ďťż
 
[Historia] Świadomość historyczna Ślazaków



Kris - Sob Wrz 01, 2007 11:06 am
Prowokacja hitlerowska we wsi Stodoły to jeden z zapomnianych epizodów II wojny światowej


W rybnickich Stodołach zachował się budynek dawnej strażnicy (w głębi), miejsce prowokacji niemieckiej 31 sierpnia 1939 roku. Okres II wojny światowej zamyka drugi symbol, krzyż upamiętniający egzekucję miejscowej ludności, dokonaną przez żołnierzy Armii Czerwonej. – Stodoły zostały zapomniane, a szkoda, bo odegrały ważną rolę w najnowszej historii – twierdzi dr Bogdan Kloch, dyrektor Muzeum w Rybniku.

31 sierpnia 1939 roku, koło godziny ósmej wieczorem, mieszkańcy niemieckiej wsi koło Rybnika usłyszeli głośne krzyki w języku polskim. Uzbrojona grupa mężczyzn wyszła z lasu i skierowała się w stronę przygranicznej strażnicy. Napastnicy śpiewali na całe gardło polskie pieśni, wychwalali ministra Józefa Becka i wygrażali Hitlerowi. Wioska zamarła, ludzie pochowali się w domach. Grupa otworzyła ogień, ostrzelano budynek celny, opór był słaby. Ktoś ogłosił, że teraz strażnica należy do Polski, bo opanowali ją powstańcy śląscy.

- Ludność była całkowicie zaskoczona, nikt się nie spodziewał takiego ataku. Gdy wszystko ucichło, w polu na granicy zostało kilkanaście ciał w niemieckich i polskich mundurach - mówi dr Bogdan Kloch, dyrektor Muzeum w Rybniku, który pochodzi z tych okolic.

Wiadomość o napadzie Polaków na niemiecką strażnicę natychmiast poszła w świat. Oficjalna agencja prasowa Deutsches Nachrichtenbuero jeszcze tej samej nocy ogłosiła, że 31 sierpnia silnie uzbrojone polskie grupy wtargnęły na terytorium niemieckie. Zginęli obrońcy niemieckich placówek: radiostacji w Gliwicach i komory celnej w Stodołach (Hochlinden).

1 września 1939 Hitler mógł powiedzieć: "Polacy nie mają zamiaru respektować granic państwa niemieckiego. Aby położyć kres tym szaleństwom, nie pozostaje nic innego, jak na gwałt odpowiedzieć gwałtem". Wybuchła wojna.

Wspólny kryptonim

Dzisiaj Stodoły to jedna ze spokojniejszych dzielnic Rybnika, nadal otoczona lasami. Zachował się też nienaruszony budynek strażnicy, który odegrał tak ważną rolę w dziejach II wojny światowej. Nikt go jednak nie kojarzy z wojennymi wydarzeniami.

- Po wojnie o Stodołach prawie nie wspominano w publikacjach, informacje o tym oszustwie są rzadkością. Szkoda, bo to interesująca historia - stwierdza dr Kloch.

Co naprawdę wydarzyło się w Stodołach? Dzisiaj już wiadomo, że była to prowokacja przygotowana przez tych samych esesmanów, którzy kierowali napadem na gliwicką rozgłośnię. Obie akcje nosiły wspólny kryptonim "Tannenberg". Działaniami w Gliwicach miał kierować esesman Alfred Naujocks, jeden z najlepszych hitlerowskich specjalistów od spraw sabotażu i prowokacji. Odpowiednie przeszkolenie przeszedł też esesman Josef Grzimek, któremu powierzono napad na strażnicę.

Heydrich podał hasła: "Mały głuszec" był sygnałem dla dowódcy napadu na Stodoły, "Wielki głuszec" - wezwaniem do zajęcia pozycji wyjściowych, "Agata" - rozkazem rozpoczęcia akcji.

Trudne pytania

Do ataku na komorę celną w Stodołach i radiostację w Gliwicach doszło w tym samym czasie - w czwartek 31 sierpnia, około godz. 20. Gdy grupa esesmanów udających Polaków ostrzeliwała celników, inni Niemcy wdarli się do rozgłośni i nadali komunikat, że znalazła się w rękach polskich. Wydarzenia gliwickie przesłoniły jednak napad w Stodołach; to one stały się inspiracją dla pisarzy i reżyserów, chociaż akcja w podrybnickiej wsi jest równie godna uwagi.

Hitlerowcy mieli mało czasu na przygotowanie prowokacji na pograniczu polsko-niemieckim, zaledwie miesiąc. Mylili się w szczegółach. Nie sprawdzili, że rozgłośnia gliwicka nadaje program z Wrocławia i nie można nadawać bezpośrednio z wieży radiostacji. Ale czas naglił, Hitler chciał wojny. Pretekst do ataku wymyślił mu Reinhard Heydrich, szef Służby Bezpieczeństwa SS.

Później władze III Rzeszy uznały, że prowokacje były jednak szyte zbyt grubymi nićmi. Potrzebne, ale tak głupie, że trudno w nie uwierzyć. Nikt nie zamierzał odpowiadać opinii międzynarodowej na trudne pytania. Na przykład - dlaczego trupy w Stodołach były w polskich mundurach, skoro napastnikami byli rzekomo powstańcy śląscy, którzy ich nie nosili? Kim byli zabici Niemcy, których wcześniej w Stodołach nikt nie widział, nie chronili przecież komory celnej?

Gestapo czuwało

Wymyślone przez Heydricha zadanie mieli wykonać esesmani, którzy znali język polski. Znaleziono 250 kandydatów, wszyscy trafili do tajnego ośrodka SS w Bernau pod Berlinem. O sprawie nie wolno było im rozmawiać pod groźbą kary śmierci.

- Heydrich powiedział mi, że dla zagranicznej prasy i niemieckiej propagandy potrzebny jest dowód agresywnego działania ze strony Polski - przyznał Naujocks dopiero w Norymberdze.

Operacją zainteresowało się też gestapo. Jego szef Heinrich Mueller zaproponował udział "konserw", czyli więźniów przywiezionych z obozów koncentracyjnych i aresztów, którzy mieli zginąć na miejscu wydarzeń. W największej tajemnicy wyznaczono kilkanaście osób. Szef gestapo podkreślał, że "trupy muszą być świeże".

Udało się ustalić, że martwy mężczyzna, którego pozostawiono w gliwickiej radiostacji, to Franciszek Honiok ze wsi Łubie pod Gliwicami, powstaniec śląski, aresztowany 30 sierpnia. Zginął od strzału w głowę. Nie wiadomo do dzisiaj, kim byli mężczyźni, których znaleziono w Stodołach.

Naujocks twierdził, że gestapo nie uprzedziło go o "konserwach", dlatego był zaskoczony ciałem Honioka, leżącym przy budynku rozgłośni. Film produkcji NRD z 1961 roku oparty na wydarzeniach w radiostacji "Sprawa Gliwic" pokazuje jednak, jak Naujocks dobija zbędnego świadka. Esesman nigdy się do tego nie przyznał.

Prowokatorzy w Stodołach również nie kryli zaskoczenia na widok tak licznych ofiar. Nikt z grupy Grzimka nie zginął, nie zabijano też strażników. Skąd więc tyle trupów? Wiadomo już, że zajęło się tym gestapo, które czuwało nad całą akcją. Ciężarówkami z wygaszonymi światłami dowieziono oszołomionych zastrzykami więźniów do Stodół i tam zastrzelono.

Musi być odwet

Niemcy podnieśli krzyk - polscy szaleńcy wtargnęli na ziemie niemieckie. Na całą Rzeszę z Wrocławia nadawał wiadomość niejaki Teofilek, czyli hitlerowiec Hans Hamman. Pierwszy rozgłosił, że Polacy dokonali ataku na strażnicę niemiecką pod wioską Stodoły i żądał odwetu.

Grzimek po wojnie trafił do rzeszowskiego więzienia; przyznał się do ataku na Stodoły. Potwierdził, co zeznawał Naujocks. Władcy III Rzeszy nie chcieli jednak wracać do sprawy, która spełniła swoją rolę, a teraz ich ośmieszała. I być może o prowokacjach na pograniczu polsko-niemieckim nikt by nie pamiętał, gdyby nie Hermann Goering.

To on ogłosił w rozmowie ze szwedzkim przemysłowcem, który kontaktował się z rządem Wielkiej Brytanii, że właśnie napaść na radiostację w Gliwicach była bezpośrednią przyczyną ataku na Polskę. Wywiad brytyjski zainteresował się tym napadem i ujawniono prawdę. Odtąd gliwicka radiostacja zyskała ponurą sławę miejsca, które zmieniło losy świata.

Powinna dzielić ją ze Stodołami, ale historycy długo nie potrafili nawet umiejscowić tej wsi na mapie. Tylko niemiecki Instytut Wiedzy o Zagranicy w 1940 roku podał prawidłowo, że miejscowość ze strażnicą, na którą napadli Polacy, znajduje się w powiecie raciborskim, na trasie Rybnik-Chwałowice-Rudy.

Dobro i zło

W Stodołach początek wojny był fatalny i koniec również. W 1945 roku żołnierze Armii Czerwonej rozstrzelali tutaj dziesięciu zwykłych mieszkańców.

Tu zaczęło się zło, ale dzielnica woli pamiętać o tym, co dobre. W budynku niedaleko przeklętej strażnicy jest dom, w którym mieszkał Karol Wojtyła. Młody ksiądz odwiedzał w Stodołach swoją ciotkę Stefanię Wojtyłę, nauczycielkę polskiego. Znał historię wsi. Podobno często spacerował po lasach, a gdy wracał, długo się modlił, leżał krzyżem. Tablica w Stodołach upamiętnia jego modlitwę.

Wybuch II wojny światowej 31 sierpnia 1939 roku:

Godz. 12 - Hitler podejmuje decyzję o inwazji na Polskę.

Ok. 13 - dowództwo Wehrmachtu przekazuje jednostkom rozkaz Hitlera: atak na Polskę jutro o godz. 4.45.

Godz. 20 - Pięciu mężczyzn w cywilu i z bronią napada na gliwicką radiostację. W tym samym czasie grupa bojówkarzy atakuje komorę celną w Stodołach.

20.13 - Radiostacja nadaje komunikat w języku polskim, przemówienie trwa około minuty.

21 - Hitlerowska agencja prasowa nadaje komunikat o atakach Polaków na niemieckie terytoria.

1 września 1939 roku:

4.40 - Na Wieluń spada 380 niemieckich bomb, ginie około 2000 mieszkańców.

4.45 - bez wypowiedzenia wojny i ogłoszenia mobilizacji Niemcy uderzają na Polskę w sile ponad 1,6 mln żołnierzy, ponad 2,7 tys. czołgów i samochodów pancernych i 1,3 tys. samolotów bojowych. Pancernik Schleswig-Holstein ostrzeliwuje Westerplatte.

Grażyna Kuźnik - Dziennik Zachodni

http://mikolow.naszemiasto.pl/wydarzenia/764434.html




absinth - Pią Wrz 07, 2007 12:44 pm
cos co mnie troszke rozbawilo
proces silezjnizacji trwa
po tym jak w Sosnowcu bedzie Silesia Expo zmiany poszly dalej

z gazety:
Nasz Będzin
Gazeta Informacyjna
1 wrzesień 2007 r. Nr 1 (6)

wrzucone przez Ravela na ssc

"Projekt powstania Górnośląskiego Związku Metropolitalnego wprowadził zamęt w głowach mieszkańców Zagłębia, w tym Będzina. Utworzenie aglomeracji skupiającej w swoich granicach miasta Śląska i Zagłębia powinno być oparte na uczciwych warunkach i wspólnie wypracowanych kompromisach.

Metropolia powstaje dla dobra wszystkich podregionów Śląska, bo przecież nie powstaje dla samej nazwy Silesia. Niestety, dotychczasowe działania nie wskazują na to, by włodarze województwa mieli na względzie dobro wszystkich, którzy identyfikują się z obszarem Górnego Śląska. Świadczą o tym podejmowane próby przeforsowania “interesujących” przedsięwzięć, które z jednej strony rzekomo mają wpływać na pozytywny wizerunek regionu i pobudzać potencjał gospodarczy Śląska, z drugiej zaś ich realizacja przyczynia się tylko do rozwoju zachodniej części Śląska zapominając o wschodnim obszarze.
[...]
W procesie kształtowania wspólnej tożsamości regionu Śląska nie możemy pozwolić na marginalizację i umniejszenie roli tak ważnego podregionu, jakim jest Zagłębie, do tej pory aktywnie kreującego wizerunek województwa."

EDIT

link dla zainteresowanego
http://www.skyscrapercity.com/showpost. ... stcount=18



Bruno_Taut - Pią Wrz 07, 2007 12:49 pm
Cóż, autora tego tekstu przywiał pewnie wiatr spod Miechowa albo Kazimierzy, tak więc brak wiedzy o Zagłębiu i brak szacunku dla jego odrębności nie zaskakuje.



Sabino Arana - Pią Wrz 07, 2007 1:20 pm
Ten tekst jest tak głupi i niespojny logicznie ze wyglada to na prowokacje , zwlaszcza ze linka do strony nie podano.




absinth - Pią Wrz 07, 2007 9:00 pm
link dla zainteresowanego

http://www.skyscrapercity.com/showpost. ... stcount=18



Sabino Arana - Pią Wrz 07, 2007 9:43 pm

link dla zainteresowanego

http://www.skyscrapercity.com/showpost. ... stcount=18


Jestem porażony , to napisał Grzegorz Dolniak , najaktywniejszy zagłebiowski poseł , ostatnio nawet szefem komisji spraw wewnetrznych został , inicjator utworzenia Aglomeracji Zagłebiowskiej i to zaden chłopek z kielecczyzny p nie bede na tym zdominowanym przez ślazakow forum krytykowal swoich to byl chwilowy spadek formy intelektualnej,to sie zdarza prosze o zakonczenie dyskusji o tym artykule



maciek - Sob Wrz 08, 2007 6:30 am
^ A może to trochę tak jak pisze Marek Szołtysek - fascynacja Śląskiem po drugiej stronie Brynicy? Ja coś takiego zauważam a widać to zwłaszcza w Warszawie. Wielu z tych z drugiej strony chętnie przyznaje się do Górnego Śląska. Często wtrącają śląskie słowa rozmawiając z zupełnie niezwiązanymi z regionem ludźmi. Tak naprawdę się dzieje Mnie to nie przeszkadza, jednak przy każdej okazji przypominam im skąd są, bo obraz który budują może być mylący. Zwłaszcza jeśli chodzi o o kontekst historyczny i pochodzeniowy. Wprowadzają po prostu w błąd słuchacza, który i tak nie wie co to Zagłębie a za integralną część Górnego Śląska uważa Sosnowiec.



Mies - Sob Wrz 08, 2007 8:07 am
Wykluczasz taką możliwość, że ktoś urodzony w Sosnowcu może uważać się za Ślązaka?



Sabino Arana - Sob Wrz 08, 2007 9:52 am
quote="maciek"]^ A może to trochę tak jak pisze Marek Szołtysek - fascynacja Śląskiem po drugiej stronie Brynicy? Ja coś takiego zauważam a widać to zwłaszcza w Warszawie. Wielu z tych z drugiej strony chętnie przyznaje się do Górnego Śląska. Często wtrącają śląskie słowa rozmawiając z zupełnie niezwiązanymi z regionem ludźmi. Tak naprawdę się dzieje Mnie to nie przeszkadza, jednak przy każdej okazji przypominam im skąd są, bo obraz który budują może być mylący. Zwłaszcza jeśli chodzi o o kontekst historyczny i pochodzeniowy. Wprowadzają po prostu w błąd słuchacza, który i tak nie wie co to Zagłębie a za integralną część Górnego Śląska uważa Sosnowiec.[/quote]

Tez sie w Warszawie spotkalem z takim zachowaniem zaglebiakow , ale chyba nie o fascynacje Śląskiem tu chodzi . Pewne znaczenie ma to ze dla pokolenia 20 , 30latkow z Zaglebia zwykle identyfikacja ze śląskoscią byla pierwotna a z Zaglebiem wtorna. Ja mam 25 lat , do przedszkola chodzilem tuz przed upadkiem komuny . Pamietam jak sie recytowalo wierszyki o slasku , spiewalo ''przyszła karolinka...'' takie to byly czasy ze Polska byla jedna,tam gdzie morze to Pomorze a tam gdzie kopalnie to Ślask . Wtedy mielismy poczucie ze jestesmy slazakami , a slaskosc ograniczala sie do mieszkania na terenie gdzie sa kopalnie . Pamietam ze w trzeciej klasie podstawowki nauczyciel sie nas spytal jak sie nazywa region gdzie zyjemy i polowa powiedziala ze Sląsk , pracujac w górnictwie z ''typowymi hanysami'', mezczyzni uzywali czasami slaskich wyrazow w domu no i tak u nas wszyscy tą pseudośląskością nasiąkali.. Teraz kiedy to pokolenie skonczylo studia i wyjezdza do pracy na przyklad do stolicy, do duzych firm , styka sie z nowym srodowiskiem i ten problem identyfikacji wraca bo czlowiek chce pokazac ze jest ''skądś'' .Mysle ze dla nich Zaglebie jest juz podregionem Ślaska , cos jakby Navarra dla Baskonii. Czują odrebnosc Zaglebia i lokalne antagonizmy ale będąc poza, chyba patrzą na tę całość jako na Śląsk. Na to pewnie nakłada sie tez konformizm ,lepiej byc z duzego Śląska niz z malego Zaglebia. O fascynacji w takim sensie ze sie podziwia filmy Kutza , historie powstan slaskich itp i chcialoby sie podpiąć pod tą kulture , to mysle ze nie moze byc mowy, raczej chodzi o to ze Śląsk jest rozpoznawany.

A Szołtysek w artykule pokazal jak ten Gorny Slask sie zaczyna kurczyc , coraz mniej ta nazwa jest atrakcyjna na historycznie śląskich ziemiach i byc moze kiedys jedynym bastionem tej tradycji bedzie zachodnia czesc GOPu . Oczywiscie mamy problemy z regionalna tozsamoscia ale jak widac Wy tez ...co zreszta pokazuje jak sie te procesy zmieniaja i ze dla ludzi podzialy historyczne moga nie byc najwazniejsze. Jesli sie cieszynianin nie czuje górnoślazakiem to go nie zmusisz..



Bruno_Taut - Sob Wrz 08, 2007 11:10 am
Gdybym Marka Szołtyska uważał za uosobienie śląskości, to sam nie chciałbym być Ślązakiem. Drugiego takiego soronia ze świecą szukać.



absinth - Sob Wrz 08, 2007 11:21 am
to ten ktorego Kazimierz Kutz nazwal wspolczesnym Karolem Miarka?



miglanc - Sob Wrz 08, 2007 11:59 am
Szoltysek to moglby sie dowiedziec jak brzmi slaska muzyka ludowa. Pewnie mina by mu zrzedla gdyby tego posluchal bo jest to cos zupelnie niezgodnego z jego gusten.



maciek - Sob Wrz 08, 2007 12:21 pm

Wykluczasz taką możliwość, że ktoś urodzony w Sosnowcu może uważać się za Ślązaka?

Urodzenie w szpitalu miejskim w Sosnowcu o niczym nie świadczy:)

A co do Pana Szołtyska to nie dyskutuję czy jest mądry czy głupi, chociaż swoje zdanie na jego popisów mam. Odniosłem się jedynie do tego co napisał i potwierdzam, że coś w tym faktycznie jest.



Sabino Arana - Sob Wrz 08, 2007 12:39 pm

Szoltysek to moglby sie dowiedziec jak brzmi slaska muzyka ludowa. Pewnie mina by mu zrzedla gdyby tego posluchal bo jest to cos zupelnie niezgodnego z jego gusten.

haha , czy czasem nie pomyliles Marka z Mirkiem?



miglanc - Sob Wrz 08, 2007 1:07 pm
Skoro nie widac roznicy to po co przeplacac? kurde slascy Kaczynscy...



SPUTNIK - Czw Lis 01, 2007 9:02 pm
hm , a co o tym sądzicie ?



Ostatni bastion?
JASTRZĘBIE. Kibice GKS-u czują się nie Ślązakami, a Polakami
31-10-2007
Wydanie 2007/44 (2623)
Dział: Gorące tematy


Kibice podkreślają, że podkreślanie śląskości w ich gronie byłoby oszustwem

Zawsze polskie, nigdy śląskie Jastrzębie – to jedno z najczęściej skandowanych haseł przez grupę zagorzałych kibiców GKS-u podczas spotkań piłkarskich na stadionie miejskim. Wykrzykujący te słowa młodzi ludzie nie kryją, że nie czują się związani z ziemią śląską. Niektórzy rdzenni mieszkańcy regionu poczuli się tym zbulwersowani.
Dystansowanie się jastrzębskiej młodzieży od Śląska nie jest tymczasem niczym nowym, a najbardziej uwidacznia się właśnie podczas meczów. Przez wiele lat fani GKS-u wieszali zresztą transparent z hasłem: Jastrzębie – ostatni bastion polskości na Śląsku. Co jest powodem tego stanu rzeczy? Przyczyn jest kilka. Zdecydowana większość jastrzębian nie ma śląskich korzeni. Uzdrowiskowa miejscowość uzyskała prawa miejskie ponad 40 lat temu, kiedy miała sześć tysięcy mieszkańców. Budowa kopalń, a więc i osiedli, sprawiła, że zaczęły tu ściągać tłumy przyszłych górników z różnych stron kraju.
W połowie lat 80. liczba mieszkańców przekraczała 100 tysięcy. Gdy w wyniku reformy górnictwa zamknięto dwie kopalnie, spadła do 96 tysięcy. Tak czy inaczej tylko nieliczni jastrzębianie pochodzą ze Śląska, a tradycje regionalne kultywowane są jedynie w sołectwach, które na skutek reformy administracyjnej z 1976 roku znalazły się w granicach miasta. To Moszczenica, Ruptawa, Bzie, Borynia, Szeroka i Skrzeczkowice. Prof. Jacek Wódz z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach nie widzi w tym wszystkim nic groźnego. Twierdzi, że ci, którzy sprowadzają śląskość do tradycji, i żałują, że jakieś jej elementy odchodzą do przeszłości, są w błędzie.
– Powinniśmy raczej wygrywać to, że nasze województwo jest tak różnorodne. Powinno nas cieszyć to, że na ziemi śląskiej potrafili osiedlić się ludzie z innych regionów. To, że afiszują się ze swoją odrębnością, nie jest niczym złym – mówi prof. Wódz. Sami kibice podkreślają, że ich dystansowanie się od Śląska ma też inne podłoże, a wynika przede wszystkim z układów panujących w środowisku najbardziej skrajnych grup kibicowskich. Fani GKS-u nie darzą sympatią miłośników czołowych śląskich klubów, jak np. Górnik Zabrze, GKS Katowice, Ruch Chorzów. Ostro rywalizują też z wielbicielami większych drużyn naszego regionu: Odry Wodzisław i ROW-u Rybnik.
– Na ich tle wyróżniamy się nie tylko tym, że mówimy innym językiem, ale też sposobem kibicowania. Przez 17 lat nasza drużyna grała w trzeciej, a nawet w czwartej lidze, ale my zawsze uczestniczyliśmy w jej meczach wyjazdowych. Jeździliśmy i do Marklowic, i do Gorzowa Wielkopolskiego – mówi Sergiusz Wójcik ze stowarzyszenia kibiców GKS-u Jastrzębie. Podkreśla, że byłoby oszustwem podkreślanie śląskości w tym gronie, bo niewiele z tworzących je osób zna gwarę, nie mają też w repertuarze żadnych przyśpiewek związanych ze Śląskiem. – To, że Jastrzębie leży na Śląsku, wcale nie oznacza, że my tutaj czujemy się Ślązakami – podsumowuje Sergiusz Wójcik.

Autor: ARKADIUSZ KUTA

http://www.nowiny.rybnik.pl/index.php?me=a&id=11779



maciek - Pią Lis 02, 2007 7:20 pm
To ciekawe, przez to, że moja rodzina tam żyjąca ma wyjątkowo śląskie korzenie to nie wiedziałem, że jest tam aż taka pustynia.



Mies - Wto Sty 22, 2008 10:28 am
Coś takiego wrzucono ma dziedzictwo.pl

12 XII 1879, Berlin
Stanisław Chłapowski zwraca się do rządu pruskiego o poprawienie sytuacji materialnej ludności Górnego Śląska.


Treść dokumentu: Niżej podpisany zapytuje królewski rząd, czy i w jaki sposób tenże zamierza zapobiec notorycznej biedzie na Górnym Śląsku ze środków państwowych.

Do tego część komentarza związanego z dokumentem:

Kwestia prowincji śląskiej była poruszana już na forum Pruskiego Zgromadzenia Narodowego (pierwszej konstytuanty), obradującego od maja do grudnia 1848 r. Wówczas to poseł polski ze Śląska, ks. Józef Szafranek, zażądał wprowadzenia języka polskiego do szkół średnich i wyższych na Śląsku, w tym także na uniwersytet wrocławski; natomiast inny poseł śląski, gospodarz Ignacy Dziadek, wystąpił z żądaniem poprawy położenia górników oraz ograniczenia ciężarów chłopskich.
Wnioski te jednak, podobnie jak i te przedstawione podczas drugiej konstytuanty (od lutego do kwietnia 1849 r.) nie uzyskiwały oficjalnego poparcia sejmowej frakcji polskiej. Tymczasem sytuacja na Górnym Śląsku wymagała uwagi posłów polskich. Dowiodła tego dyskusja tocząca się na forum sejmu dnia 6 V 1851 r. nad przyznaniem rządowi kredytu w wysokości 600 tys. talarów na pomoc dla około 4 tys. bezdomnych sierot, ofiar klęski głodu z 1847 r., które miały być umieszczone w zakładach wychowawczych.

Powołana do tego zagadnienia komisja poselska, złożona wyłącznie z Niemców, uznała potrzebę przyznania kredytu, lecz winą za tragedię obarczyła rodziny ofiar z powodu ich niechlujstwa i pijaństwa, a wszystkich Górnoślązaków nazwała „kartoflanymi gąsienicami”.

Komisja postulowała także, aby dzieci, które w ten sposób znajdą się pod opieką państwa, zostały wychowane w duchu niemieckim.
Posłowie polscy podjęli polemikę z tymi wypowiedziami. Przedstawiciel Górnego Śląska, Marcin Gorzołka zaprotestował przeciwko obraźliwym sformułowaniom mówiąc, że to sytuacja, w jakiej znalazł się lud śląski, jest źródłem jego biedy.

Poseł Emil Janecki przypomniał, że na Śląsku nadal istnieją przeżytki epoki feudalnej, jak choćby sądownictwo patrymonialne w wielkich dobrach ziemskich. Z kolei Erazm Stablewski zwrócił uwagę na tendencje germanizacyjne, jakie zawierał sam wniosek komisji.
Ostatecznie wniosek przeszedł większością głosów, a oprócz tego sejm zobligował władze do przedstawiania obu izbom corocznych sprawozdań z wydatkowania przyznanych sum.

W 1853 r. w Izbie Pierwszej Stablewski poddał druzgoczącej krytyce obelgi rzucane na lud śląski. Zwrócił też uwagę na fakt, że niski stopień wykształcenia Ślązaków jest spowodowany brakiem zainteresowania władz stanem oświaty w tym regionie, gdzie brakuje 470 szkół i 580 nauczycieli. Podobna sytuacja miała miejsce w latach 1854 i 1855 w związku z petycjami Karola Koszyckiego, Niemca pochodzenia polskiego, właściciela Wielkich Wilkowic na Śląsku Opolskim, domagającego się przygotowywania polskojęzycznego dodatku do "Dziennika Urzędowego". W imieniu Koła Polskiego przemawiał wówczas poseł Juliusz Pilaski, podkreślając prawo ludu do języka swoich przodków.

Sprawa języka polskiego na Śląsku powróciła także w 1879 r. podczas dyskusji w sejmie nad etatem ministerstwa oświecenia. Wówczas to poseł niemiecki, reprezentujący okręg kluczborski, określił język używany przez ludność polską Górnego Śląska jako "wasserpolisch", utrudniający szerzenie oświaty. W odpowiedzi poseł polski Kazimierz Kantak podkreślił, że jest to język polski, który zachował wiele wyrażeń szesnastowiecznych, charakterystycznych dla ówczesnej literatury polskiej. Na to poseł niemiecki z Poznańskiego odparł, że w XVI w. Polacy nie mieli żadnej literatury, a i w XIX w. naśladuje ona Byrona. Wtedy zrezygnowany Kantak powiedział: "(...) cóż począć, przeciw niewiedzy nawet Bogowie na próżno walczą".

Udział w dyskusjach był jednak wszystkim, na co zdobyli się posłowie polscy w sprawach śląskich. Nie wystąpili oni w tym czasie z żadnym stosownym wnioskiem. Nie ułatwiała im tego także sytuacja na Śląsku, gdzie polityka władz, a szczególnie walka z Kościołem katolickim prowadzona w dobie Kulturkampfu, doprowadziła do uzyskania wśród ludności śląskiej znacznej popularności przez niemieckie, katolickie stronnictwo Centrum, które - broniąc uprawnień Kościoła - broniło także praw językowych Polaków na Śląsku. Był to jeden z powodów, dla którego polskie elity polityczne oddały Śląsk politycznemu oddziaływaniu niemieckiego ruchu katolickiego i utworzonej przezeń frakcji parlamentarnej. Z tego powodu zignorowany został głos Romana Szymańskiego ze stycznia 1871 r. Szymański, rozpoczynający wówczas karierę polityczną w Poznaniu, pisał: "Najczystszy powiat narodowości polskiej na całym obszarze języka naszego pod zaborem pruskim nie znajduje się ani w Wielkim Księstwie Poznańskim, ani w Prusach Zachodnich, ale na Śląsku. Jest nim powiat pszczyński (Pless) mający 90% ludności polskiej". Wzywał do utworzenia na Śląsku polskiej organizacji wyborczej pisząc: "(...) posłowie polscy nie są wybierani na całej przestrzeni, gdzie język polski jest przeważającym, jeśli nie wyłącznym, ale tylko w pewnych częściach przestrzeni naszego języka narodowego. Wybieramy posłów w Wielkim Księstwie i Prusach Zachodnich, podczas gdy Polacy na Mazurach i na Śląsku nie mają żadnej reprezentacji, a przecież nikt twierdzić nie będzie, ażeby narodowe potrzeby Polaków żyjących na Mazurach koło Ełku, Jansborga, Działowa lub na Śląsku koło Kluczborka, Koźla nie zasługiwały tak samo w życiu politycznym na uznanie jak potrzeby Polaków żyjących koło Ostrzeszowa, Wągrowca, Chełmna lub Weyherowa".

W kampanii wyborczej 1871 r. bardzo aktywny był Karol Miarka. Przed wyborami uzupełniającymi w lutym 1872 r. opublikował on artykuł, a właściwie odezwę wyborczą pt. "Jezus, Marya, Józef, ratujcie nas z rąk nieprzyjaciół, bo zginiemy". Wzywał w nim do legalnej walki politycznej, za lidera opozycji uznając katolicką partię Centrum. W artykule tym pojawiły się też akcenty narodowe. Do treści artykułu nawiązał "żelazny kanclerz" Otto von Bismarck, który w swojej mowie wygłoszonej w Reichstagu 9 II 1872 r. zarzucił Miarce tworzenie stronnictwa polskiego na Śląsku.
Przed wyborami do sejmu pruskiego w 1873 r. Miarka nadal, głównie poprzez swoją publicystykę, agitował za partią Centrum, której Polacy na Śląsku oddali inicjatywę wyborczą. Kampanię wyborczą prowadził tu "Katolicki Komitet Wyborczy dla prowincji szląskiej".

Na szczeblu lokalnym komitety wyborcze obejmowały okręgi, a nie, jak w Poznańskiem i Prusach Zachodnich, powiaty. Okręgi obejmowały zazwyczaj po kilka powiatów. W naczelnych władzach wyborczych zasiadali wyłącznie Niemcy, ale w komitetach okręgowych aktywni byli także Polacy: bracia Frystaccy, Krupa, Nowak, Pisarski, Piecuch, Słonina, Spyra, Wawrzyczek. W opolskim komitecie wyborczym występowali: Adamczyk, Piechaczek, Jarosz, Kokot, Kliszcz, Piwowarski, Wrzeciono.
Mimo braku poparcia ze strony polskich elit politycznych, Polacy na Górnym Śląsku myśleli o zdobyciu mandatu, choć nie planowali wystąpić samodzielnie, bez akceptacji niemieckiego Centrum. Pierwszym kandydatem do Landtagu (sejmu pruskiego) został Karol Miarka, reprezentujący okręg pszczyńsko-rybnicki. Kandydaturę Miarki wysunął Franciszek Chłapowski, który pochodząc ze znanej wielkopolskiej rodziny ziemiańskiej, w 1872 r. z pobudek patriotycznych podjął praktykę lekarską w Królewskiej Hucie (Chorzowie) i stał się jednym z przywódców obozu polskiego na Śląsku. Był założycielem i pierwszym przewodniczącym Kółka Towarzyskiego, które z czasem rozwinęło się w dużą i prężną organizację górników i hutników polskich, tworząc na Górnym Śląsku liczne filie. Ideę wejścia Miarki do sejmu poparł także Szymański, jednak Miarka odmówił kandydowania, ponieważ w tym czasie odbywał karę więzienia. Polacy wymusili natomiast na partii Centrum wystawienie dwóch kandydatów polskich w wyborach do Reichstagu – książąt Edmunda i Ferdynanda Radziwiłłów. Ostatecznie jednak Edmund zrezygnował z kandydowania i dopiero w 1874 r. został posłem z okręgu Bytom-Tarnowskie Góry, natomiast Ferdynand, jako przedstawiciel obozu polskiego, przegrał walkę o mandat z okręgu Strzelce Opolskie-Koźle z reprezentantem Partii Rzeszy, księciem Hugo Hohenlohe.

Mimo porażki najistotniejsze było powstanie precedensu upominania się na Górnym Śląsku o kandydatury polskie. Kolejna możliwość wysunięcia kandydatury polskiej na Górnym Śląsku zaistniała w wyborach do Reichstagu w lipcu 1878 r. Jednak polskie elity polityczne nie zdecydowały się na krok, który oznaczałby zerwanie aliansu politycznego z partią Centrum.
Ostatecznie wybrano wyjście kompromisowe polegające na tym, że komitet wyborczy partii Centrum w Bytomiu, w którym dominowali Polacy, wysunął kandydaturę księcia ks. Edmunda Radziwiłła, dotychczasowego posła z partii Centrum. Kampanię poparcia tej kandydatury prowadziły "Katolik" i "Gazeta Górnośląska" pod hasłami obrony języka polskiego i wiary.
Radziwiłł zdobył mandat w okręgu Bytom-Tarnowskie Góry, jednak nie wstąpił do Koła Polskiego, lecz pozostał członkiem frakcji Centrum. Mimo to traktowano go jako przedstawiciela "ludu polskiego, przez Polaków stawianego i wybranego".

Mimo prowadzonych na Górnym Śląsku od lat 60. XIX w. nowych inwestycji komunalnych, takich jak budowa kanalizacji czy oświetlenia gazowego, które miały podnosić poziom życia mieszkańców prowincji i zapobiegać szerzeniu się chorób – zdarzały się tam jeszcze w okresach nieurodzaju sytuacje bardzo poważne, grożące głodem i epidemiami. W 1779 r. na skutek złej pogody, która zniszczyła podstawowe produkty żywnościowe regionu (ziemniaki i kapustę), klęską głodu zostało dotkniętych ponad 100 tys. osób. Zmusiło to władze do udzielania zmasowanej pomocy nie tylko w formie dostarczania żywności, ale także organizowania robót publicznych przy budowie nowych dróg i linii kolejowych, które miały ułatwić połączenie powiatów dotkniętych nieurodzajem z resztą kraju. Bardzo istotną okazała się wówczas społeczna akcja pomocy zarówno ze strony niemieckiej, jak i polskiej. Włączyli się do niej także posłowie.
W dniu 11 XII 1879 r. poseł Franciszek Chłapowski, lekarz, przedstawił na posiedzeniu Koła Polskiego projekt interpelacji, w której zapytywano rząd, w jaki sposób zamierza zapobiec biedzie panującej na Górnym Śląsku. Ponieważ Koło nie mogło samodzielnie wystąpić z interpelacją z powodu małej liczby członków, posłowie musieli ograniczyć się do indywidualnych wystąpień na forum sejmowym. W dniu 12 XII 1879 r. poseł Stanisław Chłapowski skierował do rządu pytanie "(...) czy i w jaki sposób tenże zamierza zapobiec notorycznej biedzie na Górnym Śląsku ze środków państwowych".
Stanisław Chłapowski, poseł z Wielkiego Księstwa Poznańskiego, zasiadał w sejmie pruskim nieprzerwanie w latach 1870-1888 i wchodził w skład Koła Polskiego. W 1873 r. występował w sejmie w obronie praw narodowych Duńczyków i Alzatczyków.



maciek - Pią Mar 07, 2008 1:09 pm
W najnowszym wydaniu Polityki, tj. tym:



znajduje się artykuł Michała Smolorza: "Dole i niedole mężczyzny na Górnym Śląsku". Bardzo ciekawa lektura. Polecam.



salutuj - Pią Mar 07, 2008 1:39 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



salutuj - Nie Mar 09, 2008 8:04 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



piovon - Śro Mar 12, 2008 9:39 am
Żeby dyskusji nadać nieco mniej genderowy ton, proponuję zerknięcie na poniższego linka:

http://phps.muzeumslaskie.pl/powstancy.htm

Myślę, że niedługo będziemy mogli doczekać się (oby!) podobnej inijatywy, z jaką mamy do czynienia w przypadku posłów na Sejm Czteroletni
(prosze zerknąć ... http://www.sejm-wielki.pl/)

a mianowicie serwisem w którym można by zbadać co dzisiaj porabiają potomkowie powstańców śląskich. Myślę, że wyniki takich badań mogłyby byc naprawdę ciekawe....



Bruno_Taut - Śro Mar 12, 2008 9:47 am
Wiela ich pitło do Rajchu?



absinth - Śro Mar 12, 2008 9:52 am
ha, jest moj pradziadek

no chyba, ze to wyjatkowa zbieznosc imienia nazwiska i miejsca...



piovon - Śro Mar 12, 2008 10:18 am

Wiela ich pitło do Rajchu?

Większość z nich nie musiała "pitać" ddo Reichu, bo to Reich przyszedł do nich, pewnego dnia niezwykle słonecznego września. A w domu postańca zainstalowali im no właśnie, pamiętacie co?



Mies - Śro Mar 12, 2008 2:58 pm
NSDAP?



SPUTNIK - Śro Mar 12, 2008 3:08 pm

ha, jest moj pradziadek

no chyba, ze to wyjatkowa zbieznosc imienia nazwiska i miejsca...


i cała ekipa Uszoków z Kostuchny



maciek - Śro Mar 12, 2008 3:44 pm

ha, jest moj pradziadek

no chyba, ze to wyjatkowa zbieznosc imienia nazwiska i miejsca...


i cała ekipa Uszoków z Kostuchny



Bruno_Taut - Śro Mar 12, 2008 7:46 pm

ha, jest moj pradziadek

no chyba, ze to wyjatkowa zbieznosc imienia nazwiska i miejsca...


i cała ekipa Uszoków z Kostuchny



settembrini - Śro Mar 12, 2008 8:16 pm

Wiela ich pitło do Rajchu?

Alojzy K., Kuźnia Rybnicka, Józef K. Paruszowiec, bracia.
Spośród potomków mniej więcej jedna trzecia wyjechała.



Bruno_Taut - Śro Mar 12, 2008 8:31 pm
To i tak niezły wynik. Szukamy dalej. Im więcej szczegółów, tym lepiej. Którzy zaliczyli w 1945 r. Zgodę, Rosengarten itp., których "Macierz" przehandlowała jak bydło w latach 70.?



piovon - Czw Mar 13, 2008 8:32 am

To i tak niezły wynik. Szukamy dalej. Im więcej szczegółów, tym lepiej. Którzy zaliczyli w 1945 r. Zgodę, Rosengarten itp., których "Macierz" przehandlowała jak bydło w latach 70.?

Taaak. Macierz jest bezlitosna. Wypędziła również Mazurów spod Łomży do Chicago, Górali do Illinois a wykształciuchów do Londynu i Dublina.... Jakie to szczęście, że za czasów Wilusiów (I i II) nikt nie był zmuszony opuszczać śląskiej ziemi za chlebem....



settembrini - Czw Mar 13, 2008 8:54 am
jesli do syberyjskich kopalń "jezdzilo" sie za chlebem, to szczerze gratuluje dobrego humoru i zycia w macierzy/matrixie.
jesli do londynu/dublina jedzie sie z biletem w jedna strone bedac wywlaszczonym z dorobku wielu pokolen i pozbawionym obywatelstwa, to kolejny raz gratuluje dobrego humoru.



piovon - Czw Mar 13, 2008 9:27 am

jesli do syberyjskich kopalń "jezdzilo" sie za chlebem, to szczerze gratuluje dobrego humoru i zycia w macierzy/matrixie.
jesli do londynu/dublina jedzie sie z biletem w jedna strone bedac wywlaszczonym z dorobku wielu pokolen i pozbawionym obywatelstwa, to kolejny raz gratuluje dobrego humoru.


Proszę zauważyć, że pisałem tylko o emigracji ZAROBKOWEJ. Trzeba by być oczywiście niespełna rozumu, żeby uznawać wywózki na Sybir za równoznaczne z emigracją zarobkową. Chciałbym tylko dyskretnie zwrócić uwagę na to że wywózki na Sybir dokonywane były ( co wynika chociazby z samej geografii) raczej przez naszych sąsiadów ze Wschódu niezależnie od panującego tam aktualnie ustroju i nie ograniczały się bynajmniej do Górnego Śląska ...



settembrini - Czw Mar 13, 2008 10:03 am

Proszę zauważyć, że pisałem tylko o emigracji ZAROBKOWEJ. Trzeba by być oczywiście niespełna rozumu, żeby uznawać wywózki na Sybir za równoznaczne z emigracją zarobkową. Chciałbym tylko dyskretnie zwrócić uwagę na to że wywózki na Sybir dokonywane były ( co wynika chociazby z samej geografii) raczej przez naszych sąsiadów ze Wschódu niezależnie od panującego tam aktualnie ustroju i nie ograniczały się bynajmniej do Górnego Śląska ...

z tego co widze odnosiles sie (po cytowaniu) do postu bruno tauta, ktory bynajmniej nie pisal o emigracji zarobkowej, wspominajac np. zgode. wywozki w ramach tzw. "tragedii gornoslaskiej" mialy miejsce przy przyzwoleniu i wsparciu logistycznym wladz komunistycznej polski.
[edit] nie mowmy tu o dobrowolnych i indywidualnych decyzjach o emigracji. historia obfituje w przyklady wymuszania, a conajmniej sprzyjania emigracji przy jednoczesnym czerpaniu z tego profitow przez panstwo.



piovon - Czw Mar 13, 2008 11:47 am
Oczywiście że historia obfituje w takie przykłady. Tutaj w pełni się zgodzę. Charakterystyczne jest jednak to, że stosowanie przemocy i bezprawia wobec własnych obywateli jest charakterystyczne dla niektórych form ustrojowych. Umownie nazywanych państwami totalitarnymi. PRL bezsprzecznie do takich należała, stosując niedopuszczalne w cywilizowanym państwie prawnym metody postępowania wobec własnych obywateli. Niezależnie od tego czy kim byli (ziemianie, kułacy, studenci, robotnicy, żołnierze AK etc.). Istotne było to, że władza ludowa uznawała daną osobę czy grupę osób za "niewłaściwą" .... Górnoślązacy byli więc jedynie jedną z licznych grup "tępionych" przez władzę ludową. Wcale jednak nie ze względu na jej "polski" charakter lecz totalitarność właśnie...



Bruno_Taut - Czw Mar 13, 2008 11:48 am


Taaak. Macierz jest bezlitosna. Wypędziła również Mazurów spod Łomży do Chicago, Górali do Illinois a wykształciuchów do Londynu i Dublina.... Jakie to szczęście, że za czasów Wilusiów (I i II) nikt nie był zmuszony opuszczać śląskiej ziemi za chlebem....


Hmmm, Mazurów to akurat "Macierz" wyrzuciła lub przehandlowała niemal co do jednego. Podobnie ze Słowińcami. Rozumiem, że Łambinowice były obozem przejściowym dla robotników sezonowych i zariobkowych emigrantów? To rewolucja w historiografii.



piovon - Czw Mar 13, 2008 12:57 pm


Hmmm, Mazurów to akurat "Macierz" wyrzuciła lub przehandlowała niemal co do jednego. Podobnie ze Słowińcami. Rozumiem, że Łambinowice były obozem przejściowym dla robotników sezonowych i zariobkowych emigrantów? To rewolucja w historiografii.




salutuj - Czw Mar 13, 2008 2:29 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



piovon - Czw Mar 13, 2008 3:21 pm

Ale z tego wynika tylko ze powstania slaskie byly z rynny pod deszcz :-)

Wynikałoby i owszem gdyby efektem powstań śląskich było włączenie Górnego Śląska do PRL. Tymczasem dzięki powstaniom śląskim Górny Śląsk został włączony do II RP i uzyskał bardzo szeroką autonomię.

A rok 1945 rzeczywiście wyzwolenia nikomu w Polsce nie przyniósł.... Ani na Górnym Śląsku, ani w żadnej innej części kraju. Jedna okupacja została zamieniona na inną...



Bruno_Taut - Czw Mar 13, 2008 3:43 pm
Dostrzegam szereg nadużyć w Twoich wypowiedziach.
Czystki etniczne, jakich dopuszczono się w Polsce, inaczej niż w przypadku prześladowania wrogów klasowych i przeciwników politycznych, nie wynikało z logiki komuznimu. Co więcej - polityka ta nie budziła w swych podstawowych założeniach kontrowersji po stronie niekomunistycznej lub antykomunistycznej opozycji.
Akcja łączenia rodzin nie objęła żołnierzy AK, NSZ, księży i kułaków, lecz element uznany za podejrzany etnicznie. Władza potraktowała Ślązaków i Mazurów jako zakładników, których RFN mógł wykupić za dewizy. Obecna władza drży przed roszczeniami tych ludzi, którzy często zostali przymuszeni do pozostawienia w Polsce majątku.

Autonomia województwa śląskiego nie była autonomią szeroką (polecam analizę porfesora Ciągwy) i de facto została ograniczona po 1926 roku. Co więcej władze II RP dopuściły się oszustwa i aktu bezprawia, w konstytucji kwietniowej zapisując możliwość ograniczenia autonomii przez sejm RP bez zgody sejmu śląskiego (opinia o legalności tego zapisu także u prof. Ciągwy).
Nadzieje powstańców rychło zweryfikowane zostały przez polską rzeczywistość.



piovon - Czw Mar 13, 2008 4:09 pm

Dostrzegam szereg nadużyć w Twoich wypowiedziach.
Czystki etniczne, jakich dopuszczono się w Polsce, inaczej niż w przypadku prześladowania wrogów klasowych i przeciwników politycznych, nie wynikało z logiki komuznimu. Co więcej - polityka ta nie budziła w swych podstawowych założeniach kontrowersji po stronie niekomunistycznej lub antykomunistycznej opozycji.
Akcja łączenia rodzin nie objęła żołnierzy AK, NSZ, księży i kułaków, lecz element uznany za podejrzany etnicznie. Władza potraktowała Ślązaków i Mazurów jako zakładników, których RFN mógł wykupić za dewizy. Obecna władza drży przed roszczeniami tych ludzi, którzy często zostali przymuszeni do pozostawienia w Polsce majątku.

Autonomia województwa śląskiego nie była autonomią szeroką (polecam analizę porfesora Ciągwy) i de facto została ograniczona po 1926 roku. Co więcej władze II RP dopuściły się oszustwa i aktu bezprawia, w konstytucji kwietniowej zapisując możliwość ograniczenia autonomii przez sejm RP bez zgody sejmu śląskiego (opinia o legalności tego zapisu także u prof. Ciągwy).
Nadzieje powstańców rychło zweryfikowane zostały przez polską rzeczywistość.


No cóż, jeśli naprawdę uważasz, że "czystki etniczne"nie mieszczą się w logice komunizmu, to ewidentnie zaprzeczasz faktom. Logika komunizmu nie różni się zresztą w swej konstrukcji niczym od logiki jakiegokolwiek systemu totalitarnego,który jest w stanie wykreować na wroga systemu dowolną grupę czy jednostkę, niezależnie od tego czy ma to cokolwiek wspólnego ze zwalczaniem realnej opozycji.

Równiez czynisz spore nadużycie, zrównując czystki etniczne ze zmuszaniem do emigracji. Marzec 1968 różnił się czymś od likwidacji getta, prawda? NIe ulega oczwyiście wątpliwości, że zarówno jedna jak i druga akcja należała do działań haniebnych.

Obecna zaś władza drży nie tylko przed roszczeniami" tych ludzi, którzy często zostali przymuszeni do pozostawienia w Polsce majątku" ale wszelkimi roszczeniami reprywatyzacyjnymi w ogóle. Niezaleznie czy dotyczą aptekarzy, ziemian czy włascicieli zakładów przemysłowych.

Największym nadużyciem z Twojej strony jest jednak traktowanie Górnoślązaków jako grupy szczególnie, wyjątkowo i niezwykle uciemiężonej w oderwaniu od kontekstu tamtych czasów. Który wyglądał tak, że transporty z Polakami na Sybir szły już latem 1944 z pierwszych terenów zajmowanych przez Armię Czerwoną. I tak aż do Odry.

Górnoślązacy byli szykanowani i tępieni Twoim zdaniem przez ... no własnie, kogo? Bo według mnie poprostu przez komunistyczne państwo, a nie Polaków.

Co do książki profesora Ciągwy, to nie musisz mi jej polecać. TYlko co wynika z jej lektury? Autonomia była oczywiście ograniczona ale BYŁA REALNA. Lepszej Górny Sląsk póki co się nie doczekał i zdaje się nie doczeka....
Tak samo jak II RP nie była państwem w pełni demokratycznym i odzwierciedlającym marzenia Polaków, ale była państwem autentycznie niepodległym.

A rozczarowanie powstańców śląskich nie było odosobnione w Polsce. Nie na darmo w 1918 roku mówiono o radości z odzyskania śmietnika. ...



Bruno_Taut - Czw Mar 13, 2008 5:06 pm

Dostrzegam szereg nadużyć w Twoich wypowiedziach.
Czystki etniczne, jakich dopuszczono się w Polsce, inaczej niż w przypadku prześladowania wrogów klasowych i przeciwników politycznych, nie wynikało z logiki komuznimu. Co więcej - polityka ta nie budziła w swych podstawowych założeniach kontrowersji po stronie niekomunistycznej lub antykomunistycznej opozycji.
Akcja łączenia rodzin nie objęła żołnierzy AK, NSZ, księży i kułaków, lecz element uznany za podejrzany etnicznie. Władza potraktowała Ślązaków i Mazurów jako zakładników, których RFN mógł wykupić za dewizy. Obecna władza drży przed roszczeniami tych ludzi, którzy często zostali przymuszeni do pozostawienia w Polsce majątku.

Autonomia województwa śląskiego nie była autonomią szeroką (polecam analizę porfesora Ciągwy) i de facto została ograniczona po 1926 roku. Co więcej władze II RP dopuściły się oszustwa i aktu bezprawia, w konstytucji kwietniowej zapisując możliwość ograniczenia autonomii przez sejm RP bez zgody sejmu śląskiego (opinia o legalności tego zapisu także u prof. Ciągwy).
Nadzieje powstańców rychło zweryfikowane zostały przez polską rzeczywistość.


No cóż, jeśli naprawdę uważasz, że "czystki etniczne"nie mieszczą się w logice komunizmu, to ewidentnie zaprzeczasz faktom. Logika komunizmu nie różni się zresztą w swej konstrukcji niczym od logiki jakiegokolwiek systemu totalitarnego,który jest w stanie wykreować na wroga systemu dowolną grupę czy jednostkę, niezależnie od tego czy ma to cokolwiek wspólnego ze zwalczaniem realnej opozycji.

Równiez czynisz spore nadużycie, zrównując czystki etniczne ze zmuszaniem do emigracji. Marzec 1968 różnił się czymś od likwidacji getta, prawda? NIe ulega oczwyiście wątpliwości, że zarówno jedna jak i druga akcja należała do działań haniebnych.

Obecna zaś władza drży nie tylko przed roszczeniami" tych ludzi, którzy często zostali przymuszeni do pozostawienia w Polsce majątku" ale wszelkimi roszczeniami reprywatyzacyjnymi w ogóle. Niezaleznie czy dotyczą aptekarzy, ziemian czy włascicieli zakładów przemysłowych.

Największym nadużyciem z Twojej strony jest jednak traktowanie Górnoślązaków jako grupy szczególnie, wyjątkowo i niezwykle uciemiężonej w oderwaniu od kontekstu tamtych czasów. Który wyglądał tak, że transporty z Polakami na Sybir szły już latem 1944 z pierwszych terenów zajmowanych przez Armię Czerwoną. I tak aż do Odry.

Górnoślązacy byli szykanowani i tępieni Twoim zdaniem przez ... no własnie, kogo? Bo według mnie poprostu przez komunistyczne państwo, a nie Polaków.

Co do książki profesora Ciągwy, to nie musisz mi jej polecać. TYlko co wynika z jej lektury? Autonomia była oczywiście ograniczona ale BYŁA REALNA. Lepszej Górny Sląsk póki co się nie doczekał i zdaje się nie doczeka....
Tak samo jak II RP nie była państwem w pełni demokratycznym i odzwierciedlającym marzenia Polaków, ale była państwem autentycznie niepodległym.

A rozczarowanie powstańców śląskich nie było odosobnione w Polsce. Nie na darmo w 1918 roku mówiono o radości z odzyskania śmietnika. ...



piovon - Pią Mar 14, 2008 11:48 am
Po pierwsze, napisałem, że czystki etniczne nie WYNIKAJĄ z logiki komunizmu, co jest oczywiste, bowiem komunizm nie zakłada homogenizacji narodowej. Jeżeli nawet w ZSRR dokonywano masowych przesiedleń czy eksterminacji grup etnicznych to nie w celu uzyskania jednolitości narodowej, ale w związku z antysowieckim nastawieniem tych społeczności.
Włączenie elementów narodowych do polityki komunistów powszechne po 1945 roku (w sowietach od 1941), było de factą klęską komunizmu, który od tej pory nie funkcjonował już w czystej, ortodoksyjnej postaci, ale był skażony narodową herezją. Komunistyczna Polska była państwem narodowym, i interes narodowy łączył ponad podziałami ideologicznymi komunistów i większość sił opozycyjnych - przynajmniej w odniesieniu do Niemiec.

Czystki etniczne 1945 roku i lat kolejnych (wtedy nie chodziło o "zmuszenie do emigracji" jak w 1968 roku) i późniejsza polityka na terenie Śląska, Pomorza, Prus Wschodnich, inaczej niż represje wobec polskich antykomunistów, czy zsyłki Polaków do ZSRR (których bynajmniej nie zsyłano dlatego, że byli Polakami), były elementem narodowej homogenizacji akceptowanej przez wszystkie znaczące polskie siły polityczne (nie tylko przez komunistów). Należy dodać, że zasadniczym elementem ideologii polskiego nacjonalizmu, łączącej poniekąd komunistów z ich oponentami, była antyniemieckość. I pozostaje nim w jakimś stopniu do dziś. Ślązacy, Mazurzy czy Słowińcy, jako społeczności kulturowo spokrewnione z Niemcami, padli ofiarą owej programowej wrogości, podzielanej przez znaczną część społeczeństwa. Do dzisiaj padają w Polsce ofiarami przemocy symbolicznej, kiedy np. ze służby dziadków w Wehrmachcie czyni się argument w politycznych sporach.
Dziwnym trafem roszczenia aptekarzy i ziemian nie są przedmiotem gorącej publicznej debaty. Roszczenia Ślązaków i Mazurów, którzy wyjechali w ramach akcji łączenia rodzin tak.
Reasumując. Ślązacy, Mazurzy i Słowińcy byli prześladowani przez polskich komunistów i ich sojuszników (bo to oni mieli w rękach aparat represji) w imię realizacji polskiego ineteresu narodowego za przyzwoleniem znacznej części społeczeństwa, a przynajmniej przy całkowitej obojętności jego większej części. Przedstawiciele tych grup byli podejrzani nawet, gdy deklarowali swe poparcie dla komunizmu - w latach czterdziestych doszło np. do oczyszczenia struktur władzy w województwie śląskim z niemal wszystkich Ślązaków z wyjątkiem gen. Z

Piszesz dość obszernie w związku z czym odniosę się może do kilku kluczowych tez jakie postawiłeś, ze względu na szczupłość miejsca pozostawiając pozostałe na później.

Otóż nie sposób się zgodzić z prezentowaną przez Ciebie wizją działania Związku Sowieckiego. Cóż bowiem oznacza dla Górnego Sląska, że od 1941 jakoby włączono elementy narodowe do polityki komunistów? Co jest nota bene bardzo dalekie odp prawdy, o czym świadczyć może nie tylko los polskich oficerów w Katyniu ( przypominam datę-wiosna 1940 roku), ale niezliczone sowieckie zbrodnie dokonywane w latach 20tych i 30 tych na tle etnicznym (ot, taka drobnostka jak Wielki Głód na Ukrainie, jako planowana z góry akcja wyniszczenia narodu ukraińskiego). Bardzo ciekawa jest uwaga o „antysowieckim nastawieniu tej społeczności”- otóż zgodnie z tym nastawieniem, za antysowieckie elementy uznawane były po prostu ludy nie-rosyjskie (Tatarzy krymscy, Polacy, Niemcy nadwołżańscy, Kozacy kubańscy, Ukraińcy, Żydzi i tak dalej, lista narodów Związku Sowieckiego jest bardzo obszerna). I w zależności od bieżącej linii partii czyniono z nich obiekty nagonki przeprowadzanej przez aparat państwa sowieckiego.

Założeniem Sowietów było i chciałbym to mocno podkreślić, że POLACY są z założenia elementem antysowieckim. Kolejne akcje poczynając od trzech fal wywózek OBYWATELI POLSKICH, mord na polskich jeńcach wojennych, wywózki całych oddziałów Armii Krajowej po ujawnieniu się ich wobec Sowietów, poprzez wywózki na Sybir śląskich górników dokładnie dowodzą tezy o narodowym nastawieniu władz sowieckich. A to że nie był to komunizm w czystej postaci? Nie sądzę, aby stanowiło to specjalną pociechę dla wywiezionych czy rozstrzelanych przez „nieortodoksyjnych” komunistów.

Co do oczyszczania zaś struktur państwowych ze Ślązaków, to oczywiście dość mocno naginasz fakty upraszczając sprawę do tego, że Jorg Ziętek był jedynym Ślązakiem w powojennej administracji. Zasada była inna- tepieni bylu wszyscy którzy cokolwiek znaczyli przed wojna. Niezależnie od tego czy dzialali w stowarszyeniach społecznych, administracji czy w polityce. Komuniści chcieli stworzyc aparta ludzi bezwolnych i zawdzięczających wszystko nowej władzy. I nie mieli w tym względzie żadnych uprzedzeń narodowościowych, czego przykładem są liczne przypadki, przynajmniej w okresie przejściowym (1945-1946) opierania się nowej władzy na przedstawicielach tzw. antyfaszystów niemieckich na Śląsku.

Przykłady z mojej rodziny wykazują a propos powikłanych ślaskich losów, że dla komunistów groźniejsza była służba w armii Andersa niż w Wehrmachcie, ponieważ członkowie mojej rodziny służący w tych dwóch formacjach po kolei (zwykła kolej rzeczy), mieli w PRL-u kłopoty wyłącznie z powodu służby w ARMII POLSKIEJ!
A tępieni byli właśnie za swój potencjalny antykomunizm a nie śląskość!!!



Bruno_Taut - Pią Mar 14, 2008 1:33 pm
Żadna ze zbrodni sowieckich, o których piszesz, nie została dokonana na tle etnicznym. Nie miało takiego charakteru spowodowanie Wielkiego Głodu (zresztą na mocno zrusyfikowanej Ukrainie Wschodniej), podobnie jak nie miała eksterminacja budowniczych Kanału Białomorskiego (w większości Rosjan). Przypadek Kozaków jest tu szczególnie znamienny. Kozacy kubańscy czy tereccy to Rosjanie. Stanowili jednak społeczność o przeważającym antysowieckim nastawieniu, które ujawnili z zarówno podczas wojny domowej 1918-1922, jak i po 1941 roku, walcząc w dużej liczbie, podobnie jak inny Rosjanin Własow, po stronie niemieckiej. Czerwoni Kozacy nie mieli problemów z powodu swojej kozackości - przykład to Budionny.
Polacy niebyli uważani za nację o szczególnie antysowieckim nastawieniu - w końcu od początku różni Dzierżyńscy, Marchlewscy, potem Rokossowscy wspierali komunizm, a polski pułk walczył po stronie sowieckiej w wojnie polsko-bolszewkickiej, kiedy z drugiej strony stali rosyjscy antykomuniści (jak np. Borys Sawinkow). Za szczególnie wrogie władzy ludowej uchodziły takie społeczności jak Kałmucy czy Czeczeńcy. Na temat sowieckich analiz poświęconej tej problematyce pisał Jóżef Mackiewicz.
Zresztą na niedorzeczność tezy o etnicznym tle komunistycznych zbrodni przed 1945 rokiem świadczy skład kierwoniczych gremiów sowieckich i fakt, że najwięcej ofiar reżimu to Rosjanie.
Wymordowanie polskich oficerów czy potem rozprawa z częścią AK, miały zupełnie nieetniczne tło - chodziło o usunięcie faktycznych lub potencjalnych przeciwników komunizmu. Podobnie w przypadku sowietów eksterminacja niemieckich jeńców wojennych, stanowiąca jedną z największych przemilczanych zbrodni XX wieku, nie miała narodowego tła.
Reasumując - odpowiedź na pytanie, czy ZSRR prowadził politykę narodowej homogenizacji, usiłując niszczyć rózne tożsamości narodowe, zastępując je tożsamością rosyjską, brzmi zdecydowanie nie. Najlepiej świadczy o tym obecny skład narodowy państw postsowieckich.

Teraz co do Ślązaków. Sowieci wywozili ich nie jako Polaków, ale jako Niemców. Pomagali im w tym zaufani Polacy, a zezwoliły de facto mocarstwa (dajać zielone światło na wykorzystanie niewolniczej pracy niemieckich jeńców w celu odbudowy państwa). I to jest jeden problem. Inny stanowi polityka państwa polskiego, która miała już wymiar etniczny - dobitnie świadczą o tym dekrety dotyczące zamieszkałych na terenie powojennej Polski Niemców i akcja weryfikacji narodowościowej. Powszechne prześladowania żołnierzy Wehrmachtu nie nastąpiły z jednego prostego powodu - musiałyby objąć zbyt wielką grupę ludzi co naruszyłoby choćby podstawy funkcjonowania gónośląskiego przemysłu.
Polscy komuniści zastosowali w istocie odwóconą o 180 stopni politykę nazistów wobec Górnoślązaków. Przyjęli kryteria DVL, przeznaczając tych, których niepolskość uznano za byt trwałą, do wysiedlenia, a pozostałych do "repolonizacji".

Na temat usuwania Ślązaków z administracji pisze Zygmunt Woźniczka. To Ziętek, jako człowiek sanacji, znaczył coś przed wojną, a nie Arka Bożek. A to ten drugi został w pewnym momencie odsunięty od stanowisk.

Polscy komuniści prowadzili akceptowaną przez swoich adwersarzy (bo wynikającą z założeń nacjonalizmu, a nie komunizmu) politykę narodowego ujednolicenia. To, czy mniejszości etniczne przetrwały, uzależnione było od opinii władz na temat stopnia lub możliwości ich spolonizowania, oraz od takich czynników jak potrzeba zapewnienia wykwalifikowanej siły roboczej przemysłowi.



piovon - Pią Mar 14, 2008 3:37 pm
Wypowiadasz się coraz obszerniej, przez co dyskusja zmierza w stronę wymiany monologów, a nie poglądów. Zbyt wiele tez w jednym poście, żeby móc się do nich drobiazgowo odnieść.

Znów zwrócę uwagę na wybrane. Przeczysz sam sobie pisząc raz o błędności tezy o etnicznym charakterze akcji ekstreminacyjnych w Rosji, innym zaś razem wymieniając konkretne nacje takie jak Kałmucy czy Czeczeńcy, które były uznawane ex definitione jako sowieckie.

Ciekaw jesteś czy słyszałeś coś o amnestii dla Polaków, wydanej na podstawie układu Sikorski-Majski w 1941 roku? Ciekaw jestem czego efektem była konieczność uchwalenia takiej amnestii jeśli nie zbiorowa odpowiedzialnosć stosowana wobec obywateli Polskich przez Sowietów w latach 1939-1941....

A co do nacjonalizmu polskich komunistów, to przypominam nieśmiało, że w latach o których mówimy, a więc okresie "umacniania władzy ludowej" (do 1956), zwolennicy kursu nacjonalistycznego, tacyjak Gomułka czy Spychalski sami siedzieli w więzieniach... Klimat zmienił się dopiero po 1956. To fakt.

A co do autorów zbrodni wojennych to ciekaw jestem komu przypiszesz odpowiedzialność za zbrodnie dokonywane przez III Rzeszę: Niemcom czy hitlerowcom? Bo wydaje mi się, że raczej tym ostatnim.... Tymczasem w wypadku zbrodni PRL-u winni mają być już Polacy jako naród, ale nie komuniści...



Bruno_Taut - Pią Mar 14, 2008 6:38 pm
Jeżeli w danej grupie ustalono dominację postaw antysowieckich i zdecydowano się w związku z tym np. przesiedlić znaczącą część tej grupy, to motywy absolutnie nie były etniczne. Weźmy inny przykład. Podczas antykatarskiej krucjaty w Prowansji jeden z baronów wypowiedział pamiętną kwestię: "Zabijemy wszystkich, a Bóg rozpozna swoich". Nikt dziś nie postrzega krucjaty jako antyprowansalskiej. Mechanizm ten sam, co w przypadku sowietów. W danej grupie stwierdza się częste występowanie niepożądanych postaw (kacerstwo, antykomunizm) i ze względów praktycznych podejmuje się decyzję o eksterminacji lub wypędzeniu całej grupy. W żadnym z przypadków celem nie jest homogenizacja etniczna. W obu przedstawiciele dotkniętej represjami grupy, jeżeli tylko można łatwo ich zidentyfikować jako katolików czy komunistów, nie muszą obawiać się o swój los.

Amnestia nie dotyczyła wszystkich Polaków, ale tych uznanych za wrogów władzy ludowej.
Nacjonalizm był integralną składową ideologii polskich komunistów już w 1945 roku. Wsytarczy przyjrzeć się retoryce "powrotu na prastare ziemie piastowskie".

Odpowiedzialność za zbrodnie spada na konkretne osoby. Milczącej większości nie zamierzam oskarżać, bo nikt nie wie jak zachowałby się w podobnej sytuacji.
Stwierdzam jedynie, że: niemieccy naziści dokonali eksterminacji Żydów przy milczącym przyzwoleniu/obojętności/braku reakcji większości społeczeństwa; polscy komuniści wypędzali, wysiedlalii mordowali Ślązaków, Słowińców i Mazurów przy milczącym przyzwoleniu/obojętności/braku reakcji większości społeczeństwa.

I tyle. Wniosek z tego dla mnie taki, że fałszywie brzmią składane w imieniu całego narodu polskie zapewnienia o miłości do tych grup czy deklaracje o ich polskości. W codziennym plebiscycie, jakim zwłaszcza na terenie takim jak Górny Śląsk jest narodowość, ja na Polskę nie postawię. A powstańców, którzy poczuli się oszukani, jest mi po ludzku żal, mimo że nie identyfikuję się z ich sprawą.



Mies - Śro Kwi 16, 2008 9:48 am
Polonia w Czechach: ta rzeka nazywa się Olza!
Ewa Furtak, Tomasz Głogowski

W latach 60. decyzją czechosłowackich władz graniczną rzekę zaczęto nazywać OlĹĄe. Polonia przypomina Czechom: ta rzeka nazywa się Olza!

Na jednym brzegu mówią na nią Olza, a na drugim OlĹĄe. Nazwa rzeki ma być teraz jedna
W Polsce Olza, w Czechach - OlĹĄe. Nazwa ta została wprowadzona w Czechosłowacji w latach 60. w ramach akcji usuwania polskich nazw z czeskiego nazewnictwa geograficznego. - Na początku zmieniono nazwy stacji kolejowych. Wyrażenia "nad Olzą" zmieniono na "nad OlĹĄe". Czesi tłumaczyli, że to nazwa łatwiejsza do wymówienia. Potem nazwa rzeki została zmieniona administracyjnie. To relikt komunizmu, w dodatku do dzisiaj wykorzystywany czasem do antypolskich celów - mówi Zygmunt Stopa, prezes Zarządu Głównego Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Republice Czeskiej.

Polacy z Zaolzia przekonują: ta nazwa aż kłuje w oczy. To tak jakby któraś z głównych ulic w Pradze nazywała się ulicą Dzierżynskiego czy Stalina.

Mieszkańcom Śląska Cieszyńskiego nazwa kojarzy się z najgorszymi dla nich czasami. Matka Władysława Orszulika urodziła się na Zaolziu, ale ojciec po polskiej stronie Olzy. - Ze względu na miejsce urodzenia ojca zostaliśmy przymusowo przesiedleni do Polski. W bloku, w którym zamieszkaliśmy, żyło jeszcze kilka wyrzuconych z Zaolzia polskich rodzin. Po wojnie Polacy też byli zmuszani do przeprowadzki. Zmiana nazwy rzeki była kolejną złośliwością pod adresem Polaków - wspomina Orszulik.

W Czeskim Cieszynie i innych nadgranicznych miastach prawie nikt już nie używa nazwy OlĹĄe, bo nie podoba się ona także wielu Czechom. Nieżyjący już profesor Jaroslav Valenta, znany czeski historyk, napisał kilka lat temu w swojej pracy: "Funkcjonująca dzisiaj czeska nazwa, powszechnie uznawana głównie poza Śląskiem, a przede wszystkim w Pradze, za tradycyjną w rzeczywistości wcale taką nie jest, bo istnieje dopiero od 40 lat i była wprowadzona w sposób dyrektywny".

W sobotę w Czeskim Cieszynie obradował Kongres Polaków, zrzeszający około 30 polskich organizacji działających w Republice Czeskiej. Zgromadzenie ogólne Kongresu Polaków zobowiązało organizację, by domagała się od państwa czeskiego zwrotu majątków zagrabionych po II wojnie światowej, wprowadzenia w czeskich szkołach lekcji o polskiej mniejszości oraz podjęła działania na rzecz zmiany nazwy OlĹĄe na Olza. Taką decyzję może podjąć tylko rząd w Pradze.

Były premier Jerzy Buzek obecny na zjeździe popiera postulaty Polaków mieszkających na Zaolziu. Przestrzega jednak, by do całej sprawy nie mieszać spraw związanych z polityką. - Wiadomo, że miejscowi nigdy nie używali innej nazwy niż Olza. Jednak oficjalne uznanie tego faktu wymagać będzie dużej ostrożności i dyplomacji. Jeżeli zaczniemy mieszać do tego komunizm, niczego nie zyskamy - przekonuje Buzek. Jego zdaniem rząd w Pradze jest przychylny postulatom wysuwanym przez Polaków mieszkających na Zaolziu, ale dobrej woli brakuje czasem po stronie czeskich samorządów. - To nieliczne przypadki, ale bywa, że dwie albo trzy gminy są niechętne zmianom i torpedują pomysły polskiej mniejszości. Nasza rola w tym, żeby to zmienić - mówi były premier.

Źródło: Gazeta Wyborcza Bielsko-Biała http://miasta.gazeta.pl/bielskobiala/1, ... 19714.html



Kris - Śro Kwi 16, 2008 10:14 am


Poszukujemy swojego znaku

11.04.2008, Jarosław Kałucki Piotr Kubiak Izabela Kacprzak Łukasz Zalesiński

Po sondażu "Rz". Poznański Czerwiec czy Stocznia Gdańska? A może policjanci drogówki ukryci w krzakach i dziurawe drogi? Odpowiedzi na pytanie, co jest symbolem Polski, jest tyle, ilu odpowiadających


Co się kojarzy z naszym krajem

Lekcja historii w prestiżowym Liceum św. Marii Magdaleny w Poznaniu. Co jest symbolem Polski? – Godło. Adam Małysz. Tanie wino. Euro 2012. Brak Euro 2012 (śmiech) – odpowiadają uczniowie.

Poznański Czerwiec był pierwszy

Adam Gajda, członek Stowarzyszenia Grupy Rekonstrukcji Historycznej 3 Bastion Grolman, propaguje dzieje powstania wielkopolskiego: – Dowiedzielibyśmy się, czym jest dla nas Polska, gdyby trzeba było chwycić za broń. To moment graniczny. Chwila, gdy trzeba zdecydować, po której stronie barykady stanąć – tłumaczy. – Dla mnie powstanie wielkopolskie to zapomniany symbol Polski.

Mieszkańcy Wielkopolski mówią też o poznańskim Czerwcu. – Byliśmy pierwsi w bloku wschodnim. Węgrzy brali z nas przykład – opowiada Jan Wieczorek, jeden z uczestników tych wydarzeń. Opowiada o stalinowskim wyścigu pracy, psich zarobkach i lądującym na ulicy portrecie Stalina.

Śląsk pamięta o powstaniach

– Polska na Śląsku nie kojarzy się dobrze, bo więcej zabierała, niż dawała. Rozumiem dążenia do przywrócenia autonomii Śląska, której został pozbawiony w latach stalinowskich – twierdzi reżyser i polityk Kazimierz Kutz.

Dlaczego autonomia? – Myślę, że autonomicznemu Śląskowi żyłoby się dziś lepiej. Tak jest w państwach o dużym stopniu decentralizacji – tłumaczy Jerzy Gorzelik, szef Ruchu Autonomii Śląska. Ale dodaje: – Postulowanie autonomii nie przeszkadza mi kibicować w biało-czerwonym szaliku w czasie meczów reprezentacji.

Młodym Ślązakom Polska kojarzy się z Janem Pawłem II, Lechem Wałęsą, ostatnio z Adamem Małyszem z Wisły. Starsi odnoszą się do historii: powstania śląskie, bo one były dowodem na miłość do kraju. – Śląskość została zastąpiona patriotyzmem państwowym – zżyma się Kutz.

A Polska Kazimierza Kutza? – To literatura. Kochanowski, Mickiewicz, Gombrowicz. Mimo wszystko.

Dolny Śląsk: nielegalne, biało-czerwone

– Polska to pewne uniwersalne kody – mówi Elżbieta Berent, dyrektor wrocławskiego Muzeum Etnograficznego. I wymienia: Jan Paweł II, Lech Wałęsa, Chopin, miejsce, w którym mieszkam, znajomi, mała ojczyzna...Dla dolnośląskich radnych oczywistym kodem były biało-czerwone barwy, które siedem lat temu wpisali we flagę regionu, by podkreślić polskość tych ziem. Okazało się, że nielegalnie. W styczniu flagę zakwestionowało MSWiA po konsultacjach heraldycznych. Historycznego podtekstu w tej decyzji nie ma. Podobnie jak w przemianowaniu Hali Ludowej na Halę Stulecia, zgodnie z jej pierwotną nazwą. – Tutaj ludzie budują tożsamość na wielokulturowości i wielonarodowości. Im łatwiej poczuć się najpierw Polakami, a potem mieszkańcami regionu. Są tu zakorzenieni zaledwie od półwiecza – mówi Berent.

– Badając tożsamość lokalnych społeczności w naszym regionie, nie zadawaliśmy tak pryncypialnych pytań – przyznaje prof. Wojciech Sitek z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Mieszkańcy Dolnego Śląska, mówiący o symbolach Polski, też nie wypowiadają się pryncypialnie: – Orzeł, flaga i fajni ludzie – wymienia Beata Baca, menedżer w firmie kosmetycznej.

– Dziurawe, wąskie drogi i policja w krzakach z radarami, to jest Polska właśnie – twierdzi Mariusz Dąbrowski, kierowca z Kotliny Kłodzkiej.

– Gdy słyszę Polska, to wiem, że mowa o kraju, w którym znów wyszło jak zawsze... Bałagan, niemożność, brak jasno określonej odpowiedzialności – twierdzi Maciej Dudzik, grafik.

Wałęsa: symbol oczywisty

Dla gdańszczanina, znawcy historii miasta prof. Andrzeja Januszajtisa symbolem Polski jest Stocznia Gdańska. – To tam narodziła się „Solidarność”, co doprowadziło do upadku komunizmu – ocenia. Postrzeganie stoczni łączy z jej kondycją ekonomiczną: – Los okazał się dla kolebki „Solidarności” niełaskawy. Kiedy gdańscy politycy awansują do Warszawy, zapominają o swoim mieście.

W sondażu „Rz” wśród najważniejszych symboli Polski respondenci, nie tylko z Gdańska, na jednym z czołowych miejsc wymienili Lecha Wałęsę.

Dyskusja o poszukiwaniu symboli na blog.rp.pl

Wciąż myślimy stereotypami

Symbolami naszego kraju są pomnikowe postacie i wydarzenia historyczne. Czy mogą one promować nasz kraj za granicą? „Rz” wraz z Polskim Forum Obywatelskim (zajmuje się inicjowaniem dyskusji o kierunku rozwoju Polski) sprawdziła, co dla Polaków jest symbolem ojczyzny. Zapytaliśmy 2000 osób o rzeczy lub osoby, które najsilniej kojarzą się z Polską. Najpierw respondenci wymieniali najbardziej charakterystyczne dla naszego kraju symbole w różnych kategoriach. Pytaliśmy m.in. o zwierzę, kwiat, potrawę, drzewo, ale też produkt eksportowy i osiągnięcie techniczne. Następnie spośród najczęściej wymienianych badani wybrali symbole najbardziej charakterystyczne (wykres obok). Badanie pokazało, że o Polsce myślimy poprzez kanon historycznych stereotypów. Nie potrafimy wymienić żadnego współczesnego osiągnięcia technicznego czy kulturalnego, którym chcielibyśmy pochwalić się przed światem. Eksperci przed tym ostrzegają: – Myślenie stereotypami jest przeszkodą w działaniach innowacyjnych i twórczych – mówi prof. Leszek Korporowicz z UW.

Z kolei Maria Flis, antropolog kultury z UJ, dodaje, że jest coś niepokojącego w tym, że od 1989 r. nie udało nam się zbudować wyraźnej marki w świecie. Witold Radwański z Polskiego Forum Obywatelskiego zauważa, że wiele krajów już zrozumiało, jak ważne jest posiadanie marki lub symboli, które mogą promować państwo: – Wydaje mi się, że w dobie globalizacji prędzej czy później będziemy chcieli poszukać tego, co nasz łączy i odróżnia jako naród wśród wielu innych. I to właśnie te niepozorne symbole naszej codziennej rzeczywistości mogą w tym pomóc.

rc

11.04.2008



Bruno_Taut - Śro Kwi 16, 2008 10:28 am
Rzepa zeszła na psy. Przekręcanie wypowiedzi to w polskim dziennikarstwie norma, ale wymyślanie ich to już szczyt "dziennikarstwa kreatywnego". Ale mnie wkurzyli. Jasna cholera, taka obelga.



maciek - Śro Kwi 16, 2008 11:21 am
^ No właśnie jak to czytałem to nie mogłem uwierzyć, że to powiedziałeś. Żądasz sprostowania?



Wit - Śro Kwi 16, 2008 3:01 pm
prawie jak prima aprilis



Kris - Śro Maj 07, 2008 10:12 am
Powstania śląskie wzbudzają skrajne emocje
dziś


Tadeusz Galisz czuje się znieważony

Tadeusz Galisz, 73-letni emerytowany wykładowca Politechniki Śląskiej, złożył doniesienie do prokuratury na doktora Zbigniewa Kadłubka z Uniwersytetu Śląskiego.

Rybniczanin domaga się także od rektora śląskiej uczelni zwolnienia naukowca. A wszystko dlatego, że podczas zorganizowanego w Domu Kultury w Chwałowicach spotkania, Kadłubek miał powiedzieć, że powstania śląskie to hańba. Ta wypowiedź, wydrukowana potem w urzędowym biuletynie, wywołała prawdziwą burzę. - Uważam, że doktor Zbigniew Kadłubek publicznie znieważył naród polski - argumentuje 73-letni rybniczanin, który pochodzi z rodziny powstańczej.

Wszystkie zarzuty zdecydowanie odrzuca sam Kadłubek. Twierdzi, że pismo rybniczanina jest zwykłym donosem, a jego wypowiedź została wyrwana z kontekstu.

- Istotnie powiedziałem na spotkaniu, że powstania śląskie są dla Ślązaków hańbą, ponieważ uważam zabijanie i w ogóle stosowanie przemocy za haniebne, niegodne człowieczeństwa. Chodzi mi jednak o aspekt etyczny, a nie polityczny. Bywało przecież, że w czasie powstań brat stawał przeciwko bratu. Tego powinniśmy się wstydzić, wszyscy, którzy mienią się Ślązakami - podkreśla. I zaznacza, że nie neguje samego zrywu niepodległościowego mieszkańców regionu. - Ofiary powstań są godne czci, bo ludzie ci oddali życie za coś, co kochali, za Śląsk. Wydaje mi się, że gdybym wtedy żył, sam zostałbym powstańcem - mówi i jednocześnie pojednawczo podkreśla, że chętnie zorganizuje debatę o znaczeniu powstań śląskich. - Dyskusja ta musiałaby jednak uwzględnić najnowsze badania, a nie mity i propagandowy dyskurs. Chętnie zaproszę również do takiej debaty pana Galisza - mówi Kadłubek.

Dlaczego próby umniejszania znaczenia powstań wzbudzają dziś tak wiele emocji?

- Rola powstań została w PRL retorycznie wyolbrzymiona. Ślązacy, którzy nie pochodzili z powstańczych rodzin, byli dla komunistycznych władz podejrzani, nierzadko zaś traktowani jak obywatele trzeciej kategorii, "ludzie niepewni", zdrajcy - uważa Zbigniew Kadłubek. Dla najstarszych Ślązaków takie stawianie sprawy jest nie do przyjęcia, ale - jak przyznaje także dr Jerzy Gorzelik, szef Ruchu Autonomii Śląska - jest w tym wiele prawdy. - Rzeczywiście w okresie PRL zapominano o tym, że po drugiej stronie barykady też walczyli Ślązacy, a całe środowisko było bardzo podzielone. Przez wiele dziesięcioleci ludzie, którzy walczyli po stronie niemieckiej, nie mogli się przecież do tego przyznać - tłumaczy Gorzelik, który również wykłada na Uniwersytecie Śląskim. Z takim osądem powstań śląskich nie chce się zgodzić 73-letni rybniczanin.

- Ślązacy przelewali krew, walczyli o swoją wolność. A teraz, gdy w kolejnych miastach odbywają się uroczystości rocznicowe upamiętniające ten bohaterski wyczyn, powstańców się opluwa - komentuje Galisz. - Ja sam pochodzę z rodziny, w której ojciec i matka o powstaniach śląskich wyrażali się z najwyższą czcią. Brat mojego ojca, Leon Galisz, był aktywnym powstańcem. Najbardziej boli jednak to, że takie hasła wygłasza wykładowca uniwersytecki, który kształtuje poglądy młodych ludzi - dodaje Galisz.

Własny osąd

Rodzima uczelnia Kadłubka staje w jego obronie. - Cała sprawa została szybko wyjaśniona. Rektor nie będzie wszczynał żadnego postępowania dyscyplinarnego. To była osobista refleksja doktora, do której ma prawo - tłumaczy Jolanta Talarczyk, rzeczniczka Uniwersytetu Śląskiego. Profesor Ryszard Kaczmarek, kierownik Zakładu Historii Śląska UŚ przyznaje, że do tej pory nie spotkał się ze stwierdzeniem, że powstania śląskie były hańbą.

- Trzeba pamiętać, że obie strony chwyciły za broń, czyli użyły tych samych środków do walki. Daleki byłbym od używania tego typu stwierdzeń. Poza tym, historycy z reguły starają się tylko opisywać wydarzenia, a nie je oceniać - uważa.

Barbara Kubica - POLSKA Dziennik Zachodni
http://rybnik.naszemiasto.pl/wydarzenia/849704.html



settembrini - Czw Maj 08, 2008 6:03 pm
^^ paranoja w ocenie moralnej zgadzam sie z kadlubkiem.



Kris - Śro Maj 14, 2008 8:00 pm
Ukraińcy pomogli Ślązakom
dziś


Ataman Symon Petlura i gen. Omelanowicz-Pawłenko w obozie internowania Ukraińców w Wadowicach, FOT. POŁUDNIOWO-WSCHODNI INSTYTUT NAUKOWY

Z nowych dokumentów dowiedzieliśmy się właśnie, że Ukraińcy brali udział w III powstaniu śląskim. Wiadomości te pochodzą od gen. Jurija Tiutiunnyka.


Symon Petlura, ataman główny wolnej Ukrainy, FOT. POŁUDNIOWO-WSCHODNI INSTYTUT NAUKOWY


Marszałek Edward Śmigły-Rydz w obozie w Tucholi, FOT. POŁUDNIOWO-WSCHODNI INSTYTUT NAUKOWY

Skąd wzięli się Ukraińcy na Śląsku? Żeby to wyjaśnić, trzeba zacząć od wydarzeń z 1917 roku, kiedy to po upadku caratu w Rosji w lutym 1917 roku, Ukraińcy jako jedni z pierwszych wykorzystali sytuację i już w marcu tego roku powołali do życia Ukraińską Centralną Radę, dążącą do utworzenia autonomicznego państwa ukraińskiego.

6 czerwca 1917 roku ta Ukraińska Centralna Rada powołała rząd z premierem Wołodymyrem Wynnyczen- ką, a w listopadzie Ukraińską Republikę Ludową (URL).

Jednak pertraktacje z Rządem Tymczasowym Rosji, a następnie Rosji bolszewickiej zakończyły się otwartą wojną, która doprowadziła do uchwalenia 22 stycznia 1918 roku IV Uniwersału o pełnej niepodległości Ukrainy.

Po podpisaniu przez ukraińską delegację 9 lutego 1918 roku traktatu brzeskiego, Ukraińska Republika Ludowa wprowadzona została przez państwa centralne na arenę polityki międzynarodowej.

Rosja Sowiecka nie pogodziła się jednak ze statusem niepodległej Ukrainy. Podobne stanowisko w tej sprawie zajął zresztą dowódca sił zbrojnych "białej" Rosji, gen. Anton Denikin.

Ukraińcy robili swoje. 22 stycznia 1919 roku Ukraińska Republika Ludowa połączyła się z Zachodnio-Ukraińską Republiką Ludową i formalnie stworzyły jedno państwo.

Polsko-ukraińskie pertraktacje doprowadziły do podpisania 2 grudnia 1919 roku deklaracji, a następnie (w kwietniu 1920 roku) ugody w sprawie wspólnej wojny z Rosją bolszewicką, ponieważ bolszewicy zagrażali bytowi państwowemu obu narodów.

W ceremonii podpisania ugody wzięli udział przywódcy Polski i Ukrainy, naczelnik Józef Piłsudski i ataman główny Symon Petlura.

W kampanii 1920 roku przeciwko bolszewikom wzięło udział aż 7 dywizji ukraińskich (Zaporoska, Wołyńska, Żelazna, Kijowska, Chersońska i Siczowa, złożona - co należy powiedzieć - w znacznej mierze z żołnierzy walczących z Polską od listopada 1918 do połowy lipca 1919 roku oraz Samodzielna Dywizja Konna).

Udział wojsk ukraińskich w kampanii antybolszewickiej 1920 roku był wymierny, zwłaszcza 6 Dywizji Siczowej, dowodzonej przez gen. Marka Bezruczkę, który został dowódcą obrony Zamościa i siłami własnej dywizji i oddziałów Wojska Polskiego zatrzymał zmierzającą pod Warszawę ofensywę armii konnej Siemiona Budionnego.

Warto dodać, że wielu autorów, w tym francuski generał Maxime Weygard, jest zdania, że Marek Bezruczko był współautorem "cudu nad Wisłą". W trakcie walk 1920 roku poległo kilka tysięcy żołnierzy ukraińskich, w tym 3 generałów.

Prowadzone wraz z działaniami frontowymi pertraktacje pokojowe zakończyły się 12 października 1920 roku podpisaniem przez Polskę umów pokojowych z Rosją. Nie objęte tą umową ponad 40-tysięczne oddziały armii Ukraińskiej Republiki Ludowej uległy przeważającym siłom wojsk Rosji bolszewickiej i 21 listopada 1920 roku, tracąc ponad 10 tys. żołnierzy, wycofały się za Zbrucz, gdzie zostały rozbrojone przez Wojsko Polskie.

Do połowy stycznia 1921 roku oddziały ukraińskie w Polsce rozlokowane zostały w obozach internowania w Pikulicach koło Przemyśla, Łańcucie, Wadowicach, Aleksandrowie Kujawskim, Piotrkowie Trybunalskim, Częstochowie, Strzałkowie koło Słupcy, Kaliszu i Bydgoszczy.

Wśród internowanych było 4 tys. oficerów, w tym ponad 60 generałów. Władze cywilne rządu Ukrainy rozlokowały się w Tarnowie i Częstochowie. W wolnej Polsce znalazło się w sumie 40 tys. uczestników ukraińskich walk niepodległościowych z lat 1917-1920.

Wiele wysiłku wymagało wtedy wyjaśnienie internowanym żołnierzom przyczyn zerwania ugody polsko-ukraińskiej, zwłaszcza po podpisaniu 18 marca 1921 roku traktatu ryskiego, zakazującego emigracyjnemu rządowi ukraińskiemu oficjalnej działalności w Polsce oraz wyrażającego zgodę naszych władz na wydalenie z kraju atamana głównego wojsk ukraińskich Symona Petlury, dowódcy armii gen. Mychajła Omelanowycza-Pawłenki i szefa Ukraińskiej Misji Wojskowej w Warszawie, gen. Wiktora Zełyńskiego.

Do wyciszenia protestów włączył się osobiście marszałek Józef Piłsudski. 15 maja 1921 roku spotkał się z generalicją armii ukraińskiej w Kaliszu, gdzie wyjaśniając tło zerwania sojuszu, wypowiedział cytowane często słowa: "Ja was przepraszam, ja was bardzo przepraszam".

Obozy ukraińskie funkcjonowały w Polsce do 1924 roku. Już w trakcie ich trwania większość internowanych pracowała w brygadach robotniczych, w tym także w kopalniach Górnego Śląska i Zagłębia. Na przykład w kopalni Saturn w Czeladzi (w północnej części Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego) pracował od 1923 roku dywizjon kawaleryjsko-artyleryjski z dowódcą generałem Oleksym Ałma- zowem.

Dotychczas nie prowadzono badań dotyczących udziału internowanych żołnierzy armii ukraińskiej, potocznie nazywanych petlurowcami, w powstaniach śląskich. Wiadomości o tym, że brali oni udział w III powstaniu śląskim, pochodzą z relacji generała armii URL, Jurija Tiutiunnyka, dowódcy 4 Dywizji Kijowskiej, internowanej w obozie w Aleksandrowie Kujawskim.

W opublikowanej po powrocie na Ukrainę książce "Z Polakamy ptoty Wkrajiny" generał pisze, że na udział ochotników internowanej armii ukraińskiej w powstaniu na Górnym Śląsku zezwolił osobiście Symon Petlura.

Mieli to potwierdzić spotkani przez niego na dworcu kolejowym w czerw- cu 1921 roku w Krakowie ranni żołnierze ukraińscy, powracający ze Śląska do obozu w Wadowicach. W komentarzu krytykuje za ten fakt Petlurę, nazywając powstanie "awanturą". Biorąc pod uwagę fakt, że książka napisana została na zamówienie władz radzieckich, trudno spodziewać się innego komentarza. Zachowała się natomiast w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie relacja chorążego Arkadiusza Żylińskiego, oficera 1 Dywizji Zaporoskiej, dowodzonej przez gen. Hawryła Bazylskiego. W liście do gen. Włodzimierza Salskiego, ówczesnego ministra spraw wojskowych emigracyjnego rządu Ukraińskiej Republiki Ludowej, pisał on o spotkaniu 19 marca 1935 roku delegacji Związku Powstańców Górnośląskich w Belwederze. Wraz z zaproszonymi dwoma kolegami, uczestnikami III powstania śląskiego, spodziewał się tam udziału generała. Przy okazji relacjonuje, że 6 maja 1921 roku na czele 19-osobowego oddziału żołnierzy 1 Dywizji Zaporoskiej opuścił obóz w Wadowicach i po przybyciu do Bytomia miedzy innymi uczestniczył ze swoimi ludźmi w walkach, zdobywając dworzec kolejowy w Bytomiu i hutę Laura. List ten pisał z Krakowa.

Żyliński nie był osobą anonimową. Z dokumentacji Ukraińskiego Komitetu Centralnego w II RP na temat działalności cywilnej emigracji petlu- rowskiej wynika, że był on aktywnym działaczem około 150-osobowej gru- py petlurowców w Krakowie. Obok funkcji zastępcy prezesa oddziału był delegatem na III Zjazd Krajowy Ukraińskiej Emigracji Politycznej w Warszawie w dniach 28 września-1 października 1934 roku i czynnie w nim uczestniczył. Prawdopodobnie Arkadiusz Żylinski, dowódca oddziału Zaporożców z III powstania śląskiego, spoczywa na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

Warto też dodać, że ponad 50 oficerów armii ukraińskiej było w II RP oficerami kontraktowymi. Oficerowie ci brali udział w wojnie obronnej 1939 roku, a gen. Pawło Szandruk za umiejętne dowodzenie 29 brygadą Wojska Polskiego pod Zamościem został kawalerem orderu Virtuti Militari.

Dr Aleksander Kolańczuk jest wiceprezesem Południowo-Wschodniego Instytutu Naukowego w Przemyślu. Specjalizuje się w historii wojskowości i stosunków polsko-ukraińskich XX wieku. Autor kilku książek na ten temat.
Aleksander Kolańczuk - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/852534.html



Wit - Wto Maj 20, 2008 8:39 pm
Ślązacy wcale nie są dupowaci
Tomasz Malkowski2008-05-20, ostatnia aktualizacja 2008-05-20 21:58



Obraz Górnego Śląska, jak żadnego innego regionu w Polsce, wypaczają krzywdzące stereotypy. O tym, czy można z nimi walczyć, dyskutowali we wtorek w Rudzie Śląskiej laureaci Górnośląskich Tacytów, nagrody dla popularyzatorów i badaczy historii górnośląskiej.

Najlepiej ze stereotypami walczyć rzetelną wiedzą - udowadniają to tegoroczni laureaci Nagrody im. ks. Augustina Weltzla Górnośląski Tacyt, którą ustanowił Ruch Autonomii Śląska. W tym roku przypadła ona Małgorzacie Szejnert, wybitnej reporterce, za książkę o ludziach z Giszowca "Czarny ogród" oraz dr. Jerzemu Polakowi, historykowi, za dwutomowy "Poczet panów i książąt pszczyńskich".

Uroczyste wręczenie statuetek odbyło się wczoraj w Miejskim Centrum Kultury w Rudzie Śląskiej. Laureaci wraz z zaproszonymi gośćmi wzięli też udział w dyskusji na temat "Siły stereotypu - Górnoślązacy w oczach własnych i cudzych", którą poprowadził publicysta Michał Smolorz. - Stereotypy przypinają Górnemu Śląskowi gębę i posługują się nimi nie tylko ludzie z zewnątrz, ale często my sami. Mnie uwiera stereotyp, że Górnoślązacy nie mieli własnych elit. To bzdura, po części wynika z naszych własnych kompleksów. Daliśmy sobie narzucić wizerunek upośledzonych aborygenów, którym władza musi być narzucona na przykład przez Niemców - zaczął ostro Smolorz.

Dr Polak przekonywał, że taki pogląd wynika z patrzenia na Śląsk przez krótką perspektywę czasową. - Większość osób liczy historię Górnego Śląska od plebiscytu. A elity były tu aż do połowy XIX wieku, tylko znikły na skutek wielu wydarzeń, w tym kulturkampfu. Śląsk miał we wcześniejszych wiekach elity szlacheckie, mieszczańskie i duchowne. Szlachta była wykształcona na najlepszych uniwersytetach w Krakowie, Pradze czy luterańskich uczelniach we Frankfurcie nad Odrą. Bogate elity mieszczańskie miał choćby Bytom czy Racibórz, lecz je również zmiótł wiatr historii - przekonywał historyk.

Szejnert, warszawiankę pochodzącą z Podlasia, bolą szczególnie stereotypy krążące w stolicy. - Mówi się tam, że Śląsk jest czarny, brudny, a ludzie są tu nieufni. Ilekroć przyjeżdżam do was, zachwyca mnie cała masa zieleni wokół, chodzę w białej bluzce i ona nie pokrywa się warstwą sadzy. A Ślązacy są sympatyczni i gościnni, tylko trzeba z nimi rozmawiać z szacunkiem. Poznałam to na własnej skórze, jak zbierałam materiały do książki - mówiła reporterka.

W czasie odkrywania tajemnic Giszowca Szejnert zauważyła też rys feminizmu na Górnym Śląsku. - Pokutuje myślenie, że na Górnym Śląsku mężczyzna fedruje, a kobieta gotuje. A w Giszowcu dowiedziałam się, że tutaj mężczyźni zawsze asystowali przy porodzie własnych żon, pomagali akuszerce. Wydawać by się mogło, że obecność przy porodzie mężczyzn jest najnowszym wynalazkiem. Okazuje się, że w śląskich rodzinach było to już od dawna normą! - mówiła Szejnert.

Prof. Ryszard Kaczmarek, historyk z Uniwersytetu Śląskiego, uważa, że Ślązaków krzywdzi stereotyp, mówiący o naszej "dupowatości". - Ten termin ukuł Kazimierz Kutz, ale my tej cechy nie mieliśmy i nie mamy, co najwyżej można szukać jej potwierdzenia tylko w wyglądzie zewnętrznym - przekonywał profesor.

- Ślązacy nie są dupowaci, udowodnili to w trudnym okresie transformacji gospodarczej. Pokazali, że radzą sobie w najgorszych warunkach, potrafią znaleźć pracę, przekwalifikować się - dodała Szejnert.

Nie zabrakło również stereotypów, które wywoływały śmiech na sali. - Jak miałem jechać po raz pierwszy do pracy do Pszczyny, ludzie z mojego rodzinnego miasta Bielska-Białej ostrzegali mnie, że po tamtej stronie Wisły wszyscy jeżdżą na rowerach, jak w Chinach, i żebym uważał, bo mnie tymi rowerami rozjadą - mówił rozbawiony dr Polak.

Jerzy Gorzelik, prezes Ruchu Autonomii Śląska, przekonywał, że nasz region nie jest roszczeniowy. - Przypina nam się taką łatkę, że ciągle czegoś żądamy. Że nawet RAŚ rości pretensje do autonomii. Ale my chcemy tylko wziąć sprawy w swoje ręce. Myślę, że coś w tej kutzowskiej dupowatości jest, bo przez lata Ślązacy nie myśleli o sobie jako o podmiocie historii, poddawali się rzeczywistości, zamiast ją kształtować. Ale to się zmienia - mówił Gorzelik.

Jednak są i stereotypy, które łechtają ego Górnoślązaków. Na takie wskazywał Gorzelik. - Sądzimy, że jesteśmy lepsi od całej Polski, bo nasi dziadkowie czytali w dwóch językach, podczas gdy w innych regionach ludzie byli jednojęzyczni i ledwie piśmienni. Ale ten stereotyp nam dziś nic nie daje, oprócz cichej satysfakcji - mówił Gorzelik.

Smolorz dorzucił do tego zasługi cywilizacyjne. - Na Śląsku jako pierwsi mieliśmy haźle! - wykrzyknął publicysta.

Jednak wszelka walka ze stereotypami jest niemożliwa i niepotrzebna, podsumowała dyskusję Szejnert. - One same znikają, gdy zmieniają się okoliczności. Na przykład stereotyp, że Ślązacy to tylko robole i prostacy. Olbrzymia obecnie liczba studentów w Katowicach, Opolu, Gliwicach pokazuje, że to zdanie nie ma już sensu - przekonywała laureatka Górnośląskiego Tacyta.



Wit - Pon Cze 02, 2008 8:33 pm
ECHO MIASTA

Nie dla Powstania 2008.06.02

Prezydent Lech Kaczyński nie jest zainteresowany objęciem patronatu nad obchodami 89. rocznicy wybuchu Pierwszego Powstania Śląskiego - ustaliło "Echo Miasta". Pismo o objęcie nad nimi honorowego patronatu leży w kancelarii od prawie roku. Odpowiedzi nie ma...

Zachęcam Pana Prezydenta do objęcia honorowym patronatem obchodów Powstań Śląskich. Uczcijmy pamięć Ślązaków poległych o przynależność Śląska do Polski równie uroczyście, jak Kolumbów rocznik 20 - to fragment pisma, jakie na ręce prezydenta Lecha Kaczyńskiego wysłał prawie rok temu (1 sierpnia 2007 r.) prezydent Mysłowic Grzegorz Osyra.
- W ubiegłym roku cały kraj uczcił 63. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Sądziliśmy, że przypadająca w tym roku 89. rocznica wybuchu Pierwszego Powstania Śląskiego, które rozpoczęło się w Mysłowicach znajdzie uznanie w oczach prezydenta państwa. Jeśli nie, to chociaż okrągła 90. rocznica za rok - mówi Izabela Sobczyk z mysłowickiego magistratu.

Dziewięć miesięcy bez odpowiedzi
Minęło dziewięć miesięcy, a w Mysłowicach nadal czekają na odpowiedź. - Rozumiem, że można odmówić, powiedzieć - mamy na tyle napięty plan, że nie zdołamy się tym zająć, ale żeby wcale nie odpowiedzieć, to jest raczej niepoważne - ocenia Osyra.
Władze śląskich miast, nie oglądając się na Warszawę, w której najwidoczniej brak zainteresowania powstaniami śląskimi, same zaczęły przygotowywać się do obchodów.
- Takiej okazji nie sposób nie obchodzić wspólnie. Zaczynamy tworzyć aglomerację i to dobra okazja, by pokazać, że rzeczywiście działamy razem. Ubolewam, że śląska propozycja nie spotkała się z odzewem w kancelarii prezydenta Polski - przyznaje Piotr Koj, prezydent Bytomia.
- Prezydent Jacek Guzy rozmawiał już w tej sprawie z prezydentem Osyrą i z pewnością włączymy się w obchody. Mysłowice są tutaj najlepszym miejscem, bo I powstanie właśnie tam się rozpoczęło - mówi Michał Tabaka.
- Nie z takimi sytuacjami radziliśmy sobie bez wsparcia władz centralnych. Dla nas najważniejsze jest to, żeby podczas obchodów odejść nieco od oficjalnej formuły: składanie kwiatów, przemówienie itd. - dodaje Waldemar Bojarun, rzecznik urzędu miasta w Katowicach.
Pozytywne odpowiedzi na prośbę z Mysłowic przysłało już 17 prezydentów, burmistrzów i wójtów z całego regionu. Honorowy patronat nad obchodami jeszcze w ubiegłym roku objął ówczesny marszałek województwa Janusz Moszyński.
- Ten patronat jest nadal aktualny - zapewnia dzisiaj Beata Banasiewicz z urzędu marszałkowskiego.

Prezydent chce uhonorować
W kancelarii prezydenta Kaczyńskiego dwa dni trwało szukanie pisma wysłanego z Mysłowic. Zapytaliśmy dlaczego, mimo upływu dziewięciu miesięcy, nie odesłano żadnej odpowiedzi.
- Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński szczególną wagę przywiązuje do przypominania i upamiętniania ważnych wydarzeń polskich dziejów. Okazją do specjalnego uhonorowania wysiłków Ślązaków walczących o przyłączenie Śląska do Polski stanie się przypadająca w 2009 r. 90. rocznica Pierwszego Powstania Śląskiego - czytamy w piśmie otrzymanym z kancelarii.
Z dokumentu wynika wyraźnie, że w tym roku Śląsk nie ma szans na patronat głowy państwa, bo prezydent koncentruje się głównie na obchodach odzyskania niepodległości przez Polskę. Z pisma nie wynika też, czy rocznicę obejmie swoim patronatem w przyszłym roku. Przypomnijmy, że Pierwsze Powstanie Śląskie wybuchło w nocy z 16 na 17 sierpnia 1919 roku.

Kampania i katastrofy
Sprawdziliśmy, kiedy i w jakich okolicznościach prezydent Lech Kaczyński odwiedzał nasz region.
- styczeń - październik 2005 - jako kandydat na prezydenta pięciokrotnie odwiedza Śląsk. Wspomina m.in. przywódcę Trzeciego Powstania Śląskiego Wojciecha Korfantego, jednego z twórców polskiej chadecji;
- grudzień 2005 - na karczmie piwnej w kopalni Mysłowice;
- styczeń 2006 - po katastrofie na terenie MTK;
- listopad 2006 - po katastrofie w kopalni Halemba;
- grudzień 2006 - 25. rocznica pacyfikacji kopalni Wujek;
- grudzień 2007 - na obchody Dnia Górnika prezydent wysyła swojego doradcę, byłego premiera Jana Olszewskiego.

Ubolewamy nad postępowaniem prezydenta

Kazimierz Kutz
Poseł, reżyser, autor m.in. filmu "Sól ziemi czarnej" o śląskich powstaniach.
Wcale mnie nie dziwi obojętność nie tylko Lecha, ale obu braci Kaczyńskich, w sprawie powstań śląskich. Ich formacja ma z tym problem, bo Ślązacy nadal kojarzą się im z Niemcami. Wychowano ich na kulcie powstań byłego zaboru rosyjskiego i nie mają chyba nawet dostatecznej wiedzy o czynie Ślązaków. Prezydent powinien do miesiąca odpowiedzieć na takie pismo, a jeśli sobie bimba z tego, to radzę poprosić o patronat kogoś innego, np. premiera.

Jerzy Gorzelik
Lider Ruchu Autonomii Śląska
Takie zachowanie to porażka polityki historycznej formacji, którą reprezentuje prezydent Kaczyński w konfrontacji z historią Śląska. Do naszego regionu nie pasuje czarno-biały patriotyczny obrazek, który łatwiej przypasować np. do Powstania Warszawskiego. Wiadomo przecież, że na Śląsku zdarzały się rodziny podzielone stronami w powstaniach. Uważam, że prezydent woli unikać sytuacji, które bardziej zmuszają do refleksji niż wywieszania sztandarów.

Łukasz Buszman



salutuj - Pon Cze 02, 2008 8:42 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko



salutuj - Nie Cze 15, 2008 4:21 pm
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl



  • Strona 4 z 10 • Wyszukiwarka znalazła 886 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •