ďťż
 
[Górny Śląsk] - Zamki, pałace i inne



Kris - Śro Lut 13, 2008 9:44 pm
Mieć u siebie zamek - to zobowiązuje
Grzegorz Wawoczny
2008-02-12, ostatnia aktualizacja 2008-02-12 13:23

Tak zamek wyglądał w czasach swojej świetności
fot. z archiwum Grzegorza Wawocznego
- Polska nie była łaskawa dla raciborskiego zamku - gniazda górnośląskich władców. W PRL-u sięgano do piastowskich korzeni, ale jednocześnie pozwalano na bezmyślną dewastację średniowiecznego dziedzictwa. Teraz uratuje je Unia Europejska

fot. z archiwum Grzegorza Wawocznego
A tyle zostało z niego dzisiaj
- Na raciborskim zamku wzięła swój początek górnośląska odrębność - nie ma wątpliwości dr Norbert Mika, uznany mediewista, autor monografii księcia Mieszka, syna Władysława II Wygnańca, protoplasty górnośląskich władców. Praca została obroniona jako doktorat na Uniwersytecie Śląskim. Zyskała znakomite recenzje we wszystkich ośrodkach akademickich i ma już dwa wydania.

Jej bohater to wybitna postać, co prawda zamierzchła, ale o kolosalnym dorobku. W Katowicach łatwiej jednak oceniać górnośląskie sprawy z perspektywy rewolucji przemysłowej XIX w. oraz walki żywiołów polskiego i niemieckiego doby Kulturkampfu czy powstań. Takie postacie jak Mieszko nie wychodzą poza warsztat historyków oraz podręczniki edukacji regionalnej, bo jakoś trzeba przecież wytłumaczyć średniowieczne dzieje regionu, choć bez większej refleksji.

- A szkoda - ubolewa dr Mika. - Mieszko był władcą, który najpierw wykazał się we własnej zagrodzie, a potem sięgał po władzę nad Polską. Czy nie tak właśnie powinniśmy dziś oceniać polityków? - pyta retorycznie. Mieszko zrobił dla Górnego Śląska więcej niżby się niejednemu wydawało, tyle że nie da się go porównywać z nowożytnymi przemysłowcami czy przywódcami ruchów narodowych. Był znakomicie wykształcony w Niemczech, gdzie przebywał na wygnaniu z ojcem. Po powrocie na Śląsk wywalczył dziedziczne księstwo raciborskie, a w 1202 r. powiększył swoje władztwo o Opole, dotąd rządzone przez bratanka Jarosława. Tak powstało księstwo opolsko-raciborskie - trzon historycznego Górnego Śląska. Sprowadzał kolonistów, fundował kościoły. W Raciborzu bił monetę. Dał podwaliny pod rozwój gospodarczy księstwa. To dzięki niemu kolejni jego potomkowie odgrywali znaczącą rolę wśród księstw piastowskich.

Dobre czasy minęły z chwilą śmierci Mieszkowego wnuka, księcia Władysława (1281/82). Jednolite dotąd górnośląskie władztwo podzieliło się na cztery samodzielne księstwa: raciborskie, opolskie, bytomsko-kozielskie i cieszyńskie. Potem władcy każdego z nich składali hołd lenny królowi czeskiemu. Raciborskie jako ostatnie. To było pożegnanie z Polską na sześć wieków.

Śląska Saint-Chapelle

Mieszko Władysławowicz rezydował w grodzie w Raciborzu, wzmiankowanym już w 1108 r., kiedy to został odbity z rąk Morawian przez wojska Bolesława Krzywoustego. Trudna do zdobycia budowla z drewniano-ziemnym wałem, położona na wyspie otoczonej odnogami Odry (jako jedyna w 1241 r. dała odpór hordom mongolskim), pamiętała czasy plemienia Golężyców, wymienianego w IX w. przez anonimowego skrybę z Ratyzbony, zwanego Geografem Bawarskim. Następca Mieszka, książę Kazimierz, po przejęciu górnośląskiej schedy osiadł na stałe w Opolu, gdzie wcześniej przebywał za życia ojca. Jego synowie - Mieszko Otyły i Władysław (ich siostra Eufrozyna to matka Władysława Łokietka) - do rangi stolicy księstwa znów podnieśli Racibórz, zasilony osadnikami z dolnych Niderlandów, najbardziej ludny i prężny gospodarczo. Raciborski zamek stanowił centrum górnośląskiej władzy. Gościli tu władcy, papiescy legaci, biskupi.

W I połowie XIII w. stare wały grodu zaczęto zastępować murami gotyckimi. Proces ciągnął się przez całe 13. stulecie. U jego schyłku Racibórz miał już okazały zamek z domem książęcym oraz kaplicą św. Tomasza Becketa. Ta istniejąca do dziś świątynia, zwana perłą gotyku, to wyjątkowe świadectwo aspiracji i wysmakowania górnośląskiego dworu. Przez badaczy uznawana jest za najciekawszy tego typu obiekt w Polsce, nieraz przyrównywana do francuskiej Saint-Chapelle. Powstała w efekcie wydarzeń, do jakich doszło w latach 80. XIII w. w Raciborzu. Na zamku schronił się poróżniony z Henrykiem IV Probusem biskup wrocławski Tomasz II. Konflikt hierarchów zakończył się pojednaniem, co opisał na kartach swoich kronik Jan Długosz. W podzięce za to biskup ufundował na raciborskim zamku kolegiatę. Kanonicy sprawowali posługę właśnie w kaplicy św. Tomasza Becketa. Skrywano tu najprawdopodobniej relikwie słynnego patrona.

Po śmierci Władysława Racibórz znalazł się w rękach jego najmłodszego syna Przemysła, a potem wnuka Leszka. Zamek nadal stanowił centrum rozległych dóbr, a położone na przeciwległym brzegu miasto było wówczas największe na Górnym Śląsku. Niestety, piastowska linia raciborska szybko wygasła. O cenną schedę walczyli krewniacy Piastowie, ale król czeski, który od Leszka odebrał hołd lenny, oddał ją w ręce Mikołaja II Przemyślida z bocznej linii królewskiej. Zamek zaczął tracić na znaczeniu, będąc już tylko jedną z siedzib tegoż władcy i jego potomków.

Raciborska linia Przemyślidów zeszła ze sceny dziejów z początkiem XVI w. Raciborski zamek stał się potem przedmiotem licznych transakcji. Najpierw przejął go piastowski książę Opola Jan Dobry, a po nim król czeski, który traktował dawną siedzibę Piastów jak towar. Oddawał ją w zastaw na zabezpieczenie długów. Pierwszym wierzycielem monarchy był margrabia Jerzy Hohenzollern, zwany Pobożnym, starszy brat Albrechta, ostatniego wielkiego mistrza krzyżackiego w Prusach. Postawił na fiskalizm. Za pieniądze z raciborskich dóbr zamkowych zbudował sobie zamek w Roth pod Norymbergą. Na otarcie łez górnośląskich poddanych nazwał go "Ratibor" (zamek ten istnieje do dziś, a Roth to miasto partnerskie Raciborza). Potem zamek przejmowały różne rody szlacheckie, m.in. Oppersdorffowie, polscy Wazowie, wreszcie, od 1840 r., rodzina książąt von Ratibor, która posiadała zabytek do 1945 r.

Na Rosjan czekało piwo

Na przestrzeni dziejów zamek przeszedł liczne modernizacje, zarówno w okresie renesansu, jak i baroku, nieraz wymuszone przez pożary. Oppersdorffowie zaangażowali do prac nawet włoskich mistrzów. Z pozostałych nowożytnych posiadaczy niewielu rezydowało tu na stałe, koncentrując się tylko na zyskach, jakie dawały zamkowe folwarki rozsiane po całej okolicy. Zamek jednak trwał jako siedziba urzędników, sądów czy koszary w czasie wojny trzydziestoletniej. W XVIII w. pogorszył się znacznie stan fortyfikacji. Wskutek podmywania przez Odrę rozpadły się średniowieczne gotyckie mury partii południowej. Nie zostały już odbudowane, bo zamek dawno stracił walory obronne.

Książę Wiktor von Ratibor, obejmując w 1840 r. górnośląskie włości, zdecydował, że będzie rezydował w opactwie pocysterskim w Rudach, które przebudował na okazałą rezydencję. Zamek raciborski przeznaczono na siedzibę kamery książęcej, którą jednak rychło przeniesiono do nowego okazałego budynku w sąsiedztwie. W 1858 r. zamek z kaplicą doszczętnie spłonął, a mimo to Wiktor podniósł go z ruin. Zamówił też nowe wyposażenie kaplicy. Podczas odbudowy zniesiono jednak północne skrzydło, gdzie stanął nowoczesny browar parowy (do dziś warzy piwo). Po odbudowie w zamku rezydowali książęcy urzędnicy. Sam książę miał kilka wytwornych pokoi na wypadek konieczności nocowania w Raciborzu. Okazała budowla stała się wizytówką miasta i tematem setek przedwojennych pocztówek. Działały tu restauracja i letni ogródek piwny. Gościom przygrywała orkiestra raciborskich ułanów.

Kiedy 31 marca 1945 r. Racibórz zajmowali Rosjanie, w leżakowni browaru zamkowego na rozlanie do butelek czekało gotowe piwo. Krasnoarmiejcy pili na umór, grabili i gwałcili. Około 12 kwietnia spalili doszczętnie centrum Raciborza. Zamek na szczęście wyszedł z pożogi bez szwanku.

Agonia w PRL-u

Po wojnie w znacjonalizowanej już budowli władze komunistyczne urządziły mieszkania i siedzibę archiwum. Ale kiedy archiwum wyprowadzono, zaczął się szybki proces upadku. Opustoszałe pomieszczenia niszczały. W latach 50. budynek wschodni zamieniono na tancbudę. Ktoś zaprószył w niej ogień i spłonęła. Pozostał tylko mur elewacji frontowej. W latach 60. dziedziniec przeryli archeologowie. Zostały po nich sprawozdania, dziś oceniane jako bezwartościowe. W monografiach tego okresu sporo tymczasem napisano o górnośląskich Piastach i o polskich prawach do Śląska, ale jak na ironię pozwolono, by najwspanialsze dziedzictwo tego okresu popadło w ruinę. Widać to na pocztówkach. W kolejnych latach przedstawiały zamek w coraz gorszym stanie. W końcu nie było już co pokazywać. Współcześnie na żadnej nie ma zamku.

W latach 80. zaczęto mówić o odbudowie zamku, utrwalając jednocześnie pogląd, iż to rzekomo ze zniszczeń wojennych. Im więcej jednak mówiono o remoncie, tym szybciej sypał się tynk z murów, bo na gadaniu się kończyło. Niejeden naukowiec nieźle tu dorobił, tyle że efekt prac nikomu nie był przydatny, bo jak inaczej ocenić grubaśne dokumentacje na skuwanie tynków? Po odkrywkach pozostały też nieodwracalne zniszczenia.

Pod koniec lat 80. odchodząca władza komunistyczna w blasku jupiterów podpisała uroczyście porozumienie z Kościołem katolickim. Kaplica miała odzyskać funkcję sakralną. Powstał obywatelski komitet odbudowy zamku. Wśród raciborzan zaczęto zbierać datki. Rozpoczęto kolejne badania archeologiczne (tym razem zaowocowały wieloma odkryciami, w tym pieca gotyckiego, który dziś znajduje się w raciborskim Muzeum). Zrobiono dach i nowe konstrukcje stropów w domu zamkowym. Na tym koniec.

Potem zmienił się ustrój. Przyszły nowe władze samorządowe. Po PRL-u zastały jednak nie tylko zrujnowany zamek, ale również zaniedbane szkoły, przedszkola, drogi. Zamek to nie był artykuł pierwszej potrzeby. Nie został skomunalizowany, bo ratusz bał się tej inwestycji. Radni wysupłali tylko pieniądze na odnowienie zewnętrznych ścian kaplicy i kamieniarki okien. Niestety, rozebrano wozownię i krużganki, bo groziły zawaleniem. Na drzwiach słodowni zawieszono tabliczkę "Zakaz wstępu", bo podłoga zaczęła się sypać.

Starostwo podniosło rękawicę

W latach 90. zamek w Raciborzu, jak wiele podobnych obiektów, stał się ofiarą raczkującej demokracji i kapitalizmu. Miasto nie chciało przejąć zabytku, bo nie miało pieniędzy. Kolejni wojewodowie - zarządcy obiektu z ramienia Skarbu Państwa - szukali prywatnego inwestora, ale żaden się nie skusił, choć ponoć General Motors w czasie, gdy budował fabrykę Opla w Gliwicach, był zamkiem poważnie zainteresowany. Przerażał ogrom prac budowlanych i konserwatorskich. Na te ratunkowe znaleziono pieniądze. Przeprowadzono mikropalowanie fundamentów, bo zaczęły osiadać. Zamkowi groziło zawalenie.

- Wiemy, na co się rzucamy - mówi dziś starosta raciborski Adam Hajduk. Powiat, który zarządza zamkiem w imieniu wojewody, zdecydował, że przeprowadzi odbudowę. - Widzimy, że raciborzanie odczuwają głód zamku. Po uporządkowaniu dziedzińca odbyło się tu kilka udanych turniejów i festynów. Zamek może być perełką i atrakcją Raciborza - dodaje starosta.

Ze zdobyciem pieniędzy nie było łatwo, choć wiedziano, że muszą to być środki unijne. Najpierw liczono na wsparcie z tzw. mechanizmu norweskiego, ale mimo wysokich ocen projektu i miejsca w rankingu raciborski zamek przegrał m.in. z Muzeum Koziołka Matołka w Pacanowie. Teraz powiat ma zagwarantowanych 5 mln euro z pozakonkursowej puli unijnej dotacji dla subregionu zachodniego. Musi też sam wyłożyć kilka milionów złotych, ale liczy, że do projektu włączy się znacznie zasobniejsze w gotówkę miasto. Prezydent Mirosław Lenk nie wyklucza tego, ale pod jednym warunkiem: ratusz chce mieć wpływ na to, co po odbudowie na zamku się znajdzie. Decyzji jednak nie podjęto. Na razie bowiem starostwo wyłoniło wykonawcę niezbędnej dokumentacji. Prace mają ruszyć w przyszłym roku i do tego czasu powiat z miastem chcą się dogadać. Odnowione zostaną budynek bramny, dziedziniec i dom książęcy. Powstaną restauracja, centrum informacji oraz sklepik z pamiątkami. Potem przyjdzie czas na wnętrze kaplicy i słodownię, ale pod warunkiem, że uda się zdobyć kolejne pieniądze.

- Liczymy, że władze wojewódzkie będą nas wspierać, bo zamek w Raciborzu to ważny górnośląski symbol. Z najstarszych śląskich stolic zamku nie mają Wrocław ani Opole. Ma go Racibórz i województwo śląskie. Czyż to nie zobowiązuje - podkreśla dr Mika, przewodniczący Rady Powiatu Raciborskiego.

* Autor jest dziennikarzem, autorem i wydawcą książek o historii Śląska, stale współpracuje z "Gazetą Wyborczą"

http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35055,4920969.html




Mies - Pią Lut 29, 2008 9:34 am


Siewierz: Platforma jest już gotowa i czeka na turystów

Mieszkańcy i turyści już wkrótce będą mogli podziwiać panoramę Siewierza z nowej platformy widokowej. Prace nad jej wykonaniem właśnie zakończono i zgłoszono do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego.



- Trochę trzeba się nachodzić - śmieje się Grzegorz Podlejski, kierownik Referatu Kultury Oświaty i Promocji siewierskiego magistratu.

Schodów prowadzących na wieżę jest prawie siedemdziesiąt. Ale wysiłek się opłaca. Widok jest przepiękny.

- Na pewno będą go chcieli podziwiać turyści i szkolne wycieczki - mówi Artur Rok, historyk, pracownik lokalnego muzeum, czuwający nad tym, aby budowa platformy nie naruszyła wymagań konserwatorskich.

Wejście na platformę będzie zamknięte, ale po kontakcie z Izbą Tradycji, razem z przewodnikiem, można się tu dostać bez problemu. I podziwiać panoramę. Oczywiście bezpłatnie.

Prace trwały dość krótko, bo ruszyły w sierpniu ubiegłego roku.

- Zachowaliśmy główne relikty zamkowe, ościeża renesansowe, rozmieszczenia kolumn - zapewnia Artur Rok.

Na miejscu, gdzie teraz można podziwiać widoki, w XVIII wieku była wieża służąca do celów obronnych, bojowych.

- Nad wieżą był tzw. hełm, czyli coś w rodzaju kopuły - tłumaczy Artur Rok.

Teraz starano się odtworzyć dawne kondygnacje, przy jednoczesnym wprowadzeniu elementów współczesnych, czyli klatki schodowej, która ułatwia wejście.

- Cieszymy się, że zamek odżywa. Mamy już mnóstwo planów na jego dalszą rozbudowę - dodaje Grzegorz Podlejski.

Wszystko wskazuje na to, że jeszcze w tym roku ruszą prace związane z mostem zwodzonym.

Myślimy także o wybrukowaniu dziedzińca, wyeksponowaniu skrzydeł północno-zachodnich - zdradza Artur Rok.

Zamek graniczy wprawdzie z prywatną posesją, ale burmistrz Siewierza, dostał już zgodę od radnych, aby negocjować z właścicielem i zaproponować mu zamianę tego terenu, na inny, też w Siewierzu.

- Dzięki temu, prace mają szanse ruszyć szybciej. Choć nie ukrywam, że nie bez znaczenia są kwestie finansowe- dodaje Grzegorz Podlejski.

Inwestycja związana z platformą nie kosztowała gminę tak wiele, bo 85 procent pieniędzy otrzymano z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, a 7 procent jako dotacje z budżetu powiatu.

- Będziemy starać się o następne dotacje - zdradza pan Grzegorz.

Wiadomo też już, że będą przeprowadzane kolejne badania archeologiczne.

Z kart historii

Początki zamku sięgają XIV wieku, a jego śladami są pozostałości konstrukcji drewniano-kamiennych, odkrytych w czasie prac archeologicznych. Zamek był wielokrotnie przebudowywany przez biskupów krakowskich Piotra Tomickiego, Franciszka Konarskiego i po potopie szwedzkim przez Andrzeja Trzebickiego. W ostatnim okresie użytkowania przypadającym na XVIII w. był to zamek czteroskrzydłowy, zgrupowany dookoła zbliżonego do czworokąta dziedzińca. Styl zamku specjaliści określają jako renesansowy z fragmentami gotyckimi. Najlepiej zachowanymi częściami zamku są beluard oraz wieża zwana szlachecką. Beluard zbudowany z kamienia łamanego na planie prostokąta o półkolistym zamknięciu, bronił dostępu do bramy znajdującej się w przyziemiu wieży. W latach 70 przeprowadzono remont beluardu i piwnic oraz wzniesiono mur od strony południowej.

Magdalena Nowacka - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/823197.html



Kris - Pią Lut 29, 2008 9:47 am
Informacje dot. inwestycji obiektów zamkowych na Śląsku


Pięć milionów euro zostało przeznaczonych na remont Zamku Piastowskiego w Raciborzu.

http://rybnik.naszemiasto.pl/wydarzenia/823732.html




Pieniądze przyjdą z województwa
dziś

Wygląda na to, że dobra passa Muzeum Zamkowego potrwa i w tym roku. Dyrektor Maciej Kluss spodziewa się 300 tysięcy zł z budżetu województwa śląskiego. Z tych pieniędzy zamierza przeprowadzić renowację Bramy Wybrańców. Mimo że na oko prezentuje się ona niezgorzej, okazuje się, że po dwudziestu latach od generalnego remontu potrzebuje osuszenia murów, odświeżenia elewacji, naprawy dachu. Dokończyć trzeba także remont trzeciego piętra zamku, gdzie znajdą się nowe pomieszczenia konserwatorsko-magazynowe. W planach dyrekcji muzeum jest budowa schodów z dziedzińca do odkrytego niedawno wejścia. W murach średniowiecznego zamku prowadziło ono do pomieszczeń na parterze. Potem, przy kolejnych przebudowach teren wokół niego był nadsypywany. W efekcie to, co było parterem stało się dzisiejszymi piwnicami, w których urządzono nową zbrojownię.

Zamek czeka również kupno fortepianu. Nowy instrument do Sali Lustrzanej to już niemal sprawa honoru. Ten, który jest, coraz gorzej spełnia swoją rolę podczas koncertów. Po konsultacjach z fachowcami (prof. Józef Stompel), dyrekcja chce go zastąpić fortepianem marki Fazioli lub Steinwayem. - Procedury przetargowe uruchomimy w momencie otrzymania promesy na te pieniądze. W tym roku czekają nas jubileuszowe, XXX Wieczory u Telemanna. Z tej okazji szykujemy specjalny program koncerty, z udziałem Warszawskiej Opery Kameralnej. Będzie to pierwszy występ tych artystów w Pszczynie. Chcemy, by zabrzmiał i nowy fortepian - mówi Wojciech Kluss.

Z kolei w budżecie marszałka zapisane zostały pieniądze na wykup ziemi pod północną obwodnicę Pszczyny. Kiedy sprawa ruszy z miejsca, to zależy od terminu, w jakim sąd upora się z wyceną gospodarstwa, którego właściciele nie zgodzili się na cenę proponowaną przez miasto. Po myśli Pszczyny natomiast finalizuje się kwestia remontu i adaptacji stajni książęcych. Nierealny termin wykonania dokumentacji wyznaczony przez byłego marszałka ma ulec zmianie. Jak nam powiedział burmistrz Krystian Szostak, zadecyduje o tym prawdopodobnie już najbliższy sejmik. Koncepcja wykorzystania zabytkowych obiektów jest gotowa od jesieni ubiegłego roku. Na zamówienie Pszczyny opracował ją Jan Gałaszek, główny konserwator Muzeum Zamkowego. Na jej podstawie powstanie dokumentacja historyczno-budowlana, za którą obie strony porozumienia (marszałek i miasto) zapłacą po 225 tys. zł.
(plus) - POLSKA Dziennik Zachodni
http://pszczyna.naszemiasto.pl/wydarzenia/823260.html





Wit - Sob Mar 15, 2008 11:25 am


Wojewoda pozbył się zabytku
dziś
Starosta częstochowski, jako urząd przejmie w kwietniu zespół parkowo - pałacowy w Złotym Potoku, ustalili w środę wicewojewoda Stanisław Dąbrowa i Janusz Krakowian, wicestarosta częstochowski.

Wojewoda przekaże w tym roku 40 tysięcy złotych na dozorowanie i ogrzewanie pałacu. Na rok 2009 obiecał 55 tysięcy. Zdaniem Krakowiana to za mało, tylko na opłacenie stróża i zapewnienie minimalnej temperatury w pomieszczeniach potrzeba 72 tysięcy rocznie. Wojewoda obiecał, że wystąpi do ministra finansów o dodatkowe pieniądze dla starostwa na ten cel. Nikt nie da gwarancji, że je dostanie.

Jedno jet pewne: pieniędzy będzie i tak o wiele za mało, żeby wykonać jakikolwiek remont. Pałac tymczasem niszczeje w szybkim tempie, wielkie szkody poczyniła zwłaszcza woda cieknąca z uszkodzonych rynien.

- Wystarczy spojrzeć na brunatne plamy zacieków, których jest coraz więcej na wszystkich ścianach. Ta prawdziwa perełka architektury, niestety wygląda coraz gorzej. Wewnątrz wilgoci jeszcze nie ma, lecz jeśli prawny status pałacu nie zostanie szybko wyjaśniony, przyszły właściciel będzie musiał wpakować w remont masę pieniędzy - ocenia Ireneusz Bartkowiak, pełnomocnik gminy Janów ds. turystyki i promocji, znawca dziejów Janowa i Złotego Potoku.

Ponad rok temu z pałacu wyprowadziła się dyrekcja Jurajskiego Zespołu Parków Krajobrazowych. Mimo, że formalnie nadal odpowiada za stan obiektu, nikt się tym nie przejmuje.

Brak stałego dozoru, nie działa ogrzewanie. Zarząd nad pałacem powinno przejąć częstochowskie starostwo, lecz w jego budżecie nie było nawet złotówki na bieżące utrzymanie. Trwała wymiana pism ze starostwa do urzędu wojewódzkiego.

- Czekaliśmy na pomoc ze strony wojewody jako odpowiedzialnego za stan majątku Skarbu Państwa. Owszem, spadkobiercy Raczyńskich ubiegają się o zwrot zespołu parkowo - pałacowego, lecz póki co ma nad nim pieczę właśnie wojewoda. Nie ma co kryć, że niedawne wybory i zmiany personalne w Katowicach jeszcze bardziej odwlekły sprawę - mówi Janusz Krakowian, wicestarosta częstochowski.

Krakowian nie tai, że bardziej niż fundusze na ogrzewanie pałacu trapi go przyszłość całej rezydencji w Złotym Potoku. Z wojewodą Dąbrową doszli do wniosku, że bez naruszenia dekretu o reformie rolnej z 1945 roku, na podstawie którego pałac znacjonalizowano, nie ma prawnej możliwości zwrotu go spadkobiercom.

- Chcemy dojść do porozumienia, wyślemy więc pismo do rodziny Dembińskich z propozycją odsprzedaży zespołu parkowo - pałacowego. Istnieje wiele możliwości obniżenia ceny do bardzo atrakcyjnego poziomu - twierdzi Krakowian.

Operat szacunkowy pałacu wykonany w roku 2000 opiewa na 6 milionów złotych. To z pewnością nie jest atrakcyjna cena dla spadkobierców.

Dembińscy nie czekając nawet na propozycję starosty z góry ją odrzucają.

Są pewni, że sąd ostatecznie przyzna im prawo do całej nieruchomości. Za darmo.

--------------------------------------------------------------------------------

Nie tylko magnacka rezydencja

Dawny majątek Raczyńskich, o którego zwrot ubiegają się spadkobiercy, to nie tylko magnacka rezydencja w Złotym Potoku.

Obok pałacu znajduje się dawny dworek myśliwski, zwany potocznie Dworkiem Krasińskich. Przez wiele lat użytkowany był przez Muzeum Częstochowskie, lecz zarząd nad nim przejęła teraz gmina Janów, która planuje urządzić wewnątrz muzeum regionalne. Ruszył już remont obiektu. W skład "masy spadkowej po Raczyńskich" wchodzi również dawne schronisko turystyczne w stylu góralskim, usytuowane obok słynnej pstrągarni. Nie dzieje się tam zupełnie nic, Dembińscy są nawet gotowi oddać schronisko gminie.

To jednak nie takie proste, ponieważ drewniany budynek razem z działką wpisany jest do księgi wieczystej razem z pałacem i myśliwskim dworkiem. I stanowi część jednego majątku.

Piotr Piesik - POLSKA Dziennik Zachodni




Wit - Pią Mar 28, 2008 9:55 pm


Prace przy pałacu z XVII wieku idą pełną parą
dziś
Trwa remont pałacu w Krowiarkach. Dawny blask jako pierwsze odzyska zabytkowe mauzoleum. - Właśnie na takiego inwestora czekaliśmy. Na szczęście nie skończyło się tylko na obietnicach i nowy właściciel naprawdę wziął się do roboty - mówi Leonard Malcharczyk, przewodniczący komisji rozwoju gospodarczego, promocji i współpracy z zagranicą w starostwie powiatowym. Niedawno urzędnicy wizytowali perełkę z Krowiarek.

Przypomnijmy, w ubiegłym roku pałac kupiła wrocławska spółka z polsko-luksemburskim kapitałem. - Biznesmeni przylecieli helikopterem. Mówili po angielsku i rozdawali dzieciom cukierki - opowiadali mieszkańcy, żyjący w sąsiedztwie XVII-wiecznego pałacu.

Ponieważ goście wydawali się bardzo tajemniczy, mieszkańcy obawiali się, że i tym razem z remontu będą nici. Poprzedni właściciel niewiele zrobił, by ratować zabytek. Stąd stan pałacyku był fatalny.

Ale teraz jest inaczej. Inwestor zaczął od demontażu sypiącej się wieżyczki. Ta groziła już zawaleniem. Podczas jednej z wichur, część konstrukcji spadła na ziemię. - Naprawiona wieża wróci na swoje miejsce. Obecnie z wielkim rozmachem odbudowuje się mauzoleum. To bardzo profesjonalna robota - ocenia Malcharczyk, który spotkał się na miejscu z przedstawicielem właściciela.

Niestety, w dalszym ciągu nie wiadomo, w jaki sposób pałac zostanie wykorzystany. - Rzeczywiście plany nie zostały jeszcze sprecyzowane. Mówi się o hotelu z funkcjami umożliwiającymi prowadzenie tu konferencji - relacjonuje to, co usłyszał w Krowiarkach Malcharczyk. - Jedno jest pewne, pałac będzie udostępniony dla turystów - zapewnia urzędnik.

Aleksander Król - POLSKA Dziennik Zachodni



Kris - Śro Kwi 09, 2008 8:54 am


Świerklaniec: Bardzo tania ziemia
dziś


Jolanta Puchalska i Jan Siemieniuch przygotowali nawet projekt ratowania ruiny

Opolska Agencja Nieruchomości Rolnej nie uratuje romantycznych ruin w Orzechu w gminie Świerklaniec, które wybudował ród Henckel von Donnersmarck. Teren ten przejęło w ramach rekompensaty za utracony majątek w PRL-u Towarzystwo im. św. Brata Alberta w Krakowie.

W zeszłym roku interweniowaliśmy u pracowników agencji, że ruiny są w fatalnym stanie. Ireneusz Racławicki, zajmujący się w opolskiej ANR zabytkami, obiecał zabezpieczyć budowlę. Latem ubiegłego roku na miejscu pojawili się nawet eksperci Jolanta Puchalska i Jan Siemieniuch, którzy mieli przygotować dla agencji specjalną ekspertyzę techniczną. Nic z tych planów nie będzie, bo ok. 157 hektarów gruntów wokół ruiny niedawno zmieniło właściciela. Teraz dysponuje nimi kościelne Towarzystwo im. Świętego Brata Alberta z Krakowa. Organizacja dostała je w ramach rekompensaty za utracone w PRL-u mienie. Tymi sprawami zajmuje się komisja majątkowa przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. - Towarzystwo rzeczywiście otrzymało ziemie w Świerklańcu. Nie mamy jednak do czynienia z reprywatyzacją. Taka ustawa dopiero jest przygotowywana przez rząd. Władze komunistyczne odbierały nieruchomości Kościołowi z naruszeniem prawa. Strona kościelna otrzymuje w zamian za utracone mienie rekompensatę. Można ją uznać za surogat odszkodowania. Nasza komisja orzeka jedynie, czy roszczenia są zasadne - tłumaczy ks. Mirosław Piesiur z komisji majątkowej przy MSWiA. Rekompensata jest przyznawana, gdy historyczne mienie nie może być już zwrócone Kościołowi z jakichkolwiek powodów.

Kontrowersje budzi jednak wycena przekazanej Towarzystwu ziemi. Z operatu szacunkowego wynika, że metr kwadratowy gruntu jest wart... 2,11 zł. Wycena jest szokująco niska. W Urzędzie Gminy dowiedzieliśmy się, że metr kwadratowy pola jest w gminie wart przynajmniej 30 zł. Ks. Piesiur mówi, że operat na wniosek ubiegającej się o rekompensatę strony przygotowuje rzeczoznawca. - To on bierze odpowiedzialność za wycenę. Jeśli ktoś się z nią nie zgadza, może przygotować kontroperat. Nic mi nie wiadomo o tym, żeby Agencja Nieruchomości Rolnej taki dokument nam przedstawiła - twierdzi ks. Piesiur. Wacław Landwójtowicz, zastępca dyrektora opolskiego oddziału ANR mówi, że pracownicy agencji nie mieli nawet możliwości zapoznania się z wyceną ziemi, więc nie mogli zareagować.

Władze gminy zastanawiają się jednak, co się stanie z gruntami wokół ruiny. Działki figurują w studium zagospodarowania przestrzennego jako tereny leśne i rolnicze. W Świerklańcu nie chcą, żeby ten teren zmienił swój charakter. Tak się może jednak stać, bo gmina przeżywa prawdziwy boom budowlany. Powstają tutaj kolejne osiedla domków jednorodzinnych. Z dokumentów przesłanych przez pełnomocnika Towarzystwa ma wynikać, że organizacja kościelna jest zainteresowana sprzedażą gruntu. Dlatego padła propozycja, żeby teren odkupić w całości lub jej część przy zabytkowej ruinach wraz z prowadzącą do nich drogą.

- Oferta nie mogłaby być jednak znacząco wyższa od wyceny, którą dysponuje Towarzystwo - mówi Michał Lesik, wicewójt Świerklańca. Członkowie specjalnie powołanej komisji przy Radzie Gminy, która zajmuje się tą sprawą, skontaktowali się z pełnomocnikiem Towarzystwa. - Z tego co mówił pan mecenas wynika, że Towarzystwo nie jest zainteresowane sprzedażą nam ziemi - przyznaje Henryk Hojka, przewodniczący Rady Gminy. Z kancelarii Krzysztofa Mazura, pełnomocnika Towarzystwa im. Świętego Brata Alberta nie dostaliśmy odpowiedzi na nasze pytania ani komentarza do tej sprawy.
Krzyzstof Szendzielorz - POLSKA Dziennik Zachodni
http://bytom.naszemiasto.pl/wydarzenia/839019.html



Kris - Pią Kwi 11, 2008 8:46 am


Startuje odbudowa jednego z najstarszych zabytków Śląska
dziś


Przez lata, prócz imprez na dziedzińcu, nic się tu nie działo - mówi Marek Klaczyński, mieszkaniec Raciborza. Fot. Aleksander Król

Już w najbliższych tygodniach piastowski zamek w Raciborzu zostanie oblężony. Pod średniowiecznymi murami swoje namioty rozłożą... budowlańcy. - Nareszcie zaczynamy. Czekaliśmy na tę chwilę całe wieki - mówi starosta Adam Hajduk. - Na pierwszy ogień pójdzie budynek bramny - zapowiada.

Kilka dni temu w starostwie zerwano pieczęcie z kopert z ofertami przetargowymi. Książęce mury chciały szturmować aż trzy firmy. Skusił ich niemały grosz, który czeka na zdobywcę bramy. - Na remont obiektu przewidzieliśmy 3 miliony złotych - mówi Hajduk.

Przypomnijmy, raciborskie starostwo dostało na ten cel wsparcie z Unii Europejskiej w wysokości 5 milionów euro. Dofinansowanie inwestycji poparły wszystkie gminy Subregionu Zachodniego. Lada dzień jedna z firm, które wystartowały w przetargu, otrzyma błogosławieństwo władz i zacznie sprowadzać pod twierdzę swoje machiny.

- Bardzo nam się spieszy. Chcemy, żeby robotnicy weszli na teren zamku najpóźniej w maju. Mamy nadzieję, że będziemy mieli czym zapłacić za pierwsze faktury. Liczymy na to, że pieniądze zaczną spływać w najbliższych miesiącach - mówi Adam Hajduk.

Już teraz wiadomo, że dotacji z dalekiej Brukseli nie wystarczy na naprawienie całego zamku. Dlatego o pomoc w batalii o jeden z najstarszych zabytków Śląska władze powiatu wypraszają również w ministerstwie kultury w Warszawie i urzędzie marszałkowskim w Katowicach.

Warta, według wstępnych szacunków, 24 miliony złotych inwestycja oprócz remontu budynku bramnego zakłada jeszcze odnowienie elewacji i dachu słodowni oraz kompleksową odbudowę domu książęcego, czyli dawnej części mieszkalnej. A żeby rycerze mieli gdzie biesiadować, dawny blask zostanie przywrócony również dziedzińcowi.

Książę piastowski Przemysław budował zamek przez niespełna siedem lat (w latach 1281-1287). Obecne władze Raciborszczyzny chcą być lepsze i zakładają, że skończą odbudowę do 2011 roku. Zaś pierwszą wielką ucztę z wiwatami na cześć zdobycia bramy planuje się już na kwiecień przyszłego roku.

- Ciekawe, jak im pójdzie. Przy tego rodzaju obiektach każde wbicie gwoździa wymaga przecież zgody konserwatora - mówi Marek Klaczyński, mieszkaniec Raciborza, który pracuje w firmie budowlanej. - Święty czas zaczynać. Przez lata, prócz imprez na dziedzińcu, nic się tu nie działo. Nigdy nie widziałem robotników, a codziennie jeżdżę tędy na rowerze do pracy - dodaje.

Przez wiele lat unikalny średniowieczny zamek obracał się w ruinę, bo właściciel czyli Skarb Państwa nigdy nie znalazł pieniędzy na niezbędne remonty. W końcu Racibórz zaczął się wstydzić swojej historycznej "perełki". Gościom niechętnie pokazywano zielone od mchu, sypiące się mury i połamane okiennice. - Kiedyś przyjechał do nas Krzysztof Penderecki i chciał koniecznie zobaczyć zamek. Było nam wstyd go oprowadzać - wspomina starosta. Teraz ma być inaczej. Zamek znów będzie tętnił życiem. Już w bramie turyści będą mogli dowiedzieć się o tym, gdzie się znajdują (dziś zabytek nie ma nawet tabliczki informacyjnej). Tu będzie znajdował się punkt informacji turystycznej oraz biura. Z kolei w domu książęcym, w wielkich salach konferencyjnych będzie przyjmowało się najznakomitszych gości. Zaś z podziemnych lochów będą dobiegały głosy biesiadujących mieszkańców regionu.

Zamek to skarb!

Raciborski zamek jest jednym z najstarszych zabytków Śląska. Został wzniesiony przez księcia piastowskiego Przemysława w latach 1281-1287 na miejscu drewnianego grodu Gołężyców. Racibórz był wówczas samodzielnym księstwem i zamek pełnił funkcje reprezentacyjne.
Po śmierci Leszka, syna Przemysława, zamek przeszedł w posiadanie Czechów i stał się siedzibą raciborskich Przemyślidów. Potem rządzili tu Habsburgowie. W XVI wieku wzniesiono przy zamku browar. W ruinach możemy odnaleźć kaplicę zamkową pod wezwaniem Św. Tomasza Kantuaryjskiego, zwaną perłą śląskiego gotyku. Niestety, podczas obchodów 900-lecia istnienia miasta, turyści, z powodu ruszającego remontu, nie będą mogli podziwiać obiektu.

Aleksander Król - POLSKA Dziennik Zachodni
http://raciborz.naszemiasto.pl/wydarzenia/839233.html



Wit - Wto Kwi 15, 2008 5:40 pm
Kto uratuje zabytkowy strumieński dwór?
Dorota Kochman gazetacodzienna.pl2008-04-14, ostatnia aktualizacja 2008-04-14 16:03


Zabytkowy strumieński dwór w niczym nie przypomina już rezydencji arystokratów i grozi zawaleniem.

Dwór w Strumieniu został zbudowany na przełomie XVII i XVIII wieku. W późniejszych latach wielokrotnie go przebudowywano. Należał m.in. do rodu Habsburgów. W 1956 roku budynek zaadaptowano na obiekt mieszkalny. I to był początek jego końca.

Od 2000 roku nikt w rezydencji nie mieszka, bo zaniedbany budynek grozi zawaleniem. W wyniku przecieków załamał się już dach. Jeżeli szybko nie znajdą się pieniądze na kapitalny remont obiektu, dwór podzieli losy podobnych rezydencji, które z powodu złego stanu trzeba było rozebrać. Władze Strumienia wystąpiły co prawda do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o dofinansowanie prac konserwatorskich, w celu zabezpieczenia budynku, ale nie wiadomo czy coś dostaną. - Na razie czekamy na odpowiedź. Potrzebujemy ponad 400 tys. zł - mówi burmistrz Anna Grygierek.

Władzom Strumienia marzy się, żeby obiekt kupił i wyremontował prywatny inwestor. - Szukamy kupca na tę nieruchomość. Gmina niestety nie ma tak dużych pieniędzy na modernizację - przekonuje Anna Grygierek. - Może znajdzie się ktoś kto będzie chciał ten budynek w ciekawy sposób zagospodarować?



Wit - Nie Kwi 27, 2008 3:30 pm


Czechowice-Dziedzice: Pałac Kotulińskich zabiega o dotację ministra kultury
wczoraj
Nowy właściciel pałacu Kotulińskich, jednego z najcenniejszych śląskich zabytków, rozpoczął odnawianie XVIII-wiecznej rezydencji. Teraz firma Polplast, stara się o dotację z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wczoraj w związku z tym zabytkowy pałac oglądała Barbara Klajmon, śląski wojewódzki konserwator zabytków. Wiesław Zych, założyciel firmy Polplast, zamierza zdobyte ze środków ministerialnych pieniądze przeznaczyć na zaplanowane w tym roku prace konserwatorskie, restauratorskie i roboty budowlane w zespole pałacowo-parkowym.

- Zakres prac, jaki trzeba będzie tu wykonać, jest ogromny, a przede wszystkim bardzo trudny. Jednak pałac z całą pewnością jest tego wart. To piękny budynek i może stać się prawdziwą perełką architektoniczną - uważa Barbara Klajmon.

Decyzja o dofinansowaniu powinna zapaść w tygodniu po drugiej majówce. Zycha popierają wadze Czechowic-Dziedzic, a mieszkańcy trzymają kciuki, żeby nie zrezygnował z tego olbrzymiego przedsięwzięcia. Tak stało się w przypadku francusko-polskiej spółki Pascal Construction, której gmina sprzedała pałac w roku 2002. Zamiast planowanego przez nią luksusowego hotelu pojawiły się problemy finansowe i szukać trzeba było nowego właściciela. - Mam nadzieję, że tym razem pałac Kotulińskich stanie się prawdziwą dumą miasta - mówi Sylwia Kóska, mieszkanka Czechowic-Dziedzic.

Również tym razem w dawnym pałacu powstać ma hotel, może nawet czterogwiazdkowy. Będzie mógł przyjąć jednocześnie ponad 50 gości. Pokoje będą na pierwszym piętrze i poddaszu oraz w sąsiadującej z pałacem oficynie, a budynki zostaną połączone przeszklonym przejściem. W pałacu znajdą się restauracja, sala konferencyjna, pokój klubowy i sauny w piwnicach. Także otaczający zabytek park ma przypominać ten sprzed blisko trzech wieków.

W tym roku mają zostać wybudowane w stanie surowym nowe obiekty oficyny oraz kręgielni, gotowe mają być również pokrycie dachowe pałacu, oficyny i kręgielni. Wiesław Zych zapowiada ponadto przeprowadzenie prac konstruktorskich.

Gabriela Lorek - POLSKA Dziennik Zachodni





Wit - Śro Kwi 30, 2008 8:27 pm


Po czternastu latach XVIII-wieczny pałac i otaczający go park znowu należą do miasta
dziś
Mieszkańcy mają powody do zadowolenia. Po ponad rocznych, trudnych negocjacjach z właścicielem kompleksu w Baranowicach, urzędnikom udało się odkupić XVIII-wieczny pałac i malowniczy park, w którym roi się od zabytków przyrody.

Za cały kompleks miasto zapłaciło 1,3 mln złotych. To było już drugie podejście do podpisania umowy notarialnej. Za pierwszym razem, przed sześcioma miesiącami Wacław Bajer, właściciel nieruchomości, w ostatniej chwili się rozmyślił. Wtedy miasto proponowało Bajerowi przejęcie jego nieruchomości w zamian za innych pięć działek. Teraz zaproponowano pieniądze i ku uciesze mieszkańców właściciel podpisał umowę. - Bardzo nam zależało na przejęciu obiektu wraz z parkiem. Chcemy mu przywrócić dawny blask - mówi Waldemar Socha, prezydent Żor. - To bezcenny zabytek, nareszcie przestanie popadać w ruinę - cieszy się Jan Kolon, który przed laty chodził do szkoły, która mieściła się w pałacu. - Kiedyś to miejsce tętniło życiem, odkąd sprzedali to prywaciarzowi, niszczeje. Teraz będzie miał kto o niego zadbać - dodaje żorzanin.

Kompleks pałacowo-parkowy, choć położony kilka kilometrów od centrum miasta, cieszy się wśród mieszkańców ogromną popularnością. - To genialne miejsce na niedzielne spacery albo na przejażdżki rowerowe. Nie ma drugiego takiego miejsca w okolicy - mówi Paweł Kiełbiński, mieszkaniec osiedla Księcia Władysława. - Sam park wystarczy trochę uporządkować. Postawić kilka ławek i tabliczek z nazwami drzew i mamy gotowy park botaniczny - dodaje mieszkaniec. Baranowicki park słynie z dziesięciu dębów szypułkowych, które są wpisane do rejestru wojewódzkiego konserwatora przyrody. Największe okazy mają ponad 6,5 metra w obwodzie. Choć to głównie zabytki przyrody przyciągają do parku żorzan, to są również i tacy , którzy przychodzą powspominać czasy szkoły podstawowej, która przez długie lata funkcjonowała w XVIII-wiecznym pałacyku.

Opowiadam dzieciom, że kiedyś chodziłem tutaj do szkoły. Nie chcą mi wierzyć - mówi ze śmiechem Jarosław Buchalik. Na razie miasto nie ma sprecyzowanych planów co do samego kompleksu. Ale wiadomo, że trzeba ogromnych pieniędzy, żeby obiektowi przywrócić dawną świetność. - Staramy się o unijną dotację na rewitalizację całego kompleksu. Program jest już gotowy i czekamy na ogłoszenie konkursu przez urząd marszałkowski - mówi Agnieszka Mika, naczelnik wydziału promocji i rozwoju miasta. Dopiero gdy kompleks zostanie wyremontowany, władze miasta w porozumieniu z radą dzielnicy zdecydują, jaką funkcję będzie pełnił baranowicki pałac.

Mieszkańcy o zameczku w Baranowicach

Jan Hildebrand
Często jeżdżę tędy na rowerze i zawsze zastanawiałem się, dlaczego nikt nie stara się tego zamku wraz z otaczającym go parkiem w żaden sposób zagospodarować. W całej Polsce zaczyna się dbać o takie obiekty, a tu od lat to tak stoi i niszczeje. Jeżeli miasto chce go odnowić, to bardzo dobrze. Oby tylko nie zabrakło zapału do pracy.

Urszula Kolon
Pamiętam jeszcze, jak chodziłam tu w zameczku do szkoły, a potem uczył się w nim mój syn. Teraz to już jest ruina, aż żal na to patrzeć. W pobliskim parku wszystko krzakami pozarastało, a przecież wystarczyłoby oczyścić ten teren i postawić kilka ławeczek. Są tam piękne dęby, które należą do pomników przyrody, wiec każdy z chęcią wybrałby się tu na niedzielny spacer.

Alojzy Matusiak
Miasto będzie musiało włożyć miliony w odremontowanie takiego zabytku i na stałe wynająć stróża, który będzie tego pilnował. Chuligaństwo panuje takie, że szkoda gadać, czasem chodzę tu doglądać, jednak nie sposób upilnować dzieci, które biegają po lesie i wybijają szyby w oknach. Poprzedni właściciel odnowił tylko dach, ale tam się stropy sypią. Nie wiem, czy możemy mieć nadzieję, że ten zamek odzyska świetność.

Tomasz Siemieniec, (inga) - POLSKA Dziennik Zachodni





Wit - Nie Maj 18, 2008 9:57 pm


Turystyczny Oscar był tuż-tuż
16.05.2008
90 projektów z całej Polski napłynęło na konkurs "Polska pięknieje. 7 Cudów Unijnych Funduszy". Do ścisłej czołówki Kapituła złożona z przedstawicieli Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, Polskiej Organizacji Turystycznej, Wydawnictwa Pascal i firmy Smartlink nominowała 19. W kategorii Zabytki nominację nr 1 otrzymało Muzeum Zamkowe w Pszczynie, za konkurentów mając park w Wejherowie i dworek Paderewskiego w Kąśnej Dolnej pod Tarnowem. Temu ostatniemu przypadła główna nagroda. Podczas I Forum Funduszy Unijnych w ub. środę na warszawskim Torwarze dyrektor Muzeum Zamkowego Maciej Kluss odebrał dyplom i gratulacje. Nie ukrywa, że był trochę rozczarowany werdyktem:

- Wiemy, że renowacja kompleksu zamkowego została zrobiona najlepiej jak było to możliwe. Dlatego trochę żal, że nie wygraliśmy. No ale nagroda była jedna, a pretendentów trzech.

7 cudów Unijnych Funduszy to - jak łatwo zgadnąć - konkurs projektów zrealizowanych dzięki dotacjom unijnym. Projektów, które miały na celu podniesienie atrakcyjności turystycznej Polski. Ta edycja obejmowała beneficjentów Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, Europejskiego Funduszu Społecznego i Funduszu Spójności. Zamek w Pszczynie im właśnie w dużej mierze zawdzięcza swoją piękną nową szatę.

- Renowacja muzeum zakończona została ostatniego listopada 2007 roku, ale prace mające na celu upiększenie samej bryły zamku i jego otoczenia trwają. To jest zadanie na wiele lat. Naszym zamierzeniem, jeśli chodzi o szatę zewnętrzną, jest przywrócenie jej do wyglądu z roku 1876. Wtedy to, za czasów Hansa Heinricha XI, zakończono przebudowę zamku pszczyńskiego - mówi Maciej Kluss.

Wystrój tarasów będzie zbliżony do tego, jaki istniał na początku ubiegłego wieku. Do tego posłużą muzealnikom zachowane fotografie. Nie po raz pierwszy zresztą. Na ich podstawie zrekonstruowano wnętrza zamkowe do wyglądu z roku ok. 1915. Cały ten żmudny proces, którego efekty podziwia dzisiejsza publiczność, zapoczątkowany został w latach 90., pod dyrekcją nieżyjącego już dr. Janusza Ziembińskiego. W 1995 roku właśnie za tę metamorfozę z dziwnego eklektyzmu do wnętrz niemal identycznych z oryginałem z epoki Hochbergów Muzeum Zamkowe otrzymało dyplom i brązowy medal "Europa Nostra".

Oprócz zmiany wystroju i charakteru wnętrz, zamek przeżywał w ostatnich latach niemal ciągłe remonty urządzeń. W 2001 r. założono nowe piece c. o., potem instalację i specjalnie projektowane do wnętrz grzejniki. Niezależne c. o. otrzymała zbrojownia w gotyckich piwnicach. Równocześnie zaczęto remont dachu (pokryty jest specjalnym łupkiem) łącznie z więźbą, obróbkami cynkowymi i kwiatonami z piaskowca. Dach kosztował 6 mln zł, które wyłożył Urząd Marszałkowski. W 2004 r., gdy Polska weszła do Unii, otworzyła się możliwość pozyskania unijnych dotacji na odnowienie elewacji. Projekt i wniosek zrodziły się w trzy miesiące, "po omacku", jak mówi dyrektor, ponieważ nie było u kogo zasięgnąć konsultacji, jak taki wniosek ma wyglądać. Muzeum otrzymało promesę na 12,5 mln zł. W efekcie przetargu roboty elewacyjne zamknęły się kwotą ok. 8, 4 mln. Zamek wypiękniał. Teraz podobna operacja czeka Bramę Wybrańców, co będzie kosztować ok. 500 tys. zł.

Noc Muzeów bez Pszczyny

Dzisiejsza Noc Muzeów (16 na 17 maja) ominie Muzeum Zamkowe w Pszczynie.
- Poprzednie imprezy przeszły nasze najśmielsze oczekiwania, jeśli chodzi o frekwencję. Nie jesteśmy przygotowani technicznie ani organizacyjnie na tak dużą liczbę zwiedzających o nocnej porze. Ten sposób zwiedzania, choć na pewno bardzo atrakcyjny i dostarczający emocji, nie jest bezpieczny ani dla ludzi, ani dla ekspozycji. Nie mamy chociażby oświetlenia awaryjnego - tłumaczy dyrektor Maciej Kluss. Dodając, że podobne decyzje podjęli dyrektorzy innych muzeów rezydencjonalnych, m.in. Łańcuta i Kozłówki. Czynne za to będą np. muzea krakowskie. Nocne zwiedzanie 25 placówek muzealnych Krakowa rozpocznie się dziś o godz. 19, a zakończy jutro o 1.

Sylwia Plucińska - POLSKA Dziennik Zachodni




Kris - Czw Maj 29, 2008 5:02 pm
Siewierz: Most i platforma
dziś

W siewierskim zamku pojawi się most zwodzony. Za kilka dni władze Siewierza podpiszą umowę z jego wykonawcą.

- Jesteśmy już po przetargu na budowę kładki, mostu zwodzonego i położenie bruku w barbakanie. Prace powinny ruszyć w połowie czerwca - zapewnia Dariusz Nowak, kierownik Referatu Rozwoju i Inwestycji siewierskiego Urzędu Miejskiego.

Realizacja tego pomysłu będzie kosztowała około 600 tysięcy złotych. Około 42 tys. dołoży Siewierzowi powiat będziński. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, most zwodzony będzie gotowy w październiku tego roku.

To nie będzie jedyna atrakcja malowniczych ruin. W marcu oddano do użytku platformę widokową na zamku. Jej popularność bije prawdziwe rekordy. Przez cztery majowe weekendy widok z zamku na okolicę podziwiało 4500 osób.

- Te dane dotyczą samych sobót i niedziel. W pozostałe dni tygodni platforma także jest zwiedzana. Przychodzą wtedy jednak głównie wycieczki zorganizowane, zazwyczaj szkolne - mówi Agnieszka Dobrowolska z Referatu Rozwoju i Inwestycji siewierskiego magistratu.

Oprócz turystów z Katowic, Częstochowy czy Zawiercia, nie brakuje przybyszów z bardziej odległych stron. Na platformie byli już goście m.in. z Holandii i Bułgarii.

Najstarszą osobą, która dotąd pokonała prawie siedemdziesiąt schodów wiodących na basztę z platformą, była 86-letnia mieszkanka Kartuz.
Magdalena Nowacka - POLSKA Dziennik Zachodni
http://bedzin.naszemiasto.pl/wydarzenia/858208.html



Wit - Sob Cze 07, 2008 8:23 am


Trójkąt trzech zamków
dziś
Dziś i jutro będzie można zwiedzać średniowieczny będziński zamek i przenieść się w czasy jego świetności. Główny, wirtualny pokaz odbędzie się na dziedzińcu o godz. 22. Takie pokazy są jedną z form promocji starych warowni.

Wspólną strategię marketingową dla Będzina, Siewierza i Sławkowa opracowało Stowarzyszenie na Rzecz Ochrony Dziedzictwa Przyrodniczego i Kulturowego "Moje Miasto" w Będzinie. Te i inne pomysły zostaną przedstawione na Międzynarodowym Forum Rekonstrukcji Historycznej. Spotkanie organizuje Stowarzyszenie. Odbędzie się we wrześniu, ale przygotowania już ruszyły pełną parą.

- Postanowiliśmy stworzyć trójkąt trzech zamków z trzech miast powiatu: Będzina, Sławkowa, Siewierza. Chcemy połączyć siły i stworzyć szlak zamkowy, może w stylu francuskiego szlaku zamków nad Loarą, czy zamków w Czechach. Nasze warownie będą tętnić życiem%07- zapewnia Janusz Mieduniecki, członek stowarzyszenia.

Organizatorzy chcą zaprosić na spotkanie przedstawicieli bractwa rycerskiego z Litwy. Z Polski przyjadą rycerze z okolic Ogrodzieńca, Byczyny i Opola.

- Zaprosimy także biznesmenów i naukowców z całej Polski. Liczymy na to, że dzięki nim opracujemy wspólny projekt promocji naszych warowni - dodaje Janusz Mieduniecki.

Podczas forum będzie też dyskutowany projekt stworzenia przy zamku będzińskim osady średniowiecznej.

- Chodzi o to, żeby każdy, kto przyjdzie mógł zobaczyć jak wyplatano koszyki, wyrabiano garnki - wyjaśnia Mieduniecki.

W zamku siewierskim, według stowarzyszenia, jedną z atrakcji miałyby być specjalnie zamontowane drabiny, dzięki którym można będzie się przemieszczać do poszczególnych części warowni.

Przedstawiciele Sławkowa uważają, że pomysł wspólnej promocji średniowiecznych warowni jest dobry. Miasto już zaczęło się starać o dotacje.

- Przygotowujemy właśnie dokumentację na dalsze prace rewitalizacyjne. Powstanie amfiteatr, gdzie będą mogli występować artyści. Będzie także utwardzone podłoże w miejscu, gdzie przed wiekami znajdowała się fosa. Te prace uzależnione są od ewentualnego dofinansowania z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego, choć niewykluczone, że na część robót pieniądze znajdą się w przyszłorocznym budżecie miasta - mówi Janusz Mróz, rzecznik Sławkowa.

Gruszek w popiele nie zasypują też w Siewierzu. W ruinach tamtejszego zamku wybudowano platformę widokową. Na dniach rozpoczną się prace nad rekonstrukcją zwodzonego mostu. Opracowywana jest też koncepcja iluminacji zamku.

W Będzinie powstał natomiast projekt budowlany zabezpieczenia podziemi zamku.

- Realizacja powinna nastąpić w przyszłym roku - mówi Marzena Karolczyk, rzeczniczka będzińskiego Urzędu Miejskiego.

Miasto dostało z Unii pieniądze na zagospodarowanie Zamkowego Wzgórza.

Magdalena Nowacka - POLSKA Dziennik Zachodni





Wit - Śro Cze 25, 2008 8:44 pm


Siewierz: Przy zamku będzie zwodzony most
23.06.2008
Ruszyły prace związane z rekonstrukcją mostu zwodzonego przy zamku w Siewierzu. Most będzie wyjątkowy, bo tego typu w Polsce jest tylko jeszcze jeden, w Malborku. Tamten jednak łączy zamek dolny z zamkiem górnym.

- Nasz most będzie inny. Będzie dosięgał do bramy. Długi na trzydzieści metrów, szeroki na około cztery. Będzie przebiegał nad fosą i prowadził właśnie prosto do bramy. Oczywiście zostanie wykonany z drewna. Część zwodzona będzie przy samej niszy bramnej - opowiada Artur Rok, historyk z siewierskiej Izby Tradycji i Kultury Dawnej.

Zmieni się także sama brama. Zniknie metalowa krata. Brama będzie zrobiona z drewna z żelaznymi okuciami.

Zamek w Siewierzu, jak wynika ze źródeł historycznych, miał most zwodzony już w 1574 roku. Drewno jednak niszczeje, most trzeba było przebudowywać. Ostatnie wzmianki o moście zachowały się z 1758 roku. Potem mostu już nie było.

- Na przełomie sześćdziesiątych i siedemdziesiątych lat XX wieku, zrobiono tu drewnianą kładkę, która miała spełniać rolę mostu. Był to pomysł archeologów, aby łatwiej było dostać się do Zamku - opowiada Artur Rok.

I sama kładka jednak nie wytrzymała próby czasu. Zniknęła na początku lat osiemdziesiątych XX wieku.

Historycznie, mosty zwodzone chroniły zamki i miasta przed najeźdźcami i były podnoszone w przypadku zagrożenia, a z reguły także i na noc. Teraz tę niewątpliwą atrakcję będzie można oglądać w Siewierzu.

- Cieszymy się, że dzięki tym pracom, ruiny zamku będą naprawdę oddawały ducha historii - mówi Grzegorz Podlejski kierownik Referatu Oświaty Promocji i Kultury z Urzędu Miasta i Gminy Siewierz.

Inwestycja będzie kosztowała 600 tysięcy złotych. Z tego ponad 41 tysięcy dofinansowuje Starostwo Powiatowe w Będzinie. Reszta zostanie pokryta z budżetu gminy.

Rekonstrukcja mostu wraz z kładką dla pieszych odbywa się w ramach drugiego etapu przywracania świetności warowni. Planowane zakończenie robót to przełom września i października.

Pierwszy, rozpoczęty w sierpniu ubiegłego roku, a zakończony w lutym bieżącego, to budowa platformy widokowej. Zwiedziło ją dotąd prawie pięć tysięcy osób i jest jedną z największych atrakcji miasta.

- Za to już w poniedziałek podpisujemy umowę na brukowanie i remont murów zamkowych. To również będzie kosztowało około 600 tysięcy. Mamy jednak spore dofinansowanie. Trzysta tysięcy złotych dostaniemy od Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków - mówi pan Grzegorz. Te prace ruszą prawdopodobnie po zakończeniu budowy mostu. Nie jest wykluczone, że nawet wcześniej. Odtworzenie barbakanu to jeszcze nie koniec. Są już pierwsze próby związane z iluminacją zamku.

- Chcemy, aby był oświetlony zarówno na zewnątrz, jak i w środku. Zastanawiamy się nad wyborem światła. W grę wchodzi żółte, białe lub niebieskie - mówi Grzegorz Podlejski.

Iluminacja zamku będzie częścią projektu związanego z oświetleniem siewierskich zabytków. W planach są bowiem także iluminacje kościoła pw. Świętego Jana Chrzciciela oraz kościoła pw. Świętego Macieja Apostoła.

Magdalena Nowacka - POLSKA Dziennik Zachodni




Wit - Nie Cze 29, 2008 11:33 am


Tworków: Ruiny tworkowskiego pałacu przynoszą szczęście nowożeńcom
27.06.2008
Położone na skarpie nad rzeką Psiną ruiny XVI-wiecznego pałacu w Tworkowie mają niepowtarzalny klimat. Dziś są ulubionym miejscem nowożeńców, którzy pod starymi murami robią sobie pamiątkowe zdjęcia. Zameczek przynosi ponoć młodym parom szczęście, ale nie zawsze tak było.

Miejscowi mówią, że nad pałacem wisiało dawniej fatum. Podobno żaden z jego właścicieli, a było ich wielu, nie cierpiał swojej posiadłości. Zresztą pożar, który wybuchł tu w nocy z 8 na 9 stycznia 1931 roku i położył kres świetności pałacu, prawdopodobnie nie był przypadkowy. Chociaż w oficjalnych dokumentach stwierdzono, że przyczyna pojawienia się ognia była nieznana, istnieją przypuszczenia o celowym podłożeniu ognia. Podobno kolejny właściciel, hrabia von Saurma-Jeltsch, nie przejął się zbytnio katastrofą, bo sporo zarobił na odszkodowaniu... Od tamtego czasu w Tworkowie nie straszyła już tylko zwiastująca katastrofę Biała Dama (podobno ostatni raz widziano ją tu w przeddzień pożaru), ale również pogarszający się z roku na rok stan pałacu.

Nowa karta w historii zamku została zapisana pięć lat temu, gdy od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa w Opolu przejęła go gmina Krzyżanowice. Teren wokół ruin został uporządkowany i znów rośnie tu nisko przystrzyżona trawa. W budżecie znaleziono też kilkanaście tysięcy na podstawowe prace zabezpieczające. Mieszkańcom malowniczej wsi marzy się przywrócenie pałacowi dawnego blasku.

- Nie brakuje tu zapaleńców. Wiele osób z chęcią zakasa rękawy - mówi Rafał Morawiec, sołtys Tworkowa. Dziś turyści mogą zobaczyć odsłonięte wypalone mury, resztki wieży oraz renesansowe portale.

Trójskrzydłowa budowla została wzniesiona w II połowie XVI wieku na fundamentach zamku średniowiecznego, na planie zbliżonym do podkowy. Najpierw była to rezydencja rodziny Wodnikowskich, a później Wieczów.

Aleksander Król - POLSKA Dziennik Zachodni





Wit - Nie Cze 29, 2008 9:43 pm
Krowiarki śnią o wielkim świecie
Jacek Madeja2008-06-29, ostatnia aktualizacja 2008-06-29 18:55



- Odnowiony pałac będzie marką z najwyższej półki - przekonują nowi właściciele pałacu w Krowiarkach. Zabrali się już za ratowanie walącego się zabytku, choć planów jego zagospodarowania nie chcą jeszcze zdradzić.

Pałac w Krowiarkach to dawna rezydencja Donnersmarcków, którzy zamienili ją w prawdziwą perełkę. Przepych sali balowej i mauretańskiej nie ustępował królewskim pałacom. Po wojnie było już tylko gorzej. Najpierw działał tu dom dziecka, a potem szpital. W latach 90. zabytek kupił krakowski przedsiębiorca Andrzej Koc. Zamiast remontu skończyło się na obietnicach, a wiekowe mury szybko zaczęły przegrywać z pogodą.

Słońce nad Krowiarkami zaświeciło ponownie przed rokiem. Na niebie pojawił się helikopter. Maszyna usiadła na szkolnym boisku i przywiozła nowych właścicieli. - Rozmawiają po angielsku i są bajecznie bogaci. Uratują nasz pałac - gruchnęło we wsi.

Na pokładzie helikoptera była Anna Piwek. Nie chce zdradzić, kto jeszcze z nią przyleciał. - Reprezentujemy poważną firmę, która jest powiązana z międzynarodową korporacją Tavistock. To marka znana na całym świecie. W Polsce mamy już pałac w Marchwaczu i planujemy budowę kwartału luksusowych apartamentowców w Głogowie. Większość interesów prowadzimy za granicą - opowiada enigmatycznie urodziwa blondynka w bluzce od Versace.

Na razie jej strój kontrastuje z walącym się zabytkiem, ale w ciągu kilku lat w Krowiarkach ma być równie luksusowo. - To będzie marka znana na całym świecie. W mauzoleum urządzimy muzeum. Na ścianach zawisną obrazy Picassa. Brzmi kosmicznie? Bo to będzie kosmos - przekonuje Piwek.

Gorzej, kiedy przychodzi do konkretów. Wiadomo tylko, że część pałacowych komnat ma być udostępniana zwiedzającym. - Co z resztą? To będzie instytucja charytatywna? - pytają dziennikarze podczas przejażdżki bryczką zorganizowanej przez nowych właścicieli. - Mogę zdradzić tylko, że na świecie są miejsca, które milionerzy upodobali sobie na luksusowe rezydencje. Trzeba im stworzyć warunki. Mamy tylko problem z ziemią, bo potrzebowalibyśmy jeszcze kilkuset hektarów wokół zamku. Wtedy moglibyśmy urządzić pole golfowe. Teraz wszystko leży odłogiem, a właścicielem jest Agencja Rynku Rolnego. I jeszcze ten zapach. Musi zniknąć, bo na pewno nikt nie przyjedzie - przekonuje Piwek, kiedy mijamy sterty kiszonki przeznaczonej dla bydła.

W pałacu i pobliskim mauzoleum sen przybiera jednak bardziej realne kształty. Wszędzie są porozstawiane rusztowania, a na podłodze w komnatach znajdujemy odlewy sztukaterii, która uzupełni braki. Na dziedzińcu są elementy rozebranej wieży z metalowym hełmem, które czekają na renowację. Gorzej, kiedy wraca temat pieniędzy. Piwkowie - Anna i jej ojciec Marek - wspólnie zarządzają firmą, która jest właścicielem pałacu i parku. Nie chcą zdradzić nawet, za ile kupili zabytek. O plany i koszty zagadkowej inwestycji nie ma co nawet pytać.

W gminie Pietrowice Wielkie wierzą, że tym razem pałac i wieś złapała Pana Boga za nogi. Mimo że na poprzednim właścicielu wszyscy się sparzyli. - Rzeczywiście, wszystko jest trochę zagadkowe, ale najważniejsze, że pałac został uratowany. Remont trwa już od dwóch miesięcy, a gdyby nie to, mury mogłyby nie wytrzymać kolejnej zimy. Nad wszystkim pieczę ma wojewódzki konserwator zabytków - mówi Andrzej Wawrzynek, wójt Pietrowic Wielkich.

- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za parę lat spotkamy się w Krowiarkach, które będą znane nie tylko w Polsce, ale na całym świecie - zagadkowo powtarzają Piwkowie.





Kris - Pon Cze 30, 2008 7:11 pm
Zamek w Siewierzu będzie jak Malbork
Iwona Sobczyk
2008-06-26, ostatnia aktualizacja 2008-06-26 21:53


Burmistrz Siewierza Zdzisław Banaś na szczycie zamkowej wieży
Fot. Dawid Chalimoniuk / AG

Przy zamku w Siewierzu rozpoczęły się prace nad odtworzeniem mostu zwodzonego. Będzie miał 30 metrów, a do jego podnoszenia potrzebnych będzie dwóch siłaczy. Pierwsi turyści zostaną dzięki niemu zamknięci w warowni jesienią.

Drewniany most zwodzony budowany przy ruinach XIV-wiecznego siewierskiego zamku będzie drugim takim mostem w Polsce po malborskim. Poprowadzi przez fosę do barbakanu. Będzie gotowy pod koniec września. Cały ma liczyć 30 metrów, ruchoma część - 5 metrów. Do jej podniesienia trzeba będzie dwóch ludzi. - Dysponujemy opisami z XVIII wieku, więc zamierzamy odtworzyć konstrukcję mostu z tego okresu. Kiedy turyści wejdą do zamku, będziemy za nimi zamykać most - opowiada Artur Rok, historyk z Izby Tradycji i Kultury Dawnej w Siewierzu.

Wyjątkowość siewierskiego mostu polegać będzie także na tym, że jeszcze przez pewien czas będzie "zwodzony" tylko z nazwy. Fosę wokół zamku porasta na razie gęste sitowie. Zanim zaleje się ją wodą, trzeba ją nie tylko oczyścić, ale i umocnić przylegające do niej mury obronne i dokładnie przekopać jej dno. Archeologowie i historycy podejrzewają, że kryje się tam sporo ciekawych rzeczy. - Fosa pełniła funkcję obronną, ale była też zamkowym śmietnikiem. Dzisiaj każdy taki śmieć to dla historyka skarb - zapewnia Rok.

Budowa mostu to kolejny etap prac, które mają z siewierskiego zamku zrobić turystyczną atrakcję. Zamek został opuszczony i popadł w ruinę w XIX wieku i nigdy potem nie przeszedł poważnego remontu. - Stał niewykorzystany, nie można było wpuścić do niego turystów, bo to było zbyt niebezpieczne. Czas był najwyższy, żeby coś z tym zrobić, zanim zamek nam się całkiem rozpadnie - mówi Zdzisław Banaś, burmistrz Siewierza.

Renowacja zaczęła się od zbudowania schodów i platformy widokowej w pustej dotąd wieży bramnej. - Platformę otworzyliśmy 1 maja, od tej pory było tam już 10 tysięcy turystów. To potwierdza, że pomysł jest dobry - dodaje burmistrz.

Niebawem rozpocznie się remont zamkowych murów. Trzeba usunąć ślady niefachowo wykonanych napraw sprzed 10 lat, które szpecą ruinę i podnieść renesansową ścianę południową z zachowaniem zasad starej sztuki murarskiej. Teraz ściana jest za niska, nie stanowi przeszkody dla wandali.

W planach jest wybrukowanie porośniętego wysoką trawą dziedzińca, tak, żeby mogły się na nim odbywać rozmaite imprezy, wyeksponowanie znajdujących się w jego centrum pozostałości po wieży ostatniej obrony, adaptacja muru nad piwnicą na scenę, zamontowanie oświetlenia, a w przyszłości także zagospodarowanie błoni wokół warowni. Mają tu powstać boiska, skatepark, amfiteatr, młyn, kładka dla pieszych i ścieżka rowerowa.

- Nie zamierzamy, przynajmniej na razie, zamku odbudowywać. Ruina pozostanie ruiną, tylko że bezpieczną i atrakcyjną dla turystów - wyjaśnia burmistrz.

Do tej pory na prace wydano około 400 tysięcy złotych. Całość wymagać będzie ponad 3,5 miliona złotych. Część wydatków wezmą na siebie starostwo będzińskie i wojewódzki konserwator zabytków.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3506 ... lbork.html

_______________________

i jeszcze fotki z Krowiarek


Pałac w Krowiarkach


Pałac został zbudowany w 1826 r. przez ród Donnersmarcków


Anna Piwek obiecuje, że za kilka lat pałac w Krowiarkach będzie luksusowym miejscem, przyciągającym biznesmenów z całego świata



Kris - Wto Lip 01, 2008 7:10 am
Miliony dla pałacu w Krowiarkach
dziś

Jeden z najpiękniejszych, a jednocześnie całkiem zapomnianych pałaców na Śląsku, podnosi się z ruin. Trwa jego gruntowny remont.

Wygląda na to, że nowi, tajemniczy właściciele XIX-wiecznej, unikatowej rezydencji Donnersmarcków w Krowiarkach nie obiecywali gruszek na wierzbie, gdy w ubiegłym roku do małej, podraciborskiej wsi przylecieli helikopterem.

Wrocławska firma Kalydna, powiązana z międzynarodową korporacją Tavistock zaczęła od remontu mauzoleum, w którym jeszcze w tym roku chce utworzyć galerię. To ma być wabik, który zainteresuje tym miejscem milionerów z całego świata. To z myślą o nich odbuduje się tu wspaniałą rezydencję, przy której prawdopodobnie powstanie pole golfowe. Chociaż przeznaczenie 115 sal pałacu, które kiedyś wyglądały jak królewskie pokoje w dalszym ciągu owiane jest tajemnicą, właściciele mają już na swoim koncie podobne luksusowe hotele w Europie.
http://raciborz.naszemiasto.pl/wydarzenia/869739.html
- Chcemy, żeby Krowiarki stały się marką rozpoznawaną w Europie - mówi Marek Piwek, który reprezentuje właścicieli. Ci obiecują, że część obiektu będzie otwarta dla turystów, ale na razie nie zamierzają chwalić się tym, ile wydadzą na remont zabytku.
Aleksander Król - POLSKA Dziennik Zachodni



Kris - Pią Lip 04, 2008 7:21 am
Wyrośnie pałac jak z bajki
dziś


Na placu obok zamku leży zdemontowana wieża, która groziła zawaleniem. Fot. Aleksander Król

Do Krowiarek będą przyjeżdżać milionerzy z całego świata - zapowiadają nowi właściciele pałacu Donnersmarcków i wygląda na to, że nie rzucają słów na wiatr.


Tak będzie wyglądała rezydencja milionerów.

arc Anna Piwek i jej ojciec Marek, którzy reprezentowali właścicieli, zapowiadają, że o Krowiarkach będzie głośno w świecie. Fot. Aleksander Król

Remont XIX-wiecznego zabytku idzie tam już pełną parą.

Każdego dnia na terenie rezydencji o powierzchni czterech tysięcy metrów kwadratowych uwija się 50 robotników.

Mauzoleum będzie gotowe już w tym roku. W środku stworzymy galerię, a na ścianach powiesimy obrazy Picassa - mówi Anna Piwek, która reprezentuje właścicieli pałacu, czyli wrocławską firmę Kalydna, powiązaną z międzynarodową korporacją Tavistock.

W Krowiarkach wszystko brzmi jak bajka, ale widać, że nowi "panowie na rezydencji", jak określają ich miejscowi, chcą by było tu jak u Disneya. Gdy w ubiegłym roku kupowali zrujnowaną perełkę, przylecieli do wsi helikopterem. Mówili po angielsku i rozdawali dzieciakom cukierki. W minioną niedzielę nie było wcale gorzej.

Z garstką gości podjechali pod zamek dyliżansem.

W bramie kłaniał się im w pas "dozorca". A nad głównym wejściem do rezydencji ze 115 salami, zawieszono kilkaset kolorowych balonów.

Śpieszymy się z odbudową mauzoleum, bo chcemy jak najszybciej pokazać światu, że coś tu się dzieje, że warto tu przyjechać. To będzie marka znana w całej Europie - mówi Marek Piwek.

Galeria w mauzoleum, które znajduje się kilkaset metrów od pałacu w wielkim parku, to jedyny pewnik.

To, co będzie mieściło się w salach mauretańskiej i bajkowej w dalszym ciągu owiane jest tajemnicą.

Wiadomo tylko tyle, że część obiektu ma być udostępniona dla turystów.

Kto wie, czy nie tylko wówczas, gdy w rezydencji nie będzie akurat luksusowych gości.

Bo o milionerach z całego świata, którzy uwielbiają takie rezydencje, ciągle przebąkują nowi właściciele.

Zresztą tak jak i o większej ilości ziemi, którą będą chcieli tu zdobyć na pole golfowe.

Słysząc o pieniądzach, Piwkowie też tylko się uśmiechają, przyznając, że zer przed symbolem euro jest mnóstwo.

W piękny, bajkowy sen wierzą władze Pietrowic Wielkich, chociaż nie mają dobrych doświadczeń z poprzednim właścicielem.

Biznesmen z Krakowa, któremu gmina odsprzedała pod koniec lat 80-tych swoją perełkę za bezcen, nie włożył tu ani złotówki i wywiózł z Krowiarek wszystkie dobra.

Wewnątrz zabytku kompletnie nic nie zostało. Podobno jako ostatni zniknął wielki, kryształowy żyrandol.

- Teraz będzie inaczej. Odnowiony zamek to dla gminy skarb. Już teraz, przy jego odbudowie znalazło pracę wielu mieszkańców. Mamy nadzieję, że później też tak będzie - mówi Andrzej Wawrzynek, wójt Pietrowic Wielkich. Jeszcze do niedawna pod zamek podjeżdżało się dziurawą drogą, teraz sfinansowany przez gminę asfalt jest równiutki jak stół.

W ubiegłą niedzielę bawili się nie tylko panowie na włościach. Na łąkach niedaleko zamku zorganizowano festyn dla mieszkańców.

Przyjechało sporo gości z całego regionu. Niestety z tego miejsca nie można było dojrzeć ukrytego za drzewami zamku. Posiadłość dla bawiącego się "plebsu" była zamknięta.

- Przyjechaliśmy aż z Rybnika żeby zobaczyć pałac. Szkoda, że zamknięto bramy - mówił Edward Kosowski, który razem z żoną Eugenią zwiedza podobne zabytki w całym regionie. - Mieszkałem tu kiedyś. W parku była wielka huśtawka i wielkie lwy. Przyjechałem, bo słyszałem, że ratują nasza perełkę - mówi Alfred Holeczek, który wiele lat temu przeprowadził się z Krowiarek do Babic.

Szkoła polityczna, przedszkole, szpital i ruina

Zamek w Krowiarkach istniał już w 1678 roku, ale wówczas była to budowla drewniana, która należał do rodziny Beess.

W 1826 roku nowy właściciel Graf Strachwitz na miejscu drewnianego wzniósł nowy zamek murowany.

Trzydzieści lat później, gdy młody Hugo II Henckel von Donnersmarck poślubił Wandę von Gaschin, majątek przejęła jego rodzina.

Ostateczny kształt pałac uzyskał w roku 1896, kiedy zakończono odbudowę po wielkim pożarze, który strawił północną jego część.

W efekcie przebudowy powstał obiekt, który łączy w sobie wiele stylów architektonicznych, od renesansu, przez barok do niezwykle bujnej secesji i fragmentów w stylu mauretańskim.

Pałac bez większego uszczerbku przetrwał drugą wojnę światową. Potem mieściła się tu Szkoła Aktywu Politycznego, a od 1947 roku państwowy dom dziecka i przedszkole. Od 1963 roku pałac przejął szpital rehabilitacyjno-ortopedyczny.

Pod koniec lat 80-tych zabytek trafił w ręce prywatne i z roku na rok ulegał większej dewastacji.

W maju ubiegłego roku pałac przejęła firma Kalydna. Tak zaczyna się nowy rozdział w jego historii.

Aleksander Król - POLSKA Dziennik Zachodni
http://raciborz.naszemiasto.pl/wydarzenia/870075.html



Wit - Nie Lip 13, 2008 9:29 pm


Zamki znów dumne
11.07.2008
Do niedawna były powodem wstydu, ale wkrótce znów będziemy z nich dumni. Nareszcie zabrano się za renowację zamków i pałaców w naszym regionie.

Najwięcej ma ich Raciborszczyzna, ale prawdziwe perełki znajdują się też np. w żorskich Baranowicach i wodzisławskich Kokoszycach. Zresztą kokoszycki zespół pałacowo-parkowy, zwany też śląskim Castel Gandolfo (bo gościł tu swego czasu nawet Karol Wojtyła) już odzyskał swój dawny blask. Barokowy pałac został wyremontowany przez Kurię Metropolitalną w Katowicach, która jest tu gospodarzem.

Słońce zaświeciło też nad XVIII-wiecznym pałacem w Baranowicach, który został niedawno odzyskany przez miasto. Za cały kompleks urzędnicy zapłacili 1,3 mln zł i przymierzają się do jego remontu.

Pełną parą idą już prace na Raciborszczyźnie i to przy trzech wspaniałych zabytkach. Dwa tygodnie temu wystartował remont Zamku Piastowskiego, najstarszego zabytku na Śląsku. Fragment XIII-wiecznego domu księcia Przemysława, czyli budynek bramny, ma być gotowy już w kwietniu przyszłego roku. Ponad 50 robotników uwija się też codziennie przy pałacu Donnersmarcków w Krowiarkach.

Nowi i bardzo bogaci właściciele zapowiadają, że już w niedalekiej przyszłości będą się tu bawić milionerzy z całego świata. Pod wyjątkowo pięknymi murami zagrają w golfa. Powodem do dumy powoli staje się również pałac cysterski w Rudach, który być może doczeka się nawet kiedyś etykiety UNESCO.

(alek) - POLSKA Dziennik Zachodni

http://raciborz.naszemiasto.pl/wydarzenia/873080.html



Wit - Wto Lip 22, 2008 8:15 pm


Siemianowice zrywają z stereotypem turystycznych peryferii
Siemianowickie zabytki: Szansa na drugie życie

Mają największy pałac w regionie i wiele innych zabytków. Czy atrakcje Siemianowic dostrzegą turyści? Być może, gdyż nowy plan zagospodarowania przestrzennego ma w tym pomóc.

Siemianowice Śląskie prawa miejskie uzyskały w dopiero w 1932 roku, ale ich historia sięga średniowiecza. Tak długi okres istnienia rzutuje na siemianowicką architekturę. Dziś miasto ma wpisane do rejestru zabytków 14 obiektów. Jest to przede wszystkim pałac Donnesmarców, gmach siemianowickiego ratusza, michałkowicki pałacyk zwany „Zameczkiem”, dawny pałacyk Fitznera, budynek szpitala miejskiego, osiedle robotnicze przy ulicy górniczej, budynek łaźni miejskiej wraz z przylegającym parkiem oraz pojedyncze kamienice głównie z centrum miasta i Michałkowic.

- Miasto jest bardzo atrakcyjne pod względem architektury dla turystów - mówi w rozmowie z MM Silesią Małgorzata Derus, miejski konserwator zabytków i autorka wielu publikacji, dotyczących architektury Siemianowic. – Mimo, że do oficjalnego rejestru wpisane jest 14 budowli, liczba unikatów jest znacznie większa. Obecnie mamy listę około 70 budynków, które naszym zdaniem powinny się znaleźć w takim rejestrze - dodaje Derus.

Uratować pałac

Bez wątpienia najbardziej widowiskową budowlą, jednocześnie pozostającą w bardzo zaniedbanym stanie, jest zespół pałacowo-parkowy, zwany pałacem Donnersmarcków. Jest jednym z najokazalszych tego typu obiektów w kraju i największym w całym województwie. Jego budowę zapoczątkował ród Mieroszewskich w XVII wieku. Wiek później przeszedł na własność rodu Henckel von Donnersmarck. Obiekt łączy w sobie elementy barokowe i klasycystyczne.

Na przełomie XIX i XX wieku Donnesmarckowie sprzedali pałac. W XX wieku często zmieniał właściciela. Na początku lat dziewięćdziesiątych od upadającej kopalni „Michał” przejął go urząd miasta. Wówczas zaczęły się wieloletnie poszukiwania inwestora, który potrafiłby przywrócić dawną świetność perełce śląskiej architektury. W roku 2005 o pałac kupiła spółka Silesia z o.o., której prezesem jest Witold Węcławski. Firma opracowała plan rewaloryzacji, którego autorem jest architekt Kazimierz Stamirowski. Zgodnie z nim obiekt miał się stopniowo przekształcać w zespół hotelowo-rekreacyjny. Plan uzyskał wstępną zgodę Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Do dziś nie wiadomo jednak, kiedy inwestycja ruszy z miejsca.

– Obecnie poszukujemy wiarygodnego partnera, który byłby w stanie zainwestować w kompleksową i dużą inwestycję. Nie ma sensu łożyć tutaj pieniędzy na mniejszą skalę. Na dzień dzisiejszy planowane jest uruchomienie pięciogwiazdkowego hotelu, posiadającego co najmniej 120 łóżek - mówi w rozmowie z MM Silesią Witold Węcławski. - Cała inwestycja doprowadzić ma do rozbudowy obecnego obiektu. W aktualnie zniszczonych częściach pałacu chcielibyśmy otworzyć sale konferencyjne przeznaczone dla dużych firm. Nie wyklucza się również zbudowania kortów tenisowych albo basenu - dodaje Węcławski. Na dzień dzisiejszy nie można jednak oszacować kosztów planowanej inwestycji – dodaje Węcławski.

Inne zabytki również czekają w kolejce...

Drugim zespołem pałacowym Siemianowic jest popularny „Zameczek”. Jest to pałacyk, powstały z przebudowy dawnego dworu Rhienbabenów, lub też powstały na jego miejsce, na przełomie XIX i XX wieku. Po 1989 roku całość zaczęła podlegać kopalni „Siemianowice”, a po jego upadku fundacji „Michał”. Utworzono wówczas Dom Technika, a w salach pałacowych zaczęły odbywać się liczne imprezy kulturalne i okolicznościowe.

Innym obiektem pałacowym jest pochodzący z lat 80-tych XIX wieku, budynek zwany willą lub pałacykiem Fitznera. Wraz ze swój a rozczłonkowaną fasadą i charakterystyczną wieżyczką jest on jedną z najciekawszych budowli miasta. W 2000 roku huta „Jedność” dokonała, pod nadzorem Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, udanej odnowy części parteru willi, która stała się siedzibą restauracji. Pozostała część budowli podlega obecnie pod Urząd Miasta i w najbliższym czasie można się spodziewać prac renowacyjnych.

Wymieniając siemianowickie zabytki nie należy zapomnieć o barokowym spichlerzu dworskim z końca XVII wieku, wzniesionym przez Mieroszewskich. Jest to obecnie ostatni istniejący element leżącego przed laty w najbliższym otoczeniu pałacu Donnersmarcków Starego Dworu. Jednak większość z jej części została usunięta wraz z likwidacją siemianowickiego PGR-u, kiedy to zabudowania stajenne i gospodarcze rozebrano aż do fundamentów. W trakcie robót adaptacyjnych zniszczono także stary przejazd bramny i jego portal. W 1991 roku Rada Miasta zdecydowała utworzyć się w spichlerzu Muzeum Miejskie. Obecnie w jego wnętrzu mieszczą się trzy stałe ekspozycje: „Tradycyjna kultura wsi górnośląskiej”, „Mieszkanie śląskie z XXw”, oraz oparta na fotografiach i kserokopiach wystawa „Z dziejów Siemianowic Śląskich”.

Mimo, że o sławie miasta decydują okazałe zabytki, to o jego ogólnym wizerunku decydują wszystkie budowle. Oprócz nich do miana wizytówki gminy w mieście znajdziemy bardzo dużo kamienic, dzięki którym miasto zyskałoby na urodzie.

– Wszystko niestety spoczywa na barkach prywatnych zarządców, którzy często pozostawiają swoje własności w bardzo zaniedbanym stanie - kontynuuje swój wywód na temat zabytków Małgorzata Derus.

Miejski konserwator ma ograniczone pole działania, gdyż w przeciwieństwie do innych miast, nie dostaje dotacji finansowych. Znacznie uszczupla to jego możliwości. Mimo tego Derus jest optymistką: - Obecnie w przygotowaniu jest nowy plan zagospodarowania przestrzennego, który w większym stopniu ma uwzględniać potrzeby miejskich zabytków. Zwiększona ma zostać liczba obiektów zgłoszonych do rejestru - zaznacza konserwator.

Duże nadzieje wiązać można ze spółką Silesia i jej planami względem pałacu Donnersmarcków oraz samym Urzędem Miasta, który ma dokonywać renowacji pałacyku Fitznera. Pozwala to pozytywnie patrzeć w przyszłość.

Radek Marczyński



.....................
eh...czyli dalej nic się nie dzieje z pałacem, który w fatalnym stanie stoi praktycznie w centrum miasta !



Wit - Wto Sie 19, 2008 10:03 pm
Niedawno kupili pałacyk Donnersmarcków, a teraz chcą go sprzedać?
14.08.2008
W pałacu myśliwskim rodu Henckel von Donnersmarck w Kaletach-Zielonej z XIX wieku miał powstać ośrodek szkoleniowy. Jednak firma z Bytomia, która kupiła zabytek ponad dwa lata temu od Nadleśnictwa Koszęcin, w internecie ogłasza, że ten teren chce sprzedać.

Kazimierz Walisko, nadleśniczy Nadleśnictwa Koszęcin od nas dowiedział się, że firma Elgra zamierza sprzedać pałacyk. - Jestem zaskoczony, bo do przetargu zgłosiło się dwóch oferentów. Cieszyłem się, bo udało nam się sprzedać zabytek po wyższej cenie niż przypuszczaliśmy. Poza tym firma, która wygrała, miała konkretne plany co do tego obiektu - mówi nadleśniczy. - Ostatnio przejeżdżałem koło pałacu. Na moje oko nowy właściciel uporządkował tylko teren i zabezpieczył dach - dodaje.

Walisko przyznaje, że nadleśnictwo sprzedało zabytek, bo nie miało pieniędzy na jego utrzymanie. - Zrobiliśmy to z wielką ulgą. Ciążyła przecież na nas odpowiedzialność za stan zabytku. Pałac był w złym stanie technicznym. Były tam już pionowe i poprzeczne pęknięcia ścian. Poza tym budynek jest położony w specyficznym miejscu, koło stawu. Tam jest duża wilgoć, co ma wpływ na jego stan techniczny - wyjaśnia nadleśniczy.

Burmistrz Kalet Józef Kalinowski przyznaje, że informacje o sprzedaży pałacu przed dwoma laty przyjął z dużą ulgą. - Miałem nadzieję, że temat się skończył i zabytek wreszcie odzyska dawny blask. Wiem, że nowy właściciel chce sprzedać obiekt - przyznaje Kalinowski.

Przedstawiciel firmy Elgra, z którym udało nam się skontaktować, twierdzi, że pałacyk jest w gorszym stanie technicznym, niż się wydawało przed dwoma laty. - Prowadzimy cały czas prace zabezpieczające, zgodnie z zaleceniami. Nie ukrywam, że konserwator naciska na nas, żeby prace nabrały tempa. Jednak musieliśmy dostać ekspertyzy, które zleciliśmy Politechnice Krakowskiej. Takimi dokumentami już dysponujemy - mówi Artur Rafalik z Elgry. Twierdzi, że ekspertyzy potwierdziły, że poprzedni dzierżawca pałacyku źle go eksploatował. - Na placu w ziemi znaleźliśmy wióry i śruby. To niewyobrażalne, ale w pałacu znajdowała się akumulatorownia i stały pięciotonowe tokarki - mówi Rafalik i podkreśla, że jego firma nadal będzie remontowała zabytek. - Rzeczywiście daliśmy ogłoszenie o sprzedaży. Po prostu jeśli znajdzie się inwestor, który wyremontuje pałac szybciej od nas, to go odsprzedamy - dodaje pracownik Elgry.

Burmistrz Kalinowski mówi, że miasto nie jest zainteresowane kupnem zabytku. W miejskiej kasie ma pieniędzy na jego remont.

Krzysztof Szendzielorz - POLSKA Dziennik Zachodni



http://tarnowskiegory.naszemiasto.pl/wy ... 86319.html



Wit - Pon Wrz 01, 2008 8:19 pm
piątek, 29 sierpnia 2008 godz. 12:28
Nagroda dla Muzeum Zamkowego w Pszczynie

Renowacja pszczyńskiego zamku uznana została za najlepszą w kraju. Na Zamku Królewskim w Warszawie odbyło się wręczenie nagród w XII Edycji Ogólnopolskiego Konkursu „Modernizacja Roku 2007”. Za zrealizowanie projektu „Renowacja kompleksu zamkowego w Pszczynie” nagrodę tę otrzymało Muzeum Zamkowe w Pszczynie.

W ramach projektu wykonano: renowację nawierzchni tarasów zamkowych oraz przebudowę przyłączy kanalizacji sanitarnej, deszczowej i drenażu oraz remont oświetlenia i kanalizacji kablowej. Odnowiono także elewacje i balustrady tarasów. Konkurs miał na celu prezentację rozwiązań architektoniczno-budowlanych zastosowanych w obiektach modernizowanych przy użyciu nowoczesnych technologii i materiałów. Laureaci poszczególnych konkursowych kategorii otrzymują statuetkę oraz tytuł „Modernizacja Roku”. Muzeum Zamkowe w Pszczynie na zrealizowanie tego przedsięwzięcia uzyskało dofinansowanie ze środków Unii Europejskiej w wysokości 5.185.703 zł oraz ze środków Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego 2.843.278 zł. Ponad 600 tys. zł wykorzystano ze środków własnych muzeum. W sumie koszty realizacji projektu wyniosły ponad 8 mln 637 tys. zł.

Patronat merytoryczny nad XII Edycją Ogólnopolskiego Konkursu „Modernizacja Roku 2007” objęło: Ministerstwo Infrastruktury, Ministerstwo Sportu i Turystyki, Ministerstwo Zdrowia, Generalny Konserwator Zabytków i Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego.

(Urząd Wojewódzki w Katowicach)



tvpkatowice

http://ww6.tvp.pl/6605,20080829780855.strona



Wit - Pią Wrz 12, 2008 8:26 pm


Złoty Potok: Pałac może nie przetrzymać zimy
dziś
Jeżeli natychmiast nie rozpoczną się prace remontowe i zabezpieczające budynki zespołu parkowo-pałacowego w Złotym Potoku, dojdzie do ich nieodwracalnej dewastacji. Zamiast odrestaurować, trzeba je będzie odbudowywać. Takie wnioski wypływają z ekspertyzy rzeczoznawców, którzy oceniali stan techniczny dawnej magnackiej rezydencji.

Nikt nie przypuszczał, że jest aż tak źle. Poziom technicznego zużycia głównego budynku pałacowego oceniono na 67 procent, dworku myśliwskiego na 64 proc., muru ogrodzeniowego na 60 proc., mostku drogowego przy stawie Irydion na 65 proc., budynku strażnicy na 51 proc., dawnej pszczelarni na 42 procent. Najgorzej wyglądają dworskie piwnice, które trzeba całkowicie odtworzyć, bo żaden remont ani renowacja nie wchodzą już w rachubę.

Eksperci sporządzili też wykaz najpilniejszych prac, które trzeba wykonać w Złotym Potoku, aby powstrzymać katastrofę. To m.in. zabezpieczenie odpadających tynków pałacu, przemurowanie walących się kominów, naprawa dachu i rynien łącznie z podparciem budowli stemplami , zabezpieczenie okien piwnicznych, wstawienie brakujących szyb w oknach. Fatalny jest również stan instalacji elektrycznej.

Na najbardziej niezbędne, pilne prace potrzeba ok. 70 tysięcy złotych. Tymczasem starosta częstochowski, zarządzający zespołem parkowo-pałacowym jako reprezentant Skarbu Państwa, otrzymał w tym roku od wojewody na utrzymanie obiektów tylko 40 tysięcy. Ponad połowę już wydano, m.in. waśnie na ekspertyzę techniczną zabytku. Cała suma powinna zdaniem wojewody wystarczyć również na dozorowanie terenu i ogrzanie wnętrz zimą.

Starosta nie czekał i jeszcze przed otrzymaniem informacji o koniecznych do wykonania pracach zwrócił się do wojewody o dodatkowe fundusze.

- To wiadomość z ostatniej chwili - mamy dostać jekieś pieniądze, lecz jeszcze nie jestem w stanie podać jaka to będzie kwota. Mam nadzieję, że na zabezpieczenie pałacu w tym roku wystarczy - mówi wicestarosta Janusz Krakowian.

Tymczasem spadkobiercy ostatnich, przedwojennych właścicieli Złotego Potoku, rodzina Dembińskich, odrzucili ofertę starostwa, by po atrakcyjnej cenie wykupić zespół parkowo - pałacowy. Dochodzą swoich praw przed sądem.

Do pałacu nie da się już dojechać większym pojazdem. Mostek przy stawie Irydion "sypie się" i ruch kołowy musiał tam zostać ograniczony do samochodów osobowych oraz obsługi muzeum gminy Janów.



Piotr Piesik - POLSKA Dziennik Zachodni

http://czestochowa.naszemiasto.pl/wydar ... 96811.html



Wit - Nie Wrz 21, 2008 4:54 pm


Rudnik: Na ratunek pałacowi
19.09.2008
Urzędnicy z Rudnika chcą ratować neobarokową perełkę - pałac położony w parku nad wsią. - Sprawa nie będzie prosta, bo zabytek znajduje się w rękach prywatnych, a z właścicielem nie mamy kontaktu - mówi Alojzy Pieruszka, wójt gminy Rudnik.

Gmina Rudnik wyróżnia się w województwie śląskim pod względem ilości malowniczych pałacyków, które znajdują się tu niemal w każdym sołectwie. Niestety, w jednym z najładniejszych zakątków ziemi raciborskiej turyści nie mają czego szukać, bo większość obiektów jest w katastrofalnym stanie.

Urzędnicy zamierzają szukać inwestora, który odkupiłby rudnicki pałacyk i zająłby się nim jak należy. Myślą też o ewentualnym przejęciu XIX-wiecznego obiektu.

Niedawno sprowadzili wojewódzkiego konserwatora zabytków z Katowic i przedstawiciela powiatowego inspektora nadzoru budowlanego w Raciborzu, którzy mieli dokonać oględzin stanu technicznego budynku. Ponieważ jednak właściciel nie przyjechał na umówione spotkanie, fachowcy nie mogli wejść do środka.

To posiadłość prywatna i nie mogliśmy wejść na jej teren, bo mogłoby to być uznane za włamanie. Ale już z zewnątrz widać, że obiekt znajduje się w złym stanie i wymaga natychmiastowego zabezpieczenia - mówi Gabriel Kuczera, dyrektor Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Raciborzu.

Urzędnicy liczą na pomoc inspektorów w odebraniu pałacu, jednak ci nie mają takiej władzy. - My nie możemy zmusić właściciela, by przekazał gminie obiekt, nawet gdy ten nie potrafi go utrzymać, bo na to nie pozwala prawo budowlane. Gmina może ewentualnie próbować przejąć obiekt na drodze cywilno-prawnej - tłumaczy Kuczera. Jednak inspektorzy nie mają całkiem związanych rąk.

- Zamierzamy nałożyć na właściciela obowiązek wykonania ekspertyzy stanu technicznego zabytku. Potem na jej podstawie będziemy mogli podjąć kolejne kroki - mówi dyrektor.

Jeśli okaże się, że budynek znajduje się w stanie, który zagraża zdrowiu lub życiu okolicznych mieszkańców, inspektorat może wymusić na właścicielu przeprowadzenie niezbędnych robót. W takiej sytuacji w grę wchodzi również nakaz rozbiórki.

Z nieoficjalnych informacji wiadomo, że właściciel rudnickiego pałacu ma jeszcze kilka podobnych obiektów na Opolszczyźnie. Prawdopodobnie większość z nich ma obciążoną hipotekę. W latach 90-tych bardzo łatwo można było kupić tego rodzaju zabytki za bezcen. Nabywcy zaciągali pod nie potężne kredyty i nie przejmowali się ich losem.

Neobarokowa perełka w Rudniku nie jest oficjalnie wpisana do rejestru zabytków. - Można byłoby to zrobić nawet teraz, ale póki co, zamierzamy się wstrzymać. Bo obiekt, który nie znajduje się na liście, dużo łatwiej remontować - mówi Pieruszka, dodając, że przy każdej drobnej rzeczy nie trzeba wówczas pytać o zgodę konserwatora.

- Chcemy w ten sposób ułatwić zadanie ewentualnemu przyszłemu nabywcy - dodaje wójt.

W dobre ręce

Spośród wszystkich pałacyków na terenie Rudnika, tylko ruiny w Sławikowie należą do gminy. Niedawno uporządkowano tam teren wokół obiektu. W przypałacowym parku wycięto krzaki i stare drzewa. W najbliższym czasie wyremontowane zostanie ogrodzenie biegnące wzdłuż drogi powiatowej. Na to zadanie w budżecie gminy zarezerwowano kilka tysięcy zł. Pałac ze Sławikowa urzędnicy najchętniej oddaliby w dobre ręce. Poszukują inwestora, który zagospodarowałby to miejsce.



Aleksander Król - POLSKA Dziennik Zachodni

http://raciborz.naszemiasto.pl/wydarzenia/898768.html



Wit - Wto Wrz 30, 2008 8:01 pm


Łubowice: Niemcy przekazują pieniądze na odbudowę pałacu Eichendorffa
26.09.2008
Rok temu łubowickie Towarzystwo Josepha von Eichendorffa uruchomiło w Brzeźnicy XVIII-wieczny młyn wodny, jedną z pamiątek po niemieckim poecie. Teraz przyszedł czas na pałac, w którym urodził się wielki romantyk.

Ruiny na niewiele nam się zdadzą. Chcemy odbudować nasz zamek - mówi Leonard Wochnik z Górnośląskiego Centrum Kultury i Spotkań im. Josefa von Eichendorffa.

W przedsięwzięciu, którego koszty szacuje się na miliony złotych, pomagają darczyńcy z Niemiec. Leonard Wochnik odebrał właśnie kolejny symboliczny czek o wartości 1,2 tys. euro. - Pieniądze na odbudowę zamku przekazał Gunter Hainke, Niemiec pochodzący z Dolnego Śląska, który gościł u nas podczas jednego z seminariów dotyczącego twórczości Eichendorffa. Rozprowadzaliśmy wówczas "cegiełki" na remont młyna w Brzeźnicy. Pan Gunter poprosił wtedy o wykonanie dodatkowych "cegiełek", które mógłby zabrać do Niemiec - wspomina Leonard Wochnik.

Pasjonatowi z zagranicy przekazano wówczas kilkadziesiąt widokówek przedstawiających łubowicki młyn. Wkrótce na specjalnym koncie utworzonym na potrzeby restauracji tutejszych zabytków znalazło się 3 tysiące euro. A to dopiero początek finansowej pomocy z Niemiec. - Nasz przyjaciel Gunter Hainke obchodził niedawno 80 rocznicę urodzin. Zamiast typowych prezentów od swoich gości zażyczył sobie, by wpłacali pieniądze na odbudowę zamku Eichendorffa. W ten sposób uzbierał kolejne 1,2 tysiąca euro - tłumaczy Leonard Wochnik. Otoczony parkiem zameczek z XVIII wieku rozpala wyobraźnię turystów i gości z Niemiec głównie z powodu wielkiego nazwiska. Wszakże tu młody Eichendorff dorastał, zakochiwał się i pisał pierwsze wiersze. Ale o miejscu tym krąży też wiele innych legend. Miejscowi opowiadają na przykład, że ich pałac ma tajemne połączenie z zamkiem piastowskim w Raciborzu.

Bez względu na legendy, odbudowany zabytek byłby kolejną atrakcją turystyczną w i tak już bardzo chętnie odwiedzanych Łubowicach. Jednak dary z Niemiec to na razie kropla w morzu potrzeb, bo pasjonaci z Łubowic nie mają zamiaru poprzestać na zabezpieczeniu ruin, za co wzięli się w tym roku.

- Marzy nam się odbudowa całego obiektu. Pałac nie był duży, więc jest na to szansa - ocenia Wochnik, dodając że ruiny są piękne, ale nie można ich w pełni wykorzystać. - Brakuje nam miejsca, w którym moglibyśmy urządzać wystawy. Mamy już izbę poświęconą pamięci poety, ale pamiątek jest o wiele więcej - tłumaczy. Rzeczywiście, oprócz przedmiotów związanych z niemieckim romantykiem, w tutejszym muzeum znajdują się prawdziwe archeologiczne skarby z okresu kultury łużyckiej.

Na tych ziemiach kultura kwitła już w IX wieku przed naszą erą. Ówczesny gród mógł liczyć nawet tysiąc mieszkańców i był ważnym miejscem na szlaku wiodącym przez Bramę Morawską wzdłuż Odry nad Morze Bałtyckie.

Aleksander Król - POLSKA Dziennik Zachodni

http://raciborz.naszemiasto.pl/wydarzenia/901129.html
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl



  • Strona 3 z 5 • Wyszukiwarka znalazła 382 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •