ďťż
 
[Krakow] Podglądamy rywala.



absinth - Śro Gru 20, 2006 11:40 pm
dobrze napiszmy list albo zrobmy awanture zeby w Pyrzowicach nie obslugowano ludzi ktorzy potem jada do Krakowa

niewazne ze port lotniczy na tym zarabia wazniejsza jest idelogia

Krakowowi przy promocji Balic jakos nie przeszkadza sie reklamowac ze lotnisko lezy w poblizu najgesciej zaludnionego obszaru Polski - aglomeracji slaskiej

i jakos nikt nie robi w tej sytuacji z ich strony fochow

ale my sie obrazmy...




salutuj - Czw Gru 21, 2006 12:12 am
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



d-8 - Czw Gru 21, 2006 12:43 am

dobrze napiszmy list albo zrobmy awanture zeby w Pyrzowicach nie obslugowano ludzi ktorzy potem jada do Krakowa
zrobmy awanture jak prawdziwi mezczyzni ( czy kobiety, nie wazne ) haha

ja to jeszcze jestem w stanie zalozyc hipoteze , ze krakusy przy natezeniu wycieczek do swojej oferty wrzuca Slask i beda pokazywac np takie Guido w Zabrzu jako "niedalekie okolice przemyslowe" czy samfing lajk to... wiec zebysmy sie nie zdziwili.

z reszta juz kiedys gdzies tu na forum bylo, ze tak sie dzieje, ze krakow nam wozi swoich turystow u nas i na tym kase zbija. jak potrafia a my palcem nie ruszamy - prosze bardzo. ja nie bede przeciez sie podpalal z tego powodu

a co do lotniska ( Pyrzowic ) to na stronie Skyeurope na przyklad jest jako destynacja 'katowice' mimo, ze oni lataja do Krakowa a nie do kato, ale z listy wybiera sie Kato ( i jest info pozniej ze bus podwozi do kraka )
ale bylo nie bylo - na liscie sa katowice. wiec ok. punkt dla nas. mysle ze jak by tak jeszcze easyjet i ryan zrobili to juz by bylo w deche ( albo jak by eay zaczal z kato latac... )



absinth - Czw Gru 21, 2006 7:37 am

Tu nie chodzi tyle o obrazanie tylko o to że promocja Katowic leży po prostu, a wy nawilzacie się sukcesem Krakowa jakby to było niesłychane dobrodziejstwo dla Katowic (żeby w ogóle było) czy Pyrzowic.

to ze lezy to wszyscy wiedza tylko nie wiem co to ma do tego zeby Pyrzowice pojechaly sobie troche na plecach Krakowa

Jakos strasznie sie jarales jak sie okazalo ze kandydatki na miss swiata spaly w hotelu w Katowicach mimo ze potem pojechaly zwiedzac Krakow

Jezeli ludzie ktoprzy nawet leca docelowo do Krakowa ale wyladuja w Pyrziowicach zostawia tu choc troche kasy a przeciez zostawia ( chocby w postaci oplat lotniskowych) to ja nie widze zadnego powodu zeby sie na nich obrazac




salutuj - Czw Gru 21, 2006 8:51 am
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



absinth - Czw Gru 21, 2006 8:55 am
ja sie nie zachwycam tym ze Krakow jest modny bo moje zdanie jest jakie jest w kwestii Krakowa

to co pisze to jest czysty pragmatyzm:

jesli na tym ze Krakow jest modny moga zarobic Pyrzowice to uwazam ze bardzo dobrze



Mies - Pią Gru 22, 2006 2:34 pm


Amerykanie polecają: Odwiedzajcie Kraków!

Marcin Gadziński, Waszyngton 2006-12-21,

Czy w najbliższym roku Kraków zaleją amerykańscy turyści? Wielkie amerykańskie biuro podróży Orbitz uznało go właśnie za "najmodniejsze miasto 2007".

- Fantastyczna reklama dla Krakowa i Polski, zapowiedź fali amerykańskich turystów, co oznacza wielki biznes dla miasta - mówi "Gazecie" Hanna Zaleski z biura podróży American Travel Abroad organizującego wycieczki z USA do Europy.

- To lekko da się przeliczyć na dziesiątki tysięcy dodatkowych turystów z USA - cieszy się Jan Rudomina, dyrektor Polskiego Ośrodka Informacji Turystycznej w Nowym Jorku.

Oprócz Krakowa na listę tzw. hottest spots trafiły też hiszpańska Walencja, gdzie odbędą się najsłynniejsze regaty żeglarskie świata America Cup, oraz Ho Chi Minh City w Wietnamie, jedno z najdynamiczniej rozwijających się miast Azji.

Orbitz.com jest jednym z dwóch największych w USA internetowych biur podróży. Z jego usług korzysta co roku kilkanaście milionów Amerykanów, by kupować bilety lotnicze, rezerwować hotele i wynajmować samochody. Biuro ma obroty idące w miliardy dolarów.

Orbitz będzie zapewne oferował promocyjne pakiety wycieczkowe do Krakowa. Po takiej rekomendacji organizować wycieczki do Polski i wskazywać Kraków jako ciekawe miejsce na urlop, będą też dziesiątki innych mniejszych biur podróży wyspecjalizowanych w wycieczkach do Europy. Zerkają one na takich gigantów jak Orbitz, by wiedzieć, co w danym sezonie jest "hot".

- Kraków to nowa Praga! - stwierdzili w uzasadnieniu swego wyboru eksperci Orbitz. Zwracają uwagę na funkcję "kulturalnej stolicy Polski" i zabytki w świetnym stanie. "Jednak mimo że korzeniami sięga głęboko w historię, Kraków nie utknął w mrocznej przeszłości. Miasto ma pulsujące życie towarzyskie" - uzasadnia Orbitz. Za najlepszą porę roku do odwiedzin miasta agencja uznała styczeń i luty, gdy trwa karnawał.

- W Krakowie szampany otwierano już w połowie ubiegłego roku, gdy prestiżowy amerykański magazyn "Travel and Leisure" wybrał go na piąte najbardziej godne polecenia miejsce w Europie, przed Pragą i Paryżem. To była świetna promocja. Ale efekt po wyborze przez Orbitz może być kilkanaście razy większy - mówi "Gazecie" dyr. Rudomina.

Jego zdaniem amerykańscy operatorzy turystyczni polubili Kraków, bo to miasto "naprawdę żyje". - Nie ma jak Praga czy Budapeszt administracyjno-biurowego bagażu. Jest miastem zdominowanym przez artystów i studentów - tłumaczy. - To, że krakowskie ulice, kluby i kawiarnie żyją przez całą noc, ma dla amerykańskich turystów o wiele większe znaczenie niż arrasy na Wawelu.

Kraków znalazł się też na nie mniej ważnej liście miejsc najbardziej wartych odwiedzenia w 2007 roku, ogłoszonej właśnie przez Frommer's - czołowe wydawnictwo poradników i przewodników turystycznych, zdecydowany numer 1 na rynku w USA. Na liście jest 12 pozycji, w tym siedem poza Stanami Zjednoczonymi (oprócz Krakowa m.in. Zurych, Tokio, Etiopia i Panama).

Rok 2005 był rekordowy pod względem przyjazdów Amerykanów do Polski. Odwiedziło nas 360 tys. osób z USA - 21 proc. więcej niż w 2004 r. Żaden inny kraj w Europie nie zanotował takiego wzrostu. Rok 2006 może pobić ten rekord o kolejne kilkanaście procent.

Dyr. Rudomina ostrzega jednak: - W Krakowie już dziś brakuje hoteli dla tej nowej fali turystów. To może zahamować przyrost liczby gości.
http://www.gazetawyborcza.pl/1,76842,3805920.html



salutuj - Pią Gru 22, 2006 3:21 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



Mies - Sob Sty 06, 2007 5:08 pm
Za Gazetą Wyborczą w Krakowie

Kraków miał być Norymbergą Wschodu
rozmawiał Stanisław Mancewicz 18-11-2005

Jak wyglądałby Kraków, gdyby nie wybuch wojny niemiecko-sowieckiej? Hitlerowcy po niespełna rocznych pracach mieli gotowy kompletny plan przebudowy Krakowa, włącznie z gigantyczną dzielnicą rządową na Dębnikach i nowym systemem komunikacyjnym. Autorem był niemiecki modernista Hubert Ritter, jeden z najwybitniejszych architektów tamtej doby. Do tego nieznanego w Polsce dzieła dotarł podczas badań w ramach stypendium Fundacji Humboldta prof. Jacek Purchla.

Stanisław Mancewicz: Panie Profesorze, dlaczego nic nie wiemy w Krakowie o Hubercie Ritterze, architekcie niemieckim, autorze tego niezwykłego planu. W naszych bibliotekach nie ma na ten temat ani jednego dokumentu.

Prof. Jacek Purchla: To oczywiste, że przez 60 lat większość badań nad obecnością Rzeszy Niemieckiej w Krakowie dotyczyła przede wszystkim wątku martyrologii i ruchu oporu. Jest to też widoczne w skądinąd znakomitym piątym tomie "Dziejów Krakowa" Andrzeja Chwalby, który - co chciałbym podkreślić - wybił się na oryginalne pokazanie wielowątkowości i równoległości życia w okupowanym Krakowie, życia Polaków, Żydów, Niemców i Ukraińców. Natomiast to, co ciągle czeka na pełne wyświetlenie, to intrygujący właśnie w wypadku Krakowa pod okupacją hitlerowską, niezwykle delikatny i dwuznaczny temat stołeczności, tej niechcianej stołeczności w Generalnej Guberni. Ta stołeczność miała konsekwencje, choćby w postaci wizji urbanistycznej Rittera.

Jak Pan dotarł do tego planu?

- Zaintrygowały mnie badania niemieckich uczonych, którzy jako pierwsi dotarli do spuścizny Huberta Rittera, a zwłaszcza zupełnie nieznanego w Krakowie modelu niemieckiej dzielnicy rządowej. Nie na Błoniach, o czym wszyscy od zawsze wiedzieliśmy, ale na Dębnikach. Idąc tym tropem, spędziłem wiele miesięcy w Monachium. Dzięki kontaktowi z rodziną oraz kwerendzie w archiwach politechniki monachijskiej udało mi się zbadać spuściznę po Ritterze, jednym z najciekawszych architektów niemieckiego modernizmu lat dwudziestych, którego losy wojenne rzuciły na zaledwie niecały rok do Krakowa. Owocem jego pobytu jest właśnie ta spektakularna propozycja. Dotarłem do planu Rittera z 1941 (także jego obszernego opisu) i znalazłem dość bogaty materiał ikonograficzny, w tym fotografie modelu dzielnicy rządowej na Dębnikach. Skala tego zamierzenia pokazuje, jak poważnie podchodzili Niemcy do zagadnienia planowania przestrzennego w Krakowie i do tej właśnie koncepcji. Jest chyba najwyższy czas, by pokazać to polskiej publiczności.

Brak polskich badań nad dziedzictwem III Rzeszy w Polsce to wynik tabu?

- W Polsce, jeśli chodzi dziedzictwo III Rzeszy, istnieją ciągle, zupełnie zrozumiałe, negatywne emocje. W Międzynarodowym Centrum Kultury zajmujemy się teorią dziedzictwa. Jasne, że pomysły III Rzeszy są w Polsce kwalifikowane jako dziedzictwo wroga i dziedzictwo nienawiści. Z tym kojarzą się nam np.: Wilczy Szaniec - siedziba Hitlera na Mazurach, krematoria Oświęcimia, tzw. plan Pabsta - zniszczenia Warszawy i zredukowania jej do niewielkiego prowincjonalnego miasta niemieckiego. W to wszystko wpisywały się niemieckie plany wobec Krakowa. Rzesza przygotowywała tu bardzo konkretne decyzje.

Plan Rittera jest jednak dziedzictwem wartym badania.

- Oczywiście. Dziedzictwo to pamięć, ale i wybór. Uciekaliśmy przez ostatnie 60 lat przed zajmowaniem się dziedzictwem III Rzeszy. To zrozumiałe. Ale w związku z tym istnieje dziś wyraźna asymetria w badaniach naszych i niemieckich, ignorowanie przez polskich badaczy tego narastającego stanu badań, wielkiej ilości książek i albumów poświęconych urbanistyce i architekturze Berlina, Norymbergi, Monachium, ale też polskim miastom, właśnie Krakowowi, a także Łodzi, Poznaniowi, Warszawie. Kraków miał to nieszczęście, że został wyznaczony na stolicę państewka, które zamierzano ostatecznie potraktować jako integralną część Rzeszy. Z całą konsekwencją tego faktu: latem 1940 r. hitlerowska machina planistyczna ujęła Kraków, podobnie jak zdobyte w czerwcu tego roku Strasburg i Luksemburg, jako miasto, które miało uzyskać nowy szlif urbanistyczny. Pejoratywna konotacja, nasz lęk przed zajmowaniem się tym tematem wynika i z tego, że nie można oddzielić planów wielkich przeobrażeń urbanistycznych Krakowa czy Łodzi od Holokaustu, wysiedleń i innych zbrodniczych operacji, które łączyły się z obecnością Trzeciej Rzeszy na tych ziemiach.

Rzeczywiście, trudno tu pozbyć się złych emocji, ale przecież mamy w Krakowie Nową Hutę, też obciążoną negatywnymi skojarzeniami, wobec której uczucia bardzo się ociepliły.

- Nie widzę żadnej sprzeczności między negatywną konotacją Nowej Huty jako symbolu stalinowskiej nocy nad Polską, jako katastrofy ekologicznej, która zagroziła Krakowowi, a równocześnie traktowaniem Huty jako polskiego Magnitogorska, układu urbanistycznego tak konsekwentnie zrealizowanego i tak nieźle zachowanego. Nowa Huta jest dziedzictwem socrealizmu, wobec którego mamy dziś nie tylko obowiązek badania, ale i zachowania.

Czy da się porównać założenia ideologiczne i urbanistyczne Nowej Huty z Ritterowskimi Dębnikami? Pytam o to, bo podobieństwa rzucają się w oczy.

- Trudno powstanie Nowej Huty porównywać do planów naznaczonych tragedią lat wojny. Musimy rozróżnić intencje, które za tymi dwoma inicjatywami stały. Czym innym była stalinowska wizja postępu i industrializacji, nawet jeżeli lokalizacja Nowej Huty budzi wielkie kontrowersje, a czym innym wymordowanie 65 tysięcy żydowskich obywateli Krakowa, co było częścią hitlerowskiej polityki urbanistycznej. Gdyby jednak na chwilę zostawić te najważniejsze sprawy na boku, to trzeba powiedzieć, że pomiędzy wizjami urbanistycznymi Mussoliniego czy później Hitlera, który miał obsesję porządkowania miast i jeszcze przed rokiem 1939 konsekwentnie przeobrażał wszystkie wielkie miasta Niemiec, a wizjami stalinowskimi analogia jest bardzo czytelna. Oba totalitarne systemy stworzyły mechanizm kreowania przestrzeni publicznej na wielką skalę, nie oglądając się na to, co w demokratycznych systemach jest w tej kwestii podstawową barierą, jak np. prawo własności. Niemieckie wizje wielkiej kreacji i sanacji miast były wykorzystywane później przez komunistów przy planowaniu np. właśnie Nowej Huty. Popatrzmy na osiedle Wandy jako analogię do osiedla przy ulicy Królewskiej, wybudowanego przez Niemców w czasie wojny. Również konkurs zagospodarowania Dębnik z 1953 roku odbył się niewątpliwie pod wpływem tego wojennego doświadczenia Krakowa z totalitaryzmem. Wielkie osie i place, przestrzeń, przytłaczająca jednostkę monumentalna architektura - tu analogie są idealnie czytelne. O ile jednak Nowa Huta jest echem i trawestacją tego, co w ZSRR realizowano już w latach trzydziestych, o tyle klasa wizji architektonicznej i urbanistycznej, klasa warsztatu Huberta Rittera mieści się w czołówce najciekawszych wizji przekształcania miast przez III Rzeszę. Kraków grał tu w pierwszej lidze, obok Norymbergi, obok pompatycznych wizji wielu innych miast, które są dziś w świecie symbolem architektury totalitarnej.

Kraków ma pecha do wielkich totalitaryzmów XX wieku - zaraz po katastrofach narodowych pojawiają się tu totalne koncepcje natury estetycznej.

- Nie jestem pewien, czy Kraków ma pecha tylko do totalitaryzmów. Dziś zagrożeniem jest przecież napierający na świetne dziedzictwo średniowiecza i wieku dziewiętnastego drapieżny kapitalizm. To, co w doświadczeniu Krakowa w XX wieku jest fascynujące, to zderzenie tak wielu faz i tak różnych koncepcji myślenia o mieście i jego urbanistyce. Zaczynając od Krakowa Stańczyków, swoistego muzeum Polski zamkniętego w gorsecie austriackiej twierdzy, poprzez Wielki Kraków Juliusza Lea ze wspaniałą wizją urbanistyczną zrealizowaną tylko w niewielkim stopniu w okresie międzywojennym, po pomysł budowy u stóp polskiej Akropolis nie tylko niemieckiej dzielnicy rządowej, ale i planu odpolszczania i zniemczania miasta, przełożenia jego polskości w bardzo krótkim czasie na niemieckość, o czym wprost mówili Hitler i Frank. Sam Hitler porównywał Kraków do Strasburga, Norymbergi i Pragi. Wawel był określany przez Hitlera - obok katedry w Strasburgu - jako jeden z symboli kultury niemieckiej! Kraków zakwalifikowano więc do rangi tych miast, które miały obok Berlina, Monachium, Norymbergi i Linzu stanowić tę drugą grupę kilkudziesięciu miast mających otrzymać swoje gigantyczne fora, dzielnice rządowe, które miały stać się wizytówką Nowych Niemiec. W tym tkwi też paradoks i perwersja tego pomysłu, by zaledwie w ćwierć wieku po wizji Wyspiańskiego stworzenia na Wawelu Polskiego Akropolu i Szymanowskiego pochodu wawelskiego - po drugiej stronie Wisły, u stóp Wawelu miało powstać imperialne forum, którego wymowa była jednoznaczna.

Panie Profesorze, czy według Pana sam Ritter, tworząc nowe Dębniki, opierał się bardziej na pomyśle artystycznym czy zamówieniu politycznym? Czy był artystą, czy funkcjonariuszem reżimu? Pisze Pan o podobieństwach jego założenia z wytyczaniem australijskiej Canberry czy Waszyngtonu.

- To jest intrygująca kwestia. Pytanie o rolę mecenatu przewija się przez całą historię architektury. Pytanie, które zresztą można też postawić twórcom Nowej Huty, którzy tworzyli w warunkach totalitarnej rzeczywistości, ale byli jednak architektami-kreatorami. Myślę, że Ritter czuł się przede wszystkim artystą, architektem fachowcem. Więcej, to, że dostał to zadanie w roku 1940, było w moim przekonaniu raczej zbiegiem różnych okoliczności. Miał w tym udział niewątpliwie ogromny dorobek Rittera, o czym w Niemczech pamiętano, i to dorobek z czasów przedhitlerowskich. Jako główny architekt Kolonii, a potem Lipska był znany i ceniony za śmiałe osiągnięcia inżynierskie i ważne dzieła w zakresie planowania miejskiego. To, co w planie Rittera jest bardzo czytelne, to jakby dwa zmagające się ze sobą nurty. Jeden, oczywisty w tamtej rzeczywistości, to konieczność wpisania się w całą ideologię, obowiązujący system wartości i narzucony przez Rzeszę język planowania urbanistycznego. Równocześnie jego plan jest wizją architekta artysty, który zarówno w swoich projektach jak i opisie wyraźnie akcentował kwestie wychodzące poza oczekiwania hitlerowskich mocodawców.

Na przykład?

- Przede wszystkim dbałość o wydobycie sylwetki Wawelu, trafny wybór prestiżowego miejsca dla nowej dzielnicy administracyjnej i - co ważne - nierozszarpywanie tkanki historycznego śródmieścia. To była przecież powszechna praktyka w przekształcaniu miast niemieckich przez hitlerowców. Wybrał dzielnicę, która wtedy była bardzo słabo zurbanizowana, ale świetnie położona, co w historii architektury Krakowa XX wieku było cennym i nowatorskim doświadczeniem. Niemiecki urbanista w służbie Hansa Franka nie tylko dostrzegł, jako pierwszy w takiej skali, walory urbanistyczne Dębnik, ale też ubolewał, że w dotychczasowym swoim rozwoju Kraków nie wykorzystywał Wisły. W komentarzu do planu wielokrotnie zaznaczał, że Polacy nie dostrzegają wartości tego, co się nazywa dziś riverfront, i porównywał odwracanie przezeń Krakowa twarzą do rzeki do tego, co się stało w Dreźnie w stosunku do Łaby i w Budapeszcie w stosunku do Dunaju. Powiem jeszcze, że była to koncepcja konkurencyjna wobec wspomnianego, szalonego pomysłu zabudowania Błoń. Nie ma porównania. Z tego punktu widzenia Ritter wniósł do myślenia o urbanistyce Krakowa XX wieku nową jakość. Wiele ważnych punktów. Nie dotyczy to tylko dzielnicy rządowej, ale znakomitego, nigdy nie zrealizowanego pomysłu przesunięcia linii kolejowej i dworca daleko na wschód od Plant, a następnie wykorzystania plant dietlowskich i uwolnionej trasy kolejowej do zamknięcia drugiej obwodnicy. Widać wielką staranność w opracowaniu przepraw mostowych - proponuje on cztery kamienne mosty. Interesujące są rozwiązania komunikacyjne, choćby linia kolejowa w tunelu pod Wzgórzem bł. Bronisławy i mostu kolejowego w okolicach dzisiejszego Zwierzynieckiego. Świeżość jego spojrzenia jest sama w sobie argumentem, by się temu pomysłowi przyjrzeć.

Czym miały być Dębniki?

- Dzielnicą administracyjną a la Waszyngton czy Canberra, miejscem pracy dla 10 tysięcy urzędników, siedzibą generalnego gubernatora, rządu, dyrekcji kolei i poczty, Wehrmachtu itd. Dzielnicą reprezentacyjną z dwoma wielkimi forami, placem do defilad i manifestacji, formą i funkcją wpisującą się idealnie w konwencję estetyczną i ideologiczną III Rzeszy.

Wrócę do pytania, czy był artystą, czy zglajchszaltowanym przez ideologię funkcjonariuszem?

- Jeszcze przed dojściem Hitlera do władzy Ritter dał się poznać jako wybitny artysta-modernista, a nie karierowicz, stąd jego konflikt z tutejszymi władcami, o czym wprost pisał w pamiętnikach. Jego wizja, indywidualizm, troska o zachowanie panoramy starego Krakowa przesądziły o tym, że projekt nie wzbudził entuzjazmu w otoczeniu Hansa Franka.

Powiedziano mu: "Nie robimy"?

- Nie. Wybuch wojny niemiecko-radzieckiej zbiegł się dokładnie z finalną fazą prac projektowych i wówczas napisano w kilku fachowych architektonicznych pismach niemieckich - "wrócimy do tego po wojnie". Co świadczy o tym, że Niemcy nie przesądzili o niczym, zwłaszcza że decyzje rozpięte były pomiędzy Berlinem a Krakowem.

Co Ritter robił potem?

- W 1941 roku pojechał do Luksemburga, gdzie przez ostatnie cztery lata wojny pełnił funkcję głównego planisty. Był jednym z ostatnich urzędników niemieckich, który uciekł przed Amerykanami. W Luksemburgu zajmował się podobnym zadaniem jak w Krakowie.

Czy zrealizował któryś ze swoich wojennych pomysłów, czy z Krakowem łączyły go jakieś emocje?

- W zasadzie nie zrealizował. Kraków go zafascynował, co można wywnioskować również z jego publikacji w pismach fachowych. Myślę, że z trzech powodów. Po pierwsze, w latach trzydziestych był niemal bezrobotny - hitlerowcy zakazali mu praktyki architektonicznej w Saksonii - a tu nagle dostał prestiżowe zamówienie po 10 latach zawodowej abstynencji. Po drugie, temat krakowski był dla niego jednak tematem artystycznym. W najgorszym okresie okupacji, w miejscu mającym dla Niemiec znaczenie symboliczne, niemiecki modernista od razu po przyjeździe widzi, że najważniejszą rzeczą jest tu sylweta miasta. Jego rdzeń. Pomysł na Dębniki jest funkcją tych spostrzeżeń i tego sposobu myślenia. Morał, jaki możemy z tego wyciągnąć, jest wielowątkowy. Przepraszam, ale pierwsza rzecz, jaka się tu narzuca: po roku obecności w wojennym Krakowie hitlerowcy wybili się na nowy plan ogólny miasta (korzystając oczywiście z przedwojennego dorobku zespołu Kazimierza Dziewońskiego). Ujęli rozwój miasta w nowy rygoryzm, zatrudniając do tego jednego z najwybitniejszych urbanistów tamtego czasu. W tej wizji - odrzucając wszystko, co totalitarne - jest czytelna myśl. Osią dla rozwoju urbanistycznego Krakowa jest rzeka. Największym zadaniem jest odwrócenie miasta do rzeki i wydobycie przy tym sylwetki Wawelu. Towarzyszy temu dbałość, by planowana dzielnica miała skalę odpowiednią do otoczenia.

Trudno się brnie w rozważania nad niemieckimi pomysłami związanymi z Krakowem, bo narzuca się pytanie o to, co dzieje się dziś, czy raczej - o to, że nic się nie dzieje, a jeżeli już - jest to żałosne.

- Trzecia Rzesza przyszła i odeszła, a język urbanistyki pozostaje. Gdybyśmy na wizje Rittera popatrzyli płasko i funkcjonalnie, to te koncepcje są o wiele bardziej interesujące, niż gdybyśmy zaczęli wnikać w szczegóły architektoniczne. Szczegóły wynikają oczywiście z narzuconego języka, jakiego używał Speer i inni architekci Rzeszy. Całość zaś robi wrażenie. Zestawianie pomysłów Trzeciej Rzeszy z dzisiejszymi problemami urbanistycznymi jest jednak nieuprawnione, bo inna jest nie tylko rzeczywistość, ale i zasady gry w miasto. O tym też będzie moja nowa książka pt. "Miasto a polityka", o przypadkach Krakowa w XX wieku, który od matejkowskiego skansenu, poprzez liberalne idee miasta otwartego prezydenta Leo, Trzecią Rzeszę i Nową Hutę doszedł w czasach realnego socjalizmu do sztampy blokowiska z wielkiej płyty. To ostatnie można dziś odczytać jako próbę wciśnięcia Krakowa w zuniformizowaną rzeczywistość nakazowo-rozdzielczą, jednakową dla wszystkich miast imperium Breżniewa, od Wschodniego Berlina do Władywostoku. Ale to nie koniec! Pointa, która przychodzi nieoczekiwanie po 1990 roku, to rzeczywistość latynoamerykańska. Mamy dziś miasto bez planu, bez czytelnych reguł gospodarowania przestrzenią i kontroli nad nim. Miasto, w którym interes prywatny zwycięża nad interesem publicznym, a wartości kulturowe ustępują miejsca doraźnemu zyskowi deweloperów. I jeszcze "miękkie państwo", które nie potrafi sobie z tym poradzić...

Jak wobec tego mamy dziś patrzeć na model Rittera?

- To gorzki paradoks, że niemiecki architekt w służbie Trzeciej Rzeszy, w czasie II wojny światowej, ze znacznie większą starannością myślał o sylwecie Wawelu i historycznego śródmieścia oraz o ich ochronie, niż my to robimy dzisiaj.

Prof. Jacek Purchla

Dyrektor Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie. Kieruje Zakładem Rozwoju Miast Akademii Ekonomicznej i Katedrą Dziedzictwa Europejskiego Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ. Prowadzi badania nad rozwojem miast, historią społeczną i historią sztuki XIX i XX wieku. Autor ok. 250 prac i książek, m.in. "Jak powstał nowoczesny Kraków", "Matecznik Polski", "Teatr i jego Architekt", "Kraków w Europie Środka". W latach 1990-1991 był wiceprezydentem Krakowa.

Hubert Ritter

Urodził się w 1886 r. w Norymberdze. Architekt, jeden z ojców nowoczesnej urbanistyki niemieckiej. W 1913 r. został architektem miejskim Kolonii, od 1925 pracował nad planem ogólnym Lipska. Był autorem wzbudzających sensację Grossmarkthalle w Lipsku, największych wtedy na świecie betonowych kopuł o wysokości prawie 30 m. Wybudowano dwie z trzech zaprojektowanych, każda przykrywała kwadrat o boku 76 metrów, a grubość betonu wynosiła zaledwie 9 cm. Zrealizowane pod Lipskiem w latach 1929-30 osiedle Rundlig - stojące do dziś, oparte na zasadzie trzech koncentrycznych kręgów - uznano za jedno z najciekawszych dzieł tzw. Nowego Budownictwa Republiki Weimarskiej, ale i dowód klasy Rittera jako architekta i modernisty z kręgu Bauhausu. Wraz z Walterem Gropiusem i Miesem van der Rohe był uczestnikiem ogólnej dyskusji nad kształtem i miejscem architektury nowoczesnej.

W 1930 r., z inicjatywy NSDAP, został pozbawiony funkcji głównego architekta Lipska - zarzucono mu niegospodarność przy budowaniu słynnych kopuł. Odsunięty od publicznych zleceń, zagrożony procesem, zajmował się projektowaniem szpitali. W 1940 r. władza przypomniała sobie o nim. Do Krakowa przybył jesienią 1940 r. jako berliński pełnomocnik ds. "Generalbebauungsplan von Krakau". W oparciu o zastany tzw. plan Dziewońskiego z lat 1934-1935 kreśli Kraków na nowo. Pomaga mu trzech krakowskich architektów, których nazwiska są do dziś nieznane. Wiosną 1941 r. wraca do Lipska, gdzie kończy plany przebudowy stolicy Generalnego Gubernatorstwa. Szybki wyjazd z Krakowa wynikł z konfliktu z tutejszymi władzami, które nie chciały zaaprobować kształtu Dębnik proponowanego przez Rittera i forsowały znany plan zabudowy Błoń. Ritter podejmuje się nowego zadania, jakim miał być plan ogólny Luksemburga. Pracuje tam do 1944 r., kiedy to zostaje ewakuowany wraz z administracją niemiecką tuż przed wkroczeniem aliantów. Umiera w 1967 r.

rozmawiał Stanisław Mancewicz



Adasmos - Nie Sty 07, 2007 10:19 am
^^ Interesujący artykuł. Gdzieś już czytałem o zamierzeniach III Rzeszy wobec Krakowa i o jego szczególnym losie w porównaniu choćby z Warszawą w tamtym okresie. Podobno uważano Kraków za miasto dużo bardziej reprezentacyjne i eleganckie niż Warszawa i lepiej nadające się na stolicę. Jeśli chodzi o żydowską dzielnicę, to w książce "Kazimierz. Środkowoeuropejskie doświadczenie rewitalizacji" autorka pisze, że plany niemieckie wobec Kazimierza przewidywały jeśli nie wyburzenie i budowę nowej niemieckiej dzielnicy, to liczne wyburzenia i przebudowy. Nie wiem, czy była to wizja Rittera.

Link do strony Międzynarodowego Centrum Kultury:
Praca zbiorowa, Jacek Purchla (red.)
Kraków i Norymberga w cywilizacji europejskiej
http://www.mck.krakow.pl/publications.php?id=3



Mies - Nie Sty 07, 2007 4:33 pm
No to z tą reprezentacyjnością Krakowa przed wojną w porównaniu do Warszawy to jednak bym nie przesadzał. Kraków wyglądał (i wygląda) dość ubogo w porównaniu ze Lwowem, nie mówiąc już o przedwojennej Warszawie z bardzo eleganckim city w rejonie Placu Napoleona.
Sporo ciekawych wystaw jest teraz w Krakowie, szkoda że mnie to ominie



Adasmos - Nie Sty 07, 2007 6:14 pm
^^ cytowałem (nie dosłownie) to, co gdzieś przeczytałem, jeśli chodzi o tą reprezentacyjność



Mies - Pon Sty 15, 2007 8:20 am
Ogród królowej Bony

Tekst Katarzyna Żółciak, główny specjalista ds. ogrodów na Zamku Królewskim na Wawelu 2006-12-20,
ostatnia aktualizacja 2006-12-15 17:57:55.0

Na Wawelu odtworzono najstarszy zachowany ogród ozdobny w Polsce - renesansowe założenie z XVI w.



W 2001 r. na tarasie u stóp wschodniej elewacji wawelskiego pałacu dokonano sensacyjnego odkrycia. Odnaleziono regularny układ prostokątnych kwater ziemnych wyznaczonych przez ceglane ścieżki. Badania archeologów potwierdziły tym samym informacje o istniejących tu w XVI w. ogrodach królewskich. W ten sposób odkryto najstarszy zachowany w Polsce ogród ozdobny. Dla historii sztuki ogrodowej było to wydarzenie na skalę europejską...

Rewolucja na Wawelu

Rok 1518 jest znaczącą datą dla historii wzgórza wawelskiego i rozwoju polskiej kultury. To rok zaślubin Zygmunta I Starego z włoską księżniczką Boną Sforzą d'Aragona. Co prawda dzieło przebudowy zamku gotyckiego na renesansową rezydencję król rozpoczął jedenaście lat wcześniej, jednak dwór królewski wraz z przybyciem Bony został jeszcze szerzej otwarty na kulturę Odrodzenia. W tej epoce rezydencja bez ogrodu byłaby niepełna i niedoskonała. Toteż można było przypuszczać, że próbowano stworzyć go także na wzgórzu wawelskim. Królowa zakładała ogrody w nowym, włoskim stylu także w innych dobrach królewskich, np. w Łobzowie (dziś dzielnicy Krakowa), gdzie zapewne uprawiano również warzywa przywiezione z Włoch, śladem czego jest popularna do dziś "włoszczyzna".

Okres Odrodzenia przyniósł rozkwit nauk przyrodniczych (np. w Pizie powstał pierwszy ogród botaniczny) i był czasem upowszechniania wiedzy, co wiązało się z wynalezieniem druku. Nowocześnie wykształcona Bona prawdopodobnie znała pełne rycin zielniki, rejestrujące znany i nowo poznawany świat roślin. Wiadomo też, że oddawała się typowym dla epoki

pasjom kolekcjonerskim. Sprowadziła do Polski nieznane dotąd rośliny, chociażby wonny tymianek nazywany "włoską macierzanką".

Trudne narodziny

Wawel jest jednym z najcenniejszych w Europie renesansowych zespołów pałacowych. Pokazanie właśnie tutaj, jak mogły wyglądać ogrody w pierwszej połowie XVI w. było ideą niezwykle pociągającą, lecz w Polsce nie odtwarzano dotychczas podobnych ogrodów.

Prace utrudniał niedostatek informacji w materiałach ikonograficznych i kartograficznych. Ponieważ w archiwaliach Wawelu brak jednoznacznych wskazówek dotyczących kompozycji ogrodów Bony, zespół specjalistów analizował dane archeologiczne, oryginalne opisy i wizerunki europejskich i polskich założeń ogrodowych XV i XVI w. w poszukiwaniu analogii. Na podstawie opracowań i badań zielników stworzono listę charakterystycznych dla epoki roślin. Zaprojektowane zostały warianty rozplanowania ogrodu na górnym tarasie, spośród których wawelska komisja konserwatorska dokonała ostatecznego wyboru. We wrześniu 2005 r. ogród przyjął pierwszych zwiedzających.

Pachnąca geometria

Ogród na górnym tarasie ma cechy pogranicza epok - końca średniowiecza i początków renesansu, jak otaczająca architektura Wawelu, i ten charakter starano się podkreślić. Powierzchnia otoczona ścianami pałacu i murem oporowym wynosi zaledwie 248 m2. Ze względu na dużą nieregularność i zmienną szerokość tarasu nie zastosowano tu jednej osi dla całej kompozycji tej małej i trudnej przestrzeni.

W pierwszej części (przy wejściu), gdzie ślady ogrodu się nie zachowały, przyjęto rozwiązanie całkowicie hipotetyczne, ale pozostające w zgodzie z epoką. Są tu proste partery ornamentowe zarysowane bukszpanem, pomiędzy którym kwitnie kocimiętka, lawenda, bratki, nagietki i złocień maruna. Pod ścianami pałacu stoją donice z drzewkami oleandrów i lantan oraz kamienne ławki.

Następny jest ogród rabatowy, najcenniejszy historycznie fragment, który powstał dokładnie w miejscu odkrytych ścieżek i kwater. Powtarza on ich układ (12 kwater o wymiarach 2,2 x 1,1 m). Wypełniają go drewniane skrzynie bez dna wywodzące się ze średniowiecznych ław darniowych. Na takich podwyższonych rabatach w ogrodach wczesnego renesansu chętnie sadzono pojedyncze rośliny. Wygodnie było je obserwować, a także pielęgnować. Jak dawniej eksponowana jest więc kolekcja kwiatów i ziół. Od wczesnej wiosny kwitną narcyzy i hiacynty, pierwiosnki i orliki, konwalie i poziomki, by latem dać pierwszeństwo liliom, goździkom, malwom, margerytkom i kosaćcom. Kompozycje na rabatach zanurzone są w wonnych ziołach - bazylii, rozmarynie, majeranku, szałwii, mięcie, melisie i marzance. Rośnie tu także wiele innych gatunków dobieranych tak, by jak najwierniej oddać charakter renesansowych nasadzeń.

W ostatniej części - podobnie jak w pierwszej - nie zachowały się ślady dawnego założenia. I tu zastosowano rozwiązanie hipotetyczne - łąkę kwietną z trejażem i ławeczką stojącą pośród wonnej marzanki. Taka łąka bywała częstym elementem ogrodów renesansowych. Zazwyczaj towarzyszyła altanie, gdzie odpoczywano w cieniu winorośli, a miękka murawa nasycona kępami kwiatów i ziół (m. in. fiołków, stokrotek, niezapominajek, goździków, jaskrów i rumianku) służyła spacerom i tańcom. W pobliżu wawelskiego trejażu z ławeczką posadzono winorośl, malwy i bluszcze, a także róże francuskie.

Prace trwają

Zwiedzając wawelski ogród, warto zwrócić uwagę na pieczołowicie wykonany detal. Z największą precyzją starano się bowiem oddać wczesnorenesansowy klimat tego miejsca. Odkryte przez archeologów fragmenty ceglanych ścieżek zostały zabezpieczone przez konserwatorów i znajdują się na głębokości około metra pod obecną posadzką (ich stan wykluczał ekspozycję). Wykonując nawierzchnie, zachowano dawny sposób układania cegieł, a pomiędzy rabatami skrzyniowymi odtworzono bieg ścieżek. Współczesne cegły naśladują historyczne palcówki. Na niektórych można zauważyć podłużne bruzdy - ślady palców formującego je rzemieślnika. Także wymiary mają "z epoki" (29 x 14 x 7 cm). Warto też zauważyć, że szerokość ścieżek (0,7-1,1 m) dostosowana była do renesansowych strojów.

Skrzynie, płotki i trejaż wykonano z drewna dębowego według historycznej ikonografii, stosując ówczesny ręczny sposób obróbki i łączenia materiałów. Nie ma tu gwoździ, lecz drewniane dyble i kołki, a części trejażu powiązane zostały łykiem.

W tej obecnie zrealizowanej części ogrodów królewskich, staraliśmy się stworzyć wierny epoce, pełen wdzięku ogród będący barwnym i pachnącym dopełnieniem otaczającej architektury pałacu. Na kolejne elementy założenia musimy jeszcze poczekać.

Informacje praktyczne:

W 2006 r. ogród można było zwiedzać od 1 maja do 30 września od wtorku do niedzieli w godz. 10.30-16. Zwiedzanie wyłącznie w grupach z przewodnikiem.

Bilet 5 zł.

Informacje o aktualnych terminach i warunkach zwiedzania na stronie www.wawel.krakow.pl.

Tekst Katarzyna Żółciak, główny specjalista ds. ogrodów na Zamku Królewskim na Wawelu http://dom.gazeta.pl/ogrody/1,72016,3796351.html



jacek_t83 - Pią Sty 19, 2007 5:43 am
taaa krakof makof
rozmawialem wczoraj z kolezanka z Krakowa, i pewnym momencie poprosila mnie zebym jej pokazal jakies zdjecia. pokazalem foty zrobione przez drzewko ostatnio noca i oto co powiedzial:

23:07:00 Kasia
no i znowu widac jak krakow jest zacofany w stosunku do innych miast .



babaloo - Pią Sty 19, 2007 3:14 pm
mmmmm jaka słodycz znaczy koleżanka ma wobec Ciebie plany



jacek_t83 - Pią Sty 19, 2007 4:40 pm

mmmmm jaka słodycz znaczy koleżanka ma wobec Ciebie plany
i rozplywa sie w ustach a nie w dloni



brysiu - Nie Sty 21, 2007 11:30 pm
dostalem przykazania, azeby polecic ksiazke ARCHITEKTURA LAT 60-TYCH W KRAKOWIE, ale nie od autorki, tylko od pewnego osobnika zafascynowanego latami 60-tymi w kazdej postaci...
zadziwiajace, czym interesuja sie ludzie...;-P

a jeszcze slowo o krakowie i o malym rynku:
Rusza remont krakowskiego Małego Rynku

Magdalena Kursa
2007-01-18, ostatnia aktualizacja 2007-01-19 09:41

Płyty Verde Olive z Afryki, Multi Kolor Rosso z Indii na taras, Giallo Real z Brazylii na stopnie i pochylnie - niezwykle egzotycznie brzmi lista materiałów, które trzeba szybko zamówić w związku z rozpoczynającym się remontem Małego Rynku.

Zapowiadana od dwóch lat modernizacja rozpocznie się 24 stycznia. - Nie wyobrażam sobie, by plac nie był gotowy na początku czerwca, gdy rozpoczniemy uroczystości związane z 750. rocznicą lokacji miasta. Wyobrażam sobie natomiast, że ze względów konserwatorsko-archeologicznych jakiś niewielki fragment Rynku może być wówczas jeszcze zagrodzony - zapowiadał wczoraj Jan Tajster, dyrektor Krakowskiego Zarządu Dróg.

Podczas remontu prowadzone będą prace archeologiczne. - W przypadku odkrycia przez archeologów jakiejś ciekawostki historycznej jesteśmy przygotowani do natychmiastowej transmisji z tego miejsca za pomocą kamery internetowej - dodał dyrektor KZD.

W metamorfozie Małego Rynku wiele jest jeszcze niewiadomych. Pewne jest natomiast, że na zawsze zniknie z niego parking samochodowy (w ramach rekompensaty bez opłat dostępny będzie parking przy pl. św. Ducha) oraz że po remoncie Mały Rynek odciąży Główny z większości imprez oraz targów. - Rynek Główny rezerwujemy tylko na wydarzenia z górnej półki, na przykład na sylwestra - tłumaczył Jan Tajster i zaznaczał, że na Małym Rynku przewidziano stałe miejsce pod estradę, tak by na placu jak najczęściej tętniło życie. Nie zabraknie też miejsca dla ogródków. Plac ozdobi nowa nawierzchnia, fontanna, a także pomnik Bolesława Wstydliwego, który lokował Kraków. Z realizacją tego ostatniego pomysłu Kraków ma jednak problemy. Pierwszy konkurs na królewską rzeźbę nie przyniósł rozwiązania, bo jury nie spodobała się żadna z prac. Miasto musiało więc ogłosić kolejny konkurs. Stanisław Dziedzic, dyrektor Wydziału Kultury UMK, jest jednak dobrej myśli. - Mamy 44 zgłoszenia, w tym sporo od artystów, którzy nie brali udziału w poprzednim konkursie - powiedział. Dziedzic przypomniał, że zgodnie z warunkami konkursowymi i wolą krakowskich radnych pomnik może przedstawiać samego króla Bolesława Wstydliwego lub w towarzystwie jego matki i żony. Rzeźba może mieć też charakter symboliczny. Projekty będą składane do 16 marca.

Remont Małego Rynku rozpoczyna się ze sporym opóźnieniem. Główna przyczyna to trudności z wyłonieniem wykonawcy prac. Pierwszy przetarg w tej sprawie został unieważniony, gdyż nie wpłynęła nań ani jedna oferta. Z kolei na kolejny przetarg złożono tylko jedną ofertę: konsorcjum firm RDM Śródmieście i Budostalu-5, która jednak znacznie przekraczała zarezerwowane w budżecie miasta 7 mln zł. Okazało się, że potrzeba jeszcze ok. 5 mln zł. Ogłaszanie trzeciego przetargu uznano za pozbawione sensu. Po negocjacjach Jan Tajster podpisał umowę z konsorcjum, które złożyło swą ofertę na drugi przetarg, z zastrzeżeniem że prace mogą być przerwane, bez kar dla miasta, po wyczerpaniu się limitu finansowanego. - Dalsze zwlekanie z remontem nie miało sensu. Trzeba przecież już zamawiać materiały - tłumaczył dyrektor KZD.

Skąd wziąć brakujące 5 mln zł? - Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek w mieście był przeciwny zapewnieniu środków na dokończenie tej inwestycji - mówił Jan Tajster, sugerując przesunięcia w budżecie lub wykorzystanie rezerwy budżetowej. Mimo egzotycznie brzmiących nazw materiałów potrzebne do wyłożenia Małego Rynku kamienie nie będą specjalnymi transportami sprowadzane dla nas z dalekich krajów. - W specyfikacji podawaliśmy kraj pochodzenia materiałów, np. Indie czy Brazylię, ale z tego co wiem, można je kupić nawet u kamieniarza w Liszkach - Jan Tajster studził emocje wywołane tajemniczymi opisami kamieni.



Pieczar - Czw Sty 25, 2007 10:13 am
Biurowce i hotele Nowego Miasta

GAZETA WYBORCZA - krakow

Coraz bliżej są kolejne inwestycje w obrębie Nowego Miasta wokół krakowskiego dworca. Magistrat rozpatrzy w najbliższym czasie wnioski o warunki zabudowy dla dwóch nowych biurowców i dwóch hoteli.

Nowe Miasto z góry- Galeria Krakowska to dopiero początek Nowego Miasta - zapewniali jesienią ubiegłego roku przedstawiciele ECE, operatora Nowego Miasta, oddając do użytku kompleks handlowo-usługowo-biurowy przy ulicy Pawiej. Projektowanie drugiego etapu już się rozpoczęło. Najbliżej Galerii Krakowskiej - po obu stronach wylotu tunelu drogowego - mają powstać dwa biurowce, jeszcze dalej dwa hotele, a najbliżej al. 29 Listopada apartamenty.

Jako pierwsze wyrosną najprawdopodobniej biurowce. - Rozpoczęcie ich budowy uzależnione jest od tego, jak szybko uzyskamy pozwolenia budowlane. Wstępnie zakładamy, że uporamy się z tym w ciągu 12 miesięcy - mówi Jarosław Szymczak, przedstawiciel ECE. Wyjaśnia, że choć na razie realizatorem biurowców jest ECE, prędzej czy później budynki zostaną odsprzedane innemu inwestorowi. - W Krakowie jest ogromne zapotrzebowanie na powierzchnie biurowe klasy A. Zapotrzebowanie to, zważywszy na rozwój miasta i jego rosnącą popularność, będzie coraz większe. W Galerii Krakowskiej mamy 4 tys. m kw. powierzchni biurowej. Dawno temu już wszystko wynajęliśmy - zdradza.

Projekt biurowców Nowego Miasta powstaje w warszawskim biurze architektonicznym JEMS Architekci. Na ich stronie internetowej można zobaczyć projekty i opis krakowskich budynków: "Fasady budynków mają mieć zróżnicowany charakter i wystrój. Od strony ulicy zdecydowanie miejski, operujący jednorodnym rytmem glifów okiennych, od wnętrza kwartału znacznie bardziej swobodny i krajobrazowy. Elewacje będą operować jednorodnym detalem i tymi samymi materiałami - jasnym kamieniem glifów okiennych i tytanową, oksydowaną blachą pasów stropowych i ram okiennych".

Niewykluczone jednak, że jeszcze wcześniej niż biurowce zobaczymy przy dworcu dwa kolejne hotele (oprócz budowanego u zbiegu ulic Pawiej i Lubicz, który ma być otworzony za kilka miesięcy). - Wszystko zależy od tego, jak szybko sfinalizujemy rozmowy z operatorami tych hoteli - dodaje Jarosław Szymczak. Potwierdza, że ECE negocjuje m.in. z Orbisem. - Dopiero wówczas, gdy znany będzie operator hoteli, rozpocznie się projektowanie budynków. Każda z sieci ma inne wymagania - tłumaczy.

Według wstępnych założeń II etap Nowego Miasta powinien być gotowy w ciągu 3-4 lat. Cała inwestycja ma kosztować 400 mln euro. Na wygląd okolicy dworca będzie miała wpływ nie tylko ECE - przy ulicy Szlak powstanie kompleks apartamentowców, który buduje firma Angel Poland Holdings. Oddanie kompleksu planuje na początek 2008 roku.
http://www.jems.pl/



salutuj - Czw Sty 25, 2007 10:28 am
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



Tomek - Pią Sty 26, 2007 10:43 am
Oto jak w Polsce powstają milionowe fortuny

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/ ... 76858.html



brysiu - Pią Sty 26, 2007 1:58 pm
gwoli informacji o architektach Nowego Miasta można znaleźć na oficjalnej stronie JEMS Architektów...;-)



Safin - Czw Lut 01, 2007 7:36 pm
W Krakowie rusza projekt promujący ciekawe miejsca
Olga Szpunar
2007-01-31, ostatnia aktualizacja 2007-01-31 21:59
Świetna kawa, dobre jedzenie, niezły pub, ciekawy sklepik - od poniedziałku w Krakowie zaczynają reklamować się miejsca, które na to dawno zasługiwały, ale zazwyczaj nie było je na nią stać. Projekt nazywa się "Local heroes" i promuje najbardziej wyjątkowych w mieście.

W Amsterdamie z przybitych do drewnianych tablic karteczek można dowiedzieć się, gdzie kupić dobrą szynkę i najlepszy tytoń do fajek. Można też znaleźć adres superszewca, niezłego zegarmistrza i fajnego sklepu z meblami.

Tablice rozmieszczone zostały w różnych punktach miasta w ramach realizowanego tam projektu "Local heroes". W praktyczny sposób służą mieszkańcom miasta. Tamarze Romaniuk, absolwentce Akademii Sztuk Pięknych, też posłużyły. Natchnęły ją, by coś podobnego zrealizować w Krakowie.

Już w poniedziałek 40 tablic podobnych do tych z Amsterdamu pojawi się w krakowskich hostelach. Dlaczego tam? Bo Tamara z krakowskim projektem "Local heroes" chce najpierw trafić do turystów.

Na kolorowych tablicach reklamować się będą ciekawe kluby, bary, sklepiki, firmy oferujące wycieczki rowerowe, małe kina, restauracje, kawiarnie. - To oferta dla firm i instytucji, które się wyróżniają, a nie zawsze mają budżet na to, by się promować. To również odpowiedź na globalny rynek, gdzie lokalne i oryginalne produkty giną w masowej papce - mówi Tamara.

Do "Local heroes" można przystąpić tylko wtedy, kiedy ma się coś oryginalnego i naprawdę ciekawego do zaoferowania. Jeśli kino, to tylko z naprawdę dobrym repertuarem, jeśli bar - to z dobrym jedzeniem, jeśli klub - to ze świetną atmosferą. Jeśli firma ma średnią opinię w mieście, nie ma szans, aby jej reklama pojawiła się na tablicy.

Pojawienie się na dziesięciu tysiącach ulotek kosztuje 650 zł netto. W zamian za to informacja z adresem kawiarni czy firmy zostanie wydrukowana w języku angielskim. - Z przodu tylko sama wiadomość o usłudze, z tyłu mapka, jak dojść do danego miejsca - opisuje karteczki realizatorka projektu.

I najważniejsze! Turysta, który pojawi się z karteczką w reklamowanym miejscu, ma 10 procent zniżki na świadczone tam usługi. Największym marzeniem Tamary jest, by akcja rozrosła się tak jak w Amsterdamie i stała się również pomocna mieszkańcom miasta. Żeby z tablic można było dowiedzieć się o najlepszej szynce, świetnym zegarmistrzu i sklepie z oryginalnymi ciuchami. - Jestem pewna, że to się uda. W mieście jest wiele małych branżowych firm, które nie mają pieniędzy na wielkie reklamy. Jeśli tylko są dobre, trafią na naszą tablicę - mówi z przekonaniem.



salutuj - Nie Lut 04, 2007 10:28 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



jacek_t83 - Nie Lut 04, 2007 10:39 pm
hehe, pijanych Anglikow to jest od groma w okolicach rynku i tak belkocza ze ich zrozumiec nie mozna
jak zawedruja na Kazimierz to mnie chyba szlag trafi



d-8 - Nie Lut 04, 2007 11:37 pm

hehe, pijanych Anglikow to jest od groma w okolicach rynku i tak belkocza ze ich zrozumiec nie mozna
jak zawedruja na Kazimierz to mnie chyba szlag trafi


spokojna glowa. wczesniej czy pozniej dotra.

a swoja droga to trzeba przyznac, ze angole umiaru w piciu nie maja. pozniej fantazje maja wieksza niz nasi sarmaccy przodkowie . to samo zreszta co wyprawiaja w krakowie wyprawiaja wszedzie indziej i u siebie jak najbardziej tez.



zasnuty - Pon Lut 05, 2007 8:39 am

a swoja droga to trzeba przyznac, ze angole umiaru w piciu nie maja. pozniej fantazje maja wieksza niz nasi sarmaccy przodkowie . to samo zreszta co wyprawiaja w krakowie wyprawiaja wszedzie indziej i u siebie jak najbardziej tez.
bo oni mają słabsze piwo toć nie umieją pić naszego tak zeby sie dobrze bawic a nie zapić jak dzika świnia.
to jedyny plus ze mieszkamy w katach a nie kraku - do na sie te robole angielskie nie zjezdzaja na szczescie



d-8 - Pon Lut 05, 2007 9:40 am

bo oni mają słabsze piwo toć nie umieją pić naszego tak zeby sie dobrze bawic a nie zapić jak dzika świnia.

to samo piwo maja. nasze nie jest mocniejsze, chyba ze jakies edycje typu strong 8% ale tak to to samo jest, okolice 5%



salutuj - Pon Lut 05, 2007 9:48 am
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



Pieczar - Pon Lut 05, 2007 3:40 pm
Kłopoty z modernizacją szkieletora

Modernizacja szkieletora - wieżowca, który od 30 lat stoi niewykończony przy rondzie Mogilskim, opóźni się. Plany GD&K, który wspólnie z Verity Development jest jego właścicielem pokrzyżowała decyzja małopolskiego konserwatora zabytków, który kilka tygodni temu cały obszar drugiej obwodnicy, w granicach której znajduje się szkieletor, włączył do rejestru zabytków.
Prawnicy firmy GD&K zapowiadają odwołanie od tej decyzji.

Gazeta Krakowska



Pieczar - Pon Lut 05, 2007 3:42 pm
Niekorzystna zmiana przepisów zablokuje inwestycje

Jeżeli urbaniści nie zaczną szybciej przygotowywać, a radni - uchwalać planów zagospodarowania przestrzennego, za dwa lata wybudowanie czegokolwiek w Krakowie będzie graniczyć z cudem. Inwestorzy dostaną pozwolenia tylko na budowę plomb w sąsiedztwie już zabudowanych działek. Taki może być efekt przygotowywanej zmiany przepisów. Nowela ma wejść w życie za dwa lata.

Wprowadza ona nową interpretację tzw. zasady dobrego sąsiedztwa. Na działce nieobjętej miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego będzie można wybudować tylko obiekty podobne do tych znajdujących się na sąsiednich działkach. Jeżeli będą one puste - urząd nie będzie mógł wydać decyzji o zabudowie. Nie będzie więc żadnych przedsięwzięć budowlanych na pustych obszarach. Dopóki nie powstaną plany, zablokowana zostanie większość inwestycji - w tym mieszkaniowych.

W Krakowie problem będzie spory. W tej chwili miejscowymi planami jest pokryte nieco ponad 10 proc. powierzchni miasta. Za dwa lata może to być ok. 30 proc. - Teraz trzeba się będzie skupić na jak najszybszym przygotowaniu planów dla obszarów przeznaczonych pod inwestycje - mówi wiceprezydent miasta, Kazimierz Bujakowski. Władze Krakowa zamierzają też zaproponować ministrowi budownictwa wydłużenie vacatio legis dla nowych przepisów z dwóch do pięciu lat. W tym czasie można będzie przygotować więcej miejscowych planów - tak aby problem wuzetek dotyczył jak najmniejszej części miasta.

Gazeta Krakowska



Pieczar - Pon Lut 05, 2007 3:45 pm
Hotele w centrum Krakowa zawyżają ceny obcokrajowcom

Niepokojąca praktyka hoteli w centrum Krakowa. Niektóre z nich dyktują grupom z zagranicy cenę nawet o 30 procent wyższą niż normalnie. O tym, że w krakowskiej branży hotelarskiej nie wszystko działa według jasnych zasad, pracownicy biur podróży mówią tylko półgębkiem. - Rzeczywiście, z niektórymi hotelami negocjuje się specyficznie, ale o przypadkach zawyżania cen przez hotele nie słyszałam - zamyśla się Anna Jędrocha, prezes biura InterCrac, choć minutę wcześniej pracownik jej biura potwierdził w rozmowie ze mną, że "ten problem jest powszechny i dobrze znany".Również pracownicy krakowskiego biura Promenada potwierdzają, że wielkie zainteresowanie turystów z całego świata przekłada się na śrubowanie cen dla zagranicznych grup. Odpowiedzialni za hotelarstwo miejscy urzędnicy nie widzą dobrego wyjścia z sytuacji. - Taki proceder odbywa się niestety zgodnie z prawem. Mogę tylko zaapelować do szefów hoteli, aby sztucznie nie zawyżali cen. W dłuższej perspektywie może to odstraszyć klientów z zagranicy - mówi Grażyna Leja, odpowiedzialna za turystykę z ramienia prezydenta Krakowa.

Łaźnia Nowa skazana na niebyt?

Rada miasta nie przyznała dotacji na dokończenie rozpoczętego przed rokiem remontu siedziby Łaźni Nowej. Nowohuckiemu teatrowi zabraknie też pieniędzy na bieżącą działalność. W oparciu o nasze dotychczasowe dokonania od pół roku nieustannie wyjaśniam i informuję, otrzymując jednocześnie deklarację pomocy zarówno z urzędu miasta, jak i od wielu radnych. Zdaniem dyrektora teatru Łaźnia Nowa fundusze, jakie na działalność Łaźni Nowej w 2007 roku przewidział wydział kultury - 944 tys. zł - wystarczą jedynie na pokrycie kosztów administracyjnych teatru. - Z takim budżetem będę musiał odwołać festiwal El Dorado, kilka najbliższych projektów teatralnych i projekcje filmowe, pod znakiem zapytania stanie też festiwal teatralny Genius Loci - wylicza Szydłowski. - Ciągle mam jednak nadzieję, że to tylko jakieś nieporozumienie. Błąd w programowaniu miejskiego budżetu. Dotacja dla Łaźni Nowej miała być jedną z największych planowanych przez komisję kultury poprawek do budżetu miasta (500 tys. zł na działalność bieżącą, 1 mln zł na dokończenie remontu). Drugą co do wielkości było powiększenie o 1 mln zł budżetu Capelli Cracoviensis. Tę poprawkę rada miasta przyjęła bez zastrzeżeń.

Gazeta Wyborcza



zasnuty - Pon Lut 05, 2007 4:54 pm

bo oni mają słabsze piwo toć nie umieją pić naszego tak zeby sie dobrze bawic a nie zapić jak dzika świnia.

to samo piwo maja. nasze nie jest mocniejsze, chyba ze jakies edycje typu strong 8% ale tak to to samo jest, okolice 5%



babaloo - Pon Lut 05, 2007 4:57 pm

Hotele w centrum Krakowa zawyżają ceny obcokrajowcom



Kraków dumnie nawiązuje do tradycji z której w naszej szerokości geograficznej słynęła Rosja - innostrańcy płacą więcej.



jacek_t83 - Śro Lut 14, 2007 4:16 pm
"Witajże, stare zgorzelisko i skarbcu odwieczny pamiątek, witaj, rzeźbiona trumno przeszłości, w której jeszcze duch jej żywie, witaj miasto wspomnień, grobie męczennika Stanisława, mogiło królów, skarbono wspomnień; wieki rzucały po szelągu w tę skrzynię, z której my dziś żywimy się ubodzy"

J. Kraszewski, Karki z podróży. 1858 - 1864. Przypisami i posłowiem opatrzył P. Hertz, Warszawa 1977, t. I, s. 11. cyt. za, E. Rybicka, Modernizowanie miasta. Zarys problematyki urbanistycznej w nowoczesnej literaturze polskiej, Kraków 2003, s. 64 - 65.



Kris - Czw Lut 15, 2007 9:31 pm


Niewyobrażalny rozwój dziś, paraliż jutro
Magdalena Kursa
2007-02-15, ostatnia aktualizacja 2007-02-15 22:05

Zapowiadane zmiany w ustawie o planowaniu przestrzennym mogą w najbliższych latach sparaliżować inwestycje w Krakowie - ostrzegali w czwartek uczestnicy konferencji w magistracie, podczas której spotkali się architekci, radni i deweloperzy.

Najbardziej złowroga dla Krakowa była pierwsza wersja nowelizacji. Przewidywała ona, że do dwóch lat każde miasto ma mieć komplet planów, a tam, gdzie ich zabraknie, będzie można budować - w uproszczeniu - tylko to, co znajduje się na sąsiedniej działce. A więc obok bloku tylko blok, obok stacji benzynowej - stację benzynowa. Obecnie obowiązujący projekt zmian jest tak niejasny, że trudno przesądzić, czy jest równie restrykcyjny jak poprzedni, czy nieco bardziej elastyczny.

- Gdyby zasada dobrego sąsiedztwa miała być wąsko rozumiana, wówczas w Krakowie mielibyśmy do czynienia z kompletnym paraliżem. Takie regulacje są dobre dla wsi, nie dla wielkich aglomeracji. Mam jednak nadzieję, że ten projekt zmieni się jeszcze podczas międzyresortowych negocjacji - mówił radny Kajetan d'Obyrn z PO, który od lat zajmuje się sprawami planowania przestrzennego.

Plany sobie, rewitalizacja sobie

Na razie pewne jest tylko to, że Kraków jest na szarym końcu miast pod względem tempa przygotowywania planów. - W 2005 roku Gdańsk był pokryty planami miejscowymi w 43 proc., Wrocław w 20 proc. a Kraków w 8 proc. Teraz sytuacja się nieco u nas poprawiła. Mamy 38 planów, które obejmują 10,7 proc. powierzchni miasta - ubolewał architekt Borysław Czarakcziew, przewodniczący Małopolskiej Izby Architektów, który podkreślał, że to właśnie poprzez miejscowe plany można w świadomy sposób kształtować miasto pod względem urbanistycznym. - Kształtowanie miasta poprzez wydawanie "wuzetek" jest bardzo ułomne - dodał. Co więcej, z prezentowanych przez niego materiałów wynikało, że wykaz obszarów, dla których miasto zamierza opracować plany, nie jest spójny ze strategią rewitalizacji miasta.

O negatywnych skutkach braku planów mówiła też urbanistka Elżbieta Koterba z Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Domów. - Plany przyczyniają się do podniesienia standardu życia mieszkańców. Przy wydawaniu "wuzetek" nikt nie przejmuje się wskaźnikami zieleni czy usług w danej dzielnicy, bo wniosek o nią dotyczy tylko małego obszaru.

Mało miejsca dla bloków

Elżbieta Koterba podkreślała, że brak planów to niejedyny urbanistyczny problem Krakowa. - W obecnym studium zagospodarowania przestrzennego Krakowa znikoma jest liczba terenów pod zabudowę wielorodzinną. Poprzez plany przestrzenne liczba ta się nie zwiększy. A Kraków nie jest przecież miastem atrakcyjnym dla zwolenników domków jednorodzinnym. Pod tym kątem trzeba w przyszłości zmienić studium zagospodarowania przestrzennego - argumentowała Elżbieta Koterba, dodając, że w Krakowie najlepiej byłoby w ogóle przygotować nowe studium, które zyska charakter wizji miasta.

- W 2003 roku, gdy uchwalono obecne studium, nie wiedzieliśmy, że Kraków przeżyje taki boom. Ceny gruntów wzrosły tu w ciągu roku tyle, ile w dziesięć lat w Hiszpanii. Mamy do czynienia z niewyobrażalnym rozwojem miasta. Aglomeracja krakowska jest nieporównywalna z Łodzią czy nawet Wrocławiem. Kraków to wyjątkowe miasto, tak powinno się o nim myśleć w kontekście nowego studium - postulowała.

Radny d'Obyrn zapewnia, że rada podjęła już decyzję o przystąpieniu do zmiany studium. Jako zupełnie niemożliwe uznaje przygotowanie wszystkich planów miejscowych w ciągu dwóch, trzech lat. Według niego pod koniec tej kadencji Kraków powinien być w 35 proc. pokryty planami.

http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35798,3923208.html



Pieczar - Śro Lut 21, 2007 4:06 pm
Kraków planuje zaciągnięcie 389,9 mln zł kredytów

PAP

389,9 mln zł kredytów zamierza zaciągnąć w tym roku gmina Kraków. Skumulowane zadłużenie samorządu osiągnie w tym czasie prawie 1,49 mld zł, co daje wskaźnik zadłużenia miasta na poziomie 58 proc.

Jak poinformowało w środę biuro prasowe Urzędu Miasta Krakowa, konieczność zaciągnięcia długu publicznego wiąże się z realizacją programu inwestycyjnego. Na inwestycje miasto planuje przeznaczyć w tym roku 684,4 mln zł. Najważniejsze przedsięwzięcia to m.in. budowa hali widowiskowo-sportowej w Czyżynach, rozbudowa oczyszczalni ścieków Płaszów II i Krakowski Szybki Tramwaj.

Zdaniem urzędników, dzięki dotychczasowemu zadłużeniu Krakowa przyspieszono realizację wielu inwestycji służących obecnie nie tylko mieszkańcom miasta, ale również potrzebom rozwoju regionalnego.

Tegoroczny budżet miasta zakłada dochody w wysokości blisko 2,569 mld zł oraz wydatki na poziomie 2,834 mld zł. Zaplanowany deficyt wynosi prawie 266 mln zł.

W zeszłym roku agencja ratingowa Standard&Poor's przyznała Krakowowi wysoką ocenę wiarygodności kredytowej (rating) w walutach obcych oraz walucie krajowej - na poziomie BBB+ z perspektywą stabilną. Miasto poddaje się ocenie wiarygodności kredytowej od 10 lat.



Safin - Śro Lut 21, 2007 6:53 pm

Maciej Twaróg: Oferta dla Krakowa
Maciej Twaróg
2007-02-20, ostatnia aktualizacja 2007-02-20 22:56
Jestem w Krakowie gościem. Tak się w nim czuję jako nowohucianin. Co więcej, tak każe mi się czuć sam Kraków i ludzie tworzący jego mocno przejaskrawiony klimat, a raczej klimacik - pisze Maciej Twaróg*.

W przeciwieństwie do redaktora naczelnego krakowskiej "Gazety Wyborczej" nie musiałem nigdzie wysiadać, aby znaleźć się w Krakowie. Tutaj się urodziłem. Przynajmniej urzędowo i administracyjnie. I po wielu latach życia zauważyłem, że z Krakowem niewiele mnie już łączy. Ostatnie lata sprawiły, że najchętniej podkreślam fakt swojego nowohuckiego pochodzenia, tego że urodziłem się w Nowej Hucie i jestem z Nowej Huty. Tak już pozostanie. Z tego czerpię siłę do działania, stąd płynie moja chęć zmiany naszej nowohuckiej rzeczywistości. Nie chcę inaczej. I tak już mam, że od 31 lat za każdym razem "jadę do Krakowa" i stamtąd wracam. W zasadzie wysiadam na "przystanku Kraków", albo inaczej: chcę na takim przystanku wysiadać. Dlaczego? Dlatego że chciałbym, aby z krakowskiego tygla Nowa Huta wybiła się na niepodległość. Chciałbym, aby się usamodzielniła. Wielu obserwatorów życia codziennego podejrzewała mnie o to od dawna. Mojego poglądu na krakowską codzienność i rzeczywistość nie wyrażam dla potwierdzenia ich podejrzeń. Bez wątpienia sprowokował mnie do tego Józef Stachów i jego publikacja z poniedziałkowej "Gazecie". Stachów napisał otwartym tekstem to, co wielu ze strachem przewija czasami w swoich myślach. Ja pójdę krok dalej. Nie chcę z tych krakowskich grzechów się spowiadać. Ja po prostu nie chcę grzeszyć. Nie chcę więcej grzeszyć po krakowsku. Czy winę za to ponoszą zarzuty w kierunku Krakowa, które wysunął Stachów?

Jestem w Krakowie gościem. Tak się w nim czuję jako nowohucianin. Co więcej, tak każe mi się czuć sam Kraków i ludzie tworzący jego mocno przejaskrawiony klimat, a raczej klimacik. Tak się czułem jako reprezentant mieszkańców Nowej Huty w miejskiej radzie. To ostatnie mam już za sobą. Co z tego wynika? Ni mniej, ni więcej dojrzewa u mnie przeświadczenie, że Nowa Huta lepiej wyszłaby na tym, gdyby dostojny Krakówek pozostawiła samemu sobie, wraz z jego przywarami i klimacikiem, a własne sprawy i problemy wzięła w swoje ręce. Najnormalniej w świecie chciałbym bardzo, aby do tego morderczego wyścigu miast - wyścigu po pieniądze, inwestycje, turystów, wielkie imprezy, który Stachów nakreśla, ubolewając, że Kraków w nim odstaje, przegrywa, radzi sobie coraz słabiej - Nowa Huta stanęła samodzielnie, a nie jako jego część, niechciana i nielubiana. Czy nowohucka samodzielność to postulat dość rewolucyjny? Być może. Postulat oderwania Nowej Huty od Krakowa, stworzenia z niej odrębnego organizmu miejskiego podoba mi się coraz bardziej. Widzę w tym procesie szansę dla Nowej Huty. Szansę na zerwanie ze wszystkimi krakowskimi przywarami, o których pisze Stachów, i prawdziwe odrodzenie Nowej Huty, jej potencjału, ludzkiej energii, co zapewne przypominałoby okres budowy Nowej Huty. Polityczne układy i układziki, nadmierne debatowanie, awantury, pycha - to według Stachowa krakowskie grzechy główne. Ja, uogólniając, nazywam to ogólnokrakowskim smrodem, to coś, czego nie da się przewietrzyć, to coś, co przenika dość szybko i głęboko. Bardzo szybko można tym nasiąknąć. Jest się po prostu krakowskim grzesznikiem, kimś, kto funkcjonuje według zasad narzuconych mu przez klimat Krakówka, jak widać klimat, który naczelnemu krakowskiej "Wyborczej" przestał się podobać, który jako pierwszy zaczął publicznie rozliczać. I dobrze. Myśli, jakie wywołała we mnie osobiście poniedziałkowa publikacja, popychaja mnie do publicznego złożenia takiej oto oferty jak wybór przez Nową Hutę samodzielnej drogi, bez uciążliwych krakowskich uprzedzeń. Oferta ta też wzięła się z mojej obserwacji Krakowa. I obserwacje te skłaniają mnie do upublicznienia tej oferty. Jestem też przekonany, że gdyby rzucić taką ofertę starym krakusom, to przyklasną temu dość głośno. Gwarantuję! Przecież powszechnie wiadomo, że jesteśmy jako Nowa Huta zemstą Stalina na "konserwatywnym Krakowie", stalinowskim potworkiem architektonicznym, kimś-czymś, co zniszczyło wspaniałą miejską tkankę krakowską, kimś-czymś, co próbowało zdeptać prawdziwą krakowską duszę, a nie tylko powietrze (...).

Co mnie skłoniło do postawienia takiego bądź co bądź ryzykownego postulatu? Stan aktualny i przyszłość Nowej Huty. Ma wspólne interesy, jest rozbita na pięć części. Niby jesteśmy dzisiaj Nową Hutą, ale nią nie jesteśmy. Jej najstarsza część potrzebuje pomysłu i olbrzymiego zastrzyku finansowego. Także, a może przede wszystkim tego z zewnątrz. Głównie na modernizację wszystkiego, co się w niej znajduje - od elewacji naszych bloków i kamienic po chodniki i uliczki międzyosiedlowe. Resztę załatwią ludzie. (...) Temu potencjałowi nie potrzeba łaski wielkiego Krakowa. Temu potencjałowi nie potrzeba zielonego światła z placu Wszystkich Świętych. Pamiętam, jak przez ostatnie lata najczęstszymi komunikatami, jakie można było stamtąd usłyszeć, były informacje, że w Nowej Hucie nie da się niczego zbudować, że Nowa Huta to ziemia wypalona, że jedyna rzecz, na jaką nas stać, to wysoka przestępczość i patologie. Odnoszę wrażenie, że Kraków chciałby to u nas konserwować. My chcemy to zmieniać. Lepiej, energiczniej, szybciej. Nie chcę dłużej czytać, że coś dobrego z Nowej Huty ma miejsce w Krakowie, a gdy dzieje się coś złego, tragicznego w Nowej Hucie, to wówczas jesteśmy z Krakowa wydzieleni, jesteśmy strefą, którą Kraków wypycha, której trzeba się wstydzić, wówczas jesteśmy Nową Hutą, samodzielną, złą, zdaną na siebie.

Idąc za wymianą ogólnokrakowskich grzechów głównych, zaliczyłbym do nich właśnie krakowską niechęć do Nowej Huty. Ta wrodzona niechęć jest najpoważniejszą przyczyną tego, że te dwa organizmy nigdy poważnie się ze sobą nie zrosną. Bo nawet jeśli Stachów będzie złym prorokiem i Krakowowi uda się kasowo i inwestycyjnie pobić Wrocław, Gdańsk czy Warszawę, to my i tak z tego nic nie będziemy mieć. Nic namacalnego. Nic konkretnego. Nie zyskamy niczego, czym Kraków mógłby się z Nową Hutą podzielić. Zawsze ważniejsze będzie Zabłocie. A jak nie Zabłocie, to Bonarka albo podziemia Rynku Głównego U nas za to Kraków wybuduje spalarnię odpadów, bo przecież miasto jej potrzebuje (...).

Jestem pewien, że poradzilibyśmy sobie bez Krakowa. Wykorzystalibyśmy swoje przysłowiowe pięć minut. Nasza niezłomność, pracowitość, bezinteresowne dbanie o własne podwórko sprawiłyby, że dotychczasowe problemy Nowej Huty mogłyby się skończyć. Poradzilibyśmy sobie bez Krakowa. Ale czy Kraków poradziłby sobie bez Nowej Huty? I tu chyba tkwi nasz problem. Odpowiedź na to pytanie sprawi, że na niepodległość wybić nam się nie będzie dane. Choć i tak nie tracę wiary

* Maciej Twaróg, nowohucianin, radny miasta Krakowa w latach 2002-2006



bty - Śro Lut 21, 2007 9:19 pm
O! zawsze byłem za niepodległością Nowej Huty. Obecnie raczej mżonki, ale wielka szkoda, że kiedyś przyłączyli ją do Krakowa



Pieczar - Śro Lut 21, 2007 9:59 pm
NIEPODLEGLOSC dla Nowej Huty



Safin - Śro Lut 21, 2007 10:06 pm
I wstąpienie do Silesii
tak tylko żartuję

PS: dyskusje na innych stronach GW są na lepszym poziomie niż te u nas, niestety.



Safin - Czw Lut 22, 2007 8:07 pm
Do Krakowa cudownie się wraca. Ale na krótko
Rafał Mostowy
2007-02-21, ostatnia aktualizacja 2007-02-21 23:36
Bardzo chciałbym wrócić do Krakowa. Ale wiem, że dopóki układziki będą górą nad chęcią zrobienia czegoś wielkiego, nie przyciągnie mnie tam ani dobra pensja, ani piękne dziewczyny, ani najpiękniejsze mury w tej części Europy, a może i świata - napisał do nas z zagranicy Rafał Mostowy

Mam 23 lata i jestem rodowitym krakusem. Moja rodzina stąd pochodzi, jest głęboko zakorzeniona w Krakowie zarówno kulturalnie, jak i społecznie. Spędziłem w tym mieście ponad 20 lat swojego (młodego) życia, w pełni przesiąkając jego klimatem. Ukończyłem prestiżowe Liceum nr 5 im. Witkowskiego, rozpocząłem studia na Uniwersytecie Jagiellońskim i po dwóch latach zdecydowałem, że muszę stąd gdzieś wyjechać, na wymianę studencka, ponieważ nie tylko zawsze o tym marzyłem, ale także zaczynałem odczuwać taka potrzebę. A zacząłem ją odczuwać, ponieważ poczęła mnie ogarniać duchota Krakowa, miasta, które przecież tak bardzo kocham i które jest moim domem; duchota spowodowana mała ilością miejsca, wąskim kręgiem znajomych, dzianiem się w kółko tych samych rzeczy, czyli można by rzec - nuda. I w tym nie ma jeszcze nic nadzwyczajnego, większość młodych ludzi wyjeżdża z takich powodów, potem wracają doroślejsi, z większym doświadczeniem, budują własny dom i miasto.

Ale w momencie, w którym wyjechałem, zacząłem rozumieć, jak bardzo specyficznym, i to nie tylko w pozytywnym sensie, miejscem jest Kraków. Wybrałem jako cel mojego wyjazdu najbardziej europejską ze wszystkich stolic Skandynawii - Kopenhagę, z uwagi na bardzo dobre możliwości edukacyjne. Nie rozczarowałem się, szybko doceniłem prestiż i możliwości finansowe tego miejsca, które tak bardzo pomogło mi się rozwinąć naukowo. Mija trzeci rok, kiedy tu mieszkam, kończę studia wyższe na tutejszym uniwersytecie, oczywiście też tęsknie za Krakowem i często tam bywam, ale też wiem, że jeśli nie nastąpi cud, nie będę tam nigdy mieszkać. A oto dlaczego.

Być może paradoksalnie powodem jest wyjątkowy uroku i piękno, jakie cechują stolicę Małopolski. Po moim wyjeździe zacząłem patrzeć z dalszej perspektywy patrzeć na mieszkańców mojego miasta i widzę, jak bardzo są oni zapatrzeni (do granic narcyzmu) w swoje otoczenie. Zapatrzeni tak bardzo, że z założenia wszystko inne jest gorsze, brzydsze, bardziej prymitywne. Na oko jakieś 90 proc. moich znajomych (a przecież większość z nich pochodzą z rodzin stanowiących intelektualną śmietankę Krakowa) twierdzi, że Warszawa jest miastem ohydnym i nie da się tam mieszkać. Potem okazuje się, że większość albo spędziła tam w życiu może dwa, może trzy dni, albo nie była w ogóle. (...) Oczywiście Warszawa jest tu tylko przykładem.

Innym problemem jest konserwatyzm tego miasta, połączony z niewiarygodnie głęboko zakorzenionymi w głowach ludzi "układzikami". Konserwatyzm "starszyzny" okupującej urzędy miasta i wszelakie siedziby władzy nie dopuszcza jakiegokolwiek rozwoju (może powinienem powiedzieć: reformy) niegdysiejszej wizytówki Krakowa - kultury.

Powiedzmy sobie szczerze: Kraków stolicą kulturalną Polski już nie jest, w Warszawie w sam piątek dzieje się więcej niż tutaj przez cały tydzień. Czytałem ostatnio artykuł w "Gazecie" o młodej artystce z ASP, której zabrania się z jakiegoś powodu wystawiania własnej sztuki na Rynku Głównym. Mam wrażenie, że Rynek jest rezerwowany dla "wielkich artystów", których my przecież nie mamy, a my młodzi, którzy chcemy coś zmienić, zbudować coś swojego, wśród których być może jest następny Philip Guston, Tadeusz Kantor czy Frida Kahlo, jesteśmy ignorowani i dyskryminowani! Ale to nie jest tylko problem Rynku, to ogólnie problem Krakowa. Inicjatyw artystycznych jest tyle co nic, nakładów finansowych na nie ma, zawsze górą będzie siostrzeniec, nie wiem, wiceprezesa wydziału kultury, a nie młoda, zdolna artystka.

Ale nie jest to tylko problem sztuki, jest to również problem uczelni i mojego środowiska naukowego. W dalszym ciągu jestem studentem Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale również Uniwersytetu Kopenhaskiego. Natomiast perspektywa, że nie siądę na czterech literach w Krakówku i nie będę pracował w małym biurze na rzecz polskiej nauki - zamiast jeździć po jakichś światowych ośrodkach, poznawać ludzi i uczyć się od największych naukowców świata (przecież najwięksi są nasi profesorowie) - nie podobała się wielu osobom z UJ, więc postanowiły utrudnić mi życie. Gdyby nie pomoc innych wspaniałych osób, też stamtąd, nie byłoby mnie tu, gdzie dzisiaj jestem, i za to im dzisiaj dziękuję. Tylko że niestety takich uczynnych, bezinteresownych osób jest bardzo mało.

Problemem krakowskiej uczelni jest tak naprawdę to samo co krakowskiej sztuki - nepotyzm, lenistwo i ignorancja osób na górze, mogących coś zmienić. Krajem przecież nie jesteśmy bogatym, wiadomo, że dotacje finansowe są małe. Główny problem polega jednak na tym, że jak już są, to lepiej wydać na samochód dziekana niż konferencję młodego, ambitnego doktoranta.

To są problemy, których nie rozwiążą dwa, nawet bardzo dobre, artykuły w dużej gazecie, nie rozwiążą protesty, pieniądze z Unii Europejskiej, a nawet polityka rządu IV RP. Wydaje mi się, że aby było trochę lepiej, jedna generacja musi wymrzeć i przyjść druga, inna. W Urzędzie Miasta Krakowa muszą zasiąść młodzi, ambitni przywódcy i politycy, którzy będą naprawdę chcieli coś zmienić, a nie tylko utrzymać ciepłą posadkę ze stałą pensją. Jak napisałem - nie jesteśmy bogatym miastem, ale mamy ogromny potencjał, potencjał ludzi chcących coś zrobić dla swojego kraju i miasta, chcących zostać i pomagać, nawet za dużo mniejsze pieniądze, niż otrzymywaliby za granicą.

Też bym bardzo chciał wrócić i do tego się przyłożyć, mając wspaniałe zagraniczne wykształcenie. Ale wiem, że dopóki układziki będą górą nad chęcią zrobienia czegoś wielkiego, nie przyciągnie mnie tam ani dobra pensja, ani piękne dziewczyny, ani najpiękniejsze mury w tej części Europy, a może i świata.

Tymczasem z największa przyjemnością będę wracać raz na jakiś czas, bo Kraków to jest miasto, do którego się cudownie wraca.

============
głos moze nie jest najbardziej obiektywny, ale pozwoli zapewne niektórym dostrzec pewne zalety cech charakteru Ślązaków.



Safin - Sob Lut 24, 2007 1:18 am
Przystanek Kraków: Nadal trudno oddychać
Michał Olszewski, "Tygodnik Powszechny"
2007-02-23, ostatnia aktualizacja 2007-02-23 17:45
Bardziej niż brak wydarzeń kulturalnych o wadze światowej czy znakomitej architektury dolega mi w Krakowie brak polityki ekologicznej.

- Zaraz! - oburzy się prezydent albo któreś z jego zbrojnych ramion prasowych. - Zaraz, a wszystkie te warte dziesiątków milionów złotych inwestycje ekologiczne, to pestka? A oczyszczalnia ścieków wielka jak Błonia, a sortownia odpadów, a system recyklingowy, a edukacja, kulejący szybki tramwaj, drzewka za makulaturę, barbakan z aluminiowych puszek? Czyś pan oślepł? Wszystko prawda. Jednak złożone w całość, te działania nie tworzą spójnego frontu. Wyglądają raczej, by trzymać się terminologii wojskowej, na chaotyczną wojnę partyzancką. Jest tych utarczek bezlik, więc ograniczmy się do najważniejszych.

Na przykład odpady

Kraków jak na razie stosuje wyłącznie metodę "końca rury". Ten tajemniczy zwrot oznacza, że zastanawiamy się wyłącznie, jak zagospodarować strumień już wytworzonych śmieci. Refleksja, jak zmniejszyć ilość produkowanych odpadów "u źródła", nie istnieje. Nic dziwnego. Wiedza, że lepiej zapobiegać, niż leczyć, w ekologii przebija się słabo. Miasto musiałoby zorganizować wielką akcję promocyjną skierowaną do właścicieli sklepów i konsumentów. Tak, żeby w sklepach pojawiły się napoje w opakowaniach zwrotnych, nie tylko szklanych. Żeby konsument w sklepie mógł znaleźć produkt w opakowaniu przyjaznym środowisku. Żeby zdał sobie sprawę ze szkodliwości aluminiowej puszki na przykład. Obok słusznej akcji "Pogadaj z gadem, co zrobić z odpadem" byłaby konieczna równoległa, na przykład pod tytułem "Słuchajcie dzieci, jak nie mnożyć śmieci". W nagrodę dla sprzedawcy - studyjna wycieczka do Finlandii, gdzie napoje serwowane są głównie w opakowaniach zwrotnych.

My jednak wybieramy drogę zupełnie inną. Budujemy wielką sortownię, co chwilę powraca projekt budowy spalarni śmieci. To są rozwiązania najłatwiejsze, ale problemu odpadów na pewno one nie rozwiązują, odsuwając go jedynie poza miasto.

Mityczny szybki tramwaj

Drugim problemem, z którym nie potrafi uporać się miasto, jest ruch samochodowy. Osiągnął niebotyczne rozmiary i doprowadził do degradacji centrum. Kropkę nad i postawiła "Galeria Krakowska" - jej otwarcie zakorkowało na amen ul. Westerplatte, jedyną przejezdną ulicę wokół Plant. Teraz i tam w bezwietrzne dni nie da się oddychać.

Kraków poległ w starciu z samochodami i za nic ma racje pieszych. Inna sprawa, że nawet nie próbuje walczyć. Samochody są w tym mieście absolutnym priorytetem. Dopominać się o prawa pieszych to świętokradztwo.

Hm, a gdyby tak drastycznie ograniczyć liczbę kart uprawniających do wjazdu wewnątrz pierwszej obwodnicy, pozostawiając ten przywilej jedynie tam zameldowanym i taksówkarzom? A gdyby tak zlikwidować parking przy pl. Szczepańskim, wcielając w życie któryś z gotowych projektów architektonicznych na zagospodarowanie tego zniszczonego miejsca? A gdyby tak wyczyścić zaśmiecony samochodami plac Wszystkich Świętych od strony magistratu? Głosy sprzeciwu? Dlaczego to właściciele aut zawsze muszą być górą?

Są w Krakowie wizjonerzy, którzy marzą o tzw. transporcie łączonym. Masz samochód? Zgoda, ale jeżeli okoliczności nie są wyjątkowe, nie przyjeżdżaj nim do miasta. Dojedź autem do stacji kolejki albo tramwaju, zaparkuj, przesiądź się na komunikację publiczną.

Piękny pomysł. Testem krakowskim tej mrzonki będzie uruchomienie mitycznego szybkiego tramwaju, co to ma jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozwiązać wszystkie problemy komunikacyjne Krakowa. Czy na pętli w Pychowicach znajdzie się miejsce na parking i chronione przez stróża stojaki na rowery? Wątpię. Również i z tego powodu, że najdelikatniejsza choćby próba ograniczenia samochodowego bałaganu w mieście spotyka się z gwałtownymi protestami. A przeciwko kierowcom nie warto podnosić larum. Nie pojadą głosować i kłopot gotowy.

Dobro społeczne najważniejsze

Był taki czas, kiedy Kraków chwalił się niezłym powietrzem. Niska emisja, czyli końcowy efekt działania domowych pieców na węgiel, zmalała. Niskie ceny stali wygasiły pracę w kombinacie.

Od kilku lat niska emisja znowu rośnie. Węgiel wraca do łask, a wraz z węglem inne wysokokaloryczne materiały opałowe: plastik, szmaty. W zimowe wieczory przy Łobzowskiej czy Krowoderskiej po prostu śmierdzi. I nie sposób dociec, kto zawinił. Żadna inspekcja tego nie skontroluje.

Co gorsza, recesja minęła, kombinat znowu działa pełną parą. Przykład Mittal Steel pokazuje, że wzrost gospodarczy nie idzie w parze z ochroną środowiska. Produkcja się zwiększa, ilość zanieczyszczeń również. Sprawa jest delikatna: o przekraczanych normach wiedzą dobrze pracownicy Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska. Wiedzą i... rozkładają ręce. Nie będą przecież obkładać zakładu wysokimi karami. Ważniejsze jest tak zwane dobro społeczne. Owszem, kombinat znowu truje, ale i zatrudnia ludzi. A przecież zatrudnienie jest ważniejsze niż ochrona środowiska. Może kiedyś, za kilka lat, sytuacja się unormuje. Może.

Oczywiście, miasto mogłoby uruchomić program likwidacji pieców węglowych. Tyle że do tego potrzebne są dodatkowe pieniądze. Albo determinacja w tropieniu zakładów, które przekraczają normy. Nie ma ani pieniędzy, ani determinacji.

Oddycha się nadal ciężko.

* * *

Na ekologicznej mapie kraju Kraków nie jest wyjątkiem. Z ruchem samochodowym, odpadami, smogiem nie poradziło sobie jeszcze żadne miasto w Polsce. Również dlatego, że ochrona środowiska nigdy nie istnieje bez kontekstu społecznego. Ograniczenie ruchu samochodowego oznacza rezygnację z wygody. Akcja edukacyjna nawołująca do walki z odpadami już podczas wyjścia na zakupy czy w domu również nie spotka się z entuzjastycznym przyjęciem, oznacza bowiem dodatkowe obowiązki. O kombinacie wspominałem nieco wyżej.

W ten oto sposób stajemy na rozdrożu: bez radykalnych działań będziemy skazani na ekologiczne półśrodki i pozorne rozwiązania, jak dotychczas. Radykalne działania zaś wzbudzą protesty. I to gwałtowne.

Kraków radykalnych rozwiązań nie lubi. Ale bez nich będzie tu coraz trudniej żyć.

===============
Wklejam kolejne z KRK bo to miasto bardzo nam [geograficznie] bliskie, a wiele mozemy pozytywnych rzeczy od nich sie nauczyc.

IMO teksty z innych miast można podzielić na te gdzie dyskusja jest prowadzona w sprób konstruktywny, lub na te czysto retoryczne. Krakowskie na tej płaszczyźnie wypadają znacznie lepiej niż nasze.

Podobają mi się konkretne sugestie co do rozwiazan urbanistycznych, konkretne zarzuty [Galeria Krakowska] itd.. Wiem ze tam jest łatwiej, bo historia, bo nie ma podziałów, bo tamto siamto. To super. Tylko czemu prawie nikt na naszych łamach GW nie prowadzi dyskusji o przyszlosci? Poza mglistymi sugestiami [edukacja + inwestycje] które pojmuję raczej jako pobożne życzenia. Nie neguję sensu pamięci i świadomości przeszłości. Jednak czuje sie jakbyśmy przyśpieszali na stacjonarnym rowerku.



Pieczar - Sob Lut 24, 2007 10:41 am
Ranking krakowskich parkingów podziemnych

www.construction.pl

W ocenie magistrackich urzędników poza parkingiem pod pl. Na Groblach największe szanse na realizację mają podziemne obiekty pod pl. Inwalidów, Akademią Rolniczą i Muzeum Narodowym. Radni mają jednak inną listę rankingową. Budowa podziemnych parkingów to jedna z najbardziej ślimaczących się inwestycji w Krakowie. Na razie pewne jest tylko to, że w ciągu trzech lat gotowy będzie pierwszy podziemny parking na 600 miejsc - pod pl. Na Groblach. Przetarg na jego wykonanie wygrała hiszpańska firma Ascan, która będzie go użytkować przez 60 lat. Miasto ma jeszcze wytypowanych 13 innych lokalizacji. Zgodnie z przyjętą przez miasto taktyką przetargi na wykonawców poszczególnych parkingów będą ogłaszane dopiero wówczas, gdy lokalizacja będzie mieć wydaną przez magistrat decyzję o warunkach zabudowy. Według Józefy Kęsek najbliżej otrzymania warunków zabudowy są trzy lokalizacje: pod placem między Muzeum Narodowym a hotelem Cracovia, przed Akademią Rolniczą przy al. Mickiewicza oraz pod pl. Inwalidów. Wojewódzki konserwator zabytków wstępnie zaakceptował osiem lokalizacji, dla pięciu wydał opinie negatywne.



Pieczar - Sob Lut 24, 2007 10:47 am
Małopolska może przejąć koleje regionalne

www.biznespolska.pl

Marszałek małopolski chce przejąć małopolskie PKP Przewozy Regionalne. Jak uczy przykład Kolei Mazowieckich, dzięki temu może się poprawić jakość i liczba połączeń. Władze samorządowe liczą na to, że dzięki temu uda się przede wszystkim zwiększyć liczbę połączeń, a także podnieść standard podróżowania. Efekt ten miałby być osiągnięty za pieniądze porównywalne z tymi, jakie województwo co roku wydaje na kolej w regionie. Jeśli samorząd potrafi zwiększyć zainteresowanie koleją na najbardziej popularnych połączeniach, takich jak Kraków - Tarnów, nie będzie musiał likwidować tych najbardziej nieopłacalnych linii. To ważne, bo często są one jedynym połączeniem dla ludzi z małych miejscowości. W takiej sytuacji są teraz na przykład Stróże czy Biecz, gdzie od zeszłego roku nie zatrzymuje się już prawie żaden pociąg - połączenia zlikwidowano, ponieważ do pociągów wsiadało tam za mało osób. Od kilku lat małopolskie PKP PR walczą z samorządem województwa o zwiększanie dotacji na pokrycie kosztów lokalnych połączeń. Samorządowcy bronią się, jak mogą, ograniczając wydatkowane na ten cel sumy do niezbędnego minimum.



d-8 - Sob Lut 24, 2007 2:50 pm
a w krk obok biurowca 'galileo'' ( przy wjezdzie od strony katowic ) konczy sie budowa drugiego biurowca-blizniaka ( taki blizniaczy kraj heh ) i wyglada to calkiem calkiem



Pieczar - Wto Lut 27, 2007 9:14 am
Kompleks mieszkaniowo-usługowy w Browarze

BIZNESPOLSKA

Zabytkowy browar przy ul. Lubicz niebawem zmieni swoją funkcję. Stanie się eleganckim kompleksem mieszkaniowo-usługowym. Prace budowlane powinny ruszyć w przyszłym roku. Planowana przebudowa odbędzie się tylko w zakresie, w jakim pozwoli na to konserwator. Zgodnie z jego sugestiami, przedsiębiorca będzie musiał zrezygnować z zakładanej w pierwotnym pomyśle, budowy ekskluzywnego hotelu. W projekcie przekraczał on zalecaną maksymalną wysokość sugerowaną dla wszystkich obiektów. Teraz nie opłaca się go po prostu budować. Tylko w pewnych fragmentach obiektów ich maksymalna wysokość może osiągnąć 24 m wysokości.

Kolejny warunek, to bezwzględne zachowanie w obecnym kształcie piwnic browarnych. Prawdopodobnie będą one spełniać rolę usługową. Idealnie nadawałyby się na urządzenie w ich wnętrzach eleganckiego pubu. Konserwator zobowiązał także inwestora do utrzymania wyglądu całego kompleksu budynków w poprzemysłowej konwencji związanej z charakterem dzielnicy.

Inwestor planuje przebudowę i rozbudowę pałacu GĂśtzów, magazynu dawnej słodowni oraz dawnej suszni słodu. Dwa z tych obiektów wpisane są do rejestru zabytków i wymagają szczególnej uwagi. Z wstępnych założeń wynika, że 70 proc. całej powierzchni będzie przeznaczona na mieszkania, a pozostała część na cele usługowe. Browar Lubicz, pochodzący z 1840 r. jest jednym z nielicznych zachowanych w Krakowie XIX-w. obiektów poprzemysłowych i wchodzi w skład Krakowskiego Szlaku Techniki. Kiedyś znajdował się w nim budynek kina Młoda Gwardia.



Adasmos - Wto Lut 27, 2007 10:02 am
Sporo adaptacji browarów, z tego co widzę. Szkoda, że Zabrze się wyłamuje z tego prądu...



bty - Wto Lut 27, 2007 11:42 am

a w krk obok biurowca 'galileo'' ( przy wjezdzie od strony katowic ) konczy sie budowa drugiego biurowca-blizniaka ( taki blizniaczy kraj heh ) i wyglada to calkiem calkiem

to będą trojaczki, trzeci bliźniak jest już w budowie. nazywać się będzie enstein
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl



  • Strona 2 z 10 • Wyszukiwarka znalazła 830 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •