wykonawczych, a głównie na wskazanie instytucji, które mogą certyfikować właściwości lecznicze surowców stanowiących bogactwa naturalne uzdrowisk i właściwości klimatu. Utrudnili przez to całą robotę, ponieważ wszyscy robiliśmy to po raz pierwszy, a wybór firmy autoryzującej badania musiał się odbywać poprzez przetarg. Nie było też takiego mądrego, który by wiedział ile takie opracowanie może kosztować, więc trudno było zaplanować na nie pieniądze w budżecie. Gdyby się raptem okazało, że mamy ich za mało niż wynosi najniższa cena podana przez oferentów, niestety przetarg zostałby unieważniony. Tak więc start był pod górkę. Na szczęście nam udało się z tym uporać z lekkim jedynie poślizgiem - mówi Wacław Rutkowski, gminny architekt.
Goczałkowice, mimo że kurują schorowanych ludzi swoją solanką i borowinami od ponad 150 lat, posługują się tymczasowym statutem gminy uzdrowiskowej. Uzdrowiskiem pełną gębą zostaną, jeśli zawartość zielonej teczki nie wzbudzi wątpliwości ministerialnych decydentów.
Nowe przepisy nie są złe. W końcu każdemu zależy, żeby miejsca, które reklamują się jako dobroczynne dla naszego zdrowia posiadały weryfikację. Ich gospodarze też z pewnością chcą mieć wiedzę, czym naprawdę dysponują, co jest dobre, a co wymaga poprawy.
Goczałkowicki operat firmuje Przedsiębiorstwo Robót Geologicznych Geoprofil z Krakowa. Do poszczególnych badań dobrało sobie fachowców od powietrza, borowi, solanek, urządzeń lecznictwa uzdrowiskowego, badano poziom promieniowana elektromagnetycznego i właściwości lecznicze klimatu.
Wyniki?
- Wyszły tak, jak się można było spodziewać - twierdzi Rutkowski. - Większość jest pozytywnych, ale badania powietrza potwierdziły, że bardzo dużym zagrożeniem jest DK-1 i coś z tym fantem trzeba jak najprędzej zrobić. Badania dostarczą świeżej wiedzy Zarządowi Dróg Wojewódzkich na temat liczby samochodów, jaka przemieszcza się "jedynką" w tym rejonie. W ciągu doby jest ich ponad 38 tys. To znaczy, że od 2005 r., z którego wyniki ma ZDW, przybyło ich ponad 8 tys. Istna rzeka, która szybko płynie, ale zostawia za sobą spaliny i hałas. "Operat" będzie - jak zapewnia wójt Krzysztof Kanik - argumentem w rozmowach z administratorem "jedynki" na temat ekranów. Goczałkowice nie chcą plastików ani betonów, ale ziemne. Kilkumetrowej wysokości, obsadzone zielenią, które będą pochłaniać zanieczyszczenia i wygłuszać hałas.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/913541.html
................................
Czechowice-Dziedzice: Na miarę wieku
24.10.2008
W poniedziałek inwestor spotkał się z radnymi Czechowic-Dziedzic, wczoraj dyskutował z mieszkańcami.
- To zmiany rewolucyjne - komentował burmistrz miasta, Marian Błachut. - W końcu coś na miarę XXI wieku - wtórowała mu radna Alicja Ogiegło. Mieszkańcy byli bardziej sceptyczni.
Seria spotkań i konsultacji związana jest z planami zagospodarowania terenów przemysłowych byłej NKT Cables i przylegających do nich pustych przestrzeni komunalnych. Prywatny inwestor, czechowicka spółka BJG, wykupił blisko 5 hektarów tego poprzemysłowego terenu, ponad 3 hektary należą do gminy. Spółka złożyła w Urzędzie Miejskim wniosek o wydanie decyzji na budowę centrum handlowo-usługowego z częścią gastronomiczną i biurowo-konferencyjną w rejonie ulic Legionów, Kolejowej, Smolnej. Na terenach gminy, w sąsiedztwie centrum, powstać miałby przestronny gmach Urzędu Miasta.
- Koncepcja przynosi śmiałe założenia architektoniczne, które w przypadku realizacji, mogą doprowadzić do powstania w centrum miasta nowego kwartału o odmiennych niż to tej pory funkcjach - zapewnia sekretarz miasta, Marek Gazda.
Szczegółowo koncepcję przedstawił czechowickim radnym i mieszkańcom pełnomocnik zarządu spółki BJG, Marek Gałuszka. Jak wyjaśniał, teren poprzemysłowy użytkowany jest obecnie przez kilka spółek, które planują wygaszenie produkcji. Dlatego inwestycji nie można zacząć już. Zakończenie jej pierwszego etapu planowane jest do 2011 roku, drugiego do roku 2016. Inwestor spodziewa się również, że miesiącami ciągnęły się będą formalności. - Wniosek złożyłem w urzędzie pół roku temu, a dopiero dziś mam okazję spotkać się z radnymi - mówił w poniedziałek Marek Gałuszka, który koszt swojej części inwestycji wycenia na 30 do 50 mln zł.
Projekt jest nowoczesny, bryła centrum intrygująca. W zależności od zainteresowania przyszłych użytkowników będzie miało od dwóch do czterech kondygnacji.
- Jeśli tę koncepcję uda się zrealizować, miasto w końcu się zmieni. To byłby nasz pierwszy kompleks handlowo-usługowy z prawdziwego zdarzenia. W pobliskim Bielsku tylko obecnie powstają takie dwa, a wiele innych pracuje już od lat. Szkoda tylko, że będziemy musieli tak długo czekać - żałowała radna Alicja Ogiegło.
Inwestycja rozwiązałaby też lokalowe problemy urzędu. Na razie mieści się on na powierzchni 1300 m kw. bez możliwości rozbudowy, z wydziałami i komórkami w kilku innych obiektach. Nowy budynek miałby 5 tys. m kw., co pozwoliłoby ulokować tu wszystkie wydziały i referaty. Byłby też wygodny i rozległy parking, tereny zielone, a przy okazji dla mieszkańców możliwość połączenia wizyty w urzędzie z zakupami.
Choć termin realizacji jest dość odległy, już dziś wiadomo, że nie obędzie się bez protestów mieszkańców. Chodzi głównie o tereny należące obecnie do prywatnego inwestora, które użytkują lokatorzy okolicznych domów. Ludzie boją się też, że stara kanalizacja w ich budynkach nie wytrzyma nowych warunków, a hałas powodowany dostawami towarów nie da im żyć. Na razie inwestor obiecuje, że wszystko da się załatwić.
Wanda Then - POLSKA Dziennik Zachodni
http://bielskobiala.naszemiasto.pl/wyda ... 13675.html
To normalnej wizualizacji DZ nie potrafił załatwić....
Wit - Sob Gru 27, 2008 1:45 am
Chcemy inwestorów, którzy przysporzą nam dochodów
19.12.2008
Sobiesław Zasada był pierwszym inwestorem, jaki się trafił Goczałkowicom na gminne tereny przy drodze szybkiego ruchu.
Kiedy dobijano transakcji w 1996 roku, wydawało się, że niegdysiejszy mistrz kierownicy, a teraz już bogaty biznesmen, raz dwa zagospodaruje teren, da ludziom pracę, a gmina będzie czerpać dochody z podatków. Plany i nadzieje okazały się mirażem. Na świetnie usytuowanych działkach nie stanęło nic. Nowy właściciel wydzierżawił je rolnikom.
- A z takiej działalności żaden zysk dla gminy. Dlatego chcemy zacząć pozyskiwać inwestorów, którzy rzeczywiście coś tu wybudują i zaczną działalność - podkreśla wójt Krzysztof Kanik.
Czy drugie podejście będzie bardziej fortunne, może się okazać już niebawem.
Na wtorkowej sesji radni zgodzili się na wystawienie na sprzedaż kolejnego kawałka gminnej ziemi. Chodzi o 2,8 hektara przy drodze zbiorczej, za obiektem stawianym na prywatnym gruncie. O cenie, nawet szacunkowej, na razie wójt nie chce mówić. Uchwała to dopiero delegacja do uruchomienia procedury, polegającej na zleceniu oszacowania wartości terenu przez rzeczoznawcę majątkowego, a potem przygotowaniu i ogłoszeniu przetargu. Ziemia przy "jedynce" budzi zainteresowanie. - Zgłaszają się potencjalni inwestorzy. Tym bardziej więc przed wyceną trudno cokolwiek powiedzieć o pieniądzach. W przetargu kwota może jeszcze wzrosnąć - dodaje wójt.
Co będzie mógł z tym gruntem zrobić nabywca? Plan zagospodarowania przestrzennego Goczałkowic przewiduje lokowanie w tej okolicy nieuciążliwej produkcji i usług. W każdym razie nie może to być żadna działalność, która pogorszyłaby stan środowiska. Goczałkowice jako gmina uzdrowiskowa muszą o to szczególnie dbać.
Na tych 2,8 ha stan posiadania gminy się nie kończy. W pobliżu DK-1 pozostają jeszcze dwie trzyhektarowe działki, które ciągną się pasem aż do linii kolejowej.
Atrakcyjność tego terenu polega nie tylko na lokalizacji, która zapewnia wygodny dojazd i wyjazd. Bardzo ważnym atutem - jak twierdzi wójt Kanik - jest ich uzbrojenie we wszelkie dostępne media. W przyszłym roku ma do tego dojść jeszcze kanalizacja.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/938192.html
Kris - Nie Gru 28, 2008 9:34 pm
Ląduj na hałdzie
Niedziela, 28 grudnia (06:00)
Księżycowy krajobraz hałd przy kopalni Silesia koło Czechowic-Dziedzic na Podbeskidziu w ciągu kilkunastu miesięcy przeobraził się w nowoczesne lotnisko z betonowym pasem startowym, hangarami i halami produkcyjno-usługowymi.
Tu w Kaniowie przez lata kopalnia Silesia wyrzucała odpady. Nadal ma w tym rejonie osadnik i wciąż składuje pokruszoną skałę - uboczny produkt wydobycia węgla.
Koszmarnie zdegradowany teren ma jednak, jak się okazało, wielką zaletę - stanowi spory płaski obszar położony daleko od wielkich skupisk ludzkich z potencjalnie niezłym dostępem do sieci drogowej. Idealne miejsce na... lotnisko.
Z lotu ptaka wypatrzone
Kilka lat temu pojawił się projekt budowy pasa startowego na lotnisku Aeroklubu Bielskiego w Aleksandrowicach. Inwestycja na tym najmniejszym w Polsce, śródmiejskim lotnisku nie wypaliła z powodu sporów formalnoprawnych, a także głośnych protestów mieszkańców. Odłożone w miejskim budżecie środki na modernizację lotniska przepadły, ale bielscy piloci nie zrezygnowali ze swoich pomysłów. Latali nad okolicą i szukali dogodnego terenu.
Ten w rejonie ujścia rzeki Białej do Wisły wypatrzyli ze śmigłowca Dariusz Piecuch i Piotr Jafernik.
- Chodziło nam o latanie całoroczne i całodobowe - mówi prezes Bielskiego Parku Techniki Lotniczej (BPTL) Dariusz Piecuch. - Lotnisko w Aleksandrowicach działa w zasadzie tylko przez pół roku.
Ponadto nie było dostępne dla coraz popularniejszych małych samolotów z wysuwanym podwoziem. Do tego doszły protesty bielskiej społeczności przeciw lataniu w centrum miasta, a tym bardziej do dokonywania próbnych lotów nowych konstrukcji, bo faktycznie takie testy nie powinny się odbywać w rejonie skupisk ludzkich.
Pomysł budowy parku techniki na pokopalnianych nieużytkach w Kaniowie poparli starosta bielski Andrzej Płonka i kilkanaście przedsiębiorstw branży lotniczej działających w rejonie stolicy Podbeskidzia, skupionych w Federacji Firm Lotniczych.
Kiedy narodziła się idea Parku Lotniczego, te tereny były własnością Skarbu Państwa (pozyskano je w ramach restrukturyzacji i oddłużania kopalni). Starostwo przekształciło działkę w tereny komunalne.
Dzięki pomocy Górnośląskiej Agencji Przekształceń Przedsiębiorstw projekt wystartował po unijne wsparcie finansowe i został zaakceptowany.
- Aplikowaliśmy o bardzo korzystną formę pomocy, w której dofinansowanie projektu to 87,5 proc. kosztów kwalifikowanych inwestycji - mówi Piecuch. - I udało się. Kwotę 12,5 proc. uiścili partnerzy: starostwo powiatowe aportem rzeczowym teren o powierzchni blisko 16 ha, pozostali partnerzy gotówkę na konto spółki zarządzającej.
Projekt otrzymał wsparcie finansowe w ramach Sektorowego Programu Operacyjnego Wzrost konkurencyjności przedsiębiorstw, lata 2004-06,
Priorytet 1: Rozwój przedsiębiorczości i wzrost innowacyjności poprzez wzmocnienie instytucji otoczenia biznesu.
- Park Technologiczny Przemysłu Lotniczego jest jednym z najciekawszych przedsięwzięć realizowanych ze środków UE.
Powstała nowoczesna baza produkcyjna dla firm lotniczych - twierdzi Bogusław Holeksa, prezes funduszu kapitału zalążkowego Silesia Fund. - To pierwszorzędny przykład zagospodarowania terenów postindustrialnych, unikalny w skali nawet europejskiej. Teren, który wybrali ci pasjonaci, był krańcowo zdegradowany. I chyba tym nas urzekli. Byłem wówczas prezesem GAPP i wszyscy staraliśmy się pomoc temu projektowi, udało się w ostatniej chwili.
Na niebie i pod ziemią
W linii pasa startowego jest słup sieci energetycznej. Na razie stanowi teoretyczną przeszkodę dla ruchu powietrznego. Trwają prace nad przełożeniem linii energetycznej pod ziemię. Położenie lotniska 18 metrów nad poziomem gruntu zabezpiecza teren przed zagrożeniami powodziowymi. Pas startowy jest usytuowany blisko zabudowań kopalni, w tym wysokiej wieży wyciągowej.
Ale to nie problem - tak zwany nalot będzie się odbywał od strony stawów, gdzie nie ma zabudowań.
Przeszkody znajdują się jednak nie tylko na powierzchni. Lotnisko, wraz z hangarami i kompleksem hal produkcyjnych, powstało na terenach, pod którymi znajdują się szacowane na 16 milionów ton złoża węgla. Na razie te pokłady nie są eksploatowane, ale niewykluczone, że zarząd kopalni kiedyś po nie sięgnie.
- Jeżeli kopalnia wznowi wydobycie, to kto wie, czy nie będziemy eksploatować pokładów leżących pod lotniskiem.
Tam zalega nasza przyszłość - przekonuje Dariusz Dudek, szef Solidarności w kopalni Silesia. - W ten rejon kopalnia nadal wywozi kamień i na razie na naszej drodze stanął wielki pas startowy lotniska.
Wytyczyliśmy nową drogę dla wywózki odpadów.
Mamy dobrego sąsiada i będziemy z nim żyć w symbiozie. Dla miasta ten Park to atrakcja, popularyzacja miejscowości.
Może doceni to także przyszły inwestor kopalni? Ewentualna eksploatacja węgla pod lotniskiem oraz dalsze składowanie odpadów w rejonie nowego obiektu nie martwi szefa BPTL, który stoi na stanowisku, że kopalnia będzie zobowiązana pokryć wszystkie szkody będące skutkiem wydobycia. Niebawem będzie gotowa opinia przygotowywana dla zarządu Kompanii Węglowej w sprawie przyszłości kopalni Silesia i możliwej eksploatacji nowych pokładów.
Zgodnie z umową zawartą z Kompanią Węglową, spółka miała otrzymać teren wolny, nadający się do zainwestowania.
Gdyby ten teren rzeczywiście był wolny, inwestycja przebiegałaby szybciej i nieco taniej. Samo wysadzenie w powietrze starego budynku znajdującego się na terenie inwestycji pochłonęło prawie milion złotych.
Zakładany budżet w wysokości 23 mln zł okazał się za mały - w międzyczasie nastąpił znaczny wzrost cen towarów i usług. Wykonawcy pracowali w szaleńczym tempie, bo projekt musiał być rozliczony do czerwca 2008 r. W przeciwnym razie mogłyby przepaść środki z Unii. Na wzrost kosztów inwestycji decydujący wpływ miało też samo środowisko - zdegradowany, niejednorodny teren, duże przemieszczenia ziemi, konieczność stosowania szczególnej podbudowy pod każdym obiektem z uwagi na ewentualne szkody górnicze. Inwestycja zamknęła się kwotą 31 mln złotych.
Szybownicy i wizjonerzy
Bielsko-Biała od zawsze kojarzyła się z lotniczym - ściślej - szybowcowym "zagłębiem".
W ostatnich kilku latach prawie 20 gospodarczych podmiotów wyprodukowało tu prawie 350 statków powietrznych, począwszy od motolotni, poprzez szybowce i lekkie samoloty sportowe, po repliki historycznych konstrukcji. Podbeskidzi potencjał domagał się odpowiednich warunków rozwoju. Kaniowski Park ma być przestrzenią, gdzie twórcy statków powietrznych znajdą lepsze warunki do ich projektowania, oblatywania i produkcji.
- Liczyliśmy, że nie tylko - mówi Edward Margański, wiceprezes Zakładów Lotniczych Margański & Mysłowski, produkujących dwusilnikowe samoloty Orka. - Każda z tych firm była i jest na własnym rozrachunku, nie korzysta z niczyjej pomocy. Jesteśmy zadowoleni, że powstał Bielski Park Techniki Lotniczej. Przeniesiemy się tam, bo nasza egzystencja bezpośrednio wiąże się z lądowiskiem; musimy przeprowadzać badania naszych konstrukcji w realnych warunkach. Ale inne firmy wcale nie są przekonane do przenosin na nowe miejsce... przeprowadzka to spore koszty.
Zdaniem inżyniera Margańskiego, każda taka inwestycja jak BPTL jest skazana na sukces. W Polsce dopiero czeka nas gwałtowny rozwój lotnictwa cywilnego, w tym biznesowego, co stwarza możliwości komercjalizacji lądowiska. Margański jest przekonany, że zapotrzebowanie na produkcję lekkich samolotów będzie rosło.
W Parku będą produkowane samoloty, zarówno do zastosowań profesjonalnych, jak i latania amatorskiego.
- W listopadzie rozpoczynamy wytwarzanie Orki - potwierdza Margański.
Pierwsze dwa egzemplarze powstaną jeszcze w podbielskiej Wapienicy. Od przyszłego roku Orki będą budowane w Parku w Kaniowie.
Tadeusz Gańczarczyk
http://biznes.interia.pl/news/laduj-na-haldzie,1207745,
Wit - Śro Mar 04, 2009 11:55 pm
W Czechowicach powstaje śląskie centrum naukowo-badawcze
03.03.2009
Nowoczesne centrum naukowo-badawcze, w którym będą prowadzone prace nad technologiami i materiałami kompozytowymi stosowanymi m.in. w przemyśle lotniczym, zbrojeniowym, motoryzacyjnym oraz górniczym powstanie w Czechowicach-Dziedzicach.
- Trzymam kciuki. Mam nadzieję, że inwestycja dojdzie do skutku. Po Parku Techniki Lotniczej to kolejny krok - mówi Marian Błachut, burmistrz Czechowic-Dziedzic.
Władze gminy podpisały już porozumienie z Górnośląską Agencją Przekształceń Przedsiębiorstw dotyczące współpracy podczas tworzenia Śląskiego Centrum Naukowo-Technologicznego Przemysłu Lotniczego.
Początkowo centrum miało powstać na dawnej hałdzie obok uruchomionego w ub. roku Parku Techniki Lotniczej. Grunt tam jest jednak niestabilny, więc GAPP nakłoniła dwóch czechowickich biznesmenów, aby w zamian za przekazanie aportem działek, weszli do powstającej spółki.
- Obecnie jesteśmy na etapie powoływania spółki zarządzającej projektem. Niebawem zostanie ogłoszony przetarg na wykonawcę dokumentacji budowlanej wraz z uzyskaniem pozwoleń na budowę i decyzji środowiskowych, jak również planu funkcjonalno-użytkowego - tłumaczy Beata Piróg, koordynatorka projektu z katowickiej Górnośląskiej Agencji Przekształceń Przedsiębiorstw.
Na ponad 3 tys. m kw. mają zostać wybudowane pomieszczenia z solidnie wyposażonym zapleczem technologicznym do prowadzenia prac naukowo-badawczych i konstrukcyjnych nad materiałami kompozytowymi nie tylko dla branży lotniczej. Budowa centrum znalazła się na liście podstawowej projektów kluczowych Ministerstwa Rozwoju Regionalnego i jest duża szansa, że otrzyma dofinansowanie w wysokości około 38 mln zł, czyli 85 procent całej inwestycji. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, centrum zostanie uruchomione w pierwszej połowie 2013 roku.
- Docelowo ma być w nim zatrudnionych około stu specjalistów, inżynierów z Podbeskidzia oraz okolic - dodaje Piróg.
Czy jest sens budować centrum, skoro otwarty niedawno pobliski Park Techniki Lotniczej w Kaniowie nie jest jeszcze w pełni wykorzystany? Za 21 mln zł unijnej dotacji zbudowano m.in. 700-metrowy betonowy pas startowy, hale produkcyjne i hangary. Większość hal stoi pusta, a lotnisko zdobywa jeszcze potrzebne certyfikaty.
- Jeśli chodzi o centrum, jesteśmy zabezpieczeni, że zostanie wykorzystane. Podpisaliśmy wstępne porozumienia m.in. z Instytutem Lotnictwa w Warszawie, Politechniką Śląską i Akademią Techniczno-Humanistyczną. Nawiązujemy współpracę z zagranicznymi firmami - zapewnia Piróg.
Błachut jest optymistą. Uważa, że park w Kaniowie był pierwszym krokiem do rozwoju przemysłu lotniczego w regionie, utworzenie centrum będzie kolejnym, a uruchomienie produkcji materiałów kompozytowych zwieńczy cały projekt.
- Nie ma takiego centrum w kraju, a tworzywa kompozytowe to przyszłość - mówi Błachut.
Jacek Drost - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/968221.html
Wit - Śro Kwi 22, 2009 10:21 pm
Legalne żeglowanie
Tomasz Brzoza, 2009-04-17 20:28
Żeglarze walczą o prawo do korzystania z największego na Śląsku akwenu, czyli Jeziora
Goczałkowickiego. Ich zdaniem istnieje realna szansa na to, by na goczałkowickim jeziorze znów pływały żaglówki. Na to również liczy gmina, dla której to szansa na wypromowanie się w regionie. Na "tak" są również wojewódzcy urzędnicy. Żeglarzom pozostaje jedynie przekonać ekologów, którzy chcą chronić żyjące tam liczne gatunki ptaków.
Mimo że to nie taras widokowy nad Bałtykiem, a jedynie zapora w Goczałkowicach, to na turystach i tak robi wrażenie. Dziwi jedynie fakt, że w gminie, w której 2/3 powierzchni to woda - na wodzie pusto. - To widać, że tego jest brak, sam mam rodzinę i chętnie bym przyjechał, ale nie ma plaży, a różnie może
to być przecież, bo sam spacer dzieciom może nie wystarczyć - przyznaje Dariusz Kubicki, turysta. Do tej pory jednak musiał. O otwarciu zbiornika goczałkowickiego dla turystów bowiem nie było mowy. Teraz jednak żeglarze z pszczyńskiego Yacht Clubu walczą o ponowne prawo do korzystania z największego na Śląsku akwenu. - Odkąd pamiętam, lata siedemdziesiąte, osiemdziesiąte, kiedy można było pływać na zbiorniku goczałkowickim, to był jednym z największych skupisk żeglarzy, całe pokolenie harcerzy i nie tylko wychowywało się tutaj - stwierdza Henryk Motyka z Yacht Clubu w Pszczynie.
Te czasy doskonale pamięta "stary wyga" - wojewoda Zygmunt Łukaszczyk, bo to właśnie tam stawiał pierwsze kroki w żeglarstwie. Miedzy innymi dlatego dał już zielone światło, by na jeziorze goczałkowickim ponownie pojawiły się białe żagle. - Tutaj jest naprawdę pozytywny, przyjazny klimat, aby jak najszybciej taką decyzję umożliwiającą pływanie wydać, ale to nie chodzi o pływanie w sposób niekontrolowany - zastrzega wojewoda śląski. To znaczy na własną rękę. Chodzi o to, by właściciel zbiornika, czyli Górnośląskie Przedsiębiorstwo Wodociągowe wydało określoną ilość zezwoleń dla żaglówek, które oprócz rekreacji miałyby służyć szkoleniom.
Ale to nie jedyny pomysł pszczyńskiego Yacht Clubu. - Jest tutaj Natura 2000 i dlatego na tym obszarze planujemy również ścieżki dydaktyczne dla młodzieży
oraz platformy widokowe, żeby można było obserwować przeciwległy brzeg, gdzie są siedliska ptaków - wyjaśnia Motyka.
Wszystkie te pomysły podobają się w gminie, która zresztą pretenduje do miana gminy turystycznej. - Uruchomienie sportów wodnych w takim zakresie nie koliduje oczywiście z ochroną zbiornika, a na pewno wzbogaciłoby ofertę
naszej miejscowości skierowanej do turystów i kuracjuszy - uważa Maria Ożarowska, sekretarz gminy w Goczałkowicach Zdrój. Zresztą nie tylko do nich, ale i do inwestorów. Bo przecież terenów do zagospodarowania będzie sporo. - Przy samej zaporze jest też teren, który może służyć jako teren inwestycyjny dla jakiejś małej gastronomii, czy ewentualnie z jakimiś pokojami hotelowymi - oznajmia Wacław Rutkowski, architekt.
To jednak w ogóle nie przekonuje ekologów. - Będzie to zdecydowanie negatywny czynnik wpływający na populacje ptaków, które tam występują, i dla których został utworzony obszar Natura 2000 - uważa dr Jacek Betleja, biolog. I chociaż gmina mówi, że ta inwestycja
nie jest na dziś, to zdaniem wojewody do jej realizacji jest już bliżej niż dalej. - Moim życzeniem byłoby, żeby gdzieś na przełomie czerwca i lipca pierwszą łódkę zwodować i popłynąć w szeroką dal - wyznaje Łukaszczyk. Póki co, w dal to można jedynie popatrzeć, a widoki choć piękne - to jakby bez życia.
http://www.tvs.pl/informacje/10373/
Kris - Śro Maj 20, 2009 8:35 pm
Goczałkowice nieZdrój?
Anna Ginał, 2009-05-20 18:06
Niezdrowa atmosfera wokół...uzdrowiska. Goczałkowice-Zdrój z drugim członem nazwy mogą się wkrótce pożegnać. Ministerstwo Zdrowia postawiło kilka stanowczych warunków by pozostały Zdrojem: ograniczenie ruchu na krajowej jedynce i zmniejszenie liczby pociągów przejeżdżających przez tę miejscowość. Władze gminy łapią się za głowę i pytają: jakim cudem możemy to zmienić? Jeśli ministerialne wymogi nie będą spełnione - za pięć lat kąpiele borowinowe, solanki i inne zabiegi, kuracjusze będą tylko wspominać.
Te zabiegi tak poprawiają kondycję, że czuję się jakby mi ktoś odjął 20 lat! - kąpiel borowinowa to dla Marii Kloc najlepszy relaks. Do wyboru miała kilka uzdrowisk - zdecydowała się na Goczałkowice i nie żałuje. Dziś dotarła do niej informacja, że przyszłość tego miejsca stoi pod znakiem zapytania - To jest skandal dlatego, że tu są najlepsze źródła, najlepsze - według mnie!
Źródłem kłopotów władz gminy stało się pismo w którym ministerialni urzędnicy zdecydowali, że by utrzymać status uzdrowiska Goczałkowice muszą w pięć lat spełnić wiele wymogów. Najważniejsze to ograniczenie nasilającego się ruchu na pobliskiej drodze krajowej nr jeden. Władze muszą się tez uporać z hałasującymi pociągami i zanieczyszczeniem powietrza. To jest sytuacja absurdalna bo na nas spadają obowiązki wykonania zaleceń, których nie jesteśmy w stanie zrealizować - mówi Tomasz Niesyto, dyrektor Uzdrowiska Goczałkowice-Zdrój.
Władze gminy są bezradne bo ani ruchu drogowego ani kolejowego ograniczyć nie mogą - bo przecież kuracjusze jakoś do uzdrowiska muszą dojechać. Nikt z Ministerstwa Zdrowia nie znalazł dziś czasu by wytłumaczyć nam jak Goczałkowice miałyby spełnić wszystkie urzędnicze wymogi.
Ci, którym uzdrowisko jest najbardziej potrzebne - tak jak Jerzemu Janowskiemu- za Goczałkowicami -ZDROJEM - stanęli murem. Ich zdaniem urzędnicze decyzje są kompletnie oderwane od rzeczywistości: Nie wyobrażam sobie tej miejscowości bez sanatorium! To już jest słynne na całą Polskę!.
10 tysięcy kuracjuszy rocznie, słynne kąpiele borowinowe i solanki - to powinno dać warszawskim urzędnikom do myślenia uważa dyrekcja uzdrowiska. O konsekwencjach likwidacji "ZDROJU" - tu mówi się krótko: katastrofa. Jeżeli zostaniemy pozbawieni statusu uzdrowiska NFZ przestanie kontraktować usługi, zabiegi dla kuracjuszy i przestaniemy istnieć - mówi Niesyto.
Dla Krystyny Wróblewskiej, która sprzedaje biżuterię przy goczałkowickim deptaku niepewna przyszłość uzdrowiska oznacza.. życiową niepewność. Straci nam się praca, a to jest nasza podstawa życia!
Goczałkowice bez UZDROWISKA nie będą już tym samym miejscem bo to słowo robi... gigantyczną różnicę - uważa Daniel Muc, specjalista public relations: Spowoduje bardzo duży problem dla samej gminy, ekonomicznie i wizerunkowo bo będą musieli szukać innych wyróżników tego miejsca.
To miejsce to skarb i będziemy o nie walczyć - zapowiadają władze gminy. Na razie trwają prace nad sformułowaniem odwołania od decyzji Ministerstwa Zdrowia i na razie całe zamieszanie NIKOMU na zdrowie nie wyszło.
http://www.tvs.pl/informacje/11213/
Cuma - Czw Maj 21, 2009 7:08 am
Tak jak zmniejszenie ruchu drogowego jeszcze potrafie zrozumić, chociaż zależy jaka jest lokalizacja tej drogi zgledem uzdrowiska, to zmniejszenia ruchu kolejowego już nie potrafię objąć moim prostym umysłem...
Wit - Czw Maj 21, 2009 3:29 pm
Uzdrowisko z parkiem zdrojowym jest własnie wciśnięte między DK1 (od wschodu)a linię kolejową (od zachodu). Ruch samochodowy powinna rozładować planowana S1, pociągi - ekrany akustyczne. Mam nadzieję, że status utrzymają
Cuma - Czw Maj 21, 2009 9:48 pm
Aha no to rzeczywiście można zrozumieć postulat zmniejszenia ruchu samochodowego. Nie znam terminów dla S1 ale oby powstała jak najszybciej. No i ekrany przy torach to dość oczywiste rozwiązanie bo innego raczej nie ma. Tylko żeby to zrobili.
Kris - Sob Maj 23, 2009 9:09 pm
Spór o dworzec
Anna Ginał, 2009-05-23 20:16
Zupełnie jak w brazylijskiej telenoweli: ciągnący się w nieskończoność konflikt, silne emocje, wojny na słowa i niewiele konkretów. Tyle, że to nie Brazylia, a Goczałkowice-Zdrój i tamtejszy dworzec kolejowy, który sypie się w oczach. Od lat gmina i Polskie Koleje Państwowe toczą spór o budynek. Spór, który teraz mocno się zaostrza. Wójt Goczałkowic twierdzi, że PKP zachowuje się jak pies ogrodnika. Koleje odpowiadają: mamy dobra wolę, a gmina musi uzbroić się w cierpliwość. Kto na tym wszystkim traci? Oczywiście mieszkańcy i goście uzdrowiska, którzy cierpliwość stracili już dawno.
Z okien szybko jadącego pociągu pewnie nie wygląda to aż tak źle. Gorzej gdy potencjalny pasażer chciałby kupić tu bilet, usiąść w poczekalni lub odczytać rozkład jazdy. O takich luksusach na dworcu w Goczałkowicach-Zdroju trzeba zapomnieć.
Do uzdrowiska przyjeżdża rocznie ponad dziesięć tysięcy kuracjuszy. Tych, którzy do Goczałkowic docierają pociągiem wita niezbyt przyjemny widok popadającego w ruinę budynku dworca PKP. - Zwykle wyrabiamy sobie zdanie ma pierwszy rzut oka. Widać, że tu jest coś nie tak - na pewno nikomu nie chce się przyjeżdżać w miejsce, gdzie jest brud i bałagan - uważa Kazimierz Olearczyk, pasażer. Brud i bałagan, którego władze gminy i PKP - właściciel budynku chciałyby się pozbyć. Tyle, że drogi do tego celu wiodą zupełnie różne.
Rozwiązanie problemu według gminy to szybkie przejęcie budynku i równie szybki remont. Ale tu PKP już takie szybkie nie są - twierdzi wójt Goczałkowic. - PKP zachowuje się jak taki pies ogrodnika - samemu nic nie zrobić, a drugiemu nie dać! - stwierdza Krzysztof Kanik, wójt Goczałkowic-Zdrój.
Chcemy, by goczałkowicki dworzec przestał straszyć, ale na procedury nie ma mocnych - tłumaczą w PKP. O tym, że gmina przejmie dworzec w tym roku można zapomnieć. - To długotrwałe procedury z tego względu, że wymagają uzgodnień z innymi spółkami PKP S.A. - wyjaśnia Jolanta Michalska z oddziału gospodarowania nieruchomościami PKP.
Wszystko wskazuje więc na to, że w czasie kolejnego sezonu Goczałkowice-Zdrój przywitają kuracjuszy i turystów tak jak zwykle. - Wyjściem jest tutaj szybkie załatwienie tej sprawy, nie ma tu jakiś innych wyjść prawnych, widać, że PKP nie radzi sobie ze swoim gospodarstwem, samorządy pomagają, ale jak tu widać - nic z tego nie wychodzi - podkreśla prof. Michał Kulesza, specjalista z zakresu samorządu terytorialnego.
http://www.tvs.pl/informacje/11294/
Kris - Pią Lip 17, 2009 9:12 am
Kultura idzie na swoje
dziś
Już można wieszać tabliczkę z nazwą nowego gospodarza, ale działalność GOK-u w tych progach ruszy dopiero w październiku
Za kilka dni zakończy się wyprowadzka Szkoły Podstawowej nr 2. Do budynku Górnika wprowadzi się za to Gminny Ośrodek Kultury
Goczałkowiccy radni podjęli we wtorek uchwałę o przekazaniu budynku byłej SP nr 2 Gminnemu Ośrodkowi Kultury. Sprawa jego przeznaczenia była przesądzona zanim doszło do likwidacji szkoły. Formalności jednak musiało się stać zadość.
Ostatni dzwonek w "dwójce" zabrzmiał 19 czerwca. Podczas uroczystości zakończenia roku sztandar szkoły przekazano wójtowi, a uczniów symbolicznie przejęła dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 1. Likwidacja podyktowana była względami finansowymi. Niewielu uczniów, wysokie koszty utrzymania. To zadecydowało, chociaż nie obyło się bez bólu. Rodzice dzieci chodzących do tej szkoły cenili ją za kameralne warunki. Gminy jednak nie było stać, żeby ten stan trwał dalej. Tym bardziej, że SP nr 1 spokojnie pomieści wszystkie goczałkowickie dzieciaki od I do VI klasy.
W nadchodzącą środę ma nastąpić przeniesienie pozostałych jeszcze w budynku Górnika rzeczy "dwójki". I tak po 16 latach skończy ona swój żywot. Pozostaną po niej dwie pamiątki. Tablica z imieniem patrona - Jana Pawła II oraz Izba Pamięci.
- Tablica będzie świadectwem pewnego etapu historii. Izba w sposób naturalny wpisze się, mam nadzieję, w działalność GOK-u - mówi Gabriela Placha, wicewójt Goczałkowic.
Górnik to stara nazwa budynku dawnego sanatorium Górniczej Spółki Brackiej. Wzniesiono go w 1897 roku jako ostatni budynek sanatoryjny goczałkowickiego uzdrowiska. W początkach XX wieku co sezon kurowało się w nim 400 górników. Po II wojnie czasowo mieścił się tu oddział wewnętrzny pszczyńskiego szpitala. Potem budynek służył jako zaplecze uzdrowiska, m.in. była w nim pralnia. W 1992 roku, gdy mieściła się tu już filia SP nr 1, zalążek przyszłej samodzielnej szkoły, obiekt został wpisany do rejestru zabytków.
Goczałkowicki GOK dotąd jest jedyną instytucją kultury w powiecie, która nie ma własnej siedziby. Od początku mieści się w Urzędzie Gminy, korzystając z pomieszczeń biurowych i sali, w której odbywają się też sesje i większość zgromadzeń. Wtedy interesy GOK-u i urzędu kolidują z sobą. Teraz już tak nie będzie.
Dyrektor Zofia Szołdra dostała budynek. Ale całych 1064 m kw. nie ma szans wykorzystać. Część parteru już zajęła biblioteka. Dalsze 154 m kw. tej kondygnacji, z oddzielnym wejściem, czeka na chętnego.
- Cały obiekt nie jest nam potrzebny - mówi dyrektorka. - Tym bardziej, że na razie nie mamy pieniędzy na zrealizowanie tej wizji, jaką przedstawiłam startując w konkursie na dyrektora. Nie będzie to więc jeszcze dom moich marzeń: z salą audiowizualną i małym kinem, z piękną pracownią plastyczną na strychu, salą baletową...
Sytuacja kryzysowa zmusiła gminę do cięć budżetowych. GOK też musiał zrezygnować z 10 proc. swojej kasy. Gmina wycofała także 100 tysięcy zł, które miały zostać przeznaczone na projekt adaptacji do nowych funkcji. Liczono na dotacje ze środków unijnych, ale to się nie powiodło. Tak więc goczałkowickiej kulturze zostaje na ten rok 320 tys zł na wszystko. Przeprowadzka będzie, ale bez remontów czy zakupów. Sale lekcyjne będą służyć zajęciom plastycznym i muzycznym oraz terapii zajęciowej. Hol - jako minisalka wystawowa. Większe wystawy (od 4 do 6 rocznie) dalej będą się odbywać w galerii Wrzos. Problem może być z grupą taneczną. Podłoga w salce gimnastycznej dyskwalifikuje ją, a nie ma skąd wziąć 30-40 tys. zł na nową. Dyrektorka GOK-u ma nadzieję, że to przejściowe kłopoty i uda się jej zdobyć pieniądze z zewnątrz. W 2010 minister Zdrojewski zapowiada program "Dom kultury plus" dla gmin wiejskich. Priorytetem ma być edukacja artystyczna.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/1025004.html
Kris - Czw Mar 11, 2010 10:16 am
Dziura w kasie goczałkowickiego uzdrowiska
Elegancki deptak cieszy oko kuracjuszy (© Fot. Arkadiusz Gola)
Ale od zaplecza z budynków odpada tynk (Fot. Sylwia Plucińska)
Dziennik Zachodni Sywia Plucińska
2010-03-11 08:15:05, aktualizacja: 2010-03-11 08:15:05
Wojewódzki Ośrodek Reumatologiczno-Rehabilitacyjny w Goczałkowicach, jedyne górnośląskie uzdrowisko, od początku roku żyje na kredyt.
Żeby mieć pieniądze na wypłaty dla pracowników, żywność i leki, dyrekcja nie reguluje opłat na ZUS, nie płaci podatków, rachunków za gaz, prąd, wywóz śmieci. Zadłużenie uzdrowiska wynosi dziś ponad milion złotych.
Budynki sanatorium nadają się raczej do survivalu niż dla pacjentów
Braki w kasie WORR w pierwszych miesiącach roku to - jak mówi dyrektor Tomasz Niesyto - efekt tego, że Narodowy Fundusz Zdrowia przysyła pierwszych kuracjuszy 12 stycznia, a pełne obłożenie miejsc (276 łóżek) jest dopiero od 26 stycznia. Praktycznie więc za ten miesiąc nie ma pieniędzy. Zimą niespieszno też do wód kuracjuszom prywatnym. Jeśli już mają płacić za wszystko, wybierają na kuracje miesiące wiosenno-letnie.
Co innego jednak chudy początek roku z powodu aury, a co innego drastyczna dziura w budżecie, jaką spowodował niższy o 2,26 mln zł kontrakt z NFZ. Fundusz kontraktuje z WORR sześć rodzajów usług: sanatorium dla dorosłych, sanatorium dziecięce, szpital dziecięcy, szpital reumatologiczny, rehabilitację szpitalną, poradnie ambulatoryjne.
W obecnym kontrakcie wszystkie zostały okrojone (w stosunku do wysokości kontraktu na 2009 rok). Najbardziej jednak budżety obu sanatoriów, które zostały obniżone o 24 procent. - NFZ tłumaczy tę redukcję koniecznością przesunięcia funduszy na podstawową opiekę zdrowotną. Zabrano więc sanatoriom i rehabilitacji, które nie są placówkami ratującymi życie. Nasza działalność zawsze plasuje się na szarym końcu, mimo że każda złotówka włożona w służbę zdrowia w profilaktyce i rehabilitacji przynosi największe korzyści. A jednak kiedy przychodzi do cięcia kosztów, przegrywamy - mówi Tomasz Niesyto
Próbując wydobyć uzdrowisko z impasu, dyrektor planuje m.in. cięcia kadrowe. - Zwalnianie pracowników to najgorsze, co się mogło zdarzyć. W 2009 r. obyło się bez tego. Prowadziliśmy politykę zmniejszania zatrudnienia w sposób naturalny. Jeśli komuś dobiegł wiek emerytalny, odchodził. Podobnie, jeśli kończyły się umowy o pracę, a ktoś inny mógł daną czynność wykonywać. W ten sposób obniżyliśmy zatrudnienie o 19 osób. W tym roku już nie ma wyboru. Brakuje nam ponad 2 mln zł, a na utrzymanie 30-35 pracowników potrzeba miliona - tłumaczy Niesyto.
Czy wszystkie uzdrowiska mają tak "obcięte" kontrakty? NFZ nie owija w bawełnę. W przesłanym do nas oświadczeniu informuje, że ściągalność składki na zdrowie w roku 2010 jest mniejsza niż przewidywano. Gdy trzeba było przyciąć wydatki, padło na sanatoria. Co na to wszystko Urząd Marszałkowski, właściciel WORR?
- Dyrektor powinien doprowadzić do zwiększenia przychodów spoza NFZ, jak np. PFRON, ZUS czy też od prywatnych pacjentów. Powinien przeprowadzić także negocjacje z NFZ na temat zwiększenia kontraktu - dowiedzieliśmy się od Witolda Trólki z biura prasowego marszałka.
Problem w tym, że wiele obiektów należących do WORR się zdekapitalizowało. Można by je wynająć najwyżej na ćwiczenia survivalu, ale na pewno nie prywatnym pacjentom.
http://www.dziennikzachodni.pl/slask/23 ... ,z,no.html
Kris - Pon Cze 21, 2010 9:51 am
Po 30 latach przerwy żeglarze wracają do Goczałkowic
pj
2010-06-20, ostatnia aktualizacja 2010-06-20 23:56
Po ponad 30 latach przerwy znów będzie można żeglować po zbiorniku w Goczałkowicach. Starali się o to wojewoda śląski i okoliczne gminy.
Jeszcze w latach 70. minionego stulecia można było tu pływać, ale potem okazało się, że stan wody w sztucznym jeziorze jest coraz gorszy, i żeglarzy przepędzono. Tymczasem okoliczne gminy, jak Pszczyna, Goczałkowice-Zdrój, Strumień i Czechowice-Dziedzice, od lat argumentowały, że czasy się zmieniły i warto znów wpuścić na jezioro żeglarzy. Samorządowcy widzą w tym szanse na dodatkowe zyski dla gmin i przyciągnięcie turystów. Opór Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów stopniowo malał. Zygmunt Łukaszczyk, wojewoda śląski, a prywatnie zapalony żeglarz, przekonuje, że zakaz to anachronizm. - Wprowadzono go, gdy przy zbiorniku były ośrodki wypoczynkowe bez kanalizacji. Teraz ich już nie ma, a woda jest czysta - mówi. Podkreśla też, że to jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce do pływania. - Szkoda tej wody. Łódki jej nie zagrożą - dodaje. W dzienniku urzędowym województwa w piątek opublikował rozporządzenie dyrektora Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, które przywraca tu żeglowanie.
Jarosław Kania, prezes GWP, podkreśla, że dziś woda w Goczałkowicach ma pierwszą klasę czystości i żeglowanie tylko jej pomoże. - Łodzie napowietrzają wodę. Nie mam też obaw o zachowanie żeglarzy. To porządni ludzie, kochają wodę i chcą pływać po czystych akwenach. Zresztą do tej pory Goczałkowice były jedynym zbiornikiem wody pitnej, po którym nie można było żeglować - przypomina Kania. Zastrzega jednak, że żeglarze będą tu wpuszczeni na próbę. - Czeka nas trzyletni pilotaż. Jeśli wszystko będzie w porządku, łódki zostaną - zapowiada.
Satysfakcji z takiego obrotu spraw nie ukrywają samorządowcy. Anna Grygierek, burmistrz Strumienia, starała się o zmiany na jeziorze od siedmiu lat. - Trzeba było długo czekać, ale cieszę się, że znów będzie tu widać żaglówki. To na pewno przyczyni się do rozwoju gminy - uważa. Z kolei władze Goczałkowic-Zdroju chcą w przyszłości wybudować ścieżki rowerowe wokół zbiornika. - A jak ludzie przyjadą nad wodę, to i zajrzą do nas - mówi Gabriela Placha, zastępczyni wójta.
Żaglówki pojawią się na zbiorniku 3 lipca. Na ten dzień zaplanowano tu pierwsze od wielu lat regaty.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... kowic.html
Kris - Pią Lip 02, 2010 7:37 am
Nie zrobimy Balatonu
Polska Dziennik Zachodni Sylwia Plucińska
Dzisiaj 04:01:02
W sobotę (3 lipca) o 10.30 nastąpi uroczyste przecięcie wstęgi otwierające zbiornik wodny w Goczałkowicach dla żeglarstwa. W tym momencie starym wilkom śródlądowych wód łza się w oku zakręci na wspomnienie dawnych przygód na tym akwenie.
Ostatnie łódki pływały na zaporze w latach 70. (© Fot. ARC/Andrzej Siudy )
Wracają żagle na Jezioro Goczałkowickie. GPW chce pokazać, że człowiek i przyroda mogą żyć ze sobą w zgodzie (© Fot. ARC/Andrzej Siudy )
Miejsce, gdzie powstanie jedyny port żeglarski (© Fot. ARC/Andrzej Siudy )
Tym, którzy dopiero zdobywają szlify, na przykład w Pszczyńskiej Szkole Żeglarstwa, uśmiech zagości na twarzach, że przybędzie im nowe miejsce do pływania. I to nie byle jakie, bo 1.500 hektarów lustra wody. To cztery razy więcej niż oferuje Zalew Łącki.
Kto wypłynie w pierwszy rejs po Jeziorze Goczałkowickim, nie wiadomo. Z dużą dozą prawdopodobieństwa będą to patroni sobotniego wydarzenia - marszałek Bogusław Śmigielski, wojewoda Zygmunt Łukaszczyk i poseł Tomasz Tomczykiewicz. Zwłaszcza, że o dwóch ostatnich wiadomo, że są żeglarzami. Zaraz po tym rekonesansie (o 11.30) rozpocznie się Silesian Water Cluster's Sailing Cup 2010, czyli doroczne regaty pracowników przedsiębiorstw wodociągowych. W południe odbędą się regaty uczniów PSŻ, o 18 chrzest żeglarski, a potem jeszcze ognisko i występ zespołu szantowego.
Tyle o jutrzejszym święcie. Dla tych, którzy myślą, że zaraz po nim każdy, kto ma patent żeglarski i łódkę, będzie mógł nią wypłynąć na jezioro w Goczałkowicach mamy złą wiadomość. Tak nie będzie. Nie będzie też można urządzać obozowisk nad jeziorem, budować parkingów, ustawiać budek z piwem czy otwierać knajpek, w których żeglarzom tak miło spędzałoby się czas po pływaniu.
- Na pewno nie zrobimy z tego jeziora Balatonu. Jego otwarcie dla żagli to program pilotażowy, eksperymentalny, który został poprzedzony gruntownymi ekspertyzami i badaniami Instytutu Podstaw Inżynierii Środowiska Polskiej Akademii Nauk w Zabrzu. To właśnie w tej placówce powstał projekt strefy ochronnej zbiornika, na podstawie którego dyrektor RZGW wydał 17 czerwca rozporządzenie umożliwiające powrót żagli na nasze wody. Nie można zapominać, że zbiornik spełnia kilka funkcji, które muszą harmonijnie koegzystować. To źródło wody pitnej, akwen retencyjno-przeciwpowodziowy i bardzo bogate środowisko przyrodnicze z unikalnymi okazami fauny i flory - mówi Andrzej Siudy, kierownik zbiornika.
Te 1500 ha dopuszczone do pływania to nieco ponad połowa jeziora. Na mapie dołączonej do rozporządzenia o strefie, opublikowanego w jednym z ostatnich Dzienników Urzędowych woj. śląskiego, wyraźnie zaznaczony został obszar przewidziany do żeglowania. Obejmuje on część poza ujściami Wisły i Bajerki. Tutaj pierwszeństwo przed człowiekiem ma przyroda. Zatoka Bajerki to płycizna zasiedlona przez ptaki. Obszar cofki Wisły to okolica najcenniejsza przyrodniczo. Tutaj nawet wędkarzom nie wolno łowić.
Nowe przepisy ściśle regulują wszystkie sprawy związane z żeglowaniem. I tak pływanie będzie możliwe tylko za pisemną zgodą administratora zbiornika, czyli Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów. Port będzie jeden - w Wiśle Wielkiej, jako awaryjne będzie można traktować istniejący port rybacki w Łące i port administracji
zbiornika przy zaporze. Jednorazowo na wodzie nie będzie mogło przebywać więcej niż 30 żaglówek, a wszystkich dopuszczonych do pływania będzie 50. (To blisko trzykrotnie mniej niż proponował program Śląskiego Klastra Wodnego). Dobijanie do brzegu poza portami jest zabronione. Podobnie jak używanie silników i przebywanie na wodzie po zachodzie słońca. Kontrolę nad ilością oraz sposobem użytkowania jednostek pływających prowadzić będzie GPW, policja wodna, WOPR. Póki nie powstaną ich placówki oraz marina, żadna żaglówka na wodzie pojawić się nie może. Optymistyczny wariant zakłada, że może się to wszystko uda zorganizować jeszcze podczas wakacji.
http://pszczyna.naszemiasto.pl/artykul/ ... ,id,t.html