[Historia] Świadomość historyczna Ślazaków
Wit - Wto Kwi 21, 2009 4:48 pm
Wielki Ślązak, czyli Korfanty
dziś
Gdyby nie Wojciech Korfanty, nie siedzielibyśmy dzisiaj w tej sali i nie mówilibyśmy po polsku. To wielki człowiek i nietuzinkowy gracz polityczny - mówił wczoraj prof. Zygmunt Woźniczka w sali Sejmiku Śląskiego w trakcie uroczystej sesji inaugurującej Rok Korfantego. Wczoraj minęła 136 rocznica urodzin Korfantego.
Z tej okazji wydano specjalną gazetę pod tytułem "Korfantówka. Jednodniówka Śląska" wraz z dodatkiem ilustrowanym będącym przedrukiem z dawnej prasy satyrycznej. Pod pomnikiem złożono kwiaty, chór odśpiewał pieśni powstańcze, w kuluarach otwarto przygotowaną przez Bibliotekę Śląską wystawę poświęconą przywódcy, zaś historycy i zaproszeni goście podzielili się swoimi spostrzeżeniami i wspomnieniami.
- Byłam na jego pogrzebie. Był równy pogrzebowi Józefa Piłsudskiego - mówiła Teresa Stanek, córka jednego z powstańców.
- Wojciech Korfanty był wielką i tragiczną postacią. Na szczęście skończyły się lata, kiedy rugowano go z historii, a ulice z jego imieniem zamieniano na Komuny Paryskiej. Nareszcie Korfanty jest wspominany z należytym szacunkiem - mówił senator Bronisław Korfanty, wnuk brata Wojciecha Korfantego, Jana.
Rezolucję o Roku Korfantego radni województwa podjęli 2 lipca ubiegłego roku. Zawiązał się komitet organizacyjny, który przygotowuje ogólnopolską wystawę. Zostanie ona otwarta 27 maja w siedzibie Senatu RP.
- Nie będą to jakieś zwykłe płachty ze zdjęciami, tylko bannery o wysokości dwóch metrów. Pokażemy życie Korfantego, jego pisma i przemowy oraz kopię portretu namalowanego przez Witkacego. Będą śląskie śpiewy, podamy też kołocz - wyjaśniał senator Korfanty. Zainteresowanie wystawą jest ogromne. - To będzie wystawa objazdowa. Kilka miast, w tym Gliwice, Ruda Śląska i Siemianowice Śląskie zgłosiły się z zapytaniem, kiedy będą mogły ją u siebie ugościć - tłumaczyła wczoraj Łucja Ginko, dyrektor wydziału kultury urzędu marszałkowskiego.
Pospolite ruszenie urzędników, artystów i historyków ma sprawić, że obchody będą bogate w dziesiątki imprez kulturalnych. Józef Skrzek pracuje nad nową aranżacją pieśni powstańczych, które zostaną zaprezentowane w sierpniowy wieczór podczas koncertu wyreżyserowanego przez Laco Adamika z udziałem zespołu Śląsk. Przygotowywane jest również wydanie drukiem najważniejszych przemówień (m.in. z Reichstagu), które do tej pory nie ujrzały światła dziennego. Trwają też prace nad komiksem pod okiem Marka Zielińskiego z Ars Cameralis.
- Pokażemy życie i działalność wielkiego przywódcy. To będzie opowieść o tamtych czasach - wyjaśniała Aleksandra Bedła-Jasińska z Urzędu Marszałkowskiego.
Jego zasług nie zapomniał również Paryż, mimo, że sam Korfanty bardzo przeżył banicję. Z koncertami wystąpią tam studenci katowickiej Akademii Muzycznej.
- Emigracja była dla niego jedną z największych tragedii. W drugiej kolejności fakt, że nie mógł uczestniczyć w pogrzebie syna Witolda oraz ślubie syna Zbigniewa - wspominał senator.
Podczas wczorajszej inauguracji radni województwa śląskiego przegłosowali uchwałę w sprawie utworzenia instytutu naukowo-badawczego, który będzie się zajmował problematyką śląskoznawczą. "Podjęcie tej inicjatywy przez sejmik województwa śląskiego w Roku Wojciecha Korfantego jest świadectwem przywiązywania należytej wagi do przeszłości oraz rozwoju naszego regionu" - czytamy w uzasadnieniu do projektu uchwały.
Instytut Śląski zlikwidowany w 1992 roku ma szansę się odrodzić, ale w zupełnie nowej formie. Na początek powstanie wydział przy Bibliotece Śląskiej, który będzie się zajmował badaniem białych plam w historii Śląska, a w szczególności weźmie pod lupę życiorysy jego bohaterów.
- W naszym kraju brakuje autorytetów, zaś Korfanty mógłby nim być dla wielu Polaków - mówił Zdzisław Martyna, wójt Korfantowa, miasteczka na Opolszczyźnie, które w 1947 roku zrezygnowało z nazwy Friedland (w tłumaczeniu: "spokojny zakątek"). Historycznego uzasadnienia tej nazwy nie ma, Korfanty prawdopodobnie nigdy nawet tam nie zawitał, ale w Korfantowie dla nikogo to dzisiaj nie ma znaczenia, ponieważ "ten bohater miał w nim wielu zwolenników". - Uczymy dzieci o Korfantym, bo był wielkim człowiekiem. Nie możemy poprzestać na sporadycznych akcjach, dobrze byłoby, żeby zaangażowało się w nie więcej niż kilkanaście osób - mówił.
Regionalne obchody w rocznicę urodzin
Do siemianowickiego Muzeum Miejskiego trafiło 76 różnego rodzaju dokumentów związanych z Korfantym i jego rodziną. Na razie są w kasie pancernej muzeum, ale wkrótce zostaną skatalogowane i opisane. - To dla nas bezcenne pamiątki - mówi Artur Garbas, pracownik muzeum i członek komisji historycznej działającej przy Urzędzie Miasta.
Wśród dokumentów, które wcześniej należały do rodziny "największego Ślązaka XX wieku", znajduje się m.in. list Wojciecha Korfantego napisany do jego brata Jana w marcu 1915 roku. Jest też zaświadczenie o działalności Jana Korfantego w Polskim Komitecie Plebiscytowym i oryginalna odezwa Wojciecha Korfantego do ludu śląskiego. Najstarszy dokument pochodzi z 1905 roku. To akt notarialny i pozwolenie na budowę domu w osadzie Sadzawka (dziś Siemianowice Śląskie). - Są też dokumenty wstrząsające - mówi Artur Garbas. - Na przykład pisma o osadzeniu Wiktorii Korfanty w obozie w Oświęcimiu, czy pochodzące z kwietnia 1943 roku świadectwo jej zgonu. Są ocenzurowane listy z obozu, a także dokument informujący o osadzeniu Jana Korfantego w Buchenwaldzie. Dokumenty znajdą się w Muzeum Miejskim na stałej wystawę, która otwarta zostanie na początku maja.
W Sadzawce, gdzie urodził się Korfanty, kwiaty nie są składane. O przeszłości budynku przypomina tylko tablica: "Tu 20 kwietnia 1873 roku urodził się Wojciech Korfanty, wielki Polak, wybitny mąż stanu, dyktator III Powstania Śląskiego."
W Gliwicach, na kamienicy przy ul. Korfantego 2-4 odsłonięto wczoraj tablicę poświęcona przywódcy powstania śląskiego. Popiersie Korfantego wykonał architekt i malarz, były żołnierz Armii Krajowej, Franciszek Maurer. W uroczystości wzięli udział przedstawiciele prezydenta RP, parlamentarzyści, duchowieństwo oraz młodzież z okolicznch szkół. - Zasługi Wojciecha Korfantego przez długie lata były niedoceniane, a jego samego traktowano wręcz niesprawiedliwie i haniebnie - przypomniał prof. Ryszard Legutko reprezentujący w Gliwicach prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
W Bytomiu przy ul. Gliwickiej pod tablicą upamiętniającą14-miesięczny pobyt Wojciecha Korfantego w mieście złożono kwiaty. W gmachu, na którego fasadzie umieszczono tablicę, znajdował się niegdyś Hotel Lomnitz, z którego Korfanty dowodził na Górnym Śląsku polską akcją plebiscytową.
W katowickim Zespole Szkół Ekonomicznych im. Wojciecha Korfantego zorganizowano uroczystą akademię. Młodzież złożyła wiązanki kwiatów na grobie Korfantego na cmentarzu przy ul. Francuskiej i pod jego pomnikiem na placu Sejmu Śląskiego. Uczniowie biorą też udział w olimpiadzie wiedzy o Wojciechu Korfantym. Natomiast w Filharmonii Śląskiej odbył się okolicznościowy koncert. - Obchodzimy tydzień Korfantego. Są zawody sportowe, konkursy, karaoke, pokaz laserowy - wylicza Grażyna Haberko, wicedyrektorka Zespołu Szkół Technicznych i Ogólnokształcących nr 1 w Chorzowie.
W obchody Roku Korfantego włącza się także noszące jego imię Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie. Chce ono z posiadanych przez siebie oryginalnych mebli, które służyły patronowi podczas pracy w drukarni "Polonii", urządzić ekspozycję. Otwarcie w sierpniu tego roku.
Koncerty i zlot
W maju w ramach obchodów Roku Korfan-tego przygotowano m.in.:
- imprezę plenerową w Górnośląskim Parku Etnograficznym, w której wystąpią artyści śląscy;
- spotkanie z prof. Henrykiem Przybylskim i rodziną Korfantych w MDK Koszutka w Katowicach;
- wykład "Elżbieta i Eugenia - żony Korfantych" w UM Ruda Śląska;
- koncert muzyki narodowo-patriotycznej oraz premierę opery "Manru"
- konkurs wiedzy historycznej "Wojciech Korfanty 1873-1939;
- dla szkół noszących im. Wojciecha Korfantego i Powstańców Śląskich zaplanowano specjalny zlot.
Więcej imprez na www.silesia-region.pl
K.Piotrowiak, G.Lisiecki, Współ: KAW,MO,PLUS,BW,JH - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/989237.html
...........................................
Kutz: Gdyby Korfanty nie mamił Ślązaków Polską
Kazimierz Kutz 2009-04-20, ostatnia aktualizacja 2009-04-20 22:37:01.0
Po tym, co napiszę, można mnie będzie uznać za dziwaka, a nawet kogoś znacznie gorszego, takiego co nadaje się do miejsca odosobnienia (życzenie Jarosława Kaczyńskiego!), ale dzięki interględźbie nasączyłem się tyloma inwektywami i bluzgami, że stępiła się moja wrażliwość na obsceniczność i wszelakie świństwa pod moim adresem.
Ba! Stały się one swoistą miarą powodzenia u czytelników. Niedawny mój felieton - na przykład - o państwowym dekowaniu zbrodni komunistycznych na Górnym Śląsku zaraz po wojnie, a co za tym idzie - nieuznawaniu wojennych i powojennych losów Ślązaków, godnych urzędowej opieki i męczeństwa III i IV RP, przyniósł wysyp listów nie tylko z kraju. A nawet z drugiej strony oceanu.
Tymczasem zbliża się rocznica urodzin (136.) i śmierci (70.) Wojciecha Korfantego i jak zwykle usiłuje się w ostatniej chwili i na chybcika coś tam zorganizować, by najmniejszym kosztem i porcją wyświechtanych banałów odfajkować pamięć o nim. Ustaliła się taka matryca i kłamliwe bajdy o męczenniku Śląska - godnym beatyfikacji! - płyną od dziesięcioleci.
W tym roku uroczystość przybierze formę specjalnej sesji Sejmiku Województwa Śląskiego, na której historycy wygłoszą swoje wyświechtane referaty na polonocentryczną nutę, prześlizgną się przez marny los Wojciecha Korfantego, zgodnie z wypróbowaną recepturą pobanalinizują tematykę najnowszej historii Górnego Śląska i jego odwiecznej miłości do Polski. Potem odpowiedni zespół pogra i pośpiewa, będą ciasteczka z kawusią, oficjele złożą kwiaty pod jego pomnikiem, a także cmentarną tumbą, o którą zaraz po wojnie wystarał się Jerzy Ziętek.
Jedynym novum było podjęcie uchwały o ogłoszeniu Roku Wojciecha Korfantego, ale to dziś moda, a nawet epidemia ogólnopolska. Podejmowanie takich form rocznicowych staje się nagminnym (obok przemianowywania wyższych uczelni na akademie lub uniwersytety) zajęciem Sejmu. Ostatnio uchwalono Rok Karłowicza, Modrzejewskiej, uczczono 10. rocznicę śmierci Jerzego Grotowskiego (a ile tego już było!), a parę nieboszczyków czeka w kolejce. Każde miasto bądź środowisko, w ramach regionalnego marketingu albo próżności posła, dopomina się o swoją postać historyczną, skrybuje uchwałę, potem rzecz przepuszcza się przez parlament, co nie wadzi nikomu, wszak niewiele znaczy, i szybko się o niej zapomina.
Ale na mównicy sejmowej wybraną osobistość historyczną trzeba opisać i w miarę rzetelnie zarekomendować. Jestem pewien, że gdyby na forum sejmowym opowiedzieć prawdę o jego relacjach z II RP, Wojciech Korfanty nie uzyskałby aprobaty. Posłowie nie podnieśliby się z miejsc do aklamacji. Łatwiej byłoby w sejmiku uchwalić obcięcie ogierowi dzwońców na pomniku Marszałka.
Wojciech Korfanty był bowiem jedną z najtragiczniejszych postaci przedwojennego reżimu sanacyjnego. Niszczono go doszczętnie już ledwo co po przyłączeniu Górnego Śląska do Polski. Robiono to z perfidnym zacietrzewieniem, bo jego koncepcja państwa okazała się całkowicie sprzeczna z wizją Józefa Piłsudskiego. Stał się wrogiem politycznym. W narastającej faszyzacji kraju Wojciech Korfanty wylądował w twierdzy brzeskiej, potem go wypędzono, a gdy w późnych latach trzydziestych wrócił z wygnania, znów wpakowano go do więzienia na Mokotowie, gdzie go podtruwano arszenikiem. W stanie ciężkim wyniesiono go na noszach. Zmarł w Katowicach na miesiąc przed wybuchem wojny. Wielki Ślązak stał się ofiarą i męczennikiem II RP. Odchodził w dniach konającej Polski, której poświęcił życie.
Wojciech Korfanty miał największe zasługi w budzeniu polskości na Górnym Śląsku, był naturalnym i niepodważalnym liderem sprawy, człowiekiem i politykiem o nieprzeciętnych uzdolnieniach. To on przyprowadził Ślązaków na "łono ojczyzny". I gdy dokonał dzieła, został przez sanacyjną klikę zgnieciony niczym pluskwa. Popatrzmy na rzecz szerzej: los tych, którym przewodził - i uwiódł dla upragnionej Polski - nie jest lepszy od autora. Tyle że rozciągnięty w czasie, ale to jest ten sam scenariusz. Państwo polskie miało i ma Ślązaków za byle co. Tragiczny los Korfantego powiela się w milionowych wersjach śląskich życiorysów. Zwłaszcza historia powojenna stała się pokłosiem polityki historycznej II RP wobec Górnego Śląska. Można postawić hipotezę, że wielka energia, którą uruchomił Korfanty, by Ślązacy stali się Polakami (podobnie jak Ulitzki po drugiej stronie granicy), była błędem fundamentalnym, ponieważ jego szlachetne założenia okazały się być rażąco sprzeczne w zetknięciu z realnością sanacyjną, a potem komunistyczną. To był miraż, który odpokutował osobistą tragedią, i swojej rodziny.
Wojciech Korfanty, miast mamić Polską, winien był uczyć Ślązaków ich własnej tożsamości: o wiele mądrzejsze byłoby zmierzanie ku własnej państwowości, a taka droga była wtedy całkiem realna. Gdyby poszedł tym kursem, Śląsk i Ślązacy byliby dziś pod każdym względem w innym położeniu. Mieliby szansę wyrwania się z łapczywości niemieckiej, ale nie popadliby w bezduszny polonocentryzm, wyhodowany na historii Kresów Wschodnich. Zrekonstruowaliby własne poczucie godności i wolności, te cnoty wyjałowione wielowiekowym trwaniem. Wojciech Korfanty był złym prorokiem, ale wielkim męczennikiem. Na Górnym Śląsku powinno się go czcić manifestacyjnie w dzień Wszystkich Świętych.
Gdyby Sejmik Województwa Śląskiego nie był tylko z nazwy śląski, i szukał współczesnej formy uczczenia pamięci Wojciecha Korfantego, to mógłby - i powinien - podjąć uchwałę zmierzającą do powołania sejmowej komisji specjalnej do zbadania zbrodni komunistycznych popełnionych w 1945 roku na Górnym Śląsku. Ale znam scenariusz sesji obchodów pamięci Korfantego, dlatego nie będę w niej uczestniczył. Szkoda mi czasu na skubanie starego pierza. Nawet gdyby w części artystycznej - w przebraniu Wojciecha Korfantego - wystąpić miała pani dyrektor kultury Łucja Ginko, by odczytać najszlachetniejsze myśli z bogatego dorobku intelektualnego Wojciecha Korfantego.
Kris - Wto Maj 05, 2009 6:59 pm
Obchody święta Konstytucji 3 maja i 88. rocznicy wybuchu III Powstania Śląskiego
Katowickim obchodom święta Konstytucji 3 maja towarzyszyły w niedzielę uroczystości z okazji 88. rocznicy wybuchu III Powstania Śląskiego. Przed Pomnikiem Powstańców Śląskich złożono kwiaty, a główne obchody odbyły się przed pomnikiem dyktatora powstania - Wojciecha Korfantego.
(fot. arch.)
Postać tego przedwojennego śląskiego polityka i patrioty wspominał m.in. metropolita katowicki, abp Damian Zimoń, który w Archikatedrze Chrystusa Króla odprawił mszę za ojczyznę. Jak mówił, Korfanty był człowiekiem zatroskanym o dobro wspólne i los mieszkańców Górnego Śląska.
"Odzyskanej wolności nie rozwinie się, ani się nie obroni, jeśli na ważnym odcinku życia społecznego nie staną jemu podobni - ludzie prawego sumienia" - wskazał arcybiskup, wzywając do kierowania się w życiu duchowymi, nieprzemijającymi wartościami. Dzisiejszy świat nazwał "cywilizacją konsumpcji".
"Trzeba się zatrzymać, na pewnym etapie powiedzieć dość - nie muszę iść dalej, są inne wartości, wartości duchowe, wieczne" - nawoływał metropolita, odwołując się do mocy Ducha Świętego, który może pomóc w budowaniu świata opartego na wartościach. Podkreślił, że taka postawa oznacza także konieczność ofiary i rezygnacji z tego, co jest niezgodne z tymi wartościami.
Po mszy, podczas której śpiewał zespół "Śląsk", uczestnicy uroczystości przeszli przed pomnik Wojciecha Korfantego, gdzie odbył się Apel Poległych, defilada i pokaz musztry. Potem można było zwiedzać historyczny gmach Sejmu Śląskiego, z okazji 80. rocznicy jego powstania. Dziś mieszczą się tam urzędy - wojewódzki i marszałkowski.
III Powstanie Śląskie wybuchło w nocy z 2 na 3 maja 1921 roku, walki trwały dwa miesiące. Jego efektem było przyznanie Polsce znacznie większej części Górnego Śląska, niż pierwotnie zamierzano. Na czele zrywu stanął znany działacz społeczny, a wcześniej komisarz plebiscytowy (o podziale Śląska między Polskę i Niemcy miały zdecydować wyniki plebiscytu - PAP), Wojciech Korfanty. Walki trwały dwa miesiące - powstańcy zdołali opanować prawie cały obszar plebiscytowy, później broniąc go przed siłami niemieckimi.
Najpoważniejsze starcia miały miejsce w okolicach Góry św. Anny. W III Powstaniu Śląskim wzięło udział około 60 tys. Polaków - 1.218 spośród nich poległo, 794 odniosło rany. W wyniku powstania zdecydowano o korzystniejszym dla Polski podziale Śląska. Z obszaru plebiscytowego do Polski przyłączono 29 proc. obszaru i 46 proc. ludności. Na tym terenie znajdowało się 53 z 67 istniejących kopalń, 22 z 37 wielkich pieców i 9 z 14 stalowni.
(PAP)
http://ww6.tvp.pl/6485,20090503903456.strona
Wit - Wto Maj 12, 2009 5:50 pm
Kutz: Autonomia Śląska była fikcją polityczną
Kazimierz Kutz 2009-05-11, ostatnia aktualizacja 2009-05-11 14:49:32.0
Drugiego maja 1921, a więc 88 lat temu, doszło do trzeciego powstania na Górnym Śląsku. 40 tys. Ślązaków stanęło wtedy pod bronią, by kontestować wynik plebiscytu. Dziś w kraju mało kto pamięta o tej dacie, w dodatku kilka lat temu Sejm uchwalił 2 maja świętem flagi polskiej i niejako ją do reszty stłamsił.
Ale w przeciwieństwie do rzeczywistości wiedza nasza o politycznych kulisach tamtych wydarzeń rośnie i każe nam myśleć o powstaniach śląskich w kategoriach mistyfikacji historycznej oraz wielkiej intrygi polskich służb tajnych, w której powstańcy śląscy traktowani byli jak zawartość szafy przesuwanej z jednego miejsca na drugie. Nimi się tylko posłużono, by najtańszym kosztem zaharapczyć Rzeszy kawał wysoko cywilizowanej części ich państwa. Była to kalkulacja zimna i przeprowadzona po mistrzowsku. To historyczny sukces polskiej "realpolitik" zaczerpniętej z geniuszu Ottona von Bismarcka, opartej na złej woli polskiej strony.
Pierwsi przedstawiciele polskiej "dwójki" pojawili się już w 1918 roku na Górnym Śląsku i rozpoczęli swoje planowe działania. Michał Grażyński, postać obrotowa w opisywanym scenariuszu, już po pierwszym powstaniu zamelinował się na stałe w okręgu rybnickim i zaczął przekabacać lokalnych przywódców. Wszystko w tajemnicy i konspiracji, bo Józef Piłsudski uwalniany z twierdzy magdeburskiej złożył Niemcom obietnicę, że nie będzie podnosił roszczeń do granic zaboru pruskiego. Inaczej nie wypuściliby go na wolność. Oto moment kluczowy w polityczno-handlowej transakcji o Górny Śląsk.
W tym samym czasie Wojciech Korfanty domaga się w Reichstagu przyłączenia Wielkopolski i Śląska do ziem polskich, a ks. Carl Ulitzka (odpowiednik Korfantego po stronie niemieckiej) nawołuje do utrzymania Śląska w ponadnarodowej jedności, w formie ustrojowej autonomii. Polska strona natychmiast kontruje ten pomysł swoją wersją autonomii i ją uchwala. Ale była to tylko dynamiczna gra polityczna, bo los tej ustawy dowodzi, że kiedy Michał Grażyński po przewrocie majowym przejmuje władzę na Śląsku z urzędu, autonomia staje się atrapą.
Autonomia była z założenia fikcją polityczną (notabene ustawę tę pisze bliski krewny Jerzego Buzka!) i zamydleniem oczu Ślązakom w ich naiwnych aspiracjach samorządzenia się w cywilizacyjnie zacofanej Polsce. Dziś wiemy już, że to polska delegacja na Konferencji Pokojowej w Paryżu zaproponowała, by w plebiscycie na Górnym Śląsku mogli uczestniczyć wszyscy urodzeni na tej ziemi, co umożliwiło stronie niemieckiej zwiezienie tysięcy swoich obywateli, i zapewniło im wysokie (aż 59,6 procentowe) zwycięstwo. Trzeba to w końcu nazwać po imieniu! Zaaranżowanie III powstania było cyniczną, polską prowokacją wobec Ślązaków; oni w swojej poczciwości byli przekonani, że szachrajstwo plebiscytowe musi być intrygą niemiecką. Odpowiedzieli na nie swoim gniewem, gniewem ludu wyreżyserowanym przez polskie służby tajne.
Korfanty i jego śląska elita musieli wiedzieć, o co idzie gra, ale w imię polskiej racji stanu nabrali wody w usta. Była to ich największa "usługa" polityczna na rzecz Polski. Interes Śląska przeniósł się na drugi plan i na zawsze tam pozostał. Swoim milczeniem oszukali krajan, doprowadzili do wojny domowej, bo oddali się w pacht swoim politycznym przeciwnikom. W nagrodę stali się w II RP częścią rządzącej kasty sanacyjnej. Wojciech Korfanty z datą aneksji Górnego Śląska był już tylko "wyciśniętą cytryną", jego wielka osobowość stała się niebezpieczna i dlatego został skazany na zniszczenie. W ulu wystarczy zabić matkę.
29 kwietnia, w ogólnopolskim wydaniu „GW”, w świetnym wywiadzie z prof. Zygmuntem Woźniczką, na pytanie Aleksandry Klich i Józefa Krzyka - „Czy powstania, które wybuchły 90 lat temu na Śląsku, były śląskie, czy polskie?”, profesor odpowiada: „Powstania nazwałbym » śląską spontanicznością kierowaną przez Polaków «. Pierwsze dwa zrywy wybuchły spontanicznie. Jednak trzecie było polskim powstaniem na Śląsku, a nie powstaniem śląskim. Wykorzystano propolskie ciągoty części Ślązaków i zorganizowano oderwanie kawałka niemieckiego państwa oraz przyłączenie go do Polski”.
Okrucieństwo tego jednego zdania może niejednemu sprawić turbulencje wewnętrzne i zachwiać jego patriotyzmem, ale jest ono godne utraty snu co najmniej jednej nocy. Prawda, jaka by nie była, jest zawsze piękna! Czyni świat jasnym i otwartym, porządkuje naszą pamięć, a rzeczywistość otaczającą czyni bardziej strawną.
Pozostając przy Śląsku jako metaforycznej "szafie" na pograniczu Niemiec i Polski, a rodzimą ludność traktując jako zawartość tej bogatej szafy, pojmiemy łatwiej los naszych przodków i swój własny: musiał być utylitarny, czyli drugorzędny. To polityka asymilacji na wolnym ogniu, i nic ponadto. Praktyki przedwojennej "dwójki", po drugiej wojnie przejęło Ministerstwo Bezpieczeństwa, a więc środowisko analogiczne do tego sprzed wojny, tyle że konweniencji bolszewickiej. To oni potrząsnęli w 1945 roku "śląską szafą", wypatroszyli jej zawartość, złupili, co się dało i zamordowali kilka tysięcy miejscowych. Ale "polska racja stanu" nakazuje do dziś przemilczać tamte zbrodnie.
To genialny Otto von Bismarck, kiedy rozprawił się z Francuzami w trzeciej kwarcie XIX wieku, zabrał się za wyniszczenie śląskiej - czyli polskiej! - tożsamości i wymyślił konwencję powierzenia pieczy nad Śląskiem w ręce służb tajnych. Jemu się nie udało. Naszym udaje się bardziej, ponieważ staliśmy się "mieniem poniemieckim" w dyspozycji państwa i na takim statusie pozostajemy do dziś. Tej "racji stanu" już się nie zmieni, choć od 1922 roku depczemy miechy polskich klawikordów. To są wyroki historyczne, bo "śląska szafa" osiadła na trwałym gruncie. Dlatego problem Ślązaków w 2009 roku jest jeden - jak z niej wyjść? Zachodzi obawa, że będzie to nadal exodus w pojedynkę.
Wojciech Korfanty i ks. Carl Ulitzka byli rówieśnikami i robili to samo z równoprawnych pobudek patriotycznych. Byli lokalnymi ideologami i działaczami historycznych przemian i rozstrzygnięć. Gdyby dziś postawić pytanie, który z nich myślał mądrzej, mądrość Carla Ulitzki musi budzić szacunek, bo jego intelektualne przesłanie nie traci mocy. Nadal jest aktualne.
Wit - Wto Maj 26, 2009 6:47 pm
Senatorowie poznają Wojciecha Korfantego
Józef Krzyk 2009-05-26, ostatnia aktualizacja 2009-05-26 19:37:06.0
Był pierwszym wywodzącym się ze Śląska politykiem, który zrobił ogólnopolską karierę. W środę w gmachu Senatu otwarta zostanie wystawa poświęcona Wojciechowi Korfantemu.
O zasługach dyktatora III powstania dla Śląska nikogo nie trzeba dziś przekonywać. Znacznie rzadziej wspomina się u nas o tym, że Korfanty przez wiele lat był jednym z czołowych polityków w skali ogólnopolskiej. A poza Górnym Śląskiem o jego zasługach wiedzą tylko nieliczni. Ma swoją tablicę pamiątkową na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie studiował, a w stolicy - popiersie w bocznej nawie katedry św. Jana i ulicę swojego imienia niedaleko lotniska Bemowo. Obchodzony właśnie z okazji 70. rocznicy śmierci Rok Korfantego ma być okazją do upowszechnienia wiedzy na temat wielkiego Ślązaka.
Dziś, podczas uroczystej sesji Senatu, opowiedzą o nim historycy: profesorowie Zygmunt Woźniczka i Ryszard Kaczmarek z Uniwersytetu Śląskiego oraz Józef Musioł, prezes Towarzystwa Przyjaciół Śląska w Warszawie i dr Piotr Greiner, dyrektor Archiwum Państwowego w Katowicach. W holu Senatu zostanie otwarta przygotowana przez Archiwum wystawa "Wojciech Korfanty - współtwórca II Rzeczypospolitej". Czy w takim tytule nie ma przesady? Organizatorzy przekonują, że nie. Korfanty był bowiem jednym z liderów Narodowej Demokracji, najsilniejszego - obok ruchu socjalistycznego - polskiego nurtu politycznego. Swoją pozycję zawdzięczał nie tylko talentowi, ale i doświadczeniom, które zdobywał jeszcze przed I wojną światową w niemieckim parlamencie. Z powodu swoich artykułów i publicznych wystąpień szybko stał się znany nie tylko na terenie Śląska (skąd wybrano go posłem do Reichstagu), ale też Wielkopolski, gdzie uzyskał mandat do pruskiego Landtagu, czyli sejmu krajowego (dzielnicowego). Rozgłos zyskał, gdy 25 października 1918 roku w Reichstagu wystąpił z żądaniem, aby do państwa polskiego przyłączyć nie tylko ziemie zaboru pruskiego, ale też część Śląska. Dwa tygodnie później, gdy Berlin został ogarnięty rewolucją, Korfanty wyjechał do Poznania, gdzie wszedł w skład Rady Ludowej, a następnie do Warszawy. Chciał przekonać Piłsudskiego do planu powołania "rządu narodowego".
Korfanty był w tamtych miesiącach u szczytu powodzenia, wyrósł na lidera całej polskiej prawicy: rozentuzjazmowani zwolennicy nieśli go na ramionach ulicami stolicy, w Poznaniu, po wybuchu powstania wielkopolskiego, odbierał defiladę polskich oddziałów i to z jego inicjatywy naczelnym wodzem insurgentów został gen. Józef Dowbór-Muśnicki. W pierwszym Sejmie II RP (Ustawodawczym) był przewodniczącym klubu posłów endecji. Dzięki jego zręczności na marszałka został wybrany reprezentujący to ugrupowanie Wojciech Trąmpczyński. Dopiero znajomość tych faktów pomaga w zrozumieniu roli, jaką Korfanty odegrał podczas powstań śląskich i plebiscytu - został powołany na komisarza plebiscytowego i dyktatora III powstania, bo cieszył się niekwestionowanym autorytetem. 14 lipca 1922 roku, w trzy tygodnie po wkroczeniu polskiego wojska do Katowic, został desygnowany przez dwa wiodące sejmowe ugrupowania na premiera, ale Piłsudski nie zgodził się na nominację. Został za to wicepremierem rok później, w rządzie Wincentego Witosa. Był przeciwnikiem zamachu majowego, w 1930 roku z tego powodu został osadzony w twierdzy brzeskiej, ale władze musiały go zwolnić, gdy ponownie został wybrany na posła. Po przyjeździe do Katowic witały go tłumy zwolenników. Oświadczył im: - Wróciłem do was niezłomny, by wspólnie z wami nadal walczyć bez wytchnienia o Polskę praworządną.
To był ostatni taki moment, pozornego triumfu, w życiu Korfantego. W 1935 roku, w obawie przed aresztowaniem, udał się na emigrację. Został prezesem zawiązanego przez antypiłsudczykowską prawicę Stronnictwa Pracy. Po powrocie natychmiast został aresztowany i zmarł w ostatnich dniach przed wybuchem II wojny światowej.
Wystawa poświęcona Korfantemu w najbliższą sobotę zostanie zaprezentowana w Koszęcinie, później też w innych miastach Śląska.
Senat RP oddał hołd Wojciechowi Korfantemu
28.05.2009
Jesteśmy pełni uznania dla Wojciecha Korfantego, który przez swe umiłowanie Ojczyzny i ogromne poświęcenie zwrócił Polsce Górny Śląsk.
Mając w pamięci jego zasługi, waleczność i odwagę, oddajemy mu cześć i wyrażamy najwyższy szacunek. Pragniemy, by jego patriotyzm stanowił wzór dla współczesnej młodzieży - to słowa, które znalazły się w uchwale podjętej wczoraj przez Senat RP w sprawie uczczenia pamięci Wojciecha Korfantego.
W uchwale stwierdzono, że z jego postacią wiążą się najpiękniejsze karty w dziejach Górnego Śląska - powrót do macierzy.
Kolejnym ważnym akcentem wczorajszej uroczystości było otwarcie przez marszałka Senatu Bogdana Borusewicza wystawy "Wojciech Korfanty - współtwórca II Rzeczypospolitej", którą przygotowało Archiwum Państwowe w Katowicach. Wojciech Korfanty został na niej przedstawiony w 15 odsłonach. W uroczystości uczestniczyli m.in. wicemarszałek Senatu Krystyna Bochenek, wicemarszałek województwa śląskiego Zbyszek Zaborowski i senatorowie. W późniejszym terminie wystawę będzie można obejrzeć w placówkach kulturalnych województwa śląskiego. Ponadto odbyła się dyskusja o życiu i działalności Wojciecha Korfantego. Wzięli w niej udział m.in. historycy ze Śląska: prof. dr hab. Zygmunt Woźniczka, prof. dr hab. Ryszard Kaczmarek, dr Piotr Greiner oraz dr Józef Musioł.
Przypomnijmy, że 2 lipca 2008 roku Sejmik Województwa Śląskiego przyjął rezolucję o ogłoszeniu roku 2009 Rokiem Wojciecha Korfantego.
Ola Szatan - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1005201.html
Kris - Śro Maj 27, 2009 5:59 pm
O śląskich wypędzeniach
Ubiegający się od 13 lat o sądową rejestrację Związek Ludności Narodowości Śląskiej ocenia, że wtorkowa deklaracja premiera Donalda Tuska o potępieniu wypędzeń powinna otworzyć drogę do dyskusji o powojennych wypędzeniach Ślązaków.
Premier Donald Tusk podkreślił, że stanowisko polskiego rządu w sprawie wypędzeń po II wojnie światowej jest znane: Polacy potępiają wypędzenia, ale ich sprawcami było państwo niemieckie. Działacze związku - Stowarzyszenia Osób Deklarujących Przynależność do Narodowości Śląskiej- napisali w oświadczeniu, że przyjęli wypowiedź premiera z zadowoleniem. Ich zdaniem, powinna za tym pójść także dyskusja o wypędzeniach Ślązaków, do których doszło po wojnie, kiedy regionem rządziła już polska administracja. Związek Ludności Narodowości Śląskiej nie pierwszy raz zabiera głos w sprawie wypędzeń.
(PAP)
http://ww6.tvp.pl/6605,20090527909175.strona
Wit - Pią Maj 29, 2009 10:19 am
A może to Polskę przyłączono do Śląska?
Henryk Szczepański 2009-05-28, ostatnia aktualizacja 2009-05-29 00:04:25.0
"To była profesjonalna robota polskiego wywiadu. Wykorzystano propolskie ciągoty części Ślązaków i zorganizowano oderwanie kawałka niemieckiego państwa oraz przyłączenie go do Polski." - tak na łamach "Gazety" prof. Zygmunt Woźniczka komentował powstania śląskie. A co, gdyby wypadki potoczyły się inaczej? - zastanawia się Henryk Szczepański, niezależny dziennikarz.
Nie ulega wątpliwości, że najpierw, w 1918 r. samodzielność uzyskała Rzeczpospolita, a dopiero prawie 4 lata później Śląsk pozbył się nadzoru Niemiec. Nic dziwnego, że zarówno w historiografii, jak i w legendzie mówi się o przyłączeniu Śląska do Polski. Za tym przemawia chronologia, ale jeśli wziąć pod uwagę genezę tych wydarzeń i polityczne potencjały łączących się stron, to uzyskamy już nieco inny obraz.
Już w XIX wieku na wschodnich rubieżach Niemiec doszło do daleko idącej - narodowościowej, organizacyjnej, politycznej a przede wszystkim duchowej - konsolidacji polskiej ludności zamieszkującej Śląsk i Wielkopolskę. Ten alians był fenomenem, gdyby do niego nie doszło, to dzisiaj być może o polskim Śląsku czytalibyśmy już tylko w memuarach naszych pradziadków.
Przypomnijmy więc, że już w pierwszych miesiącach po wybuchu I wojny światowej, polscy patrioci - zamieszkujący Wielkopolskę, Śląsk, Pomorze, Warmię i Mazury zawiązali zakonspirowane porozumienie o nazwie Koło Towarzyskie. Skupiało zwolenników narodowej i chrześcijańskiej demokracji, konserwatystów, organiczników, a także bezpartyjnych polskich patriotów. W 1916 r. zostało przekształcone w Tajny Międzypartyjny Komitet Obywatelski. W jego składzie znaleźli się m.in. Wojciech Trąmpczyński, Bolesław Chrzanowski, ks. prałat Stanisław Adamski, Józef Rymer, Bracia Seydowie. Dla nich Górny Śląsk i Wielkopolska stanowiły jeden region i własność polskiej wspólnoty. Śląsk w tym gremium reprezentowali m.in. ks. Paweł Pośpiech, Kazimierz Czapla, Wojciech Korfanty. W lipcu 1918 r. z tego grona wyłonił się Centralny Komitet Obywatelski i jako kierownictwo polityczne polskich mieszkańców ziem zaboru pruskiego nawiązał oficjalną współpracę z paryskim Komitetem Narodowym Polskim (uznanym przez państwa Ententy za przedstawicielstwo polskie). Działacze CKO docierali do wszystkich większych miejscowości Wielkopolski i Górnego Śląska organizując tam sieć zakonspirowanych komitetów lokalnych, a także przygotowując je do przejęcia administracji z rąk niemieckich. To właśnie w ich sercach i umysłach skrystalizowało się dążenie do wyzwolenia Śląska i pozostałych dzielnic Polski. To właśnie im ujmują zasług ci, którzy po prawie stu latach dochodzą do wniosku, że Ślązacy swoje wyzwolenie zawdzięczają polskim dywersantom.
Czy dzisiaj ktoś jeszcze pamięta, że najpierwszymi obywatelami mającego się dopiero odrodzić i jeszcze nieistniejącego państwa polskiego pozostają Korfanty, Władysław Seyda i Trąmpczyński. To właśnie oni 7 października 1918 r., na forum Reichstagu, jako członkowie Koła Polskiego, oficjalnie uznali się za obywateli państwa polskiego i zażądali przyłączenia doń wszystkich ziem polskich zaanektowanych kiedyś przez Prusy.
W zwołanym w Poznaniu Polskim Sejmie Dzielnicowym wśród kilkuset delegatów prawie połowę stanowili reprezentanci Górnego Śląska. Spośród tych kilkuset delegatów wyłoniono liczącą 80 osób Naczelną Radę Ludową, a powołany przez nią Komisariat pełnił funkcję dzielnicowego rządu. Poznań stał się oficjalnym ośrodkiem władzy dla Polaków ze Śląska, Wielkopolski i Pomorza.
Była to ważna autonomiczna struktura państwowa o liczącym się potencjale politycznym z własną administracją, wojskiem, a od marca 1919 również z parlamentarną reprezentacją w polskim sejmie.
U schyłku I wojny światowej historia okazała się łaskawsza dla Wielkopolan, którzy już w kilka tygodni po ogłoszeniu niepodległości Rzeczpospolitej samodzielnie pozbyli się niemieckiej hegemonii państwowej. Ślązacy mieli pecha. Los uwikłał ich w prawnicze procedury międzynarodowych pertraktacji i plebiscytu, a na ulicach i w urzędach zagrodzili im drogę nacjonaliści spod znaku czarnego orła. Trwało to tak długo, że gdy wreszcie pozbyli się niemieckich okupantów, Polska Odrodzona liczyła sobie już 4 lata. Do jej złotego mitu i do legendy Piłsudskiego, jak ulał pasowało pojęcie: przyłączenia Śląska do Polski!
Ten slogan podchwyciła polska patriotyczna propaganda, a jeszcze chętniej propaganda niemiecka.
To powód, dla którego dziś jeszcze zabierają głos komentatorzy w powrocie Śląska do Polski, dopatrujący się dywersji i temu podobnych quasi politycznych machinacji. Z jakiegoś im tylko wiadomego powodu, tamto przyłączenie wolą przedstawiać jako manipulowaną aneksję terytorialną, a nie wyzwolenie Polaków spod władzy niemieckiego państwa.
Elity polityczne skupione w Naczelnej Radzie Ludowej, w ponad 1/3 wywodziły się ze Śląska. Kluczowe stanowisko w organie wykonawczym, jakim był Komisariat NRL, przypadło w udziale Korfantemu. Pełnił w nim funkcję równorzędną ze stanowiskiem premiera rządu. On, jak i jego zaplecze polityczne miało ambicje przejęcia władzy nad całym wyzwolonym krajem.
Te aspiracje dawały o sobie znać przez całe międzywojenne dwudziestolecie. Korfanty obok Trąmpczyńskiego i Dmowskiego był jedynym przywódcą, mogącym stanąć na czele opozycji przeciw Piłsudskiemu, który szybciej i skuteczniej integrował Małopolskę z Polską centralną i kresową.
Gdyby wypadki roku 1918 potoczyły się trochę inaczej, gdyby przywódcy śląskiej ludności byli tak rezolutni jak Wielkopolanie i gdyby poznańska NRL ze swoim komisariatem bardziej stanowczo wsparła swoje urzędy na Śląsku, jednym słowem, gdyby Ślązacy przyśpieszyli i prędzej zrealizowali swoje zamiary, to wtedy nie mówilibyśmy o przyłączeniu Śląska do Polski, ale o przyłączeniu dawnych ziem polskich do Śląska i Wielkopolski.
Kris - Pon Cze 01, 2009 10:10 am
Prośbą o powołanie Instytutu do Badań nad Śląskiem
dziś
Wysłaliśmy pismo do premiera Donalda Tuska z prośbą o powołanie Instytutu do Badań nad Śląskiem, jako jednostki publicznej, bo tylko wtedy możemy liczyć na pieniądze - mówi prof. Zygmunt Woźniczka z Uniwersytetu Śląskiego.
Naukowcy powołali komitet naukowy do spraw utworzenia instytutu, zlikwidowanego na początku lat dziewięćdziesiątych jako relikt PRL-u. Komitet składa się z 20 osób. Reprezentują różne dziedziny nauki, ponieważ zgodnie z założeniami instytut powinien się zajmować naukami humanistycznymi, przyrodą, ekonomią, pisać ekspertyzy dla władz wojewódzkich, oraz promować region w całym kraju.
- Plan jest ambitny, dlatego potrzebne są pieniądze z budżetu państwa. Nie chcemy go powoływać w ramach jakiegoś stowarzyszenia. Niech to będzie jednostka elitarna - dodaje Woźniczka, który jest jednym z członków komitetu.
Pierwsze decyzje zapadły ponad miesiąc temu. 20 kwietnia, podczas inauguracji Roku Korfantego radni województwa śląskiego przegłosowali uchwałę w sprawie utworzenia instytutu naukowo-badawczego, który będzie się zajmował problematyką śląskoznawczą.
- Instytut państwowy można powołać tylko ustawą na wniosek rządu. Pismo do pana premiera zostało już napisane. Jeśli nie państwowa jednostka, to czeka nas szukanie innych rozwiązań prawnych - tłumaczy profesor Ryszard Kaczmarek.
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1006496.html
Wit - Pon Lip 06, 2009 4:55 pm
Czesi i Polacy napiszą śląską encyklopedię
maw2009-06-25, ostatnia aktualizacja 2009-06-26 09:21
Plany opisania Śląska od A do Z w jednej książce pojawiły się prawie 20 lat temu. Dzięki współpracy naukowców z obu stron granicy wreszcie mogą zostać zrealizowane
Pierwsze próby stworzenia regionalnej encyklopedii podjął Śląski Instytut Naukowy w Katowicach. Zebrał sporo materiałów, ale uczeni przerwali prace. - Idea, choć uśpiona, pozostała żywa. Kiedy w marcu na konferencji w sali Sejmu Śląskiego przypomniał o niej abp Damian Zimoń, podchwyciliśmy temat - mówi prof. Marek Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego i przewodniczący rady naukowej Międzynarodowego Centrum Studiów Śląskich.
Okazją do ustalenia planu działań stała się ubiegłotygodniowa Konferencja Rektorów Uniwersytetów Śląskich w Kamieniu Śląskim. Zjechali na nią obecni i byli rektorzy z Katowic, Wrocławia, Opola, Opawy, a także szefowie Instytutu Śląskiego w Opolu i Międzynarodowego Centrum Studiów Śląskich.
- Zdecydowaliśmy, że jeszcze w tym roku wystąpimy o unijny grant na prace nad encyklopedią - mówi prof. Szczepański. O unijne pieniądze będzie się starał też uniwersytet w Opawie. Powstaje już w tej sprawie wspólny wniosek.
Prof. Szczepański jest przekonany, że encyklopedia jest bardzo potrzebna: - Odkąd zaczęliśmy się do niej przymierzać, odbieram dziesiątki e-maili i telefonów. Chodzi nie tylko o względy poznawcze i edukacyjne, ale i symboliczne. Wszystkie ziemie o wspólnej historii i kulturze: Śląsk Górny, Dolny, Opolski, Cieszyński i czeski, wreszcie zostaną opisane jako części jednej całości.
Kris - Pon Lip 13, 2009 4:54 pm
ZA ROK POWSTANIE ŚLABIKORZ - PIERWSZY ŚLĄSKI ELEMENTARZ
PAP, 2009-07-13 14:29
Najdalej w połowie przyszłego roku zostanie wydany pierwszy śląski elementarz. Twórcy ślabikorza, bo tak po śląsku nazywa się to wydawnictwo, liczą, że będzie to kolejny krok w staraniach o uznanie śląskiego za język regionalny. Równolegle regionaliści i językoznawcy pracują nad standaryzacją pisowni śląskiej mowy.
W poniedziałek o języku śląskim dyskutowali w Katowicach m.in. reprezentanci środowisk działających na rzecz jego kultywowania, naukowcy, parlamentarzyści i przedstawiciele regionalnych władz. Przekonywali, że porozumienie na rzecz nadania śląskiemu statusu języka regionalnego jest coraz szersze, a podejmowane działania zbliżają do tego celu.
Z całą pewnością nie stoimy w miejscu. Od zeszłego roku, kiedy formalnie pojawiła się kwestia uznania śląskiego za język regionalny, jest wyraźny krok do przodu, zarówno na płaszczyźnie politycznej, jak i językowej"- ocenił dr Jerzy Gorzelik - historyk sztuki z Uniwersytetu Śląskiego, a zarazem lider Ruchu Autonomii Śląska (RAŚ).
Jak mówił, politycznie sprawa nabrała tempa, kiedy w końcu zeszłego roku dyskutowała o tym sejmowa komisja mniejszości narodowych. Pod względem językowym przełomem będzie bliskie już porozumienie co do formy zapisu śląskiej mowy. Zajmują się tym dwa wyspecjalizowane stowarzyszenia, wspomagane przez językoznawców i znawców śląskiego języka.
Sprawa standaryzacji śląskiej mowy w piśmie nie jest łatwa m.in. dlatego, że nie jest ona jednolita - można w niej wyróżnić odmianę opolską, górnośląską, cieszyńską. Przeważa pogląd, że należałoby stworzyć taki standard, który oczywiście dopuszcza wielość mówionych dialektów, ale który byłby jednym, wspólnym standardem dla całego historycznego Górnego Śląska. Ten proces opiera się na sztuce kompromisu - tłumaczył Gorzelik.
Znawcy języka są zgodni, że obecna mowa śląska została w dużym stopniu "rozmyta" i kojarzona bywa głównie z powierzchownym folklorem, dowcipami czy gwarowymi piosenkami. Dlatego zespół pracujący nad standaryzacją musi czasem wnikliwie doszukiwać się korzeni słów czy całych konstrukcji językowych.
Trzeba uprawiać w jakimś stopniu archeologię językową, sięgać nie tylko do zapomnianych słów, ale także struktur gramatycznych. Z drugiej strony ten język nie może być skamieliną, która dla potencjalnych użytkowników będzie czymś zupełnie abstrakcyjnym. Tu trzeba wypośrodkować; to kwestia nie tylko wiedzy, ale i pewnej intuicji - podkreślił dr Gorzelik.
O tym, że śląska mowa żyje i może być atrakcyjna także dla młodych Ślązaków ma przekonać elementarz, nad którym pracują m.in. członkowie Towarzystwa Kultywowania i Promowania Śląskiej Mowy Pro Loquela Silesiana oraz Towarzystwa Piastowania Śląskiej Mowy Danga. Blisko 2 tys. egzemplarzy wydawnictwa w połowie przyszłego roku ma trafić do śląskich szkół, bibliotek i instytucji kultury.
Sekretarz i jeden z założycieli Pro Loquela Silesiana, Mirosław Syniawa, zdradził, że elementarz będzie częściowo wzorowany na elementarzu kaszubskim. Będzie adresowany nie do pierwszoklasistów, ale dzieci, które umieją już czytać i pisać po polsku, czyli np. od trzeciej klasy podstawówki. Oprócz nauki języka ma opowiadać też o śląskich tradycjach i obyczajach.
"Elementarz jest książką, która ma uczyć czytać i pisać, ale jednocześnie przybliżać elementy rodzimej kultury, chociażby pasję hodowli gołębi, czy tradycje ogródków działkowych. Myślimy też o lekcjach, pokazujących tradycyjny strój śląski" - wyliczał Syniawa, podkreślając, że aby zrozumieć teksty elementarza, dzieci będą musiały przyswoić sobie także nowe dla nich litery i dźwięki.
Jeszcze nie wiadomo, jakie będzie pierwsze zdanie śląskiego ślabikorza. Na pewno natomiast znajdzie się w nim czytanka o odwiedzinach wnuczka w ogródku działkowym dziadka. "Jakżeś już przyszoł, to możesz mi popodlywać radiski, giskana jest we laubie" - przywita chłopca dziadek; radiski to rzodkiewki, giskana to konewka, a lauba - altanka.
Śląski elementarz został w 80 proc. dofinansowany z publicznych środków w ramach Funduszu Inicjatyw Obywatelskich. Projekt pochłonie w sumie 40 tys. zł. Teksty do elementarza będą gotowe do końca tego roku, potem przyjdzie czas na oprawę graniczną, skład i druk.
Elementarz to jedno z kilku przedsięwzięć, które ma m.in. upowszechnić myślenie o śląskiej mowie jako o języku. Według dr. Gorzelika, we współczesnym językoznawstwie z reguły przyjmuje się, że decyzja o tym, czy mamy do czynienia z językiem czy np. dialektem nie zapada na gruncie badań językoznawczych, ale należy do kategorii politycznych.
Jeżeli jakaś społeczność, której na tym zależy, dojrzeje politycznie do tego, by uzyskać status języka dla swojej mowy, podejmuje takie starania. Dziś jest dosyć szerokie porozumienie różnych środowisk na rzecz nadania śląskiemu statusu języka regionalnego. To na pewno cieszy - uważa lider RAŚ.
Aby śląski stał się językiem regionalnym, inicjatywa musi zyskać akceptację sejmowej komisji mniejszości narodowych, a potem całego parlamentu, w formie nowelizacji stosownej ustawy. Dla zwolenników śląskiej mowy oznaczałoby to nie tylko prestiż
, symbol odrębności i symboliczny gest wobec Górnoślązaków, ale miałoby również bardzo praktyczny wymiar, związany ze stosowaniem śląskiego, także pisanego, na co dzień.
Tu sam status języka regionalnego nie wystarcza; konieczna jest właśnie standaryzacja, bo dopiero ustandaryzowany język może być używany w kontekstach, wynikających z ustawy o mniejszościach i języku regionalnym. To chociażby dwujęzyczne nazwy miejscowości - wskazał dr Gorzelik. Jego zdaniem docelowo należy myśleć także o nauce śląskiego w szkołach.
Również dr Tomasz Słupik, politolog z Uniwersytetu Śląskiego, ocenia, że uznanie śląskiego za język regionalny to nie tylko kwestia ambicji i prestiżu. Jego zdaniem, status języka to także ważny element edukacji regionalnej i odpowiedź na istniejące zapotrzebowanie społeczne Ślązaków.
To także kwestia przełamywania różnego rodzaju niechęci i stereotypów, które dotyczą śląskiej mowy, sprowadzonej do formy cepelii, piosenek, listy śląskich przebojów. Dziś nawet tym, którzy na co dzień używają śląskiej mowy, śląskość często właśnie z tym się kojarzy - uważa Słupik, wskazując, że śląski jest językiem żywym, którego ludzie w regionie używają i chcą używać.
http://www.tvs.pl/informacje/12800/
Wit - Nie Sie 09, 2009 7:39 am
Błąd w gazecie czy sensacyjne odkrycie? Pracownicy mysłowickiego muzeum natknęli się na zaskakujące zapiski w "Kurierze Śląskim" 07.08.2009
Obchody 90-lecia wybuchu I Powstania Śląskiego zbliżają się dużymi krokami. To rocznica szczególna dla naszego miasta, bo właśnie u nas miała miejsce krwawa masakra górników, która stała się jedną z bezpośrednich przyczyn wybuchu tego powstania. 15 sierpnia 1919 roku żołnierze Grenzschutzu otworzyli ogień do oczekujących na wypłaty pracowników tutejszej kopalni Mysłowice i ich rodzin. Mówi się, że zginęło wtedy 7 górników, 2 kobiety i 13-letni chłopiec. Ale czy na pewno tak było? Podczas pracy nad filmem "Mysłowice 1919" pracownicy mysłowickiego muzeum natknęli się na interesujące nieznane dotąd informacje.
- W większości opracowań i encyklopedii jako datę masakry w kopalni Mysłowice podaje się 15 sierpnia. Tymczasem, kiedy gromadziliśmy materiały do filmu dotarliśmy do relacji z tamtych wydarzeń, które poddają pod wątpliwość zarówno datę, jak i przebieg wydarzeń - mówi Wojciech Kubowicz, dokumentalista oraz współtwórca produkcji filmowej tutejszego muzeum. - W jednym z numerów "Kuriera Śląskiego", który ukazał się 3 dni po strzelaninie, znalazł się artykuł podający, że do wydarzeń doszło w sobotę. Sprawdziliśmy: w 1919 roku sobota przypadała 16 sierpnia. Strzelanina nie mogła więc mieć miejsca 15 sierpnia - ciągnie Kubowicz.
Gazeta dodatkowo podaje informację, że zanim oficerowie niemieccy otworzyli ogień, "padł strzał nie wiadomo z czyjej ręki i zranił jednego z żołnierzy. Wtedy dowodzący oficer kazał strzelać w tłum". - Większość powszechnie znanych relacji nie wspomina o tym. My nie przesądzamy, że dokładnie tak musiało być, ale jest to wielce prawdopodobne, tym bardziej, że podobny obraz wydarzeń prezentuje w swojej publikacji z r. 1935 Józef Grzegorzek, komendant Polskiej Organizacji Wojskowej na Górnym Śląsku. Strzał mógł być zarówno niemiecką prowokacją bądź wynikiem działania członka POW - twierdzi dokumentalista muzeum mysłowickiego.
Zgodnie z tym źródłem, w filmie przyjęto 16 sierpnia 1919 jako datę wydarzeń w kopalni. W relacjonowaniu ich przebieg też oparto się na "Kurierze Śląskim" i publikacji Grzegorzka. Muzeum zapowiada, że będzie kontynuować badania w tej sprawie.
Tymczasem wieści o odkryciu naszych muzealistów dotarły już do Muzeum Historii Katowic, gdzie również wzbudziły zainteresowanie. - Zapoznałem się ze źródłami, na które powołuje się muzeum w Mysłowicach i jestem skłonny przyjąć, że data 16 sierpnia jest prawdopodobną. Podobnie, jak przedstawiany w nich przebieg wydarzeń. Dotychczas pisząc o masakrze w kopalni, jak większość historyków, używałem daty 15 sierpnia, jednak w swojej najnowszej broszurze, którą opracowałem na potrzeby wystawy planowanej z okazji 90-lecia powstania, zmieniłem ją na 16. Jest to jednak kwestia, która powinna zostać bliżej zbadana. Wskazanym byłoby dotarcie do kolejnych źródeł, które pozwoliłyby przyjąć datę 16 sierpnia za pewną - mówi Michał Cieślak z katowickiego muzuem.
Na datę 15 sierpnia nadal powołuje się natomiast Muzeum Czynu Powstańczego w Górze Św. Anny. - Opieramy się m.in. na Encyklopedii Powstań Śląskich. Naszym zdaniem, jest to wiarygodne źródło informacji, ale j może warto byłoby się przyjrzeć tej sprawie bliżej - mówi kierownik Witold Iwaszkiewicz.
Zapytany o sprawę prof. Alfred Sulik, autor monografii historii Mysłowic, twierdzi, że z datą 16 sierpnia spotkał się przy okazji maszynopisu Michała Chudały, sekretarza miejskiego Mysłowic w okresie międzywojennym, jednak nie przyjął jej w swojej publikacji. - Ta data, nawet jeśli okazałaby się prawdziwą, raczej wiele nie zmieni - mówi. Jednak strzał w kierunku oficera uważa za wielce prawdopodobny, choć nie sądzi, aby była to niemiecka prowokacja.
Monika Chruścińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://myslowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1033408.html
Wit - Pią Sie 14, 2009 10:19 am
Nisko pokłonimy się Korfantemu dziś
Uroczyste koncerty i manifestacje patriotyczne w Warszawie i Katowicach dopełnią obchody Roku Wojciecha Korfantego, ustanowionego w 70 rocznicę śmierci tego wielkiego Ślązaka.
- To niezwykle ważna postać dla regionu, ale też dla niepodległości Polski. Wiedza o jego roli w odrodzeniu kraju po latach niewoli jest jednak wciąż za mało znana Polakom - powiedział marszałek Bogusław Śmigielski podczas czwartkowej konferencji prasowej zapowiadającej sierpniowe wydarzenia korfa-ntowskie.
Już w najbliższą sobotę wspólnym występem zespołu Śląsk i Józefa Skrzeka w Bazylice Archikatedralnej pw. Męczeństwa św. Jana Chrzciciela w Warszawie, gdzie znajduje się popiersie Korfantego, władze województwa śląskiego chcą przypomnieć mieszkańcom stolicy tego wybitnego przywódcę narodowego na Śląsku. W katedrze św. Jana odprawiona zostanie też uroczysta msza w intencji Korfantego zamówiona przez członków Związku Górnośląskiego.
Delegacja województwa śląskiego będzie tego dnia w jeszcze jednym symbolicznym miejscu - na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, gdzie znajduje się kwatera Powstańców Śląskich oraz na Grobie Nieznanego Żołnierza, gdzie zamieszczono tablice pamiątkowe poświęcone powstaniom.
Patronat honorowy nad warszawskimi wydarzeniami objęli: metropolita katowicki, abp Damian Zimoń, metropolita warszawski, abp Kazimierz Nycz oraz minister obrony narodowej, Bogdan Klich.
Korfanty - dyktator III Powstania, lider Chrześcijańskiej Demokracji, poseł na sejm niemiecki a potem odrodzonej Polski jest postacią ciągle jeszcze marginalizowaną przez historię. Wojewoda Zygmunt Łukaszczyk, przypomniał, że pod popiersiem Korfantego w katedrze św. Jana nazwano go "współtwórcą odrodzonej Rzeczypospolitej", a dopiero potem dodano: "przywrócił Polsce Śląsk".
Kulminacja uroczystości w Katowicach nastąpi kilka dni później. Wojciech Korfanty zmarł 17 sierpnia 1939 roku, a jego pogrzeb stał się wielką manifestacją Ślązaków. Właśnie w rocznicę pogrzebu, 20 sierpnia o godz. 16 w jego intencji odprawiona zostanie msza w kościele św. Piotra i Pawła. Po uroczystości religijnej złożone zostaną kwiaty pod pomnikiem Korfantego na pl. Sejmu Śląskiego, gdzie zaplanowana jest także premiera wideopomnika "Zbrodnia Ikara" zrealizowana przez Piotra Szmitke.
W sobotni wieczór 22 sierpnia o godz. 21.00 rozpocznie się Katowicach koncert "Rapsod Śląski", z wykorzystaniem najnowszych technik światła i dźwięku, z pokazem laserowym. Zespół Śląsk zaprosił do programu m.in. Justynę Steczkowską oraz Marka Torzewskiego.
Teresa Semik - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1036353.html
Nowe światło na wydarzenia z 1919 roku dziś
Zaskakujące odkrycie czy błąd w Kuryerze Śląskim? Pracownicy mysłowickiego Muzeum Miasta podczas realizacji filmu z okazji przypadającej w tym roku 90. rocznicy I Powstania Śląskiego, natknęli się na materiały poddające w wątpliwość datę i przebieg masakry górników w kopalni Mysłowice, uznawanej za bezpośrednią przyczynę wybuchu zrywu.
- Encyklopedie i opracowania podają, że 15 sierpnia żołnierze niemieccy otworzyli ogień do czekających na wypłaty górników i ich rodzin. Numer "Kuryera Śląskiego", który ukazał się 3 dni po strzelaninie, mówi, że doszło do niej w sobotę, która w tamtym roku przypadała na 16 sierpnia. Informuje też, że zanim otwarto ogień, padł strzał w drugą stronę i zranił oficera - tłumaczy Wojciech Kubowicz, dokumentalista i współtwórca filmu mysłowickiego muzeum.
Zapytany o sprawę prof. Alfred Sulik, autor monografii historii Mysłowic, twierdzi, że z datą 16 sierpnia spotkał się przy okazji maszynopisu Michała Chudały, sekretarza miejskiego Mysłowic w okresie międzywojennym, jednak nie przyjął jej w swojej publikacji.
Podobnie Muzeum Czynu Powstańczego w Górze Św. Anny. - Opieramy się m.in. na Encyklopedii Powstań Śląskich. To wiarygodne źródło informacji, ale może warto byłoby się przyjrzeć tej sprawie bliżej - mówi kierownik Witold Iwaszkiewicz.
Mysłowickie odkrycie zdążyło się odbić echem. Michał Cieślak z Muzeum Historii Katowic w swojej broszurze opracowanej na potrzeby wystawy z okazji 90-lecia powstania, termin 15 sierpnia zmienił na 16. - Jestem skłonny przyjąć, że data jest prawdopodobną. Trzeba jednak dotrzeć do kolejnych źródeł, które pozwoliłyby przyjąć ją za pewną - mówi.
Dotrzeć i przypomnieć, bo zdaniem Krystiana Szulca, wnuka powstańców, śląskiemu zrywowi poświęca się za mało uwagi. Dlatego z jego inicjatywy jutro na katowickim rynku zostanie otwarta wystawa z tej okazji, na której znajdą się m.in. reprodukcje pamiętnika jego dziadka. Będą też m.in. patrole powstańcze rozdające ulotki o powstaniu.
Uroczystą galę szykują też w kopalni Mysłowice. Jej motto to "Tutaj wszystko się zaczęło". Zostanie połączona z odsłonięciem czterech tablic na terenie kopalni, na których wyryto nazwiska 232 górników, którzy tu zginęli od 1945- 2003 r.
- Personalia są znane i udokumentowane z jednym wyjątkiem - nie wiemy, kim był górnik zdefiniowany jako więzień nr 355, który zginął tu w 1947 r. - mówi Krzysztof Urban ze Stowarzyszenia "Pamięć". Jego zrzeszenie powstało pod koniec ub. roku, aby ochronić pamiątki po założonej ponad 140 lat temu kopalni. - Ludzie, którzy tu ginęli to byli dzieci i wnukowie powstańców. Stąd połączyliśmy ze sobą te dwie uroczystości - mówi Urban.
90
lat temu, w nocy z 16 na 17 sierpnia wybuchło I Powstanie Śląskie
Monika Chruścińska - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1036355.html
Kris - Pią Sie 14, 2009 4:25 pm
Michał Smolorz 10 sierpnia 2009
Nieświęty śląski święty
Mija 70 lat od śmierci Wojciecha Korfantego, człowieka – legendy, który przyprowadził Śląsk do Polski, a potem został przez Polskę zdeptany.
Ma swoje aleje, ulice i place w 12 śląskich miastach, jest patronem 16 szkół podstawowych, średnich oraz wyższej uczelni. Spogląda na rodzinną ziemię z dwóch pomników, trzeci stanie lada moment, nikt nie zliczył popiersi, płaskorzeźb oraz tablic pamiątkowych. W urzędach wiszą jego portrety, patronuje dorocznej nagrodzie regionalnej. Poświęcono mu kilka poematów i utworów muzycznych, ekspres Intercity nosi jego imię. W plebiscycie „Gazety Wyborczej” na najwybitniejszego Ślązaka XX w. zwyciężył bezapelacyjnie, w badaniach tożsamości regionalnej okazał się praktycznie jedyną postacią z historii, którą potrafi wymienić młodzież szkolna.
Wojciech Korfanty to postać wielowymiarowa, trudna do jednoznacznej oceny. Prof. Jan Miodek powiązał jego charakter z etymologią nazwiska, bo „korfanty” znaczy tyle co „rogaty”, „rogata dusza”.
Rodowód miał modelowy; przyszedł na świat w 1873 r., u początku kajzerowskich Niemiec, w górniczej rodzinie spod Siemianowic Śląskich. Było to typowe dla Górnego Śląska środowisko dwujęzyczne, indyferentne narodowo. Sam Korfanty (ochrzczony jako Albert, polskim brzmieniem Wojciech zaczął się podpisywać dopiero w 1901 r.) wspominał, że nawet w latach gimnazjalnych polski znał słabo, zaś „Pana Tadeusza” przeczytał z trudem i z pomocą niemiecko-polskiego słownika, niejako z przekory, zachęcony antypolską propagandą. Drugie zderzenie z hagiografią dotyczy wyrzucenia go w 1895 r. z katowickiego gimnazjum, jakoby za propagowanie polskości. Ten incydent jest słabo udokumentowany, w dodatku rzadko który biograf przygląda się datom: młody Albert był już dziesiąty rok w siedmioletniej szkole, co sugeruje daleko większe problemy wychowawcze niż incydentalny „polityczny spisek”. On sam życzliwie wspominał dyrektora gimnazjum i jego przychylność, zresztą w końcu umożliwiono mu eksternistyczne ukończenie szkoły.
Nie zagrzewał też miejsca na wyższych uczelniach. Studia zaczął w 1895 r. na politechnice w podberlińskim Charlottenburgu, gdzie więcej czasu poświęcał na życie towarzyskie niż naukę. Od dawna kłębił się tam polski ruch młodzieżowy wszystkich orientacji, od lewa do prawa, kosmopolityczny i dekandencki Berlin końca XIX w. temu sprzyjał. Jeśli gdzieś szukać początków świadomej polskości Korfantego, źródeł jego wyborów oraz późniejszej działalności politycznej, to raczej w tym momencie. W czasie wakacyjnej przerwy pojawił się na rodzinnym Górnym Śląsku i podjął dorywczą pracę w kopalni węgla. Później, przez wiele lat, przywoływał ten incydent w licznych przemowach i artykułach jako swoistą legitymację społeczną do reprezentowania Górnoślązaków.
Politechnikę rzucił po roku, by podjąć studia filozoficzne na uniwersytecie wrocławskim. Tutaj ugruntował swoje polityczne i narodowe zainteresowania, w dolnośląskiej uczelni sporo było polskich studentów z Poznańskiego, nie brakowało też polskiej profesury. Slawistyka, w tym polonistyka, była jednym z najżywiej rozwijających się kierunków studiów i badań naukowych. Legalnie, półlegalnie i nielegalnie działało wiele organizacji, życie studenckie Wrocławia było jeszcze bardziej migotliwe niż w Berlinie. Albert Korfanty wtopił się w ten nurt, ale szybko dały o sobie znać cechy jego trudnego charakteru: wygórowane, a czasami chorobliwe ambicje, bezkompromisowość, pragnienie przywództwa za wszelką cenę, usuwanie z drogi rywali, otaczanie się chwalcami.
Rogata dusza
Ten rys osobowości towarzyszył mu już przez całe życie – nigdy nie miał osobistych przyjaciół, najwyżej popleczników albo wrogów. Tych pierwszych też szybko zrażał, powiększając grono tych drugich.
Być może dlatego dwa razy przerywał studia i skonfliktowany z różnymi środowiskami politycznymi opuszczał Wrocław, imając się różnych prac – w latach 1896–97 zarabiał np. jako korepetytor dzieci litewskiego arystokraty Witolda Jundziłły, z którym zwiedził całą Europę. Kiedy w 1900 r. ponownie podjął naukę, był już zdeterminowanym polskim aktywistą narodowym. Po roku znów rzucił uniwersytet i – już jako Wojciech Korfanty – związał się z Romanem Dmowskim i jego Ligą Narodową. Wystrzelił od razu z najcięższej armaty: wypowiedział polityczną wojnę katolickiej partii Centrum, dotąd monopolistce na reprezentowanie w niemieckim parlamencie ludności Górnego Śląska. Powiązana z Kościołem, miała za sobą martyrologię bismarckowskiego Kulturkampfu, gromadziła wielu księży sprzyjających polskości, związana była ze środowiskiem założonego przez Karola Miarkę „Katolika”.
Wojewoda śląski Michał Grażyński,zaprzysięgły wróg Korfantego. Fot. NAC
W sierpniu 1901 r. Korfanty wreszcie dokończył studia – ostatecznie na uniwersytecie berlińskim. Założył własne pismo, „Górnoślązak”, które na najbliższe lata stanie się jego trybuną polityczną, z niej toczyć będzie bezpardonową walkę z „Katolikiem”. Tak rozpoczęła się trwająca dwa lata zawzięta kampania wyborcza, która jesienią 1903 r. po raz pierwszy zaprowadziła go do Reichstagu. Sukces okupił wrogością środowisk politycznych Śląska i Wielkopolski oraz kilkumiesięcznym więzieniem we Wronkach za agresywne artykuły (co potem znakomicie zdyskontował w wyborach jako męczennik pruskiego reżimu). Na wiele lat zyskał też łatkę zapiekłego wroga Kościoła, wojującego antyklerykała, który to grzech zostanie mu odpuszczony dopiero u schyłku życia. Latem 1903 r., jeszcze przed wyborami do Reichstagu, bytomski proboszcz odmówił mu z tego powodu udzielenia ślubu (który ostatecznie wziął w Krakowie).
W wyborach do Reichstagu zwyciężał w sumie trzykrotnie (posłem był w latach 1903–1912 oraz w 1918 r. u schyłku I wojny). Nieprzerwanie w latach 1903–1918 zasiadał też w pruskim parlamencie krajowym (Landtagu), zyskując rangę najbardziej radykalnego polskiego posła z Górnego Śląska. Miał już swoją wizję polskiego Śląska, którą wpisywał w pomysły na odrodzone polskie państwo.
Od 1913 r. mieszkał w Berlinie, swobodnie poruszając się po dyplomatycznym parkiecie, brylował na salonach. Zasmakował w high-lifie, ubierał się z najwyższym kunsztem, nie skrywał swoich upodobań sybaryty, stołując się w najlepszych restauracjach. Kłóciło się to z głoszonymi ideałami reprezentanta śląskiej biedoty, co skwapliwie wypominali mu polityczni przeciwnicy. Jednak zamiłowanie do materialnego zbytku zostanie mu już do końca życia, stanie się nawet jedną z przyczyn politycznej klęski. W każdym razie berliński epizod biografii zakończył godnie: płomiennym przemówieniem w Reichstagu z żądaniem oddania Polsce wszystkich ziem zaboru i Górnego Śląska.
Dyktator powstania
W listopadzie 1918 r. pognał do Warszawy. Nie krył nadziei na odegranie czołowej roli w tworzeniu odrodzonej Polski. Ale Piłsudski był szybszy i bardziej pasował do ówczesnych wyobrażeń. (Wtedy po raz pierwszy zderzyła się korfantowska wizja Polski kresów zachodnich, mocno osadzonej w nowoczesnym, zachodnioeuropejskim parlamentaryzmie, z silniejszą – jak się okazało – wizją Polski Kresów Wschodnich, ugruntowaną w mitologii romantycznej). Skoro miejsca w Warszawie były już zajęte, pojechał do Poznania, gdzie wszedł w skład Naczelnej Rady Ludowej na czas powstania wielkopolskiego. Owiany sukcesem w Wielkopolsce, pognał na rodzinny Śląsk, stając na czele Polskiego Komisariatu Plebiscytowego. Po przegranym plebiscycie jedyną realną szansę przyłączenia części obszaru plebiscytowego do Polski widział w podziale Śląska, co udało się dopiero po trzecim zbrojnym powstaniu.
Na czas, kiedy Korfanty był dyktatorem powstania, przypada brzemienny w skutki epizod. W decydującej fazie walk z Niemcami podjął zaskakującą decyzję wstrzymania działań zbrojnych. Argumentował, że uczynił to, by zapobiec dalszemu rozlewowi krwi, gdyż pojawiła się szansa na polityczne rozstrzygnięcie konfliktu. Skutkiem był pucz młodych oficerów z Polskiej Organizacji Wojskowej, przysłanych do powstania przez Piłsudskiego. W przeciwieństwie do Korfantego, hołdowali oni zasadzie walki do ostatniej kropli krwi. Buntowników, wśród których był młody, ambitny małopolski porucznik Michał Grażyński, dyktator postawił przed sądem polowym. Do rozstrzygnięcia sporu ostatecznie nie doszło, sędziowie przeciągali sprawę aż do zakończenia powstania. Ale Grażyński zapamiętał zniewagę i od tej chwili stał się jeszcze jednym zaprzysięgłym wrogiem apodyktycznego Ślązaka.
W czerwcu 1922 r. wschodnia część Górnego Śląska została ostatecznie włączona do Polski. Korfanty postanowił zdyskontować ten sukces. W tym celu zerwał z endecją i przeszedł do chadeków. Jednak desygnowany 14 lipca przez Sejm na premiera, napotkał zdecydowany opór Piłsudskiego, który odmówił powierzenia mu misji tworzenia rządu. Wszystko, co Korfanty ugrał w Warszawie, to stanowisko wicepremiera w późniejszym rządzie Witosa, które pełnił ledwie dwa miesiące.
Wrócił do śląskiego matecznika, gdzie postanowił się materialnie ustatkować. Zachowując funkcje poselskie w Warszawie i w Sejmie Śląskim, związał się z lokalnym biznesem. Objął liczne funkcje w związkach gospodarczych i radach nadzorczych, stając się rekinem lokalnej finansjery. Swoje działania tłumaczył chęcią wprzęgnięcia zagranicznego (w dużej części niemieckiego) kapitału w polskie życie gospodarcze. W szczytowych latach wykazywał ponad 100 tys. zł dochodu do opodatkowania (równowartość dzisiejszego miliona) plus kilka okazałych nieruchomości na Śląsku i 70-hektarowy majątek w Wielkopolsce. Raziła wzmocniona pieniądzem pewność siebie, dawał o sobie znać krewki, zadziorny charakter – zdarzało mu się w eleganckich restauracjach spoliczkować albo obić adwersarza. Od Paderewskiego kupił gazetę „Rzeczpospolita”, wydawał też własną „Polonię”, odtąd powszechnie czytaną na Śląsku.
Po przewrocie majowym wojewodą śląskim został tenże sam Michał Grażyński. Stało się jasne, że sielanka Korfantego się skończyła. Pomny dawnej zniewagi wojewoda pałał pragnieniem zemsty. Niemal z marszu uruchomił dziennik „Polska Zachodnia”, którego naczelnym zadaniem stało się atakowanie politycznego przeciwnika. Przez następnych 13 lat praktycznie nie będzie numeru, w którym czytelnik nie znalazłby zapiekłego tekstu o Korfantym lub jego stronnikach. Grażyński szturmował też z innej strony – przez rozbicie środowiska byłych powstańców. Kontrolowany przez wojewodę Związek Powstańców Śląskich obrastał w coraz to nowe przywileje: publiczne dotacje na renty, stypendia i zapomogi, do tego koncesje na kioski, trafiki i bary dworcowe, monopol na przywileje kombatanckie. Weterani pozostający poza ZPŚ lub zrzeszeni w konkurencyjnych organizacjach byli pozbawiani wszelkich przywilejów i lżeni od warchołów i błądzących nieudaczników. Związek miał swoje bojówki, które stały do dyspozycji wojewody, siejąc terror i skutecznie rozbijając zebrania lub manifestacje przeciwnika.
Sejm Śląski stał się widownią zapalczywych polemik i sporów, w których obie strony nie przebierały w słowach i środkach. Zwolennicy Korfantego mieli w nim przewagę, więc Grażyński dwakroć go rozwiązywał. Uzyskał efekt niespodziewany – w kolejnych wyborach coraz więcej mandatów zdobywała mniejszość niemiecka.
Grażyński zdecydował się na radykalny cios: przez grupę podstawionych posłów skierował do prezydium sejmu (w Warszawie) wniosek o postawienie Korfantego przed sądem marszałkowskim. Zarzuty były poważne: malwersacje podatkowe, powiązania z niemieckim kapitałem na Śląsku, pobieranie subsydiów od Rzeszy Niemieckiej i wrogich Polsce organizacji, nadużycia w radzie nadzorczej Banku Śląskiego. Oskarżenie miało zdyskredytować obrońcę śląskiego robotnika, zapiekłego wroga Niemiec, który „oddał Śląsk Polsce”. Wyrok zapadł 27 listopada 1927 r., w przeddzień rozwiązania sejmu. Ku zaskoczeniu wszystkich sąd potwierdził część zarzutów, uwalniając oskarżonego jedynie od posądzenia o oszustwa podatkowe.
20 sierpnia 1939 r. Pogrzeb Wojciecha Korfantego był ostatnią wielką manifestacją w Katowicach przed wybuchem wojny Fot. NAC
Bohater i męczennik
Cios był celny i druzgocący. Korfanty został pogrzebany w oczach polskiej opinii publicznej, także na rodzinnym Śląsku jego autorytet poważnie ucierpiał. Wczorajszy trybun ludowy, bon vivant, pewny siebie i optymistycznie patrzący w przyszłość polityk przygasł. Odsuwali się odeń współpracownicy, w redakcji „Polonii” powstał rozłam, część zespołu opowiedziała się po stronie wojewody, publikując wiernopoddańczy manifest. Niespodziewane wsparcie przyszło ze strony Kościoła. Być może było w tym miłosierdzie dla upokorzonego syna marnotrawnego, być może chłodna kalkulacja: ani marszałek Piłsudski, ani w ogóle sanacja nie cieszyli się sympatią polskiego kleru, tym bardziej na Śląsku.
Korfanty przycichł, spokorniał, kolejne trzy lata spędził na nieśmiałych próbach organizowania nowych politycznych konfiguracji, bez większego powodzenia. Ale pamiętliwy Grażyński nie składał broni. We wrześniu 1930 r. rozwiązał dopiero co wybrany Sejm Śląski, tego samego dnia u Korfantego pojawił się prokurator z nakazem aresztowania pod zarzutem oszustw finansowych i zdrady stanu – wraz z innymi politykami antysanacyjnej opozycji zatrzymany wylądował w twierdzy brzeskiej. Choć „Polska Zachodnia” biła w triumfalne tony, tym razem Grażyński nie zdołał wykorzystać swego sukcesu. Niby pognębił przeciwnika, ale jednocześnie w oczach opinii publicznej uczynił go bohaterem i męczennikiem. Kiedy w końcu grudnia Korfanty został zwolniony, przyjazd do Katowic był zarazem triumfalnym powrotem do życia politycznego.
Korfanty żył już w jawnej symbiozie z Kościołem, przewartościował swoje polityczne poglądy, które coraz bardziej zbliżały się do chrześcijańskiego utopijnego socjalizmu. Jeśli jednak liczył, że Grażyński już się nasycił zemstą, był naiwny. W styczniu 1935 r. wojewoda wniósł do Sejmu Śląskiego o uchylenie Korfantemu immunitetu pod zarzutami korupcji i pobierania bezprawnych dotacji z niemieckich źródeł. Posłowie wniosek odrzucili. Po trzech miesiącach wpłynął od prokuratora okręgowego podobny wniosek, tym razem z zarzutami popełnienia oszustw podatkowych. Gotowy był już nakaz aresztowania. Korfanty nie wytrzymał presji i 6 kwietnia 1935 r. uciekł do Czechosłowacji. Pozostał mu los banity i jedyne polityczne narzędzie, jakim jeszcze dysponował – „Polonia”, którą redagował z Pragi.
Nadzieje na złagodzenie kursu sanacji po śmierci Marszałka (12 maja 1935 r.) okazały się płonne. Z chwilą zalegalizowania w 1938 r. administracyjnej cenzury coraz więcej numerów „Polonii” ukazywało się z wielkimi białymi plamami. W tym samym roku Korfantego dopadły kolejne ciosy: śmierć syna Witolda, na którego pogrzeb nie mógł nawet przyjechać w obawie przed aresztowaniem, oraz aneksja Czechosłowacji przez III Rzeszę, z powodu której musiał emigrować do Paryża.
27 kwietnia 1939 r. postawił wszystko na jedną kartę i desperacko wrócił do Polski. Nazajutrz został aresztowany i osadzony w warszawskim więzieniu przy ul. Dzielnej. Był już ledwie strzępem dawnego hardego polityka, a pogrążony w głębokiej depresji błyskawicznie zapadał na zdrowiu. Niemal co tydzień lekarze stawiali nowe diagnozy: trwale uszkodzona wątroba, zapalenie woreczka żółciowego, zapalenie opłucnej, anemia. 20 lipca sędzia śledczy podjął decyzję o zwolnieniu Korfantego, którego natychmiast przewieziono do szpitala św. Józefa przy ul. Hożej.
Przeprowadzona 11 sierpnia operacja nie przyniosła poprawy, sześć dni potem Wojciech Korfanty zmarł. Z luźno wypowiedzianej refleksji chirurga o owrzodzeniach wątroby przypominających zatrucie arszenikiem zrodziła się żywa do dziś legenda o zamordowaniu Korfantego (ściany celi miały być pokryte trucizną). Nikt nigdy naukowo tego nie potwierdził, ale i tak legenda ta stała się najtrwalszym składnikiem mitu śląskiego męczennika. Jego pogrzeb 20 sierpnia 1939 r. był ostatnią wielką manifestacją w Katowicach przed wybuchem wojny.
Od 1989 r. rozwija się na Śląsku prawdziwy kult Korfantego, idealnie wpisany w mit odwiecznej śląskiej krzywdy. Z tego mitu wyrosła legenda jedynego wielkiego polityka rodzimego chowu, który wbrew przekleństwu pochodzenia sięgnął po najwyższe zaszczyty w państwie niemieckim i w państwie polskim – by w końcu zostać zdeptanym, pognębionym i unicestwionym. Legenda zrodzona ze śląskich kompleksów, ale i z wielowymiarowej, trudnej do okiełznania osobowości Wojciecha Korfantego: wizjonera i trybuna, a zarazem wielkiego samotnika, który nie potrafił zjednywać sobie przyjaciół. Uroczego i szarmanckiego lwa salonowego, a jednocześnie aroganckiego, apodyktycznego dyktatora. Bojownika o prawa najuboższych, który zarazem pławi się w zbytkach. Ujmującego dyplomaty najwyższej próby, łatwo przybierającego postać małostkowego choleryka. Wreszcie wielkiego, żarliwego Polaka, dramatycznie rozczarowanego polską rzeczywistością.
http://www.polityka.pl/nieswiety-slaski ... 298903,18/
Kris - Pią Sie 14, 2009 7:12 pm
90. rocznica I Powstania Śląskiego
90. rocznica I Powstania Śląskiego od piątku obchodzona jest na Górnym Śląsku. Powstanie było spontanicznym zrywem polskiej ludności, którego celem miało być przyłączenie Górnego Śląska do Polski. Upadło po 10 dniach, przygotowując jednak grunt do dwóch kolejnych powstań w kolejnych latach.
I Powstanie Śląskie wybuchło w nocy z 16 na 17 sierpnia 1919 r. i objęło tereny powiatu rybnickiego i pszczyńskiego oraz część okręgu przemysłowego. Na jego czele stanął śląski działacz polityczny Alfons Zgrzebniok, który wraz ze swoim sztabem przebywał w Sosnowcu.
Bezpośrednią przyczyną wybuchu powstania była masakra górników z kopalni "Mysłowice", którzy domagali się zaległych wypłat. Kiedy 15 sierpnia 1919 r. tłum wtargnął przez bramę, niemieckie wojsko otworzyło ogień. Zginęło wtedy siedmiu górników, dwie kobiety i trzynastoletni chłopiec.
Na Śląsku wrzało jednak wcześniej. W maju na konferencji w Wersalu zadecydowano, że o przynależności atrakcyjnych gospodarczo terenów Śląska przesądzi plebiscyt. Wobec trudności gospodarczych w regionie pracę przerwało 40 kopalń. Górnicy nie otrzymywali pensji, więc zdecydowali się na strajk generalny.
Dzień po masakrze mieszkańcy śląskich miast zaczęli atakować posterunki Grenschutzu - niemieckiej straży granicznej. Opanowali m.in. Tychy, Radzionków, Piekary i część Katowic, w tym dworzec kolejowy w Katowicach-Ligocie. Niemcom udało się wkrótce odbić te punkty. Wobec przewagi wroga, 24 sierpnia dowódcy Powstania wstrzymali walki.
Nieprzygotowane organizacyjnie powstanie nie zakończyło się sukcesem politycznym, zwróciło jednak uwagę międzynarodowej społeczności na sprawę Śląska. Pod jej naciskiem Niemcy ogłosili amnestię dla uczestników powstania.
Za kilka dni przypada również rocznica wybuchu II powstania śląskiego (19 sierpnia 1920 r.). Tym razem nie wybuchło ono spontanicznie, lecz zostało ogłoszone przez Dowództwo Główne Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska i Polski Komisariat Plebiscytowy.
Głównym celem drugiej walki zbrojnej Ślązaków było wyparcie niemieckiej Policji Bezpieczeństwa z obszaru plebiscytowego i zastąpienie jej strażą obywatelską, a następnie - nowo utworzoną policją plebiscytową.
24 sierpnia 1920 r. Międzysojusznicza Komisja Plebiscytowa ogłosiła rozwiązanie niemieckiej policji i powołała Policję Górnego Śląska o polsko-niemieckim składzie. Powstańcy uzyskali również zapewnienie ukarania przywódców antypolskich ekscesów i usunięcie z obszaru objętego plebiscytem osób, które przybyły tu po 1 sierpnia 1919 r.
Trzecie powstanie śląskie wybuchło w nocy z 2 na 3 maja 1921 r. Było reakcją na niekorzystny dla Polski werdykt interpretującej wyniki Międzysojuszniczej Komisji Plebiscytowej - Polska miała otrzymać tylko powiaty pszczyński i rybnicki.
W wyniku powstania Rada Ambasadorów zdecydowała o korzystniejszym dla Polski podziale Śląska. Z terenu objętego plebiscytem do Polski przyłączono 29 proc. obszaru i 46 proc. ludności. Trzecie powstanie śląskie i powstanie wielkopolskie to jedyne polskie zrywy zbrojne, które zakończyły się sukcesami.
(PAP)
http://ww6.tvp.pl/6605,20090814924799.strona
Obchody 90. rocznicy Pierwszego Powstania Śląskiego
Złożeniem kwiatów pod pomnikiem powstańców w Katowicach rozpoczęły się w piątek obchody 90. rocznicy Pierwszego Powstania Śląskiego. Na katowickim rynku otwarto wystawę historyczną, poświęconą wydarzeniom sprzed 90 lat. Główne obchody rocznicy odbyły się jednak wczoraj w Mysłowicach. W miejscu masakry górników, do której doszło 90 lat temu, przy obecnej KWK Mysłowice, złożono hołd poległym, otwarto również wystawę pamiątek z pierwszego powstania śląskiego. Śmierć siedmiu górników, dwóch kobiet i chłopca była bezpośrednią przyczyną wybuchu powstania. 90 lat temu trzy tysiące górników z rodzinami czekało na wypłaty, ale zamiast tego, niemieccy żołnierze otworzyli do nich ogień. Następnego dnia wybuchło powstanie.
W sobotę złożono hołd też powstańcom na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach oraz na Grobie Nieznanego Żołnierza, gdzie znajdują się tablice pamiątkowe poświęcone powstaniom śląskim. Był to także jeden z elementów obchodu Roku Wojciecha Korfantego, które wchodzą właśnie w kulminacyjną fazę i wyszły poza granice Śląska. Fakt, że stolica włączyła się w uroczystości poświęcone wielkiemu Ślązakowi, jest dowodem na to, że syn górnika, charyzmatyczny przywódca powstania, przedsiębiorczy biznesmen, mąż stanu i twórca drugiej Rzeczpospolitej, może być wzorem dla pokoleń. W sobotę w Bazylice Archikatedralnej w Warszawie, gdzie znajduje się popiersie Korfantego, wystąpił Zespół Pieśni i Tańca Śląsk, a Józef Skrzek zaprezentował zapowiadaną od miesięcy impresję muzyczną. Patronat honorowy nad warszawskimi wydarzeniami objęli m.in. metropolita katowicki, abp Damian Zimoń, oraz metropolita warszawski, abp Kazimierz Nycz.
Śląskie obchody można śledzić dzięki stronie internetowej www.korfanty2009.pl. Potrwają do końca roku. Mszę w kościele św. Piotra i Pawła z okazji rocznicy pogrzebu Korfantego, który 70 lat temu przerodził się w manifestację patriotyczną mieszkańców Górnego Śląska, zaplanowano na czwartek. Uroczystości zakończą się premierą Videopomnika Wojciecha Korfantego "Zbrodnia Ikara", którego autorem będzie Piotr Szmitke.
Katarzyna Piotrowiak - POLSKA Dziennik Zachodni
http://myslowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1036904.html
Prince - Pon Sie 17, 2009 10:06 pm
Mnie strasznie denerwuje to co się dzieje. Wczoraj mieliśmy90 rocznicę wybuchu Pierwszego Powstania Śląskiego. Niestety, media olały ten temat. Nie mówiąc o ogólnopolskich rządowych shitach jak TVP 1, 2 czy Info, nawet w Aktualnościach, czy TVS trudno było coś znaleźć na ten tamat.
Zastanawia mnie fakt, dlaczego np. w tv, nie postarano się puścić jakiś film o tych wydarzeniach. Dlaczego też kina nie zrobiły jakiegoś ekstra repertuaru na ten dzień?
O powstaniu warszawskim czy cudzie nad wisłą trąbiono non stop, ale o naszych powstaniach ślaśkich się nie mówi. Strasznie zastanawia mnie dlaczego.
Czyżby to znów polityka Warszawy, marginalizowania Śląska, albo to nasza dupowatość, że nie potrafimy mówić o swoim?
Pomijając czym były powstania i jak są kontrowersyjne powinno im się poświęcić więcej uwagi!
ARTURO - Wto Sie 18, 2009 8:04 am
Mnie strasznie denerwuje to co się dzieje. Wczoraj mieliśmy90 rocznicę wybuchu Pierwszego Powstania Śląskiego. Niestety, media olały ten temat. Nie mówiąc o ogólnopolskich rządowych shitach jak TVP 1, 2 czy Info, nawet w Aktualnościach, czy TVS trudno było coś znaleźć na ten tamat.
Zastanawia mnie fakt, dlaczego np. w tv, nie postarano się puścić jakiś film o tych wydarzeniach. Dlaczego też kina nie zrobiły jakiegoś ekstra repertuaru na ten dzień?
O powstaniu warszawskim czy cudzie nad wisłą trąbiono non stop, ale o naszych powstaniach ślaśkich się nie mówi. Strasznie zastanawia mnie dlaczego.
Czyżby to znów polityka Warszawy, marginalizowania Śląska, albo to nasza dupowatość, że nie potrafimy mówić o swoim?
Pomijając czym były powstania i jak są kontrowersyjne powinno im się poświęcić więcej uwagi!Masz absolutną racje Prince.
Miłym zaskoczeniem był dla mnie niewielki happening na placu szewczyka,gdzie młodzi ludzie przebrani za powstańcze stroje przypominali o rocznicy powstań oraz zapraszali na galerie poświęconą tejże tematyce.
absinth - Wto Sie 18, 2009 2:20 pm
Zgadzam sie, jedyne co to zawieszono jakis banner na kamienicy na przeciw estakady przed Dworcem, ale moze to bedzie ciekawe, ja sie wybieram zwlaszcza na ten pokaz laserowy
jacek_t83 - Śro Sie 19, 2009 10:28 am
[youtube]E-HUhuqTXJQ[/youtube]
Kris - Czw Sie 20, 2009 10:33 pm
Śląski Wałęsa. Też w piekiełku. 70 rocznica pogrzebu Korfantego.
Aleksandra Klich Gazeta Wyborcza
2009-08-20, ostatnia aktualizacja 2009-08-19 16:43
Dał Polsce Śląsk. A co Polska jemu?
Pogrzeb Korfantego 18 sierpnia 1939 r.(na zdjęciu) stał się wielką manifestacją patriotyczną i antyrządową. W kondukcie za trumną wyprowadzoną z warszawskiego kościoła Zbawiciela szły tłumy. Wieczorem ciało przywieziono do Katowic i wystawiono w rodzinnym domu, gdzie przez następny dzień żegnało Korfantego tysiące ludzi. 20 sierpnia na cmentarz odprowadziło go kilkadziesiąt tysięcy. Nie było żadnego przedstawiciela rządu
Fot. Piotr Skornicki/Agencja Gazeta
Fot. Piotr Skornicki/Agencja Gazeta
Portret Korfantego wykonany w 1931 r. w Zakopanem przez Witkacego
Showman był z niego genialny. Przeszedł przez Śląsk jak huragan. Podczas wieców w hucie tłumy robotników szalały z zachwytu, gdy wygrażał niemieckim fabrykantom, wymachując swoją kryką prowdy (laską prawdy) i szczując ich psem Morycem. Wydawał gazety - "Górnoślązaka", "Polonię", "Rzeczpospolitą", wypuszczał widokówki z własną podobizną, a jego zwolennicy zaciągali się papierosami Korfanty. Niemieckie dzienniki pisały o nim "blond bestia": - Był pierwszym tak nowoczesnym politykiem w Polsce. Wymarzony klient dla dzisiejszych specjalistów od wizerunku medialnego. Gdyby jeszcze miał dostęp do telewizji, toby dopiero pokazał, co potrafi - twierdzi prof. Marian Orzechowski, autor jedynej kompletnej biografii Korfantego.
Syn ubogiego górnika spod Siemianowic, który w dzieciństwie nie słuchał Chopina, nie czytał Sienkiewicza i po polsku mówił ledwo co - gwarą - został jednym z największych patriotów w historii Polski. Biorąc pod uwagę siłę oddziaływania, można go porównać wyłącznie do Lecha Wałęsy - jak przywódca "Solidarności" wykorzystał wzburzenie ludzi i przeprowadził ich na drugą stronę, do Polski.
Jak obudziła się w Korfantym jego radykalna, bezkompromisowa polskość? Literacką polszczyznę usłyszał w kościele, była też w przechowywanej w domu książce z kazaniami Piotra Skargi. Jednak Polakiem został, jak sam przyznaje, w wyniku buntu przeciwko restrykcyjnemu niemieckiemu gimnazjum. Gdy przed maturą z niego wyleciał za niesubordynację, dzięki wsparciu Polaków z Wielkopolski trafił na uczelnię we Wrocławiu. Polskość Korfantego przypieczętowała podróż po Europie z litewskim arystokratą , u którego znalazł na rok pracę korepetytora.
Mógł o sobie mówić: człowiek sukcesu. Dzięki jego uporowi część Ślązaków poszła do powstań, a pół miliona zagłosowało za Polską w plebiscycie 1921 roku. On przekonał obywateli pruskiego państwa, w których ledwo tliła się polskość, że w Polsce poprawi się ich los. Nie będą gnębieni przez urzędników ani właścicieli kopalń i hut. Będą mogli uczyć się i awansować.
To Korfanty wygrał trzecie powstanie śląskie. Najpierw, wbrew oficjalnemu stanowisku polskiego rządu (ponoć Piłsudski obawiający się reakcji Europy na konflikt na Śląsku mówił, żeby dać sobie spokój, bo to "stara niemiecka kolonia"), uparł się, by je zorganizować. Potem, mimo że polscy oficerowie (w tym piłsudczyk Michał Grażyński, późniejszy śląski wojewoda i zaciekły wróg Korfantego) naciskali, by walkę kontynuować i odbić od Niemiec cały region, Korfanty uznał, że cele zostały osiągnięte, i wysłał powstańców do domu. Nie potrzebował sukcesu militarnego, wystarczył mu dyplomatyczny.
Prof. Orzechowski: - Nie chciał niepotrzebnego przelewania krwi. Ten konflikt to było zderzenie dwóch ciągle obecnych w naszych dziejach koncepcji, dwóch sposobów widzenia kraju: romantyczno-bohaterskiego i realistyczno-politycznego. Zgodnie z pierwszym trzeba walczyć do końca, niezależnie od tego, jakie będą ofiary i jakie efekty. Drugi każe rozmawiać o tym, co możemy osiągnąć, a czego nie.
Okazało się, że Korfanty ma rację. Państwa ententy przyznały w 1922 roku II Rzeczypospolitej wielkie centrum przemysłowe, a nie tylko - jak planowano - same wsie. W konsekwencji dzięki koniunkturze na węgiel ze śląskich kopalń zniszczona zaborami Polska mogła zbudować gospodarkę i złapać oddech.
Jednak podział Górnego Śląska między Polskę i Niemcy dramatycznie naznaczył życie mieszkańców regionu. Powstania, w których - zdarzało się - brat występował przeciwko bratu, miały cechy śląskiej wojny domowej, plebiscyt kazał się Ślązakom, ani do końca Polakom, ani Niemcom, określić narodowo, rozdarł ich świadomość. Granica wyznaczona w 1922 pogorszyła sytuację - przecięła miasta, tory kolejowe, mosty, nawet domy. Podzieliła rodziny. Rozbiła śląską jedność.
Korfanty, choć dostrzegał dramat Górnoślązaków (np. wsparł pomysł autonomii), nie kwapił się, żeby wziąć zań odpowiedzialność. Nie chciał zostać śląskim wojewodą.
Ambitny, marzył o karierze ogólnopolskiej, w Warszawie. Nie udało się: ani w 1918 roku, gdy Korfanty przyjechał do stolicy i na wiecu zapowiedział, że "zaprowadzi porządek", ani w 1923 roku, gdy Piłsudski nie zgodził się, by został premierem. - Był Ślązakiem, nie miał więc szans na karierę w Warszawie. Tym, którzy siedzą między krzesłami, jest zawsze ciężko - mówił mi kilka lat temu niemiecki historyk prof. Manfred Alexander.
Jego karierę rujnował konflikt z marszałkiem Piłsudskim i jego ludźmi. Socjalista Piłsudski nie znosił endeka, a potem chadeka Korfantego, który walczył z sanacją na manifestacjach i w Sejmie. Korfanty powtarzał, że Marszałek to romantyczny watażka, którego wyprawy na wschód niszczą kraj, oskarżał sanacyjnych polityków nie tylko o autorytaryzm, ale i o lekceważenie spraw gospodarczych oraz praw mniejszości, w tym niemieckiej. Uparty i bezczelny, rzucał w twarz, co myśli.
Ostatecznie Korfantego zgubiły jednak nie idee, ale pieniądze. Ciągle powtarzał, że trzeba je mieć, by być skutecznym politykiem. Potrzebował ich też na utrzymanie żony i gromadki dzieci, na dom w Zakopanem, na portrety u Witkacego, przyjmowanie przyjaciół artystów, podróże, alkohol, dobre jedzenie. A także na utrzymywanie swoich gazet. Żeby zdobyć pieniądze, wchodził do rad nadzorczych niezliczonych spółek, w tym również niemieckich.
Czy ten inteligentny lider chadeków i jeden z najzacieklejszych wrogów sanacji nie domyślał się, że gdy stanie się zamożnym człowiekiem, będzie "budził zawiść, która z wolna przeradzała się w podejrzenia i znajdowała ujście w rozchodzących się wpierw pocztą pantoflową, a płynących już następnie kanałami urzędowymi, donosach"? Tak pisał dyplomata Kajetan Morawski cytowany przez Jana F. Lewandowskiego, autora wydanej właśnie popularyzatorskiej publikacji poświęconej życiu Korfantego.
Piłsudczycy wykorzystali te donosy. Korfanty wielokrotnie oskarżany o malwersacje finansowe głównie przez swego starego wroga wojewodę Grażyńskiego trafił w końcu - jak inni działacze antysanacyjni - do twierdzy w Brześciu. Choć nie udowodniono, jak chciano, że jest złodziejem i zdrajcą stanu, tylko uznano, że czerpanie korzyści majątkowych z pracy w radach nadzorczych niemieckich spółek to postępowanie niegodne posła, atakowany Korfanty nie wytrzymał presji i wyjechał do Czechosłowacji. W tym czasie zmontowano kolejne oskarżenia i aresztowano go, ledwo wrócił. - Zniszczyło go polskie piekiełko - twierdzi prof. Orzechowski.
Zmarł kilka miesięcy po wyjściu z więzienia na Mokotowie, zaledwie dwa tygodnie przed wybuchem wojny. Po Śląsku poszła wieść, że Korfantego otruli Polacy, malując ściany jego więzienia arszenikiem. Ale to nieprawda - Korfanty chorował, prawdopodobnie na raka wątroby.
Ignacy Jan Paderewski pisał po jego śmierci: "Stanął przed Sędzią Najwyższym Wielki Obywatel, wierny Syn Kościoła, nieustraszony rycerz Rzeczypospolitej. Tam go już nie dosięgnie ani zawiść, ani złość ludzka".
Dziś nie potrzebujemy Korfantego - pomnikowego bohatera ani męczennika. Potrzebujemy pamięci o człowieku, który w dobie szalejących nacjonalizmów postawił na Polskę, wierząc, że ten wybór będzie najlepszy dla Śląska. Pamięci o pragmatyku, zwolenniku rozsądnej polityki, poszanowania praw mniejszości i wroga autorytaryzmu. W końcu pamięci o tym, którego życie naznaczyły z jednej strony własne słabości, a z drugiej nieudowodnione oskarżenia.
Potrzebujemy też trzeźwego zmierzenia się z prawdą, że to Korfanty przyprowadził Śląsk do Polski. Zaledwie 87 lat temu.
http://wyborcza.pl/1,76842,6943308,Slas ... rzebu.html
Kris - Sob Sie 22, 2009 8:27 am
Przetrwa Śląsk zamożny
dziś
Kazimierz Kutz, Michał Smolorz i prof. Marek Szczepański (© Fot. Arkadiusz Ławrywianiec)
Trzeba się bogacić i poznawać region, jego historię i tradycję - to wnioski, jakie płyną z debaty nad kondycją tożsamości śląskiej i jej wpływem na budowanie społeczeństwa obywatelskiego.
Zgromadziła ona wybitne postaci, od lat zajmujące się sprawami Śląska: reżysera Kazimierza Kutza, socjologa prof. Marka Szczepańskiego, szefa Ruchu Autonomii Śląska Jerzego Gorzelika, publicystę Michała Smolorza i dziennikarza telewizyjnego Kamila Durczoka. Debatę przygotowała w zameczku w Promnicach Loża Katowicka Business Centre Club.
- Gen śląski jest słaby. Łatwo go zarazić wirusem - rozpoczął prowokacyjnie Michał Smolorz, narzekając, że śląska kultura objawia się głównie w miejscowej odmianie disco polo. Jego zdaniem, kultura śląska przez lata była zasilana przez państwo. Gdy tego w ostatnich 20 latach zabrakło, ujawniła się kulturowa tandeta.
Jerzy Gorzelik skrytykował śląskie elity, które śnią, aby znaleźć się w politycznym centrum, czyli w Warszawie, zamiast pracować na Śląsku.
::: Reklama :::
- Elity warszawskie mam w dupie - skomentował to dosadnym językiem Kazimierz Kutz. - Ślązacy przez sześć wieków żyli u obcych. Śląsk to ugór, to plebs, który nie miał własnej klasy wyższej. Ślązacy nie mogli się edukować, nie mogli się bogacić. Jeśli zrobią to teraz, Kutz jest spokojny o śląską tożsamość.
Rozmówcy podkreślali, że paradoksalnie, właśnie dzięki plebejskości Ślązacy zachowali swoje oblicze. Gdyby nie ona, byliby Niemcami lub Czechami. Jej czas już jednak się skończył i pora budować śląską klasę średnią.
- 20 lat temu, gdy pierwszy raz oglądałem niezafałszowane dane o liczbie śląskich uczniów, którzy wybierają licea, przeraziłem się. Było to zaledwie 18,9 proc. Trzy razy mniej niż w Warszawie - wspominał prof. Marek Szczepański. - A wiadomo, że to liceum nadaje człowiekowi ogłady, jest przedsionkiem klasy średniej.
Od tego czasu wiele się zmieniło. Na Śląsku studiuje aż pięć raz więcej młodych ludzi niż w roku 1989. - Wiadomo, że poziom kształcenia jest różny. Liczebność kadry profesorskiej wzrosła zaledwie o 7 proc., ale liczy się fakt - ocenił.
Szczepański wymienił pięć czynników, na których opiera się społeczeństwo obywatelskie. Demokracja i rynek - zdają egzamin. Uczestnictwo społeczne, zaufanie, tolerancja - z tym jest już znacznie gorzej.
Kamil Durczok, umiejętnie wtrącający w debacie słowa z gwary śląskiej, mówił o odpowiedzialności mediów za stan śląskiej tożsamości. Apelował jednak o wyrozumiałość, bo telewizje prywatne muszą się liczyć z rachunkiem ekonomicznym, a publiczna ogranicza tematykę regionalną.
Aby więc śląska tożsamość miała się dobrze, Ślązakom potrzeba zamożności klasy średniej, odpowiedniego kształcenia i... - charyzmatycznego przywódcy - skomentował wojewoda Zygmunt Łukaszczyk.
Cezary Śląskiego Biznesu 2009
Podczas spotkania w Promnicach ogłoszono nominacje do Statuetki Cezara Śląskiego Biznesu.
W konkursie biorą udział firmy zrzeszone w Loży Katowickiej, Bielskiej i Częstochowskiej Business Centre Club. Celem nagrody jest promowanie rodzimej przedsiębiorczości.
O wyróżnieniach decyduje kapituła biorąca pod uwagę takie kryteria kondycji finansowej firmy jak: przychód, zysk, eksport, jakość wyrobów, certyfikaty, technologie, w tym proekologiczne. Punktowana jest także działalność charytatywna i aktywność w środowisku przedsiębiorców.
Nominacje otrzymały:
Energoprojekt Katowice SA
GC Investment Sp. z o. o. Katowickie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego "Budus" SA
PZH Baltimpex Telecom Tomasz Mikołaj Joachimiak Polskie Sieci Energetyczne - Południe SA w Katowicach
Przedsiębiorstwo Projektowo-Wdrożeniowe Proinstal Sp. z o. o.
Remag SA
Śląskie Centrum Logistyki SA
TM Steel Sp. z o. o.
TUV Nord Polska
Sp. z o. o.
UPOS System Sp. z o. o. Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Handlowe UTEX Sp. z o. o.
Z tego grona zostanie wybranych siedmiu laureatów. Poznamy ich podczas uroczystej gali 30 sierpnia w zameczku w Promnicach. Wydarzeniu patronuje "Polska Dziennik Zachodni".
Ostre Pióra
Loże Katowicka i Bielska BCC przyznały nagrody Ostre Pióro za krzewienie w mediach tematyki ekonomicznej i zasad wolnego rynku. Ostre Pióra Loży Katowickiej otrzymali dziennikarze: nasz redakcyjny kolega Mariusz Urbanke i Józef Wycisk z Polskiego Radia Katowice.
Specjalne Ostre Pióra przypadły w udziale Zenonowi Nowakowi, prezesowi Polskapresse Oddział Prasa Śląska, wydawcy "Polski Dziennika Zachodniego", oraz Kamilowi Durczokowi, dziennikarzowi TVN, felietoniście naszej gazety. Ostre Pióro Loży Bielskiej otrzymał Wojciech Trzcionka, redaktor naczelny internetowej Gazetycodzinnej.pl oraz Marcin Tomana, szef Wizja.net.
Adrian Ołdak - POLSKA Dziennik Zachodni
http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1039433.html
Strona 6 z 10 • Wyszukiwarka znalazła 963 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10