[Pszczyna] Plany, inwestycje, etc...
Wit - Czw Maj 29, 2008 9:04 pm
W niedzielę człowiek spojrzy w oczy żubrowi
Małgorzata Goślińska2008-05-29, ostatnia aktualizacja 2008-05-29 22:28
Byk Plawiant oraz jego Plista już się przed okiem turysty w Pszczynie nie schowają
Na razie żubry są dwa. Mają dla siebie 6 ha, ale nad ich głowami wisi pomost długi na 50 m. Pierwszy człowiek spojrzy im w oczy już w tę niedzielę, z wysokości piętra i odległości nawet dwóch metrów. Uciec do paśnika, wleźć za drzewo? Na nic. Na pomoście znajdują się lornetki do podglądania.
Pomysł budowy Zagrody Pokazowej Żubrów w Pszczynie pojawił się już w 1999 roku. Miasto zleciło projekt, uzyskało zgodę konserwatora przyrody na sprowadzenie czterech zwierząt. I sprawa stanęła w martwym punkcie.
Zagroda planowana była w Parku Zabytkowym w części zwanej Zwierzyńcem. Tymczasem nadleśnictwo w Kobiórze, które prowadzi rezerwat Żubrowisko w podpszczyńskich Jankowicach, w 2003 roku wyszło z podobnym pomysłem i zrealizowało go w trzy lata.
Rezerwat rozciąga się na ponad 700 ha lasu. Turystom wstęp wzbroniony, więc narzekali. Żubr to symbol Pszczyny, dla niego tu przyjechali i nie zobaczyli. Nadleśnictwo wydzieliło im 10 ha, wytyczyło dwukilometrową ścieżkę i wpędziło za płot siedem żubrów. Wciąż jednak trzeba mieć sporo cierpliwości, by upolować wzrokiem choć jednego.
Miasto nie zrezygnowało ze swojej zagrody. Sama budowa trwała tylko rok. Z planowanych 2,2 mln zł koszt wzrósł trzykrotnie, ale większą część (69 proc.) udało się zdobyć z Unii. Jacek Patyk, prezes Agencji Rozwoju i Promocji Ziemi Pszczyńskiej, w przeddzień otwarcia zagrody twierdzi, że nie będzie ona konkurencją dla jankowickiej. - Tamta ma cel edukacyjny. Nasza ma zwiększyć ruch turystyczny w mieście - mówi.
Prócz pomostu widokowego (zadaszony, z windą) dodatkową atrakcją jest trójwymiarowa sala kinowa, w której wyświetlany będzie film o pszczyńskim żubrze. Jego historia sięga 1865 roku, kiedy przyjechał pociągiem towarowym z Rosji. Car ofiarował żubry księciu pszczyńskiemu w zamian za jelenie. Wtedy przyciągały łowczych i prawie wyginęły.
Ilu zwabią turystów? Zagrodę w Jankowicach, oddaloną od Pszczyny o kilka kilometrów, przez pierwszych parę miesięcy po otwarciu, czyli jesienią i zimą, odwiedziło pięć tysięcy osób. Do zagrody pszczyńskiej w Zwierzyńcu można dostać się na nogach. To zaledwie 800 m spacerku przez park z rynku albo z zamku, który rocznie odwiedza 180 tys. gości.
Krowa Plista ma 12 lat. Plawiant, jej byk, jest o dwa lata młodszy. Są w zagrodzie parkowej od dwóch tygodni. Pochodzą z jankowickiego stada. Wkrótce mają do nich dołączyć kolejne dwa żubry. We wtorek wprowadziła się do nich sarna, dzisiaj przyjadą jelenie i daniele oraz muflon.
Korzystanie z nowej atrakcji Pszczyny z początku może być męczące dla turystów zmotoryzowanych. Parking obok zagrody dopiero jest budowany i starczy na 40 aut, a czterokrotnie większy nieco dalej, przy ul. Żorskiej, miasto dopiero planuje.
Od 1 czerwca zagrodę będzie można za to zwiedzać wirtualnie, podobnie jak zamek, na stronie www.zubry.pszczyna.pl. Tam dowiemy się też o cenach biletów wstępu (8 zł, ulgowy 5 zł, który w Dzień Dziecka będzie jeszcze tańszy). Grupa zorganizowana (15 osób, każda płaci 6 zł) dostanie przewodnika. Za kino zapłacimy osobno (4 zł), seanse odbywać się będą co pół godziny i trzeba będzie rezerwować miejsce (na razie dzwoniąc pod nr 032 212 99 99).
Kris - Pią Cze 13, 2008 12:07 pm
Spotkanie oko w oko z żubrem
dziś
Można już oglądać z bliska Plistę i Plawianta. Wkrótce dołączą do nich kolejne żubry
Miasto rozszerza swoją ofertę dla turystów. Prócz zamku, parku, starówki i Muzeum Prasy, kolejną wizytówką Pszczyny może stać się pokazowa zagroda żubrów. Wczoraj oficjalnie zainaugurowano jej działalność. Zwiedzających ma do niej przyciągnąć Plista i Plawiant - para żubrów, sprowadzona z rezerwatu w Jankowicach. Za kilka tygodni mają do nich dołączyć kolejne dwa. Pszczyńscy samorządowcy liczą, że pomogą one zatrzymać na dłużej odwiedzających miasto gości.
- Turyści spędzają u nas tylko kilka godzin. My zaś chcemy, aby zostawali na weekend, albo nawet na kilka dni. To przełożyłoby się na ilość miejsc pracy, związanych z obsługą ruchu turystycznego, a tym samym na dochody miasta - przekonuje Dariusz Skrobol, zastępca burmistrza Pszczyny.
O utworzeniu pokazowej zagrody mówiło się w Pszczynie od blisko 10 lat. Pomysł doczekał się realizacji dzięki unijnej dotacji, która pokryła 70 procent wartej prawie 6,6 mln zł inwestycji. Na blisko 10 hektarach niezagospodarowanej części pszczyńskiego parku powstał turystyczny kompleks, złożony z kilku pokazowych zagród (prócz żubrów można tu jeszcze podglądać daniele, jelenie, muflony i sarny), widokowego tarasu, sklepu z pamiątkami oraz budynku edukacyjnego, gdzie zobaczyć można wystawę poświęconą przyrodzie oraz urokowi okolicznych lasów, a także nakręcony w technice trójwymiarowej film o historii pszczyńskich żubrów. Pojawiły się one tutaj w XIX wieku za sprawą księcia pszczyńskiego Jana Henryka XI, który podarował rosyjskiemu carowi dwadzieścia jeleni otrzymując w zamian cztery żubry.
- Stado przetrwało zawieruchy dziejowe i wszyscy wiedzieli o jego istnieniu. Kłopot był tylko taki, że nie można było tych żubrów zobaczyć, gdyż przebywały na terenie rezerwatu w Jankowicach. Dwa lata temu otwarta została tam ścieżka dydaktyczna. W 2000 roku pojawiła się natomiast propozycja, by utworzyć zagrodę pokazową, jako uzupełnienie oferty turystycznej %07- wyjaśnia Skrobol. Jak dodaje, teraz będzie potrzebna jej promocja. - Stawiamy na czynne zwiedzanie. Zagroda to świetne miejsce na organizację szkolnych lekcji przyrody, biologii czy ekologii. Zastanawiamy się też jak zachęcić turystów do zwiedzania całej Pszczyny. Mógłby to być np. jeden bilet uprawniający do obejrzenia wszystkich tutejszych atrakcji.
Na razie taniej
Pokazowa zagroda żubrów znajduje się przy ul. Żorskiej 5.
Obiekt otwarty jest dla zwiedzających codzienne od godziny 9 do 19 (od 1 listopada do 30 marca między godz. 9 a 16). O godz. 10, 12.30, 15 i 17.30 odbywa się karmienie żubrów - wówczas można je obserwować z odległości kilku metrów.
Do 15 czerwca trwa promocja: bilet normalny kosztuje 6, ulgowy 3,5 zł.
Pszczyńskie stado
Po I wojnie światowej żubry były o krok od całkowitego wymarcia.
W 1923 roku rozpoczęło poszukiwania zwierząt, które niegdyś wysyłano jako podarki do prywatnych zwierzyńców w całej Europie. To właśnie one dały początek nowemu stadu, jakie od 1929 roku zaczęto tworzyć w Białowieży. Ciekawostką jest, iż wśród 17 zwierząt, które dały początek całej obecnej światowej populacji żubrów aż osiem pochodziło właśnie z pszczyńskiego stada.
Michał Wroński - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/863671.html
Wit - Pią Cze 13, 2008 7:19 pm
Powstanie nowoczesna elektrownia na terenie byłej kopalni Czeczot
dziś
Skoro polski kierowca Robert Kubica może jeździć w barwach niemieckiego BMW Sauber, to my również możemy współpracować - żartowali wczoraj szefowie Kompanii Węglowej i niemieckiego giganta energetycznego RWE.
Obie te firmy zapowiedziały wspólną inwestycję w nowoczesną elektrownię. Wybudowany przez nich blok energetyczny będzie jednym z największych w województwie.
Wytwarzający energię elektryczną zakład, stanie na terenie byłej kopalni Czeczot (obecnie Piast Ruch II) w Woli koło Pszczyny. Będzie miał blok o mocy 800 megawatów. Gdyby pracował pełną parą, byłby w stanie zaspokoić 3,5 proc. krajowego zapotrzebowania na prąd. Według ekspertów z branży, jego budowa i eksploatacja zapewni miejsca pracy dla ponad 4 tys. osób.
Wczoraj szefowie RWE, jednej z największych energetycznych grup w Europie i największej naszej górniczej spółki, Kompanii Węglowej, podpisali porozumienie w tej sprawie.
Wkrótce ruszą szczegółowe negocjacje dotyczące zaangażowania kapitałowego. Trzy czwarte z ok. 1,5 mld euro potrzebnych na inwestycję mają wyłożyć Niemcy, resztę da Kompania Węglowa. Pieniądze najprawdopodobniej będą pochodziły z kredytu.
- Kompanię będzie stać na ten wydatek - ocenia prezes firmy Grzegorz Pawłaszek.
Elektrownia w Woli byłaby gotowa w połowie kolejnej dekady. - Myślę, że w 2014 roku będzie już w sieci - twierdzi Johannes F. Lambertz, prezes RWE Power.
Według niego w Woli stanie bardzo nowoczesna i ekologiczna instalacja. Będzie wyposażona m.in. w urządzenie wychwytujące z emitowanych gazów znaczne ilości dwutlenku węgla.
- Podobnie jak bloki budowane przez nas w Niemczech czy Holandii będzie miała wysoką sprawność na poziomie 46 proc. - podkreśla Lambertz. - Dla porównania sprawność polskich elektrowni wynosi ok. 35 proc. Dzięki temu zużycie węgla będzie o jedną trzecią mniejsze, a roczna emisja dwutlenku węgla będzie niższa o 1,3 mln ton.
To nie jest pierwsza inwestycja Niemców w Polsce. Firma jako RWE Stoen jest dostawcą prądu w Warszawie. W naszym województwie zaangażowała się między innymi w Elektrociepłownię Będzin oraz Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w Dąbrowie Górniczej.
- Wartość naszych inwestycji w waszym kraju sięgnie 2,5 mld euro - podkreśla Filip Thon, prezes RWE w Polsce.
KW zapewniła sobie, że nowa elektrownia będzie odbierała po 2,5 mln ton węgla rocznie przez 40 lat.
- To ma być węgiel średniej jakości, którego ekonomiczne spalanie ma sens tylko w naszym regionie - podkreśla Pawłaszek.
Obecnie w ciągu roku Kompania Węglowa sprzedaje elektrowniom ok. 22 mln ton kruszcu. Odbiorcą ponad połowy jest grupa Tauron, do której należy m. in. Południowy Koncern Energetyczny. Ta firma również planuje inwestycje w elektrownie.
- Staramy się o pozwolenia na budowę dwóch 900 megawatowych bloków na terenie elektrowni Jaworzno III i Blachownia w Kędzierzynie-Koźlu oraz jednostki 460 MW w elektrowni Halemba w Rudzie Śląskiej - mówi Paweł Gniadek, rzecznik grupy Tauron.
Krzysztof P. Bąk - POLSKA Dziennik Zachodni
Wit - Sob Cze 14, 2008 12:13 pm
czyżby koniec największej prowizorki regionu bliski?
Wiadukt z przeszkodami
wczoraj
Na przełomie lipca i sierpnia ma się zacząć demontaż wiaduktu w ulicy Bielskiej. Czy się zacznie - dziś mógłby powiedzieć tylko jasnowidz, bo nie inwestor. Zarząd Dróg Wojewódzkich nie może dojść do porozumienia z właścicielami terenów przyległych, których użyczenie na czas budowy nowego przejazdu jest niezbędne.
- W rejonie przyszłego placu budowy znajdują się działki 11 właścicieli, prywatnych i instytucji. Z sześcioma udało nam się dojść do porozumienia, dzięki wydatnej pomocy miasta. Od pozostałych takiej zgody nie ma. Święte prawo właściciela dysponować swoim terenem, ale jest także coś takiego jak obywatelska postawa, którą należy wykazać, gdy w grę wchodzi dobro ogółu. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że budowa pierwszego bezkolizyjnego wjazdu do Pszczyny takim dobrem będzie - mówi rzecznik ZDW Ryszard Pacer.
Budowa ma trwać 1,5 roku. I "to musi boleć". Jej koszt to także niewygody dla sąsiadów. Ale innego sposobu nie ma. Pacer nie chciał ujawnić jakie żądania stawiają sąsiedzi, żeby nie psuć z nimi stosunków. Zapewnił tylko, że "absurdalnych" ZDW nie może spełnić. Grono, które na razie jest na "nie", stanowią: działkowcy, Elwo, MS Inspol, Benefis i PKP, które już obiecuje, że ją da. W tym przypadku będzie coś za coś, ponieważ ZDW zapewni kolejarzom miejsce na trzeci tor.
Zgoda wszystkich sąsiadów jest warunkiem uzyskania pozwolenia na budowę. Bez niej nic się zrobić nie da. Można by jedynie rozebrać wiadukt i zlikwidować przejazd w ogóle - co nie jest wcale takie nierealne. Pilnująca jego stanu technicznego firma może stwierdzić któregoś dnia, że naprawdę czas mu już na złom. I co wtedy?
(plus) - POLSKA Dziennik Zachodni
Wit - Śro Sie 27, 2008 9:52 am
Obudzić skansen
22.08.2008
Każdy, kto widział skansen kilka miesięcy temu i oglądał go ostatnio, zauważy różnicę. Zza ogrodzenia krytego gontem zniknęła ściana zieleni. Grupę drewnianych zabudowań mającą przypominać wiejską zagrodę z Pszczyny lub okolic, widać teraz jak na dłoni. Jednym się podoba, innym może mniej.
- Wycięcie tych drzew i krzewów spowodowało, że obiekt został upubliczniony. Do tej pory nie było go widać. W tej chwili wszyscy przechodzący aleją obok widzą, co tu w środku się dzieje - mówi Jacek Patyk, prezes Agencji Rozwoju i Promocji Ziemi Pszczyńskiej, której miasto powierzyło to niezwykłe muzeum pod opiekę. - Poza tym posadzone za blisko parkanu drzewa utrudniały jego konserwację. Drewno wymaga dość częstego zapuszczane środkami zabezpieczającymi przed działaniem wilgoci, grzybów, szkodników. Teraz będzie dużo łatwiej wykonywać te zabiegi.
ARiPZP to drugi w przeszło trzydziestoletniej historii skansenu gospodarz. Pierwszym było Towarzystwo Miłośników Ziemi Pszczyńskiej które go zbudowało w latach 70. W jego imieniu kustoszował tu Leszek Kraciuk. Tak było do końca ubiegłego roku. Obiektowi jednak przybywa lat i eksponatów. Żeby zachować je jeszcze dla co najmniej kilku pokoleń, trzeba dużych pieniędzy. Towarzystwo ich nie miało, dlatego zdecydowało się oddać skansen miastu, które ma większe możliwości. To z kolei przekazało opiekę nad nim wyspecjalizowanej spółce gminnej, która prowadzi m.in. Biuro Informacji Turystycznej, zarządza zagrodą żubrów, promuje Pszczynę na wystawach i targach oraz uczestniczy w tworzeniu nowych produktów turystycznych. Pszczyna, mimo że jest dumna ze swego zamku, nie chce być postrzegana jako miasto jednej atrakcji.
Skansen, mimo że dla wielu mieszczuchów bardzo egzotyczny, zawsze jakby pozostawał w cieniu pałacu. Na pewno coś w tym jest, że bardziej podobają się nam salony, kryształowe żyrandole i ekskluzywne dzieła sztuki, niż drewniana chałupa, święty obrazek z wiejskiej izby czy stary karawan pogrzebowy. Oczywiście nie wszystkim. Kultura i sztuka ludowa ma swoich miłośników. Do pszczyńskiego skansenu trafiają oni nie tylko z Polski, ale z najodleglejszych zakątków świata. W księdze pamiątkowej obiektu, którą, jak sam nam powiedział, ma Leszek Kraciuk, znajdują się wpisy w wielu alfabetach. Kiedyś zażartował, że chyba tylko z Grenlandii nikogo tu nie oprowadzał.
Nową szefową skansenu została Katarzyna Badura. Etnolog po cieszyńskim wydziale Uniwersytetu Śląskiego. Jakiś czas pracowała w ARiPZP, gdzie zajmowała się m.in. szkoleniami. Skansen to dla niej zawodowa gratka, ale i duże wyzwanie.
- Na razie dałam sobie czas na dokładne zapoznanie się z obiektem i eksponatami. Robię notatki, analizuję i zastanawiam się nad planami. Skansen nie jest mi obcy, ponieważ miałam tu praktyki studenckie. Zawsze, gdy tu wchodzę, czuję, że to wszystko powinno ożyć. Jest taki trend w tego typu obiektach, który przyszedł do nas z krajów skandynawskich, żeby pokazywać zwiedzającym, jak to wszystko działało, jak żyła dawna wieś. Z komina 200-letniej chałupy mógłby się unosić dym, na klepisku przed nią można zrobić pokaz młócki zboża cepami czy zapowiedzieć, że tego dnia będziemy piec chleb, a kiedy indziej ludowa zielarka opowie nam o roślinach leczniczych, a pszczelarz o tym jak powstaje miód. Pasiekę mamy, grządkę ziołową na pewno założę - mówi Katarzyna Badura.
A na dobry początek do stodółki lada dzień wprowadzą się dwie kózki, już upatrzone.
Dobrze wiedzieć
Agencja Rozwoju i Promocji Ziemi Pszczyńskiej przygotowała nowy folder skansenu z tekstem w trzech wersjach językowych. Wkrótce będzie go można otrzymać w kasie placówki. Przygotowuje się także do założenia monitoringu przeciwpożarowego oraz podświetlenie zagrody.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/888296.html
.........................................
Dworce PKP: Tak było, tak jest
22.08.2008
ok. roku 1930
Archiwalne zdjęcie dworca kolejowego w Pszczynie wykonał Michał Święch, znany pszczyński fotograf, autor m.in. zdjęć, które ilustrują przedwojenną (i jedyną jak dotąd) monografię Pszczyny. Zdjęcie nie jest datowane, ale można przypuszczać, że powstało w latach 30. minionego wieku. Dworzec miał już wtedy około 60 lat. Mimo że jakość zdjęcia nie jest najlepsza, widać, że był to budynek zadbany, jego fasadę porastało pnącze, wewnątrz prawdopodobnie była kawiarnia lub restauracja, co sugeruje markiza widoczna nad jednym z wejść. Wejście do hali kas wyznaczały dwa kamienne murki.
Budynek, jak i sama stacja, niemal od początku były rozbudowywane. Od jednego toru w roku 1870, do 13 przed II wojną światową. Do zabudowań stacyjnych należały także wieża ciśnień i parowozownia. Z peronu pierwszego na drugi na pewno przechodziło się przejściem przez tory.
2008
Dziś nie wiadomo, kto jest tu gospodarzem. Nie tylko z powodu szyldów. Każdą część dworca wynajmuje inna firma. A lokator to nie to samo, co właściciel. Podobnie jak na wielu dworcach w kraju panuje tu bezkrólewie. Nie wiadomo nawet do kogo zwrócić się z interwencją. Wiele pomieszczeń stoi pustych (m. in. po dawnym barze, do którego w latach 70. chodziło się na świeżutkiego tatara). Skandalem jest brak toalet, które otwarto okazjonalnie na czas pielgrzymki papieża Benedykta XVI do Oświęcimia. Od tamtej pory znowu są nieczynne. Jedyne, co się ostało z lat minionych, to świetlica z kaflowym piecem i malowidłami w stylu socrealizmu. Ale dobrze, że jest, bo, jest się gdzie schronić, gdy trzeba dłużej poczekać na pociąg. Generalnie budynek nadaje się do remontu i gruntownego odpucowania, bo mimo codziennych starań sprzątaczki, jest zapyziały i żałosny. Zabytek, który mógłby być wizytówką Pszczyny, przynosi jej gigantyczny wstyd. A zupełną grandą jest zmuszanie ludzi do wspinania się z bagażami na kładkę nad torami, żeby się można było dostać na peron II, z którego odjeżdża większość pociągów. Także inter- i eurocity.
Goczałkowice Zdrój: Zabytek, z którego niegdyś odchodziły pociągi do Wiednia, ginie w oczach
Rok 1870 był szóstym sezonem uzdrowiska Goczałkowice. I pierwszym, w którym kuracjusze mogli się do tutejszych wód dostać pociągiem. Inauguracja linii kolejowej było otwarciem okna na świat, czego nie omieszkała do celów reklamowych wykorzystać spółka właścicieli Zdroju. W zachowanych anonsach prasowych zalety goczałkowickiego mikroklimatu i dobroczynne właściwości tutejszych borowin oraz solanek akcentowane były na równi z faktem, że Goczałkowice łączy droga żelazna z linią kolejową krakowsko-wiedeńską i miastami "całej Europy".
Dworzec zbudowany w odległości jakichś trzystu metrów od uzdrowiskowego deptaka był zadbany, miał zapewne grzeczną obsługę (bo takie były standardy w tamtych czasach) i bagażowych, którzy odwozili kufry kuracjuszy do budynków sanatoryjnych, o ile te nie przysyłały po gości swojego personelu. Sam budynek postawiony był solidnie, z cegły licówki, w klasycznym pruskim stylu. Ale nie bez fantazji i dbałości o ładne detale, np. ozdobne wykończenie okien i kominów. Przy dworcu przez pewien czas funkcjonowała stacja kwarantannowa do dezynfekcji przesyłek pocztowych. Nie można zapominać, że Goczałkowice były stacją graniczną. Nieopodal, na Wiśle, przebiegała granica między zaborem pruskim i austriackim (po tamtych czasach i układach pozostał jeszcze w Zdroju budynek urzędu celnego, dziś zamieniony na dom mieszkalny).
Stacyjka jako tako przeżyła okres PRL-u, chociaż jakiś kolejowy "esteta" wpadł na pomysł pomalowania dworca na biało. Emulsja, jak można się było spodziewać, zjeżdżała ze ścian z każdym deszczem, pozostawiając na nich malownicze liszaje. W latach 60., gdy neonowe szyldy zaczęły być wyznacznikiem nowoczesności, zafundowano dworcowi taki napis.
Dziś po neonach ani śladu. Z metalowych liter, które podświetlały, pozostał "wice Zdrój", co na pewno nie jest najlepszą reklamą dla uzdrowiska. Napis wzbudza uśmiech, cały budynek - litość, żal i złość. Że można było go doprowadzić do tak skandalicznego stanu. Po pożarze, jaki zdarzył się tu w listopadzie 2004, PKP zwinęła się stąd. Zlikwidowano kasy, zamurowano drzwi do poczekalni, z piętra wyprowadzono lokatorów. Przez dziurawy dach do środka czwarty rok leje deszcz, a kuracjusze czekający z bagażami na pociąg nie mają się gdzie schronić. Gmina Goczałkowice chce przejąć budynek od PKP, ale kolej zachowuje się jak pies ogrodnika. Sama nie korzysta, drugiemu nie da. Bo chciałaby na ruinie zarobić. A w nią trzeba przede wszystkim włożyć, i to sporo grosza.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/888292.html
Wit - Sob Sie 30, 2008 7:51 pm
Letnia oferta przyciąga do miasta więcej turystów niż w ubiegłym roku
wczoraj
Hitem tegorocznego lata było niewątpliwie otwarcie zagrody pokazowej żubrów w dzikiej części parku pszczyńskiego. Nowa atrakcja turystyczna pociągnęła początkowo za sobą spadek zainteresowania zagrodą żubrów w Jankowicach. W sierpniu sytuacja zaczęła jednak wracać do normy.
- W tym miesiącu odwiedza nas tygodniowo około 700 osób, mniej więcej tyle samo, ile w analogicznym czasie zeszłego roku - mówi Zbigniew Ryś, zastępca nadleśniczego z Nadleśnictwa Kobiór.
Lato nie jest jednak okresem największego zainteresowania jankowicką zagrodą żubrów. Jak zauważyło nadleśnictwo, szczególnym powodzeniem cieszy się ona w kwietniu i maju, gdy przyroda budzi się do życia.
Pokazową zagrodę żubrów w Pszczynie w ciągu niespełna trzech miesięcy odwiedziło około 40 tys. osób. Najbardziej oblegana jest przede wszystkim w niedziele, kiedy sprzedaje się po 2.000 biletów. Większym zainteresowaniem cieszy się tylko zamek, kiedy niedzielna liczba zwiedzających sięga prawie 2.400, a 15 sierpnia wyniosła 2.627.
Latem słabnie nieco ruch turystyczny w skansenie oraz Muzeum Prasy Śląskiej, które bazują głównie na wycieczkach szkolnych oraz innych grupach zorganizowanych. Ale i tam turystów nie brak. W lipcu skansen odwiedziło 2,7 tys. osób (w czerwcu - 3,5 tys.), w sierpniu nieco mniej. Do Muzeum Prasy Śląskiej latem zachodzi około 150 osób miesięcznie, ale są to prawdziwi pasjonaci dawnego słowa pisanego.
Turystom radzi restauratorzy i hotelarze. Ci, którzy na pszczyńskim rynku działają dłużej, oceniają tegoroczny sezon turystyczny jako bardzo dobry, a nawet lepszy niż poprzednie. - W porównaniu z ubiegłorocznym utarg zwiększył się o 20-30 proc. - twierdzi Władysława Bardas, kierownik restauracji Pszczynianka. - Największym powodzeniem cieszą się tanie zestawy obiadowe, zwłaszcza podczas weekendów.
- Zeszłego lata czuło się, że ludzie oszczędzają - mówi Monika Staszczyk, menadżer restauracji Frykówka. - Do restauracji zachodzili rzadziej niż w tym roku. W tym sezonie goście zamawiają nie tylko desery, ale i zestawy obiadowe, a poza tym zostawiają duże napiwki.
W hotelach, mimo wszystko, latem gości mniej. Wielu z nich - choć Pszczyna uchodzi za miasto turystyczne - nastawia się na gości biznesowych, a tych w okresie wakacyjnym, siłą rzecz, mniej niż w pozostałych miesiącach roku. Lukę wypełniają turyści zagraniczni.
- W sezonie urlopowym około 30 procent gości to osoby zza granicy. W tym roku odwiedzają nas grupy z Izraela i Brazylii. Minimalnie zwiększyła się liczba turystów z krajów nadbałtyckich, takich jak Litwa i Łotwa - mówi Jerzy Folwarski, właściciel hotelu Imperium.
- W wakacje przyjeżdżają do nas głównie grupy przelotowe, m.in. z Rosji, które wracają z wakacji na Zachodzie, śpią u nas jedną noc i jadą do swego kraju - twierdzi Ireneusz Bazgier, dyrektor nastawionego na biznesmenów hotelu Globus. - Jeżeli chodzi o turystów zagranicznych, to są to m.in. osoby z Francji i Anglii. Regularnie przez cały rok z naszej oferty korzysta grupa ze Stanów Zjednoczonych. Od września ruch na pewno się zwiększy, ponieważ firmy zaczną zamawiać grupowe noclegi dla swoich pracowników.
Z tegorocznego sezonu turystycznego zadowolone są władze Pszczyny. Wiceburmistrz Dariusz Skrobol, któremu turystyka szczególnie leży na sercu, ubolewa jedynie, że nie udało się w tym sezonie wprowadzić wspólnego biletu na wejścia do wszystkich zabytków pszczyńskich.
Jolanta Pierończyk, Agnieszka Moskwa - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/890884.html
Wit - Pon Wrz 08, 2008 9:29 pm
Tunel zamiast wiaduktu
Przemysław Białkowski, 2008-09-08 00:00
Wybudowany jako prowizorka, przetrwał prawie 20 lat. Tymczasowy wiadukt w Pszczynie w końcu doczeka się swojego następcy. W miejscu metalowego straszydła jak mówią o nim mieszkańcy pojawi się nowoczesny przejazd pod torami. Pozwolenie na budowę wydał wojewoda, chociaż do tej pory nie było to możliwe ze względu na sprzeciwy właścicieli okolicznych gruntów.
Każda wycieczka po metalowym highwayu nad torami to jak kadr z filmu, ale już raczej czeskiego. - Pod wiaduktem koszmarnie, a po górze jeszcze gorzej, szczególnie zimą bo jest śliski jak diabli, ale krótko mówiąc strach się bać po prostu - mówi Urszula Marcisz - Piechnik, mieszkanka Pszczyny.
Miał być strachem tymczasowym, a stał się strachem długowiecznym. Wiadukt na ulicy Bielskiej stoi już kilkanaście lat. - Zawsze mówiłem święty Krzysztofie miej nas w swojej opiece jak przez to przejeżdżałem, bo tak to można spuentować - powiedział Dariusz Banasik, instruktor nauki jazdy.
Puentę do całej historii wiaduktu dopisał nie święty Krzysztof, a (nie mniej święty) Zbigniew... czyli wojewoda Łukaszczyk podpisując pozwolenie na budowę. Jak mówi Ryszard Pacer z Zarządu Dróg Wojewódzkich teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wiadukt zniknął z mapy Pszczyny. - To była taka mordęga, także płynność tego ruchu była bardzo mała, teraz będzie to normalny przejazd. Niektórzy nazywają to tunelem, stricte z punktu widzenia technicznych uwarunkowań to nie można tego tunelem nazwać, to będzie po prostu taki przejazd tory będą biegły górą.
Już za kilka tygodni wiadukt zamieni się w kupę żelastwa. Ale cała inwestycja ma się zakończyć dopiero za 2 lata. Przez ten czas w Pszczynie tempo jazdy z pewnością nie będzie większe niż do tej pory. - Będzie kładka piesza dla przechodniów nad torami na czas inwestycji. Natomiast nie ma możliwości żeby jakikolwiek zrobić prowizoryczny objazd na tym obszarze ze względu na zagęszczenie zabudowy - tłumaczy Krystian Szostak, burmistrz Pszczyny.
Zagęści się też pewnie atmosfera na drodze.
http://www.tvs.pl/informacje/4559/
...........................
Ten wiadukt zawsze mnie rozbrajał, czy to przejeżdżałem pociągiem, czy samochodem na nim
Wit - Śro Wrz 10, 2008 1:42 pm
Sprawa zabytku trafiła do prokuratury
dziś
Mieszkańcy ulicy Antesa i inni sąsiedzi słynnej palei są co najmniej zaniepokojeni poczynaniami nowego właściciela, który zaczął od wycinania starych drzew wokół posesji, a teraz ją ogradza betonowym płotem.
- A przecież paleja to zabytek znajdujący się w strefie A ścisłej ochrony konserwatorskiej! Działania nowonabywcy naruszają szereg przepisów prawa - donoszą mieszkańcy w piśmie do Departamentu Ochrony Zabytków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Warszawie.
Minął rok jak budynek dawnej Generalnej Dyrekcji Dóbr Książęcych wyszedł spod kurateli starosty i znalazł się w prywatnych rękach. Jako zabytek został sprzedany z 50-procentową zniżką (a więc za 1,5 mln zł), z nadzieją na szybki remont, jakiego od dawna wymaga, oraz na przywrócenie mu dawnego blasku. Tymczasem, jak czytamy w liście od mieszkańców, "nowonabywca nie poczynił żadnych remontów", a "stan techniczny (budynku) ulega ciągłemu pogorszeniu". Autorzy listu zwracają uwagę na podmywanie fundamentów przez wody deszczowe, które spływają po murach, na wybite szyby w oknach, na zniszczony dach... Tymczasem, jak donoszą mieszkańcy, zamiast skupić się na takich remontach, nowy właściciel zajął się wycinką starodrzewia, które przecież podlega takiej samej ochronie jak sama paleja.
Ludzie nie wytrzymali i wymogli na burmistrzu interwencję u wojewódzkiego konserwatora zabytków. Pismo zostało wysłane, ale - jak usłyszeliśmy w Urzędzie Miasta - odpowiedzi się nie doczekało. Jak się jednak dowiedzieliśmy bezpośrednio u śląskiego konserwatora zabytków, nie zostało ono bez odzewu. Odpowiednie kroki poczyniono, ponieważ ze strony konserwatora zabytków nie ma zgody na takie traktowanie historii.
- Złożyliśmy doniesienie do prokuratury - oświadczyła Barbara Klajmon, śląski wojewódzki konserwator zabytków w Katowicach. - Wiem, że działania właściciela są nieodwracalne, ale nic więcej zrobić nie możemy. Na teren posesji nie zostaliśmy wpuszczeni. Oględzin dokonaliśmy z drogi. Na nasze wezwanie nie odpowiedział.
Konserwator wie również o ogrodzeniu i, oczywiście, nie akceptuje go. W tym przypadku jest jednak nadzieja, że mur kiedyś zniknie. Jak nam powiedział konserwator, wiadomo, iż właściciel zamierza wnieść o uznanie tego ogrodzenia jako tymczasowego na czas remontu, który chce przedsięwziąć.
To, niestety, wszystko, co na razie udało się nam ustalić w tej sprawie. Właściciel obiektu, który już na etapie nabywania poksiążęcej posiadłości, nie był skory do występowania w mediach z imienia i nazwiska, teraz prawdopodobnie zmienił numer telefonu. Pod numerem, który zdołaliśmy pozyskać, nie figuruje. "Nie ma takiego numeru", usłyszeliśmy w słuchawce.
Losy pisma wysłanego z Pszczyny do Departamentu Ochrony Zabytków poznamy dopiero po powrocie z delegacji pracownika, w którego ręce trafiło.
To dopiero historia!
Uroczyste otwarcie nowej budowli w Pszczynie nastąpiło w roku 1902. Hochbergowie (księciem pszczyńskim był naówczas Jan Henryk XI, z rodziny Hochbergów) lubili przepych i wystawność, toteż nowy obiekt, w którym miała się zmieścić administracja dóbr książęcych, musiał być piękny. Powstał w urzekającym stylu neogotyckim z okazałym, kamiennym herbem Hochbergów nad wejściem, który przetrwał tam do połowy XX wieku.
W piwnicach - jak podaje Zygmunt Orlik, historyk z Suszca - znajdowały się m.in. aż trzy kuchnie, spiżarnie, kotłownia c. o., toalety i dyżurka portiera. Na parterze, w 18 pokojach, umieszczono m.in. skarbiec, kasy, dział map i planów oraz urząd melioracyjny. Dyrektor generalny dóbr książęcych miał swój gabinet na pierwszym piętrze, obok biura szefa książęcych lasów, sali narad, kancelarii i innych. Na drugim piętrze były biura rachunkowości oraz magazyny dokumentów.
Podczas I wojny światowej obiekt został oddany na potrzeby sztabu Kwatery Głównej wojsk cesarza Wilhelma II, który rezydował wówczas w zamku pszczyńskim. W palei przygotowano m.in. gabinety dla feldmarszałka Paula Hindenburga oraz jego adiutanta, kapitana von Bismarck. Tu feldmarszałek przyjmował swoich gości. Próg palei niejednokrotnie przekraczał sam cesarz, a także m.in. gen. Enver Pasza, przywódca Turcji, oraz bułgarski car Ferdynand ze swoim następcą Borysem.
Niestety, w nowej rzeczywistości nie miał ten obiekt za wiele szczęścia. Przez lata nieremontowany, popadający w ruinę, długo nie mógł trafić na kogoś, kto by się nim zajął. Zainteresowanych pięknym zabytkiem było wielu, ale chętnych na kupno - niewielu. Oferta obecnego właściciela była w swoim czasie jedyna.
Jolanta Pierończyk - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/896211.html
Wit - Nie Wrz 21, 2008 4:13 pm
Aż 50 tysięcy osób zwiedziło zagrodę żubrów
19.09.2008
Od czerwca do końca sierpnia Muzeum Zamkowe zwiedziło 91 tysięcy osób. W tym samym czasie do Zagrody Pokazowej Żubrów w parku za ul. Żorską zajrzało blisko 50 tysięcy gości. Bardzo prawdopodobne, że były to te same osoby. Pszczyński zwierzyniec z żubrami w roli głównej wysforował się na drugą atrakcję turystyczną miasta. Tak przynajmniej można wnioskować po trzech miesiącach od jego otwarcia.
Jacek Patyk, prezes Agencji Rozwoju i Promocji Ziemi Pszczyńskiej, do której zagroda należy, nie ukrywa zadowolenia z powodu tak dobrej frekwencji. Ale słowa sukces nie nadużywa.
- To dopiero początki. Wszystko dla wszystkich jest nowe. Zwierzęta oswajają się z zagrodą, opiekunowie zwierząt z ich zwyczajami i potrzebami, my zaś ciągle mamy wiele do zrobienia w sferze organizacyjnej i programowej. Ten rok traktujemy jako okres próbny i czas na dopracowanie szczegółów - mówi.
Agencja zamierza udostępniać zagrodę przez 365 dni w roku. Zwierzęta wymagają opieki i karmienia przez cały czas, więc personel będzie tu zawsze. Rzecz w tym, jak zachęcić ludzi do jej odwiedzania poza ścisłym sezonem turystycznym. Magnesów wymyślono kilka.
Pierwszym mają być lekcje o tematyce przyrodniczej dla szkół. Tą ofertą agencja chce zainteresować szkoły co najmniej na terenie województwa śląskiego. Osobną propozycję przygotowuje dla biur podróży. Połączeniem edukacji przyrodniczej i historycznej ze spacerem po parku Zwierzynieckim ma być ścieżka, do której współfinansowania agencja chce pozyskać Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska. Obie strony już się porozumiewają, a dr Marian Małecki otrzymał zlecenie opracowania jej koncepcji. Trakt zaczynałby się przy kapliczce "Bądź wola Twoja" na rogu ul. Wojska Polskiego i Żorskiej, a kończył przy Trzech Dębach, miejscu zbiórek powstańców śląskich i grobów harcersko-żołnierskich. Mniej więcej w połowie tej trasy, prowadzącej wśród pięknego starodrzewiu, znajduje się zagroda żubrów. I tu byłby czas na dłuższy postój.
Zwierzyniec to nie muzeum z ekspozycjami, do którego można przychodzić i kilka razy, żeby poznać wszystkie. Jacek Patyk jest tego w pełni świadom.
- Turysta, który po raz drugi znajdzie się w zagrodzie, musi coś nowego w niej znaleźć. Stąd nasze starania o nowe zwierzęta, pomysł na urządzenie gabinetu myśliwskiego i wyposażenie obiektu, w którym znajduje się salka kinowa w ekrany dotykowe. Zainstalowany tam program umożliwi zwiedzającym wirtualną wyprawę przyrodniczą. Pozwoli dowiedzieć się czegoś więcej na temat naszych zwierząt, a także pszczyńskiej flory - dodaje.
Zwierzyniec zamieszkuje na razie para żubrów, rodzina muflonów (tryk, samica i młode), para jeleni, trzy sarny i trzy daniele. Niebawem dołączy do nich żubrzyca Porcja II z zagrody przy rezerwacie w Jankowicach oraz sześć innych zwierząt, które trafią do Pszczyny z Leśnego Parku Niespodzianek w Ustroniu. Zamówiono dwie łanie dla jelenia, łanię daniela i kolejne muflony. Będzie więc co oglądać, a nawet czego posłuchać, bowiem zbliża się pora rykowiska jeleni i zagrodowy czterolatek z pewnością poczuje zew krwi.
Nie jest żadną tajemnicą, że na terenie Pszczyny znajdują się dwie zagrody pokazowe żubrów. Jedna o rzut kamieniem od zamku, druga w Jankowicach, należąca do Nadleśnictwa Kobiór. Niektórzy żartują, że przez 150 lat żubry w puszczy pszczyńskiej się ukrywały, a teraz w można je oglądać w wydaniu stereo.
- To nie do końca tak. Jankowice mają tylko żubry, my - także inne zwierzęta. Tam pojedzie turysta, który ma własny środek lokomocji, do nas trafić można na piechotę robiąc sobie na przykład z rynku kilkunastominutowy spacer - uważa Patyk.
Obie zagrody ponoć nie robią sobie konkurencji. Wręcz przeciwnie. Na dniach ma być podpisana umowa o współpracy pomiędzy ARiPZP i Nadleśnictwem Kobiór. Zgodnie z sugestią profesor Wandy Olech z SGGW w Warszawie, głównego koordynatora hodowli żubrów w Polsce, obie zagrody będą służyły do zachowania pszczyńskiej linii tych zwierząt. Jankowice jako wiodąca, Pszczyna jako pomocnicza. Tak więc atrakcja turystyczna przysłuży się jeszcze nauce i przyrodzie.
--------------------------------------------------------------------------------
Budowa pszczyńskiej zagrody kosztowała ponad 6,5 mln złotych. Gmina wydała na nią jedną trzecią tej kwoty (69,5 proc. stanowiła dotacja unijna). Przez te trzy miesiące funkcjonowania zagroda zarabiała na siebie. Wpływy z biletów, które kosztują 6 zł (cały), 3,5 zł (ulgowy) i dodatkowa złotówka, jeśli chce się obejrzeć film, oraz dochody ze sprzedaży gadżetów i pamiątek, wystarczają na pensje personelu, utrzymanie zwierząt i ciągle jeszcze czynione zakupy. Jeśli ta korzystna tendencja się utrzyma, założenia, jakie poczyniono przed jej budową spełnią się co do joty.
Pasł się z krowami
Zwierzęta podobnie jak ludzie miewają ciekawe przygody i historie. W pszczyńskiej zagrodzie numerem jeden pod tym względem jest jeleń. Trafił tutaj z Rudy Śląskiej, gdzie przed trzema laty przywędrował z lasu razem z kozami do gospodarstwa. Stadko zadomowiło się do tego stopnia, że pasło się razem z krowami. Ale przyszedł czas, że jelonek zmężniał i zaczął pokazywać różki. Trzeba mu było poszukać miejsca bezpiecznego dla niego i otoczenia. I tak dzięki kontaktom Grzegorza Czembora, kierownika zagrody z leśnikami (sam jest leśnikiem), jelonek trafił do Pszczyny.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/898897.html
...............................................................
Pszczyński rynek może uchodzić za wzór dla innych
19.09.2008
Na rynku przeważają kamienice stare, jednopiętrowe z połowy XVIII wieku, które zwolna ustępują miejsca większym. Naprawdę piękny widok przedstawia północno-zachodnia strona rynku, grupa od zamku poprzez kościół ewangelicki, ratusz, aż do starej kamienicy restauracji Fricka. Tu zwłaszcza przy odbudowie ratusza zdołano w bardzo szczęśliwy sposób rozwiązać zadanie, żeby zachować jednolite oblicze stylowe tej grupy budynków. Dostosowanie stylu nowego ratusza do historycznego obrazu otoczenia, jakie tu przeprowadzono, może uchodzić za wzór dla innych miast." Takim widział pszczyński rynek w połowie lat 30. minionego stulecia Ludwik Musioł, autor pierwszej (i jedynej do dziś) monografii Pszczyny.
W tamtym czasie rynek zaczął już zmieniać swoją funkcję, a co za tym idzie - także wygląd. Jarmarki odbywające się tu we wtorki i piątki wyprowadzono za dawne mury miejskie. Na Chwistkowe łąki, gdzie "usypano" - jak pisze Musioł - nowe targowisko, przez miejscowych do dziś nazywane "targowicą". Lubiący datować poszczególne wydarzenia dziejopis w tym przypadku nie podaje dokładnej daty tej ważnej dla życia miasta inwestycji. Wspomina jedynie, że stało się to "parę lat temu". Monografia ukazała się w 1936, bardzo więc możliwe, że jarmarki na rynku skończyły się wraz z gruntowną przebudową ratusza w roku 1930. Budowla zyskała wtedy nie tylko bardziej funkcjonalny układ, ale także stylowy i - jak przystało na gmach najważniejszego urzędu w mieście - reprezentacyjny wygląd.
Przebudowa ratusza i wyprowadzka targowiska istniejącego w środku Pszczyny od średniowiecza była bez wątpienia najbardziej rewolucyjną zmianą w wyglądzie rynku. Potem zmieniały się już raczej jego detale i dekoracje. II wojna zmiotła stąd XIX-wieczny pomnik, który najpierw upamiętniał żołnierzy niemieckich poległych w wojnach (na odsłonięciu w 1897 roku obecny był cesarz Wilhelm II), a po powrocie Pszczyny do Polski i zmianie napisów sławił marszałka Piłsudskiego. Pylon z tego pomnika - co pamiętają jeszcze starsi mieszkańcy - został potem wykorzystany do postawienia monumentu na cmentarzu żołnierzy radzieckich przy ulicy Katowickiej. Stoi tam zresztą do dziś i niech już raczej pozostanie, chociaż lat temu kilka pojawił się pomysł przywrócenia rynkowi tej budowli. Skoro sam Musioł już 72 lata temu stwierdził, że jest to "nieciekawy pomnik", nie ma o co kopii kruszyć.
Lastrikowe płyty łączone pasami z granitowych kostek, jakimi wyłożony jest do dziś rynek, pochodzą z końca lat sześćdziesiątych. Autorami tego wystroju byli Aleksander Spyra oraz ówczesny dyrektor Muzeum Wnętrz Zabytkowych Ignacy Płazak. Wtedy też na plac przed ratuszem wróciła studnia, której wizerunek przypadkiem znalazł Spyra na starej rycinie. Pojawiła się też fontanna z gołębiami, projektu nieżyjącego już dziś pszczyńskiego rzeźbiarza Grzegorza Kozika.
Rynek jest sercem każdego miasta. Nie inaczej ma się rzecz z Pszczyną, która szczyci się na dodatek największym ponoć rynkiem spośród śląskich miast. Dziś spełnia on rolę nie tylko centrum handlowo-usługowo-administracyjnego, ale coraz bardziej także kulturalnego i towarzyskiego. W ostatnich latach dwie trzecie okalających go kamienic zostało poddanych remontom i konserwacji. W odnowionych wnętrzach powstają knajpki, galerie, kafejki, nie wypierając przy tym starej "Pszczynianki" czy pijalni soków, do których sentyment ma wielu pszczyniaków. Właściciele kamienic mający lub planujący przy rynku swoje biznesy wyprzedzają o krok miasto, do którego należy płyta rynku. Jej renowacja ma się rozpocząć po zakończeniu budowy kanalizacji. Projekty już leżą w ratuszu.
Świece, gaz, prąd
224 lata temu w Pszczynie pojawiła się pierwsza latarnia. Oświetlała przy pomocy świec umieszczonych wewnątrz szklanego klosza wjazd przy bramie. W 1868 roku miasto dorobiło się gazowni i wtedy na ulicach zrobiło się jaśniej, bo przybyło lamp oświetlanych gazem. Elektryczność na rynek wkroczyła 82 lata temu, za burmistrza Jana Figny.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/898891.html
Oskar - Sob Paź 04, 2008 2:33 pm
Co do Pszczyny, to ostatnie inwestycje na starówce aż przyprawiają o ból głowy. Miasto wzorem innych pozwoliło niemal całkowicie oszpecić część starego miasta, coraz więcej tu jogurtowych kamienic (zaczyna dominować róż! ). Na ulicy Piastowskiej (główny deptak) budynki, które są nawet pod ścisłą ochroną konserwatorską nagle mają wybijane ściany w celu utworzenia np. trzecich drzwi do trzeciego lokalu - oczywiście plastikowych. A jak nie nowe okna to reklamy na zabytkach - samowolka przedsiębiorców.
Najgorsze, że wszystko dzieje się ku uciesze mieszkańców miasta, którzy z dumą patrzą na budynki w stylu "jabłka, kiwi i pomarańczy", dodając, że w końcu coś się dzieje (weźcie mnie stąd ).
Tam gdzie nie zdążono popsuć starego budownictwa, buduje się nowe..., a właściwie stare, na siłę nawiązujące do starego budownictwa. I tak doczekaliśmy się już kamienicy "Pod Orłem" (z 2008 roku ):
i na przykład neo-kamienicy, która ma rynny w postaci smoków. Wszystkiemu przyklaskuje burmistrz, dla którego plac, na którym powstaje ten badziew ma być nową wizytówką miasta, drugim Rynkiem, drugą Piastowską (patrząc na obecny kształt pierwowzoru rzeczywiście niewiele będą się różnić).
Szkoda, bo jeszcze kilka miesięcy temu miał w ręku projekt bardzo ciekawej przebudowy miasta w tej części. Zakładał on budowę pszczyńskich plant w postaci parku z krajobrazem narracyjnym, opowiadającym o Księżnej Daisy (postaci, która mimo wkładu dla miasta nie doczekała się swojego miejsca w Pszczynie, poza spaloną kilka lat temu dyskoteką).
Park Daisy:
Projekt Marty Urbańczyk zakładał wyodrębnienie pszczyńskiej starówki, a jednocześnie stworzenie miejsca rekreacji, spacerów i odpoczynku. Park Daisy składał się z pięciu części odpowiadających kolejnym etapom z życia księżnej. Do każdego kolejnej części prowadzi szereg bram zaprojektowanych w stylu panującym we wnętrzu, w którym się znajdują.
Wizualizacje:
Pierwszy ogród nazwany ”Angielska Stokrotka” (Daisy to angielska nazwa stokrotki), urządzony w stylu ogrodowym historyzującym, odzwierciedla dzieciństwo Księżnej. Znajduje się tu Ogródek Dziecięcy, klasa letnia. Rzeźby przedstawiające rodziców, rodzeństwo oraz samą małą Daisy
Kolejny ogród „Szczęśliwe lata” urządzony jest w stylu secesyjnym. Ponieważ w najwspanialszym okresie życia księżnej, okresie małżeństwa, balów, przyjmowania gości, beztroskiej zabawy, panowania w Książu i w Pszczynie, w sztuce ogrodowej panował właśnie ten kierunek. W tym miejscu zlokalizowany jest również podziemny parking, będący alternatywą dla istniejącego.
Trzeci ogród „Od szczęścia do samotności” przedstawia te lata życia Daisy, w czasie których w sztuce ogrodowej panował modernizm. W takim samym duchu został urządzony. W owym czasie w małżeństwie Księżnej rozpoczęły się kłopoty, które zwieńczył rozwód, a opuszczona kobieta zamieszkała samotnie w Książu.
Czwarty ogród „U kresu życia” w symboliczny sposób przedstawia okres II wojny światowej w czasie, której schorowana i opuszczona przez bliskich Daisy umiera.
Po przekroczeniu ogrodu poświęconego wojnie następuje ostatni piąty - "Pamięci". Całość założenia urządzona została w duchu ogrodu krajobrazowego. Znajduje się tu linia tawuł wczesnych – krzewów, które w okresie kwitnienia pokrywają się niezliczoną ilością białych kwiatów – przypominająca legendarny sześciometrowy naszyjnik z pereł należący do Księżnej. Zaginiony przedmiot do dziś pożądany jest przez poszukiwaczy skarbów. W tej części znajduje się też Polana Daisy w kształcie wielkiej stokrotki, obsadzona brzozami z altaną pośrodku.
Analiza metodą wnętrz architektoniczno-krajobrazowych:
Więcej znajdziecie tutaj - http://www.biznes.pless.pl/wiecej.php?action=pokaz&id=12270 Projekt został nagrodzony na Międzynarodowych Targach w Lublinie.
Wit - Pią Paź 10, 2008 6:30 pm
W dawnej wieży ciśnień powstaną dwie restauracje
dziś
Pochodząca z lat 20. XX wieku wieża ciśnień przy Kilińskiego to drugi, po palei, historyczny obiekt w Pszczynie, który w ostatnich latach przeszedł w prywatne ręce. Losy obu wzbudzają duże zainteresowanie pszczynian. I trudno się dziwić, skoro jedna jest obecna w pejzażu miasta od ponad stu lat, druga niewiele mniej. Sporo starszych mieszkańców pamięta czasy, gdy chodziło się na cotygodniowe kąpiele do łaźni miejskiej, znajdującej się właśnie w wieży. Potem łaźnię zamknięto, a i wodociągi przestały z niej korzystać. Stała się zwykłą budowlą, w której co jakiś czas ktoś wynajmował pomieszczenia. M.in. tu się mieściło lokalne radio - Plesino.
W 2006 r. miasto wystawiło wieżę na sprzedaż. Kupił ją (za 260 tys. zł) pszczyński przedsiębiorca Karol Kania. Jej rewitalizacją zajmuje się jego syn Wojciech. Prace już się zaczęły, co widać po ogrodzonym terenie i rusztowaniach.
- Zanim wejdziemy do środka, musimy zbudować klatkę schodową na zewnątrz. Istniejąca nie spełnia wymogów przeciwpożarowych, więc zostanie zlikwidowana. Zresztą schody są tam tylko do pewnej wysokości, dalej trzeba wchodzić po drabinach - mówi Wojciech Kania.
Wieża ma 39 metrów i jest najwyższą budowlą w Pszczynie. A będzie wyższa, ponieważ urośnie o jedną kondygnację, która jest potrzebna m.in. na zakończenie szybu windy. Planowano jeszcze taras widokowy na górze, ale to - zdaniem konserwatora zabytków - zmieniłoby niedopuszczalnie architekturę wieży.
Jest ona nietypowym i niełatwym do adaptacji obiektem. Ma potężne zbrojenia i wzmocnione stropy, narożne filary konstrukcyjne biegną od dołu do góry zajmując dużo przestrzeni. Po wycięciu klatki schodowej powierzchnia jednej kondygnacji będzie miała niecałe 80 m kw., dlatego wszystko musi iść w pionie. A wszystko - to dwie restauracje. Na dole będzie dwupoziomowa włoska z letnim ogródkiem, u góry - druga, też na dwóch piętrach, bardziej ekskluzywna, z widokiem na okolicę. Styl tego lokalu na razie ma pozostać tajemnicą. W. Kania zdradza jedynie, że będzie związany z pierwotną funkcją wieży. Kuchnia i zaplecze magazynowo-socjalne znajdą się pośrodku. Obie restauracje będą z nimi połączone dwiema windami do transportu dań i naczyń. Autorką projektu jest arch. Agnieszka Sekta-Seredyńska z Goczałkowic. Ciekawie zaprojektowała także elewację wieży. Będzie ona nawiązywać do budynku sądu - obłożona identyczną cegłą i piaskowcem. O ile zima będzie sprzyjać budowlańcom, roboty powinny zostać zakończone późną wiosną lub latem przyszłego roku.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/906819.html
Wit - Śro Paź 15, 2008 9:17 pm
''Prowizorka'' zniknie
Przemysław Białkowski, 2008-10-15 17:39
Wizytówką miasta z pewnością nie był. Chociaż każdy kto kiedykolwiek przejeżdżał przez Pszczynę, na pewno go zapamiętał. Stalowe straszydło zwane tymczasowym wiaduktem zniknie z mapy Pszczyny.
Widok, że aż mieszkać się odechciewa. Aleksandra Donel mieszka kilka metrów od wiaduktu. I chociaż o jego naprawach, przebudowach czy wreszcie burzeniu mówiło się od kilkunastu lat, ten dzień w końcu nadszedł. A czy pozostanie sentyment? - Absolutnie nie, mam nadzieję, że jak będzie ten tunel podziemny to będzie o wiele lepiej, o wiele bezpiecznej, no bo tu jak słychać aż wszystko telepie.
Teraz to się skończy. Jednak kres wiaduktu to równocześnie początek drogowej rewolucji w Pszczynie. Nie dość, że miastu ubędzie jeden bezkolizyjny przejazd kolejowy, to w czasie remontu cały ruch będzie kierowany przez centrum. - Wiadukt wiaduktem, ale nasz czas i teraz nie mówię o kursantach, których pieniądz jest jak wiadomo na wagę złota. Jeżeli ja będę z nim dojeżdżał do Tychów nie wiem w godzinę i będę 5 minut jeźdźił po tychach i znowu wracał godzinę do Pszczyny to gdzie logika - tłumaczy Dariusz Banasik, instruktor nauki jazdy.
- Przejazd przez miasto całego ruchu tranzytowego i lokalnego powoduje już teraz korki, i zdajemy sobie sprawę z tych utrudnień i w zasadzie jesteśmy bez wyjścia - mówi Ryszard Pacer, ZDW w Katowicach.
Dotychczasowe wyjście w najlepszej kondycji nie było. Teraz o kondycję psychiczną będą musieli dbać kierowcy przejeżdżający przez Pszczynę. maja im w tym pomóc policjanci. A ci, chociaż jeden remont już mają na głowie, zapewniają, że Pszczyna nie będzie zapchana. - Miasto zostało przygotowane na objazdy z uwagi na remont wiaduktu, zostały wszystkie drogi dojazdowe do miasta oznakowane będziemy starali się żeby jak najmniejszy ruch odbywał się przez miasto - powiedział mł. asp. Marek Cader
Czy tak będzie kierowcy przekonaja się już niebawem. Niewykluczone jednak, że mogą zatęsknić do trwającej kilkanaście lat prowizorki.
http://www.tvs.pl/informacje/5596/
.....................
Tunel zamiast wiaduktu
17.10.2008
Zgodnie z zapowiedzią Zarządu Dróg Wojewódzkich, wczoraj ul. Bielska miała zostać zamknięta w związku z rozpoczynającą się rozbiórką wiaduktu. Tym sposobem miasto zostanie na dłuższy czas pozbawione bezkolizyjnego wjazdu z DK-1. Kierowcy samochodów ciężarowych i autobusów mieli okazję oswoić się z tą sytuacją dużo wcześniej. Teraz czeka to samo kierowców samochodów osobowych.
Okolice skrzyżowania Bielskiej z linią kolejową przez następne 18 miesięcy będą placem budowy. Pod torami powstanie tunel, dzięki któremu Pszczyna znowu się otworzy na "jedynkę". Kierowców ta perspektywa cieszy. Władze nie są nią do końca zachwycone. Zdaniem burmistrza Krystiana Szostaka, inwestycja ta samemu miastu jest najmniej potrzebna.
- Po otwarciu tunelu cały ruch tranzytowy w kierunku Jastrzębia, Żor, Rybnika wróci na Bielską. Będziemy tu mieć kilkanaście tysięcy samochodów na dobę. Ta wąska ulica wypełniona potokiem aut odetnie osiedle Piastów od miasta. Skomplikuje się też sytuacja w okolicach wejścia do parku Zwierzyniec, gdzie mamy zagrodę żubrów. Dlatego prowadzimy rozmowy z ZDW w sprawie modernizacji tego ciągu ulic - mówi Szostak.
Gospodarze Pszczyny, ale nie tylko oni, uważają, że najlepszym rozwiązaniem "perły Górnego Śląska" byłaby budowa dwóch obwodnic: północnej i południowej. Pierwsza zbierałaby ruch tranzytowy od strony Tychów i Oświęcimia, druga (biegnąca od ul. Spokojnej na granicy z Goczałkowicami w stronę Łąki) - od Bielska. Koncepcje obu istnieją. Potrzebne są tylko (!) decyzje i pieniądze. Chociaż bardziej prawdopodobna wydaje się wersja z modernizacją Bielskiej i budową ronda przy Wodzisławskiej.
- POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/910544.html
Oskar - Czw Paź 16, 2008 5:48 pm
Wiadukt jeszcze stoi, ale już jest nieprzejezdny. W czwartek w południe został zamknięty dla ruchu. Ostatnim wozem, który przejechał przez wiadukt był samochód... Straży Miejskiej.
Jedna z wizytówek Pszczyny, choć ta niezbyt chwalebna, przeszła do historii. Po kilkunastu latach z panoramy miasta zniknie stały punkt odwiedzin większości kierowców - wiadukt... tymczasowy. Rozbiórka potrwa ponad miesiąc.
Choć nie jest to obiekt sportowy, to przyzwyczailiśmy się, że bramki padają równie często jak na stadionach. W tym miejscu chodzi o barierki, które miały ograniczyć wjazd na wiadukt zbyt dużym samochodom. Mimo to, niektórzy próbowali sobie z nimi poradzić, omijając lub... taranując.
Wiadukt nie był jednak nigdy przygotowany na tak długoletnią eksploatację. Wraz z upływem czasu jego stan techniczny był coraz gorszy, co chwila go naprawiano i doglądano. Okres użyteczności był co trzy miesiące wydłużany. Aż do dnia dzisiejszego.
Za 18 miesięcy nie będziemy przejeżdżać już nad torami, a pod nimi. W miejscu kładki pojawi się podziemny przejazd. Ma być gotowy w 2010 roku.
Przez ten czas kierowcy muszą przygotować się na objazdy. Co więcej, prowadzącym samochody ciężarowe zaleca się omijanie miasta. Nieco łatwiej będzie pieszym. Na czas przebudowy w tym miejscu w przyszłym roku pojawi się specjalne przejście. Do tego czasu będzie otwarta obecna kładka.
new / pless.pl
http://www.biznes.pless.pl/wiecej.php?action=pokaz&id=14577
Chyba ostatni film z wiaduktu http://www.youtube.com/watch?v=cMb4aivKct4
I fotki: http://www.foto.pless.pl/wiecej.php?action=pokaz&id=14577&akt=1
Wit - Pią Gru 19, 2008 6:14 pm
Monitoring pszczyńskich ulic już się spłaca
12.12.2008
Operatorka wybiera z pamięci komputera nagranie z 13 listopada. Na ekranie monitora pojawia się ulica Wojska Polskiego, okolice sklepu Wiklina i Pubu Muzycznego.
Na pierwszy rzut oka nic nadzwyczajnego się tam nie dzieje. Ludzie chodzą za swoimi sprawami. Ot, zwykły dzień w okolicach pszczyńskiego rynku. - Niech pani spojrzy teraz - komendant straży miejskiej Marian Gazda wskazuje renaulta na jastrzębskich numerach.
Auto parkuje, wysiadają z niego trzej faceci około dwudziestki. Dwaj ubrani w identyczne kurtki typu moro z kapturami. Trzeci, kierowca, jest najmasywniejszy z nich i ubrany na ciemno. Mężczyźni z rękami w kieszeniach idą leniwie chodnikiem wzdłuż rynku. Rozglądają się, jakby przyjechali na wycieczkę..
I faktycznie. Pozwiedzali... kilka sklepów, z których zniknęły różne rzeczy. Właściciele sklepów dowiedzieli się o tym od policji, którą wezwali strażnicy pełniący dyżur przy monitorach. Stróże prawa mają nosa do przestępców. Ci zwrócili ich uwagę obcymi rejestracjami (goście zawsze rzucają się w oczy) i zachowaniem, które świadczyło o tym, że mają jakiś plan. Podejrzenie sprawdziło się co do joty.
- Kiedy oni obrabiali sklepy, myśmy im blokadę założyli na koło, żeby nie uciekli policji. Zdziwili się bardzo po powrocie. A kiedy zobaczyli to nagranie, całkiem spuścili z tonu - mówi Gazda.
System monitoringu działa w Pszczynie od listopada. Na razie kamer jest dziewięć. W centrum dowodzenia, czyli w Straży Miejskiej, każdej odpowiada kawałek jednego z sześciu monitorów.
Pszczyna fundnęła sobie kamery najnowszej generacji. Obrotowe, z możliwością dużych zbliżeń. Pozwala to np. odczytać numery rejestracyjne samochodu który jest elementem dalszego planu. Usytuowane są w ten sposób, żeby miały na oku newralgiczne punkty. Takie, jak chociażby bankomaty.
Nagranie trzech z nich posłużyło jako materiał dowodowy przeciwko złodziejowi karty bankomatowej. Ukradł ją starszej osobie, która zapisała sobie PIN na karteczce i przykleiła do karty. Mając taką ściągę wyczyszczenie konta poszło złodziejowi jak z płatka. Z tym, że łupem się nie nacieszył zbyt długo. Z ulicy Piastowskiej, gdzie doszło do zdarzenia kamery zapisały jego drogę aż na parking przy Chrobrego. Innym razem kamera z rynku pokazała mężczyznę leżącego na ziemi.
- Ludzie obchodzili go, nikt nawet się nie schylił, żeby sprawdzić, co się stało - mówi komendant. - Podesłaliśmy tam nasz patrol, który wezwał pogotowie. Dowiedzieliśmy się później, że mężczyzna cierpiał na rzadki rodzaj padaczki i bez szybkiej pomocy lekarskiej mogło się to źle skończyć - dodaje szef strażników.
Urządzenia znacznie ułatwiają pracę strażnikom. Pozwalają pilnować porządku i bezpieczeństwa praktycznie na całym starym mieście. Pod warunkiem, że siedzący przy nich człowiek, patrzy w monitory i nie traci czujności.
Obecne kamery zainstalowane są na Tkackiej Piwowarskiej, Urzędzie Miasta, Warownej, Strażackiej, Wojska Polskiego.
W przyszłym roku system zostanie powiększony o następne 7-8. Jedna lub dwie będą pilnować parku, inna trafi w okolice dworca kolejowego.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/934451.html
Wit - Pon Lut 09, 2009 12:36 am
Hoteli Pszczynie przybywa, ale w parze z tym nie idzie jakość usług
30.01.2009
Zamiast szkoły dla pieczarkarzy Kaniowie postawili hotel w stylu lat 70.
Turyści szukają miejsc jakościowo dobrych i tanich. Czegoś na wzór Domu Turysty, który ma całkiem przyzwoity standard i przystępne ceny - uważa Jacek Patyk, prezes Agencji Rozwoju i Promocji Ziemi Pszczyńskiej.
Zdaniem Beaty Rozmus z wydziału promocji w Urzędzie Miasta, w sezonie nie ma co liczyć na to, że wejdziemy do któregoś z pszczyńskich hoteli i z marszu dostaniemy pokój. - Jeśli wiem, że będziemy mieć gości, a najczęściej są to delegacje miast partnerskich, rezerwuję pokoje kilka miesięcy wcześniej. W ubiegłym roku przyjechała grupa młodzieży z Kaszteli na rozgrywki sportowe. Ponieważ nie była zapowiedziana odpowiednio wcześnie, nie pozostało nam nic innego jak ulokować ich w internacie Zespołu Szkół Rolniczych. Wszystkie hotele miały pokoje zajęte - mówi.
Pszczyna ma prawie komplet atutów ku temu, by żyć z turystyki. Bogata historia, zabytki, dużo zieleni, urozmaicona oferta kulturalna, miejsca dla rekreacji i sportu, atrakcje przyrodnicze z żubrami na czele. Na dodatek dogodna komunikacja drogowa i kolejowa. To powody, dla których warto nasze miasto odwiedzać i trochę w nim pobyć. Ale pobyć to znaczy mieć się gdzie przespać i gdzie zjeść. A z tym najlepiej nie jest, choć branża hotelarska należy do tych, które rozwijają się ostatnio w szybkim tempie.
W mieście funkcjonuje dziewięć hoteli, w których łącznie jest ok. 650 miejsc. Teraz dołączył do nich Styl 70 w Piasku. Trzeci hotel, jaki w ciągu ostatnich paru lat stanął w pobliżu DK-1. Firma Karol Kania i Synowie zaczęła go budować w latach 80., dokończyła teraz. Swą nazwę zawdzięcza Wojciechowi Kani, który ma sentyment do lat 70. Nie do PRL, a do dzieci kwiatów, tamtej muzyki, estetyki. Poza tym chciał, żeby te wnętrza wyglądały inaczej niż w większości hoteli.
Dyrektor Maciej Kluss z Muzeum Zamkowego mówi, że cieszą go nowe obiekty hotelowe w mieście, bo konkurencja mobilizuje. Ale poziom usług hotelowych ocenia źle.
- Nie chciałbym już przeżywać takiego wstydu, jak wtedy, gdy za siostrą księcia Bolka niosłem walizki do hotelu, bo... obsługa nie poczuwała się do tego.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/954178.html
Pszczyński skansen czeka przeróbka i nowe aranżacje
06.02.2009
Skansen liczy na euro.- W Regionalnym Programie Operacyjnym jest 10 milionów euro na działania w branży turystycznej. Mamy nadzieję, że część z nich otrzymamy na nasz projekt rozbudowy skansenu - mówi prezes Jacek Patyk z Agencji Rozwoju i Promocji Ziemi Pszczyńskiej.
Ile to będzie kosztować, pokaże konkurs na wykonanie dokumentacji technicznej, ogłoszony właśnie przez agencję. Czasu na zgłoszenie ofert jest niewiele, bo zaledwie do 16 lutego. Ale agencja wie, w jakim kierunku mają pójść zmiany. Jacek Patyk liczy, że trafi im się projektant, z którym znajdą wspólny język na dodatek nada temu wszystkiemu finezyjną formę.
Zmiany mają być dość daleko idące i to zarówno w samej ekspozycji, jak też jej otoczce, a także funkcjach poszczególnych obiektów. Jak już pisaliśmy, skansen ma ożyć. Zwiedzający mają tu mieć okazję nie tylko zobaczenia, jak wyglądała chłopska zagroda w dawnej wsi pszczyńskiej. Mają ją także poczuć, usłyszeć, może nawet poznać smak jadła, jakie tam kiedyś warzono.
Same obiekty, a więc chałupa, stodoły, spichlerze, wozownia, masztalnia, szopka, młynek wiatrowy, kuźnia - pozostaną na swoich miejscach. Zasiedziały się tam już od lat 70 zeszłego wieku, bo wtedy Towarzystwo Miłośników Ziemi Pszczyńskiej stworzyło skansen po to, by ratować cenn wiejskie starocie. Dziś jego forma jest już mocno archaiczna ze względu na swoją statyczność. Obiekty pełne są przedmiotów, jak magazyny. A chodzi o to, by je wyeksponować, a nawet pozwolić spełniać te funkcje, do jakich były stworzone. Młynek powinien mleć ziarno, z kuźni dobiegać dźwięk kowalskiej roboty, z izby, gdzie stoi kolebka, niech będzie słychać śmiech dziecka itp. Są plany, by skansen był czynny cały rok Dlatego musi powstać budynek z pomieszczeniami dla obsługi i spełniający funkcje socjalne także dla turystów (wc chociażby, którego teraz nie ma). Tam będzie recepcja, sklep z pamiątkami, salka wystawowa, miejsce na warsztaty i spotkania. Stary młyn ożyje, gdy ruszy przy nim koło napędzane przez Pszczynkę. Może stanie przy nim ogród zimowy. A w skansenie - altana dla 150 osób, z paleniskiem i miejscem do występów "Brzymowych". Będą także dwa stawy z mostkami, ścieżki spacerowe i wejście od strony młyna.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/957188.html
Pszczyna i Goczałkowice doczekają się w tym roku rond
06.02.2009
Umowa z wykonawcą została już podpisana. Do końca tego tygodnia ma nam przedstawić harmonogram robót. Potem zaczną się przekładki mediów. Samych robót drogowych będzie na około trzy miesiące. Rondo powinno być gotowe do końca sierpnia - mówi Grzegorz Górka, dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg w Pszczynie.
Takiej właśnie modernizacji poddane zostanie skrzyżowanie ulic Katowickiej, Bieruńskiej, Chopina i Miarki. Newralgiczne miejsce w mieście zwłaszcza od momentu, gdy wiadukt w ulicy Bielskiej zaczął odmawiać posłuszeństwa. Tam pozostawiono ruch lżejszych samochodów, a cały ruch towarowy skierowany został właśnie na Bieruńską, Chopina, Szymanowskiego. W miarę spokojna okolica i biegnące północną granicą zabytkowego parku ulice zaroiły się raptem ciężkimi transportami. Nie pomogły protesty mieszkańców, którym domy zaczęły drżeć w posadach, gdy zaczęły w ich sąsiedztwie sunąć tiry. Po prostu nie było innej możliwości zorganizowania objazdu dla wszystkich tych aut jadących tranzytem z Krakowa czy Oświęcimia w kierunku Jastrzębia, Żor, Rybnika. Droga przez Pszczynę jest najkrótsza.
Sytuacja komunikacyjna w mieście pogorszyła się jeszcze bardziej po rozbiórce i całkowitym zamknięciu wjazdu na ul. Bielską. Zanim zostanie tam wybudowany tunel, miasto się będzie dusić. Nie pozostał mu bowiem żaden wyjazd na "jedynkę", którego nie zagradzałyby szlabany kolejowe. Taka już uroda Pszczyny, że przecina ją linia kolejowa i równolegle do niej, w niewielkim odstępie droga szybkiego ruchu.
Kiedyś godziny szczytu poznawało się w Pszczynie po wzmożonym ruchu i bardziej zatłoczonych ulicach. Teraz, gdy samochodów przybyło, a de facto ubyła Bielska, korki są na porządku dziennym i to co najmniej kilkakrotnie. Wystarczy, że na Dworcowej zostaną spuszczone rogatki i z miejsca tworzy się sznur samochodów sięgający nierzadko do skrzyżowania z ulicą Kopernika. A ok. 15, gdy wiele osób kończy pracę, wyjazd z Pszczyny zajmuje nawet 40 minut. Dlatego niektórzy korzystają z objazdu przez Goczałkowice.
Od minionego poniedziałku dla poprawy płynności ruchu na Dworcowej wprowadzony został zakaz skrętu w ulicę Sokoła. Na odcinku od alei Kościuszki do Dworcowej jest to teraz ulica jednokierunkowa.
- Innych reorganizacji ruchu nie przewidujemy, ponieważ nie ma ku temu warunków - mówi zastępca burmistrza Tomasz Drąszkowski. - Docierają do nas także obawy, że w tej sytuacji budowa ronda na Katowickiej może jeszcze sprawę skomplikować, ale nic na to nie poradzimy. Będzie jeszcze trochę więcej niewygodnie, ale tylko do sierpnia. Potem na pewno wszyscy odczujemy ulgę.
Jedyną pociechą, choć marną, jest to, że na czas budowy ronda ulice nie będą zamknięte.
- Ruch będzie się odbywał wahadłowo. Jak to się sprawdzi w praktyce, zobaczymy. Najbardziej obawiamy się tego, żeby nie powstawały trudne sytuacje na jedynce. Między szlabanami na Bieruńskiej a DK-1 jest bardzo mało miejsca - dodaje Górka. Zaznacza jednocześnie, że tablice sugerujące kierowcom szukanie innych dróg niż przez Pszczynę, od dłuższego czasu są już w okolicach Bielska i Mikołowa. Więc może przynajmniej część zdecyduje się jednak na inną trasę. Budowa tego ronda kosztować będzie 1.440 mln zł. Gmina dorzuca powiatowi 500 tys.
Podobny gest okazują Goczałkowice, które także w tym roku mają się doczekać podobnej przebudowy skrzyżowania ulic Uzdrowiskowej, Borowinowej i Szkolnej. Oba ronda należą do małych. Oba będą mieć ok. 20 metrów średnicy. Każde będzie się wznosić na wysokość 1.20 m, zostanie obsadzone zielenią, a na środku stanie lampa. Zarówno pszczyńskie, jak i goczałkowickie będzie miało jeszcze tak zwane wyspy rozdzielające.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/957195.html
Wit - Wto Mar 10, 2009 11:26 pm
Czego najbardziej brak pszczyniakom w mieście? Kina!
13.02.2009
Pszczyńskie kino, podobnie jak wiadukt, odeszło w niebyt. Trudno powiedzieć, czy całkowity, czy to tylko czasowa hibernacja, po której jednak drzwi Wenus znowu się otworzą, sala zapełni widzami.
Tyska Andromeda przegrała z kinem nowej generacji. Była za wielka (700 miejsc), nie do ogrzania, nie do utrzymania z biletów coraz mniejszej garstki sympatyków. Miasto nie miało zamiaru, a nawet możliwości (jak tłumaczyło) dotować placówki, ponieważ jest Nove Kino. Mutipleks pogrążył Andromedę. Nie ta era.
W Pszczynie na razie na konkurencję się nie zanosi. Więc może jednak nie wszystko stracone dla tych, uważają, że "najlepsze są małe kina".
Wenus przeszła tę sama drogę prywatyzacyjną, co kino tyskie. Kilka lat temu kupili kino Barbara i Mirosław Nowińscy. Nie szło im. Zmotoryzowana Pszczyna jeździ do multipleksu w Bielsku. W listopadzie 2008 zawiesili działalność do 2010. Chodzą słuchy, że są w Irlandii.
-Pamiętam to kino, odkąd się ożeniłem i zamieszkaliśmy w tej kamienicy - 70-letni Dominik Kiermasz, pokazuje czynszówkę vis a vis. - Przed wojną to była bóżnica. Po wojnie zrobili kino. Cała Pszczyna tu chodziła, a ja miałem swój fotel koło filarka.
W środę czytam na pszczyńskim portalu wyniki sondy na temat braków w kulturze miasta. 60 proc. uważa, że jest nim brak kina.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/960217.html
(Prze)targi na tunel na Bielskiej nadal w toku
13.02.2009
Ulica Bielska należy teraz do cichych i spokojnych. Tę ciszę zakłócają jedynie przejazdy pociągów. Po wiadukcie nie pozostał ślad. Chyba, że jakaś śrubka, która upadła w błoto i nikt jej już nie potrzebował.
Wiadukt-weteran, któremu kiedyś dawano kilka lat żywota, odszedł w niebyt po co najmniej dwa razy dłuższej służbie. I co teraz? Rogatki, przejście "płaskie" przez tory. A dalej? Oczywiście budowa tunelu, o którym nieraz już pisaliśmy. Wojewódzki Zarząd Dróg (właściciel drogi oraz inwestor)oferty kandydatów na wykonawców otworzył już w grudniu. Na razie nikogo nie wybrał.
- Oferta firmy, która zaproponował najniższą cenę jest teraz skrupulatnie badana. Lepiej zrobić to na tym etapie, niż mieć problemy podczas budowy. To bardzo poważna inwestycja nie tylko kosztowo, ale również technicznie. Mamy nadzieję, że w ciągu dwóch tygodni umowa zostanie podpisana, a prace ruszą w marcu- kwietniu - wyjaśnia Ryszard Pacer, rzecznik WZD. Od tego momentu zacznie się odliczanie owych obiecanych 18 miesięcy. Ulicą Bielską można dojechać tylko do supermarketów. O niej za tydzień.
PLUS - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/960212.html
Wit - Nie Mar 29, 2009 9:01 pm
Ławeczka z Daisy na rynek
17.03.2009
Do miast posiadających ławeczki ze znaną postacią dołączy niebawem także Pszczyna.
Pomysł zafundowania takiej ozdoby przeforsował w ratuszu wiceburmistrz Dariusz Skrobol, wykorzystując rzeźbę Joachima Krakowczyka, którą artysta wykonał podczas jednego z Pszczyńskich Plenerów Artystycznych. Reszty dokona, a właściwie już dokonuje, Gliwicki Zakład Urządzeń Technicznych. Bo jak wszystkie słynne "ławeczki", ta również będzie spiżowa.
"Zasiądzie" na niej sama księżna Daisy, żona Jana Henryka XV, ostatniego pana na Pszczynie przed wybuchem II wojny. Angielka, z arystokratycznego rodu Cornwallis-West słynęła z urody w całej Europie. Wchodząc do rodu Hochbergów stała się panią na Książu i Pszczynie. I chociaż do Pszczyny nie pałała zbyt wielką miłością (wolała o wiele skromniejszy pałacyk w Promnicach), dla pszczynian stała się legendą, z którą nic i nikt równać się nie może. Ławeczka-pomnik kosztować ma (łącznie z projektem) 83 tys. zł. Stanie na rynku 1 maja.
PLUS - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/974647.html
.........................
W okowach remontów
Przemysław Białkowski, 2009-03-23 16:33
Piękny rynek, zagroda żubrów, muzeum zamkowe - tego można im zazdrościć. Ale mieszkańcy perły Górnego Śląska, jak mówi się o Pszczynie, mają też powody do narzekań. Na 3 przejazdy kolejowe prowadzące do miasta, tylko jeden można pokonać bez utrudnień, bo remonty na drogach zbiegły się w czasie.
Linia kolejowa dzieli Pszczynę, a z trzech przejazdów tylko jeden można pokonać bez większych utrudnień. - Żeby przejść do sklepu, to proszę jestem cały mokry, bo cały czas pada. Auto trzeba zostawiać, bo żeby przez Pszczynę przejechać, to jest strata przynajmniej godziny czasu, paliwa i tego wszystkiego - opowiada Waldemar Walczak, mieszkaniec Pszczyny. Te utrudnienia szczególnie dotykają ludzi, dla których jazda przez Pszczynie to zawodowa codzienność. Ewelina Ciesiołkiewicz przy rozwożeniu listów przejeżdża miasto wzdłuż i wszerz. - Ja w samych korkach stoję pół godziny więcej, do godziny. A niestety mam rejon tylko Pszczynę, więc non stop kursuję tam i z powrotem przez dwupasmówkę - żali się listonoszka.
Sytuację ma polepszyć budowa ronda przy ulicy Katowickiej, prowadzącej do jednego z przejazdów. I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że równocześnie drugi z dojazdów do krajowej jedynki jest całkowicie zamknięty. Skąd pomysł na kopanie i tu i tam?- Nie można wszystkiego na ''świętego nigdy'' przesuwać, właśnie na tym polega cały problem, że nie podjęto decyzji 2, 5, 10 lat temu. Te inwestycje wymagają, że tak powiem realizacji, ponieważ Pszczyna jest w fatalnym układzie komunikacyjnym - odpowiada Krystian Szostak, burmistrz Pszczyny.
Budowa ronda zbiegła się w czasie z budową tunelu, bo ta druga rozpoczyna się z rocznym opóźnieniem. - Przygotowania do tego były bardzo skomplikowane, dlatego, że inwestycja w środku miasta jest zawsze bardzo trudna i bardzo wiele czynników trzeba było tutaj uwzględnić - wyjaśnia Ryszard Pacer, Zarząd Dróg Wojewódzkich w Katowicach.
Dobra wiadomość jest tylko jedna. Gorzej być nie może. - Sprawa już się chyba bardziej nie utrudni od tego co jest w tej chwili i jak najszybsze wykonanie tego ronda na pewno doprowadzi do lepszej płynności w przejeździe przez miasto - uważa Stanisław Świgoń, instruktor nauki jazdy.
A tym mniej cierpliwym, pozostają pojazdy, które korków się nie boją.
http://www.tvs.pl/informacje/9681/
Wit - Pon Mar 30, 2009 7:09 pm
info z powiatu, dokładnie z Kobióra
Leśnicy niewdzięcznicy?
Przemysław Białkowski, 2009-03-24 18:27
Ekstra pieniądze dla gminnego budżetu, ale przede wszystkim sentyment. O jedno i drugie walczą mieszkańcy Kobióra. Z gminy chcą się wyprowadzić leśnicy. A przecież nadleśnictwo istnieje tu od blisko 200 lat. Dlatego mieszkańcy wyprowadzce mówią nie i zbierają podpisy pod listem protestacyjnym.
W gminie Kobiór może zabraknąć leśników. Wszystko dlatego, że siedziba Nadleśnictwa Kobiór ma zostać przeniesiona do Piasku w powiecie pszczyńskim. Trzeba jednak przyznać, że ta decyzja wywołała w gminie prawdziwe poruszenie. - Ta decyzja jest dla nas niezrozumiała, a dla naszych mieszkańców bulwersująca, stąd też protesty z różnych stron - stwierdza Stefan Ryt, wójt gminy Kobiór.
Pod petycją przeciwko wyprowadzce leśników podpisało się 700 mieszkańców. Oprócz wpływów do budżetu gminy korzyści z siedziby nadleśnictwa wydają się oczywiste. - Każdy w rodzinie w Kobiórze ma kogoś, kto się wiązał z gospodarką leśną, byli to nasi dziadkowie, nasi pradziadowie, każdy w rodzinie ma kogoś, kto ma coś wspólnego, jeśli nie z gospodarką leśną bezpośrednio to na pewno z przerobem drewna - wyjaśnia Janusz Mazur z kobiórskiego koła Związku Górnośląskiego.
Cztery piąte powierzchni gminy Kobiór zajmują lasy. Ale ani to, ani sentymenty mieszkańców nie przekonują leśniczych decydentów. Stara siedziba ze względu na stan techniczny nie nadaje się już do użytku, lokalizacja nowej, mimo propozycji gminy, ominie Kobiór. - Wybrano tę a nie inną lokalizację ze względów ekonomicznych - przyznaje Krzysztof Chojecki z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach.
- Pod uwagę wzięto szereg kryteriów, głównie były to kreteria komunikacyjne, ale również inne i wydaje mi się, że skoro decyzja została podjęta, to należy ją uszanować i realizować dalej - uważa Zbigniew Ryś z Nadleśnictwa Kobiór.
I chociaż decyzja zapadła. Podpisów pod petycją wciąż przybywa.
http://www.tvs.pl/informacje/9718/
Wit - Śro Kwi 15, 2009 8:44 pm
Stajnie książęce po Sercu Nikisza
dziś
Renowacja XVIII-wiecznych stajni pałacowych w Pszczynie znalazła się na drugim miejscu ogłoszonej tuż przed świętami listy projektów, które otrzymają dofinansowanie ze środków unijnych na kulturę w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego.
Najwyżej w tej grupie (gmin powyżej 50 tys. mieszkańców) oceniono projekt rewaloryzacji Serca Nikisza - budynku Muzeum Historii Katowic przy ul. Rymarskiej. Najwięcej pieniędzy dostanie jednak Pszczyna, ponieważ z puli 29,5 mln zł, przewidzianej na dofinansowanie projektów, przypadnie jej 14, 5 mln. Beneficjentami tego samego programu będą także Tarnowskie Góry (pałac w Rybnej), Częstochowa (klasztor paulinów), po raz drugi Katowice (digitalizacja kronik szkolnych), a także Zabrze (adaptacja biblioteki Donnesmarcków na potrzeby filharmonii).
Pszczyńskie stajnie to zespół połączonych z sobą budowli, osłaniających częściowo wejście do zabytkowego parku od strony południowej. Po II wojnie światowej, gdy pałac Hochbergów został zamieniony na muzeum wnętrz zabytkowych, stajnie i zamkowa oficyna przypadły miastu. W oficynie urządzono mieszkania komunalne, które są tam do dziś. Stajniom przypadły różne funkcje. Ujeżdżalnia została przerobiona na halę sportową pszczyńskiej Iskry. Przy okazji tej adaptacji zniszczono unikalną architekturę budynku. W kolejnych pomieszczeniach mieściła się do połowy lat 70. ubiegłego wieku komenda straży pożarnej.
Część pomieszczeń nad stajniami zamieniono także na mieszkania o niskim standardzie. Przeróbkom oparła się jedynie ta część obiektów, gdzie za książęcych czasów stały konie. Oryginalne żłoby, wyłożona drewnianym brukiem posadzka i rzeźbiony kamienny kominek tak spodobały się dekoratorom "Sensacji XX wieku" Bogusława Wołoszańskiego, że właśnie te wnętrza "zagrały" dolnośląską twierdzę Smierszu specjalnych oddziałów kontrwywiadu radzieckiego.
Ideą obecnego projektu jest przywrócenie stajni zamkowi i kulturze. Tutaj znajdą miejsce m.in. pracownie konserwatorskie, zbiory etnograficzne związane z dziejami Pszczyny, galeria, restauracja, sala multimedialna, być może administracja Muzeum Zamkowego.
Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/986591.html
Wit - Wto Kwi 21, 2009 7:45 pm
W Pszczynie kultura opanuje książęce stajnie
Iwona Sobczyk 2009-04-17, ostatnia aktualizacja 2009-04-18 00:46:58.0
Stajnie książęce w Pszczynie niszczeją od kilkudziesięciu lat. Ich los odmieni się dzięki 14 mln zł przyznanym miastu w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego.
Neoromańska ceglana stajnia i powozownia, wchodzące w skład pszczyńskiego kompleksu zamkowego, powstały w latach 60. XIX wieku. Garaże pochodzą z początku XX wieku. Zabudowania są dzisiaj w kiepskim stanie. - Takie piękne budynki, a niszczeją właściwie już od czasu wojny - wzdycha Jan Gałaszek, główny konserwator Muzeum Zamkowego. Budynki nie miały dotąd szczęścia. Od wojny służyły jako magazyny, potem długo stały puste. Dach przeciekał, na ścianach pojawił się grzyb. Dewastacja postępowała, bo do środka można się było dostać bez większego problemu. - Mimo to sporo ocalało. Zachował się cały układ żłobów, kafelki, poidła i wyłożona boazerią siodlarnia. To chyba jedyna stajnia z malowidłami na sklepieniu. Są częściowo zamalowane, ale można je odkryć - mówi Gałaszek.
Właścicielem zabudowań od początku lat 90. jest Pszczyna. - Już w latach 90. staraliśmy się ten obiekt wyremontować i zagospodarować. Wtedy się nie udało - wzdycha Krystian Szostak, burmistrz Pszczyny. Tym razem już nic nie stanie na drodze planom ratowania książęcych stajni. Zarząd województwa zdecydował się przyznać na ten cel prawie 14,5 mln zł. Marszałek dorzucił się też do dokumentacji projektowej remontu, a Pszczyna znalazła w budżecie prawie 3 mln zł.
Remont ma się zacząć w przyszłym roku. Do tego czasu miasto musi wyprowadzić lokatorów części mieszkalnej kompleksu. Nad stajnią, tam gdzie kiedyś sypiali jej pracownicy, są lokale komunalne. Dziś służą jako mieszkania tymczasowe dla ośmiu rodzin. Ich dom spalił się kilka miesięcy temu. - Zostaliśmy bez niczego, miasto zaoferowało nam te mieszkania, więc jesteśmy. Warunków nie ma tu żadnych, prowizoryczną łazienkę jak sobie ktoś urządził, to ma. Toaleta jest wspólna. Wszystko się sypie. Ale sam budynek piękny, bardzo dobrze, że chcą go wyremontować - mówi Irena Kapias. Nad stajnią mieszka razem z mężem. - Pogorzelcom znajdziemy inne mieszkania, w godniejszych warunkach. Od początku było wiadomo, że to tylko tymczasowe miejsce - zapewnia burmistrz.
Zabudowania mają być wyremontowane do 2011 roku i będą służyły muzeum. - Brakuje nam miejsca. Części własnych eksponatów nie mamy gdzie pokazać, nie wspominając o wystawach czasowych. Bardzo się cieszymy - mówi Gałaszek.
W garażach rozlokują się pracownie konserwatorskie, do których będą mogły zaglądać szkolne wycieczki. Wyremontowana powozownia odzyska swoją funkcję, bo na parterze zostaną rozstawione zabytkowe dworskie pojazdy. Wyżej muzeum zamierza urządzić nowoczesną salę konferencyjną, która w razie potrzeby będzie się mogła przekształcić w salę koncertową.
Parter stajni posłuży jako przestrzeń ekspozycyjna na wystawy czasowe i stałe. Muzeum zamierza tu pokazać m.in. kolekcję broni i trofeów myśliwskich, zbiory archeologiczne i etnograficzne. Zmieszczą się tu jeszcze mała restauracja i sklepik. Na pierwszym piętrze będą: biblioteka, sala wykładowa i pokoje dla gości muzeum.
Strona 2 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 163 wypowiedzi • 1, 2, 3