ďťż
 
[Katowice] Szopienice



Wit - Czw Paź 02, 2008 4:22 pm
Wątek o tej dzielnicy, historia i teraźniejszość



Serial o Szopienicach
dziś
Oklaskami mieszkańcy Szopienic przyjęli pierwszą prezentację nowego serialu TVP Katowice "Opowiem Wam o pewnej dzielnicy", która odbyła się w zeszłym tygodniu. - Pokazali tylko parę fragmentów, więc niecierpliwie czekam na cały serial. To wspaniałe, że coś takiego powstało. Lubię te moje Szopienice, całe lata mieszkałam w starym domku przy ulicy Siewnej. To dzielnica Katowic zaniedbana jak mało która. Dopiero od niedawna coś się dzieje. Myślę, że taki serial jest potrzebny - mówi pani Krystyna. To jej wrażenia po pokazie w Miejskim Ośrodku Kultury Szopienice-Giszowiec. Serial powstał na zlecenie Stowarzyszenia Współpracy Regionalnej.

- U podstaw projektu leży rewitalizacja, czyli uratowanie tego, co umiera w Szopienicach - - twierdzi Waldemar Patlewicz, reżyser. - Stowarzyszenie otrzymało pokaźne fundusze na takie działania z Unii Europejskiej , by ludzie nie uciekali z tej dzielnicy Katowic. Oprócz wielu inicjatyw ekonomicznych, gospodarczych czy społecznych, jest część mówiąca o promocji. Zamiast jednorazowego koncertu kilku gwiazd, pomyślano o zrobieniu serialu, który opowiedziałby o dzielnicy i jej historii, ale równocześnie miałby też fabułę, która przyciągnie uwagę widzów - dodaje reżyser.

Od serialowych aktorów podczas pokazu otrzymał "prywatnego Oscara", czyli aniołka w czerwonym stroju, który ma dodawać mu energii do dalszej pracy.

Szopienice są jedną z najstarszych dzielnic Katowic. Liczą 600 lat, więc niełatwo było wybrać najciekawsze wątki do serialu. Są więc w nim ujęci zarówno najsłynniejsi absolwenci Liceum im. Długosza, bogata tradycja walki o polskość, ale i rozkwit przemysłu, a potem jego bolesny upadek. Są problemy dnia dzisiejszego, jak bezrobocie, bieda czy chuligaństwo. Pokazani są również ludzie zaradni i szlachetni. Historia i teraźniejszość. Najstarsza księga parafialna i Izba Tradycji Hutniczej. Oazy niczym niezmąconej przyrody i Inkubator Przedsiębiorczości. Zabytki, rudery i nowoczesna hala sportowa.

Padają również pytania o znanych szopieniczan. Tu okazuje się, że nie wszyscy katowiczanie wiedzą, kim był abp. Herbert Bednorz.

Serial historyczny nie trafiłby jednak pewnie do szerokiej widowni. Dlatego też prawdę zmieszano tu z fikcją. Wszystko zaczyna się, gdy młody aktor Jacek Król (gra tu samego siebie) przyjeżdża do rodziny w Szopienicach, bo ma wziąć udział w serialu o dzielnicy. Tu mieszka jego siostra z mężem, dziećmi i ciotką Trudą, która mimo wieku jest najlepiej poinformowaną i… skomputeryzowaną osobą w rodzinie. To przez pryzmat ich problemów i przygód poznajemy dzielnicę. Autorem scenariusza jest nasz redakcyjny kolega, Adam Daszewski.

- Wcześniej byłam w Szopienicach tylko w hipermarkecie, na zakupach. Myślałam, że na tym kończy się dzielnica. Teraz okryłam, że Szopienice są duże, piękne, klimatyczne i z bogatą historią. Mnóstwo tu niezwykle urokliwych miejsc - opowiada Danuta Owczarek, aktorka pochodząca ze Śląska, a grająca siostrę głównego bohatera. - Dzięki tej produkcji dostałem szansę poznania Szopienic. Warto z naszą pomocą pokazać je ludziom - dodaje Jacek Król, aktor urodzony w Bytomiu, którego znamy z serialu "Dwie strony medalu" i filmu "Vinci". Oboje podkreślają też, że podczas pracy ze strony mieszkańców spotykały ich same miłe gesty. - Poznałam kilku wspaniałych szopieniczan. Miałam kiedyś kłopoty z dotarciem na plan. Ludzie pomogli mi bezinteresownie. Kręciliśmy też scenę mojej pracy w sklepie. Potrzebny był fartuch. Serdecznie pozdrawiamy panią z cukierni, bo zorganizowała siedem do wyboru - śmieje się Danuta.

Na premierowy pokaz pani Joanna przyszła z córką Alą. Ta ostatnia jest bardzo podekscytowana. To uroczystości komunijne jej klasy znalazły się w serialu. Dziewczynka podkreśla, że chce zobaczyć wszystkie odcinki. - Serial robi wielkie wrażenie. Jestem z Szopienicami związana od dziada pradziada. Tu jest swojsko, rodzinnie. To biedna dzielnica i każde zainteresowanie nią może pomóc. Jedyne, czego mi tu brakuje, to gwara śląska - dodaje pani Jola.

Regina Gowarzewska-Griessgraber - POLSKA Dziennik Zachodni




Wit - Nie Lis 02, 2008 12:27 pm


Smutny koniec starych Szopienic
Michał Smolorz2008-10-20, ostatnia aktualizacja 2008-10-20 12:53

Huta Metali Nieżelaznych "Szopienice" upadła i chyba już żaden cudotwórca nie zmieni tego stanu. Bezpowrotnie zamknęła się blisko dwustuletnia historia miejscowego hutnictwa, wokół którego wyrosło to magiczne miasteczko, niewyobrażalnie piękne w swej brzydocie, pełne tajemniczości i niepowtarzalnego klimatu.

Miasteczko, w którym niezbadanym wyrokiem Opatrzności w latach międzywojnia nastąpił wysyp nieprzeciętnych talentów twórczych, wszak tam wyrastał Kazimierz Kutz (ur. 1929), stamtąd ruszył do wielkiego świata malarz Hilary Krzysztofiak (1926-79), w tamtym klimacie urodził się poeta i polsko-niemiecki tłumacz literatury Henryk Bereska (1926-2006). Tu rozkwitły talenty sportowe oszczepnika Janusza Sidły (1933-1993) i ciężarowca Czesława Białasa (1931-1991). Wszyscy oni (i cała litania innych) ukształtowali się w cieniu tej huty. A ona z jednej strony przez swoje zabójcze technologie była machiną śmiercionośną, przy której przetrwać mogły tylko zastępy najsilniejszych genetycznie, z drugiej zaś życiodajną matką, napędzającą przez osiem generacji rytm codziennej egzystencji kilkunastu tysięcy ludzi.

Po prawdzie huta już od dawna skazana była na ekonomiczną zagładę. Stare technologie cynku i ołowiu likwidowano systematycznie od 1980 roku, do końca ostała się tylko uruchomiona w epoce gierkowskiej przeróbka miedzi, dla której surowce dostarczano z dolnośląskich koncernów. Nie byłoby w tym upadku wielkiej tragedii, to nie pierwsza i nie ostatnia śląska huta, która dokonała swego żywota, przegrywając z nowymi czasami. Umierała powoli, wraz z całą generacją starych Ślązaków, którzy byli doń przywiązani niewytłumaczalnymi dla współczesnych emocjami. Jak mój dziadek Stanik, niegdysiejszy majster na legendarnym wydziale pieców muflowych, gdzie dożycie pięćdziesiątki było sukcesem. On szczęśliwie przeżył 83 lata, z których 65 bezkompromisowo poświęcił hucie. Nawet gdy ostatecznie zmuszono go do odejścia na emeryturę, został wartownikiem na bramie wjazdowej, bo bez huty żyć nie potrafił.

Jeśli czegoś naprawdę żal, to fizycznego zniszczenia starych, zabytkowych obiektów, które dotrwały niemal nietknięte do naszych czasów. Jeszcze kilka lat temu ciągle stały i czekały na zmiłowanie arcypiękne, kryte gontem (!!!) budynki, zaprojektowane w osławionej pracowni architektonicznej braci Zillmannów z podberlińskiego Charlottenburga, którym zawdzięczamy Nikiszowiec i Giszowiec. Czynne były XIX-wieczne maszyny parowe, stały urządzenia do unikatowych technologii stworzonych jeszcze przez Johna Baildona. To wszystko bez trudu można było zachować dla potomnych.

Niestety, obiekty te świadomie skazano na postępującą ruinę. Zabójcza arogancja władz Katowic, zajętych głównie kreowaniem własnego wizerunku, beztroska kolejnych zarządców huty, którzy też nie kiwnęli palcem, aby te unikaty uratować, wreszcie słabość i smutna amatorszczyzna stowarzyszeń entuzjastów próbujących coś zdziałać - to przyczyny utraty zabytku. Przez lata wszyscy jedynie przerzucali piłeczkę, kto ma się za to zabrać. Aż na jakiekolwiek działanie było za późno, bo szabrownicy wszystko rozebrali i wtedy wszyscy... odetchnęli z ulgą.

Dziś toczymy jałowe debaty o potrzebie kreowania turystycznych atrakcji, tymczasem na naszych oczach bezpowrotnie sczezł kawał historii śląskiego przemysłu. Tego od Gieschego, Baildona czy Redena, którzy zapewnili Górnemu Śląskowi wielki skok cywilizacyjny, windujący nas z roli głębokiego zadupia, prawdziwych "dzikich pól", o których Johann Wolfgang von GĂśthe wyrażał się na poły ze strachem, na poły z pogardą - do pierwszej europejskiej ligi. Ci, którzy doprowadzili do fizycznego zniszczenia starej huty Uthemanna, w niczym nie są lepsi od komunistycznego "Cysorza" z lat 70., który postanowił zmieść Giszowiec. Ten sam brak szacunku dla własnej historii, ta sama mentalność.

i Felieton Kutza:

Szopienice są dziś żałością samą w sobie
Kazimierz Kutz2008-11-01, ostatnia aktualizacja 2008-11-01 10:49

Każda śmierć sieje spustoszenie, nawet agonia huty, a właśnie Michał Smolorz ogłosił w "Gazecie" zejście "Bernardówy" w Szopienicach, czyli dawnej Bernhardhuette, pod którą się także urodził; ja od jej strony wschodniej, a on bardziej od śródmieścia Szopienic.

Ale Huta Metali Nieżelaznych, ta, co dogorywa, była już tylko przychlastką do tej starej, w której wytapiano cynk archaiczną techniką z XIX wieku. Ta stara odeszła w czasach Gierka, a raczej stanęła na zawsze.

Zauważmy przy okazji, że pojęcie "za czasów Gierka" staje się swoistą miarą o znaczeniu pozytywnym, bo był to czas wielu poważnych inwestycji i udogodnień dla ludzi. Dziś w Warszawie sprzedaje się nawet szynkę o nazwie "jak za Gierka". Kiedy ją kupuję, zawsze chce mi się śmiać; jest droższa od innych, ale też lepsza.

Kiedy piszę ten felieton, Jarosław Kaczyński zaszył się w Klarysewie [tuż za Wilanowem, w stronę Konstancina], w willi, w której przez dziesięć lat mieszkali Edward i Stanisława Gierkowie, kiedy on zarządzał Polską. Potem była to siedziba wywiadu amerykańskiego, a teraz brat prezydenta kleci w niej program odrodzeniowy PiS-u. Będzie to zapewne udane dzieło agonalne.

Willa podlega urzędowi prezydenta, którą podobno wynajmuje PiS-owi za 35 tys. zł. Być może jest to sygnał narodzin czegoś na miarę umysłowego geniuszu Zdzisława Grudnia. Mamy już tyle głupoty politycznej w Polsce, że nawiązywanie do niepowtarzalnego intelektu Grudnia wydaje się być bliskie: czas wydaje się być diabłem o nieprawdopodobnym i perwersyjnym poczuciu humoru.

Ale wtedy gdy wygaszano ostatnie mufy w "Bernardówie", wojewodą był następca Jerzego Ziętka Stanisław Kiermaszek, a pan Edward G. był na szczycie władzy. To oni - wojewoda śląski spod Rybnika i I sekretarz KC z Sosnowca - by nie dopuścić do bezrobocia zamykanej huty, na jej czerwonej hałdzie wybudowali [na licencjach japońskich] nowy zakład produkujący miedziane blachy. Była to nowoczesna fabryka opłacana z wielkiej pożyczki, którą dali nam Niemcy za milionową emigrację Ślązaków do NRF. To był dobry interes!

Ale wtedy ogarniał mnie żal, bo hałda "Bernardówy" była bardzo piękna; czerwona, ogromna, pełna księżycowych zapadlisk, a w wielu miejscach dymiła od środka aromatami mojego dzieciństwa. Choć miała co najmniej sto lat, w środku była nadal żywa, co metafizycznie działało na wyobraźnię.

Ta ciepła hałda była miejscem tajemniczych zabaw chłopców, zwłaszcza po lekturach książek Karola Maya, wielu inicjacji erotycznych, a w zimie zastępowała nam stoki Beskidu. Na niej ulokowałem też znaczną część mojej "Soli ziemi czarnej". To miejsce pierwszej zbiórki oddziału powstańczego i zaprzysiężenia głównego bohatera; to z niej ruszają do powstania.

Mogę powiedzieć, że kochałem tę hałdę i na dobrą sprawę powinna ona być [z uwagi na swój ogrom i urodę] zachowana jako zabytek. Miała też swoją tajemnicę: leżała na swojej poprzedniczce, ciemniejszej hałdzie po Hucie Wilhelminie, nazwanej tak na cześć cesarzowej. Stąd może jej ogrom.

Od południowej strony hałdy sterczały resztki Wilhelminy: czarny i gruby płot z żużlu i filary starej kolejki naziemnej. Od starej Wilhelminy wzięła się też nazwa tej okolicy, bardzo lumpenproletariackiej, a bliżej Nikiszowca stało osiedle familoków z tamtych czasów [może pierwsze w tej okolicy?] o wdzięcznej nazwie Morgenrołt [od niemieckiego rzeczownika Morgenrot, czyli świtanie]. Wtedy koszarowe osiedla dla proletu w ogóle ładnie nazywano: "Helgoland", "Neu Berlin" czy "Wista" (od niem. Wueste, czyli pustynia).

A więc Hutę Metali Nieżelaznych pobudowano na dwóch starych hałdach i była już trzecią formacją cywilizacji technicznej w tej części Europy. Pewnego dnia zjechały buldożery i rozwałkowały piękną hałdę jak ciasto, a co było zbędne wykorzystano jako tworzywo do budowania podłoża dróg.

Po zachodniej stronie Szopienic [a więc w Roździeniu] zlikwidowano tzw. blajówę, [od niem. słowa Blei, czyli ołów], czyli hutę ołowiu i kadmu. Te dwie trujące huty były naszymi żywicielkami i naszym przekleństwem, bo często nie było czym oddychać, i skracały ludziom życie. W osiedlu familoków tuż za bramą blajówy dzieci rodziły się z ołowicą. Kiedy w latach siedemdziesiątych młoda lekarka przebadała i odkryła to zjawisko, tow. Grudzień wysiedlił ją z województwa, rzecz ocenzurowano, potem osiedle chyłkiem zlikwidowano, a dzieci wysłano do sanatoriów.

Ponadto w środku Szopienic panoszył się wielki rozrządowy dworzec towarowy, na którym pracował mój ojciec. Zaś nieco dalej na południu fedrowała kopalnia Giesche, która dogorywa na naszych oczach. Tak więc, w Szopienicach mieszkali hutnicy, kolejarze i górnicy. Każda liczniejsza rodzina była zalążkiem wielobranżowych związków zawodowych. Ale już wszystko, co było dawne - umarło.

Dziś Szopienice są żałością samą w sobie. Ich dawna brzydota żywa stała się martwym turpizmem. Wszyscy pouciekali we wszystkie możliwe strony świata, dawny szpital jest dziś pożytecznym ośrodkiem gerontologicznym i miejscem leczenia chorych na AIDS. Ale w Szopienicach buduje się też cuda XXI wieku; w dawnych hotelach robotniczych uwiła sobie gniazdko Wyższa Uczelnia Megatroniki, a ostatnio na terenach po wspomnianej "Wiście" , czterodomowym kompleksie familoków kolejarskich, zakwitła księżycowy blaskiem fabryka herbaty Lipton. Zaś na dawnym boisku Hutniczego Klubu Sportowego [za płotem kolejowego familoka, w którym moja rodzina żyła przez 40 lat] wybudowano pstrokatą halę sportową. Słowem, w Szopienicach dzieją się cuda.

Harmonia minionych stu lat panuje jeszcze tylko na naszym cmentarzu - w jego najstarszej części, na jednym skrawku, jeden na drugim, spoczywają cztery, może pięć pokoleń. Moje dzieci, dzieci mojego rodzeństwa, już tu nie wrócą. Finis Silesia.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice



Proteus - Śro Gru 24, 2008 7:35 pm
Niestety serial o Szopienicach zrealizowany przez TVP Katowice to przykład jak można zmarnować ciekawy temat. Kiepski scenariusz, małe środki przeznaczone na realizację to podstawowe mankamenty "dzieła". Nie zgadzam się z tezą że serial historyczno-dokumentalny nie znalazł by odbiorców. Myslę że wielu widzów oczekiwało właśnie takiej formy. Zresztą to właśnie watki fabularne decydują o słabości serialu i powodują że całość wypada blado i bez charakteru. Ogromnie zawiodłem się na tej produkcji i żałuję czasu spędzonego przed telewizorem w oczekiwaniu na choć kilka sekund wartościowego materiału. Cóż można powiedzieć więcej ... kolejna zmarnowana szansa na popularyzację śląskiego dziedzictwa. Doprawdy nie rozumiem jak można na bazie tak bogatego materiału jaki zapewnia historia Szopienic wysmażyć tak beznadziejne i bezbarwne - "coś". Szkoda tylko środków które mogły zostać spożytkowane dużo lepiej.



Wit - Pią Maj 08, 2009 1:28 am


Szansa dla Szopienic
30.04.2009
Wandalizm, brud, dziurawe chodniki, ludzie z lokali socjalnych, śmierdząca przepompownia ścieków - to tylko niektóre problemy mieszkańców Szopienic.

- Prawda jest taka, że mieszkamy w patologicznym getcie. Bardzo nas to boli, bo wszyscy urodziliśmy się w mieście Szopienice - mówiła z wyrzutem podczas spotkania z prezydentem Piotrem Uszokiem Maria Szymańska, jedna z mieszkanek dzielnicy.

- Jesteśmy dumni z tego, że się tutaj urodziliśmy, ale byłoby też dobrze, gdybyśmy byli dumni z tego, że tu mieszkamy - wtórował jej Adrian Juraszczyk, prezes Stowarzyszenia na Rzecz Powstania Muzeum Hutnictwa Cynku w dzielnicy.

Na spotkanie z prezydentem do domu kultury przyszło ponad 200 osób. Była to pierwsza inicjatywa tworzonego właśnie Stowarzyszenia dla Szopienic.

- Zależy nam na społecznej i materialnej rewitalizacji dzielnicy. To, jaka będzie przyszłość Szopienic, zależy do nas. Teraz jest to niestety dzielnica wykluczeń, młodzi stąd uciekają, przez lata sprowadzane były rodziny socjalne. Starsi ludzie, których jest tutaj najwięcej, nie mają domu seniora, nie mają ścieżek rowerowych. Jest dom kultury, ale nieczynny w soboty i niedziele. Zlikwidowano tu przemysł ciężki, została zdegradowana ziemia i zniszczone zdrowie, a nie ma nic w zamian - mówiła Monika Paca, jedna z założycielek Stowarzyszenia, twórczyni galerii sztuki współczesnej Szyb Wilson.

Ma nadzieję, że uda się zmienić wizerunek Szopienic, tak jak udało się pobudzić do życia kulturalnego Nikiszowiec, gdzie współorganizowała Międzynarodowy Festiwal Sztuki Naiwnej NIKISZ-FOR.

- Nasz największy problem to margines społeczny, który się tutaj zadomowił na dobre. Panie prezydencie, proszę zrobić wizję lokalną w naszych blokach - apelowała Maria Szymańska. - Wystarczy, że mamy w kamienicy dwie rodziny patologiczne , które nie dają nam żyć. A niech się ktoś odezwie! Mamy skrzynki oplute, ślady krwi na klatkach. A ci ludzie mają mieszkania o pełnym standardzie!

- Zależy nam na uruchomieniu nowego budownictwa mieszkaniowego w Szopienicach. Jest dwóch deweloperów, którzy są zainteresowani budową. Trzeba tu sprowadzić nową krew, ale tamtych ludzie nie da się wyprowadzić od razu - odpowiadał prezydent.

Odpowiedzią na bolączki mieszkańców miał być przedstawiony przez niego plan inwestycyjny dla dzielnicy.

Wynika z niego, że miasto od 2002 roku aż po najbliższe inwestycje planowane wydało na Szopienice prawie 80 mln zł. Do tego dochodzą koszty oddanych do użytku boisk w kilku szkołach.

W planie jest budowa kolejnych kompleksów sportowych i nowa, większa siedziba komisariatu policji.

- Staramy się o inwestycje, które dadzą nowe miejsca pracy. Naszym oczkiem w głowie była szkoła mechatroniki, długo zabiegaliśmy, aby powstała właśnie w Szopienicach - mówił prezydent Katowic Piotr Uszok.

Mieszkańcy Szopienic narzekają na stare, zdewastowane, opuszczone budynki, którymi nikt się nie interesuje, zniszczone elewacje kamienic, domagają się remontu chodników i dróg.

- Jeśli to budynki prywatne, nie mamy wpływu na ich stan. Jeśli chodzi o drogi, to wykonamy bieżące, najbardziej potrzebne remonty, ale trzeba pamiętać, że remont kapitalny będzie możliwy po wymianie kanalizacji i modernizacji linii tramwajowej - tłumaczył prezydent.

Piotr Uszok mówił też o planowanej przebudowie śródmieścia. - Pięknie nam pan tu przedstawił miasto i jego wizję, ale mu tu pod oknami mamy przepompownię ścieków, przez którą nie da się żyć! Kiedy to zniknie spod naszych okien?!- denerwowała się jedna z mieszkanek dzielnicy. - Jest kilku właściciel obiektu i od lat nie ma szans, żeby się z nimi dogadać - odpowiadał prezydent. Obiecał, że dokładnie rozezna temat i umówi się, aby opowiedzieć szczegółowo o problemie.

Zapowiedział, że ponownie może się spotkać z mieszkańcami Szopienic we wrześniu.

Katarzyna Wolnik - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/993572.html




Kris - Pon Lis 23, 2009 8:05 pm
Mieszkańcy Szopienic pozazdrościli ludziom z Nikiszowca
Anna Malinowska
2009-11-23, ostatnia aktualizacja 2009-11-23 11:41

I tak jak w Nikiszowcu zawiązali stowarzyszenie i wzięli sprawy w swoje ręce. Efekty: w dzielnicy jest czyściej, coraz więcej firm chce mieć tu swoje siedziby, a władze Katowic chcą tu wybudować nowe osiedle.
Członkowie Stowarzyszenia ''Dla Szopienic'': Monika Paca, Piotrt Moj i Józef Michalik
fot. Przemysław Jendroska/Agencja Gazeta
.

Szopienice to jedna z najbardziej zaniedbanych dzielnic Katowic. Miasto przez lata osiedlało w dzielnicy osoby, których nie było stać na płacenie czynszów. Po upadku huty przybyło bezrobotnych. - Zrobiło się biednie i byle jak. Władze o nas zapomniały. Inne dzielnice rozwijano, remontowano, a u nas nie można się było doprosić o położenie nowego chodnika - mówi Piotr Moj, którego rodzina od pokoleń mieszka w Szopienicach.

Mieszkańcy z uwagą śledzili kolejne doniesienia medialne o sąsiednim Nikiszowcu, który boryka się z podobnymi problemami. - Nagle okazało się, że ludzie organizują tam jarmark, zapraszają różnych gości, będą mieć nowoczesne muzeum. Pomyślałem, że skoro oni mogą, to dlaczego nie my - mówi Moj.

Nie bardzo wiedział, od czego zacząć. Z pomocą przyszła Monika Paca, która kilka lat temu zaczęła przywracać do życia browar braci Mokrskich, położony w centrum Szopienic. - Interesuje mnie jednak jego otoczka, przestrzeń dzielnicy. Wobec problemów Szopienic nie mogę więc przechodzić obojętnie - mówi Paca.

Udało jej się skrzyknąć mieszkańców, zaczęła organizować spotkania, zapraszać na nie przedstawicieli władz i urzędników. Do stowarzyszenia, które założyła, wstąpili też młodzi ludzie, których dziadkowie mieszkali w Szopienicach. - Zaczęliśmy od rzeczy, które najłatwiej wykonać. Zieleń Miejska wyczyściła z chaszczy tereny wokół Rawy, uporządkowano parki. Lada moment powstanie nowy plac zabaw. Wymalowano przejścia dla pieszych, przy drogach zamontowano sygnalizację świetlną. Zabezpieczono walące się kamieniczki i studzienki kanalizacyjne. To może drobiazgi, ale od czegoś trzeba zacząć - cieszy się Paca.

Moj z kolei wspomina, ile razy interweniował w sprawie wycinki topoli, której korzenie rozsadzały chodnik. - Nikt się tym nie przejmował i nie traktował mnie poważnie. Nagle okazało się, że jeśli w tej sprawie wystąpi grupa ludzi, można ją szybko załatwić - dodaje.

Paca wspólnie z przedsiębiorcą Johannem Brosem remontuje teraz kamieniczkę położoną naprzeciwko browaru. Budynek ma 160 lat. - Wszystkie pomieszczenia mamy już zarezerwowane. To głównie firmy kreatywne. Takie, którym nie zależy na biurowej sztampie. W Szopienicach mają miejsca parkingowe, a dojazd do centrum miasta jest szybki i bezkolizyjny - uważa Paca.

Władze Katowic przekonały się, że w dzielnicę warto inwestować. - Chcemy, żeby w Szopienicach zaczęli osiedlać się nowi mieszkańcy, więc powstał projekt budowy nowoczesnego osiedla mieszkaniowego - mówi Dagmara Ignor z biura prasowego magistratu.

Profesor Marek Szczepański, socjolog, wspomina, że w badaniach z lat 90. katowiczanie uznawali Szopienice za najgorszą dzielnicę. - Jeśli coś zaczyna się zmieniać, to tylko dzięki obywatelskiej inicjatywie mieszkańców. Takie oddolne zaangażowanie to wciąż jednak rzadkość. Na 100 Polaków tylko 11 deklaruje działania na rzecz swojej małej ojczyzny. W Europie Zachodniej jest ich już 25, a w Stanach Zjednoczonych 45. Tym bardziej cieszy, że taka grupa pojawiła się w Szopienicach - podkreśla profesor.
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... zowca.html



d-8 - Pon Lis 23, 2009 8:58 pm
w koncu !

brawo !



murti - Pon Gru 14, 2009 7:23 pm
No cóż. Moze inne dzielnice będą miały większą siłę przebicia.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •