ďťż
 
[Muzea] Muzeum Śląskie



Wit - Wto Kwi 14, 2009 8:45 pm
Jan Matejko zamienił się ze Zdzisławem Beksińskim
Łukasz Kałębasiak 2009-04-14, ostatnia aktualizacja 2009-04-14 16:57:47.0



Galeria dawnego malarstwa polskiego znika na czas remontu, niech żyje Galeria Malarstwa Polskiego od 1945 roku! Na osłodę po Janie Matejce dostaniemy Tadeusza Kantora czy Zdzisława Beksińskiego

Po raz pierwszy od lat Muzeum Śląskie otwiera od piątku nową wystawę stałą. I to nie byle jaką, bo chwali się swoją kolekcją malarstwa XX-wiecznego. Galeria Malarstwa Polskiego po 1945 roku na drugim piętrze będzie naturalnym przedłużeniem wystawy płócien dawnych mistrzów eksponowanych piętro niżej. Tamta kolekcja zamyka się w roku 1939. Nowa galeria pokaże większość zjawisk w polskim malarstwie od zakończenia wojny do początków lat 90.

- W naszych zbiorach najlepiej reprezentowane są lata 80. W galerii próbowałam to jednak wyważyć. Podzieliłam przestrzeń na cztery sale i do każdej starałam się znaleźć najlepsze i najbardziej reprezentatywne nazwiska - mówi Joanna Szeligowska-Farquhar, kuratorka wystawy. W galerii znajdziemy więc powojenne malarstwo materii, późne przykłady koloryzmu, późniejsze eksperymenty ze sztuką geometryczną, obrazy z okresu powrotu do malarstwa figuratywnego i neoekspresjonistów lat 80. Jest Wróblewski, Kantor, Nowosielski, Lenica, Beksiński, Dwurnik i Hasior.

Rozmowa z Joanną Szeligowską-Farquhar
Rozmawiał Łukasz Kałębasiak 2009-04-14, ostatnia aktualizacja 2009-04-14 16:58:49.0

Więcej w nowym muzeum

Łukasz Kałębasiak: Jak duża jest kolekcja współczesnego malarstwa w zbiorach Muzeum Śląskiego?

Joanna Szeligowska-Farquhar, kuratorka Galerii Malarstwa Polskiego po 1945: - Mamy 585 prac, ale jest to zbiór otwarty. Dziś mamy ich tyle, jutro możemy mieć ich więcej, bo wciąż kupowane są nowe. Ostatnie zakupy to obraz Tadeusza Kantora i Jana Lebensteina.

Czyli jest lepiej niż w latach 90., gdy muzeum nie kupowało prawie niczego?

Na pewno mamy więcej pieniędzy na zakupy. Może nie jest tak, jakbyśmy marzyli, bo kryzys zrobił swoje i budżet został trochę przycięty. Jednak jest lepiej. Od czasu transformacji przez kilkanaście lat bardzo rzadko robiliśmy zakupy. Co najwyżej próbowaliśmy namawiać artystów po organizowanych u nas wystawach, aby coś nam zostawili. Czasami było to łączone z zakupami.

A przecież muzeum musiało nadrabiać stracony czas w gromadzeniu sztuki, bo powstało późno.

Malarstwo zaczęto gromadzić po restytucji w 1984 roku. Zdobycie obrazów powstałych wcześniej nie było już prostą sprawą. Co innego muzea, które działały od lat 40., które na bieżąco rejestrowały to, co się działo. Nam udało się zdobyć pojedyncze rzeczy, jak choćby obraz "Abstrakcja geometryczna" Andrzeja Wróblewskiego.

Dzieło bardzo oryginalne...

Obraz jest dwustronny i jako ciekawostkę dodam, że w Galerii zostaną pokazane obydwie strony.

Po jednej stronie mamy abstrakcję geometryczną, która była dla Wróblewskiego bardzo nietypowa. I patrząc na nią można poczuć, że to nie była do końca jego poetyka. To wczesny obraz, z 1948 roku, więc są to jego pierwsze eksperymenty z nowoczesnymi trendami, zanim jeszcze zaczął się okres socrealizmu, gdy abstrakcja stała się sztuką nie do przyjęcia.

Z drugiej strony namalował zaś tajemniczy portret.

Nie wiadomo, kogo przedstawia. Portret jest niedokończony. Ale Wróblewski raczej nie skupiał się na indywidualizacji postaci. Sądzę, że był w tym głębszy zamysł i nawet jeśli jest to autoportret lub portret jakiejś konkretnej osoby, to przesłanie miało być prawdopodobnie metaforyczne.

Czego o współczesnym malarstwie dowie się teraz gość Muzeum Śląskiego?

Galeria daje pewne wyobrażenie o tym, jaka była sztuka polska od 1945 roku do początków lat 90. Myślę, że większość najważniejszych zjawisk zostało tutaj zaakcentowanych. Mówi to też o naszej kolekcji, która jest naprawdę bogata i ciekawa, i którą w nowym gmachu będzie można pokazać w pełnej okazałości.

Rozmawiał Łukasz Kałębasiak

Spotkanie mistrzów sztuki w Muzeum Śląskim
łuk 2009-04-16, ostatnia aktualizacja 2009-04-16 21:26:05.0

Śląsk wreszcie doczekał się stałej galerii sztuki współczesnej. Wprawdzie tylko malarstwa i to do lat 90. XX wieku, ale otwarta w czwartek w Muzeum Śląskim Galeria Malarstwa Polskiego po 1945 roku to i tak krok w dobrym kierunku.

Z ogromnej muzealnej kolekcji ponad 500 dzieł Joanna Szeligowska-Farquhar, kuratorka galerii, wybrała i pokazała tylko 79 płócien. Dzięki temu jednak mamy gwarancję, że w Katowicach oglądamy dzieła najlepsze z najlepszych. Nie ma chyba znanego malarza tworzącego po II wojnie światowej, którego dzieła nie znajdziemy teraz w muzeum. Lista jest imponująca: Józef Czapski, Tadeusz Kantor, Andrzej Wróblewski, Henryk Stażewski, Stefan Gierowski, artyści grupy Wprost i Gruppy.

Ozdobą tej kolekcji jest bez wątpienia dwustronny obraz Wróblewskiego. Z przodu to abstrakcyjna kompozycja. Z tyłu - niedokończony portret. Kupiony w 1990 roku za 15 mln złotych, dziś ma wartość trudną do ustalenia.






Wit - Pon Kwi 20, 2009 8:36 pm
Czy jedna galeria to początek Muzeum Sztuki Współczesnej?
Łukasz Kałębasiak 2009-04-20, ostatnia aktualizacja 2009-04-20 11:21:17.0



Galeria Malarstwa Polskiego po 1945 roku w Muzeum Śląskim otwarta. Jedni będą narzekać na brak niektórych nazwisk, inni na ciasnotę, ale trzeba się cieszyć, że takie miejsce powstało

Do tej pory w Katowicach ani na Śląsku nie było galerii, w której na stałe eksponowane byłyby dzieła sztuki współczesnej. Kolekcja taka jak zbiór Śląskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, choć ciekawy, nie ma własnej galerii i nie zapowiada się, by miało ją zdobyć w przewidywalnej przyszłości. Dlatego otwarcie Galerii Malarstwa Polskiego po 1945 roku jest tak dużym wydarzeniem.

Muzeum Śląskie od 25 lat zbiera sztukę współczesną. Niekoniecznie najnowszą, bo w tej konkurencji nie wygra z galeriami takimi jak BWA, ale już o pewnej wartości historycznej. Na najwięcej mogło sobie pozwolić w latach 80. i na początku lat 90. Po restytucji w 1984 roku miało po prostu pieniądze, których źródło gwałtownie wyschło w pierwszych latach III RP. Duża część dzieł pokazywanych teraz w gmachu przy al. Korfantego pochodzi właśnie z tych pierwszych zakupów. Nieraz były to zakupy dosłownie w ostatniej chwili. W 1990 roku muzeum stało się posiadaczem "Abstrakcji geometrycznej" Andrzeja Wróblewskiego za 15 mln zł, czyli za ok. 1,5 tys. dolarów. Dziś obrazy tego zmarłego przedwcześnie wybitnego malarza osiągają na aukcjach ceny pół miliona złotych.

Dwa obrazy Wróblewskiego (drugi to niewielka "Głowa") otwierają pierwszą z czterech sal galerii. Joanna Szeligowska-Farquhar, jej kuratorka, dość umownie potraktowała ramy chronologiczne i o sztuce po 1945 roku opowiada bardziej zjawiskami niż datami. Owszem, w pierwszej części znajdziemy obrazy kolorystów, którzy tworzyli po wojnie (trafił tam choćby "Loża przed koncertem" Józefa Czapskiego przeniesiony z galerii malarstwa 1800-1945). Ale już na przykład obraz Tadeusza Kantora, w którym eksperymentował z taszyzmem, powstał w 1963 roku. Dominują jednak obrazy artystów zafascynowanych możliwościami tworzenia na płótnie kompozycji niemal rzeźbiarskich, a więc malarstwo materii. Do tej kategorii należą pokazane na wystawie dzieła m.in. Urszuli Broll, Hilarego Krzysztofiaka czy Zygfryda Dudzika.

Tak się złożyło, że to sami śląscy artyści (Broll i Krzysztofiak działali razem w St-53). Muzealnicy odważyli się nie tworzyć osobnego przeglądu sztuki ze Śląska. Woleli pokazać tylko te prace, które są na tyle dobre, że wpisują się w ogólnopolską historię sztuki. - Mam marzenie, że w nowym gmachu muzeum galeria będzie poszerzona o więcej zjawisk stąd się wywodzących - mówi dyrektor Leszek Jodliński. Nawet i bez tego "naszych" artystów jest w galerii sporo, bo trzeba jeszcze wspomnieć Andrzeja S. Kowalskiego, Macieja Bieniasza i Jerzego Dudę-Gracza.

Po chyba najtrudniejszej dla zwiedzającego sali ze sztuką geometryczną i naukowymi eksperymentami lat 70. (warto przyjrzeć się szczególnie "Kompozycji optycznej" Jerzego Rosołowicza) wchodzimy do "sali mistrzów". To miejsce dla artystów tak wyjątkowych, że nie mieścili się w ramach stylów ani epok. Swoje miejsce znaleźli tam Zdzisław Beksiński, Jerzy Nowosielski, Kazimierz Mikulski czy Jan Lebenstein. Gdzie indziej muzeum mogłoby też pokazać "Sztandar strażnik ostatniej łzy" Władysława Hasiora z wideł i fragmentu starego żelazka?

Po takich emocjach ostatnia galeria nie ma już takiej siły oddziaływania, choć prezentuje mocną przecież sztukę lat 80. To czasy, gdy artyści wrócili do malowania realistycznego albo do ekspresji i zaczęli malować szalone, pełne emocji obrazy. W muzeum jest więc Gruppa, ale w tej samej sali wiszą też obrazy ich duchowych poprzedników z grupy Wprost (Bieniasz, Zbylut Grzywacz, Leszek Sobecki, Jacek Waltoś), która powstała lata wcześniej, bo w 1966 roku. Kolejny dowód, że w galerii ważniejsze od zbieżności dat było pokrewieństwo obrazów.

Czy te cztery sale wystarczą, żeby pokazać pełny obraz polskiego malarstwa współczesnego? Oczywiście że nie i twórcy galerii sami to przyznają. Bo choć poznajemy w niej większość najważniejszych zjawisk, i to w najlepszym wykonaniu, to absolutnie nie wszystkie. Największą wartością galerii jest to, że w ogóle powstała. Katowice nie mają perspektyw na Muzeum Sztuki Współczesnej, które szykuje sobie wiele innych polskich miast. Dlatego cała nadzieja w nowym Muzeum Śląskim. Prognozy są obiecujące. - Ta galeria to tylko trening przed wejściem do nowych sal muzeum. A nie wyobrażam sobie, żeby w nowej siedzibie nie było miejsca także dla najnowszych nurtów w sztuce - mówi Jodliński.



Kris - Śro Maj 27, 2009 11:07 am
Nowa identyfikacja wizualna Muzeum Śląskiego
Muzeum Śląskie z nowymi tablicami informacyjnymi

Najpierw nowe logo, teraz nowe tablice z nazwą i logotypem instytucji. W ten sposób Muzeum Śląskie zamierza budować identyfikację wizualną placówki.
- Nowy logotyp został oficjalnie wprowadzony od kwietnia 2009 roku - informuje Danuta Kamińska-Bania z Muzeum Śląskiego.

Składają się na niego dwie litery "M" i "S" wpisane w okrąg, oraz nazwa „Muzeum Śląskie”. - Nie wycofujemy natomiast definitywnie dotychczas używanego, heraldycznego loga instytucji, przedstawiające wizerunek orła osadzonego na literach MŚ - dodaje Kamińska-Bania.


Nowe logo Muzeum Śląskiego

Spotkać je będzie można w dokumentach o znaczeniu historycznym oraz tam, gdzie ważne będzie podkreślenie prestiżu muzeum. Z kolei nowe logo pojawi się m.in. na wydawnictwach, informatorach, plakatach oraz papierze firmowym.

- Chcemy dzięki temu budować nowy wizerunek Muzeum Śląskiego, jako instytucji nowoczesnej i przyjaznej dla odbiorców rynku dóbr kultury - tłumaczy Kamińska-Bania.


Nowe tablice informacyjne. fot. Muzeum Śląskie

Logo to nie wszystko. Na gmachu instytucji przy alei Korfantego w Katowicach pojawiły się również nowe tablice informacyjne.

http://www.mmsilesia.pl/5697/2009/5/27/ ... rmacyjnymi



Wit - Wto Lip 21, 2009 8:45 pm
Muzeum Śląskie wyciąga swoje klejnoty
Łuk 2009-07-21, ostatnia aktualizacja 2009-07-21 16:18:50.0



Skarb Muzeum Śląskiego jest mały, ale cenny - 28 dawnych grafik, w tym sztychy takich mistrzów jak Albrecht DĂźrer czy Rembrandt. Dlatego wizyta w muzeum może być prawdziwym odkryciem, bo nigdy wcześniej nie gościły na żadnej wystawie

Najcenniejszym klejnotem jest bez dwóch zdań miedzioryt "Wielki koń" Albrechta DĂźrera. Przede wszystkim dlatego, że DĂźrer to najwybitniejszy artysta niemieckiego renesansu, a dla wielu - niemieckiej sztuki w ogóle. Do tego prawdopodobnie sam odbijał tę kopię w 1505 lub 1506 roku. Dla widza to możliwość zetknięcia się z własnoręczną pracą mistrza. Dla znawcy rynku sztuki to znak, że ta grafika ma sporą wartość.

Atrakcyjność tego sztychu podnosi też otaczająca go tajemnica. Nie wiadomo, co za żołnierz prowadzi tego nieco zbyt dużego rumaka. DĂźrer nie unikał w sztuce scen bitewnych, ale i tworzył symboliczne, jak słynni "Jeźdźcy Apokalipsy". Za symbolicznością tej sceny przemawia otoczenie - rzymskie lub greckie ruiny. - Być może dalsze badania pozwolą dowiedzieć się o nim więcej - mówi Katarzyna Jarmuł, kurator wystawy "Europejska grafika - mistrzowie warsztatu", którą od wczoraj można oglądać w Muzeum Śląskim.

Bo sami muzealnicy dopiero rozszyfrowują niektóre dzieła z tej ciekawej kolekcji, choć jest w zbiorach od 20 lat. Jego część pochodzi jeszcze z przedwojennego muzeum Tadeusza Dobrowolskiego. Część była kupiona pod koniec lat 80., gdy placówka została reaktywowana i odbudowywała zbiory. I właśnie ich nigdy jeszcze nie pokazywano. - Nie było okazji - przyznaje Lech Szaraniec, który kierował wtedy muzeum. Nadarzyła się teraz. We wrześniu w Krakowie rozpoczyna się Międzynarodowe Triennale Grafiki i katowicka wystawa jest imprezą towarzyszącą. - Muzeum może czasami korzystać ze swojej "licencji na konserwatyzm" i, z całym szacunkiem dla awangardy, pokazać największych dawnych mistrzów - mówi Leszek Jodliński, dyrektor Muzeum Śląskiego.

Wśród tych "wielkich niewidzianych" są też dwie piękne akwaforty Rembrandta. Na pierwszej Św. Piotr uzdrawia kalekę. Na drugiej, znacznie skromniejszej, holenderski mistrz pokazał rodzinę przeprawiającą się na osiołku przez rzekę. - Na pewno żadna z tych grafik nie była podrabiana przez uczniów Rembrandta. Widać na nich precyzję i jego charakterystyczną kreskę - przekonuje Jarmuł.

Na wystawie można też znaleźć Rubensa. Wprawdzie nie w postaci grafiki jego autorstwa, ale za pośrednictwem pracy jego wieloletniego współpracownika Paula Pontisa. Pontis tworzył graficzne kopie największych dzieł Rubensa, w tym pokazywane w Katowicach "Epitafium".

Wśród tych niewątpliwych gwiazd są też artyści mniej, lub wcale nieznani, choć ciekawi. Muzeum ma dwa sztychy utalentowanego angielskiego artysty Thomasa Rowlandsona. Zasłynął on jako ilustrator, autor często niemal pornograficznych karykatur (epoka wiktoriańska wtedy jeszcze nie nadeszła) i... hazardzista, który co zarobił to przegrał.

Co łączy ich z takimi artystami jak Eugeniusz Get-Stankiewicz, Krzysztof Skórczewski czy Stanisław Kluska, których grafiki również pokazywane są na wystawie? Wszyscy ci polscy twórcy są kontynuatorami swoich wielkich poprzedników. Tak jak DĂźrer czy Rembrandt, posługują się też szlachetnymi technikami: miedziorytem, akwafortą czy suchą igłą. To, że nowe może wisieć obok starego, to także dowód na ciągłość sztuki, która sprawia, że jest ona nieśmiertelna.

Muzeum Śląskie zaprasza do 31 października.

Muzeum Śląskie zaprasza do 31 października.


'Święty Jan i Piotr uzdrawiający kalekę' Rembrandta




Wit - Czw Lip 30, 2009 8:56 am
Obrazy, których można dotknąć i posłuchać
Anna Malinowska 2009-07-29, ostatnia aktualizacja 2009-07-29 22:40:48.0



Niewidoma osoba, dotykając odpowiednio wyżłobionych linii na kartkach, będzie mogła "zobaczyć" obrazy niektórych artystów. Muzeum Śląskie w Katowicach przygotowuje właśnie niezwykłą ekspozycję.

Obecna siedziba muzeum w Katowicach jest praktycznie niedostępna dla osób niepełnosprawnych. Ci poruszający się na wózkach mogą tylko zostać wniesieni na wysoki parter, bo w budynku nie ma windy. Dopiero od pewnego czasu ekspozycje mogą zwiedzać nieodpłatnie grupy osób z upośledzeniem umysłowym. - Teraz chcę, żeby nasze zbiory mogli podziwiać też ci, którzy nie widzą. Pomysł nie jest nowością, na całym świecie prowadzone są takie próby - mówi Leszek Jodliński, dyrektor MŚ.

Wspólnie z naukowcami z Instytutu Informatyki Teoretycznej i Stosowanej Polskiej Akademii Nauk od kilku tygodni pracuje nad formą przedstawienia obrazów osobom, które w ogóle nie widzą. - Mamy eksperta, niewidzącego informatyka, dzięki któremu wiemy, w jakim kierunku iść. To niezwykle ważne, bo okazało się, że nasze pomysły na początku rozmijały się z oczekiwaniami niewidomych - przyznaje dyrektor.

Zaczęło się od koloru. Czy można go przedstawić za pomocą znaków graficznych, np. zielony to krzyżyki, czerwień to kwadraty? Albo za pomocą temperatury? Okazało się, że komuś, kto nigdy nie widział, na niewiele się to przyda. - Zaczęliśmy już bez kolorów od reliefu. Wybraliśmy obraz Stanisława Wyspiańskiego przedstawiający kopiec Kościuszki. Relief obrazu pokazaliśmy naszemu ekspertowi. Okazało się, że to porażka! Był zupełnie nieczytelny, choć jego wykonanie było bardzo drogie i czasochłonne - wylicza Jodliński.

Muzealnicy sfotografowali więc 30 obrazów ze zbiorów. Kluczem do ich wyboru był zarys konturów. Im ich mniej, tym łatwiej przedstawić je jako linie na specjalnym papierze. Każdy obraz za pomocą różnej grubości kresek byłby naniesiony na kartkę formatu A4. - "Pejzaż zimowy" Ferdynanda Ruszczyca przedstawia górę, potok, drzewa. Za pomocą odpowiednio wyżłobionych linii jesteśmy w stanie nanieść ich kontury. Tak skopiowanych obrazów mamy kilkadziesiąt. Osoba niewidoma, dotykając kartek, będzie zwiedzać ekspozycję. Obok przewodnik opowiadaniem uzupełni dotykanie kartki, mówiąc na przykład, że nad drzewami wznosi się góra, całkowicie ośnieżona. Proszę zwrócić uwagę, że ośnieżona, a nie biała, bo śnieg to coś, co niewidzący zna - wyjaśnia Jodliński.

Metoda z kartkami będzie teraz analizowana przez naukowców. Pierwsze efekty poznamy w połowie sierpnia. - Wreszcie doczekamy się w regionie muzeum, w którym będziemy mogli czegoś dotknąć - cieszy się Hanna Pasterny, niewidoma romanistka z Jastrzębia-Zdroju, od lat pracująca na rzecz niepełnosprawnych.

Ekspozycja dla niewidomych w Katowicach ma być gotowa we wrześniu.



Wit - Czw Sie 06, 2009 12:11 pm
Fotoplastykon zabierze cię w piękną podróż
Iwona Sobczyk 2009-08-05, ostatnia aktualizacja 2009-08-06 13:15:18.0



Już od najbliższego czwartku Muzeum Śląskie będzie organizowało wycieczki na syryjskie pustynie i pod jerozolimskie palmy. Bilet w okazyjnej cenie dla prawdziwych podróżników kosztuje od 50 gr do złotówki. Krem do opalania nie będzie konieczny. Podróż odbędzie się na miejscu dzięki fotoplastykonowi.

Fotoplastykon jest nową atrakcją Muzeum Śląskiego. - To jedyne tego typu urządzenie na Śląsku i jedno z niewielu działających w Polsce - podkreśla Agnieszka Sowa z muzeum.

Powstało około 1900 roku, nieco ponad dekadę po tym, jak August Fuhrmann, konstruktor i właściciel patentu na fotoplastykon, pokazał we Wrocławiu prototyp swojego wynalazku. Wtedy fotoplastykony - wielkie bębny zaopatrzone w 25 okularów, przez które oglądało się przesuwające się wewnątrz trójwymiarowe fotografie - budziły sensację.

- Można było zobaczyć trójwymiarowe pejzaże odległych, egzotycznych krajów i kontynentów czy fotograficzne zapisy wydarzeń, które wstrząsały światem. Wcześniej mało kto miał dostęp do takiej wiedzy, a można jej było zasmakować za niezbyt wygórowaną opłatą (w Warszawie atrakcja kosztowała 10 kopiejek). Rozrywka była więc nie tylko kształcąca, ale i demokratyczna - mówi Sowa.

Do Katowic fotoplastykon trafił z Sosnowca. Od końca lat 40. do 80. minionego wieku działał w kamienicy na rogu Modrzejowskiej i Warszawskiej. Potem stracił widzów. Na szczęście właściciel nie zdecydował się na wyrzucenie urządzenia na śmietnik. Zabezpieczył je i schował w piwnicy. Na początku lat 90. syn właściciela wydobył fotoplastykon z podziemi i znalazł machinie nowy dom w Muzeum Śląskim. - Pokazywaliśmy fotoplastykon zaraz po tym, jak do nas trafił, ale nie było zainteresowania. Mam nadzieję, że teraz będzie inaczej - mówi Sowa.

Fotoplastykon przeszedł gruntowną renowację i został zaprezentowany podczas Nocy Muzeów. Ustawiały się do niego kolejki, więc muzeum postanowiło uczynić z niego stałą atrakcję.

Dzisiaj w południe seans inauguracyjny. Później fotoplastykon i obrazy, które oferuje, będzie można oglądać w normalnych godzinach pracy muzeum. Tak jak sto lat temu bilet kosztuje niewiele (50 gr dla dzieci, złotówkę dla dorosłych), a nowy zestaw zdjęć będzie się pojawiał co miesiąc.





Wit - Pią Sie 07, 2009 10:20 am
Ostatnie miesiące pokoju na Górnym Śląsku
Józef Krzyk 2009-08-03, ostatnia aktualizacja 2009-08-03 22:37:54.0



Przy ul. Mickiewicza w Chorzowie kobiety i dzieci kopią rowy przeciwczołgowe, przed Teatrem im. Wyspiańskiego w Katowicach defiluje 73. Pułk Piechoty, a aktorzy tej sceny zapraszają do Rybnika na "Obronę Ksantypy". Już tam nie dojadą, bo wybuchnie wojna.

Wystawa "Maj - sierpień 1939. Ostatnie miesiące pokoju na Górnym Śląsku", którą od środy można będzie oglądać w Muzeum Śląskim przy al. Korfantego w Katowicach, zapowiada się na najważniejsze w naszym regionie wydarzenie poświęcone 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Muszą ją koniecznie zobaczyć wszyscy, którym kampania wrześniowa kojarzy się tylko z nazwiskami wykutymi na lekcji historii i z migawkami z "Kroniki filmowej", na których nie sposób dostrzec pojedynczych ludzi.

Dzięki Małgorzacie Kaganiec, kuratorce wystawy o ostatnich miesiącach pokoju na Górnym Śląsku, muzealne pomieszczenia zamieniły się w pocztę, eleganckie sklepy, piwiarnię i ulice z przechodniami. Do zakupów zachęca podświetlona reklama, w witrynie sklepowej stoi manekin ubrany w eleganckie futro i etolę, a Maksymilian Basista, dawny powstaniec śląski, stoi przed swoją księgarnią w Rybniku.

Gdyby ktoś chciał zapytać, co to ma wspólnego z wojną, z głośnika rozlega się właśnie przemówienie Józefa Becka, ministra spraw zagranicznych: "Pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę. Wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor".

Był 5 maja 1939 roku. W następnych tygodniach, choć życie toczyło się normalnie (w Siemianowicach odbywały się dożynki, a do swojego zameczku w Wiśle przyjechał prezydent Mościcki), ludzie coraz częściej myśleli o wojnie. I to też udało się pokazać na wystawie. Są małe żeleźnioki - skarbonki, do których zbierano datki na zakup karabinów, armat, a nawet samolotów dla armii. Z prezentowanych na wystawie dokumentów i listów dziękczynnych wynika, że udało się zebrać całkiem spore kwoty.

Im bliżej końca sierpnia, tym nastrój był bardziej gorący. Wojsko defiluje w centrum Katowic, a kilkanaście kilometrów dalej, na granicy, przygotowuje zamaskowane stanowiska obserwacyjne. Na wezwanie władz cywile przystąpili do kopania rowów przeciwczołgowych. Przy ulicy Mickiewicza w Chorzowie, sądząc po fotografii, do pracy stawili się chyba wszyscy mieszkańcy widocznej w tle kamienicy.

Są karabiny, maski gazowe i meldunki straży granicznej o zatrzymanych dezerterach oraz dywersantach. Jest też donos do gestapo na działacza Związku Polaków w Niemczech i ręcznie pisana gazetka uczniów polskiego gimnazjum w niemieckim wówczas Bytomiu. I wreszcie jest ogłoszenie o mobilizacji, rozplakatowane na kilka godzin przed niemiecką agresją.

Przygotowania do wystawy trwały od roku. Udało się wypożyczyć unikatowe fotografie, przedmioty codziennego użytku i dokumenty, m.in. z Archiwum Państwowego w Katowicach i od osób prywatnych.


...............
I znów coś ciekawego, nowego w MŚ. Widać, że zmiana dyrektora była na plus



absinth - Wto Wrz 08, 2009 3:09 pm


Współczesna sztuka projektowa w postindustrialnej scenerii
Na prawie cztery tygodnie stolarnię byłej kopalni „Katowice" - miejsce budowy nowej siedziby Muzeum Śląskiego - wypełnią projekty współczesnych designerów, wyłonione w konkursie „Śląska Rzecz 2008"

Celem konkursu i wystawy w murach kopalni jest promocja dobrych śląskich projektantów oraz firm, które dzięki współpracy z nimi tworzą wyjątkowe pod względem wzornictwa produkty.

W postindustrialnej scenerii dawnej stolarni zobaczymy produkty przemysłowe i grafikę użytkową nagrodzone w czwartej już edycji konkursu. Będzie to m.in. sygnalizator drogowy - zwycięzca konkursu (projekt: Michał Latko i Leszek Czerwiński, produkcja: Zakład Inżynierii Ruchu W. Sylwestrzak i spółka z Bytomia). Produkt został nagrodzony za wysokie walory użytkowe i technologiczne. Jury doceniło powściągliwość formy, w myśl zasady „mniej nie można, więcej nie trzeba". Na wystawie znajdziemy także plecak turystyczny, wózek dziecięcy, identyfikacje wizualne różnych firm, ławkę, meble, pościel oraz różnorodne publikacje książkowe i wiele innych produktów.

„Design + produkt = Śląska Rzecz" - to motto charakteryzuje zarówno konkurs jak i pokonkursową ekspozycję wybranych i nagrodzonych projektów oraz produktów. Wskazuje, że na Śląsku istnieje wiele przedsiębiorstw, które kreują jakość i mają świadomość, jak wielką rolę w tych przedsięwzięciach odgrywa właściwy projekt. Uświadamia, że współczesny design lokuje się pomiędzy sztuką a przedsiębiorczością, uczy, jak powinniśmy na nań patrzeć i postrzegać jego wartość w biznesie.

Organizatorem konkursu „Śląska rzecz" jest od 2005 roku Śląski Zamek Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie. Wystawa pokonkursowa jest pokazywana w trzech miejscach - Cieszynie, Katowicach oraz Łodzi w ramach „Łódź Design".

Wernisaż odbędzie się we wtorek 8 września o godz. 17:00. Muzeum Śląskie zaprasza do byłej kopalni „Katowice" na finisaż wystawy - koncert art-rockowego zespołu THE COMPLAINER & THE COMPLAINERS, w piątek 2 października, o godz. 18:00.

Wystawa będzie czynna od 9 września do 4 października 2009 roku.

a to juz przed samym MŚ:




d-8 - Wto Wrz 08, 2009 3:56 pm
hehe ławki z mariackiej rozlewają się na miasto



Wit - Czw Paź 08, 2009 5:46 pm
nie było

Nie poznacie obrazów w Galerii Malarstwa Polskiego
Łukasz Kałębasiak 2009-09-15, ostatnia aktualizacja 2009-09-15 17:10:00.0



Muzeum Śląskie pokazało ją całkowicie odnowioną. W nowym oświetleniu i w świeżych salach wspaniałe obrazy wyglądają jak nigdy dotąd. W piątek wszyscy będą je mogli obejrzeć za darmo

Można powiedzieć, że to ta sama, ale nie taka sama galeria - mówi Katarzyna Jarmuł, kuratorka Galerii Malarstwa Polskiego 1800-1945 Muzeum Śląskiego. Wczoraj galeria została pokazana po raz pierwszy. Miejsce zmieniło się nie do poznania. Już po wejściu na pierwsze piętro, do wizyty w środku zachęca nas ogromna reprodukcja jednego z obrazów i dwa infokioski z dotykowymi ekranami, w których od października dowiemy się wszystkiego o prezentowanych w galerii dziełach.

Kolejne sale i epoki w sztuce wyróżniają inne kolory - od salonowej zieleni dla malarstwa romantycznego i akademickiego, po szalony pomarańcz sali z obrazami z szalonych lat 20. XX wieku. - Chcieliśmy, żeby widzowie, przechodząc do następnej sali poczuli zmianę stylów i epok - wyjaśnia Jarmuł.

Obrazy, które na pięć miesięcy zeszły ze ścian, konserwatorzy odkurzyli, a niektóre porządnie oczyścili. Dzięki temu odzyskały dawny blask, w czym pomogło nowoczesne oświetlenie. - To w tej chwili najlepszy dostępny system oświetlenia dzieł sztuki, który daje światło zbliżone do słonecznego, ale nie szkodzi obrazom - mówi Jarmuł. Kosztował 48 tys. zł, ale było warto - lampy wydobywają najpiękniejsze szczegóły i nie odbijają się od werniksu.

Przed remontem w galerii było 120 obrazów. Teraz zostało 114 płócien. Oczywiście zostały klejnoty tej kolekcji - "Żydówka z cytrynami" Aleksandra Gierymskiego czy "Portret Rozalii Matyldy Glaser" Artura Grottgera. Na stałe zainstalowały się nowe nabytki muzeum - ogromne i nastrojowe "Odczynianie uroku" Stanisława Grocholskiego oraz "Głowa rycerza w szyszaku" Wojciecha Piechowskiego. Inni artyści powiększyli swój "stan posiadania" w galerii i tak np. malarstwo pejzażowe Ferdynanda Ruszczyca reprezentują już dwa obrazy - do pokazywanego "Mostu zimą" dołączyło "Przedwiośnie".

Od teraz wszystkie je będzie można kontemplować, siedząc na wygodnych pufach. Muzeum Śląskie liczy, że zasiądzie na nich w najbliższym czasie jeszcze więcej gości. Nie tylko z regionu, ale z całej Polski - od października rusza kampania reklamowa odnowionej galerii m.in. w Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu i Łodzi. Oczy Jacka Malczewskiego z jego autoportretu będą także patrzeć na pasażerów warszawskiego metra z zawieszek, które pojawią się w wagonach.

Zanim przyjadą do nas goście obejrzeć "Siewcę" Leona Wyczółkowskiego czy "W ogrodzie" Władysława Podkowińskiego, sami możemy na nowo poznać Galerię Malarstwa Polskiego, i to za darmo. W piątek o godz. 12 Muzeum Śląskie zaprasza na jej oficjalne otwarcie dla publiczności. Kto nie zdąży, od października będzie miał więcej okazji, bo muzeum wydłuża godziny otwarcia. Będą bardziej przystępne dla pracujących: do godz. 18 we wtorek i w środę i aż do godz. 19 w czwartek. Krócej, bo tylko do 16, muzeum będzie działało w piątek, za to do wieczora będziemy je mogli odwiedzać w weekendy.

http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... kiego.html



Wit - Pią Lis 27, 2009 10:37 pm
KATOWICE/ WYSTAWA "MAGIA WINA. OD PĘDU WINOROŚLI PO NAPÓJ BOGÓW"
PAP, 2009-11-27 20:08

Dawne urządzenia do uprawy winorośli oraz misternie wykonane dzbany i kielichy do wina to niektóre eksponaty wystawy "Magia wina. Od pędu winorośli po napój bogów" przygotowanej przez Muzeum Śląskie w Katowicach.

W piątek odbył się wernisaż wystawy. Według kuratorki wystawy Renaty Abłamowicz, ma ona "wprowadzić w niezwykły, fascynujący świat wina i związanego z nim rozwoju
cywilizacji". Abłamowicz przypomniała, że udokumentowana historia wina sięga siedmiu tysięcy lat, a dla starożytnych Rzymian i Greków było "napojem bogów".

Odwiedzający wystawę dowiedzą się m.in., jakie były najstarsze ośrodki produkcji wina i którędy wiodły winne szlaki handlowe, dzięki którym wino stało się jednym z najważniejszych produktów antycznego handlu.

Wśród prezentowanych maszyn znalazły się dziewiętnastowieczne urządzenia do sadzenia winorośli, pompy do tłoczenia wina, prasy do winogron i filtry.

Na zdjęciach i reprodukcjach można oglądać odkrycia polskich archeologów świadczące o masowym wytwarzaniu tego napoju w starożytności. To m.in. odnalezione w Iranie baseny do produkcji wina z okresu III-IV wieku naszej ery oraz instalacja winiarni z VIII wieku odkryta podczas badań ruin starożytnego miasta Hippos-Sussita w Izraelu.

Prezentowane są też amfory, kyliksy, oinochoe i skyfosy - naczynia, w których pijano, przechowywano i transportowano wino w starożytnej Grecji i Rzymie. Nieopodal zaprezentowano użytkowe szkło artystyczne związane z kulturą picia wina - głównie dzbany i kielichy z XVI-XX wieku.

Ważnym elementem ekspozycji są informacje o uprawie winorośli i produkcji wina na terenie Polski, począwszy od X w., w okolicach Krakowa, Poznania i Gniezna, a także zabytki związane z procesem jego wytwarzania.

Abłamowicz dopełniła wystawę przykładami malarstwa i rzemiosła europejskiego, które mają świadczyć
, "jak wielką rolę odgrywały duchowe związki człowieka z winem w inspiracji artystycznej od czasów starożytnej Grecji i Rzymu po okres nowożytny".

W ramach wystawy zaplanowano wykłady przybliżające tematykę wina; pierwszy z nich "Początki uprawy winorośli w środkowej Europie" przedstawi 10 grudnia Wojciech Bosak z krakowskiego Instytutu Winorośli i Wina.

Ekspozycja będzie czynna do końca marca przyszłego roku.

http://www.tvs.pl/informacje/18720/



Wit - Nie Gru 06, 2009 11:29 am
Śląska perła secesji? Nikiszowiec
Łukasz Kałębasiak 2009-12-04, ostatnia aktualizacja 2009-12-04 20:52:00.0



Górny Śląsk z secesją się nie kojarzy. To nie Kraków pełen kamieniczek w stylu Art Nouveau czy Paryż z fantazyjnymi wejściami do metra. Ale jak pokazuje wystawa w Muzeum Śląskim, secesja też zostawiła u nas swój ślad. Nawet na Nikiszowcu

Wszyscy kochamy secesję. Za kwiaty i rośliny zdobiące fasady kamienic, za fantazyjne, poskręcane linie biżuterii, mebli czy ceramiki, za nieskrępowane kolory. Aż trudno uwierzyć, że nie zawsze tak było. - Trzeba przypomnieć, że do lat 60. XX wieku secesja była traktowana jak kicz. Przełomem była dopiero wystawa w Krakowie i Poznaniu, właśnie w latach 60. - mówi Katarzyna Jarmuł, kuratorka wystawy "Belle Epoque. Oblicza secesji" w Muzeum Śląskim.

Fenomen tego stylu najlepiej pokazuje zestaw cynowych naczyń. Żardiniera (naczynie, do którego wstawiało się doniczkę z roślinami), dzbany i flakony, choć niemal tak samo zdobione, nie wyszły spod ręki jednego artysty. - Wydaje się, że to zestaw, a tymczasem każde jest wykonane przez innego artystę, związanego zarówno ze środowiskiem francuskim jak i niemieckim - wyjaśnia Jarmuł. Bo secesja wybuchła nagle w latach 90. XIX wieku w kilku miejscach na raz. Artyści we Francji, Austrii, Belgii czy Hiszpanii zaczęli niezależnie od siebie inspirować się naturą, sięgać po motywy z Dalekiego Wschodu i sztuki ludowej, stosować płynne linie. I to zarówno w sztuce użytkowej, jak i malarstwie, grafice czy architekturze. Nowy styl miał być totalny. Dlatego wiele przedmiotów łączy piękne z użytecznym. Wystarczy wspomnieć na dzban z omawianego zestawu. To w zasadzie rzeźba przedstawiająca połów ryb, pełna drobnych, uroczych mikrorzeźb ryb, raków czy ślimaków.

Cynowe naczynia to tylko jedne z dziesiątek eksponatów wypożyczonych z bogatych zbiorów Muzeum Mazowieckiego w Płocku. W Katowicach jest więc chyba każdy przykład secesyjnego przedmiotu. Szkło i ceramika, kilimy i obrazy, meble i stroje, biżuteria i sztućce. Żaden nie do pomylenia z jakimkolwiek innym stylem, bo sztuka secesyjna sięgała po charakterystyczny zestaw symboli. - Jednym z nich jest kwiat irysu, pojawiający się na wielu przedmiotach ceramicznych i kwiat słonecznika symbolizujący słońce. Irys, w zależności od koloru, wyrażał przemijalność albo czystość - wyjaśnia Jarmuł. Artyści doby secesji pasjami zdobili swoje dzieła motywami liści kasztanowca i miłorzębu (to echa inspiracji sztuką Dalekiego Wschodu). Kochali też bratki. - Rozpakowując eksponaty byliśmy pod wrażeniem z jaką precyzją wykonano bratki zdobiące jeden z kapeluszy. Są tak werystyczne, że ma się wrażenie, że to prawdziwy, choć nieco powiększony kwiat - mówi kuratorka.

Na Górnym Śląsku secesja nie była zbyt popularna. Konserwatywni niemieccy mieszczanie nie ulegli czarowi "stylu kluskowatego", jak go czasami pogardliwie nazywano. Co nie znaczy, że się tu nie pojawił. Okazuje się, że Górny Śląsk był potęgą, gdy chodzi o... secesyjne pocztówki. W Katowicach projektowano i drukowano tysiące kartek z widokami śląskich miast zamkniętymi w charakterystycznych, wijących się ramach. Ale Art Nouveau przede wszystkim objawiło się tam, gdzie najmniej byśmy się go spodziewali - w architekturze przemysłowej. - Architekci wykorzystali sam secesyjny element konstrukcyjny do tworzenia łuków czy elementów dekoracyjnych. Szczególnie widać to na takich osiedlach robotniczych jak katowicki Nikiszowiec - mówi Jarmuł. O tym jednak przeczytamy dopiero w książce na temat śląskiej secesji, którą muzeum wyda w marcu 2010 roku.

Wystawa potrwa do 11 kwietnia 2010 roku. Już dziś o godz. 16 muzeum zaprasza na koncert na fisharmoniach w wykonaniu prof. Juliana Gembalskiego oraz studentów klasy organów Akademii Muzycznej (w cenie biletu wstępu).

http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... owiec.html



Kris - Pią Sty 22, 2010 6:54 pm
Muzeum Śląskie będzie promować śląską mowę

Typowe pułapki leksykalne i składniowe śląskiej mowy, zasady jej zapisu i związane z tym problemy, śląskie przekłady poezji - to niektóre tematy, które wypełnią cykl spotkań promujących śląski język i kulturę w Muzeum Śląskim w Katowicach.


fot. arch.

Cykl "O Śląsku po ślonsku. Lekcyje ślonskij godki" muzeum przygotowało we współpracy z Towarzystwem Kultywowania i Promowania Śląskiej Mowy Pro Loquela Silesiana. Pierwsze spotkanie zaplanowano na 30 stycznia, kolejne na 27 lutego i 27 marca.

"Uczestnicy poznają wewnętrzne zróżnicowanie śląszczyzny od strony wymowy, budowy i słownictwa. Prowadzący przybliży także historię śląskiego piśmiennictwa, zasady zapisu śląskiej mowy i problemy z nim związane" - poinformowała w czwartek Danuta Piękoś z katowickiego muzeum.

Lekcje będą m.in. okazją do poznania śląskich przekładów wierszy mniej lub bardziej znanych poetów - Borgesa, Yeatsa, Eichendorffa, Pounda, Kryłowa, Merrimana, Mistrala.

Pierwsze spotkanie, zatytułowane "Ukiołzdnońć idzie roz dwa" (Pośliznąć się można raz-dwa), będzie poświęcone charakterystycznym cechom śląskiej mowy, jej odmienności od pokrewnych systemów językowych oraz pułapkom leksykalnym i składniowym, czyli tym słowom, które w językach pokrewnych mają podobną postać, ale zupełnie inne znaczenie.

Pomysłodawcy cyklu spotkań, a zarazem miłośnicy śląskiej mowy, przekonują, że nie istnieje niepełnowartościowy system językowy, za jaki bywa uważana śląska gwara. Ich zdaniem, każdy system albo zawiera w sobie wszystkie niezbędne dla komunikacji elementy, albo jest martwy. O tym, że śląska mowa jest żywym językiem, świadczą m.in. śląskie przekłady dzieł światowej literatury.

Zajęcia są jednym z projektów, które zrodziły się w następstwie konkursu na "Najpiękniejsze śląskie słowo", zorganizowanego przez Muzeum oraz katowicką redakcję "Gazety Wyborczej". Swoje ulubione gwarowe wyrażania na łamach gazety prezentowali znani mieszkańcy regionu. Wygrało słowo "przoć" - kochać. W pierwszej dziesiątce znalazły się też takie określenia jak maszkiety, ryczka, bajtel, mamulka, pieron, starzik, wrazidło oraz roztomiła i łonacyć.

Regionaliści i językoznawcy od dawna pracują nad standaryzacją pisowni śląskiej mowy; udało się uzgodnić wiele najważniejszych spraw. Trwają też starania o uznanie śląskiego za język regionalny. W tym roku ma ukazać się pierwszy śląski elementarz - ślabikorz.

Sprawa standaryzacji śląskiej mowy w piśmie nie jest łatwa m.in. dlatego, że nie jest ona jednolita - można w niej wyróżnić odmianę opolską, górnośląską, cieszyńską. Przeważa pogląd, że należałoby stworzyć standard, który dopuszcza wielość mówionych dialektów, ale który byłby wspólny dla całego historycznego Górnego Śląska.

Znawcy języka są zgodni, że obecna mowa śląska została w dużym stopniu "rozmyta" i kojarzona bywa głównie z powierzchownym folklorem, dowcipami czy gwarowymi piosenkami. Dlatego zespół pracujący nad standaryzacją musi czasem wnikliwie doszukiwać się korzeni słów czy całych konstrukcji językowych.

Aby śląski stał się językiem regionalnym, inicjatywa musi zyskać akceptację sejmowej komisji mniejszości narodowych, a potem całego parlamentu, w formie nowelizacji stosownej ustawy. Dla zwolenników śląskiej mowy oznaczałoby to nie tylko prestiż, symbol odrębności i symboliczny gest wobec Górnoślązaków, ale miałoby również bardzo praktyczny wymiar, związany ze stosowaniem śląskiego, także pisanego, na co dzień. (PAP)

http://ww6.tvp.pl/6605,20100122955897.strona



Wit - Pon Lut 08, 2010 7:29 pm
Filmy z archiwum Spielberga trafią do Muzeum Śląskiego
Piotr Płatek 2010-02-04, ostatnia aktualizacja 2010-02-04 13:41:02.0



Unikatowe, stare filmy z Katowic, o których latem informowała "Gazeta", będą mogły być rozpowszechniane przez Muzeum Śląskie. Trafią do nas z archiwum Stevena Spielberga!

O niezwykłym filmie, który pokazuje przedwojenne Zakłady Giesche w Katowicach, napisaliśmy w "Gazecie" w sierpniu. Zamieszczony w internecie 9-minutowy filmik pokazuje pracę hutników, zakładową kapliczkę czy przejazd kolejką Balkan.

Film umieścił na stronie YouTube internauta podpisujący się jako Pathe1939. Znalazł go w Muzeum Holocaustu w Stanach Zjednoczonych.

Po naszym tekście błyskawicznie zareagowało Muzeum Śląskie. - Publikacja "Gazety" zainspirowała mnie do działania. Skontaktowaliśmy się z Muzeum Holocaustu - mówi Leszek Jodliński, dyrektor Muzeum Śląskiego. Okazało się, że filmy dotyczące Śląska są częścią kolekcji, która należy do Fundacji Stevena Spielberga. Słynny reżyser prowadzi bowiem także działalność dokumentującą czasy II wojny światowej.

Autorem filmu o zakładach Giesche oraz kilku innych, którymi po naszym tekście zainteresowało się Muzeum Śląskie, jest amerykański dziennikarz Julien Bryan. "Steven Spielberg Video and Film Archive" posiada w swoich zbiorach aż 321 filmów zrobionych przez Bryana. W latach 1936-1937 Amerykanin przebywał w Polsce i dokumentował m.in. życie na Górnym Śląsku. We wrześniu 1939 roku dotarł do Warszawy i filmował barbarzyńskie naloty lotnictwa niemieckiego. W czasie oblężenia miasta był jedynym zachodnim dziennikarzem, który został na miejscu. Warszawę opuścił 21 września 1939 roku, zabierając ze sobą taśmy filmowe.

Wiosną 1940 roku w amerykańskich kinach pojawił się film zmontowany z tych materiałów pt. "Siege" ("Oblężenie"), ukazujący bestialstwo żołnierzy niemieckich oraz bohaterską postawę warszawiaków. Film został nominowany do Oscara.

Poza filmem o zakładach Giesche, o którym pisaliśmy latem, w zasobach Archiwum Spielberga jest kilka innych, dokumentujących historię regionu, m.in. krótka impresja pokazująca życie podkatowickiej wsi w 1937 roku. Widać miejscowych chłopów, pracę przy żniwach, wypas krów. Inny film przedstawia ubranych w tradycyjne stroje mieszkańców, którzy tańczą, jedzą, rozmawiają.

Dyrektor Jodliński skontaktował się z Samuelem K. Bryanem, synem autora filmów. To nauczyciel i historyk, który od lat 60. pomagał ojcu w jego pracy dokumentalisty. Julien Bryan zmarł w 1974 roku.

Samuel mieszka na Manhattanie i okazał się człowiekiem z gestem. W środę do Muzeum Śląskiego przysłał list. - Samuel Bryan zgodził się za darmo przekazać nam prawa do pokazywania filmów swojego ojca - cieszy się dyrektor Jodliński.

Śląscy muzealnicy muszą teraz tylko sprowadzić z Muzeum Holocaustu dyskietki z zamówionymi wcześniej filmami. A potem, gdy zbiory będą większe, Muzeum Śląskie planuje zorganizowanie wystawy multimedialnej o historii Górnego Śląska.

http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... kiego.html



Wit - Wto Cze 01, 2010 7:56 am
Grafiki Warhola do obejrzenia w Muzeum Śląskim
łuk 2010-05-28, ostatnia aktualizacja 2010-05-28 21:32:44.0



Twórca pop-artu zwykł mawiać, że "nieważne czy na obrazie jest Mona Lisa, czy banan. Ważne, by obraz był pop". W 1972 roku, gdy Warhol tworzył pokazywane teraz w Muzeum Śląskim grafiki "Mao", przewodniczący Chińskiej Partii Komunistycznej był pop

Stany Zjednoczone nawiązywały właśnie relacje z Chinami i postać Mao Zedonga zaczęła częściej pojawiać się w amerykańskiej telewizji. A sztuka Warhola karmiła się telewizją, dlatego Mao szybko trafił na obrazy.

W Katowicach przewodniczących Mao jest aż trzech: jeden ma granatową twarz, drugi jest pomarańczowy, a trzeci ma białe usta. Każda z serigrafii warta jest ok. 20 tys. euro i przyjechały do Katowic z Van Abbemuseum w holenderskim mieście Eindhoven. Muzeum Śląskie wypożyczyło je w zamian za "Abstrakcję geometryczną" Andrzeja Wróblewskiego. Muzea po raz pierwszy wymieniły się zbiorami, ale dyrektor Muzeum Śląskiego Leszek Jodliński ma nadzieję, że nie ostatni. - Obiecuję, że w nowym gmachu muzeum takie wydarzenia będą u nas miały miejsce częściej - mówi Jodliński, który liczy na sprowadzenie z Eindhoven innych mistrzów sztuki XX wieku.

Pokaz grafik Warhola potrwa do końca sierpnia. Bilety kosztują 3 i 5 zł.



http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... askim.html



Wit - Czw Sie 26, 2010 10:32 am
Muzeum Śląskie już jesienią pokaże obrazy do dotykania
Anna Malinowska 2010-08-19, ostatnia aktualizacja 2010-08-20 14:21:43.0



20 obrazów przetworzonych na reliefy Muzeum Śląskie udostępni dla niewidomych i niedowidzących już jesienią. Muzeum opracowało też dla nich specjalny program zwiedzania

Nad przygotowaniem niezwykłej ekspozycji muzealnicy we współpracy z osobami niewidomymi pracowali przeszło rok. Początki były trudne. Porażką okazał się pierwszy przetworzony obraz. Relief, czyli rodzaj płaskorzeźby, pokazywał obraz Stanisława Wyspiańskiego "Kopiec Kościuszki". Jego wykonanie było bardzo czasochłonne i kosztowne, jednak dla osoby niewidomej był kompletnie nieczytelny. Zorientowano się, że w taki sposób można kopiować tylko obrazy z małą ilością zarysów.

Opracowano więc metodę przenoszenia obrazów na papier. Osoba niewidoma będzie mogła najpierw dotknąć papierowej wersji obrazu, później skonfrontuje ją z reliefem, który będzie ustawiony w pobliżu oryginału. - Nie chcieliśmy tworzyć jakiejś wydzielonej części na potrzeby tej ekspozycji. Ona ma przenikać, uzupełniać się z oryginałami obrazów - mówi Leszek Jodliński, dyrektor placówki.

Każdy zwiedzający otrzyma audioprzewodnik, którego narracja uzupełni wiadomości związane z tym, co artysta przedstawił w swym dziele. - Docelowo jednak chcemy do projektu pozyskać wolontariuszy. Tak żeby osoba niewidoma miała swojego przewodnika, któremu będzie mogła zadawać pytania, podzielić się wrażeniami - mówi dyrektor.

Katowiccy muzealnicy, opracowując program, korzystali z doświadczeń muzeum we włoskiej Anconie. Do realizacji jednak były potrzebne pieniądze. W marcu Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogłosiło konkurs na projekty edukacyjne. Muzeum Śląskie przystąpiło z projektem ekspozycji dla niewidomych i dostało 60 tys. zł. - Wszystko mamy już dopięte na ostatni guzik. Brakuje tylko firmy, który wykona reliefy. Otwarcie ekspozycji planujemy na 15 października i jak na razie nie dopuszczam myśli, że dojdzie do opóźnienia - Jodliński nie ukrywa swojego optymizmu.

Okazuje się, że w Polsce działają tylko dwie firmy, które takiego zadania mogłyby się podjąć. Jedna z nich cierpi na braki kadrowe z powodu urlopów, druga nie jest pewna, jakiego tworzywa w tym przypadku najlepiej użyć. We Włoszech też znaleziono tylko dwóch producentów. Cena jednego reliefu wykonanego z żywicy szlachetnej wynosi 2 tys. euro. W Polsce, przy zachowaniu takiej samej jakości, stawka jest o połowę niższa.

Większość obrazów, które będą mogli "obejrzeć" niewidomi, pochodzi z lat 1800-1945. Wśród nich znajdzie się jeden z pejzaży Jana Stanisławskiego, "Czajki" Józefa Chełmońskiego, "Ogród włoski" Aleksandra Gierymskiego.


http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... kania.html
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl



  • Strona 2 z 2 • Wyszukiwarka znalazła 140 wypowiedzi • 1, 2
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •