ďťż
 
[Historia] Świadomość historyczna Ślazaków



Kris - Sob Sie 22, 2009 8:30 am
Testament Korfantego
dziś


Portret Wojciecha Korfantego ze zbiorów Muzeum Historii Katowic / repr. Mikołaj Suchan.

Publikujemy po raz pierwszy nieznane zdjęcia z pogrzebu Wojciecha Korfantego. Pan Eugeniusz Klecha zrobił je swoim nowym aparatem, otrzymanym od rodziców za dobre wyniki w nauce, 20 sierpnia 1939 roku, w dniu pogrzebu Korfantego.


Na zdjęciu, zrobionym przez Eugeniusza Klechę, widać część z 400 sztandarów żegnających Korfantego / fot. EUGENIUSZ KLECHA

Ponad 150 delegacji różnych śląskich organizacji i stowarzyszeń niosło w kondukcie ogromne wieńce / fot. EUGENIUSZ KLECHA

W stanie wojennym, gdy Korfanty był w Polsce postacią zakazaną i prawie nieznaną, jeden ze znajomych Henryka Czarnika, czytelnika "Dziennika Zachodniego", nieżyjący już dziś Eugeniusz Klecha, przyniósł mu kilkanaście archiwalnych, czarno-białych zdjęć. To były pierwsze zdjęcia wykonane przez niego aparatem fotograficznym, kupionym mu przez rodziców za dobre postępy w nauce. Eugeniusz Klecha robił te zdjęcia 20 sierpnia 1939 r. Dzięki Henrykowi Czarnikowi fotografie trafiły do naszej redakcji. Ta pamiętna niedziela sprzed 70 lat była nie tylko dniem pogrzebu Korfantego, ale także potężnej manifestacji w Katowicach, która zgromadziła, według różnych źródeł, od 100 do 250 tys. osób. Autor najnowszej biografii Korfantego, Jan F. Lewandowski, utrzymuje ostrożnie, że pogrzeb bez wątpienia zgromadził kilkadziesiąt tysięcy osób. Była to ostatnia wielka manifestacja Polaków przed wybuchem II wojny światowej.

Z przedwczesną śmiercią Korfantego wiąże się nadal wie-le niejasności. Jedna z hipotez mówi, że został otruty oparami arszeniku, którymi nasączone były ściany celi więziennej w Warszawie (tak w każdym razie zeznał jeden z jego lekarzy, dr płk Bolesław Szarecki, w Londynie w 1940 roku). Wróćmy więc do okoliczności tych zdarzeń. Jako polityczny przeciwnik sanacji i wojewody śląskiego Michała Grażyńskiego (w l. 1926-1939), Wojciech Korfanty stale zagrożony był aresztowaniem. Wiosną 1935 r. zdecydował się na emigrację i wyjechał do Pragi. Do kraju nie mógł wrócić nawet na pogrzeb syna Witolda (w 1938 r.); rząd premiera Felicjana Sławoja-Składkowskiego, piłsudczyka, odmówił mu wydania glejtu bezpieczeństwa.

Po aneksji Czechosłowacji przez hitlerowskie Niemcy, Korfanty wyjechał do Francji. Jednak w kwietniu 1939 r., po wypowiedzeniu przez III Rzeszę układu o nieagresji i niestosowaniu przemocy, zaryzykował powrót do Polski. Natychmiast został zatrzymany i osadzony w warszawskim więzieniu przy ul. Dzielnej. Mimo protestów opinii publicznej, spędził w nim prawie 3 miesiące. Załamał się wówczas, popadł w depresję i zaczął chorować. W obawie, by nie zmarł w celi i nie stał się męczennikiem opozycji, władze zdecydowały się go zwolnić 20 lipca 1939 r. Rokowania były niedobre: uszkodzona wątroba, zapalenie woreczka żółciowego i opłucnej, wycieńczenie. Trafił do szpitala św. Józefa przy ul. Hożej. 11 sierpnia przeszedł operację, a sześć dni później zmarł.

Wiadomość o jego śmierci błyskawicznie dotarła na Śląsk. Powtarzało ją Radio Katowice, gazeciarze roznosili specjalne popołudniowe wydanie "Polonii". Miało dwie strony i przygotowane zostało przez red. Bolesława Surówkę, po wojnie długoletniego redaktora "Dziennika Zachodniego". Ta sama "Polonia" informowała w piątkowym wydaniu z 18 sierpnia 1939 r.: "Wstrząsająca wieść żałobna! Wojciech Korfanty zmarł o godz. 4 rano. Wyzionął ducha dokładnie o godzinie, którą z całą świadomością i przytomnością zapowiedział w południe dnia poprzedniego otaczającej go rodzinie. Zmarł dziwnym zrządzeniem Opatrzności akurat w 20. rocznicę wybuchu I powstania śląskiego. Wiadomość o Jego śmierci, choć spodziewanej, wywołała wszędzie wstrząsające wrażenie".

Poniedziałkowe wydanie "Polonii" z 21 sierpnia w całości poświęcone było uroczystościom pogrzebowym śląskiego męża stanu. Trasa konduktu pogrzebowego, prowadzonego przez ok. 200 księży i dwóch biskupów, była długa, liczyła kilka kilometrów, i prowadziła z domu Korfantego ulicami Powstańców, Kościuszki, Jordana, Mikołowską do kościoła św. Piotra i Pawła, i znowu Mikołowską, Matejki, do pl. Wolności, stamtąd Gliwicką i Sobieskiego pod siedzibę drukarni i wydawnictwa "Polonia", Opolską, Mickiewicza, do pl. Piłsudskiego (dziś Rynek), ul. Piłsudskiego (dziś Warszawska), na cmentarz przy Francuskiej. A wszędzie trumnie ze zwłokami Korfantego towarzyszyły nieprzebrane tłumy Ślązaków i przeciwników sanacji. W jego willi, domu żałobnym przy ul. Powstańców 41, ponad 150 delegacji organizacji i stowarzyszeń złożyło wieńce. "O godz. 16 rozkołysały się dzwony wszystkich świątyń w Katowicach" - informowała "Polonia". Pochyliło się 400 sztandarów, by oddać cześć "Wskrzesicielowi Śląska".

Trumnę nieśli kolejno przedstawiciele Sokoła, hallerczycy, powstańcy narodowi, górnicy i rolnicy w strojach regionalnych. Uroczyste egzekwie odbyły się w kościele św. Piotra i Pawła, pełniącym wówczas rolę świątyni biskupa śląskiego. Ówczesny ordynariusz, bp Stanisław Adamski, wygłosił podniosłe kazanie, określając ostatnią drogę Korfantego "pochodem triumfalnym bohatera narodowego" i apelując, by nad jego trumną ucichły waśnie rodaków. Delegacji żegnających Korfantego było mnóstwo, ale rzucała się w oczy nieobecność wojewody Grażyńskiego, który manifestacyjnie wyjechał tego dnia w Beskidy, zakazując urzędnikom śląskim udziału w ceremonii. Tak wielka była jego zapiekłość, że nawet w obliczu śmierci nie zmienił zdania.

Tłum żegnający Wojciecha Korfantego źle odebrał tę polityczną małostkowość, brak udziału władz II RP i województwa śląskiego. "Podobno zakaz udziału otrzymali też oficerowie garnizonu katowickiego. Jednak na zdjęciach w >>Polonii<< widać niewielką grupkę oficerów z pułkownikiem Józefem Gizą, dowódcą Górnośląskiej Brygady Obrony Narodowej" - napisał Jan F. Lewandowski w biografii Korfantego.

Przedwojenny reporter zauważył, że gdy trumna osiągnęła bramy cmentarza, koniec konduktu znajdował się jeszcze przy kościele św. Piotra i Pawła.

Nad mogiłą Korfantego żegnający go obiecywali wieczną pamięć jednemu z najwybitniejszych synów ziemi śląskiej "za przywrócenie tych ziem na Ojczyzny łono", a także "za niewdzięczność i polityczne poniżenie, jakie mu zgotowano". W testamencie, podyktowanym tuż przed śmiercią, Korfanty wyraził myśl następującą:

"Wypowiadam gorącą prośbę do ludu śląskiego, by pozostał wierny zasadom chrześcijańskim i swemu przywiązaniu do Polski, by nie ustawał w pracy i poświęceniu, aby z Polski zrobić taką Polskę, jaka jest godna naszych marzeń".

Wielu "korfanciorzy" w śląskich rodzinach zdanie z tego testamentu powtarza do dziś niczym magiczne zaklęcie.
Stanisław Bubin - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1039005.html




jacek_t83 - Sob Sie 22, 2009 8:07 pm
na tvp3 leci relacja live z tego calego rapsodu slaskiego. jak na razie to nic rewelacyjnego, ludzi tez malo, no ale to juz wina pogody chyba.



kropek - Sob Sie 22, 2009 8:39 pm
troszke ludzi jednak jest, pomimo jak napisales kiepskiej pogody.

całość (z tego, co widzę w TVP) naprawdę dobrze wygląda



Michał Gomoła - Nie Sie 23, 2009 12:28 am
nie wiem co było w tv, napiszę jak to wyglądało na miejscu - ludzi wcale nie było mało, można powiedzieć że cały Plac SŚ był obłożony widzami. Artystycznie bardzo mi się podobało, wg mnie tak właśnie powinniśmy sprzedawać swoją kulturę poza granice województwa, a także w taki sposób promować wewnątrz. Liczę na więcej tego typu wydarzeń.




Kris - Nie Sie 23, 2009 9:43 am
art. z Newsweek 32/2009 s. 28-30







Kris - Nie Sie 23, 2009 8:52 pm


Awantura o "fałszowanie historii"

niedziela 23 sierpnia 2009 13:34
Ślązacy: Polska wspierała Hitlera


fot. wikipedia.org

Polskie władze fałszują historię nie tylko na szkodę Rosji, ale też Ślązaków - atakuje Związek Ludności Narodowości Śląskiej. Ale to jeszcze nie koniec. Stowarzyszenie Ślązaków rzuca ciężkie oskarżenia, że Polska wspierała politykę Hitlera, zajmując w 1938 roku Zaolzie.

Bardzo ostre i gorzkie oświadczenie wydał Związek Ludności Narodowości Śląskiej od lat walczący bezskutecznie w sądach o formalną rejestrację. W liście Ślązacy przyłączają się do ataku szefa administracji prezydenta Miedwiediewa na władze Polski. Zarzucił on Polsce fałszowanie historii dla doraźnych potrzeb.

Główne zarzuty ZLNŚ wobec Polski to przemilczanie spraw związanych z dyskryminacją Ślązaków w II RP i prześladowania, jakie spotkały ich po II wojnie światowej. W swoim oświadczeniu liderzy ZLNŚ przyznają rację rosyjskiej interpretacji, przywołując m.in. polsko-niemiecką deklarację o niestosowaniu przemocy w stosunkach wzajemnych z 1934 r., która - jak napisali - wyprowadzała Niemcy z międzynarodowej izolacji, a także udział Polski w rozbiorze Czechosłowacji. Autorzy oświadczenia uważają, że należy to odbierać "jako wsparcie polityki Hitlera przez Polskę".

"Dzisiaj po latach Polska te fakty chce wymazać z pamięci, próbując wyrzucić je z podręczników szkolnych, podobnie jak postąpiono ze sprawą posiadania przez przedwojenne Województwo Śląskie autonomii" - napisali w oświadczeniu liderzy związku: Andrzej Roczniok i Rudolf Kołodziejczyk.

Te ostre słowa nawiązują do czwartkowego artykułu w specjalnym wydaniu gazety internetowej Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych autorstwa szefa Administracji Prezydenta Rosji Siergieja Naryszkina. Uważa on, że fałszowanie historii na szkodę Rosji "zostało w Polsce podniesione do rangi polityki państwowej".

Ze stanowiskiem ZLNŚ nie zgadza się prof. Zygmunt Woźniczka, historyk z Uniwersytetu Śląskiego, znawca historii Śląska. Zarzuca on nadinterpretację faktów historycznych i niezachowanie właściwych proporcji. Jego zdaniem stanowisko jest szkodliwe dla polskiej racji stanu i obrazu Śląska.

http://www.dziennik.pl/wydarzenia/artic ... tlera.html



Kris - Nie Sie 23, 2009 8:57 pm


ZLNŚ: Ślązacy zawsze byli prześladowani
Józef Krzyk
2009-08-23, ostatnia aktualizacja 2009-08-23 20:03

Związek Ludności Narodowości Śląskiej uważa, że polskie władze przemilczają sprawy związane z dyskryminacją Ślązaków w II RP i prześladowania, jakie spotkały ich po II wojnie światowej.


Zdjęcie wieźniów sowieckiego łagru. Pierwszy z prawej u góry to górnik Maksymilian Harazim
Fot. Grzegorz Celejewski / AG

ZLNŚ, podobnie jak rosyjscy krytycy Polski, uważa, że władze II RP są odpowiedzialne za wyprowadzenie w 1934 roku hitlerowskich Niemiec z międzynarodowej izolacji, bo zawarły z nimi deklarację o niestosowaniu przemocy. "Jako wsparcie polityki Hitlera przez Polskę" - zdaniem ZLNŚ - należy odbierać "udział Polski w rozbiorze Czechosłowacji" (chodzi o zajęcie Zaolzia w 1938 roku). "Dzisiaj po latach Polska te fakty chce wymazać z pamięci, próbując wyrzucić je z podręczników szkolnych, podobnie jak postąpiono ze sprawą posiadania przez przedwojenne Województwo Śląskie autonomii" - głosi oświadczenie.

Dostało się też Wojciechowi Korfantemu - zdaniem ZLNŚ doprowadził on do "bratobójczej walki części Ślązaków określanej jako Powstania Śląskie". "Krótko po zwycięstwie koncepcji Wojciecha Korfantego przyłączenia części Górnego Śląska do Polski Górny Śląsk stał się miejscem dyskryminacji Ślązaków. M.in. pomimo braku standaryzacji języka polskiego, przeprowadzonej dopiero w 1936 roku, odrzucono mowę Ślązaków, określając ją jako złą i zachwaszczoną, a osobom mówiącym po śląsku uniemożliwiano zajmowanie wysokich stanowisk" - głosi oświadczenie.

Jeszcze gorzej było po II wojnie światowej. "Okres po II wojnie światowej to największe w historii Śląska prześladowanie Ślązaków, realizowane przez system obozów koncentracyjnych, wypędzenia, pozbawianie mienia, ograniczanie praw obywatelskich i inne. Dużym nieporozumieniem jest twierdzenie, że Śląsk i Ślązacy na przynależności do Polski skorzystali, gdyż właśnie w Polsce doznali największych krzywd" - twierdzi ZLNŚ.

Z taką opinią nie zgadza się prof. Zygmunt Woźniczka, historyk z Uniwersytetu Śląskiego, badacz m.in. powojennych represji na Górnym Śląsku. Jego zdaniem ZLNŚ prowadzi "grę historią" i dopuszcza się nadinterpretacji faktów historycznych, a także nie zachowuje właściwych proporcji, bo nie tylko Ślązacy byli po wojnie represjonowani przez system komunistyczny, a przyłączenie części Śląska do Polski w 1922 roku nie odbyło się wbrew Ślązakom. - Manipulowanie faktami historycznymi, szczególnie w takim momencie, szkodzi polskiej racji stanu, bo wpisuje się w antypolską linię polityki historycznej, prowadzonej przez Rosję, psuje też obraz Śląska w Polsce - uważa prof. Woźniczka.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... owani.html



absinth - Nie Sie 23, 2009 9:05 pm

napisali w oświadczeniu liderzy związku: Andrzej Roczniok

taa...
o czym tu pisac... jedyne czego nie rozumiem to dlaczego w poowaznych wydawaloby sie mediach pisza artykul bo Roczniok wydal oswiadczenie. Choc jesli pisano o Talibach w Klewkach to w sumie czemu nie.



salutuj - Nie Sie 23, 2009 10:20 pm
Abstrahując od Rocznioka to stwierdzenie że Śląsk skorzystał na przyłączeniu do Polski zwłaszcza po 45 jest rzeczywiście fałszywe.



Kris - Pon Sie 24, 2009 9:07 am
Wojciech Korfanty nie byłby tak rozrzutny
dziś

Pieśni patriotyczne w wykonaniu zespołu 'Śląsk'. Fot. Arkadiusz Ławrywianiec

Wojciech Korfanty był politykiem nowoczesnym, dynamicznym i niebywale wyrazistym. Nie dorównał mu sobotni koncert w Katowicach, choć pracowało na jego sukces 120 artystów i spore zaplecze techniczne, z efektami laserowymi włącznie.


Koncert uświetnił występ Justyny Steczkowskiej. Fot. Arkadiusz Ławrywianiec

Popisy grupy taneczno-akrobatycznej Mira-Art. Fot. Arkadiusz Ławrywianiec

Wprawdzie udało się twórcom plenerowego spektaklu odejść od akademickiej sztampy ku czci wielkiego Polaka i Ślązaka, jakim niewątpliwie był Korfanty, niemniej za wydarzenie artystyczne tego widowiska uznać nie sposób. Nie było ono warte 800 tysięcy złotych, jakie wyłożył marszałek województwa śląskiego.

Brawa należą się Justynie Steczkowskiej, która znakomicie wpisała się (także czarną wytworną kreacją) w ten wieczór pieśni powstańczych i śpiewała tak, że dech zapierało. Gratulacje dla dr Izabeli Migocz, kierownika artystycznego "Śląska" za wzruszającą wokalizę do "Fantazji" Józefa Skrzeka. Plac Sejmu Śląskiego, na którym w sobotni wieczór rozgrywało się to widowisko, tonął w światłach, laserami rozbijano mroki przeszłości, ale dalej było już tylko gorzej.

Spektakl pt. "Wojciechowi Korfantemu - Rapsod Śląski" przygotowano na dwóch scenach z ogromnym rozmachem organizacyjnym. Kanwą były pieśni powstańcze w wykonaniu chóru "Śląska" - cztery zaśpiewane wspólnie z Justyną Steczkowską - a także muzyka elektroniczna Józefa Skrzeka. Dopełniały go animacje komputerowe, nawiązujące do epoki, w której żył Korfanty i walczył o polski Śląsk. Z założenia miało to być właśnie multimedialne widowisko, przemawiające do wyobraźni młodego pokolenia poprzez metafory, światło i dźwięk. Miał to być także hołd złożony nietuzinkowemu politykowi, który swój kraj widział ogromny, demokratyczny. Cytowano go tego wieczoru obficie i bardzo trafnie. Obawiam się jednak, że Korfanty chyba zasnął na pobliskim cokole.

Tym razem przegrał z pogodą, bo deszcz nie ustawał przez cały prawie dwugodzinny program. W miarę upływu czasu plac Sejmu Śląskiego wyludniał się coraz bardziej. Spektakl był jednorodny, a przez to przewidywalny i coraz bardziej nudny. Jak zagrał Skrzek z laserami, to potem zaśpiewał "Śląsk" i znów Skrzek ozdobiony laserami, a potem "Śląsk" i tak na zmianę przez ponad 30 utworów. Zabrakło dramaturgii. Ubogą choreografię nadrabiały wdzięczne akrobatki z grupy tanecznej Mira-Art z Gdyni, ale w przeważającej części programu na scenie nic się nie działo.

Widowisko wyprodukował zespół "Śląsk" i w rzeczywistości był to koncert "Śląska", który w ten sposób promował swoją płytę "Idą powstańcy". Dla ozdoby zaśpiewała Steczkowska i wystąpił Józef Skrzek, którego rodzina, a także jego muzyka, nieodłącznie wiążą się z tradycją tej ziemi. Zupełnie nie wiem, po co pewna pani ciągle wychodziła na scenę i przemawiała przy pomocy tuby, jak na partyjnej agitce.

Prof. Jerzy Buzek, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, powiedział na wstępie, że dziś realizuje się wizja Polski i Śląska, prezentowana przez tego wielkiego polityka przed ponad 70 laty.

- On miał jasną wizję - cały Śląsk należy do Polski. Miał także jasną wizję dla Polski zwróconej ku Zachodowi, ze Śląskiem jako forpocztą. I tę wizję realizujemy dzisiaj - dodał.

Korfanty był politykiem na skalę europejską. Dobrze więc, że prawdopodobnie jeszcze w tym roku wydane zostaną po raz pierwszy jego wszystkie parlamentarne wystąpienia przed niemieckim Reichstagiem i pruskim Landtagiem. Biblioteka Śląska kończy ich tłumaczenie.
Teresa Semik - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1039607.html



salutuj - Pon Sie 24, 2009 10:11 am
Tylko ze nie caly Slask jest Polski.



bty - Pon Sie 24, 2009 10:20 am
byłem na tej imprezie. straszna chała. pod koniec została raptem może połowa widowni z początku, a na początku plac też wcale nie był pełny.



Wit - Pon Sie 24, 2009 10:48 am
Pożyteczni idioci ze Śląska
Aleksandra Klich, Józef Krzyk2009-08-23, ostatnia aktualizacja 2009-08-23 20:05



Niewielka grupa śląskich nacjonalistów, od wielu lat walczących bez skutku o zarejestrowanie swego kanapowego Związku Ludności Narodowości Śląskiej, postanowiła po raz kolejny wejść na scenę międzypaństwową i w tym celu przypomniała czarne karty z najnowszej historii Śląska.

Zdaniem m.in. Andrzeja Rocznioka i Rudolfa Kołodziejczyka Siergiej Naryszkin, człowiek Dmitrija Miedwiediewa, słusznie wypomniał Polsce fałszowanie historii "dla doraźnych potrzeb", antyrosyjskość i współpracę z Hitlerem.

Oni sami do rosyjskich dorzucają garść własnych przykładów: że Wojciech Korfanty wbrew powszechnej opinii był niedobry, zniszczył Śląsk, a Polska nie tylko prześladowała Ślązaków, m.in. w obozach pracy, ale w dodatku nie przyznaje się do swych win.

Śląscy nacjonaliści, pisząc swe rozesłane wczoraj do mediów oświadczenie, musieli wiedzieć, że - zamieszczone w portalach internetowych - przeczytają je przede wszystkim w Moskwie, a tamtejsi dziennikarze, cytując je i nagłaśniając, będą cmokać z zadowoleniem, że Rosja znalazła wsparcie na Śląsku.

W tej sytuacji szkoda, że nie wspomnieli o tysiącach policjantów z województwa śląskiego pomordowanych wraz z polskimi oficerami w 1940 roku w Miednoje.

Ani o prawie stutysięcznej rzeszy mężczyzn ze Śląska wywiezionych pięć lat później do katorżniczej pracy w sowieckich łagrach.

Nie od rzeczy byłaby też wzmianka o tym, jak w tym samym czasie na Śląsku czerwonoarmiści zdemontowali i ukradli zakłady przemysłowe, a dla zabawy podpalali opuszczone już przez wojska niemieckie Katowice, Gliwice, Racibórz czy Bytom. Strzelali do starców mówiących po śląsku, bo sądzili, że to język niemiecki, i gwałcili Ślązaczki, bo uznali, że to ich wojenna zdobycz.

Czyżby działaczom Związku Ludności Narodowości Śląskiej zabrakło odwagi? Nie, raczej uznali, że stając w jednym szeregu z rosyjskimi krytykami Polski, mogą coś zyskać: popularność, a może nawet przełom w swoich staraniach o uznanie narodowości śląskiej.

Nic bardziej mylnego. Rosja, owszem, nagłośni, pobawi się i porzuci, gdy już się znudzi.

Takich, którzy dostarczali argumentów polityce Kremla, już Lenin zwykł nazywać pożytecznymi idiotami.

Organizacje Ślązaków spierają się o historię. "To pożyteczni idioci"
awe, PAP2009-08-24, ostatnia aktualizacja 2009-08-24 09:45

Ruch Autonomii Śląska odciął się od stanowiska Związku Ludności Narodowości Śląskiej, który poparł rosyjskie oskarżenia o fałszowanie przez Polskę historii dla doraźnych potrzeb. Zdaniem RAŚ, wpisując się w rosyjską politykę działacze związku, weszli w rolę "pożytecznych idiotów".

Stając w sporze Moskwy z Warszawą po stronie tej pierwszej, autorzy oświadczenia wcielili się w rolę pożytecznych idiotów, dając się wplątać w haniebną obronę stalinowskiego reżimu, któremu służyli winni powojennych prześladowań Ślązaków - napisał w oświadczeniu zarząd RAŚ.

Ślązacy a "fałszowanie historii"

Spór między śląskimi organizacjami dotyczy decyzji Związku Ludności Narodowości Śląskiej o przyłączeniu się w niedzielnym oświadczeniu do "krytyki władz Polski, w której Rosjanie zarzucają fałszowanie historii dla doraźnych potrzeb".

Związek nawiązał do artykułu w wydaniu gazety internetowej Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych. Szef administracji prezydenta Rosji Siergiej Naryszkin zarzucił w nim Polsce fałszowanie i upolitycznianie historii. Według niego Polska uczestniczy w "krucjacie historycznej" przeciwko Rosji, a fałszowanie historii na szkodę Rosji zostało w Polsce podniesione do rangi polityki państwowej. Naryszkin jest jednocześnie szefem powołanej niedawno przez prezydenta Dmitrija Miedwiediewa komisji ds. przeciwdziałania próbom fałszowania historii na szkodę Rosji.

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/ ... ___To.html



absinth - Pon Sie 24, 2009 3:10 pm
Pomijam to jak "pięknie" przyczynił się swojej sprawie ZLNŚ , to mi zwisa, ale swoimi działamniami tak "promuje" Śląsk, ze mozna sie tylko zastanawiac czy to tylko glupota czy celowe działanie.



Kris - Pon Sie 24, 2009 4:49 pm
Organizacje Ślązaków spierają się o historię

Ruch Autonomii Śląska (RAŚ) odciął się w poniedziałek od stanowiska Związku Ludności Narodowości Śląskiej (ZLNŚ), który poparł rosyjskie oskarżenia o fałszowanie przez Polskę historii dla doraźnych potrzeb. Zdaniem RAŚ, wpisując się w rosyjską politykę działacze związku, weszli w rolę "pożytecznych idiotów".

"Stając w sporze Moskwy z Warszawą po stronie tej pierwszej, autorzy oświadczenia wcielili się w rolę pożytecznych idiotów, dając się wplątać w haniebną obronę stalinowskiego reżimu, któremu służyli winni powojennych prześladowań Ślązaków" - napisał w poniedziałkowym oświadczeniu zarząd RAŚ.

W przeszłości działacze RAŚ i ZLNŚ stanowili jedno środowisko. Później jednak zaznaczyły się między nimi różnice zdań i obie organizacje działają samodzielnie. ZLNŚ od 13 lat bezskutecznie ubiega się o sądową rejestrację, RAŚ jest w pełni legalnym podmiotem.

Popierając rosyjską krytykę polskich władz ZLNŚ postawił im w niedzielnym oświadczeniu zarzuty związane m.in. z przemilczaniem spraw związanych z dyskryminacją Ślązaków w II RP i prześladowaniami, jakie spotkały ich po II wojnie światowej. RAŚ zgadza się z tym, że takie prześladowania miały miejsce, ale skrytykowały włączenie się ZLNŚ w antypolską kampanię.

"RAŚ od lat poddaje krytyce rozmaite aspekty polskiej polityki historycznej, starając się wpływać na zmianę tych jej kierunków, które wiążą się z lekceważeniem pamięci Ślązaków. Część kwestii podniesionych przez komitet założycielski ZLNŚ z pewnością wymaga stanowczych działań ze strony śląskich środowisk. Nic nie uzasadnia jednak wykorzystywania dramatycznych dziejów Górnego Śląska w prowadzonej przez rosyjskie władze antypolskiej kampanii propagandowej" - głosi stanowisko zarządu Ruchu.

Zdaniem kierownictwa RAŚ, "władze Federacji Rosyjskiej w bezwstydny sposób odwołują się do dziedzictwa sowieckiego totalitaryzmu, który odcisnął bolesne piętno na naszym regionie, w historii Polski, jak i w całej Europie Środkowo-Wschodniej".

W swoim oświadczeniu zarząd Ruchu przypomniał, że w przyszłym roku minie 65. rocznica wkroczenia na Górny Śląsk oddziałów Armii Czerwonej, dokonanych przez nie licznych mordów na ludności cywilnej, deportacji dziesiątek tysięcy mieszkańców regionu do ZSRR i osadzenia kolejnych tysięcy w utworzonych przez sowiecką i polską administrację obozach.

"Ruch Autonomii Śląska zamierza godnie uczcić pamięć ofiar. Zarówno do przedstawicieli najwyższych władz Rzeczypospolitej jak i założycieli ZLNŚ apelujemy o udział w obchodach" - napisali działacze Ruchu.

W swoim niedzielnym oświadczeniu, na które odpowiedzią jest stanowisko RAŚ, ZLNŚ nawiązywał do czwartkowego artykułu w specjalnym wydaniu gazety internetowej Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych. Szef Administracji Prezydenta Rosji Siergiej Naryszkin zarzucił w nim Polsce fałszowanie i upolitycznianie historii. Według niego, Polska uczestniczy w "krucjacie historycznej" przeciwko Rosji, a fałszowanie historii na szkodę Rosji zostało w Polsce podniesione do rangi polityki państwowej.

Naryszkin jest jednocześnie szefem powołanej niedawno przez prezydenta Dmitrija Miedwiediewa komisji ds. przeciwdziałania próbom fałszowania historii na szkodę Rosji.

W swym oświadczeniu liderzy ZLNŚ przyznali rację rosyjskiej interpretacji, przywołując m.in. polsko-niemiecką deklarację o niestosowaniu przemocy w stosunkach wzajemnych z 1934 r., która - jak napisali - wyprowadzała Niemcy z międzynarodowej izolacji, a także udział Polski w rozbiorze Czechosłowacji. Autorzy oświadczenia uważają, że należy to odbierać "jako wsparcie polityki Hitlera przez Polskę". Taka interpretacja wzbudziła sprzeciw m.in. polskich historyków.

Zdaniem ZLNŚ, "okres po II wojnie światowej to największe w historii Śląska prześladowanie Ślązaków, realizowane przez system obozów koncentracyjnych, wypędzenia, pozbawianie mienia, ograniczanie praw obywatelskich i inne. Dużym nieporozumieniem jest twierdzenie, że Śląsk i Ślązacy na przynależności do Polski skorzystali, gdyż właśnie w Polsce doznali największych krzywd" - napisali śląscy działacze, zarzucając polskim władzom fałszowanie historii.

(PAP)
http://ww6.tvp.pl/6605,20090824926393.strona



Kris - Pon Sie 24, 2009 5:09 pm
Gorzelik: Nie można stać w szeregu z megakłamcami
Rozmawiał Józef Krzyk
2009-08-24, ostatnia aktualizacja 2009-08-24 18:49

Na niedzielne oświadczenie Związku Ludności Narodowości Śląskiej zareagował wczoraj Ruch Autonomii Śląska. Postanowiliśmy sprawdzić, czy RAŚ jest "za" czy może "przeciw", i co właściwie myśli o oświadczeniu swoich dawnych kolegów.


Jerzy Gorzelik, lider Ruchu Autonomii Śląska
Fot. Bartłomiej Barczyk/AG

Liderzy ZLNŚ napisali m.in., że Rosjanie słusznie zarzucają władzom Polski fałszowanie historii, bo te przemilczają sprawy związane z dyskryminacją Ślązaków w II RP i prześladowania, jakie spotkały ich po II wojnie światowej. RAŚ wydał w poniedziałek swoje oświadczenie, pisząc m.in., że: "Część kwestii podniesionych przez ZLNŚ z pewnością wymaga stanowczych działań ze strony śląskich środowisk. Nic nie uzasadnia jednak wykorzystywania dramatycznych dziejów Górnego Śląska w prowadzonej przez rosyjskie władze antypolskiej kampanii propagandowej".

Józef Krzyk: Czy każdy chwyt jest dozwolony, żeby zwrócić na siebie uwagę?

Jerzy Gorzelik, lider Ruchu Autonomii Śląska: Z pewnością nie, ale jeśli chce się zaistnieć na radykalnym skrzydle ruchu śląskiego i ma się nadzieję, że tam właśnie tkwi potencjał wyborczy, to taka metoda jest racjonalna. Sukcesu jednak nie przyniesie, bo nie da się na tym zbudować programu politycznego. Skoro jednak komitet założycielski ZLNŚ nie wykazał wystarczającej determinacji w staraniach o rejestrację, bo nie słyszymy, żeby sprawy jakoś drgnęły, pozostają mu tylko takie medialne kapiszony. Będą bulwersowały opinię publiczną, a autorom umożliwią zaistnienie. Ale generalnie to krótkowzroczne i na pewno nie służy Górnemu Śląskowi i Górnoślązakom. Widać, że dochodzi do podziału ruchu śląskiego na dwa nurty: umiarkowany i radykalny.

Dzięki radykalizmowi Andrzeja Rocznioka ze ZLNŚ, RAŚ może wreszcie uwolnić się od etykietki oszołomów.

No tak, nie wszyscy zwolennicy autonomii są ludźmi odpowiedzialnymi. Jest wolność słowa i Andrzejowi Roczniokowi wolno mówić, co chce. Myślę jednak, że nie doprowadzi go to do wymarzonego celu. Co gorsza, będzie też ciążyć na wizerunku Górnoślązaków, ale nie przekreśli szans RAŚ. Sądzę, że także w dziedzinie polityki historycznej konsekwentna i stanowcza, ale nie histeryczna polityka przyniesie efekty. Jesteśmy zdeterminowani iść dotychczasową drogą - wolimy politykę małych kroków, ale takich, które prowadzą do celu. Na pewno do celu nie doprowadzi składanie takich, jak ZLNŚ, oświadczeń. Nie można komuś zarzucać kłamstwa i stać w jednym szeregu z megakłamcami. To jest coś, co niewątpliwie dyskredytuje autorów oświadczenia i prowadzi do całkowitego podważenia ich wiarygodności. Upominanie się o prawdę historyczną nie jest łatwe, bo trzeba negocjować nie tylko z politykami, ale z przyzwyczajonymi do pewnej wizji historii społeczeństwami. Żmudna praca jest jednak lepsza od wykorzystywania napięć i próby wstrzeliwania się w konfliktową sytuację na linii Moskwa - Warszawa.

Autorzy oświadczenia zarzucają polskim władzom przemilczanie niewygodnych faktów. Mają rację?

Haniebną politykę historyczną w stosunku do Górnego Śląska uprawia Andrzej Przewoźnik, sekretarz rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Usiłował zablokować rekonstrukcję pomnika poległych w I wojnie światowej mieszkańców Łąki Prudnickiej, oprotestował rekonstrukcję pomnika Redena, bo uznał go za janczara pruskiego militaryzmu, który nie zasługuje na pomnik w Rzeczpospolitej. Przez półtora roku zwlekał z wydaniem opinii do tablicy poświęconej więźniom obozu w Zgodzie-Świętochłowicach. A w sprawie upamiętnienia ofiar deportacji Ślązaków do ZSRR stwierdził, że wśród upamiętnionych mogliby znaleźć się członkowie organizacji uznanych za zbrodnicze. Mamy do czynienia z konsekwentną polityką lekceważenia wrażliwości Górnoślązaków i tu się z Roczniokiem zgadzam. Nie zgadzam się jednak z częścią jego szczegółowych tez, a także z metodami, którymi usiłuje rozwiązać problem. Owszem, trzeba krytykować to, co się nam nie podoba i proponować alternatywne rozwiązania. Nie sądzę jednak, by Kreml był tu jakimkolwiek partnerem przy rozwiązywaniu górnośląsko-polskich problemów.

W oświadczeniu jest mowa o dyskryminowaniu Ślązaków w II RP. Zgadza się Pan z taką opinią?

Na to nie można odpowiedzieć jednoznacznie. Owszem, po 1922 roku miały miejsce liczne przypadki dyskryminacji Górnoślązaków. Wystarczy przeczytać gazety albo wspomnienia z tamtego okresu. Ofiarą tej dyskryminacji padł np. Wojciech Korfanty, który inaczej wyobrażał sobie II RP.

Korfantemu w oświadczeniu też się dostało - za powstania śląskie, które określone są jako wojna domowa.

- Zgadzam się z tym określeniem w odniesieniu do III Powstania. Już dawno temu takiego terminu użył wybitny pisarz Stanisław Bieniasz. Moim zdaniem Korfantego nie da się ocenić w sposób jednoznaczny. Ani czarna, ani biała legenda nie oddają w jego przypadku prawdy, bo był postacią skomplikowaną i miał w swoim życiu różne etapy - polityczne grzechy, ale też zasługi. Etykietowanie nie służy zgłębieniu prawdy.

A co z zarzutem, który padł w oświadczeniu, że układ o nieagresji z Niemcami w 1934 roku pomógł Hitlerowi wyjść z międzynarodowej izolacji?

- Myślę, że trudno to tak interpretować. Nie można zarzucić Polsce, że dokonała wyłomu w jakimś jednolitym froncie antyniemieckim, bo takiego frontu wówczas nie było.

Najbardziej dostało się w oświadczeniu polskim władzom - za politykę wobec Śląska po II wojnie światowej.

- Z tym akurat się zgadzam. Rzeczywiście Ślązacy w tym czasie byli prześladowani, jak nigdy wcześniej za to tylko, że byli Ślązakami. Represje miały charakter masowy: deportacje, obozy, wypędzenia i mordy dokonywane przez Armię Czerwoną składają się na obraz terroru.

Wychodzi więc na to, że zgadza się Pan z większością zdań, które padły w oświadczeniu...

- Tylko z częścią. Nie zgadzam się z językiem - nie lubię takiego, który trąci histerią. Zresztą, na oświadczenia już jest za późno. Teraz trzeba konsekwentnie działać, a nie składać oświadczenia. Kto będzie tego słuchać? Oświadczenie zamyka drogę do dialogu. Nie służy naprawie polskiej polityki historycznej, ale całą rzecz utrudnia.
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... mcami.html

Oświadczenie Ruchu Autonomii Śląska
Zarząd Ruchu Autonomii Śląska
2009-08-24, ostatnia aktualizacja 2009-08-24 18:37

Opinię publiczną zbulwersowało w ostatnich dniach oświadczenie Komitetu Założycielskiego Związku Ludności Narodowości Śląskiej, stanowiące reakcję na wypowiedź przedstawiciela rosyjskiej administracji, oskarżającego władze RP o fałszowanie historii dla doraźnych potrzeb. Reprezentanci ZLNŚ uznali zasadność tych zarzutów, wskazując na liczne zakłamania i przemilczenia w obrazie dziejów Górnego Śląska, prezentowanym przez polskie instytucje publiczne.

Ruch Autonomii Śląska od lat poddaje krytyce rozmaite aspekty polskiej polityki historycznej, starając się wpływać na zmianę tych jej kierunków, które wiążą się z lekceważeniem pamięci Ślązaków. Część kwestii podniesionych przez komitet założycielski ZLNŚ z pewnością wymaga stanowczych działań ze strony śląskich środowisk. Nic nie uzasadnia jednak wykorzystywania dramatycznych dziejów Górnego Śląska w prowadzonej przez rosyjskie władze antypolskiej kampanii propagandowej.

Przypomnijmy, że władze Federacji Rosyjskiej w bezwstydny sposób odwołują się do dziedzictwa sowieckiego totalitaryzmu, który odcisnął bolesne piętno na naszym regionie, w historii Polski, jak i w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Stając w sporze Moskwy z Warszawą po stronie tej pierwszej, autorzy oświadczenia wcielili się w rolę pożytecznych idiotów dając się wplątać w haniebną obronę stalinowskiego reżimu, któremu służyli winni powojennych prześladowań Ślązaków.

W przyszłym roku minie 65. rocznica wkroczenia na Górny Śląsk oddziałów Armii Czerwonej, dokonanych przez nie licznych mordów na ludności cywilnej, deportacji dziesiątek tysięcy mieszkańców regionu do ZSRR i osadzenia kolejnych tysięcy w utworzonych przez sowiecką i polską administrację obozach.

Ruch Autonomii Śląska zamierza godnie uczcić pamięć ofiar. Zarówno do przedstawicieli najwyższych władz Rzeczypospolitej jak i założycieli ZLNŚ apelujemy o udział w obchodach.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... laska.html



Kris - Pon Sie 24, 2009 5:21 pm
Buzek: Bez Korfantego nie byłoby dziś Śląska
am
2009-08-23, ostatnia aktualizacja 2009-08-24 09:15

Plac Sejmu Śląskiego w Katowicach wypełniła w sobotę muzyka i gra światłem. Widowisko multimedialne było kulminacją obchodów Roku Korfantego


Spektakl w hołdzie Wojciechowi Korfantemu
Fot. Grzegorz Celejewski / Agenc






inne zdjęcia http://miasta.gazeta.pl/katowice/5,3506 ... ski__.html

- Gdyby dziś żył, zostałby Ślązakiem Roku. Nie byłoby dziś tego Śląska, gdyby nie dokonania tego jednego człowieka - mówili Bogusław Śmigielski, marszałek województwa, i Jerzy Buzek, przewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Koncert rozpoczął Józef Skrzek, który z elektronicznymi instrumentami zajął platformę na rusztowaniu. Na scenie do jego muzyki tańczyła grupa Mira-Art. Wystąpił też zespół Śląsk, któremu towarzyszyła Justyna Steczkowska. Wspólnie wykonali m.in. powstańcze pieśni. Występ artystów przerywały fragmenty przemówień Korfantego ilustrowane filmami. Plac Sejmu Śląskiego spowijały dym i wielobarwne laserowe światło. - Okazuje się, że o poważnych sprawach można mówić interesująco - mówiła Izabela Janik, mieszkanka Katowic. Podobnie wypowiadali się inni widzowie. - Nigdy w Katowicach czegoś takiego nie oglądałam. Szkoda tylko, że pogoda nie dopisała - dodała Irena Blacharz.
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35063,6956668.html



maciek - Wto Wrz 15, 2009 8:48 am
Nasz Dziennik i pan Pollok (pulok):
"Germanizacja Śląska to rozbicie Polski"



miglanc - Wto Wrz 15, 2009 4:41 pm
Nie Pollok, a Pollak - slynny oszolom z Bieslka - Bialej



salutuj - Wto Wrz 15, 2009 4:53 pm
nie Bieslka tylko Bielska ;-)



Cuma - Wto Wrz 15, 2009 7:10 pm
Pollok, Pollak, co za różnica - i tak najlepiej pasuje do niego to co w nawiasie



beschu - Wto Wrz 15, 2009 7:23 pm

Nasz Dziennik i pan Pollok (pulok):
"Germanizacja Śląska to rozbicie Polski"


>>Tutaj<< bezpośredni link do artykułu w "Naszym Dzienniku". Maciek zlinkował artykuł z "Dziennika.pl", który jest skrótem tego z "ND".



Kris - Pią Wrz 18, 2009 5:14 pm
Już pora, żeby Warszawa nauczyła się rozumieć specyfikę Śląska

Sławomir Cichy

2009-09-17 05:00:33, aktualizacja: 2009-09-17 15:44:10

Czy rzeczywiście do naszego regionu wracają niemieckie akcenty, a regermanizacja Górnego i Dolnego Śląska jak chce Nasz Dziennik staje się faktem?
A może bicie na alarm jest jedynie wynikiem nieznajomości specyfiki regionu i lansowaniem jedynie słusznego modelu polskości z zaboru rosyjskiego? Nasza wczorajsza polemika z gazetą redemptorysty wywołała żywą reakcję. W mentalności mieszkańców innych regionów tkwi równoważnik Ślązak - Niemiec

Marek Szołtysek śląski pisarz, dziennikarz, historyk, autor książek związanych z kulturą Śląska uważa, że w Polsce pisząc o naszym regionie myli się porządek rozumu z porządkiem serca. Wielokrotnie tego doświadczył. Jego zdaniem gdzieś w mentalności mieszkańców innych regionów tkwi równoważnik Ślązak -Niemiec i na siłę próbują te wyobrażenia dopasować do rzeczywistości. - Kiedyś byłem ze znajomym w Rudach pod Rybnikiem. Zobaczył na drzwiach do kościoła napis Zamykać drzwi proszę i od razu wyciągnął wniosek, że pisał to Niemiec, bo czasownik jest postawiony na końcu zdania jak w języku niemieckim. Tymczasem mnie Ślązakowi, taka myśl do głowy nie przyszła, tak jak góral nie myśli o tym, że do domu ma pod górę - plastycznie wykłada swoje obserwacje Szołtysek.

Socjolog prof. Jacek Wódz mówi wprost, że w Polsce lansowany jest jeden model polskości. Ten rozumiany przez Warszawę a więc z zaboru rosyjskiego. Dlatego mamy tylko jedno heroiczne powstanie w historii, lansowane przez media, czyli Warszawskie. - Nie zauważają zrywu Poznaniaków czy Ślązaków, bo nie rozumieją mentalności i nie próbują nawet poznać historii - mówi prof. Wódz.

Jest zaskoczony wnioskami o postępującej germanizacji na Śląsku. - W Alzacji żaden Francuz nie dziwi się niemieckim wpływom, a wnioski o możliwym separatyzmie uznane zostałyby za mrzonki i niedorzeczności - dodaje Wódz.
Podobne zdanie prezentuje senator Maria Pańczyk-Pozdziej, znana m.in. jako inicjatorka konkursu Po naszymu, czyli po śląsku - Z jednej strony zaskoczona jestem atakiem na śląskość i wytykanie dwujęzycznych tablic z nazwami miejscowości, przez Nasz Dziennik, podczas gdy polskie tablice na Zaolziu autorów nie rażą. Z drugiej strony trochę sami jesteśmy sobie winni. Lansowany w ogólnopolskich mediach przez głupkowate seriale obraz Ślązaka jest zawsze taki sam. To średnio rozgarnięty jegomość chwalący bezkrytycznie niemczyznę pod każdą postacią. Czasem jadąc w teren jestem zażenowana słuchając chórów śpiewających po niemiecku i gwary w którą na siłę wciska się niemieckie zwroty - mówi. Z drugiej strony, jej zdaniem, próba zakazu wywieszania transparentów z napisami Oberschlesien jest ewidentną próbą odebrania wolności obywatelskiej.

Zdaniem Jacka Wodza do zamknięcia tematu niemieckiego w Polsce dojdzie dopiero wówczas, gdy nastąpi stabilizacja polityczna. Ciągły konflikt między głównymi graczami sceny sprzyja formułowaniu nawet najbardziej niedorzecznych zarzutów. I trudno się z taką tezą nie zgodzić skoro przedwyborczym asem z rękawa miał być dziadek z Wehrmachtu jako synonim zdrady. Politycy nie brali przy tym zupełnie pod uwagę uwarunkowań tamtych czasów.
http://polskatimes.pl/dziennikzachodni/ ... ,id,t.html



Gaudi - Sob Wrz 19, 2009 4:32 pm

Tajemniczy Śląsk

Nieistniejący zabór 15.09.2008

Od wielu już lat każde dziecko wie, iż Śląsk był pod zaborem pruskim. Jednak ekipa programu Tajemniczy Śląsk odkryła nowe fakty, które temu przeczą. Okazuje się, iż Śląsk wcale nie znajdował się pod pruskim zaborem, a sformułowanie to jest jedynie wymysłęm propagandy i polityków, którym zależało na zafałszowaniu historii ...

http://www.tvs.pl/tv/video,tajemniczy_slask,1193.html



Prince - Nie Wrz 20, 2009 10:08 am
^^^ Świetny program, niby nic nowego dla osób znających historię regionu, a jednak dla mniej obeznanych wiele wyjaśnia. Widząc takie coś, można też zrozumieć skąd biorą się pomysły na autonomię...



Mies - Czw Wrz 24, 2009 9:33 am
Drugi Powszechny Spis Ludności z dn. 9.XII.1931 r.: mieszkania i gospodarstwa domowe, ludność, stosunki zawodowe: województwo śląskie (6 plików w formacie pdf.)

http://statlibr.stat.gov.pl/F/BRADSUCJ9 ... format=999



Kris - Pią Wrz 25, 2009 6:55 am
Na Śląsku zbliża się wiosna ludów


(© Fot. Arkadiusz Gola)

Robert Siewiorek

2009-09-25 05:00:45, aktualizacja: 2009-09-25 05:00:45

Wkrótce czeka nas bunt społeczny. Ludzie mają prawo do buntu tam, gdzie państwo czyni zło. A na Śląsku państwo, Polska, czyni ludziom zło - mówi Kazimierz Kutz.

Tragedia w kopalni Wujek-Śląsk, która nałożyła się na niedawne katastrofy w Halembie i Boryni, wyznacza nową epokę w historii Śląska. - Jeśli w najbliższych miesiącach nie dojdzie do jakiejś radykalnej zmiany w podejściu do Śląska i Ślązaków, jeśli ten region nadal będzie traktowany przez Polskę jak wewnętrzna kolonia, wkrótce może wybuchnąć wielki bunt społeczny - ostrzega Kazimierz Kutz, artysta i polityk.
W rozmowie z &quot;Polską Dziennikiem Zachodnim&quot; Kutz diagnozuje sytuację, w której znaleźliśmy się po katastrofie w Rudzie Śląskiej: w ludziach coś pękło, runęła odwieczna bariera strachu, która przez dziesięciolecia otaczała mieszkańców Śląska i Zagłębia, powstrzymywała ich przed buntem przeciw morderczej pracy w kopalniach, przeciw wyzyskowi i podporządkowaniu.

Katalizatorem tego masowego sprzeciwu może być wprowadzenie w życie nowej ustawy geologicznej przez obecną ekipę rządzącą. W ocenie Kutza sankcjonuje ona rabunkową gospodarkę kopalń i niszczenie śląskiej ziemi.

Zmatowiałe diamenty

Co znamienne, bunt, który wisi nad Śląskiem, nie będzie miał - jak dotychczasowe - charakteru politycznego czy branżowego. - Zbuntują się zwykli ludzie, jeśli uznają, że w ich życiu nic się nie zmieni - mówi Kutz, dodając, że &quot;jeżeli rząd się nie ocknie, może dojść do bardzo ostrych konfliktów&quot;.
- Wkrótce będziemy mieli do czynienia z przebudzeniem społecznym, tyle że w ramach demokracji - zapowiada reżyser.

Przesilenie, które następuje w wyniku zbiorowej traumy po ostatniej katastrofie, przyniesie też jeszcze jedną zmianę: to nie wyprawy związkowców z łomami i petardami będą tworzyć wizerunek Śląska w Warszawie. - Ci ludzie nie będą już jeździć do stolicy, bo nie będą mieli po co - twierdzi Kutz. Nadchodzące zmiany w górnictwie rozbiją bowiem - jak ocenia reżyser - strefy wspólnych interesów związkowców i ludzi rządzących kopalniami.

Czy można jakoś uniknąć tego wielkiego społecznego kryzysu? Zdaniem Kutza, tak. Najważniejsza jest zmiana prawa, która pozwoliłaby Ślązakom poczuć się panami swego losu, sprywatyzować kopalnie i przejąć kontrolę nad regionem. Kluczem do społecznego spokoju jest autonomia Śląska.
http://polskatimes.pl/dziennikzachodni/ ... ,id,t.html



Kris - Pią Wrz 25, 2009 7:31 am
Po Wujku-Śląsku będzie przebudzenie

Robert Siewiorek

2009-09-25 05:00:43, aktualizacja: 2009-09-25 05:00:43

Po katastrofach w Halembie i Wujku-Śląsku, w naszym regionie zaczyna się rodzić opór społeczny. Jeśli Polska nie przestanie traktować Śląska jak wewnętrznej kolonii, wkrótce może dojść do zorganizowanych buntów
Z posłem Kazimierzem Kutzem rozmawia Robert Siewiorek

Czy po ostatniej katastrofie coś się w końcu na Śląsku zmieni? A może, jak zawsze, skończy się na litości, patetycznych gestach i deklaracjach?
Nie skończy się, bo tym razem stało się coś szczególnego. Nałożenie się na siebie w krótkim okresie trzech katastrof - w Halembie, Boryni i Wujku-Śląsku - wyzwoliło energię, która wywoła wielkie zmiany.

Co się dzieje?
Dogorywa obowiązujący od 2o lat system sterowania górnictwem przez zarządy górnicze, które są państwem w państwie. Nastąpiło nieprawdopodobne rozwarstwienie płac między tymi wszystkimi, którzy rządzili kopalniami, a górnikami. Dla pewnej grupy ludzi kopalnie to świetny interes. Każda ekipa polityczna, która próbowała dokonać bardziej radykalnych zmian w sposobie zarządzania górnictwem, nadziewała się na bardzo silny opór. Ale to się zaczyna zmieniać.

Czy po Wujku-Śląsku pojawiła się w ludziach jakaś determinacja, by coś zmienić?
Tak, bo ta tragedia dowodzi, że dotychczasowa formuła zarządzania górnictwem nie działa. Górnictwo stało się bardzo drogie, węgiel jest towarem, który się źle sprzedaje: 20 proc. węgla w Polsce pochodzi już z niepolskich złóż, górnicy nie pracują już cały tydzień, a z roku na rok deficyt kopalń rośnie. Zaś dofinansowywanie górnictwa przez państwo i przez Unię skończyło się.

I co w związku z tym robią Ślązacy?
Na Śląsku zaczyna się - m.in. w związku z przygotowywaną przez lobby górnicze, a firmowaną przez rząd nową ustawą geologiczną - tworzyć opór społeczny. Ta ustawa jest szkodliwa, bo umożliwia wydobywanie węgla na starych zasadach, tj. w praktyce za wszelką cenę. A ludzie boją się, że to umożliwi niszczenie ich domów, ich ziemi. Będziemy mieli w najbliższym czasie do czynienia z bardzo silnym oporem i protestem górników, i w ogóle Ślązaków. Dojdzie do tego, jeśli ludzie będą zmuszani do pracy na dzisiejszych warunkach. Równocześnie może wybuchnąć protest wszystkich tych stowarzyszeń, które obecnie na Śląsku powstają - by przeciwstawiać się dalszemu niszczeniu tej ziemi.

Śląsk się zbuntuje?
To możliwe, bo ostatnie katastrofy - w Halembie i Wujku-Śląsku - wyzwoliły w ludziach wielką energię społeczną. Ludzie na Śląsku będą się, bodaj po raz pierwszy, organizować i przeciwstawiać tej rabunkowej polityce i gospodarce. Jeśli nic się nie zmieni, a ta anachroniczna ustawa zostanie przepchnięta, na Śląsku może dojść do zorganizowanych buntów społecznych. To nie będą bunty branżowe czy partyjne. Zbuntują się zwykli ludzie - jeśli uznają, że w ich życiu nic się nie zmieni, że złe doświadczenia związane z życiem na zniszczonym przez górnictwo Śląsku będą ich udziałem także w przyszłości. Jeśli rząd się nie ocknie i nie zobaczy tego niebezpieczeństwa, może dojść do bardzo ostrych konfliktów.

Odpowiedzialna za to będzie obecna koalicja?
Tylko w tym sensie, że tragediom takim jak ta na Wujku-Śląsku często nadaje się polityczne identyfikatory. Jeśli rząd nie zachowa się przytomnie, to ta katastrofa zostanie niejako przypisana tej ekipie. Bo wszyscy, którzy byli w przeszłości odpowiedzialni za degenerację górnictwa, będą próbowali zrzucić winę na Platformę. Ten bunt, ruch niezadowolenia, może więc mieć kontekst polityczny, którego nikt się nie spodziewa. A jego adresatem będzie głównie Platforma.

Czy tego nadchodzącego wybuchu nie warto by jakoś mądrze skanalizować? Na przykład zakładając partię polityczną, która występowałaby w imieniu Ślązaków?
Nie. Ci zbuntowani ludzie powinni trzymać się z dala od polityki. Nie ma i nie będzie partii, która mogłaby objąć nad tym ruchem patronat. To będzie ruch społeczny, wyraz demokracji oddolnej. Mówiąc starym językiem, sam lud się będzie organizował przeciwko wyzyskowi firmowanemu przez jakąkolwiek władzę czy jakąkolwiek partię.

Co powinno się stać, by nie doszło do wybuchu?
Kluczem do zmiany jest stworzenie prawa, w którym będzie zagwarantowany prymat człowieka nad ekonomią. A najprostszą drogą do uzdrowienia górnictwa jest, jak uczy nas doświadczenie np. Czechów, sprywatyzowanie kopalń. Nie ma powodu, by w polskich kopalniach pracowało 100 tys. ludzi, gdy w Niemczech czy Anglii pracuje w nich tylko 20 tys. Nasze górnictwo jest przerośniętą, niebezpieczną hybrydą, z całą masą urzędasów, na których trzeba robić. Z tym trzeba skończyć. Trzeba zmierzać do tego, by przestać kopać węgiel w Polsce, dać odpocząć Śląskowi. Dlaczego nikt nie mówi, jak bardzo została zniszczona ziemia na Śląsku? Ludzie mają już tego wszystkiego dość i dlatego jestem pewien, że wkrótce będziemy mieli do czynienia z przebudzeniem społecznym - tyle że w ramach demokracji. Te ostatnie katastrofy na Śląsku zapoczątkują nowe zjawiska społeczne, będące pochodną niezadowolenia z traktowania Śląska w Polsce jak kolonii wewnętrznej.

Mówi pan o kolonizacji Śląska i o "psychologii czarnego luda" - mechanizmie społecznego odbioru Śląska, zgodnie z którym ludzie z innych regionów patrzą na Śląsk tylko wtedy, gdy stanie się tam coś strasznego. Mówi też pan o Ślązakach-niewolnikach i Polakach-kolonizatorach. Nie obawia się pan, że tworzy w ten sposób nową śląską martyrologię?
Tu nie chodzi o martyrologię Ślązaków, tylko o to, by nareszcie zacząć rozwiązywać problemy mieszkających na Śląsku ludzi. Ludzi zniewolonych, pracujących w nieludzkich warunkach, którzy nie mają nic do gadania. W czasach niemieckich Ślązacy byli gorszym gatunkiem ludzi - tymi, którzy nadawali się tylko do ciężkiej pracy i nie mieli nic do powiedzenia. A nadzór - to byli obcy. I ten schemat, schemat krzywdy i klasowych podziałów, utrzymał się do dziś. Górnicy nadal boją się mówić, w obawie przed utratą pracy. Tyle że po ostatniej katastrofie dziennikarzom i prokuratorom udaje się już odblokować strach górników i dowiadujemy się, jak to naprawdę jest w górnictwie. To niezwykłe, bo strach przed utratą pracy był na Śląsku zawsze dużo silniejszy niż w innych regionach. Tu człowiek wylatywał za jedno słowo i z dnia na dzień stawał się żebrakiem. Stąd zgoda na terror, na pracę w strasznych warunkach.

Czy pana zdaniem istnieje coś takiego jak wojna śląsko-polska, wojna kulturowa, cywilizacyjna, czy polityczna? Wojna upokorzonych i zdobywców?
Nie, bo Ślązacy nie są ani zorganizowani, ani agresywni. Oni cały czas znoszą przemoc. Ślązacy są dupowaci, mają mentalność poddańczą.

Czyżby? Nie wie pan, czego najbardziej boją się w Warszawie? Górników, którzy przyjadą pod Sejm z petardami i łomami.
Już nie przyjadą. Ci górnicy, którzy przyjeżdżali, to były ekipy wyhodowane i utrzymywane przez arystokrację kopalnianą, cały ten lobbing i związki zawodowe, które im fundowały sto autobusów na wyjazd na koszt kopalni. Wiec jeździli do Warszawy, by zabezpieczać interesy tych, którzy kopalniami rządzą. Związki zawodowe, których w każdej kopalni jest od 15 do 30, są na utrzymaniu kopalń i weszły już dawno we współpracę z zarządami. Działacze związkowi partycypują w części interesów. Wytworzyła się urzędowa arystokracja związków zawodowych, która z górnikami nie ma nic wspólnego. To, co się stało na Halembie i Wujku-Śląsku, to także jest koniec tych górniczych wycieczek do Warszawy.

Na każdym kroku mówi pan o autonomii Śląska. Naprawdę wierzy pan, że Polska się przejmie losem tego regionu, jeśli na każdym kroku będzie pan podkreślał jego inność, odrębność? Przecież dla wielu Polaków jest pan tym, który chce rozwalić Polskę.
To nie chodzi o żadną osobność. Autonomia polega nie na oddzielaniu się. Ona wynika z demokracji. Każda gmina dzisiaj jest małą autonomią, w której ludzie sami decydują o tym, jak będzie im się żyło. Jeśli państwo nie jest w stanie zadbać o ludzi, to oni sami będą musieli o siebie zadbać. W autonomii Śląska nie chodzi o to, że powstaje tu jakaś struktura polityczna, że są tutaj jakieś ambicje oddzielenia się od Polski. Tu chodzi o dawanie sobie rady na miarę swoich potrzeb i godności osobistej. U podstaw myślenia autonomicznego na Śląsku są ogromne problemy związane z odbudową tego regionu. Ludzie mają prawo do buntu tam, gdzie państwo czyni zło. Na Śląsku czyni się zło. Więc ludzie mają prawo się organizować. I to nie ma nic wspólnego z polityką. Śląsk nie ma swojej partii, chociaż chciałbym, by Ślązacy zorganizowali się w jeden związek, który by walczył, by na Śląsku był porządek, a nie wyzysk. Ale myślę, że do tego nie dojdzie, bo nie pozwoli na to ta stara mentalność Ślązaków, bojących się władzy. Polsce ze strony Śląska nie grozi nic złego, ale Śląskowi ze strony Polski grozi wszystko.

http://polskatimes.pl/dziennikzachodni/ ... ,id,t.html



Kris - Pią Wrz 25, 2009 7:36 am
Zmatowiałe diamenty

Jerzy Gorzelik

2009-09-25 05:00:24, aktualizacja: 2009-09-25 05:00:24

Śląsk nie doczeka się czegoś więcej, niż prezydenckiego tańca na górniczych grobach.
Górnicy nabierają szczególnego dostojeństwa na fotografiach Maxa Steckela, a ich praca zyskuje charakter niezwykłego misterium. Fotografie układają się w cykl, który pozwala prześledzić krok po kroku proces eksploatacji złóż węgla. Steckel nie był Górnoślązakiem. Urodził się we Frankfurcie nad Odrą w 1870 r., skąd w wieku 21 lat przybył do Królewskiej Huty.

Przez następne pół wieku prowadził pracownie fotograficzne w Katowicach, Gliwicach i Zabrzu. Dzięki lampom błyskowym własnej konstrukcji wykonywał pionierskie zdjęcia w kopalnianych podziemiach. Ilustrował nimi odczyty, w których z niekłamanym zachwytem sławił potęgę górnośląskiego przemysłu. Dziełem jego życia okazała się teka &quot;Czarne diamenty&quot; (&quot;Schwarze Diamanten&quot;), do której dołączył tekst własnego autorstwa. Całość stanowi niewolny od pretensjonalnego patosu hymn na cześć górniczego stanu. &quot;Jakiż zawód wymaga większych poświęceń?&quot; - pytał Steckel. Nie ma powodów, by wątpić w szczerość niemal nabożnej czci, okazywanej przez artystę tej właśnie gałęzi przemysłu. Wpływ górnictwa na życie Górnoślązaków bywał wszak zbawienny, co szczególnie dawało się odczuć w sferze... ochrony zdrowia.

W regionie funkcjonowała druga co do wielkości z niemieckich Spółek Brackich, wprowadzonych w Prusach ustawą tuż po połowie XIX stulecia. Instytucje te, zrzeszające pracowników i właścicieli kopalń, zajmowały się organizacją opieki medycznej, prowadziły lecznice, wypłacały odszkodowania i renty. Górnośląska Spół-ka Bracka pod wieloma względami uchodzić mogła za pionierską. W jej szpitalach wcześnie roztoczono opiekę nie tylko nad górnikami, ale też nad ich żonami i dziećmi. Około 1900 r. odnotowywała najniższą śmiertelność w skali Cesarstwa Niemieckiego. Mimo tych niekwestionowanych pożytków, z perspektywy naszego stulecia dziwić może bezkrytyczny i nieco naiwny zachwyt Steckela dla górnictwa i niezachwiane przekonanie o jego jednoznacznie pozytywnej roli w życiu regionu. Dziś, bez względu na ocenę ekonomicznych możliwości branży, trudno zaprzeczyć, że mieszkańcy Górnego Śląska ponoszą coraz większe koszty górniczej eksploatacji. Próby sięgania do nowych pokładów węgla wywołują gwałtowny sprzeciw lokalnych społeczności. Zgoda samorządów nierzadko wymuszana jest szantażem - skuteczny okazuje się straszak bezrobocia. Skuteczne są wizyty związkowych bonzów, swobodnie wcielających się w rolę cyngli kopalnianych zarządów.
http://polskatimes.pl/dziennikzachodni/ ... ,id,t.html



Kris - Śro Gru 09, 2009 9:20 am
Śląski orzeł ma wyglądać dumnie



Jolanta Pierończyk

2009-12-07 19:31:36, aktualizacja: 2009-12-07 19:31:36

Naprzeciw szkoły w dzielnicy Czułów stanął pomnik. Jeszcze nie jest całkiem gotowy, ale już wzbudza zainteresowanie. Przez 70 lat w tym miejscu nie było nic. Bo jak we wrześniu 1939 r. weszli Niemcy, to zaczęli od zburzenia pomnika powstańców.
Rok temu rada miasta zdecydowała się na przywrócenie go Czułowowi. Nowy stoi na miejscu starego, ale nie jest tak wysoki jak tamten, a kolumna nie jest okrągła. A orzeł nie ma już na nogach i w dziobie pozrywanych łańcuchów.

- Budowniczowie tamtego pomnika wzięli do jego stworzenia to, co mieli pod ręką, czyli walce z papierni, ale historia architektury początku XX wieku nie zna przypadków stawiania tego typu kolumn - tłumaczy rzeźbiarz Tomasz Wenklar, twórca pomnika. - Dlatego wybraliśmy przekrój kwadratu charakterystyczny dla tego typu obiektów na Śląsku w latach 20. czy 30. XX wieku. Zrezygnowaliśmy też z łańcuchów, bo zmienił się kształt orła. Poprzedni był bardziej zbliżony do niemieckiego, ze skrzydłami trochę do tyłu. Dla mnie wyglądał dość smutno, jak poległy orzeł. Chciałem, by mój orzeł miał skrzydła dumnie rozpostarte.

Poprzedni pomnik stanął w tym miejscu w r. 1937, na 15. rocznicę przyłączenia Śląska do Polski. W jego podeście wmurowane były dokumenty z nazwiskami powstańców śląskich, które, niestety, wpadły w ręce Niemców. Powstańcy musieli się ukrywać. Niektórych jednak gestapo aresztowało. Wśród nich był Józef Deda, uczestnik wszystkich powstań śląskich, inicjator budowy pomnika, który zginął w r. 1940 w obozie koncentracyjnym w Mauthausen. Radni zdecydowali, że na nowym pomniku, prócz dawnej tablicy z trzema nazwiskami powstańców poległych w Czułowie, znajdzie się również tablica upamiętniająca Józefa Dedę.

Odsłonięcie pomnika zaplanowano na 3 maja 2010 roku.
http://www.dziennikzachodni.pl/slask/19 ... ,id,t.html



absinth - Czw Gru 10, 2009 9:37 am
Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne,Biblioteka Narodowa, Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej

serdecznie zapraszają na dyskusję pt:

Kapitał Innego. Kiedy mniej znaczy więcej

W spotkaniu, zainspirowanym premierą książki dr Elżbiety Anny Sekuły

Po co Ślązakom potrzebny jest naród?

Niebezpieczne związki między autonomią i nacjonalizmem

wydanej nakładem Wydawnictw Akademickich i Profesjonalnych, udział wezmą:

Prof. Mirosław Duchowski

Prof. Wawrzyniec Konarski

Red. Aleksandra Klich

Pan Henryk Waniek

Dyskusję poprowadzi Jan Dziadul (Polityka).

Zapraszamy 16 grudnia (środa) o godz. 18.00 do Sali Darczyńców Biblioteki Narodowej w Warszawie w Al. Niepodległości 213.

Po co Ślązakom potrzebny jest naród? Niebezpieczne związki między autonomią i nacjonalizmem

Elżbieta Anna Sekuła

Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne

Warszawa 2009

Seria: pejzaże społeczne

ISBN 978-83-60501-54-2

Wydanie I

Liczba stron: 420

Format: 148mm x 210mm

Książka stanowi próbę powiązania problemu powstawania i odradzania się ruchów etnicznych i narodowych z obserwowanym od dawna zanikiem więzi wspólnotowych, a także osamotnieniem jednostki w świecie późnej nowoczesności. Autorka bada i analizuje działania polityczne, gospodarcze, finansowe, ukryte motywacje towarzyszące takim napięciom społeczno-kulturowym.

Mój entuzjazm rósł w miarę czytania. Ta książka napisana z zamiarem naukowym, zachowuje ton niemal osobistego wyznania. Powinien po nią sięgnąć każdy, kto nie rozumie problemu Śląska, a przede wszystkim Ślązaków, budzącego w polskiej świadomości społecznej tyle fałszywych mniemań.

Pisze autorka: „Dzisiaj Polska staje przed historyczną szansą zmiany podejścia do kwestii traktowania odrębności kulturowej i narodowościowej na Górnym Śląsku. Czy zechce z niej skorzystać?”

I jeszcze: „Ślązacy… chcą samodzielności w ramach organizmu powiązanego z innymi regionami w Polsce znacznie swobodniej niż ma to miejsce dzisiaj… i dali temu wyraz w trakcie ostatniego Spisu Powszechnego, gdy blisko dwieście tysięcy ludzi przyznało się do narodowości, której oficjalnie nie ma i nigdy nie było... Czy dostaną taką szansę?… Tego nie wiemy, na razie widać jedynie kierunek. A ten nie wydaje się zły”.

Henryk Waniek

Kiedy przed laty byłem niewprawnym przewodnikiem autorki książki po śląskim świecie traktowałem jej zainteresowanie regionem jako intelektualną fanaberię, a podziw dla ziemi z uśmiechu Boga, jak o Śląsku pisał Gustaw Morcinek – jako neoficki zachwyt. Ot, zwykły homo novus w grupie nobilów. Myliłem się jednak, gdyż pasja śląskoznawcza przetrwała i stale się nasila, a nomadyczne usposobienie E.A. Sekuły skutecznie jej sprzyja.

Marek S. Szczepański

z Przedmowy

dr Elżbieta Anna Sekuła – kulturoznawca i socjolog. Pracuje jako adiunkt w Instytucie Kultury i Komunikowania SWPS w Warszawie. Współzałożycielka Ośrodka Badań Przestrzeni Publicznej oraz Fundacji Obserwatorium. Zajmuje się między innymi badaniem Górnego Śląska, przestrzeni miejskiej, kiczu i problematyki związanej z nacjonalizmem. Ślązaczka z przekonania.

Seria Pejzaże społeczne

to seria wydawnicza o zagadnieniach społeczno-kulturowych, często wzbudzających szczególne zainteresowanie i kontrowersje, ważnych dla Polski i Polaków na początku XXI wieku.

Spis rzeczy:

Przedmowa, albo o sztuce stawiania pytań i sztuce intelektualnych podejrzeń Marek S. Szczepański

Początek

Rozdział 1. Nie mamy tego za sobą

Rozdział 2. Miejsce czasu

Rozdział 3. Wojna śląsko-śląska

Rozdział 4. Jestem Ślązaczką

Rozdział 5. Natio ludens

Rozdział 6. Nowoczesny – późny – nowoczesny

Nie koniec. Zaimki uspołecznione

Inspiracje i źródła



Polski Śląsk - Pon Sty 11, 2010 7:50 pm
W dniu 09.01.2010 (sobota) Narodowe Odrodzenie Polski w wyniku wzrostu siły i działań ruchów autonomicznych (Ruch Autonomii Śląska, Ruch Narodowości Śląskiej) będący bezpośrednim zagrożeniem suwerenności terytorialnej państwa polskiego, zorganizowało w Gliwicach manifestację pod nazwą Obrona Polskości Śląska. Przemarsz rozpoczęto na rynku ok godz. 16 tej, skąd przemaszerowano ulicami Gliwic pod pomnik Mickiewicza. Pod pomnikiem odśpiewano Rotę, wygłoszono odczyt (dot. historii śląska), kończąc modlitwą. Następnie udano się w kierunku rynku, gdzie zakończono manifestację odczytem i odśpiewaniem hymnu ruchu narodowego, Hymnem Młodych. Uczestnicy przemarszu przy zapalonych pochodniach całą drogę skandowali wiele haseł związanych z problematykom regionu.

www.nop.org.pl
www.nopslask.blogspot.com



Wit - Pon Sty 11, 2010 8:03 pm
o polskości i śląskości Śląska dyskutujemy w wątku o "świadomości historycznnej"
przenoszę



salutuj - Pon Sty 11, 2010 8:19 pm

W dniu 09.01.2010 (sobota) Narodowe Odrodzenie Polski w wyniku wzrostu siły i działań ruchów autonomicznych (Ruch Autonomii Śląska, Ruch Narodowości Śląskiej) będący bezpośrednim zagrożeniem suwerenności terytorialnej państwa polskiego, zorganizowało w Gliwicach manifestację pod nazwą Obrona Polskości Śląska. Przemarsz rozpoczęto na rynku ok godz. 16 tej, skąd przemaszerowano ulicami Gliwic pod pomnik Mickiewicza. Pod pomnikiem odśpiewano Rotę, wygłoszono odczyt (dot. historii śląska), kończąc modlitwą. Następnie udano się w kierunku rynku, gdzie zakończono manifestację odczytem i odśpiewaniem hymnu ruchu narodowego, Hymnem Młodych. Uczestnicy przemarszu przy zapalonych pochodniach całą drogę skandowali wiele haseł związanych z problematykom regionu.

www.nop.org.pl
www.nopslask.blogspot.com


Nopowy odczyt historii Śląska.. "dawno, dawno temu w 1945 była sobie kraina";)



Bruno_Taut - Pon Sty 11, 2010 8:21 pm
"Z problematykom regionu". Odradzanie Polski proponuję rozpocząć od ulitowania się nad językiem polskim.



salutuj - Pon Sty 11, 2010 8:26 pm
Do mnie, jako Ślązaka, zdecydowanie bardziej "trafia" ortograficzny szacunek dla sprawy wyrażony w tym, że to "dot. historii śląska".



Bruno_Taut - Pon Sty 11, 2010 8:30 pm
Gramatyki też nie oszczędzili. Szacunek. Naprawdę trudno w tak krótkim tekście popełnić tyle błędów.



jacek_t83 - Pon Sty 11, 2010 9:59 pm
Narodowe Odrodzenie Polski manifestowało w Gliwicach [Zdjęcia]

Członkowie Narodowego Odrodzenia Polski manifestowali w Gliwicach pod hasłem "Polski Śląsk".

Manifestacja Narodowego Odrodzenia Polski pod hasłem "Polski Śląsk" przeszła ulicami Gliwic 9 stycznia. Trwała około godziny. Pod pomnikiem Mickiewicza i na Rynku jej organizatorzy odczytali treść przemówienia.

Działacze NOP wznosili antyniemieckie okrzyki, hasła przeciwko Ruchowi Autonomii Śląska oraz hasła nacjonalistyczne.

- Mamy w Polsce wolność słowa i każdy ma prawo, by korzystać z jej dobrodziejstw. Ponadto, nie każdy zobowiązany jest do robienia tego przy zachowaniu powagi - komentuje wizytę przedstawicieli NOP w Gliwicach, Jerzy Gorzelik, lider Ruchu Autonomii Śląska.

Nad bezpieczeństwem zgromadzenia czuwała policja i straż miejska. Obyło się bez incydentów. W manifestacji wzięło udział około 30 osób.

NOP to narodowo-radykalne ugrupowanie polityczne, które bez skutku próbowało swoich sił w wyborach, m.in. do PE. Jego liderem jest Adam Gmurczyk. Partia wielokrotnie krytykowała polskie środowiska lewicowe, organizowała kontrmanifestacje podczas tzw. marszów równości.

Dokładna ilość jej członków w województwie śląskim nie jest znana, ale nie przekracza ona liczby kilkudziesięciu osób.





SPUTNIK - Pon Sty 11, 2010 10:21 pm
Adamus Mickiewiczius czuł się chyba odrobinę nieswojo



maciek - Pon Sty 18, 2010 11:28 am
Udało mi się obejrzeć wczoraj o 23:40 na Discovery Historia powtórkę Dzieci Wehrmachtu.



m20 - Pon Sty 18, 2010 12:34 pm
Fajnie, że już się pojawiło.
Warto zobaczyć, chociaż trochę mi w filmie brakowało jeszcze pokazania innej perspektywy...



Kris - Pon Sty 18, 2010 1:17 pm

Został z nich maras
Aleksandra Klich
2010-01-14, ostatnia aktualizacja 2010-01-13 18:16
14 stycznia o godz. 18.40 na Discovery Historia: Ojciec Alojzego Lyski był tak samo ofiarą wojny jak ci, którzy ginęli rozstrzeliwani na ulicach i zamęczeni w obozach śmierci. Tyle że on zginął na froncie w niemieckim mundurze. Więc jego śmierć jest gorsza?


Ojciec Alojzy Lysko (z prawej) i jego kolega o nazwisku Liszka, z Pszczyny. Zaprzyjaźnili się w 1942 r. w jednostce Wehrmachtu w Alpach. Wspólne zdjęcie zrobili po przysiędze

[Fot. Bartosz Wrześniowski / AG]

Alojzy Lysko, syn, ogląda zdjęcia ojca w albumie
Fot. Bartosz Wrześniowski / AG

* Sondaż 2: Na frontach. W armiach. I w cywilu (21-08-09, 01:00)
* Zły mundur. Los śląski (14-01-10, 00:00)

Z dzieciństwa Alojzy Lysko zapamiętał babcię, która, siedząc na zydelku, skrobała ziemniaki, a łzy toczyły się jej po pobrużdżonych zmarszczkami policzkach. Płakała za starszym Alojzem, swoim synem. Gdy w 1945-46 mężczyźni zaczęli wracać do domów z sowieckiej niewoli, wysyłała wnuka przed dom: "Idź przed wrota, może wrócił". Ale syn nie wrócił. Wtedy babcia powiedziała chłopcu: "Alojz, ty się musisz dzielić twoim życiem z ojcem. Na pół".

"I od tego czasu moja dusza jest przepołowiona" - mówi Alojzy Lysko, pisarz, nauczyciel, były poseł PiS-u, radny z Bojszów na Górnym Śląsku, w znakomitym filmie dokumentalnym Mariusza Malinowskiego "Dzieci Wehrmachtu" nakręconym według scenariusza Piotra Lipińskiego (jego reportaż o Alojzym Lysce "Zły mundur" ukazał się w "Dużym Formacie").

Kamera towarzyszy Lysce podczas podwójnych poszukiwań: grobu ojca zaginionego na Ukrainie i prawdy o udziale Górnoślązaków w niemieckiej armii. Lysko niestrudzenie krok po kroku tropi zagadkę, a kamera towarzyszy mu wszędzie: podczas rozmów ze starymi Ślązakami, byłymi żołnierzami Wehrmachtu, w niemieckim urzędzie i ukraińskim magistracie, dyskretnie obserwuje wzruszenie, gdy w końcu staje przed białym krzyżem na stepie.

Powstała niezwykle przejmująca, jedyna w swoim rodzaju opowieść o tym, jak jeden człowiek zmaga się z demonami historii. Demonami wyjątkowo okropnymi, które w rękach polityków - jak dowiodła najnowsza historia - często stają się instrumentem ideologicznej walki. Dzięki nim łatwo podzielić Polaków na lepszych i gorszych, bardziej i mniej patriotycznych. Wykluczyć tych, których historia doświadczyła inaczej, niż dopuszcza oficjalna podręcznikowa wersja polskiej martyrologii.

Fakt udziału kilkuset tysięcy (mówi się nawet o pół miliona) Polaków, Ślązaków, Pomorzan, mieszkańców Łodzi w II wojnie światowej po stronie niemieckiej był i jest takim właśnie demonem. Straszył wielokrotnie: tuż po wojnie (w obawie przed Rosjanami matka Lyski schowała zdjęcia męża i dokumenty w słoiku zakopanym w gnoju), w czasach PRL-u (dzieci "tych z Wehrmachtu" były podejrzane narodowo, traktowane jak gorsi Polacy) i sławetnej IV RP, gdy "dziadek z Wehrmachtu" Donalda Tuska stał się biczem politycznym w rękach PiS-u. Nic więc dziwnego, że do dziś to temat tabu, skrywany, wstydliwie przemilczany.

Jak Ślązacy trafiali do Wehrmachtu? Najpierw we wrześniu 1939 roku większość broniła swoich miast w polskim wojsku lub w służbach ochotniczych. Po kilku miesiącach dostawali wezwanie do niemieckiego urzędu, gdzie funkcjonariusz podsuwał im folkslistę (najczęściej III grupę) do podpisania. Prof. Ryszard Kaczmarek, historyk z Uniwersytetu Śląskiego, przypomina w filmie Malinowskiego, że na dawnym Górnym Śląsku na niemiecką listę narodowościową wpisano 90 proc. ludzi - uznanych przez władzę za obywateli niemieckiego państwa, bo urodzili się na terenach należących niecałe 20 lat wcześniej do Niemiec: "W Rzeszy było zupełnie inaczej niż w Generalnej Guberni. Tutaj było się folksdojczem z decyzji niemieckiego urzędnika" - mówi Kaczmarek. W taki sposób "folksdojczami" obok tych, którzy deklarowali niemieckość, zostawali mówiący wyłącznie gwarą Ślązacy i ci, którzy czuli się Polakami: rodziny śląskich powstańców i ludzie, którzy w ogóle nie znali niemieckiego. Podpisywali folkslistę przymuszeni przez urzędnika, sytuację życiową, dla zasiłku, pod groźbą wysłania do obozu koncentracyjnego, ale też dlatego, że m.in. katowicki biskup Stanisław Adamski nawoływał, by ratowali w ten sposób swoje życie.

Mężczyznę z folkslistą czekało już tylko jedno: wezwanie do niemieckiego wojska. Uciekali rzadko. Z trzytysięcznych Bojszów do Wehrmachtu powołano 300 mężczyzn: 299 zmuszono, zaledwie jeden zgłosił się na ochotnika. Pod koniec wojny, gdy Niemcom brakowało żołnierzy, do armii brano jak leci, nawet tych bez folkslisty, synów śląskich powstańców, nastolatków.

- Ojciec pojechał na wojnę, bo bał się o rodzinę. Gdy wrócił na przepustkę, myślał o ucieczce. Ale moja mama wybłagała, żeby wrócił na front. Bała się o dziecko, o mnie - wspomina Lysko. Z Bojszów do obozu koncentracyjnego, dokąd trafiali dezerterzy i ich krewni, jest zaledwie kilka kilometrów. Nawet dzieci wiedziały, skąd bierze się dym nad obozem. 17-letni Szczepan Wesoły, dziś arcybiskup, emerytowany opiekun polskiej emigracji, syn śląskiego powstańca, poszedł na front, bo był przekonany, że Niemcy zemszczą się za jego dezercję na matce i młodszym bracie. Przed podobnym dylematem stał starszy brat Kazimierza Kutza Henryk, również syn powstańca. Z wojny wrócił okaleczony fizycznie i psychicznie.

Żołnierze Wehrmachtu byli bez wyjścia. Cokolwiek by wybrali, wybierali źle. Mogli uciec - skazaliby wtedy na zagładę rodzinę, mogli zaprotestować - skazaliby na śmierć nie tylko rodzinę, ale i siebie. Idąc do wojska, ratowali rodzinę, ale decydowali się na branie udziału w nie swojej wojnie. Ale rzadko kto rozważał różne możliwości: "Służba w Wehrmachcie i volkslista przez autochtonów była traktowana jak dopust boży, a nie etyczny wybór, czy przejaw postawy nacjonalistycznej" - pisała socjolożka Grażyna Kubica-Heller.

W najgorszej sytuacji byli ci, którzy trafili na front wschodni. Oficjalna niemiecka propaganda głosiła, że żołnierze są świetnie wyszkoleni i wyposażeni w najlepszy sprzęt. W rzeczywistości Ślązacy byli najczęściej niemieckim mięsem armatnim w niemieckich oddziałach. Lysko przechowuje listy, jakie ojciec pisał do rodziny. Lekceważony i pogardzany przez niemieckich dowódców, wycieńczony marszami przez stepy, zrozpaczony, że musi brać udział w wojnie, która w żaden sposób nie jest jego wojną, marzy tylko o tym, by przetrwać i wrócić cało do domu: "Ja z tego ich rozkazywania nic sobie nie robia. Udaja, że nie rozumiem. Niech mnie karają. Ja się im do tego wojska nie prosił. Królowo Pokoju módl się za nami, biednymi żołnierzami" - pisze do brata (również zginął na froncie wcielony do niemieckiego wojska).

Byli żołnierze potwierdzają: nie szkolono ich, bo nie mówili po niemiecku. Między sobą porozumiewali się wyłącznie po polsku, w obecności oficerów milczeli. Dowódcy nie ufali im, traktowali jak wrogów, w najlepszym wypadku jak potencjalnych dezerterów, wysyłali na pewną śmierć. - Podczas starcia z rosyjskimi czołgami z 162 chłopów zostało dwóch. Z reszty - maras - opowiada Augustyn Stolarski w filmie Malinowskiego. "Maras" w gwarze śląskiej oznacza brud albo błoto.

Lysko na niemieckim cmentarzu pod Monte Cassino pokazuje grób swojego wuja. - Tu leży, na niemieckim cmentarzu, chociaż był Polakiem. Może strzelał do krewnego, który walczył po polskiej stronie? - zamyśla się. Wuj Lyski nie zdążył uciec z niemieckich oddziałów do alianckich, jak robiły tysiące Ślązaków. Jak udało się arcybiskupowi Szczepanowi Wesołemu, który w Cannes poddał się aliantom i trafił do II Korpusu. Jemu udało się nie wystrzelić ani jednej kuli. Tego szczęścia nie miała większość Polaków w Wehrmachcie. W filmie Malinowskiego przyznają: - Tak strzelaliśmy.

Wyrzuty sumienia? - Gdybym nie strzelił, to przeciwnik byłby szybszy i ja bym zginął.

Ojciec Lyski zginął w mroźny styczniowy dzień pod gąsienicami radzieckiego czołgu na ukraińskim stepie. - Czołg przejechał po jego nogach. Nie wiadomo, jak długo umierał - mówi Lysko. I jest w tych słowach powściągliwość. Nie ma śladu mitologizowania żołnierskiego męstwa, kultu "herosa z Wehrmachtu". Gdy Lysko junior płacze, opierając się o krzyż postawiony przez Ukraińców niemieckim żołnierzom, to widzimy przejmujący obraz rozpaczy syna całe życie tęskniącego za ojcem.

Alojzy Lysko mówi o ojcu głośno, wydał dwie książki o jego losach, opowiedział też o nim i swojej rodzinie na multimedialnej wystawie "Wojenne rozstania" przygotowanej przez Muzeum Historii Polski w warszawskim BUW-ie.

Dla Lyski ojciec to człowiek zagubiony między frontami. Wyrokami fatum urodził się na Górnym Śląsku, między Polską i Niemcami, i trafił między młyńskie koła historii, które zmełły go na miazgę. Był tak samo ofiarą wojny jak ci, którzy ginęli rozstrzeliwani na ulicach i zamęczeni w obozach śmierci. Tyle że on zginął na froncie, w niemieckim mundurze. Więc jego śmierć w ciągle powszechnej polskiej opinii jest gorsza, podejrzana. Jego nazwiska nie ma w spisie polskich ofiar wojny przygotowanym przez Instytut Pamięci Narodowej na stronie Straty.pl. Dla IPN, który pielęgnuje czarno-białą wizję świata, ci, którzy zginęli w "złym mundurze", nie są godni pamięci.

Film Malinowskiego nie tylko przywraca Alojzemu Lysce ojca, ale nam wszystkim pamięć o tych Ślązakach, Pomorzaninach, Wielkopolaninach, którzy zostali zmuszeni do walki w oddziałach Wehrmachtu. Ich tragedia ma podwójny wymiar. Niemcy skazali ich na śmierć na frontach, Polacy - na zapomnienie. Najwyższy czas dojrzeć ich dramat.

"Dzieci Wehrmachtu" wyprodukowała Wytwórnia Filmowa Czołówka i TVN Discovery Historia w koprodukcji z Silesia Film. Można go zobaczyć dzisiaj, 14 stycznia o godz. 18.40 na kanale Discovery Historia. Wystawa "Wojenne rozstania" z warszawskiego BUW-u została przeniesiona do Krakowa. W maju będzie można ją oglądać w tamtejszym Muzeum PRL-u.
http://wyborcza.pl/1,75515,7450538,Zost ... maras.html
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl



  • Strona 7 z 10 • Wyszukiwarka znalazła 1005 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •