ďťż
 
[Ekologia] Niebezpieczne tereny, wysypiska i inne problemy



Wit - Nie Wrz 21, 2008 11:45 am


Psary, Będzin, Czeladź: Gminy zachęcają do likwidacji azbestu
19.09.2008
Mieszkańcy gminy Psary mogą pozbyć się azbestu. Otrzymają na ten cel dofinansowanie, nawet do stu procent. Gmina przygotowuje właśnie odpowiedni wniosek do Powiatowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Będzinie.

Ludzie muszą się jednak pospieszyć. Mają czas tylko do przyszłego piątku.

- Rzeczywiście, przygotowujemy taki wniosek. Pomoc finansowa w wysokości 90 do 100 procent kosztów będzie obejmować: usunięcie, transport i utylizację azbestu przez uprawnioną firmę - mówi Marian Kozieł, wójt gminy. - Do tej pory zgłosiło się do nas 43 mieszkańców, chętnych do skorzystania z takiej pomocy. W całej gminie jest może około trzystu gospodarstw, gdzie azbest występuje. Namawiamy mieszkańców, ale z drugiej strony rozumiemy też tych, którzy się wahają. Po demontażu w ramach dofinansowania my oczywiście zajmujemy się utylizacją azbestu. Koszty nowego pokrycia dachowego mieszkaniec musi już jednak ponieść sam. A nie jest to mało, bo średnio około dziesięciu tysięcy złotych - dodaje wójt.

W zasobach gminy też są dwa miejsca, gdzie występuje azbest.

- W Dąbiu na garażach oraz w Preczowie. Tam znajduje się budynek po kółku rolniczym, w którym chcemy zorganizować remizę. Ale jeszcze w tym roku zdejmiemy z dachu azbest. Będzie to kosztowało gminę około piętnastu tysięcy złotych - mówi wójt Kozieł.

Mieszkańcy gminy mają jeszcze czas do 26 września, aby złożyć wniosek o dofinansowanie. Mogą to zrobić telefonicznie pod nr 032 267-21-21 wew. 22. lub złożyć pisemnie w Referacie Przedsięwzięć Publicznych w Urzędzie Gminy II piętro, pokój nr 214 w godzinach od 7.30 do 15.30.

O tym, że azbest jest bardzo szkodliwy dla zdrowia, nie trzeba nikogo przekonywać. Aczkolwiek, jak uspokajają fachowcy, najbardziej szkodliwy jest pokruszony i uszkodzony. W całej Unii Europejskiej uruchomiono program, który ma na celu wyeliminować azbest ze wszystkich mieszkalnych zabudowań. Termin - do roku 2032.

W Będzinie od grudnia ubiegłego roku istnieje gminny program usuwania azbestu. Chętnych o dofinansowanie jest jednak niewielu.

- Większość płyt azbestowych znajduje się w zasobach spółdzielni. Są jednak oczywiście także prywatni właściciele. Do tej pory takich prywatnych wniosków zgłoszono do nas... dwa - mówi Krzysztof Dulko z Urzędu Miejskiego w Będzinie.

To mało, biorąc pod uwagę, że azbest na prywatnych budynkach w gminie zajmuje siedem tysięcy 437 metrów kwadratowych. Natomiast na blokach ponad 200 tysięcy metrów kw.

- Gmina ma także dwa przedszkola, gdzie wymiana pokryć azbestowych jest konieczna. Będzie to robione w przyszłym roku - zapewnia Dulko.

Natomiast w Czeladzi jest około 3,6 tysięcy ton azbestu.

- Z tego jednak tylko 21 ton na domach jednorodzinnych. Azbest podzielono na trzy grupy pilności wymiany. Pierwszej grupy kwalifikującej się do natychmiastowej wymiany w mieście nie ma, druga grupa - materiał lekko uszkodzony, występuje w ilościach niewielkich, około 9 ton. Trzecia grupa nie zagrażająca zdrowiu ani bezpieczeństwu to pozostała ilość - informuje Wojciech Maćkowski, kierownik Wydziału Promocji Urzędu Miejskiego w Czeladzi.

Nie wszędzie płacą

W Mierzęcicach pracownicy Wydziału Ochrony Środowiska mówią o braku pieniędzy, które mogłyby pokryć część kosztów wymontowania i unieszkodliwienia odpadów.

W gminie Bobrowniki nie ma dofinansowania wymiany azbestowych dachów.
– Istnieje możliwość składania w tej sprawie wniosków do Starostwa Powiatowego, jednak w naszej gminie obserwujemy już tylko szczątkowe ilości materiałów zawierających azbest. W tej chwili naszym priorytetowym zadaniem jest kanalizacja. Jeśli jednak pojawią się sygnały od mieszkańców, zwrócimy na to większą uwagę – obiecuje Mirosław Rabsztyn, wójt gminy Bobrowniki.

W Siewierzu natomiast prace z wymianą pokryć dachowych, ruszą lada moment. Jak informuje Grzegorz Podlejski, kierownik Referatu Oświaty, Kultury i Promocji, wyłoniono już firmę, która zajmie się realizacją prac związanych z usuwaniem i utylizacją materiałów azbestowych.

Magdalena Nowacka - POLSKA Dziennik Zachodni

http://bedzin.naszemiasto.pl/wydarzenia/899345.html




Wit - Czw Paź 02, 2008 10:36 pm
taka ciekawostka

ECHO MIASTA

Pokaż mi swoje śmieci 2008.09.29

Przez rok naukowcy badali odpady, które produkują katowiczanie. I wiadomo już, że kupujemy coraz więcej gotowych dań, bogacimy się, ale i segregujemy śmieci całkiem nieźle

Mieszkasz w Katowicach? Jeśli tak, to dzięki tobie miasto codziennie "wzbogaca" się o kilogram śmieci. Przemnóż to przez 315 tys. osób (tyle obywateli ma stolica aglomeracji), dodaj odpady ze szpitali, szkół i innych instytucji, a wyjdzie 125 tysięcy ton rocznie. Wiemy o tym dzięki badaniom Instytutu Ekologii Terenów Uprzemysłowionych, który sprawdził co kryje się w naszych koszach. Specjaliści instytutu wybrali trzy miejsca w Katowicach - okolice rynku, osiedle Tysiąclecia oraz dzielnicę Kostuchna i przez rok badali, jakie odpady produkują katowiczanie. Wyniki nie tylko pomogą w uporaniu się z odpadowym problemem, są także lustrem, w którym świetnie odbija się nasza rzeczywistość.

Bogacimy się
- Mimo że mieszkańców w naszym mieście ubywa, to odpadów produkujemy więcej. Co roku przybywa ich około 1 procenta - mówi dr Lidia Sieja z IETU, która nadzorowała badania odpadów.
Prosty stąd wniosek, że kupujemy więcej towarów, na które po prostu nas stać. Wśród odpadów, które z nich produkujemy na pierwszym miejscu plasują się pozostałości organiczne (w tym kuchenne).
- Nie powiedziałabym, że marnujemy jedzenie, bo jako odpady organiczne klasyfikujemy nie tylko np. obierki z ziemniaków, ale także wszelkie pozostałości po ogrodowej zieleni - ocenia dr Sieja.

Nie mamy czasu
Pewne jest natomiast, że pracujemy coraz dłużej i na tzw. obowiązki domowe mamy coraz mniej czasu.
- Z roku na rok rośnie u nas liczba śmieci tzw. kompozytowych. Chodzi nie tylko o opakowania po sokach, mleku, ale także półproduktów, które zamykane są w pudełkach wytworzonych z różnych materiałów (papier, plastik) - mówi Andrzej Malara, prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej.
Co to oznacza? Ano to, że skoro kupujemy prawie gotowe dania, robimy to z braku czasu, by je samodzielnie przygotowywać.

Jesteśmy świadomi
I to jest chyba najlepsza wiadomość - jeśli chodzi o selekcję śmieci jesteśmy najlepsi w Polsce!
- Około 10 proc. katowickich odpadów to tzw. zbiórka selektywna, czyli odbywająca się w specjalnych pojemnikach na papier, szkło i metal. Tylko w Krakowie osiągają porównywalne wyniki, a ogólnopolska średnia wynosi w tym wypadku 5-6 proc. - mówi dr Sieja.
Coraz mniej śmieci spalamy także w domowych piecach, co znaczy, że w naszym powietrzu jest mniej substancji niebezpiecznych - ocena dr Sieja.

W Polsce jesteśmy najlepsi
Nie tylko w selekcji jesteśmy dobrzy. Coraz lepiej radzimy sobie z utylizacją odpadów.
- Około 40 proc. naszych śmieci trafia do recyklingu, czyli są zamieniane na surowce wtórne. To wynik najlepszy w Polsce, mimo że na Śląsku produkuje się dużo odpadów na tle całego kraju - dodaje Malara.
Do czołówki europejskiej jest jeszcze bardzo długa droga, a czasu pozostało niewiele. W najbliższych latach nasze śmieci czeka prawdziwa rewolucja - na wysypiskach będzie ich mniej, część zamieni się w energię np. elektryczną.
- Polska dostała na to 1 mld 100 mln euro. Jeśli nie wykorzystamy tych pieniędzy, to zaczniemy płacić ogromne kary z pieniędzy publicznych - mówi dr Sieja.

Śląskie śmieci w liczbach
- 303 kg - tyle śmieci rocznie produkuje statystycznie katowiczanin;
- 400 kg - tyle śmieci produkuje statystycznie katowiczanin, jeśli doliczymy do tego odpady ze szpitali szkół i innych instytucji;
- 12 tys. ton - tyle rocznie odpadów produkowanych jest w Katowicach;
- 1,5 mln ton - tyle odpadów produkuje rocznie całe województwo śląskie;
- 12 mln ton - tyle odpadów rocznie produkują Polacy;
- 34 proc. - tyle stanową w Katowicach odpady organiczne (w tym kuchenne);
- 17 proc. - tyle jest w nich papieru;
- 14 proc. - tworzywa sztuczne;
- 10 proc. - szkło;
- 3,5 proc. - kompozyty;
- 0,5 proc. - odpady niebezpieczne;
- po 2,5 proc. - tekstylia i metal;
- 7 proc. - gruz, kamienie;
- 9 proc. - popiół pozostały po spalaniu śmieci w piecach domowych.

Łukasz Buszman
....................

I jeszcze TVS na ten temat

http://www.tvs.pl/informacje/4961/



Wit - Śro Paź 08, 2008 1:38 pm
Prezydenci zgodzili się na spalarnię śmieci
am2008-10-08, ostatnia aktualizacja 2008-10-09 00:25



Metropolia nie straci 600 mln zł unijnej dotacji. W ostatniej chwili prezydenci 14 miast dogadali się w sprawie budowy spalarni śmieci.

Deklarację związaną z inwestycją podpisano we wtorek. Dzień później byłoby za późno i unijna dotacja by przepadła. - Były wątpliwości, rozbieżności zdań między poszczególnymi prezydentami, ale najważniejsze, że zmieściliśmy się w terminie - cieszy się Krzysztof Krzemiński, rzecznik GZM. Budowa spalarni to pierwszy duży wspólny projekt związku. Ma kosztować ponad miliard zł, prócz unijnych pieniędzy część dołożą miasta. Z powodu sporów o to, kto i ile ma dać prezydenci o mało nie spóźnili się z podpisaniem umowy o budowie obiektu. Związek podpisał ją z Wojewódzkim Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. - Nie wiadomo jeszcze czy będzie jedna czy też dwie. Do końca roku mamy czas na wybór lokalizacji - dodaje Krzemiński.Polecamy: Nie bój się spalarni. Komin sąsiada gorszy

Budową spalarni na własnym terenie zainteresowana jest Ruda Śląska. - W uchwalonym planie zagospodarowania przestrzennego zostały wyznaczone dwie ewentualne lokalizacje spalarni. Jedna to tereny poprzemysłowe po kopalni Wawel, druga przy Elektrowni Halemba. Ruda Śląska jest dobrze skomunikowana. Bliskość autostrady A4 i Drogowej Trasy Średnicowej powinny być dobrymi argumentami, by spalarnia powstała w naszym mieście - przekonuje Adam Nowak, rzecznik rudzkiego magistratu.
...............................................................................................


Do spalarni odpadów daleka droga
dziś
W ostatniej chwili 14 miast śląskich i zagłębiowskich, wchodzących w skład Górnośląskiego Związku Metropolitalnego (GZM), zadeklarowało wspólną budowę spalarni odpadów. Uratowaliśmy tym samym 600 mln zł, które Unia Europejska przekazała woj. śląskiemu na tę inwestycję. Wczoraj przedstawiciele GZM podpisali z Wojewódzkim Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach umowę dotyczącą finansowania projektu całego systemu sortowania, demontażu, kompostowni i termicznej utylizacji odpadów.

Nie ma jeszcze decyzji, gdzie staną spalarnie, a dopiero wówczas mogą się rozpocząć rzeczowe konsultacje społeczne. Wiadomo, nie od dziś, że inwestycją na swoim terenie jest zainteresowana Ruda Śląska. Budowla mogłaby stanąć na poprzemysłowych terenach i współdziałać z elektrownią Halemba. Wkrótce ogłoszony zostanie przetarg na wykonawcę dokumentacji przedprojektowej. Wskazane zostaną także kolejne lokalizacje.

Teresa Semik - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/906966.html



Wit - Wto Lis 18, 2008 8:58 pm
Kochasz dzieci to więcej nie pal śmieci
am2008-11-18, ostatnia aktualizacja 2008-11-18 20:03



Takie hasło skandowali we wtorek uczniowie na katowickim Rynku. Wszystko po to, by zniechęcić do spalania odpadów w domowych piecach.

Uczestnicy happeningu na twarzach mieli ubrane maseczki z napisem "Nie trujcie". Towarzyszyła im olbrzymia "dioksyna" - ubrana w foliowe worki, z ogonem z plastikowych butelek. Ta z kolei rozdawała ulotki przypominające, że palenie śmieci jest nie tylko nielegalne, ale przede wszystkim szkodliwe dla środowiska i ludzi. Polecamy: Dzieci bardzo polubiły kraksy samochodowe

Happening zorganizowała Fundacja Ekologiczna Arka. To tylko jeden z elementów akcji "Kochasz dzieci nie pal śmieci". - Przyłączyło się do nas ponad 2 tys. szkół. Młodzież sama robi ulotki, konkursy, wystawy, organizuje spotkania. Przez dzieci trafiamy do dorosłych. Jeśli dziecko przynosi ulotkę czy list do rodziców, to jest to element emocjonalny, a nie reklama w telewizji. To napisało moje dziecko. Ono mi to daje i mówi, że nie powinniśmy spalać śmieci, bo to truje - mówi Wojciech Owczarz, prezes fundacji.

Główne choroby, na jakie zapadają Polacy z powodu zanieczyszczeń powietrza, to alergia, uczulenie, choroby skór i układu oddechowego. Dym ze spalanych śmieci może być też rakotwórczy.
.................
i video TVS

http://www.tvs.pl/informacje/6439/




Wit - Czw Gru 11, 2008 9:58 pm


Ogrodzieniec: Początek rozprawy z ekologiczną bombą
dziś
Powiat zawierciański dostał dotację z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach na opracowanie kompleksowej dokumentacji likwidacji w gminie Ogrodzieniec składowiska azbestu.

Odpady są pozostałością po zlikwidowanej "Izolacji". Zakład przestał pracować w 1998 roku. Jednak dopiero teraz udało się doprowadzić do końca skomplikowane sprawy własnościowe i przekazać teren firmy powiatowi, który przejął go od Skarbu Państwa.

Dzięki pieniądzom z funduszu, będzie można m.in. wykonać w końcu wiarygodną ekspertyzę dotyczącą ilości azbestu pozostałego na terenie po "Izolacji". Na razie szacuje się, że jest go co najmniej kilkaset ton. Zalega na około czterech hektarach ziemi.

- Bierzemy pod uwagę nie tylko sam teren, na którym odbywała się produkcja, czyli około półtora hektara, ale również grunty należące do zakładu, na których powstały dzikie składowiska azbestu - wyjaśnia Jan Grela, członek zarządu powiatu odpowiedzialny między innymi za sprawy ochrony środowiska. - Nie mogę niestety powiedzieć jaka będzie dotowana kwota, ponieważ jesteśmy jeszcze przed przetargiem. Zapewniam jednak, że tych pieniędzy wystarczy na sporządzenie potrzebnej dokumentacji.

Dotacja pozwoli nam na opracowanie koncepcji programu ostatecznej utylizacji azbestu, ekspertyzy oraz projekt usunięcia odpadów z kosztorysem tej inwestycji.

Urzędnicy twierdzą, że dokumentacja będzie gotowa do czerwca przyszłego roku. Wówczas planują podjęcie starań o kolejne pieniądze z Narodowego i Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, tym razem na wdrożenie w życie programu usuwania azbestu. Są bardzo ostrożni w prognozach kiedy to nastąpi. Wszystko bowiem zależy od tego, czy uda im się pozyskać pieniądze.

Bardzo zainteresowana usunięciem ekologicznej bomby jest gmina Ogrodzieniec. Andrzej Mikulski, burmistrz gminy wierzy, że azbest zniknie z tych terenów.

- Planujemy, że po usunięciu azbestu będą to tereny inwestycyjne. Lokalizacja jest dobra więc sadzę, że nie będzie kłopotów ze znalezieniem inwestorów - podkreśla.

Na usuwanie azbestu jest coraz mniej czasu, bo według rozporządzenia Rady Ministrów z 2002 r. musi on zniknąć z terytorium Polski do 2032 roku.

Anna Dziedzic - POLSKA Dziennik Zachodni



http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/934061.html

Osady zastąpią węgiel?

Nowoczesna oczyszczalnia ścieków przy ul. Bytomskiej w niczym nie przypomina swojej poprzedniczki. Zmodernizowano osadnik, wybudowano nowe kanały dopływowe i komory, zmodernizowano laboratorium, postawiono stację odwodnienia i prasowania odpadów oraz budynek centralnej stacji suszenia osadów.

Mieści się tu jedyna działająca na Śląsku suszarnia osadów.

- Do tej pory osady składowaliśmy na wysypisku śmieci. Spełniające określone wymogi przeznaczane były do rekultywacji hałd a nawet na cele rolne - wyjaśnia Mariusz Wypler, kierownik rudzkich oczyszczalni. - Suszarnia pozwala zmniejszyć czterokrotnie masę osadów, a ich kaloryczność po wysuszeniu jest porównywalna z węglem brunatnym - kontynuuje

Wysuszone przy użyciu gazu ziemnego osady mogą być wykorzystywane jako komponent do paliw alternatywnych, ale potrzebna jest do tego zmiana przepisów. Na razie osady moga być wykorzystywane w energetyce zawodowej.

- Instalacja spełnia unijne wymogi i jest na każdym etapie przerobu osadów bezpieczna i przyjazna dla użytkownika i środowiska - tłumaczy Grzegorz Rybka, kierownik jednostki realizującej ten projekt. - Można ją dostosować do alternatywnego źródła ciepła bez konieczności znaczącej ingerencji w samą suszarnię - dodaje.

Zastosowane rozwiązania są na tyle nowatorskie, że przyjechali je zobaczyć uczestnicy konferencji "Energetyczne aspekty odprowadzania i oczyszczania ścieków" zorganizowanej przez Instytut Inżynierii Wody i Ścieków Politechniki Sląskiej. - Przeróbka osadów to jeden z palących problemów - podkresla Łucja Fukas-Płonka z zakładu wodociągów i kanalizacji tej uczelni.

Modernizacja obiektu trwała od 2004 roku i kosztowała ponad 9 milionów euro. To część projektu "Oczyszczanie ścieków - Ruda Śląska", współfinansowanego przez UE ze środków Funduszu Spójności (dawna ISPA).

Przepustowość oczyszczalni wynosi 10 tysięcy metrów sześciennych na dobę i docelowo obsługiwać będzie ok. 53 tys. mieszkańców Do suszarni trafiają też osady z pozostałych miejskich oczyszczalni.

Agnieszka Widera - POLSKA Dziennik Zachodni

http://rudaslaska.naszemiasto.pl/wydarzenia/933836.html



Wit - Czw Gru 18, 2008 9:32 pm
Z powodu kryzysu utoniemy w morzu śmieci?
Jacek Madeja2008-12-18, ostatnia aktualizacja 2008-12-18 21:44



Makulatura i plastik są już tańsze niż barszcz, dlatego punkty skupu zwijają interes. Rosną za to góry odpadów. Czy ulice naszych miast upodobnią się wkrótce do zaśmieconego Neapolu? Niewykluczone. Tyle że tam winę za taką sytuację ponosiła do niedawna lokalna mafia. U nas światowy kryzys gospodarczy.
Hałda śmieci za murem gliwickiego Remondisu, firmy, która zajmuje się oczyszczaniem miasta, rośnie od kilku tygodni. W końcu na odpady, które prawie zaczęły się przewalać przez ogrodzenie, zwrócili uwagę mieszkańcy. - To przecież centrum miasta! Taka sterta śmieci szybko może stać się siedliskiem dla szczurów! - powiadomiła nas pani Barbara.

Przy ul. Kaszubskiej Remondis ma sortownię śmieci. Trafiają tu surowce przeznaczone do recyklingu: papier, plastik, szkło i metal. Wojciech Chojnacki, kierownik marketingu w firmie tłumaczy, że góra urosła do niebotycznych rozmiarów, bo ceny odpadów poleciały ostatnio na łeb na szyję. - Wszystko zaczęło się cztery miesiące temu. Cena surowców tak spadły, że punkty skupu rezygnują z działalności i nikt nie chce odbierać papieru czy plastiku. To widać na osiedlach. Pojemniki są przepełnione, a ludzi, którzy dorabiali sobie zbieractwem, też już nie widać - mówi Chojnacki. - To ogromny problem m.in. dla sklepów. Wcześniej nie miały z tym kłopotów, a teraz co chwilę dzwonią i pytają, czy mogą przywieźć kartony. Choćby za darmo - dodaje.

Kierowniczka jednego z gliwickich sklepów ze sprzętem AGD przyznaje, że od dłuższego czasu nie widać już zbieraczy kartonów. - Wcześniej wystarczyło wystawić je na zewnątrz i od razu znalazł się ktoś chętny - mówi.

Nie inaczej ma się sytuacja w Miejskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej w Katowicach. - W branży zapanował zastój. A pojemniki dawniej opróżniane przez zbieraczy teraz są pełne - mówi Tadeusz Duda z MPGK. Ale uspokaja, że na razie nerwówki nie ma, bo przedsiębiorstwo ma podpisane długoterminowe umowy z odbiorcami.

Problem mają za to punkty skupu. Jeszcze w listopadzie za kilogram makulatury płaciły 30-40 gr, teraz tylko 10. - Za taką cenę po prostu nie ma chętnych. Kartonów i plastikowych butelek w ogóle już nie skupujemy. Po prostu się nie opłaca - tłumaczy Dominika Wołowska z gliwickiego punktu surowców wtórnych Wostal.

Do skupu przy ul. Oświęcimskiej w Tarnowskich Górach zachodzą już tylko stali klienci. - To głównie ludzie starsi. Jeden emeryt codziennie przynosi tyle papieru, żeby starczyło mu na ciemny chleb. Ale ruch rzeczywiście znacznie się zmniejszył - opowiada jedna z pracownic.

Czy ulice naszych miast będą wkrótce przypominały zaśmiecony Neapol? Krzysztof Kęsik z firmy Sulo-EMK Recykling, która jest potentatem w sprzedaży odpadów, przewiduje, że kryzys w śmieciach nieprędko się skończy. - Zwalnia cała światowa gospodarka i widać to również w naszej branży. Odbiorcy z Chin czy Niemiec już znacznie obcięli zamówienia. W przyszłym roku raczej lepiej nie będzie - przewiduje Kęsik.



Wit - Pon Sty 12, 2009 1:33 pm


Utoniemy w swoich śmieciach
dziś
Znów zapłacimy więcej za wywóz śmieci. Od stycznia wzrosła nakładana przez Ministerstwo Ochrony Środowiska stawka za zrzut nieczystości na wysypisku. Za każdą tonę wywiezionych tam odpadów przedsiębiorstwa usług komunalnych zapłacą teraz 100 złotych - to o 25 złotych więcej niż w minionym roku i ponad sześć razy więcej niż dwa lata temu! Rosnące koszty własne wysypiska przerzucą na zarządców nieruchomości, a ci z kolei na lokatorów.

- Mieszkańców naszego regionu czekają podwyżki opłat za wywóz śmieci rzędu 15 procent - ocenia Andrzej Malara z Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Katowicach.

Wzrost opłat za zrzut śmieci na wysypiskach to polityka rządu, który zgodnie z unijnymi dyrektywami, robi wszy- stko, by zniechęcić przedsiębiorstwa komunalne do takiej metody pozbywania się odpadów. Temu służy też promowana od lat selektywna zbiórka odpadów, recykling i edukacja ekologiczna.

Teraz jednak ekologia przegrywa z gospodarczym kryzysem. W przedsiębiorstwach komunalnych rosną zwały makulatury i plastiku, odbieranych od selekcjonujących śmieci mieszkańców. Odpadów nikt nie chce kupić, choć jeszcze kilka miesięcy temu na pniu brali je producenci z Dalekiego Wschodu. Nieliczni zaglądają także do punktów skupu surowców wtórnych. W ciągu ostatnich miesięcy oferowane im stawki spadły nawet o 90 procent. A skoro selektywna zbiórka przestała się opłacać, zaczną znów trafiać na wysypiska śmieci.

W magazynach MPGK w Katowicach, które odbiera śmieci od mieszkańców Katowic, Mysłowic i Chorzowa zalega około 117 ton makulatury i około 75 ton plastikowych butelek typu "pet".

- Rok temu sprzedawaliśmy każdą ilość surowców wtórnych. Teraz do przetargu nie stanął ani jeden chętny - mówi Andrzej Malara z MPGK.

Ekologia przestała się opłacać

Koniunktura na rynku surowców wtórnych załamała się w połowie ubiegłego roku. Najgorsze nastąpiło jednak dopiero jesienią. Cały, budowany od lat system łączący w sobie kształtowanie świadomości ekologicznej wśród mieszkańców i klasyczny biznes zaczyna niebezpiecznie się chwiać.

- Chętnie byśmy przyjęli surowce z punktów ich skupu, ale nikt ich nie chce od nas kupić. Recyklerzy albo drastycznie ograniczyli przyjęcia, albo w ogóle zamknęli działalność. A przecież zbiórka, sortowanie i belowanie zebranych odpadów niemało nas kosztuje - mówi Agnieszka Węglarz z gliwickiego oddziału firmy Remondis (w całym województwie śląskim ma ona sześć punktów).

Załamanie na rynku surowców wtórnych uderza jednak nie tylko w duże przedsiębiorstwa. Widać je także w małych punktach skupu.

- Przez ostatnie dwa miesiące w praktyce trzeba było dokładać do interesu, a tych, którzy jeszcze chcą do nas przynosić odpady zostało już naprawdę niewielu. Nieraz wolą zanieść je bezpośrednio na śmietnik - tłumaczy Adam Rosa z skupu surowców wtórnych w Katowicach. Wyjaśnieniem tej tajemnicy jest cennik - jeszcze nie tak dawno za kilogram makulatury można było dostać w skupie 25 groszy, teraz można liczyć zaledwie na jeden grosz! Kilogram miedzi kosztował 15 złotych - teraz tylko 6 złotych.

- Za kilogram blachy płaciliśmy 80 groszy, teraz dajemy 20, góra 30 groszy - uzupełnia Adam Rosa.

Do tej pory śląski plastik i makulatura znajdował nabywców w Azji, głównie w Indiach i Chinach. Listę kontrahentów uzupełniały firmy z zachodniej Europy. Włókna z plastikowych butelek z równym powodzeniem wykorzystywane były przez przemysł odzieżowy, jak też jako otuliny do kabli. Makulaturę brały zakłady papiernicze. Jeśli szybko nie znajdą się nowi kontrahenci, przedsiębiorstwa komunalne mogą zostać zmuszone do pozbycia się niechodliwego towaru, kierując go na standardowe wysypisko śmieci i płacąc przy okazji normalną opłatę środowiskową za zrzut odpadów komunalnych.

- Nie chcę nawet myśleć o takim rozwiązaniu. Nie da się jednak ukryć, że sytuacja jest patowa - przyznaje Andrzej Malera.

To, co dzieje się z naszymi śmieciami nie jest jednak wyłącznie naszą sprawą. Unijne dyrektywy jasno nakazują wszystkim krajom Wspólnoty ograniczać ilość odpadów, kierowanych na wysypiska. I tak w przyszłym roku ilość trafiających na wysypiska odpadów biodegradowalnych powinna być o 35 procent mniejsza niż w roku 1995, by po kolejnych trzech latach spaść do połowy ówczesnego poziomu. Równocześnie od ubiegłego roku obowiązuje nas wymóg odzyskiwania 60 procent zużytych opakowań - wcześniej było to 50 procent i o dziwo spełnialiśmy te normy.

- Pamiętajmy jednak, iż statystyka ta obejmuje zarówno odpady z gospodarstw domowych, jak i przemysłu, handlu i usług. W przypadku gospodarstw domowych do odzysku trafia około trzy procent odpadów. To bardzo niewiele - mówi doc. Lidia Sieja z Instytutu Ekologii Terenów Uprzemysłowionych.

Od razu też przypomina, iż nawet gospodarczy kryzys i załamanie się koniunktury na rynku surowców wtórnych nie zwalnia nas od obowiązku kontynuowania recyklingu.

- Niedotrzymanie zobowiązań oznacza wysokie kary finansowe - przestrzega doc. Sieja.

Michał Wroński - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/946070.html



Wit - Pią Sty 30, 2009 7:31 pm


Rozbrojenie ekologicznej bomby może kosztować nawet 40 milionów złotych
23.01.2009
Kto rozbroi ekologiczną bombę w Szopienicach? Na terenie likwidowanej Huty Metali Nieżelaznych znajduje się około 150 tysięcy ton szlamów cynkowych. Na ich neutralizację trzeba by wydać nawet 40 milionów złotych. Problem w tym, że likwidator zakładu z trudem zdobywa środki na wypłatę pensji i odpraw dla odchodzących pracowników. A bez własnego wkładu nie ma nawet co myśleć o pozyskiwaniu jakichkolwiek zewnętrznych pieniędzy na finansowanie tej operacji.

Huta Metali Nieżelaznych Szopienice została postawiona w stan likwidacji we wrześniu ubiegłego roku. To koniec przeszło 170-letniej historii zakładu, ale jednocześnie początek kłopotów z niebezpieczną pozostałością po prowadzonej tu produkcji. Pamiątkę po ostatnich 60 latach działalności huty stanowią trzy nieuszczelnione stawy osadowe, wypełnione szlamem cynkowym.

- To ekologiczna bomba. Istnieje zagrożenie wód podziemnych wskutek ewentualnego wymywania związków cynku, ołowiu, kadmu i siarczanów - mówi Anna Wrześniak, szefowa Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach.

Od 2005 roku, kiedy to prezydent Katowic wydał decyzję zobowiązującą hutę do rekultywacji tego terenu, ze zbiorników usunięto ok. 20 tysięcy ton odpadów. Zostało ich jeszcze ok. 150 tysięcy ton. Powinny zostać usunięte i unieszkodliwione, a sam teren (8 hektarów) zrekultywowany do połowy przyszłego roku (jak na razie likwidator zakładu nie wystąpił o przedłużenie tego terminu). Do tej pory szopienickie szlamy kierowane były do utylizacji w tzw. piecach przewałowych firmy Bolesław Recykling w Bukownie.

- Zdolność tamtejszej instalacji to tysiąc ton na miesiąc. Likwidacja tego, co jest u nas, trwałaby zatem ponad dziesięć lat. Zacząłem więc szukać kogoś innego, kto podjąłby się tego zadania za rozsądne pieniądze - mówi Adam Smoleń, likwidator zakładu.

Poszukiwania przyniosły efekt. Znaleziono fińską firmę, która jest chętna podjąć się tego zadania. Co prawda, by móc podpisać kontrakt potrzebne jest jeszcze uzyskanie tzw. decyzji środowiskowej, ale nie to jest największym kłopotem.

Problemem tradycyjnie już są pieniądze, albo raczej ich brak. Huta już w październiku zaprzestała produkcji, więc jedynym źródłem finansowania pozostaje obecnie ściąganie należności za towar sprzedany przed tą datą - z tym jednak bywa bardzo różnie, czego najlepszym dowodem było niedawne zamieszanie z wypłatą pensji i odpraw dla odchodzących z zakładu pracowników. Teoretycznie likwidator ma do dyspozycji ok.100 hektarów nieruchomości wraz z całym znajdującym się na tym terenie parkiem maszynowym. W praktyce nie wolno mu sprzedać ani jednego ara. Skarb Państwa, czyli mniejszościowy udziałowiec zakładu nie zgodził się bowiem z decyzją o likwidacji huty i skierował sprawę do sądu, a ten z kolei nakazał do czasu jej rozpatrzenia zabezpieczyć cały majątek. To zdaniem Adama Smolenia uniemożliwia szybką neutralizację niebezpiecznych szlamów cynkowych.

- Na ich likwidację potrzeba od 30 do 40 milionów złotych. Takich pieniędzy nie mam, a skoro nie wolno sprzedać żadnej części majątku, to w najbliższej przyszłości mieć również nie będę . Poza tym w tej chwili ważniejszą sprawą jest dla mnie spłacenie długów wobec banków - nie pozostawia złudzeń Adam Smoleń.

Bez wyłożenia pieniędzy z własnej kasy nie ma tymczasem co myśleć o pozyskaniu państwowych dotacji.

- Jeśli likwidator przygotuje plan finansowy takiej operacji, to wtedy sprawdzimy, ile możemy dać na ten cel. Nie możemy jednak sfinansować wszystkiego - tłumaczy Barbara Zębala z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach.

Kiedy i czy w ogóle sąd cofnie zakaz sprzedaży hutniczego majątku, nie wiadomo. Pytanie, jak długo fińska firma czekać będzie na swoją szansę.

- Oni się chcą pokazać w Polsce i w tym nasza szansa - mówi prezes Smoleń.

Michał Wroński - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/950766.html



Wit - Wto Lut 03, 2009 1:58 pm
wrzucę do "ekologii"

Spodek zgaśnie jak opera w Sydney
Iwona Sobczyk2009-02-01, ostatnia aktualizacja 2009-02-02 09:03



28 marca o godz. 20.30 cały świat ma się pogrążyć w ciemności. O wyłączenie tego dnia świateł na godzinę apeluje międzynarodowa organizacja ekologiczna WWF. "Godzina dla Ziemi" jest wyrazem poparcia dla walki z nadmierną emisją dwutlenku węgla i globalnym ociepleniem klimatu. Już wiadomo, że do akcji przyłączą się Katowice.

Akcję "Godzina dla Ziemi" WWF organizuje po raz trzeci. Pierwsza edycja miała zasięg lokalny, światło zgasili wtedy na godzinę mieszkańcy Sydney. W minionym roku w akcji wzięło już udział około 50 mln ludzi na całym świecie. W tym organizatorzy liczą na dwa razy tyle.

- Zużycie energii elektrycznej przekłada się na poziom emisji dwutlenku węgla. To z kolei ma wpływ na proces globalnego ocieplania się klimatu. Polska jest jednym z największych emitentów dwutlenku węgla. Oczywiście, ta godzina nie powstrzyma zmian klimatycznych. To ma być raczej apel do polityków o prowadzenie zdecydowanych działań dla przeciwdziałania tym zmianom - wyjaśnia Agnieszka Sznyk z WWF Polska.

Akcja ma też wymiar edukacyjny. - Chcemy uświadomić, że każdy może pomóc. Wystarczy wpoić sobie nawyk wyłączania niepotrzebnego oświetlenia czy sprzętu zostawionego w stanie czuwania - dodaje Sznyk.

W "Godzinie dla Ziemi" biorą udział władze miast, firmy i prywatne osoby. Przedsięwzięcie popierają hollywoodzkie gwiazdy i wielkie koncerny. W tym roku światła w swoich domach wyłączą m.in. Nelly Furtado i Cate Blanchett. Jak rok temu zgaśnie oświetlenie rzymskiego Koloseum, opery w Sydney, najwyższego hotelu na świecie Burj Dubai w Dubaju, mostu Golden Gate w San Francisco.

W Polsce na godzinę w ciemności pogrążą się sklepy IKEA i oddziały banku Millennium. Rok temu oświetlenie publicznych budynków zdecydowały się wygasić tylko dwa polskie miasta - Poznań i Warszawa. Już w tej chwili wiadomo, że tym razem zgaśnie co najmniej 19 miast. W województwie śląskim udział zadeklarowały Częstochowa i Katowice. - Inne miasta gaszą najważniejsze dla siebie budynki, nie możemy być gorsi. Skoro to ma być gest symboliczny, to u nas zgaśnie Spodek - mówi Waldemar Bojarun, rzecznik magistratu.

Przedstawiciele WWF przyznają, że nie są w stanie dotrzeć z oficjalnym zaproszeniem do wszystkich polskich miast. Liczą na to, że przykład stolicy Górnego Śląska skłoni pozostałe miasta regionu do poparcia inicjatywy. - Nie widzę problemu. Sosnowiec jest dobrze oświetlony, mamy co gasić. Może urząd miasta? - zastanawia się Grzegorz Dąbrowski, rzecznik Sosnowca.

Rybnicki magistrat jest bardziej ostrożny. - Prowadzimy szereg proekologicznych działań, a podświetlonych nocą budynków nie mamy wiele. Musielibyśmy się najpierw zapoznać ze sprawą i zastanowić - mówi Krzysztof Jaroch, rzecznik Rybnika.

Do akcji może się przyłączyć każdy. - Apelujemy do restauracji i pubów, żeby zorganizowały 28 marca wieczory przy świecach. Podobną imprezę dla znajomych można zrobić u siebie w domu - zachęca Sznyk. Chętni powinni zarejestrować się na stronie internetowej akcji. Dzięki temu łatwo będzie oszacować, które z polskich miast najliczniej wsparło przedsięwzięcie.

Wszystkie informacje dostępne są na stronie www.wwf.pl/godzinadlaziemi.



Cuma - Śro Lut 04, 2009 12:30 am
A mi sie skojazyło, że do 2012 w UE mają być już tylko energooszczędne żarówki wypełnione gazem. Zużycie energii ładnie spadnie, ale jak ludzie zaczną je wyciepować na hasioki to grozi nam katastrofa ekologiczna (gdzieś tak czytałem, ale nie pamiętam gdzie). I wiem że to off topic, ale czy nie lepszym rozwiązaniem jest, i czy jest możliwe, przejście na diodowe oświetlenie? Przecież diody mają trwałość do ponad 100 000 godzin i zużywają chyba nawet mniej energii niż te gazowe(?), ale pewnie to nie przejdzie, bo jak już każdy bęzie miał diody to już nikt nie będzie kupował bo sie nie przepalają



macu - Śro Lut 04, 2009 7:26 am
Druga katastrofa grozi nam z powodu termometrów rtęciowych. Od kwietnia w sprzedaży będą jedynie termometry elektroniczne, a jednocześnie apteki odmawiają przyjecia starego - rtęciowego. Jak to wszystko pójdzie na wysypisko to będzie ładny bałagan.



Kris - Śro Lut 04, 2009 10:31 am

Druga katastrofa grozi nam z powodu termometrów rtęciowych. Od kwietnia w sprzedaży będą jedynie termometry elektroniczne, a jednocześnie apteki odmawiają przyjecia starego - rtęciowego. Jak to wszystko pójdzie na wysypisko to będzie ładny bałagan.

To prawda, apteki tylko sprzedają.
Pani farmaceutka na moje pytanie , gdzie oddaje się stare termometry odpowiedziała : "Nie mam zielonego pojęcia". Ponownie mi w ten sposób odpowiedziała, gdy zapytałem się co w takiej sytuacji robią szpitale.
Myślę, że apteki powinny je przyjmować termometry etc i przeterminowane lekarstwa tak samo jak sklepy elektro stary sprzęt.



kickut - Śro Lut 04, 2009 2:56 pm
Ok, ale nie sądze, aby wszyscy ludzie nagle zaczęli wymieniać swoje termometry. Nawiasem mówiąc mam 3 różnego typu termometry na balkonie i każdy pokazuje inną temperaturę :/



Kris - Śro Lut 04, 2009 8:50 pm
Bo większość ludzi wrzuci stary termometr do śmietnika i uważa, że już po problemie
W termometrach pokojowych lub zaokiennych stos. się często alkohol



Wit - Czw Lut 05, 2009 3:51 pm


Dawne i obecne problemy ekologiczne
2009-01-26 15:47:15

Wprawdzie dla wielu ludzi jak na przykład twórców gry „Afterfall” górnośląski krajobraz moze być inspiracją do stworzenia wizji miasta po wybuchu bomby jądrowej, śląskie i zagłębiowskie miasta nie wyróżniają się już poziomem zanieczyszczenia i degradacji środowiska. Mieszkańcy regionu przez ostatnie kilkanaście obserwowali jak poprawia się stan naszego powietrza i wód. Dziś zmiana jest widoczna dla każdego. Jednak ciągle są rzeczy do poprawienia.

Jeszcze w latach '80 sytuacja ekologiczna regionu była fatalna. Dopuszczalne stężenia zanieczyszczeń pyłowych i metalami ciężkimi przekroczone były wielokrotnie. Zmiany gospodarcze wymusiły zmiany w sposobie gospodarowania. Huty i fabryki zainstalowały oszczędniejsze urządzenia, zamontowano instalacje odpylające, zlikwidowano wiele nieekologicznych przedsiębiorstw, miasta wybudowały oczyszczalnie ścieków. To wszystko sprawiło, że dziś nasz region pod względem poziomu zanieczyszczeń mieści się w średniej krajowej. Obecnie głównym problemem jest tak zwana niska emisja.

Są to zanieczyszczenia pyłowe wytwarzane przez ocieplanie domów jednorodzinnych i starych kamienic piecykami węglowymi. Węgiel jest popularnym surowcem energetycznym, gdyż jest tani i nie tak ryzykowny jak gaz, który może w każdej chwili przestając płynąć w rurociągach na wskutek utarczek politycznych za naszą wschodnią granicą. Jednak węgiel jest surowcem zawierającym wiele zanieczyszczeń. Stare piecyki węglowe można opalać surowcem z dużą ilością siarki i metali ciężkich. Spalanie jest nieefektywne i wytwarza się dużo sadzy, która następnie osiada na elewacjach śląskich budynków, na drzewach i wreszcie w naszych płucach. Problem niskiej emisji nie jest tylko naszą specjalnością. Występuje w całej Polsce, a niektóre regiony jak kotliny górskie, czy miasto Kraków mają jeszcze gorszą sytuację niż GOP. Jednak i u nas jest to bardzo uciążliwe. Można się o tym przekonać patrząc na wyremontowane kilka lat temu elewacje katowickich kamienic, na których już po paru sezonach grzewczych widoczny jest czarny osad. Teraz w styczniu wystarczy, że kilka dni jest słaby wiatr by nad Górnym Śląskiem i Zagłębiem unosił się smog, a łatwo wyczuwalny zapach nie postawiał złudzeń co jest jego źródłem.

Walka z tym rodzajem zanieczyszczeń wymaga współpracy samorządów z mieszkańcami. Instalowanie pieców opalanych bardziej ekologicznymi paliwami jest kosztowne. Ale są już od lat na rynku dostępne nowoczesne, sterowane elektronicznie piece węglowe, które są efektywne i wytwarzają znacznie mniej pyłów niż stare kotły. Niektóre miasta i gminy jak na przykład Tychy wprowadziły programy walki z niską emisją. Miasto dopłaca mieszkańcom do zakupu pieca kotłowego mającego certyfikat świadczący o spełnianiu rygorystycznych norm. Dla mieszkańców jest to podwójna korzyść, bo poza zdrowszym powietrzem uzyskują oszczędniejszą instalację grzewcza i mniej wydają na opał.

Drugim poważnym źródłem niskiej emisji są spaliny samochodowe. Wprawdzie producenci aut są zmuszeni przez prawo unijne do ograniczania szkodliwości spalin, są coraz to ostrzejsze wymogi dotyczące poziomu emisji poszczególnych toksyn, jednak samochód zawsze będzie wytwarzał zanieczyszczenie. Walka z spalinami w mieście i na osiedlach mieszkaniowych to znacznie bardziej skomplikowane przedsięwzięcie. Wymaga rozwiązań systemowych i współpracy wielu instytucji. Region i miasta muszą prowadzić długofalową politykę dążąc do ograniczenia ruchu samochodowego. Należy usprawnić transport szynowy tak by stał się konkurencyjny wobec samochodów – tymczasem Województwo Śląskie na nowy rok szykuje cięcia w rozkładzie jazdy PKP regionalnego. Powinno się inwestować w obwodnice i dobry transport publiczny tak, by samochodów w mieście było mniej – tymczasem nasze miasta w ścisłych centrach budują wielopasmowe średnicówki lub tną linie tramwajowe. Potem konieczne jest instalowanie szpecących ekranów antyhałasowych w centrach miast.

Śląsk nie jest już ekologiczną katastrofą. Musimy o tym sobie i innym przypominać, by zwalczyć negatywny stereotyp jaki się wytworzył. Inwestorzy są mniej chętni lokować się tam gdzie jest złe powietrze i woda. Dlatego wskazujmy na to jak naprawdę wygląda stan zanieczyszczeń u nas i pokazujmy ile w naszych miastach jest zieleni. Równocześnie powinno się prowadzić politykę, która pozwoli poprawić te zanieczyszczenia, które jeszcze ciągle występują.

Źródło:gkw24.pl
Łukasz Kuś

http://www.gkw24.pl/artykul/46/dawne-i- ... kologiczne



Wit - Czw Lut 19, 2009 11:35 am


Z opóźnieniem, ale w końcu ogłoszono pierwszy przetarg na spalarnie
wczoraj
Z trzymiesięcznym opóźnieniem Górnośląski Związek Metropolitalny (GZM) ogłosił przetarg na wykonanie dokumentacji przedprojektowej całego systemu gospodarki odpadami wraz z budową zakładów ich termicznej utylizacji.

Oferty można zgłaszać do 25 marca, do godz. 12.00. Unia Europejska daje nam na spalarnie 600 mln zł.

- Specyfikacja istotnych warunków zamówień publicznych była w tym wypadku bardzo skomplikowana, stąd opóźnienie. Jest ono jednak nieznaczne i w żadnym wypadku nie wpłynie na termin realizacji inwestycji - zapewnia Filip Helbich z GZM.

Z unijnych pieniędzy trzeba będzie się rozliczyć do 2015 roku. Inwestycja powinna ruszyć w 2011, ale do tego etapu jeszcze droga daleka. Firma, która wygra pierwszy przetarg (wadium - 40 tys. zł), musi m.in. dokonać analizy sugerowanych przez samorządy lokalizacji inwestycji oraz ich wpływu na środowisko. Mysłowice zaproponowały dwie działki, w tym jedną wspólnie z Katowicami, na granicy obu miast. Po dwie lokalizację wskazały również Ruda Śląska i Sosnowiec, a po jednej Dąbrowa Górnicza i Zabrze.

- Są to tereny poprzemysłowe lub w sąsiedztwie elektrociepłowni, w miejscach, gdzie już teraz są składowiska odpadów - tłumaczy Helbich.

Drugi przetarg - na projekt realizacyjny i budowę - ogłoszony zostanie około 2010 roku po decyzji Komisji Europejskiej, która oceni stan naszych przygotowań, a zwłaszcza konsultacji społecznych. Jak wiadomo, zaniechanie informowania mieszkańców o takich planach zazwyczaj kończy się protestem.

To pierwsze przedsięwzięcie GZM. Na razie mowa jest o dwóch spalarniach wraz z sortowniami i kompostownią odpadów, które obsłużyć mają co najmniej 14 miastom. Inwestycja pochłonie ponad miliard złotych, a więc samorządy i tak muszą znaleźć dodatkowe 500 mln zł. Gdyby projekt się jednak nie powiódł, pieniądze unijne przepadną, a my utoniemy w śmieciach.

Teresa Semik - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/962387.html

W Katowicach segregujemy tylko 10 procent śmieci
20.02.2009
Z coraz większym zainteresowaniem mieszkańców Katowic spotykają się zbiórki elektrośmieci.

W Katowicach tylko około 10 proc. śmieci jest segregowanych, w tym zdecydowana większość to przedmioty wielkogabarytowe.

- To przeciętna średnia, jak na miasta województwa śląskiego - ocenia Mirosław Herman, naczelnik wydziału gospodarki komunalnej katowickiego urzędu miasta.

Cała Polska na tle pozostałych państw europejskich w kategorii segregacji odpadów wypada bardzo blado. Tylko ok. 5-6 proc. wytwarzanych w naszym kraju odpadów podlega selekcji. Podobnie jest z recyklingiem, czyli odzyskiwaniem niektórych surowców, takich, jak tworzywa sztuczne, złom metalowy, szkło i papier i powtórne ich przetwarzanie. Prawie nigdzie na świecie nie przerabia się do ponownego użycia takich ilości odpadów jak w Holandii, bo aż 64 proc. Reszta zostaje spalona, z czego uzyskuje się dodatkową energię (34 proc.), tylko mała część śmieci trafia na wysypisko (2 proc.). W Polsce proporcje wyglądają tak - recykling surowców 8 proc., składowanie 91 proc., a spalanie... 0 proc. Podobne niekorzystne proporcje w Europie mają tylko Litwa, Rumunia, Węgry i Cypr. To, co w krajach Europy Zachodniej jest codziennością, w polskich miastach kojarzy się raczej z pojedynczymi akcjami ekologicznymi. Czym tłumaczyć taki stan rzeczy? Najkrócej mówiąc złymi przepisami prawnymi i brakiem świadomości wagi problemu. - Zgodnie z polskim prawem odpady należą do firm zajmujących się gospodarką komunalną, a nie do miasta. A prywatnym firmom brakuje rynku zbytu selektywnie zbieranych odpadów - tłumaczy naczelnik Herman. Miasto nie jest więc wytwórcą odpadów i nie ma podstaw do interwencji w sposób ich składowania. Gmina wydaje tylko decyzje dla firm, które zajmują się wywozem i przetwarzaniem śmieci. Mieszkańcy Katowic i innych polskich miast płacą za wywóz śmieci prywatnym firmom, nie miastu.

W niektórych miastach problem został rozwiązany, na przykład w Pszczynie odbyło się referendum wśród mieszkańców. Wynik był jednoznaczny - gmina przejęła strumień odpadów i teraz to ona płaci firmom za wywóz i składowanie śmieci . W Katowicach na razie podobnego referendum nie będzie.

Tymczasem miasto stawia na konkursy w szkołach.Pokoje, w których urzędują pracownicy wydziału gospodarki komunalnej, pełne są mniej lub bardziej kolorowych prac zrobionych z różnych odpadów. Właśnie trwa jeden z konkursów dla szkół ogłoszonych przez miasto. Dzieci zbierają plastikowe butelki. Szkoła, która zbierze ich najwięcej, dostanie w prezencie książki. Miasto próbuje też propagować segregację śmieci rozdając ulotki.

Łatwiej jest nakłonić do segregowania odpadów mieszkańców osiedli bloków, ponieważ pod ich oknami stoją osobne pojemniki na szkło, plastik, papier i puszki aluminiowe. W Katowicach takich zbiorników jest 400. Urzędnicy przyznają, że miasta nie byłoby stać na taki wydatek. Niektórzy niestety do kolorowych kontenerów wrzucają przypadkowe śmieci. Ma temu zapobiec tegoroczna akcja ich wymiany na takie, które mają odpowiednie otwory. Miejskie Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej, które jako jedna z ponad 20 firm zajmuje się zbiórką odpadów na terenie Katowic, kupiło 710 nowych, 2,5-metrowych kontenerów.

W przypadku domków jednorodzinnych często brak miejsca, względy urbanistyczne nie pozwalają na ustawienie dużych kontenerów do selektywnej zbiórki. Do domków firmy dostarczają więc jednorazowe worki do segregacji śmieci.

Z drugiej strony mieszkańcy bloków mają stałą opłatę za wywóz śmieci, nie ma więc dla nich znaczenia, ile ich wyprodukują. Mieszkańcy domków mają świadomość, że im mniej śmieci wytworzą, tym mniej zapłacą za ich wywóz.

Wiele osób ciągle jednak ma wątpliwości, co do sensowności segregowania śmieci. Po co to robić, skoro wszystkie odpady i tak trafią do jednej śmieciarki? Tymczasem posegregowane opakowania nie są odbierane przez jeden pojazd. Samochody są podzielone przegrodami na poszczególne rodzaje odpadów, niektóre mogą odbierać jednego dnia np. tylko papier, innego dnia tylko szkło.

- Potem odpady trafiają do sortowni, gdzie są doczyszczane - mówi Tadeusz Duda, kierownik Wydziału Utylizacji Odpadów MPKGK. Z sortowni odpady trafiają do skupujących je firm.

- I w tym miejscu pojawia się problem. Skupy nie przyjmują odpadów. Kryzys. Jaki w takim wypadku sens ma segregowanie czegoś, czego nikt nie chce?- zastanawia się Duda.

Przykładowo jeszcze dwa, trzy lata temu za tonę makulatury można było dostać 150 zł. Dziś w wielu skupach pojawiły się ogłoszenia: papier czysty przyjmujemy za darmo.

Mamy jeszcze około dziesięciu lat, aby uporządkować gospodarkę odpadami. Nowa dyrektywa unijna zobowiązuje państwa członkowskie do przygotowania programów dotyczących zapobiegania powstawaniu odpadów. Pierwszoplanowym celem jest zmniejszenie ilości odpadów składowanych na składowiskach lub spalanych, bo obie formy ich utylizacji są szkodliwe dla środowiska naturalnego. Ma więc być mniej śmieci, a więcej recyklingu. Rozporządzenie zobowiązuje do ograniczenia ilości odpadów biodegradowalnych magazynowanych na wysypiskach, czyli takich, które są zdolne do rozkładu, np. odpady kuchenne, z ogrodów, pochodzące z pielęgnacji terenów zielonych oraz papier. Składowiska będą przyjmowały tylko ok. 15-20 proc. odpadów, które już od niczego się nie nadają i nie mogą być ponownie wykorzystane, np. gruz z remontów.

- Tak naprawdę wiele w tej materii zależy od nas, od konsumentów. Kupujmy produkty w opakowaniach zwrotnych, wielokrotnego użytku, w szklanych butelkach. Nikt nie chce przyjmować tzw. trapaków, czyli złożonych z trzech warstw kartoników po mlekach, napojach czy sokach - uświadamia Tadeusz Duda.

Ważne są też akcje edukacyjne dla młodzieży.

W Katowicach MPGK organizuje dla uczniów wycieczki, podczas których mogą przyjrzeć się np. pracy w sortowni odpadów.

Z "petów" robią bluzy polarowe, czyli pomysły śląskich gmin na likwidację wysypisk śmieci

Odkąd istnieje obowiązek segregacji śmieci, śląskie miasta z gorszym lub lepszym skutkiem radzą sobie z tym problemem. Jednak - podobnie jak reszta Polaków - nie mamy nawyku, by w swoich domach osobno wyrzucać szkło, papier, czy resztki żywności. Z ubiegłorocznego raportu opublikowanego przez Pracownię Badań Społecznych i On Board PR wynika, że tylko co czwarty mieszkaniec dużego miasta segreguje śmieci. Bardzo często nie segregujemy odpadów, bo na osiedlach brakuje odpowiednich pojemników albo specjalne worki na ten cel są za drogie. A jakie pomysły wprowadzają samorządy na Śląsku, by poprawić tę sytuację?

Ruda Śląska

Z segregacją wśród mieszkańców jest różnie, ale miasto ma się czym pochwalić - na terenie Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych przy ul. Kokotek znajduje się jedna z większych w kraju, instalacja do recyklingu szkła. Na linii sortowniczej czujniki optyczne i magnetyczne wyłapują zanieczyszczenia i dzielą szkło na białe i kolorowe. Następnie usuwane są zbędne elementy jak nakrętki, obręcze. Szkło później jest mielone i w takim stanie trafia do hut.

Świętochłowice

Zużyty sprzęt elektroniczny i elektryczny, baterie, tonery, świetlówki, przeterminowane leki, a także wszelkiego rodzaju odpady wielkogabarytowe i budowlane można oddawać do Gminnego Punktu Zbierania Odpadów Niebezpiecznych i Wielkogabarytowych - podobne powstały we wszystkich miastach. Ale w Świętochłowicach w ramach wymiany, za odpady właściciele otrzymują drobne nagrody rzeczowe. Można dostać na przykład żarówkę energooszczędną za oddanie zużytego sprzętu AGD.

Bytom, Tarnowskie Góry

W tych miastach do segregacji skutecznie namawiają organizacje pozarządowe. Od trzech lat stowarzyszenie "Zielona Ziemia" z Radzionkowa organizuje tam akcję pod hasłem "Moje czyste miasto". Przedsięwzięcie ma na celu propagowanie idei segregowania śmieci. Dzisiaj bierze w niej udział 46 przedszkoli i szkół Uczestnicy akcji otrzymują bezpłatnie, od firm, które ze stowarzyszeniem współpracują, worki na posegregowane śmieci.

Jaworzno, Będzin, Sosnowiec, Sośnicowice, Zabrze

Coraz więcej miast oferuje mieszkańcom darmowe worki do segregacji, a podzielone śmieci są odbierane za darmo - na przykład w Jaworznie. W Będzinie głównym odbiorcą śmieci jest firma "Interpomex". Klienci, którzy podpisują z nią umowę, dostają bezpłatnie worki na odpady. Razem z workami klienci otrzymują specjalne kalendarze z zaznaczonymi dniami odbioru tych odpadów. Odbiór także jest bezpłatny. Darmowe worki dostają także mieszkańcy m.in. w Sosnowcu, Zawierciu, Piekarach Śląskich czy podgliwickich Sośnicowicach. Powody do narzekania mają mieszkańcy Zabrza. Tam dzikie wysypiska są niemal w każdej dzielnicy. Segregacja jest droga - worki kosztują 3 zł.

Pyskowice

W gminie od trzech lat prowadzona jest segregacja odpadów biodegradowalnych pochodzących z pielęgnacji parków i ogrodów.

Bielsko-Biała

Od 1 kwietnia ubiegłego roku w internecie działa strona www.akcjasegregacja.pl. Namawianie do segregacji miasto zleciło fundacji Arka. Miasto stosuje zachęty ekonomiczne. Segregacja obniża koszt odbioru śmieci trzykrotnie. Metr sześcienny odpadów zmieszanych kosztuje 41,55 zł, natomiast metr sześcienny posegregowanych 13,85 zł.

W Bielsku odpady posegregowane nie trafiają na wysypisko, ale do papierni, hut czy Polovatu. W mieście istnieje największy w Europie południowo-wschodniej zakład przerobu butelek typu pet. Przywożone są tu ze Słowacji, Czech, Ukrainy, Węgier, bo lokalnego surowca jest za mało, by nowoczesna i bardzo wydajna linia mogła być w ciągłym ruchu. Butelki przerabiane są na półprodukt trafiający do różnych wyrobów, nawet materiału typu polar.

Katarzyna Wolnik - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/962964.html



Wit - Śro Mar 25, 2009 7:39 pm


Polska coraz bardziej zaśmiecona
17.03.2009
Co roku blisko 2 mln ton śmieci ląduje w rowach, rzekach i lasach całej Polski. W woj. śląskim na dzikie wysypiska wyrzucamy 200 tys. ton odpadów. Co dziesiąty mieszkaniec nie ma nawet umowy z firmą zajmującą się wywozem nieczystości. Ci, co do problemu podeszli uczciwie i zawarli umowę, na przykład w Katowicach z jedną z 50 firm, nie mają pojęcia, dokąd trafia zawartość ich kubłów. Nie wie tego także gmina, bo nie dysponuje spójnym i szczelnym systemu kontroli. Przewoźnik jedzie z nieczystościami tam, gdzie chce, gdzie taniej, a więc także i do lasu.

Zróbmy wreszcie porządek ze śmieciami - takie przesłanie towarzyszyło uczestnikom wczorajszej narady w Katowicach zorganizowanej przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Problem jest nierozwiązywalny od lat, a teraz są na to środki unijne.

- Tak dobrej sytuacji finansowej jeszcze nie było - zapewniał Bernard Błaszczyk, wiceminister środowiska.

Przedstawiciele gmin czekają przede wszystkim na propozycje ustawowe Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. Dyskusja toczy się bowiem między zwolennikami rynkowego podejścia do gospodarki odpadami a systemem sterowanym przez gminy, za którym to gminy się opowiadają. Dlatego nie zadowoliły ich propozycje "projektu założeń do projektu ustawy", z którymi przyjechał do Katowic Adam Zdziebło, wiceminister rozwoju regionalnego.

- Naszym zdaniem umowa powinna wiązać mieszkańca z gminą, która ma możliwość egzekwowania jej w drodze administracyjnej, zaś opłata za wywóz nieczystości musi być zryczałtowana dla każdego tak, by mieszkańcom nie opłacało się palić śmieci w piecu, wyrzucać je do jeziora albo podrzucać sąsiadowi - mówi Jerzy Starypan z Krajowej Izby Gospodarki Odpadami, prezes spółki Beskidy z Żywca, gdzie niemal modelowo rozwiązano już sposób odbierania odpadów oraz ich segregowania z 18 gmin Żywiecczyzny. Ale i tam około 20 proc. umów na odbiór nieczystości jest martwych, bo realizowane są... raz w roku. W pozostałych miesiącach śmieci wędrują do przydomowych pieców i nie ma instrumentów prawnych, by to zmienić.

- O racjonalnej gospodarce odpadami mówimy wtedy, kiedy montowane instalacje obejmują co najmniej 150 tysięcy mieszkańców. Stąd propozycje tworzenia tzw. rejonów odpadów - mówi Gabriela Lenartowicz, prezes WFOŚiGW w Katowicach.

W woj. śląskim zaplanowano osiem takich rejonów: Młynek-Sobuczyna, Jastrzębie, Żywiec, Bytom, Bielsko-Biała, Tychy, Siemianowice, Knurów. Dotąd powstały tylko w Żywcu i Tychach.

Prawdziwe problemy zaczną się w przyszłym roku. Dziś 95 proc. odpadów komunalnych trafia na składowiska. Zaledwie 4 proc. (w woj. śląskim około 3 proc.) poddawana jest segregacji, 1 proc. - obróbce biologicznej (kompostownie) i termicznej (spalarnie).

W 2004 roku, wraz z przystąpieniem do Unii Europejskiej, Polska zobowiązała się, że do końca 2010 roku ilość odpadów wyrzucanych na składowiska zmniejszy się do 75 proc., w 2013 roku - do 50 proc., 2020 roku - 35 proc. Nie mamy szans, by się z tego wywiązać. Grożą nam niewyobrażalne kary - 200 tys. euro za każdy dzień opóźnienia.

95 proc. odpadów komunalnych trafia na składowiska. Zaledwie 4 proc. (w woj. śląskim około 3 proc.) poddawana jest segregacji, a 1 proc. obróbce biologicznej (kompostownie) i termicznej (spalarnie).

Teresa Semik - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/974665.html

Powietrze pod lupą
20.03.2009
Dwadzieścia lat temu śnieg w Katowicach pokryty był sadzą. Sadza oblepiała okna i twarze przechodniów.

Teraz, choć ciągle jeszcze powszechna jest opinia, że na Śląsku widać, czym się oddycha, stan naszego powietrza jest nieporównywalnie lepszy niż przed laty.

- Pokazujemy wszędzie, że z punktu widzenia jakości powietrza, zrobiliśmy największe postępy w Polsce - mówi dr Janina Fudała, zastępca dyrektora ds. badawczo-rozwojowych Instytutu Ekologii Terenów Uprzemysłowionych w Katowicach. To tutaj, na Osiedlu Witosa, od 1974 roku przeprowadza się pomiary jakości katowickiego powietrza. Wyniki można zobaczyć na tablicy informacyjnej przy ulicy Jagiellońskiej. Ta tablica zainteresowała kilka lat temu Annę Kopaczewską, dziś absolwentkę Akademii Sztuk Pięknych. Ania, korzystając z archiwalnych danych udostępnionych przez Instytut, postanowiła stworzyć artystyczny obraz zmieniającego się na przestrzeni 20 lat katowickiego powietrza. Jej wystawę "Monitoring powietrza" można właśnie oglądać w Rondzie Sztuki. Na wieloformatowych wydrukach autorka przedstawiła zmiany dotyczące dopuszczalnych norm i poziomu zanieczyszczenia podstawowymi związkami, takimi jak pył zawieszony, dwutlenek siarki i dwutlenek azotu.

- Dziś stężenie tych związków jest o wiele mniejsze niż kilkanaście lat temu. To przede wszystkim efekt bardzo konsekwentnego realizowania programu ochrony środowiska w stosunku do zakładów przemysłowych. Kiedyś w naszym otoczeniu mieliśmy 15 hut, 96 kopalń, a każda miała własną kotłownię - komentuje dr Fudała.

W latach 70. XX wieku stężenie pyłu w powietrzu sięgało 750 mikrogramów na m sześc., podczas gdy norma wynosiła wówczas 200 mikrogramów. Dziś stężenie pyłu wynosi tylko 40 mikrogramów przy zaostrzonej normie równej 49. Nie notuje się też przekroczenia normy stężenia tlenków azotu (30 mikrogramów na m sześc. przy normie 49). Jedynie dwutlenku siarki mamy w powietrzu za dużo, bo 20 mg, co oznacza przekroczenie normy o 6 mg. Nie notuje się przekroczenia stężenia ołowiu, najgroźniejszego z metali. Ale mimo tego ciągle jesteśmy w krajowej czołówce, za Bytomiem i Zabrzem. W pierwszej dziesiątce miast z największym zanieczyszczeniem powietrza, poza miastami z Górnego Śląska, znajduje się też Gdynia i Warszawa.

- Trzeba zaznaczyć, że zimą warunki atmosferyczne sprzyjają utrzymywaniu się zanieczyszczeń. Poza tym więcej zanieczyszczeń pochodzi wtedy z gospodarstw domowych. Teraz stan powietrza zależy także od mieszkańców, którzy często palą w piecach materiałami, które się do tego nie nadają. W przypadku zabudowy jednorodzinnej konieczne byłoby zainstalowanie nowoczesnego ogrzewania, ale jest to duży wydatek - mówi Fudała. O tym przypominają też organizacje ekologiczne. M.in. jesienią zorganizowano w centrum miasta happening, którego hasłem przewodnim było "Kochasz dzieci, nie pal śmieci".

Drugimi trucicielami katowickiego powietrza są samochody. - Konieczne jest usprawnienie komunikacji. Dobrą praktyką miast europejskich są tramwaje. Mówi się też o budowie ścieżek rowerowych, tylko pamiętajmy, że nie mogą prowadzić wzdłuż głównych ciągów komunikacyjnych, bo wtedy rowerzyści wdychają ogromne ilości zanieczyszczonego powietrza - ostrzega dr Fudała.

Katarzyna Wolnik - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/976233.html



kiwele - Śro Mar 25, 2009 8:01 pm

trucicielami katowickiego powietrza są samochody. Konieczne jest usprawnienie komunikacji. Dobrą praktyką miast europejskich są tramwaje. Mówi się też o budowie ścieżek rowerowych, tylko pamiętajmy, że nie mogą prowadzić wzdłuż głównych ciągów komunikacyjnych, bo wtedy rowerzyści wdychają ogromne ilości zanieczyszczonego powietrza

Kiedys rozmarzylem sie na Forum (chyba w sciezkach rowerowych) wyobrazajac sobie, ze wzdluz Rawy, od Chorzowa do Sosnowca rozciaga sie pas zieleni ze sciezkami rowerowymi - ulubiony sposob przemieszczania sie np. mlodych ludzi z Tysiaclecia do USl. czy AE przy Rawie.



Wit - Czw Mar 26, 2009 9:00 pm


Tony chemikaliów do likwidacji

Przedstawiciele organizacji Greenpeace pobrali wczoraj próbki z trzech jaworznickich ujęć wodnych.

Wczoraj ekolodzy z organizacji Greenpeace pobrali próbki wody z trzech jaworznickich ujęć. Trafią do brytyjskiego laboratorium, gdzie specjaliści sprawdzą, czy woda, którą piją mieszkańcy, nie jest groźna dla ich zdrowia.

Ekolodzy podejrzewają, że do wody przedostają się groźne dla zdrowia pestycydy. Chemikalia to pozostałość po ekologicznej bombie, czyli składowisku niebezpiecznych odpadów po dawnych Państwowych Zakładach Azotowych. Wyniki tych badań poznamy za trzy miesiące.

- Oczywiście kontrolujemy stan wody i zgodnie z polskimi standardami wszystkie wskaźniki są w normie, ale w brytyjskich laboratoriach woda zostanie zbadana dokładniej - tłumaczy Sławomir Grucel, rzecznik prasowy Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Jaworznie.

Wyniki mogą być dokładniejsze, bo w brytyjskich laboratoriach stosuje się odczynniki nawet dziesięciokrotnie czulsze, niż te używane w Polsce.

- Jeśli toksyczne pestycydy przenikają do wody, to mimo tego, że polskie normy są spełnione i trucizny w wodzie jest tylko odrobina, to jednak konsekwencje jej picia mogą być poważne. Taka woda dostarczana do organizmu przez lata, może prowadzić na przykład do chorób nowotworowych - ostrzega Łukasz Supergan z Greenpeace.

Składowisko niebezpiecznych odpadów po PZA znajduje się na terenie działających Zakładów Chemicznych "Organika-Azot". To prywatny teren. Składowisko jest ogrodzone.

Władzom miasta udało się doprowadzić do wpisania składowiska na listę terenów priorytetowych ze względów środowiskowych w "Wojewódzkim programie przekształceń terenów poprzemysłowych i zdegradowanych". Jaworzno przystąpiło do programu badawczego FOKS, który ma pomóc w wyborze najlepszej metody zneutralizowania terenu.

- Z propozycją przystąpienia Jaworzna do tego programu zwrócił się do władz miasta Główny Instytut Górnictwa w Katowicach. Chodziło o ochronę wód podziemnych i zagrożenia związane z ich zanieczyszczeniem. Rozpoczęły się już prace nad przygotowaniem projektu, który trafić ma na obrady Komisji Europejskiej - wyjaśnia Agnieszka Bartyzel, powiatowy geolog z Jaworzna.

Projekt został zaakceptowany. Nie jest tani. Koszt jego realizacji to ponad 3 miliony euro, ale Jaworzno zapłaci za projekt zaledwie 57 tysięcy euro. W dodatku miasto może liczyć na zwrot sporej części poniesionych na ten cel wydatków. Refundacja z unijnej kasy wyniesie aż 85 procent kosztów. W badaniach uczestniczą specjaliści z Głównego Instytutu Górnictwa, Instytutu Ekologii Terenów Uprzemysłowionych, a także urzędnicy z Jaworzna, Stuttgartu, Mediolanu oraz z Ostrawy.

W Tarnowskich Górach również znajduje się składowisko odpadów po Zakładach Chemicznych. Od ponad 10 lat trwa tam walka o pieniądze na ich likwidację. Przez ten czas wydano ponad 200 mln zł, a potrzeba jeszcze około 100 mln zł.

Bomba tyka

Jaworznickie Państwowe Zakłady Chemiczne były od 1947 r. największym w kraju producentem chemicznych środków ochrony roślin.

To tutaj produkowano połowę polskich pestycydów. Dziś na terenie zakładów znajduje się około 75 tysięcy ton chemicznych odpadów. Tymczasem przez teren zakładów przepływa potok Wąwolnica, który 2 kilometry dalej wpada do Przemszy, dopływu Górnej Wisły. Przeprowadzone już badania Greenpeace wykazały, że gleby i wody gruntowe na terenie i wokół zakładu są zanieczyszczone pestycydami, metalami ciężkimi (miedź, cynk, rtęć) i cyjankami. Według ekologów znaczna część składowiska na terenie dzisiejszej Organiki-Azot, nie posiada zabezpieczeń przed wyciekami toksycznych substancji do gruntu.

Grażyna Dębała - POLSKA Dziennik Zachodni

http://jaworzno.naszemiasto.pl/wydarzenia/963726.html



Wit - Śro Kwi 15, 2009 6:39 pm


Referendum nie będzie
dziś
W Katowicach nie będzie referendum śmieciowego. Mieszkańcy nie zdecydują o tym, czy gmina ma przejąć gospodarkę odpadami, ponieważ projekt uchwały, przygotowanej przez radnych Platformy Obywatelskiej, nie przeszedł.

Na referendum nie zgodziła się większość radnych, nawet ci, którzy podpisali z PO tzw. umowę polityczną, czyli radni Forum Samorządowego i prezydent Piotr Uszok.

- Gospodarka śmieciami wymaga uporządkowania, ale ta propozycja, w naszym przekonaniu, powinna zostać skonstruowana przez rząd - przyznaje Jerzy Forajter z Forum, przewodniczący rady miasta. Tymczasem PO uważa, że nie ma na co czekać, bo przygotowywana przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego ustawa tak szybko nie powstanie, a poza tym nie wiadomo, jak będą głosować posłowie. - Lepiej zakasać rękawy i zacząć działać - ocenia radny PO, Adam Warzecha.

W referendum mieszkańcy Katowic mieli zadecydować, czy chcieliby, aby śmieciami zajęło się miasto. Teraz jest tak, że umowy z firmami wywożącymi śmieci podpisują wszyscy właściciele domów i administratorzy. Ale osobno. Więc często zdarza się, że ktoś deklaruje, że miesięcznie wypełni jeden kontener, i za ten jeden kontener śmieci płaci. A faktycznie wytwarza więcej śmieci i np. porzuca je w lesie, albo podrzuca do śmietników na dużych osiedlach lub po prostu wrzuca do kosza np. na przystanku autobusowym.

Do takich referendów przygotowuje się kilka miast w naszym regionie, m.in. Tychy i Sosnowiec. - Bo niby jest ustawa obligująca każdego właściciela domu do zawierania umów z firmą wywozową, ale nie daje ona samorządom żadnego narzędzia do jej egzekwowania - tłumaczy Marcin Rogala, wiceprzewodniczący Rady Miejskiej w Tychach.

Gdyby odpowiedzialność za odpady przejęło miasto, każdego obowiązywałaby jedna stawka. Nowy system objąłby wszystkich właścicieli domów, podobnie jak podatek od nieruchomości i dostosowałby wielkość kubłów do liczebności rodziny. Ukrócony zostałby w ten sposób proceder śmiecenia w lasach czy palenia śmieci w domowych piecach.

Taki system już obowiązuje w Pszczynie od 1 maja ubiegłego roku. Stała opłata za wywóz śmieci wynosi 6 zł. Zmianę odczuły firmy wywozowe, które w roku 2007 odebrały 8 tys. ton pszczyńskich odpadów, a w zeszłym roku już 14 tys. ton.

W Tychach i Sosnowcu śmieciowe referendum zaplanowano na drugi dzień wyborów do europarlamentu, czyli 7 czerwca. Zdaniem radnych katowickich, którzy sprzeciwili się referendum, ta data też jest niefortunna. - Państwowa Komisja Wyborcza uznała, że organizowanie referendum podczas wyborów do europarla-mentu jest niewskazane - tłumaczy Jerzy Forajter. - Trzeba przecież rozdzielić lokale wyborcze, powołać różne komisje wyborcze, pracujące w różnych godzinach - wylicza. Przeciwnicy pomysłu mówią też, że proponowana przez PO opłata - 5 zł miesięcznie - w Katowicach będzie zbyt niska. - My uważamy, że opłata ponoszona przez wszystkich, którzy śmieci wytwarzają jest zgodna z dyrektywą unijną. I likwiduje niesprawiedliwości. Bo na razie za tych, którzy nie płacą, płacą inni - mów radny Warzecha. I przypomina, że system, w którym to miasto jest właścicielem śmieci, funkcjonuje w całej Europie, wyjątkami są tylko Polska i Węgry. - W mieście podobnym wielkością do Katowic, czeskiej Ostrawie, roczna opłata wynosi 500 koron od osoby - dodaje.

W Katowicach na likwidację dzikich wysypisk w lasach czy parkach i opróżnianie koszy np. na przystankach z tzw. śmieci domowych, rocznie wydaje się 2 mln zł, z czego 1,5 mln zł trzeba przeznaczyć na likwidację wysypisk, a 500-600 tys. zł na opróżnianie koszy.

Chociaż radni nie mogli się dogadać co do referendum, mówią zgodnie, że sprawę śmieci w mieście trzeba rozwiązać. PO liczy na to, że tyskie i sosnowieckie referenda pokażą, że ludzie chcą nowej opłaty. - Zobaczymy, jaki będzie wynik. Jeśli dwa duże miasta naszej aglomeracji powiedzą "tak", będziemy namawiać innych radnych, aby tę decyzję zmienić - zapowiada Warzecha. - Oczekujemy centralnego systemu gospodarki odpadami - podkreśla Forajter.

Dorota Niećko, JOL - POLSKA Dziennik Zachodni



http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/986584.html



Wit - Wto Cze 30, 2009 9:39 pm


Śmieci, śmieci, śmieci
Witold Domanik, 2009-06-22 19:01

Katowice może nie toną, ale na pewno zmagają się ze stosem śmieci. Chcąc zaoszczędzić, zarządcy nieruchomości kupują bowiem zbyt mało kontenerów i koszy na śmieci. Efekt jest taki, że odpady wysypują się na chodniki i ulice. Urząd Miasta niewiele może zrobić. Nie skutkują też interwencje straży miejskiej, która wprawdzie nakłada na administratorów mandaty, ale sytuacji wcale to nie poprawia.
Wszędzie pełno śmieci, ale ten przepych nikogo nie cieszy. - Co tu przechodzę, to zawsze jest pełno śmieci. - Denerwuje częściowo tak, bo nie ma gdzie nawet dawać tych swoich śmieci. A człowiek chciałby żeby to elegancko wyglądało - żalą się mieszkańcy. Przepełnione śmietniki przeszkadzają, ale władze Katowic bezradnie rozkładają ręce. Bo za to jak często opróżniane są śmietniki odpowiada administrator i właściciel budynku. Czyli także sami mieszkańcy. - Niestety część czy właścicieli, czy wspólnot mieszkaniowych prowadzi taką praktykę żeby aby ograniczyć koszty zamawia pojemniki o mniejszym litrażu niż jest to potrzebne do zaspkokojenia wszystkich potrzeb danych mieszkańców danej wspólnoty - wyjaśnia Waldemar Bojarun, UM w Katowicach.

Żadna z katowickich administracji, w której dziś śmieci się przesypywały nie znalazła dla nas czasu. To, że problem jest i to duży potwierdzają ci, do których kierowane są skargi. - Zgłoszenia docierają od mieszkańców, którzy zgłaszają tego typu problemy, oczywiście natychmiast reagujemy na to. Umawiamy się z administracją na termin usunięcia tego typu nieprawidłowości. Jeśli to nie skutkuje można sięgnąć po mocniejsze argumenty - na przykład mandat - wyjaśnia Rafał Turak, Straż Miejska w Katowicach. Problem nie dotyczy tylko Katowic. Sąsiedni Sosnowiec próbował sprawie stawić czoła. Zorganizowano referendum. Gdyby mieszkańcy zagłosowali na ''tak'' bez względu na ilość produkowanych śmieci każdy z nich płacił by za odpady tyle samo. Śmieci stały by się własnością miasta. A wtedy o oszczędzaniu na kubłach i kontenerach nie mogło by być mowy. Ale referendum jest nieważne, bo frekwencja była za mała. Teraz rozwiązanie może przyjść z góry. - Czekamy na ustawę. Mamy oficjalne pismo z kancelarii rady ministrów jest w tej chwili w fazie opracowań. Ponoć ustawa specjalna ma uregulować gospodarkę komunalną na terenie polskich gmin - informuje Grzegorz Dąbrowski, UM w Sosnowcu.

Wtedy już nie będzie mowy o oszczędzaniu. Będzie czysto, ale na pewno będzie też drożej.

http://www.tvs.pl/informacje/12154/



Wit - Pią Sie 14, 2009 10:03 am


Trzeba posprzątać nasz region dziś

Mieszkańcom i przyrodzie naszego regionu zagrażają tysiące ton chemikaliów, odpadów ropopochodnych i azbestu. W całym województwie śląskim na rozbrojenie czeka jeszcze sześć bomb ekologicznych. Tak wynika z przygotowanego w lipcu raportu Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska. Mimo tego eksperci podkreślają, że w ciągu dwóch ostatnich dekad stan środowiska naturalnego zdecydowanie się u nas poprawił.

- O żadnym miejscu w regionie, gdzie żyją ludzie nie można już dziś powiedzieć, że panuje tam stan klęski ekologicznej. A tak było jeszcze 20, 30 lat temu np. w Tarnowskich Górach czy Szopienicach - mówi Gabriela Lenartowicz, prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach.

Spośród wszystkich bomb największą i najtrudniejszą do likwidacji jest składowisko odpadów po zakładach chemicznych w Tarnowskich Górach. Zalegające tam ponad 930 tysięcy ton chemikaliów to istna tablica Mendelejewa. Jeśli przedostaną się do wody, skażą podziemny zbiornik, stanowiący rezerwę wody pitnej dla przeszło pół miliona mieszkańców regionu.

Do tej pory na rozbrojenie tarnogórskiej bomby ekologicznej wydano blisko 220 mln złotych, co pozwoliło na neutralizację ponad półtora miliona ton odpadów. Zabezpieczenie reszty to wydatek ok. 100 mln złotych. Na pewno całości inwestycji nie uda się sfinansować z unijnych funduszy. Dlaczego? Otóż 10 hektarów skażonego gruntu kupił pięć lat temu od Agencji Mienia Wojskowego (zakłady chemiczne składowały odpady m.in. na terenie poligonu) prywatny właściciel. A UE nie może dotować sprzątania prywatnego gruntu. W ten sposób starostwu przeszły koło nosa pieniądze z Funduszu Spójności. Teraz dobiegają końca negocjacje samorządowców z Narodowym i Wojewódzkim Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Starosta tarnogórski, Józef Korpak, jest dobrej myśli.

- Spodziewamy się, że jesienią podpiszemy umowy. W sumie powinniśmy otrzymać około 18 milionów złotych. Ta kwota pozwoli na zamknięcie do końca 2011 roku w specjalnych sarkofagach całości odpadów, znajdujących się na działce skarbu państwa - ocenia Korpak.

W jaki sposób uporać się jednak z utylizacją ok. 600 tysięcy ton odpadów, zalegających na prywatnym gruncie? Sytuacja jest patowa. Właściciel gruntu skłonny był sprzedać działkę skarbowi państwa, ale za cenę wielokrotnie przekraczającą kwotę nabycia, albo zamienić ją na inny, wolny od zanieczyszczeń grunt. Urzędnicy nie chcą jednak nawet o tym słyszeć.

- Poza tym wycena tego gruntu wykazałaby pewnie wartość ujemną - uważa wicewojewoda Adam Matusiewicz. Dla niego rozwiązaniem sprawy byłaby zmiana ustawy o inwestycjach rządowych.

- Tak jak dziś można przeprowadzić wywłaszczenie np. pod budowę autostrady, tak możliwym powinno być wywłaszczenie dla przeprowadzenia takiej inwestycji jak neutralizacja składowiska odpadów niebezpiecznych - uważa Matusiewicz. Co na to Michał Szwarcnabel, współwłaściciel działki? - Na zmianę prawa nic nie poradzę. Ale to tylko przedłuży sprawę i podniesie koszty, bo będą musieli czekać z zamknięciem sarkofagu do czasu wywłaszczenia. Lepiej byłoby się dogadać - komentuje.

Więcej powodów do ostrożnego optymizmu mają w Ogrodzieńcu. W ruinach nieistniejącej już fabryki materiałów izolacji budowlanej oraz w zamienionym na dzikie wysypisko kamieniołomie zalega tam co najmniej kilkadziesiąt tysięcy ton niebezpiecznych odpadów azbestowych. A to jeszcze nie wszystko. Podczas prowadzonych niedawno odwier-%07tów okazało się, że na obrzeżach nielegalnego składowiska pod ziemią znajdują się kolejne odpady. Mimo tego w ciągu dwóch lat tutejsza bomba ekologiczna ma zostać rozbrojona. W październiku starostwo ogłosi przetarg na rozebranie skażonych azbestem budynków i rekultywację zakładów Izolacja.

- Do połowy listopada powinna być natomiast gotowa dokumentacja znalezionych niedawno odpadów wraz z projektem ich likwidacji oraz rekultywacji gruntu. Przetarg na neutralizację całości składowiska chcemy ogłosić w przyszłym roku - deklaruje wicestarosta zawierciański Jan Grela.

Za rozminowanie bomby w Ogrodzieńcu zapłacą Narodowy i Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Wstępne szacunki mówią o 20 milionach złotych, które trzeba będzie wydać na ten cel. To i tak mniej niż sądzono. W tańszej neutralizacji składowiska pomoże przyroda. Okazało się, że odpadów nie trzeba wywozić z dzikiego składowiska. Budowa geologiczna terenu umożliwia bowiem przykrycie ich na miejscu warstwą izolacyjną i warstwą ziemi, a następnie zrekultywowanie gruntu. - Warunki ekologiczne będą zbliżone do tych, które moglibyśmy osiągnąć na specjalistycznym składowisku - wyjaśnia Gabriela Lenartowicz.

Do rozbrojenia

Osadniki szlamów cynkowych na terenie Huty Metali Nieżelaznych "Szopienice" (ok. 157 tys. ton odpadów)

Centralne składowisko odpadów "Rudna Góra" w Jaworznie (ok. 162,2 tys. ton odpadów po produkcji m.in. pestycydów)

"Doły kwasowe" w rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach (ponad 100 tys. ton odpadów ropopochodnych)

Przedsiębiorstwo "Izolacja" oraz składowisko pochodzących z tego zakładu odpadów, zawierających azbest, w Ogrodzieńcu

Zwałowiska odpadów chemicznych w Tarnowskich Górach. Do neutralizacji (ponad 923 tys. ton odpadów, zawierających m.in. bor, bar, miedź i arsen)

Rozbrajamy bomby ekologiczne w regionie

Już w najbliższą środę, 19 sierpnia, pierwszy specjalny dodatek z naszego nowego cyklu pt. Czysty region, w którym rozbrajamy bomby ekologiczne w województwie śląskim

Przeczytasz w nim o największych zagrożeniach dla środowiska w naszym regionie

Sprawdzisz na mapie województwa, gdzie znajdują się największe składowiska niebezpiecznych odpadów i czy zagrażają okolicy, w której mieszkasz

Eksperci wyjaśnią, jak rozbroić te bomby i dbać o czystą wodę, powietrze, ziemię oraz skąd wziąć na to fundusze

Michał Wroński - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1036534.html



Wit - Pon Sie 31, 2009 8:09 pm
Bakterie, grzyby i drożdże wyczyszczą staw w zoo
Małgorzata Goślińska2009-08-29, ostatnia aktualizacja 2009-08-29 07:14



Nazywają je efektywnymi mikroorganizmami. Przyjechały do roboty. Mają oczyścić jeziorko. Tylko najpierw muszą spleśnieć.

Najmniejsze z istot żywych trzeba zmieszać z otrębami zbożowymi i melasą trzcinową w ściśle określonych proporcjach. Do ciasta, zwanego bohashi dodajemy glinę. Następnie lepimy kulki i czekamy, aż spleśnieją. Stowarzyszenie na Rzecz Ochrony Środowiska Naturalnego "EMEKO" stosuje technologię EM (efektywnych mikroorganizmów) głównie do oczyszczania przydomowych, prywatnych oczek wodnych. Wczoraj Jarosław Jaglarz z "EMEKO" ulepił pierwsze kule EM nad stawem w śląskim ogrodzie zoologicznym.

- Teraz trzeba poczekać tydzień, aż pojawi się na nich biały nalot pleśni. To będzie oznaczać, że kule dojrzały, mikroorganizmy namnożyły się. Potem wrzucę je do wody - mówi Jaglarz.

Staw, w którym lub przy którym mieszkają ryby, żółwie i ptaki, dotąd czyszczony był raz na parę lat. Jest zamulony i brzydko pachnie. Bakterie, grzyby i drożdże oczyszczą wodę, zjadając materię organiczną. Za tydzień Jaglarz ulepi następne kule. Twierdzi, że musi ich wrzucić 2,5 tys., żeby akwen o powierzchni 2,5 tys. m kw. stał się przezroczysty. Będzie to kosztować ok. 1 tys. zł. Zdaniem ekologa czynność należy powtarzać dwa razy w roku.

Zoo w Chorzowie dotąd nie badało laboratoryjnie czystości stawu. Jeśli tego nie zrobi, nie będzie można ocenić efektywności działań "EMEKO". Technologia EM narodziła się w Japonii, jej twórcą był profesor ogrodnictwa. Dziś stosowana jest w ponad 120 krajach na świecie.



Wit - Śro Lut 03, 2010 10:18 pm
Zamieszanie z wnioskiem i możliwa porażka prezydentów z aglomeraji
Porażka GZM. Możemy zapomnieć o spalarni?

Nowoczesna spalarnia śmieci dla aglomeracji może nie powstać. – Nikomu nie zależało na projekcie – martwią się w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.

Górnośląski Związek Metropolitalny może stracić prawie 600 mln złotych dotacji z unijnego Funduszu Spójności na spalarnie śmieci dla aglomeracji. Urzędnicy GZM-u przyznali się, że związek może nie zdążyć przygotować dokumentacji projektu. Sam przetarg na dokumentację opiewał na, bagatela, 80 mln złotych. Tym samym zawarta ponad półtora roku temu pre-umowa może trafić do kosza.

Czarę goryczy przelała więc informacja, że minister środowiska skreśli budowę z listy unijnych projektów. Nie pomogła troska pochodzącej z Mysłowic minister rozwoju regionalnego Elżbiety Bieńkowskiej, bo przez te kilkanaście miesięcy nie było organu zdeterminowanego do popchnięcia sprawy do przodu.

Władze WFOŚiGW w Katowicach uważają, że za taki stan odpowiada GZM i fakt, że śląska spalarnia jako jedyna miała być projektem ponadgminnym. Wszystkie inne miasta pisały wniosek jako pojedyncze gminy. Jak się okazuje było to lepsze rozwiązanie,bo każda gmina działała w swoim interesie. Na przykład Warszawa i Kraków są już daleko przed nami.

- Z perspektywy czasu można dojść do wniosku, że fundusz był jedynym adwokatem tego projektu, mimo, że byliśmy tylko jednostką odpowiedzialną za ewentualne dofinansowanie - mówi Gabriela Lenartowicz, prezes WFOŚiGW. - Od początku determinacja beneficjenta była bardzo mała, chyba lepiej jakby wniosek pisało konkretne miasto aglomeracji. Wtedy ktoś czułby się mocno odpowiedzialny za projekt - dodaje.

Przesunięcie, czyli ostatnia deska ratunku

Jak się okazuje ministerstwo otworzyło nam jeszcze jedną furtkę. Na liście projekt zostanie. Ale częściowy, bardzo okrojony. Właściwie dotyczyć będzie jedynie zadań projektowych i budowlanych, nie inwestycyjnych. Może się skończyć na tym, żezamiast 600 mln dostaniemy 80 i tylko na dokumentację.

Oznacza to jednak, że kooperacja samorządów przyszłej Metropolii Silesia wypadła blado. GZM broni się i zapowiada, że nie wszystko jeszcze stracone. Na sugestię śląskiego funduszu, czy takie zmiany są do zaakceptowania, 27 stycznia zarząd GZM wystosował do ministra środowiska list, w którym zapewnia, że do końca czerwca tego roku część dokumentacyjna na pewno będzie skończona, a co za tym idzie można liczyć, że do końca 2015 roku spalarnia powstanie.

Oznacza to jednak, że o inwestycji na pewno nie można już mówić w charakterze „pewnej”. To czy uzyskamy fundusze na wykonanie spalarni, może być zależne od następnego okresu programowania funduszy unijnych. Czyli tych po roku 2014.
Jak zapowiada Piotr Popiel, dyrektor biura GZM, wtedy budowa powinna się zakończyć w roku 2018. Popiel widzi jednak pozytywy w "spalarniowym zamieszaniu".

- Jeśli ktoś składa wniosek przygotowawczy za 80 mln zł, zakłada, że jest w stanie wykonać następną część projektu. Więc nie straciliśmy tych pieniędzy, lecz tylko rozłożyliśmy projekt lepiej i dłużej w czasie - mówi Popiel.

Koszt budowy spalarni w aglomeracji katowickiej określono na 1,081 mld zł, przy wkładzie własnym samorządów 489 mln zł. Nie wiadomo jednak wciąż gdzie taka spalarnia miałaby powstać. I czy jest szansa na dwa obiekty czy jeden. Pod uwagę brane 2 lokalizacje w Rudzie Śląskiej i Sosnowcu oraz jedna w Katowicach, Mysłowicach, Zabrzu, Dąbrowie Górniczej.

Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, w marcu WFOŚiGW chciałby zorganizować spotkanie lub debatę na temat gospodarki odpadami na Śląsku i jest szansa, że powołany dziś, nowy minister środowiska Andrzej Kraszewski pojawi się na takiej debacie.

Tymczasem Katowice planują budowę własnej spalarni śmieci, produkującej miedzy innymi paliwo dla branży cementowej i będą próbować pozyskiwać fundusze unijne na ten cel. Ten pomysł w obliczu kłopotów GZM nie podoba się Gabrieli Lenartowicz, gdyż jak twierdzi pani prezes sytuacja pokazuje, że odpowiedzialność zbiorowa się nie sprawdza, a determinacja konkretnych miast dla swoich własnych projektów - owszem. Dodajmy tylko, że prezydent Katowic Piotr Uszok jest przewodniczącym GZM.

http://www.mmsilesia.pl/9219/2010/2/2/p ... anged=true
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl



  • Strona 2 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 117 wypowiedzi • 1, 2, 3
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •