[Sztuka] Muzea, galerie - wystawy
Emenefix - Czw Lut 14, 2008 11:18 pm
Z MM:
http://www.mmsilesia.pl/blog/entry/161/ ... ia%29.html
caterina - Sob Lut 16, 2008 2:11 pm
Sztuka może zmienić wizerunek Śląska
Sebastian Cichocki
2008-02-15
Kultura jest przyszłością Górnego Śląska - słyszę to zdanie coraz częściej powtarzane przez lokalnych polityków i decydentów niczym tajemne zaklęcie o zbawczej mocy. Niestety, zazwyczaj nie stoi za tym żadna głębsza refleksja ani też zrozumienie dla współczesnych mechanizmów kulturowych - pisze Sebastian Cichocki
Nie bądźmy naiwni, sztuka nas nie ocali. Z pewnością jednak pomoże w dostarczeniu właściwych narzędzi, aby otaczającą rzeczywistość objąć i lepiej zrozumieć. Nie myślę tu jednak o sztuce, która jest tylko i wyłącznie dekoracją, dopełnieniem wizyty w hipermarkecie, przyjemnym masowaniem gałek ocznych.
Już niemal 200 lat temu, co wciąż nie wszyscy chcą zaakceptować, artystów przestała zadowalać rola bezwolnych kopistów, zakładników możnych marszandów. Niektórzy twórcy, i nie jest to bynajmniej wynalazek ostatniej dekady, postanowili oddać się patroszeniu rzeczywistości, obnażając jej ciemne strony i ukryte reguły. Jednocześnie podjęli ryzyko bycia kozłem ofiarnym obrońców konserwatywnego porządku. Tak jest do dziś. Wyświechtane slogany o kulturze jako panaceum na ekonomiczne i społeczne bolączki nie będą miały żadnych realnych konsekwencji, jeśli nie będzie im towarzyszyć świadomość zmian, jakie zaszły w sztuce.
Tak zwane "kreatywne miasta", otwarte i wabiące ekonomiczny kapitał, stoją na fundamencie różnorodności i tolerancji. Nie tylko bezwarunkowej wolności artystycznej, ale i akceptacji szeroko pojmowanego innego. Dzisiejsza sztuka jest areałem, gdzie częściej wypowiada się wojny niż zawiera kompromisy. A właśnie w nieporządku i chaosie ukryty jest potencjał zmiany. Jaka więc może być rola sztuki na Górnym Śląsku? Kalkulacja jest prosta - dla niektórych regionów inwestycja w kulturę, i to w jej najbardziej elitarnym wydaniu, jawi się jako jedyna (nie ukrywajmy, że również najtańsza) szansa na zwrócenie na siebie uwagi. Stąd chociażby planowane w tym roku otwarcie największego w USA nowego biennale sztuki w Nowym Orleanie. Po co? Jak opowiadał mi jego kurator Dan Cameron, głównie po to, aby zmienić wizerunek regionu zdewastowanego przez huragan Katrina i kojarzącego się z konfliktami na tle rasowym. A przy okazji po to, aby przyciągnąć 100 tys. turystów, którzy będą wydawać pieniądze w lokalnych restauracjach i hotelach. Prosty przepis. A teraz inny równie ważny wątek - ciągłość sztuki. Podczas ostatniej edycji Documenta w Kassel, jednej z najważniejszych imprez artystycznych na świecie, pokazano na jednej wystawie m.in. dalekowschodnie ryciny z XIV w., konceptualne prace Kovandy, irański dywan sprzed 200 lat oraz polityczny film Żmijewskiego. Wspólnie tworzyły jedną, spójną, choć wielowątkową, narrację.
Co wynika z takiej lekcji? Historia sztuki nie rozwija się linearnie. To raczej spiralnie podróże, ciągłe powroty do porzuconych wątków, anektowanie nowych obszarów. Dlatego uparte wytyczanie granic pomiędzy sztuką dawną a współczesną jest skazane na niepowodzenie. Pomyślmy, jak istotny jest to wniosek dla Śląska - miejsca osadzonego mocno w tradycji, jednak szukającego dla siebie nowej szansy w przyszłości. Czy nie powinniśmy zaufać artystom, ich - nieraz przeklętej - intuicji i wyobraźni? Zachęcam do włączenia się w debatę na temat roli sztuki najnowszej w naszym regionie. Zacząć warto chociażby od nowego Muzeum Śląskiego. Bo wybór budynku to nie wszystko. Kluczowe staje się rozstrzygnięcie, czy budować chcemy, jak pisał Ad Reinhardt, "grobowce dla sztuki" czy też żywe muzea. W tych drugich znajdzie się miejsce zarówno na celebrowanie tradycji, jak i sabotaże wycelowane w ceniących sobie święty spokój urzędników.
Autor jest kuratorem, krytykiem sztuki i socjologiem. W latach 2006-2008 dyrektor programowy bytomskiej Kroniki. Autor licznych tekstów o sztuce, publikowanych m.in. w Polsce, Niemczech, USA, Turcji i Austrii. Kurator Pawilonu Polskiego na 52. Biennale Sztuki w Wenecji. Obecnie przygotowuje "Alfabet" - program 24 zdarzeń artystycznych w Berlinie. Jest członkiem Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki. Wykłada na Studiach Kuratorskich Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prowadzi bloga "Sztuczna Inteligencja".
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... 2-16-03-06
d-8 - Pią Lut 29, 2008 10:22 am
zeby nie bylo ze nikt nie chodzi do galerii w kato
szyb wilson:
swego czasu było ponoc jakies wieksze techno party w lecie chyba ze 2-3 lata temu w tej drugiej brudniejszej hali. zdjęc niestety nie widziałem żadnych...
Wit - Pią Lut 29, 2008 8:39 pm
Niemiecka pornografia na wystawie w BWA
Łukasz Kałębasiak2008-02-29, ostatnia aktualizacja 2008-02-29 18:26
Pamiętacie posła LPR-u "uwalniającego" w warszawskiej Zachęcie rzeźbę Jana Pawła II? To specjalność nie tylko naszych polityków. Podobne reakcje wywoływały w Niemczech plakaty Klausa Staecka. Wystawa tego artysty-polityka od piątku w katowickim BWA
Jedna z pokazywanych tam prac to dwie puszki. Pierwsza wypełniona jest pędzlami, z których, jak z hot-doga, wystaje parówka. To metafora sztuki popularnej, banalnej, łatwej do połknięcia jak bułka z parówką. W drugiej puszce, spomiędzy rzędu zaostrzonych ołówków wystaje nóż. Dla mnie to symbol sztuki, jaką uprawia też Klaus Staeck - ostrej jak brzytwa, ciętej, upolitycznionej.
W Niemczech po reakcji na pytanie o Staecka można określić, czy nasz rozmówca popiera lewicową SPD czy prawicowe CDU. Od lat 60. ten uczeń Josepha Beuysa - jednego z najwybitniejszych niemieckich artystów - jest też aktywnym politykiem lewicy.
Kampanię wyborczą z 1972 roku zdominowały jego drukowane w ogromnym nakładzie, prześmiewcze plakaty z hasłem "Niemieccy pracownicy! SPD chce wam zabrać wasze wille w Tessin" (choć wszyscy wiedzieli, że na willę w Tessin może sobie pozwolić tylko bogaty wyborca CDU). Za ten i inne plakaty Staeck był pozywany do sądu przez kolejnych polityków. W 1976 roku posłowie CDU zerwali nawet kilka z nich na wystawie w Bonn, a potem próbowali nie dopuścić do otwarcia aż 50 jego wystaw.
Bo jeśli Staeck w coś wierzy, to nie uznaje słowa "kompromis". Robi tak, żeby uderzyć najcelniej i najboleśniej. Jego stare i nowe plakaty, pokazywane teraz w BWA, powielają ten sam schemat - to wielkie, krzykliwe hasło na tle symbolicznego fotomontażu. Prosta metoda, ale rewelacyjne efekty. Gdy trzeba, Staeck jest dowcipny lub ironiczny. Jednak potrafi też poruszyć sumienia i wstrząsnąć.
Poglądy Staecka są łatwe do odczytania. Nie lubi Ameryki - za jej brak zrozumienia dla ekologii (hasło z plakatu: "Odwiedź Amerykę. Raj zabójców klimatu"), za wojowniczość ("Oś zła: Bagdad-Teheran-Berlin-Paryż") i za lekceważeni praw człowieka ("CIA Air - darmowe linie lotnicze na tortury"). Drażni go niemiecka prawica - ta skrajna ("Boże spraw, by padało mózgami dla tych głów" głosi hasło nad łysymi czaszkami skinów) i ta z pozoru niegroźna ("Nie mam nic przeciwko cudzoziemcom, ale..." mówi zapałka ucharakteryzowana na Hitlera). Walczy o czyste środowisko (sportowe BMW "najlepiej nadaje się do stania w korkach") i o sprawiedliwy podział bogactwa z biednym Południem (na stole konferencji Północ - Południe położył umierające afrykańskie dziecko). Siła perswazji tych plakatów jest tak wielka, że trudno nie zgodzić się z ich treścią.
Ale Staeck to także autor dzieła o wiele bardziej brutalnego. Wydana w 1971 roku "Pornografia" to zbiór drastycznych fotografii, wizualnego ścieku świata - tortury, zbrodnie popełniane w Wietnamie, ofiary szalejącej na ulicach przestępczości. Wszystko zgodnie z myślą filozofa Herberta Marcuse'a, że "nie naga kobieta jest obsceniczna, ale generał prezentujący swoje medale zdobyte na wojnie".
Dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" napisał kiedyś, że "od wojny żaden niemiecki artysta nie stworzył tylu obrazów, które stały się częścią zbiorowej pamięci".
Ten wpływowy niemiecki artysta przyjedzie do Katowic 28 marca na spotkanie w katowickim BWA. Wystawa, współprzygotowana przez Instytucję Kultury "Ars Cameralis", potrwa do 20 kwietnia.
Plakaty Klausa Staecka z wystawy w katowickim BWA. Trzeba je obejrzeć, ale i przeczytać. W BWA znajdziemy tłumaczenia jego haseł (na zdjęciu ''Odwiedź Amerykę. Raj zabójców klimatu'')
(''Boże spraw, by padało mózgami dla tych głów'')
caterina - Nie Mar 02, 2008 9:11 pm
Wystawa Grupy Twórczej Śląsk
5.03.2008-31.03.2008
Galeria ZPAF, Katowice
W skład grupy wchodzą: Tomasz Rak, Rafał Szopa, Michał Cała, Alek Wyroba. Michał Cała: „Wystawa ta jest zwieńczeniem kilkuletniej działalności grupy i pokazuje krajobraz miejski i przemysłowy Górnego Śląska w latach 2004-2007. Uczestnicy grupy indywidualnie zajmowali się już tym tematem w przeszłości, jednak około roku 2004 postanowili wspólnie wrócić do fotografowania Śląska i pokazać go takim, jakim jest obecnie. Wystawa jednak nie pokazuje nowych obiektów, które pojawiły się w ostatnich latach. Na zdjęciach można obejrzeć stare osiedla robotnicze, przemysłowe dzielnice, resztki likwidowanych kopalń i hut oraz nieliczne już hałdy. Wszystko to niebawem zniknie ze śląskiego krajobrazu. Pozostaną tylko zdjęcia.”
Wernisaż 5.03 (środa), godz. 18.30. Wystawa potrwa do 31.03.
http://www.ultramaryna.pl/wydarzenie.php?id=10748
Wit - Śro Paź 08, 2008 12:17 pm
Artyści brudni od węgla
Łukasz Kałębasiak2008-10-07, ostatnia aktualizacja 2008-10-07 23:40
Choć dziś najlepiej pamiętamy o Grupie Janowskiej, w samych Katowicach było więcej zdolnych artystów, którzy zamiast skończyć Akademię Sztuk Pięknych, pracowali w kopalniach. Muzeum Śląskie przypomina teraz obchodzącą jubileusz półwiecza grupę Gwarek'58
Nazwa mówi o tych artystach niemal wszystko: Gwarek, czyli górnik, bo jej członkowie pracowali w KWK Katowice. Data założenia: 1958 rok. Tyle że fakty są nieco inne. Górnikiem był Franciszek Kurzeja, ale już Jan Nowak był w kopalni ślusarzem, Józef Rostroch dekoratorem, Rudolf Riedel malarzem-lakiernikiem, a Jan Nowak, zwany dla odróżniania "drugim", pracował w stolarni. Z kopalnią związany był też Aleksander Filipek.
Co do daty powstania ich grupy wśród artystów też nie ma zgody, bo już w 1946 roku pracownik administracji kopalni Alfred Kawa prowadził coś na kształt stowarzyszenia artystów.
Skąd tyle wątpliwości? Zapewne stąd, że Gwarek'58 nie był tak naprawdę grupą. Bo jeżeli ich koledzy po fachu z Janowa - Paweł Wróbel czy Ewald Gawlik - mieli swoją świetlicę, wtorkowe spotkania i instruktora, artyści z Gwarka pracowali w domach i spotykali się tylko dwa razy do roku na wystawach. - Na co dzień widywaliśmy się w pracy. Rostroch miał pracownię dekoratorską i gdy mieliśmy chwilkę, wpadaliśmy do niego na rozmowę - wspomina dziś grafik Jan Nowak (dla odróżnienia - pierwszy). Stanowili raczej grupę pracowników kopalni, którzy kochali sztukę i, jak potrafili, starali się tworzyć.
Wystawa w Muzeum Śląskim pokazuje zaś, że to artyści o dużym talencie, któremu dawali upust przede wszystkim w linorycie. - To także ewenement na dużą skalę. Malarze-amatorzy "popełniali" nieraz linoryty, ale grupy, która by w tym doszła do takiej perfekcji, nie było - mówi kurator wystawy Sonia Wilk.
Duża w tym zasługa wybitnego grafika Stefana Suberlaka, na którego kursy przy liceum plastycznym w latach 50. chodził zarówno Nowak jak i Riedel. - Sztuka zawsze mnie interesowała, chciałem malować, ale zupełnie nie wiedziałem jak. Tam po raz pierwszy zobaczyłem jak robi się grafikę - wspomina Nowak. Dziś jest jednym z najlepszych śląskich grafików-amatorów. Jego linoryty o tematyce myśliwskiej (artysta uwielbia polowania) są na całym świecie.
Jego koledzy pozostawali zwykle przy typowo śląskich tematach. Portretując kopalnie, pokazując pracę na dole czy życie na powierzchni mieli skłonność do tworzenia uniwersalnych obrazów, wydobywania esencji śląskości. Tym ciekawiej ogląda się je w stolarni dawnej kopalni Katowice (druga część wystawy znajduje się w Galerii Sztuki Pogranicza w gmachu przy Al. Korfantego). Sztuka, która wyrosła z kopalni, do tej kopalni po latach wróciła. - To świetnie zatoczyć taki krąg. W życiu bym nie przypuszczał, że zobaczę kiedyś swoje prace w stolarni - zachwyca się Nowak.
Wystawa w stolarni potrwa do niedzieli (dostępna za darmo od godz. 10 do 15). Muzeum Śląskie zaprasza do 14 grudnia.
Wit - Śro Gru 17, 2008 6:57 pm
Czy uda się stworzyć galerię w Halembie
dziś
Odkąd w zamku w Nakle Śląskim powstała galeria "Barwy Śląska", tematem siedziby dla kolekcji Stanisława Trefonia, przestali zaprzątać sobie głowę przedstawiciele innych miast.
Tymczasem prace artystów-samouków nadal zapełniają każdą wolną przestrzeń jego halembskiego mieszkania.
- Posiadam dzieła ponad 250 malarzy. Od każdego z nich mam co najmniej pięć obrazów, a bywa że znacznie więcej, jak w przypadku Jerzego Koziołka, który na moje zlecenie namalował 130 wież wodnych. Niektórych miejsc, obiektów uwiecznionych na tych płótnach już nie ma - mówi rudzianin.
Bez sięgania do jego zbiorów nie można w Polsce zorganizować żadnej większej wystawy artystów nieprofesjonalnych. Różnorodność obrazów pozwala przygotowywać ciekawe ekspozycje tematyczne.
Z takiej możliwości skwapliwe korzystają muzea, centra kultury.
- Stanisław złamanego grosza od nikogo nie chce, więc przyjeżdżają przedstawiciele ośrodków, galerii i biorą eksponaty na swoje wystawy. Ileż razy na świstku papieru podpisywali umowy, a o ubezpieczeniu nawet nie wspominali - nie kryje rozżalenia Adam Bożek, przyjaciel Trefonia. - A obiecanek na temat siedziby, miejsca na galerię, było co nie miara.
Wśród miast, które zaoferowały się stworzyć godne warunki dla kolekcji, był min. Mikołów. W tzw. Białym Domku powstała tam niedawno Miejska Placówka Muzealna. Obrazy Trefonia wiszą na ścianach w holu.
- Wypożyczamy nieodpłatnie prace śląskich artystów %07- przyznaje Michał Pienta, rzecznik prasowy magistratu w Mikołowie. - Niestety upadł pomysł utworzenia skansenu na terenie byłej jednostki wojskowej. W jednym z zaadaptowanych obiektów w skansenie planowaliśmy urządzić śląską galerię - tłumaczy.
W Świętochłowicach i w Chorzowie o rozmowach z kolekcjonerem nikt już nawet nie pamięta.
- Najlepiej zwrócić się do nas na piśmie z wnioskiem o przyznanie lokalu i na pewno damy odpowiedź adekwatną do obecnej sytuacji w mieście- mówi Gabriela Kardas z biura prasowego UM w Chorzowie.
Zabrze nawet nie robi nadziei na pozytywne rozpatrzenie podania.
- Swoim artystom nie jesteśmy w stanie zapewnić miejsca do prezentacji prac - mówi Dorota Szatters, naczelnik wydziału kultury i sportu UM w Zabrzu.
Tymczasem stała wystawa prac śląskich plastyków to nie tylko splendor, ale i możliwość pozyskiwania unijnych pieniędzy. Namacalne korzyści już niedługo poczuje starostwo tarnogórskie. W zamku w Nakle Śląskim od 2006 roku mieści się Galerii Sztuki Intuicyjnej Stanisława Gerarda Trefonia.
- Jest jedną z niebywałych atrakcji powiatu. Galeria jest zaczątkiem projektu utworzenia w tym miejscu Centrum Kultury Śląskiej. W przyszłości planowane jest miedzy innymi prowadzenie tutaj zajęć z zakresu edukacji regionalnej - twierdzi Katarzyna Majsterk, rzecznik prasowy starostwa powiatowego w Tarnowskich Górach.
Na realizację projektu powiat ma już zagwarantowane dofinansowanie na poziomie 85 procent w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego na lata 2007-2013.
Stanisław Trefoń i zaprzyjaźnieni z nim artyści oraz amatorzy śląskich klimatów w sztuce nie siedzą z założonymi rękami. W październiku zawiązali stowarzyszenie "Barwy Śląska". Na swoim koncie mają już trzy wystawy: w Radzionkowie, w Brzezinach Śląskich oraz w Rudzie Śl.
- Sztuka nieprofesjonalna odżywa - podkreśla prezes stowarzyszenia Erwin Sówka, malarz, emerytowany górnik.
Stowarzyszenie postawiło sobie za cel znalezienie w przyszłym roku sponsorów na rozwój działalności. Marzy im się siedziba w rodzinnym mieście Trefonia. Upatrzyli sobie nawet miejsce - pałacyk w Halembie, w którym kiedyś mieścił się górniczy dom kultury. Problem w tym, że obiekt do gminy jeszcze nie należy.
2200 obrazów, nie licząc grafik, linorytów i rzeźby, ma w kolekcji S.G. Trefoń.
1000 z nich nadal nie znalazło godnego miejsca do eksponowania
Agnieszka Widera - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/936636.html
Wit - Wto Lut 17, 2009 8:12 pm
Kto przygarnie bezdomną kolekcje sztuki?
Łukasz Kałębasiak2009-02-17, ostatnia aktualizacja 2009-02-17 17:08
Śląska Kolekcja Sztuki Współczesnej to już prawie 500 dzieł, które wciąż nie mogą się doczekać stałej galerii. Możliwe, że trafi do nowego gmachu Muzeum Śląskiego
Galerie i centra sztuki współczesnej powstają w całej Polsce jak grzyby po deszczu, a my ciągle nazywamy siebie bezdomną galerią. Bo co z tego, że zrobiliśmy w zeszłym roku 11 wystaw w całym kraju i w Europie, skoro te prace powinny być pokazywane na Śląsku - mówi Irena Fugalewicz z Fundacji dla Śląska, która zajmuje się tworzeniem i zarządzaniem Śląską Kolekcją Sztuki Współczesnej.
Rzeczywiście - wiele regionalnych Zachęt jest w lepszej sytuacji. Odkąd w 2004 roku ówczesny minister kultury Waldemar Dąbrowski stworzył program Znaki Czasu i zachęcił regiony do zbierania najnowszych dzieł, wiele miast zabrało się też do tworzenia centrów sztuki współczesnej.
Fundacja dla Śląska także uważa, że nasza metropolia potrzebuje takiego centrum. Ma nawet upatrzone miejsce: Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku. List intencyjny w tej sprawie trafił już i do marszałka województwa, i do zarządu WPKiW. - W parku w dzień powszedni jest 8 tys. ludzi. Gdyby takie centrum powstało, nie ma mowy, żeby było zamykane o godz. 18. Cała dolna kondygnacja byłaby zaś przeznaczona dla dzieci na warsztaty i zabawy ze sztuką - snuje wizję Fugalewicz.
Urząd wojewódzki nie mówi nie. - Właśnie wybraliśmy wykonawcę planu generalnego dla parku, który ma przewidzieć, co w nim zrobić i jak znaleźć na te pomysły inwestorów. Chcemy, żeby w tym masterplanie taka inwestycja się znalazła - mówi Tomasz Żak z biura prasowego urzędu.
Jednak w nieoficjalnych rozmowach urzędnicy przyznają, że w Katowicach nie brakuje przestrzeni dla sztuki współczesnej. Jest Górnośląskie Centrum Kultury i BWA, a na nowy obiekt w czasach kryzysu nas nie stać. Dlatego sugerują "plan B" i znalezienie miejsca dla kolekcji w nowym gmachu Muzeum Śląskiego.
Taka współpraca już się zresztą zaczęła. Fundacja obiecała, że przekaże muzeum na zasadzie darowizny część kolekcji. Chodzi o najstarsze dzieła sztuki śląskich artystów z lat 40., 50. czy 60. XX wieku. - Ta część będzie pokazywana w wyborze na wystawie stałej, a wiele prac na pewno będzie się pojawiało też w nowym gmachu na wystawach czasowych - mówi Leszek Jodliński, dyrektor Muzeum Śląskiego.
Co, gdyby do nowego gmachu na terenie byłej kopalni Katowice miała trafić cała kolekcja? - Jeśli Fundacja uzna, że najlepszym miejscem na jej zbiory jest Muzeum Śląskie, to myślę, że znajdziemy jakiś kompromis. Choć przestrzeń muzeum nie będzie nieograniczona, ale w jakimś wyborze najlepsze obiekty możemy pokazywać - odpowiada Jodliński.
Szefowe Fundacji mimo wszystko wierzą, że Śląska Kolekcja Sztuki Współczesnej znajdzie swoje miejsce w WPKiW. - Mamy nadzieję, że uda nam się przekonać władze metropolii, że centrum nie będzie konkurencją dla Muzeum Śląskiego, ale stworzyłoby pewien ciąg kulturalny.
............
w sumie to nie pchał bym wszystkiego co leci do MŚ. Osobna galeria sztuki współczesnej wydaje się lepszym pomysłem
MefistoTT - Czw Lut 19, 2009 12:01 am
Kto przygarnie bezdomną kolekcje sztuki?
Jednak w nieoficjalnych rozmowach urzędnicy przyznają, że w Katowicach nie brakuje przestrzeni dla sztuki współczesnej. Jest Górnośląskie Centrum Kultury i BWA, a na nowy obiekt w czasach kryzysu nas nie stać. Dlatego sugerują "plan B" i znalezienie miejsca dla kolekcji w nowym gmachu Muzeum Śląskiego.
Dwie galerie ? to wystarczająco?
To chyba zdecydowanie za mało jak na centrum aglomeracji, która ma jakieś ambicje (mam nadzieję)
Kris - Sob Lut 28, 2009 8:52 pm
Hans Kloss w Katowicach
W sobotę otwarto Muzeum Hansa Klossa w Katowicach. Można w nim oglądać silikonowe figury Klossa i Brunnera oraz serialowe rekwizyty. Nie zabraknie też fotografii, komiksów, książek, kaset, płyt, czyli wszystkiego, co jest związane ze „Stawką większą niż życie”: będzie można kupić cygaro Brunnera i podziwiać nagrody dla twórców serialu. Muzeum, czyli CafĂŠ Ingrid, ma być miejscem spotkań fanów serialu „Stawka większa niż życie”, miejscem, które ukaże fenomen Hansa Klossa.
Pomysłodawcą muzeum jest Piotr Owcarz, a przy jego powstawaniu współpracowali m.in. reżyserzy - Andrzej Konic i Janusz Morgenstern oraz scenarzyści serialu - Zbigniew Safjan i Andrzej Szypulski. Zwiedzający mogą „przejść” odcinek „Ściśle tajne”, obejrzeć niemiecką budkę wartowniczą oraz niemieckie szyldy i reklamy z czasów II wojny światowej.
http://ww6.tvp.pl/6605,20090228887114.strona
Kris - Sob Lut 28, 2009 8:59 pm
Wielki powrót J-23
Marta Buchla, 2009-02-28 16:25
Gdy przed laty nadchodził czas emisji, pustoszały ulice. Cała Polska z zapartym tchem śledziła perypetie bohatera " Stawki większej niż życie". Teraz po ponad czterdziestu latach od rozpoczęcia produkcji agent J-23 i jego odwieczny wróg Bruner powrócili do Katowic, nie na szklane ekrany, ale żeby otworzyć pierwsze w Polsce Muzeum Hansa Klosa.
Gwiazdy "Stawki większej niż życie" w iście hollywoodzkim stylu
wzięły dziś udział w otwarciu pierwszego w Polsce Muzeum agenta J-23.
Nazwisko agenta, choć wybrane kilkadziesiąt lat temu z książki telefonicznej Berlina, nadal nie jest obce wielu pokoleniom Polaków, dlatego Piotr Owcarz, twórca nietypowej wystawy, postanowił to wykorzystać. I można powiedzieć, że odniósł sukces, bo tłumy ludzi od samego rana szturmowały drzwi muzeum.
Pomysł otwarcia muzeum, choć zdaniem głównych bohaterów serialu jest szalony, to budzi jednak podziw. A pomysłowości twórcom katowickiego muzeum pozazdrościli już podobno mieszkańcy Rudy Śląskiej i jak głoszą plotki chcą zbudować muzeum "Rudego" słynnego z serialu "Czterej pancerni i pies".
http://www.tvs.pl/informacje/9067/
Wit - Pon Mar 09, 2009 8:53 pm
Penisy na obrazie nie szkodzą
Łukasz Kałębasiak2009-03-09, ostatnia aktualizacja 2009-03-09 16:44
Niemal na każdym obrazie malarza Nowej Ekspresji Wojciecha Tracewskiego musiał się znaleźć penis, albo nawet kilka. Cenzorka w latach 80. dała za wygraną: - Jest tego tak dużo, że to już nie ma znaczenia. Obrazy polskich Nowych Dzikich pokazuje teraz galeria Szyb Wilson
Taka była cała Nowa Ekspresja: prowokacyjna, nieuznająca świętości, po prostu dzika. Nowymi Dzikimi (Neue Wilde) nazwali się zresztą w latach 80. niemieccy artyści tego nurtu. Fala tej dzikiej sztuki rozlała się jak na komendę w tym samym czasie po całej Europie: od Włoch po Związek Radziecki. Co ciekawe, polscy artyści stali się współinicjatorami tej fali.
Bo Nowa Ekspresja to chyba jedyny kierunek w sztuce XX wieku, której Polacy nie podpatrzyli na Zachodzie, lecz współtworzyli. Choć, żeby to udowodnić, potrzebne było małe śledztwo historyka sztuki i kuratora katowickiej wystawy Krzysztofa Stanisławskiego. Cel dochodzenia: ustalić, kto i kiedy namalował pierwszy "dziki" obraz w Polsce.
- Gdy je zaczynałem, to datą był rok 1980. Pierwszym podejrzanym był Ryszard Grzyb z Gruppy. Teraz doszedłem do roku 1978 i obrazu Zbigniewa Dowgiałły namalowanego, gdy był jeszcze licealistą. Jak na razie Dowgiałło wygrywa - mówi Stanisławski.
Wystawa w galerii Szyb Wilson to druga odsłona prezentacji najciekawszych artystów neoekspresjonizmu. Pierwszych pięciu artystów (m.in. Grzyba i Zdzisława Nitkę) pokazał w 2006 roku w Olsztynie. Teraz bohaterami jest kolejna piątka: Anna Gruszczyńska, Marek Kamieński, Andrzej Cisowski, Dwogiałło i Tracewski.
- Chciałem pokazać, że po raz pierwszy po II wojnie światowej polska sztuka dotrzymywała kroku sztuce zachodniej - mówi kurator. Jak to się jednak stało? Stanisławski ma swoją teorię. - Nazwałbym ją rastamańska - to była muzyka serc. Wszystkim grało w sercu to samo - twierdzi. A poza tym niemal wszyscy artyści byli wtedy po wpływem muzyki. Głównie punku i reggae. - Wielu było muzykami, spotykali się na koncertach, podczas których powstawały obrazy - mówi Stanisławski. Dzikie malowanie było więc wyrazem punkowego buntu. W Polsce także mocno politycznego, dlatego na obrazach pojawiali się gen. Jaruzelski, ZOMO i czerwone gwiazdy.
Na początku swojej drogi odrzuceni i wyalienowani, z czasem polscy Nowi Dzicy zyskiwali rozgłos i popularność. Boom na ich sztukę skończył się gdzieś w pierwszej połowie lat 90., ale teraz wrócił i ich obrazy znów się sprzedają. Jednak Nowa Ekspresja to wciąż teren do odkrycia. - Cztery obrazy na wystawie Dowgiałły i Tracewskiego zostały rozwinięte z rulonów po 25 latach w piwnicy. Były zbutwiałe, zagrzybione. Ale gdy je rozłożyliśmy, to w piwnicy zrobiło się jasno, choć była noc - mówi Stanisławski. Teraz wszystkie świecą jasno w Szybie Wilson.
Wystawa potrwa do 30 kwietnia.
Wit - Śro Mar 18, 2009 10:47 pm
Śląska sztuka kwitnie na emigracji
Łukasz Kałębasiak2009-03-17, ostatnia aktualizacja 2009-03-17 17:11
Artyści wyjeżdżali najczęściej w latach 80. Głównie do Niemiec, choć nieliczni wybierali się dalej na zachód. Nie widzieli dla siebie miejsca na Śląsku i chcieli poczuć prawdziwą wolność. Dlatego śląska sztuka kwitnie nie tylko w Katowicach, ale i Zagłębiu Ruhry
Dziś to pokolenie pięćdziesięciolatków. Urodzeni w latach 50., kończyli studia pod koniec lat 70. albo na początku następnej dekady. Wchodzili więc w dorosłe życie w najgorszym momencie - zaczynał się kryzys ekonomiczny, chwilę potem gen. Jaruzelski ogłosił stan wojenny. - Emigrowali ci, którzy nie potrafili znieść tej bolszewickiej rzeczywistości, chcieli żyć w wolności - mówi rektor katowickiej Akademii Sztuk Pięknych prof. Marian Oslislo, którego wielu kolegów ze studiów uciekło wtedy na Zachód.
- Aspekt finansowy też był bardzo istotny. W Polsce nie istniał żaden rynek sztuki. Co najwyżej zachodni kolekcjonerzy kupowali tu dzieła za bezcen - dodaje Marek Meschnik, kierownik działu sztuki Muzeum Górnośląskiego.
Listę nazwisk łatwo można podzielić na dwie kategorie: tych, którym się udało, i całą resztę. Tomasz Struk i Grzegorz G. Zgraja na pewno należą do tej pierwszej. Struk, zmarły nagle w 2004 roku, doskonały grafik, miał pracownie w Paryżu i Berlinie, a jego prace dobrze sprzedawały się za granicą. Zgraja, który w latach 80. był pionierem sztuki wideo na Śląsku, po studiach w Wyższej Szkole Sztuk Wizualnych w niemieckim Brunszwiku został jej wykładowcą. Obaj wyjechali ze Śląska z podobnych powodów. - Ich prace dyplomowe nie znalazły na ASP uznania, na jakie zasługiwały. Nie znaleźli tu miejsca dla siebie, więc wyjechali - mówi Meschnik. Struk miał tym łatwiej, że jeszcze w latach 80. poznał swoją przyszłą żonę, Francuzkę, z którą zamieszkał potem w Paryżu.
O sukcesie może też mówić Brygida Wróbel-Kulik, której wystawę możemy do 29 marca oglądać w Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Katowicach. Świetnie zapowiadała się już na studiach w ASP w Krakowie, kiedy tworzyła "Ogródki". Te malutkie instalacje z patyczków, kamyków czy piór, które ustawiała na trawnikach i fotografowała, wiele lat później zostały porównane przez krytyków sztuki do dzieł prekursorów land artu, czyli sztuki ziemi. - W 1978 skończyłam studia i wyruszyłam w podróż do Paryża. Trasa się wydłużyła i ostatecznie biegła przez Skandynawię, Bałkany, Grecję, Austrię i Niemcy do Paryża. Stamtąd wyruszyłam do domu, ale przyszedł grudzień 1981 roku i zatrzymałam się w Akwizgranie - opowiada swoją historię artystka, która mieszka teraz w Duesseldorfie. Młodzieńcza wyprawa zaważyła na kształcie jej sztuki. Zajęła się kartografią artystyczną, tworząc mapy idealnych krain. Jedną z nich nazwała "Ilebiland", co ma być grą słów oznaczających "lepszą krainę". - To rejestracja mojej podróży ze Wschodu, od moich korzeni, na Zachód, czyli do miejsca, gdzie żyję obecnie - mówi Wróbel-Kulik. W Niemczech jest znana i ceniona. Od 2004 roku współpracuje z Muzeum Sztuki Kobiet w Bonn.
Ale nie dla każdego Zachód okazał się "Ilebilandem". Prof. Oslislo zna niejedną historię zaprzepaszczonego talentu. - Jeden z moich przyjaciół, Marian Kasperczyk, od końca lat 70. mieszka w Paryżu. Wspaniały artysta, ale żyje z robienia portretów turystom na Montmartre. Do tego na czarno, bo nie ma pozwolenia władz miasta - opowiada. Kariery nie zrobił też utalentowany Andrzej Świerczyński, który chodził do katowickiego liceum plastycznego z Ryszardem Grzybem, współtwórcą słynnej Gruppy, a potem wyjechał do niemieckiego Krefeld.
- Ale cóż - artystów na świecie jest dużo i oprócz talentu trzeba mieć też szczęście - mówi prof. Oslislo.
Wit - Nie Maj 03, 2009 5:50 pm
Salon sztuki na granicy
Marcin Hetnał 2009-05-01, ostatnia aktualizacja 2009-05-01 23:00:14.0
Dawne przejście graniczne w Jasnowicach koło Istebnej zamieniło się w Salon Sztuki "Na granicy, bez granic". Dziś huczne otwarcie tej galerii stworzonej przez Jan Kukuczkę - góralskiego mecenasa artystów
Salon to pierwszy element Domu Trzech Narodów. Miejsce wybrano nieprzypadkowo. Jasnowice to przejście graniczne najbliżej Trójstyku - punktu, w którym zbiegają się granice Polski, Czech i Słowacji. Autorstwo pomysłu Domu należy do wójta Istebnej Danuty Rabin. Przejmując budynek w listopadzie, gmina zobowiązała się, że powstanie w nim placówka kulturalno-edukacyjna.
Galerię otworzył Jan Kukuczka - biznesmen, mecenas, kolekcjoner dzieł sztuki i góral z Koniakowa. Jak sam mówi o sobie, jest kolekcjonerem "od zawsze", a jego kolekcja rośnie głównie dzięki Beskidzkim Integracjom Sztuki, na które zaprasza wielu śląskich artystów.
Na otwarcie Salonu Kukuczka zaprosił swojego przyjaciela, znanego tyskiego malarza Stanisława Mazusia. - To artysta niezwykły. Od pół wieku udowadnia, że piękno tkwi w ludziach, krajobrazach i przedmiotach, a nie dziwacznych pomysłach. Skandaliści mogą na chwilę zaistnieć, a potem znikają. A Mazuś trwa - mówi Kukuczka.
- Przywiozłem tu portrety, krajobrazy, martwe natury. Moje obrazy bazują na naturze. Dlatego też ten budynek na granicy pośród pięknych krajobrazów jest doskonałym miejscem, by je pokazać - mów malarz.
Następny wernisaż będzie miał tu Vladislav Jaluvka z Ołomuńca, a potem obrazy będzie pokazywał Słowak Peter Pollag. Kukuczce marzy się zapraszanie artystów również z innych krajów. - To miejsce wprost zobowiązuje nas do tego, by z polską sztuką otworzyć się na Europę. A na początek na dwa sąsiednie narody - Czechów i Słowaków. Bo choć te okolice zamieszkują trzy różne narody, to wszystkie pochodzą z jednego, zdrowego, góralskiego korzenia - mówi Kukuczka. Obiecuje, że jego Salon nie będzie martwy. - Polska ma potężne ilości sztuki uwięzionej w murach, pochowanej po piwnicach, pozamykanej w kufrach, której nikt nie ogląda. Wyobrażam sobie, że to miejsce będzie pełne młodzieży przychodzącej na spotkania autorskie, rozmawiającej o sztuce przy dźwiękach muzyki - rozmarza się.
Dom Trzech Narodów to także galeria sztuki ludowej. Tu swoje dzieła wystawiają amatorzy z okolicy. - Będziemy tu mieli zarówno malarstwo i rzeźbę, jak i rękodzieło: koniakowskie koronki czy druciarstwo z Czech - zapowiada Joanna Kohut, kierownik Domu. W przyszłości ma tu też być kafejka, a na piętrze miejsca noclegowe dla gości.
Otwarcie Domu już dziś. Wstęga zostanie oficjalnie przecięta o godz. 18. Potem będzie wernisaż Stanisława Mazusia i bankiet. Goście zostaną poczęstowani domowymi specjałami z kuchni Jana i Bożeny Kukuczków. Będzie domowe wino i miodula. Nie zabraknie też chleba ze smalcem, który na wernisażach Mazusia jest obowiązkowy. Zagrają Wałasi i Lasonie. Impreza zakończy się recitalem Izabeli Zwias.
Wit - Pon Maj 04, 2009 7:20 pm
Wkurzył całą Europę, teraz wkurzy Katowice
Łukasz Kałębasiak 2009-05-04, ostatnia aktualizacja 2009-05-04 16:25:45.0
Czeski skandalista wyląduje 28 maja własnym samolotem w Katowicach i zabierze się do prowokowania. Jest w tym mistrzem - klasę potwierdził, wkurzając całą Europę instalacją w Brukseli. David Cerny będzie gwiazdą 2. Biennale Sektor Sztuki
Pamiętacie skandal wokół instalacji w atrium budynku Rady Unii Europejskiej w Brukseli? W styczniu David Cerny pokazał tam prace 27 artystów (po jednym z każdego kraju członkowskiego) kpiących z własnych państw. Unijni urzędnicy prawie padli trupem, gdy je zobaczyli. Bułgaria była wielką turecką toaletą. Litwini sikali na rosyjską granicę, a znad tafli morza, które zalało Holandię, wystawały tylko minarety meczetów. Zero politycznej poprawności! Do tego okazało się, że Cerny wymyślił wszystkich "zaproszonych artystów" i każdą pracę zrobił sam. Można się tego było zresztą domyślić, znając jego praskie rzeźby - dwóch mężczyzn sikających na kontur Czech czy patrona kraju św. Wacława na zdechłym koniu.
Teraz to enfant terrible czeskiej sztuki przyjeżdża do Katowic. W zasadzie przylatuje, bo Cerny ma własną awionetkę Cesna i licencję pilota. Będzie jednym z 31 artystów i grup zaproszonych przez Fundację "Sektor" na 2. Biennale "Sektor Sztuki". Pokaże instalację "NATO", o której można zdradzić tyle, że też będzie miała związek - a jakże - z sikaniem.
Będzie skandal? Fundacja Sektor się go nie boi. - A dlaczego mielibyśmy się bać? Nie takie rzeczy pokazywaliśmy w galerii Sektor I. Ona lubi takie prześmiewczo-polityczne klimaty - mówią Monika i Leszek Lewandowscy z fundacji.
Cerny jeden skandal w naszym regionie już zresztą zaliczył, kiedy w 2006 roku dyrekcja Galerii Bielskiej BWA została zmuszona do wycofania z wystawy czeskiej sztuki jego naturalnej wielkości Saddama Husajna pływającego w akwarium.
Miejmy tylko nadzieję, że Cerny nie zasłoni zupełnie innych artystów, którzy licznie zjadą na biennale. Dwa lata temu zaczęło się od wystawy "Re(ko)nesans malarstwa", która zapełniła wszystkie galerie Górnośląskiego Centrum Kultury najlepszym nowoczesnym polskim malarstwem (Wilhelm Sasnal, Bogna Burska) i wszystkim, co wokół niego krąży. Teraz artyści ze wszystkich krajów "nowej" Europy i Ukrainy będą krążyć wokół tematu swojego miejsca w Europie właśnie. - Chcemy się dowiedzieć, jak nam jest w tej Europie i jak zmieniła ona życie w poszczególnych krajach - mówi Monika Lewandowska. Artyści ze Słowenii, Łotwy, Estonii, Czech, Rumuni czy Ukrainy, polecani przez najlepsze galerie sztuki współczesnej swoich krajów, zajmą od 30 maja GCK od dachu po piwnice. Węgierscy artyści z grupy Societe Realiste przygotują np. stoisko, przy którym będzie można wziąć udział w euroloterii. Tak jak Stany Zjednoczone losują szczęśliwców, którzy dostaną Zieloną Kartę, tak w euroloterii będzie można wygrać prawo pracy w każdym kraju Unii Europejskiej.
Dziwnej, niepokojącej, prowokacyjnej i intrygującej sztuki będzie o wiele więcej. Artyści, z których większość będzie pracować na miejscu, już złożyli zamówienie na m.in. 400 kg tłuczonego szkła czy manekin żeński rasy białej o wytrzymałej szyi.
Wielkie otwarcie biennale w sobotę 30 maja o godz. 17.
Wit - Pon Maj 25, 2009 4:21 pm
Pomarańczowa ekipa atakuje Katowice
Łukasz Kałębasiak 2009-05-25, ostatnia aktualizacja 2009-05-25 17:38:43.0
Ruszyli w miasto w samo południe. Pomarańczowe kombinezony było widać z daleka na placu Miarki i rynku. Ekipa remontowa? Więźniowie Guantanamo? Nie, robotnicy Biennale Sektor Sztuki
W zasadzie robotnice, bo w jaskrawe ubrania robocze i pod pomarańczowymi kaskami kryła się Matylda, Magda, Monika i Kasia. Mają jeden cel: rozpromować startujące w sobotę Biennale w Górnośląskim Centrum Kultury w Katowicach. - Ale nie na billboardach, citylightach czy ulotkach. Inaczej. Wykorzystując to, co dookoła - mówi Matylda Sałajewska, która nadzoruje akcję "Biennale w mieście". Jak mało kto zna się u nas na takich partyzanckich działaniach. Jej dyplomowy "Skin" zaraził w zeszłym roku Katowice różowymi wylewami farby, zamieniał kamienne płyty w kostki domina czy rzucał różowe cienie poręczy schodów.
Teraz jednak kolorem dominującym jest pomarańczowy. - Kosmitki! - wykrzyknął sklepikarz ze straganu na placu Miarki, gdy dziewczyny przemaszerowały przez targ. Trafił, bo na Biennale będą się działy rzeczy kosmiczne. Szykuje się wielki nalot młodej sztuki z "nowej Europy": nowych członków Unii i Ukrainy. Za wszystkimi artystami (będzie ich w sumie 29) stoją dynamiczne galerie sztuki nowoczesnej. - To zwykle miejsca porównywalne z naszym Foksalem, albo nawet lepsze: Plan-B z Rumuni czy węgierskie Trafó - mówi Monika Lewandowska z Fundacji Sektor Sztuki, która wraz z GCK organizuje Biennale. Nic dziwnego, że zajmą na dwa miesiące wszystkie galerie przy pl. Sejmu Śląskiego. Wszyscy czekają szczególnie na to, co pokaże David Cerny - słynny czeski skandalista, który doprowadził ostatnio do białości brukselskich urzędników, gdy na ścianie gmachu Rady Unii Europejskiej pokazał instalację kpiącą z kompleksów narodów Unii.
Pomarańczowa ekipa ma zaś za zadanie rozgrzać do białości zainteresowanie ludzi tym wydarzeniem. Zaczęły od budowy wielkiego napisu "Biennale" z... drewnianych skrzynek na warzywa i owoce. - Bill, czy jak? - próbowała odczytać niedokończony napis przechodząca obok kobieta. Potem używanie miały gołębie, kiedy ten sam napis powstał z rozsypanego na placu sezamu. Długo nie przetrwał, znikając w brzuchach połowy katowickich ptaków. Gdyby ktoś narzekał, że potem strasznie nabrudzą, pomarańczowa ekipa rusza jutro ze szczotami, żeby uprawiać reverse graffiti, czyli graffiti na odwrót. Zamiast malować po ścianach, będą je myć. Poza tym napisu "Biennale" możemy się spodziewać wyciętego w warstwie plakatów na słupach ogłoszeniowych, wybitego obcasami na miękkim asfalcie albo ułożonego z marchewek na straganach. I tak aż do sobotniego wernisażu o godz. 17.
Kris - Sob Cze 13, 2009 6:31 pm
Bezdomne muzeum
Marta Paluch, 2009-06-13 16:54
Zbierają, układają i cieszą się ze swoich zbiorów jak małe dzieci. Szkoda tylko, że tą radością nie mają się jak podzielić z innymi, bo nie mają gdzie się podziać. Bezdomna galeria - tak bez wątpienia mogą o sobie powiedzieć pasjonaci z Fundacji dla Śląska, którzy m.in. gromadzą dzieła sztuki współczesnej. Kłopot w tym, że od kilku lat rozbijają się o urzędowy mur. A właściwie brak tych murów, między którymi mogliby swoje zbiory pokazać.
Co ma wisieć, na razie stoi w magazynach Muzeum Górnośląskiego. Okazałą kolekcję dzieł sztuki zgromadziła Fundacja dla Śląska. - My mamy być może najbogatszą kolekcję fotografii Zofii Rydet, jeżeli chodzi o kolekcjonerów jakichkolwiek, łącznie z kolekcjami prywatnymi - stwierdza Danuta Jaszczuk z Fundacji dla Śląska. To wszystko jednak na nic, kiedy nie ma gdzie zbiorów wystawić. - Nie ma tutaj na Śląsku takich sal czy takiej sali, która pomieściłaby prezentację naszej kolekcji - przyznaje Henryka Żabicka, prezes Fundacji dla Śląska.
Dlatego na razie pracownicy fundacji radzą sobie, jak mogą. Na przykład organizując wystawy gościnne. Własne cztery kąty według wiceprezes fundacji pozwoliłyby artystom rozwinąć skrzydła. - My byśmy chcieli umożliwić artystom właśnie robienie takich ekstrawagancji - mówi Irena Fugalewicz, wiceprezes Fundacji dla Śląska. Pomysłów, gdzie można by było to zrealizować było już kilka. Prezes fundacji proponowała już przejęcie starego dworca w Katowicach. Miasto zaproponowało Rondo Sztuki. Mimo braku porozumienia, urzędnicy deklarują chęć współpracy. - Miasto współpracuje ze wszystkimi organizacjami, które przejawiają taką wolę w zakresie szeroko rozumianej kultury. Jest konkurs inicjatyw kulturalnych, tutaj jest otwarte pole współpracy - podkreśla Waldemar Bojarun, rzecznik prasowy UM w Katowicach.
Na razie, nie patrząc na urzędników, fundacja postanowiła zagospodarować własne pole w samym środku Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku. Powstały już wizualizacje zagospodarowania ruiny niedaleko hali wystawowej "Kapelusz". - My jesteśmy uparte baby, kiedy zakładałyśmy fundację zrobiłyśmy sobie plan gigant i sukcesywnie go realizujemy. Jak na razie to jedyne nie zrealizowane jest centrum sztuki współczesnej - zaznacza Żabicka. A czas na jego realizację kończy się.
Tak jak kończy się miejsce w magazynach Muzeum Górnośląskiego. - Jeśli będą to duże, wielkogabarytowe dzieła to może zabraknąć miejsca. Ja już więcej miejsca dla fundacji nie wynajmę, bo nie mam - stwierdza Mieczysław Dobkowski, dyrektor Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu.
Nie mam i nie można, to często słyszane odpowiedzi. Jednak pracownicy fundacji nadal wierzą, że sztuka złagodzi obyczaje.
http://www.tvs.pl/informacje/11821/
Wit - Czw Paź 08, 2009 6:01 pm
Katowice to miasto wielkich wydarzeń. W grafice
Łukasz Kałębasiak 2009-09-20, ostatnia aktualizacja 2009-09-20 23:17:16.0
Grafika w galerii BWA, grafika w Rondzie Sztuki, grafika w Muzeum Śląskim i w galeriach GCK. Jak w starym dowcipie - aż strach otworzyć lodówkę
Że Śląsk grafiką stoi (wliczając w nią plakat), wiadomo od dawna. Organizowane od 1991 roku Triennale Grafiki Polskiej w Katowicach jest dziś najważniejszym wydarzeniem w polskiej sztuce graficznej. Ale nigdy dotąd to odbywające się co trzy lata święto nie miało tak bogatej oprawy. 14 wystaw już otwarto albo zostanie wkrótce otwartych w ramach Festiwalu ArsGrafia.
Gdybyśmy chcieli zobaczyć je wszystkie, to czekałby nas prawdziwy maraton. Na szczęście dwa najważniejsze wydarzenia nie są od siebie bardzo oddalone - znajdują się na krótkim dystansie między galerią BWA a Rondem Sztuki. Dlatego start warto wyznaczyć na wystawie Triennale Grafiki Polskiej w katowickiej galerii BWA. Od czwartku wiemy, że jej laureatem jest Henryk Ożóg, który zdobył Grand Prix za swój zestaw grafik pt. "Bariery". To rzeczywiście ciekawe prace. Ożóg układa na nich fantastyczne wzory z elementów przypominających graniczne szlabany w biało-czerwone pasy. Jeśli pamięta się o tym, że te kolory i przestrzenne formy powstały w wyniku rycia, wygładzania i siekania miedzianej płyty (sucha igła i mezzotinta), nabiera się do tej grafiki jeszcze większego szacunku.
Ale na TGP cieszą najbardziej sukcesy naszych grafików. Aż dwoje otarło się o Grand Prix - młoda artystka Marta Pogorzelec i wykładowca katowickiej ASP Waldemar Węgrzyn. Jeśli dodamy do tego nagrodę dla Agnieszki Sitko, Tomasza Chudzika, Katarzyny Dziuby, Piotra Muschalika, Barbary Tytki, Sebastiana Kubicy i Bogdana Topora, to mamy potwierdzenie tezy o potędze śląskiej grafiki.
Zupełnie międzynarodowo jest w Rondzie Sztuki, gdzie pokazywane są najlepsze prace przysłane na Triennale PrintArt. To wystawy grafiki nowatorskiej, mieszającej techniki, wychodzącej daleko poza granice gatunku. Dlatego znajdziemy tam animacje (jak zwykle błyszczy Ksawery Kaliski, ale ciekawą pracę pokazał też Jan Dybała) czy nawet graficzne obiekty. Tymi ostatnimi zaskoczył nas Krzysztof Kula, konsekwentnie od lat rozwijający serię "Poliptyk" (do obejrzenia także w galerii Fra Angelico katowickiego Muzeum Archidiecezjalnego). W Rondzie ustawił las kolumn oplecionych grafikami, które przypominają teraz korę brzozy. To właśnie w Rondzie najlepiej widać drogę, jaką przeszła w ostatnich latach grafika - od zamkniętych w dwóch wymiarach rycin do multimedialnej, nieraz przestrzennej sztuki. Tylko czy jest to jeszcze rzeczywiście grafika? Chyba już lepiej mówić po prostu o sztuce.
Galeria BWA zaprasza do 8 listopada. Rondo Sztuki można odwiedzać do 18 października.
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... afice.html
Śląskie pejzaże, tylko że z Pensylwanii
Łukasz Kałębasiak 2009-09-29, ostatnia aktualizacja 2009-09-29 16:47:20.0
Obrazy buchających ogniem pieców hutniczych, dymiących kominów, pociągów wiozących węgiel. Grupa Janowska? Śląski socrealizm? Nie - pejzaże okolic Pittsbourgha pędzla amerykańskich artystów w Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu
Historia przemysłu Pittsburgha to niemal powtórzenie historii Górnego Śląska. Dynamiczny rozwój w XIX wieku, potem kryzys lat 30. XX wieku, złote czasy powojenne i powolny upadek. Tyle że w Pittsburghu dominowały huty i stalownie, nie kopalnie, a wraz z przemysłem rosło nowoczesne miasto, co Katowice i okolice po 1945 roku jakoś ominęło.
I tam, i tu, w cieniu kominów powstawała też sztuka. Inspirowana tym pięknym i równocześnie przerażającym pejzażem. Właśnie takie obrazy, grafiki i fotografie wypożyczone z Westmoreland Museum of American Art z Greensburga w Pensylwanii oglądamy teraz w Zabrzu.
Iluzja jest nieraz doskonała. Gdyby nie powracający na wielu płótnach motyw słynnego mostu na rzece Monongahela (Hot Metal Bridge), trudno byłoby je czasem odróżnić od śląskich pejzaży z lat 50. czy 60. Różnica tkwi w podejściu artystów. Jeśli polscy malarze czy graficy tworzyli je często w wyniku odgórnego nakazu, w dziełach Amerykanów widać prawdziwą pasję. Bo pejzaż przemysłowy to dla malarza pod każdą szerokością geograficzną wyzwanie. Próba dla bogactwa jego palety i precyzji pędzla. Ogień stalowej surówki, rdzawa ziemia, zasnute dymem niebo - pejzaż przerażający, ale i kuszący.
Szczególnie dla artystów, którzy przyjechali do Pittsburgha. O ile na Śląsk artyści z zewnątrz trafiali na rządowe zaproszenie (jak Rafał Malczewski w latach 30.), to otwarty na imigrantów Pittsburgh przyciągał ich sam. Tak jak Aarona Harry'ego Gorsona, którego dwa doskonałe obrazy oglądamy w Zabrzu. Ten litewski Żyd wyemigrował do Stanów Zjednoczonych w 1890 roku. Tam znalazł mecenasa, który wysłał go na studia do Paryża. Utalentowany i wykształcony osiadł w Pittsburghu i zakochał się w tym pejzażu. Jego specjalnością stały się nocne pejzaże, gdy ogień z pieców tworzy malowniczą łunę.
Nie wszyscy byli w tym podziwie bezkrytyczni. W Zabrzu jest wiele pejzaży, których głównym motywem jest dolina Monongahela. Jedni nazwali ją Doliną Stali, inni Doliną Pracy. Dla artystów wrażliwych nie tylko na piękno, ale i niedolę robotników nazywali ją Doliną Niepokojów. Już w 1877 roku Martin Leisser namalował pożar stacji kolejowej podczas zamieszek, a Thomas Benton policję strzelająca do robotników w czasach Wielkiego Kryzysu.
Ale najbardziej poruszający jest portret niejakiego Mike'a Kessella pędzla Franka Komperdy. Kessell był szwagrem malarza i robotnikiem. Komperda sportretował go tak, jak zrobiliby to malarze radzieccy - posągowo, na tle symbolicznych kół zębatych i kominów. Tylko, że bez odzieży ochronnej, tylko w podkoszulku, rękawicach i z goglami na czole. Kessell wygląda tu na bezbronnego wobec potęgi i grozy przemysłu. I rzeczywiście tak było - zmarł w wyniku chorób, których nabawił się w hucie. Ten malarski hołd dla jednego robotnika jest wyrazem szacunku dla wszystkich ludzi, którzy poświęcili się przemysłowi. Nie tylko w Pittsburghu, ale i na Górnym Śląsku, w Zagłębiu Ruhry czy okolicach francuskiego Lille. Prawdziwy, bo szczery, a nie wymuszony przez propagandę, ukłon dla człowieka pracy.
Wystawę "Born of Fire. The Valley of Work" w Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu można oglądać do 4 grudnia.
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... wanii.html
Wit - Sob Lis 28, 2009 12:01 am
Bytom przyciąga mistrzów
Łukasz Kałębasiak
Muzeum Górnośląskie w Bytomiu pokazuje prace, o jakie udało mu się powiększyć swoją kolekcję sztuki współczesnej w ciągu ostatnich sześciu lat. Aż wierzyć się nie chce, że przy całej mizerii w polskim muzealnictwie można stworzyć tak bogaty zbiór dzieł sztuki.
Kto śledzi to, co dzieje się w najnowszej sztuce na Śląsku, dobrze zna wystawy opatrzone tytułem "Pokaz". To marka znana od 1994 roku. Wtedy po raz pierwszy Marek Meschnik, szef działu sztuki Muzeum Górnośląskiego, wystawił prace powstającej kolekcji. Częstotliwość następnych pokazów, jak wykres statystyczny, pokazuje kondycje finansową i możliwości muzeum: w 1995 roku odbył się "Pokaz 2", ale trzecia odsłona miała miejsce dopiero w 2003 roku. Po szczęściu latach mogła zostać pokazana część czwarta.
Sześć lat w sztuce to cała epoka. Zmieniają się prądy, inne tematy poruszają artystów, pojawiają się nowe techniki. A mimo to "Pokaz 4" to zwarta wystawa, przez którą można przejść, śledząc wspólne dla wielu artystów tropy. To oczywiście zasługa strategii kolekcjonerskiej Meschnika. Nie ograniczał się tylko do sztuki najnowszej, zdobywając do zbiorów nawet wartościowe dzieła z lat 50. czy 70. XX wieku. Jak się okazuje, świetnie wpisują się w to, co artyści robią dzisiaj.
Najlepszym przykładem jest zestaw fotografii Jerzego Lewczyńskiego. Gliwicki artysta jest pionierem w nowoczesnym traktowaniu fotografii - nie jako sposobu rejestrowania świata, ale jego kreowania. Równocześnie jego prace, jak słynny "Nieznany" (portret robotnika zasłaniającego się łopatą), to dziś ikona sztuki krytycznej wobec socrealizmu. Właśnie prace Lewczyńskiego są najstarszymi, które dotykają w jakiś sposób polityki. Trop historyczno-polityczny wystawy jest zresztą wyraźny już u progu - nad wejściem do części wystawy w filii muzeum przy ul. Korfantego wiszą zielone głowy Karola Marksa zrobione przez Krzysztofa M. Bednarskiego. Ten mieszkający we Włoszech artysta sprowadził ikonę teoretyka rewolucji komunistycznej do pustego znaku. Mnożąc jego podobizny w często absurdalnych konfiguracjach (np. Marks-wazon), zrobił z nich pustą skorupę, którą przecież są.
Bednarski udowadnia starą prawdę, że odbiór sztuki uzależniony jest od kontekstu. Przykłady na wystawie można mnożyć. W filmie "Przeszłość. Stocznia Gdańsk" Anna i Adam Witkowscy (kilka lat temu byli w Bytomiu na rezydencji w Kronice) stworzyli sielski obrazek z życia kolebki "Solidarności". My patrzymy dziś na niego zupełnie inaczej, bo przeczuwany przez Witkowskich upadek stoczni już nastąpił.
To samo dzieje się z chyba najciekawszym dziełem kupionym do kolekcji - "Murem" Anny Baumgart. Artystka zrobiła rzeźby pięciorga ludzi uciekających do Berlina Zachodniego. Dosłownie wyrwała ich ze zdjęcia zrobionego w 1961 roku. Jedna z postaci ma nawet wymalowany na nodze znak agencji Reuters. W zasadzie to praca o patrzeniu na świat przez filtr środków masowego przekazu. W 20. rocznicę zburzenia muru berlińskiego jest to jednak także instalacja o historii i polityce.
A to tylko jeden z kilku tropów "Pokazu 4". Równie wyraźne są te traktujące o kobiecości (Zuzanna Janin, Jadwiga Sawicka, Zofia Kulik), Śląsku (film "Centrum" Wilhelma Sasnala czy film o WPKiW Witkowskich) albo o samej sztuce (Dominik Lejman). Niezwykłe jest to, że ten fragment kolekcji udało się zgromadzić przy niewielkich środkach, bo większość prac to dary artystów. To zasługa Marka Meschnika i dyrektora muzeum Mieczysława Dobkowskiego, którzy od początku postawili na sztukę współczesną. Zanim ktokolwiek w Warszawie pomyślał o Muzeum Sztuki Nowoczesnej, oni wiedzieli, że rolą muzeum jest nie tylko zbieranie dawnych mistrzów, ale także gromadzenie tego, co powstaje teraz. Zbudowali kolekcję, w której teraz artyści chcą mieć swoje prace. Bo trzeba być obecnym w jednej z najlepszych kolekcji w kraju.
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... trzow.html
Wit - Nie Kwi 25, 2010 7:25 pm
Zobacz "Bitwę pod Grunwaldem"
łuk 2010-04-23, ostatnia aktualizacja 2010-04-23 21:22:01.0
Ale nie pędzla Jana Matejki, bo ta nieprędko opuści Muzeum Narodowe w Warszawie, ale młodszą o 22 lata dioramę namalowaną przez Tadeusza Popiela i Zygmunta Rozwadowskiego, którą pokazuje teraz Muzeum Górnośląskie w Bytomiu.
Ich "Bitwa pod Grunwaldem" powstała właśnie dlatego, że Warszawa odmówiła Krakowowi wypożyczenia płótna Matejki na obchody 500-lecia słynnej bitwy z zakonem krzyżackim. Rajcy miejscy unieśli się więc honorem i zamówili własny obraz, który Popiel z Rozwadowskim namalowali w ekspresowym tempie. Płótno zrobiło wśród mieszkańców grodu nad Wisłą furorę. Było wystawiane w specjalnym pawilonie, a wpadające przez dach światło w połączeniu z laserunkiem obrazu dawało wrażenie przestrzenności. Kiedy pokaz się zakończył, płótno trafiło do Lwowa i po II wojnie światowej już do Polski nie wróciło. Odkryto je tam dopiero w 1989 roku, a niedawno wróciło do kraju na gruntowną renowację. W pełnym blasku "Bitwa..." pokazywana jest teraz w kilkunastu miastach.
W Bytomiu obraz pokazywany jest w sali koncertowej. To i tak za małe pomieszczenie, żeby obejrzeć go z dystansu, bo wysokie na 5 metrów płótno sięga niemal sufitu.
Popiel i Rozwadowski pokazali starcie pod wsią Grunwald inaczej niż Matejko. Bitwa toczy się na drugim planie - jazda królestwa pod wodzą Witolda naciera na kilka chorągwi krzyżackich. Najważniejszym wydarzeniem na pierwszym planie jest śmiertelna walka Wielkiego Mistrza Zakonu Ulricha von Jungingena, którego z konia ściąga odziany w skórę Litwin, jakby żywcem wzięty z obrazu Matejki.
Uważny obserwator powinien też przypatrzeć się szczegółowi, który kryje się w prawym dolnym rogu obrazu. Popiel namalował tam pień drzewa, z którego dziupli wysuwa nos mała mysz. W ten sposób artysta złożył na obrazie specyficzny podpis, robiąc aluzję do swojego nazwiska. W końcu króla Popiela zjadły myszy...
Obraz można oglądać jeszcze do wtorku. Muzeum będzie też specjalnie otwarte w poniedziałek.
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... ldem_.html
kaspric - Sob Maj 15, 2010 10:51 pm
3 gliwicka ARTNOC, impreza dedykowana wszystkim tym, którzy kochają sztukę. W różnych postaciach - i tę z najwyższych półek działań artystycznych, i tę trochę mniej znaną.
Symbolem tej jedynej nocy w roku jest różowy kot, który, jak typowy indywidualista, wybiera swoje własne ścieżki do sztuki.
Proponujemy Państwu około 30 miejsc, w których będzie się działa sztuka. Spotkania indywidualne z artystami, w przestrzeniach galerii i miejsc wystawienniczych, ale także w zamkniętych na co dzień dla odwiedzających pracowniach. Będą wernisaże, rozmowy o sztuce, koncerty, projekcje filmów o wybitnych artystach. Będą warsztaty z różnych dyscyplin sztuki, od rysunku, rzeźby czy malarstwa po haft artystyczny.
Będzie można kupić i zabrać do domu kawałek niezłej sztuki (wszak artyści muszą czasem coś jeść).
Nie zapomnijcie – 28 maja od godziny 18.00
http://um.gliwice.pl/pub/pliki/artnoc_imprezy2.pdf
fajny image imprezki
Kris - Pią Maj 28, 2010 8:47 am
Barbara Ptak oddała swe katowickie mieszkanie na muzeum
Barbara Ptak przeprowadzi się wkrótce do mniejszego mieszkania (© Fot. Arkadiusz Ławrywianiec)
Dziennik Zachodni Justyna Przybytek
2010-05-28 08:00:05, aktualizacja: 2010-05-28 08:00:05
Prawdopodobnie już jesienią mieszkanie Barbary Ptak, jednej z najwybitniejszych scenografek polskich, która projektowała kostiumy do takich filmów jak "Noce i dnie", Królowa Bona", "Ziemia obiecana", "Wielka miłość Balzaka", "Dama kameliowa" czy "Dagny", nie będzie miało dla nas sekretów.
Każdy, kto będzie chciał zobaczyć, jak w kamienicy przy ul. Kopernika żyła artystka, będzie mógł tu zajrzeć. Mieszkanie będzie bowiem filią Muzeum Historii Katowic.
To pierwsze takie miejsce w naszym regionie, choć podobne mieszkania znanych osób, adaptowane na miejsca pamięci, od lat funkcjonują w Krakowie czy Warszawie.
W Katowicach jak dotąd się nie udawało. Wstrzymany został remont prawie 300 metrów kwadratowych mieszkania w kamienicy z 1910 roku przy ul. Kościuszki 47. Miała tam powstać galeria dzieł grafika Pawła Stellera oraz kącik pamięci Hansa Bellmera, który zresztą w tym mieszkaniu się wychował. Jednak ze względu na to, że prac Bellmera praktycznie w Polsce nie ma, galerii stworzyć nie sposób.
Najpierw jednak opór przeciw powstaniu przy Kościuszki muzeum stawili mieszkańcy kamienicy z numerem 47 - nie chcieli, aby po domu chodzili przypadkowi ludzie, którzy zakłócaliby ich spokój. Mimo to remont zniszczonego mieszkania, które od dawna już funkcjonowało jako muzealny magazyn, trwał. Do czasu aż kamienicę odwiedzili tajemniczy goście podający się za przedstawicieli prawnych właściciela budynku. Dotąd dom był zarządzany przez miejską spółkę KZGM, gdyż właściciele nie byli znani.
- Oficjalnie nikt do KZGM ani do nas się nie zgłosił. O wizycie tych ludzi powiedzieli nam mieszkańcy. Na wszelki wypadek wstrzymaliśmy prace remontowe i czekamy na wyjaśnienie sytuacji - wyjaśnia Jadwiga Lipońska-Sajdak, dyrektor MHK.
W tej sytuacji, chociaż przy Kopernika, w mieszkaniu Barbary Ptak, remont jeszcze nie ruszył, rychlejsze wydaje się otwarcie filii muzeum właśnie tu. Sama artystka przenosi się do mniejszego mieszkania, a stare przejmuje miasto.
- To będzie kameralne muzeum. W mieszkaniu są bardzo cenne, stare meble, sporo obrazów, różne drobiazgi. To wszystko, co pani Basia wraz z mężem Stanisławem przez lata zbierali. Będą tu wystawione m.in. projekty i zdjęcia kostiumów. Niestety większość kostiumów już się nie zachowała, bo były przechowywane w magazynach, a tam nie zawsze o nie dbano. Będą tu też oczywiście pamiątki po zmarłym Stanisławie Ptaku (wybitnym polskim śpiewaku, prekursorze sztuki musicalowej w Polsce - przyp. red.) - wyjaśnia Lipońska-Sajdak.
Lokatorka z Kopernika na rozmowy czasu nie ma.
- Jestem w trakcie przeprowadzki - powiedziała nam w szybkiej rozmowie telefonicznej pani Barbara.
Czy rzeczywiście zostawi w mieszkaniu - muzeum swoje skarby?
- Skarby? Skarby zabieram ze sobą - żartuje.
Zanim do mieszkania wejdą pierwsi zwiedzający, trzeba je jednak wyremontować.
- Mieszkanie jest w bardzo dobrym stanie, chodzi tylko o prace kosmetyczne: odmalowanie ścian, cyklinowanie podłóg. Trzeba też przygotować oświetlenie i same wystawy - wylicza Lipońska-Sajdak.
Około 40 tys. zł na remont da miasto, do tego na utrzymanie jeszcze 25 tys. zł. Jesienią mieszkanie - muzeum ma być już otwarte.
- Bezwzględnie potrzeba nam takich miejsc. Siedziba Muzeum
Historii Katowic jest za mała. Musimy wyjść na zewnątrz, żeby się rozwijać - ocenia dyrektorka MHK.
To jednak nie takie proste, jak by się mogło wydawać. Bo i galeria Stellera na razie nie powstanie, i nie ma też na razie szans na muzeum w domu przy Powstańców 23, w którym mieszkał Wojciech Korfanty. W tym mieszkaniu zadomowiły się już bowiem przedszkolaki.
http://www.dziennikzachodni.pl/slask/26 ... ,id,t.html
onto - Nie Maj 30, 2010 7:42 am
“Niech to …szlak. Techniki kultury”
14.00 – 19.00
Piknik industrialny: “rodzinne śniadanie na trawie” w plenerze EC Szombierki,�
zwiedzanie z przewodnikiem obiektów i terenów Elektrociepłowni (zorganizowane w grupy),
plenerowy turbogolf, “ziline” – industrialny alpinizm
19.00 – 22.00
XI Festiwal Sztuki Wysokiej pt.: “Od… do… i pomiędzy” ( organizator: Galeria Stalowe Anioły)
Wystawa w hali maszynowni 160 prac artystów z całej Polski i z zagranicy,
konkurs na najciekawszą pracę artysty młodego pokolenia,
19.30 – 20.00
Spektakl taneczno-teatralny pt. Zapętlona
Wystąpią: Sylwia Hefczyńska-Lewandowska, Dorota Wacek, Jarek Karch, Jacek Szwesta.
20.00-21.00
Video opera “Indeks metali”
Muzyka: Fausto Romitelli.
Wystąpią: Agata Zubel – sopran,
Orkiestra Muzyki Nowej pod dyrekcją Szymona Bywalca.
Wizualizacje – Paulo Pachini.
21.00 – 21.30
Ogłoszenie wyników konkursu w ramach Festiwalu Sztuki Wysokiej,
zakończone spotkaniem, z dyskusją i podsumowaniem na temat:
Czy “Szlak zabytków techniki województwa śląskiego” może wykreować nową jakość dla promocji kultury regionu,
czyli INDUSTRIAL- ART?
21.30 – 22.00
Doministry Performance feat. Zgas & Olek Papierz
22.00 – mix muzyczny
UWAGA!
Dla uczestników święta – możliwość skorzystania z atrakcyjnego dojazdu kolejką wąskotorową
http://staloweanioly.pl/?cat=8
MephiR - Wto Cze 08, 2010 11:15 pm
Warto wybrać się na tą wystawę. Widziałem zdjęcia i skubane potrafią zaskoczyć. Osobiście nie spodziewałem się niczego wielkiego, ale po zobaczeniu gotowego materiału ukłoniłem się autorowi. Polecam! Przy okazji można wpaść na Święto Bytomia, które będzie się odbywać w tych samych dniach na Rynku.
Śląska Galeria Sztuki & Studio ARTystycznych Realizacji zaprasza na pokaz trójwymiarowych fotografii Bytomia 3mam Bytom w 3D autorstwa Marcina Mazurowskiego
miejsce: ul. Jainty 14, Bytom, Śląska Galeria Sztuki
termin: 11-13 czerwca 2010 (czyli zupełnie przez przypadek Święto Bytomia 2010)
organizatorzy zapewniają: fotografię 3D (sic!), okulary oraz herbatę z samowara (jeśli spadnie temperatura)
Chwilami do dyspozycji zwiedzających będzie autor prac wraz z właścicielami galerii!
Strona 4 z 4 • Wyszukiwarka znalazła 448 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4