[Ekologia] Niebezpieczne tereny, wysypiska i inne problemy
Wit - Nie Lut 14, 2010 11:44 pm
Koniec z dotacją na wymianę pieców. Może jeszcze wróci
Iwona Sobczyk
2010-01-30, ostatnia aktualizacja 2010-01-29 21:33
Jeśli ktoś liczył na dotację za zastąpienie pieca węglowego gazowym może się srodze rozczarować. Zmieniły się przepisy, urzędy wstrzymały przyjmowanie wniosków. Zdarza się, że nie honorują nawet zawartych umów
Pan Sebastian z Katowic właśnie urządza swoje pierwsze mieszkanie. Bardzo się ucieszył, gdy od znajomych usłyszał, że na wymianę węglowego pieca na gazowy może dostać z urzędu miasta do 50 procent poniesionych kosztów, ale nie więcej niż 5 tysięcy złotych, wystarczy złożyć wniosek. W grudniu w magistracie podpisał umowę i wziął się za remont. - Wymiana pieca kosztowała mnie 8,5 tys. złotych, a parę dni temu w urzędzie miasta dowiedziałem się, że pieniędzy nie będzie. Urzędnicy zostawili mnie na lodzie - denerwuje się katowiczanin. Ma żal do władz miasta o styl, w jakim został poinformowany o sprawie. - Urzędnik, z którym rozmawiałem powiedział, że jest nowy i wie tyle, że zmieniły się przepisy - opowiada nam pan Sebastian.
Urzędnicy zapewniają, że rozumieją zdenerwowanie mieszkańca, ale pieniędzy wypłacić nie mogą, bo... nie wiedzą jak. - Od 1 stycznia bez żadnego okresu przejściowego zostały zlikwidowane powiatowe i gminne fundusze ochrony środowiska, z których wypłacane były dofinansowania między innymi na wymianę pieców. Wszystkie środki zostały przekazane do budżetu miasta. Ustawodawca nie wziął pod uwagę, że budżet ma swoje prawa i trudno z niego przyznać dofinansowanie prywatnej osobie. W tej chwili pracujemy z prawnikami nad wyjaśnieniem, czy możemy wypłacać takie dofinansowania z budżetu, czy należy pomyśleć nad innym trybem - wyjaśnia powody tego zamieszania Jan Błaż, zastępca naczelnika wy-działu kształtowania środowiska w katowickim magistracie.
Nowych wniosków magistrat więc nie przyjmuje, a stare zobowiązania na razie zawiesił. Wiadomo, że wyjaśnianie zawiłości prawnych potrwa. - Ostatecznie pewnie się do-wiem, że moja sprawa się przedawniła. A wiem, że w innych miastach wypłaty trwają. Sprawdzałem - mówi pan Sebastian.
Rzeczywiście, okazuje się, że w Gliwicach wszystkie przyznane w ubiegłym roku dofinansowania zostały już wypłacone. - O tym, że przepisy się zmienią, było wiadomo już od pewnego czasu, dlatego ogłosiliśmy w mediach lokalnych, że wnioski przyjmujemy tylko do końca listopada. Mieszkańcy nas nimi zasypali, ale zdążyliśmy wypłacić wszystkie dofinansowania jeszcze w grudniu - mówi Halina Antosz, zastępca naczelnika wydziału środowiska gliwickiego magistratu.
W Zabrzu i Chorzowie wnioski były przyjmowane do końca grudnia. W obu miastach wypłaty trwają. - Wykorzystujemy pieniądze, które są na kontach funduszy. Zużyjemy je do ostatniej złotówki - mówi Ewa Lorenc, naczelnik wydziału środowiska naturalnego w Chorzowie. Liczy na to, że przyjmowanie wniosków ponownie rozpocznie się za miesiąc. - Chorzów to stare miasto, niska emisja jest sporym problemem. A ludzie chętnie podejmują się wymiany pieców jeśli mogą liczyć na jakąkolwiek pomoc - mówi Lorenc.
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... wroci.html
Wit - Sob Mar 27, 2010 6:01 pm
KIEDY BĘDZIE PRZEŁOM WS. BUDOWY SPALARNI ŚMIECI?
Alicja Waliszewska, 2010-03-23 19:38
Trzy miesiące. Tyle zostało, aby nie stracić sześciuset milionów złotych. To pieniądze, jakie mają być przeznaczone na budowę dwóch spalarni. Inicjatywa została podjęta przez Górnośląski Związek Metropolitalny, w skład
którego wchodzi 14 miast. Ale im więcej decydentów, tym większe szanse, że projekt się nie uda. Bo przez ostatni rok w sprawie przełomu nie było.
Śmieci prawdopodobnie już wkrótce po prostu nas zasypią. - Jest to rzeka. Jeżeli weźmiemy układ Katowic, to w skali roku jest produkowanych około 125 tysięcy ton odpadów - stwierdza Tadeusz Duda z MPGK w Katowicach. A z roku na rok wyrzucamy ich coraz więcej. Jesteśmy drugim województwem w Polsce pod względem produkcji odpadów. Przeciętnie mieszkaniec województwa śląskiego wyrzuca ok. 350 kg śmieci. Jeśli przyjąć, że mieszka z rodziną w pięćdziesięciometrowym mieszkaniu, to zapełniłby je po brzegi odpadami w ciągu niespełna pięciu lat.
- To nie jest tylko kwestia ochrony środowiska i wyznawania miłości do środowiska. To jest dzisiaj z jednej strony kwestia środowiskowa, a z drugiej strony ekonomiczna - podkreśla Jan Olbrycht, europoseł. Ale by na ekologii zyskać
, najpierw trzeba za nią zapłacić. Aby poradzić sobie z problemem miasta zrzeszone w Górnośląskim Związku Metropolitalnym miały dostać z pieniędzy unijnych 600 mln zł na budowę spalarni. Najpierw trzeba jednak zdążyć z przygotowaniem wniosku, a zostały już tylko trzy miesiące.
- Mimo tego, że zgodność prezydentów jest, są też inne uwarunkowania lokalne, społeczne. Są rady miast. System nie został do końca ukształtowany stąd problemy dnia codziennego - wyjaśnia Piotr Uszok, prezydent Katowic.
Jaki przyjąć system działania
? To według prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska powinno być ustalone już rok temu. - Jako mieszkaniec tego regionu nie mogę być zachwycona. Mogę powiedzieć z własnego doświadczenia, że gdybym to ja była odpowiedzialna za ten projekt, wykazałabym dużo więcej zaangażowania i determinacji - oznajmia Gabriela Lenartowicz, prezes WFOŚiGW w Katowicach.
Jeśli Polska nie zredukuje odpadów na składowiskach do unijnych założeń, prawdopodobnie już od 2012 roku będziemy musieli płacić 200 tys. euro kary za każdy dzień zwłoki. Zatem jeśli spalarnie nie zostaną w porę wybudowane, to mieszkańcy województwa utoną nie tylko w śmieciach, ale także w długach. - Trzeba zrealizować zadanie. A czy to zrealizuje sektor publiczny czy prywatny... Sektor prywatny wcale nie twierdzi, że musi otrzymać te pieniądze. To jest szansa, ale celem nie jest - przepraszam - skonsumowanie 500 mln zł, tylko załatwienie problemu - zaznacza Uszok.
Jednak by problem rozwiązać trzeba się najpierw dogadać w ramach GZM-u, co wcale nie jest takie proste. - Władze miast wchodzących w skład GZM-u nie chcą oddawać części władzy na rzecz GZM-u. I na tym polega nieszczęście. Każdy chce rządzić we własnym mieście - uważa Teresa Semik, dziennikarka "Polski Dziennika Zachodniego". Nawet kosztem
mieszkańców i środowiska.
http://www.tvs.pl/informacje/22751/
Kris - Pią Lip 02, 2010 7:21 am
Rozbrajanie ekobomby
Polska Dziennik Zachodni Grażyna Dębała
Dzisiaj 00:20:15
Niebezpieczne chemikalia, pozostałości po dawnych zakładach azotowych w Jaworznie, zostaną zneutralizowane przez naszych południowych sąsiadów. Naukowcy z Czech opracowali sposób, który może pomóc pozbyć się szkodliwych odpadów. Powstała już nawet tak zwana instalacja mobilna, która do tego posłuży.
- W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że urządzenie przypomina betoniarkę, w której szkodliwe odpady mieszane są ze związkiem opartym na bazie miedzi. Reaktor, w którym odbywa się proces, jest hermetyczny. Proces odbywa się w temperaturze ok. 300 stopni. Panuje tam lekkie nadciśnienie. To wszystko sprawia, że szkodliwe związki są neutralizowane - tłumaczy Marcin Tosza z Wydziału Inwestycji Miejskich Urzędu Miejskiego w Jaworznie.
Teraz urzędnicy załatwiają już ostatnie formalności, a w sierpniu rozpocznie się instalowanie w mieście czeskiego urządzenia.
- To pomysł czeskiego profesora z Instytutu Zdrowia Publicznego w Ostrawie. Instalacja będzie działała w mieście przez 30 dni. W tym czasie zutylizowana zostanie tona odpadów - wyjaśnia Justyna Moycho z biura ds. geologii jaworznickiego UM.
Do Jaworzna przyjedzie sześć specjalnych kontenerów. Czesi będą tutaj mieli własne laboratorium. Początkowo pojawiały się pomysły, by odpady utylizować w Czechach. Okazało się jednak, że to niemożliwe ze względu na przepisy, które pozwalają przewieźć za granicę jedynie kilka kilogramów niebezpiecznych odpadów.
- Do Czech trafiły jedynie próbki, które tam w warunkach laboratoryjnych zostały zneutralizowane. Efekty były bardzo dobre - twierdzi Marcin Tosza.
Do tej pory udało się przygotować podziemną instalację, która oczyszcza wody podziemne. Trwają prace nad poletkiem fitoremediacji, na którym posadzone zostaną rośliny, które akumulują i rozkładają zanieczyszczenia.
Specjaliści przyznają, że składowisko odpadów na terenie Jaworzna to bomba ekologiczna, którą jak najszybciej trzeba rozbroić. - Zagrożenie jest naprawdę wielkie i to nie jest wyłącznie problem Jaworzna, ale całego regionu. Monitorujemy sytuację na bieżąco. Zanieczyszczenie środowiska wodnego jest tam bardzo duże. Niepokojące jest to, że wzrasta stężenie pestycydów - podkreśla Anna Wrześniak, śląski wojewódzki inspektor
ochrony środowiska.
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska wspiera walkę miasta o unieszkodliwienie składowiska.
- Pisaliśmy już list poparcia dla działań władz Jaworzna. Chodziło o wpisanie tego terenu na listę ekologicznych bomb. Wtedy łatwiej zdobyć pieniądze na utylizację - mówi Anna Wrześniak.
Neutralizacja odpadów odbywa się w ramach międzynarodowego projektu badawczego FOKS. Całkowity koszt tego projektu to ponad 3 mln euro.
Skąd pestycydy
Dziś już wiadomo, że tysiące ton odpadów chemicznych to pozostałość po działalności nieistniejących już Państwowych Zakładów Azotowych. Na składowisko natrafiono przypadkiem w 2003 roku. Podczas prac ziemnych przy budowie południowej obwodnicy miasta, w wyrobisku po eksploatacji piasku robotnicy znaleźli niebezpieczne chemikalia.
Szybko udało się ustalić, że to poprodukcyjne odpady z Państwowych Zakładów Azotowych, które działały w Jaworznie od 1917 roku. Od 1928 roku produkowano tam między innymi pestycydy, w tym środki ochrony roślin, preparaty do higieny sanitarnej i leki weterynaryjne. Trudno określić dokładną ilość odpadów niebezpiecznych, zgromadzonych na terenie Jaworzna. Według przybliżonych obliczeń, jest to co najmniej 195 tysięcy ton.
http://jaworzno.naszemiasto.pl/artykul/ ... ,id,t.html
Kris - Wto Lip 06, 2010 9:28 am
Rozbroją ekobombę byłych Zakładów Chemicznych w Tarnowskich Górach
Dziennik Zachodni Krzysztof Szendzielorz
2010-07-06 07:00:22, aktualizacja: 2010-07-06 07:00:22
Za dwa tygodnie, na terenie byłych Zakładów Chemicznych w Tarnowskich Górach, rozpoczną się prace związane z rekultywacją odpadów niebezpiecznych. Wczoraj starosta tarnogórski podpisał umowę z przedstawicielami głównego wykonawcy tego zadania - spółką Hydrobudowa Polska.
- Po trzyletniej przerwie znów rozpoczną się prace na terenie zakładów - powiedział starosta Józef Korpak, który jako przedstawiciel Skarbu Państwa ma dokończyć rozbrajanie tarnogórskiej bomby ekologicznej.
Dostał na to zadanie dotacje z Narodowego i Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Rekultywacja 72 tys. metrów sześciennych odpadów niebezpiecznych będzie kosztowała mniej niż zakładano. Według kosztorysu, projekt opiewał na 17 mln 88 tys. zł. Po ogłoszeniu wyników przetargu, jego zwycięzca - spółka Hydrobudowa Polska, zadeklarowała wykonanie tego zadania za blisko 10 mln zł.
Prace rozpoczną się za dwa tygodnie. Na przeprowadzenie utylizacji odpadów, a także dokończenie budowy kwatery K3 Centralnego Składowiska Odpadów na terenie zakładów firma ma 13 miesięcy.
Hydrobudowa Polska znana jest na polskim rynku. Będzie budowała m.in. 35-kilometrowy odcinek autostrady A4 z Tarnowa do Dębicy. Firma buduje już trzy stadiony w Warszawie, Gdańsku i Poznaniu na Euro 2012.
- Dla nas kontrakt w Zakładach Chemicznych to roboty specjalistyczne związane z odpadami, ale przede wszystkim z pracami ziemnymi. Mamy w tym doświadczenie - zapewniał Edward Kasprzyk, wiceprezes spółki.
Po unieszkodliwieniu 72 tys. kubików odpadów, do utylizacji pozostanie ich jeszcze pół miliona metrów sześc. Są na działkach prywatnych właścicieli, którzy kupili je od Agencji Mienia Wojskowego.
Usunięcie tych odpadów będzie możliwe dopiero po znowelizowaniu ustawy o gospodarce nieruchomościami i ewentualnym wywłaszczeniu właścicieli.
- Zmianą przepisów zajmuje się wojewoda śląski, który konsultuje je z ministerstwem. Potem będą mogły zostać wprowadzone do Sejmu - mówi poseł Tomasz Głogowski, który zajmuje się sprawą Zakładów.
http://www.dziennikzachodni.pl/slask/27 ... ,id,t.html
aliveinchains - Śro Lip 07, 2010 5:49 am
Smród taki, jakby ktoś granat do wychodka wrzuciłJacek Madeja2010-07-06, ostatnia aktualizacja 2010-07-06 21:24
Wszędzie śmierdzi. Spać ciężko, bo trzeba okna zamykać, ale i tak zapach wdziera się wszędzie - skarżą się ludzie, którzy mieszkają w pobliżu oczyszczalni na Klimzowcu. Remont miał wyeliminować uciążliwe zapachy. A jest gorzej niż było.
Zatykający płuca odór od kilku tygodni nie pozwala normalnie żyć. Narzekają nie tylko mieszkańcy chorzowskiego Klimzowca, który leży najbliżej oczyszczalni ścieków. Smród dociera także na osiedle Tysiąclecia i do katowickiego Załęża. - Wszędzie gównem śmierdzi i tyle - rzuca krótko Adam Kołodziej z ul. Gałeczki. - Spać ciężko, bo trzeba okna zamykać, ale i tak zapach wdziera się wszędzie. I to już prawie od miesiąca. Przez kilka lat było dobrze, ale teraz fetor znów nas zaatakował i nie odpuszcza - dodaje.
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... zucil.html
...no coz, niektorzy podniecają sie, że w Krakowie w centrum ubywa ludzi (zapominajac, że w kamienicach przybywa prestizowych biur) a na rynku śmierdzi końskim moczem (ale lepsze to niż zapachy z Klimzowca czy Rawy)....
Bartek - Śro Lip 07, 2010 6:11 am
...no coz, niektorzy podniecają sie, że w Krakowie w centrum ubywa ludzi (zapominajac, że w kamienicach przybywa prestizowych biur) a na rynku śmierdzi końskim moczem (ale lepsze to niż zapachy z Klimzowca czy Rawy)....
W centrum miast nie powinno być biur, tylko mieszkania, a biura na obrzeżach lub w bliskim sąsiedztwie ścisłego centrum miasta.
Zapachy z Klimzowca czuć przez remont, po remoncie śmierdzieć nie będzie. Natomiast problem wyludniana się centrum Krakowa pozostanie, tak samo jak i centrum Katowic.
aliveinchains - Śro Lip 07, 2010 6:22 am
...no coz, niektorzy podniecają sie, że w Krakowie w centrum ubywa ludzi (zapominajac, że w kamienicach przybywa prestizowych biur) a na rynku śmierdzi końskim moczem (ale lepsze to niż zapachy z Klimzowca czy Rawy)....
W centrum miast nie powinno być biur, tylko mieszkania, a biura na obrzeżach lub w bliskim sąsiedztwie ścisłego centrum miasta.
Zapachy z Klimzowca czuć przez remont, po remoncie śmierdzieć nie będzie. Natomiast problem wyludniana się centrum Krakowa pozostanie, tak samo jak i centrum Katowic.
Kris - Śro Lip 07, 2010 6:56 am
Prośba : proponuję posty z 07/07/2010 wrzucić do specjalnie utworzonego tematu:
http://forum.gkw.katowice.pl/viewtopic.php?t=2805
aliveinchains - Śro Lip 07, 2010 7:18 am
Prośba : proponuję posty z 07/07/2010 wrzucić do specjalnie utworzonego tematu:
http://forum.gkw.katowice.pl/viewtopic.php?t=2805
z doswiadczenia wiem, że mark40tki nie trzeba dwa razy namawiac do tego...wiadomo temat niewygodny, idzie nie po mysli. Cenzura, cenzura
Kris - Śro Lip 07, 2010 9:07 am
Prośba : proponuję posty z 07/07/2010 wrzucić do specjalnie utworzonego tematu:
http://forum.gkw.katowice.pl/viewtopic.php?t=2805
z doswiadczenia wiem, że mark40tki nie trzeba dwa razy namawiac do tego...wiadomo temat niewygodny, idzie nie po mysli. Cenzura, cenzura
Maciek B - Śro Lip 07, 2010 5:08 pm
@aliveinchains: niezła manipulacja. Zapomniałeś zacytować fragment, że remont JESZCZE SIĘ NIE SKOŃCZYŁ. Chyba, że nie miałeś już ochoty doczytać artykułu do końca,
onto - Wto Paź 19, 2010 9:16 am
Anatomia szwedzkiego cudu. Jak zamienić śmieci w energię
Ten dziewięciomilionowy naród to współczesny król Midas - czego się nie dotknie, zamienia w energię. Gdyby to samo robiły światowe mocarstwa, ropa byłaby niewiele droższa od wody. My zaś moglibyśmy zaoszczędzić krocie. Choćby na rosyjskim gazie
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Okazało się, że nie znam Szwedów. Czym może jeździć radca ambasady tego kraju? Nowym lśniącym volvo? Nie. Przybył na spotkanie saabem pamiętającym początki ABB-y. A kiedy z niego wysiadł, nastąpiła mała katastrofa: rozpięła się torba i wiatr porwał dziesiątki kartek ilustrujących szwedzki cud energetyczny. Ech, gdyby te ich rozwiązania rozprzestrzeniały się tak łatwo jak kartki, na których są zapisane ...
- Czy wie pan dokąd by doleciały, gdybyśmy ich nie złapali? - spytałem, idąc zadyszany z naręczem kartek.
- Na to wasze wielkie składowisko, Łubna? - Gunnar Haglund usiłował wepchnąć kartki do torby. - Bardzo ją lubię - mruknął. - Ma już ćwierć wieku.
Dopiero po chwili pojąłem, że mówi o torbie. Zaraz, czy mam choć jedną tak starą rzecz? Nie. Ale widząc, jak czule pan radca gładzi swą sfatygowaną torbę, czułem, że pierwszy element energetycznej układanki wskoczył na swoje miejsce. I choć w trakcie naszej rozmowy wskoczyły też pozostałe, całość mocno mnie zaskoczyła. I nieco przeraziła.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Artur Włodarski: Chcesz szybko zdiagnozować społeczeństwo? Spójrz, co robi ze śmieciami. Jeśli to prawda, stanowimy przeciwieństwa.
Gunnar Haglund: Szwedzi i Polacy? Powiedziałbym raczej, że jesteśmy na innym etapie rozwoju.
Czyżby? My wyrzucamy 95 proc. odpadów. Wy tyle odzyskujecie i przetwarzacie, a składujecie marne 3 proc. To nie inny etap, to inna epoka.
- Nie zawsze byliśmy tacy porządni. Pamiętam jeziora tak zatrute, że nie dało się w nich kąpać. A to w centrum Sztokholmu dosłownie przypominało ściek. Dziś można pić z niego wodę.
Co was tak odmieniło?
- Strach. Gdy 1973 r. wybuchł kryzys naftowy, poczuliśmy, że stąpamy po kruchym lodzie. Nasz transport, ciepłownictwo i w ogóle cały szwedzki dobrobyt bazowały na importowanym oleju opałowym. Nie mamy ani węgla, ani gazu, ani ropy. A ta zdrożała kilkakrotnie. W pół roku. Co dalej? W panice zaczęliśmy sprowadzać węgiel z Polski. Ale wasz kraj nie był wtedy pewnym źródłem. A my zrozumieliśmy, że najważniejsze to być samowystarczalnym. I już prawie jesteśmy.
Prawie, bo niedawno zabrakło wam śmieci.
- Padliśmy ofiarą własnej gospodarności i musieliśmy kupować torf na Białorusi. A i tak co roku sprowadzamy śmieci z Norwegii.
Właśnie, wróćmy do kryzysu paliwowego. ABBA nagrała wtedy utwór "SOS", a rząd?
- Wprowadził reglamentację benzyny, ropy i ciepłej wody. Strach zajrzał nam w oczy. Koniunktura prysnęła. Dekoniunktura okazała się głęboka i bolesna. Przypomnieliśmy sobie, że jako kraj rolniczy opalaliśmy drewnem. Zaczęliśmy korzystać z odpadów leśnych...
Przecież mieliście już elektrownie atomowe.
- Cztery, ale baliśmy się ich. Jak bardzo, pokazało referendum w 1980 r., po awarii reaktora pod Harrisburgiem w USA. Głosowano nad trzema opcjami - wszystkie na nie. Pierwsza - zamknąć elektrownie od razu, druga - do 2010 r. - i trzecia - przed 2030 r. Nikt nie śmiał poprzeć energetyki atomowej. Wygrała opcja druga.
Skoro tak się przejęliście Harrisburgiem, to po Czarnobylu...
- Szwecja dostała największy opad po ZSRR. Było groźnie. Renifery Lapończyków jadły porosty nasycone substancjami radioaktywnymi, przy okazji wprowadzając je do łańcucha pokarmowego. Od tamtej pory nie zbudowaliśmy żadnego reaktora. Dwa musieliśmy wyłączyć - Duńczycy się przestraszyli. Czas jednak leczy rany, bo rok temu rząd przystał na zastąpienie starych reaktorów nowymi. Dziś mamy ich 10. Dają nam blisko połowę prądu.
Naszą, w Żarnowcu, ekolodzy storpedowali, nim w ogóle ruszyła.
- Wasi ekolodzy dopiero co włamali się do elektrowni Forsmark pod Sztokholmem, by nie dopuścić do rozbudowy reaktorów.
No tak, udali się nam. A jak wam się udało wybrnąć z paliwowej zapaści?
- Przede wszystkim zmieniliśmy prawo. System podatkowy i dotacje. Rozszerzyliśmy definicję paliwa. Zobowiązaliśmy gminy, by sięgały do alternatywnych źródeł energii. A na koniec zaostrzyliśmy normy środowiskowe.
Minęło 30 lat i...?
- PKB wzrosło o ponad 80 proc., zużycie energii nie drgnęło, a emisja CO2 spadła o 9 proc. Dlaczego? Bo nauczyliśmy się przekuwać kłopoty w korzyści.
Jesteście mistrzami miksu energetycznego, czyli?
- Czerpania energii z różnych źródeł. Także tych całkiem gdzie indziej niewykorzystywanych, między innymi różnych odpadów i ścieków. Prawie połowa ciepła, którym się ogrzewamy, ma takie właśnie pochodzenie.
Jak wygląda cud energetyczny od kuchni? Obok Łubna, zacznijmy więc od śmieci.
- Odkryliśmy, że z dwóch ton odpadów komunalnych można wycisnąć tyle energii, ile z tony węgla. Spalając rocznie 4,5 mln ton śmieci, mamy z tego 13,6 TWh energii. Wystarczy, by oświetlić 250 tys. i ogrzać 810 tys. domów. 30 procent GĂśteborga, 60 procent MalmĂś i cały południowy Sztokholm właśnie tak są ogrzewane. Ten ostatni ma największą spalarnię w Europie.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Owszem, śmierdzi. W bunkrze, gdzie 200 śmieciarek dziennie wypluwa swoją zawartość, musi śmierdzieć. Ale poza nim już nie, choć cała EC HĂśgdalen (własność miasta i fińskiego koncernu Fortum) pochłania 700 tys. ton śmieci rocznie, czyli 10 razy tyle, ile jedyna polska spalarnia na warszawskim Targówku. Wchodzę do kabiny operatora suwnicy, której wielkie stalowe łapska mieszają i podają do kotła 10-tonowe kęsy śmieci. Fotel jest pusty - wszystkim steruje komputer. Ludzi widzę dopiero przy piecu wielkości kamienicy. Zerkam przez hartowany wizjer do środka - tak musi wyglądać piekło. Wystarczy jednak wyjść za drzwi, by pomyśleć, że to sen. Cisza i spokój dookoła przeczą temu, co zostało za ścianą. Sielanka, a do tego stołówka z tarasem. Jem lunch i idę. Za bramą jest park narodowy i osiedla. Do centrum Sztokholmu - Zielonej Stolicy Europy 2010 - 20 minut autem. Tylko Polska jakby dalej niż te 1,5 godziny lotu.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- Szkoda, że nie był pan w LinkĂśping. Tam spalarnia - cała szklana - przypomina centrum sztuki nowoczesnej.
Że niby nic do ukrycia? U nas te szyby musiałyby być pancerne.
- Szwedom spalarnie spowszedniały, mamy ich 31. Pierwsze, owszem, kopciły. A dziś? Nie ma czystszych spalin. Lepiej dla zdrowia trzy miesiące trzymać głowę w jej kominie niż zjeść jednego łososia z Bałtyku. Łącznie emitują tyle dioksyn, ile 60 paczek papierosów. Rocznie. Jest normą, że po uruchomieniu spalarni emisja pyłów w okolicy maleje.
Skoro są tak czyste, to pewnie i kosmicznie drogie.
- A skąd, dają zysk aż miło. Policzmy: dwie tony odpadów to jakby jedna tona węgla. Za tonę węgla trzeba dać ponad 300 zł. Ale zamiast tego można przyjąć dwie tony śmieci i jeszcze dostać za to minimum 200 zł. Różnica? 500 zł. Odpady to jedyne paliwo, które ma ujemną cenę. Nie ma nic tańszego. W dodatku największe spalarnie to de facto elektrociepłownie - sprzedają prąd i ciepło, które na pewno nie będą tanieć.
Ale domowe śmieci to kiepskie paliwo, bo mokre. By chciały się palić, trzeba jak w Japonii wstępnie je podsuszać, a to kosztuje Skąd ten uśmiech?
- Bo z kłopotu uczyniliśmy korzyść. Mokre śmieci + ogień = dużo pary, a ta spalaniu nie sprzyja. Chyba, że się parę skropli. Mamy wtedy o 30 proc. więcej ciepła - gwałtowny skok energii, który uczynił ten biznes naprawdę opłacalnym. Dlatego nasze spalarnie są bardziej intratne od japońskich. To m.in. zasługa 24 polskich kotłów z Rafako i Sefako przystosowanych do spalania wilgotnych odpadów i surowej biomasy, np. trawy, liści, mokrych gałęzi. A więc czegoś, z czego najlepszy harcerz nie rozpali ogniska.
Czyli tak: mamy wojujących ekologów, zdolnych konstruktorów i najwięcej wysypisk w Europie.
- Żal śmieci wyrzucać. Kryją morze energii wartej miliardy. W samych odpadach komunalnych macie jej tyle, że moglibyście przyciąć import gazu o 40 proc. Co my robimy ze swoimi? Połowę spalamy, nieco mniej odzyskujemy, a jedną ósmą przerabiamy na biogaz. Różnie w różnych gminach. A to dlatego, że premier wskazał cel - maksymalny recykling i odzysk energii - a gminy już same decydują, jak go osiągnąć. Przykład: MalmĂś i Helsingborg. W MalmĂś pragmatycy zdecydowali: "Spalamy wszystko jak leci, tak będzie najtaniej!". W Helsingborgu górę wzięli fanatycy recyklingu: "Bądźmy eko, odzyskujmy co się da!" Dwa różne światy oddalone o godzinę drogi. W pierwszym odbiór odpadów kosztuje rodzinę 800 koron, czyli 300 zł rocznie. W drugim - 2,5-krotnie więcej. Teraz oba miasta jakby się zbliżyły: MalmĂś zaczyna zbierać odpady żywnościowe, a Helsingborg przymierza się do spalarni. To u nas typowe, że wszyscy współpracują. No i staramy się być zgodni w kwestii kluczowych decyzji energetycznych. Bo bez tego...
Byłoby tak jak u nas. Jakiś przykład na zachętę?
- Okolice miasta LinkĂśping. To tam produkują myśliwce Gripen. A oto, co wdrożyli - pan pozwoli, że narysuję Mamy miasto i wieś. Miasto produkuje odpady, odpady trafiają do elektrociepłowni, ta zaś przerabia je na prąd i ciepło, i chłód...
Brakuje wam chłodu?
- Od 92 r. wdrażamy tak jakby odwrotność centralnego ogrzewania. Centralny chłód kosztuje tyle samo, a robi się go np. z oczyszczonych i oziębionych do kilku stopni ścieków. Zamiast wielkich klimatyzatorów montuje się więc dyskretne radiatory w suficie. Ponieważ komfort oddychania jest wyższy, ludzie korzystają z tego nawet na północy.
Wróćmy jednak do LinkĂśping. Prócz śmieci miasto wytwarza ścieki, które płyną do oczyszczalni i do biogazowni. Czy pan wie, że ścieki jednej rodziny dają dość gazu, by ta mogła gotować na nim przez rok? Dalej, wieś produkuje zboże, z którego fabryki robią tzw. biały etanol, dostępny we wszystkich stacjach benzynowych w regionie. Wieś produkuje też paszę, no i przede wszystkim żywność: mięso, mleko i warzywa trafiają do sklepów i restauracji, a odpady biologiczne i żywnościowe - do biogazowni. Z restauracji odbiera się oleje do produkcji biodiesla, a ten wraca na wieś do traktorów i trochę do elektrociepłowni, by nie zużywać oleju opałowego. Z biogazowni mamy bionawóz, który ups, kartka mi się skończyła.
W głowie się kręci od tego miksu. Krótko mówiąc, nic się nie marnuje.
- Ten deszcz pomysłów zwiemy ekologią przemysłową. Łączy technikę, współdziałanie, oszczędność i legislację. Są już miasta, gdzie wszystkie autobusy jeżdżą na biogaz ze śmieci lub ścieków. Pojawiły się po 2002 r., wraz z zapowiedzią zakazu składowania odpadów komunalnych.
Zamknęliście wysypiska?
- Na amen w 2005 r. I powstało pytanie: co zrobić z biologiczną frakcją odpadów? Jedna po drugiej gminy zaczęły przestawiać transport publiczny na biogaz, wytwarzany też z odchodów zwierzęcych. A gdzie są produkowane silniki na biometan? W Polsce, w Antoninku.
A skoro przy pomysłach jesteśmy słyszał pan może o Hammarby SjĂśstad?
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
To chyba najczęściej wizytowane osiedle świata. Tuż przede mną był tu premier Korei Południowej i wycieczka przedszkolaków.
Z pewnością wyjechali zauroczeni. Nieduże, przeszklone bloki przeglądają się w wodach kanału Sickla i jeziora Hammarby. Szumi fontanna, szumią drzewa i szuwary. Idę drewnianym pomostem na koniec cypla i odkrywam ławeczki skryte w trzcinach. Pachnie wakacjami, zwalniają myśli, czas i tętno.
Nie wiem, czy byli wśród nich psycholodzy, ale niewątpliwie mnóstwo ludzi musiało się nagłowić, by z zapyziałej dzielnicy przemysłowej wyczarować osiedle dające tak bliski kontakt z naturą. I to zaledwie cztery przystanki tramwajem od centrum Sztokholmu.
Nic dziwnego, że mieszkania są tu o jedną czwartą droższe. Ludzie płacą nie tylko za widok z okna, ale za unikatowy ekokoncept całości. Ogrzewanie? Ciepłem odzyskanym ze spalonych śmieci, z brudnej wody i biopaliw. Czysta deszczówka z dachów zamiast do ścieków trafia tu do jeziora. Brudna z ulic kończy podobnie, tyle że jest po drodze oczyszczana. Ze ścieków pozyskuje się biogaz i nawóz. Popularny jest tu carpooling - zamiast kupować własny, rodziny dzielą się jednym samochodem.
Co ze śmieciami? Mieszkańcy wrzucają je do stacjonarnych pojemników, skąd podziemnymi rurami zasysane są (niczym listy w poczcie pneumatycznej) do stacji odległych o parę kilometrów. Tam też, zamiast hałasować między blokami, dojeżdżają śmieciarki. Są oczywiście baterie słoneczne, są pompy ciepła, jest centralny chłód. Cool! - krzykną ekolodzy na wieść, że choć 11-tysięczne Hammarby SjĂśstad zużywa wszystkiego o połowę mniej niż inne osiedla, to jego budowa okazała się tylko o 6 proc. droższa.
Mnie jednak nie jest do śmiechu. Jadąc na lotnisko Arlanda (ogrzewane geotermalnie) nabieram obaw, że za sukcesami Szwedów stoi coś, co nie poddaje się naśladownictwu: mentalność.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Myślę, że korzenie waszego cudu sięgają poza kryzys naftowy
- Pyta pan, czy jesteśmy skąpi? Cóż, bieda, klimat i religia sprawiły, że oszczędność w naszym wydaniu jawi się innym jako dziwactwo lub skąpstwo. Przykład. Chcąc rozluźnić atmosferę, pewien Szwed na konferencji w Polsce powiedział: âźTeraz jesteśmy rozrzutni - kupujemy, używamy, wyrzucamy. A kiedyś? Moja babcia nic nie wyrzucała, nawet sznurki zbierała. Miała dla nich dwa pudełka. Na jednym napisała: Âť Sznurki do ponownego użycia ÂŤ. Na drugim: Âť Sznurki zbyt krótkie, by je ponownie użyć ÂŤ. Ale były trzy...â
Choć słuchało tego ze sto osób, tylko Szwedzi się śmiali. Rozpoznaliśmy się w tej anegdocie. Potem po cichu doszliśmy do wniosku, że Polacy są jednak z innej gliny.
Musieliście być bardzo biedni.
- Była duma, głód i nieurodzaj. I było ogromne pijaństwo, gdy w XVIII w. odkryto, że z ziemniaka da się zrobić wódkę. Z drugiej strony - religia. Prym wiódł luteranizm, który - pewnie przez warunki klimatyczne - przybrał w Szwecji szczególnie surową formę i do tej pory przyprawia nas o moralnego kaca.
A biedę i beznadzieję, które nękały nas całe wieki, pamiętali jeszcze moi dziadkowie. Powiedzenie "lort Sverige", czyli "brudna Szwecja", zrodziła przejmująca relacja ze szwedzkiej prowincji z 1938 r.
Po wojnie zaczęło się poprawiać, w latach 60. mówić o dobrobycie, ale kryzys naftowy obnażył naszą słabość. Niezależność i bezpieczeństwo stały się wręcz narodową obsesją.
Dziś macie własny samolot bojowy, znane marki aut, telefony komórkowe, a w domach na całym świecie stoją meble z Ikei. I wciąż żyjecie w czasie przyszłym.
- Lodówka, lustrzanka, rozrusznik serca, zamek błyskawiczny, kartonik Tetra-Pak, implant tytanowy, Skype... - mamy sporo wynalazków, bo lubimy eksperymentować, ulepszać...
... I zbawiać świat. 13 lat temu Szwecja pomogła Polsce uporać się z powodzią tysiąclecia. Teraz niczym misjonarze wśród pogan jeździcie i głosicie dobrą nowinę. Energetyczną.
- Bo większość tych rozwiązań można łatwo wdrożyć w Polsce! Przede wszystkim macie dużo ludzi i duży sektor rolniczy, a to oznacza dużo odpadów. Macie chyba najlepsze warunki w Europie do produkcji biopaliw na bazie drewna i biopaliw pochodzenia rolniczego. Macie dużo ziemi na uprawy roślin energetycznych, które oczyszczają glebę z metali ciężkich, a które można nawozić ściekami i efektywnie spalać. Macie sieć gazową, której my nie mamy, a którą moglibyście rozprowadzać biometan. Macie w końcu sieć cieplną, której z kolei nie mają Norwegowie, ogrzewający domy tanim prądem z elektrowni wodnych.
Ale może nie mamy pieniędzy na te nowinki?
- Bez obaw. W Szwecji, jeśli coś się nie opłaca, to się tego nie robi. Jesteśmy skąpi, więc nasze rozwiązania są tanie - to ich znak firmowy. Polska ma wszystko, by je wdrożyć. Brakuje wam tylko paru ustaw i przekonania, że to gra o przyszłość. Proszę pamiętać, że niezależność to wolność, wolność to szczęście, a szczęścia nie warto odkładać na później...
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Kiedy pójdziemy tą drogą? Skoro boimy się złożonych, kosztownych i realizowanych latami inwestycji, na których trudno zbić kapitał polityczny? Nie jesteśmy tak oszczędni, cierpliwi, zgodni ani zapobiegliwi jak Szwedzi. W dodatku nie umiemy współdziałać. Może ta nasza beztroska czyni nas chociaż szczęśliwszymi - pocieszałem się, patrząc, jak starannie pan radca składa kartki pełne nowych technologii. Włożył je do starej torby, wsiadł do starego saaba i niespiesznie odjechał (âźważne dokąd zmierzamy, a nie jak szybkoâ). A ja sprawdziłem i kolejne zaskoczenie: Szwedzi są szczęśliwi i biją nas w tym na głowę! Podobnie jak inne kraje skandynawskie, które zadbały o swoją energetyczną niezależność. Myślicie, że to przypadek?
Czytaj też:
http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,828 ... a_tym.html
http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,828 ... awski.html
http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,828 ... etyke.html
źródło: http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,8282169.html
LinkĂśping
Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 128 wypowiedzi • 1, 2, 3