ďťż
 
[Śląsk] Edukacja regionalna



Wit - Wto Wrz 05, 2006 8:33 pm


Ślązacy chcą edukacji regionalnej

Przemysław Jedlecki, dp
2006-08-31, ostatnia aktualizacja 2006-08-31 23:16

Jerzy Gorzelik, szef Ruchu Autonomii Śląska, poprosił ministra edukacji Romana Giertycha, by wprowadził w szkołach obowiązkowe lekcje nauczania o regionie: - To mają być prawdziwe, interaktywne lekcje, a nie edukacja na papierze.

Ruch Autonomii Śląska chce, by Roman Giertych, minister edukacji, wprowadził nowy przedmiot o nazwie edukacja regionalna. - Nie chodzi o wiedzę encyklopedyczną, tylko o żywy kontakt z tradycją regionu - mówi Gorzelik, na co dzień historyk sztuki i pasjonat kultury regionalnej.

Taki przedmiot miałby się pojawić we wszystkich rodzajach szkół - od podstawówek począwszy, a na liceach skończywszy. Gorzelik przyznaje, że pomysł na edukację regionalną nie jest nowy, ale - jego zdanie - nauka o "małych ojczyznach" kuleje. - Dziś jest to upchnięte po różnych przedmiotach i wiele zależy od inwencji nauczycieli. Edukacja regionalna powinna być osobnym przedmiotem - mówi.

Podkreśla, że nie chodzi mu o kolejny przedmiot w planie lekcji, który będzie drętwym przypominaniem historii regionu czy przyrody. - To muszą być zajęcia interaktywne. Dzieci muszą wyjść ze szkoły i zobaczyć miejsca związane z dziedzictwem kulturowym, przemysłowym i przyrodniczym Górnego Śląska - dodaje Gorzelik.

W apelu do ministra Giertycha Gorzelik napisał, że edukacja regionalna jako osobny przedmiot szkolny łączyłaby elementy wychowania patriotycznego oraz historii Polski. "Trudno wyobrazić sobie nowoczesny patriotyzm nieoparty na znajomości swojego bliskiego otoczenia i znajomości historii Polski, bez wiedzy na temat własnego regionu, położonego w granicach Rzeczpospolitej" - argumentuje lider RAŚ.

Gorzelik zapewnia, że nikt nie będzie zmuszał dzieci spoza śląskich miast, by uczyły się o Górnym Śląsku. Na przyklad w Sosnowcu dzieci miałyby poznawać tradycję Zagłębia Dąbrowskiego.

- Z kolei w Częstochowie nauka będzie dotyczyła ziemi częstochowskiej. Musimy respektować historyczne podziały. Mieszkańcy województwa mają różniącą się od siebie tożsamość i należy to uszanować - dodaje Gorzelik.

Senator i reżyser Kazimierz Kutz przyznaje, że bardzo podoba mu się pomysł Gorzelika: - To nie jest żadne dziwactwo. W wielu szkołach na Śląsku nauczyciele uczą historii regionu na własną rękę, bo młodzi ludzie chcą wiedzieć, gdzie żyją, skąd się biorą i co się działo.

Podobnie myśli socjolog prof. Marek Szczepański. - Żeby ten przedmiot mógł być dobrze realizowany, potrzebni są też pasjonaci. Takich osób na szczęście nie brakuje. Piszą dziś przewodniki i mają dobre pomysły na żywe pokazywanie regionu i w dodatku potrafią pokazać jego zróżnicowanie - mówi prof. Szczepański.

MEN nie ustosunkował się jeszcze do pomysłu Gorzelika.

Komentuje Aleksandra Klich Trzymam kciuki za edukację regionalną w szkołach. To mogą być prawdziwe lekcje patriotyzmu. Nie papierowe, centralnie sterowane i hurrapatriotyczne, ale rozumne, uczące mądrej miłości Ojczyzny.

Poznawanie regionu niejednokrotnie wymaga zrozumienia skomplikowanych losów pogranicza. Historia małych ojczyzn uczy, że państwo nie jest jednolitym tworem narodowym, ale tyglem kulturowym i narodowym, częścią bogatej europejskiej tradycji. Na Podlasiu, Mazurach, w Małopolsce, na Pomorzu, na Górnym Śląsku. Edukacja regionalna to prawdziwe umacnianie tożsamości, głębokie przywiązanie do kraju, w którym się żyje. Z niezbędnym dystansem.

Nie pojmą tego ci, dla których nauczanie patriotyczne to wkuwanie haseł ze sztandarów i papierowy patriotyzm.

Miejmy nadzieję, że resort edukacji narodowej nie wrzuci pomysłu Jerzego Gorzelika do kosza tylko dlatego, że ten szefuje ugrupowaniu z autonomią w nazwie.
[hr]
W czasie przerwy w działaniu naszego forum, na forum SSC zrobiła się na ten temat mała wojna, że tak powiem
Myślę, że tutaj możemy spokojnie podyskutować na temat regionalnej edukacji




jacek_t83 - Wto Wrz 05, 2006 8:40 pm
Hehe, my juz wczesniej o tym z Oskarem mowilismy, ze moznaby takie cos zrobic u nas w regionie ino nie umie tego znalezc na forum teraz, podobno to porozrzucane jest, tak Oskar mowi
ale wrzuce jeszcze info ze strony RASiu:



Dzień Edukacji Regionalnej
30.08.2006.

Jest taki dzień w kalendarzu, który mógłby zyskać miano Dnia Edukacji Regionalnej – 29 lutego. Wiedza o regionie pojawia się w szkole z podobna częstotliwością. Nasze stowarzyszenie chce zaproponować alternatywę.

W celu wypromowania idei odrębnego przedmiotu nauczania „Wiedza o regionie”, 19 paźdz[ iernika br. w wybranych obiektach o szczególnym znaczeniu dla dziejów Górnego Śląska wolontariusze przeprowadzą lekcje z zakresu edukacji regionalnej.

„Wiedza o regionie” nie powinna i nie musi być kolejnym, nudnym przedmiotem czy instrumentem indoktrynacji. Naszym zamiarem jest zaprezentowanie koncepcji twórczego poznawania swego bliskiego otoczenia i odkrywania jego fascynującej historii.

Zapraszamy do współpracy nauczycieli, gospodarzy zabytkowych obiektów i pasjonatów lokalnej i regionalnej historii. Możemy wspólnie zrobić coś w sprawie ważnej dla regionu.

Zainteresowanych naszą inicjatywa prosimy o kontakt mailowy: edukacja@rasopole.org

żródło



Wit - Czw Wrz 07, 2006 9:29 pm


Czy śląska gwara stanie się językiem regionalnym?

Przemysław Jedlecki2006-09-07, ostatnia aktualizacja 2006-09-07 23:02

Polska ma wkrótce ratyfikować Europejską Kartę Języków Regionalnych lub Mniejszościowych. Politycy z naszego województwa chcą na nią wpisać śląską gwarę. Dzięki temu Unia Europejska będzie mogła dokładać do wydawnictw pisanych gwarą
W księgarniach od dawna można kupić książki napisane w gwarze śląskiej. Andrzej Roczniok, działacz Ruchu Autonomii Śląska, przetłumaczył np. jeden z odcinków popularnego komiksu "Kajko i Kokosz". Namówił również Jerzego Buczyńskiego, emerytowanego górnika, do spisania w gwarze "Bojd Ślónskich" - opowieści o utopcach, strzigach i innych strachach, o których kiedyś dało się słyszeć w każdym śląskim domu.

Z gwary chętnie korzysta również Marek Szołtysek, historyk z Rybnika, autor m.in. "Biblii Ślązoka" i "Elementarza Śląskiego".

Okazuje się, że wydawanie książek w gwarze może być łatwiejsze niż do tej pory. Unia Europejska będzie mogła współfinansować takie przedsięwzięcia pod warunkiem, że gwara śląska zostanie wpisana do Europejskiej Karty Języków Regionalnych lub Mniejszościowych.

Wkrótce listę ma ratyfikować Sejm. Lucjan Karasiewicz, poseł Prawa i Sprawiedliwości z Koszęcina, zapowiada, że razem z innymi śląskim posłami złoży poprawkę, która dopisze do katalogu mowę śląską. - Trzy lata temu podczas spisu powszechnego ponad 170 tys. osób zadeklarowało narodowość śląską, ale tak naprawdę gwary używa o wiele więcej osób. Nie możemy o nich zapominać, tym bardziej że w katalogu znajdzie się np. mowa kaszubska - mówi Karasiewicz.

Pomysł wspiera Jerzy Gorzelik, szef Ruchu Autonomii Śląska. - Śląska mowa to element bogactwa kulturowego nie tylko regionu, ale również całej Polski. Ważne jest też, by została skodyfikowana. Nie muszą tego robić naukowcy, ważne, by takie dzieło powstało. Nie wszyscy też będą się musieli dostosowywać do przyjętych standardów - uważa Gorzelik.

Próby kodyfikacji gwary już są podejmowane. Na jednym z forów internetowych portalu Gazeta.pl zajmował się tym m.in. 29-letni Adam Rygioł, redaktor rybnickiego miesięcznika "Na Gruncie". - W pracach brało udział kilkanaście osób. Już skończyliśmy. Niedługo za własne pieniądze wydamy alfabet śląski dla dzieci - zapowiada.

Efekty pracy kodyfikatorów można sprawdzić na stronie http://www.punasymu.com. Można tu znaleźć tu m.in. śląski alfabet i słownik polsko-śląski.



absinth - Czw Wrz 07, 2006 9:44 pm
swietna sprawa




jacek_t83 - Czw Wrz 07, 2006 10:00 pm
mam nadzieje ze niczego w sejmie nam nie spieprza



Wit - Czw Paź 19, 2006 10:39 pm


Lekcje i wykłady z wiedzy o regionie

aim2006-10-19, ostatnia aktualizacja 2006-10-19 19:49

W kilku śląskich szkołach odbyły się w czwartek lekcje nauczania o regionie. Ich pomysłodawcą jest Ruch Autonomii Śląska, który zwrócił się nawet do ministra edukacji, by wprowadzić do szkół nauczanie o regionie.
Jak mówi dr Jerzy Gorzelik, szef RAŚ, nie chodzi o wiedzę encyklopedyczną, tylko o żywy kontakt z tradycją regionu. Szef RAŚ, historyk sztuki i pasjonat kultury regionalnej, spotkał się w czwartek z katowicką młodzieżą w Wyższej Szkole Zarządzania Ochroną Pracy w Katowicach. Jego wykład dowodził europejskiego wymiaru sztuki Górnego Śląska. - Wielu nauczycieli przeprowadziło również tego dnia wykłady i lekcje o regionie, m.in. w miejscowościach Wielowieś i Wojska. Będziemy takie spotkania powtarzać, a gdy dopisze pogoda, postaramy się je zorganizować w terenie - mówi Gorzelik.



Wit - Czw Paź 19, 2006 10:51 pm


Z gwary śląskiej nie będzie języka regionalnego
Anna Malinowska2006-10-19, ostatnia aktualizacja 2006-10-19 20:42

16. finał konkursu Ślązak Roku odbędzie się w niedzielę w katowickim Górnośląskim Centrum Kultury. - Śląski śląskiemu nie jest równy. Inaczej mówi mieszkaniec Cieszyna niż Opola, czy Rudy Śląskiej. Moglibyśmy popracować nad czymś wspólnym, ale byłby to sztuczny twór - mówi senator Maria Pańczyk, organizatorka konkursu.

Co się dzieje ze śląską gwarą? Odchodzi do lamusa?

- Skąd, ma się całkiem dobrze! Do naszego konkursu "Po naszymu, czyli po śląsku" zgłasza się coraz więcej ludzi. Jak zaczynałam przygotowania do tegorocznej edycji, to od paru osób usłyszałam: "Marysia, ten konkurs, to już skansen, kto ci przyjdzie?". A tu proszę, na brak zainteresowania narzekać nie możemy.

Zgłaszają się młodzi ludzie?

- Coraz więcej. Na Śląsku są całe miasteczka, w których gwarą ludzie posługują się wszędzie. W domu, na ulicy, w sklepie czy w kościele. Tak jest np. w Kobiórze, Przyszowicach, Marklowicach czy Radzionkowie. Tam młodych ludzi nie brakuje. I ostatnio jest tak, że ślonsko godka to już nie wstyd, a pewna nobilitacja. Znam wielu młodych ludzi, którzy myślą: "No tak, znam literacką polszczyznę, ale jak trzeba to ze swoimi też się dogadam, porozmawiam".

Czy śląski ma szansę na funkcjonowanie jako język regionalny, tak jak to jest na Kaszubach?

- Jestem realistką i wiem, że to niemożliwe. No bo niby jaki miałby być to język? Śląski śląskiemu nie jest równy. Inaczej mówi mieszkaniec Cieszyna niż Opola, czy Rudy Śląskiej. Moglibyśmy popracować nad czymś wspólnym, ale byłby to sztuczny twór. W różnorodności śląskiej gwary tkwi jej piękno. Różny jest akcent, różne nazewnictwo. Taka zwykła deska do prania w Rudzie była nazywana waszbretem, a już na Opolszczyźnie mówiono na nią prołdło. W Cieszynie na drogę mówi się cesta. Jak więc to wszystko połączyć, skodyfikować?

- Regionalizmu powinno się uczyć w szkołach?

Już się uczy. Wiem, że w wielu szkołach prowadzone są zajęcia z tego, co nam najbliższe, z najbliższej okolicy. Przoduje w tym zwłaszcza miejscowość Osina koło Żor. Do tamtejszej świetlicy są zapisy ze szkół z całego regionu. Zajęcia prowadzone są w gwarze, ale też z odpowiednią oprawą, scenografią.

A co Ślązakom daje udział w konkursie?

- Poczucie siły. To ludzie prości, proszę nie mylić z prostactwem. Prości znaczy mądrzy, z zasadami. Przed udziałem w konkursie mogli mieć poczucie anonimowości. A tu nagle publiczność, scena, jupitery. To wzmacnia. Spośród uczestników wyrosła całkiem spora nieformalna grupa, po naszymu czelodka. Spotykamy się kilka razy w roku. To aktywni ludzie. Organizują pogadanki w szkołach, publikują, angażują się w działalność zespołów folklorystycznych. Gołym okiem widać, że to nie tylko Ślonzocy, co znają gwarę, ale też prawdziwe osobowości. Konkurs tylko pomógł im tę osobowość potwierdzić. Bo już nie wystarczy tylko płynnie mówić, ale też ważne jest, o czym się mówi. Trzeba mówić mądrze i ciekawie.



salutuj - Pią Paź 20, 2006 8:53 am
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



Mies - Pią Paź 20, 2006 9:46 am
W sumie nie wiem o co chodzi, ale pewnie spośród nas w tej sprawie ma najwięcej do powiedzenia Jacek.



jacek_t83 - Pią Paź 20, 2006 5:35 pm

to dowodzi języka narodowościowego z odmianami gwarowymi
ja cie czasem nie rozumie to co napisales to jest dla mnie oczywiste, kazdy jezyk narodowy ma jakies gwary. wiec nie wiem co takiego stwierdzasz czy co probojesz powiedziec

@ Mies: ja tez za bardzo nie wiem o co chodzi
pani Maria Pańczyk jako absolwentka filologii polskiej powinna pamietac, ze jezyk sam w sobie jest tworem sztucznym. mowia o tym wszystkie teorie (praska szkola strukturalna, dystrybucjonizm amerykanski, glossematyka czy hermenteutyka)

Jestem realistką i wiem, że to niemożliwe. No bo niby jaki miałby być to język? Śląski śląskiemu nie jest równy. Inaczej mówi mieszkaniec Cieszyna niż Opola, czy Rudy Śląskiej. Moglibyśmy popracować nad czymś wspólnym, ale byłby to sztuczny twór. W różnorodności śląskiej gwary tkwi jej piękno. Różny jest akcent, różne nazewnictwo. Taka zwykła deska do prania w Rudzie była nazywana waszbretem, a już na Opolszczyźnie mówiono na nią prołdło. W Cieszynie na drogę mówi się cesta. Jak więc to wszystko połączyć, skodyfikować?



babaloo - Sob Paź 21, 2006 2:31 pm
Spór o to czy gwara śląska jest językiem czy nie, jest jak dla mnie szukaniem sztucznych problemów i formalnych kryteriów tam gdzie nie są one potrzebne. Tłem problemu jest to by ludzie mogli się porozumiewać tak jak mówią w domu w urzędach i żeby UE mogła wspierać rozwój ich oryginalności. Chodzi o ochronę i porgramowanie regionalizmu, odmienności itp.

Moim zdaniem te wartości w równym stopniu dotyczą czegoś co spełnia formalne kryteria "bycia językiem" jak i tego co jak rozumiem nie jest na tyle ukształtowane by nazwać to językiem ale jest oryginalne, regionalne itp. Moim zdaniem z punktu widzenia wartości, które chce się propagować, nie ma istotnej różnicy pomiędzy językiem a gwarą.



Mies - Sob Paź 21, 2006 4:08 pm
Pytanie tylko czy gwara jest tak różna od polskiego języka literackiego i innych gwar polskich by ją można uznać za osobny język. I to jest własnie pytanie do filologów, bo to nie tylko kwestia różnic czy podobieństw w słownictwie ale i w dużym stopniu w gramatyce, co by ocenić, przekracza kompetencje osoby, która nie jest w tej dziedzinie specjalistą.



salutuj - Sob Paź 21, 2006 6:43 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



Mies - Nie Paź 22, 2006 8:40 am
Tylko jak zdawać maturę jesli nie ma kodyfikacji, która to kodyfikacja, jak to wynika z tego co powyżej napisano w artykule, w jakiś sposób spowodowałaby uznanie, że np gwara spod Rybnika jest "lepsza", bo np oparto na niej kodyfikacje, niz np gwara spod Gliwic. Z jednej strony więc chcąc wywyższyć śląski jako język, można go/ją zniszczyć tworząc albo sztuczny mischung albo preferując jedną odmianę kosztem innej. A to dla kultury śląskiej i jego tożsamosci mogłaby być wielka szkoda. Ale niech się wypowiadają specjaliści bo działka związana z językoznastwem to prawie nauka ścisła



jacek_t83 - Sob Gru 16, 2006 12:38 pm
a przewodniczacy RAŚ miał podobno wczoraj spotkanie z uczniami Koperbudy taki mi kuzynek mówił wczoraj, który tam się obecnie kształci w gimnazjum



absinth - Pon Gru 18, 2006 7:57 pm


Ślązacy się skarżą, telewizja milczy

Anna Malinowska
2006-12-18, ostatnia aktualizacja 2006-12-18 19:25

Ponad miesiąc temu śląscy politycy, badacze kultury i zwykli mieszkańcy skierowali skargę do Bronisława Wildsteina, szefa telewizji. Do tej pory nie otrzymali odpowiedzi. Z nami również nikt o skardze nie chciał rozmawiać.

W tym roku katowicki ośrodek telewizji nie zdecydował się na przeprowadzenie relacji z konkursu "Po naszymu, czyli po śląsku". Powód? Twórcy konkursu twierdzą, że władze telewizji uznały, że tego typu relacja jest zbyt droga. Maciej Wojciechowski, dyrektor TVP Katowice, tłumaczy z kolei, że nie chodziło o pieniądze, ale o ograniczenia czasowe. Politycy i badacze śląskiej kultury wystosowali w tej sprawie pisma do prezesa TVP Bronisława Wildsteina. Od ponad miesiąca nie mogą doczekać się jednak odpowiedzi. Wczoraj postanowiliśmy sprawdzić, co prezes Wildstein zamierza zrobić ze śląskim problemem.

Katarzyna Twardowska, rzeczniczka telewizji, mimo usilnych próśb, na nasze pytania nie chciała odpowiedzieć. Kilkakrotnie prosiła o telefon za 10 minut, ostatecznie jej telefon zamilkł.

- To jawne lekceważenie, arogancja wobec Ślązaków - denerwuje się senator Maria Pańczyk, pomysłodawczyni konkursu.

Podobnego zdania jest poseł Alojzy Lysko. On również słał skargi do telewizji. Na żadną nie dostał odpowiedzi. Jedynie Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji odpisała, że III Program jest kanałem informacyjnym i że ma pewne ograniczenia związane z ramówką.

- Mandat piastuję z ramienia PiS-u, partii rządzącej. Gdybym był w opozycji, to takie działanie mógłbym rozumieć jako rozgrywkę polityczną, a tak odczytuję to jako lekceważenie Śląska i jego potrzeb. Nikt w telewizji publicznej nie przejmuje się tym, co ludzie chcą oglądać. W Warszawie jest produkowanych kilkanaście seriali. Podobne scenariusze, ci sami aktorzy. Wszystkie zlewają się w jedną papkę. Wystarczyłoby przekazać część tych produkcji do ośrodków terenowych. Niech pokażą rzeczywistość w najbliższym otoczeniu, a nie tę dla kogoś, kto mieszka w Katowicach czy Bojszowach, mało realną - uważa Lysko.

Pod skargami podpisał się też senator Kazimierz Kutz. - W stolicy wszystko, co śląskie, nie jest przyjmowane w ogóle do wiadomości. Ostatnio na posiedzeniu dwóch izb parlamentu, w czasie obchodów ogłoszenia stanu wojennego, prezentowany był film dokumentalny, który powstał specjalnie na tę okoliczność. W całym obrazie nie było słowa o wydarzeniach w kopalni Wujek! No to o czym my w ogóle mówimy! Kto tu będzie na skargi Ślązaków odpowiadał? - pyta Kutz.

O tym, że konkurs nie pojawił się w telewizji, pisaliśmy w zeszłym tygodniu. Po naszej publikacji do redakcji zgłosili się przedstawiciele różnych regionalnych telewizji kablowych. Zaproponowali, że śląski konkurs chętnie będą transmitować u siebie.

- Dziękuję, to świadczy o tym, że ludziom w regionie po prostu na tym zależy. Problem jednak pozostaje. Jeśli skorzystamy z telewizji kablowej, to trafimy tylko do części widzów. Tylko telewizja publiczna dociera do najszerszego grona odbiorców - kwituje Pańczyk.



Wit - Śro Lut 06, 2008 6:23 pm


Godają na lekcjach
dziś
Nietypowe lekcje mają uczniowie Szkoły Podstawowej nr 1 w Świętochłowicach. Zdarza się, że zamiast nauczycieli uczą ich... dziadkowie. Wszystko po to, aby dzieci przestały wstydzić się tego, że godają. - Chcemy, żeby nauczyły się szanować i kultywować tradycję, a nie wstydziły się tego, że są Ślązakami - wyjaśnia Irena Grosman, pomysłodawczyni stworzenia Izby Regionalnej w SP nr 1. W szkole powstaje właśnie trzecie pomieszczenie z tradycyjnymi, śląskimi sprzętami i meblami. Wcześniej przygotowano tu kuchnię i pokój gościnny. Meble przynosili sami uczniowie i ich rodzice, a także nauczyciele. Potem jako nauczycieli zaproszono na lekcje starszych mieszkańców Świętochłowic.

Komoda, szafy, olbrzymi biały kredens, dwa drewniane łóżka, stary akordeon, przedwojenna maszyna do szycia, mnóstwo fotografii, a nawet miniaturowe popiersie Józefa Piłsudskiego - to wyposażenie nietypowej klasy. - Uczniowie mogą przeglądać stare kroniki szkolne, oglądać zdjęcia, nawet te przedwojenne - wyjaśnia Irena Grosman. Dzieci przygotowują tu również tradycyjne, śląskie potrawy.

Nie tylko stare przedmioty tworzą specyficzny klimat lekcji. - Czasem godamy, częściej czytamy śląskie teksty, aby zaznajomić uczniów z językiem dziadków. Nie ma powodów, żeby wstydzić się swojego pochodzenia - mówi nauczycielka Barbara Maranek.

Szkoła ma już na swoim koncie kilka publikacji. - Najpierw zaczęliśmy zapraszać na lekcje starszych mieszkańców miasta, aby opowiadali, jak życie dawniej wyglądało. Stąd powstał pomysł spisania ich wspomnień - wyjaśnia nauzcycielka Bożena Roter. Tym sposobem powstała około 50-stronicowa pozycja "Świętochłowice we wspomnieniach mieszkańców". Kolejnym tematem stały się śląskie kopalnie, a potem Bożena Roter wraz z Dorotą Wichurą napisały broszurkę o kopalni Matylda. W tej chwili "na tapecie" są miejskie kościoły.

Bobby i Molly uczą historii

Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej z Gliwic razem z Instytutem Goethego z Krakowa wydał właśnie komiks, w którym para ludzików., Bobby i Molly, uczą historii regionu.

Jego autorem jest pochodzący z podopolskich Strzeleczek Artur Klose.

- Chcieliśmy trafić do najmłodszych czytelników, stąd niebanalna forma. Książka może być wykorzystywana jako uzupełnienie pomocy dydaktycznych podczas zajęć z edukacji regionalnej - mówi Katarzyna Sekuła z DWP-N. Publikacja jest dwujęzyczna - po polsku i niemiecku. - Podoba mi się komiksowa formuła książki, bo to w Polsce gatunek wciąż niedoceniany. A efekty niekonwencjonalnego podejścia do ucznia bywają nieoczekiwane. Pod wpływem moich zajęć uczniowie sięgają np. po opisujące XV wiek książki Sapkowskiego, ale i zapisują się na zajęcia z szermierki - ocenia Przemysaw Pomorski, nauczyciel w ZSO nr 5 w Gliwicach.

Justyna Przybytek - POLSKA Dziennik Zachodni



salutuj - Śro Lut 06, 2008 7:35 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



absinth - Śro Lut 06, 2008 10:36 pm
tez uwazam, ze to dobrze, ale to powinno byc wspierane przez wladze lokalne i byc rozwiazaniem systemowym, przez podstawowke gimnazjum liceum. Tak by sie budowalo identyfikacje z regionem bo teraz jak wiemy, wygladamy pod tym wzgledem fatalnie, a mamy byc z czego dumni, tylko, ze ludzie czesto wogole o tym nie wiedza...



Safin - Czw Lut 07, 2008 1:37 pm
Genialna sprawa. Dodatkowo aktywizuje [często zapomnianych] ludzi starszych. Takie "międzypokoleniowe" spotkania mają bardzo duża wartość -szczególnie z uwagi na historię dziadków. Miło wspominam, gdy moje liceum odwiedził ojciec Knabit



Wit - Śro Lut 13, 2008 8:16 am


Dobra śląska szkoła
dziś
PORT to projekt, który ma rozbudzać w uczniach poczucie więzi z regionem, z tym, co cenne i wartościowe. Ma być powrotem do tradycji i obyczajów, integracją młodszego pokolenia ze starszym. Program, którego autorką jest Dorota Kłopeć, szkolny pedagog ze Szkoły Podstawowej im. J. Dąbrowskiego w Kończycach Małych (pow. cieszyński), został zgłoszony do II edycji naszej kampanii Szkoła bez przemocy.

PORT to skrót od słów: Poznawanie, Odkrywanie, Ratowanie i Tworzenie. Dorota Kłopeć mówi, że coraz częściej zanika pamięć o tym, co dawne. Młodzi nie mają autorytetów, nie czują przynależności do miejsca, w którym się wychowali, a przecież - jak uzasadniła w projekcie -"umiłowanie własnego regionu daje nadzieję pogłębiania miłości do tych, co w nim żyją".

W ramach projektu uczniowie spotkają się m.in. z przedstawicielami różnych pokoleń. Porozmawiają o tym "jak to hań downi bywało". Młodzi kandydaci na dziennikarzy przygotują szkolną gazetkę Nasz region - nasz PORT. Zgromadzą notatki, ciekawostki, zapiski na temat regionu. Będzie też konkurs prozy i poezji śpiewanej i kącik pamięci regionalnej. Pod hasłem "Śląska myśl dobro wnosi" przygotują regionalne sentencje i cytaty.

- Nasza szkoła uczy i wychowuje. Jest mała, więc są ku temu dobre warunki. To pozwala nam dotrzeć do każdego ucznia - przekonuje Dorota Kłopeć. Nauczyciele podkreślają znaczenie akcji "Jesteśmy życzliwi i przyjaźni. Mamy szacunek dla siebie i innych". - Rozpoczęliśmy ją apelem, na którym mówiliśmy, czym jest życzliwość. Na lekcji wychowawczej dzieci chętnie mówiły, czym ten szacunek jest. Uczniowie wspierani przez wychowawców i rodziców wykonali swoje wizytówki promujące pozytywne zachowania i umieścili je na drzwiach - dodaje pani pedagog.

W grudniu ubiegłego roku odbyła się akcja "Dar serca dzieci dla dzieci", której celem było zebranie zabawek i książek. - Nie zawsze nas stać, by ofiarować coś drugiemu. Nasi uczniowie zaproponowali, że podzielą się z innymi tym, co mają. Ponieważ jestem także pedagogiem w Szkole Podstawowej w Marklowicach Górnych, podobną akcję przeprowadziliśmy wśród tamtejszej młodzieży - mówi Dorota Kłopeć. - Część darów zawieźliśmy do domu dziecka w Cieszynie. Zabawki trafiły też do świetlicy środowiskowej w Kaczycach, Domu Opieki Społecznej w Zebrzydowicach oraz do osób prywatnych. Policjanci z komisariatu w Zebrzydowicach pomogli nam trafić do potrzebujących. Mariusz Rygiel i Sylwester Dallach to funkcjonariusze, z którymi na co dzień współpracujemy i zawsze możemy na nich liczyć.

Jeszcze inną inicjatywą jest konkurs dobrego zachowania. W szkole działa sporo kółek zainteresowań. Dorota Kłopeć prowadzi kółko taneczne. - Uważam, że poprzez muzykę uczymy wrażliwości. Mamy chórek, z którego udało się wyłowić sporo talentów. Jest kółko teatralne dla młodszych dzieci. Wychowujemy poprzez działanie - podkreśla pani pedagog. - Młodzi ludzie często uczą się zachowań od rówieśników, więc trzeba dbać, by to były dobre przykłady.

W internecie pojawiła się strona "pedagożka radzi", gdzie anonimowo można porozmawiać z nauczycielką.

Reagujemy na problemy

Joanna Hanzel, dyrektorka SP w Kończycach Małych:
W naszej szkole uczy się 230 uczniów. Znamy dzieci i ich rodziny, dlatego łatwiej nam dostrzec ich problemy. Jeśli trzeba, jedziemy z panią pedagog do domu ucznia, by mu pomóc.

Uczestniczymy w cennej akcji

Dorota Kłopeć, szkolny pedagog:
W każdej klasie prezentowane są zasady, jakie powinny obowiązywać uczniów. Dodatkowo na lekcjach wychowawczych omawiamy problem przemocy.

Agnieszka Nowak - POLSKA Dziennik Zachodni



Wit - Nie Sie 31, 2008 8:21 pm
Pierwszaki dostaną podręcznik o Będzinie
Magdalena Warchala2008-08-31, ostatnia aktualizacja 2008-08-31 20:03



Od września do rąk wszystkich będzińskich pierwszaków trafi podręcznik o mieście. - Trzeba pokazać dzieciom, że Będzin to nie tylko zamek - mówi Jadwiga Janusz-Sender, nauczycielka i współautorka książki.

Podręcznik, a właściwie zeszyt ćwiczeń pod tytułem "Będzin, moja mała ojczyzna", jest pełen rebusów, krzyżówek i łamigłówek. Można się z niego dowiedzieć m.in. co robił w Będzinie król Jan III Sobieski, kim była Błękitna Ludwika oraz z jakimi dzielnicami sąsiaduje Małobądz, a z jakimi Łagisza. Prawie na każdej stronie pojawia się zabawny rycerz Bendek, który opowiada ciekawostki i zadaje zagadki. Za ich poprawne rozwiązanie uczeń otrzymuje punkty, które służą do zdobywania sprawności: "super obywatela", "znawcy przeszłości", "niezłomnego poszukiwacza" oraz "małego przewodnika". - Fajna książka! Kolorowa i ma ładne obrazki - ocenił 7-letni Krzyś Mazan, któremu pokazaliśmy podręcznik. - Chciałyśmy stworzyć książkę, która wzbudzi w najmłodszych zainteresowanie rodzinnym miastem. Wielu 7-latków, którzy zaczynają u mnie naukę, wie tylko, że w Będzinie jest zamek. Nie znają historii, legend, nie widzieli zabytków - mówi Janusz-Sender, dyrektorka SP nr 11. W pisaniu książki pomagały jej Jolanta Smętek, nauczycielka klas I-III w Miejskim Zespole Szkół nr 2, oraz Jadwiga Konewecka, nauczycielka SP nr 10. Wszystkie od dawna starały się zainteresować swoich uczniów tematyką lokalną, m.in. organizując międzyszkolne konkursy. Jubileusz 650-lecia miasta stał się dobrym pretekstem, żeby zrobić coś więcej. Korzystając z okazji, Towarzystwo Przyjaciół Będzina, które podjęło się wydania podręcznika, przekonało miasto do finansowego wsparcia przedsięwzięcia. - Budowanie tożsamości lokalnej w mieście takim, jak nasze, gdzie mieszka dużo przyjezdnych, nie jest łatwe. Rodzice, którzy wychowali się w innych stronach Polski, nie znają swojej nowej miejscowości i nie umieją mówić o niej dzieciom. Dlatego książka może być ciekawą lekturą także dla nich - tłumaczy Roman Goczoł, naczelnik wydziału edukacji magistratu. Zeszyt ćwiczeń będzie wykorzystywany przez nauczycieli na lekcjach i zajęciach kółek regionalnych.
.........
Super, a inne miasta? region?



Wit - Wto Lis 18, 2008 7:47 pm
Opowiedzieliśmy uczniom o Śląsku
Magdalena Warchala2008-11-18, ostatnia aktualizacja 2008-11-18 20:26



Lekcje o Śląsku mogą być pasjonujące. Chcieliśmy do tego przekonać licealistów, których zaprosiliśmy na seminarium o naszym regionie. Chyba nam się udało

W ramach warsztatów naukowych "Opowiemy Ci o Śląsku", które "Gazeta" zorganizowała wspólnie z Regionalnym Ośrodkiem Doskonalenia Nauczycieli WOM w Katowicach, zaplanowaliśmy trzy wykłady, poświęcone najnowszej historii Górnego Śląska i Zagłębia.

Pierwszy, zatytułowany "Nie tylko Nikiszowiec - czyli o zabytkowych osiedlach robotniczych na Górnym Śląsku" miał zwrócić uwagę na prawdziwe śląskie skarby - unikatowe kompleksy budynków mieszkalnych, powstałe między 1860 a 1922 r. w pobliżu zakładów przemysłowych, dziś często zaniedbane czy zdewastowane.

Dr Henryk Mercik, architekt i miejski konserwator zabytków w Chorzowie, a wcześniej w Rudzie Śląskiej, opowiadał o tych urbanistycznych perełkach, które swego czasu stanowiły samowystarczalne, miniaturowe miasteczka.

- Gdy przemysł rozwijał się gwałtownie, brakowało rąk do pracy. Przemysłowcy rywalizowali ze sobą o robotników. Wygrywał ten, który mógł zapewnić im lepsze warunki mieszkaniowe. Dlatego przy budowie osiedli stosowano najnowocześniejsze rozwiązania technologiczne, a obok familoków stawiano przedszkola, szkoły, sklepy, punkty medyczne, łaźnie i szynki. Wszystko po to, by lokatorom żyło się wygodnie, by wszędzie mieli blisko - opowiadał dr Mercik.Serwis edukacja poleca: Studenci chcą być biznesmenami, ale się boją

Podkreślił, że zwiedzić warto nie tylko promowany na łamach "Gazety" Nikiszowiec, choć jest on niewątpliwie najpiękniejszym na Śląsku osiedlem robotniczym. Docenić należy także osiedla w Rudzie Śląskiej, których zachowało się aż 28.

Drugi wykład, o okupacji niemieckiej Górnego Śląska i Zagłębia i jej powojennych konsekwencjach, wygłosił dr hab. Zygmunt Woźniczka, historyk z UŚ. Zwrócił uwagę na skomplikowane losy Ślązaków, raz branych za Polaków, a raz za Niemców. Opowiadał o tragedii, jaką stało się dla nich rzekome wyzwolenie Śląska przez Armię Czerwoną, w rzeczywistości będące początkiem okupacji sowieckiej. Ostatni z wykładów, poprowadzony przez dr. Piotra Greinera, dyrektora Archiwum Państwowego w Katowicach, dotyczył trudnych czasów, kiedy, po powstaniach śląskich i plebiscycie, Górny Śląsk został podzielony polsko-niemiecką granicą, a dotychczasowi sąsiedzi z dnia na dzień stali się mieszkańcami dwóch różnych krajów.

Uczniowie, którzy wzięli udział w seminarium, otrzymali potwierdzające ten fakt certyfikaty. Byli zadowoleni: - Najbardziej zaciekawił mnie pierwszy wykład, bo opowiadał o codziennym życiu naszych pradziadków. Warto słuchać takich opowieści, by lepiej zrozumieć, gdzie żyjemy - oceniła Katarzyna Gruszka, licealistka z V LO im. Broniewskiego w Katowicach.



Wit - Czw Gru 25, 2008 3:04 pm
Młodzież jest bardziej śląska czy europejska?
Magdalena Warchala2008-12-21, ostatnia aktualizacja 2008-12-21 19:28



Czy młodzież z naszego regionu czuje się bardziej Ślązakami, Polakami czy Europejczykami? Jak bardzo jest związana z miejscem swego pochodzenia? - odpowiedzi na te pytania szukają naukowcy w największych dotąd badaniach tożsamości nastoletnich mieszkańców województwa.

Badania "Ja Ślązak, Ja Polak, Ja Europejczyk" prowadzą Fundacja dla Śląska i Instytut Socjologii Uniwersytetu Śląskiego w ramach projektu Narodowego Centrum Kultury "Patriotyzm jutra". Chcą sprawdzić, czy gimnazjaliści i licealiści są dumni ze swojego pochodzenia, czy znają historię regionu i jej związek z dziejami całego kraju, czy słyszeli o najważniejszych lokalnych zabytkach i postaciach historycznych. Przede wszystkim są jednak ciekawi, czy śląskie nastolatki kultywują jeszcze swoje tradycje i co o tym myślą ich rówieśnicy z Zagłębia, a także na odwrót: czy śląska młodzież szanuje odrębność goroli.

- Chcemy uchwycić różnice w odczuwaniu własnej tożsamości przez młodych mieszkańców różnych części województwa. Zależy nam nie tyle na sprawdzeniu poziomu ich książkowej wiedzy o małej ojczyźnie, ale przede wszystkim na rozpoznaniu postaw i spontanicznych reakcji - wyjaśnia kierujący badaniami dr hab. Adam Bartoszek z UŚ.

Aktualnie studenci i absolwenci UŚ odwiedzają z ankietami wylosowane szkoły. Odpytać zamierzają 2 tys. gimnazjalistów i tyle samo licealistów. Wyniki badań zostaną przedstawione na konferencji naukowej w maju. Na tym nie koniec. Zdobyta w czasie projektu wiedza posłuży do opracowania adresowanych do młodzieży zajęć edukacyjnych i kulturalnych. Zajmą się tym: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Ministerstwo Edukacji Narodowej, samorządy, instytucje oświatowe i organizacje pozarządowe.



SPUTNIK - Czw Kwi 30, 2009 5:33 pm


Powstania śląskie to była wojna domowa

Rozmawiali Aleksandra Klich i Józef Krzyk
2009-04-29, ostatnia aktualizacja 2009-04-29 12:41
Powstania na Śląsku to jedna z nielicznych rzeczy, które w XX wieku Polakom naprawdę się udały. Przyłączyliśmy do Polski kawał ziemi. 2 maja przypada 88. rocznica wybuchu III powstania śląskiego
Powstania na Śląsku to jedna z nielicznych rzeczy, które w XX wieku Polakom naprawdę się udały. Przyłączyliśmy do Polski kawał ziemi. Rozmowa z prof. Zygmuntem Woźniczką z Uniwersytetu Śląskiego*

Aleksandra Klich, Józef Krzyk: Czy powstania, które wybuchły 90 lat temu na Śląsku, były śląskie czy polskie?

Prof. Zygmunt Woźniczka: Powstania nazwałbym "śląską spontanicznością kierowaną przez Polaków". Pierwsze dwa zrywy wybuchły spontanicznie. Jednak trzecie, którego 88. rocznica przypada 2 maja, o największym zasięgu i zorganizowane po niekorzystnym dla Polski plebiscycie, było polskim powstaniem na Śląsku, a nie powstaniem śląskim. To była profesjonalna robota polskiego wywiadu. Wykorzystano propolskie ciągoty części Ślązaków i zorganizowano oderwanie kawałka niemieckiego państwa oraz przyłączenie go do Polski.

Oficjalnie rząd Wincentego Witosa potępił akcję zbrojną na Śląsku. Jednak potajemnie to powstanie wspierał. I to z wielką energią. Plan walki opracowała polska dwójka, czyli wywiad wojskowy. To "dwójka" przygotowała wystąpienia propolskie na Śląsku i dowody na to są w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie. Tutaj wysyłano oficerów już przed pierwszych powstaniem, tworzono sieć dywersji, animowano tworzenie harcerstwa, organizacji sokolskich (paramilitarnych), dawano na to pieniądze.

Wysyłano na Śląsk broń i amunicję, wypłacano powstańcom żołd. Gdy Niemcy przestali kupować węgiel z kopalń na opanowanych przez powstańców terenach, polski rząd po cichu płacił za niego. W przeciwnym razie górnicy straciliby pracę i poszliby do Korfantego z pretensjami: Po co nam te powstania, skoro nie mamy co do garnka włożyć?

Wszystkie te działania objęte były tajemnicą. Nigdy Polska nie była tak zaangażowana w sprawy Śląska jak na początku lat 20., ale oficjalnie mówiono: nie mamy z powstaniem nic wspólnego.

Tak od lat piszą niemieccy historycy. Polscy boją się takich sformułowań jak ognia. Podkreślają, że powstania wywołali i zorganizowali Ślązacy, a Polacy pomagali tylko w niewielkim stopniu, spontanicznie. Dlaczego tak ukrywano polską interwencję?

- Gdyby prawda wyszła na jaw, Niemcy z pewnością wykorzystaliby to przeciwko nam. Po pierwsze: sami mogliby wysłać wtedy na Śląsk swoje wojsko, a nie tylko ochotnicze oddziały. Po drugie: niemiecka dyplomacja mogłaby skłonić Francję i Anglię, mocarstwa, które były rozjemcą w sporze o Śląsk, do tego, aby przyznały im cały obszar. "Patrzcie, Polacy nie grają czysto, zgodnie z traktatem wersalskim o przynależności Śląska miał przesądzić plebiscyt, Polska nie umie się pogodzić z wolą większości, więc próbuje akcji militarnej" - wobec takich argumentów nawet przychylna Polsce Francja musiałaby przyznać Niemcom rację i poprzeć ich starania. Lloyd George, premier Wielkiej Brytanii, któremu na zawsze zapamiętamy słowa, że przekazać Polsce Śląsk to jak dać małpie zegarek, na początku III powstania i tak już bronił niemieckich racji: "Byłoby hańbą, gdyby miało się Polakom pozwolić na złamanie układu pokojowego i zajęcie Górnego Śląska, a Niemcom zakazać bronić tej prowincji, która do nich należała przez dwieście lat, a przez sześćset na pewno nie była polską".

Wojciech Korfanty nawet na łożu śmierci do niczego się nie przyznał. Polska racja stanu była dla niego najważniejsza.

Bez pomocy z zewnątrz powstańcy śląscy nie daliby sobie rady?

- Bez broni, pieniędzy i doświadczonego dowództwa? Przecież większość ze Ślązaków, którzy walczyli na frontach I wojny światowej dosłużyła się co najwyżej stopni podoficerskich. Potrafili dobrze strzelać i dzielnie walczyć, ale nie dowodzić i planować.

Tymczasem o militarnym powodzeniu III powstania już na początku przesądziła doskonale przygotowana operacja dywersyjna "Mosty", czyli wysadzenie przepraw na rzekach, aby odciąć Niemców na Śląsku od zaopatrzenia z głębi Rzeszy. W grupie Konrada Wawelberga, która przeprowadziła tę akcję, ponad połowa ludzi to nie-Ślązacy, wśród nich np. Stefan Baczyński, ojciec Kamila. To był majstersztyk, który w czasie II wojny światowej dowództwo Armii Krajowej wykorzystało przy planowaniu akcji "Wachlarz". Z kolei doświadczenia III powstania śląskiego, walki w terenie silnie zurbanizowanym, posłużyły dowództwu AK przy planowaniu Powstania Warszawskiego. Generał Stanisław Rostworowski, który w III powstaniu był szefem wydziału operacyjnego, te doświadczenia wykorzystał przy planowaniu akcji "Burza".

Co skłaniało Polaków z Kongresówki, Wielkopolski i Galicji, żeby wspierać Ślązaków?

- Dla wielu z nich powstania śląskie wpisywały się w ciąg naszych wielkich, romantycznych zrywów. Miałem okazję rozmawiać z Lidią Ciołkoszową, wdową po emigracyjnym przywódcy Polskiej Partii Socjalistycznej. "A, pan z Katowic, to pewnie wie, że mój Adam walczył w powstaniu?". Okazuje się, że Ciołkosz na ochotnika wstąpił w szeregi powstańcze, a ponieważ był jedyny w swoim oddziale, który miał jakieś wykształcenie, starsi powierzyli mu pisanie meldunków i czytanie map, został nawet dowódcą pociągu pancernego.

Z pomocą dla powstańców wyruszyli m.in. kadeci lwowscy. Jeden z nich, kapral Karol Chodkiewicz, potomek sławnego hetmana i zwycięzcy spod Kircholmu, zginął pod Lichynią niedaleko Koźla. W powstaniu brali udział ludzie tak różni jak Michał Żymierski, w 1945 roku marszałek Polski z woli Stalina, i Stefan Korboński, delegat rządu londyńskiego na kraj. Z kolei Adam Remigiusz Grocholski, ziemianin z Podola, uczestnik wojny z bolszewikami, był autorem rozkazu operacyjnego o rozpoczęciu III powstania śląskiego.

Dowodem na to, jak duże było zainteresowanie powstaniem śląskim, może być "Kurier lwowski" - przysłał na Śląsk swojego specjalnego korespondenta Romana Lutmana. Z kolei rada miejska Lwowa na wieść o wybuchu III powstania śląskiego odbyła specjalne posiedzenie w sprawie solidarności i pomocy dla Śląska. Przy pomocy hrabiny Franciszki Skarbkowej Lwów ufundował pierwszy sztandar powstańczy i delegacja władz miasta przyjechała specjalnie do Szopienic, żeby go przekazać.

Ale niektórzy politycy, z Józefem Piłsudskim na czele, nie interesowali się przyłączeniem Śląska.

- Harry Kessler - "czerwony hrabia" przy uwolnieniu Piłsudskiego z twierdzy w Magdeburgu wymógł na nim obietnicę, że nie będzie podnosił kwestii zaboru pruskiego. Ale Piłsudski zapowiedział: chwileczkę, nie będę niczego inspirował, ale gdy mieszkańcy tych ziem upomną się o przyłączenie do Polski, to nie mogę oponować i przeszkadzać.

Powstania śląskie udały się, bo zrobiła je w tajemnicy polska ekipa bardzo zdolnych polskich oficerów. Nieudaczników tu nie przysyłano. Potem ta "śląska emigracja" wróciła do Warszawy, Lwowa czy Krakowa i lobbowała na rzecz Śląska. Dlatego uważam, że traktowanie powstań śląskich jak mało ważnego regionalizmu jest niesprawiedliwe. W latach 20. Polska rzeczywiście wyciągnęła rękę i pomogła przyłączyć Śląsk. A nie wszyscy byli przekonani o takiej potrzebie. Np. Witos przekonywał, że po co nam Śląsk z kopalniami i hutami, skoro kołem napędowym polskiej gospodarki będzie rolnictwo. Te silne tendencje agrarystyczne lekko stopowali tacy politycy jak Korfanty. A w Sejmie ustawodawczym - Andrzej Wierzbicki, poseł i twórca związku przemysłowców Lewiatan.

W przemówieniu kolportowanym potem w formie broszurki "Prawda o Górnym Śląsku" przedstawił ekonomiczne argumenty za połączeniem Śląska z Polską. Szybko się okazało, że miał rację - biedna Polska musiała się oprzeć na Śląsku, który stał się lokomotywą rozwoju, pociągnął kraj ku nowoczesności. Dziś zupełnie tego nie doceniamy.

Dziś nie musimy się już obawiać niemieckiej reakcji, ale mało się o tym polskim udziale w powstaniu śląskim mówi. Dlaczego?

- Ciągle powtarzamy te same rzeczy, które utrwalano w czasach komunizmu, i boimy się wyjść z tego cienia.

Że powstania były zorganizowane i przeprowadzone przez Ślązaków, którzy chcieli, żeby ich ziemie "wróciły do macierzy"?

- Tak, jakby w tym, że Polska wsparła walkę Ślązaków było coś wstydliwego. Odium polityki ciąży nad tymi powstaniami bardziej niż nad jakimkolwiek innym wydarzeniem z historii polskiej. Powstania śląskie już w II Rzeczypospolitej traktowano instrumentalnie, były częścią frontu między sanacją a opozycją. W PRL-u początkowo tradycję powstańczą odrzucono jako nacjonalistyczną, ale potem wykorzystywano w propagandzie o "odwiecznie polskim Śląsku".

Teraz boimy się narodowości śląskiej, zwolenników autonomii, Eriki Steinbach. Ciągle poruszamy się w zaklętym kręgu stereotypów i wściekamy się, gdy ktoś mówi, że powstania widziane ze śląskiej perspektywy były tragedią i wojną domową. A przecież tak rzeczywiście było. Powstania podzieliły Śląsk, śląskie rodziny, zaciążyły nad losem tej ziemi. O tym też trzeba mówić.

Jednak z polskiej perspektywy powstania na Śląsku to była jedna z nielicznych rzeczy, które nam, Polakom, w XX wieku naprawdę się udały. Mamy syndrom płakania nad rzeczami, które spieprzyliśmy. Tymczasem wstydzimy się, że w wyniku powstania wielkopolskiego i powstań śląskich przyłączyliśmy do Polski kawał ziemi! Przy czym - na co warto zwrócić uwagę - Wielkopolskę straciliśmy w wyniku rozbiorów, a Śląska pozbyliśmy się kilkaset lat wcześniej! To był teren niemiecki, tym większy sukces, że przyłączyliśmy do kraju duży kawał nowoczesnego, liczącego się obszaru przemysłowego ówczesnej Europy.

Bez Śląska Polska byłaby znacznie dłużej krajem rolniczym, nie byłoby pieniędzy np. na Centralny Okręg Przemysłowy czy reformę Grabskiego. Śląsk stał się lokomotywą rozwoju, pociągnął Polskę ku nowoczesności. Z polskiego udziału w powstaniach powinniśmy być dumni, a nie wypierać się go.

Przegrane Powstanie Warszawskie stało się wśród młodego pokolenia modne, odkąd doczekało się swojego nowoczesnego muzeum, a powstania polskie na Śląsku - zwycięskie! - wciąż na taką placówkę czekają.

*Prof. Zygmunt Woźniczka, historyk z Uniwersytetu Śląskiego, autor wielu książek, m.in. "Z Górnego Śląska do sowieckich łagrów"," Trzecia wojna światowa w oczekiwaniach emigracji i podziemia w kraju". Jest autorem wystawy o Wojciechu Korfantym, którą od końca maja będzie można oglądać w Senacie RP

http://wyborcza.pl/1,76842,6553613,Slas ... znica.html



Wit - Wto Maj 19, 2009 5:20 pm


Dusza śląska wśród młodych ludzi jest uśpiona
dziś
Młodzi ludzie ze Śląska uważają, że skoczek Adam Małysz najlepiej reprezentuje ich region. Tuż za nim są bohaterowie telewizyjnej "Świętej Wojny" - Krzysztof Hanke i jego partnerka, Joan- na Bartel. Najbardziej rozpoznawalny polityk - Kazimierz Kutz - znalazł się dopiero na 10. miejscu, tuż za piłkarzem Jerzym Dudkiem z Knurowa, ale przed metropolitą katowickim abp. Damianem Zimoniem. Uczniowie śląskich szkół częściej bywali też na placu św. Piotra w Watykanie niż w Giszowcu czy Nikiszowcu - unikatowych na skalę europejską robotniczych osiedlach Katowic z początku XX wieku.

Wyniki badań nad tożsamością regionalną gimnazjalistów i licealistów woj. śląskiego są druzgoczące. Przeprowadzili je pracownicy Instytutu Socjologii Uniwersytetu Śląskiego wśród 4 tys. uczniów 200 szkół i wczoraj zaprezentowali w Katowicach na specjalnej konferencji "Ja, Ślązak, ja Polak, ja Europejczyk". Okazuje się, że znajomość historii Śląska ogranicza się w zasadzie do banałów, że były jakieś powstania śląskie. Na pytanie o cenione postaci z przeszłości, zdecydowana większość uczniów nie potrafi wskazań nawet jednego nazwiska. Co trzeci wymienia Wojciecha Korfantego.

Edukacja regionalna poniosła na Śląsku całkowitą klęskę.

- Szkoła nie przekazuje młodzieży żadnych śląskich i regionalnych idei - uważa dr hab. Adam Bartoszek, współautor badań.

Pewnie dlatego pośród cenionych postaci historycznych, zdaniem uczniów, najwięcej jest... sportowców. Wysoką, trzecią pozycję zajmuje legendarny piłkarz Ruchu Chorzów Gerard Cieślik, dalej jest Ernest Wilimowski, występujący w barwach Polski (i III Rzeszy), a nawet pływaczka Otylia Jędrzejczak.

- Jezus Maria, to jest przerażające! Szkoła została całkowicie oderwana od gleby - grzmiał Kazimierz Kutz, który patronował wczorajszej konferencji. - Ten raport to oskarżenie współczesnego państwa i systemu edukacji.

Trawestując nieco "Katechizm polskiego dziecka" Władysława Bełzy można by spytać: Kto ty jesteś? Ślązak mały. Jaki znak twój? Zapomniałem!

Katastrofalna jest wśród uczniów woj. śląskiego świadomość historyczna Śląska, znajomość postaci ważnych dla tego regionu w przeszłości i teraźniejszości. Dowiodły tego badania socjologiczne zainicjowane przez Fundację dla Śląska w związku z obchodami Roku Wojciecha Korfantego i 90. rocznicy wybuchu I powstania śląskiego. W świadomości licealistów istnieje właściwie tylko Wojciech Korfanty, 30 proc. uczniów wskazało właśnie na niego (gimnazjaliści wymieniali na pierwszym miejscu Józefa Piłsudskiego). Następny w kolejności był Karol Godula, niemiecki przemysłowiec, który budował na Śląsku przemysł hutniczy i górniczy. Pamiętały o nim głównie dzieci z Rudy Śląskiej, gdzie ma swoje zasługi dla miasta i pamięć o nim zaczyna być pielęgnowana. Na trzecim miejscu wymieniano legendarnego piłkarza Ruchu Chorzów Gerarda Cieślika, dalej Jerzego Ziętka, Karola Miarkę, bramkarza Jerzego Dudka.

- Szkoła nie przekazuje młodzieży żadnych śląskich i regionalnych idei. Unika powrotów zwłaszcza do tej przeszłości, która dotyczy tworzenia się przemysłu i tradycji pruskiego Górnego Śląska. Śladowa jest również w programie nauczania przedwojenna tradycja polska - mówi dr hab. Adam Bartoszek, współautor badań.

Pewnie dlatego pośród cenionych postaci historycznych zdaniem uczniów najwięcej jest właśnie sportowców - Ernest Wilimowski występujący kiedyś w barwach Polski a potem Niemiec, pływaczka Otylia Jędrzejczak. Nieliczni wskazują na Horsta Bienka, niemieckiego pisarza rodem z Gliwic, autora m.in. "Pierwszej polki" czy Johna Baildona, szkockiego przemysłowca, który pod koniec XVIII wieku rozwijał hutnictwo na Śląsku i zbudował tu pierwszy na kontynencie europejskim wielki piec. Niektórzy wśród cenionych postaci wymieniają jednym tchem prof. Jana Miodka, Lecha Wałęsę i piosenkarkę Monikę Brodkę.

- Dziś w każdej śląskiej gminie żyją historycy, którzy piszą książki o swoim mieście, a większość uczniów nie potrafi wymienić postaci reprezentatywnych dla swojego środowiska. Dlaczego wiedza o tej historii nie jest upowszechniana - pytał Kazimierz Kutz podczas wczorajszej konferencji w Katowicach, na której podsumowano badania dotyczące śląskiej tożsamości ludzi młodych.

Badania przeprowadzili w grudniu ub. roku pracownicy Instytutu Socjologii Uniwersytetu Śląskiego na dość reprezentatywnej grupie 4 tys. uczniów z dwustu szkół losowo dobranych. 70 proc. gimnazjów i liceów mieści się w śląskiej części województwa, pozostałe w powiatach m.in.: żywieckim, cieszyńskim, myszkowskim, częstochowskim. Wniosek najważniejszy to ten, że edukacja regionalna poniosła klęskę. Młodzi ludzie nie znają losów swojego regionu ani ludzi, którzy tu tworzyli, walczyli, budowali miasta, przemysł.

- Dlaczego mamy do czynienia z kompletną niewiedzą uczniów na temat historycznych postaci śląskich? Czy tylko szkoła jest winna? Nie sądzę - uważa prof. Ryszard Kaczmarek, historyk. - Pamiętam ogromny entuzjazm sprzed 20 lat, kiedy do programów włączano edukację regionalną. I nic z tego nie wyszło. Edukacja regionalna nie jest wiedzą obowiązkową, nie jest to przedmiot lubiany. Została więc garstka pasjonatów, którzy najczęściej bez wsparcia merytorycznego i finansowego próbują coś dobrego robić. Potrzebny jest system, który to zmieni i świadomość, że edukacja regionalna jest jednym z tych czynników, od których zależy rozwój regionalnej tożsamości.

Wtórował mu dr Jerzy Gorzelik, historyk sztuki: - Do obowiązkowego programu nauczania musi zostać wprowadzona edukacja regionalna.

Gdy ankieterzy pytali uczniów, jakie miejsca związane z polską historią i współczesnością zwiedzali, okazało się, że częściej wyjeżdżali do Watykanu niż do Giszowca czy Nikiszowca w Katowicach, częściej też wybierali Wawel a nie Górę św. Anny.

Ankieta była długa, a pytania o patriotyzm, ich śląskość, na przykład w szkołach żywieckich czy częstochowskich, mogły budzić nawet zdziwienie. Kto jest dziś Ślązakiem? Zdecydowana większość odpowiadała, że ten, kto się nim czuje, ale dla co czwartego ucznia ważne były jednak więzy krwi. Z kim lub z czym czujesz się najbardziej związany? Odpowiadali, że ze społecznością lokalną, rodziną, a na szarym końcu z Europą.

Najlepiej wypadli w tej ankiecie uczniowie z Rudy Śląskiej. Nie tylko znają historię Karola Goduli, znają też nazwisko swojego prezydenta Andrzeja Stani. Na pisarza Horsta Bienka wskazywała młodzież z Gliwic. Tam, gdzie samorządy włączyły się w edukację regionalną, widać efekty.

Interesujące są również obserwacje dotyczące identyfikacji narodowo-regionalnej, zwłaszcza w kontekście toczących się od lat sporów o tzw. narodowość śląską. Jako Polak-Ślązak określiło się 42 proc. uczniów. Deklarację: "Jestem Ślązakiem" wybrało zaledwie 6,5 proc. badanych. Częściej byli to chłopcy niż dziewczynki. Co ciekawsze, większą popularnością wybór śląskiej opcji cieszył się wśród uczniów słabych. Jako Ślązacy Niemcy definiowało się - ku zaskoczeniu samych socjologów - zaledwie 1,8 proc badanych, a jako zdecydowani Niemcy - 0,8 proc. Pytano o to młodych ludzi także z tych środowisk, gdzie organizacje mniejszościowe uznaje się za szczególnie aktywne: w powiatach raciborskim, wodzisławskim i gliwickim. Co ciekawe, nie chcą wyjeżdżać z Polski.

Dusza śląska wśród młodych ludzi jest uśpiona, uznali socjolodzy. Czy się zbudzi? Nie wiadomo.



4000
uczniów z dwustu losowo dobranych szkół w województwie śląskim wzięło udział w badaniach Fundacji dla Śląska

30,9 proc.
uczniów wskazało Wojciecha Korfantego w odpowiedzi na pytanie o cenioną postać z historii Śląska

9,5 proc.
uczniów odwiedziło Nikiszowiec lub Giszowiec. Ale za to aż 77,5 proc. uczniów woj. śląskiego było na Wawelu

4,6 proc.
uczniów uznało plebiscyt na Górnym Śląsku za ważne wydarzenie z przeszłości naszego regionu

Teresa Semik - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1001162.html



absinth - Wto Maj 19, 2009 5:27 pm



Edukacja regionalna poniosła na Śląsku całkowitą klęskę.


To zupełnie tak jak Marsjańska IV Międzygalaktyczna Flota Inwazyjna atakując Bukareszt.

Moze dlatego, ze w obu przypadkach mozna powiedziec, ze takie twory nigdy nie istnialy...



Wit - Wto Maj 26, 2009 9:52 am
M. Smolorz: Wszisko to bóło ło rzić roszczaś
Michał Smolorz2009-05-25, ostatnia aktualizacja 2009-05-25 12:51



Są takie chwile, gdy wali się całe nasze wyobrażenie o otaczającym świecie. Człowiek dowiaduje się, że wszystko, co dotąd robił, nie było warte funta kłaków, a przynajmniej nie przyniosło spodziewanego pożytku. Po raz setny powtórzę za moim dziadkiem Stanikiem, który w takich razach mawiał: synek, wszisko to bóło ło rzić roszczaś...

Tak właśnie się czułem, gdy w poniedziałek socjologowie z naszego uniwersytetu (dr hab. Adam Bartoszek i dr Tomasz Nawrocki) ogłaszali wyniki swoich badań "Tożsamość i patriotyzm a zakorzenienie społeczno-kulturowe młodzieży szkolnej w województwie śląskim". Po raz pierwszy na tak wielką skalę przebadano blisko 4000 uczniów gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych.

Z początku wszystko wydawało się pocieszające, wychodziło bowiem, że niemała część młodzieży poczuwa się do śląskości i czuje się związana z miejscem pochodzenia. Ale na tym dobre wieści się skończyły, każda kolejna informacja była jak walenie obuchem w głowę. Wyszło bowiem, że za tym poczuciem kompletnie nic nie stoi: żadna wiedza historyczna, społeczna, nawet geograficzna. Z kilkutysięcznej rzeszy szkolnych respondentów, ledwie pojedyncze osoby (sic!!!) potrafiły wymienić jakieś ważne wydarzenia z historii Śląska, zabytki, krainy geograficzne, równie mała grupa potrafiła wskazać nazwiska wybitnych Ślązaków z przeszłości lub teraźniejszości, a i tak wymieniano wśród nich... bohaterów "Świętej wojny". Na miłość Boską, to nie złudzenie, tak było!!! Chlubny wyjątek stanowili uczniowie z Rudy Śląskiej, którzy liczniej wymieniali nazwisko Karola Goduli.

Większość zgromadzonych w historycznej Sali Sejmu Śląskiego miała poczucie przegranej: nauczyciele, wychowawcy, dziennikarze, społecznicy, animatorzy kultury. Z jednej strony każdy z nas żył dotąd w przekonaniu, że zrobił tak wiele, aby tę wiedzę upowszechniać, że przecież coś musiało z tego zostać w głowach. Ale liczby były nieubłagane - 20 lat roboty poszło w powietrze, w pokoleniu nastolatków tożsamość śląska równa się analfabetyzm kulturowy. Rzeczywistości nie da się zaczarować, Ewangelia mówi jednoznacznie: poznacie ich po ich owocach (Mt 7,16). Owoce naszej pracy okazały się marne.

Jedynym na sali, który wykazał pełnię dobrego samopoczucia i nie uznał ani krzty własnej odpowiedzialności za ten stan rzeczy, był przewodniczący Rady Miejskiej w Katowicach Jerzy Forajter, który wyliczył listę zasług miejskiego samorządu i mocno uderzył się w cudze piersi. Daleki jestem od łatwego szukania winnych i od polowania na czarownice. Ale w takiej chwili właśnie od przewodniczącego katowickiego samorządu oczekiwałbym choć odrobiny refleksji i rachunku sumienia. Bo to właśnie ten samorząd od lat przoduje w utrącaniu inicjatyw zmierzających do upamiętnienia najwybitniejszych postaci i zdarzeń z historii miasta. Nie da się policzyć, ile społecznej energii zostało zmarnowane, ile utonęło w przeraźliwej czarnej dziurze, w tajemnej antymaterii intelektualnej ratusza.

Skąd ta młodzież ma kojarzyć jakiekolwiek nazwiska wybitnych postaci z historii miasta? Wystarczy spojrzeć na listę patronów szkół: ciągle ta sama, od czasów PRL-u powielana litania dyżurnych nazwisk "politycznie słusznych", wciąż te same Marie Konopnickie, Marie Skłodowskie-Curie i im podobne. Ze świecą szukać nazwisk wybitnych ziomków, noblistów, artystów. Od biedy może być Korfanty, ale na tym koniec. Pozostali ? A może to Niemiec, może Żyd, może ewangelik, albo jakiś pedał, nie daj Boże. W urzędach ciągle panuje irracjonalny, paraliżujący strach przed własną historią, więc lepiej obchodzić ją z daleka, lepiej nie mącić w głowach maluczkim. Niech im wystarczy Mirek Szołtysek i Karpowicz Family na festynie, niech ta tandetna odpustowa chała będzie ich śląską tożsamością. Niech założą wianki i żółte galoty, niech wyśpiewają ojcu miasta podziękowania za hojność.

Naukowcy wystawili nam surowy rachunek. Wykonaliśmy iście syzyfową pracę.



Wit - Śro Cze 03, 2009 8:30 am
Kutz: Ja Ślązak, ja Polak, ja Europejczyk
Kazimierz Kutz 2009-06-02, ostatnia aktualizacja 2009-06-02 19:50:46.0



Co zrobić z otaczającą rzeczywistością, jeśli jest niedorzeczna? Takie pytanie nasuwa się po przeczytaniu raportu śląskich socjologów pt. "Tożsamość i patriotyzm a zakorzenienie społeczno-kulturowe młodzieży szkolnej w województwie śląskim".

Badania te są rzetelne i obfite, przeprowadzone w 23 powiatach (wylosowanych!) rozsianych po całym dzisiejszym Śląsku, na 3986 uczniach ze szkół gimnazjalnych (29 proc.), licealnych (36,6 proc.), techników (7,6 proc.) i liceów zawodowych (7,7 proc.).

74,6 proc. badanych ma "poczucie bycia Ślązakiem", ale bez świadomości "społeczności regionalnej", co w tłumaczeniu prostszym oznacza, że nie istnieje świadomość etniczna (nawet u młodzieży rdzennie śląskiej), bo - jak piszą badacze - "Szkoła kształtuje bardzo niski poziom moralnych zobowiązań wobec patriotycznych tradycji i wartości narodowych. Nie przekazuje młodzieży żadnych (podkreślenie moje) śląskich i regionalnych idei, nie dostarcza uczniom wzruszeń losami historycznych bohaterów".

System edukacyjny na Górnym Śląsku jest polonocentrycznym gorsetem (jest to rodzaj nacjonalistycznego "aquaparku", po którym się zjeżdża), który uniemożliwia jakiekolwiek zainteresowanie ziemią, na której się przyszło na świat i na której się żyje. Np. przedmiot o historii i kulturze regionu czyni na Śląsku wrażenie dziedziny zakazanej. Historii uczy się na Śląsku od 1918 roku, i ma ona walor wyłącznie patriotyczny, tak jakby świat powstał od dnia niepodległości Polski. Jest tylko "polskość" i nie ma "śląskości". Przeszłość Górnego Śląska, jego historia i kultura, jest duchową dziurą.

O Śląsku młodzi ludzie dowiadują się z drugiej ręki, głównie z przekazów rodzinnych bądź "coś tam, coś tam" z przekazów telewizyjnych. Jest to mieszanka banału, tandety i niewiedzy. Widać to na przykładzie wymieniania cenionych postaci. W prawdzie Wojciech Korfanty jest na pierwszym miejscu (30,9 proc.), Karol Godula na drugim (13,3 proc.), potem jest Cieślik i Ziętek - już z niskoprocentowymi wskaźnikami - by przez Jerzego Dudka, Adama Małysza czy Ernesta Wilimowskiego dojść na 12. miejscu do Jana Pawła II. Zaś na 20. miejscu jest już pomieszanie z poplątaniem: Jan Miodek, Ernest Pohl, Ryszard Riedel, Tomasz Hajto, Monika Brodka, Franciszek Chruszcz, Joachim Achtelik i Lech Wałęsa!

Wręcz sensacyjnie wygląda wskazanie osób, które najlepiej reprezentują mieszkańców Śląska. Ustalona kolejka jest taka: Adam Małysz, tandem Krzysztof Hanke i Joanna Bartel, potem Jerzy Dudek, Kazimierz Kutz i abp Damian Zimoń. W mnogości wymienionych nazwisk przedstawionego raportu uwagę zwraca ubóstwo nazwisk związanych z kulturą (Horst Bieniek, Gustaw Morcinek, Janosch), ale jeszcze gorzej jest z Kościołem (Jan Paweł II i abp Damian Zimoń), który jest marginalny. To jest najbardziej zastanawiający motyw w przedstawionych badaniach, a przecież Śląsk ma swoich świętych, takich jak św. Jadwiga czy św. Jacek, patron diecezji katowickiej i opolskiej.

Św. Jacek Odrowąż uchodził za wybitną postać Europy XIII wieku, człowieka z niewiarygodną biografią, który może być uznany za prekursora unijności europejskiej. W Kamieńcu Opolskim, gdzie się urodził, jest jego sanktuarium, a jego prochy spoczywają w krakowskim kościele Dominikanów. Zakładał ten zakon w całej Europie, aż po Kijów. Był człowiekiem gigantycznego sukcesu; jakiż to atrakcyjny materiał w programie nastawionym na "wyścig szczurów"!

Ale ostatnio przeglądałem sprawozdanie z zeszłorocznej działalności Ministerstwa Edukacji, a w jego aneksie spis udzielonych szkołom dotacji na programy pozaszkolne. Zestaw "śląski" był znamienny, przede wszystkim inicjatyw było żenująco mało (w zestawieniu z innymi, dużo mniejszymi województwami) i wszystkie sprowadzały się do zwiedzania miejsc "patriotycznej pamięci" po 1918 roku i miejsc kultu religijnego (Jasna Góra, Góra św. Anny, Piekary), wyłącznie katolickiego. Stare zabytki architektury, uroczyska natury, bory, szczyty Beskidów, pszczyńskie żubry czy źródła Wisły jakby nie istnieją. Inicjatywy szkół innych województw nie są zadźgane urzędowym patriotyzmem, jak te śląskie, a przeciwnie. Zwróciłem uwagę pani minister Hall na ten dysonans, który ma znamiona systemowej indoktrynacji. Dlatego omawiany raport śląskich socjologów ma dla mnie ważne znaczenie. Wręczę go pani minister z szerszym komentarzem i odpowiednimi dezyderatami.

Dziś, dwadzieścia lat po odzyskaniu niepodległości i po pięciu latach od wejścia do Unii Europejskiej, polski system edukacyjny jest archaiczną skamieliną odziedziczoną po PRL-u. A na Górnym Śląsku więcej ma wspólnego z myśleniem kolonialnym niż z zapisami traktatów unijnych o prawach do rzetelnego nauczania. Powszechnie wiadomo, że w naszych szkołach już od dawna się nie uczy, tylko szykuje się młodzież do zdawania testów; szykuje się uczniów do "wyścigu szczurów", a nie do myślenia. Ale dlaczego te "młode szczury" mają być kompletnie wykorzenione? Przecież to najprostsza droga do wynarodowienia!

A więc powtórzmy pytanie: co robić z otaczającą rzeczywistością, jeśli grzeszy niedorzecznością? Oczywiście - zmieniać ją. System edukacji w polskich szkołach, a śląskich zwłaszcza, może swoją niedorzecznością niejednego przerazić. Dlatego trzeba domagać się zmian całościowych, systemowych, w których znajdzie się obowiązek nauczania historii starych dzielnic i współczesnych regionów.

Jeśli współczesny człowiek nie będzie wiedział, skąd jest, to nie będzie wiedział, którędy w dzisiejszym świecie pójść. Świadoma tożsamość jest najtańszą busolą. W szkołach mamy prawo się jej domagać.



Kris - Śro Wrz 02, 2009 5:45 pm
Młodzi ludzie muszą wiedzieć, gdzie żyją
pj
2009-09-02, ostatnia aktualizacja 2009-09-02 13:11

Zygmunt Łukaszczyk, wojewoda śląski, chce by dzieci uczyły się więcej o regionie. O osobnym przedmiocie nie ma co na razie marzyć, ale kuratorium znalazło sposób, by edukacja regionalna nabrała rozmachu.

O tym, że dzieci na Górnym Śląsku, a także w Zagłębiu potrzebują edukacji regionalnej słychać coraz częściej. Kilka miesięcy temu opublikowano badania, z których wynika, że młodzież ze śląskiej części województwa ma "poczucie bycia Ślązakiem", ale uczniowie nie są zbyt przywiązani do społeczności lokalnej. Za najlepszych przedstawicieli regionu uznano też m.in. Adama Małysza i aktora Krzysztofa Hanke. - Aby śląska tożsamość miała się dobrze, Ślązakom potrzeba odpowiedniego kształcenia - uważa wojewoda Zygmunt Łukaszczyk.

Od tego momentu jego podwładni szukali sposobu na wprowadzenie edukacji regionalnej do szkół, sprawą zainteresowano też kuratorium oświaty. - Edukacja regionalna nie jest osobnym przedmiotem, ale odbywa się w wielu szkołach w czasie innych lekcji np. na historii albo języku polskim - przypomina jednocześnie Anna Wietrzyk, rzeczniczka kuratorium. Dlatego zamiast decydować o tym, jak zajęcia mają wyglądać, urzędnicy postanowili zachęcić szkoły, by same postarały się o wysoki poziom edukacji regionalnej. Sposób jest prosty. Niedługo kuratorium ogłosi konkurs na najlepsze zajęcia o regionie. - Potrwa kilka miesięcy. Zajęcia dzięki temu na pewno będą ciekawsze, a nagrody cenne - zapewnia Wietrzyk.

Jerzy Gorzelik, lider Ruchu Autonomii Śląska: - Edukacja regionalna powinna być jednak osobnym i obowiązkowym przedmiotem w całej Polsce. Przygotowujemy apel do resortu edukacji w tej sprawie. Młodzi ludzie, bez wiedzy gdzie żyją, nie będą w stanie wziąć później odpowiedzialności za swój region - uważa Gorzelik.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... _zyja.html



Kris - Czw Paź 01, 2009 7:34 pm
Nauczyciele walczą o powrót lekcji o regionie


Dziś szkoły muszą realizować nowy program, który nie przewiduje zajęć regionalnych (© Fot. Karina Trojok)

Dziennik Zachodni Marcin Zasada

2009-10-01 05:00:38, aktualizacja: 2009-10-01 12:48:53

Śląscy nauczyciele walczą z Ministerstwem Edukacji Narodowej o powrót edukacji regionalnej do szkół.
MEN wyciął ten przedmiot z programu nauczania pod koniec 2008 r. W rezultacie rozpoczęty przed miesiącem rok szkolny jest pierwszym od 10 lat, w którym w szkołach nie ma zajęć z wiedzy o regionie. Zdaniem MEN, ta zmiana wynika z "nowatorskiego podejścia" obecnej ekipy rządzącej do edukacji i wychowania młodych Polaków. Nauczyciele na Śląsku widzą w tym przejaw arogancji Warszawy wobec regionów, braku szacunku dla lokalnej kultury i historii. Edukację regionalną wprowadzono do szkół w 1999 r. jako przedmiot dodatkowy.

Dzięki temu dzieci mogły uczyć się historii swojego regionu, poznawać gwarę, miejscowe tradycje, lokalnych bohaterów i wybitnych twórców kultury. Były szkoły, w których ten przedmiot trzeba było zaliczyć, a adnotacja o nim pojawiała się na świadectwie. Grudniowa reforma MEN, wprowadzająca nową podstawę programową, radykalnie zmienia sytuację: "zaoszczędzone" kosztem regionalizmu godziny mają być przeznaczone na dodatkowe lekcje przedmiotów ścisłych, a niezadowolonym z takiego rozwiązania pedagogom MEN radzi, by tematykę regionalną poruszali na lekcjach z historii lub języka polskiego.

- W tak napiętym programie? Może jeszcze w ramach przygotowań do matury? - ironizują nauczyciele. Kazimierz Kutz, śląski poseł Platformy Obywatelskiej, nazywa rzecz bardziej dobitnie. - To skandaliczne posunięcie ministerstwa, które w ten sposób znalazło oszczędności w budżecie - mówi Kutz.

W obronie nauczania regionalnego powstaje koalicja nauczycieli z Górnego Śląska, Śląska Cieszyńskiego i Wielkopolski. Do końca roku zamierzają oni stworzyć silną grupę nacisku, która wymusiłaby na MEN stworzenie pełnoprawnego przedmiotu szkolnego pod nazwą wiedza o regionie.

Tego, że nauczanie historii regionu nie jest fanaberią, dowodzą tegoroczne badania socjologów Uniwersytetu Śląskiego. Za najważniejsze dla regionu osoby śląscy gimnazjaliści i licealiści uznali m.in. Adama Małysza i Jerzego Dudka. A jakie postaci z przeszłości najbardziej cenią? W tym przypadku ogromna większość uczniów nie potrafiła wskazać nawet jednego nazwiska.
http://www.polskatimes.pl/dziennikzacho ... d,t.html#2



Wit - Sob Sty 09, 2010 10:54 pm
M. Smolorz: Wiedza o Śląsku to górnik przed Barbórką
Michał Smolorz 2010-01-09, ostatnia aktualizacja 2010-01-09 14:46:35.0



U progu minionego roku zbulwersowały nas wyniki badań socjologicznych - 90 proc. śląskiej młodzieży ze szkół ponadpodstawowych nie ma zielonego pojęcia o historii własnego regionu, nie potrafi wymienić choćby jednego ważnego zdarzenia z dziejów tej ziemi, nie zna ani jednej znaczącej postaci z jej przeszłości lub współczesności.

Co się stało przez rok? Nic! Władze oświatowe wszystkich szczebli przeszły nad tym do porządku dziennego (psy szczekają, karawana jedzie dalej). Krzewienie wiedzy o regionie pozostaje domeną topniejącego grona nauczycieli entuzjastów, z których większość już się poddała i zajęła wypełnianiem odgórnych dyspozycji. Podczas jesiennej konferencji dla regionalistów sala świeciła pustkami, na placu boju pozostali tylko najbardziej zdeterminowani.

Dręczony ciekawością sprawdziłem, jaką wiedzą szkoły starały się przez ten rok zainteresować uczniów w ramach niezliczonych konkursów, turniejów czy olimpiad. Było w czym wybierać: Unia Europejska, Powstanie Warszawskie, nieśmiertelna ekologia, był nawet konkurs wiedzy o Harrym Potterze. Jednak najbardziej prestiżowe w śląskiej oświacie są turnieje wiedzy o... Kresach Wschodnich. Można się wykazać znajomością historii Lwowa, biografiami postaci spoczywających na Cmentarzu Łyczakowskim, opowiedzieć o ofiarach rzezi wołyńskiej, można zabłysnąć poznaniem literatury, jest nawet konkurs recytatorski poezji opiewającej Kresy. W środowisku nauczycielskim wiadomo, że sukcesy uczniów w tej materii są najwyżej premiowane przy ocenie nauczyciela, więc mowy nie ma, aby nie wystawić w nich silnej drużyny. W nagrodę zwycięzcy wyjeżdżają do Lwowa, zwiedzają tamtejsze zabytki, spotykają się ze środowiskiem polskiej mniejszości.

Aby nikt nie miał wątpliwości i nie przypisywał mi nieprawdziwych intencji - nie mam nic przeciwko wiedzy o Kresach, niech takie konkursy sobie istnieją w niekończącym się ciągu uczniowskich olimpiad. Kto lubi, ten wybiera. Pod jednym wszakże warunkiem - że najpierw uczniowie wykażą się wiedzą o własnym regionie, o jego historii, geografii, gospodarce, o ludziach i kulturze. A takiej wiedzy po staremu nikt nie premiuje. Ostatni znaczący turniej regionalny przeznaczony dla szkół z całego województwa zorganizowała w 2006 roku... "Gazeta Wyborcza". Od tego czasu było kilka lokalnych, mało znaczących i po amatorsku zorganizowanych konkursików nagradzanych dyplomem uznania i uściskiem dyrektorskiej dłoni. Ani jednej zorganizowanej z rozmachem imprezy na najwyższym poziomie, z cennymi nagrodami i premiami przy rekrutacji na studia. Nawet olimpiady przedmiotowe, w tym historyczna, niczym nie odbiegają od ustalonej sztampy, zgodnie z którą historia Śląska kończy się w XIII wieku i zaczyna ponownie w wieku XX.

W stołecznym metropolitalnym mieście Katowice jedyny konkurs wiedzy o Śląsku zorganizował w tym czasie... Zespół Szkół Specjalnych. I niech mnie ręka Boska broni, bym ten fakt deprecjonował, jest to dzieło chwalebne, a miejscowi nauczyciele powinni zostać zań sowicie wynagrodzeni. Ale zarazem jest w tym coś symbolicznego, gdy wiedzę o własnej ziemi zostawia się dzieciom upośledzonym, zaś dla "normalnych" rezerwuje się studiowanie bohaterstwa Orląt Lwowskich.

Oświata nie od dziś jest siedliskiem oportunizmu, w którym toną zwłaszcza dyrektorzy szkół. Dla wielu z nich nie liczy się posłannictwo, lecz mianowanie na kolejną kadencję. Dlatego w śląskich szkołach nie ma szans na zmiany, dalej wiedza o Śląsku ograniczać się będzie do spotkania z górnikiem przed Barbórką. Dalej patronami śląskich szkół będą egzotyczni bohaterowie w stylu Marii Konopnickiej. Dalej szkolne wycieczki będą zwiedzać Kraków, Oświęcim i Jasną Górę. I Lwów za dobre sprawowanie.

http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... borka.html
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •