ďťż
 
Czy wiedziales? Nasze sławy w dziedzinie kultury, nauki, itd



absinth - Śro Gru 20, 2006 8:47 pm


Sebastian Cichocki przygotuje polski pawilon podczas przyszłorocznego Biennale Sztuki w Wenecji

Rozmawiał: Marcin Mońka
2006-12-20, ostatnia aktualizacja 2006-12-20 16:00

Minister kultury Kazimierz M. Ujazdowski mianował Sebastiana Cichockiego, dyrektora programowego bytomskiej Kroniki, kuratorem polskiego pawilonu na przyszłorocznym Międzynarodowym Biennale Sztuki w Wenecji.
Marcin Mońka: Jak to się stało, że otrzymuje Pan we władanie polski pawilon?

Sebastian Cichocki, dyrektor programowy bytomskiej Kroniki: Od kilku sezonów ministerstwo kultury rozpisuje konkurs. Nadesłane projekty ocenia specjalnie powołane jury, w skład którego wchodzą zarówno profesorowie Akademii Sztuk Pięknych, krytycy jak i kuratorzy z całego kraju. W tym roku to grono liczyło 15 osób, nasz projekt okazał się najlepszy spośród 18 nadesłanych.. Z wyborem najlepszego dla jego twórców wiążą się ogromne emocje, porównywalne chyba z przyznaniem nominacji do nagrody Oscara (śmiech). Weneckie Biennale to wystawa wystaw, dodatkowo podczas każdej edycji wybiera się najlepszy pawilon. Projekt przygotowałem z Moniką Sosnowską, artystką, z którą próbowaliśmy już wcześniej walczyć o Wenecję. To było nasze trzecie podejście, wcześniej próbowaliśmy w 2004 roku na Biennale, rok później staraliśmy się dostać z zupełnie innym projektem na Biennale Architektury. Monika działa bardzo blisko architektury, przekształca przestrzenie galerii w labirynty, stosuje iluzje optyczne, interesuje się tez mocno spuścizną polskiego modernizmu: blokowiskami, upadłymi dworcami kolejowymi. W tym roku postanowiliśmy spróbować z zupełnie innym projektem, mało charakterystycznym dla Moniki, która kojarzy się raczej z iluzjonistycznymi przestrzeniami architektonicznymi, korytarzami, setkami okien i drzwi, które zaburzają percepcję widza.

Na co więc zdecydował się Pan w zwycięskim projekcie?

Nasz projekt to instalacja pod roboczym tytułem "1:1". Chodzi w niej o jeszcze mocniejsze zbadanie tradycji modernistycznych w Polsce. Monika wymyśliła rodzaj gigantycznej rzeźby, która jest szkieletem anonimowego pawilonu modernistycznego z lat 70. Tę żelbetonową konstrukcję umieścimy w pawilonie, pochodzącym z lat 30. Ona nie będzie się w niej mieścić.

Instalacja będzie przypominała mocowanie się dwóch budynków, walkę pomiędzy nimi. Wytworzymy specyficzne napięcie, kreując trochę niemożliwą sytuacje architektoniczną a zarazem sytuację z dawnych lat, jeszcze z czasów PRL. Przy budowie tej konstrukcji będziemy bowiem współpracować z inżynierami z nieistniejącej Fabryki Domów Mieszkalnych. Kiedyś takie zakłady produkowały prefabrykaty do budowy domów mieszkalnych. Wykorzystamy podobne metody do naszej konstrukcji. Stworzymy ją w Warszawie, rozbierzemy, przewieziemy do Wenecji i tam złożymy na nowo, w pawilonie.

Co dla Pana oznacza to wyróżnienie?

Dla nas jako instytucji, to potwierdzenie profesjonalizmu działania. Nie jest nam łatwo pracować nam Śląsku, oferując taki a nie inny program i eksperymentując z formą galerii prezentującej sztukę współczesną. To wyróżnienie legitymizuje nasze działania. Kronika jest świetnie postrzegana w centrach, np. w Warszawie, Brukseli czy Berlinie, stanowimy pewne ogniwo w siatce sztuki współczesnej w Europie. Z drugiej strony naszego potencjału nie wykorzystuje się na Śląsku, zwłaszcza w Bytomiu. Bo przecież można wyprowadzić niemal wzór matematyczny, jak obecność sztuki współczesnej stymuluje rozwój miast, wprowadza pewną różnorodność intelektualną.

Wyróżnienie ponadto ujawnia naszą siłę, umiejętność skupiania ludzi młodych, dobrze rozeznanych na polu sztuki współczesnej. Dobrze byliśmy w ostatnich latach powiązani ze środowiskiem niemieckim, teraz pojawiają się szansa otwarcia na zupełnie nowe. Mam nadzieję, ze wiele osób, które czasami spoglądają na nas jak na jakieś UFO, które wylądowało w centrum Bytomia, pomyślą nad szansą wykorzystania Kroniki jako laboratorium mentalnego, które może promieniować na miasto.

To chyba zarazem szansa dla całego regionu?

Wybór naszego projektu to jakby użycie wielkiego szkła powiększającego dla naszych dotychczasowym, mniejszych sukcesów i inicjatyw, które tutaj się rodzą. Wielokrotnie opowiadałem o Kronice i Górnym Śląsku na konferencjach i wykładach, w różnych miejscach na świecie. Teraz myślę, że na nasz region będzie się spoglądać z jeszcze większą fascynacją. Mamy tu mnóstwo miejsc oraz ogromny potencjał, który może zostać wykorzystany i uruchomiony dzięki weneckiemu Biennale. Co więcej, ta nominacja udowodniła, że peryferia mogą stać się centrum, że nie tylko w Krakowie czy Warszawie dzieją się rzeczy istotne w sztuce współczesnej, która zarazem jest motorem napędzającym inne dyscypliny, stymulującym i dizajn, i architekturę, i poszukującą muzykę. Mimo pracy na trudnym, i do końca nie rozpoznanym terytorium ciągle pozostajemy w Bytomiu i na Śląsku, w przestrzeni nie do końca rozpoznanej, choć wciąż fascynującej.

Ramka:

Międzynarodowe Biennale Sztuki w Wenecji to odbywająca się co dwa lata wystawa sztuki współczesnej, często nazywana "wystawą wystaw". W środowisku artystycznym imprezę uznaje się za jedną z najważniejszych na świecie. Pierwsza odbyła się w 1895 roku, i była w dużej mierze poświęcona sztuce dekoracyjnej. Na początku XX wieku sława ekspozycji wykroczyła poza Włochy, a na terenie wystawy zaczęły powstawać pawilony narodowe. Obecny charakter Biennale, ukierunkowany na najważniejsze wydarzenia w sztuce współczesnej, ujawnił się po I wojnie światowej. Oficjalna część Biennale odbywa się w parku (Giardini), gdzie znajduje się kilkadziesiąt pawilonów narodowych. Pawilon polski nosi nazwę "Polonia".

.Ramka2:

Sebastian Cichocki (rocznik 1975) jest socjologiem, krytykiem sztuki i kuratorem. Od tego roku jest dyrektorem programowym Kroniki w Bytomiu. Współpracował m.in. z berlińskim Buero Kopernikus i macedońskim Press to Exit. Jest wykładowca Studium Kuratorskiego UJ.

Opublikował ponad 200 tekstów na temat sztuki współczesnej, tłumaczonych na język angielski, francuski, niemiecki, włoski, rosyjski, łotewski, estoński, macedoński i holenderski. Ostatnio jego teksty znalazły się m.in. w książkach "Memorials of Identity. New Media from the Rubell Family Collection", Miami (USA), "Das Radio empfiehlt", Bielefelder Kunstverein, (Niemcy), "Ideal City/ Invisible Cities", (Polska/ Niemcy), "Raport - Not Announcement", BAK Utrecht (Holandia), "Muzeum sztuki. Antologia tekstów", Universitas (Polska).




Safin - Czw Gru 21, 2006 1:22 am

Nie jest nam łatwo pracować nam Śląsku, oferując taki a nie inny program

To chyba zarazem szansa dla całego regionu?

(...) Teraz myślę, że na nasz region będzie się spoglądać z jeszcze większą fascynacją. Mamy tu mnóstwo miejsc oraz ogromny potencjał, który może zostać wykorzystany i uruchomiony dzięki weneckiemu Biennale. Co więcej, ta nominacja udowodniła, że peryferia mogą stać się centrum, że nie tylko w Krakowie czy Warszawie dzieją się rzeczy istotne w sztuce współczesnej, która zarazem jest motorem napędzającym inne dyscypliny, stymulującym i dizajn, i architekturę, i poszukującą muzykę. Mimo pracy na trudnym, i do końca nie rozpoznanym terytorium ciągle pozostajemy w Bytomiu i na Śląsku, w przestrzeni nie do końca rozpoznanej, choć wciąż fascynującej.



Błagam,zacznijmy szanować naszych lokalnych artystów!!!!



Safin - Czw Gru 21, 2006 2:01 am

Monika działa bardzo blisko architektury, przekształca przestrzenie galerii w labirynty, stosuje iluzje optyczne, interesuje się tez mocno spuścizną polskiego modernizmu: blokowiskami, upadłymi dworcami kolejowymi.

Brzmi idealnie Nawiązujemy kontakt, z proźba o pomoc ??



salutuj - Czw Gru 21, 2006 10:09 am
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko




MarcoPolo - Czw Gru 21, 2006 1:29 pm
http://www.pardon.pl/artykul/529/mega-d ... _slabszych
Mega-Durczok pożera słabszych
Telewizja | Durczok | Lis | Saniecki | Media

Kamil Durczok znowu wygrywa (Fot. ONS) Kamil Durczok znowu wygrywa (Fot. ONS)
Ankiety bywają bardzo pożyteczne. Dzięki nim wiemy na przykład kto jest najbardziej ulubionym przez Polaków dziennikarzem informacyjnym.

Badanie zamówiła firma UPC. Pytania dotyczyły głównie sposobu korzystania z telewizji i preferencji programowych. Nas zainteresowało pytanie najbardziej "polityczne" - o ulubionego prezentera / dziennikarza informacyjnego. Oto wyniki.

"Najulubieńszym" okazał się Kamil Durczok (TVN - 32 procent głosów). Za nim długo, długo nic, a potem z 12 procentami głosów Tomasz Lis (Polsat) oraz Maciej Orłoś (TVP). Blisko nich uplasowała się Dorota Gawryluk (TVP - 9 procent). Zaskakuje słabe poparcie udzielone dziennikarzom roku 2006 - spółce Morozowski i Sekielski z TVN (tylko 4 procent). Takie samo uwielbienie w narodzie mają twarze "Szkła kontaktowego" Tomasz Sianecki i Grzegorz Miecugow. TVN-owskie gwiazdy nie przekroczyłyby 5-procentowego progu wyborczego. Na szczęście dla tej stacji po 6 procent dostały Monika Olejnik i Justyna Pochanke.

Wielką popularność Kamila Durczoka można było przewidywać - jego kariera jest intrygującym fenomenem - nie zaszkodziło jej nawet to, że w najlepsze rozwijała się w znienawidzonej telewizji publicznej za czasów Roberta Kwiatkowskiego.

Mimo wszystko dziwi jednak aż taka przepaść między Durczokiem a konkurentami z innych stacji. Niby wiadomo, że rywalizacja z gwiazdą "Faktów" musi być nierówna, bo najwięksi rywale w ogóle nie prowadzą wieczornych programów informacyjnych. Niespodzianką jest tylko to, że Kamil Durczok tak łatwo pożarł Tomasza Lisa i całą resztę. Pokonani mogą się dziś tylko zastaniać, jak potoczyłyby się ich rankingowe losy, gdyby wszyscy zapowiadali wiadomości w TVN. Jak by wtedy wyglądała lista najbardziej ulubionych? Jakieś pomysły?

Rafał Madajczak




maciek - Nie Gru 24, 2006 3:19 pm
Na TVN24 właśnie Miecugow rozmawia z Krzysztofem Globiszem. Przyznał się ładnie skąd jest



hermit - Wto Gru 26, 2006 4:13 pm
z młodych artystów - Łukasz Simlat: http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/1139451

Był już Kukuczka, to powinien być i Andrzej Czok: http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35055,3111960.html czy Artur Hajzer (mieszka w Mikołowie). Na Śląsku (szeroko pojętym, bo w Podlesdicach) mieszka Krzysztof Wielicki.



MarcoPolo - Wto Gru 26, 2006 6:37 pm
Z Mikolowa jeszcze aktorka Anna Dereszowska :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Anna_Dereszowska
Komentator sportowy Jan Ciszewski ze Sosnowca:'
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Ciszewski
Hokeista Krzysztof Oliwa z Tychow:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Krzysztof_Oliwa
Z KAtowic- absolwenci Maczka:)
Aktorka Ewa Ziętek
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ewa_Zi%C4%99tek
Andrzej Grabarczyk ( Knorr ):
http://www.filmweb.pl/Andrzej+Grabarczy ... on,id=8813



Safin - Wto Gru 26, 2006 9:36 pm

Z Mikolowa jeszcze aktorka Anna Dereszowska :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Anna_Dereszowska


jest ona córka byłej dyrektorki 3LO im. A.Mickiewicza Teresy Baranowskiej-Dereszowskiej, mieszkającej w Katowicach, kandydującej ostatnio z 10 miejsca z listy FSiPU. Bez sukcesu. Mały OT.



SPUTNIK - Wto Gru 26, 2006 10:07 pm

Z Mikolowa jeszcze aktorka Anna Dereszowska :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Anna_Dereszowska


jest ona córka byłej dyrektorki 3LO im. A.Mickiewicza Teresy Baranowskiej-Dereszowskiej, mieszkającej w Katowicach, kandydującej ostatnio z 10 miejsca z listy FSiPU. Bez sukcesu. Mały OT.



DivinaCommedia - Wto Gru 26, 2006 10:16 pm

Z Mikolowa jeszcze aktorka Anna Dereszowska :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Anna_Dereszowska


jest ona córka byłej dyrektorki 3LO im. A.Mickiewicza Teresy Baranowskiej-Dereszowskiej, mieszkającej w Katowicach, kandydującej ostatnio z 10 miejsca z listy FSiPU. Bez sukcesu. Mały OT.



DivinaCommedia - Wto Gru 26, 2006 10:37 pm
Ostatnio coraz wiecej zaczerpuje informacji na temat miasta w którym mieszkam... i zdziwił mnie fakt, że w Siemianowicach wlasnie urodzil sie Krzysztof Globisz (aktor), Marta Fox (poetka), oczywiście o braciach Skrzek i ich Michałkowickich korzeniach juz pisano, podobnie jak o Wojciechu Korfantym... inne osobistości widoczne w poniższym linku

http://pl.wikipedia.org/wiki/Siemianowi ... %C4%85skie



d-8 - Wto Gru 26, 2006 10:44 pm

Z Mikolowa jeszcze aktorka Anna Dereszowska :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Anna_Dereszowska


jest ona córka byłej dyrektorki 3LO im. A.Mickiewicza Teresy Baranowskiej-Dereszowskiej, mieszkającej w Katowicach, kandydującej ostatnio z 10 miejsca z listy FSiPU. Bez sukcesu. Mały OT.



DivinaCommedia - Wto Gru 26, 2006 10:44 pm
Ponadto wypuściliśmy tez osobowość Krzysia Szygi... z tego powodu jest mi wstyd...

Polecam wysłuchanie jego słynnych przemówień... żenada http://pl.wikipedia.org/wiki/Krzysztof_Szyga

A i jeszce jedna osóbka przez jakis czsa mieszkała w Siemianowicech a był to tata mój: Tadeusz F. Na liście poniższej uwidoczniony - :-)

http://www.90minut.pl/klub_sezon.php?id ... d_sezon=23



salutuj - Wto Gru 26, 2006 11:43 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



jacek_t83 - Śro Gru 27, 2006 10:08 am

na jedno wychodzi , niestety
chyba w Anglii



MarcoPolo - Śro Gru 27, 2006 11:17 am
Urodzony w Tychach jako mim Irek Krosny:
http://www.krosny.pl/



maciek - Śro Gru 27, 2006 1:04 pm

Z Mikolowa jeszcze aktorka Anna Dereszowska :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Anna_Dereszowska


jest ona córka byłej dyrektorki 3LO im. A.Mickiewicza Teresy Baranowskiej-Dereszowskiej, mieszkającej w Katowicach, kandydującej ostatnio z 10 miejsca z listy FSiPU. Bez sukcesu. Mały OT.



absinth - Śro Gru 27, 2006 4:34 pm
na tym zdjeciu ponizej imo wyglada ok

http://www.gudejko.pl/pl/sf/portf/image ... a_Anna.jpg



jacek_t83 - Pią Gru 29, 2006 11:26 am
Stanisław Wygodzki (ur. 1907 w Będzinie, zm. 1992 w Tel Awiwie) – polski prozaik, poeta i krytyk literacki pochodzenia żydowskiego, również tłumacz literatury niemieckiej (m.in. dzieł Brechta) i żydowskiej (m.in. Alejchema i Asza).

W okresie międzywojennym był więziony za działalność komunistyczną. W latach 1943-1945 był więźniem obozów koncentracyjnych (jednym z przewodnich motywów powojennej poezji Wygodzkiego jest ból po stracie córeczki, zamordowanej w Oświęcimiu). Od 1948 w Polskim Radiu, gdzie do roku 1953 pełnił funkcję redaktora naczelnego działu literackiego. Był również członkiem Związku Literatów Polskich. W 1968 zmuszony do emigracji, zamieszkał na stałe w Izraelu, gdzie zmarł.



jacek_t83 - Pią Gru 29, 2006 12:14 pm
ksiądz Mieczysław Zawadzki proboszcz Rzymskokatolickiej Parafii w Będzinie, za swoją odwagę w obronie i ukrywaniu ludności żydowskiej dostał medal Sprawiedliwy wśród narodów świata



MarcoPolo - Pią Gru 29, 2006 2:59 pm
OOO o nie wiedzialem, to ten z ulic?



bty - Pią Gru 29, 2006 4:55 pm

Urodzony w Tychach jako mim Irek Krosny:
http://www.krosny.pl/


cały czas mieszka w Tychach

Wielicki zdawało mi się, że też mieszka w Tychach, ale może się przeprowadził



DivinaCommedia - Pią Gru 29, 2006 6:34 pm
Wczoraj w pudełku w programie Łosssskot (prowadzonym przez Tymona Tymańskiego i jeszcze jednego nawiedzonego poetę), był wywiad z Kuczokiem. Prowadzący udali się do Chorzowa, do mieszkania pisarza. A potem do Teatru Rozrywki na pokaz musicalu Rent (który niestety zbesztali). Generalnie ciekawy program...dośc...



salutuj - Pią Gru 29, 2006 8:31 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



DivinaCommedia - Pią Gru 29, 2006 9:02 pm
Widziałam tylko jeden odcinek i to na TV Polonia, wieczorkiem późnym więc nie bardzo jestem zorientowana w jego ogólnej ciekawości. Generalnie ucieszył mnie widok Alchemii, bo to jedno z moich ulubionych miejsc i Chorzowa. Podobał mi się również sposób w jaki dwaj prowadzący krytykowali dzieła popełniane przez artystów...używając wielu przenośni i niewielu inwektyw



jacek_t83 - Pią Gru 29, 2006 10:00 pm

Widziałam tylko jeden odcinek i to na TV Polonia, wieczorkiem późnym więc nie bardzo jestem zorientowana w jego ogólnej ciekawości. Generalnie ucieszył mnie widok Alchemii, bo to jedno z moich ulubionych miejsc i Chorzowa. Podobał mi się również sposób w jaki dwaj prowadzący krytykowali dzieła popełniane przez artystów...używając wielu przenośni i niewielu inwektyw
moich tez



miedza - Pon Sty 01, 2007 7:08 pm
[quote="Mies"]Krzysztof Globisz urodził się w Siemianowicach, a potem mieszkał u nas na Ligocie. Jego rodzina chyba nadal tam mieszka.

quote]

Było o tym dziś w Uwadze w TVN, mieszkał w Ligocie przy Zagrody 13



DivinaCommedia - Pon Sty 01, 2007 11:20 pm
Też specjalnie oglądałam ten program...



Tequila - Nie Sty 07, 2007 12:13 pm
Czy popiół tylko zostanie i zamęt Drukuj E-mail

05.01.2007, 14:02
Miejski Dom Kultury Południe oraz Instytucja Filmowa "Silesia Film" zapraszają na imprezę związaną z 40. rocznicą śmierci Zbigniewa Cybulskiego 8 stycznia od godz. 10.00 w MDK Południe przy ul. Boya - Żeleńskiego 83 w Katowicach - Kostuchnie.

Gośćmi spotkania będę m. in.: Kazimierz Kutz, Tadeusz Sobolewski, Antoni Cybulski i Marek Kobiela.

Program imprezy przedstawia się następująco:
10.00 - powianie gości honorowych i młodzieży
10.05 - "Żywotność mitu Zbyszka Cybulskiego wśród młodzieży" - K. Mitręga, O. Górska
10.20 - "Charyzmatyczne aktorstwo Zbyszka Cybulskiego" - Tadeusz Sobolewski
10.50 - "Wspomnienie o Zbyszku Cybulskim" - Kazimierz Kutz, Marek Kobiela
11.15 - zwiedzanie wystawy Alicji Niesporek: "Życie i aktorstwo Zbyszka Cybulskiego"
11.45 - projekcja filmu dokumentalnego Wojciecha Sarnowicza "Katowice Zbyszka Cybulskiego"
12.15 - wyjazd autokarem na cmentarz katowicki
13.00 - uroczystości przy grobie Aktora - cmentarz przy ul. Sienkiewicza:
- "Cisza" w wykonaniu Marcina Wróbla trębacza orkiestry KWK "Murcki"
- złożenie wieńców, zapalenie zniczy z towarzyszeniem pocztu sztandarowego młodzieży z ZS nr 4 im. T. Klenczara w Katowicach.
- wspólna modlitwa z inicjatywy księdza spowiednika Zbigniewa Cybulskiego.
13.30 - zakończenie uroczystości.

Ponadto zapraszamy na Tydzień Zbyszka Cybulskiego do Centrum Sztuki Filmowej.

Program:
6 stycznia, sobota
17.30 "Katowice Zbyszka Cybulskiego"
(dokument, reż. W. Sarnowicz)
18.15 "Rękopis znaleziony w Saragossie" (1964, reż. W. Has)

7 stycznia, niedziela
17.30 "Zbyszek" (film montażowy, 1969)
19.00 "Zbrodniarz i panna" (1963, reż. Janusz Nasfeter)

8 stycznia, poniedziałek
18.30 "Salto" (1965, reż. Tadeusz Konwicki)

9 stycznia, wtorek
17.00 Wieczór wspomnień w 40. rocznicę śmierci Zbyszka Cybulskiego - z udziałem krytyka filmowego Tadeusza Sobolewskiego;
W programie 2 filmy:
"Kochać" (1964, reż. Jorn Donner)
"Miłość dwudziestolatków" (1962) - nowela "Warszawa" (reż. Andrzej Wajda)

10 stycznia, środa
18.30 "Popiół i diament" (1958, reż. Andrzej Wajda)

11 stycznia, czwartek
18.30 "Pociąg" (1959, reż. Jerzy Kawalerowicz)

Centrum Sztuki Filmowej
ul. Sokolska 66
40-087 Katowice
Rezerwacja biletów: tel. 032/351 12 20; kasa@csf.katowice.pl

http://www.um.katowice.pl/pl/index.php? ... 43&Itemid=



absinth - Nie Sty 07, 2007 2:31 pm
no wreszcie ktos o czyms takim pomyslal...

ciesze sie

tylko jeszcze niech to odpowiednio naglosnia na cala Polske



jacek_t83 - Nie Sty 07, 2007 3:39 pm
super ja bym sie chcial przejsc na ta konferencje jutro ale niestety o godz 10:00 to ja jestem w innym miejscu
ale, mysle ze zdaze na cmentarz o 13:00, ktos sie wybiera ??



jacek_t83 - Pon Sty 08, 2007 5:16 pm
no i bylem na tej uroczystości na cmentarzu. ale powiem wam, że to jakaś farsa była a nie uroczystość. zero organizacji, każdy biegał gdzie chciał, nie wiem kto co mówił bo nie było nagłośnienia a ja głuchy jestem. nie wiem kto składał kwiaty w imieniu UMu ale na pewno nie był to pan prezydent
był Kazmierz Kutz, ale po minie jaką miał to chyba też nie był zbyt zachwycony tą uroczystością. no i z pobliskiej koperbudy została wydelegowana jakaś klasa, która była w sumie zachwycona bo chyba w zamian została zwolniona z lekcji i chopcy mogli se za cemtnarzem zakurzyć

zdjęć nie będzie bo ten cały GKW Images Uploader by Paweł Niewiadomski to też jakaś farsa i działa chyba tylko jemu



babaloo - Pon Sty 08, 2007 7:19 pm
Chyba nie ma co narzekać na organizację, bo wydaje mi się, że na cmentarzu to była w 100% oddolna inicjatywa. Tzn organizowali ją przyjaciele i wielbiciele Cybulskiego. UM chyba nie miał z nią nic wspólnego. Tym gorzej dla UM zresztą, ale skoro ludzie sami coś robią, to nie ma się co dziwić, że nie ma nagłośnienia ....



jacek_t83 - Wto Sty 09, 2007 12:07 pm

http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,3836854.html

Katowiczanie pamiętają o Zbyszku Cybulskim
Anna Malinowska
2007-01-08, ostatnia aktualizacja 2007-01-08 19:46

"Ludzie, ja kocham was!" - zwykł mawiać Zbigniew Cybulski. Słowa te przypominano w poniedziałek przy grobie aktora, w czasie obchodów 40. rocznicy jego tragicznej śmierci. Na cmentarz przy ul. Sienkiewicza w Katowicach przyszli artyści, znajomi aktora i zwykli mieszkańcy.


Fot. Maciej Jarzębiński / AG
Katowiczanie przez cały poniedziałek palili znicze na grobie aktora


Fot. Maciej Jarzębiński / AG
Podczas spotkanie w domu kultury w Koszutce Kazimierz Kutz opowiadał o swoich spotkaniach ze Zbyszkiem Cybulskim

Od śmierci Cybulskiego minęło w poniedziałek 40 lat. Artysta zginął pod kołami pociągu na wrocławskim dworcu. - Spieszyliśmy się. Wtedy była potworna zima, więc nie chcieliśmy brać taksówki. Na peron wbiegliśmy w ostatniej chwili. Mnie udało się wskoczyć. Zbyszek zsunął się między peron a wagon. Kiedy już go stamtąd wyciągnęli, zdążył tylko powiedzieć: "Alfa (tak nazywali mnie znajomi), nie zostawiaj mnie samego" - wspomina Alfred Andrys, przyjaciel aktora.

W poniedziałek w domu kultury w Katowicach Kostuchnie zorganizowano spotkanie z przyjaciółmi Cybulskiego. - Nieprawdopodobny idealista i patriota. Tradycyjny katolik, o którym dziś ktoś mógłby nawet powiedzieć "radiomaryjny". Kochał kino, kamera też go kochała. To ona chodziła za nim, podglądała go. Nie umiał powtórzyć ujęcia, był zawsze oryginalny - wspomina reżyser Kazimierz Kutz, który godzinami potrafi opowiadać o niepowtarzalności i kunszcie aktorskim Cybulskiego.

Marek Kobiela (brat Bogumiła, serdecznego przyjaciela Cybulskiego) mówi, że dla niego Cybulski to przede wszystkim niezapomniane chwile z wakacji w Sopocie czy w Zakopanem. - Ubóstwiał kobiety, ale w sposób romantyczny. Chodził do nich z kwiatami, wierszami. Kiedyś zakochał się w sportsmence z okładki kolorowego pisma. Jeździł na drugi kraniec Polski, żeby tylko pooglądać ją na treningach. Każda sprawa, która go zainteresowała, którą się zajmował, pochłaniała go całkowicie - mówi Kobiela.

Na cmentarz, na którym aktor został pochowany, przychodzili w poniedziałek mieszkańcy Katowic. - Zbyszek Cybulski jest najlepszym aktorem polskiego kina. Nikt nie potrafi zagrać jak on. Jego Maciek Chełmicki z "Popiołu i diamentu" to moja ulubiona postać. Nie wiem, czy gdyby Zbyszek żył, występowałby dalej w filmach. A już na pewno nie wyobrażam go sobie w telenowelach, które zdominowały polskie produkcje - mówi Grażyna Szajner, która co roku w dzień śmierci aktora przychodzi na jego grób zapalić znicze.

Na cmentarzu nie brakowało też ludzi młodych. - To nie jest aktor naszego pokolenia, ale filmy, w których zagrał, są dla nas tak samo ważne jak dla naszych rodziców. Mimo że ich realia są czasem niezrozumiałe, to jest w nich i miłość, i przyjaźń, i inne problemy, które nigdy nie przestaną być aktualne - mówią licealiści Łukasz Borkowski i Rafał Modrzewski.

Ostatnie słowa na cmentarzu wygłosił w poniedziałek ks. Tomasz Jaklewicz. - Ludzkie słowa, kiedy stoimy nad grobem, są niezrozumiałe. Zwłaszcza gdy śmierć przychodzi nagle, w środku życia, kariery. Dlatego lepiej posłużyć się w takiej chwili słowami Starego Testamentu. Księga Mądrości mówi: "Sprawiedliwy, chociaż umarł przedwcześnie, znajdzie odpoczynek".

Zbyszek Cybulski miałby dziś 80 lat. Jego rodzina po wojnie na stałe zamieszkała w Katowicach. Tutaj też artysta chciał być pochowany.




maciek - Wto Sty 09, 2007 12:16 pm
Marek Kobiela (brat Bogumiła, serdecznego przyjaciela Cybulskiego) mówi, że dla niego Cybulski to przede wszystkim niezapomniane chwile z wakacji w Sopocie czy w Zakopanem. - Ubóstwiał kobiety, ale w sposób romantyczny. Chodził do nich z kwiatami, wierszami. Kiedyś zakochał się w sportsmence z okładki kolorowego pisma. Jeździł na drugi kraniec Polski, żeby tylko pooglądać ją na treningach. Każda sprawa, która go zainteresowała, którą się zajmował, pochłaniała go całkowicie - mówi Kobiela.



DivinaCommedia - Wto Sty 09, 2007 1:22 pm
Ja ci zaraz dam!!! Skorpiony wcale nie są takie fajne... Oto ICH cechy NEGATYWNE
wedlug opisu Davida Harkalaya: są znakami kochliwymi, ale niestałymi, uzależnionymi od seksu, często idącymi do celu po trupach, wyrachowanymi i wykorzystującymi dobroć innych znaków (dzięki czemu świetnie sprawdzaja się na stanowiskach kierowniczych, odnoszą sukcesy w POJEDYNKE)

Znane skorpiony:
Pablo Picasso - 25.X.1881, Mohamed Reza Pahlavi – 26.X.1919, James Cook – 28.X.1728, Stefan Żeromski – 1.XI.1864, Aleksandra Śląska – 4.XI.1925, Stanisław Staszic – 6.XI.1755, Maria Skłodowska-Curie – 7.XI.1867, Zofia Nałkowska – 10.XI.1884, Emilia Plater – 13.XI.1806, Leopold Staff – 14.XI.1878, Voltare – 21.XI.1694, Charles de Gaulle – 22.XI.1890, Wiesław Brzoskowski – 20.XI.1954, Alfred PortĂŠe – 18.XI.1955

Ponadto cóż to za HASŁO: "baby na to nie załugują"?? HĘ?? Aż mi serce zadrgało z żalu :-(



Bruno_Taut - Wto Sty 09, 2007 1:28 pm
O kurcze, czego się człowiek o sobie dowiaduje.
Niezłe jest zwłaszcza to uzależnienie do seksu.



DivinaCommedia - Wto Sty 09, 2007 1:29 pm
:-) Lepiej być uzależnionym niż zimnym jak lód :-)



salutuj - Wto Sty 09, 2007 2:15 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



macu - Wto Sty 09, 2007 2:19 pm
Salutuj ma zawsze racje! Oczywiście oprócz przypadków, gdy mówi, że maszynka zdjęciowa Salutuj działa ;-)



jacek_t83 - Wto Sty 09, 2007 2:25 pm
Bruno ty to masz przerąbane. Nie dość, że jesteś niemieckim kolaborantem i agentem to jeszcze uzależniony od seksu tylko czekać aż będziesz miał pod domem demonstracje członków kólka różańcowego



maciek - Wto Sty 09, 2007 2:25 pm

Najlepsze są wagi:

Jesteśmy precyzyjni, bo wiemy czego chcemy.
Jesteśmy zrównoważeni, czyli idealnie dopasowani emocjonalnie, psychicznie, fizycznie.
Potrafimy dobrze ważyć cele i środki, zmaiary i rezultaty.
Szacujemy prawidłowo, ludzi, rzeczy, zdarzenia.
...


Cyt. z charakterystyki znaku gazeta.pl

"Słabą stroną Wagi jest wahanie się przed podjęciem decyzji. Często przecenia swoją wartość i możliwości, snując fantazje i robiąc wokół siebie większe zamieszanie niż wymaga tego sytuacja.Często sprawia wrażenie pustej i zarozumiałej, zbyt pewnej siebie, aroganckiej. "

To cały Ty Paweł.

A co do Skorpiona, to kochliwość to złe określenie. Skorpiony szybko się angażują co nie ma związku z kochliwością. Ja nie mam problemu ze stabilnością uczuć



salutuj - Wto Sty 09, 2007 2:35 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



SPUTNIK - Wto Sty 09, 2007 2:47 pm


"Słabą stroną Wagi jest wahanie się przed podjęciem decyzji. Często przecenia swoją wartość i możliwości, snując fantazje i robiąc wokół siebie większe zamieszanie niż wymaga tego sytuacja.Często sprawia wrażenie pustej i zarozumiałej, zbyt pewnej siebie, aroganckiej. "


toż to jakaś bzdura wierutna



depress_wist2 - Wto Sty 09, 2007 3:54 pm
wątek o sławych a Ci już o sobie piszą... co to się porobiło... sodówka



absinth - Wto Sty 09, 2007 4:20 pm

Cyt. z charakterystyki znaku gazeta.pl

"Słabą stroną Wagi jest wahanie się przed podjęciem decyzji. Często przecenia swoją wartość i możliwości, snując fantazje i robiąc wokół siebie większe zamieszanie niż wymaga tego sytuacja.Często sprawia wrażenie pustej i zarozumiałej, zbyt pewnej siebie, aroganckiej. "

To cały Ty Paweł.


ahahaha

ja mialem byc skorpionem ale sie spoznilem



jacek_t83 - Wto Sty 09, 2007 4:46 pm

wątek o sławych a Ci już o sobie piszą... co to się porobiło... sodówka

:
i tak wiadomo, że najsławniejszą osobą jestem tutaj ja



maciek - Wto Sty 09, 2007 5:07 pm
Dobra koniec tej nierównej walki. Wszyscy jesteśmy piękni, mądrzy i bogaci. A Paweł jest najmądrzejszy.

KONIEC OT



DivinaCommedia - Wto Sty 09, 2007 5:32 pm
hahahahaha... no i mamy zbiór horoskopowych charakterystyk :-). Bardzo mi się podoba:
@ Absinth "miałem być Skorpionem, ale się spóźniłem"

http://www.youtube.com/watch?v=fJjmJ43YPOg a to dla wszystkich Skorpionów

a jeśli ktoś chce poznać swa charakterystykę niech sobie (dla zabawy poniższy test wykona)
http://www.enneagram.pl/



salutuj - Wto Sty 09, 2007 6:46 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



MarcoPolo - Nie Sty 21, 2007 7:14 pm
nastepni kandydaci:)
Alfred Szklarski
http://pl.wikipedia.org/wiki/Alfred_Szklarski
i uwaga:
Krzysiu Krawczyk!!!!
http://pl.wikipedia.org/wiki/Krzysztof_Krawczyk



Mies - Nie Sty 21, 2007 11:27 pm
O nie, Krawczyk jest z Katowic ... można sobie wpisać do dowodu Ligota?



Safin - Pon Sty 22, 2007 10:10 am
poprośmy Krzyśka by napisał jakiś song o swoim rodowym miescie!

@ Mies, moze Silesia by lepiej brzmiała w dowodzie Ale tam jeszce większych obciachowców byśmy znaleźli zapewne.
========================
Górecki, Kilar!!!!!! Chwalić się, promować- to do parówek zza urzędniczego biurka!
A cala Polska mdleje na pompatyczne horały rubikowe...



absinth - Pon Sty 22, 2007 4:30 pm
Arnold Zweig tez przez pewien czas mieszkal w Kato

z Wiki
"Był synem żydowskiego siodlarza. Wykształcenie odbierał w gimnazjum w Katowicach, a następnie studiował filozofię, filologię nowożytną, germanistykę, historię i historię sztuki"

autor min:
"Wielka wojna białych ludzi"
"Spór o sierżanta Griszę"



Safin - Pon Sty 22, 2007 7:50 pm
a tym gimnazjum zapewne był obecny mickiewicz

Rozglaszać, że u nas ŻYJĄ Kilar i Górecki!!!



jacek_t83 - Pon Sty 22, 2007 8:20 pm

a tym gimnazjum zapewne był obecny mickiewicz

skoro był Żydem to pewnie tak



Mies - Pon Sty 22, 2007 11:03 pm
Z Mickiewicza był taki Żyd jak z Wojtyły był Ukrainiec

Zweig chyba mieszkał przy Warszawskiej.

Co do Kilara i Góreckiego to jak najbardziej. Mam wrażenie, że tego miasto nie wykorzystuje.



jacek_t83 - Pon Sty 22, 2007 11:10 pm
buahaha przeciez nie chodzilo o Adasia tylko o Zweiga wlasnie



Mies - Pon Sty 22, 2007 11:35 pm
Racja, jak zwykle nie doczytałem



Safin - Wto Sty 23, 2007 5:34 pm
TĘPAKI Z MAGISTRATU!

Polacy sie szczycą Małyszem, sikają w majtki na samo słowo "Kubica". Wszyscy wspominaja, jakie to laury odbierał Dżej Ej Pi Kaczmarek...Tu est Petrus pobbija listy przebojów, Sasnal w większości warszawskich-ogólnopolskich gazet, Blog 25 na kazdym tornistrze, Polska az łaknie sukcesów, błaga o postacie, autorytety nieskalane...a u nas powolutku umierają dwaj najwieksi.

Tutaj nie chodzi tylko o "niewykorzystany potencjał"
O "szansę w promocji Katowic"
Nawet pojęcie "doceniony za życia" tego nie oddaje za bardzo.

Uszok bełkocze coś o Centrum Kongresowym

Tomuś Konior bajdurzy wizje o placu obrońców Katowic, parkach nauki, Operze Śląskiej.

Czasami człowiek staje obok i dziwi się jak gówniane ide zamgliły mu odbiór rzecywistości. Tak ja mam teraz. Miasto jest ochydne, ale to przecierz chwilowe, bo my, jako miasto mamy wizję jego rozwoju....taaa. Szkoda tylko ze jak zawsze, cofamy się, i to jeszce z oporami. Spodek gnije. dworcowa śmierdzi jak śmierdziała. Rynek niczym skazony. Zabytki rozmieniane sa na drobne na skupach złomu.

PS: nie, nie zabraklo mi pozacu. Mam za to dużą ochote dać komuś po ryju.



absinth - Wto Sty 23, 2007 6:03 pm


PS: nie, nie zabraklo mi pozacu. Mam za to dużą ochote dać komuś po ryju.


swietnie ale co mnie to obchodzi?
na przyszlosc napisz do Gosi
http://milosc.bravo.pl/_ekspert/



jacek_t83 - Wto Sty 23, 2007 6:29 pm

(...)
Nawet pojęcie "doceniony za życia" tego nie oddaje za bardzo.
(...)

nasz magistrat ma problem zeby kogos po smierci wyroznic a co dopiero za zycia



Mies - Wto Sty 23, 2007 6:32 pm
Tylko, ze to wszystko prawda co pisze Safin. To wielka szansa dla Katowic - ładne chodniczki to naprawdę drobiazgi przy tym, że mieszkają tutaj Górecki i Kilar. Miasto mogłoby urządzić im np. wielkie fety urodzinowe albo przeglądy ich twórczości (np w plenerze, w centrum, z wyjściem z tą muzyką na zewnątrz) i przy okazji pokazać: Tak TUTAJ, a nie w Krakówie czy Wawie mieszkają dwaj wybitni kompozytorzy europejscy. A dlaczego to takie ważne żeby zrobić to jak najszybciej? Np dlatego, że jeden urodził się w 1933, a drugi w 1932.



babaloo - Wto Sty 23, 2007 9:22 pm
Zgadzam się z Miesem, to jest bardzo dziwne, że nie robi się wielkich plenerowych imprez z muzyką tych kompozytorów. Jakby zrobic do tego jeszcze fajna oprawę to na pewno przyszliby nie tylko melomani ale też ludzie, którzy normalnie słuchaja innej muzyki. Może telewizja by to transmitowała. W końcu transmitowała nudne Ca ira Watersa to co dopiero taka muzykę



Mies - Wto Sty 23, 2007 9:30 pm
W Katowicach przecież uczył się Krystian Zimerman i mieszkał Szabelski ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Boles%C5%82aw_Szabelski ) ale kto to wie ...

Uszok pewnie nie.



Mies - Wto Sty 23, 2007 9:32 pm
Nawet na złość Sosnowcowi możnaby wykorzystać fakt, że wesele tu wyprawiał Kiepura.



babaloo - Wto Sty 23, 2007 9:36 pm

W Katowicach przecież uczył się Krystian Zimerman i mieszkał Szabelski ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Boles%C5%82aw_Szabelski ) ale kto to wie ...

Uszok pewnie nie.


Wie, wie. Zresztą, u nas jest troche imprez z muzyka poważną na wysokim poziomie (vide konkurs dyrygentów im. Grzegorza Fitelberga). Tylko, że one są robione na takie niszowo - snobistyczne. Gdzieś w filharmonii, GCK - starsze panie, starsi panowie ......



Safin - Śro Sty 24, 2007 2:35 am


PS: nie, nie zabraklo mi pozacu. Mam za to dużą ochote dać komuś po ryju.


swietnie ale co mnie to obchodzi?
na przyszlosc napisz do Gosi
http://milosc.bravo.pl/_ekspert/



Safin - Śro Sty 24, 2007 2:51 am
http://kilar.soundtracks.pl/bio.php

1992 roku Wojciech Kilar trafia do Hollywood. Wtedy to Francis Ford Coppola zaproponował mu napisanie muzyki do filmu "Dracula". Ścieżka ta odniosła wielki sukces, a kompozytor otrzymał za nią Nagrodę Amerykańskiego Stowarzyszenia Kompozytorów, Autorów i Producentów "ASCAP Award 1992" w Los Angeles oraz nagrodę Best Score Composer for a 1992 Horror Film w San Francisco. W 1995 pisze muzykę do filmu Romana Polańskiego "Śmierć i Dziewczyna", z Sigourney Weaver w roli głównej; a rok później komponuje do filmu "Portret Damy" w reżyserii Jane Campion. W 1999 roku, po raz kolejny współpracuje z Romanem Polańskim. Tym razem tworzy muzykę do horroru "Dziewiąte Wrota". Poza tym jego muzykę można usłyszeć w takich filmach jak: "Truman Show" (fragment z "Życie za życie") oraz "Miasto Aniołów".

Wojciech Kilar zawsze twierdził, że muzyka filmowa nie jest dla niego najważniejsza. Z różnych powodów odrzucał wiele ofert. W 1999 roku złożono mu propozycję napisania muzyki do "Władcy Pierścieni". Początkowo kompozytor podjął się tego zadania, przyjmując je bardzo entuzjastycznie. Zrezygnował jednak, po dostrzeżeniu ogromu pracy jaki go czekał. Zgodził się napisać muzykę tylko do pierwszej części sagi - to jednak nie odpowiadało producentom.

Obecnie Wojciech Kilar mieszka w skromnej willi pod Katowicami, gdzie znajduje potrzebną do pracy ciszę.




absinth - Śro Sty 24, 2007 8:31 am


PS: nie, nie zabraklo mi pozacu. Mam za to dużą ochote dać komuś po ryju.


swietnie ale co mnie to obchodzi?
na przyszlosc napisz do Gosi
http://milosc.bravo.pl/_ekspert/



Mies - Śro Sty 24, 2007 8:43 am

17 lipca 1932 roku-to moze przynajmniej my mu zróbmy jakis prezent od mieszkańców Katowic? Kupić kwiaty zbiorowo np...


Świetny pomysł Safin. A do tego czasu jeśli byłaby możliwość spotkania z kimś z UM warto byłoby o tym wspomnieć. Jeśli Katowice mają przełamać swój powszechnie znany wizerunek to wystarczy zwrócić uwage na to co w tym mieście jest już wartościowego, a nie rozmyślać jak od zera tworzyć jakąś przestrzeń kulturalną, której owocami można by się cieszyć najwcześniej za jakieś 5 lat.



jacek_t83 - Śro Sty 24, 2007 8:47 am


"Cała Polska tańczy w studniówkę do muzyki rodem z Katowic" -może tak się do was przebiję.

17 lipca 1932 roku-to moze przynajmniej my mu zróbmy jakis prezent od mieszkańców Katowic? Kupić kwiaty zbiorowo np...

Moze by tak UŚ poszedł w ślady UJ czy UW i nagrodził jakoś kompozytorów?

cokolwiek


popieram
co do wyndagrodzenia, to moze nasza Akademia Muzyczna przyznalaby mu doctor honoris causa ??



absinth - Śro Sty 24, 2007 9:24 am
no Akademia Muzyczna sposrod uczelni wydawalaby mi sie najbardziej odpowiednia

a z tym 17 lipca to jest swietny pomysl

lepszy od dawania w ryja



salutuj - Śro Sty 24, 2007 11:01 am
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



jacek_t83 - Śro Sty 24, 2007 11:09 am
ewentualnie mozna "lać w pysk"



Safin - Śro Sty 24, 2007 4:22 pm
wiedziałem że jakoś się w końcu do was przebiję

W całości zgadzm się z Miesem. Ale nie sadze, by urojone wizje opery Śląskiej wypaliły juz za 5 lat. Albo wizja Katowickiego centrum kongresowego- też super, ale znów powielamy ten sam schemat. Patrzymy się w przyszłość. I tylko tam. Dlatego mlodzi ludzie wyjeźdzają.
Sam argument, że taki wielki twórca jak pan Kilar, wybrał " z premedytacją" Katowice, jako swoje miasto, już brzmi dumnie. Dlaczego nie Paryż, NY, Wrocław?

Z kulturą "wysoką" w naszym mieście nie jest źle. Jest natomiast bardzo źle jeśli idzie o propagowanie tego faktu.

Katowice mogły by nazwać jakąś instytucję imieniem twórców, ulicę [3 maja ], szkoły. Oczywiście za zgodą i chęcią nobilata.

=======
Chciałbym by UM jasno określił kilka ścieżek promocji miasta. Na szybko wypisałbym kilka: a. Akademicki b. miejsce pracy i życia c. miejsce wypoczynku-koncerty, kluby, sporty d.kultura wysoka.
[narazie, ogólnopolsko bym nie promował tylko Szlaków zabytków techniki w Katowicach, czy czegoś w ten deseń-jeżeli wypaliłyby te a,b,c,d oczywiscie]



absinth - Śro Sty 24, 2007 4:42 pm
pomysl Miesa:

"wielkie fety urodzinowe albo przeglądy ich twórczości (np w plenerze, w centrum, z wyjściem z tą muzyką na zewnątrz) i przy okazji pokazać: Tak TUTAJ, a nie w Krakówie czy Wawie mieszkają dwaj wybitni kompozytorzy europejscy"

jest fantastyczny!!!

co do nazywania ulic itp

chcialbym zeby Geppert Mayer czy Bellmer mieli swoja ulice w Kato

pamietam jak w zeszlym roku sie tu produkowalem ze swoja ulice w Kato maja słowiki roslinki i inne zyjatka a nie ma jej noblistka urodzona w tym miescie

do dzis sie nic nie zmienilo...

ok ja rozumiem ze zmiana nazwy ulicy to sa koszty ale chcialbym przynajmniej uslyszec zapowiedz ze np ta droga majaca byc przedluzeniem grundmanna na poludnie bedzie ulica Marii Geppert Mayer



MarcoPolo - Śro Sty 24, 2007 5:48 pm
W pelni popieram zreszta temat jest walkowany juz od dawna.
Mies czy mialbys ochote uczestniczyc z nami w akcji ktorej efektem byloby
albo wymuszenie na UM promocji naszych slaw
albo w inny sposob doprowadzenie do wypromowania ich jako naszych?



absinth - Śro Sty 24, 2007 6:09 pm
wklejam wywiad z Wojciechem Kilarem z Rzeczpospolitej z marca ubieglego roku

Wojciech Kilar

Co by było, gdybym trafił gdzie indziej

Rozmowa z Wojciechem Kilarem

Wojciech Kilar otrzyma w środę tytuł Honorowego Obywatela Katowic. - Gdy otrzymałem tę informację, pomyślałem: dobrze, że są te Katowice, że były, że tutaj zamieszkałem, że na coś się tutaj przydałem - mówi światowej sławy kompozytor

Marcin Mońka: Pamięta Pan swój przyjazd do Katowic?

Wojciech Kilar, kompozytor: Przyjeżdżałem tu znaczenie wcześniej, niż zamieszkałem na stałe. Mój ojciec przez dwa lata po wojnie pracował w szpitalu w Zabrzu. Mieszkałem wtedy w Rzeszowie i często go odwiedzałem. Region znałem już od wczesnych lat powojennych i poznawałem szczegółowo - jeździłem tramwajem z Zabrza do Bytomia, po drodze oglądałem krajobraz kopalniano-hutniczy. Często też wspominam czas, gdy jeszcze jako dziecko czytywałem książki Morcinka. Śląsk z jego książek szalenie mnie fascynował. Gdy więc w 1948 roku przybyłem do liceum muzycznego w Katowicach, przyjechałem na Śląsk bardzo dobrze mi znany. Nie było to zresztą przeniesienie się do żadnej nieznanej ziemi - dookoła wszędzie spotykałem swoich rodaków ze Wschodu. Właściwie przeniosłem się z jednych Kresów na drugie, bo przecież zawsze cechą Kresów było współistnienie kultur.

Już w liceum miał Pan szczęście do wspaniałych pedagogów, zawiązywał Pan przyjaźnie...

- Od razu znalazłem się w znakomitym gronie, wśród młodych kompozytorów: Witolda Szalonka, Józefa Świdra czy Zdzisława Szostaka. Każdy wzajemnie cieszył się z sukcesów innych, pokazywaliśmy sobie utwory, dyskutowaliśmy o nich. Teraz świat się zmienił i pewnie trudno w to uwierzyć, nie było między nami żadnej rywalizacji. Jestem wdzięczny losowi, że tutaj mnie przywiódł, śląskie życie dobrze na mnie wpłynęło, nie tylko jako na kompozytora, ale i człowieka. Ten rys mniej lub bardziej jest widoczny wśród wielu naszych kompozytorów: pisaliśmy utwory zwrócone ku człowiekowi, a nie dla czystej chwały muzyki i eksperymentu.

Wyznał Pan kiedyś, że zawsze fascynował się Śląskiem.

- O Śląsku mam do powiedzenia same dobre rzeczy. Uważam go za piękny, choć to piękno jest bardzo specyficzne. I tą urodą Śląska byłem zafascynowany od dzieciństwa. Nie mogłem więc lepiej trafić. Gdy pojawił się ten tytuł honorowego obywatela, pomyślałem, że dobrze, że są te Katowice, że były, że tutaj zamieszkałem, że na coś się tutaj przydałem.

Nie zastanawia się Pan, jak potoczyłoby się Pańskie życie i twórczość, gdyby nie osiadł Pan w Katowicach?

- Oczywiście, że mogłoby być inaczej. Przecież tu poznałem swoją żonę, wtedy uczennicę liceum muzycznego. Całe moje życie osobiste mogłoby potoczyć się w innym kierunku, gdybym poznał osobę o innej wizji życia. Tak wiele zawdzięczam żonie, a z kolei żonę zawdzięczam Śląskowi. Aż strach pomyśleć, jak wszystko mogło wyglądać, gdyby nie ona. Czasem myślę z dreszczem przerażenia, co by było, gdybym trafił gdzie indziej.

Śląskość mnie ukształtowała także ze względu na jej powagę, pewną rezerwę w rozmaitych kontaktach. Widzę to na przykład wśród swoich kolegów: właściwie wszystko, co nas spotkało, odbywało się bez żadnych zabiegów, rozsyłania partytur, pisania listów. To w gruncie rzeczy także bardzo śląskie: wstyd przed reklamowaniem się. Te sukcesy kompozytorskie są wartościowe z tego względu, że decydowała o nich wyłącznie muzyka. W naszym tutaj środowisku myślimy, że to niezbyt eleganckie, by o coś specjalnie zabiegać. Zrozumiałem szybko tę śląską niechęć do pychy, a także powszedni samokrytycyzm.

Rozmawiał Marcin Mońka
Rzeczpospolita
25 marca 2006



Mies - Śro Sty 24, 2007 9:36 pm

W pelni popieram zreszta temat jest walkowany juz od dawna.
Mies czy mialbys ochote uczestniczyc z nami w akcji ktorej efektem byloby
albo wymuszenie na UM promocji naszych slaw
albo w inny sposob doprowadzenie do wypromowania ich jako naszych?


@Marco
Oczywiście. Bardzo chętnie wezmę udział w takiej akcji i postaram się pomóc jak będe mógł najlepiej.



SPUTNIK - Pon Sty 29, 2007 6:58 pm


Zanim nadeszły sowieckie tanki

Rozmawiał Krzysztof Karwat
2007-01-26, ostatnia aktualizacja 2007-01-26 13:27
Sławomir Idziak, znany operator, urodził się w Katowicach dwa dni przed wejściem Rosjan do miasta. Dramatyczne chwile wspomina jego matka Halina Holas-Idziakowa

fot. Andrzej Koniakowski
Halina Holas-Idziakowa w rozmowie z Krzysztofem Karwatem

fot. z archiwum Haliny Holas-Idziakowej
Sławomir Idziak - portret podwójny

fot. z archiwum Haliny Holas-Idziakowej
Leonard Idziak z dwudniowym Sławomirem na ręku. Na łóżku siedzi Halina Holas-Idziakowa z córeczką Wiesławą. Tego dnia do Katowic wkroczyły wojska sowieckie.
Foto-Holas znał każdy katowiczanin. Szyld przez dziesiątki lat stanowił jeden z najbardziej charakterystycznych znaków ulicy Staromiejskiej. Zakład fotograficzny powstał w tym miejscu w roku 1887, a zatem 120 lat temu! W okresie międzywojennym przejęło go małżeństwo Józefa i Karoliny Holasów. Po śmierci ojca współwłaścicielem została Halina Holas, która później przez długie lata zarządzała firmą wraz z mężem Leonardem Idziakiem.

Halina Holas-Idziakowa urodziła się w roku 1916 we Lwowie, ale od najmłodszych lat jest związana z Katowicami. W roku 1950 została przyjęta do Związku Polskich Fotografików i to ona organizowała Okręg Śląski. Poznała wówczas najwybitniejszych mistrzów polskiej fotografii - Jana Bułhaka, Leonarda Sempolińskiego i Edwarda Hartwiga. Odtąd rósł jej autorytet, tym bardziej że w młodości przebywała w Wiedniu, utrzymując bliskie związki z cenionym w całej Europie środowiskiem tamtejszych fotografików.

Jej mąż Leonard Idziak zaś był przed wojną współpracownikiem znanej firmy Schabenbeck w Zakopanem. Oboje zatem stanowili dla tworzących się w naszym regionie grup artystów, traktujących fotografię jako odrębną dziedzinę sztuki, punkt odniesienia i pewien wzorzec działania. Nie poddawali się ideologicznym nakazom (Leonard Idziak jako AK-owiec był szykanowany w okresie stalinizmu), choć z aparatami w ręku towarzyszyli przemianom społecznym, dokonującym się na Śląsku.

W latach 60. Idziakowie stali się pionierami barwnej fotografii reklamowej i użytkowej. Swoje prace prezentowali w kraju i za granicą, także w albumach i wydawnictwach artystycznych.

Leonard Idziak zmarł w roku 2001, zaś Halina Holas-Idziakowa do dziś zachowuje godną podziwu pogodę ducha i aktywność. Nadal uczestniczy w działaniach ZPAF-u, przychodzi na wernisaże i bierze udział w środowiskowych debatach.

Spadkobiercą tradycji artystycznych rodziny Holasów i Idziaków jest znakomity operator filmowy, także reżyser - Sławomir Idziak - syn Haliny i Leonarda, od lat pracujący głównie w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Współpracował m.in. z Andrzejem Wajdą, Krzysztofem Kieślowskim i Krzysztofem Zanussim. Ostatnio zakończył zdjęcia do filmu "Harry Potter i Zakon Feniksa". Parę lat temu był nominowany do Oscara (za "Helikopter w ogniu").

Sławomir urodził się w Katowicach 25 stycznia 1945 roku, niemal w przeddzień wejścia wojsk sowieckich. To okoliczności jego przyjścia na świat stanowią temat naszej rozmowy z Haliną Holas-Idziakową. Przez ten pryzmat widzimy kawałek Katowic, przygotowujących się do spotkania z Armią Czerwoną.

Rozmowa z Haliną Holas-Idziakową

Trudno sobie wyobrazić bardziej dramatyczne okoliczności niż te, które towarzyszyły narodzinom Pani syna, Sławomira. Chyba mieliście świadomość, że lada chwila mogą wkroczyć do miasta czerwonoarmiści?

- Rzeczywiście, wszyscy wiedzieliśmy, że będą to gorące dni. Próbowałam się do nich przygotować. Baliśmy się ataków bombowych, bo mieszkaliśmy blisko dworca kolejowego. Zeszliśmy do obskurnej piwnicy. Moi bliscy postawili łóżko, krzesła, jakieś miednice. Ale kiedy zobaczyłam te warunki, prowadząc za rękę moją pięcioletnią córeczkę, to się przeraziłam. Za naszą kamienicą, w oficynie, stał niski budynek drukarni, opuszczonej już tego dnia. Były tam również pomieszczenia biurowe. Poprosiłam o przeniesienie łóżka. No i stało się. Pojawił się na tym świecie Sławek, mój syn. Na szczęście bez komplikacji. Dziecko odebrała bardzo dzielna położna, która, mimo że wcześniej Rosjanie ostrzelali jej mieszkanie przy ulicy Kościuszki, przyszła do nas. Później wszystkie obowiązki spadły na mojego męża.

Pierwszych czołgów Pani nie widziała?

- Nie, bo nie wychodziliśmy z domu. Panowało bezkrólewie, Niemców już nie było, a Rosjan jeszcze nikt nie widział, tylko mówiło się, że są gdzieś pod Mysłowicami. Po paru dniach przenieśliśmy się do swojego mieszkania na drugim piętrze, tuż obok zakładu, przy Staromiejskiej 7. Niebawem doszło do dramatycznego zdarzenia. Drzwi były szklane, więc bez trudu rozpoznałam obcych żołnierzy. Chcieli wejść. Próbowałam rozmawiać, ale rozbili wystrzałami karabinowymi zamek i wdarli się do środka. Było ich trzech, pijanych do nieprzytomności. Zaczęli buszować po mieszkaniu. Byłam ciągle w szlafroku, z dzieckiem na ręku. Strzelali, puścili serię po klawiaturze fortepianu. Mieszkanie miało trzy wyjścia. Udało mi się uciec i zostawić dziecko u sąsiadów. Wróciłam i wypchnęłam męża. Nie wiem, skąd wzięłam tyle siły. "Szukaj ratunku" - zdążyłam tylko rzucić. W końcu też znalazłam się na ulicy, trzymając córkę za rękę. Zobaczyłam męża konferującego już z jakimś porucznikiem w polskim mundurze. Pierwsze pytanie: czy jesteśmy Polakami? Drugie: czy dziecko mówi po polsku? "Wyłącznie" - padła odpowiedź. "Należy nam się jakaś ochrona, w końcu weszliście do Katowic, do Polski" - przekonywaliśmy tego wojskowego, zresztą dobrze mówiącego po polsku. To go zmobilizowało, wziął ze sobą dwóch szeregowców i poszedł na górę. Rosjanie zorientowali się, uciekli kuchennym wyjściem. Ów porucznik złapał jednego z nich na podwórzu i postawił pod ścianą. "Nic się nie stało, żyjemy, a on jest bardzo pijany, niech go pan puści" - przekonywałam porucznika. No i puścił.

Widziała Pani pożary?

- Nie, choć informacje szybko docierały. Spłonęła kamienica, gdzie obecnie stoi Zenit. Tam były delikatesy. Rosjanie słusznie podejrzewali, że w piwnicach może być alkohol, a prądu nie było, więc posługiwali się otwartym ogniem. Ale to nie był wielki pożar. Wiem, bo w gaszenie zaangażowała się rodzina mego męża.

I pomógł obfity śnieg na dachach?

- Tak. Panował też ciężki mróz.

Mówiła Pani o dniach bezkrólewia, ale wcześniej podobno wszystko działało. Niemal do końca jeździły tramwaje, pracowała poczta, dzwoniły telefony, wychodziły gazety, funkcjonowały wodociągi...

- To prawda. Moja położna pracowała, kontaktowała się na przykład z doktorem Bańkowskim w szpitalu przy Raciborskiej, bardzo dzielnym człowiekiem, który do końca opiekował się kobietami i dziećmi.

Dlaczego ludzie nie wyszli na ulice z kwiatami, by witać Rosjan?

- Chodniki i ulice były zasypane wysokim śniegiem, poza tym front w powszechnym przekonaniu zawsze niesie zagrożenie. Panował ogromny stres i niepokój.

Administracja niemiecka i mundurowi opuścili miasto. Nie czuliście ulgi?!

- Nie, raczej napięcie, na frontowców nikt nie czekał z otwartymi ramionami, tym bardziej że po przekroczeniu granic Śląska puszczeni byli samopas. Wiadomo było, że strasznie piją i strzelają. Ten czas niepokoju trwał dość długo. Wieczorem nikt, kto nie musiał, nie wychodził na ulicę. Nie było jasne, czym się taki spacer może zakończyć. Nie było energii, brakowało wody, nie działała komunikacja. Pieniądze nie miały żadnej wartości.

Jak normalizowała się sytuacja? Czy mogliście w końcu bez przeszkód uruchomić swój zakład fotograficzny?

- Znaleźliśmy się w dość dobrej, nawet wyjątkowej sytuacji, bo Rosjanie chętnie się fotografowali. Płacili chlebem, czasem mąką bądź cukrem. Żywność zastępowała pieniądze. Kiedy musiałam pójść z niemowlęciem do lekarza, to pod pachą niosłam właśnie chleb. Karmiłam rodzinę, krewnych, znajomych, liczny personel, nawet obcych. Zakład i mieszkanie były obszerne. Na łóżkach polowych rozkładało się wielu ludzi. Dla jednych był to przystanek w ich wędrówce po kraju, dla innych tymczasowa przystań. Koczowali, póki nie znaleźli czegoś dla siebie.

Chronił Was zawód...

- Tak, jak w czasie okupacji. Mimo że nie przyjęliśmy volkslisty, mieliśmy przepustki do Generalnej Guberni i - co było bardzo ważne - mogliśmy pracować. Oczywiście, zakład przejęli Niemcy. Był kierownik i pani przyjmująca zamówienia. Ale udało się utrzymać dobre układy.

Katowice były wtedy bardzo wymieszane narodowościowo, później zresztą też.

- To był typowy pas przygraniczny. W latach 30. do naszego zakładu codziennie dojeżdżały dwie panie z Bytomia. Oczywiście, musiały mieć stosowne przepustki i pozwolenia na pracę.

Niemki? Polki? Ślązaczki?

- Powiedzmy - Ślązaczki. Co tam komu w duszy grało, można było wiedzieć tylko wtedy, gdy się z kimś bliżej i dłużej obcowało. Bywało różnie... Oto przykład, bodaj z sierpnia roku 1939. Zostaliśmy zaproszeni do katowickiego radia, by omówić jakieś tam nasze prace. Zobaczyłam wtedy grupę stojących mężczyzn, z Ligoniem w środku. Podchodząc, dostrzegłam z boku pewnego pana, o którym wiedziałam, że był narzeczonym naszej dobrej znajomej, że właśnie wyniósł się z Polski i miał prohitlerowskie sympatie. Stał przy samochodzie. Znałam Ligonia i ostrzegłam go, by budynek opuścił tylnym wyjściem. Tak też zrobił. Potem, już po wybuchu wojny, ten człowiek zjawił się w zakładzie i wypytywał mnie o Ligonia. Wiedziałam więc, że się nie pomyliłam.

Czy to było wyzwolenie?

W poniedziałek 29 stycznia o godzinie 18.30 w chorzowskim Teatrze Rozrywki, w ramach cyklu "Górny Śląsk - świat najmniejszy", odbędzie się pokaz filmu dokumentalnego "Końca wojny nie było". Po nim - debata pod hasłem "Czy to było wyzwolenie? Rok 1945. Fakty i dokumenty". Gościem specjalnym będzie Halina Holas-Idziakowa.

Ponadto w debacie udział wezmą: reżyser filmu Wojciech Sarnowicz, współscenarzysta Krzysztof Karwat oraz historyk Zygmunt Woźniczka - profesor Uniwersytetu Śląskiego. Partnerem jest gliwicki Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej.

http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3505 ... &startsz=x



absinth - Nie Lut 04, 2007 7:42 pm


Nazwa ulicy i strona internetowa dla noblistki z Katowic

Nazwa ulicy i strona internetowa poświęcona Marii Goeppert-Mayer, noblistce z Katowic, to najnowsze inicjatywy Liceum im. Kopernika. - Mało kto wie, że ta wybitna postać mieszkała w naszym mieście. Chcemy to zmienić - mówią uczniowie.

O tym, że laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki żyła w Katowicach, świadczy jedynie tablica na elewacji domu przy ul. Młyńskiej, w którym mieszkała. - Mało kto z przechodniów ją zauważa. Kilka lat temu apelowałem do władz miasta, by nazwisko uczonej uhonorować jeszcze w inny sposób, ale pozostało to bez echa - mówi dr Piotr Grainer, historyk, autor jedynej polskiej publikacji poświęconej Marii Goeppert-Mayer.

Kilka miesięcy temu nauczyciele Liceum im. Kopernika postanowili nagłośnić historię noblistki. - Osobowością, życiorysem uczonej chcieliśmy zainteresować młodych ludzi. To oni mają zadecydować, czy warto taką wiedzę przekazać dalej - tłumaczy Bożena Kubiak, nauczycielka języka angielskiego.

17-latki Ania Chwastek i Kamila Cag o tym, że ktoś taki mieszkał w Katowicach, dowiedziały się dopiero w szkole. Podobnie pozostali uczniowie.

- Zaczęłyśmy czytać, gromadzić informacje. Okazało się, że Goeppert-Mayer nie tylko siedziała przy książkach i w pracowni. Była kobietą piękną, bardzo towarzyską, hodowała orchidee. Była Niemką, ale bardzo przywiązaną do Śląska. W Stanach Zjednoczonych, dokąd wyjechała i gdzie zmarła, zdolne fizyczki dostają stypendium jej imienia. Na planecie Wenus jest też krater jej imienia. Niestety, u nas po takiej postaci nie ma śladu, a przecież to tak, jakby w naszym mieście urodziła się Skłodowska - mówią uczniowie.

Udało się im nawet skontaktować z synem noblistki, który jest profesorem ekonometrii i mieszka na wyspie Guam. - Zięć uczonej jest astronomem, a w Niemczech żyje jej kuzyn, też fizyk. Cała rodzina noblistki to osoby wykształcone. Jej dziadek założył ogród botaniczny we Wrocławiu, a ojciec jako lekarz ratował dzieci w czasie epidemii zapalenia opon mózgowych na początku ubiegłego stulecia - wylicza Helena Lesz, uczennica.

W przyszłym tygodniu szkoła zaprezentuje zebrane informacje. - Wszystkie będą umieszczone na stronie internetowej. Uczniowie złożą też w radzie miejskiej wniosek o nadanie jednej z ulic imienia noblistki - mówi Kubiak.

Kim była noblistka?

Maria Goeppert-Mayer urodziła się w 1906 r. Nagrodę Nobla otrzymała 57 lat później. Doktorat zrobiła z fizyki kwantowej. Zajmowała się przede wszystkim teorią jądra atomowego. Przez niemal całe życie wykładała na amerykańskich uczelniach. Zmarła w 1972 roku w Kalifornii.

Anna Malinowska
2007-02-04, ostatnia aktualizacja 2007-02-04 18:55

===============================================

brawo za inicjatywe!!



babaloo - Nie Lut 04, 2007 7:50 pm
Odnoszę wrażenie, że w dość krótkim czasie znacząco zmieniło się podejście katowiczan (może również miast ościennych) do miasta. Coraz więcej ludzi się interesuje miastem (nie tylko historią) i coraz większej ilości osób na nim zależy.



salutuj - Nie Lut 04, 2007 10:02 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



babaloo - Nie Lut 04, 2007 10:07 pm
Jak się o czymś za dużo gada, to ludzie nie chcą tego słuchać. Trzeba to umiejętnie przemycać ...

Już wyobrażam sobie tłumy neofitów fundamentalistów



salutuj - Nie Lut 04, 2007 10:24 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



absinth - Sob Lut 17, 2007 9:48 am


Kazimierz Kutz na pomnik!

Jak się postaramy, to z Katowic zrobimy Wrocław - zapowiedział senator Kutz. W piątek skończył 78 lat
Jubileuszową fetę zorganizowano w katowickim Teatrze Śląskim. Kutz zasiadł, jak co roku, w ogromnym fotelu. Obok niego przycupnęli niczym giermkowie prowadzący: dziennikarz Maciej Szczawiński i aktor Wiesław Sławik. - Jak dożyję stówy, to państwo nie przeżyjecie tylu takich imprez - żartował z publicznością rozbawiony laureat.

Krystyna Szaraniec, dyrektorka teatru, prosiła: - Niech pan nam żyje i nigdy się nie zmienia.

- Jest pan jak Ziętek naszych czasów, nasz generał marszałek Kutz - dodał Sławik.

Zaniepokojony celebrą Kutz przestrzegł: - Tylko nie przesolcie tej wodzionki.

Szybko przejął inicjatywę i ze swadą snuł opowieść o swoim Śląsku. Nie narzekał: - Ślązacy wygrają. Już nie chcą siedzieć na grubie, biorą sprawy w swoje ręce i wyjeżdżają do Irlandii. Tam zbiorą doświadczenia i - mocno w to wierzę - wrócą! Wygrają, bo są przyzwoici, pracowici i przywiązani do swojej ziemi. A za 10, 15 lat to będzie normalny kraj, tylko musi umrzeć głupota polityków.

Kilka miłych słów usłyszał Piotr Uszok, prezydent Katowic. - Ten górnik, który został samorządowcem, coraz lepiej rządzi miastem. Jak się postaramy, to z Katowic zrobimy Wrocław - zapowiedział senator. Goście szeptali: - Jak powie, tak się stanie.

Gdy jednak prezydent wręczał mu kwiaty, zapytał bezceremonialnie: - No to kiedy pan ten drugi teatr zbuduje?

Uszok, niezmieszany, odpowiedział: - Za trzy lata będzie remont sceny w Pałacu Młodzieży, a w dalszej przyszłości scena przy nowym Muzeum Śląskim.

- Hmmm, czyli nic się nie zmieni. Muszę pana mocniej dociskać - westchnął Kutz.

Najwięcej było jednak wspomnień.

Jak w wieżowcu przy ul. Żwirki i Wigury dostał mieszkanie po Gustawie Holoubku, to tutaj schodziła się katowicka bohema, dyskutowano i bawiono się, a mały Gabriel, pierwszy syn senatora, jeździł między pisarzami i malarzami na rowerku.

Jak na scenie Teatru Śląskiego wystawił "Zapach dojrzałej pigwy", a w roli głównej wystąpiła Iwona Świętochowska, przyszła żona: - Miałem trzy małżonki. Pierwsza była ode mnie młodsza o osiem lat, druga o 18, a trzecia o 28. I dzięki Bogu z tą trzecią żyjemy szczęśliwie do dziś - mówił, uśmiechając się do żony siedzącej w pierwszym rzędzie.

Jak partia doprowadziła do zdjęcia z afisza jednej ze sztuk: - Domyślili się, że to satyra na Zdzisława Grudnia [pierwszy sekretarz partii komunistycznej w województwie - przyp. red.]. Więc zakazali sprzedaży biletów na spektakl, a potem powiedzieli, że jak sala jest pusta, to koniec ze spektaklem - opowiadał.

Szczawiński pytał: - Skąd pana zamiłowanie do poezji?

Kutz: - Zawsze miałem cug do dziewcząt, a one kochają poezję.

Szczawiński: - Jak być wolnym?

Kutz: - Wystarczy rano spojrzeć do lustra, zapytać, czy nie jestem idiotą, i zaprzeczyć. A wieczorem na pytanie "czy dobrze spędziłem ten dzień", odpowiedzieć "tak, dobrze". I rozejrzeć się po domu. Całe życie staram się sprostać: sobie, odpowiedzialności, żonie, dzieciom. I nie dać się. To najlepsze, co mogę poradzić.

Obruszył się tylko, gdy usłyszał, że w radiu ktoś rzucił pomysł, by na katowickim placu Wolności zamiast pomnika Ronalda Reagana [zaproponowała to grupa katowiczan, którzy żądają usunięcia cokołu z polskim i radzieckim żołnierzem - przyp. red.] postawić pomnik Kazimierza Kutza. - Daliby spokój tym radzieckim żołnierzom. A zamiast mnie, niech tam postawią sobie Johna Wayne'a - zaproponował.

Najpiękniejszy prezent senator dostał od własnej żony. Iwona Kutz, w pięknej czarnej kreacji, zaśpiewała "Tango Kat" z Kabaretu Starszych Panów: - "Katuj! Tratuj! Ja przebaczę wszystko ci jak bratu. Męcz mnie! Dręcz mnie, Ręcznie! Smagaj, poniewieraj, steraj, truj!".

A potem obiecała, że jednak "Miłość ci wszystko wybaczy" i wręczyła mężowi czerwoną różę. Wyciągnęła ją wprost z... czerwonej podwiązki.



jacek_t83 - Wto Mar 20, 2007 5:04 pm
Henryk Mandelbaum
ostatni zyjacy czlonek Sonderkommando KL Auschwitz-Birkenau.
urodzil sie 12.15.1922 w Olkuszu, ale rodzina przeniosla sie do Bedzinia. w '40 trafil wraz z rodzina do getta w Dabrowie Gorniczej a potem do Sosnowca. od kwietnia 44 do stycznia 45 pracowal w Sonderkommando.
obecnie mieszka w Gliwicach.



salutuj - Nie Mar 25, 2007 1:01 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



Mies - Nie Mar 25, 2007 2:17 pm
Tadeusz Michejda - a to dobre!



jacek_t83 - Pon Mar 26, 2007 6:40 pm
a na kogo zaglosowali czlonkowie SMM?? i dlaczego??

Mies a Ty na kogo??

informacje zostana wykorzystane w artykule ostrzegam



babaloo - Pon Mar 26, 2007 8:06 pm
Nie będę oryginalny. Na Michejdę. To jest ukłon ode mnie dla całej katowickiej moderny. Rzecz unikatowa a ciągle traktowana "z pewną taką nieśmiałością". Poza tym architektura bywa traktowana jako sztuka mało artystyczna, nie opiekuje się nią nawet żadna muza . A mnie oglądanie dzieł architektonicznych sprawia radość. No ale poza powyższymi ukłonami, to także nagroda dla samego Michejdy. Za ilość i jakość



jacek_t83 - Pon Mar 26, 2007 8:28 pm
Dzieki bardzo ladna wypowiedz. i juz wiecej nie chce wykorzystam ta



absinth - Pon Mar 26, 2007 10:25 pm
ja sie waham miedzy Michejda a Duda Graczem
a przy okazji licze, ze i Schayer kiedys bedzie



Mies - Wto Mar 27, 2007 7:03 am

Mies a Ty na kogo??


Ha pytanie! Już i tak jestem zszokowany że jest kandydatem. Jakby jego kandydatura została zaakceptowana to idąc za ciosem powinien być wkrótce też Schayer i Kozłowski!



Bruno_Taut - Wto Mar 27, 2007 11:41 am
Dlaczego nie dziwi mnie brak w gronie dotychczas nominowanych Bellmera, Gruenfelda, Nottebohma, czy Meistera?



MarcoPolo - Wto Mar 27, 2007 11:49 am

ja sie waham miedzy Michejda a Duda Graczem
a przy okazji licze, ze i Schayer kiedys bedzie


tez sie waham miedzy nimi.
O ile mysle ze Duda zostanie wkrotce za pomoca roznych inicjatyw skomercjalizowany i zajmie godne miejsce, to nasi modernisci sa na razie bardzo niszowo znani.



Bruno_Taut - Wto Mar 27, 2007 12:08 pm
Duda-Gracz będzie wkrótce patronem jednej z katowickich ulic.

Co z ludźmi kultury sprzed magicznej daty 1922, która dla niektórych wyznacza początek istnienia Katowic?



Mies - Wto Mar 27, 2007 12:24 pm
Tak przy okazji. Czy Bellmer stworzył jakieś dzieło mieszkając w Katowicach?



Bruno_Taut - Wto Mar 27, 2007 12:33 pm
Nie kojarzę. Na pewno stworzył w Pokoju, też na Górnym Śląsku.



jacek_t83 - Wto Mar 27, 2007 5:44 pm
o tak Grunfeld jak najbardziej :D:D:D:D
byla by okazja znowu Izraelczykow zaprosic :D:D

a tak btw:
z dedykacja dla babaloo i Maara -> http://www.wiadomosci24.pl/artykul/kato ... 23089.html



babaloo - Wto Mar 27, 2007 6:14 pm
Czuję się zaszczycony. Miałem okazję zaimponować żonie



salutuj - Wto Mar 27, 2007 8:01 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



Safin - Śro Kwi 25, 2007 6:33 pm
SYLWETKI. Wojciech Kilar

Tu żyje się poważniej

Bogumiła Mika

Śląskowi zawdzięczam to, że moja muzyka sięga do korzeni polskości. Tu mam komfort pracy, a dwie katowickie orkiestry dają mi możliwość wykonania utworów - mówi Wojciech Kilar.

Kilar mieszka w trzypokojowym domku kwaterunkowym na Brynowie. Ma mnóstwo książek, zwłaszcza o górskiej tematyce. Kolekcjonuje też pudełka z zapałkami, ma imponujące zbiory z całego świata.

Kilar mówi: - Mieszka mi się tutaj bardzo wygodnie. Choć okna mojej pracowni wychodzą na ruchliwą ulicę Kościuszki, to przyzwyczaiłem się do hałasu, przejeżdżających tramwajów. Zawsze lubiłem głosy. Ruch przypomina mi, że obok moich nutek życie w świecie toczy się nadal.

Kilar jest cenionym polskim kompozytorem, laureatem licznych prestiżowych nagród, przez wiele lat był prezesem katowickiego Oddziału Związku Kompozytorów Polskich. Jego najsłynniejsze dzieła to: "�Krzesany", "�Kościelec 1909", "�Exodus", "�Angelus". Kilar tworzy też muzykę do filmów K. Zanussiego, F. F. Coppoli, J-C. Van Damme'a.

Urodzony w 1932 roku we Lwowie, Kilar już 47 lat mieszka w Katowicach. Wybrał to miasto dlatego, że właśnie tu istniało pierwsze, jedyne w Polsce liceum muzyczne. W liceum poznał swoją późniejszą żonę, pianistkę.Dziś mówi: - Tu się świetnie czuję.Na Śląsku poważniej się żyje. Odpowiada mi tutejszy, nienonszalancki stosunek do pracy.

Kilar wyznaje: - Nie jestem producentem muzyki. Piszę tylko wtedy, gdy czuję, że mam coś do powiedzenia. Nawet z propozycji filmowych wybieram, przeglądam. Ostatnio odrzuciłem propozycję muzyki do 30-sekundowego filmu reklamowego, która nadeszła z Ameryki. Miałem otrzymać 75 tys. dolarów, a mimo to czułem, że nie powinienem się zgodzić.

5 września 1995



Safin - Śro Kwi 25, 2007 6:34 pm
MARIA GOEPPERT-MAYER. Wśród trojga noblistów z Górnego Śląska jest katowiczanka

Noblistka z Młyńskiej

Opracowała DLC
Na podstawie biografii "Maria Goeppert-Mayer. Katowicka laureatka Nagrody Nobla"
pióra Piotra Greinera, historyka z Uniwersytetu Śląskiego


Była drugą w historii kobietą, która otrzymała Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki (po Marii Skłodowskiej-Curie). Badania urodzonej w Katowicach uczonej przyczyniły się do rozwiązania tajemnic atomu.

Maria Goeppert-Mayer wywodziła się z rodziny niemieckiej od pokoleń związanej ze Śląskiem. Wśród jej krewnych było wielu lekarzy, prawników, uczonych i profesorów wyższych uczelni. Pradziad Marii był jednym z największych uczonych śląskich ubiegłego stulecia. Założył Muzeum Botaniczne we Wrocławiu, był dyrektorem Ogrodu Botanicznego. W 1848 roku udowodnił, że węgiel kamienny powstał z roślin lądowych pod wodą w warunkach ograniczonego dostępu powietrza. Dziadek był wyższym urzędnikiem w Ministerstwie Kultury w Berlinie, ojciec Fryderyk - lekarzem.

W 1900 roku osiedlił się w Katowicach, gdzie prowadził gabinet pediatrii przy ulicy Warszawskiej 1. Ożenił się z córką profesora gimnazjalnego Marią Wolff. Fryderyk Goeppert zapisał się w pamięci katowiczan zasługami w zwalczaniu epidemii zapalenia opon mózgowych wśród dzieci, która wybuchła w zimie 1905 roku. Wówczas odkrył nową, fizjologiczną metodę leczenia tej choroby.

Wraz z żoną mieszkał przy ulicy Młyńskiej 5, gdzie 28 czerwca 1906 roku urodziła się przyszła noblistka.

Maria Goeppert-Mayer była - jak to wynika z relacji znających ją ludzi - bardzo piękną i czarującą kobietą.Skończyła studia matematyczne i fizyczne w Getyndze, wyszła za mąż za amerykańskiego chemika Joe Mayera i z nim wyjechała w 1930 roku do Stanów, gdzie w środowiskach naukowych panowały nastroje antyfeministyczne. Wiele lat minęło, zanim zaczęto cenić jej naukowe umiejętności. Długo nie mogła otrzymać etatu na uczelni i pracowała jako wolontariuszka. Dopiero rządowy plan prac nad realizacją bomby atomowej pod koniec 1941 roku zapewnił jej zatrudnienie. Po ataku jądrowym na Japonię uczona zrezygnowała z udziału w tym programie badawczym. W 1946 roku została profesorem Uniwersytetu w Chicago i rozpoczęła badania nad budową atomu. Za stworzenie powłokowego modelu jądra atomowego otrzymała w 1963 roku Nagrodę Nobla. Była wówczas 57-letnią kobietą z wyraźnymi śladami paraliżu lewej strony ciała (wynik przebytego kilka lat wcześniej wylewu krwi do mózgu). Ciężki atak serca, któremu Maria uległa w grudniu 1971 roku doprowadził do jej śmierci 20 lutego 1972 roku. Jest pochowana na cmentarzu El Camino Memorial Park w San Diego.

Maria Goeppert-Mayer spędziła w Katowicach zaledwie trzy pierwsze lata swego życia, bowiem jej ojcu po odkryciu wspomnianej metody leczenia zapalenia opon mózgowych zaproponowano objęcie katedry pediatrii Uniwersytetu w Getyndze. Do Katowic nigdy już nie powróciła. Jednak o swej �"małej ojczyźnie" nigdy nie zapomniała. Po wojnie organizowała w Stanach pomoc humanitarną dla uchodźców ze Śląska oraz wsparła swoim autorytetem utworzoną w 1964 roku w Pensylwanii organizację Górnoślązaków - World Association of Upper Silesians - której program głosił wspólnotę losów Górnoślązaków polskiego i niemieckiego pochodzenia. Będąc w Warszawie w 1967 roku, jako amerykański gość honorowy obchodów setnej rocznicy urodzin Marii Skłodowskiej-Curie, mówiła o zamiarze odwiedzenia swego rodzinnego miasta. Były to jednak czasy, w których z jednej strony przepisy amerykańskie ograniczały kontakty fizyków atomistów z krajami komunistycznymi (więc udział w uroczystościach warszawskich i tak był już dużym ustępstwem), z drugiej strony trwała zmowa milczenia nad wielokulturowością Śląska, a ówczesne władze z racji niemieckiego pochodzenia Marii Goeppert-Ma-yer wolały nie przyjmować do wiadomości, że z Katowic wywodzi się jedna z największych uczonych świata.

Dopiero 28 czerwca tego roku na ścianie jej rodzinnego domu przy ulicy Młyńskiej 5 wmurowano pamiątkową tablicę.Imieniem Marii Goeppert-Mayer nazwana będzie też jedna z sal wykładowych Wydziału Fizyki Uniwersytetu Śląskiego.

Strona tytułowa | Poprzednia strona | Następna strona

5 września 1995



salutuj - Śro Kwi 25, 2007 6:43 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



SPUTNIK - Śro Kwi 25, 2007 9:57 pm

Gdzie jest ulica tej pani?

link



d-8 - Czw Kwi 26, 2007 4:57 am

Gdzie jest ulica tej pani?

w Monachium na przyklad



jacek_t83 - Pią Maj 11, 2007 7:59 pm


"Górnośląski Tacyt" 2007
11.05.2007.

Dnia 16 maja 2007, o godzinie 17.30 w pałacu w Nakle Śląskim w powiecie tarnogórskim odbędzie się uroczystość wręczenia Nagrody im. ks. Augustina Weltzla "Górnośląski Tacyt".

Nagroda została ustanowiona przez Ruch Autonomii Śląska w celu uhonorowania wysiłków badaczy i popularyzatorów dziejów Górnego Śląska. Przyznawana jest w dwóch kategoriach: badacz i popularyzator. Jej patronem jest wieloletni proboszcz parafii w Tworkowie, ks. Augustin Weltzel (1817-1897), uznawany za pioniera górnośląskiej historiografii, nazywany Górnośląskim Tacytem. W bieżącym roku nagroda w formie statuetki zaprojektowanej przez Augustyna Dyrdę przyznana zostanie po raz pierwszy.

Kapituła nagrody złożona z naukowców z uniwersytetów w Katowicach i Opolu wyłoniła dwoje laureatów. W kategorii badacz uhonorowana zostanie prof. Ewa Chojecka, wybitny historyk sztuki, redaktor syntezy „Sztuka Górnego Śląska od średniowiecza do końca XX wieku”. W kategorii popularyzator statuetkę otrzyma Henryk Waniek, malarz i pisarz, autor powieści „Finis Silesiae.



maciek - Nie Maj 13, 2007 11:42 am
Rozmawiałem z przedstawicielami pewnej grupy kabaretowo-teatralnej, pochodzącej z Katowic, którą można zobaczyć codziennie w telewizji. Wiadomo o kogo chodzi. Otóż gdy otrzymali prestiżową nagrodę im. L. Schillera, przyznawaną przez Związek Artystów Scen Polskich, nikt z UM nawet im nie podziękował, pogratulował, po prostu cisza. Jest to znamienne dla właśnie naszego słabego UM. To samo było z Dudą-Graczem.



salutuj - Nie Maj 13, 2007 11:44 am
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



absinth - Nie Maj 13, 2007 12:06 pm
takie rzeczy trzeba za kazdym razem naglasniac

coz kropla drazy skale...

choc moze czasem do drazenia skaly lepiej uzyc dynamitu...



Kris - Śro Maj 30, 2007 7:30 pm
Janosch już nie pisze

Horst Eckert, znany czytelnikom jako Janosch, autor "Cholonka czyli dobrego Pana Boga z gliny" i bajek dla dzieci o tygrysku i misiu nie będzie już więcej pisał książek.
Poinformował o tym w czasie dzisiejszej konferencji prasowej w Gliwicach, która była pierwszym punktem jego wizyty w rodzinnych stronach.


Horst Eckert, znany czytelnikom jako Janosch nie będzie już więcej pisał książek

Moje wydawnictwo "Diogenes ferlag" ze Szwajcarii sprzedało prawa do moich książek teraz i w przyszłości za 8 milionów franków szwajcarskich. Bez mojej wiedzy. Czyli tak naprawdę za wszystko co bym napisał w przyszłości nie dostałbym ani feniga. Można o tym powiedzieć, że jest to przestępstwo gospodarcze. Na drodze sądowej nie da się na razie nic zrobić, bo musiałbym opłacić koszty sądowe w wysokości około 5-ciu milionów. Jeżeli nie będzie tego można w jakiś sposób uregulować, ja nie będę już pisał książek. Będę tylko malował.

Janosch podczas swej trzydniowej wizyty w Polsce uczestniczyć będzie w spotkaniach autorskich między innymi w Katowicach, Opolu i Krakowie. Jutro w Zabrzu weźmie udział w uroczystości nadania jego imienia tamtejszemu przedszkolu nr 28.

PR KATOWICE

http://ww6.tvp.pl/2859,20070530505127.strona



brysiu - Pon Cze 04, 2007 6:34 pm
pisze o tym z niejakim sentymentem:

50. urodziny Tomka Wilmowskiego
Patrycja Karwicka
2007-06-04, ostatnia aktualizacja 2007-06-04 12:40

Bohater znanego cyklu powieści dla młodzieży ma już 50 lat. Jego przygody pojawiały się w wielu zakątkach świata, ale powstawały w jednym - w Katowicach.
Popularność pierwszej części przygód Tomka przerosła oczekiwania Szklarskiego
Australia, Brazylia, Indie, Meksyk, Nowa Gwinea to tylko niektóre kraje, jakie odwiedzał nastoletni Wilmowski. Sam pisarz Alfred Szklarski nigdy w tych państwach nie był. Znał dobrze jedynie Stany Zjednoczone. Tam się urodził i spędził dzieciństwo. Kłopoty ze zdrowiem sprawiły, że świat zwiedzał, studiując mapy i zaczytując się w literaturze podróżniczej. Choroby trapiące go od wielu lat były skutkiem udziału w powstaniu warszawskim. Pięcioletni pobyt w więzieniu stalinowskim również nie pozostał bez wpływu. Raz - jedyny - pisarz udał się z rodziną do Egiptu. Nadwyrężyło to szwankujące już płuca. Zresztą Szklarski doświadczył nad Nilem przygody na miarę bohatera swoich książek. Przed bramą cmentarza, który pragnął zwiedzić, został zaczepiony przez sympatycznego Araba. Wdał się z nim w pogawędkę i został poczęstowany zatrutymi daktylami. Resztę wakacji spędził w szpitalu.

Tomasz w tomach

Powieściowy Tomek Wilmowski przyszedł na świat w Katowicach przy ulicy Jordana. Jego pojawienie się zwiastował całonocny stukot maszyny do pisania. - Najpierw było namiętne palenie fajki i wylegiwanie się na tapczanie. Ten widok był mylący. My wiedzieliśmy, że ojciec właśnie w ten sposób ciężko pracuje - mówi Bożena Szklarska-Nowak, córka Alfreda. - Gdy zamieniał tapczan na biurko, miał już całą powieść w głowie. Pisywał nocami. W ciągu dnia nie mógłby tworzyć, bo pracował na pełnym etacie jako sekretarz wydawnictwa Śląsk.

Pisarz umieścił Tomka w Warszawie u wujostwa Karskich. Na krótko. Tomek po kilkunastu stronach został wysłany pod opiekę ojca, by łowić dzikie zwierzęta. Podróżował więc po całym globie i docierał w miejsca trudno dostępne dla białych. Odtąd przez dziewięć tomów nastoletni, a potem dorosły Wilmowski będzie wzbudzać wśród czytelników tęsknotę za dalekimi stronami. Dla wydawnictwa Śląsk będzie stanowić podporę finansową. Gdy któreś z tytułów słabo się sprzedawały, ratowano się wznowieniami "Tomków". Obecnie serię tę wydaje warszawska Muza. Najnowsze wznowienie piątego tomu - już trzynaste! - ukazało się miesiąc temu.

Pierwsza część powstała w 1957 r. Była to powieść "Tomek w krainie kangurów". Jej popularność przerosła oczekiwania autora. Dotychczas książki Szklarskiego, drukowane w większości pod pseudonimem, nie były zauważane przez czytelników i krytykę. Utwór z wartką akcją w egzotycznych plenerach spodobał się na tyle, że wydawnictwo zaproponowało napisanie dalszego ciągu. Ukazały się więc: "Tomek na Czarnym Lądzie", "Tomek na wojennej ścieżce", "Tomek na tropach Yeti", "Tajemnicza wyprawa Tomka", "Tomek wśród łowców głów", "Tomek u źródeł Amazonki", "Tomek w Gran Chaco".

I pomyśleć, że pisarz - znużony pisaniem kolejnej części - chciał swego bohatera uśmiercić! Syn Tomka - kontynuator przygód - miał polec w powstaniu warszawskim. Zamysł się nie udał - za sprawą oczekiwań czytelników i presji wydawnictwa. Termin zgonu podróżnika od trzeciego tomu systematycznie przesuwano.

Pracę nad następną książką przerwała nagła śmierć pisarza. Ostatnią, dziewiątą część - "Tomek w krainie faraonów" - kończył ks. Adama Zelga. Nowy autor znał zamysł Szklarskiego, plan fabuły, miał dostęp do zebranych przez niego materiałów. - To był wielbiciel powieści ojca. Odwiedzał nas w każde wakacje. Przesiadywał całymi popołudniami z ojcem w gabinecie. Szybko stał się kimś w rodzaju przyjaciela domu - wspomina Szklarska-Nowak. Ów wielbiciel został felietonistą sportowym i kapelanem reprezentacji Polski w piłce nożnej za kadencji Engela. Mimo napisania kilku książek dla dzieci i młodzieży do tworzenia dalszych "Tomków" nie wrócił. Mówi nam: - Seria tych powieści na zawsze winna wiązać się jedynie z nazwiskiem Szklarskiego. Takie jest zdanie rodziny i ja się do niego przychylam. W mojej książce "Piłka jest okrągła" główny bohater zaczytuje się w Szklarskim. Sentyment działa.

Wychowuje i uczy

Wilmowski jest prawy i szlachetny. Zawsze staje po stronie dobra i broni poszkodowanych. Towarzyszy mu ciągły głód poznania. Zadaje setki pytań, co dla towarzyszących mu dorosłych bywa męczące. - Jest upierdliwy - stwierdziły dosadnie dzieci z jednej ze szkół ("Tomek" został umieszczony w kanonie lektur). Owo naprzykrzanie się czyni z niego postać bliższą życia, mniej wyidealizowaną. Szklarskiemu za to pozwala w odpowiedziach dorosłych przemycać informacje rodem z podręcznika historii, biologii czy geografii. Ładunek treści dydaktycznych jest tu spory. Jeśli Wilmowski chce dokuczyć lizusowi podczas odpowiedzi, wrzucając mu za koszulę chrząszcza, bądźmy pewni, że pojawi się przypis: "Jelonek rogacz (Lucanus cervus) jest najokazalszym gatunkiem chrząszczów naszych krajowych lasów, głównie dębowych...". - Mąż przykładał ogromną wagę do realiów przyrodniczych i kulturowych. Każdą informację sprawdzał po dwadzieścia razy - wspomina Krystyna Szklarska. - Ilustrator nie miał z nim łatwo. Każdy rysunek sprawdzał osobiście. Twierdził, że ilustracja też uczy, musiała więc być w najmniejszych szczegółach zgodna z faktami.

Pisarz znał biegle cztery języki, gdyż w dzieciństwie marzył o karierze dyplomaty. Za żelazną kurtyną językowe umiejętności wykorzystywał do studiowania podróżniczych opracowań. Ze Stanów Zjednoczonych regularnie przychodziły wysyłane mu przez ojca numery "National Geographic". Odpowiednie książki i prasę przywoziła mu też żona z zagranicznych wojaży. Była ona zresztą współautorką trylogii indiańskiej, do której zbierała materiały. Niedziwne, że seria "Tomków" zalewa nas morzem informacji. Ale Szklarski idzie o krok dalej. Niezależnie, czy akcja rozgrywa się w Peru, czy na Syberii, wszędzie można dostrzec ślady wielkich Polaków i ślady polskości. Jeśli chwilowo ich brak, narodowe spełnienie daje dumnie dzierżona biało-czerwona flaga na tle afrykańskiego krajobrazu.

Prawie idealny

Szlachetnego i patriotycznego Tomka od zaliczenia w poczet świętych ratuje jedynie lekkie zarozumialstwo. Jest półsierotą. Wychowuje go ojciec, który pracuje poza granicami kraju, wówczas znajdującego się pod zaborami. Odpowiedzialny i zaradny młodzieniec wychodzi samodzielnie z największych opresji. Opiekuje się młodszą od siebie australijską przyjaciółką Sally, z którą później się żeni. Ważnym rekwizytem dla chłopca staje się podarowany sztucer. Skądś to znamy? Córka Szklarskiego mówi: - Kochał Sienkiewicza, ciągle wracał do czytania jego książek.

Tomek przypomina postać Stasia Tarkowskiego z "W pustyni i w puszczy", rubaszny bosman Nowicki nasuwa skojarzenie z Zagłobą. "Pachnący dżunglą" Smuga nie ma pierwowzoru literackiego. Natomiast postać ojca Tomka, Andrzeja Wilmowskiego, była wzorowana na ojcu samego pisarza. Mają tak samo na imię i podobne emigracyjne losy (Andrzej Szklarski był emigrantem politycznym z okresu Polski rozbiorowej).

Czy Tomek obieżyświat może rywalizować z Harrym Potterem? Bibliotekarka jednej z miejskich bibliotek wyjaśnia: - Dzieciaki czytają teraz głównie lektury, czyli z obowiązku. Nie jest możliwe, by lata świetności "Tomków" wróciły. Książka dla dzieci ma szansę zaistnieć, jeśli towarzyszy jej ogromna kampania medialna. Tak było z "Harrym Potterem". Teraz jest już o nim ciszej, więc nawet czarodziej leży na półkach.

Na internetowym forum wydawnictwa Muza poświęconym Szklarskiemu przeważają dorośli. To dawni miłośnicy jego twórczości. Nastolatków tu mało, ale dziewczyny zaznaczyły swoją obecność. Dyskutują, czy obiektem uczuć jest rówieśnik Tomek, czy dorosły Smuga. Wyszło na korzyść tego drugiego, bo "nie jest tak strasznie ułożony, tylko tajemniczy i baardzo męski".

Daleko bardziej lojalni są dorośli. Reżyser Piotr Trzaskalski deklaruje, że nadal wraca do lektury "Tomków". Z kolei właściciel katowickiego biura podróży Tomasz Turek po emocjach związanych ze śledzeniem przygód swego imiennika zapragnął zwiedzać odległe miejsca. Na tym dziecięcym pragnieniu stworzył swoją firmę. Po kilku latach włączył do oferty program wypraw "Śladem Tomka Wilmowskiego". Podróż do Indii i Nepalu wzorowana na czwartej części już się odbyła.

Unia lubi się z Wilmowskim

Na Śląsku szósta szkoła będzie nosić imię Alfreda Szklarskiego. Jest nią mysłowicka Szkoła Podstawowa nr 15. W ramach przygotowań przeprowadzono wśród uczniów ankietę. W rubryce "Czy Wilmowski jest w stanie mi zaimponować?" zdecydowana większość napisała "tak". Jako uzasadnienie najczęściej pojawiały się odwaga i świetna znajomość języka angielskiego. Niektórzy wskazywali na fakt, że Tomek potrafił... stawiać się nauczycielom. Nie ma dla nich znaczenia, że bohater w książce buntuje się raczej przeciwko szkole symbolizującej reżim zaborów.

- Nie sądzę, żeby Tomek się zestarzał - mówi nam Sabina Gonsiorczyk, dyrektorka mysłowickiej podstawówki. - Wilmowski świetnie współgra ze współcześnie promowanym w szkołach modelem człowieka otwartego na świat, z szacunkiem odnoszącego się do obcych kultur, a przy tym ze wzorem patrioty.

Szklarski, tworząc przygodową serię powieści, pewnie się nie spodziewał, że umiejętnie łącząc globalne i lokalne, wyjdzie naprzeciw... edukacyjnym wytycznym Unii Europejskiej.



MarcoPolo - Pon Cze 04, 2007 10:00 pm
Pozdro Pati. Zyczymy wspanialej kariery dziennikarskiej i nie zapominaj o fanatycznym slawieniu wszem i wobec naszej ciekawej krainy.
I powodzenia na jazdach. :p



salutuj - Wto Cze 12, 2007 11:25 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



absinth - Sob Sie 11, 2007 10:44 am
od paru dni nie ma juz ulicy Nowogranicznej jest za to ul. Jerzego Dudy-Gracza
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl



  • Strona 2 z 5 • Wyszukiwarka znalazła 614 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •