ďťż
 
[Historia] Świadomość historyczna Ślazaków



Kris - Pon Sty 18, 2010 1:34 pm
Zły mundur. Los śląski
Piotr Lipiński
2010-01-14, ostatnia aktualizacja 2005-09-12 00:00

Im jest starszy, tym więcej myśli o ojcu. Nigdy go nie widział - tata zginął na wojnie, kiedy on miał kilka miesięcy.

Gdyby chociaż jako dziecko mógł z dumą mówić: ojciec walczył na froncie. Ale w Polsce nie mógł powiedzieć, że tata zginął w mundurze Wehrmachtu.

Zdjęcie z gnoju

Pierwszy raz zobaczył ojca na zdjęciu wygrzebanym z gnoju za domem. Mało tych zdjęć się zachowało. Był prostym chłopem, ze wsi Bojszowy na Śląsku. Trzeba by jechać do Pszczyny, Bierunia albo Katowic, tam były fotosalony.

Ta zagrzebana w gnoju fotografia była w dzieciństwie jedyną. Kilka innych - po latach - syn zdobył od znajomych.

Tata na zdjęciu z gnoju był młody i przystojny. Zrobiono je w uroczystym momencie - kiedy przywdział mundur, aby walczyć za III Rzeszę.

Kiedy wojna się skończyła, matka schowała zdjęcie do słoika i zagrzebała - za takie wspomnienie o mężu i ojcu można było stracić życie.

Byłeś

"Wiem, że byłeś. Orałeś ziemię na Olszynkach, jesiennymi wieczorami zwoziłeś ziemniaki ze Starej Wsi, woziłeś górnikom węgiel z Giszewaldu. Cieszyły cię wieczory letnie, gdy twoje koniki hasały po zagrodzie. Radowała cię nuta niedzielnych nieszporów, zapachy majowego kwiecia. Kochałeś chorą matkę, jedyną siostrę i młodszego brata, a nade wszystko kochałeś swoją żonę - moją matkę. I mnie. Byłeś ".

Te słowa Alojzy Lysko napisał kilka lat temu, kiedy przygotowywał książkę o śląskich ojcach, których wcielono do niemieckiej armii. Takich ojców jak jego na Śląsku było kilkadziesiąt tysięcy. W Wehrmachcie czuli się zapewne tak jak ich śląscy koledzy w polskiej armii - obco.

Ginęli czasami naprzeciw siebie, tak jak pod Monte Cassino - po niemieckiej i polskiej stronie.

Przez kogo właściwie zginął ojciec?

- Mama mówiła, że przez pieruńskiego Rusa - opowiada Alojzy Lysko. - Ojciec zginął na froncie wschodnim. A ja w młodości myślałem: przecież Rosjanie się bronili przed Hitlerem, to zginął raczej przez Niemców, którzy go zabrali do wojska.

Bardzo trudno przecież żyć z myślą, że ojciec zginął w złej sprawie.

Przez imię się zatracił?

Może zginął przez fatum?

Ojciec i syn mieli tak samo na imię: Alojzy albo bardziej z niemiecka: Alojz. To imię, i jeszcze Ludwik, chętnie dawano na Śląsku podczas wojny - pasowały do polskiego i niemieckiego. Ale babce to się od razu nie spodobało. Mówiła: - Nie dawajcie takiego samego imienia synowi co ojcu, bo jeden się zaraz zatraci.
I wróżba się sprawdziła. Na froncie wschodnim, gdzieś na Ukrainie.

Na Śląsku pozostał kilkumiesięczny syn. Alojzy Lysko najpierw został górnikiem, potem nauczycielem w szkołach górniczych, działaczem społecznym szanowanym przez Ślązaków, dyrektorem szkoły.

- O swoim ojcu ludziom, którzy nie byli rodowitymi Ślązakami, nie mówiłem, bo nie wiedziałem, jakie były ich doświadczenia wojenne. Takie sprawy potrafią zrozumieć tylko miejscowi - opowiada.

Teraz Alojzy Lysko jest radnym śląskiego sejmiku. Kilka razy proponowano mu, by startował w wyborach do Sejmu. Nie chce. Prędzej czy później ktoś wypomni mu ojca z Wehrmachtu. Już go i tak LPR z jego powodu atakuje.

Siedzimy w jego domu w Bojszowach, w dziedzinie - jak tu mówią, czyli na działce - w której rodzina żyje od co najmniej czterystu lat.

Alojzy Lysko powycinał wczoraj kartki. Na każdej zanotował kilka słów. Prosi, żebym losował. Te kartki nazywa witrażami. Z nich kiedyś złoży się książka o ojcu, a na razie witraże poprowadzą nas przez wspomnienia.

- Nie było dnia w życiu, żebym nie pomyślał o ojcu: kilka razy, dziesięć razy - opowiada. - Sądziłem, że z wiekiem będę myślał coraz mniej, że będę zapominał - tymczasem jest odwrotnie. Wszystko, gdziekolwiek jestem, konfrontuję z ojcem. Jestem w Katowicach i widzę ratusz Bogucic, dawny, bo dziś tam jest Akademia Ekonomiczna. A na nim wyryty rok: 1912. Myślę więc sobie: widziałeś to, ojcze, czy nie? Do Chełmu jeżdżę z wielką miłością, bo wiem, że ojciec tam bywał na rekolekcjach - mam takie zdjęcie. Ja jestem z nim bez przerwy. Przy każdej decyzji zastanawiam się, co by powiedział ojciec. Z matką byliśmy razem do końca jej życia, ale ona nie jest dziś tak blisko mnie jak ojciec, którego nigdy nie znałem.

Ale więź z ojcem istnieje być może dzięki matce. Mówiła: - Ty nie wiesz, synku, że on tu wciąż jest i się przygląda.

Kartka pierwsza: "Gość Niedzielny"

Od wieków żyli z Bogiem. Na starość matka ojca już nie chodziła do kościoła przez chore nogi. Ale modliła się, a kiedy przychodził Popielec, ojciec ze świątyni przynosił trochę czarnego popiołu, przyciskał czoło do maminego i mówił: - Pamiętaj, człowiecze, żeś z prochu powstał i w proch się obrócisz.

W niedzielę po kościele ojciec kupował ukazującego się w Katowicach "Gościa Niedzielnego". Okładki były ładne, kolorowane w sepii, a w środku papier gazetowy. Tata czytał, a potem zszywał ze sobą kolejne egzemplarze.

Po latach na tych gazetach czytania uczył się syn. Dziś pieczołowicie przechowuje je w teczce w szufladzie komody, na której stoją krucyfiks i wizerunek Świętej Panienki Piekarskiej.

Kolejne zdjęcie, zdobyte po latach - u znajomych za stołem, pod ścianą domu, siedzą panny uroczyście ubrane. Jak się bliżej przyjrzeć, widać, że zza okna popatrują na nich panowie. Zdjęcie zrobiono jeszcze przed wojną.

To był "wyszkubek". Kiedy siostra ojca szykowała się do zamążpójścia, brat urządził jej tradycyjną, kilkudniową uroczystość - dziewczyny z Bojszowów kilka dni darły pierze na pościel dla panny młodej. Dziadek już nie żył, więc to ojciec musiał wydać za mąż siostrę.

- To zdjęcie zrobiono już przed przyjęciem, na koniec uroczystości, wszyscy są odświętnie ubrani, zaraz zasiądą do stołu, do jedzenia. Mój ojciec był dowcipny. Nie lubił żuru - jak mu babcia nawarzyła, to nasuwał daszek na czapce. - Żeby nie widzieć, co jem - mówił.

Kartka druga: czekanie

Ojcowie po wojnie wracali od strony stacji kolejowej. Ludzie godzinami patrzyli w tamtą stronę.

- Po wojnie pytałem, czemu ten tata nie przychodzi, jak już inni wrócili z wojny. Siadałem na słupku i patrzyłem pod las, czy nie widać taty. Pamiętam starych dziadków, ojców, którzy siedzieli pod knajpą i patrzyli na Gostyniów, na stację kolejową, czy stamtąd się ktoś nie zbliża. Niektórzy mieli szczęście. Niestety, mój ojciec nie wrócił. A był taki przypadek, że dziewczynka, jak jej powiedzieli, że stamtąd przyjdzie jej tata, to poszła do lasu i tam się dziecko straciło. Może w rzece? Miałem wtedy trzy, cztery latka.

Pamiętam płacz mamy. I modlitwy babki, ona odmawiała różaniec, rzykała, żeby choć jeden syn z wojny wrócił, najlepiej mój tata, bo przecież już ma rodzinę. Ja to czasami słyszałem, ale nie rozumiałem jeszcze, na czym ten dramat polega. Ja wtedy jeszcze tak bardzo tego bólu nie odczuwałem. Dla mnie było ważne, że miałem rówieśników, z którymi mogłem się bawić.

Bawiliśmy się w wojnę. Karabiny mieliśmy wystrugane z drewna. Babka mówiła: - Wyciepcie te pieruńskie karabiny. Nie dzieliliśmy się w tej wojnie, kto Polak, a kto Niemiec. Nigdy mi do głowy nie przyszły takie podziały. Po prostu były dwie drużyny naprzeciw siebie.

Kiedy podrosłem, jak guślarz przywoływałem mojego tatę z dalekiej Ukrainy, gdzie zginął. Tak jak synkowie się do mnie zwracają: tatusiu, tak ja swojego ojca nawoływałem. Z moich ust często wydobywało się to słowo. Lecz zawsze biegło w próżnię. Nie miałem do kogo powiedzieć: tato.

Ja swoją mamę nawet namawiałem, żeby wyszła za spotkanego na ulicy człowieka, bo on mnie pogłaskał po głowie.

- A czemu ty chcesz, żebym ja wyszła za tego Augusta? - Bo on jest dobry. A poza tym jak ty się za niego wydasz, to jo będę mógł jechać na kolonie. Jak ktoś pracuje w fabryce, to jego dzieci jeżdżą na kolonie. A ja zacząłem jeździć dopiero z młodzieżą, jak zostałem nauczycielem.

Kartka trzecia: siano

- Mama przed wojną pracowała u Żydów w Brzezince. Tam się nauczyła gotować i ogólnie nabrała ogłady, bo była prostą, wiejską dziewczyną. Tęskniła za rodzinnymi Bojszowami.

Z Bojszowów do Brzezinki przyjeżdżał ojciec. Jeździł po węgiel albo woził mleko, ale nie swoje, tylko od innego mleczarza. Dla matki był takim przejeżdżającym kawałkiem Bojszowów. Z ojcem poznali się bliżej na jarmarku. I tak się zaczęła ta miłość. Ślub mieli brać w 1940 roku.

Pytałem mamę, kaj ja się począł. - A, takie głupoty godosz - odpowiadała. W końcu kiedyś, jak byliśmy sami, opowiedziała: "Suszyli my siano". Jeszcze mi dokładnie nie powiedziała, a ja już wiedziałem, o jakie to miejsce magiczne chodzi, znałem je, lubiłem tam chodzić i zawsze się tam dobrze czułem.

Gdy ojca Niemcy wysłali na front, matce przydzielono Polaków do pracy na roli - czyli wywieziono ich na roboty do Reichu, bo Bojszowy to już była Rzesza. Polacy pilnowali gospodarki i przerzucali gnój - tam, gdzie potem matka zagrzebała zdjęcie ojca. Traktowała ich dobrze, po wojnie nie mieli żalu, nawet przyjaźnili się.

Ja się wychowałem w dymach Oświęcimia, w prostej linii to stąd trzy kilometry. Nie wolno się było poskarżyć na dymy z obozu. Esesmani jeździli i pytali, czy tu coś śmierdzi. - Ni, tu nic nie śmierdzi. I nie wolno było esesmanowi patrzeć w oczy.

Kartka czwarta: świat w szufladzie

- Jako nastolatek pasjonowałem się demonologią. Moi koledzy byli dziećmi górników i jeździli w wakacje na kolonie, a ja płakałem. Kiedyś wygrałem w szkole konkurs "Twoja wakacyjna przygoda". Stworzyłem takiego ducha lasu, który straszył grupę chłopców, kiedy w wakacje chodzili za jagodami, za owocami. My tu mieliśmy taką oazę, inni koledzy właśnie wyjechali na kolonie. Miałem wtedy 13 lat. Moim królestwem był stolik w kuchni, a w nim szuflada. Jak miałem wolny czas, to siadałem przy niej i grzebałem - tam były książki, podręczniki, takie rozmaite nożyki, cały mój świat był w tej szufladzie.

Kartka piąta: volkslista

- Za tym wszystkim stoi niestety volkslista. Jak ktoś jej nie podpisał, to do Wehrmachtu nie szedł. Tylko że coraz więcej tę volkslistę dostawało do podpisania, nawet najbardziej polscy chłopcy z polskich rodzin. Coraz więcej ginęło niemieckich żołnierzy na froncie, to potrzeba było coraz więcej nowych.

W 1939 roku spaliła się u nas stodoła i zabudowania gospodarcze. Moja babka była chora, a siostra ojca dorosła i trzeba ją było wydać za mąż. I miejscowym mówili tak: podpiszesz volkslistę, dostaniesz materiały budowlane, dostaniesz chleba. Nie podpiszesz, nic nie dostaniesz.

Ojciec miał 27 lat, był młody, chociaż oczywiście już świadomy, wiedział, co robi. Ukształtowany był przed wojną przez niemiecką szkołę. Jak opuszczał szkołę podstawową, to Polska była dla niego czymś nieznanym. No i podpisał tę volkslistę.

Do wojska szli z pamiątkowymi chusteczkami wyszytymi przez narzeczone, szkaplerzami z zaszytą przez żony i matki komunią świętą, z fotografiami, obrazkami ze św. Barbarą, Tadeuszem Judą i Panienką Piekarską.

Szli na nabożeństwa, a po nich do karczmy, utopić smutek w winie lub piwie. Kiedy wychodzili z domów, całowali progi i mówili śląskie: "Zostańcie z Bogiem". Nie oglądali się do tyłu, tak kazał stary przesąd.

Ojciec chyba do armii szedł bez przekonania. Inni w większości chyba też. Ale trudno mi wejść w ich skórę. Choć spotkałem się z takimi opiniami, że jak tu wkroczyli Niemcy w 1939 roku, to każdy chłopak chciał iść do Wehrmachtu. Bo ci żołnierze tak pięknie wyglądali. Ale potem, jak poszli na Rusa, to się im odechciało.

Tu, na Śląsku, do dziś jest pełna labilność narodowa. Szkoła uczy o rozbiorach. Ale potem człowiek sobie uświadamia - a co to ma wspólnego ze Śląskiem? Tu nigdy nie było rozbiorów.

Podziały narodowe szły przez rodziny. Mój dziadek był powstańcem śląskim, babcia była bardzo proniemiecka.

Kartka szósta: zazdrość o partyzantów

- Kiedyś podczas kłótni w internacie ktoś przezwał mojego kolegę Szwabem. Coś we mnie podskoczyło, poczułem się dotknięty, rzuciłem się do bójki. Potem dowiedziałem się, że ojciec tego chłopaka został rozstrzelany w czasie wojny. Ponoć przez Wehrmacht.

Przyszła Polska gomułkowska i kult partyzantów. Wszyscy wspominają: tu był jakiś oddział, gdzie indziej też. Tu blisko jest Dąbrowa, ale to już właściwe inny kraik. Gdybym tam powiedział o ojcu z Wehrmachtu, toby mnie pewnie zlinczowali. Niczego pewnie w życiu tak nie zazdrościłem jak tych ojców partyzantów, o których tyle pisano w podręcznikach do historii.

Potem brak ojca silnie czułem, jak mi źle było na kopalni. Kiedy skończyłem sztygarkę, pracowałem dwa lata na dole. Jak któremu koledze źle było, to jego ojciec latał po wszystkich znajomych sztygarach - no to znajdźta jakąś robotę mojemu synkowi, bo on tam na tym przodku prędzej czy później życie złoży. Wreszcie patrzę - synek, który się o wiele gorzej ode mnie uczył, ma teraz takie eksponowane stanowisko, a ja znowu nic.

Kartka siódma: front

- Najpierw tata trafił do jednostki w Alpach, 50 kilometrów od alpejskiej kwatery Hitlera. Potem byli w Holandii, nad morzem.

Może na początku to była przygoda romantyczna?

Proszę sobie wyobrazić. Pochodzisz z Bojszowów i nagle jesteś w letniskowej, pięknej miejscowości. To czujesz się wyróżniony. A potem jedziesz nad północne morze, do Haarlemu. Dzisiaj to dzielnica narkomanów w Amsterdamie, ale wtedy to była taka plażowa miejscowość.

Zachowało się pięć listów z frontu: " Moja Ukochana Żono, niy pragnij tam dużo, ino rób tela, bele byś z tym dzieckiem użyła. Bo ja to już żodnego bogactwa niy pragna, ino Boga prosza, żebych szczęśliwie jeszcze do Wos powrócił, tak samo mój Brat.

Leża w ruskim polu, w dziurze i pisza tyn list z wielkim strachym, bo mi kule nad łebym gwizdajom. Niy gorsz się, Moja Żono, że Ci mało pisza, bo jo musza maszerować kożdy dziyń po 20 kilometrów, to mi się na wieczór nic niy chce. Tela mnie ino cieszy, że maszeruja bliżyj chałpy. Jaki to moji życi jest, tego Ci, Moja żono, opisać niy idzie.

Jakbyś mnie teraz widziała, to byś mnie niy poznała. Od bagna jest żech parszywy jak ropucha. Myć się i golić niy ma kaj i czasu, bo nos goniom do zadku bez litości.

A teraz chca pozdrowić wszystkich w doma i wszystkich krewnych. Kochana Żono, wszystkiego najlepszego od Pana Jezusa miłego. Zostań z Bogiem.

A ciebie, mój Alojzku, zasyłom kusika...".

- Policzyłem, że 604 dni był w wojsku. Myślę często: ile nocy w łóżku przespał, a ile w ziemi. Ile razy za nami zatęsknił, a ile razy przeklinał wojnę. A ile razy zachwycał się pięknem tamtejszej ziemi. Matce z Holandii, zamiast przysyłać pocztówkę z kwiatami, to przysłał z krowami, i pisał: Wiktusia, bo mamusi było Wiktoria, jakie tu są ładne krowy. Bo tak chłop pisał. Mój ojciec kochał gospodarkę.

Był na urlopie w 1942 roku. Szukał partyzantów w lesie, chciał do nich uciec z armii. Ale nie znalazł. Potem zaszył się u ciotki. Po kilku dniach powiedziała, że przecież mogła przechowywać swoich synów, którzy też byli w wojsku, a nie jego. Wrócił do armii.

A na froncie wschodnim z armii już nie uciekali. Bo się Rosjanie nie patyczkowali, rozstrzeliwali uciekinierów.

Nienawidzili się z Petersenem, dowódcą. On był Niemcem spod granicy duńskiej. Nienawidził Górnoślązaków. Chciał ojca zastrzelić, bo ten gdzieś zgubił broń. Ci żołnierze zamierzali nawet Petersena zlikwidować. Jak on dał komendę: feuer, ognia, to się gdzieś tracił, krył i znajdował się dopiero na miejscu, które mieli wyznaczone do odwrotu.

Kartka ósma: śmierć

- Jak mój ojciec umierał? Długo czy krótko? Słyszałem o różnych śmierciach żołnierskich. O ojcach płonących na morzu. O wybebeszonych na polu bitwy. Do domu zwykle przychodziły listy, że umarł od kuli w głowę. Potem się rodziny pocieszały, że tyla w tym szczęścia i dobrego, że śmierć miał lekką, bo ino kulka w głowę. A w rzeczywistości było zupełnie inaczej.

Jak po latach spotkałem jego kolegę z wojska, Sosnę, to on przypuszczał, że ojca rozjechał czołg. Bo Rosjanie tak dobijali Niemców na froncie. Uganiali się za nimi po polu i rozgniatali gąsienicami.

Pamiętam takiego pana, co po wojnie grał na weselach na akordeonie. Nie miał nóg. Czołg mu nogi rozjechał. Ten miał szczęście, bo był mróz, krew zamarzła, znalazła go jakaś rosyjska dziewczyna, a że był gryfny, czyli ładny, to go wzięła do chałupy i podleczyła.

Mój tata takiego szczęścia nie miał, żeby stracić tylko nogi.

Kartka dziewiąta: jaskółki

- Kiedyś dziadek mi powiedział: - Wiesz, zmarli wracają na Wszystkich Świętych jako jaskółki. I ja kiedyś, w jakąś listopadową noc, nagle słyszę, że jakaś jaskółka trzepie się za oknem. Odsłaniam zasłony, a tam w oknie twarz ojca.

Zna pan słynną rozmowę księcia duńskiego z ojcem w lesie? Już byłem dorosły, to było w latach 80. Poszedłem kiedyś do lasu i miałem wrażenie, że ojciec idzie za mną w lesie. Bałem się odwrócić, żeby serce nie pękło, gdybym go zobaczył.

Ojciec często przychodzi do mnie w snach. Raz miałem nawet taki sen, w którym się oddalał. Pomyślałem, że pewnie to byłby dzień jego naturalnej śmierci - miałby wówczas 86 lat.

Kartka dziesiąta: inni

Alojzy Lysko policzył:

Z Bojszowów podczas wojny do niemieckiej armii powołano około 300 mężczyzn.

Tylko jeden zgłosił się na ochotnika, resztę wcielono.

eden ukrywał się w lasach i opuszczonych stodołach, schwytano go w 1944 roku i rozstrzelano.

Trzech po przysiędze uciekło: jeden podczas transportu, jeden nie wrócił z urlopu, jeden uciekł z linii frontu.

60 zginęło na froncie. Od Stalingradu i Kaukazu po Normandię.

Czterech uciekło z niemieckiej armii podczas ofensywy Armii Czerwonej - dotarli na Górny Śląsk i ukryli się w domach. Zadenuncjowali ich sąsiedzi, a Rosjanie wywieźli do łagrów. Jeden nigdy nie wrócił.

42 powróciło jako inwalidzi: trzech bez rąk, dwunastu bez nóg albo nogi, trzech psychicznie okaleczonych, trzech głuchych, dziewięciu ograniczonych ruchowo i z ubytkami ciała - bez palców u rąk i nóg, bez stopy, z usztywnionym kończynami, z cieknącymi z odmrożenia ranami, oszpeceni, zatruci.

Siedmiu wkrótce po powrocie zmarło w wyniku poniesionych ran (w ciągu pięciu lat po powrocie).

Po zabitych i przedwcześnie zmarłych pozostało 21 wdów i 35 sierot.

Względnie całych i zdrowych powróciło 180. Wielu trafiło w sam środek rodzinnych tragedii: ukochana dziewczyna z dzieckiem po gwałcie rosyjskiego żołnierza, śmierć ojca i matki, spalone albo obrabowane gospodarstwo, zaminowane pole, obce rodziny w domu.

Jako "Szwaby" w kopalniach mogli szukać pracy tylko jako halerzy, czyli górnicy przodowi, bo znali się na materiałach wybuchowych i zagrożeniach. W fabrykach zatrudniano ich do produkcji dynamitu dla górnictwa. W rolnictwie przy pługu ciągniętym przez najgorszą we wsi szkapę, najlepsze konie poszły na wojnę.

Sieroty czuły to samo co Alojzy Lysko. Inny osierocony syn, Ludwik Kapiasa z Bojszowów, opisywał: "Mój ojciec - to był dla mnie ideał. Poszedłbym za nim na kraniec świata, byleby go tylko zobaczyć, dotknąć, przemówić do niego. Chodzę po świecie od dziesiątków lat i wciąż czekam na jego powrót, choć dobrze wiem, że to się nie stanie. Mój ból pojąć mogą tylko rówieśnicy, którym wojna zabrała ojców. Bo tylko sieroty znają tę straszną gorycz samotności i tęsknotę za rodzicem. Lgnęliśmy do każdego mężczyzny, który był dobry dla nas jak ojciec, uśmiechał się, głaskał po głowie. Byliśmy jak psy przybłędy".

Kartka jedenasta: grób

- Cztery razy byłem w Związku Radzieckim. Dlatego że z uczniami zwyciężaliśmy w olimpiadach wiedzy o Polsce i świecie współczesnym, a nagrodą dla nauczyciela była wycieczka. Wycieczka przeważnie zaczynała się albo kończyła w Kijowie lub Lwowie. Jechałem więc przez pola, gdzie walczył mój ojciec. I gdzie zginął. W czasie tych wyjazdów myślenie o ojcu zamieniało się w ogromną ranę.

Szukałem miejsca, żeby pochować ojca. Z tego wzięło mi się też chodzenie po miejscowych cmentarzach i opisywanie grobów - napisałem o nich książkę. Co roku 1 listopada poszczę przez wzgląd na pamięć mojego taty.

W czasie jednej takiej wycieczki pojechałem kiedyś autobusem szukać miejsca, gdzie zginął. Ale już bałem się, że nie zdążę na pociąg powrotny do Polski, więc wysiadłem i tylko nazbierałem ziemi gdzieś na ukraińskim polu.

Jak mama zmarła, to nasypałem tej ziemi do jej grobu. Miałem więc grób obojga rodziców. Napis, że tu mama leży, i prochy poległego taty. Bez dodatkowych szczegółów.

Źródło: Duży Format
http://wyborcza.pl/1,75248,2912052.html




Kris - Pon Sty 18, 2010 1:41 pm

Dokument - Dzieci Wehrmachtu
Autor: settembrini☺ 21.09.09, 19:05
Dodaj do ulubionych
Odpowiedz
Na forum RAŚ zalinkowano tytułowy film. Wiadomo, że dziś dotarcie do górnośląskich żołnierzy formacji niemieckich jest utrudnione z wielu względów, niemniej film uważam za interesujący, choć szkoda, że nie udało się uzyskać wypowiedzi osób, o których pisano np. w "Jaskółce Śląskiej", film na pewno by wówczas lepiej oddawał realia. Śledzimy poszukiwania grobu ojca Alojzego Lyski.

www.dzieciwehrmachtu.pl/

Do obejrzenia za friko (po uprzednim zalogowaniu) www.iplex.pl/vod/p705-dzieci_wehrmachtu.html


Do obejrzenia za friko (po uprzednim zalogowaniu) www.iplex.pl/vod/p705-dzieci_wehrmachtu.html



jacek_t83 - Czw Sty 21, 2010 7:31 am


Radni sejmiku przyjęli uchwałę upamiętniającą pomordowanych przez Armię Czerwoną

Na Śląsku uczczą ofiary Tragedii Górnośląskiej

Po wkroczeniu na Śląsk w 1945 roku Armii Czerwonej na Sybir wywieziono od 20 do 90 tysięcy Górnoślązaków. W tym roku ich pamięć zostanie oficjalnie uczczona.

O zbrodniach stalinowskich na Górnym Śląsku mówi się coraz więcej i głośniej. Rok temu przedstawiciele Ruchu Autonomii Śląska aby uczcić pamięć pomordowanych przeszli pieszo z placu Wolności w Katowicach pod bramę obozu w Świętochłowicach Zgodzie.

W tym roku z inicjatywy RAŚ powołano komitet obchodów rocznicy Tragedii Górnośląskiej, w którym zasiedli przedstawiciele stowarzyszeń regionalnych, IPN i instytucji kultury. To m.in. Józef Buszman, dr Adam Dziurok z IPN i Leszek Jodliński, dyrektor Muzeum Śląskiego. Komitet ten wystąpił do marszałka Bogusława Śmigielskiego z wnioskiem o podjęcie uchwały upamiętniającej tragiczne wydarzenia stycznia 1945 roku na Górnym Śląsku.

Dziś na posiedzeniu sejmiku uchwała została podjęta. "Sejmik Województwa Śląskiego składa hołd tysiącom Ślązaków, którzy od stycznia 1945 roku stali się ofiarami masowych zbrodni Armii Czerwonej. Cześć ich pamięci!" - tak brzmi oświadczenie radnych.

- Tragedia Górnośląska to określenie, które coraz silniej zakorzenia się w zbiorowej pamięci. Przez kilka miesięcy od wkroczenia w 1945 roku Armii Czerwonej na Górnym Śląsku miały miejsce akty terroru - aresztowania, egzekucje oraz wywózki na Sybir. Dlatego radni uznali za stosowne podjęcie takiej uchwały - mówi Aleksandra Marzyńska, rzecznik prasowy Urzędu Marszałkowskiego.

Z takiego obrotu sprawy zadowolony jest również przewodniczący RAŚ, Jerzy Gorzelik. - To kolejny krok ku przybliżeniu pamięci mieszkańców regionu tragicznych wydarzeń, o których przez blisko pół wieku nie wolno było głośno mówić. Cieszę się, że wokół idei udało się skupić stowarzyszenia regionalne i instytucje takie jak IPN czy Muzeum Śląskie. Liczę na udział w obchodach wszystkich, którym leży na sercu upamiętnienie losów niewinnych ofiar, skazywanych przez tak długi czas na zapomnienie - mówi Gorzelik.

Tymczasem komitet obchodów Tragedii Górnośląskiej wzywa wszystkich mieszkańców regionu do zapalenia w dniu 31 stycznia zniczy w miejscach mordów dokonanych przez Armię Czerwoną na ludności cywilnej, punktów zbornych, z których ruszały transporty do ZSRR i łagrów, w których osadzano Górnoślązaków

Natomiast na 30 stycznia zaplanowano kolejny Marsz Pamięci o Ofiarach Zgody, który ruszy w samo południe z katowickiego Placu Wolności pod bramę świętochłowickiego obozu - trasą, którą w 1945 roku pędzono więźniów.



Kris - Pią Sty 22, 2010 11:10 am
Śląskie prawo do bolesnej prawdy


Sowiecki czołg w centrum Gliwic w styczniu 1945 roku (© FOT. ARCHIWUM)

Dziennik Zachodni Agata Pustułka

2010-01-20 07:30:09, aktualizacja: 2010-01-20 07:30:09

Dzień Pamięci o Tragedii Górnośląskiej jako regionalne patriotyczne święto chcą czcić 31 stycznia przedstawiciele śląskich organizacji: Związku Górnośląskiego i Ruchu Autonomii Śląska.

Takiej formule upamiętnienia ofiar represji sowieckich na Górnym Śląsku i Opolszczyźnie sprzyja też Ruch Obywatelski "Polski Śląsk". - Byle tylko z rocznicy nie uczynić sprawy politycznej, do czego RAŚ ma skłonności - zastrzega prezes Ruchu Piotr Spyra i przypomina, że w 2007 roku z jego inicjatywy sejmik przegłosował podobną uchwałę.

Teraz jednak radni zamierzają nadać rocznicy charakter szczególny. Ma znaleźć się w kalendarzu regionalnych świąt patriotycznych.

Sprawa zdecyduje się w środę podczas sesji sejmiku wojewódzkiego, gdyż radny PO Józef Buszman, jednocześnie prezes Związku Górnośląskiego, chce, by stosowną uchwałę przegłosowali radni. Pierwszy krok już został zrobiony - rocznicy Tragedii Górnośląskiej patronują wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk oraz marszałek województwa śląskiego Bogusław Śmigielski.

- Liczę na zgodę wszystkich sił politycznych. Przed sesją odbędzie się spotkanie konwentu, gdzie przedłożę treść stosownej uchwały. To dla mieszkańców województwa śląskiego jedna z najważniejszych dat, choć wiedza o tych wydarzeniach przez dziesięciolecie do opinii publicznej dochodziła w formie szczątkowej, a wielu nie ma pojęcia o tych tragicznych momentach - wyjaśnia Buszman.

Tragedia Górnośląska to określenie stalinowskich okrucieństw jakich dopuściły się wojska radzieckie wobec cywilnej ludności Śląska.
- Dla wielu mieszkańców tej ziemi wojna nie skończyła się wraz z wejściem Armii Czerwonej - mówi dr Adam Dziurok naczelnik oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Katowicach, który znalazł się w komitecie organizacyjnym 65. rocznicy Tragedii Górnośląskiej. - Przez kilka miesięcy po wkroczeniu wojsk miało miejsce wiele aktów terroru. Nie tylko dla Sowietów, ale i Polaków Ślązacy byli zbyt niemieccy i za mało polscy. Prześladowania stopniowo wygasały. Liczbę ofiar trzeba liczyć w tysiącach. Niestety nie mamy na ten temat precyzyjnych danych.

Żołnierze radzieccy pacyfikowali całe miejscowości. Dochodziło do egzekucji oraz gwałtów. Sowieci postępowali zgodnie z instrukcją zawartą w "dziele" Ilii Erenburga "Zabić Niemca". Dla nich Ślązacy byli Niemcami...

- Od 20 do 90 tysięcy mieszkańców wywieziono do pracy przymusowej w radzieckich kopalniach. Niekiedy do Donbasu wyjeżdżała cała poranna szychta - mówi Jerzy Gorzelik prezes Ruchu Autonomii Śląska i dodaje: - Ślązacy mają prawo do pamięci historycznej, której odmawiano nam przez kilkadziesiąt lat.

Dlatego 30 i 31 stycznia w miejscach krwawych egzekucji zapłoną znicze, m.in. w Bytomiu Miechowicach, Przyszowicach, Mysłowicach, Świętochłowicach.
Według Gorzelika rocznica Tragedii Górnośląskiej powinna się stać pretekstem do głębszego spojrzenia w naszą przeszłość.

Przedstawiciele SLD w sejmiku, którzy trzy lata temu, podczas głosowania nad uchwałą upamiętniającą rocznicę Tragedii Górnośląskiej wstrzymali się od głosu nie chcą, by wydarzenie stało się pretekstem do wywołania antyrosyjskiej awantury.

- Nie możemy jątrzyć. Ale zgadzam się: trzeba edukować, odkrywać białe plamy, pokazywać fakty, upamiętniać. Rosyjscy żołnierze byli także ofiarami stalinowskiej propagandy - ocenia Michał Czarski szef klubu radnych SLD.

O edukacyjnych korzyściach jakie płyną z przypomnienia styczniowych wydarzeń mówi też dr Dziurok. - W świadomości Polaków tych wydarzeń po prostu nie ma. Gdy ktoś ze Śląska chce o nich przekazać informacje bywa posądzany o rewizjonizm. Nie ma lepszej okazji, by wytłumaczyć złożoność śląskich losów właśnie na tym przykładzie - wyjaśnia naukowiec.

------------------------------------------------------------------------------

Nie wykorzystujmy tej tragedii

Z prof. Zygmuntem Woźniczką, historykiem z Uniwersytetu Śląskiego rozmawia Agata Pustułka

Był pan jednym z pierwszych historyków, którzy ujawnili prawdę związaną z represjami jakie dotknęły Ślązaków ze strony Armii Czerwonej.
Do informacji, także dla mnie wówczas szokujących, dotarłem, gdy w latach 90. ubiegłego wieku pracowałem w komisji ds. zbadania zbrodni przeciwko narodowi polskiemu. Udało się zebrać wyjątkowy materiał badawczy, zaś w efekcie powstała publikacja, która stała się wydawniczym hitem.

Czy to dobrze, że ta rocznica będzie upamiętniona w formie święta?
Tak, ale nie chciałbym, aby wydarzenia te zostały wykorzystane do zbijania kapitału, do forsowania haseł związanych z autonomią.

To możliwe?
Obawiam się, że Ruch Autonomii Śląska może mieć takie zamiary. Warto pamiętać, że represjonowani byli nie tylko Ślązacy, ale też Polacy, bo stalinowski terror spotkał i jednych i drugich.Nie chciałbym, aby uczczenie rocznicy było okazją do podziału naszego regionu na dobrych i złych. Byłoby najgorzej, gdyby historia dla wszystkich bolesna stała się zarzewiem konfliktu.

---------------------------------------------------------------------
To właśnie pogranicze

Z Pawłem Nowokiem z Rudy Śląskiej rozmawia Agata Pustułka

Pana rodzina ucierpiała w 1945 roku. Jak pamięta pan tamte lata?
Na początku muszę powiedzieć, że inni byli poszkodowani bardziej. Moja rodzina to po prostu taki symbol śląskich losów, terenu pogranicza. Np. najstarszy brat Walter został wcielony do Wehrmachtu, ale podczas kampanii na Wschód udało mu się zbiec i wstąpić do Armii Radzieckiej, z którą doszedł aż do Berlina. Był potem tłumaczem, zamieszkał w NRD.

Młodszego brata Leopolda Rosjanie chcieli wywieźć na Sybir?
Tak. Został nawet przewieziony do Knurowa, do takiego przejściowego obozu. Wprost z domu wzięli go milicjanci. Ale udało mu się zbiec razem z kilkoma kolegami. Do Knuro-wa trafiła też moja siostra. Matka wybłagała jednak żołnierzy, żeby ją puścili. Sąsiedzi dali nam dobre świadectwo, zaświadczyli, że pomagaliśmy rodzinom więźniów Oświęcimia. Ojciec też o mało co nie trafił do Rosji. Dwa tygodnie przebywał w areszcie.

Czy uważa pan, że trzeba upamiętniać wydarzenia 1945 roku?
Oczywiście, ale trzeba mieć na uwadze, że wszędzie są ludzie dobrzy i źli, że nie ma sytuacji czarno-białych, a poza tym los często płata nam okrutne figle.

http://www.dziennikzachodni.pl/slask/21 ... ,id,t.html




Kris - Sob Sty 23, 2010 11:30 am
Wyzwolenie i gehenna. Co zdarzyło się w 1945 r.?


Przed bramą obozu Zgoda w Świętochłowicach (© Fot. ARC)

Agata Pustułka

2010-01-22 13:31:04, aktualizacja: 2010-01-22 13:40:40

Wizja mieszkańców Górnego Śląska witających Armię Czerwoną z uśmiechem na ustach nie wytrzymuje próby w zetknięciu z faktami.

Pierwsi Rosjanie pojawili się w Katowicach 27 stycznia 1945 roku. Ich wejście poprzedził ostrzał artyleryjski. Z relacji świadków tamtych chwil wynika, że przede wszystkim byli bardzo głodni. W penetrowanych od piwnic po strychy kamienicach szukali jedzenia. Mieszkańcy byli zdezorientowani i bardzo się bali. Mieli jednak szczęście. Tereny dawnej II Rzeczpospolitej wojska radzieckie traktowały łaskawiej, niż te należące do III Rzeszy.

Rok 1945 pokazał całą złożoność historii Śląska, a jego następne miesiące ogromny dramat terenu pogranicza, gdzie ścierały się ze sobą narodowe żywioły. Dziś ta przeszłość powraca do nas z okazji 65. rocznicy Tragedii Górnośląskiej, wydarzeń, które wiążą się z pasmem sowieckich represji skierowanych przeciwko Ślązakom w pierwszych miesiącach 1945 roku. Tragedia Górnośląska to jedna z białych plam naszej przeszłości. Nie pisze się o niej w podręcznikach historii. Sejmik Województwa Śląskiego właśnie uczcił wydarzenia specjalną uchwałą. W przyszłości ostatni dzień stycznia być może stanie się regionalnym, patriotycznym świętem.

- Najpierw jednak musimy upowszechnić obiektywną, pozbawioną interpretacji wiedzę na temat tragedii Ślązaków. To święto musi otrzymać akceptację mieszkańców, a nie tylko polityków. Zobaczymy, ile w miejscach mordów zapłonie zniczy, ile osób weźmie udział w Marszu Pamięci Ofiar Zgody, jaki wyruszy z placu Wolności - wyjaśnia Józef Buszman, przewodniczący Związku Górnośląskiego i radny PO w sejmiku, jeden z pomysłodawców święta.

O wywózkach śląskich górników do kopalń w Związku Radzieckim, co też było tematem tabu, opinia publiczna dowiedziała się dopiero w latach 90. XX wieku, choć do Donbasu wyjeżdżały niekiedy całe sterroryzowane szychty. W sumie, jak się oblicza, wywieziono od 20 do 90 tysięcy osób. W czasie pacyfikacji śląskich i opolskich miast i wsi mogło zginąć kilka tysięcy osób.

- Mamy prawo do pamięci, a tego prawa przez kilkadziesiąt lat nam odmawiano. Musimy nadrobić opóźnienie - namawia Jerzy Gorzelik, prezes Ruchu Autonomii Śląska.
Warto pamiętać, że elita śląska nastawiona propolsko była w okresie międzywojennym niewielka, ale bardzo wpływowa i aktywna. To właśnie ona, na czele z Wojciechem Korfantym, doprowadziła do wybuchu powstań, choć warto dodać, że Michał Grażyński i jego powstańcza Grupa "Wschód" traktowali Korfantego jak pół Polaka, pół Niemca.

Gospodarka górnośląska przed wojną funkcjonowała świetnie. Przede wszystkim był Skarb Śląski - podstawa ówczesnego rozwoju, a większa część podatku zostawała przecież w Katowicach, bo tylko część, mniej więcej ok. 30 proc. oddawana była do centrali, a reszta znajdowała się w dyspozycji Sejmu Śląskiego. Mosty, drogi, szkoły, sam budynek Urzędu Wojewódzkiego były symbolami potęgi województwa.

Nic dziwnego, że bogaty Śląsk był i dla Hitlera, i dla Stalina łakomym kąskiem.
Z danych Instytutu Pamięci Narodowej, który prowadzi szereg badań dotyczących najnowszej historii Śląska, wynika, że już 31 stycznia 1945 roku Józef Stalin wydał rozkaz, by dokonano ewidencji wszystkich urządzeń i surowców, jakie można by wywieźć do Związku Radzieckiego. Górny Śląsk potraktowano jak zdobycz wojenną. Wywieziono stąd tysiące ton stali, ogołocono walcownie, zakłady przemysłowe Gliwic, Łabęd, Katowic, ale także Sosnowca i Dąbrowy Górniczej. Znikały demontowane szyny, tory kolejowe...

Zima 1945 roku, wbrew wpajanej przez lata propagandzie, na terenie Górnego Śląska nie była czasem szczęścia. Bezsporny pozostaje fakt, że wraz z niemieckim wojskiem odszedł terror spod znaku Hitlera, ale przyszedł nowy, który niósł nowe zagrożenia i spowodował nowe ofiary.
Historycy nie mają wątpliwości, że działania Armii Czerwonej wobec ludności Górnego Śląska zamieszkującej tereny III Rzeszy miały charakter odwetu, zemsty.

Po przejściu frontu przez Górny Śląsk władze sowieckie i polskie w poniemieckich obozach umieszczały osoby narodowości niemieckiej, folksdojczów oraz podejrzanych o wrogi stosunek do nowego ustroju. Na przykład w oświęcimskim obozie koncentracyjnym osadzono wielu Górnoślązaków przed wywiezieniem do ZSRR. Do dużych obozów - dawniej filii KL Auschwitz - w Jaworznie, Mysłowicach i Świętochłowicach kierowano setki zatrzymanych mieszkańców Górnego Śląska, których "winą" często było jedynie posiadanie II grupy volkslisty. W atmosferze nagonki na Niemców rolę kozła ofiarnego odgrywały nawet kobiety z dziećmi czy kilkunastoletni chłopcy.

- Zatargi sąsiedzkie, rodzinne czy też chęć zagarnięcia majątku były często powodem donosów - przypomina dr Adam Dziurok, kierownik Biura Edukacji Publicznej katowickiego oddziału IPN.
Oficjalnie w świętochło-wickim obozie zmarło, zginęło lub popełniło samobójstwo 1855 osób. Wiele z nich pochłonęła epidemia tyfusu.
Trudne śląskie rocznice wymagają rzetelnych badań i dyskusji. Mówienie o przeszłości to rodzaj oczyszczenia. Historia, wbrew pozorom, ma ogromne znaczenie dla dzisiejszego województwa śląskiego, które po reformie administracyjnej sklejone z trzech dawnych województw: katowickiego, bielskiego i częstochowskiego, podjęło duży trud integracji.

- Historię trzeba odkrywać bez względu na to, czy jest dobra czy zła, bolesna czy łaskawa. Nie można jej zakłamywać, bo musimy się uczyć na błędach przodków i sami ich nie popełniać - ocenia Dariusz Jurek z Forum dla Zagłębia Dąbrowskiego i dodaje: - Zdecydowanie przeszłość nie powinna nas dzielić. Wszyscy tworzymy region, w którym wzajemne różnice należy szanować. I, na Boga, nie wykorzystujmy tej sprawy dla robienia politycznych karier.

Na emocje, jakie budzi rocznica Tragedii Górnośląskiej wskazuje wczorajsza reakcja Związku Ludności Narodowości Śląskiej, który ze względu na osobę lidera, Andrzeja Rocznioka, jest kojarzony jako organizacja skrajnie autonomistyczna i rozliczeniowa.
W specjalnym oświadczeniu czytamy, że za chwalebne należy uznać upamiętnienie Tragedii Górnośląskiej przez Sejmik Województwa Śląskiego.Jednak niepokój budzi fakt, że zawężona zostaje lista sprawców do Armii Czerwonej.

Zdaniem ZLNŚ bezdyskusyjny jest bowiem udział w tej zbrodni strony polskiej i komunistów niemieckich.
-Udział polskiej strony nie powinien być pomijany, gdyż fałszuje to historię. My bardziej spodziewamy się przeproszenia za ten okres ze strony władz polskich oraz zadośćuczynienia nielicznym żyjącym ofiarom, a nie przemilczania winy - pisze Roczniok i dodaje. - Liczymy, że w przyszłości wszyscy sprawcy Tragedii Górnośląskiej będą przez sejmik wymieniani i napiętnowani.
Te ostre słowa na początku gromadzenia odmitologizowanej wiedzy historycznej z pewnością nie będą pomocne.

Niewątpliwie jednak korzyści wszystkim przyniosłoby stworzenie zapowiadanej encyklopedii Śląska.
Inicjatorzy wciąż oczekują na przyznanie unijnych środków wysokości 800 tysięcy złotych. - Sprawa miała być rozstrzygnięta w styczniu, ale zdaje się, że się przesunie - mówi prof. Marek Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego, entuzjasta publikacji.

Jego zdaniem właśnie w encyklopedii jest miejsce na wypełnienie wszystkich białych historycznych plam.
- Zgodnie z najlepszą, pozbawioną stronniczości wiedzą uniwersytecką - dodaje prof. Szczepański.

Nie jesteśmy Wólką Węglową

Z prof. Zygmuntem Woźniczką, historykiem z Uniwersytetu Śląskiego
rozmawia Agata Pustułka

Wyzwolenie czy zniewolenie? Czym dla mieszkańców Górnego Śląska i Zagłębia było wkroczenie Armii Czerwonej?
Dla Zagłębiaków było to wyzwolenie i jednocześnie zniewolenie, tak jak i dla reszty Polski, bo Polska odzyskała niepodległość, ale nie była to niepodległość pełna. Podobnie dla Ślązaków reprezentujących polską opcję, wyzwolenie było połowiczne. Polska, do której tak dążyli, nie była Polską ich marzeń.

Podwójne nieszczęście spotkało tych, którzy nie czuli się ani Polakami, ani Niemcami, tylko Górnoślązakami...
Tak, bo byli zawieszeni między Polską a Niemcami. Dla jednych i dla drugich Górnoślązacy byli w pewnym sensie obywatelami drugiej kategorii, byli podejrzani. Dla nich wejście Armii Czerwonej stało się wręcz początkiem okupacji. Warto dodać, że zakończenie wojny na Śląsku trwało około pół roku. Rosjanie zajęli Gliwice, Zabrze, Bytom w lutym 1945 roku, ale Cieszyn dopiero w maju. Gdy pierwsi mieszkańcy Górnego Śląska zaczęli być wywożeni do radzieckich kopalń, to pod Raciborzem, Wodzisławiem, funkcjonowała jeszcze władza niemiecka.

O deportacjach Ślązaków w głąb Związku Radzieckiego nie przeczytamy jednak w polskich podręcznikach...
Niestety. Rosjanie po zajęciu terytorium dawnej III Rzeszy zaczęli stosować politykę dziel i rządź. Ze Związku Radzieckiego przyjechali na Śląsk niemieccy komuniści, z komitetu "Wolne Niemcy". Początkowo zresztą łudzili się, że tu nadal będą Niemcy.
W tym czasie przez kilka miesięcy Rosjanie współpracowali tylko z nimi. Pozwolili nawet wydawać im gazetkę, utworzyć służbę porządkową. Próbowali stworzyć miniaturkę późniejszej NRD. Dziś wiemy, że była to taka próba generalna.

Przeciętny Polak powinien zdawać sobie sprawę ze złożoności śląskiej historii. Nie przebija się ona jednak do powszechnej świadomości. Z czego to wynika?
Wina leży też po naszej stronie. Sami skazujemy się na prowincjonalność. Nie możemy nawet Instytutu Śląskiego powołać.
W tej sytuacji ton dyskusji narzuca Ruch Autonomii Śląska... Niestety, Jerzy Gorzelik, prezes RAŚ, narzuca bardzo jednostronne spojrzenie na historię Śląska. Z drugiej strony patrzy się na Śląsk, jak na skansen kulturowy. Poza tym Śląsk dla całej reszty kraju wciąż jest ziemią, gdzie mieszkają głupie Ślązoki, które godają w niezrozumiałym języku. Warszawka traktuje nas jak Wólkę Węglową, a my nie potrafimy się wypromować, co np. potrafi robić Wrocław.

Czy historia Górnego Śląska bardziej teraz dzieli mieszkańców województwa?
Przede wszystkim mamy do czynienia z ogromną niewiedzą historyczną zwykłych ludzi. Na to nakłada się działalność osób skupionych wokół różnych ugrupowań politycznych, dla których interpretacja historii stałą się polityczną trampoliną. Teraz większość mieszkańców ocenia rzeczywistość na podstawie pewnych klisz: zły Zagłębiak, dobry Ślązak. Według osób pielęgnujących takie podziały na Śląsku przez lata trwała zagłębiowska okupacja. Te klisze są utrwalane w mediach, bez poparcia ich żadnymi badaniami naukowymi. A nie muszę dodawać jak stereotypy są nośne. Zadajmy sobie pytanie, czy powstała dobra, licząca się monografia Śląska lub Zagłębia po 1945 roku? Nie. A to byłaby podstawa do formułowania sądów.

Sejmik Województwa Śląskiego właśnie przyjął uchwałę, w której uczczono pamięć ofiar sowieckich sprzed 65 lat.
O Tragedii Górnośląskiej trzeba pisać, ale nie na zasadzie, że winnymi byli Polacy. Jeśli mamy mówić o tych wydarzeniach, to zachowajmy proporcje. Także wielu Górnoślązaków było w SS, gestapo, a sowieckie represje dotykały również polskich działaczy niepodległościowych, AK-owców, działaczy organizacji "Wolność i Niezawisłość", której struktury przeniosły się na Śląsk. Zresztą, mówiąc o Śląsku po 1945 roku musimy docenić niezwykle ważny żywioł Kresowiaków, którzy przynieśli tu etos walki o niepodległość. W 1946 roku właśnie w Bytomiu i Gliwicach odbyły się, największe po krakowskich, demonstracje z okazji rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja, choć władze komunistyczne zakazały świętowania.

Na Śląsku wciąż nie ma zgody jak interpretować wydarzenia związane z wejściem Armii Czerwonej.
Do 1939 roku Górny Śląsk był obszarem podzielonym między dwa organizmy państwowe: Polskę i Niemcy. Trochę inaczej wejście Armii Czerwonej odbierali zapewne Górnoślązacy utożsamiający się przed wojną z państwem polskim, a inaczej ci, dla których Niemcy były "ojczyzną dalszą".
Jako historycy mamy podejrzenia, że oddziały sowieckie wkraczające na tereny przedwojennej Rzeczpospolitej np. do Katowic były bardziej trzymane w ryzach. Oczywiście też zdarzały się gwałty i zabójstwa, ale wiele wskazuje na to, że czerwonoarmiści byli zapewne dyscyplinowani przez dowódców, byli bardziej "grzeczni". Po przekroczeniu granic dawnej Rzeszy, w Gliwicach czy Bytomiu, kolokwialnie mówiąc, poluzowano im śrubę, choć z drugiej strony nie znamy żadnego rozkazu, który wskazywałby, że przełożeni oficjalnie zezwalali na represje i wybryki.

Pan prześledził historię wkraczania wojsk sowieckich do Gliwic, które mogą być symbolem zachowania czerwonoarmistów. Jak wyglądało wejście wojsk do miasta?
Tych wejść było kilka. Najpierw wchodziły jednostki uderzeniowe, frontowe, tzw. szpica. One przechodziły bardzo szybko. Kolejne grupy zajmowały się dokładniejszym penetrowaniem miasta, poszukiwaniem ewentualnych punktów oporu. Gdzieś jeszcze kryły się bowiem niedobitki złożone z volksturmistów, straży pożarnej, uzbrojonej młodzieży.

Do jakich ekscesów doszło podczas zdobywania Gliwic?
Przede wszystkim do mordów na ludności cywilnej. Jak każdy cios wymierzony w cywilów, tak i ten nie miał żadnego uzasadnienia militarnego. Ani w Gliwicach, ani w Zabrzu czy Bytomiu nie było praktycznie większych punktów oporu. To nie były miasta - twierdze. Zresztą mężczyźni zdolni do walki już wcześniej zostali wcieleni do Wehrmachtu i znajdowali się daleko od Śląska. Zostały kobiety, dzieci i starcy. Przed wejściem Armii Czerwonej ludzie ci chowali się najczęściej w piwnicach. Wystarczyło, że któryś z mężczyzn ubrany był np. w mundur listonosza, strażaka, kolejarza natychmiast stawał się celem ataku. Często z nieuzasadnionych przyczyn w piwnicach dochodziło do rozstrzeliwania ukrywających się tam cywilów. Działano bardzo chaotyczne. Żołnierze strzelali na oślep. Tylko część z ukrywających się ginęła, innym udawało się wydostać spod ciał zabitych.

Czy ginęły też kobiety i dzieci?
Tak. Z jednej spisanych przeze mnie relacji wynika, że serią w brzuch zabito kobietę na oczach jej dziecka. Były też przypadki rozstrzeliwania grup mężczyzn, całkowicie wymykające się racjonalnemu wytłumaczeniu. Wyciągano ich z kamienic. Nikt ich nie liczył, nie ustawiał ich pod ścianą, tylko po prostu nagle z kilku stron odzywały się serie z automatów. To wszystko sugeruje, że zachowania żołnierzy mogły być brutalnymi aktami zemsty za wojnę skierowanymi przeciwko tym, którzy ich zdaniem ją wywołali.

Czy wiadomo ile osób poniosło wtedy w Gliwicach śmierć?
Szacunki są różne. Kierownik archiwum Kurii Diecezjalnej w Gliwicach Józef Bonczol określił ilość zabitych na podstawie zapisów w księgach parafialnych. Kościół był bowiem wtedy jedyną instytucją cały czas funkcjonującą na terenie miasta i księża zapisywali informacje o zgonach, a często również i o pochówkach. Z danych Bonczola wynika, że w pierwszych dniach stycznia 1945 roku na terenie Gliwic zginęło ponad 800 osób. Przy czym na pewno nie są to dane pełne. Źródła niemieckie, autorstwa historyków-amatorów, dawnych gliwiczan, mówią o śmierci 1500 osób.

Czy wiadomo, ilu przed wojną mieszkało w Gliwicach Ślązaków?
Nie wiadomo. Strony polska i niemiecka naciągały statystyki na swoją korzyść. Jedno jest pewne, przed II wojną światową w Gliwicach mieszkało ok. 115 tysięcy osób, a pod jej koniec było to w zasadzie miasto wymarłe.

Czy na terenie Gliwic dochodziło do gwałtów?
Tak, chociaż jest to sfera bardzo wstydliwa, można by rzec zepchnięta do podświadomości ofiar. Bardzo trudno wydobyć relacje dotyczące tych wydarzeń. O skali zjawiska świadczy liczba aborcji, jaka miała miejsce w 1945 roku na Górnym Śląsku. Można nawet mówić o fali usuwania ciąży, które w pewnym zakresie znalazły odbicie w dokumentach Polskiego Czerwonego Krzyża. W materiałach, które udało mi się znaleźć, wstrząsa wiek gwałconych: od dziewczynek w wieku sześciu lat, do kobiet ponad 80-letnich. Gwałty te również przybierały charakter zemsty. Niektóre z nich to były gwałty zbiorowe. Udało mi się dotrzeć do kilku anonimowych relacji dotyczących tych dramatów, np. świadka, małej 7-8 letniej dziewczynki, która z okna strychu widziała jak żołnierze gwałcą córkę sąsiadów. Trzeba jasno powiedzieć - gwałty były zjawiskiem masowym i nie są wytworem antysowieckiej propagandy.

http://www.dziennikzachodni.pl/slask/21 ... ,id,t.html



maciek - Nie Sty 24, 2010 4:54 pm
^ cyt. Przeciętny Polak powinien zdawać sobie sprawę ze złożoności śląskiej historii. Nie przebija się ona jednak do powszechnej świadomości. Z czego to wynika?
Wina leży też po naszej stronie. Sami skazujemy się na prowincjonalność. Nie możemy nawet Instytutu Śląskiego powołać.
W tej sytuacji ton dyskusji narzuca Ruch Autonomii Śląska... Niestety, Jerzy Gorzelik, prezes RAŚ, narzuca bardzo jednostronne spojrzenie na historię Śląska. Z drugiej strony patrzy się na Śląsk, jak na skansen kulturowy. Poza tym Śląsk dla całej reszty kraju wciąż jest ziemią, gdzie mieszkają głupie Ślązoki, które godają w niezrozumiałym języku. Warszawka traktuje nas jak Wólkę Węglową, a my nie potrafimy się wypromować, co np. potrafi robić Wrocław.



Kris - Nie Sty 24, 2010 11:04 pm




salutuj - Nie Sty 24, 2010 11:34 pm
Tereny dawnej II Rzeczpospolitej wojska radzieckie traktowały łaskawiej, niż te należące do III Rzeszy.

Ale bzdura.
Tu też kradli, zabijali i gwałcili



miglanc - Pon Sty 25, 2010 12:42 am
Roczniok znowu się odezwał i jak zwykle jego denny poziom nie zawodzi. Ciekawe czym wg szefa ZLNŚ ma polegać wina "polskiej strony" w sprawie wywózek Górnoślązaków do ZSRR? Czy za to odpowiada rząd Arciszewskiego - ówczesne uznawane na świecie władze polskie?

Czerwona Armia to nie była armia zbawienia, tylko wojsko totalitarnego łamiącego prawa człowieka reżimu, który dał się we znaku w całej Polsce. Górny Śląsk ze względu na takie, a nie inne koleje losu był kolejnym miejscem rabunku i gwałtu, ale to tylko jedno z wielu takich miejsc na obszarze połowy Europy.

Jaka to niby "oficjalna propaganda" zabraniała mówić o zbrodniach Armii Czerwonej? Propaganda nacjonalistyczna, liberalna, katolicka czy komunistyczna? Ktoś tu lubi niedopowiedzenia...

W całym tym śląskim martyrologicznym dyskursie nie podoba mi się to stawianie Górnoślązaków w roli ofiar Polski. Górny Śląsk był tylko jednym z wielu obszarów dotkniętych zbrodniami Armii Czerwonej i komunistów. Tragedia naszych dziadków była takim samym tematem tabu jak wiele innych tragedii.

Pochwalam przypominanie o tych wydarzeniach, ale wykorzystywanie tej historii w celu stworzenia iluzji antagonizmu Polska versus Górnoślązacy dla doraźnego celu politycznego jest żenujące. Właśnie przez takich oszołomów jak Roczniok nikt nie traktuje tego regionu i jego historii poważnie. Dlatego właśnie w świadomości publicznej istnieje Katyń, ale nie to co się działo u nas.

Ad wywiad z prof. Wiżniczka

Kuriozalnym jest porównanie do Wrocławia. To miasto własnie kojarzy mi się z PR nastawionym na przelukrowana teraźniejszość i wizje pięknej przyszłości. Nie dostrzegam we Wrocławiu takiego rostrząsania tragicznej historii, jakie przytłacza dziś przestrzeń publiczną w Polsce. Pomijając humorystyczne wypominki wywózek cegieł do Warszawy, Wrocław kojarzy mi się z miastem optymistycznym i pragmatycznym. Mnie osobiście uprawianie polityki historycznej polegającej na ciągłym wspominaniu Powstania Warszawskiego, czy Katynia mdli. Miałem nadzieję, że nasz region będzie wolny od takich pretensji do matki historii i całego świata. Nie uważam co prawda, żebyśmy mieli zapominać o tragicznych wydarzeniach z przeszłości, ale wolałbym by zajmowały one właściwe miejsce - jako historia właśnie. Pamiętajmy, ale żyjmy dniem dzisiejszym.



Bruno_Taut - Pon Sty 25, 2010 8:44 am
Roczniok ma poniekąd rację. Tragedia Górnośląska nie oznacza bowiem tylko wywózek, które, choć pomagali przy nich Polacy, były sprzeczne z interesami polskich komunistów i doczekały się z ich strony reakcji (w wyniku czego ok. 5 tysięcy osób wróciło do domów). To także szereg zjawisk związanych z realizacją wizji państwa homogenicznego narodowo, podzielanej przez wszystkie znaczące polskie siły polityczne w Polsce i za granicą. Obozy takie jak np. Łambinowice nie służyly sowieckim, lecz wyłącznie polskim interesom. Sowietom zależało na pozyskaniu niewolników do pracy, Polakom na wyeliminowaniu elementu obcego narodowo. Nikt ani w PSL, ani w Londynie nie ubolewał nad losem niepolskich Górnoślązaków. Głosy protestu, które się pojawiały, dotyczyły wyłącznie praktyki (a więc poddawania represjom także polskich Górnoślązaków), a nie założeń polityki narodowej.

Sam zresztą potwierdziłeś racje Rocznioka, przypominając szum wokół Katynia i milczenie wokół Tragedii Górnośląskiej. TG nie pasuje do polskiej polityki historycznej, bowiem stanowi przejaw zbrodni nie tylko komunistów, ale także polskich nacjonalistów, a później zgodnej zmowy milczenia jednych i drugich. I dlatego jest o niej w mediach ogólnopolskich raczej cicho (pojawiają się sporadycznie dokumenty nadawane o późnych porach), a nie dlatego, że ktoś nie traktuje naszego regionu poważnie. I jest to najlepszym potwierdzeniem istnienia antagonizmu na linii państwo polskie - Górnoślązacy. Ci ostatni nie zawsze mieszczą się w ciasnej wizji poltyki historycznej uprawianej przez władze, co nieuchronnie prowadzi do napięć. Pozbawienie jakiejś wspólnoty prawa do pełnego, publicznego artykułowania własnej wizji historii, jest formą dyskryminacji.
Inna sprawa, jak Roczniok przedstawia swoje racje - ale to temat na odrębną dyskusję.

Kolejne przekłamanie w Twoim poście dotyczy zrównania zbrodni Armii Czerwonej na Gónym Śląsku i winnych regionach Polski. Otóż zbrodnie u nas miały inny wymiar i inną skalę. Nie chodziło o likwidację opozycji politycznej, ale, jak już pisałem, o pozyskanie siły roboczej. A ponieważ w Jałcie alianci pozwolili Sowietom na wykorzystanie niemieckich niewolników, więc siłą rzeczy owej siły roboczej szukano na terenach należących przed wojną do Rzeszy, lub też tam, gdzie można było wykazać istnienie sporej grupy volksdeutschów. Takim regionem był Górny Śląsk (w mniejszym stopniu także Pomorze).

I na zakończenie. Dziwi mnie niezmiernie, że jako humanista tak reagujesz na obchody rocznicy wydarzeń, o któych przeciętny mieszkaniec naszego regionu, nie mówiąc już o reszcie państwa, wie tak mało. Może gdybyś wziął udział w paru spotkaniach, które odbywają się w ramach tych uroczystości, gdzie członkowie rodzin ofiar nierzadko po raz pierwszy mają okazję opowiedzieć o losach swoich bliskich, Twoja optyka zyskałaby właściwą ostrość. Tak długo, jak wydarzenia 1945 roku nie staną się elementem świadomości historycznej Górnoślązaków, ale także Polaków, i jak długo urzędnicy państwowi będą starali się marginalizować ten temat, należy o nim przypominać z uporem.



miglanc - Pon Sty 25, 2010 12:42 pm
Primo Wysiedlenie Niemców nie było wymysłem jedynie polskich nacjonalistów, ale politycznym konsensusem jaki osiągnęły zwycięskie mocarstwa. Polskim nacjonalistom z pewnością nie w smak była duża mniejszość niemiecka na terenie Polski i chętnie uczestniczyli w procesach wysiedlania i czystkach etnicznych, ale to nie oni podejmowali decyzję.

To co zrobiono Górnoślązakom było jednym z epizodów procesu wysiedlenia Niemców z wschodniej i środkowej Europy. Sytuacja Górnoślązaków była z wielu powodów nietypowa, ale pod względem skali gwałtu nie ustępuje wielu innym regionom Polski.

Po drugie pojęcie dyskryminacja ma okreslone znacznie. Jesli media, znani historycy i politycy w tym kraju prezentuja okresloną wizję historii to nie jest dyskryminacja. Dyskryminacją byłoby dopiero zabronienie Roczniokowi i innym głoszenia własnej wizji historii. Nikt tego nie robi, a fakt że percepcja jaka prezenetuje pan Roczniok nie przebija się szerzej, w moim prywantym osądzie wynika z jej koslawosci, a nie warszawskie niechęci wobec Górnoślązaków.

Po trzecie o tragedii Górnoslązaków wiedza w naszym regionie jest spora. W mojej rodzinie i wśród znajomych mówi się o tym od dawna. Wydarzenie to jest wspominane na róznych spotkaniach organizowanych przez lokalny samorząd. Nie prawdą jest więc to, że nie istnieje ono w świadomości historycznej.

Po czwarte to jakie wydarzenia polityczne są świętowane zalezy od okreslonej linii politycznej. Politycy warszawscy świętują wydarzenia takie jakie pozwolą im zyskać poklask wyborców. Roczniok i ZLNŚ tworzą iluzję antagonizmu Polska - Górny Śląsk po to by zyskac okreslone cele polityczne u nas w regionie. I jedna i druga postawa moim zdaniem jest paskudna. Wyjasnia to jednak dlaczego media warszawskie poswiecaja wiecej uwagi takiej optyce historycznej jaka pasuje mieszkańcóm kongresówki, galicji i ludziom z kresów wschodnich - oni stanowią większość karteczek w urnach wyborczych. Nie jest to jednak dowód na celowe marginalizowanie czy jakiś wrogi stosunek państwa do nas. To jest polski, karykaturalny realpolitik i obrażanie sie na tę sytuacje przypomina Polandball.

Jak już powiedziałem mnie osobiście wykorzystywanie historii do rozgrywania celów politycznych bardzo się nie podoba. I kiedy organizacje Górnośląskie zachowują się tak samo jak L. Kaczyński taką samą sobie o nich wyrabiam opinię.



kiwele - Pon Sty 25, 2010 2:01 pm

Primo Wysiedlenie Niemców nie było wymysłem jedynie polskich nacjonalistów, ale politycznym konsensusem jaki osiągnęły zwycięskie mocarstwa. Polskim nacjonalistom z pewnością nie w smak była duża mniejszość niemiecka na terenie Polski i chętnie uczestniczyli w procesach wysiedlania i czystkach etnicznych, ale to nie oni podejmowali decyzję.

To co zrobiono Górnoślązakom było jednym z epizodów procesu wysiedlenia Niemców z wschodniej i środkowej Europy. Sytuacja Górnoślązaków była z wielu powodów nietypowa, ale pod względem skali gwałtu nie ustępuje wielu innym regionom Polski.

Po drugie pojęcie dyskryminacja ma okreslone znacznie. Jesli media, znani historycy i politycy w tym kraju prezentuja okresloną wizję historii to nie jest dyskryminacja. Dyskryminacją byłoby dopiero zabronienie Roczniokowi i innym głoszenia własnej wizji historii. Nikt tego nie robi, a fakt że percepcja jaka prezenetuje pan Roczniok nie przebija się szerzej, w moim prywantym osądzie wynika z jej koslawosci, a nie warszawskie niechęci wobec Górnoślązaków.

Po trzecie o tragedii Górnoslązaków wiedza w naszym regionie jest spora. W mojej rodzinie i wśród znajomych mówi się o tym od dawna. Wydarzenie to jest wspominane na róznych spotkaniach organizowanych przez lokalny samorząd. Nie prawdą jest więc to, że nie istnieje ono w świadomości historycznej.

Po czwarte to jakie wydarzenia polityczne są świętowane zalezy od okreslonej linii politycznej. Politycy warszawscy świętują wydarzenia takie jakie pozwolą im zyskać poklask wyborców. Roczniok i ZLNŚ tworzą iluzję antagonizmu Polska - Górny Śląsk po to by zyskac okreslone cele polityczne u nas w regionie. I jedna i druga postawa moim zdaniem jest paskudna. Wyjasnia to jednak dlaczego media warszawskie poswiecaja wiecej uwagi takiej optyce historycznej jaka pasuje mieszkańcóm kongresówki, galicji i ludziom z kresów wschodnich - oni stanowią większość karteczek w urnach wyborczych. Nie jest to jednak dowód na celowe marginalizowanie czy jakiś wrogi stosunek państwa do nas. To jest polski, karykaturalny realpolitik i obrażanie sie na tę sytuacje przypomina Polandball.

Jak już powiedziałem mnie osobiście wykorzystywanie historii do rozgrywania celów politycznych bardzo się nie podoba. I kiedy organizacje Górnośląskie zachowują się tak samo jak L. Kaczyński taką samą sobie o nich wyrabiam opinię.


Przyznam, ze taka umiejetnosc patrzenia na sprawy z pewnym dystansem jest mi dosyc bliska.



Bruno_Taut - Pon Sty 25, 2010 2:03 pm
Mylisz przyczyny ze skutkami. Otóż to polscy nacjonaliści (w tym także komuniści, którzy mówili wprost, iż chcą budować polskie państwo narodowe) zabiegali o możliwie korzystne rozwiązania terytorialne na zachodzie. Znaleźli adwokata w osobie Stalina. Czystki etniczne były konsekwencją zmian terytorialnych - trudno sobie wyobrazić, by w państwie polskim istaniała tak spora mniejszość niemiecka. Alianci nie mieli żadnego własnego interesu w wypędzeniu Niemców ze wschodnich prowincji. Dobili targu z Sowietami, którzy reprezentowali interesy polskich komunistów.

Skoro uważasz, że skala zbrodni była podobna w wielu innych regionach Polski, to prosiłbym jednak o konkrety. Gdzie istniała podobna ilość obozów, gdzie Armia Czerwona dopuściła się tylu mordów na cywilach i gdzie deportowano do ZSRR porównywalną liczbę ludzi?

Narzucanie przez publiczne media i system edukacji wizji historii, nieprzystającej do wrażliwości i doświadczeń jakiejś grupy, jest dyskryminacją tej grupy. Podobnie uniemożliwianie lub nawet utrudnianie upamiętnienia wydarzeń z przeszłości danej grupy przez instytucje państwowe nosi znamiona dyskryminacji. I twierdzę z pełnym przekonaniem, że w takim wymiarze Górnoślązacy są w Polsce dyskryminowani.

W Twojej rodzinie i wśród znajomych mówi się o Tragedii Górnośląskiej od dawna? Bardzo pięknie. Ale to żaden argument w dyskusji. Człowiek reprezentujący dyscyplinę humanistyczną, w dodatku posługującą się metodami empirycznymi, nie powinien opowiadać takich niedorzeczności. Polecam lekturę raportu o tożsamości młodzieży województwa śląskiego. Skoro ta wiedza jest spora, to dlaczego 85% uczniów nie jest w stanie wymienić żadnego wydarzenia z historii Górnego Śląska (a wśród pozostałych 15% niemal nikt nie wskazuje np. na wkroczenie Armii Czerwonej)?

Media nie są podmiotami, które kandydują w wyborach. Prezentacja problematyki związanej choćby z wydarzeniami 1945 na Górnym Śląsku nie wiązałaby się z żadnymi kosztami politycznymi. Co więcej, udział prezydenta czy premiera w obchodach rocznicy Tragedii Górnośląskiej także nie przyniósłby im strat. Stosunek państwa polskiego do Górnoślązaków jest po prostu lekceważący, a marginalizowanie wynika z buty i ignorancji. Twierdzenie jednak, że takie zjawisko nie ma miejsca, jest zaklinaniem rzeczywistości. Ma i antagonizm między państwem polskim, a Górnoślązakami, którym zależy na rozwijaniu własnej świadomości historycznej, jest faktem. Dowodzi tego wybuchająca co pewien czas "wojna pomnikowa" w województwie opolskim, czy sprawa tablic na Zgodzie, a także spór o pojęcie "polskich obozów koncentracyjnych", używane w odniesieniu do łagrów podlegających MBP czy UB.

Wykorzystywanie historii do rozgrywania celów politycznych może Ci się nie podobać, ale to jest właśnie obrażanie się na rzeczywistość. Wszędzie wizja historii jest uzależniona od sytuacji politycznej i wszędzie uprawia się politykę historyczną. Rezygnując jako Górnoślązacy z własnej polityki historycznej, wyrzekamy się swojej tożsamości, godząc się milcząco na to, by polityczne centrum urabiało naszą świadomość według swoich wzorców.
Tak więc Roczniok w większości przypadków ma rację - sprawcami Tragedii Górnośląskiej obok Sowietów byli Polacy, realizujący cele, z którymi identyfikowała się większość polskich elit politycznych; w Oświęcimiu funkcjonowały obozy koncetracyjne administrowane przez polskie władze itp., itd. Problem polega jednak na tym, kiedy i jak przedstawia się te fakty. Roczniokowi brakuje i wiedzy i wyczucia. Zupełnie bezsensowne były jego ataki na katowicki IPN, który akurat zrobił bardzo wiele dla odkrywania białych plam w naszej historii. Popieranie obecnego rosyjskiego stanowiska w historycznym sporze z Polską to głupota. I takie zarzuty można mnożyć. Ale negowanie istnienia konfliktu między oficjalną polską polityką historyczną a górnośląskim postrzeganiem dziejów i kwestionowania wynikającej z tego konfliktu dyskryminacji, jest, delikatnie rzecz ujmując, przesadą.



miglanc - Pon Sty 25, 2010 2:38 pm
Skoro uważasz, że skala zbrodni była podobna w wielu innych regionach Polski, to prosiłbym jednak o konkrety. Gdzie istniała podobna ilość obozów, gdzie Armia Czerwona dopuściła się tylu mordów na cywilach i gdzie deportowano do ZSRR porównywalną liczbę ludzi?



salutuj - Pon Sty 25, 2010 3:03 pm
Badanie świadomości autochtonów ma niewielkie znaczenie - gdyby ich wiedza i świadomość była większa od nieautochtonów świadczyłoby to jedynie o wciąz istniejącym wpływie domu, wychowania, gdyby była mniejsza świadczyłoby to o celowym i dominującym wychowywaniu i kształtowaniu świadomości historycznej przez szkołę, która tego nie uczy.



Bruno_Taut - Pon Sty 25, 2010 3:19 pm
1. Nie było regionów, w których wysiedlono niemal całą ludność. W pozostałych wschodnich regionach Niemiec zarządzona została ewakuacja. Na Górnym Śląsku Bracht chciał utrzymać do końca produkcję przemysłową i ewakuacji zaniechał. To pierwszy element decydujący o wyjątkowym statusie regionu. Drugi, to obecność na terenie dawnego województwa śląskiego 95% oficjalnych volksdeutschów (taki procent wpisany został na DVL), którzy zgodnie z instrukcją Radkiewicza z sierpnia 1944 roku uznawani byli za zadrajców narodu polskiego i przeznaczeni do osadzenia w miejscach odosobnienia na czes nieokreślony.

2. I to pisze socjolog? Twierdzisz, że w RP nikt nie jest dyskryminowany z jakiejkowliek przyczyny? Bo ja twierdzę, że ten zapis prawny, wobec dowolności interpretacji tego, czym jest dyskryminacja, pozostaje ozdobnikiem. Pewnie słyszałeś np. o dyskryminacji pośredniej. To, że śląskie dzieci nie obrywają już w szkole po łapach za ausdruki nie świadczy o braku dyskryminacji. Wystarczy, że uczy się je, że dziadkowie byli bandziorami, lub nie uczy się ich w ogóle o historii ich ziemi. A przecież ich rodzice płacą podatki tak samo jak synowie bohaterskich AK-owców.

3. Ja natomiast raport znam. Wyniki zostały podane także powiatami. W górnośląskich powiatach jest niewiele lepiej niż w niegórnośląskich. I bądźmy poważni. Publikacje nie świadczą o żadnej społecznej świadomości. Świadczą jedynie o tym, że paru naukowców zajmuje się tematem.

4. A ja nie dostrzegam, by ludzie woleli głosować na polityków, którzy poruszają kwestie teraźniejsze. Nie muszę chyba dowodzić, że w wystąpieniach publicznych zarówno Tuska jak i Kaczyńskiego historia zajmuje poczesne miejsce. Wystarczy skorzystać z google. I ludzie mogą sobie mieć politykę historyczną gdzieś. Ty bardziej będą jej poddawani.

5. A ja uważam, że udawanie, iż Górnoślązacy w roku 1945 nie byli ofiarami, to jakaś aberracja. I nie zauważyłem, by ktokolwiek z organizatorów obchodów rocznicy Tragedii Górnośląskiej uprawiał "ciągłe stawianie się w roli męczennika i ofiary".



miglanc - Pon Sty 25, 2010 3:56 pm

1. Nie było regionów, w których wysiedlono niemal całą ludność. W pozostałych wschodnich regionach Niemiec zarządzona została ewakuacja.Nastepnie zabroniono ludziom wrócić do domów. Dziwię się, ze historyk tego nie uwzględnia.


2. I to pisze socjolog? Twierdzisz, że w RP nikt nie jest dyskryminowany z jakiejkowliek przyczyny? Gdzie cos takiego widzisz? Ja napisałem, że jeśli masz dowód na dyskryminację to proszę bardzo - do prokuratury lub sądu cywilnego...


4. A ja nie dostrzegam, by ludzie woleli głosować na polityków, którzy poruszają kwestie teraźniejsze. Nie muszę chyba dowodzić, że w wystąpieniach publicznych zarówno Tuska jak i Kaczyńskiego historia zajmuje poczesne miejsce. Wystarczy skorzystać z google. I ludzie mogą sobie mieć politykę historyczną gdzieś. Ty bardziej będą jej poddawani.Ja zaś znam badania socjologiczne które wskazują, że dokopywanie komunistom, co niektóre środowiska polityczne chcą uczynić narodowym sportem Polski, nie cieszy się wielką sympatią społeczeństwa.


5. A ja uważam, że udawanie, iż Górnoślązacy w roku 1945 nie byli ofiarami, to jakaś aberracja. I nie zauważyłem, by ktokolwiek z organizatorów obchodów rocznicy Tragedii Górnośląskiej uprawiał "ciągłe stawianie się w roli męczennika i ofiary".Ja nie zauważyłem by ktoś udawał, że Górnoślązacy nie byli ofiarami.



Bruno_Taut - Pon Sty 25, 2010 4:07 pm
1. A to, że nie pozwolili im wrócić do domu to zbrodnia? Sam zauważyłeś, że czystki etniczne były usankcjonowane decyzją mocarstw. Zbrodnie popełniano przy realizacji tej decyzji, ale do tego konieczny był kontakt z wypędzanymi.

2. Dowody znajdziesz w każdym podręczniku do historii. Ale, że z tym państwem prawa nieco przesadziłeś, więc powstrzymam się od anagżowania prokuratora. O tym, co jest dyskryminacją, decydują politycy. Tak więc należy wymuszać odpowiednie decyzje polityczne. A do tego konieczna jest diagnoza sytuacji i stanowcze działanie.

3. I dziwnym trafem wygrywają partie, które dość regularnie dokopują komunistom. Zresztą, badania te, choć jak widać w niewielkim stopniu wpływające na wybory polityczne, świadczą źle o społeczeństwie i jego pamięci.

4. A ja zauważyłem. Niejaki Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny ROPWiM najwyraźniej nie chce przyjąć tego do wiadomości. Podobnie MEN zdaje się faktu tego nie zauważać.



miglanc - Pon Sty 25, 2010 4:41 pm
1. Jak dla mnie operacja przymusowego przesiedlenia ludności jakiegoś obszaru w inne miejsce jest łamaniem praw człowieka. Zsyłki na Sybir prawdopodobne były bardziej tragicznym epizodem, ale znowuż to nie była Górnośląska specjalność. Nietypowym dla tego regionu, a także Mazur, Kaszub i w mniejszym stopniu Wielkopolski był cały kontekst sytuacji ludności indyferentnej narodowościowo w czasach kiedy nacjonalizm miał swój szczytowy okres w historii. I tragedia górnośląska i przesiedlenie Niemców były tego efektem.

2. Ja posługuję się terminem dyskryminacja tak jak rozumie się go w naszym konsensusie prawno - politycznym.

3. No i jaką społeczeństwo polskie ma opinię o swoich partiach rządzących?

4 Nie znam wypowiedzi Przewoźnika negującej fakt wysyłania Górnoślązaków do obozów pracy i do ZSRR. Ale załóżmy, że takowa istnieje to i tak jest tylko jednostkowa wypowiedz. Inne zdanie na ten temat ma IPN i wielu historyków wypowiadających się w mediach na ten temat. Takie wypowiedzi spotykam często, w przeciwieństwie do negacji.



Bruno_Taut - Pon Sty 25, 2010 9:51 pm
1. Nie każde łamanie praw człowieka jest zbrodnią. No i w roku 1945 nie było jeszcze norm międzynarodowych, określających prawa człowieka, które zostały wóczs złamane. Dlatego potępienie moralne nie jest w tym przypadku równoznaczne z oceną prawną. Uniemożliwienie powrotu mieszkańcom wschodnioniemieckich prowincji było sprzeczne z pewnym dość powszechnie akceptowanym systemem wartości, ale nie z prawem.

2. A jak się ten termin rozumie w naszym konsensusie prawno-politycznym?

3. Ponad 40% poparcia dla PO, ponad 20% poparcia dla PiS.

4. To są działania i wypowiedzi wysokiego urzędnika państwowego. Konkretnie: negatywna opinia w sprawie propozycja upamiętnienia w Katowicach ofiar Tragedii Górnośląskiej 1945 r., uzasadniona tym, że wśród upamiętnionych mogliby się znaleźć członkowie formacji uznanych za zbrodnicze, majstrowanie przy tekście inskrypcji na Zgodzie (i przeredagowanie ich tak, że sugerowały, iż w obozie osadzono osoby kolaborujące z nazistami), wreszcie sugestia przekazana osobiście prezydentowi Świętochłowic, Eugeniuszowi M., by sprawą Zgody w ogóle się nie zajmować. Co do IPN. Katowicki oddział poproszony przez prokuraturę o opinię w sprawie użycia przez Rocznioka pojęcia "polskie obozy koncentracyjne" w odniesieniu do miejsc takich jak Zgoda stwierdził, że nie widzi znamion przestępstwa. Wtedy wmieszał się oddział warszawski, wystawiając własną opinię, sprzeczną z tą katowicką.



miglanc - Wto Sty 26, 2010 12:55 am
1 Nie zmienia to faktu, że dla mieszkańców tych ziem był to dramat.

2 Można sobie sprawdzić w ustawach i konstytucji.

3 To nie jest odpowiedz na moje pytanie.

4 To nie jest negacja faktu wywózek do obozów pracy i do ZSRR. To jest pewna interpretacja tych faktów - głupia, ale jednostkowa.

Z drugiej strony masz działania IPN, starania władz Polski o postawienie Morela pod sąd, mnóstwo publikacji w mediach.

Co do "obozów koncentracyjnych" to nie jest sprawa oczywista, czy takie sformułowanie jest słuszne. IPN używa okreslenia "obóz pracy".



Bruno_Taut - Wto Sty 26, 2010 8:01 am
1. Zgoda, ale to inny porządek rzeczy.

2. Konstytucja nie definiuje tego pojęcia. Skoro znasz jakąś definicją ustawową, to przytocz ją, proszę.

3. Ależ jest. Skoro w sondażach partia uzsykuje takie poparcie, to oznacza, że wyborcy myślą o niej na tyle dobrze, by na nią zagłosować.

4. To jest odmawianie wywiezionym i osadzonym statusu ofiar, a o tym tu mowa. Przewoźnik reprezentuje nie siebie, ale państwo.

Starania władz polskich o postawienie Morela przed sądem? Wolne żarty. Ja nazwałbym to starania o niepostawienie Morlea przed sądem. Fakty są takie - prokuratura dysponowała zeznaniami świadków i miała Morela na tacy. Wiedząc, że Salomon spędza większość roku w Izraelu przeciągała sprawę tak, by Morel z Izraela nie wrócił.
A kiedy postawiono zarzuty Gęborskiemu i w jakich okolicznościach? Dopiero po ukazaniu się książki "Oko za oko" i pikiecie pod katowickim mieszkaniem komendanta obozu w Łambinowicach.

Media są prywatne i należą do takich wydawców jak np. Neue Passauer Presse.

Obóz pracy jest także obozem koncentracyjnym. Większość nazistowskich i sowieckich obozów była obozami pracy.

Reasumując. Aktywa państwa polskiego wyglądają bardzo skromnie. I z reguły wynikają z zaangażowania pracowników katowickiego IPN - w większości Górnoślązaków. Dla instytucji państwa polskiego Tragedia Górnośląska jest wydarzeniem wyjątkowo niewygodnym. Kłóci się bowiem z lansowaną wciąż wizją narodu polskiego jako wiecznej ofiary. Nie dość, że Polacy występują tu w roli katów, to jeszcze wobec Górnoślązaków, według oficjalnej wersji historii także Polaków.



miglanc - Wto Sty 26, 2010 1:42 pm
3 Poparcie takiej czy innej partii nie jest tożsame z dobrą opinią o niej i innych partiach. Zwlaszcza w takim systemie politycznym jak w Polsce.

4 Przewoznik to reprezentant jednej instytucji, sa inne instytucje ktore maja na ten temat inne zdanie. Samo zas chlodne przyjecie propozycji uczczenia wywózek Górnoślązaków do obozów i ich deportacji może też być skutkiem niektórych poczynań pana Rocznioka i jego ludzi, którzy sa mistrzami w strzelaniu sobie w stopę.

Teza, że sytuacja Górnoślązaków ma kłócić się z obrazem Polski jako ofiary jest dyskusyjna. W Polsce niezwykle łatwo jest potraktowac taką zbrodnię jako zbrodnię komunistyczną. Poza tym od jakiegoś czasu co bardziej świadome osoby zdają sobie sprawę, że mit Polaków jako narodu w 100% niewinnego jest tylko mitem. W obecnej sytuacji umiejętne rozpropagowanie wiedzy o sytuacji Górnoślązaków w '45 jest możliwe, ale ja nie widzę tej umiejętności.



Prince - Wto Sty 26, 2010 9:56 pm
Chciałbym tylko wtrącić tutaj jedno:

U mnie w domu często mówiło się o wkroczeniu Armii Czerwonej. Więc nie był to temat tabu. Mimo wszystko nie wyrządzili tu aż takich szkód, ponieważ moje miasteczko po 3 powstaniu znalazło się w Polsce. Raczej z opowiadań mojej babci ruscy byli przedstawiani jako złodzieje pijacy i debile (inteligencji i obycia totalne 0 ). Już słynne było to jak opowidała, że kradli krany bo myśleli, że jak w domu przypną do ściany to poleci im woda. Poza tym wszystko co miało kolor złoty zabierali. Chociaż złota w tym było niewiele:P Gorzej o tym opowiadał wujek, którego rodzina była niemiecka. Ojca mu zabili, a matke z dzieciakami wywieźli. Na szczeście wrócili, ale było im bardzo ciężko.

Na pewno wkroczenie armii czerwonej i jej totalny brak poszanowania dla wszystkiego co tu istniało było dla Śląska ogromną tragedią. Prawda jest taka, że zniszczyli nasze dziedzictwo, przesiedleniami doprowadzili do dewastacji miast. Wiele osób zginęło i wiele nakradli, rozebrali też sporo zakładów przemysłowych. Uważam, że o tym trzeba mówić i bardzo dobrze, że się o tym przypomina.

Nasza historia jest ogólnie nieznana im więcej akcji by o niej mówić tym lepiej. Jeżeli nie wiemy skąd pochodzimy, nie bardzo też wiemy dokąd iść. Dlatego kompletnie nie rozumie słów krytyki...



salutuj - Wto Sty 26, 2010 11:15 pm
u mnie wywieziono kuzyna pracioci i nie wrócił
doniósł na niego były powstaniec (który przed powstaniem za przywoleniem kradł węgiel, bo działał w grupie szykujej się do powstania) jako na "germańca"
poza tym ruscy kradli co popadnie. whodzili do domów i zabierali co chcą. a niektórzy powstańcy w latach między wojnia byli nie lepsi bo też dawali [Ślązakom] odczuć "polską wyższość" i "kto tu teraz rządzi"



Bruno_Taut - Śro Sty 27, 2010 12:09 am

Chciałbym tylko wtrącić tutaj jedno:

U mnie w domu często mówiło się o wkroczeniu Armii Czerwonej. Więc nie był to temat tabu.


Wybacz, ale jak przypuszczam, masz mniej niż 30 lat, a więc świadomie mogłeś się przysłuchiwać takim dyskusjom już w czasach RP, a nie PRL. A temat tabu zbrodnie sowieckie stanowiły w okresie socjalizmu. Zbrodnie polskich komunistów nieco dłużej.



Prince - Śro Sty 27, 2010 7:39 am

u mnie wywieziono kuzyna pracioci i nie wrócił
doniósł na niego były powstaniec (który przed powstaniem za przywoleniem kradł węgiel, bo działał w grupie szykujej się do powstania) jako na "germańca"
poza tym ruscy kradli co popadnie. whodzili do domów i zabierali co chcą. a niektórzy powstańcy w latach między wojnia byli nie lepsi bo też dawali [Ślązakom] odczuć "polską wyższość" i "kto tu teraz rządzi"


Musisz jednak uświadomić sobie, że wcześniej czyli po wkroczeniu hitlerowców, to pro niemiecka część ludności wydawała byłych powstańców. U nas tak było. Już w pierwszym dniu gdy hitlerowcy opanowali miasteczko, lażało 8km od granicy, znaleźli się ludzie, którzy chętnie wydawali niemcom powstańców. Wskutek tego 8 osób rozstrzelano jeszcze 1 września. Następnie wielu wywieziono do więzień. Taki los spodkał mojego pradziadka. Na szczęście na wielkanoc 1940 (tak mi się wydaje) wrócił do domu. Jemu się udało, ale sporo więźniów wywieziono do obozów, skąd jak wiadomo nie było powrotu.

Do Bruna:

Owszem w wszystkich rozmowach uczestniczyłem po 89 roku. Jednak jak pamiętam zawsze mówiono o tym otwarcie, więc i pewnie wcześniej nie było inaczej.



Bruno_Taut - Śro Sty 27, 2010 8:48 am
Żeby obraz był pełniejszy trzeba wspomnieć, że owi powstańcy nierzadko byli członkami sanacyjnych, szowinistycznych bojówek, które w okresie międzywojennym zajmowały się brutalnymi napadami zarówno na mniejszość niemiecką, jak i na zwolenników Korfantego. Tak więc część egzekucji należy postrzegać w kategoriach porachunków między bojówkarzami z obu stron (Freikorpsy i sanacyjni powstańcy). A donosy oczywiście także miały miejsce i nie zawsze wskazywano winnych szowinistycznych ekscesów, ale, jak to zwykle bywa, przy okazji dokonywano zemsty na tle zupełnie niepolitycznym. I tak głowe mógł dać ktoś, kto na kogoś krzywo spojrzał, odbił komuś dziewczynę czy lepiej zarabiał.
Mój pradziadek był powstańcem i włos mu z głowy nie spadł - proniemieccy koledzy z pracy wystawili mu wobec okupacyjnych władz dobre świadectwo i miał spokój. Tak więc nie było tu jakiejś żelaznej reguły. Niemcy mieli listy wytypowanych do rostrzelania już wkraczając na teren polskiego Górnego Śląska, pewnie też częściowo w oparciu o donosy.



Prince - Śro Sty 27, 2010 9:02 am
U nas jako że wioska była mała wszyscy wiedzieli kto donosił. Zaraz po wojnie znalazła się grupka ludzi, która chciała się odegrać na tamtych. Jednak większość była zdania, że nie warto. To dziwne ale włos tym ludziom z głowy nie spadł, a jednego Pana poznałem osobiście gdyż dożył w spokoju do prawie setki.

Tutaj może dojść tylko do jednej konkluzji. I po stronie niemieckiej jak i powstańczej zdarzały się świnie oraz ludzie dobrzy. Wszystko zależało od człowieka. Prawdziwym złem byli sami hitlerowcy oraz ruscy.



salutuj - Śro Sty 27, 2010 10:18 am
w sumie cięzko to oceniac co mniej etyczne - wykonywanie rozkazów i rozstrzeliwanie, czy donoszenie, skutkujące smiercią, by odegrac się na kimś (co dotyczyło lokalnych osób niemieckich, polskich i pewnie też śląskich)



maciek - Śro Sty 27, 2010 1:11 pm
@miglanc, szczerze mówiąc nie wiem o co ci chodzi. Gadasz jak kaznodzieja. Jesteś za, albo przeciw? Jestem inżynierem i lubie jasne deklaracje - 0 albo 1. Wy "humaniści" macie dziwną przypadłość gadania na okrągło. Świetni z was politycy bo ściemniacie jak jasna cholera a głupi lud to kupuje, ale na mnie to nie działa.



miglanc - Śro Sty 27, 2010 3:51 pm
@Maciek w historii nie ma prostych odpowiedzi na tak i nie. Podobnie jak w zarządzaniu miastem. Dlatego prezydent myślacy po inzyniersku nie jest dobrym prezydentem.

@Prince poruszyles temat tabu. U nas w Orzeszu tez ludzie wiedzieli kto donosil i tez ich zostawiono w spokoju. Jednak przez kilkadziesiat lat gardzono nimi i ich potomkami, a zła krew jaka z tego powodu się nawazyla po dzis dzien jest zrodlem niewyartykułowanych animozji.

Publicznie o tym w ogole na Gornym Slasku nie mozna mowic, bo moze sie to skonczyc jak z rybnicka "Plama". Abstrahujac od durnoty tez Pazniewskiego zobaczcie jak sie ta sprawa skonczyla - zamiat merytorycznej odpowiedzi, po prostu zlikwidowano czasopismo.



maciek - Śro Sty 27, 2010 5:35 pm
@Miglanc, znów piszesz nie na temat. Historia to jedno a temat uczczenia Tragedii Górnośląskiej 31.01.* to drugie. W tym temacie chodzi o to drugie. To jesteś za czy przeciw? Chłopie zdecyduj się bo gadasz (czytaj. piszesz) jak Tusk, tak samo bezpłciowo (czytaj. bez jajec) jak premier DonaldA Tusk.

EDIT: Obywatele Polski zawsze mnie zaskakiwali. Z jednej strony potępiają homoseksualizm a z drugiej dobrze im przy mentalnych hermafrodytach, np. Tusk, Uszok.



miglanc - Czw Sty 28, 2010 12:37 am
Jestem przeciwko wykorzystywaniu tragedii do celów politycznych.



Bruno_Taut - Czw Sty 28, 2010 7:57 am
Ale banał. Każda tragedia, każde wydarzenie historyczne, stając się elementem zbiorowej pamięci, zyskuje wymiar polityczny.



jacek_t83 - Czw Sty 28, 2010 4:13 pm


Uczestnicy marszu mają do przejścia 9 kilometrów
Marsz na Zgodę upamiętni 65. rocznicę Tragedii Górnośląskiej

Od Marszu Pamięci o Ofiarach Zgody rozpoczną się obchody 65. rocznicy Tragedii Górnośląskiej. 30 stycznia uczestnicy po raz drugi przejdą trasą, którą w roku 1945 czerwonoarmiści pędzili więźniów.

Marsz już po raz drugi ruszy 30 stycznia o godz. 12:00 z katowickiego placu Wolności pod dawną halę targową w Świętochłowicach, a następnie pod bramę dawnego obozu na Zgodzie, w którym w 1945 roku śmierć poniosło ponad dwa tysiące osadzonych.


Marsz na Zgodę w roku 2009

- Chcemy przypomnieć o dramacie mieszkańców Górnego Śląska, wobec których zastosowano zasadę zbiorowej odpowiedzialności - mówi w rozmowie z MM Jerzy Gorzelik, prezes Ruchu Autonomii Śląska, który to organizuje marsz.

- Niewinnych ludzi potraktowano jak nazistowskich zbrodniarzy tylko dlatego, że byli w oczach nowej władzy nie dość polscy. W Tragedii Górnośląskiej odbija się los ludzi pogranicza, którzy wymykają się prostym schematom. Pochylenie się nad losem naszych przodków pozwala nam zatem lepiej zrozumieć, kim jesteśmy - dodaje.

W tym roku marsz jest elementem większego programu obchodów Tragedii Górnośląskiej zaplanowanych na weekend 30-31 stycznia. Tuż po marszu (godzina 14:00) w pobliskim Zespole Szkół OO. Salezjanów odbędzie się pokaz filmu dokumentalnego "Zgoda - miejsce niezgody"

Patronat nad obchodami roztoczyli wojewoda i marszałek, do grona organizatorów dołączył Związek Górnośląski, przedstawiciele IPN i Muzeum Śląskiego. Inicjatywę wsparł także Kościół.

Organizatorzy apelują do mieszkańców regionu o uczczenie pamięci stalinowskich represji przez zapalenie w niedzielę 31 stycznia zniczy w miejscach mordów Armii Czerwonej na ludności cywilnej, przy dawnych obozach, mogiłach pomordowanych, punktach zbiórki deportowanych do ZSRR i pamiątkowych tablicach.



Kris - Nie Sty 31, 2010 8:54 am

RAŚ PRZYPOMINA O OBOZIE PRACY W ŚWIĘTOCHŁOWICACH
Alicja Waliszewska, 2010-01-30 20:15

Wertując kartki podręczników do historii o tym miejscu niewiele można się dowiedzieć. Mimo, że w świętochłowickim obozie pracy "Zgoda" zginęło ponad dwa tysiące osób, większość historyków na temat tamtych wydarzeń milczy. Nie milczą za to członkowie Ruchu Autonomii Śląska, którzy przeszli z katowickiego placu Wolności do miejsca, na którym stał obóz.

Dziś było ich zaledwie kilkudziesięciu, ale 65 lat temu tą samą drogą pędzono kilkaset osób. Wszyscy trafili do obozu pracy "Zgoda", który znajdował się w Świętochłowicach. Wśród więźniów była żona Wiesława Jurkiewicza. - Leżała z jakąś Szwajcarką na jednej pryczy. Miały
jeden koc. I kiedy ta Szwajcarka zmarła to się cieszyła, że może od niej wziąć koc, a inne więźniarki były zadowolone, że zdarły z niej ciuchy - wspomina. Jednak o tych wspomnieniach można jedynie usłyszeć.

Co roku członkowie Ruchu Autonomii Śląska przechodzą dziewięciokilometrową trasę z Katowic do Świętochłowic. - Żeby przypomnieć to, czego na kartach podręczników do historii nie ma, czyli o tragedii górnośląskiej, która się wydarzyła w 1945 roku. Po to, żeby upamiętnić to, czego dzieci się w szkołach nie uczą - wyjaśnia Michał Buchta. Nie uczą się o tym, że w Świętochłowicach, kiedy jeszcze istniał największy obóz pracy w powojennej Polsce zginęło ponad dwa tysiące osób.

- Każdy kto był za mało polski mógł trafić do obozu. A także każdy, kto mógł narazić się tym, że miał duże mieszkanie
, że podpadł sąsiadowi czy był ofiarą donosu. A więc często ci ludzie, którzy trafiali do tych obozów byli ludźmi przypadkowymi - stwierdza Jerzy Gorzelik z Ruchu
Autonomii Śląska. Podobnie jak ci, którzy trafiali do Auschwitz-Birkenau, gdzie zginęło ponad milion osób. I dzięki upamiętniającym uroczystościom można mieć pewność, że pamięć o pomordowanych nie zginie.

- To jest ważne, żeby iść i upamiętniać to, co ludzie kiedyś przeżyli. My na razie możemy tylko w tej formie póki co - podkreśla Klaudia Porwolik.

Ale nawet na taką formę, jak dzisiejszy marsz, nie mogą liczyć sosnowiczanie. O tym, co się działo w 1943 roku książki również milczą. - U nas z Sosnowca w obozach koncentracyjnych to było około czterech tysięcy osób aresztowanych i tego się w ogóle nie obchodzi. Nawet obelisku nie ma - mówi Maria Rudzka-Kantorowicz, była więźniarka KL Auschwitz-Birkenau.

Nie obchodziłoby się również w Świętochłowicach, gdyby nie zapał tych, którzy pamiętają.
http://www.tvs.pl/informacje/20964/

_________________________

Marsz pamięci więźniów obozu w Świętochłowicach-Zgodzie

Sobota, 30 stycznia (14:35)

Ponad sto osób, m.in. członków i sympatyków Ruchu Autonomii Śląska (RAŚ), przeszło w sobotę z Katowic do Świętochłowic w marszu pamięci ofiar obozu w świętochłowickiej dzielnicy Zgoda. To jeden z projektów upamiętniających tzw. Tragedię Górnośląską 1945 r., gdy do ZSRR wywieziono kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców tego regionu.

Od lutego do listopada 1945 r. w dawnej filii hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz w Świętochłowicach-Zgodzie mieścił się obóz służący komunistycznemu Urzędowi Bezpieczeństwa Publicznego. Przeszło przez niego wówczas ok. sześć tysięcy osób; liczba ofiar śmiertelnych szacowana jest na ponad dwa tysiące.

- O tych ofiarach chcemy dziś przypomnieć, ale także w ogóle o ofiarach (...) Tragedii Górnośląskiej 1945 r., która była związana z wkroczeniem na nasz teren Armii Czerwonej, a także - później - z budowaniem zrębów komunistycznej polskiej administracji - wyjaśnił w sobotę jeden z liderów organizującego marsz RAŚ, historyk Jerzy Gorzelik.
czytaj dalej

Uczestnicy marszu wyruszyli w sobotę w trasę zbliżoną do jednej z dróg, którą 65 lat temu pędzono więźniów Zgody: z położonego w centrum Katowic Placu Wolności ulicą Gliwicką, przez Chorzów-Batory, w okolice dawnej świętochłowickiej hali targowej (dziś znajduje się w tym miejscu supermarket oraz do miejsca obozu w dzielnicy Zgoda.

Marsz po południu dotarł pod obozową bramę - jedyny element obozu zachowany do dzisiaj. Potem jego uczestnicy przeszli do pobliskiej szkoły salezjańskiej na prezentację filmu "Zgoda - miejsce niezgody", poprzedzoną wystąpieniem historyka Dariusza Węgrzyna z IPN.

Jak mówił Gorzelik, obóz w Zgodzie - choć najbardziej znany - był jednym z wielu, jakie w 1945 r. komunistyczna władza utworzyła na Górnym Śląsku. Do obozów pracy przymusowej już w głębi ZSRR deportowano z nich - jak się ocenia - od 30 do 90 tys. mieszkańców tego regionu.

- Samo wkroczenie na ten teren Armii Czerwonej było związane z rabunkami i morderstwami popełnianymi na ludności cywilnej. (...) To były wydarzenia, które dotknęły w zasadzie każdą społeczność lokalną na Górnym Śląsku. Przez kilkadziesiąt lat nie można było o nich mówić, stąd też nasza aktywność, aby o nich przypominać - dodał lider RAŚ.

O przywracanie pamięci o ofiarach Tragedii Górnośląskiej apelowali też w sobotę uczestnicy marszu - wspominali członków swych rodzin, którzy zginęli podczas wywózki do ZSRR, akcentowali potrzebę wprowadzenia nauczania o tych wydarzeniach do szkół - np. w ramach edukacji regionalnej.

Od lutego do listopada 1945 r. w poniemieckim obozie w Zgodzie komunistyczne władze ulokowały obóz przeznaczony dla "zbrodniarzy faszystowsko-hitlerowskich". Trafiali tam jednak najczęściej Ślązacy, obywatele II RP, m.in. za podpisanie w czasie okupacji niemieckiej listy narodowościowej, tzw. volkslisty (co na Śląsku wobec represji za odmowę podpisania zalecał Kościół; volkslista była też narzucana rdzennym mieszkańcom, aby wcielić ich do wojska).

Z chwilą wkroczenia Armii Czerwonej na ziemie należące przed wojną do Niemiec - Górny Śląsk i Prusy Wschodnie - wydano postanowienie o wywózce z tych terenów wszystkich mężczyzn zdolnych do pracy i noszenia broni. Autochtoni zostali przez władze radzieckie uznani za "element germański". Wywózki dotknęły przede wszystkim mieszkańców części Górnego Śląska, która przed wojną znajdowała się w granicach Niemiec.

Rodziny deportowanych były często nieświadome losu swoich najbliższych, wiele zostało pozbawionych środków do życia. Fala interwencji ze strony rodzin, zakładów pracy i organizacji społeczno-politycznych sprawiła, że komunistyczne władze woj. śląskiego podjęły starania o powrót deportowanych. Powroty rozpoczęły się latem 1945 r. i trwały do początku 1950 r. Nie wiadomo, ilu wywiezionym udało się wrócić, szacunki wahają się od 20 do 80 proc.

Śledztwo w sprawie deportacji Ślązaków do Związku Radzieckiego w 1945 r. prowadził Instytut Pamięci Narodowej. Zostało umorzone w 2006 r. m.in. wobec śmierci odpowiedzialnych za to radzieckich przywódców z tamtego okresu. IPN uznał, że deportacja co najmniej 14 tysięcy 414 mieszkańców Śląska od stycznia do kwietnia 1945 r. była zbrodnią komunistyczną i zbrodnią przeciw ludzkości, połączoną ze szczególnym udręczeniem.

Przez składający się z siedmiu baraków i budynku komendantury obóz w Zgodzie przeszło po wojnie ok. 6 tys. osób; liczba ofiar śmiertelnych szacowana jest na ponad 2 tys. Część z nich, w tym wiele kobiet i dzieci, zginęło w lipcu 1945 r., gdy w Zgodzie wybuchła epidemia tyfusu.

Do obozu trafiali m.in. żołnierze Armii Krajowej - zamykano tam osoby podejrzewane o wrogi stosunek do władzy. Decyzja o osadzeniu zależała od UB i NKWD i nie była poparta orzeczeniami sądów czy prokuratur; więźniowie trafiali tam bez wyroków, często na podstawie fałszywych donosów. Gdy w listopadzie 1945 r. obóz likwidowano, część osób zwolniono, innych przeniesiono do Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie.

Były powojenny komendant obozu, nazywany "katem" Salomon Morel, zmarł w 2007 r. w wieku 87 lat w Izraelu. Wyjechał tam na początku lat 90., kiedy wszczęto postępowanie w sprawie dokonanych w obozie zbrodni. W 1996 r. katowicka prokuratura oskarżyła go o doprowadzenie do śmierci co najmniej 1538 więźniów. Jednak w 1998 r. Izrael odmówił jego ekstradycji. Według izraelskiego prawa, zarzucane mu czyny nie były zbrodniami ludobójstwa i uległy przedawnieniu po 20 latach.

W tym roku po raz pierwszy rocznica Tragedii Górnośląskiej 1945 r. obchodzona jest w regionie na dużą skalę - przy współpracy m.in. RAŚ, Związku Górnośląskiego, stowarzyszeń mniejszości niemieckiej, katowickiego IPN i Muzeum Śląskiego. Te dwie ostatnie instytucje zorganizują we wtorek projekcje dokumentu "Przemilczana tragedia", warsztaty dla uczniów oraz debatę. 20 stycznia pamięć Ślązaków, którzy w 1945 r. stali się ofiarami Armii Czerwonej, uczcił sejmik woj. śląskiego.

http://polskalokalna.pl/wiadomosci/slas ... 432467,225



Kris - Pon Lut 01, 2010 8:06 am
Z Katowic do Świętochłowic: Marsz śmierci do Zgody


Marsz Pamięci zorganizował Ruch Autonomii Śląska. W sobotę dziesięciokilometrową trasę pokonało kilkadziesiąt osób (© Marzena Bugała)

Dziennik Zachodni Monika Krężel

2010-01-31 18:15:11, aktualizacja: 2010-01-31 18:15:11

Kilkadziesiąt osób wzięło udział w sobotnim Marszu Pamięci z Katowic pod bramę dawnego obozu zagłady w świętochłowickiej Zgodzie. W wielu miejscach w regionie upamiętniono Dzień Pamięci o Tragedii Górnośląskiej 1945 r.
Nikt nie wie, ile osób na początku 1945 roku przeszło prawie dziesięciokilometrową trasę, o której mówiono, że to trasa śmierci. Po przesłuchaniach w katowickim budynku Urzędu Bezpieczeństwa więźniów pędzono do obozu w Zgodzie. Akcję koordynowało NKWD. Równocześnie tysiące Ślązaków deportowano do pracy na terenie Związku Radzieckiego. Więźniów, którzy przeszli trasę z Katowic, pędzono najpierw do hali targowej w Świętochłowicach. - Mojego dziadka zabrali, gdy miałam 12 lat i osadzili w tej hali. Nazywał się Maksymilian Sladkowski - wspomina pani Irena, jedna z uczestniczek marszu. - Dopiero w urzędzie stanu cywilnego dowiedzieliśmy się, że dziadek nie żyje. Podobno w hali wybuchła epidemia. Nie wiadomo, co się z nim stało, ale do obozu w Zgodzie już nie dotarł - opowiada.

W hali targowej przez dwa dni więziono także matkę Pawła Nowoka z Rudy Śląskiej. - Mamę wzięli tam z moim dziewięcioletnim wówczas bratem. Chcieli się dowiedzieć, gdzie jest nasz ojciec, a on się ukrywał - mówi Paweł Nowok.

- Ta droga nazywana była marszem śmierci - mówi Bogdan Kozubik, jeden z mieszkańców Świętochłowic. - Niewiele osób wie, że komendant obozu Salomon Morel mieszkał w willi na Dworcowej, a przy kopalni Polska był obóz dla kobiet. One gotowały tam strawę dla więźniów Zgody - dodaje.

Marsz Pamięci od ubiegłego roku organizuje Ruch Autonomii Śląska. Pod bramą obozu zapalono znicze i złożono kwiaty. - W tym roku dołączyły do nas także inne organizacje i stowarzyszenia, w tym Związek Górnośląski i Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców w Polsce - podkreśla Jerzy Gorzelik, przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska. - Apelowaliśmy, by w miejscach, gdzie znajdowały się obozy albo punkty zborne, skąd wywożono ludzi w głąb Związku Radzieckiego, zapalić znicze - dodaje.

Znicze zapaliły się m.in. w Łambinowicach, Bytomiu, Mysłowicach, Toszku, Siemianowicach, gliwickiej Żernicy, skąd deportowano 300 osób do pracy w kopalniach. Wczoraj w Łaziskach Górnych złożono też kwiaty pod tablicą na Urzędzie Miejskim, pokazano też film o deportacjach.

- Z tego terenu wywieziono około 90 tys. ludzi, każdego można było zatrzymać i wywieźć do kopalni. Znikoma część powróciła. Powroty odbywały się nawet do 1950 roku - mówi dr Dariusz Węgrzyn z Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach. - Nie jest znana liczba osób, którym udało się wrócić. Wiadomo że polskie władze starały się o powrót około 25 - 30 tys. osób.
http://www.dziennikzachodni.pl/slask/21 ... #pzw_32859



Wit - Pon Lut 01, 2010 7:37 pm
DZIEŃ TRAGEDII GÓRNOŚLĄSKIEJ
Witold Domanik, 2010-01-31 21:22

Cisza przerwana - po 65 latach kończy się okres zapomnienia. Dziś po raz pierwszy w naszym regionie obchodzono Dzień Tragedii Górnośląskiej. Tysiące pomordowanych i dziesiątki tysięcy wywiezionych do kopalń i obozów pracy w Związku Sowieckim. Dokładne dane o ofiarach tej tragedii nie są znane, ale wiadomo, że dla mieszkańców Górnego Śląska wkroczenie wojsk radzieckich nie oznaczało końca wojny.

Po mężu i ojcu zostały tylko papiery i pamiątki. Joachimowi Kozłowi Rosjanie odebrali ojca i dzieciństwo. Rolę głowy rodziny musiał przejąć najstarszy brat. - Zmuszało to mojego brata 12-letniego do wydoroślenia i przejął na siebie prawie że obowiązki żywiciela rodziny
. Zresztą matka okazałą się niezwykle dzielną niewiastą - wspomina. Choć dokument dostali dwa lata po zsyłce ojca do Związku Sowieckiego matka próbowała go długo ukrywać przed dziećmi. Takich historii na Śląsku prawdopodobnie może być aż 40 tysięcy. Prawdopodobnie, bo nikt do dziś dokładnie nie policzył ofiar Tragedii Górnośląskiej. Po 65-latach uchwała śląskich radnych kończy okres zapomnienia i ustala 31 stycznia oficjalnym dniem pamięci internowanych Ślązaków. - W nas wszystkich tych, którzy czują się Ślązakami ta pamięć pozostanie, a że śląski sejmik przyjął taką uchwałę, że dziś przypada to święto - będziemy myślę ją kultywować co roku - uważa Jan Ratka, z-ca burmistrza Łazisk.

W Łaziskach pod tablicą upamiętniającą tragedię zebrało się wielu mieszkańców. Nikt nie ukrywa, że przerwanie milczenia to wielki sukces. - To była tragedia dla rodzin. Są ludzie, którzy do niedawna jeszcze żyli, a nie chcieli o tej tragedii opowiadać ani słowa. Byli tak zablokowani. Potrafili tylko płakać - oznajmia Aleksander Wyra, przew. rady miasta w Łaziskach. Ale dzień pamięci w obecnej formie ma też przeciwników. Andrzej Roczniok ze Związku Ludności Narodowości Śląskiej nie poparł tej uchwały. Kwestionuje i datę i intencję pomysłodawców. - Ktoś będzie tylko i wyłącznie politycznie do tego podchodził, to niestety takie dysonanse będą. Ja mam nadzieję, że jednak zwycięży logika, rozum, prawo.

- Osoby, które wypowiadają się w ten sposób o takiej akcji szukają jakiegoś znacznie politycznego, czy utargu politycznego - ripostuje Karol Sikora, Ruch
Autonomii Śląska.

A takie zamieszanie budzi oburzenie tych, którzy wtedy cierpieli. Joachim Kozioł mówi, że lokalnym politykom często brakuje klasy. - Wydaje się być nieetyczne, żeby na plecach ofiar tej tragedii próbować sobie budować program polityczny.

Najwyraźniej nawet 65 lat ciszy w tej sprawie nie wystarczyło by uzgodnić stanowiska. Dlatego trudno się spodziewać żeby udało się to w najbliższych miesiącach.

http://www.tvs.pl/informacje/20991/



Bruno_Taut - Pon Lut 01, 2010 7:47 pm
No i okazuje się, że Roczniok zgadza się z Miglancem. Obaj psioczą na rzekome upolitycznienie sprawy.



miglanc - Wto Lut 02, 2010 5:10 pm
Władze Łazisk Górnych pokazały jak należy uczcić tragedię. Roczniokowi się nie podoba że samorząd podejmuje w tej sprawie inicjatywę, bo to jest sprzeczne z jego spiskową teorią dziejów, wedle której o tragedii nikt nic nie mówi.

Bruno mozesz wyjaśnić wypowiedź przedstawiciela RAŚ? Czyzby jakaś śląsko - śląska wojna domowa?



Bruno_Taut - Wto Lut 02, 2010 11:00 pm
A czy konflikt między RAŚ a Roczniokiem jest jakąś tajemnicą?



miglanc - Wto Lut 02, 2010 11:18 pm
Szkoda że rozgrywa się to w takim kontekście. Dobrze natomiast że Związek Górnośląski się zaangażował. Ta organizacja jak dotąd była mało aktywna w sprawie upamiętnienia Tragedii Śląskiej.



piotrekb - Pią Lut 12, 2010 9:27 pm
http://www.polskieradio.pl/_files/20090 ... 375273.mp3

Jeśli kogoś interesuje to na stronie Polskiego Radia pojawił się podcast programu sprzed 2 tygodni, rozmowa z Elżbietą Anną Sekułą "Po co Ślązakom potrzebny jest naród?"



Kris - Pią Lut 12, 2010 11:53 pm
świetny program, ciekawa książka - polecam
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl



  • Strona 8 z 10 • Wyszukiwarka znalazła 1050 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •