ďťż
 
[Koszykówka] Nasze drużyny



Tequila - Pią Maj 13, 2005 10:41 pm
Za www.gazeta.pl:
Czy Alba-Elcho Chorzów przeniesie się do Tarnobrzega?!

Leszek Błażyński 13-05-2005 , ostatnia aktualizacja 13-05-2005 17:26

- Jesteśmy postawieni pod ścianą. Nie mamy pieniędzy, aby utrzymać klub. Dlatego też być może dojdzie do fuzji z Siarką Tarnobrzeg! - przyznaje Bogdan Olek, prezes Alby-Elcho Chorzów

Chorzowski klub, który w tym sezonie po raz trzeci z rzędu odpadł w pierwszej rundzie play-off, ma duże problemy finansowe. - Firmy Alba i Elcho dają za mało pieniędzy, aby klub nadal grał w I lidze. Potrzebujemy około 600 tys. zł na sezon, a nasi sponsorzy nam tego nie gwarantują. Na Śląsku nie ma firm, które by nas wsparły - narzeka Olek. - Skontaktowali się z nami działacze Siarki Tarnobrzeg i zaoferowali swoją pomoc. Siarka ma pieniądze na zespół koszykarski. Mamy również jeszcze inne propozycje. Bardziej konkretnych informacji będę mógł udzielić po 20 maja - dodaje prezes chorzowskiego klubu. Siarka spadła w tym sezonie do II ligi, ale dzięki fuzji z Albą ponownie mogłaby grać w I lidze. Były szkoleniowiec Siarki Zbigniew Pyszniak, znajomy dyrektora i trenera Alby Zbigniewa Mardonia, jest pomysłodawcą połączenia obu klubów. Działacze są zadowoleni. Siarka nadal będzie grała w I lidze, a Alba nie będzie miała takich problemów finansowych jak dotychczas. Gdzie jednak Alba Siarka będzie rozgrywać swoje mecze? - Być może pierwsza runda spotkań odbywałaby się w Tarnobrzegu, a druga w Chorzowie - twierdzi Olek. Warunki mają jednak dyktować ci, którzy dają pieniądze, czyli Siarka. Dlatego też bardziej prawdopodobne jest, że wszystkie mecze będą rozgrywane w Tarnobrzegu. Prezesem nowego klubu ma być Pyszniak, z kolei Mardoń zajmie się tym, co lubi najbardziej, czyli szkoleniem. Trzon zespołu mieliby stanowić najlepsi koszykarze obu drużyn, czyli Waldemar Polek i Krzysztof Zych (jeśli uda się go zatrzymać w klubie) z Tarnobrzega oraz Radosław Dygutowicz i Radosław Basiński z Alby. Czy chorzowscy działacze nie zapomnieli jednak o kibicach Alby? - Lepiej, aby klub połączył się z Siarką, niż przestał istnieć - tłumaczy się szef Alby




GoldBoy - Sob Maj 14, 2005 10:06 am

Firmy Alba i Elcho dają za mało pieniędzy, aby klub nadal grał w I lidze. Potrzebujemy około 600 tys. zł na sezon, a nasi sponsorzy nam tego nie gwarantują. Na Śląsku nie ma firm, które by nas wsparły - narzeka Olek

To jakieś zły sen. Czy tutaj nikomu na sporcie nie zależy. Nie chce mi się wierzyć by tarnobrzeskie firmy miały więcej kasy niż śląskie.


Czy chorzowscy działacze nie zapomnieli jednak o kibicach Alby? - Lepiej, aby klub połączył się z Siarką, niż przestał istnieć - tłumaczy się szef Alby

Coś nie jestem przekonany do takich rozwiązań. Może to korzystne dla działaczy i niektórych zawodników, ale na pewno nie dla kibiców. Jeszcze może być tak, że za kilka lat będzie reaktywacja Alby. Oczywiście jeżeli będzie komuś na tym zależało.



Tequila - Sob Maj 14, 2005 10:11 am
Będzie to wyglądać jak z Bobrami Bytom, Pogonią Ruda Śl czy innymi klubami. Dużo poteznych firm - Opel, NGK, Fiat, Isuzu., itd i nikogo nie stać na symboliczny sponsoring? Gdzie jest KW? KHW? Miitel Steel?



GoldBoy - Sob Maj 14, 2005 10:53 am
No i właśnie tutaj jest między innymi pies pogrzebany. Z tego co obserwuje to duże zagraniczne koncerny nie pchają się za barzo w sponsoring, a jak już to imprez o charakterze krajowym (np.: Liga Światowa). Jest pewnie związane ze strategią by firma źle się nie kojarzyła w innych regionach, a poza tym w Polsce są tak naprawdę predstawicielstwa, a nie siedziba główne i nie ma jakiś emocjonalnych więzi. Polska jest po prostu rynkiem z którego należy jak najwięcej wyciągnać.... Jednak moim zdaniem nie przeszkadzałoby to jakimś drobniejszym reklamom na bandach :| Natomiast co do polskich firm to do końca nie rozumiem. Wiem, że trzeba mieć silne zaplecze finansowe by ładować się w sponsoring, jednak jakoś w innych regionach nie ma z tym problemu. Dla przykładu Mickiewicz przegrał w barażach o drugą ligę z Radomiem.




GoldBoy - Wto Cze 28, 2005 4:36 pm
Z serwisu NaszeMiasto

Żeby nie uciekali ze ÂŚlĹĄska
Wtorek, 28 czerwca 2005r.

Drużyna w I, II i III lidze. Dodatkowo grupy juniorskie. Wszystko to w Katowicach, w których ma powstać oÂśrodek szkolenia uzdolnionej koszykarsko młodzieży.

O tym, że w nowym sezonie w Katowicach ma być I liga, mówiło się już od kilku tygodni. Teraz wiadomo na pewno: od najbliższych rozgrywek ligowych w stolicy Górnego ÂŚlĹĄska występować będĹĄ dwa zespoły pod nazwĹĄ AZS AWF Mickiewicz Team Polska. Jeden zagra w I, a drugi w II lidze. Drużyny te tworzyć będĹĄ młodzi, zdolni koszykarze, głównie ze ÂŚlĹĄska, wspomagani przez dwóch, trzech doÂświadczonych zawodników. BędĹĄ ich szkolić Adam ZajĹĄc, Mirosław Stawowski oraz Kazimierz Mikołajec. Dwaj pierwsi tworzyli w ostatnim sezonie duet trenerski w Mickiewiczu. — Od dłuższego czasu trwały rozmowy z PZKosz. Głównym celem tego projektu jest umożliwienie młodym zawodnikom gry na dobrym poziomie w pobliżu miejsca zamieszkania. Do tej pory często było tak, że wyjeżdżali oni w Polskę do bogatszych klubów. Nie przez przypadek na ÂŚlĹĄsku nie ma żadnego klubu w ekstraklasie, a w I lidze wielkie problemy ma Alba Chorzów i CKS CzeladÂź — mówi Adam ZajĹĄc.

Nowe drużyny będĹĄ normalnie klasyfikowane w tabeli. — Dlatego pierwszy zespół będzie potrzebował kilku doÂświadczonych zawodników. Młodzi chłopcy nie mogĹĄ ciĹĄgle wysoko przegrywać i przyzwyczajać się do tego. Zwracał na to uwagę trener pierwszej reprezentacji Veselin Matić — wyjaÂśnia ZajĹĄc.
Skoro miejsce w II lidze zajmie zespół złożony z młodych zawodników, co stanie się z doÂświadczonymi koszykarzami Mickiewicza. — Kilku z nich ma szansę zostać objętych szkoleniem. Mam na myÂśli Lepczyńskiego, Piotrkowskiego, Wojnowskiego, Krawca i Goja. Co z resztĹĄ? Niektórych zawodników obserwuję od czterech lat. JeÂśli przez ten czas nie zrobili postępów, to już nie zrobiĹĄ — mówi ZajĹĄc.

Ci gracze, którzy nie załapiĹĄ się do I lub II ligi, będĹĄ mogli grać w III lidze, w której wystĹĄpi kolejna katowicka drużyna — Mickiewicz. — Na razie tylko Krzysztof WoÂźniak zadeklarował, że chce odejÂść z klubu. Pozostali chcĹĄ nadal u nas grać — mówi Sebastian Breguła, prezes Mickiewicza.

Grzegorz ŻĹĄdło - Dziennik Zachodni



SPUTNIK - Czw Cze 30, 2005 9:02 am
heh Gdyby mi za młodu złomiaże nie ukradli obręczy to może dziś bym wymiatał w pierwszej lidze



Wit - Pią Paź 05, 2007 11:26 pm
Ślązak, syn górala, został... Indianinem
Piotr Płatek2007-10-05, ostatnia aktualizacja 2007-10-05 16:47



Gliwiczanin Łukasz Obrzut trenuje z Indiana Pacers! To pierwszy Ślązak w klubie zawodowej ligi koszykarskiej NBA!

Rozmawiałem z Łukaszem dokładnie cztery lata temu. Napisałem wtedy, że jest bardzo prawdopodobne, że to on będzie pierwszym koszykarzem ze Śląska w zawodowej lidze NBA. Teraz jego marzenie jest bardzo bliskie spełnienia.

Dobry duch zespołu

Larry Bird, była legenda NBA, a obecnie prezydent klubu z Indianapolis, montuje silny skład na nowy sezon. Fachowcy zastanawiają się, dlaczego Bird postawił na sprowadzenie wysokiego Polaka, który wcześniej nie był nawet podstawowym zawodnikiem znakomitego zespołu z University Kentucky. - Najważniejsza jest chemia. To jest klucz - tak o dobieranym zespole mówi Bird.

Internauci żartują, że z takim nazwiskiem i warunkami fizycznymi kariera Łukasza w NBA jest murowana. Obrzut ma aż 215 centymetrów wzrostu, waży blisko 120 kilogramów. Będzie jednym z najpotężniejszych graczy Pacers!

- Dawno mu przepowiedziałem, że zagra w NBA. Niesamowicie ambitny piorun z niego - mówi o swoim synu Marian Obrzut.

Niewątpliwie wpływ na podpisanie kontraktu z Indianą miała skończona uczelnia - Kentucky to renomowany koszykarski uniwersytet, kończyły go takie sławy jak Pat Riley, Jamal Mashburn czy Antoine Walker. Mówi się, że nie bez znaczenia mógł też być charakter Łukasza, uważanego za dobrego ducha zespołu uczelnianego. Bird, montując swoją chemiczną mieszankę, poszukiwał kogoś takiego.

Koszykówka była mu pisana

Przygodę ze sportem Łukasz zaczął dość późno, bo w wieku 15 lat. Koszykarski talent chłopaka odkryła jego mama. - Łukasz jest uparty i dopnie swego. On wie, czego chce. Ma to po mężu, który jest góralem - twierdzi pani Grażyna Obrzut.

Mama pomogła Łukaszowi znaleźć pierwszy klub - bytomski MOSM. - Wsiadałem do pociągu, którym jechałem do Bytomia, a potem tramwajem pod halę. Trening, prysznic i wieczorem z powrotem pociągiem do Gliwic. Lekcje odrabiałem późną nocą. Tak wyglądał mój tydzień - opowiadał mi Łukasz.

215 centymetrów wzrostu to sporo, ale to nie zaskoczenie. Mama Łukasza mierzy 182 cm, tata jest o 6 cm od niej wyższy. No i to po ojcu chłopak odziedziczył smykałkę do sportu. - Pochodzę z Sądecczyzny, w młodości grywałem w Grybovii w B klasie. Byłem solidnym obrońcą, coś jak Horst Hrubesh - ze śmiechem wspomina Marian Obrzut, który w połowie lat 70. zjechał na Śląsk i zaczął pracę jako maszynista.

Łukasz o kolejnictwie nie myślał, ze swoim wzrostem skazany był na koszykówkę. Treningi w bytomskim MOSM-ie prowadzone przez Marcina Macha nie poszły na marne. Rosłego nastolatka dostrzegli szkoleniowcy juniorskiej reprezentacji i wręczyli mu powołanie do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Warce, gdzie grał i uczył się przez cztery lata. Podczas jednego z turniejów w Holandii nastolatkiem zainteresowali się wysłannicy amerykańskich uczelni.

Kłopot z wymówieniem nazwiska

Warunkiem było zdanie amerykańskiej matury. Łukasz wyjechał za Ocean i przez rok przygotowywał się do egzaminu w Bridgton Academy w stanie Maine. Nauczył się tam języka, a przy okazji występował w miejscowym zespole Wolverines, osiągając bardzo dobre wyniki (przeciętnie 12 pkt., 8 zbiórek, 3 asysty, 2 bloki). Nic dziwnego, że posypały się propozycje z uczelni. Wszystkich konkurentów (ofert było podobno pół setki!) przebiła prestiżowa uczelnia z Kentucky.

Dla Amerykanów największym problemem było wymówienie imienia i nazwiska naszego rodaka. - Gdy pierwszy raz przyleciałem do Stanów, nikt nie potrafił wymówić mojego imienia, o nazwisku już nawet nie wspomnę. Mój kolega z pokoju nazwał mnie Woo. Woo-kosh, czyli amerykański Łukasz, i tak już zostało - relacjonował w rozmowie z "Gazetą" gliwiczanin.

W Stanach Obrzut wpadł w oko Bobowi Hillowi, znakomitemu trenerowi, który pracował z drużynami San Antonio Spurs, Indiana Pacers i New York Knicks. Hill porównuje gliwiczanina do dwóch obecnych graczy NBA. - Dzieciak potrafi pracować i ma wielki koszykarski iloraz inteligencji. Jest kombinacją Dirka Novitzkiego i Keitha van Horna. On może grać pod samym koszem, ale bardzo dobrze radzi sobie również w dystansie. I co bardzo ważne - potrafi świetnie biegać - stwierdził swego czasu Hill w jednej z lokalnych gazet.

W Kentucky trenerem Obrzuta była inna znakomitość - Tubby Smith. Ten świetny fachowiec to asystent Rudy'ego Tomjanovicha w reprezentacji USA, która na olimpiadzie w Sydney wywalczyła złoty medal.

Złośliwi mogą się mylić

Obecny kontrakt z Pacers to niewątpliwie największy sukces w karierze 25-letniego gliwiczanina. Jednak w okresie gry w Kentucky polski koszykarz dostąpił innego wielkiego honoru - wystąpił w rekordowym meczu koszykówki. Spotkanie ligi akademickiej sprzed trzech lat w Detroit, między zespołami uniwersytetów Michigan State i Kentucky, obejrzało 78 129 widzów! To nowy rekord widowni na meczu koszykarskim na świecie. Pobito w ten sposób poprzedni rekord sprzed ponad pół wieku - 75 tys. ludzi na meczu legendarnej drużyny Harlem Globetrotters na Stadionie Olimpijskim w Berlinie w 1951 roku.

Wychowanek MOSM-u Bytom zagrał w rekordowym spotkaniu przez 13 minut, zdobył cztery punkty, zaliczył zbiórkę i blok.

W internecie pośród wielu opinii natrafiłem i na takie, że Obrzut, zadowolony z kontraktu w NBA, "odpuści sobie" grę w reprezentacji Polski. Złośliwi mocno się mylą, bo Łukasz na każdym kroku zapowiada, że gra w biało-czerwonych barwach to dla niego największy zaszczyt i marzenie. Także ojciec koszykarza potwierdza te słowa: - Jak tylko dostanie powołanie, to nie ma problemu. Zagra w kadrze na pewno!



Wit - Pią Maj 09, 2008 8:14 pm
Czy Katowice z koszykarskiej pustyni zamienią się w eldorado?
piotr płatek, maciej blaut2008-05-09, ostatnia aktualizacja 2008-05-09 21:25



W przyszłym roku w Katowicach rozegrany zostanie turniej finałowy mistrzostw Europy koszykarzy. Tymczasem stolica województwa śląskiego to koszykarska pustynia. Czy odmieni to projekt "Basketmania"?

W przyszłym roku w Katowicach odbędą się finały mistrzostw Europy koszykarzy. Gdyby sławni koszykarze, dziennikarze, oficjele i tłumy kibiców pojawili się u nas już dziś, byliby w szoku zapoznając się z poziomem koszykówki w tym mieście. Wśród zespołów seniorskich najwyżej gra żeński AZS AWF Katowice - koszykarki grają w I lidze, ale tylko dlatego, że niższej ligi już nie ma. Wśród zespołów męskich w II lidze (de facto trzeciej) gra również zespół AZS AWF Katowice. W III (czyli czwartej) lidze grają Mickiewicz Katowice i UKS 27 Katowice.

Dotarliśmy do raportu, który przygotował Ryszard Litkowycz, pracownik AWF-u Katowice, były trener kadry juniorów w koszykówce i reprezentacji Śląska, we współpracy z Kazimierzem Mikołajcem, znanym śląskim szkoleniowcem, ostatnio prowadzącym nawet reprezentację Polski seniorów. Autorzy analizy wskazują na dramatyczny stan szkolenia dzieci i brak dostępności do bazy sportowej. "Dzieci nie mogą korzystać z własnych obiektów sportowych (szkoła), ponieważ sale są wynajmowane firmom lub osobom prywatnym. W sytuacji braku finansowania zajęć pozalekcyjnych nauczyciele nie angażują się w bezpłatną pracę z młodzieżą" - piszą.

Ale koszykarska pustynia ma szansę zamienić się w eldorado. Szansą na impuls do rozwoju ma być projekt "Basketmania". Litkowycz i Mikołajec chcą zainteresować koszykówką jak największą liczbę dzieci i młodzieży. Od września całe Katowice mają grać w basket! Impreza ma objąć swym zasięgiem szkoły podstawowe i gimnazja, a w przyszłości szkoły średnie.

"Basketmania" kładzie nacisk na masowy udział dzieci w rozgrywkach międzyszkolnych (organizacja czasu wolnego, SKS-y), szkolenie nauczycieli i trenerów. Miasto ma zostać podzielone na kilka tzw. konferencji (Południe, Centrum, Wschód, Zachód, Północ) i w obrębie tych ośrodków odbywać się będą rozgrywki międzyszkolne. Będą organizowane dni koszykówki, turnieje streetballa, pokazowe mecze, koncerty, konkursy, a na specjalnie przygotowanych telebimach będzie można oglądać mecze polskiej reprezentacji. Dodatkowo projekt zakłada, że rozgrywki między szkołami przełożą się na sukcesy katowickich klubów, a następnie - juniorskich reprezentacji naszego kraju.

"Basketmania" ma ruszyć we wrześniu tego roku i swój finał powinna osiągnąć za rok - w momencie finałowego turnieju ME w Spodku. Wtedy całe Katowice mają szaleć na punkcie koszykówki. Projekt ma kosztować około 200 tys. zł.

Teraz od decyzji gminy będzie zależeć, czy "Basketmania" ruszy w Katowicach i w jakim wymiarze. Pierwsze reakcje miasta na projekt są przychylne. - Przygotowujemy kalendarz wydarzeń. Naszym celem jest ożywienie miasta, nie tylko przed Spodkiem, jak to miało miejsce podczas ubiegłorocznych finałów siatkarskiej Ligi Światowej. Chcemy, by mistrzostwa Europy stały się szansą na odbudowę katowickiej koszykówki - twierdzi Ewelina Kajzerek, p.o. naczelnika Wydziału Sportu i Turystyki w katowickim magistracie.



Wit - Pią Wrz 19, 2008 10:39 pm
o formie koszykówki w naszym regionie i reprezentacji, warto przeczytać:

Trener tyskich koszykarzy: w gazetach tylko piłka i piłka
Rozmawiał Wojciech Todur2008-09-19, ostatnia aktualizacja 2008-09-19 19:08



W naszym regionie nie ma biznesmenów, którzy kochają koszykówkę. Ryszard Krauze, niestety, do nas nie zagląda. Sponsoring jest oparty na znajomościach - ja ci dam, jak ty mi załatwisz - przyznaje Tomasz Służałek, szkoleniowiec pierwszoligowego Big Stara Tychy.

Startują rozgrywki na zapleczu ekstraklasy. Nasz region, oprócz zespołu z Tychów, będą reprezentować ekipy z Dąbrowy Górniczej i Katowic. Kiedyś hale w Sosnowcu, Bytomiu czy Rudzie Śląskiej pękały w szwach, a nasze zespoły biły się o czołowe miejsca w lidze. Za sukcesami tych drużyn stał często 61-letni Tomasz Służałek. Jedyny trener, który poprowadził klub z naszego regionu do mistrzostwa Polski - w 1985 i 1986 roku Zagłębie nie miało sobie równych w lidze.

Wojciech Todur: Jaki ma Pan zespół? Jak wiele może Pan z nim osiągnąć?

Tomasz Służałek, trener Big Stara Tychy: W ubiegłym sezonie byliśmy beniaminkiem, chcieliśmy się pokazać, nie było przesadnego parcia na wynik. Teraz liczyłem, że pójdziemy za ciosem, ale życie zweryfikowało moje plany. Odeszło trzech czołowych zawodników - Grzegorz Kordas, Przemysław Szymański i Tomasza Ochońko. Najbardziej żałuję Ochońki, bo to był nasz podstawowy rozgrywający. Wybrał ekstraklasę i moim zdaniem popełnił błąd, bo grać to on tam za wiele nie będzie. Chcieliśmy go zatrzymać, ale zabrakło pieniędzy. Trzech odeszło, ale też i trzech przyszło. Liczę na doświadczenie Mirka Frankowskiego, który trafił do nas z Rybnika razem z Pawłem Zmarlakiem. Jest też Łukasz Pacocha, którego pozyskaliśmy z Łańcuta.

Powalczycie o ekstraklasę?

- Kto by nie chciał! Działacze nie naciskają, ale ja chciałbym awansować przynajmniej do pierwszej czwórki. Liga powinna być bardzo ciekawa, bo nie ma zdecydowanego faworyta. Dużo będzie zależeć od trenerów, jaką dobiorą taktykę, jak ustawią zespół. To będzie o wiele trudniejsze niż prowadzenie drużyn naszpikowanych gwiazdami.

Po Czeladzi drugi raz prowadzi Pan zespół z koszykarskiej prowincji. Nie interesuje Pana praca w ośrodkach o większych tradycjach?

- Mam wiele propozycji z ekstraklasy, ale nie mogę się ruszyć z naszego regionu, bo to właśnie tu prowadzę swoje interesy. Wierzę, że w Tychach też można zrobić zespół na ekstraklasę. Czego nam brakuje? Gdybym miał teraz 300 tysięcy złotych więcej, to jestem pewny, że za rok gramy w elicie. To stosunkowo niedużo, ale w Tychach nie do przeskoczenia. Przegrywamy z hokejem, piłką nożną, jesteśmy dopiero na trzecim miejscu.

To może łatwiej byłoby pracować w mieście, gdzie koszykówka mogłaby być - tak jak w przeszłości - sportem numer jeden. W Sosnowcu, Rudzie Śląskiej czy Bytomiu...

- W Sosnowcu trwają już rozmowy, jak zbudować na nowo silny koszykarski ośrodek. Czytałem w "Gazecie", że o reaktywacji koszykówki myśli Leszek Rakoczy. Z całym szacunkiem, ale uważam, że czas tego pana już minął. On już miał swoją szansę...

W Czeladzi był Pan nie tylko trenerem, ale i kierownikiem drużyny, menedżerem, działaczem. Czy w Tychach też wszystko jest na Pana głowie?

- W żadnym razie. W Czeladzi byliśmy naprawdę blisko ekstraklasy, ale w najważniejszym momencie burmistrz pokazał nam plecy. W ostatnich miesiącach płaciłem już tylko ze swojej kieszeni. Sędziom, zawodnikom, wszystkim. Takie chodzenie od klamki do klamki z prośbą o pieniądze już mnie nie interesuje. W Tychach mam ten komfort, że mogę skupić się tylko na trenowaniu. Wielką pracę wykonuje prezes Teresa Dembowska - bez niej nie ma tego klubu!

Sezon zaczniecie w nowej hali. Za szkolną salką, w której graliście przez ostatnie lata, pewnie nikt w Tychach nie tęskni?

- Dobrze, że w ogóle mieliśmy gdzie grać, ale warunki były naprawdę skandaliczne. Zdarzało się, że przed treningiem moi zawodnicy brali szmaty do rąk i zmywali parkiet, na którym po całym dniu zajęć było pełno piachu. Fatalne szatnie i zaplecze sanitarne. To był najgorszy obiekt w pierwszej lidze! Teraz mamy piękną kameralną halę i czujemy się, jakbyśmy się przesiedli z syrenki do mercedesa. To już są warunki, w którymi można pokazać się w elicie. Na pewno mamy ambicje, żeby być najlepszymi na Śląsku.

To oznacza jednak teraz tylko czołówkę pierwszej ligi. Nasz region czeka na zespół w ekstraklasie już sześć lat. Co z nami jest nie tak?

- W małym Świeciu pojawił się biznesmen z wielką kasą i wyłożył ze swoich 3 miliony złotych. Zresztą już go nie ma, bo przecież nikt nie będzie dokładał do sportu przez całe życie. W naszym regionie nie ma takich ludzi. Ryszard Krauze, niestety, do nas nie zagląda. Sponsoring jest oparty na znajomościach - ja ci dam, jak ty mi załatwisz. W Tychach - z mojej inicjatywy - przy stole usiadło kilku biznesmenów. To taki nasz koszykarski okrągły stół. Staramy się, by ci ludzie dostrzegli, że sport może ich połączyć. Stworzyć im możliwości współpracy, na których koszykówka tylko zyska.

Czasy, gdy huty czy kopalnie utrzymywały kluby, już nie wrócą. Proszę spojrzeć na Sosnowiec. To była potęgą na całą Polskę. Dziś został tylko hokej. A jak i oni - czego im nie życzę - stracą sponsora, to już będzie pustynia. Teraz ciężar funkcjonowania klubów spoczywa jednak na barkach władz miasta. Prezydentowi trudno odmówić. Furtki, by miasto płaciło klubom za promocję, też są otwarte. Trzeba tylko chcieć je wykorzystać.

Jeszcze kilka lat temu koszykówka rządziła w mediach. Gazety rozpisywały się o trenerze Służałku, który jednocześnie prowadził drużyny z Sosnowca i Rudy Śląskiej. Tęskni Pan za tymi czasami?

- Pewnie, że tak. Brak zainteresowania mediów to także jeden z powodów, dla którego odwrócili się od nas sponsorzy. W gazetach tylko piłka i piłka. Przegrywamy nawet z piątoligowcami. Podaje się wyniki ich spotkań, tabelki, a o nas - przecież pierwszoligowcach - nie ma nawet słowa. Na Podkarpaciu można co tydzień zobaczyć w telewizji mecze drużyn ze Stalowej Woli, Jarosławia czy Łańcuta. Do Tychów wpada się jak po ogień, na kilka sekund. Nie mogę już na to patrzeć.

A nie ma Pan wrażenia, że pieniądze uciekły z koszykówki do siatkówki?

- Nie wykorzystaliśmy boomu z końca lat 90. Za wszystkim stoi wynik sportowy. Kto wtedy emocjonował się piłką ręczną? Ale dziś to wicemistrzowie świata, a my co najwyżej europejski średniak.

Obniżył się poziom ligi. Wprowadzenie formuły open sprawiło, że składy drużyn są pełne przeciętnych obcokrajowców, a Polacy co najwyżej czyszczą ławki rezerwowych. Ten system trzeba zmienić, bo inaczej nigdy nie ruszymy z miejsca.

W przyszłym roku będzie wymarzona szansa, by na nowo wypromować koszykówkę. Mecze mistrzostw Europy odbędą się także w naszym regionie. Tylko mam wrażenie, że środowisko koszykarskie nie potrafi wykorzystać nawet takiego atutu. Do zawodów zostało kilka miesięcy, a wokół nich cisza.

- To wynika ze słabości Polskiego Związku Koszykówki. Powiem tak - mistrzostwa będą przełomowe. Jak nie osiągniemy dobrego wyniku, to zostaniemy w blokach na lata. A szanse na zwycięstwa są duże. Musimy tylko poszukać klasowego rozgrywającego, bo każdy zespół buduje się w oparciu o rozgrywającego i środkowego. Podkoszowych mamy z wysokiej półki. Marcin Gortat, Maciej Lampe - to są zawodnicy, którymi możemy się pochwalić w Europie. Prowadziłem Gortata w młodzieżowej reprezentacji Polski i już wtedy mówiłem - wzbudzając ogólną wesołość - że trafi do NBA. Koniecznością jest naturalizowanie rozgrywającego, bo w Polsce gracza na tę pozycję nie mamy. Wiem, że już trwają rozmowy, by nakłonić do gry w polskich barwach zawodnika z USA.

Już teraz trzeba jednak myśleć o stworzeniu systemu szkolenia dzieci i młodzieży. Nie wyważajmy otwartych drzwi. Czerpmy z wzorców, które sprawdzili już Litwini, Łotysze, Włosi czy Hiszpanie. Słyszę, że w Sosnowcu miasto daje najwięcej pieniędzy właśnie na szkolenie dzieci, które lubią rzucać do kosza. Pytam jednak - "i co z tego?", skoro idą na marne. Raz widziałem taki trening. Przypadkowy nauczyciel wychowania fizycznego nie nauczy dzieci grać w koszykówkę. To już lepiej, żeby w ogóle dał sobie z tym spokój.



Wit - Pią Lut 20, 2009 2:22 pm
Koszykarski Baildon odradza się w tajemnicy
Piotr Płatek, Maciej Blaut2009-02-19, ostatnia aktualizacja 2009-02-19 19:57



Baildon Katowice wraca na koszykarską mapę Polski. Czy reaktywacja zasłużonego klubu będzie okazją do zwołania okrągłego stołu wszystkich ludzi związanych z katowickim basketem?

Jesienią 1969 roku Baildon po raz pierwszy zagrał w koszykarskiej ekstraklasie. W zbudowanej właśnie hali zespół trenera Waleriana Klimontowicza spotykał najlepsze drużyny polskiej ligi. - W tamtym zespole grali Tomek Służałek, Jurek Sojka, Józek Orszulik, Staszek Kaczmarek. Na trybunach było dużo ludzi. Łza się w oku kręci na wspomnienie tamtych czasów - wspomina Klimontowicz, autor kilku ciekawych książek z historii śląskiego sportu. - Co pan mówi? Baildon znowu będzie? - dziwi się Klimontowicz.

Ludzie z ulicy? To nie my!

Nie tylko Klimontowicz jest zaskoczony inicjatywą. Jan Nocoń, ostatni prezes katowickiego klubu, też nic nie słyszał o planach reaktywacji klubu. - Ze mną nikt się nie kontaktował w tej sprawie. Od pana się dowiaduję. Jeśli to będzie miało ręce i nogi, a pomysłodawcy zgłoszą się do mnie, to z chęcią pomogę - zapewnia Nocoń.

Baildon po raz ostatni grał w ekstraklasie w 1986 roku. Potem klub dryfował w II lidze, a w 1996 roku wraz z zamknięciem hali przy ulicy Chorzowskiej ówczesna drużyna została przekazana do chorzowskiej Alby. Przez 13 lat Baildonu nie było.

Zasłużony klub na koszykarską mapę Polski chcą ponownie wprowadzić młodzi trenerzy i działacze z okolicznych śląskich klubów. KS Baildon ma powstać na bazie UKS-u 27 Katowice, UKS-u C. Hartwig Katowice oraz klubu Hajduki Chorzów. Nic na razie więcej nie wiadomo, bo tworzący klub ludzie postanowili trzymać język za zębami. - Lepiej, żeby pan nic nie pisał, bo to może popsuć sprawę. Jesteśmy na etapie rejestracji i tyle mogę zdradzić - mówi Krzysztof Sojka z chorzowskich Hajduków.

- A co z prawami do nazwy? Czy każdy człowiek z ulicy może wziąć sobie nazwę Baildon? - pytamy. - Nie jesteśmy ludźmi z ulicy - oburza się Sojka. - W sercu mamy Baildon. W tym klubie grał mój ojciec, jeszcze w ekstraklasie, ja też grałem. Inni też są związani z tym klubem. A co do nazwy, to szyld Baildon został wykreślony z KRS-u w 2002 roku i dlatego mogliśmy go przejąć - wyjaśnia.

Nowy zespół miałby grać w III lidze w sali przy jednym z gimnazjów lub uczelni. Dlaczego nie na obiektach Spodka, AWF-u czy w Szopienicach? - Bo te już teraz są maksymalnie obłożone - wyjaśnia jeden z pomysłodawców.

Przydałoby się znane nazwisko

Powołanie Baildonu wywołało w środowisku Katowic duży odzew. - Zarejestrowanie, sporządzenie statutu to nie jest problem. Kłopoty zaczynają się dopiero potem - ostrzega były prezes Nocoń.

Miasto jest bardzo przychylne pomysłowi reaktywacji koszykówki. - Mamy zaufanie do tej grupy i chcemy jej pomóc przede wszystkim w formalnościach związanych z założeniem klubu. Jeśli Baildon powstanie, to będzie mógł uczestniczyć w miejskich konkursach na dofinansowanie i liczyć na pomoc - mówi Sławomir Witek, naczelnik wydziału sportu i turystyki w katowickim urzędzie miasta.

Nowy Baildon ma także przeciwników. Na razie wolą się oni jednak wypowiadać ostrożnie, bo tak naprawdę niewiele wiedzą o pomyśle. - Zobaczymy, co pokażą. Ale nie wygląda to za dobrze. W dotychczasowych klubach, gdzie ci panowie działali, niczego nie dokonali, a teraz biorą się za następny - kręci głową jeden z naszych rozmówców.

Naczelnik Witek uważa, że nowy Baildon powinien poszukać ludzi o znanych w koszykarskim świecie nazwiskach. - Takie osoby pomogłyby w promowaniu klubu, budowaniu jego wizerunku - radzi. W Baildonie grali znakomity przed laty rozgrywający Dariusz Szczubiał, świetny trener Tomasz Służałek, znany środkowy Henryk Wardach czy skrzydłowy Marian Węglarski. I jeszcze wspomniany Klimontowicz, legenda śląskiego basketu, który Baildon prowadził od połowy lat 50. aż do czasów gierkowskich. Czy ktoś się z nimi kontaktował? Organizatorzy na razie milczą i w tej sprawie.

Okrągły stół koszykarzy

Nie milczy natomiast środowisko, które rzuca pomysł debaty nad stanem koszykówki w Katowicach. Przedstawiciele innych katowickich klubów obawiają się, że nowy konkurent przechwyci część miejskiej kasy na basket, ale i tak nic specjalnego nie wniesie. - Mam nadzieję, że chcą się opierać na prywatnym sponsorze, a nie publicznych pieniądzach, bo w ten sposób odbiorą je nam. Wiem, że o takiego sponsora nie jest łatwo. AZS AWF gra w pierwszej lidze i nie może go znaleźć, my też nie opływamy w luksusy - martwi się Sebastian Breguła, szef III-ligowego Mickiewicza Katowice. - Nazwa Baildon jest bardzo chwytliwa. Mnie osobiście kojarzy się z samymi pozytywami, dlatego nie chciałbym, aby ktoś ją spalił - dodaje.

Breguła nie planuje żadnej fuzji z nowym Baildonem. - Mickiewicz zajął właśnie drugie miejsce w rozgrywkach III ligi i zyskał prawo gry w barażu o awans. Nie po to przez tyle lat klepaliśmy biedę, żeby teraz wchodzić w jakiś twór, który na razie stoi na chwiejnych nogach. Jednak przydałoby nam się wszystkim spotkanie przy okrągłym stole - proponuje.

Mirosław Stawowski, trener pierwszoligowego AZS-u AWF Katowice, też jest za współpracą. - Istnienie trzech rywalizujących ze sobą ośrodków w Katowicach nie miałoby sensu. Na pewno doszłoby do konfliktu interesów. Natomiast rozsądne byłoby doprowadzenie do współpracy szkoleniowej, która polegałaby na tym, że jeden z klubów przejmowałby najzdolniejszych zawodników z Katowic. Nie chcę teraz przesądzać, który to miałby być klub - twierdzi.

Klimontowicz trzyma kciuki za nowy Baildon. Jednocześnie stawia pomysłodawcom pytania. - Co oni tak naprawdę chcą zrobić? Czy tu chodzi o zbudowanie dobrego zespołu, czy zrobienie sobie kasy? Pieniądze w dzisiejszych czasach zarabiać trzeba, ale byle to wszystko było uczciwe - ostrzega Klimontowicz



m20 - Czw Kwi 02, 2009 8:40 am
Tychy są w półfinale I ligi- o 3 zwyciestwa od awansu do ekstraklasy (zagraja ze Stala Stalowa Wola). Byłoby sympatycznie, gdyby awans złożył sie w czasie z eurobasketem, inna sprawa że wciąż trudno powiedzieć, żeby w Tychach był jakiś głód basketu, chyba konkurencja ze strony hokeja i piłki nożne jest za silna.

AWF Katowice utrzymał się w I lidzie.

Ktoś pytał o bilety na eurobasket- na eventim.pl mozna sie zapisac do newsletera, bilety mają być niedługo dostępne.



Wit - Pią Kwi 03, 2009 11:18 pm


Wizytacja w kurzu i w pyle
wczoraj
Delegacja FIBA Europe i World oraz przedstawiciele sponsorów tych organizacji przebywający w Polsce wizytowali wczoraj Katowice, a przede wszystkim Spodek, w którym odbędą się finały wrześniowych mistrzostw Europy koszykarzy.

- W hali trwa remont, więc wizytatorzy chodzili w kurzu i pyle, ale byli zadowoleni z postępu prac, pytali też o terminy kolejnych etapów modernizacji. Zresztą Sanja Laban i Ana Brito były u nas nie pierwszy raz - mówi Ewelina Kajzerek z UM Katowice. - Goście wskazali miejsca, gdzie ustawione będą stoiska sponsorskie. Oglądali plac przed Spodkiem, który jest przebudowywany. Tam na czas mistrzostw powstanie miasteczko kibiców EuroBasketu.

Strefy dla sympatyków koszykówki określane jako basketsquare powstaną we wszystkich miastach, w których odbędą się mistrzostwa. Przed katowicką halą zmieści się nawet 15 tysięcy osób. - Nie znamy jeszcze szczegółów, ale mogę już powiedzieć, że mecze będzie można oglądać na telebimach. Do tej pory na plac przed Spodkiem mogło wejść około 10 tysięcy osób, po przebudowie jeszcze przybędzie miejsca - dodaje Ewelina Kajzerek.

Jedną z nowości w Spodku ma być nowa elektroniczna tablica, podwieszona pod dachem, w stylu amerykańskich hal w rozgrywkach NBA. Nie wiadomo jeszcze, czy będzie ona "kanciata" czterostronna, czy bardziej owalna, z trzema płaszczyznami.

Wizytatorzy z FIBA po wizycie w Katowicach pojechali do Łodzi, dziś odwiedzą Warszawę. Wcześniej byli w Gdańsku, Bydgoszczy i Poznaniu. Kolejną kontrolę zapowiedzieli na 27 kwietnia.

Tomasz Kuczyński - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/sport/982348.html

KOSZYKÓWKA AZS AWF Katowice: Wywalczyli utrzymanie
wczoraj
Koszykarze AZS AWF Katowice zapewnili sobie utrzymanie w I lidze. Podopieczni Mirosława Stawowskiego w fazie play-out walczyli z akademikami z Kalisza.

Przed sobotnim spotkaniem katowiczanie prowadzili 2:1 i do osiągnięcia postawionego celu potrzebne już było tylko jedno zwycięstwo. O ostatecznym rozstrzygnięciu zadecydowała dogrywka. AZS AWF wygrał u siebie 70:68. - Sporo nas to wszystko kosztowało. Szczęście było jednak po naszej stronie - cieszył się szkoleniowiec z Katowic. - Chłopcy pokazali się naprawdę z dobrej strony. Grali nie tylko skutecznie, ale potrafili się zmobilizować również w strefie obronnej - chwalił swoich zawodników .

Jednak aby katowiczanie mogli w nadchodzącym sezonie toczyć równorzędną walkę z rywalami, w klubie potrzebne są zmiany, również personalne. - Oczywiście przydałyby się wzmocnienia. Na razie czekamy jednak na odpowiedź z urzędu miasta, na jaką pomoc finansową możemy liczyć - przyznał szkoleniowiec AWF.

Kyrtap - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/sport/982246.html

No właśnie...fusbal, futsal i hokej jakos w mieście się kulają...dla kosza też powinno być miejsce. Beldona sie skończyła, Mickiwicz nie wytrzymał...stawiamy na akademików!



Wit - Czw Kwi 16, 2009 4:34 pm
Tyskie źródełko na koszykarskiej pustyni
Wojciech Todur 2009-04-16, ostatnia aktualizacja 2009-04-16 16:16:48.0



Po siedmiu latach przerwy zespół z naszego regionu znowu ma szansę na grę w elicie. Przed drużyną Big Stara ostatnia przeszkoda - nieobliczalny zespół Stali Stalowa Wola. - Oni nie mają słabych punktów! - ostrzega trener Tomasz Służałek.

Na przełomie wieków nasz region był koszykarką potęgą - zespoły z Bytomia, Rudy Śląskiej i Sosnowca nadawały ton ligowej rywalizacji. Kibice pasjonowali się seriami rzutów za trzy punkty Antoine'a Jouberta z "Bobrów", efektownymi blokami Ronniego Thompkinsa z Zagłębia czy strzeleckimi rekordami Samuela Hinesa z Pogoni, która spadła z ekstraklasy jako ostatnia z naszych drużyn - po sezonie 2001/02.

- Gdzie są dawne potęgi? Przykro patrzeć na to co się stało ze śląsko-zagłębiowskim basketem. Jak to możliwe, że region w którym mieszka kilka milionów ludzi nie stać nawet na jedną drużynę w ekstraklasie?! - irytuje się Służałek, który w latach 80-tych dwa razy zdobył mistrzostwo Polski z Zagłębiem i pracował też z sukcesami z Pogonią i Bobrami,

Tomasz Herkt, szkoleniowiec, który dziesięć lat temu doprowadził polskie koszykarki do mistrzostwa Europy przyznaje, że nie przypuszczał, że Śląsk jest poza koszykarską elitą już tak długo. - Siedem lat? Wobec tego trzymam kciuki za tyszan - uśmiecha się Herkt, którego Zastal Zielona Góra też walczy o powrót do ekstraklasy.

Tyski zespół dzielą od awansu trzy zwycięstwa. W półfinałowej rywalizacji nasza drużyna będzie mieć przewagę własnego parkietu co oznacza, że jeżeli do wyłonienia zwycięzcy będzie potrzebny piąty mecz to odbędzie się on na Śląsku.

- W mojej pracy zawsze kierowałem się filozofią, że najwyższa forma musi przyjść na play-off. I tak się właśnie dzieje! Moi koszykarze zrobili szalone postępy! - chwali podopiecznych Służałek.

Stal zakończyła sezon zasadniczy dopiero na siódmej pozycji, ale fachowy powtarzają, że nie ma się co tym sugerować. Potwierdzeniem jest fakt, że w pierwszej rundzie playoff "Stalówka" wyeliminowała faworyzowaną ekipę z Krosna.

- W tym sezonie liga była niezwykle wyrównana. Nie było zdecydowanych faworytów, w pierwszej ósemce każdy mógł wygrać z każdym. Tak też wygląda decydująca batalia o awans - uważa Herkt.

Służałek zwraca też uwagę na fakt, że zimą drużynę ze Stalowej Woli wzmocniło dwóch koszykarzy z ekstraklasy. - To przecież 40 procent składu. Niemal nowy zespół - podkreśla.

Stal uchodzi teraz za drużynę kompletną. - Mają świetnych rzucających, a pod koszem wysoki mur - przyznaje Damian Kulig, środkowy Big Stara.

Kulig będzie musiał walczyć z trzema zawodnikami, którzy mają przynajmniej 205 centymetrów wzrostu - Tomaszem Andrzejewskim, Adamem Lisewskim i Maciejem Klimą. - Mecz to wojna, a walka na tablicach to bitwa. Kto ją wygra zejdzie z parkietu zwycięski - podkreśla Służałek.

Tyscy koszykarze przygotowują się do spotkań ze Stalą bardzo starannie. - Ćwiczymy nowe zagrywki. Postaramy się czymś zaskoczyć rywala. Czujemy się mocni psychicznie, motorycznie i taktycznie - mówi Służałek.

Zespół scementowała niedawna rywalizacja z ŁKS-em Łódź. W decydującym o awansie, piątym spotkaniu, Big Star przegrywał już 21 punktami, a jednak odwrócił losy rywalizacji. - Będziemy czerpać z tamtych doświadczeń. Rozsypaliśmy się wtedy na kawałeczki by jednak potem zaraz zebrać się do kupy. Takie wydarzenia budują zespół - uważa Kulig.

Trener Herkt będzie kibicował Big Starowi nie tylko dlatego, że chciałby, żeby śląski zespół po latach przerwy znowu zagrał w elicie. - Znam trenera Służałka od wielu lat. Cenię jego pracę. Siła obu drużyn wydaje się bardzo wyrównana. Przesądzić może przewaga własnego parkietu, a ta jest po stronie tyszan - przypomina.

- Będziemy bić się na całego. Chcemy tego awansu! Liczymy, że wygramy dwa mecze we własnej hali, postawimy rywala pod ścianą, a potem wykorzystamy naszą przewagę - kreśli scenariusz Kulig.

Trzy mecze od elity

Big Star rozpoczyna rywalizację ze Stalą weekendowym dwumeczem na własnym parkiecie. Zarówno sobotnie jak i niedzielne spotkanie rozpocznie się o godzinie 19. Kolejne mecze odbędą się już w Stalowej Woli - na pewno 25 kwietnia i ewentualnie dzień później. Jeżeli po rozegraniu czterech spotkań będzie remis rywalizacja wróci do Tychów. Decydujący o awansie mecz odbyłby się wtedy w środę 29 kwietnia. W drugiej parze rywalizują Zastal Zielona Góra i Polonia 2011 Warszawa.



Wit - Pią Maj 01, 2009 1:26 pm
Śląski kosz jeszcze poczeka na ekstraklasę
Wojciech Todur 2009-04-29, ostatnia aktualizacja 2009-04-29 22:04:32.0



Tyski Big Star nie wykorzystał znakomitej okazji, by na własnym parkiecie przypieczętować awans do elity. - Nasza gra to był koszmar - przyznał trener Tomasz Służałek.

1 maja 2002 roku Pogoń Ruda Śląska przegrała na własnym parkiecie z Notecią Inowrocław (90:96) i to był ostatni mecz śląskiej drużyny w najwyższej klasie rozgrywkowej. - Naprawdę graliśmy 1 maja? Ile to już lat... I znowu przyjdzie nam poczekać. Szkoda - smucił się Mirosław Frankowski, skrzydłowy Big Stara, który przed laty stanowił o sile Pogoni.

Trener Służałek obawiał się, że jego koszykarze mogą sobie nie poradzić z presją związaną z grą o najwyższą stawkę. Po meczu ze smutkiem stwierdził, że się nie pomylił. - Wszyscy zawiedli. Nikt nie zagrał nawet na średnim poziomie. Gdzie był nasz "król" Łukasz Pacocha? Przecież on nie trafił żadnego rzutu z półdystansu - wyliczał błędy Służałek.

Tyszanie przegrywali niemal od pierwszych minut spotkania. Na przełomie pierwszej i drugiej kwarty pudłowali z każdej pozycji przez długie osiem minut. - To był nasz najsłabszy mecz w tej serii. Stal bardzo dobrze broniła, a my na dodatek graliśmy koszmarnie nieskutecznie - przyznał Pacocha.

Służałek co chwilę zmieniał zawodników, którzy popełniali proste błędy, a gdy skończyła mu się ławka rezerwowych, z nadzieją spojrzał na siedzących na trybunach Dariusza Szczubiała i Włodzimierza Środę. Zawodnicy z którymi w latach 80. zdobywał mistrzostwo Polski w Sosnowcu mogli jednak tylko ściskać kciuki za swojego starego trenera.

W ostatniej kwarcie tyszanie dostali zastrzyk adrenaliny i zmniejszyli przewagę Stali do pięciu punktów. Rozentuzjazmowani kibice wstali z miejsc, ale nasi koszykarze zaraz oddali dwie łatwe piłki w ręce rywala. Było po meczu i po emocjach. - "Stalówka" działała jak szwajcarski zegarek. Tak się buduje zespół. Długo byli średniakiem, ale w decydującym momencie wzmocnili się dwoma zawodnikami z ekstraklasy i teraz cieszą się z awansu. My mieliśmy taki sam plan, ale nic z tego nie wyszło - rozkładał ręce Służałek.

Doświadczony szkoleniowiec nie potrafił przesądzić, czy w kolejnym sezonie znowu podejmie wyzwanie i powalczy o miejsce w elicie. - Musimy ochłonąć, zebrać myśli i zastanowić się, co dalej. Big Star i Tychy już zrobiły dużo dla śląskiej koszykówki. Warto się postarać i wykonać ostatni krok - podkreślał.

Frankowski jest pewny, że już za rok do Tychów mogą przyjeżdżać najlepsze polskie drużyny. - Jeżeli zostanie utrzymana wysoka organizacja klubu i nie zmieni się skład, to nie ma siły, żeby nie było awansu - zakończył.

Big Star Tychy 63

Stal Stalowa Wola 85

Kwarty: 13:22, 9:18, 24:16, 17:29

Big Star: Mielczarek (12), Frankowski (8), Kulig (16), Zmarlak (2), Pacocha (6) oraz Markowicz (4), Pustelnik (8), Bzdyra (4), Radwan (3).

Najlepsi w Stali: Piechowicz (17), Andrzejewski (15), Szczepaniak (14).

Stan rywalizacji: 3:2 dla Stali, który awansowała do ekstraklasy.



Wit - Śro Maj 20, 2009 8:52 pm
Silesia Team sposobem na odrodzenie śląskiej koszykówki?
Wojciech Todur 2009-05-06, ostatnia aktualizacja 2009-05-06 19:50:23.0



Doświadczony trener Tomasz Służałek proponuje: - Połączmy siły. Pracujmy na dobro jednej drużyny, która może być najlepsza w Polsce! Koszykarskie środowisko protestuje. - To tak jakby połączyć Ruch Chorzów z Górnikiem Zabrze - uważa Teresa Dembowska, prezes Big Stara Tychy, najlepszej drużyny z naszego regionu.

Tyszanie byli o krok od zapewnienia sobie awansu do koszykarskiej elity, w której śląskiej drużyny nie ma od siedmiu lat. - Już mieliśmy pieniądze na ekstraklasę! Gdyby nie porażka ze Stalą Stalowa Wola, pewnie teraz podpisywalibyśmy umowy ze sponsorami. Trudno mi się z tym pogodzić - przyznaje Dembowska.

Dlaczego śląsko-zagłębiowska koszykówka już tyle lat tkwi w sportowym marazmie? - Odpowiedź jest prosta. Brakuje sponsorów, którzy chcieliby sponsorować ten widowiskowy sport - mówi Służałek, który prowadził przed laty Zagłębie, Bobry Bytom i Pogoń Ruda Śląska - wtedy najbardziej znane kluby w naszym regionie.

Kilka miesięcy temu pojawił się pomysł, by reaktywować profesjonalny zespół w Sosnowcu. Na łamach "Gazety" mówił o tym Zbigniew Jaskiernia, wiceprezydent miasta, oraz Leszek Rakoczy, koszykarski działacz. - Nadzieja jeszcze się tli, ale tak naprawdę w mieście nie ma nawet pół firmy, która chciałaby zainwestować w koszykówkę. Wszyscy zasłaniają się kryzysem - przyznaje Rakoczy.

Może więc warto zastanowić się nad pomysłem Służałka? - Stwórzmy sportową spółkę - może być Silesia, która zgromadziłaby najlepszych zawodników z całego regionu. To byłaby nasza koszykarska wizytówka. Zespół na miarę najlepszych drużyn w kraju. Może właśnie Silesia Team otworzyłaby nam wrota do pieniędzy? - zastanawia się Służałek.

Tylko gdzie miałby grać takich zespół? - W największych halach w regionie. W Katowicach, Dąbrowie Górniczej. W niedalekiej przyszłości powstanie nowoczesny obiekt w Gliwicach. Taką halę może zapełnić kibicami tylko zespół, który będzie walczył o najwyższe lokaty - dodaje trener.

Rakoczy: - To nie jest takie proste. Nie tak dawno rozmawiałem o pomyśle połączenia koszykarskiego Sosnowca z Dąbrową Górniczą. To przecież dwa kluby z jednego regionu, a już na etapie planowania pojawiły się problemy nie do pogodzenia. Nowy zespół miałby grać w Dąbrowie, bo tam jest większa hala. Myśli pan, że Sosnowiec i jego kibice chcieliby współfinansować drużynę, która gra w innym mieście? Kibice Zagłębia nie chcieli nawet zaakceptować zmiany nazwy na Pogoń.

Podobnie uważa Dembowska: - Nie wyobrażam sobie stworzenia jednego klubu reprezentującego region. To jakby połączyć Ruch z Górnikiem. Znam to środowisko - tutaj każdy ciągnie w swoją stronę. Pokłóciliby się jeszcze przed pierwszym meczem. Oczywiście, że chcielibyśmy zgromadzić najlepszych zawodników z regionu, ale to powinno stać się w sposób naturalny. Już myślimy o zorganizowaniu czegoś na kształt Śląskiej Szkoły Koszykówki. Do realizacji tego celu chcemy wykorzystać naszych zawodników, którzy chętnie sprawdzą się jako trenerzy. Mamy swój pomysł na koszykówkę i do ekstraklasy awansujemy sami. Wierzę, że już za rok - podkreśla Dembowska. W Silesia Team nie wierzy też Mirosław Frankowski, doświadczony skrzydłowy Big Stara. - To się nie uda. Kibice tego nie kupią. A po co komu zespół bez kibiców? - pyta.



Wit - Nie Mar 28, 2010 10:52 am
Kto przełamie klątwę, która gnębi śląsko-zagłębiowską koszykówkę?
Wojciech Todur 2010-03-26, ostatnia aktualizacja 2010-03-26 20:44:48.0



1 maja 2002 roku Pogoń Ruda Śląska przegrała na własnym parkiecie z Notecią Inowrocław i to był ostatni mecz drużyny z naszego regionu w najwyższej klasie rozgrywkowej! Koszykarze z Tychów i Dąbrowy Górniczej nie chcą się z tym pogodzić.

Pierwszoligowcy zakończyli sezon zasadniczy. Teraz osiem drużyn czeka ostateczna rozgrywka. W gronie zespołów, które powalczą o dwa miejsca premiowane awansem są MKS Dąbrowa Górnicza (3. miejsce) oraz KKS Tychy (4.).

- Postawa MKS-u to wielkie zaskoczenie. Gdyby nie zadyszka na finiszu rozgrywek, to zakończyliby sezon na pierwszej pozycji. Trochę przypadkiem udało im się zbudować zespół, na który nikt w Dąbrowie nie liczył - mówi Tomasz Służałek, szkoleniowiec, który przed laty prowadził najlepsze kluby w naszym regionie.

Piotr Laube, kierownik sekcji koszykarskiej MKS-u, przyznaje, że wyniki drużyny rzeczywiście przerosły oczekiwania. - Chcieliśmy po prostu awansować do pierwszej ósemki. Potem z każdą kolejką dochodziło do nas, że naprawdę jesteśmy mocni. Najpierw zaczęliśmy marzyć o awansie, a teraz mówimy o nim otwarcie. Zespół scementowali nowi zawodnicy, chociażby Paweł Zmarlak, dusza naszego zespołu - podkreśla.

Inną drogę przeszły Tychy. Ta drużyna jest konsekwentnie budowana od kilku sezonów. Blisko celu była już w ostatnim roku, ale przegrała decydującą rywalizację ze Stalą Stalowa Wola. - Tychy mają najsilniejszy zespół. Niemal na każdej pozycji straszy rywali dwóch dobrych zawodników. Dla mnie to faworyt numer jeden - ocenia Służałek, który rok temu był jeszcze trenerem Big Stara. Teresa Dembowska, prezes tyskiego klubu, jest optymistką. - Teraz jesteśmy na czwartym miejscu, ale... my zawsze bijemy się o pierwsze! To był trudny sezon. Rok temu mówiłam, że nie odczuwamy kryzysu, ale problemy dopadły i nas - mówi Dembowska, który wycofała z nazwy klubu człon Big Star licząc, że to miejsce zajmie nowy sponsor strategiczny. - Tak się na razie nie stało, ale oczekiwany awans otworzy przed nami nowe możliwości - zapewnia prezes.

Służałek trochę żałuje, że MKS i KKS nie mają szans by zagrać ze sobą już w półfinale play off. - Wtedy na pewno jedna z naszych drużyn cieszyłaby się z awansu i nikt już by nie mówił o klątwie - uśmiecha się. W pierwszej rundzie KKS zagra z ŁKS-em Łódź, a MKS ze Spójnią Stargard Szczeciński (pierwsze mecze w sobotę). Do półfinału awansuje zespół, który wygra dwa spotkania. W pozostałych parach faworytami są drużyny z Zielonej Góry i Tarnobrzegu.

MKS będzie drżał o wynik, bowiem pod znakiem zapytania stoi występ "dwóch wież" drużyny - Adama Lisewskiego (206 cm) i Marka Piechowicza (203). - Myśleliśmy, że uda się utrzymać informację o ich kontuzjach w tajemnicy, tymczasem trąbi już o nich pół Polski. Jest szansa, że Adama postawimy na nogi już na pierwsze spotkanie. Gorzej z Markiem, który ma skręcony staw skokowy. Może być gotowy dopiero na kolejnego rywala - mówi Laube.

Ewentualny awans MKS-u może być początkiem budowy drużyny Zagłębia Dąbrowskiego. O takim pomyśle mówi Służałek, który już prowadzi rozmowy na temat powołania sportowej spółki akcyjnej. Jej udziałowcami miałyby być m.in. Dąbrowa Górnicza i Sosnowiec.

http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... owska.html



Wit - Pią Maj 21, 2010 8:01 pm
Czarne chmury nad zespołem koszykarek AZS AWF Katowice
Patryk Trybulec

Dzisiaj 00:01:11



Wiele wskazuje na to, że w przyszłym sezonie drużyna nie wystartuje w rozgrywkach. Jak to często w takich sytuacjach bywa, problem jest prozaiczny - brak środków finansowych.

Decyzja o tym, że zespół w przyszłym sezonie nie wystartuje, miała już zapaść w trakcie ubiegłego sezonu. Kobiecy zespół AZS AWF Katowice zajął w niedawno zakończonych rozgrywkach I ligi kobiet wysokie czwarte miejsce. W przyszłym sezonie zespół może jednak w ogóle nie stanąć w szranki.

Prezes AZS Adam Zając tłumaczy zaistniały stan rzeczy zbyt dużą ilością sekcji sportowych, wobec ograniczonych środków przekazywanych z Urzędu Miasta na sport akademicki. Miasto broni się, twierdząc, że kwota przekazana AZS-owi została w tym roku znacznie zwiększona. Na razie są to jednak zbyt małe pieniądze.
Najbardziej poszkodowane jak zwykle w tej sytuacji będą same zawodniczki, które chciałyby kontynuować karierę i naukę w katowickim AWF. Jak przyznaje trener likwidowanego zespołu, znaczną część zespołu stanowią właśnie studentki. Do gry w zespole cały czas zgłaszają się także nowe zainteresowane grą w barwach AZS utalentowane koszykarki.

Jest jeszcze czas na uratowanie zespołu, jednak działania do tej pory podejmowane nie napawają optymizmem i mogą oznaczać koniec kobiecej koszykówki na AWF.

http://katowice.naszemiasto.pl/artykul/ ... egoria=679

MKS nie zagra w elicie

2010-05-06 23:19:40

Nie tak wyobrażali sobie zakończenie sezonu dąbrowscy fani basketu.
Choć ekstraklasa była blisko, to MKS w przyszłym sezonie nadal grać będzie w I lidze. Lepsza od dąbrowskich koszykarzy okazała się Siarka Tarnobrzeg. Pierwsze spotkanie MKS przegrał 67:70. Drugi mecz tych drużyn przywrócił kibicom i zawodnikom wiarę w sukces, bo dąbrowianie pokonali Siarkę 67:64 i wyrównali stan rywalizacji na 1:1. O awansie do TBL miał zadecydować trzeci mecz w Tarnobrzegu. Temu spotkaniu towarzyszyły wielkie emocje i pra-wdziwa huśtawka nastrojów.

Początkowo to dąbrowianie ruszyli do ataku. Tarnobrze-żanie nie zamierzali się jednak poddawać. Z prowadzenia MKS-u 30:20 zrobił się remis 34:34, a później prowadzenie Siarki 43:35. Podopieczni Wojciecha Wieczorka zdołali jednak odrobić straty i o awansie zadecydować miały końcowe minuty meczu. Ostatecznie górą była Siarka, która zwyciężyła MKS 68:64. Oprócz Siarki, awans wywalczył zespół Zastalu Zielona Góra, który ograł zespół ŁKS-u Łódź. Właśnie z łodzianami MKS grać będzie o 3. miejsce.

http://dabrowagornicza.naszemiasto.pl/a ... egoria=864



Wit - Czw Cze 03, 2010 2:59 pm
Ciężkie czasy czekają rybnicką koszykówkę
Marcin Fejkiel2010-05-27, ostatnia aktualizacja 2010-05-27 21:00



W rybnickim klubie koszykarskim doszli już do ściany. - Kocham tę robotę, ale są granice wytrzymałości. Chciałbym być wiarygodnym partnerem w rozmowach z zawodniczkami. A do tego potrzebna jest wypłacalność - podkreśla trener Uteksu ROW-u.
Minione rozgrywki ekstraklasy kobiet drużyna z Rybnika skończyła na bezpiecznym ósmym miejscu, ale najbliższa przyszłość nie rysuje się w jasnych kolorach. - Ryzyko upadku klubu zawsze istnieje, ale nie przypuszczam, żeby w naszym przypadku to zagrożenie było aż tak duże. Co prawda z firmą Utex [sponsor strategiczny - przyp. red.] nową umowę mamy dopiero zawrzeć, bo stara, dwuletnia, wygasła, ale prezes firmy z niczego się nie wycofuje. Umowa z miastem, które w tej chwili jest naszym największym darczyńcą, także w najbliższym czasie będzie podpisana - uspokaja szefowa klubu - uspokaja Gabriela Wistuba, prezes Uteksu ROW-u Rybnik.

Drugi ze sponsorów gwarantuje klubowi wsparcie na poziomie pół miliona złotych

To jednak za mało. - Poszukujemy trzeciego filaru, który za kwotę 400 tys. zł netto chciałby znaleźć się w nazwie naszego klubu - mówi prezes ROW-u. - Tylko to zagwarantuje nam normalność. Inaczej czeka nas ciężki bój o zachowanie miejsca w ekstraklasie - nie pozostawia złudzeń trener Mirosław Orczyk.

Klubowi szczególnie ciążą stare długi z tytułu kontraktów z byłymi zawodniczkami z USA (Kasha Terry, La'Tangela Atkonson), które grały w Rybniku przed dwoma laty. Nie dość, że zarabiały one na poziomie 10-15 tys. euro, to finanse klubu dobił jeszcze nagły, znaczący skok kursu dolara. - Te sprawy jesteśmy w stanie uregulować najszybciej do końca następnego sezonu - nie ukrywa Wistuba.

W strategii budowania drużyny zawodniczki zza oceanu są jednak kluczowe. Były w Rybniku zawsze i znów będą. - Chyba tylko samobójca może przystępować do sezonu bez zawodniczek z zagranicy. Zwłaszcza teraz, kiedy okazuje się, że często są one tańsze od Polek - uważa Wistuba.

Według niej kryzys ma też swoje dobre strony. - Na rynku jest mniej pieniądza. Nie wyobrażam sobie, żeby zawodniczki zarabiały tyle, ile w poprzednim sezonie - mówi.

Orczyk, który jest w stałym kontakcie z agentami, nie jest aż takim optymistą. - Nic się nie zmienia. Chcąc walczyć o ósemkę, musisz mieć niezłej klasy Polki, a one życzą sobie w granicach 10 tys. zł - mówi.

Klub odrzuca jednak wariant, w ramach którego rozpocząłby sezon tanim "polskim" składem, a dopiero w styczniu dokooptowałby koszykarki z USA. - Nie ma co kombinować, bo nawet nie wiadomo, jaki będzie system rozgrywek w związku z organizowanymi u nas mistrzostwami Europy - uważa prezes Wistuba.

Szkoleniowiec Uteksu nie ma wątpliwości, że w Rybniku doszli już do ściany. - W trzecim sezonie w ekstraklasie mieliśmy pokazać, że działamy systemowo. Tymczasem jest coraz gorzej - uważa trener. - Kocham tę robotę, ale są granice wytrzymałości. Chciałbym być wiarygodnym partnerem w rozmowach z zawodniczkami. A do tego potrzebna jest wypłacalność - dorzuca.

Klub po roku przerwy wraca do własnej hali w Boguszowicach. - Mam nadzieję, że wykonawca wywiąże się z obietnic i w sierpniu remont hali zostanie zakończony - wierzy Wistuba. Na wielkie wpływy z biletów jednak nie liczy. - W ciągu trzech lat zdarzyło się może ze cztery razy, że pokryły one koszty organizacji meczu. U nas kibic nie stanowi o budżecie. Na pewno będzie lepiej niż w Pawłowicach, gdzie nieraz na mecz przychodziło po 100 ludzi i było cicho jak w kościele - podkreśla szefowa klubu.

http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... kowke.html



Wit - Czw Cze 24, 2010 7:45 pm
Koszykarze też pod szyldem GKS-u Tychy
tod
2010-06-24, ostatnia aktualizacja 2010-06-24 18:33



Piłka nożna, hokej i koszykówka mają teraz wspólnie pracować na pożytek sportowej wizytówki miasta

"Jeden klub, jedno miasto" - pod takim hasłem ma przebiegać akcja, która zjednoczy tyskie kluby sportowe. Tyski klub koszykarski najpierw grał pod szyldem Big Stara, a ostatnio KKS-u. To nie podobało się wszystkim kibicom, którzy oczekiwali, że w nazwie znajdzie się skrót GKS. Efekt był taki, że nawet podczas najważniejszych spotkań w hali bez trudu można było znaleźć wolne miejsca.

W nowym sezonie ma się to zmienić. Klub hokejowy i koszykarski informują, że od nadchodzących rozgrywek będą grać pod wspólną nazwą Górnośląskiego Klubu Sportowego GKS.

Co ciekawe, prawem ochronnym do herbu klubu dysponuje Górniczy Klub Sportowy GKS, czyli piłkarze. - Bez problemu użyczymy innym tyskim klubom prawa do używania nazwy i herbu. Nam też zależy na promowaniu silnej marki. Walczyliśmy o prawo ochronne także po to, by wyeliminować z rynku podmioty, które bezprawnie zarabiają na sprzedaży klubowych gadżetów - mówi prezes piłkarzy Łukasz Jachym.

Niewykluczone, że w ramach akcji powstanie wspólny bilet. Mają być również tańsze wejściówki dla fanów, którzy zaraz po meczu hokeistów zapragną zobaczyć, jak inni tyscy sportowcy pakują piłkę do kosza czy bramki. Kluby chcą się też wspierać przy pozyskiwaniu sponsorów. Patronem całej akcji są Okręgowa Izba Przemysłowo-Handlowa oraz prezydent Andrzej Dziuba.

http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... Tychy.html

...jeszcze futsalowcy
Brawo Tychy, jedna nazwa, wiele silnych sekcji...prawie jak Barcelona
Niech jeszcze koszykarze i piłkarze awansują o ligę wyżej
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •