[Górny Śląsk] - Zamki, pałace i inne
Kris - Wto Lip 28, 2009 7:19 pm
Są pieniądze na bajkowy pałac Donnersmarcków
Jacek Madeja
2009-07-28, ostatnia aktualizacja 2009-07-28 19:00
Pałac Donnersmarcków w Nakle Śląskim doczeka się wreszcie remontu. Tarnogórskie starostwo chce w tym miejscu stworzyć Centrum Kultury Śląskiej wraz z hotelem.
W pałacu swoją siedzibę ma już galeria śląskiej sztuki naiwnej ze zbiorów Gerarda Trefonia. To około 2000 eksponatów: obrazy, grafiki, rzeźby w węglu i drewnie
Fot. Bartłomiej Barczyk/AG
fot. Bartłomiej Barczyk/AG
Pałac Donnersmarcków w Nakle Śląskim
- Pieniądze na inwestycję mamy już zagwarantowane. Teraz do końca roku musimy jeszcze przygotować szczegółową dokumentację, tak żeby nie przepadły - mówi Jarosław Wasążnik ze starostwa w Tarnowskich Górach.
Chodzi o ponad 6,8 mln zł ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Resztę pieniędzy, około 1,2 mln zł, ze swojego budżetu wysupłało starostwo. - Razem za te pieniądze będziemy mogli przeprowadzić pierwszy etap remontu i wykonać najpotrzebniejsze prace: odnowić elewację, wzmocnić sypiącą się wieżę i stropy na piętrze. Teraz są tak słabe, że nie można tam wchodzić - wyjaśnia Wasążnik.
Pałac w Nakle Śląskim to prawdziwa perła pośród górnośląskich rezydencji. W 1856 roku wybudował go hrabia Hugo von Donnersmarck. Jak twierdzą niektórzy historycy, powstał w miejscu ruin średniowiecznego zamku rycerskiego. Pałac w stylu angielskiego neogotyku zachwyca do dzisiaj. Najwięcej pochwał zbiera urokliwa wieża zdobiona blankami i sterczynami.
- To najbardziej bajkowy ze wszystkich pałaców Donnersmarcków na Górnym Śląsku. Początkowo miał służyć jako letnia rezydencja, później arystokraci przenieśli się tu na stałe - mówi Arkadiusz Kuzio-Podrucki, historyk badający dzieje śląskich arystokratów. Wyjaśnia, że Donnersmarckowie z Nakła, choć Niemcy, byli nazywani "polskimi" - utrzymywali dobre stosunki z Wojciechem Korfantym, a ten wystawił im list żelazny chroniący przed atakami powstańców. Po II wojnie światowej musieli jednak wyjechać, a wtedy w arystokratycznej rezydencji ulokowała się szkoła rolnicza. Gdy i ta stąd się wyprowadziła, większa część budynku opustoszała. Tylko na parterze od trzech lat siedzibę ma galeria śląskiej sztuki naiwnej ze zbiorów Gerarda Trefonia. To około 2000 eksponatów, w tym obrazów, grafik, rzeźb w węglu i w drewnie.
Starostwo chce zatrzymać te zbiory w nakielskim pałacu. Mają być częścią Centrum Sztuki Śląskiej, w którym lokalni twórcy będą prowadzić warsztaty i zajęcia związane z edukacją regionalną. Na piętrze powstanie centrum konferencyjne.
- To dopiero początek rewitalizacji pałacu. W dalszych planach mamy urządzenie hotelu na poddaszu, a w piwnicach - bistra. Oprócz tego chcemy uporządkować zabytkowy park i wybudować miejsca parkingowe - wylicza Wasążnik. Pierwszy etap prac powinien rozpocząć się w połowie przyszłego roku.
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... rckow.html
Wit - Sob Sie 15, 2009 4:25 am
Tarnogórskie starostwo dwa lata zwlekało z wykorzystaniem unijnej kasy na rewitalizację pałacu w Nakle
07.08.2009
Powiat ma zagwarantowane 6 milionów 860 tysięcy złotych unijnej dotacji na remont pałacu w Nakle Śląskim. I od ponad dwóch lat nie zrobiono nic, by móc wreszcie wykorzystać te pieniądze.
Dokument, nad którym w urzędzie powiatowym prace dopiero się zaczęły, musi być też sprawdzony przez pracowników urzędu marszałkowskiego. Wniosek nie może zawierać błędów. Jak zapewniła nas Agnieszka Walczak z urzędu marszałkowskiego w Katowicach, wnioski trzeba złożyć do końca roku. Potem fundusze przepadną.
Przypomnijmy, że w pałacu w Nakle ma powstać Centrum Kultury Śląskiej wraz z miejscami noclegowymi i restauracją. Starostwo zadeklarowało, że do prawie 7 milionów dotacji dorzuci ponad 1 mln 210 tys. zł. W tegorocznym budżecie powiatu tej kwoty nie zarezerwowano. O pieniądze z Regionalnego Programu Operacyjnego nasi urzędnicy nie musieli nawet specjalnie zabiegać, bo zostały one przyznane powiatowi z puli pozakonkursowej.
Przez ponad dwa lata starosta Józef Korpak tłumaczył nam swoją bezczynność oczekiwaniem na "ruch marszałka". Ostatnie prace w Nakle przeprowadzono pod koniec 2006 roku. Pomalowano kilka pomieszczeń na parterze pod galerię "Barwy Śląska", gdzie eksponowane są obrazy z kolekcji Stanisława Trefonia. Ale zaledwie po kilku miesiącach zabroniono nowym "lokatorom" korzystać z górnych kondygnacji, bo groziły zawaleniem. Stropy zalał deszcz, który dostał się przez wcześniej źle wyremontowany dach. Na szczęście wykonana ekspertyza nie nakazała wyprowadzić z pałacu nowej galerii.
W czasie, kiedy starosta czekał na "ruch marszałka", inne samorządy przygotowały odpowiednie dokumenty. Tak zrobiły władze Mikołowa, Pilicy i Rybnika. Również Tarnowskie Góry, jak dowiedzieliśmy się w ratuszu, mają za góra dwa miesiące podpisać umowę z marszałkiem województwa. Miasto ma dostać prawie 5,5 mln zł na rekultywację wysypiska śmieci przy ul. Opolskiej. Całą dokumentację ratusz złożył i ma już formalną decyzję zarządu województwa o przyznaniu dofinansowania.
Jednak z biura prasowego starostwa płyną uspokajające komunikaty. - Trwają prace przygotowawcze. Zlecono opracowanie projektu i dokumentacji. Są już wszelkie możliwe pozwolenia z budowlanym i konserwatorskim na czele. Teraz trzeba oszacować koszty przedsięwzięcia i zrobić tzw. studium wykonalności. Umowę z urzędem marszałkowskim prawdopodobnie będzie można podpisać wiosną przyszłego roku - informuje Grzegorz Bylica. Zapewnia, że starostwo z wnioskiem do końca roku zdąży. A mógł być on gotowy o wiele wcześniej.
Krzysztof Szendzielorz - POLSKA Dziennik Zachodni
http://tarnowskiegory.naszemiasto.pl/wy ... 33006.html
Wit - Wto Sie 18, 2009 5:02 pm
Jastrzębska spółka sprzedaje pałac w Boryni wczoraj
Po raz trzeci Jastrzębska Spółka Węglowa wystawia na sprzedaż zabytkowy pałacyk w Boryni. Po dwóch nieudanych podejściach w zeszłym roku, obniżyła cenę o 50 tysięcy złotych i chce teraz za niego 1 mln 550 tysięcy. Zgodnie z polityką całej branży górniczej, spółki węglowe pozbywają się majątku, który nie ma nic wspólnego z wydobyciem.
- Pałacyk od kilku lat stoi pusty. Były plany, by przenieść tu siedzibę naszej spółki, ale kupiliśmy budynek niedoszłego szpitala ginekologicznego w centrum Jastrzębia. Ostatecznie to tam zbudujemy nową siedzibę. Uznaliśmy, że w czasach kryzysu, gdy trzeba oszczędzać, nie będziemy inwestować w dwa duże obiekty. Dlatego pozbywamy się zameczku - wyjaśnia Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka spółki.
Rocznie utrzymanie pustego pałacyku kosztuje JSW około 113 tysięcy złotych. To koszty ochrony, ogrzewania i podatku od nieruchomości. Władze spółki podkreślają, że obiekt jest zadbany, w latach 90. przeszedł gruntowny remont.
- Jak na ponaddwustuletni budynek jest zachowany w bardzo dobrym stanie. To urokliwy klasycystyczny pałacyk, położony na terenie pięknego starego parku. Może z powodzeniem być wykorzystany do organizowania wszelkiego rodzaju imprez na zamówienie. Byłoby to doskonałe miejsce na zakładowe imprezy integracyjne, wesela, komunie, bale karnawałowe i sylwestrowe - mówi Jabłońska-Bajer. - Inny pomysł to stworzenie tu centrum szkoleniowo-konferencyjnego, teraz firmy szukają takich miejsc - dodaje.
Duże wrażenie robią świetnie zachowane piwnice z łukowymi sklepieniami, na parterze znajdują się dwuosobowe pokoje mieszkalne z łazienkami oraz zaplecze gastronomiczne, a na pierwszym piętrze sale reprezentacyjne. Ciekawe pod względem architektonicznym jest też poddasze. - Może być z powodzeniem wykorzystane na apartamenty, dzięki czemu goście mogliby korzystać z noclegów - dodaje Jabłońska-Bajer.
Największy problem z punktu widzenia nowego inwestora jest fakt, że obiekt jest wpisany do rejestru zabytków. - Widnieje w naszym rejestrze od 1966 roku. Zgodnie z prawem, na wszystkie ewentualne prace potrzebne będzie pozwolenie konserwatora - mówi Katarzyna Limanowska z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Katowicach.
Pałacyk z 1781 roku to prawdziwa perełka wśród jastrzębskich zabytków. Miasta nie stać jednak na jego kupno. - Wyłożenie pieniędzy na zakup to nie wszystko. Trzeba byłoby jeszcze znaleźć pieniądze na utrzymanie pałacyku i sensowne jego zagospodarowanie. Ten pomysł odpada - mówi rzeczniczka magistratu, Katarzyna Wołczańska.
Dla mieszkańców Boryni bez znaczenia jest, kto kupi obiekt. Wiedzą jednak, co chcieliby w nim widzieć. - Mogliby przeznaczyć ten obiekt na jakąś pożyteczną placówkę, dom dziecka albo dom starców - mówi Otylia Piksa, starsza mieszkanka dzielnicy Borynia.
Zainteresowani kupcy mają czas do 15 września, wtedy nastąpi zamknięcie przetargu.
Dawniej była w nim szkoła
Historia powstania pałacyku jest mało znana.
Został zbudowany w 1781 roku, prawdopodobnie przez księcia pszczyńskiego.
Później jeden z właścicieli miał go przegrać w karty. W okresie międzywojennym był własnością pani Ledóchowskiej, która sprzedała go rodzinie Siodmok. W czasie wojny pałacyk częściowo spłonął.
Został odbudowany w latach 70. i był wykorzystywany jako szkoła podstawowa.
W 1986 roku od rodziny Siodmok odkupiła go kopalnia "Borynia" z przeznaczeniem na ośrodek szkoleniowo-konferencyjny dla Rybnicko-Jastrzębskiego Gwarectwa Węglowego. JSW dostała go wraz z "dobrodziejstwem inwentarza" w 1993 roku, gdy kopalnie weszły w skład spółki.
Obiekt ma prawie 6 tysięcy metrów sześciennych powierzchni, jest położony na 1,7-hektarowej działce.
Mirosława Książek - POLSKA Dziennik Zachodni
http://jastrzebiezdroj.naszemiasto.pl/w ... 36896.html
Wit - Śro Sie 19, 2009 9:23 pm
Złoty Potok: Pałac Raczyńskich na sprzedaż
dziś
Klasycystyczny pałac Raczyńskich pójdzie pod młotek. Zapowiedź taką złożył wczoraj wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk.
Zdaniem urzędników, wystawienie zabytku do przetargu to jedyna szansa na jego zagospodarowanie. Zaskoczenia takim obrotem sprawy nie kryje Stefan Dembiński, reprezentujący spadkobierców ostatnich przedwojennych właścicieli pałacu. Od połowy lat 90. zabiega on w sądzie o zwrot nieruchomości.
Zespół pałacowo-parkowy w Złotym Potoku wybudował w połowie XIX stulecia Wincenty Krasiński. Później przez lata jego właścicielami była rodzina Raczyńskich. Po II wojnie światowej, na mocy dekretu o reformie rolnej, pałac został przejęty przez państwo. Jednak stopniowo zapominało ono o swym nabytku. Od czasu, gdy cztery lata temu z pałacu wyprowadziła się dyrekcja Zespołu Jurajskich Parków Krajobrazowych obiekt nie ma gospodarza. Obecnie w imieniu wojewody administruje nim Starostwo Powiatowe w Częstochowie, ale utrzymanie zabytku to dla niego prawdziwa kula u nogi. Tegoroczne dofinansowanie ze strony Urzędu Wojewódzkiego to 70 tysięcy złotych. Wystarczy zaledwie na ogrzewanie i płacę stróża. Zwiększenie tej dotacji nie wchodzi w grę. Dlatego wojewoda chce pozbyć się pałacu. Pomysł zakłada przejęcie obiektu przez gminę Janów i starostwo w Złotym Potoku, a następnie wystawienie go na przetarg.
- Zapłacimy za inwentaryzację i wycenę wszystkich obiektów przed ogłoszeniem przetargu - deklaruje Marta Malik, rzeczniczka wojewody.
W starostwie nikt nie chciał jeszcze komentować pomysłu wojewody. Bardziej rozmowny był wójt Janowa Adam Markowski.
- Czekam na pisemne potwierdzenie tej propozycji, żeby móc ją przedstawić radzie do dyskusji i ewentualnej akceptacji. Dla nas jest ważne, że wreszcie jest jakaś koncepcja zagospodarowania tego pałacu - wyjaśnia.
Czy w przetargu wystartuje Stefan Dembiński, który od kilkunastu lat stara się udowodnić, że państwo przejmujące pałac po II wojnie światowej zawłaszczyło prywatną własność? Na razie nie chce komentować nowej sytuacji.
- Nic o przetargu nie wiem. Nikt mnie o niczym nie informował - mówi Dembiński.
Pałac w Złotych Potoku wpisany jest do rejestru zabytków. A to oznacza, że przed wystawieniem go na sprzedaż konieczne będzie uzyskanie przez właściciela opinii konserwatora zabytków, określającej czy i na jakich warunkach można dany obiekt przekazać w prywatne ręce. Jak przyznaje Barbara Klajmon, śląski wojewódzki konserwator zabytków co roku trafia do niej kilkanaście tego typu wniosków. Przeprowadzone do tej pory transakcje najczęściej okazywały się korzystne dla sprzedanych obiektów.
- Wielu zabytków już by nie było, gdyby w porę nie doszło do takich transakcji. Wystarczy wymienić Szyb Wilson, browar w Szopienicach czy pałac Dietla - wylicza Klajmon. Podkreśla przy tym, iż sprzedaż zabytku w prywatne ręce nie pozbawia konserwatora prawa do kontroli stanu obiektu.
- Jeśli podejrzewamy, że pogarszający się stan budynku może w przyszłości doprowadzić do jego katastrofy budowlanej, mamy prawo interweniować i w razie potwierdzenia się podejrzeń nakazać właścicielowi remont obiektu. Powodem do takiej interwencji może być nawet cieknący dach - mówi Klajmon.
Zabytki odzyskują dawny blask
Wystawienie na sprzedaż administrowanych przez Skarb Państwa zabytków nie jest nowym pomysłem.
Na początku lat 90. władze Kruszyny (koło Częstochowy) sprzedały w prywatne ręce pałac Lubomirskich. Obecnie jest on własnością polskiego małżeństwa mieszkającego na stałe w Nowym Jorku. Planują oni odrestaurować rezydencję, budując w niej m.in. hotel z restauracją. Za prywatne pieniądze wracają do dawnego blasku: zamek w Starych Tarnowicach, pałac w Krowiarkach koło Raciborza i pałac Kotulińskich w Czechowicach-Dziedzicach. Niedługo pod młotek pójdzie teren Huty Paprockiej w Tychach (założył ją Baltazar Erdmann Promnitz), wcześniej w taki sam sposób nowego właściciela znalazł tyski zameczek.
J. Strzelczyk, M. Wroński - POLSKA Dziennik Zachodni
http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/1037717.html
Kris - Pon Paź 05, 2009 1:31 pm
Spór o „Zameczek”
Największa górnicza spółka w Europie chce mieć swój "Zameczek". Chodzi o zabytkowy budynek położony w Siemianowickiej dzielnicy Michałkowice. Zdaniem władz Kompani Węglowej Zameczek, który przez ostatnie lata już wielokrotnie zmieniał właścicieli, teraz należy do niej. Innego zdania jest prezydent Siemianowic, który zabytkowy obiekt chce jak najszybciej odzyskać.
Prawo miasta do tej nieruchomości potwierdził sąd, ale Kompania Węglowa nie składa broni.
Władze górniczej spółki chcą udowodnić, że "Zameczek" powinien należeć do nich. Najpierw jednak muszą pokonać prawne przeszkody.
Właściciele michałkowickiego pałacyku zmieniali się kilkakrotnie. Przed Kompanią Węglową, należał do kopalni "Michał" oraz rodu Hohenlohe zu Erringen. Wybudowany został w 1870 roku przez rodzinę Rheinbabenów.
http://ww6.tvp.pl/6605,20091004934221.strona
marbytom - Pon Paź 05, 2009 4:34 pm
Bajkowy pałac nie tylko dla bogatych ludzi
Legenda głosi, że w Krowiarkach znajdował się kiedyś wspaniały pałac. Ale jego gospodarze żyli tak bezbożnie, że całą budowlę wraz z nimi pochłonęło piekło. Do niedawna można było sądzić, że krowiarski pałac do reszty popadnie w ruinę. Na szczęście nowi właściciele przywracają mu dawny blask
Historia była dla pałacu w Krowiarkach raczej łaskawa. Jego mieszkańcy żyli w miarę spokojnie, a pałac rozrastał się, zmieniał i piękniał. Pierwsze zapisy o istniejącej tu drewnianej siedzibie von Beessów pochodzą z połowy XVII wieku. Murowaną budowlę postawili tu dopiero kolejni właściciele, Strachwitzowie, a neorenesansowy i neobarokowy charakter nadali jej ich następcy - Gaszynowie. W 1856 roku Wanda Gaszyn, dziedziczka Krowiarek (która podobno nadal tu bywa, ale w charakterze białej damy), wyszła za znakomitego i bajecznie bogatego Hugona II Henckel von Donnersmarcka. Kiedy pod koniec XIX wieku północna część pałacu spłonęła, odbudowano ją jeszcze piękniejszą, w najmodniejszym secesyjnym stylu. Donnersmarckowie byli tu panami aż do 1945 roku.
Nowi latają helikopterem i rozdają cukierki
Nadal sporo jest w Krowiarkach osób, które pamiętają pałac za ich czasów. Pan Benne, sąsiad pałacu, nawet w nim bywał. - Mój ojciec miał rzeźnię. Czasem dzwoniono do nas z pałacu i kazano coś przynieść, dajmy na to peklowaną szynkę. Ojciec wręczał mi tę szynkę i kazał nieść hrabiemu. Nawet kilka razy z nim rozmawiałem. Na salony mnie nie wpuszczali, co najwyżej do kuchni albo biura, ale i tak było pięknie. A potem przyszli Ruscy i wszystko się skończyło - wspomina starszy pan.
Hrabia już wcześniej wysłał za granicę swoją szwedzką żonę i dwie córki. - Potem poszedł sam na pociąg do Baborowa. Ze dwie godziny drogi. Pojechał do Czech. Szkoda, bo to był dobry człowiek. Bywało, że jak jakiemuś biedakowi ze wsi zdechł koń, to mu hrabia dawał swojego, za darmo - opowiada pan Benne.
Hrabia wyjechał, zostawiając swój piękny pałac i zapełnioną nawet nie w połowie kryptę w parkowej kaplicy-mauzoleum, przygotowaną na przyjęcie jeszcze kilku pokoleń Donnersmarcków. Pan Benne pamięta, że kiedy radziecka armia opuściła wieś, w całych Krowiarkach, wbrew ich nazwie, została tylko jedna krowa, a pałac już nigdy nie był tak wspaniały.
Po wojnie ulokowano w nim najpierw dom dziecka, potem szpital rehabilitacyjny. Do tej pory na jednej ze ścian przepięknej secesyjnej klatki schodowej kłuje w oczy wymalowany niewprawną ręką napis "Skąd mamy pacjentów", a niżej rozrzucone na schematycznej mapie Polski nazwy miejscowości. Od lat 70. pałac jest w prywatnych rękach. Kolejni właściciele zajmowali się głównie wywożeniem stąd wszystkiego, co jeszcze miało jakąś wartość. Złodzieje, szukając bogactw, splądrowali nawet grobowce Donnersmarcków.
W 2007 roku pałac z zabudowaniami gospodarczymi i zabytkowym angielskim parkiem znów zmienił właściciela. Odkupiła go wrocławska firma Kalydna, zarządzana przez ojca i córkę, Marka i Annę Piwek. Wiadomo było, że spółka powstała niedawno i jest powiązana z międzynarodową korporacją Tavistock. Wszyscy zachodzili w głowę, po co im wielka jak Titanic krowiarska ruina.
"Nowi" już przy pierwszej wizycie wywołali małą sensację. Przez całą okolicę przetoczyła się opowieść o biznesmenach, którzy przylecieli do Krowiarek helikopterem, po czym, wysiadłszy z niego zaczęli dzieciom rozdawać cukierki. Przy następnej wizycie zapowiedzieli, że w kompleksie powstanie luksusowy ośrodek dla innych bajecznie bogatych ludzi, dostępne dla wszystkich muzeum i galeria z płótnami Picassa. Niektórzy z mieszkańców wierzyli, inni śmiali się z tych łatwowiernych.
- Z tym helikopterem to prawda? - pytam Pawła Młyńczyka, pełnomocnika właścicieli.
- Prawda, prawda. Ale to nie dla efektu. Wtedy nie byliśmy jeszcze właścicielami, dopiero szukaliśmy odpowiedniego obiektu do kupienia. Obejrzeliśmy ich kilkadziesiąt. Dojechanie do wszystkich samochodem zajęłoby nam tygodnie. Helikopterem było po prostu szybciej - śmieje się Młyńczyk, stawiając kubki z herbatą na stole w najnowszym budynku pałacowego kompleksu. Od ponad roku mieszka w nim ekipa pracująca nad renowacją pałacu. W dawnej stajni urządzili warsztat stolarski, na parterze pałacu pracownię sztukatorską. Dzięki temu zabytkowych elementów nie trzeba nigdzie wywozić. - Wiem, że niektórzy nie dowierzali, że nowy właściciel naprawdę jest zainteresowany odbudową. Do tej pory spotykam się czasem ze zdziwieniem, że tutaj rzeczywiście są prowadzone prace renowacyjne - śmieje się Młyńczyk.
Lustra pamiętają czasy Donnersmarcków
Tempo i jakość prac chwali Magdalena Lachowska, zastępczyni wojewódzkiego konserwatora zabytków. - Bywamy tam bardzo często i postępy obserwujemy z prawdziwym zadowoleniem. Wszystkie prace są z nami konsultowane i prowadzone zgodnie ze sztuką konserwatorską. Obiekt miał naprawdę sporo szczęścia, że trafili mu się tacy właściciele - mówi.
Podkreśla, że założenie parkowo-pałacowe w Krowiarkach to jeden z najcenniejszych śląskich zabytków. - XIX-wiecznych pałaców mamy w regionie sporo, ale rzadko który tak obfituje w rozmaite artystyczne style. Dodatkowo detal architektoniczny i dekoracje wykonane są na bardzo wysokim poziomie. Niezwykłe jest też bardzo okazałe mauzoleum zbudowane w stylu włoskiego neoklasycyzmu. Nie raziłoby nawet postawione we włoskim pejzażu - mówi Lachowska.
Mauzoleum jeszcze dwa lata temu straszyło pociemniałym, kruszącym się tynkiem. - Kiedy pierwszy raz weszliśmy do środka, wszystkie okna były zamurowane. Przygnębiające wrażenie - opowiada Jarosław Kowalczyk, kierujący pracami konserwatorskimi.
Dzisiaj kaplica ma wymieniony dach, odnowioną elewację i większą część wnętrza. Rozjaśnia je wielki świetlik umieszczony u szczytu zamykającej budynek imponującej kopuły. - Żadna firma nie chciała się podjąć prac przy wymianie jej pokrycia. To miedziana blacha, którą trzeba bardzo precyzyjnie ponaginać. W końcu sami musieliśmy się tego nauczyć - mówi Kowalczyk. Kaplica-mauzoleum ma w przyszłości służyć między innymi jako galeria sztuki.
Jej remont to już kolejny etap renowacji pałacu. Kiedy ekipa zjawiła się tu pierwszy raz, na spokojną pracę nie było czasu. - Część stropów z przepiękną sztukaterią już się zawaliła, inne były o krok od katastrofy, a odchylona reprezentacyjna wieża groziła zawaleniem. Jeszcze trochę i wpadłaby do sali balowej, obok mauretańskiej i jadalnej, najpiękniejszej w całym pałacu - mówi Kowalczyk.
Pochodząca z połowy XIX wieku ozdobna wieża nie nadawała się już do remontu, jej drewniana konstrukcja zmurszała, a pokrywająca ją blacha była krucha jak pergamin. Rozebrana na części leży teraz przed pałacem i wygląda jak rzeźba szalonego artysty. - Zrekonstruujemy ją - obiecuje Młyńczyk.
Starsza część pałacu cała jest zastawiona rusztowaniami. Zbudowano je, kiedy wymieniano stropy w budynku. Nowe, żelbetowe, trzeba było zrobić wszędzie, inaczej pałac za parę lat zacząłby się walić. Tam, gdzie się dało, na przykład w sali jadalnej, kiedyś całej wyłożonej drewnem albo w sali mauretańskiej, szczelnie pokrytej malowanymi gipsowymi ornamentami, stropy wymieniano bez naruszania zdobionej powierzchni sufitu. - Nad istniejącymi sufitami robiliśmy żelbetowe stropy, a potem podwieszaliśmy do nich oryginalne belki. To dość skomplikowana, ale udana operacja - mówi Kowalczyk.
Zza rusztowań w sali balowej wystają fragmenty barokowych sztukaterii i starych luster pamiętających jeszcze czasy Donnersmarcków. W rogu sali otwarte drzwi prowadzą do wąskiej klatki schodowej. Kiedyś przejście było tajemne. - Drzwi były ukryte w boazerii, niewidoczne. Kręconymi schodami wchodziło się bezpośrednio do jednej z sypialń - opowiada Młyńczyk.
Zamożnym nie wystarczy spacer po parku
Przez ostatnie lata Młyńczyk sporo dowiedział się o pałacu. W szafie ma kilka grubych segregatorów wypełnionych dokumentami dotyczącymi Krowiarek, jakie przez kilka miesięcy udało się znaleźć specjalnie wynajętej ekipie historyków. Są tam informacje dotyczące właścicieli, stare zdjęcia i projekty, dokładna inwentaryzacja. To encyklopedia pałacu w Krowiarkach.
- Materiały pochodzą z bardzo różnych źródeł. Sporo dostajemy od osób prywatnych. Utrzymujemy też kontakt z wychowankami domu dziecka, który działał tu po wojnie. Zapraszamy ich do nas przy okazji rozmaitych imprez, a oni chętnie przyjeżdżają. Przecież to ich rodzinny dom. Czasem przywożą zdjęcia, które tu robili. Na pierwszym planie są wychowankowie, a w tle to, co nas interesuje, czyli pałac - mówi Młyńczyk.
Właśnie dzięki jednemu z takich zdjęć udało się dowiedzieć jak wyglądał wielki ruchomy witraż zamykający dawniej świetlik secesyjnej klatki schodowej. Kiedyś będzie go można odtworzyć.
- Wychowankowie opowiedzieli nam na przykład o łaźni rzymskiej, w której wszyscy po kolei byli myci - mówi Młyńczyk i prowadzi znów wąską drogą między rusztowaniami. Na końcu jednego z korytarzy jest sala z wnęką wyłożoną pięknymi kaflami z motywem lecącego ptaka. Niektóre są połamane, bo w latach 90. ktoś próbował je wyrwać ze ściany. Do wnęki prowadzą eleganckie, szerokie schody. Kiedy wychowankowie tutejszego domu dziecka wystawali w tej sali w oczekiwaniu na kąpiel, wszystko wyglądało pewnie jeszcze jak za Donnersmarcków.
Remont toczy się nieustannie. Teraz ekipa pracuje w pałacowym parku. Na jego odnowienie właściciele dostali dofinansowanie z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. W przyszłym roku ma się rozpocząć wymiana pałacowych dachów.
Jak długo potrwają prace? - Wszyscy nas o to pytają. Odpowiedź brzmi - nie wiadomo. Staramy się dokupić więcej ziemi w sąsiedztwie pałacu. Jeśli się uda, inwestycja przyspieszy. Za pięć, sześć lat może będziemy zbliżać się do finału - mówi Młyńczyk.
Dwa lata temu udało się kupić tylko pałac z parkiem, rok temu dokupić gorzelnię ze skrawkiem terenu. W zabytkowym parku nie za wiele można zmieniać, a inwestorzy mają wielkie plany. Do Krowiarek mają przyjeżdżać bardzo bogaci ludzie, którym nie wystarczy spacer po parku. Będą potrzebować spa, kortów, stadniny, może nawet lądowiska dla małych samolotów albo helikopterów.
Młyńczyk zapewnia jednak, że pałac nie zostanie zamknięty dla tych z mniej zasobnym portfelem. Już teraz w dawnej wozowni działa minimuzeum, w którym zebrane zostały powozy hrabiego. - Pierwszą wspólną imprezę z gminą urządziliśmy dwa lata temu. Od tej pory było ich już sporo. Od samego początku staramy się być jak najbardziej otwarci. Nawet do prac remontowych staramy się zatrudniać miejscowych. Oni patrzą na nas inaczej, a my nie musimy sprowadzać ludzi z Wrocławia - mówi Młyńczyk i zapewnia, że w przyszłości nic się w tej kwestii nie zmieni.
Cały parter pałacu ma pełnić funkcję muzealną, w gorzelni ma powstać restauracja, a w parku ścieżka edukacyjna dla młodzieży.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
Więcej zdjęć znajdziesz a artykule:
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,7110622.html
Kris - Wto Paź 27, 2009 7:59 pm
Park Habsburgów odzyskał dawny blask
Park Habsburgów przy Starym Zamku w Żywcu odzyskał dawny blask. Zakończyła się rewitalizacja obiektu, która trwała rok i kosztowała ok. 10 mln złotych - poinformował we wtorek rzecznik burmistrza miasta Tomasz Terteka.
fot. arch.
"W żywieckim parku wyremontowane zostały oficyny zamkowe po wschodniej stronie, w których powstanie Centrum Informacji Kulturalno-Turystycznej wraz z publicznym punktem dostępu do internetu. Wyremontowane zostały mostki, fontanna i zabytkowa altana zwana Domkiem Chińskim" - powiedział Terteka.
Według rzecznika, w ramach realizacji projektu "Rewitalizacja Starego Zamku i Parku Habsburgów w Żywcu" odrestaurowano także trzy pomieszczenia na parterze zamku. "Udostępnione dla zwiedzających są także odsłonięte fragmenty dawnej baszty. Powstały wreszcie nowe sale ekspozycyjne muzeum miejskiego, w których znajdą się między innymi: "żywa ekspozycja", gdzie turyści na własne oczy zobaczą pracę w kuźni i w zakładzie garncarskim" - powiedział.
Rewitalizacja kompleksu Starego Zamku i Parku Habsburgów została sfinansowana ze środków unijnych - mechanizmu finansowego europejskiego obszaru gospodarczego oraz norweskiego mechanizmu finansowego. Pieniądze przekazały też ministerstwo kultury oraz żywiecki samorząd.
Historia Starego Zamku sięga połowy XIV wieku. Pierwszymi właścicielami miasta i zamku, potwierdzonymi w dokumentach, byli Komorowscy herbu Korczak. Dobra nadał im król Kazimierz Jagiellończyk w 1467 roku. Zamek później należał także do Wazów i Wielopolskich, a od połowy XIX wieku - do Habsburgów. Przy zamku, a także wybudowanym obok pałacu Habsburgów, powstał park. Jego najstarsze fragmenty pochodzą z XVIII wieku, a powierzchnia wynosi 26 ha.
Żywieccy Habsburgowie są Polakami. Arcyksiążę Karol Olbracht Habsburg był oficerem Wojska Polskiego. Po 1939 roku nie podpisał volkslisty, za co był więziony przez hitlerowców. Po II wojnie światowej władze PRL odebrały Habsburgom polskie obywatelstwo. Przywrócono je dopiero w 1992 roku.
Rodzina żywieckich Habsburgów jest blisko spokrewniona z domem panującym niegdyś w Wiedniu, w tym z cesarzem Franciszkiem Józefem I. Mają wspólnego przodka, cesarza Leopolda II. (PAP)
http://ww6.tvp.pl/6605,20091027939009.strona
Kris - Sob Kwi 03, 2010 11:21 am
W Wodzisławiu ruszył remont zabytkowego pałacu
Przebudowa pałacu potrwa do końca maja (© Fot. ARC)
Dziennik Zachodni Katarzyna Śleziona
2010-04-02 02:00:09, aktualizacja: 2010-04-02 02:00:09
W czwartek rozpoczęła się przebudowa XVIII-wiecznego pałacu Dietrichsteinów przy ul. Kubsza, w którym obecnie mieści się urząd stanu cywilnego i muzeum miejskie.
Remont, który potrwa do końca maja, jest częścią unijnego projektu. Generalny remont przejdzie m.in. hol pałacu. - Zyska on elegancki wygląd. To będzie wizytówka pałacu - mówi Iwona Jeszka z wydziału strategii rozwoju miasta.
W wyremontowanym pomieszczeniu powstanie Centrum Informacji Kulturalnej, gdzie będzie prezentowana oferta turystyczna i harmonogram miejskich imprez.
Przebudowa pałacu to tylko jeden z elementów projektu, którego wartość opiewa na 850 tys. zł. W jego ramach wszystkie zabytkowe obiekty Wodzisławia zostaną oznaczone tzw. fotokodami. Dzięki temu każdy posiadacz telefonu komórkowego, będzie mógł zdobyć na miejscu pełne informacje o danym zabytku. Powstanie też sieć multimedialnych stanowisk informacyjnych, przy których mieszkańcy będą mogli sprawdzać aktualną ofertę imprez kulturalnych. Będzie można korzystać z tego już w październiku.
http://www.dziennikzachodni.pl/rybnik/2 ... ,id,t.html
Kris - Czw Lip 15, 2010 7:40 am
Ratuj pałac w Rudach, pij wodę cystersów!
Marek Tomasiak i Łukasz Procek, którzy pracują przy odbudowie opactwa, chwalą wodę (© fot. agnieszka materna)
Dziennik Zachodni Aleksander Król
2010-07-15 06:00:44, aktualizacja: 2010-07-15 06:00:44
Pielgrzymi oraz turyści, którzy odwiedzają XIII-wieczny Zespół Klasztorno-Pałacowy w Rudach gaszą pragnienie wodą cystersów. Plastikowe i szklane butelki z Rudzką kroplą w upały cieszą się dużą popularnością.
To pomysł ks. Jana Rośka, który jest gospodarzem obiektu, by zdobyć dodatkowe pieniądze na podnoszący się z ruin unikatowy w Polsce zabytek. Wciąż trwa jego odbudowa, na co idą miliony złotych z funduszy europejskich.
- Dochód ze sprzedaży wody zostanie przeznaczony na odbudowę zabytku. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie zrobimy na tym biznesu. Nie będziemy chodzić po instytucjach z ofertami sprzedaży. W markecie można kupić tańszą wodę. Chcemy, żeby to był produkt promocyjny. Żeby goście z Niemiec czy Krakowa dowieźli butelkę z naszą etykietką do domu. I mogli pochwalić się, że parę groszy, które wydali, pomogą w odbudowie - wyjaśnia ks. Jan Rosiek, dyrektor do spraw odbudowy Pocysterskiego Zespołu Klasztorno-Pałacowego.
Jednak Rudy to nie Lourdes. Z podziemi nie bije tu żadne cudowne źródełko. Woda z etykietami Rudzkiej kropli, na których znajduje się zdjęcie pałacu, pochodzi z ujęcia na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
- Oczywiście można by było poszukać wody na miejscu i zrobić odwierty. Ale to wymagałoby olbrzymich nakładów finansowych i byłoby z tym wiele zachodu. A woda z Jury jest bardzo dobra. Benedyktyni też sprzedają grzyby, choć wcale nie uprawiają ich w ogródku i wbrew pozorom wcale nie hodują też śledzi - zauważa Rosiek. - Po co zawracać Wisłę kijem, lepiej skorzystać z markowych produktów, które idealnie nadają się do tego, żeby promować nasz zabytek i cały region - mówi ksiądz.
Rudzką kroplę chwalą zarówno robotnicy, uwijający się na rusztowaniach stojących przy wiekowych murach opactwa, jak i turyści, którzy przyjeżdżają podziwiać efekty i postęp prac.
- Taka butelka z zamkiem na etykietce to lepsza pamiątka od widokówki, a już na pewno sprawdza się podczas obecnych upałów. Na Zachodzie, w miejscach, które odwiedzają turyści, takie gadżety są bardzo popularne. Można na nich zrobić biznes - mówi Jan Pawlicki z Rybnika, który przyjechał do Rud na wycieczkę.
Gdy dodać do tego jeszcze historię, że życiodajna woda miała dla cystersów olbrzymie znaczenie - zawsze lokowali swoje siedziby w pobliżu rzek, to "Rudzka kropla" może zrobić prawdziwą karierę.
Tymczasem woda mineralna, której 1,5-litrowa butelka kosztuje 2 złote, to dopiero początek.
- Myślimy też nad miodem z cysterskich barci. I wcale nie oznacza to, że
pasieka stanie w naszym parku - dodaje Rosiek.
Miliony z Unii Cystersów sprowadzono do Rud z Jędrzejowa w 1258 roku.
Gospodarowali w Rudach do 1810 roku, później ich dobra przejęła rodzina książąt von Ratibor. W 1945 roku zabytek został spalony przez Armię Czerwoną. Przez wiele lat niszczał. Lepsze czasy dla pałacu nastały w 1998 roku, kiedy przejęła go diecezja gliwicka, która zdobyła pieniądze z Unii na renowację obiektu. Pierwszy projekt opiewał na 13 mln zł, z czego 10 mln zł to dofinansowanie. Teraz realizowany jest tam kolejny etap prac (m.in. elewacje zewnętrzne), na które diecezji udało się zdobyć kolejne 6,3 mln złotych z Unii.
http://www.dziennikzachodni.pl/slask/ry ... ,id,t.html
cola - Czw Lip 15, 2010 12:05 pm
Ciekawy temat z tą wodą:)
Kris - Pon Lip 26, 2010 11:13 am
Pałac Ballestrema w Kochcicach - 1946
obecnie
Kris - Pią Wrz 03, 2010 3:44 pm
Wakacje z duchami: Gdzie Godula schował skarb
Polska Dziennik Zachodni Teresa Semik
2010-08-27 10:43:15 , Aktualizacja 2010-08-27 10:43:36
Po zamku w Rudzie Śląskiej zostały smętne resztki. Fragmenty kamiennego muru porosły drzewa, a wejście do podziemnej niszy tarasują porzucone śmieci. Czy odsłoniętym wciąż dołem można przejść aż do sąsiednich Biskupic, obecnie dzielnicy Zabrza? I jakie są szanse odnalezienia tam skarbu Karola Goduli, "króla cynku", jak go nazywano?
Tak wyglądał zamek-dwór Ballestremów w Rudzie Śląskiej na początku minionego wieku. Dziś w ruinie. (Š fot. Arkadiusz Gola.)
Był człowiekiem równie tajemniczym jak jego ogromny majątek. Mieszkał w ostatnich latach swojego życia w drewnianej chacie wzniesionej w 1809 roku obok zamku-dworu. Stąd przypuszczenie, że może ukrył swoje bogactwa w tajemnym przejściu między Rudą a Biskupicami.
- Podziemne tunele prowadzące z zamków to nic nadzwyczajnego. Żłobiono je dla bezpieczeństwa od czasów średniowiecza. Możliwe więc, że taki tunel połączył Rudę z Biskupicami - mówi Jacek Pierzak, wojewódzki konserwator zabytków archeologicznych w Katowicach.
Zdaniem Tadeusza Kostonia, architekta miejskiego, podziemne przejście może liczyć nawet 700 m. Sam jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku wchodził do tego lochu na odległość nawet kilkudziesięciu metrów.
- Nie wiemy, w którym miejscu w Biskupicach było wyjście, prawdopodobnie przy kościele - dodaje Kostoń. - Są mapy tego miejsca, więc odtworzenie podziemnej komunikacji jest możliwe.
O zamku w Rudzie Śląskiej datowanym dotąd na początek XV wieku wiemy niewiele. Jacek Pierzak przypuszcza, że mógł być starszy, na co wskazują odnalezione w tej okolicy fragmenty ceramiki średniowiecznej. Dopiero badania archeologiczne pozwolą zweryfikować tę wiedzę. Od dawien dawna krążą pogłoski, że rudzki zamek ufundowali templariusze, ale Adam K. Podgórski, autor wielu historycznych publikacji, sprzeciwia się tym rewelacjom.
- To wymysł ludzi. Potężny zakon nigdy nie dotarł na Górny Śląsk - twierdzi kategorycznie.
Wiemy na pewno, że zamek został przebudowany na przełomie wieku XVII i XVIII, kiedy przeszedł w ręce Ballestremów, śląskiej rodziny arystokratycznej wywodzącej się z północnych Włoch. Ostatni kształt nadano mu około 1900 roku. Zachowały się mapy oraz ikonografia z tego okresu. Teoretycznie jest więc możliwość odbudowania zamku. Taką ewentualność przewiduje Fundacja Zamek Chudów, która z początkiem tego roku otrzymała od władz miasta teren z resztkami zamku oraz działką po dawnej chacie
Goduli. W ciągu pięciu lat odtworzony zostanie dom wybitnego śląskiego przemysłowca, w którym planuje się otwarcie muzeum oraz centrum spotkań biznesowych.
Andrzej Sośnierz z Fundacji Zamek Chudów zapowiedział, że zamierzają poprawić także kondycję zamku-dworu Ballestremów, ale te prace są uzależnione od wyników badań archeologicznych.
Jeszcze pół wieku temu zarówno w zamku-dworze, jak i chacie Goduli były mieszkania komunalne. Dziś hula między drzewami wiatr i miejscowi złodzieje. Nieraz policja szukała w podziemnej niszy łupów włamywaczy. Jakie są szanse, by przy okazji tych inwestycji odnaleźć talary Goduli?
- Myślę, że niewielkie - twierdzi Adam K. Podgórski. - Godula był ekonomistą. Nie trzymał pieniędzy pod łóżkiem, tylko inwestował. Poszukiwacze skarbów chcą, żeby było inaczej.
Bogactwo Goduli wciąż rozpala emocje. W dniu śmierci w 1848 r. na majątek Goduli składało się: 19 kopalń galmanu, 40 kopalń węgla kamiennego, 3 huty cynku, do tego majątki ziemskie w Orzegowie, Szombierkach, Bujakowie i Bobrku. Wszystkie te dobra przekazał niespokrewnionej z nim biednej sierocie. Był przysłowiowym golcem, ale dzięki inteligencji szybko awansował na zarządcę dóbr hrabiego Ballestrema. Po nocach zajęty badaniami chemicznymi niczym średniowieczny alchemik wzbudzał postrach i zaciekawienie. Przypisywano mu konszachty z diabłem, który pomagał mu pomnażać fortunę. Dlatego ludzie omijali go wielkim łukiem, a gdy nie mogli ominąć, odwracali głowę i żegnali się zabobonnie.
http://wodzislawslaski.naszemiasto.pl/a ... egoria=680
Kris - Nie Wrz 26, 2010 6:59 pm
Rezydencja Donnersmarcków znów będzie jak z bajki
Jacek Madeja
2010-09-26, ostatnia aktualizacja 2010-09-26 16:35
Dawna rezydencja Donnersmarcków w Nakle Śląskim przez lata niszczała. Wreszcie doczekała się remontu, a w jej murach powstanie Centrum Kultury Śląskiej.
Fot. Bartłomiej Barczyk/Agencja Gazeta
Nakło Śląskie. Remont dawnej rezydencji Donnersmarcków
Fot. Bartłomiej Barczyk/Agencja Gazeta
Nakło Śląskie. Remont dawnej rezydencji Donnersmarcków
Fot. Bartłomiej Barczyk/Agencja Gazeta
Nakło Śląskie. Remont dawnej rezydencji Donnersmarcków
Miejscowy pałac był niegdyś najpiękniejszy wśród rezydencji wybudowanych na ziemi tarnogórskiej. W tej zielonej części naszego regionu, pełnej malowniczych lasów, chętnie swoje reprezentacyjne domy budowali wzbogaceni na kopalniach magnaci. Donnersmarckowie, jeden z najbogatszych rodów na Górnym Śląsku, początkowo myśleli tylko o założeniu w Nakle rezydencji, w której mogliby spędzać upalne lato. Z czasem przeprowadzili się tu jednak na stałe.
Arkadiusz Kuzio-Podrucki, historyk badający dzieje śląskich rodów magnackich, od dawna jest pod wrażeniem tej budowli. Zaprojektowana w bardzo efektownym stylu Tudorów wyglądem kojarzyć się dziś może z bajkami Walta Disneya.
Właściciele tego pałacu, choć Niemcy, przez mieszkańców byli nazywani polskimi Donnersmarckami, bo utrzymywali dobre stosunki z Wojciechem Korfantym. Ten im się zrewanżował w czasie powstań śląskich i wystawił list żelazny chroniący przed atakami insurgentów.
"Bajkowy" pałac rzeczywiście przyciąga wzrok już z daleka. Wszystko za sprawą urokliwej wieży ozdobionej malowniczymi blankami i sterczynami. Ale przy bliższym poznaniu traci. Mocno podupadł po II wojnie światowej, gdy wprowadziła się tu szkoła rolnicza.
W ostatnich latach na parterze działała galeria śląskiej sztuki naiwnej ze zbiorów Gerarda Trefonia. - Od dłuższego czasu prosi się o remont. Stropy są w takim stanie, że musieliśmy zamknąć piętro. Wszystko mogło runąć. Wieżę też trzeba było zamknąć ze względów bezpieczeństwa - wylicza Jan Smętek z Powiatowego Zakładu Budżetowego przy starostwie w Tarnowskich Górach, które jest właścicielem pałacu.
Pałac uratowało 5,3 mln zł unijnej dotacji. Dodatkowy milion dołożyły władze powiatu i Ministerstwo Kultury. Dzięki tym pieniądzom od kilku dni we wnętrzach pracują ekipy robotników. Do maja 2012 roku przywrócą układ dawnych pałacowych sal (podzielonych wcześniej na potrzeby szkoły), wymienią stropy, dach i odnowią całą stolarkę. Pałac zyska też nowoczesne instalacje grzewcze, elektryczne i przeciwpożarowe. - Po remoncie będzie mieściło się tu Centrum Kultury Śląskiej. Z powrotem trafi też kolekcja malarstwa naiwnego. Oprócz części wystawienniczej będą sale konferencyjne i przeznaczone na warsztaty dla twórców najróżniejszych dziedzin sztuki - informuje Katarzyna Majsterek, rzeczniczka tarnogórskiego starostwa.
Rozpoczęty właśnie remont to pierwszy etap prac związanych z renowacją zamku. W kolejnych latach starostwo chce tu urządzić hotel z restauracją albo centrum rehabilitacji. - Rozpoczęliśmy już rozmowy z fundacją Donnersmarcków, która pomaga chorym wymagającym rehabilitacji. Być może uda się porozumieć, żeby takie centrum powstało w nakielskim pałacu - mówi Smętek.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
Więcej... http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... z10fCOXFfy
kiwele - Nie Wrz 26, 2010 8:09 pm
Rezydencja Donnersmarcków znów będzie jak z bajki.
Starostwo ma mieć na remont 5,3 mln złotych, wyraznie mniej niż połowa sumy przeznaczonej na ułożenie deptaka na Mariackiej.
Współczuję frustracjom osób odpowiedzialnych za remont tego pałacu.
Centrum Kultury Śląskiej. Piękny zamysł, ale jaki będzie jego potencjał umysłowy, jakie zaplecze, gdy na swoje poparcie ma najwidoczniej na razie tylko zestaw obrazów mało znanego malarza naiwnego.
Hotel z restauracją albo centrum rehabilitacyjne. Standardowe piękne pomysły na tchnięcie nowego życia w stare mury, które powinny godnie ożyć. Wobec mnogości tych pomysłów w całym kraju należałoby sobie tylko życzyć byśmy byli społeczeństwem przynajmniej kilkakrotnie bogatszym.
Mamy w Polsce tysiące rezydencji, pałaców, zamków, dworów, dworków, ulokowanych przeważnie na prowincji, w miejscach współcześnie na ogół mało zasiedlonych, mniej czy bardziej okazałych, z których dawno już temu uleciało dawne życie wraz z różnymi przemianami historycznymi.
W dzisiejszych realiach przysparzają one więcej kłopotów niż radości. Temat jest bardzo szeroki.
Kris - Sob Paź 23, 2010 10:31 am
Pałac w Baranowicach kryje polichromie z 1900 roku
Niektóre secesyjne malowidła są bardzo dobrze zachowane (Š Fot. ARC / UM Żory)
Dziennik Zachodni Katarzyna Śleziona
2010-10-22 16:45:41, aktualizacja: 2010-10-22 20:43:01
Podczas ekspertyz konserwatorskich, prowadzonych w pałacu w Baranowicach, odkryto polichromie, pochodzące z około 1900 roku.
Specjaliści z chorzowskiej firmy znaleźli malowidła w kilku miejscach, w tym na klatce schodowej i w holach na parterze, pierwszym i drugim piętrze.
Ekspertyzy były konieczne, bo miasto chce przeprowadzić rekonstrukcje XVII-wiecznego pałacu. - Do końca miesiąca wybierzemy firmę, która zmodernizuje zespół pałacowo-parkowy w Baranowicach. Na te prace wydamy około 11,6 miliona złotych. Jeśli
pogoda dopisze, to remont ruszy jeszcze w tym roku - mówi Dorota Marzęda, rzeczniczka żorskiego magistratu.
Znalezione polichromie są utrzymane w stylu secesyjnym, czyli charakteryzują się pastelową kolorystyką. Ujawnione dekoracje zawierają motywy roślinne i zwierzęce.
Odkryto je po ściągnięciu farby na klatce schodowej i w holach. Zostały wykonane w technice olejnej lub tzw. tłustej tempery. Część powstała ręcznie, a część przez gotowe szablony, które przykłada się do ściany i maluje. Ich autor jest nieznany.
Największe zdobienia, niemal na całej ścianie, odkryto w holu na pierwszym piętrze. Zostały wykonane ręcznie. Mają szerokość ok. 1,5 metra i do 3 metrów wysokości. Przedstawiają m.in. łąkę wiosenną, nad którą frunie ptak, trzymając źdźbło trawy.
http://www.dziennikzachodni.pl/slask/ry ... ,id,t.html
Kris - Śro Paź 27, 2010 8:41 pm
Wielki skandal w Kopicach
Dziennik Zachodni Krzysztof Karwat
2010-10-25 18:00:02, aktualizacja: 2010-10-25 18:00:02
Nawet nie chodzi o dwa ostatnie lata, kiedy to właścicielem pałacu i wielohektarowego parku została pewna firma z Chorzowa, której centrala znajduje się w pięknie odnowionej zabytkowej willi.
Są jeszcze tacy, którzy wierzą, że zadeklarowana swego czasu wola rekonstrukcji rodowej siedziby górnośląskiej gałęzi Schaffgotschów, zostanie wypełniona. Inna rzecz, że w Kopicach niewiele się dzieje, choć majestatyczny pałac jest nareszcie ogrodzony i pilnie strzeżony. Czy to wystarczy? Na początku lat 90. ogromny i cenny majątek sprzedano za 5 tysięcy złotych!
To niepojęte,jak można było na początku lat 90. ubiegłego stulecia sprzedać tak wielki i cenny majątek za... pięć tysięcy złotych. Na dodatek na raty! Jak można było przez 18 lat nie wyegzekwować na przedsiębiorcy z Krakowa jakichkolwiek działań i zobowiązań. No, chyba że w ogóle żadnych nie ustalono.
Ten człowiek - wyobrażam sobie - jest dzisiaj bajecznie bogaty i pławi się w dobrach doczesnych. Zapewne nie ma tylu milionów na koncie, co baronówna Joanna Schaffgotsch von Schomberg-Godula, z domu Gryczik (Gryzik), po odziedziczeniu fortuny Karola Goduli zwana "śląskim Kopciuszkiem". To ona nadała dzisiejszy, a właściwie wczorajszy, kształt Kopicom. Ale pan K. o przyszłość swoich "późnych wnuków" na pewno martwić się już nie musi. O dziedzictwo kulturowe Górnego Śląska tym bardziej.
Zajrzałem pod Grodków parę tygodni temu. Piękny i przerażający zarazem to widok. Jakby wyjęty z jakiejś smutnej baśni pałac znajduje się w stanie agonalnym, choć nowi właściciele twierdzili, że go kosztem dziesiątek milionów złotych ożywią i stworzą w nim imponujący ośrodek rekreacyjno-wypoczynkowy. Podobno w realizacji tych planów przeszkodził im ogólnoświatowy kryzys finansowy i nieznany im wcześniej fakt sprzedaży okolicznych pól spółce wydobywającej żwir. Układa się to wszystko w ciąg nieszczęsnych wydarzeń, jakie były udziałem protoplastów górnośląskiej gałęzi tego wielkiego rodu arystokratycznego, od średniowiecza zakorzenionego na Śląsku.
Potomkowie Joanny i Hansa Ulryka opuścili Kopice w pierwszych tygodniach 1945 r. O dziwo, czerwonoarmiści nie podpalili pałacu, choć w nim się zrazu ulokowali. I to raczej nie oni dopuścili się profanacji grobowców. Dewastacji, kradzieży i ordynarnych zniszczeń dokonywano w kolejnych latach. Ogień podłożono dopiero w 1958 r. A kiedy wykopano zabalsamowane zwłoki Hansa Ulryka i Joanny (zmarłej dokładnie 100 lat temu)?
Henryk Waniek, który niedawno napisał sprozaizowany esej na ten temat, też nie ma pewności, choć wierzy, że historia, którą zasłyszał od pewnego starego mieszkańca Kopic, tzw. powojennego repatrianta, była prawdziwa. Oto kawałeczek tej makabrycznej opowieści.
"Zanim z milicjantem i fotografem przyjechał prokurator z powiatu, chłopaki zdążyli bosakami wyciągnąć to na brzeg i okazało się, że istotnie - zwłoki. Nieźle zachowane, dobrze zasuszone, trochę tylko od wody i lodu wilgotne, leżały na ziemi. Miały nawet jakieś resztki odzieży. Tylko buty jakby ktoś ukradł. Przychodzili ludzie, patrzyli, a niektórzy już dobrze je znali z krypty pod pałacową kaplicą, gdzie wystawały z rozprutej trumny.
Z tutejszych batiarów prawie każdy był tam choć raz. Bo chodziło się do pałacu jak na swoje, wynosiło co tylko się da, aż nic nie zostało".
Strasznie wyglądają także sąsiednie zabudowania, z początku XX wieku i lat 30. Nigdy nieremontowane domy mieszkalne z czerwonej cegły, budynki administracyjne, gigantyczne zaplecze gospodarcze i rolniczo-hodowlane, chyba także dawna cegielnia. To wygląda tak, jak by tu nigdy nic nie remontowano, a wojna skończyła się wczoraj.
A przecież w innych miejscach o Schaffgotschach się pamięta. Wystarczy zajrzeć do kościołów w Szombierkach (dzielnica Bytomia) czy Goduli (dzielnica Rudy Śląskiej). Albo do monumentalnej Elektrociepłowni "Szombierki", która z wolna zmienia funkcje i coraz częściej jest miejscem znaczących wydarzeń kulturalnych.
Dzisiaj o godz. 19 w chorzowskim Teatrze Rozrywki rozpocznie się multimedialny wieczór z cyklu "Górny Śląsk - świat najmniejszy", zatytułowany "Schaffgotschowie i ich rezydencje". Wystąpią m.in.: prof. Irma Kozina - historyk sztuki z Uniwersytetu Śląskiego i prof. Stanisław Sławomir Nicieja - historyk z Uniwersytetu Opolskiego.
http://www.dziennikzachodni.pl/opinie/3 ... ,id,t.html
ZAMEK W KOPICACH
Kopice -Pałac (widok sprzed 1945 r.)
Kopice -Pałac (widok dzisiejszy)
Więcej zdjęć
Kris - Sob Paź 30, 2010 8:15 am
W Siemianowicach niszczeje rezydencja Donnersmarcków
Kiedyś było to miejsce niezwykłe (Fot. ARC)
Teraz pałac popada w ruinę (Š Fot. Łukasz Respondek)
Dziennik Zachodni Łukasz Respondek
2010-10-30 08:00:03, aktualizacja: 2010-10-30 08:00:04
Siemianowice to nie zabytkowe Eldorado. Nie ma starówki, nie ma wielu architektonicznych perełek. Jest pałac - zrujnowana posiadłość Donnersmarcków, o której pamiętają chyba jedynie mieszkańcy.
- Po co nasze dzieci jeżdżą do Będzina, po co do Pszczyny. Pod nosem mamy jeden z najpiękniejszych zabytków na Śląsku - denerwuje się Hannfried Klautzsch. Podobnie myślą też inni siemianowiczanie. Ze zrezygnowaniem patrzą na efekt prac grafficiarzy - napis "Remont?", który od kilku tygodni "zdobi" mury, w ironiczny sposób przedstawia obecną sytuację pałacu.
Tymczasem od kilku lat w pałacu powinien trwać remont. Spółka Silesia, która kupiła budynek pięć lat temu od gminy zapowiadała, że będzie tu m.in. hotel. Teraz w Silesii nikt nie chce z nami rozmawiać, dlaczego zabytek niszczeje. A że niszczeje - to pewne.
Sprawie przygląda się ostatnio Barbara Klajmon, wojewódzki konserwator zabytków. Kontrole, które przeprowadziła dowiodły, że właściciel nie stosuje się do zaleceń. - Skorzystamy z sankcji, które są zapisane w ustawie o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami - zapowiada. Co więc grozi więc właścicielowi? Konserwator może zgłosić sprawę w prokuraturze. Za brak właściwego zabezpieczenia zabytku grozi grzywna, ograniczenie wolności lub areszt.
Urzędnicy magistratu (to miasto sprzedało pałac) twierdzą, że w sprawie nic nie mogą zrobić, bo to własność prywatna. Dopiero jeśli właściciel do 2012 roku nie wywiąże się z umowy i nie skończy remontu, mogą działać. - Wtedy możemy nałożyć opłatę karną za niedotrzymanie warunków umowy. Druga droga to wystąpienie do sądu o rozwiązanie umowy wieczystego użytkowania - tłumaczy Michał Tabaka, rzecznik UM.
Tymczasem kilka lat temu urzędnicy oddawali pałac byli pewni, że trafia we właściwe ręce. - Sprawdzaliśmy wiarygodność spółki i jesteśmy przekonani, że to porządny oferent - mówił Jan Szwachuła, ówczesny naczelnik Wydziału Gospodarki Mieniem w UM.
Co to za pałac?
Kto go zbudował, nie wiadomo. W XVII wieku kupił go Krzysztof Mieroszewski wraz ze wsią Siemianowice. W 1718 odkupiła Maria Józefina Henkel von Donnersmarck i uczyniła siedzibą rodziny. W XIX i XX wieku pałac był wiele razy przebudowywany i rozbudowywany. Dlatego dzisiaj jest niejednorodny stylistycznie - wieża nad skrzydłem wschodnim jest barokowa, a zachodnia i południowa część - neoklasycystyczna. Na początku XX wieku pałac stał się własnością Naczelnej Dyrekcji Kopalń. Potem mieli tu swoją siedzibę powstańcy śląscy (w jadalni trzymali konie!), podczas II wojny światowej mieścił się tu obóz jeniecki, a po wojnie - przedszkole, szkoła górnicza, klub studencki i mieszkania dla pracowników kopalni. W 1991 budynek przejęła gmina. Wymagał remontu, udało się tylko znaleźć środki na nowy dach.
http://www.dziennikzachodni.pl/slask/32 ... ,z,no.html
Strona 5 z 5 • Wyszukiwarka znalazła 428 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5