ďťż
 
[Katowice]Ład estetyczny przestrzeni publicznej



Silesian - Pią Maj 28, 2010 3:58 pm
[quote="salutuj"]na zachodzie loga są przytwierdzone płasko do ściany budynku.
Jak jest dużo firm to w kolumnie jedno nad drugim.

Ech czemu o tym wiedzą wszyscy tylko nie kupcy,właściciele kamienic.Miasto również mogłoby w jakiś sposób zachęcać do zmian całego tego syfu ,który jest widoczny na tak wielu deptakach.A trzeba tak niewiele.
Może jakiś film multimedialny,pomoc ze strony miasta w formie spotkania z osobami znającymi się na marketingu ,reklamie wniosła by jakieś zmiany.
Dziś przechodząc 3 maja właśnie zwróciłem uwagę na wszelakie szyldy okalające kamienice i wygląda to koszmarnie.W urzędzie miasta powinny znaleść się posady dla pasjonatów Miasta Katowice z tego forum , bo mam wrażenie ,że jest to jedyna grupa ludzi ,świadoma jak zmieniać przestrzeń miejską:)




absinth - Sob Maj 29, 2010 8:05 pm
ciekawostka





z http://brulionman.wordpress.com/



Iluminator - Pon Maj 31, 2010 7:13 am
Tyle, że np na 3 maja wystająca reklama Deichmanna według mnie jest ok. Jest to zrobione estetycznie i wygląda bardzo miejsko.

Trzeba by określić jakieś reguły jeśli chodzi o dobór materiałów i rozmiar reklam.

Każdego typu stojaki, które zajmują miejsce na publicznej drodze czy deptaku powinny być konfiskowane przez straż miejską plus może jakiś mandacik?



nrm3 - Wto Lip 06, 2010 4:21 pm


napraw sobie miasto - nieESTETYKA miasta

Fantastyczne są takie inicjatywy dlatego i my włączyliśmy się w promowanie tego. Byłem trochę zdziwiony, że nie znalazłem o tym ani słowa (a przynajmniej forumowa szukarka) na forum, co szybko naprawiam i zapraszam do wzięcia udziału w akcji.

Pełne info tutaj: http://zicherka.pl/event/napraw-sobie-m ... yka-miasta




absinth - Wto Lip 06, 2010 5:00 pm
bedziemy



SPUTNIK - Wto Lip 06, 2010 7:59 pm
w zasadzie to byliśmy, jesteśmy, będziemy

[youtube]u2awOnXC6Tk[/youtube]



ellilamas - Śro Lip 07, 2010 10:22 am
Bardzo fajny plakat.



cola - Śro Lip 07, 2010 12:31 pm
Noo! Dobra inicjatywa - jest sprzątanie Ziemi i zbieranie śmieci z lasów i pól, a sprzątania miasta nie ma. No, nie było - powodzenia!:)



kickut - Wto Lip 13, 2010 8:33 am
Schodzę z dworcowej estakady i co widzę?
Bangladesz widzę, trzeci świat!!!
Śmieci i smród, czerwononosy element, do wyboru: koszulki, pietruszka, podrobione perfumy...

Czy naprawdę poradzenie sobie z tym w centralnym punkcie miasta przerasta uprawnione do tego służby? Czy nikomu to nie przeszkadza? Jak to wpływa na nasz wizerunek? Jak mamy tacy brudni i obleśni starać się o ESK?

Co do tego brudu i obleśności to nadal nie poradzono sobie z zatrważającą ilością psich kup na chodnikach - szczególnie po południowej stronie torów kolejowych. Strach sie poruszać w klapkach lub sandałach... Katowice - miasto odchodów :/



nrm3 - Wto Lip 13, 2010 8:38 am
czekają na przebudowę, co będą się ganiać...



kickut - Wto Lip 13, 2010 8:42 am

czekają na przebudowę, co będą się ganiać...

To wcale ich nie usprawiedliwia. Nie godzę się na partyzancki handel przed przebudową, w czasie przebudowy i po przebudowie!



nrm3 - Wto Lip 13, 2010 9:07 am
Oczywiście, że nie Ale jak widać nie chce im się. Zresztą w przyrodzie NIC nie ginie więc oni muszą się gdzieś blisko przenieść. :/



Hoover - Pon Lip 19, 2010 7:59 pm
http://bydgoszcz.gazeta.pl/bydgoszcz/1, ... kiczu.html

Reklamowa rewolucja. Miasto wolne od kiczu

Rewolucyjne zmiany w wyglądzie Bydgoszczy przygotowują urbaniści i plastycy. Śródmieście ma być miejscem całkowitej ciszy reklamowej, podobnie szkoły, uczelnie, skwery, parki i cmentarze

W naszym mieście restrykcyjne zasady dotyczące reklamy nałożone są jedynie na budynki wpisane do rejestru zabytków. Na pozostałych kamienicach szyldy mogą szpecić kakofonią kolorów i form nawet w ścisłym centrum, bo lokalne prawo tego nie reguluje. Handlowcy, walcząc o klientów, "przekrzykują się" więc ordynarnymi w wyglądzie tablicami z informacją np. o rekordowych obniżkach cen.

To ma się zmienić, i to diametralnie. Reklama zewnętrzna w sercu Bydgoszczy zostanie ograniczona do minimum. - W strefie śródmieścia dopuścimy jedynie reklamę informacyjną w formie szyldów - informuje Grzegorz Rosa, dyrektor Miejskiej Pracowni Urbanistycznej. - Nie będzie można zachwalać żadnych produktów. Wbrew pozorom dopiero wtedy reklama zacznie być dostrzegana. Teraz jest jej tak wiele, że człowiek staje się na nią ślepy.

Nad projektem nowej uchwały pracują wspólnie urbaniści i ratuszowy zespół ds. estetyki z plastykiem miejskim Jackiem Piątkiem na czele. Na przełomie jesieni i zimy ich ustalenia zostaną przekazane radnym pod głosowanie. Staną się częścią miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Na pierwszy ogień pójdą te dotyczące ścisłego centrum. Ten rejon zostanie objęty całkowitą ciszą reklamową. To oznacza, że handlowcy będą mogli wieszać tylko szyldy, ale i one będą musiały mieć odpowiedni wygląd. - Dopuścimy takie w formie liter przestrzennych malowanych zgodnie z tradycyjną szkołą szyldziarską - wyjaśnia Piątek. - Będzie możliwość wyklejenia witryny sklepowej folią, ale projekt będzie musiał być zatwierdzony przez nas.

Dopuszczone będą semafory (reklamy umieszczone prostopadle do budynku), ale tylko stylistycznie dopasowane do historycznych elewacji, czyli np. kute, a także tabliczki szklane lub metalowe z logo lub nazwą firmy. Informacja o pasażach handlowych w bramach będzie usystematyzowana. Przyjmie formę tabliczek jednej wielkości, wykonanych z jednego materiału według określonego kanonu plastycznego. Dla branży gastronomicznej przewidziane są tzw. potykacze w formie menu, o ile nie będą kolidowały z ruchem pieszym i spełnią odpowiednie standardy estetyczne. - W ścisłym centrum miasta nie zostanie dopuszczona reklama komercyjna w żadnej postaci - wyjaśnia Piątek. - Wyjątkiem będą np. tablice kierunkowe doprowadzające do miejsc użyteczności publicznej i obiektów zabytkowych.

W następnej kolejności surowe zasady obejmą inne rejony miasta. Reklamowa cisza ma obowiązywać również na cmentarzach, w miejscach kultu religijnego, miejscach pamięci, szkołach, uczelniach, gmachach administracji państwowej i użyteczności publicznej. Innymi zasadami zostaną objęte oddalone od Starego Miasta ulice Śródmieścia, najbardziej reprezentacyjne tereny, place i skwery. Znajdą się w tzw. strefie zaostrzonego rygoru. To oznacza, że będą tam obowiązywać reguły podobne do tych ze strefy ciszy, ale zostaną dopuszczone pewne elementy reklamy czasowej, wolno stojącej lub umieszczonej na budynku pod warunkiem wysokich walorów estetycznych. Swobodniej reklama będzie mogła się rozwijać w tzw. strefie ograniczonej ingerencji, jaką zostanie objęta najbardziej uprzemysłowiona część miasta. - Pozwolimy na większe natężenie nośnikami reklamowymi - wyjaśnia Piątek.

Które dokładnie ulice znajdą się w jednej z trzech opisanych sfer, będzie wiadomo po wakacjach. Plastyk wraz z urbanistami kończy właśnie opracowywać ostateczną koncepcję. - Powstanie prawo lokalne, które ograniczy reklamową samowolę - zapewnia Rosa. - Pracownicy wydziału administracji budowlanej będą mogli to prawo egzekwować. To pierwszy krok do rewolucyjnych zmian w wyglądzie miasta.

Potwierdzają to specjaliści. - To duży krok w dobrym kierunku - mówi Elżbieta Dymna z warszawskiego Stowarzyszenia MiastoMojeAwNim, które walczy z reklamowym chaosem w całym kraju. - Kiedy nowe prawo wejdzie w życie, będę szczerze gratulować Bydgoszczy.

Zanim zmiany w mieście będą widoczne gołym okiem, przyjdzie nam jeszcze poczekać. - Aby je wyegzekwować potrzebne będzie ogromne zaangażowanie ze strony urzędników - uważa Dymna. - Ich zadaniem będzie nakłonić handlowców do wcielenia w życie tych pomysłów. Może się okazać, że niektórzy będą woleli płacić kary. W Krakowie dzięki wielkiemu zaangażowaniu m.in. plastyka miejskiego uporządkowanie Starego Miasta zajęło około dwóch lat. Przy założeniu, że urzędnicy w Bydgoszczy zaangażują się równie mocno, po takim okresie miasto powinno wyglądać o wiele lepiej.[/b]



taxi - Pon Lip 19, 2010 8:29 pm
wątek reklam w śródmiesciu jest ciekawy i przygnebiający jednoczesnie. każdy mieszkaniec wychodzący intelektem poza pewne ramy zdaje sobie sprawę z monotonii różnorodności, ale nie mówi o tym, w tej grupie na pewno są urzędnicy. pytanie tylko dlaczego decyzje sa podejmowane opieszale, nikt nie chce sie tym zająć, jeśli w ogóle.
podejrzewam, że z tymi reklamami jedna na drugiej, to jest z parkowaniem w idiotycznych miejscach "przeciez jakoś musze zaparkować" , "przeciez muszą zobaczyć moja reklamę".
jeśli chodzi o mnie to ręce opadają



Wit - Pon Lip 19, 2010 10:53 pm
Dość tupania, trzeba działać. Naprawiali Katowice
Magdalena Warchala 2010-07-18, ostatnia aktualizacja 2010-07-18 20:36:57.0



Grupka młodych katowiczan, zamiast narzekać na wszechobecny bałagan, postanowiła zakasać rękawy i oczyścić centrum ze szpecących je reklam.

Spotkali się pod żabą na ul. Stawowej. Studenci architektury z Politechniki Śląskiej Aleksander Krajewski, Michał Korbutt i Marek Mosiński oraz wolontariusze z biura Europejskiej Stolicy Kultury Katowice 2016 wzbudzili zainteresowanie przechodniów, gdy rozrzucili na ziemi 200 kartonowych pudełek i zaczęli sklejać z nich wysoki prostopadłościan. - To konstrukcja naszej rzeźby, czyli słupa ogłoszeniowego. Obkleimy go nielegalnymi plakatami, które zerwiemy ze ścian kamienic, oraz ulotkami, które zbierzemy z ziemi - wyjaśniał Aleksander.

Wcześniej na katowickim dworcu PKP Krajewski wywiesił plakaty, a w internetowym portalu Facebook zamieścił apel do mieszkańców, zachęcając ich do wspólnego sprzątania w ramach akcji "nieESTETYKA miasta".

O umówionej godzinie pod Żabą stawiło się tylko kilka osób, za to mocno zdeterminowanych. Dostali nożyki i szpachelki oraz baniaki z wodą. Ida Proietti, studentka prawa na Uniwersytecie Śląskim, żałowała, że nie udało jej się namówić znajomych. - Zniechęcił ich upał, ale ja nie wymiękam. Zawsze, gdy idę przez Katowice, tupię ze złości, że to czy tamto mi się nie podoba. Ale dość tupania! Trzeba działać - przekonywała. Piotr Mędregał, student budownictwa na Politechnice Warszawskiej, przyprowadził Karinę Mądel, która studiuje architekturę w Gliwicach. - Warto zamanifestować, że ten bałagan nam nie odpowiada - mówili.

Podczas akcji wolontariusze rozdawali przechodniom sadzonki słoneczników i gadżety związane ze staraniami Katowic o tytuł ESK. Zapraszali też na następną sobotę do klubu Kato przy ul. Gliwickiej 3, gdzie odbędzie się prezentacja rzeźby i filmu dokumentującego jej powstawanie.

"nieESTETYKA miasta" to drugi czyn społeczny zorganizowany przez Krajewskiego. Wiosną zainicjował w Ligocie zryw pod hasłem "Umyj sobie dworzec". Wtedy przyszło aż 20 osób, a ponad 33 tys. osób obejrzało na YouTube film z pucowania dworca. Internautka z Lęborka skopiowała później pomysł w swoim mieście.

Krajewski postanowił kontynuować akcję pod hasłem "Napraw sobie miasto" i nawiązał współpracę z biurem ESK. Jak mówi, sobotnie sprzątanie, poza doraźną korzyścią, było też walką o ucywilizowanie reklamy ulicznej. - W Katowicach ogłoszenia nakleja się na zabytkowe elewacje kamienic, rozdawane kilogramami ulotki leżą na chodnikach, a sklepowe szyldy, często zaniedbane lub kiczowate, wiesza się na dowolnych wysokościach. Zmienić to może tylko powołanie plastyka miejskiego i wprowadzenie jasnych reguł, a nawet dofinansowań dla tych handlarzy, którzy zdecydują się zmienić stare szyldy na nowe i estetyczne - przekonywał Aleksander. Kto się z nim zgadzał, mógł podpisać petycję do władz miasta.



http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... owice.html



Hoover - Śro Lip 21, 2010 6:09 am

wątek reklam w śródmiesciu jest ciekawy i przygnebiający jednoczesnie. każdy mieszkaniec wychodzący intelektem poza pewne ramy zdaje sobie sprawę z monotonii różnorodności, ale nie mówi o tym, w tej grupie na pewno są urzędnicy. pytanie tylko dlaczego decyzje sa podejmowane opieszale, nikt nie chce sie tym zająć, jeśli w ogóle.
podejrzewam, że z tymi reklamami jedna na drugiej, to jest z parkowaniem w idiotycznych miejscach "przeciez jakoś musze zaparkować" , "przeciez muszą zobaczyć moja reklamę".
jeśli chodzi o mnie to ręce opadają

Nie wymagaj od właścicieli sklepów takiego myślenia - oni raczej nie wyjdą myśleniem poza swoją reklame
A co do Bydzi - jak dla mnie jest to tylko przykład jak coś można zrobić - bez zbędnego gadania i szybko... Uszoka nawet turbodymomen nie zawstydzi - mogą to zrobić chyba tylko inne miasta.



Iluminator - Śro Lip 21, 2010 6:55 am
Problem reklam w centrum miasta to w dużej mierze problem najemców. Inaczej się reklamuje komis komórek, a inaczej sklep Boss.

Nie da się w łatwy sposób rozwiązać tego problemu. Miasto jednak powinno określić strategiczną część centrum i traktować to jako swoją wizytówkę - rozpoczynając od reklam, przez elewacje kamienic, a kończąc na miejscach parkingowych i małej architekturze.



taxi - Nie Sie 01, 2010 11:44 am
na manhattanie (ochojec piotrowice) ostatnio pan ze sklepiku zrobił sobie taką oto reklamę.
nie mówie, że każdy ma robic graffiti na sklepie, ale na pewno jest to wyjście o krok do przodu.





Bartek - Czw Sie 12, 2010 3:52 pm
Fotka z dzisiaj z TVS na temat fałszywego alarmu bombowego, który wywołany został przez policję ;-) Ale nie o tym, zobczcie fotkę



Ilość koszy na śmieci wręcz imponująca!

ehh...



kiwele - Czw Sie 12, 2010 5:21 pm

Fotka z dzisiaj z TVS na temat fałszywego alarmu bombowego, który wywołany został przez policję ;-) Ale nie o tym, zobczcie fotkę



Ilość koszy na śmieci wręcz imponująca!

ehh...


Albo inaczej: w stosunku do koszow policji jest za malo.
Te katowickie kosze swietnie sie pala.

I troche OT: Paryz jest strasznie leniwy i niechlujny.
Akcja Vigipirate dla niegdysiejszych ulicznych zamachow bombowych juz sie dawno skonczyla, ale tysiace koszow na smieci jakos ciagle nie wracaja na ulice.
Zamiast nich sa plastikowe przezroczyste worki zaczepione do pierscienia i zabezpieczone guma, wiszace jak zuzyte...

Acha, na parkingach hipermarketow kosze prawie poznikaly, by nie ulatwiac zycia chcacym sie pozbyc domowych smieci - dlatego tez otwory wrzutowe sa coraz mniejsze.



mark40 - Sob Sie 14, 2010 9:20 am


Cała masa tandetnych reklam szpeci beskidzkie kurorty

Co krok reklama. Ulice polskich miast wyglądają fatalnie upstrzone różnorodnymi bannerami i plakatami. Może udałoby się uwolnić od tej plagi przynajmniej turystyczne kurorty?



Wszystkie beskidzkie kurorty wyglądają tak samo. Przy drogach wjazdowych turystów witają billboardy z kolorowymi reklamami hoteli i restauracji oraz skromniejsze, domowym sposobem wykonane tabliczki z hasłami typu "pokoje z łazienkami" i numerami telefonów. Niektórzy mieszkańcy na miejsca pod ogłoszenia przeznaczyli płoty, a nawet całkiem spore fragmenty swoich ogrodów.

W centrach beskidzkich miejscowości wcale nie jest lepiej. Na każdym kroku turysta natyka się na pstrokate, krzykliwe plansze i billboardy. Brakiem wyczucia wykazuje się wielu właścicieli sklepów i restauracji. Ich szyldy nie wyglądają lepiej niż reklamy przy drogach. Wykonane są w tym samym stylu - tandetnym.

- Inwazję pstrokacizny mam na co dzień u siebie, w Katowicach. Na wakacjach chciałabym od tego odpocząć - wzdycha Mirosława Łojewska, która od lat spędza letni urlop w Szczyrku albo Wiśle. - Niestety, z każdym rokiem jest coraz gorzej - dodaje. I niewiele z tym można zrobić. Nad budynkami wpisanymi do rejestru zabytków czuwają konserwatorzy, decyzję o zdjęciu szpecącej reklamy z budynku należącego do miasta mogą podjąć urzędnicy. Reszta przestrzeni publicznej jest - zdaniem władz - poza wszelką kontrolą. Czy na pewno?

Paweł Brągiel, doradca ds. turystyki oraz prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Miasta Wisły "Imko Wisełka", mówi, że wiele dobrego mogłyby zdziałać odpowiednio sformułowane zapisy w planach zagospodarowania przestrzennego. - Nie jestem zwolennikiem całkowitego eliminowania reklamy, ale przydałoby się trochę umiaru, np. rezygnacja z wielkoformatowych billboardów, które niekoniecznie pasują do stylu miejscowości - uważa Brągiel.

Dominik Konarzewski, historyk sztuki i syn Iwony Konarzewskiej, znanej malarki z Istebnej, jest sceptyczny. Jego zdaniem nie ma nadziei, bo wszechobecne, często tandetne reklamy to jeden z symboli naszych czasów. - Zmianę może wywołać jedynie edukacja estetyczna, czyli umiejętne kształtowanie gustów społeczeństwa, ale to proces trudny i długotrwały - uważa.

Ciekawym przykładem dobrego działania władz jest śródmieście, chętnie odwiedzanego przez turystów Cieszyna, i urokliwa ulica Głęboka, o którą już na początku lat 90. zadbał miejski konserwator zabytków. Zaczął zwracać uwagę na wygląd reklam i szyldów działających tam restauracji, punktów usługowych, sklepów. Teraz jest łatwiej, ludzie sami zaczęli dbać o estetykę, bo nikt nie chce mieć szyldu brzydszego niż sąsiad. Efekt? - Polecam spacer ulicą Głęboką i przyglądnięcie się tamtejszym szyldom. Naprawdę cieszą oczy - zaprasza Konarzewski.

http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... rorty.html



piotrekb - Wto Sie 24, 2010 4:46 pm
Nie wiem gdzie o tym pisać, niech moderator przeniesie gdzie uzna za stosowne. W sumie miejsce dość ważne na mapie miasta.

Otóż na Paderewie chyba wzięli się za plac koło pomnika. Z tego co przyuważyłem ściągają granitowe płyty, które już od dawna były spękane i nierówne. Czyżby behatonik w najlepszym katowickim wydaniu?



Japonia - Czw Wrz 02, 2010 10:19 pm



Cała masa tandetnych reklam szpeci beskidzkie kurorty

Co krok reklama. Ulice polskich miast wyglądają fatalnie upstrzone różnorodnymi bannerami i plakatami. Może udałoby się uwolnić od tej plagi przynajmniej turystyczne kurorty?



Wszystkie beskidzkie kurorty wyglądają tak samo. Przy drogach wjazdowych turystów witają billboardy z kolorowymi reklamami hoteli i restauracji oraz skromniejsze, domowym sposobem wykonane tabliczki z hasłami typu "pokoje z łazienkami" i numerami telefonów. Niektórzy mieszkańcy na miejsca pod ogłoszenia przeznaczyli płoty, a nawet całkiem spore fragmenty swoich ogrodów.

W centrach beskidzkich miejscowości wcale nie jest lepiej. Na każdym kroku turysta natyka się na pstrokate, krzykliwe plansze i billboardy. Brakiem wyczucia wykazuje się wielu właścicieli sklepów i restauracji. Ich szyldy nie wyglądają lepiej niż reklamy przy drogach. Wykonane są w tym samym stylu - tandetnym.

- Inwazję pstrokacizny mam na co dzień u siebie, w Katowicach. Na wakacjach chciałabym od tego odpocząć - wzdycha Mirosława Łojewska, która od lat spędza letni urlop w Szczyrku albo Wiśle. - Niestety, z każdym rokiem jest coraz gorzej - dodaje. I niewiele z tym można zrobić. Nad budynkami wpisanymi do rejestru zabytków czuwają konserwatorzy, decyzję o zdjęciu szpecącej reklamy z budynku należącego do miasta mogą podjąć urzędnicy. Reszta przestrzeni publicznej jest - zdaniem władz - poza wszelką kontrolą. Czy na pewno?

Paweł Brągiel, doradca ds. turystyki oraz prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Miasta Wisły "Imko Wisełka", mówi, że wiele dobrego mogłyby zdziałać odpowiednio sformułowane zapisy w planach zagospodarowania przestrzennego. - Nie jestem zwolennikiem całkowitego eliminowania reklamy, ale przydałoby się trochę umiaru, np. rezygnacja z wielkoformatowych billboardów, które niekoniecznie pasują do stylu miejscowości - uważa Brągiel.

Dominik Konarzewski, historyk sztuki i syn Iwony Konarzewskiej, znanej malarki z Istebnej, jest sceptyczny. Jego zdaniem nie ma nadziei, bo wszechobecne, często tandetne reklamy to jeden z symboli naszych czasów. - Zmianę może wywołać jedynie edukacja estetyczna, czyli umiejętne kształtowanie gustów społeczeństwa, ale to proces trudny i długotrwały - uważa.

Ciekawym przykładem dobrego działania władz jest śródmieście, chętnie odwiedzanego przez turystów Cieszyna, i urokliwa ulica Głęboka, o którą już na początku lat 90. zadbał miejski konserwator zabytków. Zaczął zwracać uwagę na wygląd reklam i szyldów działających tam restauracji, punktów usługowych, sklepów. Teraz jest łatwiej, ludzie sami zaczęli dbać o estetykę, bo nikt nie chce mieć szyldu brzydszego niż sąsiad. Efekt? - Polecam spacer ulicą Głęboką i przyglądnięcie się tamtejszym szyldom. Naprawdę cieszą oczy - zaprasza Konarzewski.

http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... rorty.html


reklama dźwignią handlu ale bardziej widziałbym tam stylowe markizy



absinth - Sob Wrz 11, 2010 9:58 am


Przywaleni billboardem
6 września 2010

Zwykle to ty masz nad nadawcą reklamy lekką przewagę. Głośne spoty w telewizji można ściszyć, radio wyłączyć, stronę w gazecie pospiesznie przerzucić na następną, a irytujące okienka reklamowe wyskakujące w internecie zablokować sprytnym oprogramowaniem. Na reklamę zewnętrzną nie ma antidotum.

Billboardy, wideoboardy, citylighty, banery, plakaty i naklejki dopadną cię wszędzie. Na przystanku tramwajowym, w autobusie, w parku, na stacji benzynowej, na koncercie, na starówce, a nawet w kościele. W całej Polsce na słupach, budynkach i wiatach wisi bez ładu i składu prawie pół miliona tablic reklamowych. Co piąta w Warszawie.

Aleją Krakowską, która jest drogą wylotową z Warszawy w kierunku Krakowa i Katowic, przejeżdża na dobę w obie strony około 150 tys. osób. Na niespełna dziesięciokilometrowym odcinku tej drogi czeka na nich, lekko licząc, trzy tysiące kolorowych nośników reklamowych różnej maści. Grę w kolory rozpoczyna wielki jak kort tenisowy wideoboard, wyświetlający filmy reklamujące między innymi nadmorskie kurorty i festiwale. Oślepiające kierowców w nocy monstrum stoi nieopodal zielonego kiosku i żółtego pawilonu meblowego oraz innej handlowej drobnicy upstrzonej tablicami ogłoszeniowymi. Za wideoboardem rozpościera się obszar handlu na wielką skalę – najpierw hipermarket sportowy, potem budowlany, a w końcu centrum meblowe. Wszystkie obwieszone, obklejone i obrandowane, każdy na inną modłę.

Reklama zewnętrzna to rynek wart ponad pół miliarda złotych rocznie opanowany przez trzech głównych graczy: niemieckiego Stroera, amerykański Clear Channel i należący do Agory AMS. Z ich usług korzystają przede wszystkim producenci żywności, sieci handlowe i operatorzy telefonii komórkowej. Ale nośniki reklamowe wciskają się na każdy wolny kawałek przestrzeni, a obok profesjonalnego, standaryzowanego rynku liczącego około 100 tys. nośników wyrosła cztery razy większa szara strefa. To tablice wieszane na prywatnych działkach przez właścicieli na własne potrzeby (na przykład dla rozreklamowania rodzinnego sklepu z dachówką albo oponami), szyldy montowane za opłatą na dobrze wyeksponowanych elewacjach lub płotach, a nawet całe budynki pomalowane w jaskrawe barwy opatrzone reklamowym napisem. Właśnie taka dzika, kolorowa i słaba graficznie forma reklamy zewnętrznej najbardziej szpeci i ingeruje w przestrzeń publiczną.

Trwający dwie dekady żywiołowy rozwój tej branży to mocny argument na wsparcie tezy, że rynek pozbawiony reguł nie zawsze się sprawdza. Owszem, daje pieniądze tysiącom ludzi (od 30 zł miesięcznie za zawieszenie tablicy informującej o usługach weterynaryjnych w małopolskim miasteczku do 3 tys. zł miesięcznie dla wspólnoty mieszkaniowej za zakrycie reklamą dużej elewacji w centrum miasta) i jest istotnym źródłem informacji konsumenckiej. Ale równocześnie sprawia, że Polska wygląda jak kraj Trzeciego Świata, gdzie estetyka i pejzaż są podporządkowane zarabianiu pieniędzy. Reklama zewnętrzna (z angielskiego outdoor lub out of home) wymknęła się bowiem spod kontroli władz samorządowych. Korzysta z niespójnych przepisów utrudniających karanie dzikiej reklamy i łagodnych regulacji określających, gdzie i na jakich zasadach można wieszać reklamy wielkopowierzchniowe przysłaniające całe budynki. W praktyce każdy, kto ma wolny kawałek działki albo muru w ruchliwej części miasta, może postawić albo powiesić tablicę z dowolnym przekazem reklamowym. Tak przynajmniej było do tej pory. Ostatnio zapadło jednak kilka wyroków zapowiadających zaostrzenie kursu wobec wandali niszczących szpetnymi reklamami przestrzeń publiczną (np. sędziowie zaczęli traktować parkujące na chodnikach auta – stojaki reklamowe nie jak pojazdy, tylko nośniki reklamy), a mniej więcej za rok gminy dostaną do ręki narzędzia, które pomogą ich dyscyplinować.

Jedziemy dalej aleją Krakowską. Prawdziwy reklamowy meksyk zaczyna się dopiero za Warszawą – w Raszynie. Jednopiętrowe budynki położone kilka metrów od drogi oblepione są tysiącami pstrokatych, częściowo nieczytelnych tablic reklamowych i informacyjnych różnej wielkości. Wydaje się, że jedyny w Raszynie budynek leżący blisko wylotówki, na którym nie zawisła reklama, to kościół. Ale tak się tylko wydaje, bo jadąc w kierunku przeciwnym, widzimy na elewacji spory baner z napisem ‼Bądźmy świadkami miłości” i logo Radia Plus.

Dalej na kilkukilometrowym odcinku do Janek billboard albo tablica ogłoszeniowa stoi co parę, góra paręnaście metrów. Co kilkaset metrów uwagę przyciąga rodzynek jak jaskrawożółta tablica-drogowskaz kierująca do Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości w Falentach, a już w samych Jankach wściekłozielony dom z napisem w kolorze buraków ćwikłowych informujący, że właśnie tu można nabyć metalowe szafy bhp. Kawałek dalej konstrukcja z zardzewiałych rur, na której wisi pół baneru reklamowego sieci drogerii Rossmann. Druga połowa zwisa smętnie – widocznie mocowania puściły.

– Ustalamy, do kogo należy tablica ze zniszczonym banerem – mówi Eliza Panek, rzecznik Rossmanna. Na razie nie wiadomo, bo Rossmann większość billboardów do kampanii reklamowo-informacyjnych wynajmuje przez pośrednika. Z kolei na pobliskim płocie wisi spory billboard reklamujący tanie linie lotnicze Centralwings, co jest o tyle dziwne, że owe linie przestały latać dwa lata temu. LOT, były właściciel Centralwings, o istnieniu tej reklamy dowiedział się od dziennikarzy ‼Newsweeka”.

– Zapewniam, że nie ponosimy w związku z tą tablicą żadnych kosztów – zaznacza obronnie Marta Marczak, kierownik działu public relations w PLL LOT.

LOT reklamuje zbankrutowaną spółkę-córkę i to odzwierciedla stan firmy. Podobnie jak pomalowany na wściekłą zieleń i pomazany czerwonymi napisami sklep z szafami bhp w Jankach. Tyle że ten interes kwitnie. – Intensywne kolory mają przykuwać uwagę – tłumaczy sprzedawczyni ze sklepu z szafkami. Szyldów, tablic i billboardów jest w okolicy tak dużo, że na łagodny, pastelowy napis reklamowy pies z kulawą nogą nie zwróciłby uwagi. I pani od szafek zapewnia, że kolorowy wabik się sprawdza. To twarde fakty. Natomiast to, czy budynek szpeci okolicę, to już tylko punkt wyjścia do dyskusji. – Prezes na własny koszt wybudował drogę, rozebrał stojące obok baraki i uporządkował otoczenie. Dziś jest tu ładniej niż kilka lat temu – ekspedientka broni polityki właściciela sklepu.

Wrażliwszych estetycznie nikt do robienia zakupów nie zmusza, a prawo jest po stronie właściciela, który swoją nieruchomość może dowolnie eksploatować w celach komunikacji marketingowej. Dlatego posiadacz pasieki ochoczo wiesza na płocie deskę z wymalowanym koślawym napisem ‼Miód”, a właściciel apartamentu w Zakopanem nie ma obiekcji, by wywiesić z okna płachtę z numerem telefonu i napisem ‼sprzedam”. Przepisy są tak liberalne, że służby porządkowe nie mogą karać firm rozwieszających swoje koszmarne plakaty nawet w miejscach publicznych należących do miasta. Mandat może dostać tylko osoba, która je rozwiesza. A wandala na gorącym uczynku trudno złapać. Dlatego pół Warszawy jest obwieszone byle jakimi czarno-białymi ogłoszeniami firmy Fabryka Smaku, która w mało wyrafinowany, za to cwaniacki sposób reklamuje swoje wyroby cukiernicze. Smacznego!

Jednak są szanse, że reklamowy jazgot zacznie w końcu przycichać. Resort infrastruktury przygotował projekt nowych przepisów, które pomogą samorządom ścigać reklamowych piratów. Wprowadzeniem planów urbanistycznych, czyli uproszczonych odpowiedników miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, w ubiegłym tygodniu zajął się Komitet Stały Rady Ministrów. Jak dobrze pójdzie, w tym roku projekt pichconej od trzech lat ustawy trafi do Sejmu, a przepisy wejdą w życie w połowie przyszłego roku. – Na ich podstawie każda gmina będzie mogła stosunkowo łatwo i szybko zdecydować, gdzie i jakie nośniki reklamy zewnętrznej można postawić. I to nie tylko na terenach publicznych, ale i prywatnych – mówi Olgierd Dziekoński, wiceminister infrastruktury. Na przykład będzie mogła zaordynować usunięcie wszystkich reklam z rejonu starego miasta i zamianę ich na szyldy wykonane według jednego wzoru, pasującego do staromiejskiego stylu. Albo wprowadzić zakaz stosowania reklamy wielkoformatowej w centrum i zarezerwować pas pod takie nośniki tylko przy drodze wyjazdowej lub obwodnicy. Takie ograniczenia popiera nawet branża reklamowa, bo po wyczyszczeniu miast z dzikiej reklamy profesjonalne nośniki zyskają na atrakcyjności i ich ceny powinny pójść w górę. – Dziś reklamowy miszmasz powoduje, że reklama jest mało skuteczna – przyznaje Lech Kaczoń, prezes Izby Gospodarczej Reklamy Zewnętrznej.

I coraz tańsza. Ostatnie kilkanaście miesięcy było dla branży outdoorowej katastrofalne. W ubiegłym roku wartość obrotów spadła o 14 proc. do 550 mln zł, podczas gdy cały rynek reklamowy zmalał tylko o 10 proc. Ceny są dziś niższe niż w bardzo trudnych dla branży latach 2001-2002– billboard na miesiąc w dużym mieście można wynająć już za 350 złotych. Liczba nośników maleje. Jeszcze trzy lata temu standaryzowanych tablic było 110 tysięcy, dziś jest 14 tys. mniej (ubyło przede wszystkim najtańszych, najgorzej zlokalizowanych klasycznych billboardów).

– Za dwa-trzy lata na rynku pozostaną dwie, trzy duże firmy. Najmniejsi i najsłabsi wypadną z gry – prognozuje Kaczoń.

Być może, ale nie jest to pewne i z pewnością nie wystarczy do wprowadzenia jako takiego ładu estetycznego. Dlatego samorządy, nie czekając na zmiany wymuszone przez rynek czy nowe przepisy, na własną rękę wypowiadają wojnę wizualnym potworkom. Bydgoszcz zapowiada wprowadzenie w zabytkowych częściach miasta całkowitej ciszy reklamowej, a w innych – poważnych ograniczeń i twardych norm estetycznych. Na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie czy Rynku Głównym w Krakowie podobna operacja się udała. Liczba reklam została drastycznie zmniejszona, a te, które pozostały, tworzą względnie spójny system. Komunalna firma autobusowa w Gdyni zakazała zaklejania szyb autobusów miejskich, a jej stołeczny odpowiednik poszedł jeszcze dalej i nowe reklamy wpuszcza jedynie na tylne ścianki autobusów. Ale nie wszystkie akcje się powiodły. – Ulice, który były czyszczone, po kilku miesiącach ponownie zalewała reklamowa tandeta – mówi Ewa Malinowska-Grupińska, przewodnicząca Rady Warszawy, najbardziej zaśmieconego tablicami reklamowymi miasta w Polsce.

Stołeczny Zarząd Dróg Miejskich ogłosił, że wyrzuca wszystkie reklamy z pasa drogowego. I rzeczywiście skutecznie wyrzucił, ale tylko tych, którzy reklamowali się legalnie. Reklamy, które wisiały bezprawnie, po kilku tygodniach od ich usunięcia przez ZDM znowu zaczęły się pojawiać przy ulicach.

– W krajach Europy Zachodniej też jest dużo nośników reklamowych, ale nie szpecą przestrzeni publicznej jak w Polsce. Wyborcy oczekują, by zrobić z tym porządek – mówi Ewa Malinowska-Grupińska. Samorządowcy liczą więc na to, że walka z reklamowym bałaganem przysporzy im głosów w zbliżających się wyborach.

Ale najpierw sami za kilka tygodni zalepią Polskę swoimi podobiznami i hasłami wyborczymi.

Autor: Radosław Omachel
Newsweek



piotrekb - Śro Wrz 29, 2010 7:55 am
Zdewastowana nowa kładka nieopodal węzła Murckowska.
Zniszczona ławka Tyskiego w WPKIW.
Zniszczona elewacja odremontowanego Domu Kultury na Giszowcu, infra otaczającego parku również.

To wszystko ostatnie newsy na temat aktywności stadionowego śmiecia, któremu śląskie miasta mają w podzięce budować stadiony.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl



  • Strona 5 z 5 • Wyszukiwarka znalazła 816 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •