ďťż
 
[Beskidy] Ustroń, Wisła, Szczyrk i okolice



Wit - Pon Lip 16, 2007 10:31 pm


Beskidy dla aktywnych. Od bike parku do tyrolandii

Marcin Czyżewski2007-07-02, ostatnia aktualizacja 2007-06-27 15:22

Wędrówki pomiędzy drzewami kilkanaście metrów nad ziemią czy zapierający dech w piersiach zjazd na linie? Slalom po stoku na desce z kółkami czy ślizg w wielkiej oponie? Beskidy mają wiele propozycji dla aktywnych

Prócz pięknych widoków i ciekawych szlaków na spragnionych sportowych emocji turystów czekają w Beskidach "wyczynowe" parki. Każdy może znaleźć coś dla siebie zależnie od wieku, upodobań, odporności psychicznej oraz zawartości portfela.

Bike park

Z każdym rokiem przybywa miłośników szaleńczej jazdy rowerem po górach. O ile jednak takie pokonywanie szlaków turystycznych może być nawet przestępstwem, o tyle po czeskiej stronie, w Mostach koło Jabłonkowa, można to robić legalnie. W ośrodku turystycznym Ski Areal 17 km od Istebnej działa pierwszy w Beskidach bike park - kilkusetmetrowy tor przeszkód dla rowerów na stoku narciarskim. Zbudowano tu piętnaście drewnianych przeszkód, głównie band i skoczni, przeznaczonych do trenowania skoków, trzymania równowagi i ćwiczenia techniki jazdy. Np. wybijając się ze skoczni, można pokonać rowerem w powietrzu nawet 10 m, lecąc na wysokości 4 m! Konieczny własny rower - dobrej klasy, żeby wytrzymał taki zjazd - a przede wszystkim duże umiejętności. Na początek trasy wywozi rowerzystów specjalnie przystosowany wyciąg narciarski. Całodzienny karnet na wyciąg - 200 koron, na pół dnia - 130.

Kto nie czuje się na siłach, by poszaleć w bike parku, może zjechać ze stoku na hulajnodze. Górskie hulajnogi znacznie się różnią od miejskich - posiadają masywną konstrukcję, dobre hamulce i duże, terenowe koła. Zjazd wymaga sporo odwagi i opanowania, ale emocje gwarantowane. Zależnie od umiejętności możemy jechać szybko albo powoli zsuwać się ze stoku. Pod górę wciągnie nas ten sam wyciąg, z którego korzystają rowerzyści. Jeden zjazd - 30 koron (w tym wypożyczenie hulajnogi).

http://www.skimosty.cz

Desant na jeziorze

Na Jeziorze Żywieckim organizowane są "Zabawy desantowe". Ich uczestnicy m.in. pokonują w dużych pontonach określony dystans, posługując się wiosłami. Jeśli przy pomocy urządzeń GPS odnajdą ukryte akumulatory, mogą włączyć silniki elektryczne, w które wyposażono pontony (jezioro to strefa ciszy, nie wolno używać silników spalinowych). Czekają ich też przejazdy na rozwieszonych nad wodą linach. Biuro Konferencyjno-Turystyczne "Kamelleon" ze Szczyrku proponuje programy głównie grupom zorganizowanym, od 3 tys. zł za dzień. Na wodzie może się jednocześnie bawić do 20 osób.

http://www.kamelleon.pl

Gorolszus

To zjazd tyrolski podobny do tych w parkach linowych, ale tu zjeżdżamy na metalowej, cienkiej linie długiej prawie na ćwierć kilometra! Wkładamy specjalną uprząż, do liny przypina nas obsługa i startujemy z zawieszonej na drzewie platformy. Jedzie się na tzw. rolce z prędkością 30 km/godz., ale na końcu można bezpiecznie wyhamować. Gorolszusy poćwiczymy w ośrodku Ski Areal (linę rozpięto nad stokiem wykorzystywanym zimą jako trasa narciarska), jeden kosztuje 40 koron.

http://www.skimosty.cz

Jaskinie

Wycieczka na własną rękę do beskidzkich jaskiń może skończyć się tragicznie, lepiej więc odwiedzić je w towarzystwie specjalistów. Zwiedzanie czterech z nich - w rejonie Skrzycznego i Klimczoka - proponuje firma Gou-Tec. Wycieczki do Jaskini Salmopolskiej (długość ok. 130 m) i jaskini w Jaworzynie (ok. 100 m) razem z dojściem zajmują najwyżej trzy godziny. Nawet osiem godzin pochłonie wyprawa do znacznie większej Jaskini Malinowskiej (230 m długości, prawie 23 m głębokości, dawna kryjówka zbójców Ondraszka, a później schronienie prześladowanych husytów i ewangelików) lub najdłuższej w Beskidach jaskini w Trzech Kopcach (1,2 km długości, 23 m głębokości). Każdy turysta otrzymuje kombinezon, kask, rękawiczki i latarkę. 80-100 zł od osoby.

http://www.gou-tec.com

Mountainboard

Na górze Żar w Międzybrodziu Żywieckim ruszyła w tym sezonie wypożyczalnia i szkoła jazdy na mountainboardzie. To deska podobna do snowboardu, ale z kółeczkami (nie jest u nas zbyt popularna, bo sprzęt dobrej klasy kosztuje nawet kilka tysięcy złotych). - Technika jest podobna do jazdy na snowboardzie, nawet początkujący szybko łapią, o co chodzi. Podczas jazdy pracuje całe ciało - tłumaczy Tamara Dudek z wypożyczalni. Chętni dostają kask, ochraniacze na łokcie, nadgarstki i kolana oraz osłonę z gąbki na pupę (bardzo przydaje się nowicjuszom!). Deski mają hydrauliczne hamulce, dzięki którym można kontrolować prędkość na stoku. Po godzinnym szkoleniu z instruktorem (50 zł) zwykle można już wystartować. Polskie Koleje Linowe wyrównały i udostępniły górną, łagodną część trasy na Żarze, uruchomiły też wyciąg talerzykowy, który działał tylko zimą. Wypożyczalnia czynna w weekendy od 11 do 16 lub dłużej (zależy od chętnych), będzie też otwarta od 18 do 22 lipca i od 13 do 19 sierpnia. Wypożyczenie deski na godzinę - 25 zł.

http://alti.home.pl

Parki linowe

Godzinny spacer po linie kilkanaście metrów nad ziemią to niezapomniane przeżycie. W parkach linowych na wysokich drzewach umieszczono drewniane platformy - śmiałkowie pokonują umieszczone pomiędzy pniami wymyślne przeprawy. Jest wśród nich most tybetański (pod nogami chybotliwa lina, nad głową dwie liny poręczowe), trawers (kołyszące się, równoległe grube belki długie na 2 m), most birmański (z grubych sznurów w kształcie litery U), latające strzemiona (małe belki na linach przypominające strzemiona przy siodle), wiewiórowe belki (wiszące równolegle kawałki drewna, które rozjeżdżają się, każda w inną stronę). Są też latające opony, drewniane kładki i huśtające się beczki; można wykonać skok Tarzana na siatkę i zaliczyć zjazd tyrolski na metalowej linie. Dostajemy kask i specjalną uprząż (jak do wspinaczek skałkowych), by po krótkim przeszkoleniu wyruszyć na trasę. Przez cały czas jesteśmy przypięci do liny asekuracyjnej, można też liczyć na pomoc instruktorów.

Parki linowe działają na Równicy w Ustroniu (od 10 do zmierzchu, dorośli - 25 zł, dzieci do 12 lat - 20 zł, http://www.parklinowy.ustron.pl), w centrum Wisły (od 9 do zmroku, dorośli - 25 zł, dzieci - 20 zł, www.przygodapark.com), na Błoniach w Bielsku-Białej (w weekendy od 12 do zmierzchu, jeśli będą chętni, to także w tygodniu; dzieci do 14 lat - 15 zł, do 18 - 20 zł, dorośli - 25 zł, http://www.granda.bielsko.pl), na górze Żar w Międzybrodziu Żywieckim (od 10 do zmroku, dorośli - 30 zł, dzieci do 13 lat - 25 zł, http://www.trollandia.pl), w Szczyrku (od 9 do zmroku, dorośli - 25 zł, dzieci - 15 zł, http://www.adrenalina-parklinowy.pl) i w ośrodku Ski Areal w Mostach koło Jabłonkowa (godz. 9-19, bilet - 160 koron). W tym ostatnim działa też bezpłatny minipark linowy dla małych dzieci. Trasa ma 25 m długości i sześć przepraw, m.in. piramidę i tunel. Przeszkody nie wiszą na drzewach, tylko na stojakach, by zabawa była bezpieczna.

Poduszkowiec

Beskidzkie łąki można oglądać, unosząc się na poduszkowcu. Przypomina on ponton z kierownicą i zamontowanym z tyłu wielkim śmigłem, wokół burt zwisa elastyczny fartuch. Zadaniem śmigła jest wtłaczanie powietrza pod spód pojazdu. Tam - pomiędzy gruntem, fartuchem a dnem maszyny - powietrze jest sprężane i unosi poduszkowiec kilkanaście centymetrów nad ziemią. Można nim polatać z prędkością ok. 40 km/godz. nad dobrze skoszonymi, dużymi łąkami - wrażenia podobno niesamowite. Turysta (lata się pojedynczo) steruje pojazdem sam, instruktor ma nad nim kontrolę za pośrednictwem fal radiowych. Biuro Konferencyjno-Turystyczne "Kamelleon" ze Szczyrku ma dwa nowoczesne poduszkowce. Korzystanie z maszyny przez jeden dzień - 2,5 tys. zł. Latanie jest oferowane przeważnie grupom, maksymalnie 10-osobowym.

http://www.kamelleon.pl

Rollercoaster

Całoroczne tory saneczkowe typu rollercoaster od zwykłych różnią się tym, że - zamiast zjeżdżać metalową rynną wkopaną w ziemię - pędzimy po szynach umieszczonych na dość wysokiej konstrukcji z solidnych, nierdzewnych rur. Przypomina ona właśnie trasę rollercoastera. Tor na Równicy w Ustroniu ma 650 m długości i emocjonujące zakręty, np. serpentynę kilka metrów nad ziemią, gdzie z 360-stopniowego wirażu wpadamy od razu w 180-stopniowy. Na chętnych czeka tu 36 par dwuosobowych sanek wyposażonych w bezwładnościowe pasy bezpieczeństwa oraz osłonki przed deszczem. Sanki pozwalają mknąć z prędkością 40 km/h. Zabawa jest bezpieczna, bo nie mogą one wypaść z toru i mają automatyczne hamulce. Trasę zabezpieczają też siatki, a na dole jest automatyczna hamownia. Jazda sprawia niesamowitą frajdę osobom w każdym wieku, choć dzieci muszą jechać w towarzystwie dorosłych. Tor czynny codziennie od 10 do 22. Zjazd - 4 zł; kto zjedzie więcej niż cztery razy, płaci 3,5 zł.

http://www.rownica.pl

Drugi rollercoaster działa w czeskich Mostach koło Jabłonkowa - 650 m długości i sanki identyczne jak w Ustroniu. Dodatkowy atut to świetlna tablica na końcu trasy pokazująca prędkość i czas przejazdu. Ośrodek czynny od 9 do 19, zjazd - 50 koron, karnet 10-przejazdowy - 350.

http://www.skimosty.cz

Spanie na sianie

Takie noclegi proponuje agroturystyczna Gajówka w Bładnicach Dolnych koło Skoczowa. Jej właściciel Marian Żabiński przygotował kilkuosobową izbę w góralskim stylu - są w niej drewniane boksy wyłożone sianem, na nim prześcieradła i pościel. - Siano musi być spod kosy, bo wtedy jest grube i czyste. I koniecznie z poprzedniego sezonu, żeby zbyt intensywnie nie pachniało. Dla kogoś, kto takie spanie zna tylko z książek przygodowych, to duże przeżycie - mówi Marian Żabiński. Nocleg - 45 zł od osoby. Samo gospodarstwo ładnie położone na skraju wioski Bładnice u podnóża Beskidu Śląskiego jest spore, ze stawem i strzelnicą.

http://www.gajowka.skoczow.pl

Summer tubing

Propozycja dla tych, którzy chcieliby latem pojeździć na stoku, ale raczej w pozycji siedzącej. To letnia odmiana snow tubingu, czyli zjeżdżania na oponach ulepionymi ze śniegu torami. Na szczycie góry Żar w Międzybrodziu Żywieckim zbudowano stumetrowy tor o wyprofilowanych zakrętach, zabezpieczony materacami. Dla dobrego poślizgu wyłożono go matami nawilżanymi żelem. Ponton przypomina wielką dętkę do ciężarówki, jest wyposażony w uchwyty. Wsiadamy, podkurczamy nogi i ruszamy. Ponton od razu nabiera prędkości, a my w żaden sposób nie możemy nim sterować - to podskakujemy na boki, to obracamy się w różne strony. Gdy dojedziemy do mety, taśmowy przenośnik zawiezie nas z powrotem na górę. Dla dorosłych i dzieci powyżej 5. roku życia. Jeden zjazd 2 zł, pięć - 7, dziesięć - 10. Zjeżdżalnia czynna codziennie od 10 do 19, pod warunkiem że nie pada deszcz.

http://www.pkl.pl

Tyrolandia

Tutaj nie trzeba się pocić, łapiąc równowagę na kolejnych wymyślnych przeszkodach jak w parku linowym. Zapinamy rolkę, siadamy w uprzęży i... jedziemy na kolejne drzewo. Duże emocje i sama przyjemność. Tak jest na Czantorii w Ustroniu, gdzie tuż obok górnej stacji kolejki linowej działa Park Tyrolandia (są tu tylko zjazdy tyrolskie na linach). Na wysokich drzewach zamontowano dwanaście platform, pomiędzy nimi biegną stalowe liny. Wkładamy uprząż, kask i po krótkim przeszkoleniu wchodzimy na drzewo. Tu zakładamy na linę specjalną rolkę, za nią dwa zabezpieczające karabinki i suniemy kilkadziesiąt metrów w powietrzu, do najbliższej platformy. Hamujemy nogami na miękkim materacu, przepinamy sprzęt na następną linę i znów w drogę. Czeka nas dziewięć zjazdów, od 30 do 75 m długości - w sumie 450 m szybkiej jazdy. Tyrolandia działa codziennie od 9 do 17, dorośli - 25 zł, dzieci poniżej 12 lat - 20 zł.

http://www.parklinowy.ustron.pl


Góra Żar w Międzybrodziu Żywieckim


Park linowy na Równicy w Ustroniu


Tor saneczkowy na Czantorii




martin13 - Pon Lip 30, 2007 7:32 pm
Beskidy mają górskie karetki pogotowia
mac 2007-07-30, ostatnia aktualizacja 2007-07-30 20:29
Do tej pory chorych z niektórych beskidzkich wsi trzeba było zwozić do lekarza końmi lub traktorem. Teraz pojadą po nich nowoczesne karetki pogotowia przystosowane do jazdy w górach
Karetka, która do tej pory jeździła do wezwań z Wisły, zasłużyła na emeryturę. Wysłużona terenowa toyota miała już 480 tys. km na liczniku. W sezonie, gdy do Wisły i okolic przyjeżdża 30 tys. turystów, pogotowie ma po dziesięć wyjazdów dziennie. Dlatego nie chciało dopuścić do sytuacji, w której samochód odmawia posłuszeństwa w drodze do chorego.

Karetka była potrzebna także Istebnej. Stacjonujący tam samochód jest w dobrym stanie, ale nie nadaje się do wyjazdów w górach. - Potrzebujemy karetek, które sprawdzają się w trudnym terenie i pojadą po pacjenta nawet wysoko w góry. Do tej pory zdarzały się nam sytuacje, że trzeba było zwozić chorych końmi, saniami albo traktorem - mówi Edward Czaja, dyrektor Cieszyńskiego Pogotowia Ratunkowego.

Pogotowie postanowiło więc kupić dwa nowe samochody. Poprosiło o dofinansowanie samorządy. Cieszyńskie gminy uskładały wspólnie 90 tys. zł, taką samą kwotę przeznaczyło starostwo. Pozostałe 180 tys. zł zapłaci pogotowie.

Za te pieniądze kupiono dwa nowoczesne mercedesy vito. To karetki reanimacyjne wyposażone w mocne silniki i napęd na cztery koła, dlatego świetnie sobie poradzą nawet w trudnych warunkach. Posiadają też metalowe zabezpieczenia "kogutów" na dachu, aby nie rozbiły ich nisko opadające gałęzie drzew na bocznych drogach. - Robiliśmy już testy w terenie i świetnie zdają egzamin. Dzięki nim mieszkańcy i turyści mogą liczyć na szybką pomoc nawet wysoko w górach - zapewnia Czaja.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,4352292.html
______________________________________________________

Spanikowali, TOYOTY nigdy się nie psują



Emenefix - Nie Sie 05, 2007 7:17 pm
Co prawda Masyw Babiej Góry w 90% leży w Małapolskim ale myślę, że mogę i tutaj wkelić sprawę, na którą pracowałem ostatnie kilka dni.



Stacja narciarska i schronisko na Babiej Górze?

Władze gminy Zawoja planowały budowę potężnego ośrodka narciarskiego wraz z kolejką linową na północnych stokach Małej Babiej (Cylu). Byłby to najwyżej położony ośrodek narciarski w Polsce - pisze serwis wiadomosci24.pl i informuje także o planowanej budowie schroniska na Babiej Górze.
Jak pisze w serwisie Marcin Nowak, pomysł budowy stacji narciarskiej spotkał się z definitywnym sprzeciwem zarówno BPN, jak i Rady Naukowej parku i organizacji ekologicznych. Turystom i ekologom nie podoba się także remont schroniska na Markowych Szczawinach. Kilkaset metrów wyżej, pod szczytem Babiej Góry może powstać drugie schronisko górskie - piszą wiadomosci24.pl.

- Babiogórski Park Narodowy zgodnie ze swoimi kompetencjami, po zasięgnięciu opinii Rady Naukowej Parku wyraził negatywną opinię na temat planowanej inwestycji na stokach Małej Babiej Góry – poinformowała wiadomosci24.pl Anna Arcikiewicz z Dyrekcji BgPN. Gmina Zawoja mimo negatywnej opinii ze strony BgPN jest w trakcie opracowania Planu Zagospodarowania Przestrzennego z uwzględnieniem inwestycji narciarskich. I to nie tylko na stokach Cyla, ale i okolicznej Policy - pisze serwis.

– Babiogórski Park Narodowy nie może wypowiedzieć się jeszcze na temat odbudowy nowego schroniska na południowych stokach Babiej Góry, ponieważ do dnia dzisiejszego nikt nie poinformował nas w sprawie ponownego rozpoczęcia inwestycji – mówi Arcikiewicz.

Więcej o sprawie w artykule gazety wiadomosci24.pl - Czy niedzielni turyści zadepczą Babią Górę?



Wit - Nie Sie 05, 2007 9:07 pm
Zorbing - nowa atrakcja tylko dla orłów
Marcin Czyżewski2007-08-03, ostatnia aktualizacja 2007-08-03 22:08

Zjazd we wnętrzu wielkiej, dmuchanej kuli to nowa atrakcja dla turystów odwiedzających Wisłę. Ci, którzy nie szukają aż tak mocnych wrażeń, mogą skorzystać z butów do stawiania dwuipółmetrowych kroków

Wielu turystów, którzy odwiedzają latem Wisłę, nie zadowala się tylko pięknymi widokami i górskimi szlakami. Szukają zajęć, które podniosą im poziom adrenaliny. Dlatego Przygoda Park, działający w centrum kurortu, przygotował dla nich nową, bardzo emocjonującą atrakcję. - Postanowiliśmy uzupełnić gamę naszych ekstremalnych rozrywek o pierwszy w Beskidach zorbing. To po prostu staczanie się z góry w wielkiej kuli - tłumaczy Janusz Tyszkowski, właściciel parku.

Dmuchana kula ma 3,5 m średnicy i waży 85 kg. Jest wykonana z bardzo wytrzymałego, ale miękkiego tworzywa. Srebrny kolor nadaje jej kosmiczny wygląd. Na początek toru o długości 75 m holuje ją terenowy samochód. Tam śmiałkowie wchodzą do środka przez małe otwory z boku kuli i są przypinani specjalnymi uchwytami naprzeciwko siebie. Potem kula jest odpinana od mocującej ją liny i swobodnie toczy się w dół toru, dokonując ośmiu-dziewięciu obrotów. - Takie kulanie trwa niby tylko kilka chwil, ale w środku wydaje się, że to wieczność. O rany, to jest mocniejsze od skoku na bungee. Przy pierwszym obrocie wszystko zaczyna wirować, a potem jest już tylko szybciej - emocjonowała się Basia Dragon, która odważyła się na zorbing.

Choć emocje sięgają zenitu, to zabawa jest bezpieczna. - Kula jest przez cały czas przypięta do prowadzących ją lin, dlatego nie ucieknie na bok. Na dole liny się rozszerzają i kula automatycznie hamuje - tłumaczy Tyszkowski. Kulanie dla jednej osoby kosztuje 25 zł.

Turyści, którzy nie szukają aż takich emocji, mogą skorzystać z innej nowości. To kangoo jumps, czyli kangurze skoki. W parku Kopczyńskiego w centrum Wisły można wypożyczyć plastikowe buty na grubych sprężynach, przypominające bajkowe siedmiomilowe buty. - Można na nich skakać do 80 cm wzwyż i stawiać nawet dwuipółmetrowe kroki - mówi Krzysztof Konieczny, właściciel wypożyczalni.

Buty na sprężynach wymyśliła podobno amerykańska NASA - agencja zajmująca się lotami kosmicznymi - dla swoich astronautów. Nie tylko dają frajdę ze skakania, ale zmniejszają nawet o 80 proc. nacisk na stawy i gwarantują prawidłową postawę podczas joggingu. Pozwalają też stracić sporo kalorii.

Z kangoo jumps mogą korzystać dzieci i dorośli. Wypożyczenie na 15 minut kosztuje 5 zł, na godzinę - 15 zł, a na cały dzień - 30 zł.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice






Wit - Pon Sie 06, 2007 8:42 pm
Wycinka drzew na plakatach
Marcin Czyżewski2007-08-06, ostatnia aktualizacja 2007-08-06 18:56



Turystów, którzy przyjechali na wakacje w Beskidy, przeraża wycinka tutejszych lasów. Dlatego leśnicy rozpoczęli specjalną akcję informacyjną

Beskidzkie lasy są w fatalnym stanie. Tutejsze świerki osłabione brakiem wody stały się łatwą zdobyczą dla korników. Drzewom nie sprzyja też tegoroczna aura. Łagodna zima, gorąca wiosna oraz suche lato to bardzo korzystne warunki dla szkodników. Rozrastają się opieńki, przybywa korników. Leśnicy tłumaczą, że jeden chory świerk może zarazić nawet kilkadziesiąt drzew rosnących w jego sąsiedztwie.

Dlatego jedynym, choć drastycznym, sposobem jest zakrojona na szeroką skalę wycinka, która pozwala uratować jak najwięcej zdrowych drzew. Niewykluczone, że w jej efekcie zniknie nawet 20 proc. beskidzkich lasów. W samym Nadleśnictwie Wisła z wycinki uzyskano już w tym roku 210 tys. m sześc. drewna. To około 6 tys. załadowanych po brzegi ciężarówek. Codziennie przy wycince pracuje tu 700 osób, a z lasu wyjeżdża nawet 80 samochodów wyładowanych drewnem.

Turyści, którzy przyjechali na wakacje w Beskidy, są przerażeni. - Idąc w góry, człowiek co chwilę słyszy wycie pił, widzi ścięte drzewa. To okropne. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo Beskidy będą gołe. Moja córka nawet się rozpłakała, widząc tyle martwych drzew - opowiada Lucyna Kobuz ze Skierniewic.

Józef Worek, nadleśniczy z Ujsoł, przyznaje, że leśnicy cały czas słyszą pretensje dotyczące wycinki. - Większość osób wykazuje zrozumienie, ale często zdarzają się też złośliwe uwagi, że "tniemy dla kasy" - mówi Worek.

Dlatego Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Katowicach rozpoczęła akcję informacyjną skierowaną do turystów i mieszkańców. Opracowała plakaty i ulotki, w których szczegółowo opisuje stan beskidzkich lasów, przedstawia powody wycinki. Wydawnictwa trafiły do nadleśnictw w: Andrychowie, Bielsku-Białej, Jeleśni, Ujsołach, Ustroniu, Węgierskiej Górce i Wiśle.

- Plakaty wieszamy wszędzie tam, gdzie przewijają się ludzie: przy wejściach na szlaki turystyczne, w schroniskach, na tablicach ogłoszeniowych, przystankach, w sklepach, przy kościołach. Straż leśna wozi ze sobą ulotki i wręcza turystom spotkanym na szlakach. Mamy nadzieję, że w ten sposób jak najwięcej ludzi dowie się, co dzieje się z beskidzkimi lasami - informuje Witold Szozda, nadleśniczy z Wisły.



babaloo - Pon Sie 06, 2007 9:11 pm
To nie jest cała prawda. Poza lasami państwowymi, duża część lasów w Beskidach, zwłaszcza tych położonych tuż przy wsiach jest własnością gromadzką czy jakoś tak (mieszkańcy przysiółka są współwłaścicielami lasów rosnących w okolicach w których mieszkają) Te lasy często mają się świetnie, a są wycinane w pień. Myślę, że turystom chodzi głównie właśnie o nie. Całe stoki górskie są wycinane i wygląda to okropnie. Nie chodzi tu o ochronę lasu, bo po wycince nie ma już lasu.



Jaimar - Wto Sie 07, 2007 8:25 am
^^ jeżeli na stoku jest 99,5% świerka i zostanie on wycięty bo jest zagrożony kornikiem to na stoku lasu nie ma (conajwyżej jakaś samotna jodła, bo tego korniki nie gryzą). Buczyny nikt nie wycina, jodeł i modrzewi też. Szkółki pracują pełną parą. Może za jakiś czas będziemy mieli w Beskidach ponownie prawdziwy las a nie plantację świerka założoną przez Habsburgów w miejscu pierwotnego lasu bukowo jodłowego (świerczyny były oryginalnie w wyższych partiach - powyżej 1000m npm).



Kris - Wto Sie 07, 2007 7:19 pm
Budują skocznie

Trzy nowoczesne skocznie i profesjonalne zaplecze. Jednym słowem - obiekty europejskiej klasy powstaną w Szczyrku. O ich budowie mówiło się kilkanaście lat. Marzenia właśnie stały się faktem, choć jeszcze niedawno inwestycja stała pod znakiem zapytania.

Budowa ruszyła. Robotnicy karczują las. Za pół roku powstanie tu wieża sędziowska i pierwsza z trzech skoczni.
To ostatni moment, by rozpocząć inwestycję.


Trzy nowoczesne skocznie i profesjonalne zaplecze. Jednym słowem - obiekty europejskiej klasy powstaną w Szczyrku

Z powodu aresztowania pod zarzutem korupcji dwóch dyrektorów Centralnego Ośrodka Sportu w Warszawie wstrzymane zostały wszystkie inwestycje - także ta w Skalite. I choć budowa ruszyła - pewności, że zostanie dokończona mieć nie można.

Centralny Ośrodek Sportu w Szczyrku ma wszystkie niezbędne pozwolenia. W tej chwili liczy się dosłownie każda godzina. We wtorek obiekt, a właściwie miejsce na którym powstanie, wizytowali przedstawiciele FIS-u. Oceniali jaka jest szansa, by już w lutym odbyły się tu Mistrzostwa Świata Juniorów w skokach narciarskich.
W Polsce brak takich profesjonalnych obiektów. Pod tym względem w Europie plasujemy się na szarym końcu. Przedstawiciele FIS-u mówią stanowczo: jeżeli skocznia nie zostanie oddana w terminie Polska może na następnych parę lat zapomnieć o organizacji imprez narciarskich światowej klasy.

Anna Szafrańska
http://ww6.tvp.pl/2858,20070807536609.strona



Wit - Pią Sie 24, 2007 9:14 pm
W Wiśle można się kąpać tylko nielegalnie
Ewa Furtak2007-08-24, ostatnia aktualizacja 2007-08-24 19:47



Urzędnicy chcieli zrobić plażę nad zbiornikiem w Wiśle Czarne. Efekt jest taki, że być może całe jezioro zostanie ogrodzone płotem.
Czego brakuje turystom przyjeżdżającym do Wisły? Wody. Otwarty jest tylko jeden basen, w dodatku nie ma na nim żadnych atrakcji, od dawna też przydałby mu się remont. Zdesperowani ludzie w każdy upalny dzień tłoczą się więc na brzegach Wisły i chłodzą w zalewach utworzonym przez niewielkie wodospady. Jest tu jednak tak płytko, że pływać się nie da.

- Ludzie kąpią się także w zbiorniku w Wiśle Czarne, choć obowiązuje tam zakaz kąpieli - mówi Paweł Brągiel, radny cieszyńskiego powiatu. Sztuczne jezioro otoczone jest lasem i uważane za jedno z najpiękniejszych w Polsce. Problem w tym, że to zbiornik wody pitnej dla Śląska Cieszyńskiego. Stąd zakaz kąpieli.

W rzeczywistości zakaz obowiązuje tylko na papierze. Pod koniec lipca doszło tam nawet do tragedii - utonął 23-letni mężczyzna próbujący przepłynąć jezioro wszerz. - Ludzie i tak będą się tam kąpać. Nie chcemy, by dochodziło do kolejnych takich tragedii. Stąd pomysł, by na brzegu na wysokości ul. Białej Wisełki urządzić zagospodarowaną plażę, może nawet z ratownikiem. Łatwiej byłoby wtedy zapanować nad kąpiącymi się i zadbać o ich bezpieczeństwo - mówi Andrzej Molin, burmistrz Wisły. - Poza tym byłaby to kolejna duża atrakcja turystyczna Wisły. Nie dziwię się, że ludzie tam tak ciągną, bo to naprawdę piękne miejsce - dodaje Molin.

O zgodę na utworzenie plaży urzędnicy wystąpili do pszczyńskiego inspektoratu Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gliwicach. RZGW nie chce się jednak zgodzić na wykorzystanie zbiornika do celów rekreacyjnych. Powód: przepisy sanitarne.

- Taki zakaz dotyczy wszystkich zbiorników wody pitnej w kraju - potwierdza Aleksandra Sanetra z cieszyńskiej Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej.

Burmistrz Wisły wie, że kąpiel w zbiorniku jest niebezpieczna. Dno jest niezbadane, mogą tam być dziury, poza tym woda z Białej i Czarnej Wisełki jest bardzo zimna, więc łatwo o szok termiczny. RZGW nie wyklucza, że w tej sytuacji zbiornik zostanie ogrodzony płotem. Władze Wisły chcą tego uniknąć, dlatego brzegi patroluje teraz straż miejska.

- Patrol nie może jednak pilnować jeziora przez całą dobę - mówi Molin. Jeśli pomysł ze strażą okaże się nieskuteczny, zbiornik zostanie ogrodzony.



Mies - Nie Sie 26, 2007 8:26 pm
Film pokazujący wnętrza Zamku Prezydenta w Wiśle

http://www.silesiaheritage.tv/index.php ... film=zamek



Wit - Pon Sie 27, 2007 7:15 pm
Powstał Szlak Zbójników Beskidzkich
Ewa Furtak2007-08-26, ostatnia aktualizacja 2007-08-26 21:12

Biesiada zbójecka w karczmie w Jeleśni czy zwiedzanie Jaskini Malinowskiej, w której kryjówkę miała banda słynnego zbójnika Ondraszka, to tylko niektóre z atrakcji nowego szlaku.
Szlak został opracowany przez grupę "Beskidzki Gazda", którą tworzą samorządowcy, przedsiębiorcy i działacze turystyczni z powiatów bielskiego, cieszyńskiego i żywieckiego. Pomysł zwyciężył w organizowanym za unijne pieniądze projekcie "Turystyka - wspólna sprawa", został uznany przez jurorów za najlepszy produkt turystyczny w całym województwie śląskim.

- W nagrodę Szlak Zbójników Beskidzkich będzie miał stoisko podczas październikowych targów Tour Salon w Poznaniu - mówi Jakub Michalski, specjalista ds. PR projektu "Turystyka - wspólna sprawa".

Grupa "Beskidzki Gazda" dostanie także pieniądze na wydanie materiałów promocyjnych. Na szlaku znalazło się kilkadziesiąt miejsc. To m.in. Kamesznica, w której urodził się najsłynniejszy zbójnik Żywiecczyzny Jerzy Fiedor, Węgierska Górka z zabytkowym folwarkiem, na który napadł zbójnik Martyn Portasz, i Nieledwia, gdzie obelisk upamiętnia urzędnika Marcina Jaska zamordowanego przez tegoż zbója. Ponadto są Jaskinia Malinowska w masywie Skrzycznego, w której schronienie znalazła podobno banda zbójnika Ondraszka, i żywiecki zamek, w którego lochach nieraz więziono ujętych zbójów. Na szlaku czekają także inne atrakcje - biesiada zbójecka w jednej z beskidzkich karczm i inscenizowane napady zbójników. Turyści, którzy pokonają szlak śladami beskidzkich zbójników, na pamiątkę otrzymają certyfikaty.

- Szlak obejmuje miejsca związane z faktycznymi wydarzeniami historycznymi, jak również z miejscami tajemniczych legend i podań wprowadzających turystów w klimat XVII i XVIII w. - zaprasza Leszek Młodzianowski, przewodnik beskidzki z grupy "Beskidzki Gazda".

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice



Wit - Pią Sie 31, 2007 9:40 pm
Wystrzel się z katapulty na dziesiąte piętro
Marcin Czyżewski2007-08-31, ostatnia aktualizacja 2007-08-31 20:50


Chcesz w ciągu sekundy znaleźć się na wysokości dziesiątego piętra? Przyjedź do Ustronia. Działa tu nowa ekstremalna rozrywka dla odważnych.

W Beskidach przybywa atrakcji dla osób, które uwielbiają mocne wrażenia. Po skokach na bungee, parkach linowych, mountainboardingu, ekstremalnych torach saneczkowych czy zorbingu przyszedł czas na katapultę, która pojawiła się w pobliżu dolnej stacji kolejki krzesełkowej na Czantorię.

Już z daleka widać dwa solidne stalowe słupy o wysokości 25 metrów. Jest do nich przymocowana bardzo gruba lina, ręcznie skręcana z tysięcy cienkich gumek. Chętni do wystrzelenia w powietrze stają między słupami, a obsługa katapulty zakłada im uprząż i przytwierdza do wystających z bruku uchwytów.

Silniki przy słupach naciągają gumową linę, obsługa zwalnia linkę, a śmiałek niczym pocisk wylatuje w powietrze z prędkością 30 metrów na sekundę. - Przeciążenia są zbliżone do tych, jakie występują w myśliwcach - mówi Paulina Król, obsługująca katapultę.

Osoba ważąca 70-80 kg wylatuje w górę nawet na wysokość 35 m. To tak, jakby w ciągu jednej sekundy znalazła się na wysokości dziesiątego piętra. Oczywiście liny cały czas pewnie trzymają chętnych, którzy potem przez kilka chwil huśtają się w powietrzu. Potem silniki powoli opuszczają wystrzelonych na ziemię.

Reakcje są różne. Niektórzy są przerażeni, inni się śmieją. - Wszystko dzieje się tak szybko. Człowiek nie mrugnie, a już jest na górze. Potem są emocje, gdy się opada - mówi Michał Stawiarz, który już wiele razy korzystał z katapulty.

Atrakcja jest całoroczna. Wystrzelenie jednej osoby kosztuje 40 zł, a dwóch osób w tandemie (spiętych razem) 60 zł. Katapulta jest czynna od godz. 11 do 20, a w weekendy od godz. 10 do 20.





Wit - Śro Wrz 26, 2007 9:49 pm
Beskidzkie owce wkrótce dostaną becikowe
Ewa Furtak2007-09-26, ostatnia aktualizacja 2007-09-26 21:08



Żeby uratować zarastające górskie hale, trzeba przywrócić tradycję wypasania owiec. Śląski Urząd Marszałkowski da na to pieniądze.

- Gdy w modzie były kożuchy, na beskidzkich halach pasło się 130 tys. owiec. A teraz? Zostało ich zaledwie 10 tys. Zysk jest tylko z jagnięciny, mleka i serów, nikt nie chce wełny czy owczych skór - mówi Zofia Hercberg z Wydziału Terenów Wiejskich Śląskiego Urzędu Marszałkowskiego.

Nie ma owiec, więc Beskidy coraz szybciej zarastają. W efekcie giną rzadkie gatunki roślin, na przykład storczyki. Ratunek jest jeden: trzeba przywrócić tradycyjny wypas owiec. Dlatego ponad rok temu w Śląskim Urzędzie Marszałkowskim rozpoczęły się prace nad projektem "Owca Plus" mającym ocalić górskie hale. Program jest gotowy, zarząd województwa podjął już stosowną uchwałę. Niedługo powinny odbyć się pierwsze konkursy dla organizacji pozarządowych zainteresowanych wypasaniem owiec na górskich halach (będą zawierały umowy z bacami). Wstępny budżet projektu to ok. 700 tys. zł.

O dofinansowanie można starać się tylko na hale położone powyżej 500 m n.p.m. Zespoły parków krajobrazowych wskazały te najbardziej zagrożone - to kompleksy w rejonie Hali Boraczej, Ochodzitej, Hali Miziowej i Rycerzowej. Pieniądze są przeznaczone m.in. na odbudowę i remonty bacówek oraz obronę stad przed wilkami. Pomysłodawcy chcą także zachęcić baców do rozmnażania owiec. Dlatego każda owca matka, która nie trafi latem pod nóż i zejdzie z hali w czasie jesiennego redyku, dostanie jednorazowe "becikowe" - 150 zł. Program jest na razie przewidziany na dwa lata.

- Chcemy zobaczyć, jak nasze pomysły sprawdzą się w praktyce - tłumaczy Hercberg.

W konkursie będzie startował m.in. Piotr Kohut z Koniakowa, który razem z Kazimierzem Furczoniem z Podhala i kilkoma innymi gospodarzami założył Tatrzańsko-Beskidzką Spółdzielnię Producentów "Gazdowie". To pierwszy gospodarz w regionie, którego bacówka dostała tzw. numer weterynaryjny niezbędny do tego, żeby produkować i sprzedawać chronione przez unijne prawo sery i inne wyroby z owczego mleka. Kohut i inni gospodarze z Beskidu Śląskiego, podobnie jak bacowie z Żywiecczyzny, brali udział w pracach nad projektem.

- To ma przede wszystkim ocalić hale. Teraz nawet jak ktoś jeszcze hoduje owce, najczęściej wypasa je koło domu. Tak jest prościej i bezpieczniej, bo wilki nie atakują zwierząt - tłumaczy Kohut.



martin13 - Pon Paź 01, 2007 7:51 pm
Na Czantorii energia słoneczna podgrzewa wodę
Ewa Furtak 2007-10-01, ostatnia aktualizacja 2007-10-01 21:10
Samograj nie jest podłączony do prądu, mimo to gra, a promienie słoneczne podgrzewają wodę. Takie cuda dzieją się teraz na Czantorii.
Otwarte niedawno na Czantorii Edukacyjne Centrum Meteorologii i Energii Odnawialnej to nowa atrakcja dla turystów przyjeżdżających w Beskidy. - Zwłaszcza dla dzieci, to głównie z myślą o nich powstało to miejsce. Mogą się na własne oczy przekonać, jak człowiek może do własnych celów wykorzystać różne zjawiska meteorologiczne - mówi Adam Skowroński z firmy Ecoclima Serwis, projektant i twórca centrum na Czantorii.

Obok górnej stacji kolejki linowej stanęły m.in.: turbina wiatrowa wytwarzająca prąd, kolektor słoneczny podgrzewający wodę oraz samograj. To ostatnie urządzenie, choć nie jest podłączone do prądu, wytwarza dzięki energii słonecznej dźwięki. Są też urządzenia pomiarowe, zwiedzający ośrodek mogą zobaczyć np., jak się mierzy natężenie promieniowania UV. W ośrodku obejrzeć można także urządzenia meteorologiczne, jakie w stacjach badawczych stosowano kilkadziesiąt lat temu.

W centrum dowiemy się, skąd się biorą śnieg i deszcz, dlaczego występują burze i jak podczas wędrówki w górach uchronić się przed uderzeniem pioruna. Pomysłodawcy liczą, że uda się przyciągnąć do ośrodka zorganizowane grupy na lekcje w terenie. - To przecież jedno z najpopularniejszych miejsc wycieczek szkolnych. Sam jeszcze jako uczeń katowickiej szkoły dwa razy do roku tutaj bywałem - wspomina Skowroński.

Z otwarcia ośrodka bardzo cieszy się Czesław Matuszyński, prezes Kolei Linowej "Czantoria", który nie zastanawiał się długo, gdy Skowroński zaproponował mu otwarcie centrum. - Nie można z założonymi rękami czekać na turystów. Trzeba im ciągle coś nowego proponować - mówi Matuszyński. Centrum to kolejna atrakcja na Czantorii. Są tam już m.in.: kolejka linowa, tor saneczkowy, wieża widokowa oraz stacja sokolnicza.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,4538645.html



Wit - Śro Paź 10, 2007 7:34 pm
Węgierska Górka chce być atrakcyjnym kurortem
Marcin Czyżewski2007-10-10, ostatnia aktualizacja 2007-10-10 20:35



Ładny deptak ze ścieżką rowerową i plażą wzdłuż Soły, amfiteatr, ryneczek i wielka hala sportowa z basenem - to wszystko powstanie w Węgierskiej Górce. Miejscowość chce się przemienić w atrakcyjny kurort
Węgierska Górka to ładnie położona miejscowość na Żywiecczyźnie. Ale oprócz górskich szlaków i fortów z czasów II wojny światowej na turystów nie czeka tu zbyt wiele atrakcji. Dlatego władze gminy chcą to zmienić. - Posiadamy prawie 2 tys. miejsc noclegowych. Poza Korbielowem to najwięcej w całym regionie. Rolnictwo ani przemysł na tym terenie się nie rozwinie, dlatego turystyka jest naszą jedyną drogą. Musimy zrobić wszystko, żeby przyjeżdżało do nas jak najwięcej ludzi - tłumaczy Marian Kurowski, zastępca wójta Węgierskiej Górki.

Gmina chce to osiągnąć poprzez przemianę swojego centrum w atrakcyjny kurort. Teraz życie toczy się tutaj wzdłuż przejazdowej drogi do Zwardonia. Koncepcja opracowana przez architekta Macieja Wiewiórę przewiduje, że wszystko przesunie się w pobliże rzeki Soły. Wzdłuż niej powstanie najważniejszy element całego przedsięwzięcia, czyli kilkukilometrowa, spacerowa promenada połączona ze ścieżką rowerową. Na szerokich w tym miejscu brzegach zaplanowano trawiaste i piaszczyste plaże. Z deptaka do rzeki będą prowadzić schodki, powstaną tam też tarasy widokowe. Przy zmodernizowanej niecce jazu na rzece będzie zatoczka kajakowa i stanowiska dla wędkarzy.

Przerzuconą nad Sołą kładką będzie można przejść do parku ze ścieżką dydaktyczną i historycznego Traktu Cesarskiego. Samorząd chce, aby po renowacji (wyłożeniu kocimi łbami i drewnem) był on drogą spacerową. W planach jest także rewitalizacja znajdującego się obok historycznego kanału Młynówka, wzdłuż którego również powstanie deptak spacerowy.

W sąsiedztwie Młynówki, gdzie gmina ma 10 ha wolnego terenu, stanie pełnowymiarowa hala sportowa z widownią, częścią konferencyjną i odnową biologiczną. Tuż obok będzie niewielki rynek z zielenią, pomyślany jako miejsce spotkań i wypoczynku. W sąsiedztwie zaplanowano jeszcze amfiteatr i niewielkie błonia.

Całe przedsięwzięcie ma być jedną z największych inwestycji w regionie. Jego koszt szacowany jest na 25 mln zł, a realizacja zajmie kilka lat. - Zaczynamy na wiosnę od budowy hali sportowej. Potem powstanie promenada wzdłuż Soły. Oprócz gminnych środków wykorzystamy fundusze unijne, a być może także kredyt. Chcemy też zaangażować kapitał prywatny - tłumaczy Kurowski.

Marek Biegun od kilku lat szefuje ośrodkowi wypoczynkowemu Jaz w Węgierskiej Górce. Przyznaje, że od wielu gości słyszy narzekania na brak atrakcji turystycznych w gminie. - Są zachwyceni okolicą i górskimi szlakami, ale potrzebują czegoś więcej. Bez dużych inwestycji nie mamy co liczyć na turystów, którzy teraz uciekają na Słowację lub do Czech. Wystarczy spojrzeć na Białkę Tatrzańską, która postawiła na turystykę i ściąga tłumy ludzi. Czekam na to jak na zbawienie - mówi Biegun.

Wtóruje mu Krzysztof Pielak, mieszkaniec gminy. - Na całym świecie miejscowości, które chcą żyć z turystyki, starają się być coraz piękniejsze i nowocześniejsze. My też musimy iść tą drogą, bo na razie jest zgrzebnie. Jeżeli choć część z tych planów zostanie zrealizowana, to będzie wspaniale - przekonuje Pielak.


Tak urbaniści wyobrażają sobie bulwary w Węgierskiej Górce



Wit - Nie Paź 21, 2007 8:34 pm
W Szczyrku wybudują trzy skocznie
Marcin Czyżewski2007-10-21, ostatnia aktualizacja 2007-10-21 21:57



W Szczyrku pełną parą ruszyła budowa kompleksu trzech skoczni narciarskich. Największa z nich będzie gotowa już zimą na nadchodzące mistrzostwa świata juniorów.
Istniejąca od 1937 roku naturalna skocznia narciarska w Szczyrku Skalitem do ostatnich dni gościła zawody o randze Mistrzostw Polski, ale najlepsze chwile ma już za sobą. Dlatego Centralny Ośrodek Sportu postanowił ją gruntownie przebudować. - Zaczęliśmy od zabezpieczenia stoku, żeby nie powtórzyło się to, co na Malince, gdzie osunęła się ziemia na zeskoku. Tutaj wszystko zostanie odpowiednio umocnione - mówi Zbigniew Łagosz, dyrektor COS-u w Szczyrku. Skalite po przebudowie zmieni się w kompleks trzech skoczni: K-95, K-70 i K-40. Wszystkie będą miały wspólny zeskok. Obok skoczni staną platforma trenerska, wieże sędziowskie i kolejka linowa dla zawodników. Pojawi się też oświetlenie, igelit, zaplecze techniczne oraz trybuny na około 4 tys. osób.

Projektanci zadbali, żeby cały kompleks wpisywał się w górskie otoczenie. Wieża sędziowska zostanie wykończona drewnem, a zaplecze oraz domek startowy skoczni K-95 będą wyglądać jak góralskie drewniane chałupy.

Największa skocznia ma być gotowa do 15 stycznia. - Musimy zdążyć przed zaplanowanymi na luty mistrzostwami świata juniorów. Pozostała część zespołu powstanie do końca 2008 roku - mówi Łagosz.

Cała inwestycja pochłonie około 36 mln zł. Dzięki nowemu kompleksowi będzie można zamknąć starą skocznię w Szczyrku Biłej.



Wit - Nie Paź 21, 2007 8:38 pm
Wisła popularna wśród cudzoziemców
Ewa Furtak2007-10-21, ostatnia aktualizacja 2007-10-21 22:03



Co trzecie mieszkanie na nowo wybudowanym osiedlu Belweder należy do cudzoziemca. Jednym z apartamentów interesuje się nawet obywatel Mongolii
Osiedle Belweder w Wiśle położone jest na jednohektarowej działce, trzy kilometry od centrum miasta, nieopodal rozwidlenia dróg na Czarne i Malinkę. Tuż przy lesie, na słonecznym stoku, spółka GeTeCelia, znana m.in. z takich inwestycji, jak hotele Hilton i Sheraton, wybudowała trzy nowoczesne apartamentowce wzorowane na tradycyjnej, beskidzkiej architekturze. Jest tam 55 w pełni wykończonych apartamentów. Mają od 50 do 130 m kw. powierzchni. Ceny zaczynają się od 5,5 tys. zł za metr kwadratowy wykończonego mieszkania wraz z prawem własności gruntu. Ponad 80 proc. mieszkań znalazło już właścicieli. Ani jeden apartament nie należy do mieszkańca Wisły - oni tradycyjnie wolą mieszkać w jednorodzinnych domach, w wielopokoleniowych rodzinach. Za to ponad 30 proc. apartamentów wykupili cudzoziemcy.

- Niemcy, Włosi, Irlandczycy, Amerykanie... - wylicza, przeglądając podpisane już umowy, Bożena Kopeć z GeTeCelii. - Apartamentem interesował się także obywatel Mongolii, ale on na razie nie podpisał umowy - dodaje.

Kopeć mówi, że cudzoziemcy najczęściej znajdują ofertę osiedla Belweder w internecie. Kupują mieszkania w Wiśle, bo płacą za nie mniej niż w Krakowie czy Warszawie. - A okolica jest wyjątkowo piękna - zachwalają obcokrajowcy beskidzkie pejzaże.

Mało kto z nabywców ma zamiar zamieszkać w Wiśle na stałe. Zapowiadają jednak, że będą przyjeżdżać od czasu do czasu na narty albo na letnie wakacje. Apartamenty chcą wynajmować turystom.

Mieszkania na luksusowym osiedlu Belweder nie są jedynymi wiślańskimi nieruchomościami, którymi interesują się cudzoziemcy. - Podczas Tygodnia Kultury Beskidzkiej rozmawiałem z członkami amerykańskiego zespołu, który występował na naszej estradzie. Wszyscy byli Wisłą zachwyceni i zapowiadali, że będą się rozglądali za możliwością zakupu jakiejś działki albo domu w okolicy - mówi burmistrz Wisły Andrzej Molin.

Władze Wisły i mieszkańcy cieszą się z takiego zainteresowania swoją miejscowością. Ich zdaniem najlepsze czasy dla Wisły dopiero nadchodzą. Gdy gotowa będzie skocznia w Wiśle Malince, będą się tutaj odbywały wielkie międzynarodowe imprezy sportowe. - Czeka nas wtedy najazd gości z różnych stron świata. Jestem przekonany, że znajdą się wśród nich tacy, którym tak się u nas spodoba, że zechcą kupić jakąś nieruchomość, a może nawet zamieszkać na stałe - mówi Molin.



Wit - Czw Paź 25, 2007 8:46 pm
Porozumienie nad gorącymi źródłami
Marcin Czyżewski2007-10-25, ostatnia aktualizacja 2007-10-25 22:16



Rada społeczna Beskidzkiego Zespołu Leczniczo-Rehabilitacyjnego zgodziła się na przekazanie gminie Jaworze odwiertów wód termalnych. Samorząd chce zbudować kompleks basenów, które staną się wielką atrakcją całego regionu
Władze Jaworza chcą wrócić do dawnych tradycji uzdrowiskowych, gdy do tej malowniczej miejscowości przyjeżdżały tłumy gości. Bywały tu takie sławy, jak Maria Dąbrowska, Melchior Wańkowicz czy Julian Tuwim. Magnesem dla turystów mają być baseny z wodą geotermalną. W centrum Jaworza znajdują się wykonane jeszcze w latach 80. odwierty termalnych wód solankowych. Ministerstwo Zdrowia uznało je za wody lecznicze, ale odwierty nie są wykorzystywane. Do urzędu gminy zgłaszają się inwestorzy chcący uczestniczyć w budowie kompleksu basenów.

Aby inwestycja mogła się rozpocząć, gmina musi najpierw przejąć odwierty od Beskidzkiego Zespołu Leczniczo-Rehabilitacyjnego. Rada społeczna tego szpitala podjęła właśnie uchwałę o przekazaniu odwiertów gminie. - To pierwszy, ale bardzo ważny krok w tej sprawie. Ostateczną decyzję podejmie samorząd województwa, który jest organem założycielskim szpitala - tłumaczy Zdzisław Bylok, wójt Jaworza.

Według zawartego porozumienia w zamian za przejęcie odwiertów gmina obniży zespołowi podatek od nieruchomości, a także będzie dostarczać do szpitala solankę na cele lecznicze i odbierać zużytą wodę. - W obliczu problemów finansowych zwolnienie z podatku jest dla nas korzystne. Poza tym nie musielibyśmy już kupować solanki, którą wykorzystujemy w czasie zabiegów - wyjaśnia Grażyna Habdas, dyrektorka szpitala.

Według opracowanej koncepcji kompleks geotermalny w Jaworzu będzie podzielony na dwie części: sportowo-rekreacyjną oraz hotelową. W pierwszej powstaną kryte i odkryte baseny termalne, przeznaczone zarówno do pływania, jak i do kąpieli leczniczych. Będzie do nich przylegać centrum sportowo-rekreacyjne z salą gimnastyczną, kręgielnią, siłownią i boiskami do gry w squasha. Znajdą się tu również sala konferencyjna, boiska wielofunkcyjne i korty. Wszystko będzie połączone z hotelem na ok. 250 miejsc.

Kompleks ma powstać na pięciohektarowym terenie w centrum miejscowości. Jaworze otrzymało już zgodę Ministerstwa Rolnictwa na jego odrolnienie. Gmina chce, by inwestycja zakończyła się do 2010 roku.



Wit - Czw Paź 25, 2007 8:53 pm
Hotel Gołębiewski ukarany przez UOKiK
fe2007-10-25, ostatnia aktualizacja 2007-10-25 22:15

Przez kilka miesięcy Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów sprawdzał, czy Gołębiewski w Wiśle ma prawo do posługiwania się nazwą "hotel". - Konsumenci zostali wprowadzeni w błąd co do kategorii i standardu - uznał prezes urzędu.
O problemach jednego z najdroższych i najbardziej luksusowych obiektów w regionie pisaliśmy w "Gazecie" już kilka razy. Przypomnijmy: na wiślański hotel Gołębiewski skargę do UOKiK na podstawie protokołu z kontroli złożył Śląski Urząd Marszałkowski. Urzędnicy uznali, że obiekt nie ma prawa do nazwy "hotel" oraz posługiwania się czterema gwiazdkami. UOKiK rozpoczął postępowanie początkiem czerwca. W międzyczasie Gołębiewski - po dwóch latach czekania - został przez śląskich urzędników skategoryzowany jako hotel, dostał cztery gwiazdki, jednak UOKiK nadal prowadził swoje postępowanie. W czwartek poinformował o jego rezultatach.

- Hotel Gołębiewski w Wiśle wprowadzał konsumentów w błąd co do kategorii i standardu obiektu - uznał Marek Niechciał, prezes urzędu.

UOKiK nałożył karę - 1000 zł. Właściciel hotelu zapłacił ją, nie odwołując się od decyzji. Zapłacił także 72 zł kosztów postępowania administracyjnego.

- Cieszy nas, że ta sprawa wreszcie jest zamknięta - mówi Jarosław Brożyna, dyrektor hotelu.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice



Wit - Pią Paź 26, 2007 10:30 pm
Szczyrk: znów nie wiadomo, czy ruszą wyciągi
Marcin Czyżewski2007-10-26, ostatnia aktualizacja 2007-10-26 21:43



Narciarze nie zadają już sobie pytania, czy w Szczyrku będzie śnieg, tylko czy będą tu działać wyciągi. Na razie nic na to nie wskazuje.
W zeszłych latach zdarzało się, że mimo znakomitych warunków działały tylko cztery z trzynastu wyciągów największego ośrodka w Szczyrku.

W tym roku może być podobnie. Przyczyna ta sama - konflikt pomiędzy Gliwicką Agencją Turystyczną a częścią prywatnych właścicieli gruntów. Nie muszą nawet grodzić tras, bo mają wyrok sądu - bez ich zgody GAT nie może uruchomić wyciągów. Pracownicy ośrodka nie mogą nawet wjechać na prywatne działki.

- Dlatego na większości tras nie została wykoszona trawa. Na jednym wyciągu nie mogliśmy też wymienić liny - przyznaje Alojzy Plaszczyk, zastępca dyrektora Ośrodka Narciarskiego "Czyrna-Solisko" w Szczyrku.

Właściciele gruntów żądają prywatyzacji ośrodka i stworzenia nowej spółki, w której będą mogli wykupić udziały. - Tylko wtedy będzie można sensownie zarządzać ośrodkiem i prowadzić inwestycje, które są tu niezbędne - przekonuje Stanisław Richter ze Szczyrkowskiego Ośrodka Narciarskiego, spółki, która skupia część właścicieli gruntów.

W lutym tego roku do Szczyrku przyjechał Ireneusz Dąbrowski, wiceminister Skarbu Państwa. Zapowiedział, że jest skłonny wydzielić z GAT-u majątek ośrodka narciarskiego i sprywatyzować go. Właściciele gruntów zgodzili się na uruchomienie wyciągów, ale po dwóch tygodniach wypowiedzieli porozumienie, ponieważ minister nie podjął obiecanej uchwały. Do dzisiaj w sprawie nic się nie zmieniło, a na pytanie, czy wyciągi ruszą, nikt nie udziela jasnej odpowiedzi.

Wojciech Bydliński, burmistrz Szczyrku: - Prowadzimy negocjacje w Ministerstwie Skarbu Państwa. Liczę, że dojdziemy do porozumienia, bo to dla nas niezwykle ważna sprawa.

Paweł Frącz, wiceprezes Gliwickiej Agencji Turystycznej: - Mamy ogromną nadzieję, że wyciągi ruszą w tym sezonie, bo jego normalne funkcjonowanie jest z korzyścią dla wszystkich. Robimy wszystko, aby przygotować ośrodek technicznie do sezonu, żeby mógł ruszyć, nawet jeśli do porozumienia dojdzie dopiero w grudniu. Niestety, część właścicieli gruntów nam to utrudnia.

Richter: - To pytanie do ministra skarbu. Jeżeli nie zapadnie decyzja o prywatyzacji, nie zgodzimy się na uruchomienie wyciągów.

Ministerstwo Skarbu poinformowało wczoraj "Gazetę", że prowadzi rozmowy w sprawie utworzenia nowej spółki na bazie ośrodka. "Z uwagi na interesy poszczególnych stron negocjacje nie są łatwe, ale istnieje szansa na osiągnięcie kompromisu. Niewątpliwie przebieg negocjacji znacznie utrudnia zachowanie właścicieli gruntów blokujących możliwość przygotowania wyciągów do najbliższego sezonu" - czytamy w odpowiedzi.

Perspektywa nieczynnych wyciągów przeraża lokalnych przedsiębiorców i pozostałych właścicieli gruntów. Na ręce burmistrza wystosowali protest, w którym napisali, że są za prywatyzacją ośrodka, ale kategorycznie sprzeciwiają się blokowaniu tras. Uważają, że jest to działanie, które w żaden sposób nie przyspieszy prywatyzacji, a pomniejszy dochody ich i miasta oraz wpłynie negatywnie na wizerunek Szczyrku. - Ludzie mają dość tego konfliktu, przecież to wszystkich bije po kieszeni - mówi Mirosław Bator, szef Szczyrkowskiej Izby Gospodarczej.

Wojciech Wawrzyniak, narciarz z Katowic: - Już trzeci rok z rzędu zaplanowałem tydzień w zimie na Słowacji. Nie mam zamiaru czekać, czy ktoś łaskawie pozwoli mi wydać w Szczyrku niemałe w końcu pieniądze. Lubię trasy tego ośrodka, ale poza tym to przypomina on skansen - mówi Wawrzyniak



Taczq - Pon Paź 29, 2007 11:17 am
wie ktoś może jak postępuje remont rynku w Ustroniu?



martin13 - Nie Lis 25, 2007 10:30 pm
Nowe schronisko powstaje w Beskidach
asz 2007-11-25, ostatnia aktualizacja 2007-11-25 20:02
Już tylko na fotografiach można oglądać schronisko z Markowych Szczawin w Beskidzie Żywieckim. Na jego miejscu powstaje nowy obiekt.

Schronisko im. Hugona Zapałowicza na Markowych Szczawinach było jednym z najstarszych w Polsce. Dr Zapałowicz, botanik i podróżnik, miłośnik gór oraz autor monografii o beskidzkiej faunie, obawiał się, że niemiecki związek turystyczny Beskidenverein postawi na Markowych Szczawinach schronisko, więc sam postanowił je wybudować. Założył oddział babiogórski Towarzystwa Tatrzańskiego, odkupił od górali ziemię i po kilku miesiącach na polanie stał już budynek z drewna i kamienia. Został otwarty w 1906 roku, składał się z kuchni, jadalni i dwóch sal: pięcioosobowej dla panów i trzyosobowej dla pań. Wtedy nazywano go "noclegówką". Z czasem budynek rozrósł się, dobudowano piętro, kilka pokoi.

Schronisko postawione na wysokości 1180 m n.p.m. w malowniczej okolicy przyciągało tysiące gości ze Śląska i całej Polski. Od lat 50. XX było pod pieczą PTTK. - Jednak już od dawna schronisko nie spełniało wymogów nowoczesnej bazy dla turystów. Kilka lat temu podjęliśmy decyzję o zastąpieniu go nowym, bo remontowanie starego nie miało sensu. Chcemy przeznaczyć na to ok. 3 mln zł - mówi Jerzy Kalarus, prezes spółki Schroniska i Hotele PTTK "Karpaty".

Na Markowych Szczawinach trwa już budowa nowego budynku. Gotowe są fundamenty. Z poprzedniego schroniska korzystać nie można. Zostało rozebrane.

Przez ostatnich 10 lat schronisko prowadzili Małgorzata i Edward Hudziakowie. - To piękny czas. Łza się w oku kręci, bo schronisko było naszym drugim domem - mówi gospodarz.

- Spędziłam w nim niejedną miłą chwilę. Miało klimat, wychowały się w nim setki turystów, poznawały małżeństwa - wspomina Anna Krupa, przewodniczka beskidzka.

Budynek, który zastąpi dawne schronisko, zaprojektowała bielska Pracownia Projektowa Arch. Zostanie wkomponowany w górski krajobraz, nie będzie razić zbytnią nowoczesnością. Powstanie z cegły, kamienia, dach zostanie pokryty poszyciem imitującym góralskie gonty. Będzie tu ponad 30 miejsc noclegowych, niektóre pokoje zostaną wyposażone w łazienki. - Mam nadzieję, że goście polubią nowe schronisko. Budujemy je z myślą o nich - mówi Kalarus.

Nowy budynek ma być gotowy najpóźniej wiosną 2009 roku. Nadal będzie nosić imię Hugona Zapałowicza. Teraz turyści mogą korzystać z bufetu i kilkunastu łóżek w pobliskiej goprówce.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,4705225.html



Wit - Nie Lis 25, 2007 11:50 pm
W końcu działa kolejka krzesełkowa na Pilsku
asz2007-11-25, ostatnia aktualizacja 2007-11-25 20:29



Sezon narciarski rozpoczął się w Korbielowie. Ruszyła nowa, choć nieczynna od ponad roku kolejka krzesełkowa na Pilsku. Narciarze nie musieli płacić za parking, a niedługo nie zapłacą także za wyciąg z parkingu pod kolejkę.
W sobotę rano Wojciech Dyrlak z Bielska-Białej wrzucił na dach samochodu narty i krótko po uruchomieniu kolejki linowej "Szczawiny" siedział już na krzesełku wiozącym go na Halę Szczawiny. Stąd dostał się na Halę Miziową, a potem na Pilsko. Czekał go 4,5-kilometrowy zjazd trasą nr 5, jedną z najdłuższych w Polsce. - W dolnej części szlaku warunki są trudne, ale na górze jest całkiem miło - mówił zadowolony.

Poszusować w Korbielowie przyjechała też katowiczanka Hanna Balcarek. - Super, że działa już wyciąg krzesełkowy. Pamiętam, ile czasu traciło się, żeby wjechać na Halę Szczawiny. Trzeba było przesiadać się trzy razy, i to na orczyki. Na tych dwuosobowych krzesełkach jest dużo wygodniej - cieszyła się pani Hanna.

Kolej linowa "Szczawiny" w Korbielowie została zamontowana w 2006 roku, ale w zeszłym sezonie nie ruszyła. Okazało się, że urządzenie ma wady. Uszkodzone były m.in. koło napędowe i wał przekładni. Całą zimę krzesełka stały bezużyteczne. Remont konstrukcji trwał kilka miesięcy.

- Chociaż kolejka nie jest młoda, bo ponaddwudziestoletnia, to zdaniem specjalistów z Akademii Górniczo-Hutniczej z Krakowa, którzy ją sprawdzali, należy do najlepiej zmodernizowanych w Polsce - mówi Tomasz Derwich, dyrektor Ośrodka Narciarskiego "Pilsko" w Korbielowie. Kolejka w ciągu godziny może przewieźć 1,1 tys. osób.

W sobotę na Pilsku panował tłok. Ponieważ w Beskidy przyszła odwilż, w Szczyrku nie uruchomiono wyciągów. W Wiśle pracowały tylko dwa, więc większość narciarzy przyjechała do Korbielowa. Czekała tu na nich przyjemna niespodzianka. Nikt nie kasował za parking. - Jest szansa, że bezpłatne parkowanie zaproponujemy przez cały sezon, a byłby to wtedy pierwszy tak duży ośrodek z darmowym placem - mówi Derwich.

Jeszcze przed świętami powinno być też gotowe kolejne ułatwienie: 150-metrowy wyciąg, który dowiezie narciarzy z parkingu pod dolną stację kolejki krzesełkowej. Dzięki temu nie będą musieli pokonywać tej odległości na piechotę.

Od poniedziałku wyciągi będą nieczynne. Ruszą znów w weekend.



Wit - Wto Gru 04, 2007 10:19 pm
Na Skrzyczne dotrzesz w ciepłym krzesełku
mac2007-11-30, ostatnia aktualizacja 2007-11-30 21:23



Wymieniona lina, nowoczesne krzesełka, przebudowany peron - już wkrótce narciarze skorzystają ze zmodernizowanej kolejki na Skrzyczne. To jedyna poważna inwestycja turystyczna w Beskidach w tym sezonie.

Kolej krzesełkowa na Skrzyczne to jedna z największych beskidzkich atrakcji. Latem korzystają z niej tysiące turystów, zimą krzesełka wywożą tłumy narciarzy. Dla wielu z nich Skrzyczne to najlepsze miejsce do szusowania. Centralny Ośrodek Sportu utrzymuje tutaj 13,5 km tras zjazdowych.

Jednak działająca od pół wieku kolejka była już mocno wyeksploatowana. Dlatego COS postanowił ją zmodernizować. Udało mu się na ten cel wystarać o 2 mln zł z budżetu państwa.

Prace są już na ukończeniu. Unowocześniono układ sterowania i hamulcowy, ekipy remontowe kończą też wymianę liny nośnej. To poważne przedsięwzięcie, bo lina o długości 3,2 km waży 16 ton. - Lina ma kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa turystów, a stara była już mocno naruszona zębem czasu. Mamy też 262 nowe, ocieplane krzesełka. Poprzednie były drewniane i niewygodne, a narciarze na nich marzli. Teraz pojadą w komfortowych warunkach - tłumaczy Zbigniew Łagosz, dyrektor COS-u w Szczyrku.

Przebudowano też peron kolejki na Jaworzynie. Kiedyś narciarze wysiadali w innym miejscu niż zwykli turyści, co bywało mylące i niewygodne. Teraz wszyscy będą opuszczać krzesełka w tym samym miejscu. COS chce też zmniejszyć kolejki, które tworzą się do kas, zwłaszcza zimą. - Dlatego otwieramy dwie nowe kasy. Jedną obok dolnej stacji, a drugą na Jaworzynie. To powinno trochę poprawić sytuację - wyjaśnia Łagosz.

Zmodernizowana kolejka zacznie wozić narciarzy 8 grudnia.



Wit - Pon Gru 17, 2007 8:00 pm
Beskidy jednak zorganizują narciarskie MŚ?
ksb 2007-12-17, ostatnia aktualizacja 2007-12-17 19:51



Budowa skoczni narciarskiej w Szczyrku nabrała rozpędu. Jest szansa, że obiekt będzie gotowy na lutowe mistrzostwa świata juniorów w narciarstwie klasycznym.
Poniedziałek może okazać się przełomowy dla przygotowań Beskidów do zorganizowania prestiżowej imprezy narciarskiej. Niedawno pisaliśmy w "Gazecie", że Polsce grozi kompromitacja, bo przebudowa skoczni Skalite w Szczyrku jest mocno opóźniona i planowane na luty przyszłego roku mistrzostwa świata juniorów w narciarstwie klasycznym mogą nam zostać odebrane. Chętni do zastąpienia Polaków są np. Włosi z Val di Fiemme. Prace nabrały jednak rozpędu, w poniedziałek nad skocznią pojawił się śmigłowiec, który pomagał w montowaniu metalowych konstrukcji najazdu i zeskoku.

- Gdyby nie zła pogoda, to śmigłowiec mógłby pracować już dziesięć dni temu. Przez cały czas jednak za mocno wiało - mówi Tadeusz Pilarz, przewodniczący komitetu organizacyjnego mistrzostw. Jeżeli wszystko przebiegnie pomyślnie - a prognozy są dobre - to już dziś śmigłowiec będzie mógł zakończyć pracę. Jest zatem szansa, że pozytywną opinię na temat skoczni Skalite wyda delegat techniczny Międzynarodowej Federacji Narciarskiej Niemiec Ulrich Wehling, który dzisiaj będzie sprawdzał stan jej przygotowań.

W poniedziałek - po wielu wcześniejszych nieudanych próbach - rozstrzygnął się także przetarg na montaż kolejki na skocznię. Dobrą informacją jest także uzyskanie homologacji przez trasę biegową na Kubalonce.



martin13 - Pon Gru 17, 2007 9:12 pm
To miejmy nadzieję, że że prace nadal będą przebiegać sprawnie i mistrzostwa zostaną zorganizowane i wypromują w jakimś stopniu Beskidy, a właściwie zwrócą wzrok odpowiednich osób na te okolice



Wit - Pią Gru 21, 2007 10:37 pm
Wizy wypłoszą z Beskidów turystów ze Wschodu
Ewa Furtak2007-12-19, ostatnia aktualizacja 2007-12-20 08:55



Górale się boją, że przez wejście Polski do strefy Schengen stracą sporo pieniędzy. Turyści z Rosji, Ukrainy czy Białorusi, którzy tłumnie odwiedzali Beskidy, masowo anulują rezerwacje.

Narciarze z Ukrainy, Rosji czy Białorusi zawsze chętnie odwiedzali Beskidy. Pobyt w Polsce był dużo tańszy niż wyjazdy do alpejskich kurortów. Turyści ze Wschodu byli cenionymi klientami. Najczęściej przyjeżdżali na początku stycznia, kiedy zaczyna się prawosławne Boże Narodzenie. Właściciele hoteli i pensjonatów zacierali ręce, bo Polacy po świąteczno-sylwestrowych urlopach wracali akurat do pracy.

Specjalnie z myślą o turystach ze Wschodu beskidzkie restauracje wprowadziły do menu język rosyjski i ukraiński, hotele uruchomiły strony internetowe w tych językach, zaczęli się ich uczyć także instruktorzy nauki jazdy na nartach. W październiku Szczyrk wraz z całym województwem śląskim promował się na dużych targach turystycznych w Kijowie. - Zainteresowanie naszym stoiskiem było bardzo duże - mówiła nam wtedy Sabina Bugaj, szefowa Miejskiego Ośrodka Kultury, Promocji i Informacji.

Górale bardzo chwalą turystów ze Wschodu: są mili, kulturalni, nieroszczeniowi, łatwo się z nimi dogadać. - Lubią się bawić, dobrze zjeść, nie żałują na to pieniędzy. Jednym z lepszych kursów, jaki miałem minionej zimy, to właśnie jazda z Bielska-Białej do Szczyrku z trzema bardzo sympatycznymi narciarzami z Rosji. Wracali z zakupów, wieźli torby prezentów dla swoich dziewczyn i żon. Zapłacili za kurs więcej, niż wskazał taksometr, zaprosili mnie nawet na kolację - opowiada jeden z bielskich taksówkarzy.

Może się okazać, że dobra passa się skończy. W nocy z 20 na 21 grudnia Polska wchodzi do strefy Schengen. Do tej pory Ukraińcy i Rosjanie mieszkający w obwodzie kaliningradzkim dostawali wizy za darmo. Teraz będą musieli za nie zapłacić po 35 euro. Aż 60 euro będzie kosztowała wiza dla obywateli Białorusi - dziesięć razy więcej niż dotychczas. Chodzi nie tylko o pieniądze. Żeby dostać tzw. wizę schengeńską, obywatele dawnego ZSSR muszą mieć teraz zaproszenie, pieniądze na pobyt, polisę ubezpieczeniową. Dłużej też będzie trwało załatwienie formalności.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. - Turyści ze Wschodu masowo anulują rezerwacje w hotelach. Najpewniej nie zobaczymy ich w tym roku w Beskidach - martwi się Krzysztof Mrowiec, prezes Beskidzkiej Izby Turystyki. - Na razie nie miałem ani jednego pytania o rezerwację z tej części Europy. Zwykle odwiedzała nas średnia klasa. Wizy są dla nich za drogie. Bogatsi Rosjanie i Ukraińcy i tak jeżdżą do alpejskich kurortów - mówi Paweł Lohman, gospodarz schroniska na Skrzycznem.

- Myślę, że biurokracja bardziej odstrasza Ukraińców i Rosjan. Jeśli ktoś chce wyjechać do pracy, jest zdeterminowany. Ale na urlop? Machnie ręką i pojedzie tam, gdzie nie musi załatwiać żadnych formalności - uważa Paweł Brągiel, cieszyński radny powiatowy, który wcześniej zajmował się promocją w wiślańskim magistracie.



Safin - Pią Gru 21, 2007 11:19 pm
Austra i chyba Czechy potrafili przesunąć okres wprowadzania wiz dla nich. u nas zawalili wszyscy: zainteresowani przedsiębiorcy, pośrednio zainteresowani obywatele i ospali urzędnicy.



Wit - Czw Sty 03, 2008 12:31 am
W Beskidach mógłby być jeden karnet
Ewa Furtak2008-01-01, ostatnia aktualizacja 2008-01-01 22:30



Brenna, Istebna, Szczyrk, Ustroń i Wisła chcą wykorzystać zachodnioeuropejskie doświadczenia: zamiast ze sobą rywalizować, wspólnie powalczyć o turystów
Na pomysł takiego rozwiązania wpadli samorządowcy, gdy Cieszyńskie Stowarzyszenie Wspierania Inicjatyw Gospodarczych "Delta Partner" przeprowadziło badania ruchu turystycznego. Wyszło, że do tzw. Beskidzkiej Piątki przyjeżdżają głównie turyści ze Śląska (74 proc.), na krótko (1-2 dni), a prawie połowa na jeden dzień pobytu przeznacza nie więcej niż 50 zł.

Zdaniem specjalistów z Delta Partner nawet w takich warunkach można z turystyki zrobić żyłę złota. Na dowód pokazali, jak sobie z tym poradziły górskie regiony Europy Zachodniej.

Przede wszystkim wyciągnęły wnioski ze starzenia się społeczeństwa - niektóre miejsca mają specjalne oferty dla emerytów, furorę robią zabiegi Wellnes i SPA. Z myślą o wygodzie gości w Austrii i Niemczech wprowadzono specjalne karty zapewniające np. bezpłatne przejazdy publiczną komunikacją, wstępy do muzeów czy zniżki na miejscowe atrakcje.

W większości regionów alpejskich panuje też zasada, że jedna dolina to jeden karnet dla narciarzy na wszystkie wyciągi. Jeden ze związków turystycznych wyznaczył kilka górskich tras, na których bagaż jest dowożony do kolejnych miejsc noclegów. Wytyczono także szlaki dla osób niepełnosprawnych, w tym poruszających się na wózkach inwalidzkich. Turysta przed przyjazdem na jednej stronie internetowej może zarezerwować nocleg, bilet na koncert czy wynająć przewodnika.

Z kolei w północnej Karyntii postawiono głównie na rodziny z dziećmi. Atrakcje to m.in. wycieczki na bagna z biologiem, zbieranie grzybów z grzyboznawcą, odwiedziny u jednego z ostatnich żyjących węglarzy czy próba własnoręcznego strzyżenia owiec. W Polsce z tego typu systemem turystyki mamy już do czynienia np. w Kudowie, wkrótce mają dołączyć uzdrowiska Beskidów.

- Rzeczywiście, nie są to inwestycje wymagające dużych nakładów, zastanawiamy się, co moglibyśmy wprowadzić z tych propozycji - powiedział nam Andrzej Molin, burmistrz Wisły.

A jakich zmian chcieliby w Beskidach przyjeżdżający tutaj turyści? Adam Golik, narciarz z Katowic, który spędził sylwestra w Szczyrku, nie ma wątpliwości: - Absurdem jest, że każdy ośrodek narciarski w tym mieście ma osobne karnety. Przynajmniej dwa największe ośrodki - GAT i COS - mogłyby wprowadzić wspólną kartę - uważa.

Natomiast 77-letni Wacław Wandzel, który przyjechał podreperować zdrowie do Ustronia, mówi, że bardzo brakuje mu miejsca do spacerowania.

- Można przejść się drogą nad Wisłą, ale nie jest to ładna trasa. Brzegi zarastają chaszcze, leżą tam śmieci - krytykuje.



Wit - Pią Sty 04, 2008 8:15 pm
Wyciągi stoją. Narciarze mają dość Szczyrku
Ewa Furtak2008-01-04, ostatnia aktualizacja 2008-01-04 20:26



Dziesiątki spotkań, stosy papierów z komunikatami różnych stron konfliktu. Efekt - wyciągi w Szczyrku jak stały, tak stoją i nie zapowiada się, żeby coś się zmieniło.
Mieszkańcy Szczyrku znaleźli w swoich skrzynkach pocztowych listy od Gliwickiej Agencji Turystycznej, gospodarza ośrodka narciarskiego Czyrna-Solisko. Pismo zostało opublikowane także na stronach internetowych spółki. GAT tłumaczy mieszkańcom, dlaczego stoi większość z 13 wyciągów narciarskich w tym ośrodku. Zdaniem władz spółki winny jest tylko Szczyrkowski Ośrodek Narciarski utworzony przez część właścicieli prywatnych gruntów na trasach i pod wyciągami, a głównie jego prezes Stanisław Richter.

"Prezes zarządu SON S.A. Pan Stanisław Richter, działając w imieniu Spółki, podjął decyzję o tym, że w sezonie 2007/2008 nie będzie porozumienia pomiędzy SON S.A. oraz GAT S.A., a w konsekwencji nie zezwoli na to, abyśmy uruchomili wyciągi" - czytamy m.in. w liście do mieszkańców.

Zarząd spółki tłumaczy m.in., jak i w jakiej kwocie były wypłacane pieniądze dla właścicieli gruntów. Zapewnia, że możliwe są inwestycje w ośrodku, ale tylko wtedy, jeśli podpisane zostaną wieloletnie dzierżawy gruntów, oraz że realna jest prywatyzacja ośrodka, a ministerstwo wybrało już nawet doradcę, który się tym zajmuje.

- W tym piśmie jest wiele nieprawdziwych informacji i bzdur - mówi tymczasem Richter.

SON przygotował odpowiedź na pismo GAT-u, została już przesłana do lokalnej gazety. Żądający prywatyzacji właściciele gruntów odpowiadają w nim na wszystkie zarzuty zarządu GAT-u. To nie koniec zamieszania wokół szczyrkowskich wyciągów. W mieście powstaje Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Infrastruktury Narciarskiej w Rejonie Czyrna-Solisko. Działa w nim kilkadziesiąt osób, m.in. przedsiębiorcy należący do Szczyrkowskiej Izby Gospodarczej i niezrzeszeni właściciele gruntów, którzy choć są za prywatyzacją ośrodka, to zdecydowanie protestują przeciwko blokowaniu tras w nadchodzącym sezonie, tłumacząc, że to dla miasta katastrofa. Powstające stowarzyszenie zorganizowało już kilka spotkań z mieszkańcami. Chce znaleźć jakiś sposób rozwiązania "wyciągowego pata". W Beskidy na sylwestra przyjechały tysiące narciarzy. Ich zupełnie nie obchodzi, kto się z kim kłóci, a kto zawiązuje stowarzyszenia.

- To mój ostatni przyjazd do Szczyrku. Kolejki do kilku czynnych wyciągów, przestarzałe orczyki. Po prostu katastrofa. Póki coś się tutaj nie zmieni, będę omijał Szczyrk szerokim łukiem - zapowiada Marcin Krzyżański, narciarz z Katowic.
......................................................................
Heh...byłem w tym roku pierwszy raz w życiu na nartach...w Białce Tatrzańskiej. Jak dla mnie rewelacyjne warunki....ciekawe, jak wypadły by w konfrontacji z Białką nasze beskidzkie kurorty...chyba słabo




Wit - Sob Sty 05, 2008 10:26 pm
DZ bardziej optymistycznie hehe



Mamy swoje Alpy
wczoraj
Wystarczy zaledwie godzinna jazda samochodem, żeby szusować po najlepszych stokach w Beskidach. Nie tylko amatorom białego szaleństwa, ale także początkującym podpowiadamy, gdzie są najlepiej naśnieżone stoki, gdzie można potrenować na "oślej łączce" i jak przygotować się do pierwszego zjazdu.

Narciarze z naszego regionu mają do dyspozycji znakomicie przygotowane stoki w odległości zaledwie kilkudziesięciu kilometrów od domu.

Chociaż pogoda na razie nie dopisuje, właściciele stoków i wyciągów w Beskidach nie próżnują. Przygotowują górki, sprawdzają sprzęt, niektórzy nawet zorganizowali na nadchodzący sezon ciekawe niespodzianki.

Zimą w Beskidach do dyspozycji jest ponad 160 wyciągów i blisko 400 różnego rodzaju tras narciarskich o łącznej długości 300 kilometrów!

W samej Wiśle, stolicy Beskidów, do dyspozycji są trzy wielkie ośrodki narciarskie: Cieńków, Stożek i Soszów oraz kilkanaście mniejszych. Trasy w największych ośrodkach są sztucznie naśnieżane, są też zróżnicowane pod względem stopnia trudności, nikt więc nie powinien narzekać, że nie ma stoku na miarę jego możliwości.

Trasy Cieńkowa i Soszowa są oświetlone i wyciągi pracują do ostatniego narciarza, który chce wyjechać. W Cieńkowie najdłuższa trasa liczy 1350 metrów. W Soszowie można wybrać trasę liczącą nawet 2000 m. Na Stożku na miłośników białego szaleństwa czeka dodatkowa atrakcja. Wytrawni narciarze mogą spróbować zjechać ze stoku tak szybko jak wielokrotny mistrz świata w slalomie gigancie - Alberto Tomba. Na jednej z tras ustawiono dwie bramki, a automatyczny zegar mierzy śmiałkom czas zjazdu.

Największą atrakcją Ustronia od lat jest góra Czantoria. W ciągu dwóch ostatnich lat wiele się na niej zmieniło. Trasy narciarskie zostały wyrównane, zadbano także o sztuczne naśnieżanie i oświetlenie stoku.

Wyremontowano też słynną kolejkę linową, która każdego roku wozi tysiące turystów na szczyt Czantorii. Po remoncie narciarze wyjeżdżają do góry w wygodnych czteroosobowych "kanapach".

W sezonie zimowym czynne są dwie trasy narciarskie: czerwona i niebieska. Dla narciarzy i snowboardzistów dostępne są trzy wyciągi narciarskie oraz wyciąg krzesełkowy.

Ośrodek Skrzyczne w Szczyrku jest największym kompleksem narciarskim w Polsce. Skupia 13 wyciągów orczykowych o łącznej długości 7800 m. Trasy o łącznej długości 22 km są doskonale dostosowane do przeciętnego poziomu umiejętności większości narciarzy. Na stokach góry znajduje się sześć wyciągów i kilkanaście tras narciarskich z jedną z najtrudniejszych w Polsce, słynną skrzyczeńską FIS.

Zanim wyjedziesz szusować po nartostradach sprawdź

Wisła Stożek

* długość tras narciarskich: czerwona - 800 m, czarna - 1100 m, niebieska - 1600 m.

* cennik karnetów:

- do godz. 13 - 30 zł;

- po godzinie 13. - 40 zł;

- cena za 1 dzień - 50 zł;

- karnet tygodniowy 225 zł.

* wyciągi czynne w godz. od 8. do zmroku.

Ustroń

* na Czantorii i Równicy jest do dyspozycji dziewięć wyciągów, urozmaicone trasy zjazdowe, w tym sztucznie naśnieżane i oświetlone, a także kilka miejsc do uprawiania narciarstwa biegowego. Dla lepiej radzących sobie na nartach rajem jest Czantoria Wielka. Na Czantorię wyjechać można wyciągiem krzesełkowym. Przy górnej stacji znajdują się jeszcze wyciąg orczykowy (670 m) i talerzykowy (230 m). Sztucznie dośnieżane są wyciągi Polanka (500 m), Poniwiec (900 m) i Palenica (960 m i 460 m).

* w sezonie zimowym czynne są dwie trasy narciarskie: trasa nr 1 o długości 1900 metrów, sztucznie naśnieżana oraz trasa nr 2 o długości 2,5 km. Przy dolnej stacji kolejki funkcjonuje 400-metrowy wyciąg - Solisko, a przy górnej - Naturka.

* ceny - karnet całodniowy na Czantorię - 100 zł, arnet na 3,5 godziny - 60 zł; wyciąg narciarski Solisko: jeden przejazd - 2,5 zł, pięć przejazdów - 12 zł, dziesięć przejazdów 20 - zł.

Bielsko-Biała

* na Szyndzielnię chętnych wywozi 2-kilometrowa kolejka linowa. Kolejka kursuje od godz. 9. do 17.30. Stamtąd można zjechać do Dębowca, gdzie znajduje się ponad 400-metrowy wyciąg talerzykowy lub też przejść do schroniska na Klimczoku, w okolicach, którego znajduje się również "talerzyk".

* ceny - bilet normalny za przejazd w górę i w dół koleją linową - 14. zł. Bilet ulgowy dla dzieci, młodzieży szkolnej, studentów i emerytów - 11 złotych.

* wyciągi narciarskie Dębowiec i Klimczok kursują przez cały tydzień od godz. 9. do 15.30.

* ceny biletów: normalny - 1,50 zł, ulgowy - 1 zł. Karnet normalny na 10 przejazdów - 15 zł (jedenasty przejazd jest darmowy). Karnet zakupiony na Dębowcu jest także ważny na wyciągu Klimczok. Karnet nie podlega zwrotowi. Takie same stawki za przejazd obowiązują na Klimczoku.

Szczyrk

* na wyciągach ośrodka narciarskiego Czyrna-Solisko obowiązują karty chipowe w cenie 25 zł. Kartę należy w kasie "nabić" punktami. Aktualna cena jednego punktu wynosi 10 gr. Ceny za przejazd wyciągiem wahają się od 12 do 36 punktów, są zróżnicowane w zależności od pory dnia (przed godz. 10. i po 10.) oraz dnia (robocze, świąteczne). Karta na pół dnia (do godz. 13.) - 42 zł. Po godzinie 13. - 35 zł. Karta na cały dzień - 65 złotych. (oprac. kub)

Barbara Kubica - POLSKA Dziennik Zachodni



Wit - Wto Sty 15, 2008 6:11 pm


Pod Skrzycznem zdarzył się cud ze skocznią
dziś
Skocznia w Szczyrku Skalite, na której za dwa tygodnie odbędą się mistrzostwa świata juniorów w narciarstwie klasycznym, zostanie dziś odebrana przez inwestora!

- To mistrzostwo świata, prawie cud - powiedział wczoraj obecny pod Skalitem Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego. - Wybudowanie skoczni HS-106 prawie na nowo w tak trudnym terenie i tak krótkim czasie, czyli trzech miesięcy i dziesięciu dni nie zdarzyło się nigdzie indziej na świecie - podkreślił.

To, co wydawało się niemożliwe, dziś stanie się faktem.

- Na skoczni zostało do zrobienia tylko zadeskowanie najazdu. Wykonawca twierdzi, że zdąży to zrobić do wtorkowego wieczoru. Wtedy skocznia zostanie odebrana - zaznaczył Zbigniew Łagosz, dyrektor szczyrkowskiego Centralnego Ośrodka Sportu.

- Udało się nam! To, co do nas należało, we wtorek zostanie zakończone. Teraz czekamy tylko na śnieg - potwierdził Stanisław Kaszowski, prezes żywieckiej firmy SkoBud.

Przypomnijmy, że termin oddania skoczni Skalite mija właśnie dziś. Kilkumiesięczny poślizg związany z jej wykonaniem groził odwołaniem mistrzostw świata juniorów i kompromitacją Polski na arenie międzynarodowej. Budowa została wstrzymana, gdy w warszawskim COS wyszła na jaw afera korupcyjna. W efekcie prace przy skoczni rozpoczęły się dopiero w sierpniu. Wybudowanie skoczni w tak krótkim czasie, wydawało się niemal niemożliwe. A jednak - na oficjalnej stronie FIS zawody w Szczyrku zostały potwierdzone.

Pod Skrzycznem są już gotowe bula, domek dla skoczków i platforma trenerska. Ale widok maszyn budowlanych sprawia, że nawet dziś osoby przejeżdżające przez Szczyrk i spoglądające w stronę skoczni mają wątpliwości, czy 3 lutego rzeczywiście będzie można na niej skakać. - Na pewno skocznia będzie gotowa we wtorek. Ale po każdej budowie trzeba posprzątać. Dlatego nie zwiniemy się od razu, bo zostało nam jeszcze parę spraw do zrobienia - przyznał szef SkoBudu. Nie ukrywał, że budowa obiektu była wielkim wyzwaniem, biorąc pod uwagę tak krótki termin.

Apoloniusz Tajner, prezes PZN przyznał, że gdy patrzył na skocznię Skalite 2 stycznia - przed wyjazdem na Turniej Czterech Skoczni, nie wierzył w powodzenie.

- Gdy wróciłem 7 stycznia i zobaczyłem, jak ta skocznia się wyłania, byłem już pewny, że zawody uda się przeprowadzić. Od 18 do 20 stycznia, w porozumieniu z FIS, przeprowadzimy zawody próbne - zapowiedział Tajner.

Teraz jedynym kłopotem jest brak śniegu. Wiosenna aura nie sprzyja nawet pracy armatek śnieżnych. Na mistrzostwa organizatorzy planują zwiezienie 1200 metrów sześciennych śniegu z Przełęczy Salmopolskiej.

Łukasz Klimaniec - POLSKA Dziennik Zachodni



Wit - Śro Sty 16, 2008 10:06 pm
Pilsko skurczyło się dla narciarzy
Marcin Czyżewski 2008-01-16, ostatnia aktualizacja 2008-01-16 19:52



Narciarzy, którzy przyjeżdżają w tym sezonie na Pilsko, czeka niemiła niespodzianka. Zniknął lubiany przez nich wyciąg orczykowy z Hali Miziowej na Kopiec. Efekt? Większe kolejki

Pilsko to jeden z największych ośrodków narciarskich. Jest najwyżej położony w Beskidach i na niektórych jego trasach można jeździć do późnej wiosny. Jednak narciarze, którzy przyjeżdżają w tym sezonie na Pilsko, są mocno zdziwieni. Zniknął bowiem jeden z najbardziej lubianych wyciągów - środkowa "ósemka" prowadząca z Hali Miziowej na Kopiec, czyli w podszczytowe partie Pilska.

Okazuje się, że "ósemkę" zlikwidowano w efekcie orzeczenia wydanego przez Naczelny Sąd Administracyjny. Sprawę do sądu wnieśli ekolodzy, którzy stwierdzili, że część działających na kopule Pilska wyciągów wybudowano nielegalnie, bez odpowiednich zezwoleń. Sąd przyznał im rację i nakazał rozebranie dwóch z nich: "ósemki" oraz "dziewiątki", czyli darmowych talerzyków, które pomagały narciarzom dostać się z Buczynki w kierunku Hali Szczawiny ("dziewiątka" została już legalnie odbudowana).

- "Ósemka" była szkodliwa dla przyrody. Znajdowała się na granicy cennego rezerwatu, a przy jej budowie wycięto prawnie chronioną kosodrzewinę. Zgodnie z orzeczeniem sądu ten wyciąg miał zniknąć do końca 2005 roku, a rozebrano go dopiero jesienią zeszłego roku. Cieszymy się, że prawo wreszcie zatriumfowało - mówi Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.

Tomasz Derwich, dyrektor Ośrodka Narciarskiego "Pilsko": - Wyciąg działał dłużej, ponieważ takie było zapotrzebowanie społeczne. Narciarze chcieli z niego korzystać, panowały tam lepsze warunki niż na sąsiedniej trasie ze szczytu Pilska. Po jego likwidacji mamy dwa razy dłuższe kolejki do pozostałych wyciągów na Hali Miziowej.

- To jakaś paranoja. Teraz w weekend przy dobrych warunkach kolejka sięga do schroniska! Wszędzie ośrodki się rozbudowują, a ten się skurczył - denerwuje się Krzysztof Matyjaszek z Bielska.

Ośrodek zaczął się już starać o pozwolenie na budowę nowego wyciągu w miejscu "ósemki". Ekolodzy zapowiadają, że jeżeli zajdzie taka potrzeba, to skierują sprawę nawet do Brukseli.



Wit - Czw Sty 17, 2008 9:12 pm


Szczyrk nie kręci już narciarzy

Ewa Furtak2008-01-17, ostatnia aktualizacja 2008-01-17 18:15
W Szczyrku tylko ceny zostały światowe, reszta to bastion PRL-u.

Szczyrk - malowniczo położony u podnóży Skrzycznego kurort. Kilkadziesiąt kilometrów tras narciarskich, wypożyczalnie sprzętu, szkoły nauki jazdy oraz baza noclegowa na każdą kieszeń - od prywatnych kwater po drogie hotele. Sezon narciarski trwa od grudnia do kwietnia.

34-letni Paweł Knapik mieszka od kilkunastu lat w Niemczech. Pochodzi z Katowic, cały grudzień spędził u rodziny na Śląsku. Gdy tylko spadł śnieg, postanowił, jak w dzieciństwie z ojcem, sztygarem na kopalni, wybrać się do Szczyrku na narty. - Przeżyłem szok. Tylko ceny zostały światowe, reszta to bastion PRL-u - mówi.

Kolejka linowa na Skrzyczne stała. Kręciły się tam jakieś ekipy budowlane, coś poprawiały. Cudem udało mu się znaleźć miejsce na parkingu w pobliżu Ośrodka Narciarskiego "Czyrna-Solisko", ale okazało się, że działa tam tylko kilka wyciągów.

Z wioski Szczyrk stał się kurortem

Szczyrk został odkryty dla turystyki dopiero w XX wieku. W 1924 roku zbudowano na Skrzycznem schronisko, w tym samym roku powstał tutaj pierwszy pensjonat. Kolejkę krzesełkową przez Jaworzynę na Skrzyczne wybudowano w 1958 roku. Powojenny rozkwit turystyczny Szczyrk zawdzięcza przede wszystkim górnictwu. Na przełomie lat 60. i 70. śląskie kopalnie wybudowały na górskich halach pierwsze wyciągi. Ciężki sprzęt wjechał na prywatną ziemię, ale nikt nie miał odwagi, żeby zaprotestować. - Zaczęli nas wywłaszczać, jak wyciągi już stały. Wiadomo jakie to były czasy. Nikt nie miał odwagi się sprzeciwić - mówi jeden z mieszkańców.

Ośrodek Narciarski "Czyrna-Solisko" przez lata nosił nazwę: Górniczy Ośrodek Narciarski. Potem trafił do Gliwickiej Spółki Węglowej. Obecnie należy do Gliwickiej Agencji Turystycznej, spółki skarbu państwa. Wyciągi wniesiono do niej aportem.

Wielu mieszkańców pamięta, jak Szczyrk stawał się kurortem i nie chcą być świadkami jego upadku. Jan Mysłajek prowadzi od lat jedną z największych w Szczyrku wypożyczalni sprzętu narciarskiego i snowboardowego. W idealnym miejscu, naprzeciwko dolnej stacji krzesełek na Skrzyczne. Pamięta czasy świetności, jak do Szczyrku na weekend ściągało nawet 20-30 tysięcy narciarzy. - Jestem załamany tym, co się w Szczyrku dzieje teraz. Narciarze zaczynają od nas uciekać. Do mnie nawet znajomi nie chcą przyjechać, wolą Austrię, a nawet Słowację. Jak ktoś się wreszcie nie opamięta i nie zrobi tutaj porządku, zamienimy się w skansen - martwi się Mysłajek.

Makijaż trupa i nieczynne wyciągi

Ośrodek "Czyrna- Solisko" to największy narciarski kompleks w Polsce. Co z tego. Nawet jeśli w Beskidach napada kilka metrów śniegu, najprawdopodobniej będą tutaj działały tylko cztery z trzynastu wyciągów. Takie sytuacje już się w minionych latach zdarzały. Przyczyna jest ciągle ta sama - konflikt pomiędzy gospodarzem ośrodka, Gliwicką Agencją Turystyczną, a częścią prywatnych właścicieli gruntów na trasach i pod wyciągami. W minionych latach grodzili trasy. Teraz nie muszą tego robić - mają wyrok sądu, na mocy którego bez ich zgody GAT nie może uruchomić wyciągów. Założyli kilka lat temu spółkę - Szczyrkowski Ośrodek Narciarski. Żądają prywatyzacji bądź komunalizacji ośrodka. - Ośrodek jest źle zarządzany. Pieniądze, jakie GAT zarabia na narciarzach, wypływają ze Szczyrku, a tutaj od lat nie było porządnej inwestycji - powtarza Stanisław Richter z SON-u.

GAT za konflikt obwinia właścicieli gruntów. Uważa, że chodzi im tylko o kasę, a urzędnicy z Ministerstwa Skarbu Państwa, którzy już rok temu obiecali solennie, że ośrodek "Czyrna-Solisko" zostanie sprywatyzowany, zapewniają teraz, że prowadzą rozmowy zmierzające do utworzenia nowej spółki na bazie ośrodka, ale negocjacje nie są łatwe. Pozostali właściciele gruntów oraz lokalni przedsiębiorcy też są za prywatyzacją ośrodka, ale na ręce burmistrza Szczyrku Wojciecha Bydlińskiego złożyli protest przeciwko blokowaniu tras. - Takie działanie pomniejsza dochody nasze i miasta, wpływa negatywnie na wizerunek Szczyrku - uważają.

Pretensje do Richtera, kiedyś dyrektora GON-u, są coraz większe. Szczyrkowianie mówią: żaden z niego góral. Przyjechał z Andrychowa, dzięki temu, że był dyrektorem ośrodka kupił sobie kawałek ziemi pod wyciągami, a teraz się rządzi. - Protestuję przeciwko mówieniu, że górale blokują trasy. Trasy blokują przyjezdni, którzy kupili sobie działki w Szczyrku - mówi Mysłajek.

Richter ma jednak także w Szczyrku zwolenników. - GAT go już wiele razy zwodził, obiecując mu i innym właścicielom prywatyzację ośrodka. Nie dziwię się, że teraz postanowił twardo walczyć o swoje - mówi nam właściciel jednego ze szczyrkowskich pensjonatów.

Nazwiska nie chce podać - Richtera już kiedyś nieznani sprawcy dopadli niedaleko domu i spuścili mu łomot. Lepiej siedzieć cicho - mówi.

Drugi duży ośrodek narciarski w mieście, Szczyrkowski Ośrodek Przygotowań Olimpijskich COS, to także państwowa instytucja. Nie ma problemów z prywatnymi właścicielami, poczynił nawet pewne inwestycje. Zmodernizowana została kolej linowa na Skrzyczne. Dotąd narciarze, wyjeżdżając na górę, marzli na drewnianych krzesełkach. Wymieniono je na nowocześniejsze, z nieprzemakalną wykładziną, zamontowano nowe układy sterowania, hamowania, elektrykę. Kolejka miała ruszyć 8 grudnia, ale nic z tego. Potem przekładano kolejne terminy. Krzesełka drgnęły z miejsca dopiero przed samymi świętami. Przesuwany termin otwarcia to nie jedyny problem, bo ze Szczyrku na Skrzyczne kolejka jak wcześniej, jedzie 25 minut, a o samej modernizacji narciarze mówią, że to tak, jakby zrobić makijaż trupowi. Coraz częściej pojawiają się głosy, że trzeba zacząć walczyć o oddanie wyciągów na Skrzycznem w prywatne ręce. - Prywatny gospodarz nigdy by sobie nie pozwolił na to, żeby do remontu kolejki wziąć firmę z drugiego końca Polski. Efekt był taki, że spadł śnieg, można już było jeździć, a kolejka stała, bo firma jechała z jakąś częścią z Torunia - opowiada jeden z mieszkańców.

W wielu alpejskich kurortach przyjęto zasadę, że jedna dolina to jeden karnet na wszystkie wyciągi. Ale nie w Szczyrku. Skrzyczne ma swoją kartę, swoją ma też "Czyrna-Solisko". Czasy, kiedy te dwa ośrodki rywalizowały ze sobą, kto pierwszy wpuści na trasy narciarzy to już odległa przeszłość. Od paru lat jako pierwsze w Szczyrku ruszają każdej zimy prywatne wyciągi na Białym Krzyżu. Nie potrzebują do tego nawet specjalistycznego sprzętu, armatek śnieżnych. Jak trzeba, właściciele zakładają na nogi narty i ubijają nimi śnieg na stoku, by przygotować trasy dla narciarzy.

Nie chcą do mnie przyjechać nawet znajomi

- Turyści odwołują rezerwacje. Szczyrk to narty, po nic innego ludzie tutaj nie przyjeżdżają. Nie ma nart, nie ma turystów - martwi się Paweł Lohman, gospodarz schroniska na Skrzycznem.

- Do mnie nie chcą przyjechać nawet znajomi, wolą Słowację - dodaje Mysłajek.

Nieczynne wyciągi spędzają sen z powiek także kolejnym burmistrzom miasta, którym przychodzi zmierzyć się z tym problemem.

- Nie do pomyślenia jest, by wyciągi narciarskie w Szczyrku zostały zagrodzone. Narciarzy nie interesuje, kto jest właścicielem wyciągów, ale to, czy da się z nich korzystać. Zagrodzenie wyciągów to katastrofa. Stracą właściciele obiektów gastronomicznych i noclegowych, bo nikt nie będzie chciał do nas przyjechać. Będę próbował rozmawiać, rozwiązać jakoś tę sytuację. Poza tym zwracam się do wszystkich właścicieli gruntów pod wyciągami - jeśli któryś chce sprzedać ziemię, to urząd miejski ją odkupi. Zapłaci godziwą cenę - mówił nam jesienią 2001 roku Tadeusz Fabia, ówczesny burmistrz Szczyrku.

- Dla nas może to po prostu oznaczać zagładę Szczyrku. Jeśli znowu nie ruszą wyciągi, aż strach myśleć, co będzie się działo. W Szczyrku większość ludzi utrzymuje się tylko dzięki narciarzom. Ten ośrodek dla nas jest tak samo ważny, jak kopalnie dla miast na Śląsku - tak w 2003 roku mówił nam kolejny burmistrz miasta Czesław Marek.

- Jeśli tak dalej będzie, zaczną padać nasze restauracje, pensjonaty, hotele. Jeśli nie będzie narciarzy, te obiekty się nie utrzymają. To będzie dla Szczyrku i ponad pięciu tysięcy mieszkańców żyjących głównie z turystyki wielka katastrofa - to rok temu mówił nam Wojciech Bydliński, obecny burmistrz miasta.

Teraz już nawet nie odbiera telefonów, bo niby co ma powiedzieć pytającym o wyciągi dziennikarzom? Perspektyw, że będzie lepiej, jakoś nie widać.

Narciarze wolą Wisłę

Knapikowi, który bezskutecznie próbował pojeździć w Szczyrku, szkoda zrobiło się śniegu i pogody. Przejechał przez Przełęcz Salmopolską na drugą stronę gór, do Wisły.

- Od czasu, kiedy to byłem ostatni raz, kilka lat temu, wiele zmieniło się na lepsze - chwali Wisłę.

Wiślanie zamiast się kłócić, wzięli sprawy w swoje ręce i robią co mogą, żeby przyciągnąć narciarzy. Prywatny ośrodek Stożek postawił kolejkę linową, do czteroosobowej kanapy w przyszłym sezonie przymierza się Soszów. Wszędzie tam, gdzie jest śnieg, wyciągi są czynne. Można jeździć nie do godz. 16, jak na Skrzycznem, tylko do wieczora.

Kilka tygodni temu pojawiła się rewolucyjna wizja uzdrowienia Szczyrku. W mieście powstało Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Infrastruktury Narciarskiej w Rejonie Czyrna-Solisko. Należą do niego m.in. lokalni przedsiębiorcy i niezrzeszeni dotąd właściciele gruntów na trasach i pod wyciągami. - Chętnie będziemy współpracowali i z GAT-em, i z SON-em, ale z ich strony musi być dobra wola. Jeśli nie, planujemy inne rozwiązanie - wybudujemy w mieście zupełnie nowy ośrodek narciarski - zapowiada Mirosław Bator, działacz nowo powstałego stowarzyszenia oraz prezes Szczyrkowskiej Izby Gospodarczej.



Wit - Nie Sty 27, 2008 9:28 pm
Ekolodzy kontra armatki
Ewa Furtak 2008-01-27, ostatnia aktualizacja 2008-01-27 21:28



Klimat się ociepla i zimy w Beskidach są coraz łagodniejsze. Właściciele ośrodków narciarskich inwestują więc w lance i armatki śnieżne. Ekolodzy ostrzegają, że przez sztuczne naśnieżanie w górach może zabraknąć wody.

Beskidy to ponad 160 wyciągów i blisko tysiąc kilometrów tras narciarskich. Właściciele ośrodków próbują walczyć z kiepskimi zimami, wydają tysiące złotych na lance i armatki do sztucznego naśnieżania stoków. Takie urządzenia mają już wszystkie większe ośrodki w Beskidach, a o instalowaniu ich na kolejnych stokach myślą np. w Zwardoniu.

- Narzekania górali na łagodne zimy w ogóle mnie nie dziwią. Już kilkanaście lat temu amerykańska firma konsultingowa zrobiła raport, z którego wynikało, że z powodu ocieplania się klimatu w Polsce opłaca się inwestować w narciarstwo tylko w rejonie Karkonoszy, gdzie jest wysokogórski klimat - mówi Jacek Bożek, prezes Stowarzyszenia Ekologiczno-Kulturalnego "Klub Gaja".

Niestety, do produkcji sztucznego śniegu potrzebne są ogromne ilości wody. Naukowcy obliczyli, że w ciągu jednego sezonu narciarskiego w krajach alpejskich do jego produkcji zużywa się 95 mln m sześc. wody, tyle co zużywa przez rok miasto liczące 1,5 mln mieszkańców. Ekolodzy ostrzegają: z powodu coraz większej produkcji sztucznego śniegu w Beskidach może braknąć wody. Już teraz np. w Szczyrku niektórzy mieszkańcy mają wyschnięte studnie.

- Poza tym produkcja sztucznego śniegu szkodzi środowisku. Zużywana jest do tego czysta woda, np. ze strumieni, do natury wraca woda z topniejącego sztucznego puchu zanieczyszczona chemikaliami dodawanymi po to, żeby śnieg trzymał się przy plusowych temperaturach - tłumaczy Radosław Ślusarczyk z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot.

Zdaniem ekologów takie inwestycje są też zupełnie nieopłacalne - do produkcji sztucznego śniegu potrzebne są minusowe temperatury, a o te zimą coraz trudniej. Zachodnie banki już w ogóle nie chcą dawać kredytów na inwestycje narciarskie w górach o wysokości poniżej 1,5 tys. m n.p.m., bo uważają, że wydane pieniądze nigdy się nie zwrócą. W Beskidach tak wysokie są tylko Babia Góra i Pilsko.

Mimo kiepskich zim w Beskidach planowane są jednak kolejne inwestycje. Jesienią w ośrodku Soszów w Wiśle oddana ma zostać do użytku kolejka linowa, narciarzy będą wywozić do góry czteroosobowe krzesełka. Także Szczyrk, choć zmęczony konfliktem pomiędzy GAT-em i właścicielami gruntów na trasach, nadal nie wyobraża sobie życia bez narciarzy. Powstało właśnie Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Infrastruktury Narciarskiej w Rejonie Czyrna-Solisko, do którego należą m.in. właściciele gruntów, pensjonatów i knajp. - Końca konfliktu nie widać, więc chcemy wybudować zupełnie nowy ośrodek narciarski w Szczyrku - tłumaczy Mirosław Bator, działacz stowarzyszenia i prezes Szczyrkowskiej Izby Gospodarczej.

Także Witold Pruski, gospodarz ośrodka narciarskiego Stożek w Wiśle, przekonuje, że trudno mu sobie wyobrazić Beskidy bez narciarstwa. Pruski cztery lata temu zaciągnął kredyt i wymienił jeden z orczyków na dwuosobowe krzesła, przed tym sezonem przygotował nowe parkingi. - Działam w tym biznesie już blisko 20 lat. Dawniej też zdarzały się kiepskie zimy, po czym przychodziły takie, że śniegu było aż za dużo. Wierzę, że jeszcze będzie lepiej - mówi Pruski. - Góry muszą mieć ofertę dla każdego. Rezygnacja z inwestycji narciarskich skończy się tym, że turyści zaczną nas omijać szerokim łukiem - uważa.

Innego zdania jest Ślusarczyk, który twierdzi, że naszpikowane wyciągami góry wraz z topnieniem śniegu stają się po prostu brzydkie, a wędrówka po leśnych ścieżkach zamienionych w szerokie nartostrady nie jest żadną przyjemnością.

Ekolodzy uważają, że to ostatnia pora na opamiętanie dla beskidzkich kurortów. Trzeba się zastanowić, jak inaczej, niż przez budowę kolejnych wyciągów, przyciągnąć turystów. Duże dotacje unijne można zdobyć np. na rozwój agroturystyki, można organizować wyprawy w góry z przewodnikiem, przejażdżki konne. Innych niż narty możliwości są tysiące.

Ekolodzy przypominają, że gdy w Beskidach budowano wyciągi, obiecywano góralom, że całe miejscowości będą miały dzięki nim pracę. - Na przykładzie Szczyrku widać, jak to się skończyło. Mamy przestarzałe wyciągi, na których modernizację potrzeba milionów, bo przez dwa tygodnie zimy mieszkańcy nie są w stanie zarobić nawet na swoje utrzymanie - mówi Ślusarczyk.

W weekend w Beskidach spadł śnieg, jednak warunki narciarskie się nie poprawiły. Na szczyrkowskim Skrzycznem czynne były dwie trasy, warunki były trudne. Puste parkingi, pojedyncze samochody mknące w stronę wyciągów, puste knajpy - tak wyglądał wczoraj Szczyrk.

- To mój trzeci wyjazd na narty w ostatnich dwóch latach. Jeszcze kilka lat temu jeździłem do Wisły albo Szczyrku w każdy wolny weekend - mówi Krzysztof Żak z Bielska-Białej. - Trasy nie są najlepiej przygotowane, ale trudno mieć o to pretensje. Przy takiej ilości śniegu nie ma cudów - dodaje.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl



  • Strona 2 z 8 • Wyszukiwarka znalazła 328 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •