ďťż
 
[Oświata] Szkoły podstawowe i średnie



Kris - Śro Kwi 29, 2009 10:05 am
Śląskie będzie ratować szkoły zawodowe
dziś


Również uczniowie szkół spożywczych mają spore szanse na zatrudnienie

Gdyby jakaś szkoła zawodowa zapytała mnie w tej chwili o radę w sprawie kierunku kształcenia, poleciłabym otwarcie klas z branży budowlanej. Jest spore zapotrzebowanie - mówi Maria Banachowicz z działu oświaty Izby Rzemieślniczej w Katowicach.

Od dzisiaj w województwie śląskim nad szkolnictwem zawodowym będzie czuwać specjalny zespół do spraw rozwoju szkolnictwa, w skład którego wchodzą pracownicy kuratorium oświaty, urzędu marszałkowskiego, kilku szkół, izby rzemieślniczej oraz wojewódzkiego urzędu pracy. Będą przekonywać szkoły, żeby kształciły w zawodach poszukiwanych na rynku pracy, a nie tych, na które od dawna nie ma popytu wśród przedsiębiorców.

- Będziemy zachęcać młodych ludzi do praktycznej nauki zawodu, ponieważ nie każdy absolwent gimnazjum musi iść do liceum. To są szkoły dla naprawdę dobrych uczniów. Pozostali mogą z powodzeniem odnaleźć się w szkołach zawodowych - mówi Dariusz Wilczak, wicekurator oświaty.

Akcja skierowana jest przede wszystkim do gimnazjalistów, którzy pod koniec trzeciej klasy muszą zdecydować jaką drogę nauki wybrać. Wielu podejmuje przypadkowe decyzje, kierując się wyborami kolegów, albo aktualnie panującą modą, która nie zawsze gwarantuje znalezienie pracy. Zdarza się więc, że już w trakcie nauki w szkole, stają się potencjalnymi bezrobotnymi.

Małgorzata Glenc, psycholog z Katowic co roku rozdaje gimnazjalistom ankiety z pytaniem "czym się kierowałeś w wyborze szkoły?". - Na szczęście coraz mniej młodych ludzie decyduje się na szkołę z powodu kolegi, czy koleżanki, bo to jest zdecydowanie najgorszy wybór. Ale są też tacy, którzy wybierają karierę policjanta, bo uwielbiają jakiś sensacyjny serial emitowany w telewizji - mówi Glenc.

- Dlatego musimy uruchomić doradztwo zawodowe w szkołach gimnazjalnych. Chodzi o to, żeby nauczyciele rozmawiali z uczniami o ich przyszłości, ale nie tylko na jednej godzinie wychowawczej, lecz w trakcie wielu lekcji - dodaje Wilczak.

Kuratorium wysłało już pisma do dyrektorów szkół z prośbą o wytypowanie jednego nauczyciela do szkolenia z preorientacji zawodowej.

W przygotowaniu są również film prezentujący poszczególne zawody oraz informator, który ukaże się na stronie internetowej kuratorium. - Młody człowiek będzie mógł poznać wszystkie zawody, w których może się wykształcić. Zobaczy gdzie są szkoły, w których może zdobyć dyplom fryzjera, czy kucharza, jakie będzie miał perspektywy po ukończeniu szkoły oraz gdzie będzie mógł kontynuować naukę. Dowie się na przykład jak fryzjer może zostać stylistą - wyjaśnia Wilczak. Dodatkowo na stronie znajdą się informacje z Wojewódzkiego Urzędu Pracy o zapotrzebowaniu na rynku pracy, oraz co warto wybrać, żeby mieć dobry fach w ręku.

- Rynek jest przesycony sprzedawcami, co ciekawe kształci się również sporo fryzjerów, ale ciągle ich brak. Poza tym w każdym zawodzie pojawiają się nowości. Branża motoryzacyjna również ma spore potrzeby, ponieważ więcej w niej obecnie elektroniki niż mechaniki - mówi Banachowicz.

Spotkania z szkolnym doradcą zawodowym to ciągle rzadkość, chociaż coraz więcej szkół deleguje wybranych nauczycieli, lub psychologów na szkolenie. Ostatnio wypełniają tę lukę również poradnie psychologiczno-pedagogiczne, które organizują spotkania dla uczniów i rodziców. Najczęściej wykorzystuje się jedną godzinę w semestrze.

- W klasie pierwszej gimnazjum nie pytamy nikogo, czy chce zostać pianistą, raczej próbujemy ustalić czym się interesuje, żeby określić indywidualne predyspozycje. O konkretach rozmawiamy później, najwcześniej w drugiej klasie. Czasami naprawdę bardzo trudno jest doradzić młodemu człowiekowi, zwłaszcza kiedy ma szerokie zainteresowania - dodaje Glenc.
Katarzyna Piotrowiak - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/992940.html




Wit - Wto Maj 12, 2009 4:44 pm
E-informator zaprosi uczniów do zawodówek
Magdalena Warchala 2009-05-12, ostatnia aktualizacja 2009-05-12 11:51:42.0



Katowickie kuratorium oświaty chce promować szkolnictwo zawodowe. Gimnazjalistom w wyborze dalszej drogi kształcenia pomogą doradcy zawodowi, elektroniczny informator o kierunkach kształcenia oraz film, z którego dowiedzą się, jak wygląda dzień pracy fryzjera czy kucharza.

Szkoły zawodowe przeżywają kryzys, bo absolwenci gimnazjów niechętnie wybierają technika i zawodówki. Ogólniaki uchodzą za bardziej prestiżowe. Idą tam nawet słabsi uczniowie, którzy później mają problemy ze zdaniem matury. Marnują trzy lata - zawód muszą zdobyć w szkole policealnej albo na płatnych kursach. Jednak władzom samorządowym taki trend odpowiada. - Chętniej finansują szkoły ogólnokształcące, bo koszty ich utrzymania są znacznie niższe - mówi Urszula Makselon, rzeczniczka kuratorium.

Tymczasem na rynku pracy brakuje fachowców. Kuratorium postanowiło zająć się problemem. Oddział kształcenia zawodowego, powołany w kuratorium we wrześniu, rozesłał do gimnazjów plakat zachęcający uczniów do nauki zawodu i zorganizował cykl debat z udziałem miejskich urzędników, dyrektorów szkół, pracodawców oraz przedstawicieli urzędów pracy. - Nadeszła pora, by w praktyce wykorzystać wnioski, które wyciągnęliśmy podczas tych spotkań - zapowiada wicekurator Dariusz Wilczak.

Zespół złożony z urzędników, dyrektorów i pracodawców ma przygotować materiały do informatora, który pojawi się na stronie internetowej kuratorium. Znajdą się w nim informacje o wszystkich zawodach, w których można się kształcić w województwie śląskim. Nie będą to tylko opisy przebiegu nauki i przyszłych obowiązków pracownika, ale także wskazówki dotyczące możliwości uzupełnienia wykształcenia. - Chcemy pokazać, że zawodówka nie zamyka drogi do podnoszenia kwalifikacji, że można później zdobyć tytuł technika, zdać maturę, a nawet iść na studia - mówi Wilczak.

Przy niektórych kierunkach pojawią się nawet adresy, gdzie absolwenci od ręki znajdą zatrudnienie (gwarancję dadzą pracodawcy).

E-informator ma być na bieżąco uzupełniany, a urzędy pracy i przedsiębiorstwa będą mogły zgłaszać, jakich fachowców brakuje na rynku. Kuratorium postara się wówczas przekonać urzędników miejskich, by otworzyli taki właśnie kierunek w jednej z podległych im szkół.

Informator to jednak nie wszystko. Od września w każdym gimnazjum przeszkoleni wcześniej nauczyciele poprowadzą zajęcia z preorientacji zawodowej. Lekcje będą odbywać się regularnie, od pierwszej klasy, aby zawczasu skłonić młodzież do zastanowienia się nad swoją przyszłością. - Taka refleksja jest potrzebna także rodzicom, bo to często właśnie oni naciskają, by dziecko za wszelką cenę poszło do ogólniaka - mówi Wilczak.

Zajęcia urozmaicą spotkania z pracodawcami i oglądanie filmu, przedstawiającego specyfikę różnych zawodów.

Jacek Górski, dyrektor Zespołu Szkół Technicznych i Licealnych w Sosnowcu, chwali kampanię kuratorium. - Od dłuższego czasu ubywa nam kandydatów. Zwłaszcza w dobie kryzysu młodzi wątpią, że po zawodówce czy technikum dostaną dobrą pracę. Tymczasem nie muszą się o to bać, bo na rynku brakuje fachowców. Uczniom należy się rzetelna informacja, jakie zawody warto dziś wybierać - mówi Górski.



Wit - Śro Maj 13, 2009 5:43 pm
Rekrutacja do liceów nie będzie już loterią
Magdalena Warchala 2009-05-13, ostatnia aktualizacja 2009-05-13 18:43:01.0



Gimnazjaliści w tym roku po raz pierwszy poznają wyniki swoich egzaminów, zanim zakończy się nabór do liceów. Dotąd wybierali szkoły w ciemno, nie wiedząc, czy zdobędą wystarczającą liczbę punktów, by się do nich dostać.

Do tej pory o wynikach egzaminu gimnazjalnego trzecioklasiści dowiadywali się już po zamknięciu rekrutacji do szkół ponadgimnazjalnych. Uczniowie i nauczyciele co roku zwracali uwagę, że to niewłaściwa kolejność. - Chciałam iść do "Plater" albo do "Staszica" w Sosnowcu, ale bałam się, że się do nich nie dostanę, jeśli na egzaminie wypadnę słabiej. Faktycznie, zabrakło mi kilku punktów. Gdybym znała wcześniej wyniki, od razu postawiłabym poprzeczkę niżej - mówi Monika Kamińska, pierwszoklasistka z Sosnowca.

Poprzednie władze kuratorium oświaty nie chciały jednak iść młodzieży na rękę. Urzędnicy wyjaśniali, że nie mogą przedłużyć naboru, bo wówczas nie zdążą zakończyć go na czas. Radzili, by uczniowie po prostu szacowali swoje wyniki, bo przecież wiedzą, jak odpowiadali na pytania. Młodzież nie dawała się przekonać. - O dostaniu się do dobrego liceum decyduje czasem nawet jeden punkt. Trudno tak precyzyjnie ocenić się samemu - zwraca uwagę Monika.

W tym roku kurator Stanisław Faber uległ prośbom, przedłużając możliwość rejestrowania się w elektronicznym systemie o dwa tygodnie, czyli do 16 czerwca. Zgodnie z zapowiedzią Romana Dziedzica, dyrektora Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej, wyniki egzaminów trafią do szkół co najmniej cztery dni wcześniej. Przed zamknięciem naboru uczniowie będą znali również swoje oceny ze wszystkich przedmiotów, bo rok szkolny kończy się 19 czerwca. - Chcemy wyjść naprzeciw oczekiwaniom młodzieży i rodziców. Wszystko da się zorganizować, jeśli się tylko chce - mówi Faber.

- Świetnie, że w tym roku ustalono właściwą kolejność. Przecież nikt nie każe maturzystom wybierać uczelni, zanim poznają wyniki egzaminu dojrzałości. Czemu my mielibyśmy iść do liceum w ciemno? - pyta Aneta Stachura, trzecioklasistka z katowickiego Gimnazjum nr 5.

Decyzję kuratorium chwalą też dyrektorzy. Joanna Grabania, dyrektorka katowickiego Gimnazjum nr 10, mówi, że wybór szkoły ponadgimnazjalnej to poważna sprawa. - Dobrze, by uczniowie mogli ją dokładnie przemyśleć, mierząc siły na zamiary. Wielu ma ambicje, by iść do ogólniaka, choć niekoniecznie są na to przygotowani. Po co mają przeżywać rozczarowanie i szukać pośpiesznie innej szkoły, gdy okaże się, że nie dostali się tam, gdzie chcieli? - pyta Grabania.

Roman Herrmann, dyrektor IV LO im. Skłodowskiej-Curie w Chorzowie, uważa natomiast, że możliwość wcześniejszego zapoznania się z wynikami może ucieszyć szczególnie uczniów nie do końca zdecydowanych. - Większość ma sprecyzowane plany, więc nie będzie czekać do ostatniej chwili. Ale tym, którzy się wahają, na pewno taka wiedza się przyda - mówi Herrmann.

ŚTZN: Tradycja na świadectwach uratowana
Przemysław Jedlecki 2009-05-12, ostatnia aktualizacja 2009-05-12 22:58:31.0

Ministerstwo edukacji ustąpiło i nie ma nic przeciwko pozostawieniu na świadectwach nazwy Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe. Pomogły protesty absolwentów, rodziców i obecnych uczniów.

O zamieszaniu wokół Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych "Gazeta" pisała już w zeszłym roku. Resort edukacji nakazał, by na świadectwach pozostała tylko nazwa Technikum nr 17, które wchodzi w skład ŚTZN. Dla uczniów było to nie do przyjęcia. Argumentowali, że nazwa szkoły jest dla nich bardzo ważna, budzi respekt, a pracodawcy wiedzą, czego mogą się spodziewać po jej absolwentach.

MEN problemu nie widziało. - Prestiż zespołu szkół zależy od prestiżu każdej szkoły wchodzącej w skład zespołu, a nie odwrotnie - broniła decyzji Krystyna Szumilas, wiceminister edukacji.

Uczniowie pojechali do Warszawy, by przekonywać do swoich racji urzędników, zebrali 3 tys. podpisów poparcia dla historycznej nazwy na świadectwach. Petycję do MEN wysłała katowicka rada miasta, wreszcie list otwarty do minister Katarzyny Hall podpisali m.in.

kompozytorzy Wojciech Kilar i Henryk Mikołaj Górecki, aktorzy Franciszek Pieczka i Olgierd Łukaszewicz, reżyser Kazimierz Kutz, językoznawca prof. Jan Miodek, dyrektor Biblioteki Śląskiej prof. Jan Malicki oraz rektorzy śląskich uczelni publicznych i niepublicznych.

Ministerstwo rozporządzenia jeszcze nie zmieniło, ale postanowiło pójść na rękę żądaniom uczniów i absolwentów ŚTZN. Zbigniew Włodkowski, podsekretarz stanu w MEN, napisał list do władz Katowic, w którym poinformował, że ze względu na tradycję, szkoła na świadectwach nadal może używać swojej nazwy.

Lech Banasik, prezes stowarzyszenia absolwentów i przyjaciół ŚTZN, nie ukrywa radości: - Nasza szkoła powstała w 1931 roku i tradycja jest dla nas ważna. Nie do przyjęcia jest inna nazwa niż Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe - mówi.

Cieszy się też Sebastian Stambuła, tegoroczny maturzysta. - Mam napisane na świadectwie, że ukończyłem "Śląskie" i kolejne roczniki też będą miały taki zapis, zamiast tego o Technikum nr 17. O to chodziło - mówi.

Jan Sporek, dyrektor ŚTZN, mówi, że w MEN zwyciężył zdrowy rozsądek. - Budujące było też poparcie, z jakim się zetknęliśmy. Do całkowitego zamknięcia tej sprawy trzeba zaczekać, aż zmieni się rozporządzenie - dodaje.



Wit - Wto Maj 26, 2009 12:01 pm
Są mebelki i świetlice, a sześciolatków brak
magdalena warchala2009-05-22, ostatnia aktualizacja 2009-05-22 21:54



- Śląskie szkoły są świetnie przygotowane na przyjęcie sześciolatków - zachwalało pół roku temu katowickie kuratorium oświaty. Rodzice w to jednak nie uwierzyli. Na razie w całym województwie wiadomo o jednej klasie samych sześciolatków
Stanisław Faber, śląski kurator oświaty, jeszcze w styczniu chwalił gotowość podstawówek do reformy obniżenia wieku szkolnego. Za wzór stawiał gliwickie szkoły, z których, jak podkreślał, 89 proc. może już przyjmować sześciolatki. Wtórowała mu Małgorzata Semik, naczelniczka wydziału edukacji gliwickiego magistratu. - Mamy gotowe sale lekcyjne i jesteśmy w stanie wprowadzić reformę w życie - mówiła "Gazecie".

Okazało się jednak, że optymizmu urzędników nie podzielili rodzice. Według wstępnych danych, spośród prawie 1,5 tys. gliwickich sześciolatków, do pierwszej klasy we wrześniu pójdzie zaledwie... sześcioro. - Trudno mi powiedzieć, czemu tak się stało. Może rodzice uważają, że ich dzieci są jeszcze zbyt małe, by zostać uczniami? - zastanawia się Laura Pluta z wydziału edukacji.

- Cóż z tego, że szkoły mają mebelki i toalety? Pawełkowi i tak lepiej będzie w zerówce, gdzie dzieci więcej się bawią, niż uczą. Poza tym syn będzie tam wśród rówieśników, a w pierwszej klasie trafiłby do grupy z siedmiolatkami. Rok różnicy to w tym wieku sporo - mówi gliwiczanka Daria Zielińska.

W Sosnowcu, gdzie według kuratorium już w zimie przygotowanych na przyjęcie sześciolatków było 69 proc. podstawówek, rodzice też są nieufni. - Na razie deklarowali chęć zapisania do pierwszej klasy dziesięciorga sześciolatków, ale niektórzy z nich jeszcze się wahają. Może się zatem okazać, że część się wycofa - mówi Barbara Maroszek z wydziału edukacji urzędu miejskiego.

Jej zdaniem rodzice wolą trzymać się starych zasad, dając dziecku jeszcze rok, by dojrzało do nauki. - Może sami też potrzebują czasu, by oswoić się z nową sytuacją - przypuszcza Maroszek.

Katowiccy urzędnicy nie policzyli jeszcze sześciolatków szykujących się do szkoły. Wiadomo jednak, że i w tym mieście nie będzie ich zbyt wielu. Halina Więcek-Kipka, dyrektorka katowickiej SP 22, już w marcu wysłała imienne zaproszenia do wszystkich rodziców ze swojego rejonu, by obejrzeli sale z kącikami zabaw i nowymi mebelkami. Przyszły trzy osoby. Ostatecznie synów zapisały dwie rodziny, jednak później się wycofały, bo psycholog stwierdził, że chłopcy nie dojrzeli do nauki. - Rodzice boją się wcześniej posłać dziecko do pierwszej klasy, bo wokół słyszą, że to skracanie dzieciństwa. Sugerują się zdaniem znajomych. Nie mieliby rozterek, gdyby wszystkich obowiązywały jednakowe reguły - mówi Więcek-Kipka.

W Bielsku-Białej z anonimowych ankiet, które dyrektorzy przeprowadzili wśród rodziców, wynika, że tylko 26 sześciolatków (spośród 1,4 tys.) rozpocznie we wrześniu naukę. - Trudno jednak powiedzieć, czy rodzice zdania nie zmienią - mówi Janusz Kaps, wicedyrektor Miejskiego Zarządu Oświaty.

Kurator Faber przyznaje, że wielu rodziców z ostrożnością traktuje reformę, ale przypomina, że przełamanie stereotypów wymaga czasu. - Proces obniżenia wieku szkolnego został rozłożony na trzy lata. Będziemy promować pozytywne wzorce, nawet wojewódzką inaugurację roku szkolnego planujemy w podstawówce w Jankowicach, w której cała pierwsza klasa złożona będzie z sześciolatków - mówi Faber.

Klasa w Jankowicach liczyć będzie 16 uczniów.




Wit - Wto Lip 21, 2009 9:58 am
Sprawdź, czy szkoła rozwija, czy psuje dzieci
Magdalena Warchala 2009-07-20, ostatnia aktualizacja 2009-07-20 15:28:03.0



Szkoła sukcesu czy szkoła niewykorzystanych możliwości? - rodzice mogą wreszcie sprawdzić, czy gimnazjum, do którego posłali dziecko, rozwija uczniów, czy też ich psuje.

W tym roku, tuż przed rozpoczęciem naboru do gimnazjów, Centralna Komisja Egzaminacyjna po raz pierwszy od lat utajniła wyniki egzaminów końcowych osiągane przez poszczególne szkoły. Dotąd publikowała je w internecie, a rodzice często kierowali się tymi danymi przy wyborze gimnazjum dla dziecka. Jednak Krzysztof Konarzewski, dyrektor CKE, uznał, że tak dłużej być nie może. - Na podstawie wyników powstają rankingi szkół, a te walczą o wysokie miejsca, ucząc młodzież pod testy - przekonywał.

Rodzicom argumentującym, że mają prawo znać poziom gimnazjum, które wybrali, obiecał jednak, że CKE udostępni inne, bardziej obiektywne dane - tzw. Edukacyjną Wartość Dodaną. Aby obliczyć EWD, specjaliści porównali wyniki uczniów z końca podstawówki z ocenami z kolejnych trzech lat spędzonych w gimnazjum. W ten sposób ocenili postępy, jakie młodzież poczyniła w tym okresie, dzieląc szkoły na pięć kategorii. Wszystko opisali na stronie http://cke.scholaris.pl

Okazuje się, że większość szkół w dużych miastach: Katowicach, Sosnowcu, Gliwicach czy Bielsku-Białej, to szkoły sukcesu, które przyjmują dobrych uczniów i pomagają im się rozwijać. Niestety, sąsiadują z nimi liczne szkoły neutralne, jak sosnowieckie Gimnazjum nr 12, które przyjmują uczniów przeciętnych i wypuszczają przeciętnych absolwentów.

W każdym mieście da się również wskazać szkoły wspierające, np. Gimnazjum nr 6 w Bielsku-Białej, których uczniowie nie są orłami, ale w trakcie nauki robią postępy. Nieliczne są szkoły wymagające pomocy, jak Gimnazjum nr 1 w Gliwicach - przechowalnie słabych uczniów. Szkoły niewykorzystanych możliwości, np. gliwickie Gimnazjum nr 4, wypuszczają zaś absolwentów z niezłymi wynikami, ale tylko dlatego, że mają zdolną młodzież, której potencjał i tak częściowo marnują.

Wojciechowi Kołodziejowi, dyrektorowi Gimnazjum nr 9 w Rudzie Śląskiej, czyli szkoły sukcesu, podoba się nowa metoda oceniania placówek. - Gimnazja to szkoły rejonowe, trafiają do nich dzieci z różnych środowisk. Nie można oceniać ich pracy, tak jak dotąd, tylko przez pryzmat zdobytych punktów - uważa Kołodziej.

Jednak rodzice, którzy w maju zapisywali dzieci do gimnazjów, mówią, że inicjatywa CKE to musztarda po obiedzie. - Nabór trwał do połowy czerwca. Szukając szkoły dla Pawła, musiałam polegać tylko na radach przyjaciółek. Teraz żaden ranking mi się już nie przyda - mówi Alina Klaczkowska z Katowic. Konarzewski, który wcześniej obiecywał, że CKE zdąży opracować dane na czas, teraz przeprasza. - System wprowadzający dane do komputera miał problem z rysowaniem elips - tłumaczy opóźnienie.

Dodaje, że EWD będzie pomocna rodzicom i uczniom w przyszłym roku. Także kuratoria wyciągną z danych wnioski, wysyłając we wrześniu do szkół niewykorzystanych szans i wymagających pomocy wizytatorów, którzy wspólnie z dyrektorami zastanowią się, jak poprawić w nich pracę z uczniami.

Nowy ranking skuteczności nauczania gimnazjów dziś

Do jakiego gimnazjum trafi Twoje dziecko? Czy to będzie szkoła sukcesu, czy też niewykorzystanych możliwości? Czy uczeń straci w niej trzy lata życia, czy wręcz przeciwnie: rozwinie się i zyska szansę na miejsce w dobrym liceum? Jeśli chcecie znać odpowiedzi na te pytania, wystarczy wejść na stronę www.cke.scholaris.pl i przez wyszuki- warkę znaleźć odpowiednią szkołę.

Centralna Komisja Egzaminacyjna za środki unijne przygotowała właśnie specjalny program i opracowała dane na temat poziomu nauczania w gimnazjach. To pozwoli ocenić wyniki osiągane przez uczniów w ciągu trzech lat: od egzaminu szóstoklasisty do końcowego egzaminu gimnazjalnego.

Tak można sprawdzić prawie każde gimnazjum w Polsce - nie dało się zweryfikować tylko danych z niektórych, najmniej licznych szkół prywatnych. Gimnazja podzielono na pięć kategorii: neutralne, sukcesu, wspierające, wymagające pomocy i te najgorsze - niewykorzystanych możliwości. Zdaniem Romana Dziedzica, dyrektora Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, na podstawie takich informacji można stwierdzić, czy dana szkoła powiększyła potencjał uczniów, czy wręcz przeciwnie - nie potrafiła rozwinąć ich zdolności.

- Taka informacja jest bardziej wiarygodna od danych statystycznych dotyczących wyników egzaminu gimnazjalnego, bo w tym przypadku porównuje wyniki z trzech lat. Wiemy więc, czy poziom edukacji wzrósł, czy się obniżył - przekonuje Dziedzic.

Do niedawna CKE publikowała punktowe wyniki egzaminów dla wszystkich gimnazjów, ale zrezygnowała, bo ujawnienia danych nie chciały szkoły słabe - upublicznienie informacji traktowały jak antyreklamę. Od ocen jednak nie uciekną: nowy ranking ujawnia prawdę o kiepskich gimnazjach.

- Dane będą przydatną informacją dla dyrektorów, bo pokażą skuteczność edukacji humanistyczynej i przyrodniczo-matematycznej. To pozwoli np. na zmianę nauczyciela określonego przedmiotu lub wprowadzenie dla uczniów zajęć dodatkowych. Dziś szkoły przeciętne to najliczniejsza kategoria gimnazjów - mówi Elżbieta Modrzewska z CKE.

Na początku 2010 roku ma powstać podobny ranking dotyczący liceów.

Wyniki egzaminów szóstoklasistów, gimnazjalnych i maturalnych mówią wiele o poziomie nauczania w wybranej szkole. Wiele, ale nie wszystko. Dlatego ważną informacją dla rodziców i uczniów są rankingi. Udostępnione właśnie przez Centralną Komisję Edukacyjną (na stronie www.cke.scholaris.pl) dane dotyczące poziomu nauczania w gimnazjach, bazują na tzw. edukacyjnej wartości dodanej, wyliczanej na podstawie bardzo skomplikowanego wzoru.

To w Polsce nowość. Do tej pory pokazywano tylko suche zestawienia punktów zdobytych przez uczniów podczas egzaminów i na tej podstawie tworzono rankingi. Teraz porównujemy wyniki egzaminu po podstawówce i po gimnazjum dla uczniów każdej szkoły. Zaleta nowego sposobu oceniania gimnazjum polega na tym, że pokazuje przyrost lub obniżenie wiedzy uczniów między egzaminami. Wiemy więc, czy dana szkoła jest coraz lepsza, czy też obniża loty.

- Uważam, że to dobry sposób oceny. Nie ma idealnych rankingów, ale ten przynajmniej dostarcza szerszej wiedzy. Bo przecież ani liczba punktów, ani średnia, jaką uczeń ma na koniec roku, nie dają pełnej informacji na temat jego wiedzy i umiejętności - twierdzi Maciej Osuch, społeczny rzecznik praw ucznia.

Autorzy programu wzięli pod uwagę dane dotyczące wyników egzaminów szóstoklasistów i gimnazjalistów od 2002 do 2005 roku. Jesienią 2009 roku będą zamieszczone wyniki analiz na podstawie danych z 2005-2007 oraz 2007-2009 roku. To one pokażą gimnazjom, w którym kierunku zmierzają i co poprawić, by poziom nauczania był lepszy.

- Traktujmy te informacje jako dane dodatkowe, uzupełniające wiedzę o konkretnej szkole. Nie ma przecież całkowicie obiektywnych rankingów - wyjaśnia Roman Dziedzic, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej w Jaworznie.

Przedstawione na stronie www.cke.scholaris.pl dane mają przede wszystkim zachęcić szkoły do doskonalenia nauczania, a kuratoria oświaty dają sygnał, że niektóre placówki trzeba wesprzeć.Poza wszystkim informacja o poziomie nauczania w szkołach jest dziś informacją rynkową. Szkoły, chcąc nie chcąc uczestniczą w rywalizacji, a od wielości uczniów i ich osiągnięć zależy liczba etatów nauczycielskich. Dysproporcje w poziomie nauczania między gimnazjami zwiększają się z roku na rok, co widać szczególnie w dużych miastach. Równy dostęp do edukacji jest fikcją. Brak rejonizacji powoduje jednak, że możemy wybrać szkołę, którą chcemy, a nie którą musimy. A jaką można uznać za dobrą?

- To taka, która nie marnuje zdolności uczniów. Jeśli jedna polonistka uczy dwie klasy, słabą i dobrą, a potem obie uzyskują podobny wynik na egzaminie w gimnazjum, to oznaczy, że w tej dobrej trzy lata nauki gimnazjalnej zostały zmarnowane. Bo słaba powinna być lepsza, a dobra świetna - tłumaczy Elżbieta Modrzewska z CKE w Jaworznie.

Publikacja charakterystyk gimnazjów przez CKE jest pilotażem zaplanowanym do 2013 roku. Teraz finansuje go Unia Europejska, potem trzeba będzie szukać sponsora.

Wykres postępu

Szkoły w nowej bazie są podzielone na kategorie.

1. Szkoły neutralne. Gimnazja, w których jest średni w skali kraju poziom wyników egzaminacyjnych i przeciętną efektywność.

2. Szkoły sukcesu. Gimnazja o wysokich wynikach egzaminacyjnych i wysokiej efektywności nauczania.

3. Szkoły wspierające. Gimnazja o niskich wynikach egzaminacyjnych, ale wysokiej efektywności.

4. Szkoły wymagające pomocy. Gimnazja o niskich wynikach egzaminacyjnych i efektywności nauczania.

5. Szkoły niewykorzystanych możliwości. Gimnazja o wysokich wynikach egzaminacyjnych oraz niskiej efektywności nauczania.

Wyniki egzaminów prezentowane są na stronie www.cke.scholaris.pl w postaci elipsy.

Jeśli jest ona na wykresie w prawej ćwiartce: gimnazjum jest świetne. Jeśli spadnie do lewej dolnej ćwiartki, to lepiej zmień szkołę albo postaw jej określone wymagania.

Agata Pustułka - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1028840.html



Wit - Pią Sie 14, 2009 4:02 am


Niż demograficzny wyludnił szkoły - nie ma pracy nawet dla młodych polonistów i anglistów
06.08.2009
Nie ma pracy dla młodych nauczycieli, nawet dla polonistów i anglistów. Przyczyną tej sytuacji jest galopujący niż demograficzny, który przekłada się na zmniejszenie liczby klas w szkołach i ścinanie nauczycielskich etatów.

- To katastrofa. Pracowałam przez rok w dwóch szkołach podstawowych. Od września nie mają dla mnie nic. Nie wiem, co robić, bo przerwa w tym zawodzie, zwłaszcza u początkującego nauczyciela, nie jest dobrze widziana, a poza tym opóźnia awans zawodowy - mówi 27-letnia Agnieszka Madziara z Zabrza, polonistka z rocznym stażem pracy w szkole.

Większość gmin nie ma do zaoferowania nawet jednego wolnego etatu.

- W tym roku nie mamy żadnej nowej oferty pracy dla nauczyciela. Pozostają więc sytuacje losowe i odejścia na emerytury. To pierwszy taki rok w historii miasta - mówi Beata Kabza z Wydziału Edukacji w Chorzowie.

- Nie mamy nic, zwłaszcza dla młodych nauczycieli. Jest problem z godzinami, które trzeba rozdysponować między już pracujących. Tu też nie jest łatwo, coraz trudniej o pełny etat - mówi Mieczysław Orgacki, naczelnik z Wydziału Edukacji w Tarnowskich Górach.

Liczba uczniów w szkołach województwa śląskiego w porównaniu z ubiegłym rokiem zmniejszy się niemal o dziesięć tysięcy. Największe spadki samorządowcy odnotowali w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych. W Chorzowie ubędzie 560 uczniów, w Zabrzu 500, w Tychach i Tarnowskich Górach po 200. Niż najbardziej odczują w Katowicach, gdzie ponad 1000 uczniów nie zasiądzie w ławkach. Na podstawie art. 20 Karty Nauczyciela, czyli z braku zadań edukacyjnych, pracę w Katowicach straciło już 39 nauczycieli.

- Drastycznie zwiększyła się także liczba nauczycieli, którzy nie mają etatu w jednym miejscu pracy. U nas w Zabrzu ich liczba wzrosła nagle z 8 do 36. Nie ma pracy dla historyków oraz nauczycieli wiedzy o społeczeństwie - mówi Marek Torbus z Wydziału Edukacji w Zabrzu.

Studenci powinni się więc dobrze zastanowić, czy warto wybierać karierę nauczyciela.

- Dla samorządów priorytetem jest zapewnienie pracy nauczycielom z największym stażem, dlatego skompletowanie etatu dla młodego nauczyciela graniczy z cudem - przyznaje Dariusz Wilczak, wiceku- rator oświaty.

Etat to osiemnaście godzin tygodniowo. Od liczby godzin zależy wysokość pensji oraz awans zawodowy. Żeby go rozpocząć, potrzebują minimum 9 godzin tygodniowo, tymczasem walka toczy się nawet o pojedyncze godziny w mieście. O nadgodzinach nie ma więc co marzyć.

Niektórzy nauczyciele rzucają wiec zawód, a inni szukają sposobu na przetrwanie. Jednym z nich są studia podyplomowe lub ukończenie drugiego kierunku, który mógłby w przyszłości potencjalnie zwiększyć szanse na kontynuowanie pracy w zawodzie. Najczęściej ich losem kieruje jednak przypadek.

- Kiedy za rok znowu spróbuję szczęścia w szkole, nie będę mogła powiedzieć, że byłam gospodynią domową. Dokształcanie się jest więc jakimś wyjściem z sytuacji. Koleżanki, które w tym roku kończyły polonistykę, znalazły pracę w geodezji i kadrach instytucji publicznych. Może i ja spróbuję. Jeszcze nie wiem - dodaje Madziara.

Obecna sytuacja może mieć konsekwencje za kilka lat, kiedy, zgodnie z prognozami demografów, w szkołach znowu będzie więcej dzieci. Może się wtedy okazać, że starzejąca się kadra będzie poważnym problemem.

Ministerstwo Edukacji Narodowej miało inne plany. Kiedy Katarzyna Hall objęła resort, tłumaczyła, że chce otworzyć szkoły dla młodych pedagogów. Tymczasem w wyścigu o etaty młodzi przegrywają i z nauczycielami z większym stażem, i z niżem demograficznym.

- Wielu dyrektorów szkół będzie musiało zmierzyć się z dramatycznym wyborem. Jeżeli zdecydują się preferować wiek nauczyciela, mogą być podejrzani o dyskryminację - mówi Magdalena Kaszulanis ze Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Sytuacja jest bardzo skomplikowana. W najnowszym raporcie "Eurydice", sporządzonym przez europejską sieć informacji o edukacji, mowa o starzeniu się tej grupy zawodowej. Niektóre państwa uskarżają się na to od dawna. W Polsce na razie średnia wieku to 40 lat. Nie jest więc tak źle - dodaje Kaszulanis.

10 000 uczniów mniej w porównaniu z rokiem ubiegłym będzie w szkołach regionu

4000 zł dostają w tym roku z budżetu państwa szkoły na każdego ucznia

40 taka jest średnia wieku nauczycieli zatrudnionych w polskich szkołach

Jak zwiększyć liczbę etatów?

Miejsc pracy dla nauczycieli może przybyć, gdy udało się obniżyć liczebność klas. Dziś w klasach jest po 25-26 uczniów, jednak coraz częściej bywa ich ponad 30.

Taki manewr byłby kosztowny, bo przy niżu wysokość dotacji spada. W tym roku państwo płaci szkole za każdego ucznia niewiele ponad cztery tysiące złotych. Te pieniądze wydawane są na różne cele, m.in. na pensje dla nauczycieli.

- Gdyby ustalić standardy i zmniejszyć liczbę dzieci w klasach, nie musielibyśmy zwalniać nauczycieli. Jednak w ślad za takimi decyzjami idą pieniądze, które dziś nie wystarczają nawet na wynagrodzenia. Z tego powodu ministerstwo edukacji unika wprowadzenia jednego z najważniejszych standardów dla szkół - uważa Mieczysław Orgacki, naczelnik wydziału edukacji w Katowicach.

O określenie standardów apelował w lipcu także rzecznik praw dziecka, Marek Michalak. MEN nie zamierza jednak niczego zmieniać. "Ustalanie liczby uczniów w klasach powinno pozostać w gestii organów prowadzących szkoły" - informuje biuro prasowe MEN. Obowiązują jedynie limity określone pod koniec zeszłego roku dla klas 1-3 szkoły podstawowej, które wynoszą 26 dzieci.

Katarzyna Piotrowiak - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1033061.html



Wit - Pon Sie 17, 2009 12:26 pm
Szkoła chce kupić budynek. Urzędnicy zwlekają
Anna Malinowska 2009-08-13, ostatnia aktualizacja 2009-08-13 14:24:16.0



Społeczne Towarzystwo Edukacyjne w Katowicach od 19 lat zajęcia prowadzi w budynku, który należy do miasta. Ponieważ umowa użyczenia obiektu kończy się za trzy lata, towarzystwo prosi o dzierżawę na warunkach komercyjnych lub wykup obiektu. Tymczasem władze próbują wprowadzić do budynku nowych współlokatorów: wydział karny sądu lub Straż Graniczną.

W lipcu 1990 r. zarejestrowano w sądzie Społeczne Towarzystwo Edukacyjne. Po wakacjach zaczęło ono prowadzić szkołę podstawową. Z czasem powstało przy niej gimnazjum i przedszkole. Obecnie uczy się w niej 150 dzieci z całych Katowic. Placówki edukacyjne funkcjonują w budynku na zasadzie użyczenia od miasta.

- Szkoła się rozwija i na swoim koncie ma coraz więcej sukcesów. Na brak chętnych nie narzekamy. Naszym dużym atutem jest lokalizacja. Szkoła mieści się przy ul. Bocheńskiego - jesteśmy na uboczu, uczniowie przebywają w bezpiecznym otoczeniu, ale rodzice mają świetny dojazd z centrum - wylicza Barbara Szewczyk, sekretarz towarzystwa.

Kilka lat temu władze szkoły zwróciły się do miasta z pytaniem, co dalej, kiedy skończy się umowa z miastem. - Usłyszeliśmy, że być może budynek będzie wyburzony, bo ma tamtędy przebiegać droga. Później, w związku z protestami mieszkańców, władze z pomysłu się wycofały. Ale zaproponowały nam przeniesienie się do szkoły na osiedlu Kukuczki. Okazało się jednak, że nie ma tam wystarczającej liczby sal. Poza tym nasze przenosiny oznaczałyby wyprowadzkę z Kukuczki biblioteki i klubu dla niepełnosprawnych. To oznaczałoby konflikt szkoły z całym osiedlem - dodaje Szewczyk.

Później władze miasta wpadły na kolejny pomysł. Szkoła miała dzielić budynek na Bocheńskiego z wydziałem karnym sądu rejonowego. Po obfitej korespondencji z pomysłu jednak również się wycofano - tylko po to, by sprowadzić kolejnych sąsiadów. - Tym razem miała to być Straż Graniczna. Umundurowani z bronią mieli przebywać w tym samym budynku co dzieci. Tylko dlatego, że straż nie była zadowolona z takiej lokalizacji, nie dostaliśmy kłopotliwych współlokatorów - denerwuje się Szewczyk.

Towarzystwo poprosiło miasto, by umowę rozwiązać już teraz i podpisać nową, na innych warunkach. Chodzi o dzierżawę na warunkach komercyjnych lub wykup budynku. W odpowiedzi urzędnicy piszą, że na razie nie mogą zająć stanowiska. Tworzony jest bowiem plan zagospodarowania przestrzennego dla tego miejsca.

- Wytłumaczenie jest co najmniej dziwne. Obojętnie, czy będzie to mieszkaniówka, czy tereny rekreacyjne, w czym przeszkadza szkoła? - pyta radny Andrzej Zydrowicz, który w tej sprawie na najbliższej sesji zamierza złożyć interpelację.

Andrzej Łukasiewicz, dyrektor szkoły, podkreśla, że brak wyraźnego stanowiska ze strony miasta blokuje wiele inwestycji. - Wszystkie remonty robimy we własnym zakresie. Trudno więc cokolwiek planować, jeśli nie wiemy, co z nami będzie po 2012 r. Przez lata udało nam się zbudować dobrą pozycję, szkoda byłoby to marnować przez problemy z siedzibą - martwi się dyrektor.

I rzeczywiście. Szkoła może się pochwalić najlepiej zdanym egzaminem gimnazjalnym w województwie. Uczniowie zdobywają laury w olimpiadach przedmiotowych, konkursach literackich czy zawodach narciarskich. W szkole działa też teatr, który na zaproszenie artystów teatru Korez wystawił u nich swoje przedstawienie.





Wit - Śro Wrz 02, 2009 10:51 am
Nowy rok szkolny niesie uczniom dużo nowego
Magdalena Warchala2009-08-30, ostatnia aktualizacja 2009-08-30 09:42



Wakacje dobiegają końca i do uczniowskich drzwi puka nowy rok szkolny. Nowy nie tylko z nazwy - bo niesie ze sobą wiele zmian. Od początku września w klasach pierwszych podstawówek i gimnazjów obowiązywać będzie nowa podstawa programowa. Najmniej zmian dotyczyć będzie licealistów, ale będą istotne, bo związane z maturami

Zmiany najbardziej odczują siedmiolatki, które idą do podstawówek, ponieważ programy pierwszych klas przystosowano do możliwości dzieci o rok młodszych. Ministerstwo Edukacji Narodowej napisało je, gdy planowało obniżyć wiek szkolny, ale ponieważ nie znalazło pieniędzy, by przygotować podstawówki na przyjęcie maluchów, odłożyło reformę o trzy lata. Na razie do szkół pójdą więc tylko te sześciolatki, których rodzice wystąpią o to z własnej inicjatywy. Jest ich niewiele, ale zmian w programach nie dało się cofnąć i siedmiolatki czeka powtórka z zerówki. To denerwuje rodziców: "Siedmioletnie dzieci skrzywdzono, nakazując im cofnąć się o rok. Moja córka płynnie czyta, liczy, ma bogate słownictwo, sporą wiedzę o świecie, przyrodzie. To żenujące, że ma uczyć się szlaczków i sylab" - pisze na www.forumrodzicow.pl internautka Ola. Na szczęście zmiany, które czekają pierwszoklasistów w gimnazjach - przynajmniej z założenia - wydają się być zmianami na lepsze.

Gimnazjaliści nie będą powtarzać tego, czego nauczyli się w podstawówce. Od razu przejdą do omawiania nowych zagadnień i poszerzania zdobytej wiedzy. Ministerstwo chce, by szkoły rozwijały ich pasje, dlatego zobowiązało dyrektorów, by organizując zajęcia z nowego przedmiotu - edukacji artystycznej i technicznej - kierowali się sugestiami młodzieży. Szkoła na ich prośbę może zorganizować np. zajęcia elektroniczne, krawieckie, warsztaty wyrobu biżuterii czy kurs jazdy na motorowerze.

Także lekcje WF-u mają być atrakcyjniejsze. Oprócz dwóch godzin tradycyjnych zajęć tygodniowo, młodzież będzie mogła przez pozostałe dwie godziny trenować np. capoeirę, taniec nowoczesny albo gimnastykę artystyczną. Jeśli zajęć nie zorganizuje dla nich szkoła, uczniowie mogą zaliczać je w domu kultury albo w klubie sportowym. - Walorem tego rozwiązania jest wzbogacenie oferty zajęć oraz lepsze dopasowanie do oczekiwań uczniów. To powinno zahamować narastającą falę zwolnień, które nie zawsze są wiarygodne - wyjaśniała Justyna Sedlak z biura prasowego MEN-u, kiedy ministerstwo ogłosiło swój pomysł. W planach lekcji gimnazjalistów i uczniów podstawówek pojawi się także edukacja dla bezpieczeństwa, nowy przedmiot uczący m.in. zasad udzielania pierwszej pomocy i radzenia sobie w sytuacji kryzysowej - np. podczas powodzi czy pożaru. Od września dola uczniowska powinna stać się także nieco lżejsza niż dotąd, dzięki... lżejszym tornistrom. Ministerstwo przygotowało projekt nowelizacji rozporządzenia, zgodnie z którym uczniowie będą mogli zostawiać w szkole książki i pomoce naukowe. Dokument czeka tylko na podpis minister Katarzyny Hall. Niestety, nie przewiduje dofinansowania do zakupu szafek. Wygospodarowanie schowków np. na zapleczu albo w starej szafie, będzie więc zadaniem dyrektora.

Za to już w tym roku MEN zacznie dzielić pieniądze na wewnątrzszkolne bawialnie oraz zewnętrzne place zabaw, czyniące podstawówki bardziej przyjaznymi dla maluchów. W ciągu sześciu lat takie przybytki rozrywki powstaną przy wszystkich podstawówkach, by służyć nie tylko najmłodszym uczniom, ale także dzieciom z sąsiedztwa.

Najmniej zmian w nowym roku szkolnym dotyczyć będzie licealistów, jednak chodzi o zmiany istotne, bo związane z maturami. Pierwsza z nich, spędzająca sen z powiek wielu młodym ludziom, wprowadzi obowiązkowy egzamin z matematyki. W ten właśnie sposób ministerstwo chce przekonać uczniów, by bardziej przykładali się do przedmiotów ścisłych, co ma skłonić ich później do wybierania matematyczno-przyrodniczych kierunków studiów, z których specjalistów zaczyna w Polsce brakować.

Zwolnieni z matury z matematyki w tym roku będą jedynie uczniowie liceów plastycznych, czyli szkół, które podlegają nie MEN-owi, lecz Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Ponieważ rozporządzenie wprowadzające matematykę na maturę MKiDN wydało z rocznym opóźnieniem, młodzież zaprotestowała i przekonała ministra, by w tym roku oszczędził im dodatkowego stresu.

Kolejna zmiana dotyczy ilości zdawanych przedmiotów. Dotąd oprócz języka polskiego i obcego maturzysta zdawał od jednego do trzech przedmiotów dodatkowych. Teraz może ich wybrać nawet sześć, aby zwiększyć swoje szanse na dobre studia. Ta możliwość da większe pole manewru przy wyborze kierunku studiów. Teraz, gdy po pierwszym roku student rezygnował i chciał iść na inny kierunek, często musiał wracać do liceum, by zdać maturę z przedmiotu wymaganego podczas rekrutacji. Odtąd będzie mógł od razu zdać kilka przedmiotów "na zapas". Na nową podstawę programową licealiści poczekają trzy lata.

Rodzice sześciolatków nie wierzą szkole
Iwona Sobczyk
2009-08-27, ostatnia aktualizacja 2009-08-28 09:42

Według najnowszych danych kuratorium w całym województwie śląskim do szkoły pójdzie tylko 1132 sześciolatków, czyli niespełna 3 proc. wszystkich dzieci w tym wieku. Najbardziej do reformy przekonani są mieszkańcy Rybnika.
Sześcioletniego Antka z Katowic nie czeka we wrześniu żadna rewolucja. Zamiast do pierwszej klasy pójdzie do zerówki mieszczącej się w budynku przedszkola, które zna i lubi. - Ani on nie jest gotowy na zmianę, ani szkoły przygotowane na jego przyjęcie. Mówienie, że jest inaczej, to bujda. Większość nie miała czasu ani pieniędzy, żeby przystosować sale, łazienki i szatnie do potrzeb maluchów - mówi Karina Korgul, mama Antka.

Tak jak ona myśli większość rodziców sześciolatków. Spośród prawie 39 tys. dzieci w tym wieku w województwie śląskim do pierwszej klasy pójdzie tylko 1132. Choć trzeba przyznać, że przez ostatnie miesiące chętnych przybyło. Według majowych danych w Gliwicach do pierwszej klasy miało iść sześcioro dzieci, w Bielsku-Białej - 26, a w Sosnowcu - 10. Dziś w Gliwicach do szkoły zapisanych jest 56 maluchów, w Bielsku-Białej - 37, a w Sosnowcu - 21.

Spośród większych miast wybija się tylko Rybnik. Tu w szkolne progi zawita aż 167 sześciolatków, dzięki czemu w czterech szkołach powstaną klasy złożone tylko z nich. Dwie ze szkół mają już place zabaw dla maluchów, dwie pozostałe dopiero starają się o ministerialną dotację na ten cel. - Być może dzieci będzie jeszcze więcej, wielu rodziców podejmuje decyzję w ostatniej chwili - mówi Joanna Kryszczyszyn, zastępczyni prezydenta Rybnika.

Skierowana do rodziców sześciolatków kampania informacyjna rozpoczęła się w Rybniku w styczniu, zanim jeszcze kuratorium zaleciło to wszystkim miastom. Były spotkania z dyrektorami szkół, przedszkoli i nauczycielami. - Chcieliśmy, żeby rodzice wybrali świadomie. Mówiliśmy o tym, że wszystkim dzieciom zapewniamy dowóz, świetlicę działającą do późna i trzy posiłki, na które sześciolatki będą schodzić, gdy starsze dzieci będą miały lekcje - mówi Kryszczyszyn.

Klasy złożone tylko z sześciolatków udało się utworzyć także w Jankowicach, Goczałkowicach-Zdroju i Łazach.

Mniej surowo oceniają zmiany rodzice dzisiejszych pięciolatków. Paweł Sobolewski, ojciec pięcioipółletniej Mai, zamierza w przyszłym roku posłać ją do pierwszej klasy. - Teraz jest w grupie starszaków w przedszkolu. Według nowej podstawy programowej miałaby w przyszłym roku to powtarzać i znów przez rok bawić się klockami. Po co, skoro ona już zaczyna pisać? Szkoda czasu - dodaje.



Wit - Nie Wrz 06, 2009 9:19 pm
Pieniądze na place zabaw przeszły koło nosa
Magdalena Warchala 2009-08-28, ostatnia aktualizacja 2009-08-29 07:36:56.0



Czy dyrektorzy śląskich i zagłębiowskich podstawówek uważają, że place i sale zabaw dzieciom z ich szkół są niepotrzebne? Może i nie, ale spośród wszystkich dyrektorów w Polsce to oni wysłali do Ministerstwa Edukacji Narodowej najmniej wniosków o pieniądze na wyposażenie placów zabaw.

Pieniądze na wyposażenie "krain sprawności i zdrowia na słońce" oraz "krain sprawności i zdrowia na deszcz" MEN obiecało podstawówkom w lipcu. W ramach programu "Radosna szkoła" podstawówki mogły się starać nawet o ponad 115 tys. zł na zewnętrzny plac z drabinkami, równoważniami, huśtawkami i ściankami wspinaczkowymi oraz o 12 tys. zł na miękkie klocki, piłki i inne zabawki edukacyjne do wewnętrznych bawialni.

Zamiast się cieszyć, dyrektorzy zaczęli narzekać, że MEN ogłosiło nabór wniosków w wakacje i dało na ich złożenie tylko dwa tygodnie. - Zostawiłam męża, dzieci i wróciłam do Katowic z Wisły, żeby załatwić formalności. Mogłabym udawać, że o niczym nie wiem albo że jestem za granicą, ale nie potrafiłam się tak zachować - mówiła "Gazecie" jedna z dyrektorek.

Sezonem urlopowym małe zainteresowanie programem usprawiedliwiali także urzędnicy. - Wielu dyrektorów wyjechało, nie ma komu podpisać dokumentów - mówi Beata Ociepa z katowickiego magistratu, do którego wpłynął zaledwie jeden wniosek o dofinansowanie placu zabaw i osiem wniosków o dofinansowanie bawialni.

Jak się jednak okazuje, choć w innych regionach czasu na złożenie wniosków było tyle samo, tamtejsi dyrektorzy dali sobie radę, sprzątając kasę sprzed nosa kolegom z województwa śląskiego.

Z opracowanego przez MEN zestawienia wynika, że spośród 1225 podstawówek z naszego regionu wnioski o place zabaw złożyło zaledwie 85 szkół, czyli jedynie 7 proc. Tak małe zainteresowanie było jeszcze tylko w województwach kujawsko-pomorskim i warmińsko-mazurskim, ale już w województwie mazowieckim po pieniądze na place zabaw zgłosiło się 16 proc. podstawówek, w lubelskim - 14 proc., a w lubuskim i łódzkim - po 13 proc.

Czy nasze szkoły są tak bogate, że nie potrzebują pomocy? Jedna z bielskich dyrektorek wyjaśnia, że wręcz przeciwnie. - Gdy chciałam złożyć wniosek o pieniądze na plac zabaw, w Miejskim Zarządzie Oświaty usłyszałam, że mogę starać się tylko o wewnętrzną bawialnię, na którą nie trzeba wkładu własnego. W przypadku zewnętrznego placu zabaw miasto musiałoby sfinansować połowę inwestycji, a gminy na to nie stać - mówi dyrektorka.

Jej słowa potwierdza Bogumiła Dziaduszewska z MZO: - Zostaliśmy zaskoczeni ofertą ministerstwa. Miasto nie jest w stanie w połowie roku wygospodarować pieniędzy na wkład własny.

Z tego samego powodu selekcję wniosków wprowadził także Sosnowiec. Jednak aby starać się o pieniądze na bawialnię, wkład finansowy nie był potrzebny (wystarczyło, by szkoła wygospodarowała salę), a dyrektorzy śląskich szkół i tak nie wykazali nimi zainteresowania. O zakup zabawek poprosiły 593 szkoły, czyli 44 proc. To najmniej w Polsce, bo w większości województw o wsparcie wnioskowała grubo ponad połowa podstawówek.

Ministerstwo uspokaja, że program "Radosna szkoła" został zaplanowany na sześć lat (przeznaczono na to 1,2 mld zł), zatem spóźnialscy mają jeszcze szansę na zdobycie pieniędzy. - Wnioski mogą składać w październiku, ale w pierwszej kolejności pieniądze dostaną te szkoły, które złożyły dokumenty w lipcu - wyjaśnia biuro prasowe ministerstwa.

6-letnie Hania i Laura porzuciły przedszkole
Iwona Sobczyk 2009-09-01, ostatnia aktualizacja 2009-09-01 19:44:51.0

Dzieci reforma systemu oświaty nie interesuje. Może dlatego wyglądały na najbardziej zrelaksowanych uczestników poniedziałkowych uroczystości rozpoczęcia nowego roku szkolnego, pierwszego, w którym w szkole zawitały sześciolatki

Sześcioletni Michał Rawicki nie ma wątpliwości, że zostanie pierwszoklasistą to był świetny wybór. - Mają tu wyścigówkę Formuły 1. Będziemy się bawili autami w wyścigi. W przedszkolu takich nie było - opowiada. Pójdzie do pierwszej klasy w Szkole Podstawowej w Jankowicach. To tutaj jeszcze wiosną udało się uformować 17-osobową klasę złożoną tylko z sześciolatków. Dlatego właśnie w Jankowicach zorganizowano wojewódzkie rozpoczęcie roku szkolnego.

Mama Michała ma do sprawy podejście mniej entuzjastyczne. - To jednak będzie eksperyment na żywym organizmie. Dopiero w trakcie roku szkolnego okaże się, jak to wszystko będzie się sprawdzać. No ale ktoś musiał zacząć. Na Zachodzie sześciolatki chodzą do szkoły. Może i u nas wszystko się uda - mówi pani Bożena.

Laura Fojcik bardzo mocno przekonywała rodziców, żeby zapisali ją do pierwszej klasy. Perswazja przybrała na sile, kiedy Laura dowiedziała się, że jej najlepsza przyjaciółka Hania Gaszka też porzuca przedszkole. Na obu szkoła zrobiła pierwszego dnia dobre wrażenie. - Podobały mi się flagi i piosenki - mówi Hania.

Obie pójdą do podstawówki w sąsiadujących z Jankowicami Świerklanach. Tam też udało się utworzyć klasę złożoną z samych sześciolatków. - Gdyby było inaczej, miałabym obawy. Pewnie bym się nie zdecydowała - mówi mama Laury, Wioleta. Mama Hani, Monika, wątpliwości by nie miała. - Zmienił się program nauczania. Dzieci w zerówce będą się zajmować tylko zabawą. A Hania liczy biegle do stu i zaczyna pisać. Zanudziłaby się - mówi.

W Świerklanach pierwszoklasiści będą się uczyli w wydzielonym segmencie szkoły. W Jankowicach klasy 1-3 mają osobne wejście, odpowiednie toalety, a nawet własną salę gimnastyczną. Sześciolatki będą mogły liczyć na wyjątkowe traktowanie. - Siedmioletni pierwszoklasiści mają w klasach normalne ławki i tylko niewielki dywanik z tyłu sali, na którym mogą się bawić. Sala dla najmłodszych wygląda zupełnie inaczej - mówi Danuta Dudek, dyrektorka szkoły.

Na półkach leżą zabawki. Dywan jest na całej podłodze, pod ścianami stoją miękkie mebelki, trzy duże wspólne stoły i kolorowe szafki. - Dzieci będą zostawiać w nich wszystkie rzeczy potrzebne do szkoły. W plecaku będą nosić tylko kanapki na śniadanie. To przywilej sześciolatków. Siedmiolatki nie mają szafek - mówi Magdalena Mięsak, wychowawczyni "sześcioletniej" klasy. Na parterze szkoły nadal będzie działało przedszkole z zerówką. Zapisano do niej 38 dzieci.

Według ostatecznych danych kuratorium oświaty w całym województwie śląskim do pierwszej klasy rodzice zapisali 1179 sześciolatków, trzy procent wszystkich dzieci w tym wieku. Ile dokładnie powstało takich klas jak w Jankowicach i Świerklanach, nie wiadomo. W dużych miastach sześciolatki będą się uczyć razem z siedmiolatkami. Klasy z sześciolatków udało się utworzyć głównie w mniejszych miejscowościach. Jedynym wyjątkiem jest Rybnik. Tu powstaną aż cztery takie klasy.

Wiceminister edukacji narodowej Krystyna Szumilas, która była na wczorajszych uroczystościach w Jankowicach, podkreślała, że nie jest rozczarowana małym zainteresowaniem szkołami rodziców sześciolatków. - Wszystko przed nami. Cieszę się natomiast, że na terenach wiejskich i w małych miejscowościach zainteresowanie było większe. Tutaj kwestia obniżenia wieku szkolnego jest szczególnie istotna, bo nie ma tradycji wysyłania dzieci do przedszkola ani tylu możliwości stymulowania ich rozwoju - mówiła.

Uspokajał też Stanisław Faber, śląski kurator oświaty. - Mówić, że siedmiolatki będą powtarzać program z zerówki, to daleko idące uproszczenie. Sześciolatkom, które zostały w zerówkach, też nie stanie się krzywda. Nauczyciele na pewno będą się starali jak najlepiej wykorzystać ten czas. Niestety rodzice tych dzieci nie dowiedzą się, co maluchy mogłyby zyskać na pójściu do szkoły. Wszystkie pozytywne zmiany dokonują się w drodze ewolucji - mówił.



Kris - Śro Sty 27, 2010 11:18 am
Francuzi przyjadą do nas na praktykę i stworzą rękę

Monika Krężel

2010-01-27 10:00:10, aktualizacja: 2010-01-27 10:00:10

Nauczyciele i uczniowie ze szkoły zawodowej z małego miasteczka Louhans we Francji będą współpracować ze Śląskimi Technicznymi Zakładami Naukowymi w Katowicach. Już wiadomo, że młodzi Francuzi przyjadą na praktyki do firm branży informatycznej i produkcyjnej w naszym regionie. Polskich uczniów czekają też zajęcia we Francji.
Na razie szkoły przygotowują się do tego, by wystartować wspólnie w dwóch projektach w ramach programu Leonardo da Vinci. - Pierwszy ma opierać się na wymianie uczniów w ramach praktyk zawodowych i w nim chcemy wziąć udział razem z Francuzami - mówi Jan Sporek, dyrektor Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych w Katowicach. - Drugi projekt powinien być realizowany przynajmniej z trzema szkołami. Nazywa się "Ręka" i polega na stworzeniu modelu wirtualnej oraz fizycznej ręki. Oprócz nas i Francuzów, w projekcie chcą wystartować też szkoły z Rumunii i Turcji.

Do Katowic przyjechało już dwóch nauczycieli z Francji. W poniedziałek zwiedzili obóz w Oświęcimiu, wczoraj przyglądali się pracy w ŚTZN. Strona polska będzie odpowiedzialna za przygotowanie praktyk. - Tematem projektu jest problem języka obcego w firmach wykonujących różnego typu transakcje. Chcemy pokazać uczniom, że język angielski jest potrzebny w zakładach pracy, a niekiedy jest nawet kryterium przyjęcia do pracy - mówi dyrektor Sporek. - W Polsce praktyki będą się odbywały w dużych firmach branży IT czy produkcyjnych, pierwsi uczniowie wezmą w nich udział jeszcze w tym roku.
http://www.dziennikzachodni.pl/slask/21 ... ,id,t.html
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 188 wypowiedzi • 1, 2, 3
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •