[Warszawa] O wszystkim i o niczym...
d-8 - Śro Lut 27, 2008 2:29 pm
Śródmiejskie dworce wyładnieją na wakacje
Michał Wojtczuk
2008-02-26
Przy pl. Zawiszy robotnicy z firmy Complex-Bud zdejmują właśnie papę, którą pokryty jest "naleśnikowy" dach Dworca Ochota. - Nowy będzie wyłożony mozaiką z gresu układającą się w czarno-białe pasy - zapowiada Henryk Łaguna, architekt z firmy MAAS, która zaprojektowała przebudowę dworca. Podkreśla, że zrobiła to z szacunkiem dla budynku zaprojektowanego w 1963 r. przez zmarłego w tym miesiącu Arseniusza Romanowicza. Przy okazji remontu z okolic stacji znikną szpetne stragany, które obrosły ją przez lata. Complex-Bud startuje też z pracami na Dworcu Powiśle. Wszystko ma być gotowe na przełomie lipca i sierpnia.
Rzecznik Polskich Kolei Państwowych Michał Wrzosek podaje zakres robót na obu stacjach, które będą kosztować ok. 3 mln zł: • będą wymienione materiały wykończeniowe, • fragmenty asfaltowej posadzki zastąpią granitowe płyty, • remont czeka schody prowadzące na perony, • niepełnosprawni zjadą tam na platformach, • będzie nowe oświetlenie, • budynki zostaną ocieplone.
Budynek Dworca Ochota zyska też nową elewację. - Jeszcze nie zapadła decyzja, czym zastąpimy tynk. Będzie to albo polerowane lastryko, albo jakiś kamień - mówi Henryk Łaguna.
Remont nie obejmuje peronów tej stacji, bo w przyszłości zostaną one gruntownie przebudowane. - Od dawna planujemy wykorzystać komercyjnie przestrzeń nad torami linii średnicowej - mówi Piotr Zatorski, dyrektor oddziału Dworce Kolejowe PKP. - Tory i tak będą wymieniane i zostaną położone na wygłuszonej płycie żelbetowej. Można będzie je zadaszyć i zbudować coś na górze między pl. Zawiszy a al. Jana Pawła II.
- Wtedy perony Dworca Ochota znalazłyby się pod ziemią, a to wymusza ich przekonstruowanie - dodaje rzecznik Wrzosek. PKP właśnie przygotowują studium wykonalności przykrycia torów płytą. Operacja ma być przeprowadzona we współpracy z prywatnym inwestorem. Pierwszy chętny już jest. To spółka Chmielna Development założona przez Kulczyk Holding przed budową 280-metrowego wieżowca przy ul. Chmielnej tuż obok biurowca Warty. Jej przedstawiciele rozmawiają z PKP o współfinansowaniu przykrycia torów na przedłużeniu ul. Miedzianej. W ten sposób wieżowiec zyskałby dojazd od strony Al. Jerozolimskich. Kiedy linia średnicowa zostanie schowana pod ziemią? - Po Euro 2012 - odpowiada dyrektor Zatorski.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
fajnie, ze dba sie o takie kwestie w stolycy
w ogole skoro sie remontuje te dworce tzn ze ktos z nich chyba korzysta ? u nas w kato tez mozna by probowac 'rozruszac' dworce na zalezu, ligocie, brynowie, podlesiu...
moze w zwiazku z uruchomieniem ponownym linii tychy miasto - kato cos sie zacznie krecic i doczekamy remontow powazniejszych a moze i jakichs wiekszych inwestycji
Mies - Śro Lut 27, 2008 4:42 pm
w tej chwili jest remontowany dworzec w Ligocie, ale oczywiście przy okazji nikt się nie przejmuje takimi detalami jak biało-czarne mozaiki na elewacji. Pokryto je styropianem. Coś dziwnego zrobiono też z charakterystycznym dachem, bo chyba pomalowano go na jakiś blacho-podobny kolor. Wnętrza tez przekształcono. Pewnie mozaiki górników i kopalni z poczekalni trafił już szlag.
caterina - Czw Lut 28, 2008 10:27 pm
a po Kato pora na Warszawe
=======================
Architektoniczny happening
Akcja-Kreacja. Projektowanie na żywo tym razem w Warszawie. Jest to przedsięwzięcie, które ma na celu promocję współczesnej architektury polskiej oraz młodych projektantów.
1.03 godz.10.00 CSW Zamek Ujazdowski, WARSZAWA
Zadaniem architektów będzie stworzenie przez dziesięć godzin projektu na określony teamat. Publiczność będzie mogła obserwować, jak postępuje praca - od wstępnych koncepcji i szkiców po opracowanie makiet i wizualizacji, następnie wskaże zwycięzcę.
W bloku o nazwie Manifesty, uczestniczące w Akcji zespoły będą miały okazję zaprezentować swój dorobek oraz przedstawić architektoniczne credo. W edycji warszawskiej udział wezmą architekci z pracowni:
+48
Grupa5
Materia architekci
Peer architects
Projektor
Impreza odbyła się już we Wrocławiu, Poznaniu i Katowicach. Zwycięzcy wszystkich lokalnych edycji spotkają się jesienią w wielkim finale we wrocławkim Muzeum Architektury. Wydarzeniu towarzyszyć będzie wystawa najlepszych projektów powstałych podczas całej Akcji-kreacji.
http://architektura.muratorplus.pl/aktu ... 4_4691.htm
caterina - Czw Lut 28, 2008 10:47 pm
Poszukiwany: dobry wzór dla polskiego designu
Dzięki funduszom unijnym zmienia się istniejący od 60 lat Instytut Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie. Zamiast produkować wzory, ma edukować użytkowników i projektantów - jak Design Council w Londynie.
Piękno jest wartością gospodarczą - twierdziła Wanda Telakowska, w latach 50. i 60. dyrektor Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Zanim powstał, jego funkcję pełnił Departament Wytwórczości powołany w końcu lat 40. przez rząd, potem Biuro Nadzoru Estetyki Produkcji. W 1950 r. minister przemysłu lekkiego podjął decyzję o utworzeniu instytutu. Do realizacji zarządzenia upoważnił Leopolda Tyrmanda, swojego radcę, byłego studenta architektury w paryskiej Akademii Sztuk Pięknych.
IWP miał szkolić projektantów i kształtować upodobania estetyczne Polaków. Takie założenia ma również dziś. Ale wtedy nie tylko edukował. Zatrudniał też grafików, rzeźbiarzy, rysowników, którzy realizowali zlecenia dla przemysłu. Tworzyli wzory naczyń kuchennych, krzeseł biurowych, meblościanek, wazonów i popielniczek. Dla instytutu pracował m.in. Lubomir Tomaszewski.
Dziś IWP kieruje Beata Bochińska. W ciągu ostatniego roku przeorganizowała zespół, stworzyła program stypendialny dla młodych projektantów i otworzyła Centrum Design, które ma promować dobre polskie wzornictwo. Instytut nie zatrudnia już projektantów. Zaczyna działać tak samo jak inne podobne w Europie. Wzorem jest Design Council.
Beata Bochińska odwiedzała londyńskie centrum, rozmawiała z jego szefem. - Zdawałam sobie sprawę, że kieruję instytucją, która ma dobre tradycje, ale wymaga restrukturyzacji - mówi "Gazecie". Design Council jest wzorem dla wielu europejskich instytutów, bo jego system działania od kilkudziesięciu lat jest najbardziej skuteczny finansowo. Opiera się na edukacji. Dzięki konferencjom, publikacjom, wystawom, nagrodom i stypendiom designerzy mogą się rozwijać, producenci wiedzą, u kogo zamawiać projekty, a Brytyjczycy rozwijają wrażliwość estetyczną.
Co się komu podoba
W PRL miało być funkcjonalnie i niedrogo. To znaczy dobrze - według współczesnych designerów odnoszących sukcesy na świecie. Ale w latach 90. najlepiej sprzedawało się w Polsce to, co kojarzyło się z Zachodem: projekty ściągane z zagranicznych magazynów, dużo kolorów, udziwnione kształty. Dopiero od niedawna próbujemy sięgać do własnej tradycji. Dowodem na to, że potrafimy, mogą być dywany z wzorami wycinanek grupy Moho pokazywane w europejskich pismach i na wystawach. Trudniej nadrobić powszechny brak gustu.
Kiedy kilka tygodni temu opublikowano logo olimpiady 2012 w Londynie - skomplikowane i niefunkcjonalne - petycję w sprawie zmiany znaku w ciągu dwóch dni podpisało 48 tys. osób. "Jesteśmy światowym centrum projektowania - pisał "Guardian". - Mamy tysiące niezależnych designerów, którzy mogliby wykonać lepszą robotę". W Amsterdamie, Berlinie, Zurychu w ubiegłym roku nagrywano film dokumentalny o czcionce Helvetica z okazji 50. rocznicy jej powstania. Mieszkańcy tych miast opowiadali o ulubionych reklamach i znakach z Helveticą.
Nie mamy tak rozwiniętej kultury wizualnej. Jednak szefowa Instytutu Wzornictwa wierzy, że jesteśmy na dobrej drodze. - Unia Europejska od kilku lat inwestuje w projektowanie, bo chce mieć produkty, które mogłyby walczyć z amerykańskimi. Jesteśmy w wyjątkowo dobrym momencie, by rozwijać design. Dostajemy fundusze unijne, przedsiębiorstwa mogą występować o refundowanie projektów, zmienia się, również za sprawą umów unijnych, system kształcenia na wyższych uczelniach. No i my się rozwijamy - instytut. Potrafimy zdobyć pieniądze, przygotować warsztaty, podręczniki, programy promocyjne, organizować konkursy na nowe produkty - opowiada.
To się opłaca
Dla Barbary Bochińskiej najważniejsze jest wytworzenie nawyku współpracy między producentami i projektantami: - Jeśli przedsiębiorcy pracujący nad nowym produktem będą mieli odruch, żeby zadzwonić do projektanta, zamiast kombinować, jak zrobić kopię cudzego wzoru, Polska za kilka lat nie będzie gorsza w dziedzinie designu od innych krajów.
Dzięki Design Council już w końcu lat 40. brytyjscy przedsiębiorcy zaczęli współpracować z projektantami. "Pomagamy biznesowi odnosić sukcesy" - informowały broszury londyńskiego centrum. Powstałe w 1944 r., powołane przez ministra handlu Design Council od ponad pół wieku udowadnia, że projektowanie może wspomagać ekonomię. Brytyjscy przedsiębiorcy uznawani są za najlepszych użytkowników designu w Europie.
W kilkudziesięcioosobowym zespole Design Council pracuje Polka, absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim Weronika Rochacka. Jest koordynatorem działu zajmującego się edukacją. - Zależy nam na zlikwidowaniu przepaści między teorią designu na uczelniach a praktyką projektantów. Chcemy ukierunkować edukację na praktykę - tłumaczy. Podobne plany ma polskie Centrum Design - od niedawna odbywają się tam szkolenia, jesienią mają ruszyć studia dla projektantów i producentów, kierunek łączący wiedzę o marketingu z teorią projektowania.
Design Council mieści się przy Covent Garden, w centrum kulturalnego życia Londynu. Ale nie jest jedynym miejscem, w którym można oglądać brytyjski design. Wystawy projektowania organizują: British Museum, Design Museum, Science Museum, Courtland Gallery, National Gallery. Londyńczyków otaczają ikony architektury - budynki Normana Fostera, Jima Eyre, Herzoga i de Meurona.
- Brytyjscy projektanci wiedzą, że design to nie tylko ładne rzeczy, ale też funkcjonalne - mówi Weronika Rochacka. - Ich praca ma ułatwiać i ubarwiać życie. Wystarczy wejść do londyńskiego metra. Schematyczna mapa zaprojektowana w 1933 r. przez Henry'ego Becka jest ikoną europejskiego designu. Świetnie zaprojektowane są nawet ulotki informujące o cenach biletów, promocjach i zniżkach.
- Młodzi polscy designerzy po studiach najczęściej zamykają się w agencjach reklamowych - mówi Beata Bochińska. - Chcemy ułatwić im kontakt z realnym światem.
Źródło: Gazeta Wyborcza
http://www.gazetawyborcza.pl/1,75475,49 ... 2-27-03-06
====================
oby oby,szczegolnie kształtowanie gustow estetycznych społeczenstwa by sie przydało
d-8 - Pon Mar 03, 2008 9:11 am
"Dz": Z powodu zamożności Warszawa utraci dotacje UE?
Pod względem zamożności mieszkańcy Mazowsza nie odbiegają od sąsiadów z Zachodu. Poziom rozwoju, jaki osiągnęło stołeczne województwo, jest bliski średniej w Unii Europejskiej - wynika z najnowszych statystyk Brukseli. Rząd obawia się, że region straci prawo do unijnych dotacji i rozważa wydzielenie z województwa Warszawy - pisze "Dziennik".
W tym roku dochód przeciętnego mieszkańca największego województwa kraju wyniesie aż 88 proc. tego, na co może liczyć statystyczny obywatel całej Unii Europejskiej - prognozuje Eurostat.
To niebywały sukces, bo choć unijne fundusze tak naprawdę dopiero zaczynają płynąć szerszym strumieniem do Polski, Mazowsze jest już bogatsze od wschodnioniemieckich landów: Meklemburgii, Turyngii, Brandenburgii czy Saksonii, które od blisko 20 lat żyją na kroplówce dotacji podatników z zachodniej części Republiki Federalnej.
Więcej: województwo mazowieckie jest już zamożniejsze od coraz dłuższej listy regionów Unii, które nigdy nie przeszły przez doświadczenia komunizmu. Wśród nich znajdują się francuska Pikardia i Nord-Pas-de Calais oraz całe południe Włoch wraz z Sycylią i Sardynią. W Hiszpanii z Mazowszem nie mogą już się równać Galicja, Asturia, Kastylia-La Mancha czy Ekstremadura.
Ale to tylko początek. Stołeczny region rozwija się bowiem na tyle szybko, że można spodziewać się, iż w nadchodzących latach pokona znacznie więcej regionów Europy Zachodniej. Jeszcze w 2004 r., kiedy Polska przystępowała do UE, poziom rozwoju Mazowsza wynosił nieco ponad 76 proc. średniej unijnej. Rok później skoczył już do ponad 81 proc.
Z sukcesu Mazowsza władze są dumne, ale i zaniepokojone. Region stał się bowiem tak bogaty, że stracił prawo do korzystania z unijnej pomocy.
Źródło: "Dz"
d-8 - Pon Mar 03, 2008 11:56 am
Nowa Warszawa, nowe blokowisko
Dariusz Bartoszewicz 2008-03-02, ostatnia aktualizacja 2008-03-02 20:38
Warszawiak marzy, żeby odmienić swój los. Nie chce cierpieć jak bohater filmu "Dzień świra", więc ucieka ze starego blokowiska. Trafia jednak do bloków-bis i świruje dalej
Wielki boom. Wszędzie dźwigi. Warszawa kwitnie? Nie, rozlewa się w plamy nowych blokowisk. Są coraz ciemniejsze, gęstsze, coraz mniej ludzkie. Z architekturą, która zbliża się do sztampy z czasów PRL. To betonowe dziedzictwo-bis.
Jedziemy do znajomych. Zaciągnęli kredyt i kupili upragnione M gdzieś na Białołęce, Ursynowie, w Ursusie, Józefosławiu lub innych peryferiach. Drogi zakorkowane, często prowizoryczne - polne, z tłucznia, betonowej kostki. Kluczymy między płotami grodzonych osiedli. Parkowanie graniczy z cudem. Miejsca w garażach podziemnych są tak drogie, że wiele osób stać tylko na mieszkanie. Każdy skrawek trawnika i chodnika jest zastawiony samochodami. W okolicy nie kupimy kwiatów, ciastek czy wina. To usługowa pustynia. Jest ewentualnie apteka (coś na nerwy), dentysta ("keep smiling") lub filia banku.
Tak powstaje nowa Warszawa - karykatura miasta, nowe blokowisko. Dlaczego i kto zgrzeszył? Wszyscy po trochu: najbardziej bezwolne władze, bo nie uchwalają planów zagospodarowania, i chciwi deweloperzy. Ale naiwni klienci też.
Chaos - grzech zaniechania
Nowe domy i osiedla powstają bez ładu i składu. Leje się beton, a mury pną się na polach i łąkach albo na otwartych terenach przy starych blokowiskach. Brakuje planów zagospodarowania, więc hulaj dusza - wszystko wolno. Można postawić wieżowiec czy pękaty blok obok willi (np. we Włochach przy ul. Owalnej czy Śląskiej). Można zabudować zielony klin, którym płynie świeże powietrze do centrum (os. Marina Mokotów, Eko Park), tereny na skarpie czy pod nią. Można wreszcie budować domy z rażącym naruszeniem prawa (jak przy ul. Leszczyny pod dawną skocznią narciarską).
Kłamstwo - grzech pierworodny
Każde nowe blokowisko zaczyna się od kłamstwa. W ich nazwach aż roi się od rajskich przymiotników. Ma być zielono jak w parku, który występuje tylko na reklamowych folderach. Wiślane Ogrody pokazywane są tuż przy Kępie Potockiej, a w realu okna mieszkań są 50 m od Trasy AK. Zamiast oazy zieleni powstaje betonowa pustynia. Musi wystarczyć kilka rachitycznych drzewek na stropie garażu podziemnego.
Lepszy blok jest nazywany apartamentowcem, a to kolejne oszustwo. Klient płaci i słyszy kolejne kłamstwa - że na działce obok nadal będzie łąka, skwer albo niska zabudowa. A stanie tam kolejny blok.
Strach i grzech podglądactwa
Z lęku przed dresiarzami, złodziejami, wandalami warszawiacy trafiają za płoty i mury. Strzegą ich ochroniarze, obserwują kamery. Na zamkniętych osiedlach więzi sąsiedzkie są słabe, kwitnie donosicielstwo. "Bo pan X właśnie wyszedł z psem, idzie przez podwórko i nie przypiął go jeszcze do smyczy", "jest już pięć minut po godz. 22, a ja nadal słyszę muzykę za ścianą" - takie komunikaty płyną od mieszkańców przez intercom do ochrony. O tym dyskutuje się na osiedlowych forach internetowych, np. Miasteczka Wilanów.
Ciasnota - grzech chciwości
Proporcjonalnie do cen działek i nienasyconego głodu zysku rośnie intensywność zabudowy. Domy stają coraz bliżej siebie, pod Lasem Kabackim pną się nawet do kilkunastu pięter. Przez okna widać, co sąsiad ma na talerzu. To dlatego coraz częściej życie w nowych blokowiskach toczy się za spuszczonymi roletami - w dzień i w nocy. Podwórko przypomina spacerniak (np. w megabloku z Galerią Ursynów u zbiegu al. KEN i Belgradzkiej). Kto chce zagrać w piłkę, pobiegać, pojeździć na rowerze, pójść na spacer z psem, musi opuścić grodzone enklawy i wrócić między stare bloki - bo tam jest przestrzeń i zieleń.
Tandeta, czyli bylejakość
Obojętnie, czy zapłaci się kilka, czy nawet 10 tys. zł za m kw., prawie zawsze mieszka się w domu otulonym "panierką" ze styropianu i cienkiego tynku. Kamień będzie tylko gdzieniegdzie. Po kilku latach na elewacjach pojawią się zacieki. Balustrady balkonów zaczną rdzewieć. Na wierzch wyjdzie tandetne wykonawstwo nowych blokowisk. Wtedy płoty między nowymi a starymi nie będą już potrzebne.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Mies - Pon Mar 03, 2008 12:52 pm
"Dz": Z powodu zamożności Warszawa utraci dotacje UE?
Pod względem zamożności mieszkańcy Mazowsza nie odbiegają od sąsiadów z Zachodu. Poziom rozwoju, jaki osiągnęło stołeczne województwo, jest bliski średniej w Unii Europejskiej - wynika z najnowszych statystyk Brukseli. Rząd obawia się, że region straci prawo do unijnych dotacji i rozważa wydzielenie z województwa Warszawy - pisze "Dziennik".
W tym roku dochód przeciętnego mieszkańca największego województwa kraju wyniesie aż 88 proc. tego, na co może liczyć statystyczny obywatel całej Unii Europejskiej - prognozuje Eurostat.
To niebywały sukces, bo choć unijne fundusze tak naprawdę dopiero zaczynają płynąć szerszym strumieniem do Polski, Mazowsze jest już bogatsze od wschodnioniemieckich landów: Meklemburgii, Turyngii, Brandenburgii czy Saksonii, które od blisko 20 lat żyją na kroplówce dotacji podatników z zachodniej części Republiki Federalnej.
Więcej: województwo mazowieckie jest już zamożniejsze od coraz dłuższej listy regionów Unii, które nigdy nie przeszły przez doświadczenia komunizmu. Wśród nich znajdują się francuska Pikardia i Nord-Pas-de Calais oraz całe południe Włoch wraz z Sycylią i Sardynią. W Hiszpanii z Mazowszem nie mogą już się równać Galicja, Asturia, Kastylia-La Mancha czy Ekstremadura.
Ale to tylko początek. Stołeczny region rozwija się bowiem na tyle szybko, że można spodziewać się, iż w nadchodzących latach pokona znacznie więcej regionów Europy Zachodniej. Jeszcze w 2004 r., kiedy Polska przystępowała do UE, poziom rozwoju Mazowsza wynosił nieco ponad 76 proc. średniej unijnej. Rok później skoczył już do ponad 81 proc.
Z sukcesu Mazowsza władze są dumne, ale i zaniepokojone. Region stał się bowiem tak bogaty, że stracił prawo do korzystania z unijnej pomocy.
Źródło: "Dz"
Jakoś tej zamożności na ulicach Warszawy nie widać, tym bardziej na Mazowszu. To jest właśnie ułuda liczenia po dochodzie na mieszkańca. Irlandia na osobę ma większy dochód ale i tak poziom życia jest tam niższy niż w UK.
d-8 - Pon Mar 03, 2008 1:00 pm
^^^ moze i tak ale jakos po obcince ludzi spacerujacych w wawie jednak mozna postawic teze, ze to jest jedno z zasobniejszych miast w PL.
co do mazowsza jako regionu zgadzam sie jak najbardziej.
Mies - Wto Mar 04, 2008 7:51 am
Cytat, który doskonale też pasuje do Katowic.
---
Elegancka Warszawa w przewodniku "Wallpaper"
Agnieszka Kowalska 2008-03-02
Magazyn "Wallpaper" wydał swój miniprzewodnik po Warszawie. To pozycja dla turystów z wypchanym portfelem i z dobrym gustem.
"Wallpaper" - wpływowy brytyjski magazyn lifestyle'owy - nie tylko jest wyrocznią aktualnych trendów w modzie, architekturze i designie, ale wydając swoje turystyczne przewodniki po światowych metropoliach, wskazuje też, gdzie warto teraz jechać. Dlatego ze smutkiem oglądaliśmy w Czułym Barbarzyńcy stojak z charakterystycznymi kolorowymi zeszycikami "Wallpaper. City Guide", wśród których brakowało tego z napisem "Warsaw" na okładce. I wreszcie jest. W podobnej formule - mały, poręczny, pełen wysmakowanych fotografii i zdawkowych informacji. Ale dla kogoś, kto pierwszy raz przyjeżdża do Warszawy, jest to esencja całkiem smakowita i skomponowana z dobrych składników.
Widać, że dziennikarze "Wallpaper" mieli dobrych przewodników. Zwłaszcza czuć tu obecność architekta Grzegorza Piątka, który wskazał im perełki warszawskiej architektury: od modernistycznych willi Saskiej Kępy i gmachu Sejmu, przez Dworzec Centralny i Pałac Kultury, po BUW, Metropolitan, budynek Agory i holenderską ambasadę.
Na kawę polecany jest Czuły Barbarzyńca, Kafka, Numery Litery i kawiarnia Wedla przy Brackiej. Na obiad m.in. Między Nami, Skorupka, U Kucharzy, Qchnia Artystyczna i Papaya. A na wieczorne rozrywki - Fabryka Trzciny, Utopia i Klub 55. Jest też galeria Zachęta, tkacka manufaktura w Łazienkach, bazar na Kole oraz sklepy ZOOM i Magazyn Praga z dobrym polskim designem. A wszystko to sfotografowane przez Nicolasa Grospierre'a tak pięknie, że aż trudno uwierzyć, że takie cuda znajdują się w Warszawie.
Do kogo adresowany jest przewodnik? Tego dowiadujemy się, przeglądając ofertę polecanych hoteli. A "Wallpaper" rekomenduje m.in. Le RĂŠginę, Rialto i InterContinental. Czyli adresat to turysta raczej zamożny, ale sądząc po pozostałych wskazówkach - pragnący doznań niebanalnych i w dobrym guście. Dlatego cieszy, że właśnie taki przewodnik będzie reklamował nasze miasto za granicą, bo może wyleczy nas wreszcie z kompleksów.
Dziennikarze "Wallpaper" podczas pobytu w Warszawie zdołali nas całkiem dobrze poznać, bo we wstępie przewodnika napisali: "Zapytaj miejscowych, co warto zobaczyć w Warszawie, a powiedzą ci, że nic. Powiedz im, że nie ma tu nic ciekawego do oglądania, a natychmiast zasypią cię wspaniałymi propozycjami, których nie możesz przegapić".
Przewodnik "Wallpaper. City Guide. Warsaw" (wyd. Phaidon) można kupić m.in. w kluboksięgarniach Czuły Barbarzyńca (ul. Dobra 31) i Bambini di Praga (Jagiellońska 26). Cena: 25 zł.
Agnieszka Kowalska
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,4982366.html
caterina - Śro Mar 05, 2008 10:40 am
Swietnie ^^^^
mysle,ze przy okazji mozna przypomniec adres alternatywnego przewodnika po Wawie,ktory kiedys juz tu wrzucałes
http://notesfromwarsaw.blogspot.com/200 ... aw_18.html
Kolo Colo - Pią Mar 07, 2008 7:20 pm
Prezydent Warszawy pojedzie promować do Cannes
2008-03-07 07:46:22
Hanna Gronkiewicz-Waltz osobiście będzie promować stolicę w Cannes na prestiżowych targach nieruchomości. Ale bardzo dużych działek do zaproponowania inwestorom już nie ma - pisze "Życie Warszawy".
W wywiadzie dla "Życia Warszawy" Prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz mówi, że chodź nie ma już do sprzedania tak dużych działek jak przy zajezdni Inflancka, to nadal jest kilka mniejszych atrakcyjnych gruntów pod budowę - największa działka (74 tys mkw.) jest przy Wybrzeżu Gdyńskim, mniejsze są np. przy Bukowińskiej (ok. czterech tys.) czy Okopowej (11 tys.). I mamy ciągle wolną przestrzeń w centrum.
Jednak największą zaletą Warszawy na targach ma być możliwość spektakularnych inwestycji w ścisłym centrum stolicy na pl. Defilad. Mimo tego, że plan zagospodarowywania ma być dopiero w przyszłym roku to rozmowy z potencjalnymi inwestorami będą mogły się zacząć wcześniej.
Międzynarodowe targi inwestycyjne MIPIM w Cannes odbędą się w dniach 11-14 marca 2008 roku. Organizatorzy liczą, że targi zgromadzą ponad 28 tys. uczestników, m.in. inwestorów, deweloperów, przedstawicieli samorządów lokalnych. Targi MIPIM w Cannes organizowane są od 1990 roku. W tym roku impreza odbędzie się pod hasłem "Budowanie świata".
Źródło: urbanity.pl
d-8 - Śro Mar 12, 2008 11:36 am
Nowy hostel Orient Express na pl. Zamkowym
Agnieszka Kowalska2008-03-12, ostatnia aktualizacja 2008-03-12 11:12
Właściciele najlepszego w Warszawie hostelu Oki Doki otwierają nowy artystyczny hotelik Castle Inn przy pl. Zamkowym. Tu też każdy pokój ma swoją nazwę i oryginalny wystrój.
Fot. Alina Gajdamowicz / AG
Autor komiksów Krzysztof Gawronkiewicz wykleił pokój swojego imienia wybranymi kadrami z własnych dzieł. W Pokoju Arabskim centralnym punktem jest łoże z baldachimem przystrojone orientalnymi tkaninami. Surrealistyczny klimat panuje w Pokoju Magritte'a, swojski w Pokoju Babci udekorowanym robionymi na szydełku obrusami i kapami. Malowana dżungla pokrywa Pokój Rousseau, setki zdjęć z warszawskimi Syrenkami zdobią Pokój Syrenki, a królik wygląda zza łóżka w Pokoju Alicji z Krainy Czarów. Nawet wąziutka klitka nabrała charakteru dzięki stylizacji na luksusowy przedział Orient Expressu.
W sumie Castle Inn ma 20 pokoi, każdy urządzony przez innego artystę, w innym stylu. Młodzi właściciele Łucja i Ernest Mikołajczukowie wykorzystali pomysł sprawdzony już w ich hostelu Oki Doki, który prowadzą przy placu Dąbrowskiego. Tylko tu w wersji bardziej luksusowej (każdy pokój wyposażony jest w elegancką łazienkę, minibar i telewizor plazmowy).
Hotelik już działa. Zatrzymali się w nim pierwsi goście, choć nie wszystkie pokoje są jeszcze gotowe. Wkrótce na parterze otworzy swoją restaurację Magda Gessler i będzie ona służyła również hotelowym gościom. Ale największym atutem Castle Inn jest jego lokalizacja, tuż przy pl. Zamkowym, u wylotu ulicy Świętojańskiej. Dlatego niektórzy goście mają zupełnie wyjątkowy widok z okna na sam Zamek Królewski.
Hotelik wygląda pięknie, ale właściciele są na skraju wyczerpania. Remont tych pobiurowych pomieszczeń zajął im dwa razy dłużej, niż planowali, a pochłonął ogromne pieniądze. Musieli zmagać się z kiepskimi fachowcami i sąsiadami, którzy jak to zwykle na Starym Mieście bywa, protestowali przeciwko powstaniu hotelu. Łucja i Ernest z jednej strony są dumni, że przecierają w Warszawie hotelowe szlaki, ale boją się, że utrzymując w Castle Inn stosunkowo niskie ceny (ok 230 zł. za pokój dwuosobowy), na tej inwestycji niewiele zarobią.
- Rzeczywiście, w Warszawie niedrogich miejsc noclegowych jest jak na lekarstwo - przyznaje Łucja. - Weźmy taki Kraków - gdy cztery lata temu otwieraliśmy w Warszawie Oki Doki, w Krakowie działały dwa hostele. Dziś w Warszawie jest ich 8, a w Krakowie - aż 80!
Skąd taka dysproporcja? - Nie ma w atrakcyjnych miejscach w centrum Warszawy prywatnych kamienic, które właściciele na dłuższy czas mogliby wydzierżawić na hotel. A podpisując umowę, tak jak my ze spółką skarbu państwa, można to zrobić tylko na dziesięć lat. W tak krótkim czasie inwestycja się nie zwróci, a przyszłość jest wielką niewiadomą, dlatego niewielu zdecyduje się na takie finansowe ryzyko - wyjaśnia Łucja i dodaje wciąż pełna zapału: - Powinniśmy też zadbać o promocję Warszawy, aby ruch turystyczny dorównał temu w Krakowie.
Przykład Oki Doki dowodzi, że włożony wysiłek może zaowocować. W 2007 r. Łucja i Ernest odebrali w Dublinie nagrodę Hoscara 2006 dla jednego z dziesięciu najlepszych hosteli na świecie.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
ludzie z inicjatywą i siłą przebicia - bezcenni
mam nadzieję, że im sie uda i wszystko pojdzie ok!
Wit - Śro Mar 12, 2008 11:59 pm
Fragmenty prezentacji Warszawy na targach w Cannes...
Warszawa miastem perspektywicznym
12.03.2008
Na targach Inwestycji i Nieruchomości MIPIM w Cannes Warszawa zaprezentuje bardzo ciekawe materiały na temat planowanych inwestycji pod hasłem "Warszawa miastem perspektywicznym". Na Bryle prezentujemy część z nich.
Targi Inwestycji i Nieruchomości MIPIM w Cannes są najważniejszą i najbardziej prestiżową imprezą targową tego typu w Europie. Gromadzą przedstawicieli najpoważniejszych firm branży inwestycyjnej, rynku nieruchomości, biur architektonicznych, pism branżowych, miast i regionów z całego świata. Organizatorzy liczą, że targi zgromadzą ponad 28 tys. Uczestników. W tym roku impreza odbędzie się w dniach 11-14 marca br. i będą na niej obecni przedstawiciele większości dużych miast. Uwagę zwraca zwłaszcza prezentacja Warszawy.
Według Biura Prasowego Urzędu Miasta dzięki udziałowi w latach ubiegłych w tej najważniejszej dla rynku nieruchomości imprezie, Warszawa nawiązała współpracę z wieloma liczącymi się firmami (m.in. HINES, ING Real Estates, Golub, Skanska), promowało działki i budynki przeznaczone w mieście do sprzedaży.
Co interesujące dla miłośników architektury i inwestycji, Urząd Miasta przygotował bardzo ciekawe prezentacje multimedialne. Prezentacje te są ciekawe, ponieważ opierają się zazwyczaj na zgłaszanych wnioskach o tak zwane "wuzetki" czy pozwoleń na budowę. Wiedzy najczęściej niebędącej w publicznym dostępie - wbrew pozorom nie wszyscy inwestorzy mają interes w ujawnianiu przedwcześnie swoich planów inwestycyjnych. Konkurencja jest ostra, dlatego też większość z zaprezentowanych inwestycji na planie Warszawy jest jedynie anonimowymi bryłami. Nie zmienia to faktu, że zaprezentowane lokalizacje są bardzo intrygujące.
Pierwszy wniosek jest taki: "będzie się działo!". Z doniesień pism branżowych dotyczących rynku nieruchomości biurowych wynika, że przewaga popytu nad podażą powierzchni biurowych zwłaszcza w tzw. Centralnym Obszarze Biznesu będzie się utrzymywać. W związku z tym możemy się spodziewać sporego przyśpieszenia inwestycji biurowych w centrum.
Po drugie potwierdzają się plotki dotyczące 350 metrowego wieżowca w miejscu Holiday Inn, tuż obok Dworca Centralnego.
Po trzecie wygląda na to, że miasto zrezygnowało z nieszczęsnego korso wokół Pałacu Kultury i Nauki. Niestety jednolita ściana wieżowców nie wygląda wcale lepiej i przydałaby się wyższa zabudowa wzdłuż ulicy Chmielnej na wysokości PKiN.
Świetne wrażenie robi dogęszczanie centrum, zwłaszcza wzdłuż Alei Jana Pawła II. Zaskakuje wysoki wieżowiec na wąskiej działce między Rondo I a Holiday Inn a także inny w miejscu Cepelii/Metropolu. Potwierdzają się plany inwestycyjne PKO BP w miejscu Rotundy. Pozytywnie zaskakują inwestycje przy Zielnej i Świętokrzyskiej. Zwraca uwagę kolejny wieżowiec Skanski w kompleksie Rondo (Rondo Tower). Dobrą robotę robi również bliżej nieznany wieżowiec na rogu Prostej i Żelaznej. Pozwala on na nawiązanie pomiędzy dwoma głównymi skupiskami wieżowców w Warszawie (Wolą i Centrum). Większość z pozostałych wieżowców jest mniej więcej znana, dlatego też nie będę ich szerzej opisywał. Zapraszam do komentowania zwłaszcza, jeżeli ktoś ma jakieś dodatkowe informacje na temat opisywanych budynków.
......................................
Cóż...Plany wielkie....Warszawa nie ogląda się na nikogo, tylko dalej ciągnie do przodu w inwestycjach i rozwoju.
Więcej wizualek w Bryle:
http://www.bryla.pl/bryla/1,85301,5015561.html
absinth - Czw Mar 13, 2008 8:23 am
Stolica aż taka nudna?!
"Życie Warszawy": Najpierw Bruksela, potem Warszawa. Te miasta turyści uznali za najnudniejsze w Europie! Tylko w tej kategorii rankingu portalu TripAdvisor nasza stolica znalazła się w czołówce. Jest aż tak źle?
Londyn jest najbrudniejszym i najdroższym miastem Europy. Ale tu też najbujniej kwitnie nocne życie. W Paryżu można zrobić najlepsze zakupy i dobrze zjeść. W Dublinie są najbardziej przyjazne lokale. Praga okazała się najlepszym miastem dla oszczędnych obieżyświatów. A Paryż i Wenecja - celem romantycznej podróży.
Warszawie, niestety, przypadło miejsce lidera w mało chlubnej kategorii. Użytkownicy portalu TripAdvisor uznali ją za drugie - po Brukseli - najnudniejsze miasto w Europie. Na równi z Oslo, Zurychem i Zagrzebiem. Czy tę tezę da się obalić?
"Warszawa jest jak Madryt. To, co w niej najfajniejsze, nie od razu widać. Żeby okazała się miastem naprawę ciekawym, trzeba wgłębić się w zakamarki jej duszy" - ocenia dziennikarz i tłumacz Filip Łobodziński. "Poznać to podskórne piękno starych filtrów, Pragi czy fortów. Kto ma czas tu pobyć, tego Warszawa zafascynuje. Dla trzydniowego turysty będzie nijaka i nudna. Ale beznadziejnie chyba nie jest" - dodaje Łobodziński.
Bywalec klubów Olivier Janiak polemizowałby z wynikiem rankingu. "Nudna? Nieprawda! W Warszawie dzieją się fantastyczne rzeczy, porównywalne z innymi stolicami Europy. Jest mnóstwo dobrych restauracji, fajne kluby i ciekawe miejsca jak Fabryka Trzciny. A Upiora w operze w Romie może nam zazdrościć nawet Londyn, wyprzedziliśmy przecież Nowy Jork" - wylicza.
Ale przyznaje, że wielu tych miejsc nie ma w przewodnikach. I skoro turyści nie zauważają atrakcji, to wniosek może być jeden - szwankuje promocja. "Warszawie przydałby się lepszy PR" - uważa wielu rozmówców "Życia Warszawy". Urzędnicy odpierają zarzut o nudę miasta. "Gdyby tak było, np. MTV nie chciałoby organizować gali właśnie u nas, a lifestylowy magazyn Wallpaper nie wydałby przewodnika po Warszawie" - mówi rzecznik ratusza Tomasz Andryszczyk.
d-8 - Czw Mar 13, 2008 8:28 am
taaa
rankingi i zestawienia statystyczne... niby cos mają wykazac, ale jakos rzadko kiedy cokolwiek sie zgadza bo jest tak 'wypośrodkowane' ze wychodzi - no własnie - to co wychodzi.
coraz bardziej irytujące są te wszystkie rankingi, oceny ekspertów ( pseudo ) i inne tego typu kwestie.
co do oceny, ze wawa jest najnudniejsza - ja osobiscie sie nie zgadzam.
absinth - Czw Mar 13, 2008 8:37 am
trudno oceniac
stawiam, ze Wawa jest gdzies w srodku stawki
w kazdym badz razie taka opinia o najnudniejszej stolicy idzie w swiat i to juz tak czy inaczej dziala. No ale w tym przypadku to juz problem Wawy, a nie moj
Kris - Nie Mar 16, 2008 1:08 pm
Mieszkanie w fabryce dla każdego?
Lofty to nie tylko luksusowe apartamenty w rewitalizowanych starych halach.
Softlofty, które powstaną na ulicy Woronicza w Warszawie /Apartamenty i Mieszkania
Dzisiaj definicja loftów zyskuje nowe znaczenie. W ostatnich latach oprócz nowoczesnych osiedli mieszkaniowych i luksusowych apartamentowców deweloperzy zaczęli budować nieruchomości o cechach charakterystycznych dla loftów, czyli mieszkań zaadoptowanych w starych, opuszczonych halach fabrycznych i magazynach. Dlaczego? Otóż zainteresowanie tymi ostatnimi na świecie stało się tak duże, że deweloperzy zdecydowali się poszerzyć swój wachlarz ofert o jeszcze jeden rodzaj budownictwa mieszkaniowego - soft lofty.
Soft lofty to...
...współczesne, budowane od podstaw nieruchomości w stylu loftów. W przeciwieństwie do zwykłych loftów często budowane są jako ich replika z zachowaniem charakterystycznych cech tego typu budownictwa. Najważniejsze z nich to: wysokie sufity, otwarta przestrzeń, wyeksponowane materiały budowlane oraz duże okna. Pozostałe określają: wygląd budynku utrzymany w duchu industrialnym, otwarty plan piętra, eksponowanie drewnianych dźwigarów, instalacji, kamiennych lub stalowych ścian czy betonowych podłóg.
Magia loftów
Intrygować może sam fakt mieszkania w takich lokalach. Co jest w nich tak fascynującego, że na całym świecie zainteresowanie tym typem mieszkań wciąż rośnie? To przede wszystkim duża, otwarta powierzchnia dająca nieograniczone możliwości aranżacyjne. Właściciel lokalu staje się kreatorem przestrzeni swojego mieszkania z nieograniczoną możliwością jej zmian. Stworzenie odpowiedniego klimatu w takim wnętrzu wymaga dużej wyobraźni, wyczucia smaku, a także odwagi w łączeniu różnorodnych stylistycznie elementów ze względu na widoczną instalację elektryczną oraz inne elementy budowlane. Połączenie industrialnej surowości budynku z elegancją wyposażenia może dać zaskakująco interesujący i luksusowy efekt. Z kolei duże powierzchnie okien wspaniale doświetlają pomieszczenie, stwarzając ogromne pole działania dla wyobraźni. Wszystkie te cechy wpływają również bardzo korzystnie na samopoczucie lokatorów.
Zarezerwowane dla elity
Lofty to produkt zdecydowanie dla najbardziej wybrednych klientów. Zamieszkują je ludzie ceniący niezależność i przestrzeń, chcący zerwać z kanonem standardowego mieszkania. Ze względu na wysokie ceny są one zarezerwowane dla osób o zasobnych portfelach, ale i pomysłowych, lubiących niestandardowe rozwiązania, jak również ludzi o prawdziwie artystycznej duszy. W Stanach Zjednoczonych przeprowadzono niedawno badania populacji preferującej ten typ lokali. Są to najczęściej osoby nie będące w żadnym związku, bezdzietne, bardziej zamożne niż "zwykli" mieszkańcy miast. Intensywnie korzystają z życia towarzyskiego i kulturalnego. Lofty z pewnością nie są polecane osobom lubiącym przytulne domowe zacisze.
A wszystko zaczęło się...
...w połowie XIX wieku w Paryżu, gdzie olbrzymie, opuszczone hale służyły jako atelier ubogim artystom. W dużych i dobrze doświetlonych pomieszczeniach mogli swobodnie pracować i pomieścić swoje płótna. W USA adaptacją industrialnych zabudowań w dużych miastach zainteresowani byli również ludzie związani ze sztuką - artyści, pisarze, dziennikarze, którzy z jednej strony dysponowali ograniczonymi zasobami finansowymi, z drugiej - poszukiwali przestronnych i oryginalnych wnętrz. Dzięki swej wyobraźni ze zniszczonych i surowych pomieszczeń tworzyli wygodne miejsce do pracy i mieszkania. Tym samym lofty stały się miejscem życia bohemy i symbolem swobody twórczej.
Pojawiła się moda na lofty, a wraz z nią - wzrost cen. Pojawili się też nowi mieszkańcy - osoby zamożne, choć nadal związane ze światem artystycznym, jak również biznesmeni czy dobrze zarabiający menadżerowie, ludzie ceniący swój indywidualizm. W ciągu kolejnych kilkudziesięciu lat surowe pofabryczne mury stały się inspiracją dla architektów i projektantów wnętrz. Dla coraz bardziej wymagających klientów zaczęły powstawać "nowe" lofty.
Diabeł tkwi w szczegółach
Tym, co odróżnia soft lofty od typowych loftów to swoboda doboru miejsca pod inwestycję. Inwestor planujący budowę soft loftów kieruje się nie tylko wyznacznikami architektonicznymi, ale także atrakcyjnością położenia terenu. Tak więc nowe obiekty mogą powstać w samym sercu miasta, w miejscach eleganckich i prestiżowych. Z kolei mieszkania powstające w starych fabrykach nie zawsze mogą poszczycić się atrakcyjną lokalizacją. Czasami zdarza się, że umieszczone są na obrzeżach miast, w mało przyjaznym otoczeniu. W przypadku nowo budowanych nieruchomości nie istnieje także ryzyko związane z bezpieczeństwem budynku. Mamy gwarancję użytych materiałów podczas jego budowy czy innych udogodnień związanych z infrastrukturą.
Polski debiut
Soft lofty to zupełna nowość na polskim rynku nieruchomości. Do tej pory powstał jedynie jeden projekt, który wkrótce zostanie zrealizowany. Budynek stanie w Warszawie, na górnym Mokotowie przy ulicy Woronicza. Będzie się charakteryzował prostą, nowoczesną architekturą. Szkło, beton i metal będą podstawowymi materiałami architektonicznymi. Deweloper planuje budowę 350 mieszkań w dwóch połączonych ze sobą budynkach. Lokale o powierzchni od 44 do 150 metrów zaprojektowano w dwóch stylach: industrialnym, przypominającym prawdziwe lofty oraz bardziej przytulne, z wykorzystaniem większej ilości drewna, mające zapewnić wnętrzu "ciepło". Na niższych kondygnacjach zaplanowano mieszkania jednopoziomowe, natomiast na wyższych - sześciometrowe z antresolami. Wszystkie lokale będą posiadały bardzo duże okna, przypominające niemal szklane ściany.
Parter zajmą usługi, butiki i restauracje. Przewidziano również miejsce na basen z możliwością wyjścia na taras i centrum fitness. Jak zapewnia deweloper, obiekt ma sprzyjać zdrowemu trybowi życia i ma być przyjazny dla środowiska. Planowana jest również całodobowa ochrona.
Projekt ten być może przyciągnie inne, równie ciekawe rozwiązania. Zapotrzebowanie na takie niestandardowe nieruchomości jest duże. Co więc wybrać? Autentyczne lofty, które właśnie powstają w kilku miastach Polski, min. w Łodzi w dawnej przędzalni Karola Scheiblera i w stolicy - w Warszawskiej Fabryce Motocykli oraz w Polskich Zakładach Optycznych, czy też nowe budynki inspirowane budownictwem postindustrialnym?
Autentyk czy replika?
Wybór jest trudny i nieoczywisty. Jeszcze do niedawna lofty w rewitalizowanych budynkach stanowiły jedyną alternatywę dla osób poszukujących takich nieruchomości. Teraz, gdy można kupić apartament typu "soft loft", wybór stanowi nie lada problem. Niewątpliwym atutem soft loftów jest możliwość wyboru miejsca pod inwestycję oraz wykorzystanie nowoczesnych technik budowlanych i dobrej jakości materiałów. Ale czy "nowe" lofty będą miały ten sam klimat i urok co stare? Lofty, to przecież coś więcej niż tylko mieszkanie. To styl życia.
Magdalena Ćwikła
kaspric - Nie Mar 16, 2008 2:04 pm
Powiem tak - fajna architektura, cieszą wysokie sufity, ale jak w przypadku czegoś takiego słyszę wariację na temat słowa "loft" to mi się przestaje podobać
Safin - Nie Mar 16, 2008 2:26 pm
Dzisiaj definicja loftów zyskuje nowe znaczenie.
...wszystko w imię maksymalizacji zysków.
miglanc - Nie Mar 16, 2008 6:07 pm
Ta wizualizacja jest swietna :http://bi.gazeta.pl/im/1/5016/z5016121O.jpg
Pokazuje zdezenie marzen z warszawska rzeczywistoscia. Te tandetne hale targowe w jakis sposb zreszta pokazuja charakter tego miasta. Jakas taka tymczasowowsc, nie zwracanie uwagi na rozne takie detale, ktore umilaja rzycie. W Warszawie liczy sie zysk i efektywnosc. Mysle tez dlatego to miasto jest postrzegane jako nudne - jesli ktos nie zna miasta to sie w nim nie odnajdzie i nie bedzie wiedzial gdzie tam mozna milo spedzic czas. Warszawa jest podobna pod tym wzgledem do Katowic - tam tez najwiecej ludzi jest w parkach.
absinth - Pon Mar 17, 2008 10:23 am
Turyści o Warszawie: nudna i niesamowita
"Życie Warszawy": Restauracje zamykane o godzinie 22, nietolerancyjni bramkarze w nocnych klubach, brak dobrych informatorów i za mało ciekawych galerii oraz muzeów - tak zagraniczni turyści postrzegają Warszawę.
- To niesamowite miasto - nie ma wątpliwości Niemiec Johann Hildebrandt i wyjaśnia: - moim zdaniem, jest jedyną stolicą, która o 22 idzie spać!.
Johann przyjechał do Warszawy na kilka dni. Miał zamiar obejrzeć kilka zabytków i spróbować naszej kuchni. - Kiedy tylko w hotelu odpocząłem po podróży, poszedłem na Starówkę. Myślałem, że uda mi się obejrzeć kamienice i przy okazji zjeść gdzieś kolację. Ale kiedy usiadłem przy stoliku, usłyszałem od kelnera, że właśnie zamykają kuchnię! - mówi. - To był dla mnie szok, zwłaszcza że było jeszcze dużo gości. Sytuacja powtórzyła się jeszcze w kilku innych knajpkach. Z polskich specjałów udało mi się więc... zjeść kebab - śmieje się Niemiec.
Inny turysta, Francuz Jean-Francois Mirbeau, narzeka z kolei na brak dobrych galerii. - Znalazłem tylko dwa miejsca, gdzie można obejrzeć polską sztukę nowoczesną - przyznaje. - Może jest ich więcej, ale zupełnie nie ma o nich informacji. Z przewodnika, który dostałem na lotnisku, mogę tylko dowiedzieć się o tym, kim był Chopin i gdzie jest jego pomnik. Ale to mogę przeczytać w Internecie - denerwuje się.
Zagraniczni turyści, którzy w sobotnią noc bawili się w warszawskich klubach, też mają do stolicy wiele zastrzeżeń. - Warszawa nie jest interesująca, dlatego nie polecę jej swoim znajomym. Zdecydowanie lepiej można bawić się w Trójmieście czy Krakowie - mówi Steve Jones, Anglik mieszkający od sześciu lat w Gdańsku.
Więcej o tym, jak turyści z zagranicy postrzegają stolicę - w "Życiu Warszawy".
================================
tak to jest jak sie nie ma Mies'a za przewodnika
Mies - Pon Mar 17, 2008 9:19 pm
tak to jest jak sie nie ma Mies'a za przewodnika
Polecam się na przyszłość jakby co, bo jest jeszcze czym zamęczać
absinth - Wto Mar 18, 2008 12:21 am
foty z soboty
absinth - Wto Mar 18, 2008 12:22 am
foty z soboty
maciek - Śro Mar 19, 2008 8:43 pm
Restauracja Bali
Właśnie stamtąd wracam. Dobre żarło. Co do wystroju dopracowana co do każdego szczegółu. Ceny,... nie pytajcie
Ten hotel to od dłuższego czasu moja noclegownia. Ciekawe jak długo jeszcze...
Bartek - Pią Kwi 04, 2008 10:24 pm
Zobaczcie co udało się sfotografować osobie która robiła zdjęcia budowie budynku Złota44
http://www.skyscrapercity.com/showpost. ... tcount=747
miglanc - Nie Kwi 06, 2008 12:17 am
Warszawa: nowy drapacz chmur za 1 mld zł
(Parkiet, pr/05.04.2008, godz. 09:27)
45 kondygnacji może mieć biurowiec, który chce postawić w ścisłym centrum stolicy giełdowa Mennica - informuje Gazeta Giełdy "Parkiet".
R E K L A M A czytaj dalej
"Parkiet" dotarł do projektu wieżowca, autorstwa zespołu architektów z biura Moshe Tzur Architects International. Z planów wynika, że nieregularna, rozszerzająca się ku szczytowi wieża ma liczyć 45 pięter.
Jej wysokość może sięgnąć 200 metrów. Projekt zakłada, że budynek będzie w nocy efektownie podświetlony na pomarańczowo.
W najwęższej części budowli typowe piętro ma około 900 mkw. powierzchni brutto (liczonej po obrysach murów) a w najszerszej - około 1700 mkw. Łączną powierzchnię brutto wszystkich pięter można szacować na 69 tys. mkw.
Jednym z najnowszych biurowców warszawskich, którego "kaliber" byłby zbliżony do koncepcji Mennicy, jest Rondo1. Budynek ma 40 pięter, a wysokość liczona do dachu 160 metrów. Inwestycja pochłonęła 200 mln euro. Teraz to równowartość prawie 700 mln zł. Do wmurowania kamienia węgielnego pod wieżowiec Mennicy jeszcze daleko - koszty budowy będą wyższe. Mogą sięgnąć nawet 1 mld zł.
Więcej w sobotnim wydaniu Gazety Giełdy "Parkiet".
Mies - Nie Kwi 06, 2008 11:35 am
foty z soboty
A tu na pamiątkę z niedzielnej wycieczki.
Dom zaprojektowany przez Helenę i Szymona Syrkusów na rogu Walecznych i Dąbrowieckiej z 1937 r. wg założeń teoretycznych Le Corbusiera:
Dom własny prof. Romualda Gutta z 1926 r. Przykład skrajnego funkcjonalizmu tzw. "szkoły warszawskiej". Zapoczątkował serię realizacji z szarej cegły jego autorstwa:
Pod wiaduktem z 1914 r. na Powiślu:
Mam jeszcze zdjęcia "towarzyskie" ale to chyba nie do tego wątku;)
salutuj - Nie Kwi 06, 2008 11:46 am
www.pajacyk.pl - Wejdź i nakarm głodne dziecko
SPUTNIK - Nie Kwi 06, 2008 12:11 pm
Pod wiaduktem z 1914 r. na Powiślu:
Czy to sa może okolice kruczkowskiego ?
kaspric - Nie Kwi 06, 2008 1:31 pm
I niech mi ktoś jeszcze powie, że Warszawa to nie jest najfajniejsze polskie miasto . Świetne foty, zwłaszcza monumentalnej socarchitektury. Brakuje mi w Gliwicach takich monumentalnych gmachów (nawet przykładowo Wydział Górniczy jest przytłaczający, ale jednocześnie chyba mało monumentalny...)
Mies - Nie Kwi 06, 2008 3:17 pm
Pod wiaduktem z 1914 r. na Powiślu:
Czy to sa może okolice kruczkowskiego ?
kaspric - Nie Kwi 06, 2008 4:12 pm
^^ masz rację, mi Katowice w pewnych aspektach przypominają Warszawę.
Dla mnie Warszawa to po prostu prawdziwa metropolia. Tak naprawdę niewiele jest miast, w których czuje się ten specyficzny klimat metropolii, stolicy (nie państwa co raczej chodzi o odczucie metropolitarności).
Oczywiście zależy, czego się oczekuje od miasta. I np nie twierdzę, że chciałbym w Warszawie mieszkać, bo nie chciałbym .
Mies - Pon Kwi 14, 2008 7:09 pm
Znalazłem zdjęcia z miejsca, gdzie Pan cieć akurat ostatnio nie pozwalał wyciągać aparatu.
d-8 - Wto Kwi 15, 2008 7:00 am
^^^ fantastyczna miejscówka.
Mies - Czw Kwi 17, 2008 7:53 am
Trupy reklam szpecą miasto
Dariusz Bartoszewicz
2008-04-16
Szkielety po billboardach straszą przy drogach. Firmy outdoorowe musiały usunąć tablice reklamowe tuż przy ulicach i skrzyżowaniach, ale szpetne konstrukcje zostały. Co z nimi?
Słupy zaatakowały Warszawę. Sterczą pionowo, jakby nagle na wierzch wyszły instalacje wodno-kanalizacyjne. To podpórki billboardów - już ogołocone z tablic i reklam. Złom straszy wszędzie przy głównych drogach i skrzyżowaniach - w Śródmieściu, na Woli, Żoliborzu i Mokotowie. - Te rury wyglądają jak kolumny, na których szczycie mają stanąć spiżowe figury prezesów firm outdoorowych, którzy całkowicie opanowali i podporządkowali sobie przestrzeń publiczną. Ot, kolejne warszawskie kuriozum - irytuje się pan Jarosław, który uwiecznia bałagan na zdjęciach robionych komórką.
Billboardy pobudzające kierowców
Słup o urodzie nogi słonia straszy przy ul. Leszno. Na rogu ul. Ks. Popiełuszki i al. Wojska Polskiego na szczycie podpory góruje jeszcze stalowy drapak - konstrukcja, która kiedyś służyła do zamontowania tablicy z reklamą. Dla odmiany u zbiegu ulic Dickensa i Grójeckiej "nogi" są aż dwie, spojone kątownikami. Żelastwo reklamiarzy zagraca też Wisłostradę i okolice bazarku Sadyba.
Pana Jarosława najbardziej złości firma News Outdoor, bo "oni nawet nie rozbierają całej tablicy, tylko samą blachę zdejmują, a ruszt zostaje". Tak właśnie wygląda wspomniany "drapak" przy ul. Ks. Popiełuszki.
Szkielety po billboardach to skutek ostrej polityki Zarządu Dróg Miejskich. - Nie wydajemy już zgody na stawianie reklam w pasie drogi. Nie przedłużamy umów - mówi Małgorzata Gajewska z biura prasowego ZDM. I podaje liczby. 1500 reklam stoi za zgodą ZDM, ale w ubiegłym roku właściciele aż 730 nośników nie dostali zgody na dalsze wieszanie tablic z reklamami. - Zaledwie 200 zostało usuniętych. W sprawie 530 konstrukcji trwają postępowania: administracyjne, sądowe i odwoławcze - informuje rzeczniczka ZDM.
I przypomina, dlaczego zarząd powiedział "nie": - Pracownia bezpieczeństwa ruchu w Instytucie Badawczym Dróg i Mostów wykazała jednoznacznie, że "skrzyżowanie, przy którym stoją cztery lub więcej reklam, ma wskaźnik wypadkowości trzy razy większy w stosunku do skrzyżowań bez reklam.
Świat outdooru nie dowierza, że to już koniec billboardów przy drogach. Zleca i ściąga badania z zagranicy obalające tezy ZDM o wpływie reklamy na bezpieczeństwo ruchu drogowego. Atrakcyjne kobiety zachwalające golizną np. gładź gipsową ponoć wyostrzają nawet uwagę i nie pozwalają zasnąć za kierownicą. Słono opłacani prawnicy walczą z miastem w sądach. Szefowie firmy outdoorowych czekają z nadzieją, że urzędnicy w końcu zmiękną i uwierzą, że Warszawa pięknieje dzięki reklamom proszku do prania czy karmy dla zwierząt stawianym na słupach.
Nie będzie opcji zero reklam
- News Outdoor Polska, jak większość firm reklamy zewnętrznej, która ma swoje lokalizacje w pasach drogowych, uszanowało decyzję ZDM. Zdemontowaliśmy nasze ekrany reklamowe. Z uwagi na toczące się postępowanie wszystkie firmy wstrzymały jednak demontaż słupów, jakie pozostały po nośnikach - tłumaczy Magdalena Jarus, dyrektor marketingu i sprzedaży w firmie News Outdoor Polska. I przekonuje, że słupy "nie stanowią zagrożenia dla pieszych czy użytkowników dróg". - Mamy świadomość, że pozostawione elementy konstrukcji nie zdobią przestrzeni miejskiej. Jednak ich demontaż zależy od decyzji władz Warszawy, na które czeka cała branża outdoorowa - przyznaje Magdalena Jarus.
Ratusz zapewnia, że wcale nie jest za opcją zero reklam przy stołecznych drogach. - Próbujemy wypracować kompromis między skrajnie ortodoksyjną postawą ZDM a oczekiwaniami firm, które z reklamy żyją - tłumaczy Jacek Wojciechowicz, wiceprezydent Warszawy. I przekonuje, że jeśli firmy nie będą mogły postawić swoich nośników w pasie kontrolowanym przez ZDM, to nogi z reklamą pójdą trochę dalej - za płoty prywatnych właścicieli domów, bloków i na puste działki.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,5127562.html
Mies - Pią Maj 30, 2008 8:25 am
Konkurs na zagospodarowanie okolic Stadionu Narodowego wygrało konsorcjum firm JEMS Architekci oraz Dawos. Artykuł z uzasadnieniem komisji konkursowej:
http://wyborcza.pl/1,75248,5277951,Tak_ ... owego.html
Mies - Czw Cze 05, 2008 1:19 pm
Dziś w prasie jest więcej wizualizacji:
Źródło http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,3486 ... owego.html
Mies - Pon Cze 23, 2008 9:19 am
Zachęta zaprasza na:
Konferencję prasową (spotkanie z kuratorami i artystami) będącą pierwszą oficjalną prezentacją projektu w pawilonie polskim na 11. Międzynarodową Wystawę Architektury w Wenecji 2008
Out There. Architecture Beyond Building
Wenecja, 14.09 - 23.11.2008
Wystawa w pawilonie polskim
Hotel Polonia. The afterlife of buildings
(Hotel Polonia. Budynków życie po życiu)
W tym roku w pawilonie polskim zaprezentujemy wystawę Hotel Polonia. The Afterlife of Buildings. Projekt kuratorów Grzegorza Piątka i Jarosława Trybusia to przewrotna prezentacja 6 ważnych budynków zrealizowanych w Polsce w ostatnich latach:
Co stanie się z Biblioteką Uniwersytetu Warszawskiego, gdy książki zostaną zdigitalizowane? Co począć z dwustumetrowym wieżowcem lub biurowcem Metropolitan Normana Fostera, gdy nastąpi załamanie na spekulacyjnym rynku nieruchomości albo zmieni się model pracy biurowej? Co z terminalem lotniczym, gdy pod wpływem wzrostu cen ropy latanie znów stanie się luksusem? Co stanie się z sanktuarium w Licheniu, gdy nawet Polacy przestaną chodzić do kościoła?
Obiekty te zaprezentowane zostaną â��przedâ�� i â��poâ�� wielkiej zmianie. Przed - na uroczystych, nastrojowych zdjęciach Nicolasa Grospierreâ��a. Po â�� w hipotetycznej przyszłości, na surrealistycznych fotomontażach Kobasa Laksy.
Funkcję zmienią nie tylko budynki pokazane na fotomontażach, ale i wenecki pawilon, w którym odbędzie się wystawa. Pawilon z napisem POLONIA na fasadzie, na czas biennale rozszerzy swoją działalność, stając się â��Hotelem Poloniaâ��. Zaistnieje jako miejsce, do którego trafiają być może szukający noclegu podróżni. Oficjalna funkcja i architektura pawilonu zostaną wzięte w nawias, co wskaże jednocześnie możliwość wykorzystywania go w inny sposób. Kto wie, może dopiero zakwestionowane budowle staną się naprawdę interesujące.
komisarz Agnieszka Morawińska, dyrektor Zachęty Narodowej Galerii Sztuki
kuratorzy: Grzegorz Piątek, Jarosław Trybuś
artyści: Nicolas Grospierre i Kobas Laksa
asystent komisarza: Zofia Machnicka
Udział Polski w 11. Międzynarodowej Wystawie Architektury w Wenecji finansuje Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej. Organizatorem wystawy w pawilonie polskim jest Zachęta Narodowa Galeria Sztuki
czwartek 26 czerwca godz. 12.00
Mies - Wto Lip 01, 2008 11:27 am
lokal_30 serdecznie zaprasza na otwarcie projektu
Bezinteresowna przestrzeń miejska
czwartek, 26 czerwca 2008 o godz 18.00
wystawa czynna do 13.07.2008 śr.-pt. w godz. 16.00-19.00
Akcja przed InfoQultura, Plac Konstytucji 4, Warszawa, 3-5 lipca
Przestrzeń bezinteresowna bo choć zadaszona, chłodzona latem, ogrzewana zimą, nie jest podobna do wewnętrznych przestrzeni centrów handlowych. Po co innego do niej przychodzimy, co innego nas do niej wciąga. Przede wszystkim zróżnicowane strefy funkcjonalne i roślinne dające możliwość relaksu, oddechu w samym centrum miasta, które teraz jest korytarzem, przestrzenią do szybkiego przebycia. BPM oferuje ponadto możliwość nie hierarchicznej komunikacji między odwiedzającymi, nie anonimowej i bezpośredniej na tematy ważne społecznie i artystycznie, ze wszystkimi stopniami udziału od pobrania informacji po aktywne uczestnictwo czy współzarządzanie projektami. Chcemy tego dokonać budując przestrzeń z ekologicznych materiałów, energetycznie samowystarczalną,pobierającą energię z gruntu i z przetworzonych odrzutów ciepłego powietrza tunelu metra. Konstrukcja z drewna, gliny i ziemi, zarośnięta na zewnątrz i wewnątrz roślinnością, będzie tworzyć zieloną wyspę ukrywającą w podziemiach wielopoziomowy parking.
Wewnątrz przestrzeń podzielona została na strefy mikroklimatów, w różnym stopni działające na ludzki organizm, pełniące różne funkcje, przechodzące płynnie jedne w drugie i wyodrębnione zmienną roślinnością, temperaturą i światłem. Będą strefy roślin bagiennych, klimatu tropikalnego, suchego umiarkowanego, strefa miejskiego detoxu z podwyższoną zawartością tlenu, ze światłem zbliżonym do słonecznego zimą oraz chłodnego światła i schłodzonego powietrza latem, a także strefa ekspozycji i komunikacji. Pierwsza wersja BPM inspirowana atmosferą oranżerii, przeciwstawianą prawie półrocznemu chłodowi panującemu w naszym klimacie, zakładała oparcie się na roślinności egzotycznej, cechą obecnej jest roślinność rodzima (łopiany, mchy, paprocie, trawy). Znakiem zewnętrznym budowli są sosny, którym chcemy odsłonić ekspresyjne korzenie, jak w nadmorskim lesie. W strefach przestrzeni zewnętrznej roślinność miałaby przedłużoną wegetację, zimą podtrzymywaną ogrzewaniem gruntu, jak zielone oazy w śród śniegu w pobliżu studzienek rurociągów cieplnych. BPM to wyrastająca z pękającej betonowej skóry placu żywa tkanka, geologiczna struktura, nawiązująca do odwiecznej fantazji o nieokiełznanej naturze ukradkiem biorącej w posiadanie miasto. Koncepcja BPM przetestowana podczas zeszłorocznej akcji na zimnym i zdewastowanym Dworcu Wschodnim doczekała się entuzjastycznego odbioru, łącznie z opiniami, że taka przestrzeń przydałaby się w każdej dzielnicy.
Czy to przedsięwzięcie ma rację bytu w zhierarchizowanej i skomercjalizowanej przestrzeni stolicy? Czy organizatorzy będą w stanie doprowadzić do realizacji? Nie wiemy. Projekt BPM proponują jako alternatywę dla dominującego obecnie kierunku myślenia o rozwoju wspólnej przestrzeni miasta.
d-8 - Pią Lip 04, 2008 9:04 am
Turyści w dżungli Warszawy
Rozmawiała: Agnieszka Kowalska2008-07-03, ostatnia aktualizacja 2008-07-03 21:06
O tym, jacy turyści do nas przyjeżdżają, co myślą o Warszawie, dlaczego boją się policji i nie zostają u nas długo, rozmawiamy z Łucją i Ernestem Mikołajczukami, właścicielami hostelu Oki Doki i hotelu Castle Inn. Bo nikt tak jak oni nie zna zagranicznych turystów przyjeżdżających do Warszawy.
Fot. Bartosz Bobkowski / AG
Łucja i Ernest Mikołajczukowie w ich hostelu OKI DOKI
Łucja i Ernest Mikołajczukowie cztery lata temu otworzyli przy pl. Dąbrowskiego hostel Oki Doki. Jeden z pierwszych, i do tego oryginalny. Tu każdy z pokoi jest inny, zaprojektowany przez innego artystę. Ich nazwy to m.in. Dom Dziewicy, PRL, Santorini, Siódme Niebo. Hostel odniósł sukces przypieczętowany tytułem Hoscara 2006 dla jednego z 10 najlepszych hosteli na świecie. W tym roku Łucja i Ernest otworzyli bardziej luksusową wersję Oki Doki - hotelik Castle Inn przy pl. Zamkowym.
Agnieszka Kowalska: Kto się u was zatrzymuje?
Ernest Mikołajczuk: Pełen przekrój narodowościowy i wiekowy. Odkąd oprócz hostelu prowadzimy też hotel na pl. Zamkowym, są to też ludzie o różnym stopniu zamożności. Od takich, którzy szukają najtańszego noclegu w pokoju wieloosobowym i jeszcze pytają o zniżki, po biznesmenów, którzy płacą kilkaset złotych za pokój.
Z jakich krajów najwięcej przyjeżdża?
Ernest: Jeśli chodzi o Europę, to z Anglii, Hiszpanii i Włoch. I z tych miast, które mają połączenia z Polską tanimi liniami lotniczymi. Mamy wielu podróżujących z plecakiem i małym budżetem backpackersów, którzy są w trasie - Amerykanów, Australijczyków.
Nawet Australijczyków?
Łucja Mikołajczuk: Oni strasznie dużo podróżują. To w Australii powstały pierwsze hostele. Przewodnik "Lonely Planet" - biblia backpackersów - to też ich wynalazek. Oni mają taki zwyczaj, że w przełomowych momentach w życiu, np. kiedy kończą studia, rozwodzą się albo tracą pracę, wyruszają w podróż i jeżdżą jak szaleni. Potrafią np. wykupić sobie roczny bilet lotniczy dookoła świata.
A Amerykanie?
Łucja: Przyjeżdżają szukać tu swoich korzeni albo po prostu zaliczyli już w Europie Paryż, Londyn, Rzym, Pragę i szukają nowych miejsc.
Ernest: Ostatnio mieliśmy ciekawą grupę Anglików. Kręcili film o historii krowy. Poważnie! Ludzie, którzy mają normalną pracę, są japiszonami, wymyślili sobie, że dla odmiany zrobią coś szalonego. Znaleźli na ten film sponsorów i przyjechali kręcić do Polski, bo dowiedzieli się, że tu żył ostatni tur, przodek krowy. Dziesięciu chłopów biegało po mieście z kamerą i wypytywali o tego tura, jak się w Polsce kojarzy, co ludzie o nim wiedzą. Film już istnieje, mam link do ich strony. Przezabawne.
Ludzie to mają fantazję! Inni dziwni goście?
Ernest: Był Japończyk, lat 59, który postawił sobie ambitny cel, że co roku weźmie udział w tylu maratonach, ile aktualnie ma lat. Więc tego roku musiał pobiec w 59. Przyjechał na Run Warsaw. W przerwach treningów siedział cały czas przy laptopie i inwestował pieniądze, żeby zarobić na te wszystkie podróże.
Przyjeżdżają na weekend czy zatrzymują się na dłużej?
Ernest: Niestety, nie na długo. Nie w Warszawie. Idą do Pałacu Kultury, na Stare Miasto i zastanawiają się, co dalej. W Krakowie jest inaczej. Tam oprócz licznych atrakcji w samym mieście obowiązkowy jest np. wyjazd do Oświęcimia, co już przedłuża pobyt. U nas nie ma w pobliżu miejsca, które tak silnie przyciąga. Ale na to nic nie poradzimy. U nas trzeba się wysilić, żeby przyjezdnym zająć czas. Warszawa wymaga pomocy, bo turysta jest u nas jak ociemniały.
Brakuje informacji?
Łucja: To jest kluczowa sprawa. Bo tu nie da się tak po prostu wyjść i iść przed siebie, gdzie oczy poniosą, jak w Paryżu czy Barcelonie. Mamy piękne miejsca, ale między nimi szare i beznadziejne. W Warszawie trzeba mieć dobrego przewodnika. Dlatego przywiązujemy ogromną wagę do tego, kto pracuje u nas w recepcji. Bo to właśnie ci ludzie podpowiadają, gdzie pójść, co zobaczyć. I to od nich zależy, czy się turysta zniechęci, czy wyjedzie zadowolony.
Ernest: Najprostsza rzecz - jak jesteś w jakimś europejskim mieście, to nawet nie musisz mieć mapy, bo do wszystkich atrakcji prowadzą cię płynnie strzałki miejskiego systemu informacji. To nie kosztuje wiele, a bardzo poprawiłoby odbiór miasta.
Łucja: Przydałyby się też ścieżki historyczne. Bo historia to jest coś, co zachwyca turystów. Są pod ogromnym wrażeniem odbudowanej Starówki czy żydowskiej historii Warszawy. Ktoś nam kiedyś powiedział, że szkoda, że nie ma w tych miejscach tablic ze zdjęciami - czy sprzed wojny, czy z odbudowy Starego Miasta. To też jest łatwe do zrealizowania. Generalnie wielu się Warszawa podoba. Mówią, że to jest miasto położone w parku, że tu są cudowni ludzie. Że się fajnie bawią.
A na co narzekają?
Łucja: Że bardzo ciężko się po Warszawie jeździ rowerami. Nawet pożyczają je u nas, ale po chwili wracają, bo mówią, że się boją jeździć. Zwłaszcza Holendrzy, którzy u siebie w miastach mają specjalne rowerowe trasy wytyczone.
Ernest: Narzekają na taksówkarzy, którzy oszukują. Azjaci mówią, że ludzie są dla nich niemili, bo biorą ich za Wietnamczyków ze Stadionu. Często spotykają się z objawami rasizmu. Była czarnoskóra dziewczyna, która nie mogła znieść natrętnych spojrzeń i komentarzy Polaków. Bo to nie Berlin czy Londyn, u nas ludzie o innym kolorze skóry wciąż dla wielu są dziwnym zjawiskiem.
Boją się kradzieży?
Ernest: O dziwo kradzieże nie są problemem, a tego się najbardziej obawialiśmy. Zdarzają się raz na dwa miesiące. Bardzo poprawiło się poczucie bezpieczeństwa.
Łucja: Ale turyści panicznie boją się policji, że pójdą do więzienia, do izby wytrzeźwień.
A to ciekawe. Dlaczego?
Łucja: Bo policjanci nie są przyjaźni turystom. Turyści czytają na forach internetowych, że gdy zgłaszasz coś na policji, to czekasz 14 godzin na tłumacza.
W ubiegłym roku byłam na spotkaniu w ambasadzie brytyjskiej promującym ulotki przygotowane dla angielskich turystów. I w tych ulotkach były informacje typu: jak zatrzymają któregoś z twoich znajomych na ulicy, to szukaj go w izbie wytrzeźwień na Kolskiej, gdzie noc kosztuje kilkaset złotych, rozbierają cię do naga, oblewają zimną wodą i tym podobne rewelacje.
Ernest: Taki survivalowy przewodnik po dżungli albo mieście ogarniętym wojną. Wskazówki, co masz zrobić, żeby przeżyć.
Łucja: W tym spotkaniu uczestniczyli przedstawiciele Komendy Stołecznej Policji, biura informacji turystycznej i byli z siebie bardzo zadowoleni. A przecież w świat idzie taka opinia o Polsce. To nie była ulotka dla chuliganów, którzy przyjeżdżają się tu upić, tylko wskazówki dotyczące bezpieczeństwa dla normalnych turystów.
Ernest: Ale pocieszające jest to, że to, co jest naszym minusem, łatwo przekuć w plus. Bo wielu turystów, którzy przyjeżdżają do Warszawy, nic o niej nie wie. Czy tu jest fajnie, czy niefajnie, czy tu chodzą po ulicach białe czy różowe niedźwiedzie. Lecą tam, gdzie był tańszy bilet i gdzie jeszcze nie byli. Są całkowicie otwarci. I oni mogą stworzyć pozytywny wizerunek Warszawy. Tylko trzeba im pomóc.
( ^^^ ten wniosek świetnie pasuje też do katowic ! )
Wspomnieliście o internecie. Co tam można wyczytać o Warszawie?
Ernest: Niestety, są tam bardzo aktywni krakusi, którzy robią czarny PR Warszawie. Piszą: nie trać czasu na Warszawę, przyjedź od razu do nas.
A warszawiacy się nie bronią?
Ernest: Jakoś nie. Chyba mamy za niskie poczucie własnej wartości. A może zbyt duże właśnie i uważamy, że do nas i tak przyjadą.
Może nie przyjeżdżają, bo u nas jest strasznie mało tanich miejsc noclegowych?
Ernest: O to chodzi, że tych miejsc nie ma, bo nie przyjeżdżają. To są naczynia połączone. W Krakowie są, bo tam przyjeżdżają, nawet poza sezonem. Kiedy otwieraliśmy Oki Doki cztery lata temu, w Krakowie działały dwa hostele. Dziś w Warszawie jest ich osiem, a w Krakowie - aż 80! W Warszawie ostatnio raczej się zamykają.
Łucja: My na brak gości nie narzekamy, zwłaszcza od czasu, gdy zdobyliśmy międzynarodowe wyróżnienie. Ale po sąsiedzku na Jasnej otworzył się hostel, który w Krakowie świetnie funkcjonuje, a w Warszawie musiał się szybko zamknąć przez pustki poza sezonem. Przyczyną są też bardzo wysokie czynsze za wynajem.
Prowadzicie dwa hotele. Jesteście bardzo zajęci. Czy macie jeszcze czas, żeby podróżować?
Ernest: Jasne! Stosujemy australijski model. Właśnie wróciliśmy z Borneo. Dużo jeździmy. To jest jak wirus.
A macie takie zboczenie zawodowe, że podglądacie rozwiązania w innych hostelach?
Ernest: No pewnie. Ostatnio nocowaliśmy w Irlandii w XIII-wiecznym zamku i zrobiliśmy tam 160 zdjęć rozmaitych detali. I to nie zabytkowych, tylko np. kratek na wywietrzniki.
Łucja: Jak prowadzisz hostel, to musisz nocować w hostelach, żeby zrozumieć, czego potrzebują twoi goście. Że muszą mieć Wi-Fi, kuchnię, gdzie mogą sobie kolację upichcić, miejsce, gdzie wysuszą sobie uprane majtki itp.
Jak to się stało, że zajęliście się hotelarskim biznesem?
Łucja: Był taki moment, że Ernest stracił pracę, a mieliśmy trochę oszczędności. Znajomi poradzili nam, żebyśmy zrobili coś od początku do końca własnego.
A dlaczego właśnie hostel?
Łucja: Z gościnności. Wielu znajomych ze świata do nas przyjeżdżało i nocowali u nas w domu. Ale kiedy urodziła nam się córeczka, już nie było to takie proste. Próbowaliśmy im znaleźć fajny, tani nocleg. I wtedy zorientowaliśmy się, że takich miejsc w Warszawie nie ma. Zapadła decyzja - robimy! Nasi przyjaciele - artyści, projektanci - zadeklarowali się, że za darmo zaaranżują nam pokoje. Po prostu taką mieli pasję i chcieli się wyżyć. To było piękne. Bo mieliśmy takie poczucie, że to wszystko robimy z myślą o Warszawie. Że szykujemy prezent od warszawiaków dla ludzi z całego świata. Żeby mieli przyjazny kąt w tym mieście. I żeby wyjechali stąd z przekonaniem, że warszawiacy to ludzie kreatywni i gościnni.
A w Domu Dziewicy sami perwersyjni nocują?
Ernest: Cha, cha. Kiedyś może tak, a teraz mamy takie obłożenie, że trudno w sezonie zażyczyć sobie konkretny pokój.
źródło :http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,5423928,Turysci_w_dzungli_Warszawy.html?as=3&ias=3&startsz=x[/i]
kaspric - Wto Lip 15, 2008 7:19 pm
(R)ewolucja muzeum
Maciej Szczepaniuk 14-07-2008, ostatnia aktualizacja 15-07-2008 11:07
Odwrócony i podziurawiony świetlikami dach, nowa elewacja, dwie kondygnacje zamiast trzech oraz otwarcie placówki na park Świętokrzyski – Christian Kerez pokazał pierwsze efekty prac nad Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
źródło: Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Fot. Bartosz Stawiarski
źródło: Muzeum Sztuki Nowoczesnej
źródło: Muzeum Sztuki Nowoczesnej
+zobacz więcej
Christian Kerez pokaże nowe Muzeum Sztuki
Jak zmienia się muzeum
Takiej awantury jak po rozstrzygnięciu w lutym ub. r. konkursu na projekt Muzeum Sztuki Nowoczesnej stolica dawno nie przeżyła. „Wyżymaczka na placu Defilad“ to najłagodniejszy przykład reakcji mediów i internautów na zwycięski projekt Christiana Kereza.
Władze stolicy ponad rok zastanawiały się, czy podpisywać ze Szwajcarem umowę na kontrowersyjny projekt. W połowie kwietnia zapadła decyzja na „tak“ i Kerez zabrał się do pracy.
– Po zwycięskim konkursie na koncepcję muzeum najbardziej dostało nam się za zbyt komercyjny charakter budynku i ulokowanie pomieszczeń wystawowych na wyższych piętrach. Zmieniliśmy to – mówił wczoraj Kerez.
Spacerujących ulicą Marszałkowską do odwiedzenia muzeum zachęcą więc nie sklepy, a przeszklona galeria, w której wystawiane będą najgłośniejsze nazwiska sztuki nowoczesnej, adresowane do szerokiej grupy odbiorców. Na parterze znajdzie się jeszcze tzw. galeria warszawska, audytorium, sale seminaryjne i czytelnia. Hitem ma być górna kondygnacja, która pomieści olbrzymią salę „wielkich projektów“, ulokowaną wzdłuż ul. Marszałkowskiej, na którą prowadzić będą amfiteatralne schody.
– To będzie taka nasza hala turbinowa, znana z londyńskiej Tate Modern (najbardziej znana sala wystawowa muzeum Tate – przyp. red.) – mówi dyrektor MSN Joanna Mytkowska, którą cieszą także inne zmiany projektu na plus. – Dwie kondygnacje zamiast trzech , przyjazny dla publiczności układ pomieszczeń wystawowych, a także koncepcja dachu, która jest jednocześnie i konstrukcją, i elewacją budynku. O takie muzeum nam chodziło – mówi.
Architekt całkowicie zmienił konstrukcję muzeum. Zrezygnował z ponad 100 słupów podtrzymujących falisty dach. Teraz przechodzi on w elewację i opiera się o podłoże jedynie w czterech punktach. – Wcześniej mieliśmy czapę opartą na betonowych słupach. Teraz mamy coś w rodzaju namiotu – podkreśla.
Kerez rozbudza nadzieje na jeszcze bardziej przyjazne architektonicznie muzeum. – Wsłuchujemy się w głosy z Warszawy. Kolejny być może padnie już dzisiaj. Projekty Szwajcara obejrzy bowiem prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.
więcej zdjęć http://www.zw.com.pl/galeria/1,269188.html
__________________________________________
Boże, jakie piękne!!!!!!! Wykapany Niemeyer ;(
caterina - Śro Lip 16, 2008 10:24 am
obiecujaco ,juz nie wyglada jak Tesco
ach ta Wawa
Strona 9 z 12 • Wyszukiwarka znalazła 1217 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12