[Katowice]Ład estetyczny przestrzeni publicznej
caterina - Nie Lip 20, 2008 4:35 pm
polecam
Do szczęścia potrzebne jest miasto
rozmawiali Dariusz Bartoszewicz, Dorota Jarecka GAZETA WYBORCZA
Wszyscy narzekają, że jest brzydko, że źle się dzieje w przestrzeni miast. Mówię im: to dlatego, że wy się na to godzicie, wszyscy - odpowiada Magdalena Staniszkis
Dariusz Bartoszewicz, Dorota Jarecka: - Kiedy patrzymy na zdjęcia z RPA, na których widać grodzone murem luksusowe osiedla, a obok slumsy, wiemy, co to oznacza - pozostałości apartheidu. Patrzymy na osiedla w dużych miastach w Polsce, zagrodzone parkanami, ze szlabanami na drogach wjazdowych. Co taki obraz oznacza w sensie społecznym, politycznym?
Magdalena Staniszkis: - Brak społeczeństwa obywatelskiego. Demokrację wprowadzono, ale nie staliśmy się przez to od razu mądrzejsi. Nie mamy świadomości, że możemy wpływać na to, w jakim mieście żyjemy.
Ludzie chcieli się grodzić. Za to zapłacili pieniądze.
- Tak, ale teraz nie są szczęśliwsi i nie żyje im się lepiej. Zobaczyli, że nie ma w pobliżu szkoły, przedszkola, parku, kościoła, że wszędzie są płoty, więc nie mogą swobodnie spacerować czy pojeździć na rowerze, że nie dojadą samochodem do centrum, bo zbudowano za mało ulic linii tramwajowych czy metra.
Miasto - to Platon powiedział - ludzie założyli do życia szczęśliwego. Nie dla obronności, ale dlatego że ludziom lepiej się żyje w skupiskach. Od tego czasu nic się nie zmieniło. Człowiek to istota społeczna, potrzebuje kontaktu z innymi ludźmi, a żeby je nawiązać - przestrzeni, która tym kontaktom sprzyja.
Pomiędzy relacjami ludzi a przestrzenią zachodzi ścisły związek. Bardzo prosty przykład: kiedy byliśmy biedniejsi i mieszkaliśmy w małych mieszkaniach i nie było możliwości zaproszenia większej ilości osób na obiad, zanikały kontakty rodzinne.
Mamy wyraźny kryzys miasta w sensie społecznym. Kryzys polega na tym, że nie powstaje nowa przestrzeń publiczna.
Czyli jaka?
- Egalitarna, w której każdy ma prawo być, w której czujemy się jak u siebie. Ulica jest największym skrótem - symbolem przestrzeni publicznej. To na niej toczy się życie miasta. Słynna teoretyczka miasta Jane Jacobs użyła określenia "balet ulicy".
Tutaj kontakt z innymi ludźmi jest taki sam jak innych z nami. Możemy to wykorzystać i nawiązać jakiś kontakt, możemy pozostać tylko obserwatorem.
Żeby wejść do każdej innej przestrzeni, trzeba mieć jakiś tytuł. Na przykład galerie handlowe to nie jest przestrzeń publiczna, chociaż ich właściciele stają na głowie, by udawać, że jest miastem. W galerii handlowej preferowani są klienci - siła nabywcza. Biedaków i pijanych nie wpuszczają lub zdecydowanie "wypraszają". Kiedy coś się stanie, przychodzi ochrona, a nie policja. Żebrak tu nie pożebrze, a w przestrzeni publicznej tak, i to jest sprawdzian. Przestrzeń publiczna to taka, do której może wejść nawet żebrak.
Ale po co nam taka przestrzeń?
- Nie ma większej szkoły tolerancji niż przebywanie w przestrzeni publicznej. Tego nie da się nauczyć na lekcjach. To jedyne miejsce, gdzie spotykamy obcych.
Życie poza przestrzenią publiczną jest związane z pełnym poczuciem bezpieczeństwa. To może być rodzina, grupa zawodowa, klub. W przestrzeni publicznej nie ma takiego zabezpieczenia. I to jest właśnie takie ekscytujące i niezwykle ważne dla wychowania obywatelskiego - zobaczyć, że ktoś spoza mojego kręgu nie stanowi dla mnie zagrożenia, a może nawet jest sojusznikiem.
Różnica się zaciera. Wielki kapitał tak kreuje place wokół swoich budynków, żeby wyglądały jak publiczne.
- Dopóki są publicznie dostępne, to jest pozytywne. W Nowym Jorku na Manhattanie władze miasta wydając pozwolenie na budowę, zachęcały inwestorów, by części swoich terenów nie grodzili, tylko urządzali publicznie dostępne place. Powstały tzw. plaza, kieszenie przestrzeni publicznej. Z punktu widzenia przechodnia nie ma wyraźnej granicy.
A jak jest u nas?
- Kiedy inwestor buduje, zwykle grodzi, chociaż nie ma żadnych przeciwwskazań prawnych, by to, co prywatne, zostawić nie ogrodzone, ale najważniejsza jest prawdziwa przestrzeń publiczna. Kiedy szukam przykładów dobrej przestrzeni publicznej w Polsce, przychodzi mi do głowy deptak nadmorski w Trójmieście. To wyjątkowa sytuacja, trzech prezydentów miast, Gdańska, Sopotu i Gdyni, dogadało się między sobą nie czekając na ustawę o metropoliach. Urządzili wspólny chodnik, postawili ławki, zbudowali ścieżkę rowerową, powstała przestrzeń czasu wolnego, ludzie lubią tam być o każdej porze dnia i roku. Albo inny przykład - w małej skali - Zduńska Wola, sławna na całą Polskę przez to, że pani burmistrzowa wystąpiła z rewelacyjna inicjatywą budowy fontann na placykach miasta.
Kiczowate trochę te fontanny
- Nie o to chodzi. Mówię to jako architekt: moim zdaniem estetyka nie ma tu znaczenia pierwszorzędnego. Najważniejsze, że miasto żyje.
To jest pomysł na podniesienie jakości przestrzeni publicznej. A im bardziej ona atrakcyjna, tym więcej w niej ludzi i tym większa szansa na społeczeństwo obywatelskie. W mieście od samego początku, od aktu lokacyjnego, wszystko jest polityką. Demokracja powstała w miastach. Władza przedstawicielska w naszym imieniu tworzy nam warunki do tego, byśmy mogli żyć szczęśliwie. Umawiamy się, o jakiej porze gasimy światło, gdzie wyrzucamy śmiecie. Oczywiście, im większe miasto, tym dalej do władzy. Ale u nas władza może nawet nie wiedzieć, że jakiejś grupie społecznej na czymś zależy. Bo jak mamy się zidentyfikować jako grupa społeczna, skoro nie mamy gdzie się spotkać, żeby powiedzieć, że chcielibyśmy mieć na przykład nowe przedszkole? I odwrotnie: ponieważ w naszej okolicy nie ma przedszkola, nie spotykamy się przy odprowadzaniu dzieci. Nie spotykamy się na spacerze, bo przy ulicach nie ma chodników, ani na klatkach schodowych, bo jedziemy windą do samochodu i z samochodu do windy. Człowiek nie ma po co wyjść z domu.
Żeby na jakimś terytorium żyło się lepiej, potrzebne są więzi między ludźmi. Polska to ewenement na skalę europejską. Nigdzie w Europie nie ma zamkniętych miast, tylko u nas, ludzie z zagranicy przyjeżdżają to oglądać jako ciekawostkę.
Dlaczego te nowe osiedla tak są projektowane, skoro kilka tysięcy lat istnienia miasta pokazuje, że lepiej żyć inaczej?
- Kiedy nie ma społeczeństwa obywatelskiego, władza demokratyczna słabnie. Kapitalizm przestaje być kontrolowany przez system demokratyczny, co jest pożywką dla władzy globalnego kapitału. To, że inwestor chce jak najwięcej zarobić na gruncie, który kupił, wybudować jak najwięcej mieszkań i najdrożej je sprzedać, jest naturalne. Problem w tym, że samorząd ma narzędzia, by kontrolować inwestora, zatwierdza przecież plany miejscowe, może na nie wpływać, ale na własne życzenie z tego rezygnuje.
Jak to?
- Jest takie pojęcie "skutki finansowe planu". Jeżeli plan przewiduje budowę ulic, placów, skwerów i parków, także szkół czy przedszkoli, to tereny na te potrzeby trzeba od właścicieli wykupić. Czyli im więcej przestrzeni publicznej, tym - jak to się mówi - "skutki finansowe planu" są gorsze. Plan "finansowo najlepszy" to plan bez przestrzeni publicznych w ogóle i niestety takich planów uchwala się najwięcej.
Kiedyś projektowałam na planie, gdzie dla 40 ha uchwalono wysokość domów, kąt nachylenia dachów, wielkość działek i terenów biologicznie czynnych. Nie było tylko mowy o ulicach. Ludzie wzięli sprawy w swoje ręce i dogadują się między sobą o prawo przejazdu. Ten plan nie miał żadnych skutków finansowych dla gminy, która go uchwaliła, a więc był tani, czyli "dobry".
Jeżeli już po uchwaleniu planu miasto chciałoby wykupić tereny pod parki, ulice czy szkoły, to trzeba za to zapłacić prywatnemu właścicielowi działki budowlanej rynkową wartość, a to kosztuje dużo więcej.
A jak to powinno być?
- Samorząd powinien najpierw sam zrobić prawidłowy plan dobrego miasta, wyznaczyć gdzie jest park, uliczka, aleja, szkoła i wykupić je za symboliczną złotówkę.
Projektowanie nowych dzielnic powinno się odbywać przez scalenie i wtórny podział. Przed wojną to był obowiązek. Tak powstały miasta-ogrody Podkowa Leśna, Konstancin czy Sadyba. Załóżmy, że jest 500 ha i ma różnych właścicieli. Urbanista, kiedy planuje, ma mapę własności, ale ona służy mu tylko do rozliczeń. Każdy właściciel po uchwaleniu planu otrzymuje swój udział pomniejszony o tereny przeznaczone na cele publiczne proporcjonalnie do swojego wkładu, ale nie w tym samym miejscu i kształcie. Inaczej nie da się zaplanować miasta.
Na przestrzenie publiczne powinno się przeznaczyć co najmniej 20 proc., ale nie więcej niż 30 proc. Wiedza urbanistyczna jest na ten temat zgodna.
Dokładnie też wiadomo, jaki powinien być kwartał miejski.
Czyli?
Optymalny kwartał w centrum miasta to działka 100 na 100 m, wzorcem jest Manhattan, w dzielnicach mieszkalnych to około dwa hektary, ale nawet w dzielnicach podmiejskich pomiędzy skrzyżowaniami ulic nie powinno być więcej niż 300 metrów.
To są kanony urbanistyczne.
Miasta tradycyjnego?
- Nie ma innego miasta niż tradycyjne! Człowiek jest istotą tradycyjną. Jakiego byśmy krzesła nie wymyślili, trzeba na nim usiąść i chcemy, żeby było wygodnie. Bioenergetyczne uwarunkowania człowieka się nie zmieniają. Latamy na Księżyc, ale nie widzimy dalej niż 300 metrów. Z większej odległości nie rozpoznamy, czy to mężczyzna czy kobieta, a z powyżej 500 m, czy to człowiek czy jakiś inny naczelny. Z trzeciego piętra swobodnie widzimy swoje dziecko na podwórku i możemy je zawołać do domu. Tak powstawały standardy urbanistyczne.
To nieprawda, że wymyśliła je komuna, ale prawdą jest, że wzięły się z idei socjalistycznych.
A modernizm? Dom od Paryża do Marsylii Le Corbusiera, albo Linearny System Ciągły Oskara Hansena, czyli projekt pięciu pasm mieszkalnych przecinających Polskę z północy na południe? Przecież to zaprzeczenie idei miasta.
- To była utopia, w rzeczywistości nikt nie planował jednego domu o długości 500 kilometrów. Modernizm nie miał nic wspólnego z odejściem od tradycji miejskiej, chodziło tylko o zmianę relacji między ulicą a domem. Domy miały stać prostopadle, a nie równolegle do ulicy, ale ulica pozostała. "Linearny System Ciągły" Oskara Hansena to była prawidłowa idea budowania miasta. To miasto zwarte, choć liniowe. Powstaje wzdłuż tras komunikacji i sieci infrastuktury, każdy ma taki sam dostęp do terenów zielonych i łatwy dojazd do pracy, a zostaje zachowana koncentracja, która jest warunkiem zrównoważonego rozwoju miasta.
W poprzednim ustroju było coś takiego jak "normatyw urbanistyczny". Jestem zwolenniczką ponownego wprowadzenia "standardów urbanistycznych". Chodzi o to, żeby samorząd nie był całkowicie suwerenny w swoim planowaniu. Robiąc plan, będzie musiał zapewnić to, co było kiedyś: że na określoną liczbę mieszkańców musi być szkoła, a żeby do niej dojść, nie można przekroczyć ruchliwej drogi jak Trasa Łazienkowska czy jakaś inna wielka arteria, że w określonej odległości od domów muszą być tereny zielone.
W komunizmie o przestrzeń dla obywatela dbano rewelacyjnie, przynajmniej w ustawodawstwie!
Ale osiedla były podobne do dzisiejszych: wyspy odcięte od tkanki miejskiej.
- Tamte osiedla budował gigantyczny państwowy inwestor. Gdyby nie było takiej centralizacji decyzji i środków, to by to inaczej wyglądało, ulice byłyby pewnie gęściej. Sama idea była dobra: równy dostęp do słońca i zieleni, ale zanikła tradycyjna struktura urbanistyczna miasta. Dzisiaj z dyktatury proletariatu przeszliśmy do dyktatury dewelopera i powstaje pytanie: co zrobić, żeby realność wielkiego kapitału nie uniemożliwiła budowania przyjaznej przestrzeni.
Jak ratować tą przyjazną przestrzeń?
- To jest możliwe tylko przez silną władzę, przez silny samorząd. Jest taki cytat z książki "Zrównoważone miasta" Grahama Haugthona i Collina Huntera, który chętnie wszędzie i wszystkim powtarzam: "Rozwój miasta nie jest wynikiem sił natury, jakiś innych sił danych z góry, wolnego rynku czy ekonomii, rozwój miasta jest wyłącznie wynikiem decyzji politycznych." Zaniechanie zarządzania rozwojem miasta jest też decyzją polityczną.
Kiedy doszło do tego zaniechania?
- Na początku lat 90., wraz z nastaniem wolnego rynku. Zasada była jedna: budujcie gdzie chcecie i jak chcecie. Kto jest użytkownikiem terenu, staje się jego właścicielem i może robić ze swoją świętą własnością to, co mu się podoba, a kto myśli inaczej, jest zwolennikiem komunizmu. To była czysta polityczna demagogia.
Jestem członkiem Głównej Komisji Urbanistyczno-Architektonicznej, która doradza ministrowi budownictwa. Kiedyś przekonywaliśmy jednego z poprzednich ministrów, by do ustawy o zagospodarowaniu przestrzennym wprowadzić standardy urbanistyczne i inne rygory dyscyplinujące wszystkich do budowania dobrej przestrzeni. Minister wysłuchał głosu profesjonalistów i w pewnym momencie mówi: "no dobrze, ale przecież mamy wolny rynek". Wtedy Adam Kowalewski, przewodniczący komisji, architekt i były wiceminister budownictwa nie wytrzymał: "Panie ministrze, mamy wolny rynek w Paryżu, w Nowym Jorku, w Londynie, w Pradze i w Budapeszcie, ale nigdzie nie ma takiego chaosu jak u nas".
Tłumaczyliśmy, że wolny rynek nie załatwi za nas tego, co jest dobrem wspólnym, a miasto jest dobrem wspólnym. Bez wolnego rynku miasto się nie zbuduje, ale podstawowym zadaniem władzy samorządowej jest łagodzenie konfliktu między prywatnym a publicznym i próba osiągnięcia maksymalnego konsensusu dla wspólnego dobra.
Jaki jest przepis na dobre miasto?
- Nie da się prawnie uregulować tego, żeby ludzie byli szczęśliwi. Ale Polska jest jednym krajem w Europie poza Grecją, gdzie planowanie uważa się za śmieszne i w którym nie ma podatku katastralnego. Nigdzie w Europie w centrach wielkich miast nie ma pustych działek, tylko w Polsce. Dlaczego? Bo w Polsce nie ma podatku od rynkowej wartości gruntu. Nie chodzi o to, żeby ktoś płacił horrendalną sumę za swoje małe mieszkanie, które jest jego jedyną siedzibą. Chodzi o to, żeby inwestor, który kupuje działkę w atrakcyjnej lokalizacji w mieście, nie trzymał jej czekając latami na kilkakrotne przebicie.
Przykład - Miasteczko Wilanów w Warszawie. Ogromny teren - 160 ha - przez lata po uchwaleniu planu jest wciąż niezabudowany, właściciel terenu sam decyduje o tempie budowy miasteczka. Inni deweloperzy w tym czasie nalegają, żeby uchwalać nowe plany, bo nie mają gdzie budować.
Brak takiego instrumentu jak podatek od wartości nieruchomości czyni władzę samorządową bezradną w sterowaniu rozwojem miasta.
Czym to grozi?
- Miasto się rozlewa na nowe, zielone tereny. A rozproszenie terytorialne miasta jest czymś bardzo złym. Uniemożliwia racjonalną obsługę zarówno poprzez infrastrukturę jak i transport. Budujemy na szambach, bo nie ma kanalizacji, nie mamy szkoły, bo dla stu rodzin nikt szkoły nie zbuduje i stoimy w korkach, bo dla osiedla oddalonego o 20 km od centrum nie opłaca się puszczać autobusów.
Mamy dziś załamanie się struktury miasta w wyniku złego planowania.
Popełniamy błędy miast Europy Zachodniej sprzed 40 lat. W latach 60. samochód stał się dostępny dla mas i nagle zaczęło być możliwe rozproszenie zabudowy. Dzisiaj przeciwko temu zjawisku prowadzi się intensywną politykę na poziomie państw i regionów.
Na czym ona polega?
- Po pierwsze zapobiega się niekontrolowanemu rozlewaniu się miast, czyli "urban sprawl", na pola i tereny zielone i sprzyja powstawaniu "compact cities" - zwartych miast. Anglicy mają na przykład tzw. Regional Planning Act. Odpowiednik naszego wojewody sprawdza, czy projekt planu zagospodarowania, który ma wprowadzić zabudowę na nowe tereny, jest poparty odpowiednią analizą. Władze lokalne nie mogą według własnego widzimisię planować rozwoju miasta na terenach dotąd niezurbanizowanych.
Chodzi o to, by nie niszczyć tzw. greenfields, czyli terenów zielonych. A po drugie, żeby maksymalnie wykorzystać tzw. "brownfields", czyli tereny, które odebraliśmy przyrodzie, a dzisiaj z różnych powodów nie są już potrzebne. To na przykład stare tereny portowe, czy przemysłowe. Więcej niż połowa zabudowy musi być w nowych planach realizowana na dotychczasowych "brownfields".
W studium rozwoju Warszawy uchwalonym w 2006 r. praktycznie wszystkie tereny przeznaczono na zabudowę, niewielkie kawałki zostawiono zielone. Nikt nie wie, czy to jest prognoza potrzeb nowych terenów budowlanych na najbliższe 15 czy 50 lat.
Co się stało? Symboliczne i estetyczne myślenie o mieście zostało zastąpione wyłącznie komercyjnym?
- Zabrakło idei dobra wspólnego. Śledzę dyskusję o reklamach wieloformatowych. Zarząd Dróg Miejskich zza lewego ucha wyciągnął argument, dlaczego należy zdjąć reklamy - bo stanowią zagrożenie dla kierowców. Wstydzimy się powiedzieć, że to jest śmieć. A w przestrzeni publicznej nie wolno śmiecić, tak jak nie wolno nikogo napadać. To jest agresja wizualna. Za to powinien być mandat. To powinno być zakazane, nieważne czy ktoś wiesza płachtę reklamową na prywatnym domu, czy należącym do miasta.
Pojęcie dobra wspólnego zostało skompromitowane w poprzednim ustroju. Wtedy jednostka była niczym, teraz mamy wahnięcie w drugą stronę, jednostka jest wszystkim. Nie mamy języka, by mówić o tym co wspólne, by tego bronić.
Myślenie symboliczne o przestrzeni miejskiej to także pomniki. Ostatnio na każdym wolnym skwerze w mieście ktoś chce postawić pomnik jakiejś osobie, czy idei. To także zawłaszczanie przestrzeni.
- Ja to oceniam pozytywnie. Ważne jest, żeby w przestrzeni publicznej wyeksponować coś, co nas jednoczy albo nam coś przypomina. To, co się dzieje w przestrzeni publicznej silnie na nas oddziaływuje. Reklamodawcy o tym wiedzą.
Ludzie nie protestują, kiedy miasto znika pod płachtami reklamowymi. Dlaczego?
- To pytanie do socjologów, niech wytłumaczą, dlaczego jesteśmy tacy bierni. Z moich obserwacji wynika, że ludzie nie wiedzą, jakie mają możliwości. W naszym ustawodawstwie planowanie to jedyna dziedzina, na którą możemy mieć bezpośredni wpływ. Każdy może napisać uwagę do planu, nie trzeba nawet mieszkać w danej miejscowości. Tylko, że niewiele o osób z tego prawa korzysta.
Podjęłam taką próbę jako obywatel. Kiedy samorząd warszawski zdecydował o przygotowywaniu planu zagospodarowania tzw. Parku pod Skocznią na Mokotowie i zabudowaniu terenów, które miały być zielonym klinem dla miasta, napisałam listy do pani prezydent miasta i przewodniczącej Rady Warszawy. Pani przewodnicząca odpowiedziała na moje uwagi i wyjaśniła, że decydujący głos ma komisja ładu przestrzennego i że jeśli na sesji rady komisja mówi, że nie ma uwag do planu, to wszyscy podnoszą rękę. Sprawdziłam skład komisji ładu przestrzennego. Tam nie ma ani jednego architekta czy urbanisty.
Wśród znajomych i profesjonalistów rozesłałam mój głos - protest. Jedni się podpisywali, inni mnie wyśmiali. Ktoś spytał, jaki ja mam w tym interes. To pytanie, na które nie znam odpowiedzi i od razu zaczynam się wstydzić czy przypadkiem nie mam jakiegoś "podejrzanego interesu". Wszyscy, z którymi rozmawiam narzekają na to, że jest brzydko, że źle się dzieje w przestrzeni miast. Pytają, dlaczego tak jest. Mówię im, że dlatego, bo wy się na to godzicie, wszyscy.
*Magdalena Staniszkis - architekt, urbanistka, wykładowca Politechniki Warszawskiej. Zaprojektowała z zespołem m.in. siedzibę Rodan Systems w Warszawie przy ul. Puławskiej (budynek uznany za jedną z 20 Ikon Polskiej Architektury) i Dom Małego Księcia Lubelskiego Hospicjum dla Dzieci. Jest autorką planu Śródmieścia Warszawy z 1983 r.
http://www.gazeta.pl/0,0.html
salutuj - Nie Lip 20, 2008 5:22 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko
absinth - Śro Lip 30, 2008 7:57 am
Budujemy Katowice marzeń: Naklejkami chcą walczyć ze śmieciami
Zamiast reklam i ich resztek - naklejka "Zabrania się naklejania"? Urzędnicy chcą ukrócić "fantazję" reklamodawców, którzy szpecą ulice miasta. Przygotowali nową uchwałę, planują czyszczenie słupów i wynajęcie firmy windykacyjnej.
Kto chce zawiesić ogłoszenie w innym miejscu niż przeznaczone do tego celu słupy, musi mieć zgodę administratora obiektu. Chodzi o słupy należące do gminy. - Głównie oświetleniowe i przystanki - mówi Leszek Piechota, wiceprezydent Katowic. Kto zgody nie uzyska, a mimo to coś naklei, płacić ma 200 procent normalnej opłaty do czasu demontażu nielegalnej reklamy. Ta, zgodnie z nową uchwałą, wyniesie od 15 do 30 zł za m kw. - Chcemy też wynająć firmę windykacyjną do ściągania należności z tytułu wywieszania ulotek i plakatów w miejscach niedozwolonych - mówi Piechota.
- Do tej pory najczęściej dostawało się tym, którzy rozklejali, rzadziej tym, którzy im to zlecali. Teraz można obciążyć finansowo tych drugich - mówi Krzysztof Król, rzecznik Straży Miejskiej.
Miasto planuje wyczyścić wszystkie swoje lampy i ściany z ulotek i... nakleić na nich informację o zakazie naklejania reklam. Zamówiono już kilkanaście tysięcy takich naklejek.
Dodatkowo grupa strażników miejskich ma zostać oddelegowana do tzw. sekcji komunalnej, która ma dbać m.in. o przestrzeganie regulaminu czystości. Urzędnicy zakładają, że we wrześniu widoczne będą pierwsze efekty kampanii.
Czy uchwała skłoni do czegoś reklamodawców, którzy do tej pory nie robili sobie nic z mandatów i kodeksu wykroczeń, czas pokaże.
Czy Katowice potrzebują zmian? Włączcie się do dyskusji. Piszcie na adres redakcja@dz.com.pl
Nasze teksty znajdziecie też na stronie katowice.naszemiasto.pl/budujemy_katowice_marzen
Marta Żabińska - POLSKA Dziennik Zachodni
salutuj - Śro Lip 30, 2008 8:12 am
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko
mark40 - Śro Lip 30, 2008 10:41 am
W Chorzowie też byly takie naklejki parę lat temu z zakazem naklejania + nr artykułu skadś tam na który się powoływano, ale teraz chyba zniknęły, w sumie na tych lampach reklam pamiętam wtedy nie było, wiec skutek to odniosło.
absinth - Śro Lip 30, 2008 10:46 am
tzn w Kato takie naklejki sa odkad pamietam
teraz bardziej mysle ze chodzi o kwestie egzekwowania tego
tzn taka mam nadzieje
miglanc - Śro Lip 30, 2008 11:50 am
Tylko jedna kwestia czy to dotyczy tylko budynkow nalezacych do miasta, czy tez sciany prywatnych kamienic tez ebda czyszcozne z reklam?
Wit - Śro Lip 30, 2008 11:00 pm
Fani Gieksy chcą legalnie malować graffiti
Anna Malinowska2008-07-30, ostatnia aktualizacja 2008-07-30 21:05
Kibice napisali już prośbę do prezydenta miasta. Chcą, by magistrat wskazał im elewacje, które mogliby wykorzystywać. W zamian obiecują zamalowywanie wulgarnych napisów, których na murach we wszystkich dzielnicach miasta nie brakuje.
Jak mówi Piotr Hyla, rzecznik GKS-u Katowice i jednocześnie miejski radny, akcja ma dwa cele. - Po pierwsze odciągnąć młodych od bezmyślnego bazgrania czego popadnie i gdzie popadnie. Po drugie, skończyć z szarzyzną i brzydkimi murami. Oczywiście projekt każdego graffiti byłby wcześniej składany do akceptacji w magistracie - zapewnia Hyla.
W piśmie do prezydenta kibice proszą też o dofinansowanie zakupu farb i zapewniają jednocześnie, że w działaniach będą konsekwentni i zamalują każdy napis związany z jakimkolwiek klubem piłkarskim, nie tylko z GKS-em. - Z akcji powinni być zadowoleni mieszkańcy, bo wyczyścimy elewacje ich domów, władze miasta, bo zmienimy szarzyznę w ładne malunki i wreszcie fani Gieksy, którzy pokażą w ten sposób, że kibice to nie tylko ci od bezmyślnego bazgrania - przekonuje Piotr Koszecki, prezes Stowarzyszenia Kibiców GKS-u.
Koszecki jako przykład legalnego graffiti, które nikomu nie przeszkadza, wskazuje malunki z Giszowca. - Nasi sympatycy zawarli umowy z prywatnymi właścicielami garaży. Odmalowali im budynki, a na zewnętrznych ścianach wymalowali prawdziwe murale - dodaje.
Przypomnijmy, że podobną akcję, dofinansowaną przez chorzowski magistrat, prowadzą u siebie kibice Ruchu. - Nasze graffiti jest tylko jednym z elementów szerszego programu. Organizujemy festyny, pielgrzymki. Pokazujemy, że kibice Ruchu to normalni ludzie, walczymy z negatywną etykietką, że jak ktoś kibicuje, to już na pewno na mecze jeździ, żeby się bić - mówi Ryszard Sadłoń, chorzowski radny i zagorzały kibic Ruchu.
Sadłoń przyznaje, że akcja z graffiti spełnia swój wychowawczy cel. - Ostatnio na malowanie przychodzi po 80 osób dziennie. To młodzi chłopcy, którzy nie wyjechali na wakacje. Spotykają się z różnymi ludźmi, przestają być przez to anonimowi. Czują, że są ważni dla swojego miasta, że poprzez zgodę na malowanie władze miasta ich doceniły - podkreśla radny.
Czy Katowice pójdą śladem Chorzowa? - Jesteśmy na tak! Planujemy już spotkanie z kibicami GKS-u, żeby omówić szczegóły. Nie ukrywam, że najtrudniejsze będzie znalezienie samych elewacji i uzgodnienie z mieszkańcami zgody na graffiti. Chcemy też, by były to malunki pozytywne. Żaden z projektów nie może zawierać symboli i napisów godzących w dobre emocje - mówi Waldemar Bojarun, rzecznik katowickiego magistratu.
Zdaniem rzecznika nie wszystkie malunki, które wykonano na garażach w Giszowcu, spełniają te kryteria. - Na przykład żółto-czarno-zielony napis "GKS Katowice" jest w porządku, czego nie można już powiedzieć o zakrwawionych rękawicach osiłków boksujących na ringu - uważa Bojarun.
caterina - Czw Lip 31, 2008 6:24 am
fajny pomysł tylko ja bym wolała zeby napisy na odnowionych elewacjach nie były zamalowywane tylko wyczyszczone.
Nanan - Czw Lip 31, 2008 6:30 am
Są przecież środki umożliwiające łatwe pozbycie się graffiti. Nakłada się na wyremontowaną elewację powłokę, czyli jaśniej mówiąc maluje się specjalną "farbą". Powłoka ta powoduje, że farba z graffiti nie wiąże się z powierzchnią ściany i łatwo można ją zmyć albo za pomocą wody albo specjalnego zmywacza.
http://www.coverax.pl/antigraffiti.html
I po kłopocie
Wit - Pon Wrz 01, 2008 8:30 pm
Reklamy nie będą już mogły zasłaniać miast?
Anna Malinowska2008-09-01, ostatnia aktualizacja 2008-09-01 21:31
Warszawscy radni skierowali apel do swoich kolegów w Katowicach, żeby zjednoczyć siły w lobbingu na rzecz zmiany ustawy o nieruchomościach. Chodzi o to, żeby samorządy skuteczniej mogły walczyć z właścicielami, którzy zasłaniają reklamami centra miast.
- Problem dotyczy wszystkich dużych miast w Polsce. Nie może być tak, że każdy budynek, nawet zabytkowe kamienice, owinięty jest w płachty, które coś reklamują. Dlatego też nasi radni skierowali pismo do różnych samorządów, aby wprowadzić zmiany w prawie - mówi Sławomir Paszkiet, rzecznik Rady Miejskiej w Warszawie.
Warszawscy radni uważają, że miasta przysłoniły płachty, bannery i nikt nie dba dziś o estetykę przestrzeni publicznej. Każdy właściciel nieruchomości powołuje się na święte prawo własności albo tłumaczy, że reklamą zarabia na jej remont. - To najczęściej fikcja. Jeśli nie będzie przepisów odgórnych, regulujących sprawę umieszczania reklam, to grozi nam wszystkim degradacja miast - uważa Paszkiet.
W Warszawie opracowano już wstępny projekt nowej ustawy. Zakaz umieszczania reklam obowiązywałby m.in. w miejscach, gdzie utrudnione byłoby odczytanie oznakowania miejskiego (czyli tam, gdzie są tabliczki informacyjne), na obiektach wpisanych do rejestru zabytków, jeśli reklamy zasłaniałyby je, na pasie dzielącym jezdnie, torowiskach oddzielających przystanki. Zakaz powinien też dotyczyć umieszczania reklam na ażurowych balustradach balkonów i tarasów, w parkach, zadrzewionych skwerach, na drzewach czy wreszcie w miejscach, w których ograniczałyby widoczność kamer miejskiego monitoringu. Radni proponują też ograniczenia związane z wielkością reklam.
"Gazeta" już kilkakrotnie pisała o tym, że w Katowicach - zamiast podziwiać ponadstuletnie domy - oglądamy reklamy telefonów komórkowych czy kosmetyków. Np. przy ul. Młyńskiej 21, na rogu pl. Szewczyka, budynek od lat opatulony jest płachtą, na której zmieniają się tylko reklamowane produkty. Tymczasem kamienica została wybudowana w latach 60. XIX wieku. Od 1912 roku Anton Klemens prowadził w niej restaurację, rok później budynek przebudowano na hotel. Na elewacji wisi tablica: "120 lat od pierwszego zebrania Chowewej Syjon w Katowicach. Pamiętamy. Delegacja Młodzieży z Izraela". Chodzi o upamiętnienie spotkania, na którym omawiano możliwości powstania żydowskiego państwa. Ponieważ obradowano w budynku, który dziś już nie istnieje, tablicę powieszono na najbliżej położonym.
Katowice próbują już walczyć z zaśmiecaniem centrum przez przyklejanie ulotek gdzie popadnie. Na firmy, które reklamują się poza miejscami do tego wyznaczonymi, nałożone będą słone mandaty. Z reklamą wielkopowierzchniową, tą na elewacjach prywatnych domów, walczyć jednak nie mogą. Podobnie jak w innych miastach samorząd ma związane ręce. - Nasi radni o swoim projekcie rozmawiają już z posłami. Kiedy tylko środowisko samorządowe w całym kraju się skonsoliduje, projekt będzie skierowany do Sejmu - mówi Paszkiet.
- Jeszcze nie ma oficjalnego stanowiska, ale na pewno do apelu się przyłączymy, bo to, co dzieje się w Katowicach, woła o pomstę do nieba - uważa Andrzej Zydorowicz, radny, który kilka miesięcy temu wywalczył zakaz wieszania reklam w szkolnych budynkach.
Jak powiedział nam Piotr Pietrasz, wiceprzewodniczący rady miejskiej, Katowice oficjalne stanowisko w tej sprawie przedstawią na najbliższej sesji pod koniec września.
Wit - Czw Wrz 04, 2008 9:54 pm
Protest song na murach
Gdzie przebiega granica między sztuką a wandalizmem?
Z wandalizmem należy walczyć. Czy z graffiti również? Czy grafficiarze są wandalami? Legalne graffiti powstało już w Chorzowie, gdzie fani Ruchu Chorzów rozpoczęli akcję malowania symboli ich ulubionej drużyny sportowej. Podobne inicjatywy fanów lokalnych drużyn są już w trakcie realizacji w Katowicach, Zabrzu oraz Gliwicach.
Nie ma wątpliwości co do tego, że graffiti wyszło do ludzi niezainteresowanych tą formą wyrazu. Na ulicy napotykamy nie tylko na popularne tagi ale także amatorskie rysunki, które podobnie jak kiedyś protest song, tyle że w wersji plastycznej opowiadają o miejskim kolorycie. Zazwyczaj powstają na murach miasta – te nielegalne, pod osłoną nocy. Coraz więcej miast zgadza się także na graffiti malowane na specjalnie przeznaczonych do tego ścianach. Ale nawet legalne grafiki w dalszym ciągu kojarzą się części społeczeństwa z wandalizmem i wątpliwą estetyką. Tagi zaś – z obraźliwymi hasłami wypisywanymi na budynkach.
Z kultury graffiti wywodzą się także wandale, czyli osoby malujące obraźliwe tagi. Z taką formą graffiti od dawna walczą władze wszystkich miast Polski. U źródła tej kultury dawniej leżała manifestacja poglądów i wypisywanie związanych z nią haseł politycznych. Dzisiaj to zwykły akt wandalizmu, najczęściej wulgarne tagi nie mają wiele wspólnego z kulturą.
Zdaniem Mirosławy Czubały-Uziel rzeczniczki Straży Miejskiej w Zabrzu nie ma problemu z wandalami na bardzo dużą skalę. Władze miasta udostępniły miejsca do legalnego malowania graffiti na placu papieskim na osiedlu Kopernika. Ale w innych przypadkach - graficiarze działają nocą, więc trudno jest ich złapać na gorącym uczynku. Prawo teoretycznie zezwala na pociągnięcie do odpowiedzialności autora rysunku – jeśli ten zostanie złapany. Policja może również zmienić kategorię czynu z wykroczenia na szkodę. Różnica między nimi jest taka, że do tej pierwszej kwalifikują się wszystkie graffiti, które powstały nielegalnie. Szkodą zaś są wszystkie akty wandalizmu, które uszkodziły mienie – np. nawierzchnię, na której rysunek został wykonany. Jednak przestępstwa zdarzają się rzadko – przekonuje w rozmowie z MM Silesią rzecznik Straży Miejskiej w Zabrzu Mirosława Czubała-Uziel. Największą pokusą są główne arterie miast i miejsca dobrze widoczne. Najczęściej wykonywaniem tagów i nielegalnych napisów zajmuje się młodzież.
Chętnych do malowania legalnego graffiti na wyznaczonych do tego powierzchniach nie brakuje. IV edycja Festiwalu Graffiti na Śląsku odbędzie się 28 września na murach Zakładu Karnego w Zabrzu. Do udziału w tegorocznej edycji zakwalifikowało się 12 osób z miejscowości z całej Polski. Po zakończeniu konkursu projektów, uczestnicy otrzymują farby i temat do zrealizowania na fragmencie muru Zakładu Karnego. Tematem wiodącym w tym roku jest „13 grudnia w naszych oczach”. Średnia wieku tegorocznych uczestników to 20 i więcej lat. W większości są to studenci, plastycy amatorzy, a czasem profesjonalni plastycy.
Ze znalezieniem miejsca na festiwal nie było problemu. Szukaliśmy muru na legal i dosyć szybko trafiliśmy na Zakład Karny, mówi w rozmowie z MM Silesią Beata Zeliszek z Ogniska Pracy Pozaszkolnej nr 4 w Zabrzu. Bilans poprzednich edycji jest taki, że niektóre grupy malujące z poprzednich lat proszą właścicieli obszarów ściennych o pozwolenia i je uzyskują. Najczęściej są to garaże i miejsca prywatne. Jednak ruch nielegalny będzie istniał zawsze. Różne grupy graficiarzy na siebie oddziałują. Ci którzy są bardziej zdolni idą w legale, dodaje.
Łukasz Brzenczek ze stowarzyszenia Moje Miasto przyznaje, że fajnie by było, gdyby w Katowicach były legalne ściany do robienia graffiti. W stolicy województwa dobre miejsce jest przy kinie Rialto oraz w rejonie wiaduktu kolejowego. W Krakowie i Wrocławiu takie inicjatywy organizuje miasto. Katowice nie powinny być gorsze w tym zakresie.
Graffiti może być formą sztuki. Jako naturalny sposób ekspresji pojawia się we wszystkich wielkich miastach. To z kolei (taka forma ekspresji – przyp. red.) powinno się spotkać z właściwymi osobami, które do tego celu wybiorą jakieś fajne miejsca. Dobrze wykonane graffiti to także promocja dla miasta. Gdy np. do Katowic przyjeżdża ktoś z zagranicy, na pewno zrobiłoby to na nim wrażenie. Gdyby coś takiego znalazło się w obrębie murów miasta, twierdzi Brzenczek
Marian Oslislo, rektor Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach stwierdza: - Graffiti może być uznawane za sztukę. Jednak jako monokultura prezentuje pewien zamknięty krąg zainteresowań, przez co graffiti momentami jest nudne. Podobne do siebie w każdym miejscu na świecie, prezentuje takie same wartości i brak w nich oryginalności. Każdy z nas ma problem z autoekspresją, a graffiti jest formą wyrazu siebie. W nurcie popkultury mieści się pojęcie graffiti jako sztuki.
Kamila Zacharuk
taxi - Pią Wrz 05, 2008 5:40 pm
Zawsze mnie rozbawiają wypowiedzi jakichś prof. artystów w temacie graffiti.
Skoro mówi, że jest nudne to graffiti, to jedyne w czym jest lepszy od zwykłego śmiertelnieka to to, że malarstwo renesansu jest dla niego interesujące.
Ludzie mówiący o graffiti, nie wiedzą, ze dla ludzi, którzy "w tym siedzą", w słowie graffiti zawiera się tylko i wyłącznie nielegal. Graffti legalne powstało dość pózno by je nazwać surogatem, ale nie mówie, że nie jest potrzebne.
Jak dla mnie to jesli któś mówi, że graffiti to sztuka to ubliża tym, którzy to stworzyli, a wejscie na salony wildstyle'ów jest profanacją.
absinth - Pią Wrz 05, 2008 10:09 pm
Graffti legalne powstało dość pózno
hmm dosc pozno tzn kiedy, bo z tego co ja kojarze to rozwijalo sie niemal od razu rownolegle na przelomie lat 70 i 80
w latach 80 juz graffiti bylo pokazywane w galeriach sztuki w USA i w Europie i pokazywane byly rzeczy od takich ludzi jak Dondi White, Lee, Zephyr, Lady Pink, Daze, Futura 2000, a wiec tak naprawde od czolowki ktora tworzyla wtedy ramy rego co nazywa sie dzis graffiti
Taki 183 oczywiscie tagowal na poczatku lat 70 tylko na nielegalu tylko pytanie czy taka forma graffiti w ogole z zalozenia moze byc legalna?
Seen w latach 80 np robil jednoczesnie metro i legalne murale...
Zreszta w np takim Wild Style'u widac, ze istnialy obie formy, choc istnial pewien konflikt czy opozycja miedzy nimi, co zreszta jest jednym z watkow filmu.
Jak dla mnie to jesli któś mówi, że graffiti to sztuka to ubliża tym, którzy to stworzyli, a wejscie na salony wildstyle'ów jest profanacją.
ale na salonu z wildstyle'ami weszli ci ktorzy jako pierwsi tworzyli graffiti czyli ludzie ktorych wyzej wymienilem
taxi - Sob Wrz 06, 2008 9:45 am
nigdy nie widzialem Wildstyle'a, ale zapewne piszesz o tych legalach, które oni malowali w miejscach publicznych, które sobie sami wybierali, a w tamtym czasie raczej nikomu nie było w głowie zapytać o pozwolenie. ja bardziej zwracam uwagę na dziejsze graffiti, bo jest granica legalnosci, jak dla mnie i ni jak nie da sie porównać graffiti 'legalnego' z WS i dzisiejszego tego, które choćby bedzie w zakładzie karnym. niektórzy przebywają w więzieniu przez graffiti 3lata a taki gwiazdor(zaraz wyjaśnie) przychodzi na 3godziny.
gwiazdor to taka osoba, która nigdy nie malowała nielegalnie, uwaza sie za writera 100%wartości. w rzeczywistości pozdziemny swiat nim gardzi i wszystko jest ok, dopóty. dopóki nie wejdzie tym drugim w drogę. takich jest teraz pełno, a w graffiti nie powinno się szukać fame'u dla swojej osoby, lecz dla swojego taga- to róznica. ja ubolewam, że tak sie dzieje, ale cóż, zawsze sie wykluje jakaś hybryda.
co do Dondiego i reszty, nie bede ich rozliczał, bo nie wiem czym mieli swiadomość tego co bedzie.
taxi - Sob Wrz 06, 2008 9:50 am
Taki 183 oczywiscie tagowal na poczatku lat 70 tylko na nielegalu tylko pytanie czy taka forma graffiti w ogole z zalozenia moze byc legalna?
http://www.fotolog.com/franek_mysza/31899862
Legal tramwaj(przykład pierwszy z brzegu)
jak dla mnie to w przypadku graffiti nie chodzi o to, zeby było tylko milusiowo, kololowo i fajniście bajerancko, a do tego takie imprezy to sprowadzają.
Co do filmów graffiti to polecam 'man in black'
http://pl.youtube.com/watch?v=seanrW-wCgw
mark40 - Sob Wrz 06, 2008 10:05 am
U nas też jezdzi taki tramwaj:
absinth - Sob Wrz 06, 2008 10:25 am
nigdy nie widzialem Wildstyle'a, ale zapewne piszesz o tych legalach, które oni malowali w miejscach publicznych, które sobie sami wybierali, a w tamtym czasie raczej nikomu nie było w głowie zapytać o pozwolenie.
nie, chodzi mi nawet nie o to malowane na zamowienie na klubie Dixie, ale o to malowane na plotnach i wystawiane w galerii
to niby film, ale writerów "grali" tacy ludzie jak Lee czy Lady Pink czyli jakby nie bylo legendy graffiti. Zreszta film oddawal to co wtedy sie dzialo tak naprawde. Graffiti niemal od poczatku podazalo dwutorowo czyli legal i nielegal.
gwiazdor to taka osoba, która nigdy nie malowała nielegalnie,
przyznam szczerze, ze nie znam nikogo, kto malowal i nigdy nie zrobil nielegala
raczej chodzi o proporcje
http://www.fotolog.com/franek_mysza/31899862
Legal tramwaj(przykład pierwszy z brzegu)
chodzi mi raczej o to, ze Taki 183 tylko tagowal
jak dla mnie to w przypadku graffiti nie chodzi o to, zeby było tylko milusiowo, kololowo i fajniście bajerancko, a do tego takie imprezy to sprowadzają.
jak dla mnie tez, osobiscie wole tagi, throw up'y etc, ale nie bede ukrywal, ze na nowo odnowionych kamienicach mnie wku....
lubie jak sa na slepych scianach, budkach rozdzielczych, czy na scianach sczytowych jako roof topy, ale najwazniejsze eby byly stylowe, a nie zeby po prostu byly
salutuj - Sob Wrz 06, 2008 10:28 am
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko
taxi - Sob Wrz 06, 2008 11:17 am
absinth
pewnie, ze chodzi o proporcje, bo nie da sie porównać holkara z malowaniem garażu sąsiada w nocy.
to zrozumiałe pzreciez, ze nie bedziemy rozdrabniac i rysowac drzewek, wykresów. wiecie jak wygląda aksjologia.
tak samo można powiedzieć, że ktoś kiedyś malował, a cóż to znaczy w obliczu tego, że malował 3miesiące nic nie osiągnął, ale malował- czyli nie malował, czyż nie salutuj?
salutuj - Sob Wrz 06, 2008 11:24 am
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko
Wit - Nie Wrz 07, 2008 10:52 am
"słupkowy" problem w Sosnowcu, najlepiej zobaczyć materiał video na TVS
Miasto słupkiem stoi
Maciej Wąsowicz, 2008-09-06 00:00
Kto choć raz szedł ulicą Modrzejowską w Sosnowcu ten wie, że miasto to nie tylko ławeczki, chodniki i śmietniki. Sosnowiec bowiem słupem stoi. A właściwie dziesiątkami, setkami i tysiącami metalowych słupków, które po dekadzie od zainstalowania radni chcą zmieść z powierzchni ziemi.
Pomocne w pracach budowlanych, usłużne dla zmęczonych pracą, dobre do zabawy i wychwytywania nieczystości. W życiu jak w reklamie. Jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. - Gdyby zliczyć liczbę słupków w całym mieście ustawionych, to myślę, że może być nawet przewaga liczby słupków nad liczbą mieszkańców - stwierdza Arkadiusz Chęciński..
Arkadiusz Chęciński razem z innymi radnymi PO walczy o usunięcie słupków, które jego zdaniem do centrum Sosnowca pasują, jak pięść do nosa. - Może to i kiedyś była dekoracja, ale teraz? Stoją, bo ktoś założył - mówi Stefania Gwiazda.
Stoją, a za sprawa radnych PO, dyskusja na temat ich bezużyteczności, z ulic przeniosła się na urzędowe salony. - Spokojnie analizujemy, podejmiemy być może, a jestem przekonany na pewno, że trafne decyzje - stwierdza Wlhelm Zych.
Wiceprezydenckiego podejrzenia graniczącego z pewnością obawiają się zwykli mieszkańcy, bo tych decyzja o opleceniu centrum miasta szczelnym kordonem słupków, boli każdego dnia. - Szłam, patrzyłam na wystawy i uderzyłam w słupek - mówi Izabela Kolasa.
Słupek przemnożony przez sztuk kilka, czy kilkanaście potrafi sprawić ból nie tylko przechodniom. O bezproblemowej jeździe mogą mówić zmykający przed policją rowerzyści, ale nie strażacy, którzy dość często interweniują w okolicach ulicy Modrzejowskiej. - Kiedy jednostki są już na miejscu i tam działają, w tym momencie dojazd innych służb jest utrudniony - stwierdza Przemysław Sołtysik, JRG Sosnowiec.
I te argumenty władza podobno też bierze pod uwagę. Lecz nie tylko bezpieczeństwo i wygoda się liczy, ale też estetyka, której ponoć słupki centrum miasta dodają. - Słupki tworzą jakiś spójny układ urbanistyczny - uważa Wilhelm Zych.
I racja, bo czego jak czego, ale spójności i konsekwencji sosnowieckim słupkom odmówić nie można.
http://www.tvs.pl/informacje/4529/
kiwele - Nie Wrz 07, 2008 5:47 pm
"słupkowy" problem w Sosnowcu, najlepiej zobaczyć materiał video na TVS
Miasto słupkiem stoi
Maciej Wąsowicz, 2008-09-06 00:00
Kto choć raz szedł ulicą Modrzejowską w Sosnowcu ten wie, że miasto to nie tylko ławeczki, chodniki i śmietniki. Sosnowiec bowiem słupem stoi. A właściwie dziesiątkami, setkami i tysiącami metalowych słupków, które po dekadzie od zainstalowania radni chcą zmieść z powierzchni ziemi.
Pomocne w pracach budowlanych, usłużne dla zmęczonych pracą, dobre do zabawy i wychwytywania nieczystości. W życiu jak w reklamie. Jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. - Gdyby zliczyć liczbę słupków w całym mieście ustawionych, to myślę, że może być nawet przewaga liczby słupków nad liczbą mieszkańców - stwierdza Arkadiusz Chęciński..
Arkadiusz Chęciński razem z innymi radnymi PO walczy o usunięcie słupków, które jego zdaniem do centrum Sosnowca pasują, jak pięść do nosa. - Może to i kiedyś była dekoracja, ale teraz? Stoją, bo ktoś założył - mówi Stefania Gwiazda.
Stoją, a za sprawa radnych PO, dyskusja na temat ich bezużyteczności, z ulic przeniosła się na urzędowe salony. - Spokojnie analizujemy, podejmiemy być może, a jestem przekonany na pewno, że trafne decyzje - stwierdza Wlhelm Zych.
Wiceprezydenckiego podejrzenia graniczącego z pewnością obawiają się zwykli mieszkańcy, bo tych decyzja o opleceniu centrum miasta szczelnym kordonem słupków, boli każdego dnia. - Szłam, patrzyłam na wystawy i uderzyłam w słupek - mówi Izabela Kolasa.
Słupek przemnożony przez sztuk kilka, czy kilkanaście potrafi sprawić ból nie tylko przechodniom. O bezproblemowej jeździe mogą mówić zmykający przed policją rowerzyści, ale nie strażacy, którzy dość często interweniują w okolicach ulicy Modrzejowskiej. - Kiedy jednostki są już na miejscu i tam działają, w tym momencie dojazd innych służb jest utrudniony - stwierdza Przemysław Sołtysik, JRG Sosnowiec.
I te argumenty władza podobno też bierze pod uwagę. Lecz nie tylko bezpieczeństwo i wygoda się liczy, ale też estetyka, której ponoć słupki centrum miasta dodają. - Słupki tworzą jakiś spójny układ urbanistyczny - uważa Wilhelm Zych.
I racja, bo czego jak czego, ale spójności i konsekwencji sosnowieckim słupkom odmówić nie można.
http://www.tvs.pl/informacje/4529/
Nie rozumiem tego dlugawego artykulu o niczym.
Jedyna funkcja slupkow, metalowych czy kamiennych, mniej czy bardziej estetycznych, jest uniemozliwienie parkowania samochodom na chodniku, calkowicie czy tez czesciowo.
Takie slupki sa nieodlacznym elementem pejzazu miejskiego w calym cywilizowanym swiecie, w ktorym juz dawno stracono zludzenia co do obywatelskiej postawy ogolu kierowcow.
Tam gdzie maja przejezdzac pojazdy uprawnione slupkow albo w ogole sie nie stawia albo sa one manewrowalne.
Ten "spojny uklad urbanistyczny" i "szlam i uderzylam w slupek" to glupotki piszacego artykul.
Wit - Pon Wrz 08, 2008 6:12 pm
może odpowiedz jest w Cieszynie...
ECHO MIASTA
Może być ładnie i bezpiecznie 2008.09.08
Tego, jak estetycznie i bezpiecznie "urządzić" nasze miasta, powinniśmy się uczyć m.in. w Anglii czy Belgii. Dowody znajdziemy na wystawie w Cieszynie
Na Śląsku ze świecą można szukać przykładów ciekawej małej architektury: ławek, stojaków na rowery czy choćby słupków. Dobrą okazją, żeby podpatrzeć jak to się robi za granicą, będzie wystawa "Dizajn w przestrzeni publicznej", organizowana przez Śląski Zamek Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie. - Chodzi nam o to, żeby w miastach powstawały rzeczy nie tylko ładne, ale też bezpieczne, zaprojektowane z myślą o dzieciach czy osobach niepełnosprawnych - mówi Katarzyna Jeżowska, kurator wystawy.
Kolorowe słupki
Zgromadzono głównie obiekty z zagranicy np. barierki z Belgii, które stawiane są w okolicach szkół. Wszystkie są bajecznie kolorowe. Zorganizowano tam przy okazji akcję społeczną, która uświadamiała dzieciom zagrożenia.
Na wystawie są też świetne projekty z londyńskiego centrum Design Against Crime. Powstanie fantazyjnego stojaka na rowery poprzedziło rozpoznanie problemu w konkretnych dzielnicach Londynu, burza mózgów i akcja społeczna. Zrobiono też przy okazji animację: spowiedź złodzieja rowerów, który zdradza, jak kradnie. Inny projekt z Londynu pokazuje, że to co nas chroni nie musi się kojarzyć negatywnie np. barierki są zakończone bajkowymi postaciami, a nie grotami strzał.
Urzędy są zainteresowane
W Polsce pozytywny przykład takiego myślenia o projektowaniu to np. Osiedle Błękitne w Siechnicach, autorstwa Grzegorza Rodakiewicza. Zbudowane bez krat, a mimo to bezpieczne, bo m.in. dobrze oświetlone.
- Na Śląsku ciągle jest dużo do zrobienia - podsumowuje Jeżowska. Na szczęście samorządowcy interesują się tematem. - Mamy już parę zgłoszeń z urzędów iast, od projektantów i studentów wzornictwa. Liczymy na dziennikarzy, architektów i urbanistów, ale też zwykłych mieszkańców - dodaje Jeżowska.
Wystawa otwarta będzie w dniach 13 września-26 października, w godz. od 10 do 18 codziennie. Wstęp wolny.
Wioleta Niziołek
Barierki mogą być nie tylko bezpieczne, ale też dobrze wyglądać. To przykład z Belgii, gdzie montażowi barierek towarzyszyła akcja społeczna (fot. materiały organizatora )
kiwele - Pon Wrz 08, 2008 7:30 pm
Gdyby Katowice byly pierwsze do zrobienia takich kolorowych slupkow z rur, to zostaloby to obsmiane jak harfa Uszoka.
salutuj - Pon Wrz 08, 2008 7:47 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko
kropek - Pon Wrz 08, 2008 8:31 pm
^^^ otoz to
takie "wymyślate" słupki moga sobie stac na jakims osiedlu w okolicy przedszkola albo szkoly podstawowej, ale inne miejscowy raczej nie wchodza w gre
absinth - Wto Wrz 09, 2008 6:52 am
zreszta te na zdjeciu tez nie wygladaja zeby staly w centrum miasta
Wit - Nie Wrz 21, 2008 3:25 pm
Nowy element przestrzeni publicznej w Mysłowicach....co o tym sądzicie?
Nowa odsłona w segregowaniu odpadów
19.09.2008
Kolorowe worki w domkach jednorodzinnych i kontenery przy blokach - tak do tej pory wyglądała w naszym mieście selektywna zbiórka odpadów. Od kilku tygodni segregować śmieci można inaczej. Na ulicach stanęły pojemniki, które służą jednocześnie jako słupy ogłoszeniowe.
Są ciemnozielone i gustowne. Nie szpecą, a wręcz przeciwnie - wpisały się w krajobraz miasta. Służą nie tylko jako śmietniki, ale również jako słup ogłoszeniowe. Pierwsze stanęły przy ul. Mikołowskiej, Bytomskiej, Rynku i placu Wolności. - W sumie jest ich osiem. Ustawiliśmy nie tylko w centrum, ale również w innych dzielnicach miasta - mówi Leszek Łomski, kierownik działu umów Zakładu Oczyszczania Miasta w Mysłowicach.
Nowe pojemniki kupił magistrat. Można do nich wrzucać dwa rodzaje surowców wtórnych - plastyki i szkło. Stanęły przy ulicach, ponieważ jak wynika z obserwacji, wielu przechodniów idąc pozbywa się butelek po napojach. ZOM zbiera również wyselekcjonowane odpady w domach jednorodzinnych (mieszkańcy dostają kolorowe worki) oraz osiedlach - w Mysłowicach stanęło już ponad 40 tzw. gniazd, czyli czterech kontenerów na każdy rodzaj surowców wtórnych.
(kpb) - POLSKA Dziennik Zachodni
http://myslowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/898942.html
maciektix - Nie Wrz 21, 2008 11:31 pm
Brawo!! Inne miasta aglomeracji powinny wziaść przykład.
kiwele - Pon Wrz 22, 2008 11:27 am
Nowy element przestrzeni publicznej w Mysłowicach....co o tym sądzicie?
Nowa odsłona w segregowaniu odpadów
19.09.2008
Kolorowe worki w domkach jednorodzinnych i kontenery przy blokach - tak do tej pory wyglądała w naszym mieście selektywna zbiórka odpadów. Od kilku tygodni segregować śmieci można inaczej. Na ulicach stanęły pojemniki, które służą jednocześnie jako słupy ogłoszeniowe.
Są ciemnozielone i gustowne. Nie szpecą, a wręcz przeciwnie - wpisały się w krajobraz miasta. Służą nie tylko jako śmietniki, ale również jako słup ogłoszeniowe. Pierwsze stanęły przy ul. Mikołowskiej, Bytomskiej, Rynku i placu Wolności. - W sumie jest ich osiem. Ustawiliśmy nie tylko w centrum, ale również w innych dzielnicach miasta - mówi Leszek Łomski, kierownik działu umów Zakładu Oczyszczania Miasta w Mysłowicach.
Nowe pojemniki kupił magistrat. Można do nich wrzucać dwa rodzaje surowców wtórnych - plastyki i szkło. Stanęły przy ulicach, ponieważ jak wynika z obserwacji, wielu przechodniów idąc pozbywa się butelek po napojach. ZOM zbiera również wyselekcjonowane odpady w domach jednorodzinnych (mieszkańcy dostają kolorowe worki) oraz osiedlach - w Mysłowicach stanęło już ponad 40 tzw. gniazd, czyli czterech kontenerów na każdy rodzaj surowców wtórnych.
(kpb) - POLSKA Dziennik Zachodni
http://myslowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/898942.html
Jestesmy o jeden etap, albo dwa spoznieni i z grzecznosci nie dodaje zwrotu: jak zwykle.
Od pewnego czasu, zbiorniki na odpadki zwlaszcza szklane robi sie w murowanych zaglebieniach, tak ze tylko otwor na odpadki wystaje ponad poziom terenu.
Dzieki temu prawie unika sie halasu tluczonego szkla.
Po napelnieniu pojemnika, przy uzyciu dzwigu samochodowego, nastepuje wymiana pojemnikow, pelnego i proznego.
absinth - Pią Wrz 26, 2008 8:56 am
Radni przeciwko zalewowi reklam
Radni chcą zatrzymać reklamową samowolę w centrum miasta. Do zmiany obowiązującego prawa zamierzają przekonać posłów oraz urzędników z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji.
Wcześniej na podobny krok zdecydowali się radni Warszawy.
Obecnie billboard można powiesić wszędzie (widać to zwłaszcza na katowickim placu Szewczyka, gdzie reklamy "zdobią" niemal wszystkie otaczające go elewacje). Wystarczy tylko zgłosić to w Urzędzie Miasta i wykazać się prawem własności do budynku, na którym zawisnąć ma reklama.
Obostrzenia mógłby wprowadzić plan zagospodarowania przestrzennego, ale znaczna część Katowic go nie posiada. W przypadku zabytkowych kamienic opinię powinien wydać miejski, bądź wojewódzki konserwator. - Właściciele budynków często tłumaczą się, że zasłaniające elewacje reklamy są sposobem zdobycia pieniędzy na remont obiektu, ale w większości przypadków nie ma to uzasadnienia: reklamy wiszą, a remontu nie ma - mówi Bolesław Blachuta, miejski konserwator zabytków w Katowicach.
Trudno się dziwić, że właściciele budynków chętnie udostępniają swoje ściany na billboardy - przynoszą im one nieraz znacznie większe dochody niż czynsz za wynajem pomieszczeń. Interes zarządców nieruchomości niekoniecznie idzie jednak w parze z promocją wizerunku miasta.
- Często reklamy przesłaniają wartościową architekturę - mówi Roman Olszewski, naczelnik wydziału budowlanego katowickiego Urzędu Miasta.
Podobnie oceniają sprawę radni Katowic. Oni również chcieliby mieć wpływ na decyzje o umieszczaniu reklam. Dlatego też podczas poniedziałkowej sesji Rady Miasta głosować będą nad oświadczeniem popierającym starania samorządowców ze stolicy.
Przedstawiciele agencji reklamowych ze spokojem oceniają pomysły samorządowców. Monika Dreszer z katowickiej Orange Group wręcz ze zrozumieniem przyjmuje ich argumenty. - W przestrzeni reklamowej panuje istna partyzantka. Czasem już nie wiadomo, na co spojrzeć. Ktoś musi nad tym zapanować. Byle tylko wprowadzenie jakichś urzędowych formalności nie wydłużyło i nie skomplikowało nam pracy - mówi.
Michał Wroński - POLSKA Dziennik Zachodni
Wit - Pią Wrz 26, 2008 9:14 am
dla przypomnienia, co proponują radni warszawscy:
"W Warszawie opracowano już wstępny projekt nowej ustawy. Zakaz umieszczania reklam obowiązywałby m.in. w miejscach, gdzie utrudnione byłoby odczytanie oznakowania miejskiego (czyli tam, gdzie są tabliczki informacyjne), na obiektach wpisanych do rejestru zabytków, jeśli reklamy zasłaniałyby je, na pasie dzielącym jezdnie, torowiskach oddzielających przystanki. Zakaz powinien też dotyczyć umieszczania reklam na ażurowych balustradach balkonów i tarasów, w parkach, zadrzewionych skwerach, na drzewach czy wreszcie w miejscach, w których ograniczałyby widoczność kamer miejskiego monitoringu. Radni proponują też ograniczenia związane z wielkością reklam."
z GW, art na poprzedniej stronie wątku
taxi - Pią Wrz 26, 2008 10:28 am
Jest dla mnie wielka tajemnicą jak to działa, ta samowolka. Kiedys mój znajomy kazał sobie zrobić ma sklepie. który znajduje sie w parterze bloku(takiego najzwyklejszego) reklamę graffiti- znazwą sklepu etc. Po tygodniu kazano mu ją zamalować, mimo, że sklep jest jego.
..100letnia kamienica na 3go maja oblepiona banerami róznej maści nikomu nie przeszkadza, a to ci niespodzianka...
wrrrrrrrrrr
absinth - Pią Wrz 26, 2008 11:20 am
Po tygodniu kazano mu ją zamalować, mimo, że sklep jest jego.
alezy na jakiej podstawie jeszcze.
Tzn nie dziwi mnie to in abstracto, jesem natomiast ciekaw czy by mnie zdziwilo, gdybym wiedzial na jakiej podstawie.
taxi - Pią Wrz 26, 2008 3:57 pm
na tej samej podstawie, na jakiej nie sa usuwane wspomniane banery- samowolka(tak pamietam).
absinth - Sob Wrz 27, 2008 9:54 am
ale chodzi mi o to czy ten wlasciciel sklepu mial tez tytul prawny (wlasnosc) do budynku w ktorym byl sklep?
Wit - Nie Wrz 28, 2008 8:25 pm
Gliwice - Paskudne kosze na śmieci nie będą już „ozdabiać” reprezentacyjnej ulicy miasta
26.09.2008
Główną ulicę miasta szpecą najróżniejsze rzeczy. Mieszkańcy jednak nie mają wątpliwości, że od dłuższego czasu są to również kosze na śmieci. Niby mała rzecz, ale jak szpeci! Władze miasta obiecują, że sytuacja się zmieni już na dniach. Kosze zostaną wymienione w październiku.
- Patrzeć się na to nie da - mówi pan Henryk, portier w jednej z firm, które działają przy ulicy Zwycięstwa. - Bank na banku, wielka reprezentacyjna ulica, a ze śmieciami nie mogą sobie poradzić. Śmiać już się chce, ile razy interweniowaliśmy w sprawie młodzieży, która idąc z dyskotek niszczy i wywraca kosze.
Niebieskie, metalowe są brudne i powyginane, a ich rozmieszczenie wzdłuż ulicy bywa fantazyjne - czasami stoją bok w bok. Idąc ulicą można, chcąc nie chcąc, przekonać się, co wyrzucają gliwiczanie. Pierwszy kosz - ulotki, butelka plastikowa, drugi kosz - ulotki, kubek po kawie, gazety, butelka szklana, trzeci kosz - ulotki, opakowania po batonikach. I tak do samego Rynku. Ale przynajmniej nie są dziurawe.
Zielone, plastikowe wyglądają niejednokrotnie jakby przejechał po nich czołg. Są zdeformowane, przez pęknięcia widać to, co jest w środku, sprawiają wrażenie niemytych od tygodni, jeśli nie miesięcy. Nazwa firmy zajmującej się wywozem odpadów - ALBA Ekoserwis - brzmi w tym kontekście dość ironicznie, bo pojemniki na śmieci z ulicy Zwycięstwa nie wyglądają "eko".
ALBA Ekoserwis jak dotąd nie zareagowała na próby kontaktu, kiedy chcieliśmy porozmawiać z tą firmą na temat problemu nieestetycznych koszy. Tym samym nie odniosła się do zarzutów mieszkańców.
Wygląd centrum miasta leży mieszkańcom na sercu, co można wywnioskować po licznych telefonach w tej sprawie do naszej redakcji. Jeden z mieszkańców, Aleksander Gmerczyński, bardzo często bywa w centrum Gliwic i widok pojemników na odpadki naprzeciw Domu Tekstylnego Weichmanna skłania go do gorzkich refleksji.
- Z jednej strony nasze społeczeństwo nie dorosło do tego, żeby szanować dobro wspólne. Ale z drugiej - kosze powinny być tak zrobione, by byle wandal nie potrafił ich tak łatwo uszkodzić. I jeśli ktoś coś postawił, to powinien się tym potem opiekować. Zdarzało mi się już widzieć te pojemniki leżące na chodniku - dodaje nasz Czytelnik.
Na szczęście gliwiczanie będą musieli znosić ich widok jeszcze tylko kilka miesięcy.
- Kosze na śmieci zostaną wymienione w październiku - informuje Marek Jarzębowski, rzecznik prasowy gliwickiego magistratu.
Miasto podpisało umowę z trzebnicką firmą Komserwis, która dostarczy 50 koszy, wykonanych z ocynkowanej stali z elementami żeliwnymi. Będą one pojemne i przymocowane do podłoża. Inwestycja kosztuje miasto 65 tys. złotych.
Śmieciowe pogotowie od nowego roku
Magistrat zmienia sposób współpracy z firmami odpowiedzialnymi za sprzątanie, dzięki czemu znajdą się one pod większą kontrolą. Na każdym z wolnostojących pojemników znajdzie się numer telefonu do firmy, która będzie miała płacone za jego opróżnienie. Zgłoszenia o brudzie będą przyjmowane całą dobę. Do tej pory za wyrzucanie śmieci odpowiadały dwie firmy. Teraz miasto podzielono na pięć części i tyle podmiotów będzie je obsługiwać.
- Mają one kupić pojemniki i zadbać o podanie numeru telefonu. Na sygnał mają reagować tak szybko, jak jest to możliwe. W przypadku zniszczenia kosza muszą postawić nowy w czasie 48 godzin - mówi Mariola Pendziałek, naczelnik Wydziału Przedsięwzięć Gospodarczych i Usług Komunalnych.
Anna Skiba - POLSKA Dziennik Zachodni
http://gliwice.naszemiasto.pl/wydarzenia/902105.html
taxi - Nie Wrz 28, 2008 8:51 pm
ale chodzi mi o to czy ten wlasciciel sklepu mial tez tytul prawny (wlasnosc) do budynku w ktorym byl sklep?
tak, napisalem, ze mimo, ze sklep był jego. to było w bloku na parterze, pewnie tak samo to wyglada jak z mieszkaniem, nawet jesli twoje to tak płaci sie czynsz i spółdzielnia to najwyższa władza i pozazdroscili mu kolorowej elewacji
Wit - Pon Wrz 29, 2008 9:44 pm
Nielegalne reklamy
Grzegorz Żądło, 2008-09-29 21:15
Co najmniej 100 złotych zapłacą ci, którzy w Katowicach nielegalnie wieszają ogłoszenia i reklamy na budynkach i latarniach należących do miasta. Jesli oczywiście zostaną złapani. To efekt dzisiejszej uchwały Rady Miasta, która zaostrzyła kary uchwalone w lipcu tego roku. Żeby ściąganie mandatów było skuteczniejsze, miasto zatrudni firmę windykacyjną.
Bardzo dużo jest banków co się ogłaszają o pożyczki, prawo jazdy, różne różniste. Czy sprzedam coś czy coś, to te ściany tak wyglądają, że są bez przerwy oblepione i pozrywane, bo co niektórzy zrywają, z niektórzy lepią - skarży się Janina Kurtok, która prowadzi zakłąd fryzjerski.
Bardzo dużo nielegalnych reklam wisi obecnie na latarniach, w pasie drogowym ustawione. dlatego, że opłaty za zajęcie pasa drogowego są wysokie i firmy idą łatwiejszą drogą - mówi Arnold Bebek, z Scan Motopol.
Żeby nie było takiej sytuacji jak tutaj jest na murze czy na słupach. Żeby poznikały te wszystkie małe reklamy, żeby były bardziej dotkliwe dla tych, którzy oblepiają - tłumaczy Mirosław Herman, naczelnik wydziału komunikacji gospodarki komunalnej w Katowicach. Piotr Handwerker z MZUiM jest jednak zdania, ze problem nie jest aż tak poważny: Tych na dziko to nie jest może nagminne zjawisko. Jest to może 10. 20 procent w stosunku do całości reklam, które zostały umieszczone i są one na bieżąco monitorowane i usuwane.
Prawo jest jednak jasnei: Kto umieszcza w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym ogłoszenie, plakat, afisz, napis czy rysunek, musi się liczyć z karą- mówi Kazimierz Romanowski, komendant Straży Miejskiej w Katowicach. Od początku roku w ręce strażników miejskich wpadło już prawie sto osób nielegalnie rozwieszających ogłoszenia i reklamy. W przypadku ujawnienia wykroczenia na gorącym uczynku sprawca może zostać ukarany mandatem karnym od 20 do 500 zł, a opłata za zupełnie legalne umieszczenie reklamy, afiszu czy ulotki to jest 30 zł maksymalnie.
http://www.tvs.pl/informacje/5151/
Tauzen - Wto Paź 07, 2008 9:17 pm
Zauważyłem dziś, że wśród świeżo postawionych słupków na Mickiewicza (te połączone łańcuchami) jeden łańcuch jest już zerwany... Wandale ? "Biznesmeni" chcący skrócić sobie drogę na stawową ? Znając życie dłuższy czas nikt tego nie naprawi...
Kamyk85 - Śro Paź 08, 2008 12:32 pm
A ja wczoraj (wtorek popołudniu) widziałem robotników skuwających ten łańcuch
Bartek - Śro Paź 08, 2008 12:35 pm
Zauważyłem dziś, że wśród świeżo postawionych słupków na Mickiewicza (te połączone łańcuchami) jeden łańcuch jest już zerwany... Wandale ? "Biznesmeni" chcący skrócić sobie drogę na stawową ? Znając życie dłuższy czas nikt tego nie naprawi...
On został zerwany przez tych cieci co towar na wózkach wożą na targ przy Mickiewicza. Mogę się założyć że jak nie dziś to jutro zostanie ponownie zerwany.
d-8 - Śro Paź 08, 2008 1:56 pm
On został zerwany przez tych cieci co towar na wózkach wożą na targ przy Mickiewicza. Mogę się założyć że jak nie dziś to jutro zostanie ponownie zerwany.
niestety, to prawda, potwierdzam, te młoty skrót sobie zrobiły
Wit - Czw Paź 09, 2008 12:10 am
Nie będą już zasłaniać kamienic?
Witold Domanik, 2008-10-08 21:10
Ciemno jak za reklamą. Dla mieszkańców kamienic zasłoniętych ogromnymi banerami być może wkrótce zabłyśnie światło nadziei. Stołeczny samorząd przygotował propozycje zmian w ustawach, dzięki którym to miasta będą decydować o liczbie, miejsc i wielkości wywieszanych reklam. Projekt nowelizacji trafił właśnie do ministerstwa infrastruktury i już w listopadzie może zostać przedłożony w Sejmie. Władze wielu miast, w tym Katowic solidaryzują się w tej sprawie z Warszawą.
Kiedyś Krystian Ploneczek przez okno mógł oglądać Plac Wolności. Teraz bezradnie patrzy jak reklama zasłania mu światło dzienne. - Ona odbiera normalne życie ludziom, nikt tego nie zgłasza. A z drugiej strony zasłania to, co najpiękniejsze w tym domu - mówi Ploneczek.
Bo ten piękny garnitur zasłania nie mniej piękną kamienicę. Jak mówią mieszkańcy wstydzą się przed znajomymi, bo od niepamiętnych czasów podczas odwiedzin widzą tylko reklamę, ale to nie koniec problemów. Bo takie rusztowanie to też zaproszenie dla złodziei. - Chwila nieuwagi i nie ma rzeczy w domu! Są wyniesione. Bo bardzo prosto jest to wynieść - mówi Szymon Naper.
Dlatego teraz rząd próbuje stanąć twarzą w twarz z problemem. - Żeby nie było sytuacji, w której mieszkańcy są zdominowani przez reklamę w różnej formie - stwierdza Janusz Piechociński, wiceprzewodniczący komisji infrastruktury.
Jak informuje "Życie Warszawy" ekipa związana z Hanną Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy przygotowała ustawę majacą zmienić obecne przepisy. Dziś luki w prawie pozwalają na stawianie takich bilbordow niemal wszędzie. Nowa ustawa ma to zmienić.
Problem widzą również radni z Katowic. Na najbliszej sesji rady miasta chcą złożyć oświadczenie popierające warszawską inicjatywę. Zmiany powinny iść w takim kierunku, aby samorzady miały wpływ na wygląd budynków w centrach miast.
Budynków, które im są wyższe tym dla reklamodawców stanowią bardziej łakomy kąsek. Z nowych przepisów pewnie niezadowoleni będą reklamodawcy. Bo brak reklam, które teraz zasłaniają widoki pracownikom i mieszkańcom - zasłoni widok im - na większe zyski.
http://www.tvs.pl/informacje/5415/
Wit - Nie Paź 26, 2008 7:57 pm
Niedobra sztuka
24.10.2008
Do pięciu lat więzienia grozi wandalom, którzy niszczą świeżo pomalowane elewacje odnawianych budynków.
Nie oparły się im nawet kamieniczki przy ulicy Bibliotecznej i placu Baczyńskiego, sprzed których jeszcze nie zdołano usunąć rusztowania.
Szybka akcja policyjna doprowadziła do wyłonienia jednego podejrzanego. Jest nim 18-letni Przemysław P., znany policjantom z wcześniejszych malunków na murach. Tym razem jednak miał mocne alibi, które wykluczyło jego udział w zniszczeniu odnawianego budynku przy Bibliotecznej. A zniszczeniu uległo ponad 30 płyt. - Farba tak głęboko wniknęła w ich strukturę, że prawdopodobnie trzeba je będzie wymienić - mówi Alicja Kempińska, kierownik działu technicznego Miejskiego Zarządu Budynków Mieszkalnych w Tychach. - Każda płyta to koszt około 1.000 zł, wraz z robocizną dochodzi do 1.400 zł. W sumie koszt usunięcia tych napisów sięga 50 tys. zł.
Od niedawna plac Baczyńskiego znalazł się w polu widzenia dyżurnych wpatrzonych w monitory, na których widać wszystko, co rejestrują kamery. Plac Baczyńskiego teraz już takie kamery ma. Czy to pomoże w identyfikacji przyszłych autorów malunków na murach?
Policja jest zdania, że tam, gdzie są kamery, do różnego rodzaju wykroczeń czy przestępstw dochodzi rzadziej niż wtedy, gdy ich tam nie było.
Niezależnie od montażu kamer, policja prowadzi w szkołach zajęcia na temat odpowiedzialności karnej za popełnione czyny.
Asp. sztabowy Mirosław Hencel, specjalista ds. nieletnich i patologii w Komendzie Miejskiej Policji w Tychach, zapewnia, że podczas tych spotkań mówi się się również o konsekwencjach niszczenia mienia.
Niestety, prawo traktuje dość łagodnie małych wandali.
Dopóki nie skończą 17 lat, co najwyżej można ich upomnieć, nakazać usunąć szkodę, przydzielić im kuratora... Kara więzienia grozi jedynie starszym. Oni już mogą trafić za kratki na okres od 3 miesięcy do 5 lat.
- Takie gryzmolenie na ścianach jest zwyczajnie żałosne - twierdzi Marcin Chmiel, który maluje na ścianach, ale tylko tam, gdzie go poproszą. - Niszczenie świeżo odnowionych elewacji to najczęściej sprawka małolatów, którzy chcą się popisać przed kolegami. Powinno się z tego wyrastać.
Prawdziwy grafficiarz nie niszczy. W swoją sztukę wkłada wiele serca, ćwiczy, doskonali się. Na malunki wybiera zniszczone ściany w miejscach, które może przyozdobić.
Największą nagrodą jest zainteresowanie przechodniów swoim dziełem.
- Jeden z moich kolegów wstaje o czwartej rano i idzie malować. I nie ma dla niego większej radości na tę, kiedy widzi, że ktoś przystaje i przygląda się jego obrazowi - mówi Marcin Chmiel.
Prawdziwi grafficiarze to pasjonaci, którzy potrafią malować dla samej przyjemności malowania, bez żadnej zapłaty. Marcin szykuje się do malowania ścian pod wiaduktem na DK 1, w miejscu, gdzie Beskidzka krzyżuje się z u. Sikorskiego w Tychach.
Niestety, grafficiarze-artyści nie mają wpływu na wandali. O jakimkolwiek kontakcie nie ma mowy. Autorzy bazgrołów uciekają na ich widok. Niestety, czasem niszczą także dzieła grafficiarzy-artystów.
Jolanta Pierończyk - POLSKA Dziennik Zachodni
Straty po akcji wandala na placu Baczyńskiego wynoszą 50 tys. zł. Prawdziwi grafficiarze odcinają się od takiego używania farby. Ich prace są naprawdę wartościowe
http://tychy.naszemiasto.pl/wydarzenia/913488.html
d-8 - Czw Lis 20, 2008 11:49 am
na placu wolności i na placu andrzeja pojawiły się miejskie tablice służące do zawieszania ogłoszeń.
Nanan - Czw Lis 20, 2008 11:54 am
Koło Elei na rogu Ligonia i Wita Stwosza też jest jedna
taxi - Czw Lis 20, 2008 2:14 pm
Prawdziwy grafficiarz nie niszczy. W swoją sztukę wkłada wiele serca, ćwiczy, doskonali się. Na malunki wybiera zniszczone ściany w miejscach, które może przyozdobić.
Prawdziwi grafficiarze to pasjonaci, którzy potrafią malować dla samej przyjemności malowania, bez żadnej zapłaty. Marcin szykuje się do malowania ścian pod wiaduktem na DK 1, w miejscu, gdzie Beskidzka krzyżuje się z u. Sikorskiego w Tychach.
Niestety, grafficiarze-artyści nie mają wpływu na wandali. O jakimkolwiek kontakcie nie ma mowy. Autorzy bazgrołów uciekają na ich widok. Niestety, czasem niszczą także dzieła grafficiarzy-artystów.
Jolanta Pierończyk -
http://tychy.naszemiasto.pl/wydarzenia/913488.html
Ta Jolanta to ma wyobraźnie, no ale w sumie czasem warto nakarmić kogos bzdurami, zawsze sie to może przydać
taxi - Czw Lis 20, 2008 2:15 pm
Koło Elei na rogu Ligonia i Wita Stwosza też jest jedna
a zaraz pod nią jest skrzynia z piachem na mroźne dni, trzeba sie nieźle nagimnastykowac zeby cos tam powiesic
d-8 - Czw Lis 20, 2008 2:56 pm
a zaraz pod nią jest skrzynia z piachem na mroźne dni, trzeba sie nieźle nagimnastykowac zeby cos tam powiesic
i dobrze! ruch to zdrowie! gimnastyka tym bardziej sie niejednemu przysłuży
U2W2EU - Sob Gru 06, 2008 9:10 pm
Na Paderewie, pojawił się betonowy słup (koło przystanku) prawdopodobnie przeznaczony na reklamy...
... podobny również widziałem w innym miejscu. W najbliższym czasie zapodam zdjęcie, chyba że ktoś zrobi to wcześniej
Wit - Sob Gru 20, 2008 2:57 pm
Ogłaszaj się i reklamuj!
wczoraj
Chcesz zamieścić ogłoszenie o sprzedaży mieszkania, korepetycjach, zareklamować swoją firmę albo poinformować o ważnym wydarzeniu, które dzieje się w Katowicach? Możesz zamieścić informację na tablicach ogłoszeniowych, które niedawno pojawiły sie w mieście. Są to odpowiedniki słupów ogłoszeniowych, tyle że ogólnodostępne i bezpłatne. Tablice natychmiast zapełniły się ogłoszeniami, na początku kulturalnymi. Teraz prawie wszystkie opanowały reklamy jednej tylko imprezy.
- To dyrektywa unijna nakazuje, aby we wszystkich miastach pojawiły się tego typu miejsca wymiany informacji między mieszkańcami. Podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego na tablicach wisieć mają ogłoszenia wyborcze - tłumaczy Jakub Jarząbek z Wydziału Informacji i Promocji Urzędu Miasta w Katowicach.
Tablice zamontowali pracownicy Zakładu Zieleni Miejskiej. Oni też będą sprawdzać, czy nie pojawiają się na nich obraźliwe i wulgarne treści.
Tablic jest na razie 20. Koszt przedsięwzięcia to 60 tysięcy złotych. - Na tyle pozwoliły nam oszczędności. W przyszłym roku być może postawimy ich więcej - mówi Mieczysław Wołosz, dyrektor Zakładu Zieleni Miejskiej w Katowicach.
Tablice znajdują się w parkach i na placach miejskich, m.in. na placu Miarki, Hlonda, Wolności, Andrzeja, Szramka, w rynku w Murckach i w Szopienicach, w parku Kościuszki, parku Bolina, na skrzyżowaniu ulicy Panewnickiej i Piotrowickiej, przy ul. Misjonarzy Oblatów.
W drugiej połowie przyszłego roku miasto planuje zacząć wdrażać system identyfikacji wizualnej. Już dziś możemy zobaczyć jego zaczątki w postaci drogowskazów, kierujących do instytucji i obiektów w mieście. To rozwiązanie tymczasowe.
- Nowy system będzie bardziej spójny. Drogowskazy mają także prowadzić do ciekawych miejsc, zabytków, atrakcji turystycznych dzielnic. Pojawią się tablice informacyjne, ulotki - opowiada Jakub Jarząbek.
Nie znamy jeszcze żadnych szczegółów funkcjonowania systemu. Projekt znajduje się w fazie pomysłu. Stroną graficzną przedsięwzięcia zajmą się pracownicy i studenci Akademii Sztuk Pięknych.
Katarzyna Wolnik - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/937710.html
.................
nie jestem przekonany...tradycyjne okrągłe betonowe słupy wydają mi się bardziej miejskie i estetyczne....tablice przed kościół na ogłoszenia parafialne
Tauzen - Sob Gru 20, 2008 7:41 pm
A wg mnie te tablice są dobrym uzupełnieniem betonowych słupów (ostatnio takowy pojawił się na Tauzenie obok kościoła na górnym)
kiwele - Nie Gru 21, 2008 5:28 pm
Nalezy zrobic wszystko co mozliwe, by dzikie ogloszenia na murach, slupach i ogrodzeniach staly sie obciachem dla miasta i ogloszeniodawcow (a ci powinni nawet byc scigani za takie zasmiecanie miasta).
Ta obecna brzydka tendencja powinna byc wlasciwie skanalizowana do wybranych miejsc.
Tauzen - Nie Gru 28, 2008 3:16 pm
Z tablicy na Placu Wolności już zdążyła zniknąć w napisie "Katowice" literka "i"...
MefistoTT - Nie Sty 04, 2009 7:02 pm
co do samych tablic ok. tylko dlaczego takie liternictwo :-/ - nijak nie pasuje to do Katowic.
Bruno_Taut - Nie Sty 04, 2009 7:19 pm
Tablice są żenujące jak większość podobnych elementów w przestrzeni publicznej Katowic. Świadczą o odpustowych gustach władz miasta. A mamy ASP i wszelkie predyspozycje, by stać się ośrodkiem słynącym z oryginalnego i nowoczesnego dizajnu. Tylko ta ciasnota horyzontów przeszkadza.
kiwele - Nie Sty 04, 2009 8:31 pm
Ogłaszaj się i reklamuj!
wczoraj
Chcesz zamieścić ogłoszenie o sprzedaży mieszkania, korepetycjach, zareklamować swoją firmę albo poinformować o ważnym wydarzeniu, które dzieje się w Katowicach? Możesz zamieścić informację na tablicach ogłoszeniowych, które niedawno pojawiły sie w mieście. Są to odpowiedniki słupów ogłoszeniowych, tyle że ogólnodostępne i bezpłatne. Tablice natychmiast zapełniły się ogłoszeniami, na początku kulturalnymi. Teraz prawie wszystkie opanowały reklamy jednej tylko imprezy.
- To dyrektywa unijna nakazuje, aby we wszystkich miastach pojawiły się tego typu miejsca wymiany informacji między mieszkańcami. Podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego na tablicach wisieć mają ogłoszenia wyborcze - tłumaczy Jakub Jarząbek z Wydziału Informacji i Promocji Urzędu Miasta w Katowicach.
Tablice zamontowali pracownicy Zakładu Zieleni Miejskiej. Oni też będą sprawdzać, czy nie pojawiają się na nich obraźliwe i wulgarne treści.
Tablic jest na razie 20. Koszt przedsięwzięcia to 60 tysięcy złotych. - Na tyle pozwoliły nam oszczędności. W przyszłym roku być może postawimy ich więcej - mówi Mieczysław Wołosz, dyrektor Zakładu Zieleni Miejskiej w Katowicach.
Tablice znajdują się w parkach i na placach miejskich, m.in. na placu Miarki, Hlonda, Wolności, Andrzeja, Szramka, w rynku w Murckach i w Szopienicach, w parku Kościuszki, parku Bolina, na skrzyżowaniu ulicy Panewnickiej i Piotrowickiej, przy ul. Misjonarzy Oblatów.
W drugiej połowie przyszłego roku miasto planuje zacząć wdrażać system identyfikacji wizualnej. Już dziś możemy zobaczyć jego zaczątki w postaci drogowskazów, kierujących do instytucji i obiektów w mieście. To rozwiązanie tymczasowe.
- Nowy system będzie bardziej spójny. Drogowskazy mają także prowadzić do ciekawych miejsc, zabytków, atrakcji turystycznych dzielnic. Pojawią się tablice informacyjne, ulotki - opowiada Jakub Jarząbek.
Nie znamy jeszcze żadnych szczegółów funkcjonowania systemu. Projekt znajduje się w fazie pomysłu. Stroną graficzną przedsięwzięcia zajmą się pracownicy i studenci Akademii Sztuk Pięknych.
Katarzyna Wolnik - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/937710.html
.................
nie jestem przekonany...tradycyjne okrągłe betonowe słupy wydają mi się bardziej miejskie i estetyczne....tablice przed kościół na ogłoszenia parafialne
Mnie tez ten artykul bardzo sie nie podoba.
Tyle nadecia dla drobnych oczywistych spraw!
Specjalne tablice dla drobnych ogloszen po 3 tysiace sztuka i to jeszcze za malo, bo nie zajela sie nimi ASP. Akademia Sztuk Pieknych!
W moim pojeciu drobne ogloszenia to sa sprawy istotne, ale z natury powinny byc prawie niezauwazalne w miescie. Oczywiscie w zadnym wypadku nie moga one, rozmieszczone na byle murze, slupie czy plocie smiecic miasta.
Przyzwyczailem sie je widziec najczesciej gdzies na scianach, na tablicach, czasem w gablotach, przy wejsciu do roznych supermarketow i sklepow. Zwykle na kartoniku, ktorym sluzy dany lokal.
Kupno-sprzedaz drobiazgow domowych, praca, uslugi, zguby, zbyteczne bilety, itd, itp. Tam wszyscy przechodza i moga z bliska sie przyjrzec.
Polonijne ogloszenia sa przed polskimi kosciolami w Paryzu, wlasnie kolo ogloszen parafialnych.
Dziwi mnie, ze w Katowicach wymyslono, ze parki i skwery sa wlasciwymi lokalizacjami dla drobnych ogloszen i to na jakich jeszcze ozdobnych tablicach.
Forma kompletnie przerosla tresc!
A na dodatek Zaklad Zieleni Miejskiej jest oficjalnie powolany do roli cenzora. Wiocha!!!
Nie trzeba dodawac, ze kompletna nieporadnoscia jest generowanie mieszania ogloszen reklamowych miejskich z prywatnymi drobnymi ogloszeniami o charakterze z natury kameralnym.
absinth - Nie Sty 04, 2009 8:39 pm
nie jestem przekonany...tradycyjne okrągłe betonowe słupy wydają mi się bardziej miejskie i estetyczne....tablice przed kościół na ogłoszenia parafialne
tez wole okragle
Bruno_Taut - Nie Sty 04, 2009 8:53 pm
Aaaaa, teraz doczytałem do końca. No to zobaczymy, jakie będą efekty.
d-8 - Śro Sty 28, 2009 10:55 am
wczoraj wyczyszczono oblepione "od zawsze" plakatami i ulotkami filary i ściany pod oknami na parterze w Domu Prasy!!!
skąd te zmiany ?? nie wie chyba nikt ! ale cieszy bardzo ten kierunek.
poza tym ostatnio zauważyłem kilka razy ludków odlepiających przyklejone ogłoszenia o chwilówkach itp na rynnach i innych tego typu nieodpowiednich miejscach . i nie wyglądali na miejskich partyzantów robiących to z pasji i miłości do miasta... hehe aczkolwiek różnie bywa.
tak czy tak coś się dzieje w temacie
kiwele - Śro Sty 28, 2009 11:35 am
wczoraj wyczyszczono oblepione "od zawsze" plakatami i ulotkami filary i ściany pod oknami na parterze w Domu Prasy!!!
skąd te zmiany ?? nie wie chyba nikt ! ale cieszy bardzo ten kierunek.
poza tym ostatnio zauważyłem kilka razy ludków odlepiających przyklejone ogłoszenia o chwilówkach itp na rynnach i innych tego typu nieodpowiednich miejscach . i nie wyglądali na miejskich partyzantów robiących to z pasji i miłości do miasta... hehe aczkolwiek różnie bywa.
tak czy tak coś się dzieje w temacie
Z pewnym zazenowaniem przyznam sie, ze ubieglej jesieni na Brynowie w drodze do tramwaju zdarzalo mi sie byc takim ludkiem zwlaszcza w stosunku do plagi ogloszen o chwilowkach, ta slawetna akcja Znicz. Tepilem je nie tylko z uwagi na zasmiecanie miasta, ale rowniez i dlatego, ze byly nielegalne i wspoltworzyly obraz spoleczenstwa jakiego nie chce widziec.
Poza Polska nie widze tego rodzaju ogloszen wywieszanych z taka intensywnoscia i nachalnoscia.
Oczywiscie nie jestem z zadnej konkurencji "chwilowkowej".
NB. Kiedys Chinczycy zwalczyli plage much przez masowe uzywanie pacek na te muchy.
W naszym przypadku moze pokonalibysmy te plage ogloszen na slupach w podobny sposob, nie trzeba nawet pacek, wystarczy poczucie zniesmaczenia.
Mies - Śro Sty 28, 2009 1:09 pm
Z pewnym zazenowaniem przyznam sie, ze ubieglej jesieni na Brynowie w drodze do tramwaju zdarzalo mi sie byc takim ludkiem zwlaszcza w stosunku do plagi ogloszen o chwilowkach, ta slawetna akcja Znicz. Tepilem je nie tylko z uwagi na zasmiecanie miasta, ale rowniez i dlatego, ze byly nielegalne i wspoltworzyly obraz spoleczenstwa jakiego nie chce widziec.
Poza Polska nie widze tego rodzaju ogloszen wywieszanych z taka intensywnoscia i nachalnoscia.
Oczywiscie nie jestem z zadnej konkurencji "chwilowkowej".
Coś na temat
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,9519 ... anial.html
Jak widać nie dotyczy to tylko jakiś tam "providentów" ale też takich firm jak np. Citibank i Deutche Bank
caterina - Wto Lut 03, 2009 12:18 pm
mam nadzieje,ze to sie nie skonczy na tym...
oby jednak kropla drazyła skałe
=========================
Prezes
Arch.Jakub Wacławek
2009-01-28
Wojewoda Mazowiecki
pl. Bankowy 3/5
00-950 Warszawa
W.P.
Jacek Kozłowski
Szanowny Panie Wojewodo,
Z wielkim zadowoleniem dowiedziałem się z prasy o Pana zdecydowanym stanowisku dotyczącym reklamy wielkoformatowej umieszczanej na budynkach.
Proponowana zmiana „Warunków technicznych” (cytat z „GW” z dn.28.”1.2009:„zabrania się instalowania, sytuowania, wykonywania lub mocowania tablic informacyjnych, reklam i podobnych urządzeń oraz dekoracji w taki sposób, że spowoduje to przesłonięcie okien pomieszczeń mieszkalnych”) jest zdecydowanym posunięciem dla oczyszczenia przestrzeni miejskiej – publicznej z zalewającego ją chaosu szeroko pojętej reklamy.
Pozwalam sobie w imieniu OW SARP przedstawić ewentualne uwagi do tak przedstawionego tekstu. Naszym zdaniem można by zezwolić na montaż reklamy wyłącznie podczas przeprowadzanego remontu/przebudowy, przy założeniu, że powierzchnia komercyjna, reklamowa nie zajmowałaby więcej niż 10% elewacji, pozostała część powinna być informacją wizualną o elewacji (wizualizacja elewacji po dokonanym remoncie/przebudowie itp.)
Sądzimy, że tryb administracyjny dopuszczenia reklamy na elewacje budynków powinien być zmieniony – brak dostarczonej w terminie decyzji/opinii urzędu administracji nie może skutkować faktycznym umożliwieniem instalacji reklamy.
Wydaje nam się również, że można było by opodatkować na rzecz miasta tego typu reklamy.
Instalując elementy wielkoformatowej reklamy zewnętrznej reklamodawcy korzystają z przestrzeni miasta gdyż odbiorcami ich reklamy są osoby znajdujące się w strefie publicznej. Ta przestrzeń jest wspólną własnością mieszkańców administrowaną przez władze miejskie. Tak więc za udostępnienie możliwości umieszczenia reklamy w tej strefie, miasto powinno pobierać opłatę tak jak za nadanie reklamy opłaty pobiera operator telewizyjny udostępniając swoje kanały nadawcze.
W ten sposób miasto, w wypadku pojawiania się takich reklam, rekompensowało by sobie uszczerbek na swoim wizerunku a jednocześnie pozyskiwało by dodatkowe środki na zagospodarowanie i utrzymywanie w dobrym stanie wyżej wspomnianych przestrzeni publicznych.
Podatek ten miał by wpływ na zwiększenie kosztów zainstalowania tego typu reklam i przez to również zmniejszył by atrakcyjność reklamy wielkoformatowej dla reklamodawców i właścicieli budynków i działek na których są one instalowane.
Jesteśmy gotowi być pomocni przy Pana zamierzeniach legislacyjnych.
Z poważaniem
OW SARP
Prezes
Arch.Jakub Wacławek
http://www.warszawa.sarp.org.pl/pokaz.php?id=5446
kiwele - Czw Lut 05, 2009 12:55 pm
mam nadzieje,ze to sie nie skonczy na tym...
oby jednak kropla drazyła skałe
=========================
Prezes
Arch.Jakub Wacławek
2009-01-28
Wojewoda Mazowiecki
pl. Bankowy 3/5
00-950 Warszawa
W.P.
Jacek Kozłowski
Szanowny Panie Wojewodo,
Z wielkim zadowoleniem dowiedziałem się z prasy o Pana zdecydowanym stanowisku dotyczącym reklamy wielkoformatowej umieszczanej na budynkach.
Proponowana zmiana „Warunków technicznych” (cytat z „GW” z dn.28.”1.2009:„zabrania się instalowania, sytuowania, wykonywania lub mocowania tablic informacyjnych, reklam i podobnych urządzeń oraz dekoracji w taki sposób, że spowoduje to przesłonięcie okien pomieszczeń mieszkalnych”) jest zdecydowanym posunięciem dla oczyszczenia przestrzeni miejskiej – publicznej z zalewającego ją chaosu szeroko pojętej reklamy.
Pozwalam sobie w imieniu OW SARP przedstawić ewentualne uwagi do tak przedstawionego tekstu. Naszym zdaniem można by zezwolić na montaż reklamy wyłącznie podczas przeprowadzanego remontu/przebudowy, przy założeniu, że powierzchnia komercyjna, reklamowa nie zajmowałaby więcej niż 10% elewacji, pozostała część powinna być informacją wizualną o elewacji (wizualizacja elewacji po dokonanym remoncie/przebudowie itp.)
Sądzimy, że tryb administracyjny dopuszczenia reklamy na elewacje budynków powinien być zmieniony – brak dostarczonej w terminie decyzji/opinii urzędu administracji nie może skutkować faktycznym umożliwieniem instalacji reklamy.
Wydaje nam się również, że można było by opodatkować na rzecz miasta tego typu reklamy.
Instalując elementy wielkoformatowej reklamy zewnętrznej reklamodawcy korzystają z przestrzeni miasta gdyż odbiorcami ich reklamy są osoby znajdujące się w strefie publicznej. Ta przestrzeń jest wspólną własnością mieszkańców administrowaną przez władze miejskie. Tak więc za udostępnienie możliwości umieszczenia reklamy w tej strefie, miasto powinno pobierać opłatę tak jak za nadanie reklamy opłaty pobiera operator telewizyjny udostępniając swoje kanały nadawcze.
W ten sposób miasto, w wypadku pojawiania się takich reklam, rekompensowało by sobie uszczerbek na swoim wizerunku a jednocześnie pozyskiwało by dodatkowe środki na zagospodarowanie i utrzymywanie w dobrym stanie wyżej wspomnianych przestrzeni publicznych.
Podatek ten miał by wpływ na zwiększenie kosztów zainstalowania tego typu reklam i przez to również zmniejszył by atrakcyjność reklamy wielkoformatowej dla reklamodawców i właścicieli budynków i działek na których są one instalowane.
Jesteśmy gotowi być pomocni przy Pana zamierzeniach legislacyjnych.
Z poważaniem
OW SARP
Prezes
Arch.Jakub Wacławek
http://www.warszawa.sarp.org.pl/pokaz.php?id=5446
Czy to ma jakies szanse przelozenia sie na Katowice?
Przydalyby sie u nas jakies akcje obywatelskie w tym kierunku.
Bartek - Czw Lut 05, 2009 7:48 pm
Hmm we wtorek jak szedłem o 7:20 przez Stawową to widziałem jak Panowie w zielonych kamizelkach (Ci co codziennie rano sprzątają tą ulicę) nożami czyścili latarnie na całej Stawowej z plakatowego syfu. Bardzo pozytywnie to wyglądało Szczegół, a cieszy
kiwele - Czw Lut 05, 2009 8:07 pm
Hmm we wtorek jak szedłem o 7:20 przez Stawową to widziałem jak Panowie w zielonych kamizelkach (Ci co codziennie rano sprzątają tą ulicę) nożami czyścili latarnie na całej Stawowej z plakatowego syfu. Bardzo pozytywnie to wyglądało Szczegół, a cieszy
Powtorze jeszcze raz jakbym widzial calosc akcji:
1. Tablice umieszczone przy wejsciach do niektorych wiekszych sklepow, supermarketow i centrow handlowych, przy kasach, przy pewnych organizacjach spolecznych, moze i samorzadowych a nawet parafiach. Wolne kartoniki do formulowania drobnych ogloszen.
2. Ryzyko mandatow dla zidentyfikowanych nielegalnych ogloszeniodawcow.
3. Ruch ochotnikow w stylu "Sprzatamy swiat" tak dla samego czyszczenia miasta jak i dla wywolania ogolnego odruchu zawstydzenia zasmiecaniem miasta.
4. Presja spoleczna na administracje zaniedbujaca swoje obowiazki.
caterina - Czw Lut 05, 2009 8:09 pm
mam nadzieje,ze to sie nie skonczy na tym...
oby jednak kropla drazyła skałe
=========================
Prezes
Arch.Jakub Wacławek
2009-01-28
Wojewoda Mazowiecki
pl. Bankowy 3/5
00-950 Warszawa
W.P.
Jacek Kozłowski
Szanowny Panie Wojewodo,
Z wielkim zadowoleniem dowiedziałem się z prasy o Pana zdecydowanym stanowisku dotyczącym reklamy wielkoformatowej umieszczanej na budynkach.
Proponowana zmiana „Warunków technicznych” (cytat z „GW” z dn.28.”1.2009:„zabrania się instalowania, sytuowania, wykonywania lub mocowania tablic informacyjnych, reklam i podobnych urządzeń oraz dekoracji w taki sposób, że spowoduje to przesłonięcie okien pomieszczeń mieszkalnych”) jest zdecydowanym posunięciem dla oczyszczenia przestrzeni miejskiej – publicznej z zalewającego ją chaosu szeroko pojętej reklamy.
Pozwalam sobie w imieniu OW SARP przedstawić ewentualne uwagi do tak przedstawionego tekstu. Naszym zdaniem można by zezwolić na montaż reklamy wyłącznie podczas przeprowadzanego remontu/przebudowy, przy założeniu, że powierzchnia komercyjna, reklamowa nie zajmowałaby więcej niż 10% elewacji, pozostała część powinna być informacją wizualną o elewacji (wizualizacja elewacji po dokonanym remoncie/przebudowie itp.)
Sądzimy, że tryb administracyjny dopuszczenia reklamy na elewacje budynków powinien być zmieniony – brak dostarczonej w terminie decyzji/opinii urzędu administracji nie może skutkować faktycznym umożliwieniem instalacji reklamy.
Wydaje nam się również, że można było by opodatkować na rzecz miasta tego typu reklamy.
Instalując elementy wielkoformatowej reklamy zewnętrznej reklamodawcy korzystają z przestrzeni miasta gdyż odbiorcami ich reklamy są osoby znajdujące się w strefie publicznej. Ta przestrzeń jest wspólną własnością mieszkańców administrowaną przez władze miejskie. Tak więc za udostępnienie możliwości umieszczenia reklamy w tej strefie, miasto powinno pobierać opłatę tak jak za nadanie reklamy opłaty pobiera operator telewizyjny udostępniając swoje kanały nadawcze.
W ten sposób miasto, w wypadku pojawiania się takich reklam, rekompensowało by sobie uszczerbek na swoim wizerunku a jednocześnie pozyskiwało by dodatkowe środki na zagospodarowanie i utrzymywanie w dobrym stanie wyżej wspomnianych przestrzeni publicznych.
Podatek ten miał by wpływ na zwiększenie kosztów zainstalowania tego typu reklam i przez to również zmniejszył by atrakcyjność reklamy wielkoformatowej dla reklamodawców i właścicieli budynków i działek na których są one instalowane.
Jesteśmy gotowi być pomocni przy Pana zamierzeniach legislacyjnych.
Z poważaniem
OW SARP
Prezes
Arch.Jakub Wacławek
http://www.warszawa.sarp.org.pl/pokaz.php?id=5446
Czy to ma jakies szanse przelozenia sie na Katowice?
Przydalyby sie u nas jakies akcje obywatelskie w tym kierunku.
Silesian - Czw Lut 05, 2009 8:20 pm
Kiwele napisał:
1. Tablice umieszczone przy wejsciach do niektorych wiekszych sklepow, supermarketow i centrow handlowych,
Zdecydowanie za mało jest takich tablic ogłoszeniowych.Właściwie praktycznie ich nie widać.W centrum myśle,że dobrą lokalizacją na umieszczenie takich tablic ogłoszeniowych byłby Skarbek,Carrefour (P.Skargi),Zenit i wiele innych miejsc ,które na tę chwilę nie przychodzą mi do głowy:)
Co do akcji oczyszczających ulice z nielegalnych reklam to uważam ,że są konieczne.Jeśli tylko Stowarzyrzenie wyjdzie z incjatywą bardzo chętnie pomogę.Trzeba uświadamiać ludzi tego typu akcjami bo niestety jest to na tyle powszechne obecnie ,że nie budzi w ludziach negatywnych emocji.
kiwele - Czw Lut 05, 2009 8:26 pm
W 1960 r., gdy po stazu IAESTE jezdzilem autostopem po Francji, to wsrod setek rzeczy podobala mi sie mnogosc stacji benzynowych,czeste zlomowiska samochodow gdzie samochody wydawaly sie czekac na mnie i wlasnie wszechobecne reklamy wszelkiego rodzaju wypelniajace cala wolna przestrzen, zwlaszcza na wjazdach do miast, tandetna kolorowosc. Teraz to juz przeszlosc, prawie wszystko jakos poznikalo.
Najwyrazniej w zamian, jak tylko przekrocze granice niemiecka, to juz cale Czechy, a potem jeszcze bardziej Polska przypomina mi Francje sprzed pol wieku.
Nie ma wiec co rozpaczac i sie degustowac. Cierpliwosci! Przez nieco mniej niz pol wieku!
Silesian - Pią Lut 06, 2009 4:27 pm
wczoraj wyczyszczono oblepione "od zawsze" plakatami i ulotkami filary i ściany pod oknami na parterze w Domu Prasy!!!
skąd te zmiany ?? nie wie chyba nikt ! ale cieszy bardzo ten kierunek.
poza tym ostatnio zauważyłem kilka razy ludków odlepiających przyklejone ogłoszenia o chwilówkach itp na rynnach i innych tego typu nieodpowiednich miejscach . i nie wyglądali na miejskich partyzantów robiących to z pasji i miłości do miasta... hehe aczkolwiek różnie bywa.
tak czy tak coś się dzieje w temacie
Dziś miałem przyjemność zobaczyć na własne oczy działanie partyzantki katowickiej:) na rogu Francuskiej z Wojewódzką.Cieszą strasznie takie akcje:) Pierwsza moja myśl,pewnie jest to ktoś z forumowiczów gkw.katowice:)
kiwele - Pią Lut 06, 2009 6:15 pm
wczoraj wyczyszczono oblepione "od zawsze" plakatami i ulotkami filary i ściany pod oknami na parterze w Domu Prasy!!!
skąd te zmiany ?? nie wie chyba nikt ! ale cieszy bardzo ten kierunek.
poza tym ostatnio zauważyłem kilka razy ludków odlepiających przyklejone ogłoszenia o chwilówkach itp na rynnach i innych tego typu nieodpowiednich miejscach . i nie wyglądali na miejskich partyzantów robiących to z pasji i miłości do miasta... hehe aczkolwiek różnie bywa.
tak czy tak coś się dzieje w temacie
Dziś miałem przyjemność zobaczyć na własne oczy działanie partyzantki katowickiej:) na rogu Francuskiej z Wojewódzką.Cieszą strasznie takie akcje:) Pierwsza moja myśl,pewnie jest to ktoś z forumowiczów gkw.katowice:)
Wit - Pon Mar 02, 2009 9:51 pm
Miasto płaci 1000 zł za złapanie grafficiarza
Milena Nykiel2009-03-02, ostatnia aktualizacja 2009-03-02 21:23
Władze Rudy Śląskiej mają już dość grafficiarzy i sprośnych rysunków na cmentarnych murach czy zabytkowych kamienicach. Za jednego złapanego wandala miasto płaci 1000 zł, bo usuwanie napisów i tak kosztuje dużo więcej.
Do niedawna ujęcie wandala, który niszczy elewacje zabytkowych kamienic czy odnowionych budynków, graniczyło z cudem. Teraz winnych jak na tacy podają strażnikom miejskim sami mieszkańcy. - Za każdego złapanego grafficiarza dajemy 1000 zł - potwierdza Tomasz Kulpok z magistratu w Rudzie Śląskiej.
Jak mówi Andrzej Nowak, rzecznik prasowy rudzkiej straży miejskiej, pomysł magistratu był strzałem w dziesiątkę. Co więcej, gwarancja odebrania nagrody w jednym przypadku okazała się nawet silniejsza od... miłości. - O jednym z ostatnio złapanych wandali poinformowała nas jego dziewczyna - mówi Nowak. W sumie nagrody za złapanie grafficiarzy odebrało już kilkanaście osób.
Pieniądze za "spostrzegawczość" wypłacane są nawet wtedy, gdy wandal nie zostanie złapany za rękę. - Jedna z mieszkanek zaalarmowała nas o niszczeniu bloku. Podjechaliśmy, ale sprawcy już nie było. Kobieta była jednak tak zdeterminowana, że wsiadła z nami do radiowozu i po 20 minutach 18-latek był już zidentyfikowany i siedział w radiowozie - opowiada Nowak.
Według Joachima Franka, dyrektora ds. technicznych Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej w Rudzie Śląskiej, problem szpecenia murów często niecenzuralnymi napisami dotyka prawie każdą dzielnicę. - Niedawno oszpecone sprayem zostało zrewitalizowane osiedle w Nowym Bytomiu - żali się Frank. Przed wandalami nie uchronią się też budowle sakralne. Kilkumetrowe napisy niedawno pojawiły się na kościele św. Wawrzyńca i murach cmentarza w Rudzie Goduli.
Czyszczenie murów i elewacji trwa kilka godzin. - Ściany trzeba szorować mocnymi środkami chemicznymi. Łatwiejsze jest zamalowanie wulgarnego napisu, ale ta metoda nie może być przecież stosowana w przypadku starych kamienic albo budynków zabytkowych - mówi Frank. Koszt wyczyszczenia metra kwadratowego wynosi 100 zł.
Z podobnym problemem borykały się władze Chorzowa. Wtedy radny Ryszard Sadłoń wpadł na pomysł "niebieskiej akcji", czyli wskazywania ścian do malowania. W ten sposób powstało 10 legalnych, i jak podkreśla Sadłoń, przepięknych graffiti. - Łapać trzeba chuliganów. Prawdziwy grafficiarz artysta może się miastu naprawdę przydać - uważa radny.
Strona 3 z 5 • Wyszukiwarka znalazła 673 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5