ďťż
 
[Ekologia] Niebezpieczne tereny, wysypiska i inne problemy



MarcoPolo - Wto Maj 31, 2005 1:12 pm
http://www.kat.tvp.pl/region.asp?id=5343

Przetwarzane śmieci
30 maja 2005, Poniedziałek

Wszystkie śmieci z Dąbrowy Górniczej od dziś przetwarzane będą na kompost i paliwo. Dzięki temu tylko niewielka część odpadów trafi na składowisko. W mieście uruchomiono nowoczesny Zakład Przetwarzania Odpadów.

Województwo śląskie produkuje w ciągu miesiąca bagatela ponad milion ton odpadów .Jesteśmy w czołówce Polski w produkcji śmieci. ale ekolodzy już nie biją na alarm, bo z wysypiskami na Śląsku nie jest źle. Kilkadziesiąt wybudowanych składowisk śmieci ma super specjalne membrany, które zabezpieczają wody podziemne przed przenikaniem niebezpiecznych substancji w głąb ziemi. Wysypisko w Dąbrowie Górniczej do tej pory przyjmowało kilkadziesiąt tysięcy ton śmieci dziennie. Teraz dwie trzeci odpadów właśnie z tego wysypiska trafi do zakładu przetwarzania śmieci, gdzie przetwarzane będą na paliwo i kompost. Nowe supernowoczesne technologie sprawią, że zniknie smród, który unosił się nad wysypiskiem .A co ważniejsze przetwarzanie śmieci w Dąbrowie Górniczej wydłuży żywotność wysypiska do 25 lat.

Edyta Tomaszewska




MarcoPolo - Śro Sie 03, 2005 9:20 am
Bomba nadal tyka

Nie przestanie tykać największa śląska bomba ekologiczna-Zakłady Chemiczne w Tarnowskich Górach. Wszystko wskazuje na to, że stracimy prawie osiemdziesiąt milionów złotych z Unii Europejskiej na jej likwidację.

Nieudolność i brak zgody urzędników może wiele kosztować mieszkańców regionu...

Możemy stracić bo nie potrafią się dogadać urzędnicy ,bo zakład ma długi, i nie wiadomo, kto ma je spłacić. Ale to nie jedyny przykład tego że unijne pieniądze odpływają z województwa śląskiego. Te odpady z pozoru wyglądają niewinnie. W rzeczywistości to prawdziwa toksyczna bomba, która cały czas zagraża największemu podziemnemu zbiornikowi wody dla Śląska. Zakłady Chemiczne za wykonane roboty mają długi wobec firmy Budus, która co prawda umorzyła odsetki To chce odzyskać prawie 18 milionów złotych ,których likwidator zakładu nie ma . A jeśli dług nie będzie spłacony Unia Europejska nie da ani grosza na rozbrojenie tej ekologicznej bomby. Nie da, bo unijne prawo mówi jasno - grunt nawet ten najbardziej skażony nie może być obciążony żadnymi zaległymi długami. śląska bomba ekologiczna wylądowała na biurku Ministra Środowiska, bo śląscy urzędnicy liczyli, że spłaci długi zakładów chemicznych Ale minister długu spłacić nie chce. Osiemdziesiąt milionów z unijnej kasy może nam przejść koło nosa. Tak jak kolejne osiemdziesiąt na budowę zbiornika Racibórz Dolny może odpłynąć w siną dal, bo i w tym przypadku toczą się urzędnicze spory a do tego nie ma zgody wszystkich mieszkańców podraciborskiech wsi na jego budowę.
Edyta Tomaszewska

TVP3Katowice



MarcoPolo - Pon Sie 07, 2006 10:09 am


Ekolodzy alarmują: w Sosnowcu powstaje gigantyczna bomba ekologiczna



Włodzimierz Wieczorek (z prawej), prezes Stowarzyszenia Zielony Ring Przemszy i wiceprezes Stefan Piętka, twierdzą, że pod hasłem rekultywacji dokonuje się zyskownego składowania odpadów.

Do gigantycznego dołu po wyrobisku piasku należącym do firmy CTL Maczki Bór w Sosnowcu trafiają odpady z kopalń i elektrowni. W przyszłości ma tu powstać zbiornik rekreacyjno-retencyjny - atrakcja nie tylko dla mieszkańców Zagłębia.
Ekolodzy twierdzą, że doszło już do skażenia podziemnych wód, a sytuacja pogarsza się z dnia na dzień.

- Według CTL wysypano tam już 2 mln ton odpadów. My uważamy, że dużo więcej. To nie rekultywacja, tylko potworna degradacja środowiska! Jeśli władze tego nie zastopują, w najbliższych latach trafią tam następne dziesiątki milionów ton odpadów. Kiedy to zostanie zalane wodą, zanieczyszczenia przedostaną się do podziemnego jeziora. Będzie katastrofa - mówi Włodzimierz Wieczorek, prezes Związku Stowarzyszeń Zielony Ring Przemszy.
Zarząd CTL i władze Sosnowca zapewniają, że zagrożenia nie ma. - Nie przekraczamy standardów ochrony środowiska. Potwierdzają to specjaliści z Uniwersytetu Śląskiego. Monitorujemy sytuację i sami jesteśmy stale kontrolowani - mówi Sławomir Rzepecki, specjalista od ekologii w CTL.

Witold Mucha, geodeta powiatowy w Sosnowcu, uspokaja, że przed zalaniem składowisko zostanie uszczelnione specjalnym materiałem. Głębokość zbiornika ma wynosić 10 metrów. Na razie wielki dół ma 30 m głębokości, więc CTL zamierza tę różnicę zniwelować odpadami - głównie z kopalni, jak twierdzą przedstawiciele firmy, nieszkodliwymi dla środowiska.

- To po prostu skały płonne, odpad po wydobyciu węgla - mówi Rzepecki.

- Nieprawda, to bardzo niebezpieczne odpady, zawierające wiele toksycznych związków. Ekspertyzy dające CTL argumenty zostały wykonane na ich zlecenie. Nie są obiektywne - twierdzi Stefan Piętka, wiceprezes Ringu Przemszy. Jemu i innym członkom związku marzy się stworzenie sieci jezior wzdłuż Białej Przemszy. W Sosnowcu można byłoby wtedy zorganizować za unijne pieniądze centrum nurkowe, ośrodek żeglarski, narciarstwa wodnego, a także usypać piękne plaże.

- Tymczasem mamy do czynienia z jednym wielkim nadużyciem. Urzędnicy wydali decyzje i zezwolenia dla CTL niezgodnie z prawem. Ludzie będą pływać w skażonych wodach - mówi Piętka.

Ring Przemszy złożył doniesienie do sosnowieckiej prokuratury, ale ta sprawę umorzyła. Ekolodzy odwołali się i czekają na odpowiedź.

Ekolodzy ze Związku Stowarzyszeń Zielony Ring Przemszy walczą z urzędnikami, którzy pozwolili CTL Maczki Bór (byłej kopalni piasku) wypełnić wyrobisko po kopalni piasku odpadami pogórniczymi, elektrownianymi oraz ziemią i gruzem. Za ich przyjmowanie firmie płacą ci, którzy chcą się ich pozbyć. Kiedy proces wypełniania zakończy się, powstanie tam zbiornik rekreacyjno-retencyjny. Zdaniem urzędników zupełnie bezpieczny. A zdaniem ekologów - zakwaszony, pełen toksycznych substancji. Kto ma rację w tym sporze?

Zapis o "zbudowaniu" jeziora na wyrobisku Bór Wschód znalazł się w planie zagospodarowania przestrzennego Sosnowca. Sąsiednie wyrobisko (Bór Zachód) zostało już zrekultywowane. Początkowo miały tam powstać tereny zielone. Pojawili się jednak inwestorzy, chętni stworzyć nowe miejsca pracy. Wybrano to rozwiązanie. Z punktu widzenia mieszkańców i samorządu - korzystne. Dla ekologów - nie do zaakceptowania.

- Dla środowiska Bór Zachód jest już stracony. Teraz chodzi o to, by uratować Bór Wschód. Przy dobrej woli urzędników już teraz można zapobiec dalszemu zatruwaniu wód podziemnych. Można tam stworzyć piękne miejsce, gdzie będą wypoczywać mieszkańcy regionu, a przy okazji dać ludziom nowe miejsca pracy - mówi Włodzimierz Wieczorek, prezes Zielonego Ringu Przemszy.

Jemu i innym członkom związku stowarzyszeń działającego na pograniczu województw śląskiego i małopolskiego, marzy się łańcuch jezior wzdłuż Białej i Czarnej Przemszy. Popiera to Grzegorz Dolniak, poseł PO. - To zacna inicjatywa. Stworzenie takiego zbiornika w Sosnowcu jest korzystne dla mieszkańców. Taka inwestycja może oddziaływać na całą aglomerację - mówi poseł i zapewnia, że wysłał w tej sprawie pisma do prezydenta Sosnowca Kazimierza Górskiego. - Chciałem go zarazić tym pomysłem, ale on chyba jest zbyt zaangażowany w kampanię wyborczą. W najbliższym czasie poproszę go o osobiste spotkanie i zaproszę na nie też ekologów. To od prezydenta zależy los wyrobiska - mówi Dolniak.

Pomysł popierają także sosnowiczanie. Pod apelem w tej sprawie podpisało się już prawie tysiąc osób. Zapytaliśmy, co o tym pomyśle sądzą w sosnowieckim magistracie. Zachwytu nie wywołuje. Urząd uważa, że zastrzeżenia ekologów są "na wyrost". - CTL Maczki Bór eksploatuje piasek i równocześnie wypełnia wyrobisko odpadami pogórniczymi. Robi to zgodnie z przepisami. Firma prowadzi też monitoring składowanych odpadów, a dane przekazuje do WIOŚ i do naszego wydziału ochrony środowiska. Wyniki badań nie wskazują na pogorszenie się jakości wód i gleb w okolicy, w związku ze składowaniem odpadów pogórniczych - wyjaśnia Witold Mucha, geodeta powiatowy z Sosnowca. Twierdzi, że nie widzi zagrożenia dla środowiska.

Ale ekolodzy widzą. - To skandal. W majestacie prawa tworzy się bombę ekologiczną. To będzie największy śmietnik w woj. śląskim! Do wyrobiska Bór Zachód trafiło około 100 mln ton odpadów. Do sąsiedniego, według danych kopalni, już 2 mln ton. Naszym zdaniem o milion więcej - mówi Stefan Piętka, wiceprezes Zielonego Ringu Przemszy. I powołując się na doniesienia naukowe twierdzi, że odpady z kopalń węgla kamiennego są największym zagrożeniem dla środowiska wodnego. Uważa, że w przypadku sosnowieckiego wyrobiska łamane są przepisy ochrony środowiska, unijne dyrektywy, a nawet Konstytucja RP. Ekolodzy powiadomili prokuraturę o składowaniu na dużą skalę i przez wiele lat odpadów niebezpiecznych, co może skutkować pogorszeniem się zdrowia mieszkańców aglomeracji. Sprawa została jednak umorzona. - Po prostu prokuratorzy zbadali naszą dokumentację i nie znaleźli niczego niezgodnego z prawem - mówi Sławomir Rzepecki, specjalista od ekologii w CTL Maczki Bór. Ekolodzy się odwołali. Czekają na decyzję o wznowieniu sprawy.

Tymczasem w CTL Maczki Bór mają już dość sporów. Uważają, że Zielony Ring Przemszy szarga ich dobre imię. - Mają długą listę zarzutów. To kompilacja wiedzy źle użytej. Spotkaliśmy się z nimi dwukrotnie. W sosnowieckim Urzędzie Miejskim i następnie w Urzędzie Wojewódzkim. Mamy opinię naukowców z Uniwersytetu Śląskiego. Wynika z niej, że nic złego się nie dzieje. Gdyby, tak jak chce Zielony Ring Przemszy, zalać wyrobisko w obecnym stanie, zniszczone zostałyby nasze tory kolejowe i inna infrastruktura - mówi Grzegorz Tarasow, szef działu marketingu w CTL Maczki Bór.

Ekolodzy nie zgadzają się. - Z ekspertyzami różnie bywa. Tę zrobiono na zamówienie przedsiębiorstwa. Chcielibyśmy, aby powstała jeszcze jedna, na zlecenie wojewody. Nas nie stać na jej zamówienie - mówi Wieczorek. Ufa, że uda się uratować podziemne zbiorniki wody i stworzyć oazę zieleni, z której będą mogli korzystać nie tylko sosnowiczanie, ale wszyscy mieszkańcy aglomeracji.

Racje ekologów

Uzupełnianie wyrobiska piaskowego o powierzchni około 500 ha warstwą grubości nawet 20 m złożoną z mieszaniny skał płonnych, odpadów po flotacji węgla, odpadów z elektrowni węglowych w tym bardzo niebezpiecznych popiołów i pyłów nie jest rekultywacją tylko degradacją środowiska naturalnego. Skażone zostają wody podziemne i zmniejsza się pojemność zbiornika rekreacyjnego. Pod hasłem rekultywacji dokonuje się zyskownego procederu składowania odpadów. To może zagrażać życiu i zdrowiu ludzi.

Zdaniem CTL Maczki Bór

Rekultywowany teren jest stale monitorowany. Ekspertyza sporządzona przez pracowników naukowych Uniwersytetu Śląskiego nie wykazała żadnych zagrożeń, ani przekroczeń norm. Nie są łamane przepisy dotyczące ochrony środowiska. Teren po wyrobisku jest zagospodarowywany zgodnie z uchwałą Rady Miejskiej Sosnowca. Będzie oddany naturze w formie zbiornika retencyjnego. Odpady pogórnicze to głównie skała płonna, obojętna dla środowiska.

Cuchnące odpady

Niedawno mieszkańcy budynków sąsiadujących z terenami, na których znajduje się zrekultywowane wyrobisko Bór Zachód, protestowali przeciwko działalności CTL Maczki Bór. Chodziło o osady z komunalnych oczyszczalni ścieków, które przedsiębiorstwo wysypywało na powierzchni wyrobiska. Miały użyźnić glebę. Tyle, że przy okazji potwornie cuchnęły. Odór był nie do wytrzymania. Ze względu na złą jakość osadów CTL cofnięto pozwolenie na ich składowanie. Wcześniej, reagując na protesty zakład sam wycofał się z tego interesu.

Aldona Minorczyk-Cichy - Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/632985.html



Wit - Pią Lut 22, 2008 9:22 pm


Turystyka z rakotwórczym minerałem
dziś
Kiedyś dawały byt kilkuset rodzinom. Teraz hula po nich wiatr roznosząc po okolicy rakotwórczy azbestowy pył. Zakłady "Izolacja" w Ogrodzieńcu nie pracują już od 10 lat. Zdewastowane przez zbieraczy złomu budynki pełne są śmiercionośnego minerału. To kilkaset ton. Koszt jego zabezpieczenia może wynieść nawet 20 mln zł.

Marcin Rogoziński z kolegami od 10 lat szabruje metalowe elementy z tego, co pozostało po "Izolacji". - Jestem bezrobotny. To moje jedyne źródło utrzymania. Przecież nic złego nie robię. To i tak niszczeje - mówi. Opowiada, że w latach 30. XX wieku w tym miejscu była guziczarnia. Pracowała w niej jego babka. Potem w hali zaczęto produkować materiały budowlane. Aż do 1998 roku. - Pracowałem w cementowni. Zlikwidowano ją w tym samym czasie, co "Izolację". Od tej pory żyję ze złomu - wyjaśnia.

Takich szabrowników jak on każdego wieczoru na terenie byłych zakładów w Ogrodzieńcu zbiera się nawet kilkudziesięciu. To cud, że nie doszło tam jeszcze do wypadku. Jeszcze niedawno można było tam wejść bez najmniejszych przeszkód. Gmina ogrodziła teren, założyła bramę.

- To dzięki byłemu wojewodzie śląskiemu Tomaszowi Pietrzykowskiemu. Dał nam na to pieniądze. Azbest to dla nas ogromny problem, bo aspirujemy do miana gminy ekologicznej i turystycznej. Ale my nawet gospodarzem tego obiektu nie jesteśmy - mówi Andrzej Mikulski, burmistrz Ogrodzieńca.

"Izolacja" była w latach 70-90 największym producentem materiałów izolacyjnych na kontynencie. Trafiały nie tylko na budowy w kraju, ale także w całej Europie. I pewnie nadal zakład przynosiłby zyski, gdyby w 1997 roku nie zakazano stosowania produktów zawierających azbest. Był pomysł przestawienia produkcji. Ale nie wypalił. Syndyk masy upadłościowej i likwidatorzy nie poradzili sobie z problemem. Powód? Brak pieniędzy. Część azbestowych odpadów uporządkowano. Wpakowano do szczelnych worków. Miały zostać wywiezione, ale nie było za co. Efekt? Porozdzierane przez szabrowników stoją nadal w części zdewastowanej hali.

Problemem nie jest jednak to, że dawny zakład szpeci okolicę. Azbest to minerał, którego wdychanie stanowi śmiertelne zagrożenie. To bomba z opóźnionym o nawet 40 lat zapłonem. Kilka lat temu badania byłych pracowników "Izolacji" prowadził tam Ośrodek Medycyny Pracy w Sosnowcu. Nadzór nad nimi miał Wiesław Smolica, kierownik Przychodni Chorób Zawodowych. - W Ogrodzieńcu bardziej dbano o bhp niż w podobnym zakładzie w Szczucinie. Niestety także tam mieliśmy do czynienia z poważnymi chorobami zawodowymi - opowiada doktor Smolica.

Twierdzi, że u osób, które w "Izolacji" miały kontakt z azbestem wykryto przypadki bardzo charakterystycznego nowotworu - międzybłoniaka opłucnej. Były też przypadki nowotworów płuc i oskrzeli oraz pylicy. - Byli pracownicy zakładu w Ogrodzieńcu są objęci opieką sosnowieckiego ośrodka - podkreśla lekarz.

Choroby wywołane azbestem (azbestoza, nowotwory) ujawniają się po 20-30 latach. Niewidzialne gołym okiem włókienka tego minerału odkładają się w płucach. Dostają się tam wraz z wdychanym powietrzem. Dowody na to, że azbest wywołuje raka zaczęto zbierać w latach 60. Zakazy jego używania zaczęto wprowadzać w latach 80. W Polsce - w roku 1997. Nadal jednak wyrobów z azbestem jest w kraju ponad 15 mln ton. Termin ich ostatecznego usunięcia to rok 2032.

Mieszkańcy Ogrodzieńca i okolic są przerażeni. Tam umiera wielu młodych ludzi. - W Ryczowie na cmentarzu jest alejka grobów tych, którzy pracowali przy eternicie. To ludzie ledwie po 60-tce - mówi Edmund Bednarczyk, mieszkaniec. Twierdzi, że azbestowe odpady są zgromadzone nie tylko na terenie byłego zakładu. - Tysiące ton są w kamieniołomie po cementowni. Azbest jest też porozrzucany po lasach. Mam udokumentowanych 36 takich miejsc. Jedno z nich jest w okolicach Podzamcza, tam gdzie w sezonie przebywają tysiące turystów - podkreśla.

Czy w Ogrodzieńcu uda się rozwiązać problem azbestu? Burmistrz Mikulski podkreśla, że ani gmina, ani odpowiedzialne za to starostwo, nie poradzą sobie w pojedynkę z posprzątaniem azbestu. Chodzi o pieniądze.

- Jedyne co możemy zrobić, to prosić o pomoc naszych parlamentarzystów. Gdybyśmy mieli pieniądze na wkład własny, wystąpilibyśmy my lub starosta o środki unijne. Może uda się to zapisać w budżecie państwa? - zastanawia się burmistrz.

Innego sposobu na zlikwidowanie plamy na honorze gminy nie widzi. Marzy mu się, że pewnego dnia na terenie "Izolacji" otwarty zostanie nowy zakład i do kasy gminy popłyną z niego podatki.

- Zapisaliśmy taką możliwość w planie zagospodarowania przestrzennego. Myśleliśmy też o szukaniu inwestora, który wziąłby teren w zamian za uprzątnięcie azbestu. Ale to cztery hektary. W takim miejscu można je kupić za pół miliona. Włożenie w to miejsce pięciokrotnie większej kwoty to szaleństwo - wyjaśnia.

Aldona Minorczyk-Cichy - POLSKA Dziennik Zachodni




Wit - Pią Lut 22, 2008 9:44 pm


Elektrownia zostawi Dziećkowice w spokoju
dziś
Plan jest taki: w październiku elektrownia Jaworzno III skończy budować na swoim terenie składowisko na wykorzystany przez siebie żużel. Wtedy też całkowicie przestanie korzystać z dotychczasowego miejsca składowania odpadów w Mysłowicach. Jego obszar zostanie zrekultywowany w ciągu kilku lat.

- To bardzo dobra wiadomość dla nas - mówią mieszkańcy sąsiadującej z Jaworznem dzielnicy Mysłowic.

Ile dokładnie lat wielkie zakłady przemysłowe składują swoje odpady na terenie Dziećkowic nikt już dokładnie nie pamięta. Na pewno zaczęło się to w czasach, gdy gen. Jerzy Ziętek był szefem Wojewódzkiej Rady Narodowej, a Edward Gierek piastował jeszcze funkcję pierwszego sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w naszym województwie. - Zdecydowali o likwidacji pięknego zbiornika wodnego pomiędzy Dziećkowicami a Brzezinką - wspomina mieszkający w Dziećkowicach Teodor Tuszyński. - To było cudowne kąpielisko. Szerokie, ciągnęło się wzdłuż Przemszy, gdyby je odpowiednio zagospodarować, mógłby tam powstać ośrodek sportów wodnych. Przyjeżdżali ludzie z całego województwa - dodaje Tuszyński.

Ale wtedy przeznaczono je na składowisko dla kopalni, a potem elektrowni. Od wielu lat w dawnym kąpielisku powstały w czasie wytwarzania prądu żużel składa stojąca po sąsiedzku Elektrownia Jaworzno III. Nie wykorzystuje już zbiornika tak jak kiedyś. - Cały teren liczy 120 ha. Połowę już częściowo zrekultywowaliśmy. Druga jest wykorzystywana jako bufor. Trafia tam żużel z elektrowni, jest suszony i wywożony gdzie indziej - wyjaśnia Paweł Gniadek, rzecznik Południowego Koncernu Energetycznego, właściciela elektrowni Jaworzno III.

Ale dni składowiska w Dziećkowicach są już policzone. Dokładnie 21 października na terenie elektrowni w Jaworznie zostanie uruchomione nowe składowisko żużla. To ogromna inwestycja, która pozwoli zrezygnować z magazynowania rocznie 150,8 tys. ton odpadów w Dziećkowicach. Znaczna część pieniędzy na ten cel pochodzi z unijnych funduszy. Wartość inwestycji oszacowano na 13,7 mln zł.

- W przyszłości po uzyskaniu odpowiedniej decyzji administracyjnej, określającej kierunek rekultywacji, elektrownia Jaworzno III przystąpi do realizacji tego przedsięwzięcia, a następnie zamknie składowiska zgodnie z obowiązującymi przepisami - zapewnia Gniadek.

Według informacji uzyskanych w koncernie może to potrwać nawet dwa lata.

- To na pewno bardzo dobra informacja dla nas - mówi Teodor Tuszyński. - Choć w tej chwili to już nie jest tak wielki problem jak kiedyś. Samo składowisko nie jest tak uciążliwe.

Ale - jak mówią w Dziećkowicach - na pewno odcisnęło piętno na zdrowiu mieszkających w tej dzielnicy.

Jednak w zamian za składowisko, każdego roku elektrownia Jaworzno III przekazuje do budżetu miasta ponad sto tys. zł. To pieniądze, które mogą być wydane tylko na potrzeby Dziećkowic. O tym jak je rozdysponować decyduje Rada Osiedla. Jej przedstawiciele mówią, że wskazują najpotrzebniejsze i najważniejsze dla pozostałych mieszkańców rzeczy. Część dostaje strażacka orkiestra, część jest przeznaczona na działalność ośrodka kultury, część na kupno sprzętu do szkoły.

PKE to potentat

Południowy Koncern Energetyczny, do którego należy m. in. elektrownia Jaworzno III, jest drugim pod względem wielkości producentem energii w kraju - dysponuje 14-procentowym

udziałem w zainstalowanej krajowej mocy elektrycznej i 16-procentowym

rynkiem produkcji ciepła w naszym województwie.

W ubiegłym roku firma - według szacunków - wypracowała ok. 140 mln zł zysku netto.

PKE należy do grupy Tauron Polska Energia, która działa działa od maja ubiegłego roku, kiedy zgodnie z rządowym "Programem dla elektroenergetyki" wniesiono do spółki akcje: EnergiiPro, Enionu (dostawca prądu m. in. w Mysłowicach), PKE i elektrowni Stalowa Wola. Tauron obejmuje swoim działaniem 17 proc. powierzchni kraju; jest drugim pod względem wielkości producentem energii elektrycznej w Polsce i liderem jej sprzedaży zarówno dla klientów korporacyjnych, jak i indywidualnych.

Krzysztof P. Bąk - POLSKA Dziennik Zachodni



Wit - Pią Lut 29, 2008 9:12 pm


Kolejny raz opóźnia się likwidacja niebezpiecznych odpadów Zakładów Chemicznych
dziś
Unijne pieniądze na rozbrojenie tarnogórskiej bomby ekologicznej miały być zagwarantowane bez składania wniosku na konkurs. Stało się jednak inaczej. Elżbieta Bieńkowska, minister rozwoju regionalnego usunęła ten projekt z listy priorytetowej programu operacyjnego Infrastruktura i Środowisko. O ponad 22,5 mln euro będzie trzeba teraz powalczyć w konkursie.

Wojciech Szarama, śląski poseł Prawa i Sprawiedliwości wytknął nowemu rządowi, że wyciął z listy projektów finansowanych ze środków programu operacyjnego Infrastruktura i Środowisko rekultywację terenów poprzemysłowych w Zakładach Chemicznych. "Prace związane z likwidacją wysypisk odpadów niebezpiecznych trwają już kilkanaście lat, dokonano już ok. dwóch trzecich prac. Spowolnienie inwestycji, czy w drastycznym przypadku zaniechanie programu rekultywacji grozi katastrofą ekologiczną" - czytamy w przesłanym do naszej redakcji oświadczeniu Wojciecha Szaramy.

Arkadiusz Czech, burmistrz Tarnowskich Gór broni decyzji minister Bieńkowskiej. - Ten projekt nie mógł się znaleźć na tej liście. Minister zostawiła na niej projekty, które są bardzo dobrze przygotowane, a ich realizacji nic nie zagraża. W przypadku Zakładów Chemicznych mamy problem związany z zagmatwaną sytuacją własnościową terenów przedsiębiorstwa - przypomina burmistrz. Chodzi o to, że są działki na terenie zakładów, które należą do prywatnych osób. Tam rekultywacja też musi zostać przeprowadzona. - Z tego co wiem wojewoda śląski czyni starania, żeby zamienić się działkami z tymi prywatnymi właścicielami. Wtedy pieniądze unijne będą mogły pójść na cały skażony teren - dodaje Czech. Józef Korpak, starosta tarnogórski, który ma przejąć od skarbu państwa tereny po Zakładach Chemicznych i dokończyć likwidację bomby ekologicznej, też nie dramatyzuje. - Pani minister uznała, że większą pulę pieniędzy przeznaczy na konkursy. Nasz projekt nie jest zatem skreślony definitywnie. Przypominam też, że dotację w kwocie 1,6 miliona złotych na bieżące utrzymanie składowiska wojewoda ma zarezerwowaną - mówi Korpak. Starosta jednak nadal nie otrzymał terenów po zakładach, co zostało uzgodnione u wojewody śląskiego we wrześniu zeszłego roku.

Bilans zamknięcia jest zrobiony i otrzymał go wojewoda. Uznał on w grudniu zeszłego roku, że sprawy formalne przedsiębiorstwa są już zamknięte. Sprawa jest aktualnie w sądzie i czekamy na wykreślenie z Krajowego Rejestru Sądowego. Jeśli tylko to się stanie sprawy powinny potoczyć się bardzo szybko i staroście tarnogórskiemu zostanie przekazany teren przedsiębiorstwa - powiedział nam Andrzej Makowski, likwidator Zakładów Chemicznych w Tarnowskich Górach.

Bomba do rozbrojenia

Składowisko odpadów niebezpiecznych po Zakładach Chemicznych w Tarnowskich Górach jest nazywane bombą ekologiczną. Przez ponad dekadę na jej rozbrojenie wydano ok. 210 mln zł. Nadal na utylizację czeka 600 tys. metr. sześć. odpadów, które zagrażają podziemnym zbiornikom wody pitnej. Potrzeba na to ok. 90 mln zł. Właściwie już drugi rok żadne prace nie toczą się na terenie zakładów. Przez ten czas samorządowcy i parlamentarzyści z naszego regionu skupili się na pozyskaniu rządowych pieniędzy na spłatę długów przedsiębiorstwa i związanych z bieżącym utrzymaniem wysypiska.

Krzysztof Szendzielorz - POLSKA Dziennik Zachodni



Wit - Nie Mar 09, 2008 7:52 pm
Azbest truje, a posprzątać nie ma komu
Jacek Madeja2008-03-09, ostatnia aktualizacja 2008-03-09 17:13



Tony niebezpiecznych azbestowych odpadów, a wokół kamienice pełne ludzi. W Gliwicach nikt się nie spieszy, żeby uprzątnąć rakotwórcza truciznę.

Na pytanie o azbest wszyscy w okolicy wspominają panią Halinę. - Mieszkała najbliżej. Mówią, że od tej trucizny zmarła - opowiada Maria Machanik i z okna pokazuje szkielet ogromnej chłodni. Mieszka na św. Katarzyny. Centrum miasta, do rynku w prostej linii niewiele ponad kilometr.

Chłodnia przestała pracować kilka lat temu razem z upadkiem Huty 1 Maja. - Zasypali baseny z wodą i wszystko zostawili. Złomiarze powyciągali, co się da, i zaczęło się walić - mówi Grzegorz Kurek, który mieszka piętro wyżej.

Chłodnia jest niebezpieczna, bo w środku jest kilka tysięcy azbestowych płyt. Pomiędzy nimi spływała woda i wytracała temperaturę. Teraz porozrzucane kawałki azbestu leżą wokół chłodni. - To materiał niegroźny, dopóki jest w całości. Popękane i połamane płyty zaczynają pylić. To powinno zostać usunięte już kilka lat temu - mówi Krzysztof Tyrała, który jest specjalistą w dziedzinie usuwania azbestowych odpadów i ekspertem Polskiej Izby Ekologii.

Mikroskopijne włókna niczym harpuny wbijają się w płuca, powodując raka lub pylicę. Czas ujawnienia się choroby może być bardzo długi, od 20 do 40 lat.

- Latem, jak przyjdzie upał, to się z tego tak kurzy, że człowiek ma ciarki. Nie wiadomo, czy to cement, czy coś innego. Ale okien na wszelki wypadek nie otwieramy. Wietrzymy od ulicy - zaznacza Machanik.

Na teren wokół chłodni każdy może wejść. Żadnych barierek ani ostrzeżenia. Na murku za betonowym szkieletem siedzi dwóch mężczyzn. W reklamówce czekają butelki nalewki. Przychodzą tu codziennie, bo zacisznie i "czarnuchy" nie wlepią mandatu. - "Czarnuchy", znaczy się straż miejska. Wcześniej to się tu kręcili, jakieś zdjęcia robili, bo zamieszanie z tym azbestem było. Teraz spokój, tylko dzieci czasem się bawią - mówi jeden z nich.

- Wysłaliśmy pismo do urzędu w sprawie likwidacji chłodni i zalegającego w niej azbestu, ale widać nikogo to nie interesuje - mówią mieszkańcy.

Miasto tłumaczy, że chłodnia to własność prywatna. Działkę od likwidatora huty kupiła mieszkanka Częstochowy. Kobieta od ponad trzech lat nie odpowiada na wezwania straży miejskiej, ignoruje zlecenia dotyczące rozbiórki wydane przez powiatowego inspektora nadzoru budowlanego i sądowe orzeczenie. - To osoba bezrobotna, która nie ma żadnego majątku. Została pewnie podstawiona jako "słup" przez kogoś, kto chciał zrobić na tej ziemi interes - mówi Marek Jarzębowski, rzecznik gliwickiego magistratu, i odsyła do Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. - To oni powinni się tym zająć.

- Wysłaliśmy w tej sprawie orzeczenie dotyczące rozbiórki chłodni i uprzątnięcia terenu do wojewody, który w takiej sytuacji powinien przekazać na to pieniądze, ale nie dostaliśmy odpowiedzi - informuje Paweł Tymoszek z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Gliwicach.

Jak przyznaje Jarzębowski, miasto może też samo zlecić tzw. sprzątanie zastępcze, a rachunek wystawić właścicielowi. Koszty usunięcia azbestu będą ogromne. Przy pracach muszą być spełnione specjalistyczne procedury, a za składowanie azbestu również trzeba zapłacić. - To setki tysięcy, a może nawet miliony złotych. W najbliższym czasie przeprowadzimy inwentaryzację tych odpadów, żeby przekonać się, o jaką kwotę chodzi - mówi Jarzębowski.





Wit - Czw Mar 27, 2008 4:18 pm

Ekobomby tykają cicho
dziś
Składowiska chemicznych odpadów i azbest zagrażają naturalnemu środowisku naszego województwa. Potrzeba setek milionów złotych by zażegnać niebezpieczeństwo.

- To naprawdę są bomby ekologiczne - podkreśla Kazimierz Dul, wicedyrektor wydziału ochrony środowiska Urzędu Marszałkowskiego.

Największy problem w ocenie Dula to składowisko odpadów niebezpiecznych w Tarnowskich Górach. To spadek po likwidowanych od kilku lat Zakładach Chemicznych. Rozbrojenie tej bomby kosztowało przez ponad dekadę już 210 mln zł. Ale do zutylizowania pozostało 600 tys. m sześć. odpadów. Według wstępnych szacunków potrzeba na to ok. 90 mln zł. I to rychło. - Zagrażają podziemnym zbiornikom wody pitnej - wyjaśnia Kazimierz Dul.

Ale już drugi rok na terenie zakładów nie toczą się żadne prace. Co gorsza, starosta tarnogórski wciąż nie może przejąć terenu, by starać się o unijne dotacje.

Równie niebezpieczne są pozostałości po zlikwidowanym przedsiębiorstwie Izolacja w Ogrodzieńcu. Kilka lat temu część groźnych dla zdrowia odpadów zapakowano w szczelne worki. Na ich wywóz zabrakło pieniędzy, a budynki Izolacji są rozkradane przez zbieraczy złomu. Teren zabezpieczono, w obawie przed katastrofą budowlaną, ale z porozdzieranych worków z azbestem, mogą wydostawać się jego włókna.Do tej pory nie wiadomo dokładnie ile azbestu i szkodliwych substancji pozostało na terenie należącym do zakładu. - Przeprowadzone w 90. latach przez naukowców wstępne ekspertyzy wskazywały, że likwidacja tego zagrożenia może pochłonąć ok. 20 mln zł - mówi Andrzej Mikulski, burmistrz Ogro-dzieńca.

Utylizacja śmiercionośnego azbestu wkrótce spadnie na barki powiatu zawier-ciańskiego. - Mamy nadzieję, że administracja rządowa wesprze nas i pieniądze na utylizację azbestu po Izolacji znajdą się w budżecie państwa - podkreśla Jan Grela, członek zarządu powiatu .

Przy budowie miejskiej obwodnicy Jaworzna, budowlańcy rozkopali składowisko odpadów chemicznych na terenie kopalni. - Gdy były przykryte hałdą nic się nie działo. Po wejściu budowlańców musieliśmy je zabezpieczyć - wspomina prezydent Jaworzna Paweł Silbert. Dzisiaj, dawne państwowe zakłady chemiczne funkcjonują jako spółka akcyjna Organika-Azot. Nie odpowiadają za szkody wyrządzone przez swojego prawnego poprzednika. Firma właśnie zamknęła swoje składowisko odpadów. Szacuje się że na 14 ha spoczywa 180 tys. ton odpadów chemicznych. - Ani zakłady, ani samorząd nie udźwigną ciężaru zabezpieczenia - dodaje Silbert. - Można to wszystko wyrwać ziemi i jakoś zneutralizować. Albo monitorować oddziaływanie odpadów na środowisko. Może się okazać, że nieruszanie ich jest korzystniejsze dla środowiska. Póki co, tak właśnie robimy.

Zajmujący się ekologią śląski poseł PO Jan Rzymełka jest zwolennikiem wpisania do konstytucji zasady odpowiedzialności państwa za wyrządzone przez państwowe zakłady środowisku szkody. - Płacenie przez niszczącego środowisko to jedna z unijnych zasad - tłumaczy Rzymełka.

Jego zdaniem gminy i powiaty na terenie, których znajdują się ekologiczne bomby powinny szukać pieniędzy w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej albo starać się o dotacje z unijnych funduszy. - Jeżeli te próby okażą się nieskuteczne, to ostateczną drogą jest program naprawczy w postaci ustawy sejmowej - wyjaśnia parlamentarzysta.

Współpraca: Anna Dziedzic, Krzysztof Szendzielorz

Nie ma już listy trucicieli

W styczniu 1990 roku, w czasie rządów Tadeusza Mazowieckiego, stworzono "Listę 80".

Trafiły na nią największe zakłady zatruwające środowisko, z naszego regionu - m. in. Huta Katowice i Rafineria Trzebinia. Te zakłady były częściej kontrolowane.

Kilka lat temu listę zlikwidowano.

Wcześniej wykreślono z niej 58 zakładów, które inwestowały w ochronę środowiska. Połowa pozostałych przestała działać.

Dziś można jedynie sporządzić listę zakładów płacących najwięcej za korzystanie ze środowiska. To firmy, które wypuszczają do atmosfery np. dwutlenek węgla, ale również pobierają wodę i odprowadzają ścieki.

Krzysztof P. Bąk - POLSKA Dziennik Zachodni



Wit - Wto Maj 20, 2008 4:41 pm
Temat też ekologiczny:



Śmieci warte miliony - Spalarnie będą w Katowicach i Rudzie Śląskiej?
dziś
Co roku produkujemy w woj. śląskim 12 milionów ton śmieci komunalnych. Niemal w całości trafiają one na wysypiskach. Ale to się zmieni. Na liście strategicznych inwestycji chroniących środowisko jest w tej chwili 10 spalarni śmieci komunalnych. Dwie z nich stanąć mają w woj. śląskim - w Katowicach i Rudzie Śląskiej.

Ich powstanie to konieczność. W województwie śląskim produkuje aż 40 proc. wszystkich odpadów komunalnych w kraju. Gdyby przesypać je do koszy o pojemności jednego metra sześciennego, to byłoby ich tyle, że czterokrotnie opasałyby kulę ziemską. Tymczasem Polska podpisała już unijne dyrektywy, które nakładają na nas obowiązek zmniejszenia do 2010 roku ilości odpadów składowanych na wysypiskach do 75 proc., a w 2013 - do 50 proc. w porównaniu z rokiem 1995. Potem Unia Europejska zacznie nas karać. Za każdy dzień opóźnienia zapłacimy 260 tys. euro.

W Polsce nie ma jeszcze ani jednej spalarni śmieci. Budowa jednej to wydatek prawie 540 mln zł, z czego Unia dopłaci 296 mln zł. Pieniędzy więc nie zabraknie. Większy problem może być natomiast z uzyskaniem akceptacji mieszkańców dla tych przedsięwzięć.

- Najtrudniej będzie przeciwstawić się stereotypom. Spalarnie w naszym kraju zawsze źle się kojarzą - mówi Gabriela Lenartowicz, prezes Wojewódzkiego Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. - Trzeba się jednak na coś zdecydować, a czasu nie mamy za wiele. Zakłady termicznej utylizacji odpadów komunalnych nie są tanie, ale pozwolą skuteczne uwolnić nas od zagrożeń, jakie niosą składowiska śmieci.

Zdaniem fachowców spalanie śmieci jest mniej szkodliwe dla natury od ich składowania. - Z tradycyjnymi wysypiskami są tylko kłopoty. Zawsze mogą wydostać się z nich gazy cieplarniane i toksyny. Może też dojść do skażenia wód gruntowych - mówi dr hab. inż. Jan Skowronek, dyrektor Instytutu Ekologii Terenów Uprzemysłowionych w Katowicach.

W naszym regionie zainteresowani budową spalarni śmieci są prezydenci Katowic i Rudy Śląskie. Zaangażowali już do tego przedsięwzięcia Górnośląski Związek Metropolitalny (GZM), który skupia 14 miast Śląska i Zagłębia.

- Śmieci możemy wyrzucać na składowiska, albo spalić. Nie ma trzeciej drogi - wyjaśnia Piotr Popiel, dyr. GZM. Jego biuro zleciło już przygotowanie za 60 tys. zł koncepcji rozwiązań organizacyjnych i technicznych spalarni - gdzie powinny stanąć, jakie mają mieć parametry i jaką technologię.

Do końca lipca koncepcja dla Śląska ma być gotowa. Opracowanie dokumentu zlecono doc. dr Lidii Sieji, która jest współautorką wojewódzkiego planu gospodarowania odpadami komunalnymi. W tym programie, przyjętym przez władze samorządowe, są przewidziane spalarnie odpadów komunalnych.

Zakłady termicznej utylizacji odpadów mogą być przydatne przy produkcji energii cieplnej i elektrycznej. - Muszą być jednak wspomagane dodatkowym paliwem, gazem lub granulatem koksowym. Można też zbudować specjalne kotły w elektrowniach, gdzie śmieci będą jako paliwo alternatywne - dodaje dyr. Popiel.

Decyzją ministra ochrony środowiska już w 2007 roku wzrosły 5-krotnie opłaty za odbiór śmieci. - Podwyżki miały wymusić na samorządach skuteczniejszą segregację śmieci. Tak się jednak nie stało i skończyło się na podwyżkach cen za wywóz odpadów - twierdzi Ewa Gębicka-Matusz, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach.

Zła wiadomość jest taka. że przewidywane są kolejne podwyżki za wywóz śmieci. Jednak wkrótce samorządy będą zmuszone do konkretnych działań. Dyr. Gębicka-Matusz zapowiada, że lada dzień ogłoszony zostanie plan zamykania od 2009 roku składowisk śmieci. Na pierwszy ogień pójdą te najstarsze.

Teresa Semik - POLSKA Dziennik Zachodni



MarcoPolo - Śro Maj 21, 2008 10:14 am
Można tez przecież segregować i utylizować. :/



absinth - Śro Maj 21, 2008 10:21 am
o jakiej konkretnie metodzie utylizacji myslisz?



Cuma - Śro Maj 21, 2008 2:46 pm
Własnie sama segregacja nie wystarcza, poniewaź nie da się przetworzyć wszystkich śmieci. Ideałem było by segregowanie i przetwarzanie możliwie wszystkiego co sie da, a reszte spalać, oczywiście możliwie czysto i wydajnie (np. uzyskiwać przy okazji energię cieplną czy elektryczną)



MarcoPolo - Śro Maj 21, 2008 3:02 pm

Własnie sama segregacja nie wystarcza, poniewaź nie da się przetworzyć wszystkich śmieci. Ideałem było by segregowanie i przetwarzanie możliwie wszystkiego co sie da, a reszte spalać, oczywiście możliwie czysto i wydajnie (np. uzyskiwać przy okazji energię cieplną czy elektryczną)
Nie inaczej.



Wit - Śro Maj 21, 2008 5:09 pm
Tylko z tą segregacją bywa różnie
Jakiś czas temu czytałem artykuł (DZ chyba, nie wrzucałem na forum) o oburzonych mieszkańcach jakiegoś osiedla czy dzielnicy, którzy starają się segregować odpady do kolorowych pojemników, a wywożący śmieci i tak wszystko wrzucają razem i mieszają. Tłumaczenie było takie, że i tak potem muszą segregować jeszcze raz na wysypisku czy jakoś tak....coś w tym jest



Cuma - Śro Maj 21, 2008 9:11 pm

Tylko z tą segregacją bywa różnie
Jakiś czas temu czytałem artykuł (DZ chyba, nie wrzucałem na forum) o oburzonych mieszkańcach jakiegoś osiedla czy dzielnicy, którzy starają się segregować odpady do kolorowych pojemników, a wywożący śmieci i tak wszystko wrzucają razem i mieszają. Tłumaczenie było takie, że i tak potem muszą segregować jeszcze raz na wysypisku czy jakoś tak....coś w tym jest
no słyszałem że gdzieniegdzie tak robią :/ natomiast nie raz mozna mieć takie wrażenie, ponieważ wygląda jakby wrzucali to wszystko razem "na pake" jednak są tam przegrody wiec wszystko jest osobno nie wiem jak to wygląda u nas musze się kiedyś przyjżeć jak przyjedzie wywóz No ale nawet jak wrzucają razem, a potem i tak segregują to też dobrze efekt końcowy jest osiągnięty



Wit - Pon Maj 26, 2008 7:18 pm
ECHO MIASTA

Kasa na powietrze 2008.05.26

Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska chce dać pieniądze na ograniczenie niskiej emisji, która nas truje. Katowice nie chcą brać

W 2005 roku Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach określił regiony w Polsce, gdzie w powietrzu przekroczone jest stężenie pyłu zawieszonego PM 10, najbardziej szkodliwego, zwłaszcza dla osób starszych i dzieci. W strefie C (największe stężenie) znalazły się m.in. Katowice.
Nie przez przemysł, ale przez niską emisję (kominy poniżej 40 m), w domach jedno - i wielorodzinnych. Zimą stężenie pyłu jest dwukrotnie wyższe niż latem, czasem przekracza nawet 100 proc. Ale ludzie palą też latem, bo ogrzewają wodę.

Trzynaście lat?
Walkę z niską emisją wspomaga Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Katowicom, z uwagi na strefę C, w pierwszej kolejności należą się pieniądze.
- Grzechem jest nie schylić się po te fundusze. Mamy duże środki do rozdysponowania, ale gmina musi nam dać na to szansę, nie ma innego wyjścia jak złożenie wniosku - mówi Piotr Biernat, rzecznik WFOŚ.
Tymczasem w WFOŚ nie pamiętają, kiedy ostatnio z takim wnioskiem zgłosiły się Katowice. - Trzynaście, dziesięć lat temu? - zastanawia się Ewa Maniecka, kierownik zespołu ochrony atmosfery.

Inni biorą
Inne duże miasta nie zastanawiają się, tylko biorą. Tychy to pierwsza gmina, która potraktowała problem poważnie. Gliwice, Dąbrowa Górnicza zasypują WFOŚiGW wnioskami. To samo Bielsko, Zabrze, Rybnik. - Może to zależy od kadry, która potrafi wypisać wniosek? - zastanawia się Biernat.
Radzą sobie także małe gminy. Na Żywiecczyźnie wiedzą, że jak zainwestują w nowe piece, to śnieg zimą będzie biały, a nie czarny, co odstrasza turystów.
Jak burza idzie też Bieruń, który od 2004 roku zmodernizował dzięki środkom WFOŚ prawie połowę starych kotłowni. Radzą sobie Imielin, Lędziny, Mierzęcice.

Pracochłonne procedury
Fundusze idą na modernizację źródeł ciepła na bardziej przyjazne dla środowiska.
W Urzędzie Miasta w Katowicach z niską emisją walczą od 1996 roku. Magistrat dofinansowuje wymiany starych pieców na ekologiczne. Pieniądze pochodzą z miejskiego funduszu. Zofia Muc, naczelnik wydziału kształtowania środowiska, przyznaje jednak, że zachęta jest niewystarczająca.
Dlaczego nie szukają pieniędzy w WFOŚiGW? - W wielu przypadkach procedury są pracochłonne. Miasto musiałoby wybrać podmiot, który będzie to prowadził - mówi Muc. Piotr Biernat zapewnia, że pracownicy WFOŚiGW pomogą wypełnić wniosek, wystarczy przyjść. Sprawą obiecuje się też zająć Leszek Piechota, nowy wiceprezydent Katowic. - Jestem już umówiony z prezes Funduszu - zapewnia.

Inni biorą i robią:
Z najnowszego raportu WFOŚiGW wynika, że od 2003 roku wsparcie finansowe otrzymało 45 programów realizowanych przez gminy z regionu. W ramach tych programów zmodernizowano ponad 12 tys. źródeł ciepła. W sumie kosztowało to 250 mln, z czego Fundusz udzielił dofinansowania w wysokości 125 mln zł.

Wioleta Niziołek



salutuj - Pon Maj 26, 2008 7:42 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



absinth - Wto Maj 27, 2008 6:47 am
no tak, ktos przeciez musialby sie tym zajac...



Wit - Czw Cze 26, 2008 10:32 pm
Chętnie wezmą Twój stary komputer
Anna Malinowska2008-06-26, ostatnia aktualizacja 2008-06-26 21:58

Od soboty starych lub zniszczonych urządzeń i narzędzi elektrycznych nie trzeba już będzie wyrzucać do śmietnika. W kilku punktach miasta przyjmie je za darmo firma, która zadba, by odpady nie zanieczyściły środowiska.

Katowice są pierwszym miastem w naszym regionie, w którym pojawi się takie rozwiązanie. Chodzi o to, żeby zawarte w niektórych urządzeniach niebezpieczne substancje, np. rtęć czy związki bromu, nie dostały się do gleby i wody. Dotąd było tak, że choć za porzucenie w niedozwolonym miejscu takich przedmiotów grozi nawet pięciotysięczna grzywna, mało kto przejmował się zakazami - pobocza niektórych leśnych dróg zawalone są zdezelowanymi lodówkami i kineskopami. - A jeśli toksyczne substancje ze stłuczonego kineskopu telewizora albo lodówki przenikną do środowiska, to po jakimś czasie wypijemy skażoną wodę, zjemy nafaszerowane chemią warzywa i będziemy oddychać powietrzem z substancjami rakotwórczymi - przekonuje Witold Miazga, prezes organizacji odzysku ElektroEko, która organizuje i finansuje punkty odbioru elektrośmieci.

Wprawdzie coraz więcej sklepów przyjmuje od klientów stare i niepotrzebne urządzenia, ale problemu elektronicznych śmieci jeszcze to nie rozwiązało. Stąd pomysł na ElektroEko. - Prócz tego, że uruchamiamy specjalne punkty, mamy też bezpłatną infolinię. Dzwoniąc pod numer 0800 000 080, każdy może bezpłatnie uzyskać informacje na temat składowania starego sprzętu - wyjaśnia Miazga.

Od jutra w Katowicach będzie działał stały punkt zbierania elektrośmieci przy ul. Miedzianej 15. Odpady będzie można przywozić od poniedziałku do piątku w godz. od 8 do 16. Prócz tego w mieście będą czasowe punkty zbierania zużytego sprzętu. W każdą pierwszą sobotę miesiąca na parkingu przy ul. Chrobrego 29 obok targowiska, w każdą drugą - przy ul. Miłej 3 za stacją benzynową, w każdą trzecią - na ul. Bażantów 2 przed supermarketem Piotr i Paweł, a w każdą czwartą - na ul. Sandomierskiej 25 naprzeciwko cmentarza. We wszystkich tych miejscach ustawione będą specjalne kontenery i oznakowane samochody. Odpady będzie można przynosić w godz. od 8 do 16. ElektroEko chce też wkrótce otworzyć podobny punkt w Sosnowcu.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice



Wit - Pon Cze 30, 2008 9:51 pm


90 mln zł na gospodarkę odpadami w Sosnowcu
Poniedziałek, 30 czerwca (15:45)

Kosztem blisko 90 mln zł samorząd Sosnowca chce zbudować w mieście kompleksowy system gospodarki odpadami. Blisko dwie trzecie środków będzie pochodzić z unijnego programu "Infrastruktura i Środowisko".

W poniedziałek władze miasta podpisały wstępną umowę z Wojewódzkim Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, co otwiera drogę do unijnych pieniędzy oraz rozpoczyna proces przygotowań do inwestycji.

- Aktualnie trwają prace związane z opracowaniem dokumentacji przetargowej na wybór wykonawcy prac projektowych i budowlanych - poinformował PAP Tomasz Staroń z samorządowej jednostki realizującej przedsięwzięcie.

Inwestycja ma nie tylko poprawić warunki składowania odpadów, ale przede wszystkim zwiększyć zakres ich przetwarzania i gospodarczego wykorzystania, zgodnie z unijnymi wymogami. Stare składowisko odpadów zostanie zrekultywowane.

Oprócz nowej kwatery do składowania odpadów, kwater dla elementów azbestowych i awaryjnej pompowni wód gruntowych, ma powstać zakład demontażu odpadów wielkogabarytowych, stacja segregacji, kompostownia odpadów zielonych, instalacja do przetwarzania odpadów biodegradowalnych, magazyn odpadów niebezpiecznych oraz linia przetwarzania odpadów budowlanych.

Uporządkowanie gospodarki odpadami to kolejny projekt ekologiczny, który władze Sosnowca chcą zrealizować dzięki unijnym środkom. Kosztem 15 mln euro w mieście realizowany jest podobny projekt w zakresie gospodarki wodno-ściekowej, w 70 proc. finansowany z unijnego Funduszu Spójności. To największa inwestycja infrastrukturalna w historii miasta.

W ramach przedsięwzięcia został wybudowany kolektor ściekowy o łącznej długości 15,5 km z czterema przepompowniami ścieków; zmodernizowano też istniejącą oczyszczalnię ścieków. Projekt obejmował obszar zamieszkały przez ok. 130 tys. osób z Sosnowca, Katowic i Mysłowic.

Miasto zabiega teraz o środki na drugi etap tej inwestycji, w ramach którego za ponad 600 mln zł ma powstać sieć kanalizacji sanitarnej, deszczowej i wodociągowej o łącznej długości ponad 350 km. Inwestycja ma być gotowa do 2015 roku.

Źródło informacji: PAP

http://biznes.interia.pl/wiadomosci-dni ... 37709,4199



Wit - Pon Lip 14, 2008 10:46 pm


Śmieci do spalenia
2008-07-14 21:17:54

Dwie spalarnie odpadów wybuduje najprawdopodobniej GZM. Ostateczną decyzję mają podjąć rady miejskie 14 miast wchodzącego w skład związku do końca września. Problem w tym, że część środków będą musiały wypłacić z własnej kieszeni. W Programie Operacyjnym Infrastruktura i Środowisko zaplanowano budowę w całej Polsce, w trybie pozakonkursowym 10 spalarni odpadów komunalnych. Po dwie mają powstać w Warszawie i w glomeracji śląskiej, a po jednej w Szczecinie, Gdańsku, Krakowie, Łodzi, Białymstoku oraz Poznaniu.

Okolice koksowni Walenty w Rudzie Śląskiej to jedno z miejsc, gdzie prawdopodobnie stanie spalarnia śmieci. - Koksownia nie spełniająca norm XX wieku. Tym byliśmy przerażeni. Otwarte baterie koksownicze. Jeszcze w nas pozostaje ten obraz, że to będzie kolejna koksownia - nie. To będzie nowoczesna fabryka - tłumaczy Krystyna Kurowska z UM w Rudzie Śląskiej.

A nawet dwie. Mają zostać wybudowane do 2015 roku za przeszło miliard złotych. Aby to zrealizować potrzebna będzie zgoda wszystkich 14 miast należących do Górnośląskiego Związku Metropolitalnego, ale nie tylko. - Przed nami kilka lat na realizację przedsięwzięcia, ale to bardzo skomplikowana procedura ponieważ budowa budzi społeczne kontrowersje - mówi Piotr uszok, prezydent Katowic.

Kontrowersje zwiazane z umiejscowieniem spalarni. Podobne budziła budowa jej w centrum Wiednia. Ale mimo protestów mieszkańcy szybko przekonali się, że nie ma z czym walczyć. - W Wiedniu znajdują się 2 spalarnie, 3 jest w budowie. Każdy z projektów został zaakceptowany przez społeczeństwo - wyjaśnił Wojciech Rogalski z Wydziału Gospodarki Odpadami w Wiedniu.

Na razie nie wiadomo czy w regionie liczyć będzie można na podobną akceptacje, bo spalarniom śmieci nikt jeszcze nie powedział zdecydowanego ''nie''.

http://www.tvs.pl/informacje/2974/



Wit - Śro Lip 16, 2008 7:04 pm


Fundusz Górnośląski będzie pomagał
Środa, 16 lipca (13:25)

Fundusz wspierający w drodze leasingu lokalne projekty ekologiczne oraz fundusz typu venture capital, angażujący kapitał w istotne dla regionu przedsięwzięcia, chce jeszcze w tym roku uruchomić Fundusz Górnośląski (FG) S.A.

Szczegóły dotyczące organizacji i finansowania obu instytucji mają być znane odpowiednio do końca sierpnia i końca września. Prezes FG Jacek Matusiewicz chciałby, aby w przyszłym roku zainteresowane firmy mogły już liczyć na konkretne wsparcie z obu instrumentów.

- Odnośnie funduszu venture capital rozmawiamy z Bankiem Gospodarstwa Krajowego, natomiast fundusz ekologiczny zamierzamy stworzyć we współpracy z Wojewódzkim Funduszem Ochrony Środowiska w Katowicach i Górnośląskim Przedsiębiorstwem Wodociągów - powiedział w środę PAP prezes.

Wstępna koncepcja zakłada, że ekofundusz leasingowy byłby powołany na podstawie już istniejącej spółki. Zacząłby od kapitału rzędu kilku milionów złotych, docelowo mowa o ponad 20 mln zł. Miałby angażować się w projekty np. likwidacji tzw. niskiej emisji z lokalnych palenisk i kotłowni, gospodarki wodno-ściekowej, zagospodarowania odpadów czy budowy instalacji biogazu na wysypiskach śmieci.

- Dostrzegamy pewną lukę w zakresie finansowania niewielkich projektów w tym zakresie, której nie wypełniają ani istniejące fundusze ekologiczne ani duże programy infrastrukturalne, finansowane z unijnych środków - uważa Matusiewicz.

Wyższym od ekofunduszu kapitałem miałby docelowo dysponować inny tworzony fundusz, którego zadaniem będzie wsparcie kapitałowe ważnych dla regionu przedsięwzięć. Regionalny Fundusz Kapitałowy (RFK) ma wspierać firmy i przedsięwzięcia na zasadach venture capital, czyli czasowego zaangażowania kapitałowego. Dzięki temu firmy, które choć mają dobre plany rozwojowe, ale pozbawione są wystarczającego kapitału, będą mogły zrealizować swoje - istotne z punktu widzenia rozwoju regionu - zamierzenia.

Matusiewicz uważa, że utworzenie RFK będzie służyć realizacji podstawowych celów statutowych spółki. W grupie FG była już w przeszłości spółka, działająca na zasadach venture capital (Górnośląski Fundusz Restrukturyzacyjny), jednak w toku restrukturyzacji grupy zmieniła właściciela i nazwę. Teraz nowy zarząd funduszu chce powrócić do tej koncepcji, uważając ją za dobre narzędzie wspierania firm i przedsięwzięć rozwojowych. Fundusz ma korzystać m.in. ze środków unijnych.

Należący w większości do samorządu woj. śląskiego Fundusz Górnośląski został powołany w 1995 r. w ramach Kontraktu Regionalnego dla Woj. Katowickiego, który podpisali z rządem przedstawiciele samorządów lokalnych, związków zawodowych i przedsiębiorców. Głównym zadaniem FG jest działanie na rzecz rozwoju przedsiębiorczości i tworzenia nowych miejsc pracy. W ubiegłym roku zysk FG wyniósł ok. 3,7 mln zł; w tym roku także zakładany jest dodatni wynik finansowy.

Źródło informacji: PAP

http://biznes.interia.pl/wiadomosci/kra ... 47153,4200



Wit - Pią Lip 18, 2008 7:16 pm
Greenpeace: Trupy przed urzędem wojewódzkim
Małgorzata Goślińska2008-07-18, ostatnia aktualizacja 2008-07-18 20:14



Trupy w ścieku z pestycydami i cyjankami leżały w piątek na schodach urzędu wojewódzkiego. To był happening Greenpeace. Aktywiści wzywali wojewodę do likwidacji bomby ekologicznej w Jaworznie.

Happening przygotowywany był w tajemnicy. - Jest nielegalny. Gdybyśmy poinformowali o nim władze, pewnie by nas tu nie było. Nasze akcje są blokowane - mówi Jacek Winiarski, rzecznik Greenpeace. Nawet powiadomieni o akcji dziennikarze nie wiedzieli, gdzie się odbędzie. Mieliśmy się stawić o umówionej godzinie na placu Miarki i tyle. Winiarski przyprowadził nas pod gmach urzędu i dopiero gdy na balonach wypełnionych helem uniósł się wielki transparent, dowiedzieliśmy się, o co chodzi. "Wojewodo, zlikwiduj strefę zagrożenia" - wzywało hasło. Na schodach urzędu aktywiści przebrani za trupy rozwinęli błękitną płachtę z symbolami związków chemicznych i położyli się na niej. Miało to symbolizować wodę, która wypływa z terenu zakładów chemicznych Organika-Azot w Jaworznie, wpada do potoku Wąwolnica, z niego do rzeki Przemsza, płynie przez Mysłowice, by w Oświęcimiu znaleźć ujście do Wisły. Przed płachtą stanęły znaki ostrzegawcze: "Teren Skażenia".

Greenpeace happeningiem rozpoczął kampanię "Rzeka nie jest ściekiem". Ekolodzy pracowali nad nią rok, chcą zmusić decydentów do oczyszczenia rzek. Zaczęli od Wisły. Zbadali próbki ścieków z dużych zakładów przemysłowych w jej dorzeczu i ustalili dziesięciu trucicieli. Aż trzy zakłady znajdują się w naszym województwie: cały Górnośląski Okręg Przemysłowy, który zrzuca do Przemszy ołów, składowisko Hajduki w Chorzowie, które skaża wody gruntowe fenolami, wreszcie Organika-Azot. - Zakłady z Jaworzna trują najbardziej - mówi Łukasz Supergan, koordynator kampanii.

Od 91 lat produkują chemiczne środki ochrony roślin. Od 1972 roku do byłego wyrobiska kopalni węgla wyrzucały niebezpieczne odpady, przekładając je tylko ziemią. Trwało to osiem lat, samych odpadów nagromadziło się 150 tys. ton. Za zakładami wyrosła hałda na 20 ha powierzchni, przy której jest rów melioracyjny. Betonowe koryto pokrył pomarańczowy osad.

Dom rodziny Szwajdochów dzieli od składowiska 200 m. - Śmierdziało trupami - wspomina pani Franciszka. - A lindan parzył twarz. To środek do zabijania szczurów - dodaje jej syn Janusz. Do tej pory, gdy spadnie deszcz, czuje zapach lindanu.

- Po kwadransie siedzenia w wodzie zacząłem się dusić, a pod kombinezonem dostałem wysypki - Winiarski opowiada o pobieraniu próbek z rowu. Ekolodzy znaleźli w nim cyjanki, które silnie drażnią skórę i błony śluzowe, pestycydy, w tym cuchnący stęchlizną HCH i DDT, który powoduje bóle głowy, wymioty, drgawki, a nawet obrzęk płuc prowadzący do śmierci. Pestycydy podejrzewane są o zły wpływ na równowagę hormonalną i układ nerwowy oraz wywoływanie chorób nowotworowych.

Zakłady potwierdzają odkrycie ekologów, podają te same ilości substancji toksycznych. - Znacznie przekraczają normy - mówi Maria Taborska, starsza inspektorka ds. ochrony środowiska. - W 1994 roku wokół składowiska zbudowaliśmy rowy opaskowe, z których odpompowujemy wodę do naszej oczyszczalni ścieków i dopiero zrzucamy do Wąwolnicy. Ale część wody opadowej przenika do gruntu, bo składowisko na dole nie jest zabezpieczone.

Organika-Azot szuka rozwiązania razem z miastem, które jest właścicielem 6 ha składowiska, oraz z Głównym Instytutem Górnictwa, stara się o pieniądze na badania z Unii Europejskiej. W połowie sierpnia dostanie odpowiedź, czy jej projekt przeszedł.

Supergan twierdzi, że najlepiej byłoby wykopać odpady i spalić. Taborska obawia się o wtórne zatrucie środowiska. - Lepiej wkopać dookoła ekrany izolacyjne, przykryć czapą - mówi. Tak czy inaczej zakładów nie stać na rekultywację. Zabezpieczenie składowiska kosztowałoby około 40 mln zł, likwidacja - ponad 300 mln. Organika-Azot zbankrutowałaby i problem spadłby na miasto.

Dlatego Greenpeace uderzył do urzędu wojewódzkiego. Aktywiści mieli leżeć na schodach dwie godziny. Ale minęło najwyżej pół, gdy wyszedł do nich wicewojewoda Adam Matusiewicz. Przyjął od nich próbkę trującej wody, żartował, pytając, czy ma się jej napić, gratulował akcji ("jestem pod wrażeniem, kawał dobrej roboty"). W ciągu tygodnia ma odpowiedzieć, czy składowisko można chociaż ogrodzić. W tej chwili każdy może na nie wejść.

Tak skończył się pierwszy happening Greenpeace na Śląsku. Winiarski był zaskoczony gościnnością naszych władz. - Normalnie to przegania nas straż miejska albo policja - mówi. Ale zapowiada: - Jeśli na składowisku nic się nie zmieni, będziemy ostrzejsi.





Wit - Śro Sie 06, 2008 8:29 pm
Wojewoda rozbraja ekologiczną bombę
Milena Nykiel 2008-08-06, ostatnia aktualizacja 2008-08-06 21:37



Protest "zielonych" w sprawie nielegalnego składowiska trujących odpadów w Jaworznie przyniósł efekt. Winowajca - jaworznickie zakłady azotowe, już odprowadzają ścieki do oczyszczalni

Ekolodzy od wielu lat przypominają, że Jaworzno leży na bombie ekologicznej. Zaczęła tykać na początku lat 80. Już wtedy jaworznickie zakłady Organika-Azot zanieczyszczały środowisko trującymi ściekami. Wiedzieli o tym mieszkańcy Jaworzna, którzy dzielnicę, w której działają zakłady azotowe, zaczęli nazywać "Azotką". Wiedziały także władze miasta. Ponieważ nikomu nic złego się nie stało, sprawy składowiska toksycznych odpadów z Organiki nikt nie ruszał.

- Świadomość ekologiczna nie była tak duża jak teraz, a w budżecie miasta również się nie przelewało - mówi Ewa Sidełko-Paleczny, rzeczniczka prasowa jaworznickiego magistratu.

Tymczasem badania wykonane ostatnio przez naukowców na zlecenie Greenpeace pokazały, że zagrożenie jest większe niż wszyscy sądzili. - Teren wokół zakładów jest silnie skażony pestycydami, metalami ciężkimi, a nawet cyjankami - mówi Jacek Winiarski, rzecznik prasowy Greenpeace. Dodaje, że trujące ścieki mogą przenikać do wód gruntowych, przedostawać się do Przemszy, a potem do Wisły. Zagrażają ludziom i zwierzętom.

Wśród substancji znalezionych w potoku Wąwolnica, który płynie przez teren jaworznickiego składowiska, znaleziono m.in. lindan, metoksychlor oraz kilka innych pestycydów, których produkcja i stosowanie w Polsce i UE jest od dawna zakazane. - Na składowisku znajduje się co najmniej 75 tysięcy ton odpadów zawierających te substancje - grzmi Winiarski.

Wraz z innymi aktywistami z Greenpeace w połowie lipca zorganizował pikietę pod gmachem Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach. Na biurko wojewody trafiły postulaty ekologów: ogrodzenie miejsca składowania odpadów z Organiki, zmuszenie zakładu do zaprzestania niebezpiecznych praktyk, nakaz odprowadzania ścieków do oczyszczalni oraz całkowita likwidacja składowiska.

Wicewojewoda Adam Matusiewicz publicznie zapewnił wtedy "zielonych", że w ciągu tygodnia przedstawi kroki, jakie zamierza podjąć w sprawie jaworznickiego składowiska. Słowa dotrzymał. - Drugi postulat Greenpeace właśnie jest realizowany - zapewnia Matusiewicz. Trujące ścieki zakłady azotowe już odprowadzają do zmodernizowanej oczyszczalni.

Co z pozostałymi żądaniami? Skażonego terenu nie da się ogrodzić, bo trzeba byłoby zamknąć część miasta. Całkowita likwidacja zagrożenia jest możliwa, ale szybko nie nastąpi. - Rekultywacja terenu wymaga ogromnych pieniędzy, przekraczających ponad 230 mln złotych - mówi Anna Wrześniak, Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska, która kontroluje działalność Organiki.

Zakład z Jaworzna jest spółką akcyjną, więc nie może się starać np. o dofinansowanie z Brukseli. - Najważniejsze jednak jest to, że winowajca niczego nie ukrywa i chce zmienić swoje postępowanie - dodaje Wrześniak.

Protokół z badań terenowych przygotowany przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska jest już gotowy.

Marta Malik z biura prasowego UW zapewnia, że dalsze decyzje, także finansowe, w sprawie likwidacji nielegalnego składowiska trucizn zostaną podjęte na spotkaniu, które Urząd Wojewódzki planuje zorganizować w połowie sierpnia. - Będzie to debata na zasadzie okrągłego stołu z przedstawicielami m.in. władz Jaworzna i zakładów azotowych - mówi Malik.

Ekolodzy z Greenpeace chwalą decyzje śląskich władz. - Odpowiedź na protesty była szybka. Mamy nadzieję, że równie szybko skażenie zostanie zlikwidowane - mówi Winiarski.



Wit - Śro Sie 06, 2008 9:28 pm
Nie bój się spalarni. Komin sąsiada gorszy
Jacek Madeja, Przemysław Jedlecki2008-08-05, ostatnia aktualizacja 2008-08-06 10:22



Do 2013 roku w regionie mają powstać dwie ogromne spalarnie śmieci. - Już teraz trzeba zacząć przekonywać ludzi, że taki zakład za oknem to nic groźnego - alarmują specjaliści, którzy obawiają się, że protesty mogą przekreślić plany.

Nowo otwarta spalarnia w gliwickim Centrum Onkologii to duma dyrektora. Wokół szpitalne oddziały, trochę dalej eleganckie wille. Ale nikt nawet nie myśli o tym, żeby protestować przeciwko kominowi, z którego ledwo dymi.

- To najnowsza technologia. Trafiają tu odpady szpitalne nie tylko od nas, ale z prawie 400 gabinetów lekarskich w całym województwie. To co wylatuje z komina, nie przekracza nawet 10 proc. dopuszczalnych norm - nie może się nachwalić Antoni Galwas, dyrektor ds. administracyjno-technicznych Centrum Onkologii w Gliwicach.

Szpital wykorzystuje też ciepło powstałe z utylizacji do wytwarzania pary wodnej, w której są sterylizowane narzędzia medyczne i naczynia, a popiół kupują firmy budowlane pod budowę dróg. Spalarnia kosztowała ponad 7 mln zł, z czego 6,2 mln to dotacje i pożyczki z Narodowego i Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.

Gliwicka spalarnia to miniatura zakładów, które do 2013 roku mają powstać w województwie śląskim. Będą spalać odpady komunalne. Każda z nich ma kosztować prawie 540 mln zł, ale po 296 mln zł dołoży do ich budowy Unia Europejska.

Krzysztof Krzemiński, rzecznik Górnośląskiego Związku Metropolitalnego mówi, że specjaliści przygotowali kilka propozycji ich lokalizacji.

- Wymienia się np. Sosnowiec czy Dąbrowę Górniczą. Władze GZM będą musiały uzgodnić to jeszcze z marszałkiem, ponieważ spalarnie mają służyć całemu województwu - mówi.

Waldemar Bojarun, rzecznik UM Katowice dodaje, że miasto cały czas szuka dobrego miejsca. - Kluczowy jest dojazd. Każdego dnia do spalarni będzie dojeżdżał sznur ciężarówek.

Według Gabrieli Lenartowicz, prezes zarządu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, który współpracuje przy realizacji projektu, przed spalarniami nie ma odwrotu. - Inaczej utoniemy w śmieciach jak Neapol. Dziś mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że o wiele większym zagrożeniem może być tradycyjne wysypisko śmieci - mówi Lenartowicz i dodaje, że największym problemem może okazać się przekonanie mieszkańców. - Ludzie słysząc o spalarni śmieci, od razu zaczynają protesty i żadne racjonalne argumenty nie są w stanie ich przekonać. Nawet takie przykłady jak gliwicka spalarnia, która jest mniej szkodliwa niż komin pieca węglowego u sąsiada. Protesty mogą opóźnić całą inwestycję, co może mieć katastrofalne skutki przy rozliczaniu unijnych pieniędzy - dodaje.

Dlatego urzędnicy zamierzają dmuchać na zimne. We wrześniu rozpoczną się konsultacje społeczne w tej sprawie. Będzie im towarzyszyła akcja informacyjna przygotowana wspólnie przez GZM i WFOŚiGW. - Nie chodzi o żadną agitację, ale przedstawienie faktów, które bezspornie dowodzą, że spalarnie budowane przy użyciu obecnych technologii są całkowicie bezpieczne - mówi Lenartowicz



Powstaną dwie gigantyczne spalarnie
wczoraj
Prawdopodobnie dwie gigantyczne spalarnie odpadów komunalnych powstaną w naszym regionie do 2015 roku. Unia Europejska przekazała nam na te inwestycje 600 mln zł. Jest już koncepcja tego gigantycznego przedsięwzięcia dla Śląska, opracowana przez zespół pod kierunkiem doc. dr Lidii Siei, współautorki wojewódzkiego planu gospodarowania odpadami komunalnymi. Przygotowanie koncepcji zlecił Górnośląski Związek Metropolitalny (GZM), który skupia 14 miast konurbacji śląsko-dąbrowskiej.

W woj. śląskim produkujemy rocznie około 2 mln ton odpadów komunalnych. Możemy je wywozić na składowiska, gdzie miejsca już brakuje, albo spalić. Innej drogi nie ma.

- Koncepcja zakłada zbudowanie dwóch spalarni, ale będziemy te sugestie konsultować - mówi Piotr Popiel, dyrektor GZM. - Konsultacji, także społecznej, poddane zostaną propozycje lokalizacyjne. Naukowcy wskazali osiem miejsc: po dwa w Rudzie Śląskiej i Mysłowicach, a także w Katowicach, Zabrzu, Sosnowcu, Dąbrowie Górniczej.

Podobna spalarnia, choć mniejsza, od lipca działa już w Gliwicach, w centrum miasta. To nowoczesny zakład utylizacji niebezpiecznych odpadów medycznych. Stoi przy Centrum Onkologii, ale spala odpady także z 400 innych szpitali, przychodni i gabinetów lekarskich.

- To najnowocześniejsza spalarnia w naszym regionie, spełnia wszelkie normy ochrony środowiska - zapewnia Antoni Galwas, zastępca dyrektora do spraw administracyjno-ekonomicznych Centrum.

Po segregacji poszpitalne odpady podlegają najpierw zagazowaniu w tzw. komorze pirolizy bez kontaktu z tlenem, gdzie podawana jest temperatura 600 stopni. W wyniku tego procesu z tony masy zostaje około 10 procent odpadów, które dopalane są następnie w termoreaktorze w temperaturze 1100 stopni Celsjusza. Unicestwiane są wówczas także cząsteczki aromatyczne.

Gliwicka spalarnia nie pracuje jeszcze pełną parą, wykorzystuje zaledwie 60 procent swoich mocy przerobowych. Na dobę może zutylizować 2,5 tony poszpitalnych zanieczyszczeń.

- Ciepło odzyskiwane w trakcie procesu technologicznego jest wykorzystywane m.in. do ogrzewania pomieszczeń i wody w szpitalu oraz sterylizacji narzędzi - wymienia Zbigniew Gawlik, zastępca kierownika spalarni. - Sadzę i popiół odbiera od nas zakład zajmujący się produkcją brykietów wykorzystywanych przy budowie dróg. Z tony odpadów pozostaje od 20 do 100 kilogramów popiołów.

Najważniejszy problem to oczyszczenie gazów, które trafią do atmosfery. W gliwickiej spalarni system oczyszczania spalin jest trzystopniowy, a stosuje się do tego węgiel aktywny oraz odczynnik filtrujący-sorbalit. Na końcu jest jeszcze filtr ceramiczny wychwytujący ostatnie zanieczyszczenia mechaniczne, a w kominie system ciągłego monitorowania jakości wypuszczanych w powietrze spalin.

Komin odprowadzający oczyszczone gazy jest dwukrotnie niższy i zdecydowanie węższy od komina zbudowanego dla systemu ciepłowniczego szpitala onkologicznego. W powietrzu nie wyczuwa się żadnego charakterystycznego zapachu, nie widać nawet smugi dymu.

Zakłady, które powstaną, będą stosować podobne technologie. Gliwicka spalarnia jest maleńka w porównaniu z tymi gigantami. Kosztowała ponad 6 milionów złotych, a pieniądze wyłożyły: Narodowy i Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Jeden zakład termicznej utylizacji odpadów komunalnych ma kosztować około 530 milionón złotych i na część kosztów zrzucić się muszą same gminy.

Do Gliwic sprowadzono technologię francuską. Nie jest tania w eksploatacji. Z założeń technicznych wynika, że termiczna utylizacja tony odpadów medycznych kosztuje 4200 złotych. Ale utylizacji poszpitalnych nieczystości stawiane są wyższe wymagania niż w przypadku odpadów komunalnych.

- Słowo spalarnia ciągle źle nam się kojarzy i najtrudniejsze zadanie to przekonanie mieszkańców, by przestali się bać tego typu inwestycji. A są bezpieczne dla środowiska - mówi Gabriela Lenartowicz, prezes Wojewódzkiego FOŚiGW w Katowicach.

Teresa Semik - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/883487.html



Wit - Wto Sie 26, 2008 7:02 am
Metropolia może stracić 600 mln zł dotacji
Przemysław Jedlecki2008-08-24, ostatnia aktualizacja 2008-08-25 07:56



Prezydenci 14 miast nie potrafią uzgodnić wspólnego stanowiska w sprawie budowy spalarni śmieci. Mają czas tylko do października, potem gigantyczne pieniądze z Unii przepadną.

Górnośląski Związek Metropolitalny powstał rok temu. Budowa dwóch ogromnych spalarni to pierwszy duży wspólny projekt. Będą kosztować ponad miliard złotych. Około 600 mln zł ma dać Unia Europejska, resztę muszą wyłożyć miasta. Tymczasem 14 prezydentów nie może się dogadać, chociaż czas nagli, bo umowę trzeba podpisać z Ministerstwem Rozwoju Regionalnego do 8 października.

- Nie wiadomo, ile poszczególne miasta będą musiały dać na budowę, żadne nie będzie mogło zrezygnować z udziału w inwestycji bez zgody wszystkich pozostałych miast. Wreszcie budowę spalarni GZM chce zacząć od powołania spółki, która się zajmie inwestycją. To absurd, bo GZM powstał po to, by zajmować się wspólnymi projektami, a nie po to, by tworzyć kolejne firmy - Grzegorz Dąbrowski, rzecznik prezydenta Sosnowca, wylicza słabe punkty projektu umowy.

Podobne uwagi mają władze Dąbrowy Górniczej. Wiceprezydent Paweł Gocyła napisał już do GZM-u w tej sprawie.

Krzysztof Krzemiński, rzecznik GZM-u, nie ukrywa zaskoczenia takim obrotem sprawy. - Rozumiem, że coś może się prezydentom nie podobać. Ale skoro tworzymy jeden organizm, to oczekujemy też propozycji zmian. Niczego takiego nie dostaliśmy - mówi.

Pytany, czy sprzeciw części prezydentów oznacza, że metropolia może stracić gigantyczną unijną dotację, przyznaje, że tak może się stać. - Jeśli mamy zajmować się tym projektem, to musi być na to zgoda 14 miast - mówi.

Arkadiusz Godlewski, wiceprezydent Katowic i członek zgromadzenia GZM-u, uważa, że sprawa spalarni to tak naprawdę test intencji wszystkich prezydentów. - Skoro przystąpili do metropolii, to teraz mają szansę pokazać, czy potrafią współpracować. Jeśli pojawiają się takie problemy, to trzeba rozmawiać. Nie wykluczam jednak, że wśród samorządowców są też tacy, którym budowa silnej metropolii nie jest na rękę - mówi.

Tymczasem Piotr Uszok, prezydent Katowic i szef GZM-u, napisał do pozostałych prezydentów, że metropolia zorganizuje spotkanie w tej sprawie. Przypomniał jednak, że projekt porozumienia był już kilkakrotnie omawiany podczas posiedzeń zarządu metropolii.



Wit - Sob Wrz 06, 2008 7:55 am


Biofucha dla marszałka województwa
dziś
Windykacja - tyle za dwa lata w rubryce doświadczenie zawodowe będą sobie mogli dopisać marszałkowie województw. Nowe umiejętności zdobędą z mocy prawa, które zobowiąże ich do ściągania tzw. opłaty recyklingowej od torebek foliowych nieprzyjaznych środowisku.

Wynosić ona będzie prawdopodobnie 20 gr od każdej sztuki.

Pomysł forsuje Ministerstwo Środowiska w projekcie ustawy o gospodarce opakowaniami i odpadami opakowaniowymi.

Od 1 stycznia 2010 roku robiąc zakupy będziemy mieli wybór, w co nabyte artykuły opakować, w nieprzyjazną środowisku folię, czy ekologiczna torbę. Niepokorni, którzy wybiorą pierwsze rozwiązanie, zapłacą 20 groszy.

- Możliwość wyboru produktu jednorazowego za dwadzieścia groszy i nieco droższego wielokrotnego użytku, skłoni do wyboru drugiego. Jeśli torebki będą płatne, każdy się zastanowi dwa razy, zanim sięgnie po następną "foliówkę" - to resortowy komentarz pomysłu.

Samorządowcy już zacierają ręce. Pieniądze, które trafią na konto marszałka, miałyby zostać przeznaczone na selekcję odpadów oraz edukację ekologiczną. Jedno i drugie w województwie kuleje, a potrzeby są znaczne.

- Dla nas to świetne rozwiązanie i dodatkowe wpływy. Ale zespół, który zajmie się kontrolą i windykacją, będzie musiał zostać powiększony - mówi Ewa Gębicka-Matusz, dyrektor wydziału ochrony środowiska w Śląskim Urzędzie Marszałkowskim.

Właśnie z windykacją należności urzędnicy mogą mieć największy problem. Pobór opłaty za torby foliowe ma dotyczyć zarówno sieci handlowych, jak i drobnych sklepikarzy i detalistów. Ci ostatni nie kryją obaw.

- Wszystkie kwoty naliczam na kasę fiskalną i rozliczam z urzędem skarbowym. Nie mogę tych 20 gr schować do kieszeni, więc jak przekazać na konto - zastanawia się kioskarz z Katowic.

Pracownicy resortu środowiska pytani, czy kwestie sporne będą rozwiązane, tłumaczą, że projekt jest dyskutowany i zalecają cierpliwość.

Tej cnoty zabrakło sprzedawcom, szczególnie w sieciach handlowych, którzy już zaczęli wprowadzać tzw. przyjazne torby za odpowiednią opłatą.

Na przykład, foliowa z narysowanym liściem, opatrzona opisem: biodegradacja w ciągu 12 miesięcy, kosztuje 10 gr. Kupujący wierzy na słowo i większego wyboru nie ma, bo coraz częściej ekologiczne to już jedyne opakowania dostępne.

- Na sprzedającym ciąży jedynie obowiązek zapewnienia opakowania. To, czy pobierze za nie opłatę, czy nie, leży w jego gestii - wyjaśnia Rafał Makosz z biura Miejskiego Rzecznika Konsumentów w Świętochłowicach.

Torby sprzedawane w sklepach jeszcze co najmniej dwa lata będą dochodowe i niekoniecznie przyjazne, bo z ekologią często wspólną mają jedynie nazwę.

Justyna Przybytek - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/894721.html



Wit - Pon Wrz 08, 2008 10:09 am


Można będzie ujarzmić azbest
dziś
Czeka nas przełom w walce z rakotwórczym azbestem. Dwie firmy: Marbet Wil z Bielska-Białej i Aton HT z Wrocławia opracowały unikatowe technologie unieszkodliwiania odpadów zawierających tę groźną substancję. Sprawę komplikują przepisy, które przewidują składowanie azbestu tylko na wysypiskach. Pisano je jednak wtedy, gdy nie istniały sposoby unicestwienia tej groźnej substancji.

Ostatnio o problemie azbestu przypomniała trąba powietrzna, która w połowie sierpnia w okolicach Blachowni zerwała dachy. Były na nich cztery tony eternitu zawierającego rakotwórczy azbest. Część została rozniesiona przez wichurę po lasach i polach.

- To, co zebrano zostało wywiezione lub czeka na transport - podkreśla Kazimierz Grabałowski, szef tamtejszego centrum zarządzania kryzysowego. Szczelnie zamknięte pojemniki z tworzywa sztucznego zostaną zakopane w ziemi na wysypisku, ale po latach problem może powrócić. Nie byłoby go, gdyby skorzystano z jednej ze skutecznych metod unieszkodliwiania azbestu.

Ministerstwo Gospodarki zna obydwa projekty i twierdzi, że chce jak najszybciej zmienić obowiązujące przepisy.

W jaki sposób ma być likwidowany azbest? Bielski sposób to zatopienie rakotwórczych włókien w polimerze siarki. Metoda z Wrocławia polega na stopieniu azbestu przez mikrofale w substancję przypominającą pumeks. - Taki, w pełni nieszkodliwy, materiał mineralny może być potem używany jako kruszywo do budowy dróg - twierdzi Ryszard Bajorek z Aton HT.

Obie metody są tanie. Bielska kosztuje tyle, ile trzeba zapłacić za dostarczenie azbestu do firmy, która chce zarabiać na bezpiecznych materiałach budowlanych powstających w wyniku przetworzenia azbestu. W drugiej to wydatek rzędu 600 zł za przetworzoną tonę. Tyle samo wynoszą dziś koszty składowania azbestu. Co ważne, obie metody dobrze ocenili naukowcy.

Obecnie azbest wkładany jest u nas do grubych worków i zakopywany w nieckach wyłożonych geowłókniną. Nie jest to metoda perspektywiczna. Tymczasem nowoczesnymi rozwiązaniami firm z Bielska Białej i Wrocławia zainteresowane są kraje zachodnie.

- Nasz reaktor ATON 200 umożliwiający destrukcję włókien azbestowych został już zamówiony przez firmę z Francji. Duże zainteresowanie wykazują też przedsiębiorstwa w Wielkiej Brytanii i Niemczech. Tylko w Polsce ciągle przepisy nie są jednoznaczne - mówi Ryszard Bajorek.

Odpady nie muszą być wywożone z miejsca demontażu. To reaktor przyjedzie do nich. Unieszkodliwi je w ilości 250 kg na godzinę. Koszt takiego urządzenia to 1,5-2 mln zł. W Polsce wykorzystany być nie może, bo nie pozwalają na to przepisy.

- Ministerstwo Środowiska uznało, że to instalacja. A w przypadku takiej konieczny jest certyfikat środowiskowy i pozwolenie na budowę za każdym razem, gdy zostanie przywiezione tam, gdzie azbest trzeba unieszkodliwić. Przygotowanie stosownych dokumentów za każdym razem zajęłoby nam wiele miesięcy - denerwuje się Ryszard Bajorek.

Bielski Marbet Wil, jedna ze spółek Włodzimierza Mysłow-skiego, rozdrabnia elementy azbestowe i miesza z płynnym polimerem siarki w specjalnych dezintegratorach. To co w tym procesie powstanie jest termoplastem, który może być wielokrotnie przetwarzany. W zależności od potrzeb odlewa się z niego różne elementy, np. płyty do stabilizacji podtorzy kolejowych.

- Potrzeba nam tylko woli politycznej, zmiany przepisów oraz korekty rządowego programu - podkreśla Włodzimierz Mysłowski.

Te pragnienia szefa bielskiej firmy właśnie się spełniają.

- Życie jest bogatsze niż prawo, więc chętnie zmienimy to drugie. Ministerstwo Środowiska pracuje nad zmianą ustawy o odpadach. Poprosiliśmy o wprowadzenie do przepisów możliwości wykorzystania technologii do unicestwiania niebezpiecznych odpadów zawierających azbest - wyjaśnia Izabela Drelich z departamentu przemysłu Ministerstwa Gospodarki.

Azbest jest niezwykle szkodliwym minerałem. Choroby związane z wniknięciem jego włókien do płuc to nowotwory, azbestoza i międzybłoniak opłucnej. Ujawniają się dopiero po kilkunastu latach.

W Polsce jest ponad 15 milionów ton wyrobów zawierających azbest. W tym jest ponad 1,3 miliardów metrów kwadratowych płyt - tzw. eternitu, który pokrywa elewacje i dachy naszych domów, szkół, urzędów.

Najwięcej azbestu jest na Mazowszu, Lubelszczyźnie, w Wielkopolsce i na Śląsku. Ma definitywnie zniknąć do 2032 roku. Póki co, nie zrobiono nawet dokładnej inwentaryzacji.

- Program usuwania azbestu został zaktualizowany. W tym roku nacisk położymy na dokończenie inwentaryzacji zagrożeń. Zmobilizujemy samorządy do pracy i udzielimy na to dotacji - wyjaśnia Izabela Drelich. Na razie są to jednak tylko słowa.

Azbest w budynkach mieszkalnych używany był do pokrywania dachów i ocieplania budynków. Szare, kwadratowe płyty eternitu łatwo rozpoznać. Stosowany był też w rurach i przewodach ciepłowniczych. Obudowywano nim klatki schodowe i drogi ewakuacyjne. Kiedy zniknie z naszego życia?

W Ogrodzieńcu minerał zabija

Azbest zagraża m.in. mieszkańcom Ogrodzieńca sąsiadującego z dawnymi zakładami \"Izolacja\".

Nie pracują już od 10 lat, ale na ich terenie nadal leży kilkaset ton śmiercionośnego minerału. U osób, które w \"Izolacji\" miały kontakt z azbestem wykryto przypadki bardzo charakterystycznego nowotworu - międzybłoniaka opłucnej. Były też przypadki nowotworów płuc i oskrzeli oraz pylicy.

Przerażeni sąsiedztwem są lokatorzy pobliskich bloków. W ostatnim roku zmarło tam 13 osób. Przypadek? Mieszkańcy twierdzą, że nie. - Azbest zabija nas i będzie zabijał nasze dzieci, jeśli tego ktoś nie sprzątnie - mówi Edmund Bednarz z Ogrodzieńca.

Twierdzi, że azbestowe odpady są zgromadzone nie tylko na terenie byłego zakładu. - Tysiące ton są w kamieniołomie po cementowni. Azbest jest też porozrzucany po lasach Jury. Mam udokumentowanych 36 takich miejsc - podkreśla.

Aldona Minorczyk-Cichy - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/895165.html
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl



  • Strona 1 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 93 wypowiedzi • 1, 2, 3
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •