ďťż
 
[Oświata] Śląskie uczelnie wyższe



Wit - Śro Lip 08, 2009 5:09 pm
Dąbrowska WSB lepsza od Uniwersytetu Śląskiego
Magdalena Warchala 2009-06-30, ostatnia aktualizacja 2009-06-30 23:11:39.0



Czołowe śląskie uczelnie nie dostaną ani grosza na prowadzenie tzw. kierunków zamawianych i wysokie stypendia dla studentów, tymczasem niepubliczna Wyższa Szkoła Biznesu z Dąbrowy Górniczej zgarnie kokosy. - Prywatne uczelnie lepiej radzą sobie z pisaniem wniosków, bo stać je na lepszych specjalistów - mówią na uczelniach publicznych.

Studenci informatyki w dąbrowskiej WSB mogą od października liczyć na tysiąc złotych miesięcznego stypendium dla najlepszych, zajęcia wyrównawcze z elektrotechniki, matematyki i fizyki oraz praktyki u przedsiębiorców. Wszystko dzięki prawie 4 mln zł, które uczelni przyznało Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach konkursu na promowanie kierunków strategicznych dla gospodarki (głównie matematyczno-przyrodniczych).

Do podziału było 370 mln zł, o które rywalizowały 163 projekty z całego kraju. Projekt WSB zajął piąte miejsce, pokonując nawet wnioski Uniwersytetu Warszawskiego, Politechniki Warszawskiej czy krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej, które nie dostaną ani grosza. MNiSW odrzuciło w sumie ponad setkę projektów, wśród nich te złożone przez Uniwersytet Śląski i Politechnikę Śląską.

W województwie śląskim pieniądze trafią jeszcze tylko do Akademii Techniczno-Humanistycznej z Bielska-Białej (prawie 3,9 mln zł na inżynierię środowiska), Akademii Ekonomicznej (prawie 2,5 mln zł na informatykę) i Politechniki Częstochowskiej (9,8 mln zł na sześć kierunków).

Magdalena Ochwat, rzeczniczka UŚ, nie kryje rozczarowania. - Mamy duże sukcesy w pozyskiwaniu środków zewnętrznych. Dotąd udało nam się zdobyć ponad 300 mln zł z funduszy unijnych. W zeszłym roku nasz projekt Uniwersytet Partnerem Gospodarki Opartej na Wiedzy zdobył drugie miejsce w skali kraju. Wniosek do konkursu na kierunki zamawiane przygotowywaliśmy podobnie, spodziewaliśmy się więc równie pozytywnej oceny - mówi Ochwat. Podejrzewa, że projekt UŚ mógł odpaść, ponieważ był zbyt kompleksowy.

- Obejmował aż siedem kierunków. Staraliśmy się o około 19 mln zł na stypendia, kursy wyrównawcze, krajowe i zagraniczne obozy naukowe z udziałem ekspertów. Ministerstwo pozytywnie oceniło zaś głównie wnioski, które obejmowały mniej kierunków - mówi Ochwat.

Teraz uczelnie czekają na pisemne uzasadnienie z ministerstwa. UŚ nie wyklucza, że będzie się odwoływać od decyzji. Tymczasem Paweł Doś, rzecznik Politechniki Śląskiej, która bezskutecznie starała się o pieniądze na 15 kierunków, na razie nie chce udzielać żadnych komentarzy.

Jeden z pracowników PŚ mówi jednak "Gazecie" anonimowo: - Skoro najlepsza w regionie uczelnia techniczna nie otrzymała dofinansowania, może to oznaczać, że ministerstwo oceniało przede wszystkim, jak napisane były wnioski, kosmetyczne detale. Prywatne uczelnie stać na najlepszych specjalistów, niektóre z nich wynajmują do opracowania wniosków profesjonalne firmy - twierdzi nasz rozmówca.

Leszek Grabarczyk, dyrektor departamentu wdrożeń i innowacji w MNiSW, potwierdza, że oceniający wnioski zwracają uwagę na projekt, a nie na prestiż uczelni. - To pieniądze unijne i dlatego oceniający muszą kierować się kryteriami ustalonymi dla programu Kapitał Ludzki - mówi Grabarczyk.

Dominik Penar, rzecznik WSB, przekonuje jednak, że nawet najlepiej dopracowany od strony formalnej projekt musi opierać się na dobrym pomyśle. - Pracowali nad nim wspólnie dziekanat, akademickie biuro karier i doradca zawodowy - mówi Penar.

Kandydatom niespieszno na studia. A czas goni
Magdalena Warchala 2009-07-03, ostatnia aktualizacja 2009-07-03 21:54:35.0

Zamieszanie z naborem na studia. Wielu kandydatów odłożyło zapisy na ostatnią chwilę, bo czekali na wyniki matur. Teraz na gwałt rejestrują się na wybrane kierunki, często w ostatniej chwili zmieniając plany.

Zainteresowani indeksami Uniwersytetu Śląskiego mają czas tylko do jutra. Strona elektronicznej rekrutacji zostanie zablokowana punktualnie w południe. Mimo to Patrycja Bury z Katowic wciąż jeszcze nie zapisała się na żaden kierunek. - Marzyłam o kulturoznawstwie, ale nie byłam pewna, jak wypadnę na maturze. Myślałam, że gdy odbiorę wyniki, moje wątpliwości się rozwieją, ale tylko się spotęgowały - mówi Patrycja.

Tak, jak wszyscy maturzyści w Polsce, wyniki egzaminów dojrzałości poznała dopiero we wtorek. Nie są najgorsze, choć mogły być lepsze. - Chyba jednak zaryzykuję start na kulturoznawstwo, ale na wszelki wypadek zapiszę się też na mniej oblegane bibliotekoznawstwo. Dłużej zwlekać nie mogę - mówi Patrycja.

Magdalena Ochwat, rzeczniczka UŚ, twierdzi, że takich niezdecydowanych osób, które tuż przed zamknięciem systemu dokonują wyboru kierunku, jest mnóstwo. - Na razie zarejestrowało się ponad 21,7 tys. kandydatów, ale przybywa ich z minuty na minutę. W ostatnich dniach naboru ruch w systemie jest zdecydowanie największy - mówi Ochwat.

Nieco mniej gorączkowo wygląda sytuacja na Akademii Ekonomicznej, która będzie przyjmować zapisy jeszcze przez cały następny tydzień. - Teraz spodziewamy się głównie tegorocznych maturzystów, bo ci z lat poprzednich raczej nie zwlekają z logowaniem - mówi Joanna Wąchała z biura rekrutacji AE.

Dotąd na stacjonarne studia licencjackie pod adresem https://ssl.ae.katowice.pl/rekrutacja/isr zarejestrowało się 3 tys. osób, najwięcej na finanse i rachunkowość. Wąchała podkreśla jednak, że prawdziwe oblężenie AE dopiero się zacznie. Wabikiem na kandydatów może być informatyka, na którą uczelnia dostała z ministerstwa prawie 2,5 mln zł z przeznaczeniem na stypendia, płatne staże dla studentów i zajęcia dodatkowe. Te pieniądze już skłoniły do zmiany decyzji Pawła Czarneckiego z Sosnowca. - Wcześniej wybierałem się na Politechnikę Śląską, ale skoro jej wniosek ministerstwo odrzuciło, spróbuję dostać się na Akademię - mówi Paweł.

Politechnika Śląska, która rekrutację zamknęła w piątek, konkurencji się jednak nie boi. Paweł Doś, rzecznik PŚ, zdradza, że dziewięć kierunków, wśród nich architektura i urbanistyka, automatyka i robotyka oraz informatyka, już przyciągnęło po ponad 200 kandydatów. Chciałby, żeby maturzyści zainteresowali się także informatyką przemysłową, która jest nowością w ofercie uczelni.

Tymczasem UŚ wiąże nadzieje z kierunkami artystycznymi. - Wzrost zainteresowania nimi zauważyliśmy w ostatnich latach, a już dziś wiadomo, że podczas tegorocznego naboru hitami będą realizacja obrazu telewizyjno-filmowego i fotografia - mówi Ochwat.

Dodaje, że dużym zainteresowaniem cieszą się też nowe kierunki: nauka o rodzinie oraz administracja. Jak co roku zacięta walka o indeks będzie się toczyć na psychologii, filologiach, socjologii, kulturoznawstwie i reżyserii.




Wit - Pon Lip 20, 2009 7:14 pm
Uczelnie dostaną 90 mln zł na Biofarmę
jm, pap2009-07-20, ostatnia aktualizacja 2009-07-20 18:49



Naukowe konsorcjum, które powstało na Śląsku przed dwoma laty, otrzyma 90 mln zł na stworzenie i wyposażenie nowoczesnych laboratoriów.

Centrum Biotechnologii, Bioinżynierii i Bioinformatyki to wspólne przedsięwzięcie Politechniki Śląskiej, Uniwersytetu Śląskiego, Śląskiego Uniwersytetu Medycznego i gliwickiego Centrum Onkologii. Do wspólnych badań potrzebne są nowoczesne i dobrze wyposażone laboratoria, dlatego jesienią rozpocznie się modernizacja budynku wydziału chemicznego Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Jeszcze przed końcem tego roku zakończy się z kolei modernizacja laboratorium mikroskopii elektronowej w Zabrzu-Rokitnicy.

W sumie, na stworzenie i wyposażenie supernowoczesnych pracowni badawczych w ramach projektu Biofarma, do końca 2012 roku zostanie wydanych 90 mln zł. Jak poinformowała wczoraj Magdalena Głowala z biura prasowego Politechniki Śląskiej, konsorcjum podpisało właśnie z Ministerstwem Szkolnictwa Wyższego umowę o finansowaniu inwestycji. Pieniądze pochodzą z programu operacyjnego "Innowacyjna Gospodarka".

W kryzysie młodzi chcą do szkół i urzędów
Magdalena Warchala 2009-07-19, ostatnia aktualizacja 2009-07-20 00:50:36.0

Kryzys sprawił, że młodzi ludzie docenili stabilność państwowej posady. Masowo wybierają kierunki studiów, które mogą pomóc w jej zdobyciu - pedagogikę i administrację.

Hitem rekrutacji na wielu uczelniach jest w tym roku pedagogika o specjalności edukacja wczesnoszkolna i wychowanie przedszkolne. Na Uniwersytecie Śląskim dostać się na nią próbuje 15 razy więcej kandydatów, niż jest miejsc. Trudniej już tylko o indeks realizacji obrazu filmowego i telewizyjnego oraz fotografii, gdzie na jedno miejsce przypada 16 kandydatów.

Zintegrowana edukacja wczesnoszkolna, do wyboru: z wychowaniem przedszkolnym lub z edukacją informatyczną, jest też przebojową nowością w Wyższej Szkole Zarządzania im. gen. Jerzego Ziętka w Katowicach. Kandydaci, którzy wybrali ten kierunek, mają nadzieję, że po dyplomie nie będą się martwić o pracę. - Kiedy zrobię licencjat, do szkół pójdzie pierwszy rocznik sześciolatków z ministerialnej reformy. Potrzebni będą nauczyciele wykształceni specjalnie do pracy z małymi dziećmi - mówi Agata Bajerska, która wybiera się na studia do WSZ.

Liczy, że jeśli nie znajdzie pracy w szkole, chętnie przyjmie ją przedszkole. - Jest ich za mało, ale tak nie będzie w nieskończoność. Rodzice skarżą się coraz bardziej i końcu miasta będą musiały pomyśleć o nowych placówkach - mówi Agata. Nie zraża jej, że jako nauczycielka zarobi niewiele, ważniejsze jest dla niej, że pracy w budżetówce nie traci się z dnia na dzień.

Z tego samego powodu coraz więcej młodych ludzi chce się kształcić na urzędników. - To praca stabilna i pewna, atrakcyjna dla młodych, ale też dla osób w średnim wieku, które, aby ją utrzymać, chętnie podnoszą kwalifikacje - mówi dr Michał Kaczmarczyk, rzecznik sosnowieckiej Wyższej Szkoły Humanitas, w której administracja cieszy się wielkim zainteresowaniem.

Podobnie jest na UŚ, który wychodzi naprzeciw oczekiwaniom kandydatów, otwierając od października dzienne studia na kierunku administracja (wcześniej można było studiować tylko zaocznie). Decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę - na studia zgłosiło się aż 13 chętnych na miejsce. Magdalena Ochwat, rzeczniczka UŚ, nie chce jednak tłumaczyć tego wyłącznie kryzysem i chęcią zdobycia przez młodych pewnej posady. - Każdym kandydatem mogą kierować inne powody, dla których wybiera konkretny kierunek - mówi Ochwat.



Wit - Wto Lip 21, 2009 7:42 pm
Niepubliczna uczelnia kusi darmową nauką
Magdalena Warchala2009-07-21, ostatnia aktualizacja 2009-07-21 19:02



Uczelnie niepubliczne są coraz skuteczniejsze w walce o dotacje i stanowią coraz większą konkurencję dla uczelni publicznych. Dąbrowska Wyższa Szkoła Biznesu najpierw sprzątnęła uniwersytetowi i politechnice kasę z MNiSW, teraz organizuje studia dzienne bez czesnego.

Pod koniec czerwca Uniwersytet Śląski i Politechnika Śląska przeżyły szok. Spośród 370 mln zł, które na promocję kierunków strategicznych dla gospodarki (głównie matematyczno-przyrodniczych) przeznaczyło Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, dwie wiodące uczelnie z naszego regionu nie dostały ani grosza. Tymczasem wniosek niewielkiej dąbrowskiej WSB trafił do pierwszej piątki (na 163 oceniane projekty), otrzymując 4 mln zł na stypendia, zajęcia dodatkowe i praktyki u przedsiębiorców. Mniejsze kwoty w regionie otrzymały jeszcze bielska Akademia Techniczno-Humanistyczna i Akademia Ekonomiczna. Magdalena Ochwat, rzeczniczka UŚ, przypuszczała, że wniosek jej uczelni był zbyt kompleksowy, by wygrać, a Paweł Doś, rzecznik PŚ, nie chciał komentować sprawy. Jeden z pracowników PŚ mówił jednak "Gazecie" anonimowo: - Prywatne uczelnie stać na najlepszych specjalistów, niektóre z nich wynajmują do opracowania wniosków profesjonalne firmy.

Na początku lipca MNiSW ogłosiło wyniki kolejnych dwóch konkursów opiewających na 811 mln zł. UŚ nie mógł wziąć w nich udziału, bo w zeszłym roku wygrał już 43 mln zł z tego samego funduszu, ale PŚ skorzystała z okazji i odbiła sobie wcześniejszą porażkę. Na realizację pięciu projektów dostała ponad 49 mln zł. Uruchomi za to nowe kierunki związane z nanotechnologią, nauką o materiałach, chemią bioorganiczną i eksploatacją danych. Dofinansowanie w wysokości 14 mln zł otrzymała też ATH, która zamierza otworzyć budownictwo i ratownictwo medyczne oraz zainstalować w akademiku windę dla niepełnosprawnych.

Ale WSB nie została daleko w tyle. Tym razem wywalczyła 10 mln zł na nowe specjalności z informatyki: inżynierię systemów przetwarzania danych i bioinformatykę. I znów zabiła ćwieka konkurencji, bo nauka na nich będzie bezpłatna, a dodatkowo 20 najlepszych studentów od drugiego roku dostanie tysiączłotowe stypendium. WSB otworzy też darmowe studia uzupełniające magisterskie (z informatyki kwantowej oraz projektowania systemów gromadzenia, przetwarzania i eksploracji danych) oraz podyplomowe (2 mln zł na ten cel pochodzą z jeszcze innego konkursu). To może odebrać kandydatów uczelniom publicznym. - Moi koledzy, którzy zdawali na UŚ czy PŚ, jako główny argument podawali to, że studia są darmowe. To bajki, że ciągnie ich tam rzekomo wyższy poziom nauczania - mówi Łukasz Małek, który wybiera się do WSB.

Dominik Penar, rzecznik WSB, podkreśla, że teraz, gdy zniknie problem czesnego, uczelnia zdobędzie w niektórych kwestiach przewagę nad uczelniami publicznymi. - Będziemy mieć choćby lepsze laboratoria, które właśnie wyposażamy - mówi.

Podkreśla jednak, że nie chce, by WSB została uznana za rywala uczelni publicznych.

W ramach konkursu ponad 1,1 mln zł dostała także Wyższa Szkoła Zarządzania i Nauk Społecznych z Tychów. O pieniądze bezskutecznie starały się Akademie Ekonomiczna i Wychowania Fizycznego oraz pięć uczelni niepublicznych z naszego regionu.



Wit - Pon Lip 27, 2009 10:02 am
Wybierz indeks. Ten z odzysku wcale nie jest zły
Magdalena Warchala2009-07-26, ostatnia aktualizacja 2009-07-26 22:39



Wciąż nie masz w kieszeni upragnionego indeksu? Na uczelniach w woj. śląskim wolne miejsca czekają jeszcze na 60 kierunkach bezpłatnych studiów dziennych! Niektóre z nich są naprawdę atrakcyjne.

Kiedy dwa tygodnie temu Aleksandra nie została przyjęta na filologię angielską na Uniwersytecie Śląskim, w duchu pożegnała się z dalszą nauką, bo na płatne studia po prostu nie miała pieniędzy. Bez entuzjazmu czekała na ogłoszenie drugiego naboru. - Zwykle wolne miejsca zostają na nieatrakcyjnych kierunkach. Spodziewałam się, że do wyboru będę mieć matematykę, która jest dla mnie czarną magią albo filozofię, po której od razu trafię do urzędu pracy - mówi Ola.

Gdy jednak UŚ ogłosił listę kierunków, na które będzie ponownie rekrutował, w dziewczynę znów wstąpił optymizm. Oprócz matematyki i filozofii, które śniły jej się po nocach, są wolne miejsca na filologii słowiańskiej. - Prawda, że to nie anglistyka, ale widocznie nie byłabym na tym kierunku najlepsza. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem! W końcu anglistów jest na pęczki, a znajomość macedońskiego czy chorwackiego może okazać się w przyszłości sporym atutem - mówi Ola.

Magdalena Ochwat, rzeczniczka UŚ, przekonuje, że atrakcyjnych kierunków, na których są jeszcze wolne miejsca, na tej uczelni nie brakuje. - Ciekawa jest etnologia, której studenci poznają kulturę i sztukę ludową mieszkańców Polski, Czech, Moraw oraz innych społeczności europejskich i pozaeuropejskich. Albo uruchomiona w zeszłym roku inżynieria materiałowa, która pozwala uzyskać gruntowną wiedzę z fizyki, chemii, informatyki, nauk o materiałach inżynierskich, a także opanować specjalistyczne słownictwo z języka angielskiego - wymienia Ochwat.

Na Śląskim można starać się jeszcze o indeks m.in. na edukacji artystycznej w zakresie sztuk plastycznych, informatyki czy teologii. Osoby, które nie dostały się na filologię polską w Katowicach ucieszy zaś pewnie wiadomość, że na tym kierunku wciąż są miejsca w nie tak odległym Rybniku. W sumie na uczelni trwa rekrutacja na 15 kierunków studiów pierwszego stopnia.

Jeszcze większy wybór daje Politechnika Śląska, która ogłosiła ponowną rekrutację aż na 36 kierunków. Magdalena Głowala z biura prasowego podkreśla jednak, że wcale nie brakowało na nie chętnych. Po prostu w pierwszym naborze zgłosiło się za mało kandydatów o wystarczająco wysokich wynikach z matury. PŚ liczy, że teraz pojawią się osoby, które sprostają wymaganiom.

Wybierając się na PŚ, warto zwrócić uwagę na nowy i zarazem jedyny w Polsce kierunek - informatykę przemysłową. Przygotowuje studentów do sterowania robotami przemysłowymi i skomputeryzowanymi liniami produkcyjnymi. Problemu ze znalezieniem dobrze płatnej pracy z pewnością nie będą też mieć absolwenci kierunków prowadzonych w języku angielskim: budownictwa o specjalności konstrukcje budowlane i inżynieryjne, technologii i inżynierii chemicznej czy inżynierii środowiska i energetyki.

Wolne miejsca są także na Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej. Można będzie starać się o indeks aż na ośmiu kierunkach, m.in. mechanice i budowie maszyn, automatyce i robotyce, włókiennictwie, a także - co jest tegoroczną nowością - filologii słowiańskiej.

Po raz pierwszy bezpłatny kierunek studiów uruchomiła w naszym regionie uczelnia niepubliczna. Dzięki dofinansowaniu z Unii Europejskiej Wyższa Szkoła Biznesu w Dąbrowie Górniczej otworzy od października darmową informatykę.

Zapisy kandydatów na "studia z odzysku" zakończą się (zależnie od kierunku i uczelni) między 24 sierpnia a 23 września.



Druga szansa na indeks dziś

Są jeszcze wolne miejsca na niektóre kierunki na największych śląskich uczelniach. Uniwersytet Śląski, Politechnika Śląska i Akademia Sztuk Pięknych ogłosiły drugi nabór na studia stacjonarne. Wszyscy, którym nie udało się zdobyć indeksu za pierwszym razem, mają na to kolejną okazję.

Uzupełniającą rekrutację prowadzi UŚ i to na kilkunastu kierunkach. Są to między innymi: teologia, fizyka, filologia polska, filologia klasyczna, filozofia, informatyka, matematyka, inżynieria materiałowa i etnologia. Na większości tych kierunków powtórny nabór już trwa, a internetowa rejestracja zakończy się na przełomie sierpnia i września (dokładne daty i wymagania na stronie internetowej uczelni: kandydat.us.edu.pl/ii-nabor-studia-i-stopnia-i-jednolite-magisterskie-stacjonarne).

- Spodziewamy się dużego zainteresowania kierunkami językowymi, filologią polską, która oferuje szereg ciekawych specjalności oraz etnologią, którą można studiować w pięknie położonym Cieszynie - mówi Magdalena Ochwat, rzecznik prasowy UŚ.

Kandydaci nie mogą już liczyć na wolne miejsca na najpopularniejszych kierunkach. W tym roku najwięcej chętnych (ponad 16 kandydatów na jedno miejsce) próbowało dostać się na realizację obrazu filmowego, telewizyjnego i fotografia. Tradycyjnie modna jest też pedagogika (ponad 15 kandydatów) oraz, co ciekawe, administracja (ponad 13 kandydatów).

Spore rezerwy ma też Politechnika Śląska. Wolne miejsca są jeszcze na jedenastu wydziałach oraz na takich kierunkach, jak: elektronika i telekomunikacja, budownictwo w języku angielskim, górnictwo i geologia, informatyka oraz mechatronika (więcej informacji na stronie internetowej: rekrutacja.polsl.pl/default.aspx.. Z kolei najwięcej maturzystów złożyło podania na biotechnologię (ponad 4 kandydatów), architekturę i urbanistykę oraz budownictwo (ponad 3).

Dopiero 24 sierpnia ruszy druga tura naboru na katowickiej ASP. Tam wciąż można zdobyć indeks na grafikę, malarstwo na wydziale artystycznym oraz grafikę na wydziale projektowym (więcej informacji: www.asp.katowice.pl/?p=pl/menu/2/03/index).

Dodatkowej fazy rekrutacji nie prowadzi natomiast Śląski Uniwersytet Medyczny oraz Akademia Ekonomiczna. Na ŚlUM rekordowo popularny był kierunek lekarsko-dentystyczny (ponad 26 kandydatów na miejsce!). Modne są też nowe kierunki, takie jak kosmetologia (ponad 10) i dietetyka (ponad 4). Na AE na każde miejsce na logistyce próbowało dostać się ponad czterech maturzystów.

Marcin Zasada - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1029760.html




Wit - Czw Sie 06, 2009 12:57 pm
Dyplom po angielsku? Czekaj sobie tatka latka!
Magdalena Warchala 2009-08-04, ostatnia aktualizacja 2009-08-05 00:24:33.0



Chociaż uczelnie mają obowiązek wydawać zainteresowanym absolwentom obcojęzyczne odpisy dyplomów, nie radzą sobie z ich tłumaczeniem. Niektórzy od wielu miesięcy nie mogą się doczekać ani na dokumenty, ani na zwrot pieniędzy.

Przepis zobowiązujący uczelnie do wydawania na żądanie absolwentów odpisów w językach obcych Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego wprowadziło cztery lata temu.

Dwa lata później na Politechnice Śląskiej tytuł magistra obronił Mariusz Kulawik. Kiedy uczelnia poinformowała go, że oprócz dyplomu w języku polskim może za dodatkową opłatą otrzymać wersję angielską, nie wahał się ani chwili.

- 40 zł to była świetna okazja. Skusiła prawie wszystkich kolegów z roku, nawet jeśli nie myśleli o pracy za granicą. Każdy wiedział, że jeśli kiedyś potrzebowałby zlecić tłumaczenie przysięgłe dyplomu na własną rękę, jego koszt byłby kilkakrotnie wyższy - mówi Mariusz.

Po dokumenty zgłosił się kilka miesięcy po obronie, ale w dziekanacie czekała tylko wersja polska. - Dowiedziałem się, że wersja angielska będzie po wakacjach. We wrześniu czy w październiku usłyszałem jednak, że muszę poczekać jeszcze kilka miesięcy - mówi Kulawik.

Kolejna wizyta w dziekanacie przyniosła rozczarowanie. - Dyplomu nie ma i nie będzie - poinformowała jedna z pracownic i poradziła Mariuszowi, by napisał podanie o zwrot pieniędzy. - Nie potrafiła mi wyjaśnić dlaczego, ale zrobiłem, jak mi zasugerowała. Od tego czasu byłem w dziekanacie trzy razy, ale pieniędzy wciąż nie odzyskałem. Nikt też do mnie nie zadzwonił, choć obiecywano, że ktoś się ze mną skontaktuje - relacjonuje Mariusz.

Twierdzi, że w podobnej sytuacji jest wielu jego kolegów z roku. - Niektórym sam radziłem, by pisali o zwrot pieniędzy, bo wciąż nikt nie dał im znać, że odpisów nie będzie. Inni o angielskojęzyczne dokumenty się nie upominali, więc uczelnia uznała pewnie, że pieniędzy nie musi im oddawać - mówi Mariusz.

Magdalena Głowala z biura rektora PŚ przyznaje, że z obcojęzycznymi dyplomami był problem, ale nie potrafi wyjaśnić, skąd się wziął. - Próbowałam zbadać sprawę na wszystkich wydziałach. Wiem, że było jakieś zamieszanie, które dotknęło pana Kulawika i może jeszcze niektóre osoby z jego rocznika. W kolejnych rocznikach dyplomy wydawane były już wszystkim chętnym, zarówno w języku angielskim, jak i niemieckim - mówi Głowala.

Niestety, politechnika nie przetłumaczy już dyplomów Kulawika i jego kolegów, ponieważ nie są oni tegorocznymi absolwentami. Woli zwrócić pieniądze. Głowala: - Przelew do pana Kulawika już poszedł. Pozostaje nam jedynie przeprosić, że dopiero teraz. To było przeoczenie.

Problemów z tłumaczeniem dyplomów długo pokonać nie mógł także Uniwersytet Śląski. Dopiero niebawem wyda absolwentom pierwsze obcojęzyczne odpisy. Halina Sztuka, kierowniczka działu nauki, wyjaśnia, że wcześniej zainteresowanych było niewielu, a uczelnia miała trudności z uruchomieniem procedur.

- Liczyliśmy, że ministerstwo przygotuje jednolity wzór formularzy dla wszystkich uczelni. Niestety, nie doczekaliśmy się i sami musieliśmy opracować własny, co nie jest proste, bo chodzi o dokument państwowy - mówi Sztuka.

Absolwentów, którzy zgłaszali się do niej w poprzednich latach, informowała, że jeśli zależy im na czasie, powinni sami iść do tłumacza. Tych, którzy nie potrzebowali szybko dyplomu, rejestrowała, ale nie pobierała z góry opłat. Odpisy powinni dostać za kilka tygodni.

Niepubliczne uczelnie rezygnują z czesnego
Magdalena Warchala 2009-08-02, ostatnia aktualizacja 2009-08-04 08:49:18.0

Kolejna niepubliczna uczelnia z regionu rzuca wyzwanie uczelniom publicznym, zapraszając kandydatów na bezpłatne studia. Co wyjątkowe - w katowickiej Wyższej Szkole Zarządzania Ochroną Pracy za darmo będzie można uczyć się nie tylko dziennie, ale także zaocznie.

Uczelnie niepubliczne są coraz skuteczniejsze w walce o ministerialne dotacje. Zdobywają je nie tylko na wyposażenie laboratoriów czy organizację dodatkowych zajęć, ale coraz chętniej otwierają za nie bezpłatne kierunki. To może stać się świetnym orężem w walce o kandydatów toczonej z uczelniami publicznymi.

Jako pierwsza w województwie śląskim rekrutację na bezpłatne studia ogłosiła Wyższa Szkoła Biznesu z Dąbrowy Górniczej. Za 10 mln zł, które wygrała w konkursie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, poprowadzi od października darmową dzienną informatykę. Łukasz Małek, który postanowił się na nią dostać, mówił "Gazecie", że WSB stanie się teraz silną konkurencją dla uczelni publicznych. - Moi koledzy, którzy zdawali na Uniwersytet Śląski czy Politechnikę Śląską, jako główny argument podawali to, że studia tam są darmowe. To bajki, że ciągnie ich tam rzekomo wyższy poziom nauczania - przekonywał.

Dominik Penar, rzecznik WSB, podkreślał natomiast, że kiedy zniknie czesne, uczelnia zdobędzie w wielu kwestiach przewagę nad uczelniami publicznymi. - Będziemy mieć choćby lepsze laboratoria, które właśnie wyposażamy - mówił.

Kilka dni temu internetową rejestrację na bezpłatną licencjacką anglistykę ogłosiła kolejna uczelnia z regionu. Wyższa Szkoła Zarządzania Ochroną Pracy w ministerialnym konkursie wygrała prawie 3 mln zł. - Postanowiliśmy zaoferować kandydatom zarówno darmowe studia dzienne, jak i zaoczne. Studiów zaocznych bez czesnego nie ma nawet na uczelniach publicznych, tymczasem ten tryb nauki jest bardzo praktyczny dla osób, które chcą jednocześnie pracować - wyjaśnia Grzegorz Adam, specjalista ds. promocji i informacji WSZOP.

Uczelnia na razie prowadzi wstępną rejestrację kandydatów, bo wciąż czeka na oficjalną zgodę ministerstwa na otwarcie nowego kierunku. Adam zapewnia jednak, że to formalność, która zostanie załatwiona na przełomie sierpnia i września.

Kandydaci na studia już interesują się propozycją WSZOP. Aleksandra, która nie dostała się na filologię angielską na UŚ, jeszcze tydzień temu mówiła "Gazecie", że skorzysta z drugiego naboru, by dostać się na filologię słowiańską. - Prawda, że to nie anglistyka, ale widocznie nie byłabym na tym kierunku najlepsza. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem! W końcu anglistów jest na pęczki, a znajomość macedońskiego czy chorwackiego może okazać się w przyszłości sporym atutem - mówiła, dodając, że na płatną anglistykę po prostu jej nie stać. Gdy dowiedziała się o propozycji WSZOP, zaczęła ponownie myśleć o realizacji swojego pierwszego marzenia. - Filologia słowiańska była dobrym wyjściem awaryjnym, ale moją pasją zawsze był angielski. Skoro pojawiła się druga szansa, czemu nie skorzystać? - pyta Ola.



Wit - Śro Wrz 09, 2009 8:59 pm
Śląskie uczelnie garściami sięgają po euro
Magdalena Warchala2009-09-01, ostatnia aktualizacja 2009-09-01 11:27



Nowoczesne laboratoria, atrakcyjne zajęcia dla studentów, zagraniczne i krajowe obozy naukowe - śląskie uczelnie umieją sięgać po unijne pieniądze i wiedzą, co z nimi zrobić. W pozyskiwaniu europejskich funduszy stały się nawet wzorem dla uczelni z innych regionów Polski

Uniwersytet Śląski odwiedzili w sierpniu przedstawiciele firm doradczych PAG Uniconsult i Laboratorium Badań Społecznych, które na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego prowadzą badania poświęcone gotowości pomorskich uczelni do wykorzystania środków unijnych. Goście chcieli podpatrzyć, w jaki sposób UŚ zdobywa fundusze europejskie, a potem realizuje za nie projekty. - Urząd marszałkowski chce poznać rozwiązania i dobre praktyki, które mogą pomóc pomorskim uczelniom w lepszym wykorzystaniu środków unijnych. Wybraliśmy trzy uczelnie należące do grupy liderów w pozyskiwaniu unijnych funduszy, a jedną z nich, pozytywnie wyróżniającą się na tle kraju, jest właśnie Uniwersytet Śląski - mówi Zuzanna Kołakowska z Laboratorium Badań Społecznych.

Uczelnie z Pomorza mają czego zazdrościć Uniwersytetowi Śląskiemu. Z unijnej kasy udało mu się wyciągnąć już ponad 300 mln zł. W zeszłym roku jego projekt Uniwersytet Partnerem Gospodarki Opartej na Wiedzy zdobył drugie miejsce w skali kraju wśród wszystkich projektów ubiegających się o dofinansowanie. Na jego realizację UŚ otrzymał 43 mln zł, za które przez sześć kolejnych lat będzie tworzył nowe kierunki i specjalności, opracowywał programy studiów doktoranckich w języku angielskim, prowadził studia podyplomowe, zajęcia wyrównawcze z matematyki i fizyki oraz kształcił swoją kadrę dydaktyczną i kierowniczą. Ale apetyt UŚ-u wciąż rośnie. Uczelnia chce starać się o rozbudowanie UPGOW-u o dodatkowe elementy, m.in. staże zagraniczne dla studentów, i opracowanie pełnej oferty kształcenia w języku angielskim.

- W ramach projektu przewidujemy otwarcie nowych, ważnych dla rozwoju kraju i regionu specjalności w obszarach nauk matematyczno-przyrodniczych i technicznych. Są to m.in.: geofizyka, biofizyka, ekonofizyka, bioinformatyka czy fizyka medyczna - mówi Magdalena Ochwat, rzeczniczka UŚ-u.

Uczelnia wydaje też euro na inwestycje. Kosztem 60,5 mln zł (połowę dała Unia, 21 mln dorzuciło miasto) wybudowała np. w Sosnowcu nowoczesne Centrum Dydaktyczno-Naukowe Neofilologii.

Unia płaci umysłom ścisłym

Także inne uczelnie z naszego województwa nie mają się czego wstydzić. Unia Europejska chętnie wspiera placówki kształcące na kierunkach ścisłych, zatem Politechnika Śląska ma po co sięgać. Dzięki funduszom strukturalnym wyposażyła już wiele laboratoriów m.in. Laboratoria Mechatroniki i Budowy Pojazdów Samochodowych na Wydziale Transportu, Laboratorium Zastosowań Metod Sztucznej Inteligencji czy Laboratorium Specjalnej Syntezy Chemicznej. We współpracy ze Śląskim Uniwersytetem Medycznym, Uniwersytetem Śląskim i Instytutem im. Marii Skłodowskiej-Curie gliwickiego Centrum Onkologii podjęła się też realizacji projektu Śląska BIO-FARMA. To konsorcjum mające prowadzić wspólne inwestycje i badania naukowe, tworząc sieć ściśle współpracujących ze sobą specjalistycznych laboratoriów.

Na szczególne wsparcie mogą liczyć uczelnie prowadzące strategiczne dla gospodarki kierunki matematyczno-przyrodnicze, które znalazły się na liście tzw. kierunków zamawianych. Ich najlepszym studentom Unia funduje stypendia, uczelnie mogą też starać się o środki na zajęcia dodatkowe czy praktyki. W tym roku najwięcej pieniędzy w województwie śląskim na kierunki zamawiane dostała Politechnika Częstochowska - w sumie 9,8 mln zł na budownictwo, fizykę techniczną, informatykę, inżynierię materiałową, matematykę oraz mechanikę i budowę maszyn (także z anglojęzyczną specjalnością computer modelling and simulation).

4 mln zł wywalczyła natomiast dąbrowska Wyższa Szkoła Biznesu, której projekt został oceniony jako jeden z pięciu najlepszych w kraju (rywalizowały 163 projekty, ponad setka odpadła). Za te pieniądze WSB zorganizuje studentom - oczywiście oprócz ufundowania stypendiów - zajęcia wyrównawcze z elektrotechniki, matematyki i fizyki oraz praktyki u przedsiębiorców. Nieco mniej, bo 3,9 mln zł, na inżynierię środowiska dostała Akademia Techniczno-Humanistyczna z Bielska-Białej, która zorganizuje zajęcia dodatkowe z matematyki i fizyki. Tymczasem Akademia Ekonomiczna z Katowic wywalczyła 2,5 mln zł na informatykę, której studenci mogą liczyć na darmowe kursy z matematyki.

Bielska ATH wygrała także 14 mln zł w innym konkursie, w ramach którego zorganizuje żakom m.in. zajęcia z aktywizacji zawodowej, autoprezentacji i (chcąc przyciągnąć niepełnosprawnych młodych ludzi spoza miasta) zainstaluje windę w akademiku.

Niepubliczne rezygnują z czesnego

Środki unijne bardzo chętnie wykorzystują uczelnie niepubliczne, które dzięki nim w tym roku zaczynają otwierać studia bez czesnego. Za 10 mln zł (zdobytych w innym konkursie niż ten, w którym wygrała 4 mln zł) dąbrowska WSB uruchomi nowe, bezpłatne specjalności z informatyki: inżynierię systemów przetwarzania danych i bioinformatykę. Poprowadzi też darmowe studia uzupełniające magisterskie (z informatyki kwantowej oraz projektowania systemów gromadzenia, przetwarzania i eksploracji danych) oraz studia podyplomowe z czesnym niższym o 80 proc. (2 mln zł na ten cel pochodzą z jeszcze innego konkursu). Będą to m.in. studia z zakresu obejmującego business intelligence - systemy wspomagania decyzji, projektowania i prowadzenia przedsiębiorstwa wirtualnego czy programowania aplikacji internetowych i baz danych.

Darmowe studia zaoferuje również Wyższa Szkoła Zarządzania Ochroną Pracy z Katowic, która od UE dostała na ten cel prawie 3 mln zł. Dzięki temu czesnego nie będzie na filologii angielskiej o bardzo atrakcyjnych specjalnościach: języku angielskim w biznesie lub specjalności tłumaczeniowej z językiem chińskim.

- Postanowiliśmy zaoferować kandydatom darmowe zarówno studia dzienne, jak i zaoczne. Studiów zaocznych bez czesnego nie ma nawet na uczelniach publicznych, tymczasem ten tryb nauki jest bardzo przydatny osobom, które chcą jednocześnie pracować - wyjaśnia Grzegorz Adam, specjalista ds. promocji i informacji WSZOP.

WSZOP zorganizuje też licencjackie studia z zarządzania organizacjami służby zdrowia, na których 160 najlepszych studentów przestanie płacić czesne po dwóch latach nauki. Co warte podkreślenia - studia prowadzone będą wspólnie przez WSZOP i 13. Uniwersytet w Paryżu, a absolwenci otrzymają dyplomy ukończenia obu uczelni.

Ucz się całe życie - za grosze

W myśl zasady, że człowiek uczy się całe życie, UE chętnie dopłaca także do studiów podyplomowych, pokrywając 80 proc. ich kosztów. Takie dofinansowanie udało się zdobyć sosnowieckiej Wyższej Szkole Humanitas, która prowadzi studia podyplomowe dla przedsiębiorców i ich pracowników. Dzięki unijnej pomocy czesne na zarządzaniu wartością firmy kosztuje studenta zaledwie 520 zł, a prawo pracy i ubezpieczeń społecznych - 490 zł (za całość studiów). Na WSH studiować można w sumie 10 kierunków, koszt najdroższych (co ciekawe - zarządzanie projektami współfinansowanymi z UE) nie przekracza 670 zł.

Śląskie uczelnie chętnie występują o unijne fundusze wspólnie, bo w ten sposób mogą wywalczyć więcej i zrealizować inwestycje z większym rozmachem. Przykładem jest Centrum Informacji Naukowej i Biblioteka Akademicka, którą tworzą razem w Katowicach UŚ i AE.

- Celem jest budowa nowoczesnej biblioteki naukowej, będącej jednocześnie salonem intelektualnym miasta i regionu, gdzie przewidziano miejsce na tzw. niebiblioteczne funkcje, jakie spełniać będzie między innymi sala konferencyjna i aneks wystawowy - wyjaśnia Ochwat.

Innym przykładem jest Śląskie Międzyuczelniane Centrum Edukacji i Badań Interdyscyplinarnych, które tworzą w Chorzowie UŚ, ŚUM, PŚ oraz Instytut im. Marii Skłodowskiej-Curie gliwickiego Centrum Onkologii, Główny Instytut Górnictwa, a także Instytut Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego. Ich zagranicznymi partnerami będą Uniwersytet du Maine w Le Mans we Francji oraz Forschungszentrum Julich w Niemczech. Centrum, oprócz prowadzenia badań, będzie kształcić studentów na nowoczesnych kierunkach: fizyce medycznej, biofizyce, inżynierii biomedycznej i inżynierii materiałowej.



Kolo Colo - Śro Wrz 09, 2009 9:25 pm

śląskie uczelnie umieją sięgać po unijne pieniądze i wiedzą, co z nimi zrobić.

Ta? A czy to nie UŚ i Polibuda starciły ostatnio szansę na miliony z Unii?

Tak się sięga po unijne fundusze:
"280 mln zł dostał z unijnych funduszy Uniwersytet Warszawski na nowy budynek, który zbuduje u zbiegu ul. Żwirki i Wigury oraz Miecznikowa na Ochocie. Wcześniej dostał 270 mln na kolejne dwa budynki."



więcej na: http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,3488 ... hocie.html

W Gdańsku też będzie rozbudowywany Uniwersytet dzięki sumie 55 mln euro.



absinth - Pon Wrz 14, 2009 3:45 pm

Marcin Zasada

Dzisiaj 00:17:37 , Aktualizacja dzisiaj 11:55:43

Nasze uczelnie za słabe na elitę?

Śląskie uczelnie stoją przed szansą na dokonanie edukacyjnego skoku. Za kilka miesięcy rozpoczną walkę z innymi uczelniami o wejście do elitarnego grona Krajowych Naukowych Ośrodków Wiodących (KNOW).

Do zdobycia są duże pieniądze na badania, sprzęt, pensje dla naukowców i stypendia. Tyle że nic nie wskazuje na to, by nasze szkoły wyższe weszły do akademickiej superligi. Są po prostu za słabe.

Na dodatkowe wsparcie finansowe będą mogły liczyć najlepsze wydziały największych szkół państwowych. Uczelnie, które będą starać się o status KNOW, muszą mieć w ofercie dzienne studia magisterskie i doktoranckie. Decydujące znaczenie będzie mieć poziom kształcenia i badań naukowych, osiągnięcia naukowe i plany badawcze.

Konkursy na najlepsze wydziały i centra naukowe przeprowadzi w ośmiu dziedzinach Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a w komisji zasiądą najwybitniejsi polscy i zagraniczni uczeni. Status KNOW ma gwarantować 8 mln zł dotacji i przywileje w konkursach na pozyskiwanie pieniędzy z budżetu państwa i europejskich funduszy strukturalnych. To potężny zastrzyk, jeśli zważyć, że średni budżet wydziału na polskiej uczelni państwowej wynosi od 10 do 20 mln zł.

Czy nasze uczelnie mają szanse w tej rywalizacji? Raczej mizerne, bo ustępują pod względem poziomu badań i nauczania czołowym uczelniom z Warszawy, Krakowa, Gdańska, Wrocławia czy Poznania.

Prof. Wojciech Pluskiewicz, członek senatu Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, mówi wprost:- Nie ma dziś żadnych szans na wejście jakiegokolwiek wydziału Śląskiego Uniwersytetu Medycznego do programu KNOW. Skoro jako cała uczelnia jesteśmy co najwyżej średniakiem w gronie polskich uczelni medycznych, to w jaki sposób można liczyć, byśmy wskoczyli do ścisłej czołówki w kategorii "open"?

Stworzenie elitarnej grupy najlepszych wydziałów (w programie KNOW nie chodzi o wytypowanie superligi całych uczelni) na edukacyjnej mapie kraju to jeden z pomysłów na uzdrowienie szkolnictwa wyższego. Program znalazł się w ustawie, którą rząd może przyjąć już w październiku. W styczniu lub w lutym reformą ma zająć się Sejm, tak by weszła ona w życie już w roku akademickim 2010/2011.

- Polskie uczelnie, które prowadzą najlepsze badania i najlepiej kształcą, zwłaszcza na studiach doktoranckich, powinny posiadać specjalny status, specjalne finansowanie, a przede wszystkim możliwie najszerszą swobodę w dysponowaniu środkami na działalność - mówi Bartosz Loba, rzecznik MNiSW.

Jakie szanse w tej walce mają uczelnie z naszego regionu? Gdyby ich miarą miały być pozycje Uniwersytetu Śląskiego czy Politechniki Śląskiej w rankingach szkół wyższych, wypadałoby porzucić nadzieje na sukces. W najnowszym tego typu zestawieniu, przygotowywanym co roku przez "Perspektywy" i "Rzeczpospolitą", Politechnika jest na 12. miejscu (to najwyższa pozycja śląskiej uczelni) wśród wszystkich szkół wyższych w Polsce. Uniwersytet Śląski zajmuje dopiero 26. pozycję. W kategorii "Prestiż wśród pracodawców" PŚ plasuje się na 7. lokacie, UŚ jest 10., a Akademia Ekonomiczna 13. Liderami są tu Uniwersytet Jagielloński, Politechnika Warszawska, Uniwersytet Warszawski, Szkoła Główna Handlowa i krakowska Akademia Górniczo-Hutnicza.

Trochę lepiej wypadamy w rankingu "Newsweeka", badającym z kolei rynkową wartość wykształcenia, czyli sytuację absolwentów danej uczelni na rynku pracy. PŚ zajmuje tu szóstą pozycję w kraju.

W rywalizacji pojedynczych wydziałów szanse ośrodków śląskich są nieco większe. Powalczyć może np. Wydział Radia i Telewizji na Uniwersytecie Śląskim. Jednak jeśli chodzi o najważniejsze kierunki humanistyczne i techniczne - takie jak prawo, medycyna, czy psychologia - znów jesteśmy poza krajową czołówką. Informatyka w Gliwicach, jeden z najbardziej prestiżowych kierunków na PŚ, w rankingu "Polityki" zajmuje 3. miejsce. Z kolei w najnowszym zestawieniu Komitetu Informatyki Polskiej Akademii Nauk, plasuje się na 4. pozycji. Np. od prawa na UŚ lepsze są wydziały prawnicze nie tylko UJ i UW, ale też w Łodzi i Poznaniu.

Jednak Pawła Dosia, rzecznika Politechniki Śląskiej, te rankingi nie przerażają. - One z pewnością nie będą decydującym kryterium w procesie tworzenia KNOW-ów - mówi Doś.

- Jesteśmy wiodącą uczelnią techniczną w kraju, co potwierdza nasz naukowy dorobek czy wartość naszego dyplomu na rynku pracy.

Ale projekt utworzenia systemu KNOW nie przez wszystkich traktowany jest jako panaceum na problemy szkolnictwa wyższego.

- Koncepcja KNOW przypomina mi krawca, który uszył swoim córkom spódniczki mini, bo nie miał więcej materiału, a potem ogłasza wszem i wobec, że mini to szczyt mody - ironizuje jeden z profesorów opiniujących projekt dla ministerstwa.

Wg doktora Mieszka Tałasiewicza z UW, redaktora naczelnego kwartalnika "Filozofia Nauki", w Polsce nie da się stworzyć na zawołanie "15 centrów zdobywania Nagród Nobla". Pomysł stworzenia ośrodków wiodących na taką skalę nie sprawdzi się z jeszcze jednego powodu: wydziały, w które mają być wpompowane pieniądze, nie mają samodzielności finansowej.

Co trzeba zrobić, by nasze uczelnie zaczęły liczyć się w kraju? Prof. Wojciech Pluskiewicz ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego wylicza: zmienić politykę kadrową, stworzyć nowe, "wizjonerskie programy i konsekwentnie je realizować". No i ograniczyć biurokrację w szkołach wyższych.

- Czyli im mniej administracji, nakazu, zakazu, polecenia, zalecenia, dyrektywy, regulacji, formularzy, podpisów, podań, podpisów i pieczątek, tym lepiej! - mówi prof. Pluskiewicz.

Prof. Andrzej Barczak z AE podsuwa jeszcze inne rozwiązania: stawianie na specjalizacje, uzupełnianie się w nich z innymi uczelniami oraz dbanie o projekty międzyuczelniane. - Znakomitym pomysłem było rozpoczęcie współpracy Akademii Ekonomicznej z Akademią Sztuk Pięknych (obie uczelnie uruchomiły jedyne w Polsce studia dla menadżerów kultury) - podkreśla prof. Barczak.

- Takie działania nie muszą odbywać się jedynie w obrębie jednego regionu; przynależność terytorialna nie powinna mieć znaczenia. W Sekcji Klasyfikacji i Analizy Danych Polskiego Towarzystwa Statystycznego przewodniczącym jest profesor z Wrocławia, a członkami rady m. in. katowiczanin, krakowianin i szczecinianin. Chciałbym, żeby taka współpraca odbywała się również między uczelniami, dałoby to lepsze rezultaty niż praca na własny rachunek.

KNOW będzie jak amerykańska Liga Bluszczowa

Pomysłodawcy utworzenia w Polsce Krajowych Naukowych Ośrodków Wiodących wzorują się na tak zwanej Lidze Bluszczowej (ang. - Ivy League)

To stowarzyszenie zrzeszające osiem najbardziej prestiżowych i najbogatszych amerykańskich college'ów, które od lat przyciągają najzdolniejszych studentów i naukowców w Stanach Zjednoczonych. Do grupy tej, znanej również pod nazwą "Starożytna Ósemka", należą między innymi uniwersytety Yale, Princeton, Harvard oraz Columbia. Choć uczelnie te są prywatne, otrzymują sowite dotacje z budżetu federalnego i stanowego.

---------------------------------------------------------------

Jesli tu przegramy to sobie mozna podarowac wszelkie marzenia o slaskiej metropolii.



rasgar - Pon Wrz 14, 2009 4:33 pm
Nie powinno kalać się własnego gniazda, ale kilka rzeczy wymaga komentarza:


Jednak Pawła Dosia, rzecznika Politechniki Śląskiej, te rankingi nie przerażają. - One z pewnością nie będą decydującym kryterium w procesie tworzenia KNOW-ów - mówi Doś.

- Jesteśmy wiodącą uczelnią techniczną w kraju, co potwierdza nasz naukowy dorobek czy wartość naszego dyplomu na rynku pracy.


Niestety jest to klasyczny przykład wciąż obowiązujacego na polsl toku myślenia: najlepsza uczelnia to ta, która ma najwięcej profesorów. Niestety "od środka" prawda wygląda tak, że sami doktorzy i doktoranci nabijają się z "produkowania papierów" i coraz drastyczniejszemu dystansowi pomiędzy rzeczywistością (już nawet nie cutting-edge najnowszą technologią, a tą obowiązującą w przemyśle) a wykładanymi na uczelni tematami. Z modelowania (w tempie starego dobrego ray-tracing'u) w MATLABie rzeczy, które NVidia robi już real-time w krzemie.

Mam porównanie z duńską uczelnią techniczną i mimo że nie było to samo DTU, warunki i możliwości jakie uczelnia otwierała były drastycznie inne.


Wg doktora Mieszka Tałasiewicza z UW, redaktora naczelnego kwartalnika "Filozofia Nauki", w Polsce nie da się stworzyć na zawołanie "15 centrów zdobywania Nagród Nobla". Pomysł stworzenia ośrodków wiodących na taką skalę nie sprawdzi się z jeszcze jednego powodu: wydziały, w które mają być wpompowane pieniądze, nie mają samodzielności finansowej.


No braaaawo....

Dobrze że słychać głos rozsądku - 15 najlepszych nie znaczy 15 na światowym poziomie. Zacznijmy się porównywać do dobrych zachodnich uczelni.


Co trzeba zrobić, by nasze uczelnie zaczęły liczyć się w kraju? Prof. Wojciech Pluskiewicz ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego wylicza: zmienić politykę kadrową, stworzyć nowe, "wizjonerskie programy i konsekwentnie je realizować". No i ograniczyć biurokrację w szkołach wyższych.

- Czyli im mniej administracji, nakazu, zakazu, polecenia, zalecenia, dyrektywy, regulacji, formularzy, podpisów, podań, podpisów i pieczątek, tym lepiej! - mówi prof. Pluskiewicz.


Niby prawda, ale to leczenie objawowe.


Prof. Andrzej Barczak z AE podsuwa jeszcze inne rozwiązania: stawianie na specjalizacje, uzupełnianie się w nich z innymi uczelniami oraz dbanie o projekty międzyuczelniane. - Znakomitym pomysłem było rozpoczęcie współpracy Akademii Ekonomicznej z Akademią Sztuk Pięknych (obie uczelnie uruchomiły jedyne w Polsce studia dla menadżerów kultury) - podkreśla prof. Barczak.

- Takie działania nie muszą odbywać się jedynie w obrębie jednego regionu; przynależność terytorialna nie powinna mieć znaczenia. W Sekcji Klasyfikacji i Analizy Danych Polskiego Towarzystwa Statystycznego przewodniczącym jest profesor z Wrocławia, a członkami rady m. in. katowiczanin, krakowianin i szczecinianin. Chciałbym, żeby taka współpraca odbywała się również między uczelniami, dałoby to lepsze rezultaty niż praca na własny rachunek.


Taaaak. Ciekawe.

Ale to też nie rozwiąże problemu.


KNOW będzie jak amerykańska Liga Bluszczowa


HA

HA

HA


Jesli tu przegramy to sobie mozna podarowac wszelkie marzenia o slaskiej metropolii.

Święta prawda



GoldBoy - Pon Wrz 14, 2009 9:02 pm
Ja nie bardzo rozumiem roli uczelni wyższych w Polsce. Z jednej strony masówka: uczelnia a przynajmniej wydział w każdym mieście, wykształcenie wyższe dla każdego, ale rząd nie kwapi się oddać władzy nad uczelniami w ręce samorządów przez co takie inwestycje jak biblioteka UŚ powstają powstają ile powstają. Z drugiej strony robienie elitarnych wydziałów. Inna sprawa czy jest możliwy obiektywny wybór takiego elitarnego wydziału czy będzie to na zasadzie wyboru miast gospodarzy Euro2012.

Ja mam niezbyt dużo przekonania, że nasze uczelnie się znajdą w tej elicie. Myślę, że jeżeli w każdej z 8 dziedzin będą po dwa trzy wydziały to każdy wydział z naszego regionu będzie sukcesem. Jednak mimo wszystko nie spodziewałem się że....
[...]Prof. Wojciech Pluskiewicz, członek senatu Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, mówi wprost:- Nie ma dziś żadnych szans na wejście jakiegokolwiek wydziału Śląskiego Uniwersytetu Medycznego do programu KNOW. Skoro jako cała uczelnia jesteśmy co najwyżej średniakiem w gronie polskich uczelni medycznych, to w jaki sposób można liczyć, byśmy wskoczyli do ścisłej czołówki w kategorii "open"?[...]



SPUTNIK - Pon Wrz 14, 2009 9:29 pm
i szukamy czegoś o GŚ/Silesii



Strategie [Forbes 06/09, str. 50]
Rewolucja w stylu bio, info, techno
Piotr Karnaszewski, 28.05.09, 00:00 AM

Czy morska alga jest w stanie wyprodukować tyle energii, by dało się z niej zrobić baterię słoneczną? Sebastian Maćkowski od trzech lat prowadził nad tym badania na niemieckim Uniwersytecie Ludwika Maksymiliana. To jedna z najbardziej prestiżowych uczelni w Europie, było z nią związanych 13 noblistów. Maćkowski przyjechał tu specjalnie ze Stanów Zjednoczonych, z Uni-wersytetu Cincinnati. Ale w Mona-chium pracował tylko do końca zeszłego roku. Okazało się, że może kontynuować badania w jeszcze lepszym miejscu. Skorzystał z nowej szansy i w styczniu przeniósł się na Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Na badania nad pozyskaniem procesu fotosyntezy alg przez oddziaływanie na nie miniaturowymi kulkami metalowymi o wielkości kilkunastu nanometrów (milionowych milimetra) otrzymał 4,1 mln zł z Fundacji na rzecz Nauki Polskiej (FNP); na wyposażenie laboratorium może zyskać dodatkowe 2 mln zł ze środków ministerstwa nauki.

Z algami nauka wiąże dziś wielkie nadzieje. Te morskie organizmy odpowiadają w skali globu za większość procesów fotosyntezy. W USA już powstały pierwsze firmy produkujące z nich biopaliwo (Valcent) i filtry redukujące emisję toksycznych gazów. Projekt prowadzony przez Maćkowskiego idzie w nieco innym kierunku.
- Badam, czy fotosyntetyczny kompleks, który mają algi, może wyprodukować ze światła większą ilość energii niż baterie słoneczne oparte na ogniwach z krzemu - mówi dr hab. Sebastian Maćkowski.
Zielone panele słoneczne to tylko jeden z wielu innowacyjnych projektów, nad którymi w ostatnich miesiącach zaczęli pracować polscy naukowcy: badania nad genetyczną modyfikacją topoli, tak by drzewa potrzebowały mniej wody i produkowały więcej biomasy; znalezienie markera identyfikującego proteasomy, białka odpowiedzialne za rozwój raka; matematyczny model zaszyfrowania informacji, który chroniłby przed atakami typu side-channel.
To wszystko stało się możliwe, bo polska nauka przechodzi finansową rewolucję.
- Na ośrodki naukowe i projekty badawcze z budżetu przeznaczamy 4 mld złotych rocznie. W zeszłym roku do tej kwoty udało się nam dołożyć 7,9 mld złotych, zaś w tym roku to będzie 10 mld złotych. To jest możliwe dzięki specjalnie przeznaczonym na ten cel środkom unijnym, a przede wszystkim przyśpieszeniu procedur. Polskiej nauce nigdy nie zaoferowano takiej góry pieniędzy - mówi Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Pojawiły się one w specyficznym momencie, kiedy na świecie już chyba wszyscy zrozumieli, że innowacje na rynku finansowym produkują tylko wirtualne pieniądze i trzeba wrócić do korzeni, czyli wzrost PKB znów ma być nakręcany przez postęp technologiczny. To Barack Obama ostatnio stwierdził, że nie może być tak, że najzdolniejsi matematycy idą do pracy na Wall Street, zamiast zasilać no-wo powstające firmy w Dolinie Krzemowej.
Mimo kryzysu prezydent USA już zadeklarował, że plany ratunkowe dla sektora finansów i motoryzacji nie mogą być robione kosztem projektów badawczo-rozwojowych (B+R). W przyszłym roku nakłady na nie wzrosną o 70 mld dolarów. Oczywiście, na razie nie ma mowy o jakimkolwiek konkurowaniu Polski z USA w tej dziedzinie, ale przynajmniej możemy zerwać z obrazem polskiego B+R, na który do tej pory składał się nigdy tak naprawdę nieskomercjalizowany projekt niebieskiego lasera, nieistniejący już Prokom Software, przez lata okupujący pozycję najbardziej innowacyjnej polskiej firmy, oraz dwa ospałe kolosy: TP i KGHM, wydające najwięcej środków na badania i rozwój.
Teraz główny impuls ma pójść nie z firm, które w polskich warunkach nie są przygotowane na sensowne wykorzystanie środków na badania, ale z ośrodków naukowych. Udało się przekonać Komisję Europejską, by z 2,6 mld euro z programu Innowacyjna Gospodarka 86 proc. pieniędzy trafiło do ośrodków naukowych, a tylko 14 proc. do firm.
- Dziś na dobry projekt można pozyskać pieniądze porównywalne z tym, co oferują inne kraje europejskie. W ramach konkursu zorganizowanego przez FNP zdobyłem grant w wysokości około 2 mln euro, który pozwala na prowadzenie badań przez pięć lat i utrzymanie
12-osobowego zespołu - mówi profesor Stanisław Karpiński z SGGW.
Do Polski przyjechał ze Szwecji, gdzie był wykładowcą na Uni-wersytecie Sztok-holmskim, a także udziałowcem biotechnologicznej fir-my SweTree Tech-nologies, koncentrującej się na badaniach z zakresu genetycznej modyfikacji drzew i ich włókien.
- W dziesięć lat zrobiliśmy dwanaście patentów. To nie jest dużo, ale taka firma spokojnie może się z te-go utrzy-mać - dodaje Karpiń-ski.
Jednak naj-więk-szy zysk przy-niosło od-krycie Tor-gny Näsholma, który wynalazł metodę odróżnienia transgenicznie modyfikowanych roślin bez użycia genów odporności na antybiotyki. Od SweTree kupił ją pięć lat temu niemiecki BASF, który ją skomercjalizował i wdrożył na masową skalę. Karpiński jest również właścicielem własnego patentu na przechowywanie roślin w specjalnym świetle, tak by nie traciły wartości odżywczych.
- To może mieć zastosowanie zarówno na skalę masową w przechowalnictwie roślin, jak i indywidualną, na przykład w lodówkach. Część praw do tego patentu sprzedałem irlandzkiej firmie spożywczej, która bada możliwości komercyjnego wykorzystania tego wynalazku - tłumaczy Karpiński.
W Polsce zamierza prowadzić prace nad genetyczną modyfikacją drzew w zakresie programowanej śmierci komórek.
- Chcemy poznać mechanizmy rządzące komórkami drzew i sprawdzić, czy można je zmienić tak, żeby przyspieszyć przyrost biomasy, zmniejszyć liczbę apa-ratów szparkowych na jednostkę powierzchni liścia, co przełożyłoby się na zmniejszenie zużycia wody na jednostkę przyrostu biomasy - mówi Kar-piński.
Sensację w SGGW wywołało już to, że Karpiński postanowił badać topole, a nie popularne w Polsce kapustę i rzepak. Badania nad tymi roślinami były swego rodzaju sztuką dla sztuki, bo nie mają one zbyt wielkiego potencjału ekonomicznego, a ich geny nie dają się tak łatwo modyfikować.
Problemem nie są ludzie: Karpiński uważa, że w przyszłym roku jego zespół będzie w stanie zrobić więcej niż koledzy w SweTree. Przeszkadza mu niezreformowana struktura, w której ciągle zanurzona jest polska nauka.
- To feudalny system, którego miejsce jest na śmietniku historii. Młodzi badacze po doktoracie, zamiast robić wielką naukę, pracują na swoich starych profesorów, bo od nich zależy ich habilitacja i przysłowiowa niezależność - wyjaśnia Karpiński.

Takiego problemu nie miał dr Piotr Garstecki, który trzy lata temu wrócił z Uniwersytetu Harvarda do Instytutu Chemii Fizycznej PAN. Struktura instytutu zos-tała zmieniona od-dolnie przez jego szefów, według amerykańskich wzorców. Zamiast oś-miu zakładów, w których odpowiedzialność była rozmyta, stworzono 30 grup badawczych. Ich szefowie co roku są rozliczani z postępów w prowadzonych badaniach. Od wyników ewaluacji zależy, czy projekt będzie miał dalsze finansowanie i czy będzie kontynuowany. Dzięki temu Garstecki po powrocie ze Stanów Zjednoczonych szybko zyskał swobodę i mógł rozpocząć prace nad stworzeniem zautomatyzowanego mikrolaboratorium.
- Dziś do przesiewowych badań reakcji chemicznych i biochemicznych używa się robotów laboratoryjnych, które nakraplają roztwory na specjalnych płytkach. Chcemy to zminiaturyzować - mówi Piotr Garstecki. Zamierza zastąpić go systemem mikroprzepływowym, dzięki któremu można by szybciej przeprowadzać reakcje, a przede wszystkim zużywać znacznie mniejsze ilości badanych substancji. - Do standardowego badania potrzebne są mililitry roztworów, w naszym systemie wystarczyłaby jedna dziesięciotysięczna tej objętości i byłoby to zdecydowanie mniej czasochłonne - dodaje.
Mogłoby to dać ogromne oszczędności. W takich badaniach najdroższe są odczynniki, a zważywszy na to, że jeden robot w ciągu jednego dnia analizuje 10 tys. związków, oszczędności mogą być ogromne. Dlatego takim rozwiązaniem jest zainteresowany biznes, przede wszystkim z rynku farmaceutycznego, chemicznego i kosmetycznego. Dwie firmy na badania Garsteckiego wyłożyły już 1 mln zł, pozostałe 2 mln zł finansuje z grantu przyznanego przez FNP i ministerstwa. Dla Garsteckiego najważniejsze jest to, że oprócz nowych źródeł finansowania badań zmieniła się otaczająca je atmosfera.
- To było wielką siłą Harvardu: ciągle nowi ludzie, ogromna konkurencja. Człowiek miał poczucie, że pracując w tych zespołach, robi coś ważnego. Dziś coraz więcej takiego zapału mają studenci na polskich uczelniach - twierdzi Garstecki.
Tym kryterium kierował się Sebastian Maćkowski, gdy wybierał instytut fizyki w Toruniu. Szlak przetarł mu dr Maciej Wojtkowski, który przyjechał na Uni-wersytet Miko-łaja Kopernika z Massa-chusetts Institute of Technology, by budować zespół inżynierii biomedycznej. Badania nad tomografem siatkówki oka sfinansował z grantu europejskiego EURYI (1,2 mln euro), potem giełdowa spółka Optopol wyłożyła 10 mln zł na skomercjalizowanie projektu. W zeszłym roku spółka zarobiła 6,6 mln zł netto.

Drugim silnym zespołem w Toruniu jest Laboratorium FAMO, które specjalizuje się w optyce kwantowej. Maćkowski chce budować trzeci oddział związany z optyką nanostruktury. Instytut się rozwija, bo dzięki środkom z ministerstwa nauki buduje warte 25 mln zł Centrum Optyki Kwantowej. Pieniądze pompowane w infrastrukturę naukową robią wrażenie. Uniwersytet Jagielloński otrzymał 90 mln zł na Małopolskie Centrum Biotechnologii, a Politechnika Rzeszowska dostała 36 mln zł na rozbudowę doliny lotniczej.
Nowe, świetnie wyposażone laboratoria na Politechnice Wrocławskiej przekonały Marcina Drąga do powrotu z zespołu prof. Guya Salvesena w Burnham Institute w La Jolla w Kalifornii.
- Mój amerykański instytut w zeszłym roku zdobył na nowe badania ponad 100 mln dol. grantów. Z gabinetu miałem przepiękny widok na Pacyfik, w San Diego jest najlepsza pogoda na świecie, ale wróciłem, kiedy okazało się, że te same badania mogę prowadzić we Wrocławiu - mówi Marcin Drąg. Jest chemikiem, szu-ka związków pozwalających śledzić białka zwane proteazami. Niektóre z nich przyczyniają się do śmierci innych wewnątrzkomórkowych białek, które powinny pilnować, by w organizmie nie powstawały zmutowane komórki raka. - Kiedy je znajdziemy, będziemy się zastanawiać, jak je zablokować. Na tej bazie można opracować lekarstwa hamujące rozwój raka - dodaje.
Pięć lat temu za odkrycie tego zjawiska Nagrodę Nobla otrzymał izraelski uczony Aaron Ciechanover, którego rodzice pochodzili z Polski. Koncerny farmaceutyczne wiążą wielkie nadzieje właśnie z takimi lekami drugiej generacji: działają wybiórczo na określony rodzaj nowotworu, a nie tak jak chemioterapia, która niszczy przy tym cały organizm chorego. Do tej pory stworzono tylko jeden lek ukierunkowany na specyficzną proteazę Velcade, który jest skuteczny w walce z rakiem pod postacią chłoniaka i szpiczaka.
- Konkurencja w tej dziedzinie jest ogromna, ale do przebadania jest ok. 300 proteaz, tak że każdy zespół może znaleźć coś dla siebie - wyjaśnia Mar-cin Drąg.
Kwestia konkurencyjności takich badań jest ogromna, dlatego Maćkowski, który chce pozyskiwać energię słoneczną z alg, zabezpieczył sobie dostęp do składników potrzebnych do badań.
- W projekcie uczestniczą chemicy z Uniwersytetu Michigan, którzy dostarczają nam nanostruktury, oraz biolodzy z Bochum i Glasgow, którzy jako jedni z niewielu potrafią wydzielić kompleks fotosyntetyczny z alg - mówi Maćkowski.
Wszystkie te projekty mają dużą szansę na późniejsze wykorzystanie ich wyników w gospodarce. Karpiński już montuje konsorcjum uczelni, które razem chcą pozyskać z funduszy strukturalnych 50 mln zł na badania nad zmianą właściwości ścian komórkowych drzew.
- Gdyby udało się to łatwo zrobić, moglibyśmy zacząć produkować z nich tanie biopaliwa drugiej generacji. W zespole pracowałoby 70 naukowców, po trzech latach badań zaczniemy produkować patenty - zapewnia profesor Kar-piński.
Krakowska AGH i Politechnika War-szawska stworzyły konsorcjum z bydgoskim producentem tramwai Pesa, by prowadzić badania nad zmniejszeniem energii i hałasu w swoich pojazdach.
- Chcemy, by biznes miał większy wpływ na określenie swoich potrzeb badawczych - mówi minister Kudrycka.
AGH uczestniczy w budowie prestiżowego projektu węzła wiedzy na rzecz nowych technologii węglowych, w której partnerami, oprócz politechniki w Zurychu, są PGE, RWE i Vattenfall. To przedsięwzięcie ma być finansowane nie ze środków ministerstwa nauki, ale bezpośrednio z Brukseli, z Europejskiego Instytutu Technologii.
I taki też musi być kierunek polskich naukowców, którzy powinni szukać nowych pieniędzy w Brukseli. Bo w tym roku ministerstwo ma już mniej do wydania - 3,6 mld zł, a wszystkich środków do 2013 r. zostało około 11 mld złotych. Takie pieniądze - 870 tys. euro z grantu ERC na matematyczny projekt z za-kresu kryptografii - zdobył Stefan Dziembow-ski. Co prawda na razie pracuje we Wło-szech jako assistant professor na rzymskim uniwersytecie La Sa-pienza, ale rozważa przeniesienie się z tymi pieniędzmi do Polski.
- Mamy lepszych informatyków, bo w Europie te wydziały cieszą się mniejszą popularnością, najzdolniejsi wybierają matematykę i fizykę. Poza tym, co może zaskakiwać, w polskiej nauce już dzisiaj jest większa konkurencja niż we Włoszech, skąd wszyscy uciekają - opowiada Dziembowski.
To, że naukowcy chcą wracać do Polski, świadczy o szansie, przed jaką stoi dziś nasza nauka. Oczywiście zagrożeń jest sporo. Po pierwsze: czy tych ludzi uda się zatrzymać, gdy skończą się ich projekty badawcze. Po drugie: czy taką górę pieniędzy rzeczywiście da się efektywnie wykorzystać, to znaczy, ile z te-go pójdzie na prawdziwą naukę, a ile zos-tanie w murach uczelni.
Ale bazę z czegoś trzeba zbudować. Naj-bardziej innowacyjne ośrodki biznesowe, jak Dolina Krzemowa, Tech-nopolis, Cam-bridge czy Leuven, powstawały nie przy wielkich korporacjach, ale prężnych uczelniach, przy których dopiero narodziły się firmy.



pyjter - Pon Wrz 14, 2009 10:10 pm

<ciach>

Niestety jest to klasyczny przykład wciąż obowiązujacego na polsl toku myślenia: najlepsza uczelnia to ta, która ma najwięcej profesorów. Niestety "od środka" prawda wygląda tak, że sami doktorzy i doktoranci nabijają się z "produkowania papierów" i coraz drastyczniejszemu dystansowi pomiędzy rzeczywistością (już nawet nie cutting-edge najnowszą technologią, a tą obowiązującą w przemyśle) a wykładanymi na uczelni tematami. Z modelowania (w tempie starego dobrego ray-tracing'u) w MATLABie rzeczy, które NVidia robi już real-time w krzemie.

Mam porównanie z duńską uczelnią techniczną i mimo że nie było to samo DTU, warunki i możliwości jakie uczelnia otwierała były drastycznie inne.



Pierniczysz imo, przykładzik (jeden z wielu) od lat mam w labolatorium klaster komputerowy z oprogramowaniem CFD, prowadzę symulacje całych urządzeń oraz w ramach zabawy dla ciekawskich czasem jakieś prostsze przepływy dookoła bolidu f1 czy Małysza w locie . Problemem nie jest te Twoje śledzenie wiązki tylko brak odpowiednich partnerów ze strony studentów. Co z tego, ze w trakcie badań prowadzi się modelowanie matematyczne w ramach współpracy ze ścisłą europejską czołówką (czasem nawet dwa kroki przed nią), kiedy nie ma komu tej wiedzy przekazywać. Z planów zajęć powycinano kursy tworzące podkład pod wiedzę z górnej półki, więc mamy do czynienia z ludźmi nie przygotowanymi do profesjonalnej pracy. Za to z coraz większymi pretensjami do otaczającego świata. Zgodzę się z tym, że kadra jest częściowo zwapniała, faktycznie młodzi z pomysłami mają często zerową siłę przebicia...

Co do know - wytłumaczenie jest proste - kasa która kiedyś szła na granty nagle w znacznej części musi zasilać budżet unijny - zaś niestety nie ma możliwości w naszej strukturze uczelnianej prowadzenia w sposób racjonalny "wojny" o dofinansowanie projektów unijnych. Sam zauważyłem swego czasu, że chcąc sprostać wymogom ministerialnym stajemy przed dylematem - ryzykujesz stratę kilku miesięcy czasu i piszesz wniosek o grant który przejdzie lub nie (często korzyści z tej pracy spływają na szefostwo) albo skupiasz się na pracy naukowej. Niestety u nas to wszystko jest w rękach pracowników nauki a wygrać ze specem zajmującym się tylko pozyskiwaniem funduszy (a tacy są zatrudniani na zachodzie) jest naprawdę ciężko.

W dodatku obecna nauka przyjmuje model amerykański - tzn: publikuj lub giń, co jest strasznie głupie z wielu powodów, choćby z takiego, ze w dziedzinach o największym znaczeniu dla gospodarki prace badawczo wdrożeniowe to 99% czasu i publikacje 2/rok to maksimum możliwości.. W efekcie po porównaniu "dorobku" urzędnikom z Wawy wychodzi, ze jesteśmy niewydajni jako środowisko akademickie (ciężko wygrać z ekonomistą, który publikuje tasiemcowo po 30 art./rok).

Na koniec wypowiem się na temat swojej działki. Chodzi o energetykę - tutaj naprawdę Polsl jest niezła, często na różnego typu konferencjach zauważam, jak daleko od rzeczywistych, praktycznych problemów są koledzy z innych jednostek naukowych. I mógłbym tutaj wiele przykładów przytoczyć . . Nieraz nie potrafię zrozumieć, na jakich zasadach pieniądze na naukę są rozdzielane, bo powiedzcie mi w jaki sposób osoba, która całe życie zajmowała się aerodynamiką śrub okrętowych może znać się na nowoczesnych układach kogeneracyjnych i koksownictwie?? Niestety obecnie Śląsk jest w odwrocie i naprawdę duże środki przechodzą bokiem. I zwykły pracownik nauki naprawde nie ejst w stanie o to zadbać żeby nie przechodziły.



rasgar - Pon Wrz 14, 2009 10:56 pm

Pierniczysz imo, przykładzik (jeden z wielu) od lat mam w labolatorium klaster komputerowy z oprogramowaniem CFD, prowadzę symulacje całych urządzeń oraz w ramach zabawy dla ciekawskich czasem jakieś prostsze przepływy dookoła bolidu f1 czy Małysza w locie .


Wydział Automatyki? 4-te (bodajże) piętro?


Problemem nie jest te Twoje śledzenie wiązki tylko brak odpowiednich partnerów ze strony studentów.


Buhaha.

Wiemy, że przeciętni studenci dziś ponoć nie są jużÂ tak sprawni jak kiedyś (delikatne określenie pokolenia nowych matur), ale nie można mówić o braku partnerów ze strony studentów i na tym zamknąć sprawę.
O takich rzeczach jak fluid dynamics, ludzie dowiadują się na polsl przypadkiem tylko, ba nie mówiąc już o tym żeby wybrać taką obierkę. Kiedy ja studiowałem "obierki" to był jeden przedmiot z dwóch dostępnych (na ileśtam), wybrany dla całej grupy przez prodziekana, po uprzedniej powierzchownej konsultacji.
Problem, mój drogi, polega na tym że mało komu zależy na tym żeby nowinki techniczne przekazać. U nas łupie się ciągle e do macierz, bez wyraźnego poparcia w praktyce, i to w dodatku tylko daltego że odpowiednia ilość profesorów musi odbębnić odpowiednią ilość godzin.

Jeśli jesteś doktorem/doktorantem i pracujesz nad czymś ciekawym (tak - CFD ciągle mnie fascynuje), to szczerze gratuluję i życzę siły przebicia, może będziesz jednym z tych, którym uda się coś zmienić.


Co z tego, ze w trakcie badań prowadzi się modelowanie matematyczne w ramach współpracy ze ścisłą europejską czołówką (czasem nawet dwa kroki przed nią), kiedy nie ma komu tej wiedzy przekazywać.


Tu do tej pory obowiązywał model: co z tego że w prowadzi się badania na światowym poziomie (np. bodajże dr. Mościński i kilku innych łebskich, rozpędzający - po długiej analizie i budowaniu modelu - wrzeciono jakieś maszyny do niebotycznej prędkości), skoro wszystkim studentom dalej tłoczy się modelowanie w MATLABie.

Problemem jest to (lub raczej "było to" - najwyraźniej jesteś na bieżąco, więc nie da się ukryc - lepiej znasz stan obecny), że z tego tłumu nierozgarniętych osób uczelnia nie potrafi wyłowić zdolnych i zainteresowanych, i rozwijać dalej ich wymarzone specjalności na wysokiej jakości obierkach.
Nie - wszyscy równo przed MATLABa.


Z planów zajęć powycinano kursy tworzące podkład pod wiedzę z górnej półki, więc mamy do czynienia z ludźmi nie przygotowanymi do profesjonalnej pracy. Za to z coraz większymi pretensjami do otaczającego świata.


O tym słyszałem, jest to przerażające - fakt.
Ale to nie jest jedyny problem.

Amerykańskie czy zachodnioeuropejskie uczelnie potrafią (w innych warunkach zewnętrznych, ale wciąż) wyłowić z tego zblazowanego młodego pokolenia perły i je rozwijać. A to nie tylko moja opinia, o tym że nasza młodzież jest przy amerykańskich czy brytyjskich tępakach wzorem doskonałości.


W dodatku obecna nauka przyjmuje model amerykański - tzn: publikuj lub giń, co jest strasznie głupie z wielu powodów, choćby z takiego, ze w dziedzinach o największym znaczeniu dla gospodarki prace badawczo wdrożeniowe to 99% czasu i publikacje 2/rok to maksimum możliwości.. W efekcie po porównaniu "dorobku" urzędnikom z Wawy wychodzi, ze jesteśmy niewydajni jako środowisko akademickie (ciężko wygrać z ekonomistą, który publikuje tasiemcowo po 30 art./rok).


Produkowanie jak największej ilości papierów, to nie wydaje mi się żadna nowość na naszych uczelniach. Fakt - Ci którzy mają coś do powiedzenia wyprodukują 2/rok i fakt jest to problem.
Chociaż akurat zdziwiłeś mnie trochę nazywając to "modelem amerykańskim", bo tak jak nigdy mnie nie interesowała średnia prędkość pisania publikacji na amerykańskich uczelniach (fakt - dużo tego w necie), to mimo tego zaangażowania wciąż są w przełożyć te pomysły w praktykę. W kontakty z przemysłem. W ścisłąÂ współpracę.


Na koniec wypowiem się na temat swojej działki. Chodzi o energetykę - tutaj naprawdę Polsl jest niezła, często na różnego typu konferencjach zauważam, jak daleko od rzeczywistych, praktycznych problemów są koledzy z innych jednostek naukowych. I mógłbym tutaj wiele przykładów przytoczyć . . Nieraz nie potrafię zrozumieć, na jakich zasadach pieniądze na naukę są rozdzielane, bo powiedzcie mi w jaki sposób osoba, która całe życie zajmowała się aerodynamiką śrub okrętowych może znać się na nowoczesnych układach kogeneracyjnych i koksownictwie?? Niestety obecnie Śląsk jest w odwrocie i naprawdę duże środki przechodzą bokiem. I zwykły pracownik nauki naprawde nie ejst w stanie o to zadbać żeby nie przechodziły.

I tu teżÂ się z Tobą zgodzę - zwykły pracownik nie jest w stanie się do tego dostać.
Ale jest to po prostu kolejny punkt w którym widać jak niedołężny jest ten nasz model szkolnictwa wyższego.

Na koniec: celowo sprowokowałem rozmowę n.t. jakości nauczania na politechnice. Samemu udało mi się wynieść z niej całkiem sporo, ale to jedynie dlatego, że niestrudzony tym biurwokratycznym betonem który stawia się pomiędzy studentem a wiedzą, dodatkowo robiłem badania, pisałem własne programy itp.

Znów wrócę do Danii, i dokonam subiektywnego porównania, na b. małej grupie badawczej (i.e. "od środka" znam tylko jedną uczelnię): byłem OCZAROWANY tym jak może wyglądać szkolnictwo wyższe. I to nie tym, że zajęcia odbywały się w czystych nowych salach.



pyjter - Wto Wrz 15, 2009 7:09 pm
Na wstępie muszę chyba napisać, że to będą moje prywatne opinie i proszę nie utożsamiać ich z wizerunkiem Politechniki jako całości. Ot fragment podwórka dla zainteresowanych tematem



Wydział Automatyki? 4-te (bodajże) piętro?


nie, chociaż i z automatyką kontakt mam.


Wiemy, że przeciętni studenci dziś ponoć nie są jużÂ tak sprawni jak kiedyś (delikatne określenie pokolenia nowych matur), ale nie można mówić o braku partnerów ze strony studentów i na tym zamknąć sprawę.


Niestety problem tkwi gdzieś pośrodku. Obecnie przyjęto system tzw. boloński. W praktyce tak naprawdę sprowadza się on do zaniżania poziomu nauczania i produkowania wyspecjalizowanej grupy pracowników technicznych w odpowiedni sposób komunikujących się z szefem (wskazany język angielski) o zminimalizowanej umiejętności ogarnięcia otaczającego ich świata i obniżonym krytycyzmie. W skrócie produkujemy kadrę potrzebną w zakładach, lecz niekoniecznie zdolną do twórczego myślenia. Problem tzw. pensum jest - i to jest największy kłopot, bo pensum musi mieć każdy, na wielu stanowiskach nie ma rotacji kadr zapewniającej podniesienie poziomu lecz trwanie w kontaktach kumpelskich.


Jeśli jesteś doktorem/doktorantem i pracujesz nad czymś ciekawym (tak - CFD ciągle mnie fascynuje), to szczerze gratuluję i życzę siły przebicia, może będziesz jednym z tych, którym uda się coś zmienić.


Tak pracuję nad CFD - ale to tylko jedno z narzędzi mojej pracy, jako ciekawostkę dodam, że jednostka w której pracuję ma ponad 30 letnie doświadczenie w tym zakresie, i jej absolwenci (obecnie profesorzy zachodnich uczelni) są współtwórcami jednego z najczęściej stosowanych kodów komercyjnego programu CFD. Co z tego skoro obecnie CFD staje się czymś w rodzaju fetyszu dla różnorakich "informatyków". Kod którego struktura opiera się na procesach bilansowania zjawisk przepływowych w tym turbulentnych wymaga umiejętności swobodnego poruszania się po mechanice płynów, termodynamice, chemii, metodach numerycznych itp. wymaga tzw. czucia zjawiska i łączenia badań fizycznych z modelowaniem matematycznym. Zdziwisz się, ale w chwili obecnej większą siłę przebicia mają tzw klikacze, i to oni prowadzą zajęcia z tej dziedziny. Ale dosyć tematu wracamy do głównego...


Problemem jest to (lub raczej "było to" - najwyraźniej jesteś na bieżąco, więc nie da się ukryc - lepiej znasz stan obecny), że z tego tłumu nierozgarniętych osób uczelnia nie potrafi wyłowić zdolnych i zainteresowanych, i rozwijać dalej ich wymarzone specjalności na wysokiej jakości obierkach.
Nie - wszyscy równo przed MATLABa.


Dalej jest to problemem, ciężko o tym pisac bez otarcia się o podejrzenie, że jestem kolejnym wybitnym któremu wydaje się, ze cały swiat jest przeciwko. Powiem tak - na uczelni osoby prowadzące badania naukowe są daleko od osób ustalających plany. Niestety tzw "docent" to stan umysłu i odsyłam w tym zakresie do Barei. Z mojego podwórka spoglądając jest tak, ze często osoby nie radzące sobie w konkurencji naukowej zajmują się wszelkiego rodzaju "pracą organizacyjną" i (choć pewno nie dotyczy to wszystkich) zdarza się, że z rozkładu wypadają zajęcia osób o istotnej wiedzy praktycznej. Często dobrzy naukowcy mają to gdzieś bo po kilku semsetrach takich ruchawek człowiek zaczyna mieć w naturalny sposób gdzieś takie coś - zresztą sam nieraz słyszę od rozsądniejszych kolegów " po co się tym przejmujesz - rób swoje". W efekcie MOIM ZDANiEM często trwa dyktatura miernot. W Paragrafie 22 jest taka rozmowa generała Peckema z porucznikiem Scheisskopfem o zdobywaniu przewagi - i tutaj pasuje do sytuacji na uczelni. Rządzi ten, kto ma więcej szabel na radzie wydziału - katedry o ostrych wymogach naukowych mają z oczywistych powodów mniej samodzielnych i w głosowaniach przegrywają, obecnie wiele z nich jest w stanie likwidacji. Dochodzi do niezłych paradoksów, gdzie nie dorobek i umiejętności stanowią podstawę działania tego gremium. Ale znowu - oceniam a to nie jest wskazane, wszak to większość ma rację. ...

Moloch organizacyjny dużych uczelni jest największym problemem, uczelnie prywatne w tej mętnej wodzie wydzierają sobie kawałek, po kawałku teren. Pisze o mętnej wodzie znając sytuację śląskich uczelni prywatnych prowadzących kształcenie inżynierskie - często w dziwny sposób sa one zakładane przez byłych przedstawicieli władz Politechniki i w dziwny sposób informacje na temat zajęć i studiów podyplomowych wyciekają do tychże uczelni. To kolejny długi temat, w normalnym systemie nie mający miejsca. Wprowadzenie standardów nauczania i tzw. minimów, oraz przycięcie finansowania szkolnictwa wyższego prowadzi do edukacyjnego oszustwa.

Sorki za przydługi wpis, naprawde dla racjonalnie myślacego człowieka temat sytuacji szkolnictwa wyższego jest nieźle pokręcony.



rasgar - Wto Wrz 15, 2009 7:38 pm

Na wstępie muszę chyba napisać, że to będą moje prywatne opinie i proszę nie utożsamiać ich z wizerunkiem Politechniki jako całości. Ot fragment podwórka dla zainteresowanych tematem

Mam tego świadomość, a szkoda, bo miło mi powiedzieć że reprezentujesz najwyraźniej tą mniejszość rozumiejącą powagę sytuacji, w przeciwieństwie do sporej grupy odciętych od rzeczywistości osób, święcie przekonanych że wojna podjazdowa pomiędzy zakładami (bo przecież nawet nie instytutami czy wydziałami nawet), oraz produkowanie papierów TO jest prawdziwa nauka..
Szkoda gadać - sam zresztąÂ później opisujesz rzeczy lepiej niż ja byłem w stanie.

A na "konferencjach naukowych" dalej rządzi ochlej i wyżerka


Problemem jest to (lub raczej "było to" - najwyraźniej jesteś na bieżąco, więc nie da się ukryc - lepiej znasz stan obecny), że z tego tłumu nierozgarniętych osób uczelnia nie potrafi wyłowić zdolnych i zainteresowanych, i rozwijać dalej ich wymarzone specjalności na wysokiej jakości obierkach.
Nie - wszyscy równo przed MATLABa.


Dalej jest to problemem, ciężko o tym pisac bez otarcia się o podejrzenie, że jestem kolejnym wybitnym któremu wydaje się, ze cały swiat jest przeciwko. Powiem tak - na uczelni osoby prowadzące badania naukowe są daleko od osób ustalających plany. Niestety tzw "docent" to stan umysłu i odsyłam w tym zakresie do Barei. Z mojego podwórka spoglądając jest tak, ze często osoby nie radzące sobie w konkurencji naukowej zajmują się wszelkiego rodzaju "pracą organizacyjną" i (choć pewno nie dotyczy to wszystkich) zdarza się, że z rozkładu wypadają zajęcia osób o istotnej wiedzy praktycznej. Często dobrzy naukowcy mają to gdzieś bo po kilku semsetrach takich ruchawek człowiek zaczyna mieć w naturalny sposób gdzieś takie coś - zresztą sam nieraz słyszę od rozsądniejszych kolegów " po co się tym przejmujesz - rób swoje". W efekcie MOIM ZDANiEM często trwa dyktatura miernot. W Paragrafie 22 jest taka rozmowa generała Peckema z porucznikiem Scheisskopfem o zdobywaniu przewagi - i tutaj pasuje do sytuacji na uczelni. Rządzi ten, kto ma więcej szabel na radzie wydziału - katedry o ostrych wymogach naukowych mają z oczywistych powodów mniej samodzielnych i w głosowaniach przegrywają, obecnie wiele z nich jest w stanie likwidacji. Dochodzi do niezłych paradoksów, gdzie nie dorobek i umiejętności stanowią podstawę działania tego gremium. Ale znowu - oceniam a to nie jest wskazane, wszak to większość ma rację. ...

Moloch organizacyjny dużych uczelni jest największym problemem, uczelnie prywatne w tej mętnej wodzie wydzierają sobie kawałek, po kawałku teren. Pisze o mętnej wodzie znając sytuację śląskich uczelni prywatnych prowadzących kształcenie inżynierskie - często w dziwny sposób sa one zakładane przez byłych przedstawicieli władz Politechniki i w dziwny sposób informacje na temat zajęć i studiów podyplomowych wyciekają do tychże uczelni. To kolejny długi temat, w normalnym systemie nie mający miejsca. Wprowadzenie standardów nauczania i tzw. minimów, oraz przycięcie finansowania szkolnictwa wyższego prowadzi do edukacyjnego oszustwa.




mark40 - Czw Wrz 24, 2009 8:26 pm
Europejska Noc Naukowców w Polsce

200 miast. 30 europejskich państw. Jedna noc. Wykłady, eksperymenty i możliwość zwiedzania nowoczesnych laboratoriów.

Noc z piątku na sobotę (25/26 września) ma się przyczynić do popularyzacji nauki, przybliżyć dzieciom i młodzieży zawód naukowca. W Polsce bogaty program przygotowały zwłaszcza miasta województw małopolskiego, śląskiego i zachodniopomorskiego.

W Małopolsce zostanie zorganizowanych 25 spotkań z naukowcami. Dla zwiedzających zostanie otwartych ponad 40 laboratoriów, instytucji badawczych w Krakowie, Tarnowie i Nowym Sączu, w tym m.in. Instytut Fizyki Jądrowej PAN, Uniwersytet Jagielloński, Politechnika Krakowska, Uniwersytet Rolniczy, Akademia Górniczo-Hutnicza.

Mieszkańcy Krakowa będą mogli m.in. sprawdzić co kryje się w krakowskim powietrzu czy zobaczyć pokazy wyładowań piorunowych. Z kolei Instytut Ekspertyz Sądowych zaprezentuje metody odtwarzania zdarzeń drogowych i identyfikacji śladów. Więcej informacji o Małopolskiej Nocy Naukowców można znaleźć na http://www.nocnaukowcow.malopolska.pl

Śląską Noc Naukowców w Gliwicach, Katowicach i Chorzowie organizują Politechnika Śląska, Uniwersytet Śląski, Akademia Ekonomiczna im. Karola Adamieckiego w Katowicach.

Mieszkańcy śląskich miast będą mogli obejrzeć roboty znajdujące się na Wydziale Automatyki, Elektroniki i Informatyki Politechniki Śląskiej. Podczas "Naukowego Festiwalu Fizycznego" obejrzą wystawę poświęconą Wielkiemu Zderzaczowi Hadronów. Eksperci opowiedzą, jak działa LHC, po co przyśpiesza się cząstki, co to jest akcelerator, czego szukają fizycy i jak samodzielnie zbudować komorę mgłową do obserwacji torów promieniowania kosmicznego.

Ciekawscy będą mogli dowiedzieć się co nieco o teorii gier, czyli co mają ze sobą wspólnego brydż, przestępcy finansowi, ścieki w jeziorze, dwie świnie i młode małżeństwo. Tych, którzy chcą dotknąć gwiazd, zapraszamy do śląskiego planetarium na wykład nt. meteorytów oraz obserwacje astronomiczne. Atrakcji nie zabraknie również dla spragnionych strawy, nie tylko duchowej - na dziedzińcu Silesia City Center prof. dr hab. Zofia Kędzior z Akademii Ekonomicznej w Katowicach ugotuje zupę dla 2 tysięcy osób, prowadząc przy tym wykład o domowym budżecie.

Szczegółowy program Śląskiej Nocy Naukowców jest dostępny na stronie: http://www.nocnaukowcow.com.pl

Noc Naukowców w Szczecinie będzie elementem 9. edycji Zachodniopomorskiego Festiwalu Nauki. Koordynatorem przedsięwzięcia jest Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny. Na zwiedzających będą czekały m.in. symulator lotu czy pokazy robotów. Do godziny 22.00 na niektórych wydziałach zachodniopomorskich uczelni, będzie można zobaczyć m.in. wyładowania elektryczne, zimną plazmę, poznać techniki laserowe i światłowodowe.

Z kolei w realizację Wielkopolskiej Nocy Naukowców włączyły się: Politechnika Poznańska, Uniwersytet Przyrodniczy, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza i Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe. Poznański program imprezy podzielony jest skierowany do osób z czterech grup wiekowych: dzieci (dwie grupy), młodzieży i dorosłych. Organizatorzy zaplanowali ciekawe doświadczenia naukowe, podczas których każdy będzie mógł poznać pracę w laboratoriach poznańskich uczelni.

Europejska Noc Naukowców to inicjatywa Komisji Europejskiej. Odbywa się od 2005 roku, zawsze w ostatni piątek września.

http://studente.pl/artykuly/10645/Europ ... -w-Polsce/

Śląska Noc Naukowców

[youtube]pCr-ISiNA0w[/youtube]

O nocy

Śląska Noc Naukowców jest przedsięwzięciem Komisji Europejskiej, popularyzującym naukę wśród szerokiej publiczności. Ale jest niezwykłym podejściem do spraw nauki. To spora dawka humoru, komentarze znanych i lubianych naukowców, szalone eksperymenty ręka w rękę z badaczami, odpowiedzi na pytania - od dawna nurtujące ludzkość - czy człowiek potrafi latać, czy ludzki głos może rozbić szkło, jak pozbyć się śmieci i od czego zależy rozmiar księżyca? Ale Śląska Noc Naukowców to nie tylko pokazy i eksperymenty. Czekamy na wasze propozycje szalonych i pięknych eksperymentów. Najlepszymi będziemy się dzielić z wami w dziale Konkursy, a wy wybierzecie ten najlepszy waszym zdaniem podczas głosowania. Już teraz warto zgłosić swój pomysł za pomocą zdjęcia, filmu lub opisu.

To tylko część atrakcji tej niesamowitej Nocy – Śląskiej Nocy Naukowców - która po raz pierwszy skupi całą śląską społeczność, udowadniając, że nauka i naukowcy wcale nie są nudne!

Program Śląskiej Nocy Naukowców jest bogaty i różnorodny: do udziału zaprosiliśmy reprezentantów nauk ścisłych, humanistycznych, ekonomicznych, biologicznych… Na tę jedną noc katedra przestanie odgradzać profesorów od reszty świata. Zwykle poważni naukowcy pokażą swą prawdziwą twarz; przekonają, iż poza naukowymi zainteresowaniami posiadają zdumiewające pasje, o których umieją i chcą opowiadać.

Gwarancją sukcesu Śląskiej Nocy Naukowców jest fakt, iż siły złączyły trzy niezwykle ważne ośrodki naukowe województwa śląskiego. Politechnika Śląska wesprze Noc swym doświadczeniem, zapleczem naukowo-badawczym, bogatymi kontaktami z przemysłem; Akademia Ekonomiczna i Uniwersytet Śląski, dadzą zastrzyk nowych pomysłów, pokażą fascynuję eksperymenty i pokażą jak zrozumieć otaczające nas zjawiska. Śląska Noc Naukowców pokaże, że spędzenie piątkowego wieczoru w towarzystwie naukowców może być świetną alternatywą dla powszechnie przyjętych form spędzania wolnego czasu.

http://nocnaukowcow.com.pl/



mark40 - Sob Wrz 26, 2009 8:14 am


Naukowcy nie dali się wyspać

Ten, kto minionej nocy zamiast do łóżka wybrał się na Politechnikę Śląską, Uniwersytet Śląski lub Akademię Ekonomiczną, nie miał powodów, by ziewać. Eksperymenty i pokazy przygotowane w ramach Śląskiej Nocy Naukowców zapierały dech w piersiach.

Noc Naukowców to popularyzująca wiedzę impreza wymyślona pięć lat temu przez Komisję Europejską. Od czterech lat mamy jej regionalną edycję, której patronuje Politechnika Śląska. W tym roku po raz pierwszy w organizowanie eksperymentów, pokazów, prelekcji i warsztatów włączyły się także UŚ i AE. Dzięki ich współpracy wydarzenia związane z Nocą mogły odbywać się jednocześnie w Gliwicach, Katowicach i Chorzowie.

Wszyscy, którzy wybrali się na Śląską Noc Naukowców, przekonali się, że uczeni potrafią mówić "po ludzku" nawet o skomplikowanych zjawiskach i procesach. Sami mogli również pod ich okiem przeprowadzać doświadczenia.

Odważni kierowcy chętnie skorzystali z przejażdżki samochodem przyszłości napędzanym biogazem. Osoby o mocnych nerwach bez wahania kroiły żabę podczas wirtualnej sekcji. Prelekcje i pokazy odbywały się jednak nie tylko w salach wykładowych i laboratoriach, ale również... w tramwaju jeżdżącym z Katowic, przez Świętochłowice, do Chorzowa. Wykład o historii komunikacji szynowej w regionie poprowadził Jakub Halor, doktorant AE.

Przed Silesia City Center stanęła natomiast kuchnia polowa, w której ekonomista prof. Zofia Kędzior gotowała kolację, opowiadając o zarządzaniu domowym budżetem. W programie nie zabrakło oczywiście Planetarium Śląskiego, w którym do północy można było obserwować Jowisz i jego księżyce.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... yspac.html
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl



  • Strona 5 z 6 • Wyszukiwarka znalazła 570 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5, 6
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •