ďťż
 
[Gospodarka] Górnictwo i sprawy z nim związane



Iluminator - Pon Cze 01, 2009 9:59 am


Nasze kopalnie stoją nad przepaścią

Dramat polskich kopalń pogłębia się. Import węgla, który w tym roku rośnie jak nigdy dotąd, pogarsza i tak fatalną sytuację naszego górnictwa. W ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku sprowadziliśmy trzy razy więcej węgla niż rok wcześniej.

Z taką dynamiką importu nigdy nie mieliśmy do czynienia. Elektrownie i huty, zwłaszcza te już sprywatyzowane, kupują węgiel na potęgę z Rosji, Czech, a nawet z USA. Eksperci nie mają wątpliwości, że jak tak dalej pójdzie, to na koniec roku do Polski trafi nawet 20 mln ton węgla, czyli dwukrotnie więcej niż w całym 2008 r.

Zdaniem analityków resortu gospodarki za błyskawiczny wzrost importu odpowiadają same kopalnie, które już w ubiegłym roku nie były w stanie zaspokoić popytu energetyki. W tym roku elektrownie zabezpieczają się przed ewentualnym deficytem i w dalszym ciągu sprowadzają paliwo. Są to przede wszystkim siłownie z północy kraju, korzystające z transportu morskiego, oraz wschodnie województwa kraju, połączone z Rosją szerokim torem. "Głównym powodem tak dużego importu są ceny" – mówi Jerzy Gembala, analityk Węglokoksu, specjalizującego się w handlu paliwem. "Zagraniczny węgiel jest tani i łatwo dostępny" - dodaje. I podaje na przykład, że ceny w portach Amsterdam – Rotterdam – Antwerpia, przez które przeładowywane jest (ARA), są niższe niż na Śląsku.

Odbierając surowiec z przykopalnianej hałdy, trzeba wydać około 230 zł za tonę. Jest to więcej niż średnia cena na świecie, nieprzekraczająca 65 dol. za tonę. Węgiel ukraiński i rosyjski jest jeszcze tańszy o 20 proc. Według Ministerstwa Gospodarki Polska nie może nic zrobić, by powstrzymać import ze wschodu. "Nasz kraj nie może wprowadzać innych ograniczeń w zakresie importu węgla, niż tych wynikających z prawa unijnego" – informuje nas Iwona Dżygała z biura prasowego resortu.

A w oparciu o obowiązujące przepisy unijne możliwe jest jedynie przeprowadzenie postępowań ochronnych: antydumpingowych, antysubsydyjnych oraz chroniących przed nadmiernym przywozem. O niewielkiej sile tego typu postępowań niech świadczy ubiegłoroczna próba Izby Górniczej Przemysłowo-Handlowej, która oskarżyła Rosjan o stosowanie dumpingu w cenach węgla. Jej wysiłki spełzły na niczym, gdyż Rosjanie stwierdzili, że wydobywają surowiec metodą odkrywkową i dlatego jest on znacznie tańszy.

Taka patowa sytuacja może pogrążyć polskie spółki węglowe. Bo nie dość, że rynek zalewa tańszy węgiel z importu, to jeszcze na skutek spowolnienia gospodarczego siadł popyt na krajowy surowiec. Już w I kwartale tego roku na przykopalnianych hałdach czekało na odbiorcę 2 mln ton węgla. A prognozy Ministerstwa Gospodarki mówią, że będzie jeszcze gorzej. W I kwartale sprzedaż spadła wobec ub. roku o 16,7 proc.

W kwietniu kopalnie ograniczyły wydobycie o 13,4 proc. W całym roku, jak twierdzi resort, sprzedaż węgla do elektrowni może spaść nawet o 17,9 proc. "Takiego zastoju sprzedaży jeszcze nie przeżywaliśmy" – mówi Zbigniew Madej, rzecznik prasowy Kompanii Węglowej. Tłumaczy, że mniej węgla odbierają zarówno energetycy, jak i klienci indywidualni. "Z pewnością będziemy mieli niższe przychody niż w minionym roku" – dodaje. A to oznacza finansową katastrofę dla kopalń, które na najbliższe lata zaplanowały inwestycje w wysokości 5 mld zł.

http://www.dziennik.pl/gospodarka/artic ... ascia.html




Prince - Pon Cze 01, 2009 11:31 am
Węgiel jest już bardzo drogi i ciągle drożeje to co się dziwią...



Iluminator - Pon Cze 01, 2009 3:27 pm
Tutaj jest kilka problemów. Po pierwsze kopalnie powinny być już sprywatyzowane. Ciągle działają pod skrzydłami państwa, ciągle ten sam sarząd, struktura itd. Dużym problemem są również związki zawodowe. Niestety ale jeśli chcemy konkurować cenowo z rosyjskimi czy ukraińskimi kopalniami to koszty siły roboczej są u nas bardzo wysokie (do tych kosztów trzeba też doliczyć utrzymanie związków zawodowych, strajki, przestoje itd).



GoldBoy - Pon Cze 01, 2009 5:42 pm
Jak w górnictwie się nic zmieni to za jakiś czas, i to pewnie szybciej niż później, trzeba będzie zamknąć kolejne kopalnia i gdzieniegdzie może zrobić się nieciekawie.




Prince - Wto Cze 02, 2009 6:00 am
Moim zdaniem to wszystko jest polityka na gruncie (warszawskim) w końcu zapotrzebowanie na surowce zawsze będzie ogromne, a węgiel to surowiec dość rozwojowy i ekologiczny (czysty). Dlatego nie wierze, że na wolnym rynku nie można go sprzedać. Co innego jeśli wolność rynku jest zachwiana przez decyzje polityczne.



Iluminator - Wto Cze 02, 2009 7:25 am

Moim zdaniem to wszystko jest polityka na gruncie (warszawskim) w końcu zapotrzebowanie na surowce zawsze będzie ogromne, a węgiel to surowiec dość rozwojowy i ekologiczny (czysty). Dlatego nie wierze, że na wolnym rynku nie można go sprzedać. Co innego jeśli wolność rynku jest zachwiana przez decyzje polityczne.

Wydaje mi się, że jest właśnie całkowicie na odwrót Dopóki był socjalizm i gospodarka centralnie kierowana to nie było problemów. Teraz gdy najwięksi odbiorcy zaczynają działać według reguł rynkowych to kopalnie zaczynają sobie coraz gorzej radzić. Dlaczego ktoś ma kupować droższy węgiel skoro może kupić taniej za wschodnią granicą?



Prince - Czw Cze 04, 2009 7:48 am
Gospodarka centralnie sterowana to tak chora struktura, że ciężko porównywać ją nawet do tego co mamy dzisiaj. Nie mniej chodzi mi o coś zupełnie innego. Mianowicie, struktury kompani węglowej są co najmniej zbyt rozbudowane, pochłaniają pewnie ogromne sumy. Rozbudowane struktury to też ogromna szansa na korupcje i matactwa. Niestety Warszawa na siłę utrzymuje je wmawiając nam, że tak lepiej. Poza tym to nadal spółka skarbu państwa, (chyba skarb państwa ma większość udziałów).

To wszystko sprawia, że struktury te muszą być czymś zapłacone. Oczywiście ceną węgla, który nadmiernie drożeje. Pewnie stosunek ceny wydobycia (wyprodukowania) tony węgla do ceny po jakiej go sprzedają jest bardzo różny. Wydaje się więc, że w tym tkwi główny problem. Chociaż podkreślam, że to tylko moje domysły.



absinth - Sob Cze 06, 2009 12:52 pm
"Tak naprawdę udało nam się, ponieważ zaczęliśmy traktować kopalnię jak spółkę, której celem jest przynoszenie zysków – mówił Stachowicz w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” w 1997 r. – W górnictwie wciąż przeważa myślenie o węglu jako o najważniejszym celu. A tu trzeba myśleć o pieniądzach”."

tylko, ze to nie o naszych kopalniach ale o lubelskiej Bogdance...



Prince - Pon Cze 08, 2009 7:01 am


Węgiel się sprzedał, będą nagrody z zysku

Węglokoks i Jastrzębska Spółka Węglowa wypłacą pracownikom nagrody z zysku za zeszły rok. W pierwszym przypadku chodzi o 7 tys. zł brutto, w drugim pracownicy otrzymają po 1,3 tys. zł. W pozostałych spółkach o dzieleniu się zyskami nie ma mowy.
Górnikom z JSW, która zarobiła w zeszłym roku 567 mln zł, nagrody osłodzą trudną sytuację spółki w tym roku. Kryzys sprawił, że jastrzębskie kopalnie od półtora miesiąca fedrują tylko od poniedziałku do czwartku, przez co górnicy zarabiają średnio o 300-400 zł mniej. Na nagrody spółka przeznacza 50 mln zł. - Powinniśmy wypłacić je w lipcu - informuje Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka JSW. Dodaje, że pracownicy otrzymają średnio po 1,3 tys. zł brutto.

To niewiele w porównaniu z eksportującym węgiel Węglokoksem. Jak obliczył niedawno specjalistyczny portal nettg.pl, spółka zarobiła w zeszłym roku nieco ponad 46 mln zł, a na premie przeznaczono 2,3 proc. tej kwoty. Pracownicy otrzymają więc po 7 tys. zł brutto. - Pracuje u nas zaledwie 150 osób, więc w porównaniu z innymi firmami z branży górniczej nasze premie są większe. Mamy kontakty handlowe z całą Europą i wszystko wskazuje na to, że w tym roku również będziemy mieli zyski - mówi Jerzy Galemba, rzecznik Węglokoksu.

Na plusie (7,6 mln zł) zakończył zeszły rok także Katowicki Holding Węglowy. O nagrodach z zysku nie ma jednak w spółce mowy. Skarb państwa zrezygnował z należnej mu dywidendy, holding musi za to przeznaczyć ponad 5 mln zł na najpilniejsze inwestycje w kopalniach. - To rozsądne rozwiązanie, bo zysk był tak mały, że załoga i tak by go nie odczuła, a koszty związane z wypłatą premii byłyby wyższe niż zysk przeznaczony do podziału - mówi Stanisław Gajos, prezes KHW. Pozostałą część holding przekaże rodzinom górników poległych w kopalni Wujek. Jak pisaliśmy, każda otrzyma po 200 tys. zł.

Nagród nie wypłaci też Kompania Węglowa, która zarobiła w zeszłym roku ponad 24 mln zł, ale musi jeszcze spłacać długi odziedziczone przed laty po pięciu spółkach węglowych.

http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3501 ... gn=1077751



Wit - Wto Cze 09, 2009 12:10 pm
Związki nie chcą ustąpić w sprawie etatów
Tomasz Głogowski2009-06-08, ostatnia aktualizacja 2009-06-08 22:21



Opinia Państwowej Inspekcji Pracy w sprawie konfliktu w Jastrzębskiej Spółce Węglowej miała uspokoić atmosferę, ale tylko dolała oliwy do ognia! Po 16 latach od utworzenia JSW okazało się, że wszystkie porozumienia zawarte między zarządem a związkami zawodowymi mogą być nieważne.

Wszystko zaczęło się w kwietniu tego roku, gdy zarząd JSW postanowił ujednolicić tzw. układ zbiorowy pracy. Od maja pracodawcą górników miała stać się spółka, a nie tak jak dotychczas, poszczególne kopalnie. Wprowadzenie tych samych zasad dla wszystkich pracowników miało ułatwić zarządzanie spółką w czasie kryzysu i zrównać wynagrodzenia górników pracujących na tych samych stanowiskach, ale w różnych kopalniach.

Szybko okazało się jednak, że planowane zmiany to przede wszystkim potężny cios dla działaczy związkowych. Zamiast komisji zakładowych w każdej kopalni, związki miały mieć tylko swoje przedstawicielstwa w spółce. W rezultacie zmniejszyłaby się liczba związkowych etatów - z 64 do 40. Spółka miała zaoszczędzić na tym około 6 mln zł rocznie.

Sprawa stała się głośna w całym kraju, ale związkowcy nie dawali za wygraną. Zarzucili zarządowi łamanie prawa i zorganizowali manifestację, podczas której zamurowali drzwi do siedziby spółki. Dostało się też prezesom, bo pod ich domami Sierpień '80 zorganizował kilka demonstracji.

Napięcie próbowała rozładować Joanna Strzelec-Łobodzińska, wiceminister gospodarki, która zarządziła, by opinię w sprawie planowanych zmian w JSW wydała Państwowa Inspekcja Pracy. To miało załagodzić konflikt, ale okazało się, że tylko dolało oliwy do ognia. PIP orzekł bowiem, że Jastrzębska Spółka Węglowa "od początku swojego istnienia jest jedynym pracodawcą dla wszystkich pracowników, wykonujących pracę w poszczególnych kopalniach". Taki komunikat oznacza, że kwestia dostosowania struktur związkowych do jednego pracodawcy wciąż pozostaje otwarta.

Ponieważ ministerstwo Gospodarki nie powiedziało jak w tej sytuacji ma zachować się zarząd JSW, związkowcy natychmiast odtrąbili zwycięstwo. - To my mieliśmy rację - ogłosił triumfalnie Piotr Duda, podczas zeszłotygodniowej manifestacji "Solidarności" w Katowicach, a inni związkowcy stwierdzili, że zarząd spółki powinien natychmiast wycofać się z planowanych zmian i zostawić status quo.

Jarosław Zagórowski, prezes JSW rozwiewa te nadzieje. Wczoraj, na zwołanej przez siebie konferencji prasowej zapowiedział, że spółka nadal będzie dążyć do stworzenia jednego układu zbiorowego pracy i ograniczenia związkowych etatów. - Okazało się, że od 16 lat związki zawodowe nie są dostosowane do struktury firmy - stwierdził Zagórowski i wezwał związkowców, by sami zmienili statuty swoich organizacji i zaczęli działać na szczeblu spółki, a nie poszczególnych kopalń.

Według Wacława Czerkawskiego, wiceprzewodniczącego Związku Zawodowego Górników, do rozwiązania problemu jeszcze daleka droga. Bo skoro - jak wynika z opinii PIP-u - dyrektorzy kopalń są pełnomocnikami zarządu spółki, to równie dobrze komisje zakładowe mogą być pełnomocnikami związkowych central. - Owszem, można wprowadzić zmiany, ale na to potrzeba czasu. Tymczasem prezes Zagórowski chce przeprowadzić rewolucję. Nie akceptujemy tego - powiedział nam Czerkawski i dodał, że szef JSW włożył kij w mrowisko: za chwilę podobne problemy będą miały Kompania Węglowa i Katowicki Holding Węglowy. Tam również nie udało się jeszcze wprowadzić jednolitego układu zbiorowego pracy.

Niespodziewanie pojawiła się szansa, że przynajmniej część związków zawodowych dogada się z zarządem JSW. Niektóre centrale podpisały porozumienie, że do końca września dostosują jednak swoje struktury do nowej sytuacji firm. To szansa na przynajmniej częściowe zmniejszenie liczby związkowych etatów i niewielkie oszczędności. Wciąż bowiem największe centrale, w tym "Solidarność" nie chcą słyszeć o zmianach.



Wit - Czw Cze 25, 2009 8:25 pm
Poleciały głowy za opcje w górnictwie
Tomasz Głogowski 2009-06-22, ostatnia aktualizacja 2009-06-22 22:14:32.0



Trzęsienie ziemi w spółkach węglowych! Z powodu strat na tzw. opcjach walutowych odwołano wczoraj cały zarząd Węglokoksu oraz wiceprezesów do spraw finansowych Jastrzębskiej Spółki Węglowej i Katowickiego Holdingu Węglowego.

Sprawa stała się głośna wiosną tego roku, gdy media poinformowały, że spółki węglowe mogły na tzw. opcjach walutowych (popularny sposób zabezpieczania się firm przed ryzykiem kursowym) stracić nawet 600 mln zł. Przedstawiciele firm górniczych zaprzeczyli tym doniesieniom, ale sprawa wróciła na początku czerwca, gdy Ministerstwo Gospodarki - pełniące dla spółek węglowych rolę walnego zgromadzenia akcjonariuszy - zażądało od Jastrzębskiej Spółki Węglowej, Katowickiego Holdingu Węglowego oraz Węglokoksu szczegółowych wyjaśnień na temat podpisywanych przez nie umów związanych z opcjami. Szefowie pozostałych dwóch spółek - Kompanii Węglowej oraz Spółki Restrukturyzacji Kopalń - mogli spać spokojnie. Otrzymali absolutoria, bo ich problem opcji w ogóle nie dotyczył.

Atmosfera w JSW, KHW oraz Węglokoksie była wczoraj nerwowa. Od kilku dni mówiło się, że stanowiska mogą stracić jeżeli nie prezesi spółek węglowych, to przynajmniej ich zastępcy odpowiedzialni za finanse. Waldemar Pawlak, wicepremier i minister gospodarki, przez kilka godzin przeglądał wczoraj wysłane przez firmy górnicze wyjaśnienia (szefowie spółek nie chcieli zdradzić, co się w nich znalazło). Po południu wszystko stało się jasne. Wicepremier zdecydował, że choć wszyscy prezesi dostaną absolutoria, to bezpośrednio odpowiedzialni za podpisywanie opcji walutowych stracą stanowiska. Odwołano Mariana Sztukę, wiceprezesa ds. finansowych Katowickiego Holdingu Węglowego, oraz Grażynę Bulę, wiceprezes i zarazem dyrektorkę biura ekonomiki i finansów Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Jeszcze gorzej sprawa zakończyła się w Węglokoksie, zajmującym się eksportem węgla. Tu stanowiska stracili wszyscy trzej szefowie firmy.

Jarosław Zagórowski, prezes JSW, który zachował stanowisko, jeszcze przed ogłoszeniem decyzji Ministerstwa Gospodarki zapewniał, że w umowach związanych z opcjami nie było żadnej spekulacji ani hazardu. Firma zabezpieczała w ten sposób kontrakty eksportowe, a z opcjami związana była tylko niewielka część przychodów, ocenianych na zaledwie 7 proc. - Co najwyżej możemy mówić o utraconych przychodach (szacuje się, że sięgają około 100 mln zł), ale nie dało się tego uniknąć. Przeglądałem później wszystkie raporty i wycinki prasowe. Żaden z wybitnych ekonomistów, bankowców czy finansistów nie przewidział ani kryzysu, ani osłabienia się naszej waluty - przekonywał Zagórowski. Nie chciał jednak komentować decyzji o odwołaniu swojej zastępczyni. - Ja robię swoje - stwierdził.

Inaczej patrzą na to związkowcy, który byli wczoraj bardzo rozczarowani decyzją ministerstwa. Sławomir Kozłowski, szef "Solidarności" w JSW, przekonuje, że wszyscy prezesi powinni ponieść konsekwencje swojej lekkomyślności. - Skoro tak duża firma jak Kompania Węglowa trzymała się od opcji z daleka, to oznacza, że jednak można było uniknąć ryzyka. Jedni mówią o stratach, inni o utraconych przychodach. Jak zwał, tak zwał, ale pewne jest, że pieniądze, które miały trafić do kasy naszej firmy, wyparowały. To jeden z powodów naszej trudnej sytuacji. Fedrujemy tylko przez cztery dni w tygodniu, ludzie mniej zarabiają - przekonuje Kozłowski i dodaje, że konsekwencje powinien ponieść też prezes JSW.

- Za chwilę będę odpowiadał za powódź na Śląsku, bo od trzech dni leje deszcze - odpowiada prezes Zagórowski.

Zdaniem PAP najwięcej, bo aż 500 mln zł, w opcje zaangażował Węglokoks. Przedstawiciele spółki zapewniali jednak, że nie ma to nic wspólnego z wysokością strat, które były dużo mniejsze. Węglokoks przyznał, że po osłabieniu złotego stracił na transakcjach związanych z opcjami, ale jednocześnie zyskał na różnicy kursów tam, gdzie opcji nie stosował. W zeszłym roku na różnicach kursowych Węglokoks zarobił ponad 24 mln zł. Prezesom to jednak niewiele pomogło i ostatecznie stracili stanowiska.

Wolne piątki są niebezpieczne dla górników?
Tomasz Głogowski 2009-06-28, ostatnia aktualizacja 2009-06-29 09:13:07.0

Jastrzębska Spółka Węglowa zdecydowała, że wolne piątki zostaną przedłużone do końca września - na kolejne trzy miesiące. Tymczasem eksperci coraz poważniej zastanawiają się, czy przedłużone weekendy, gdy przez trzy dni nie pracuje cała kopalnia, nie wpływają negatywnie na bezpieczeństwo pracy.

Kopalnie należące do JSW od początku maja zamiast przez pięć dni w tygodniu fedrują tylko przez cztery - od poniedziałku do czwartku. To jeden z pomysłów spółki na walkę z kryzysem: mniejszą sprzedażą i spadającymi cenami węgla. Teraz JSW przedłużyła wolne piątki do końca września. To fatalna informacja dla górników, bo krótszy tydzień pracy oznacza dla nich mniejsze zarobki. - Pensje górników z największym stażem pracujących na przodku są nawet o 1200 zł niższe. W jeszcze gorszej sytuacji są młodzi, bo nie mają żadnych dodatków - mówi Piotr Szereda, rzecznik związkowego komitetu protestacyjnego w JSW.

Ale pieniądze nie są jedynym problemem. Eksperci zwrócili uwagę, że dłuższe weekendy mogą mieć niekorzystny wpływ na bezpieczeństwo pracy. Do tej pory kopalnie pracowały praktycznie bez przerwy przez siedem dni w tygodniu. Teraz wydobycie ograniczono do minimum, zlikwidowano nadgodziny, a w piątki, soboty i niedziele kopalnie są praktycznie wyludnione (przychodzą tylko nieliczni odpowiedzialni za bezpieczeństwo). Pomijając strajki, takiej sytuacji w górnictwie nie było przez dziesięciolecia.

Okazuje się, że nietypowe przerwy w funkcjonowaniu całej kopalni mogą mieć wpływ na zachowania górników, którzy stają się mniej ostrożni. - W ostatnim czasie zanotowaliśmy kilka wypadków, które wydarzyły się właśnie w poniedziałek, po przedłużonym weekendzie. Zaniepokoiło nas to, bo można przypuszczać, że z powodu dłuższych przerw górnicy wypadają z normalnego rytmu pracy i są mniej skoncentrowani. Nie jesteśmy w stanie poprzeć tego żadnymi badaniami, bo skrócony tydzień w jastrzębskich kopalniach obowiązuje od dwóch miesięcy. Ale dostrzegamy tu pewien problem i chcemy zwracać na to uwagę pracownikom kopalń - mówi Zbigniew Schinohl, dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku.

Prokuratura: Związkowcy mogą robić pod ziemią
Tomasz Głogowski 2009-06-30, ostatnia aktualizacja 2009-06-30 22:25:16.0

Jastrzębska Spółka Węglowa, ograniczając etaty związkowcom nie utrudnia im działalności - uznała prokuratura i odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Część działaczy dowiedziała się wczoraj, że w tej sytuacji muszą wrócić do pracy pod ziemią

Zarząd JSW postanowił w kwietniu ujednolicić tzw. układ zbiorowy pracy. Oznacza to, że pracodawcą górników stała się spółka, a nie tak jak dotychczas, poszczególne kopalnie. Te zmiany to potężny cios dla związkowców. Kierownictwo spółki zapowiedziało bowiem ograniczenie etatów związkowych. Ich liczba może się zmniejszyć o jedną trzecią, a JSW zaoszczędzi na tym około 6 mln zł rocznie.

Zaniepokojeni związkowcy zawiadomili prokuraturę o popełnieniu przez zarząd JSW przestępstwa. Zarzucili szefom, że wprowadzane zmiany utrudnią działalność związkową. "Gazeta" dowiedziała się jednak, że prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania. Uznała, że zarzut jest chybiony. - Od początku byliśmy przekonani, że taka będzie decyzja - mówi Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka JSW i zapowiada, że spółka nie wycofa się z planowanych zmian organizacyjnych.

Związkowcy nie dają jednak za wygraną. Z naszych informacji wynika, że wysłali we wtorek do Prokuratury Okręgowej w Gliwicach zażalenie na decyzję śledczych z Jastrzębia. Domagają się ponownego przeanalizowania dokumentacji i rozpoczęcia postępowania.

- Sprawa jest kontrowersyjna, a nie przesłuchano nawet jednego świadka - mówi Piotr Szereda, rzecznik związkowego komitetu protestacyjnego w JSW i jeden z kandydatów na stanowisko... wiceprezesa spółki z wyboru załogi. Niedawno w referendum odwołano Mariana Ślęzaka, zastępcę prezesa - dyrektora biura zatrudnienia, płac i polityki społecznej w JSW, a jego miejsce ma szansę zająć właśnie Szereda. Na co dzień kieruje komisją zakładową "Solidarności '80" w kopalni Jas-Mos.

Na wniosek Ministerstwa Gospodarki zmianami organizacyjnymi w JSW zajęła się też Państwowa Inspekcja Pracy, która uznała, że formalnie spółka już od 16 lat jest pracodawcą dla wszystkich górników. Nie wydała jednak żadnych zaleceń na temat formy ich zatrudnienia.

Część związków zgodziła się już na proponowane zmiany, jednak największe centrale - "Solidarność" i "Sierpień '80" - wciąż nie chcą słyszeć o podpisaniu porozumienia w tej sprawie. Mimo to, wczoraj zarząd JSW po raz kolejny cofnął części związkowców tzw. oddelegowania do pracy w biurach. Oznacza to, że działacze muszą stawić się w swojej dawnej pracy w kopalni. - To niepotrzebne podgrzewanie atmosfery. Po raz kolejny okazało się, że związki zawodowe mogą działać w spółce tylko tak, jak życzy sobie tego prezes. A tego nie możemy zaakceptować - mówi Szereda.

Szefowie JSW argumentują, że zmiany organizacyjne ułatwią zarządzanie spółką w czasie kryzysu. W ciągu pięciu miesięcy tego roku sprzedaż węgla spadła bowiem o 34 proc. a jego ceny aż o 45 proc. Ocenia się, że na zwałach leży około 1,5 mln ton niesprzedanego węgla.



Kris - Pią Cze 26, 2009 9:16 am
Wirek przechodzi do historii
dziś


Pracownicy ruchu Wirek jeszcze spokojnie mijają bramę na ul. Tunkla. Niedługo przyjdzie im dojeżdżać do innych dzielnic Rudy Śląskiej.

Antoni Wiechoczek przy ul. Tunkla mieszka od 40 lat. Nie wyobraża sobie, by miał stamtąd zniknąć szyb i brama kopalni, gdzie mija znajomych górników.

- Człowiek się przyzwyczaił nawet do tego zegara nad bramą. Codziennie idąc na pobliski przystanek zerkam na niego i wiem czy do odjazdu autobusu mam jeszcze trochę czasu - mówi kochłowiczanin.

Ale dawnej kopalni Polska-Wirek, obecnie ruchowi Wirek w KWK Halemba-Wirek, czasu zostało niewiele. Od sierpnia rozpocznie się proces jego "wygaszania". Zostanie zlikwidowana część szybów, podziemne wyrobiska, a ludzie przeniesieni do ruchu Halemba i innych kopalń w ramach spółki.

- Pracuję tu od 23 lat, szkoda się przenosić na dwa lata przed emeryturą. Część załogi przeszła już do Halemby. Jestem ze Świętochłowic. Z domu miałbym bliżej do kopalni Pokój, ale trudno powiedzieć czy będę miał taki wybór - mówi Jarosław Prączkiewicz.

Górnicy na razie robią swoje. Twierdzą, że pod ziemią nie myśli się o tym co będzie za miesiąc, czy dwa, ale o tym, żeby spokojnie i bezpiecznie skończyć szychtę.

- Krążą pogłoski, że pofedrujemy do końca sierpnia, ale nie wiemy ile w tym jest prawdy - dodaje Andrzej Pardela, górnik z 22-letnim stażem.

O swoich planach Kompnia Węglowa nie poinformowała jeszcze władz naszego miasta.

- Decyzję o likwidacji kopalni lub jej części podejmuje właściwy organ przedsiębiorstwa górniczego. Proces zamknięcia powinien być poprzedzony sporządzeniem planu ruchu likwidowanego zakładu górniczego. Musi on zostać uzgodniony z prezydentem miasta, a w związku z tym taki dokument musi wpłynąć do Urzędu Miasta przed planowanym rozpoczęciem procesu likwidacyjnego%07- twierdzi Adam Bartela, główny specjalista Wydziału Górnictwa i Geologii UM.

Chodzi o to, żeby prezydent, w interesie mieszkańców, uzgodnił m.in. kto i jak będzie naprawiał szkody górnicze spowodowane działalnością likwidowanego ruchu, jak zostaną rozebrane lub zabezpieczone obiekty oraz komu przypadną zadania związane z ochroną środowiska i rekultywacją gruntów.

- Prezydent opiniuje również program przemieszczania pracowników - wyjaśnia Bartela.

W kochłowickiej cześci kopalni pracuje jeszcze około 1000 pracowników.

- Wszystkie formalności zostaną dopełnione. Nikt z pracowników ruchu Wirek nie straci pracy - zapewnia Zbigniew Madej, rzecznik prasowy KW SA.

Zarząd spółki zdecydował, że likwidacja ruszy 1 sierpnia, a skończy się w listopadzie 2011 r. Wtedy ruch Wirek definitywnie przejdzie do historii miasta.

Pierwszy raz nazwa kopalnia Wirek pojawiła się w 1928 roku, kiedy to kopalnię Hugo-Zwang (uważną za jej zaczątek) przejęła spółka Wirek Kopalnie - Sp. Akc. Nowa Wieś.

Rozwój kopalni powstrzymał kryzys roku 1933. Zamknięty zakład, na początku okupacji przeszedł w ręce niemieckie. Przemianowano go na Godulla - Schachtanlage. Po wojnie, po wejściu w życie ustawy nacjonalizacyjnej, kopalnia wróciła do dawnej nazwy Wirek. Rozbudowywany na poziomach 636 i 711 m zakład nazwano Kopalnia Wirek - w budowie. Z końcem grudnia 1953 roku obie kopalnie połączono pod wspólną nazwą KWK Nowy Wirek.

Kolejne połączenie, tym razem ze świętochłowicką kopalnią Polska nastąpiło w 1995 roku. Od tego czasu zakład nazywał się KWK Polska-Wirek.

Rejon dawnej kopalni Polska został całkowicie zlikwidowany w 2000 roku i obecnie z tego rejonu odprowadzane są jedynie wody dołowe. Ale to nie koniec przekształceń kopalni. 1 sierpnia 2007 roku doszło do połączenia z kopalnią Halemba.

Nad wejściem głównym widnieje więc napis "Odział KWK Halemba-Wirek". Nazwa kopalni, mimo likwidacji kochłowickiego ruchu , ma się już nie zmienić.
Agnieszka Widera - POLSKA Dziennik Zachodni
http://rudaslaska.naszemiasto.pl/wydarz ... 16144.html



Wit - Wto Lip 07, 2009 7:54 pm
Zlikwidują "Silesię", bo nikt nie chce jej kupić?
PAP 2009-07-07, ostatnia aktualizacja 2009-07-07 18:22:48.0



- W najbliższym czasie rozpocznie się likwidacja kopalni "Silesia" w Czechowicach-Dziedzicach - wynika z komunikatu Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach. Kompania Węglowa, do której należy kopalnia, precyzuje, że likwidacja to na razie jedynie ewentualność, bo formalna decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła.

Informacja o planowanej likwidacji "Silesii", dla której już po raz drugi nie udało się pozyskać inwestora, znalazła się w informacji Urzędu Marszałkowskiego, opublikowanej po wtorkowych, zamkniętych dla prasy obradach Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego (WKDS) i zespołu ds. monitorowania sytuacji społeczno-gospodarczej w woj. śląskim.

Daniel Tresenberg z biura prasowego marszałka potwierdził, że podczas posiedzenia wiceprezes Kompanii Węglowej Piotr Rykala, mówił o planowanej likwidacji "Silesii" po tym, gdy nie udało się znaleźć dla niej inwestora. Oficjalnie jednak przedstawiciele KW unikają odpowiedzi na pytanie o przyszłość "Silesii".

- Mogę jedynie powiedzieć, że nie ma żadnej uchwały o likwidacji +Silesii+, a wiążąca decyzja w takiej sprawie może zapaść jedynie w formie uchwały - powiedział PAP rzecznik KW Zbigniew Madej, uchylając się od odpowiedzi na pytanie, czy taka uchwała jest w przygotowaniu i kiedy może być podjęta.

Według rzecznika KW, który sam - jak zaznaczył - w posiedzeniu WKDS nie uczestniczył, wiceprezes Kompanii mógł mówić jedynie o rozważaniach dotyczących ewentualnej likwidacji, ponieważ skoro nie ma uchwały zarządu w tej sprawie - nie ma też decyzji. Przypomniał, że rozważania dotyczące możliwości likwidacji "Silesii" trwają od czterech lat. O decyzji w tej sprawie KW zamierza oficjalnie informować dopiero wówczas, gdy zostanie formalnie podjęta.

Na początku czerwca ze złożenia wiążącej oferty na zakup od KW kopalni "Silesia" zrezygnował koncern energetyczny Enea, wybrany wcześniej w drodze zaproszenia do składania ofert do prowadzenia dalszych rozmów w tej sprawie. Po tej decyzji Kompania zamknęła procedury związane ze sprzedażą kopalni. Od tej pory rzecznik Kompanii nie udzielał informacji o przyszłości zakładu, podkreślając, że decyzje w tej sprawie nie zapadły.

Według wcześniejszych informacji, "Silesia", formalnie będąca częścią kopalni "Brzeszcze-Silesia", wydobywa ok. 300-500 ton węgla na dobę. To ponad 20-krotnie mniej od średnich kopalń KW, gdzie dobowe wydobycie sięga 8-9 tys. ton. Zakład zatrudnia ponad 800 osób. Miesięcznie przynosi ok. 7-9 mln zł strat.

Ewentualnej likwidacji zakładu sprzeciwiają się związki zawodowe. Argumentują, że po inwestycjach i udostępnieniu nowych pokładów, kopalnia może wydobywać dobry jakościowo węgiel i przynosić zyski. Kompanii nie stać jednak na szacowane na ponad 1 mld zł inwestycje.

W latach 2007-2008 o kupno "Silesii" zabiegała szkocka grupa Gibson, ale nie dopełniła formalności i przetarg unieważniono. Specjalny zespół zarekomendował ponowną próbę sprzedaży kopalni; na zaproszenie odpowiedziała m.in. Enea, która jednak w środę ogłosiła, że z powodu "wątpliwości natury biznesowej" odstępuje od procedury kupna kopalni i nie złoży oferty wiążącej.

Czy wolne piątki zaszkodzą przyszłym emerytom?
Tomasz Głogowski 2009-07-08, ostatnia aktualizacja 2009-07-08 14:10:17.0

Przez wolne piątki górnicy z Jastrzębskiej Spółki Węglowej mogą mieć kłopoty z przejściem na wcześniejszą emeryturę! Może się okazać, że muszą odrobić nie tylko wolne dni, ale całe...miesiące. - To byłby skandal - pieklą się związkowcy. - Byłoby to nieuczciwe - przyznaje również prezes JSW i obiecuje interwencję w Ministerstwie Pracy.

Kopalnie należące do Jastrzębskiej Spółki Węglowej od początku maja zamiast przez pięć dni, fedrują tylko przez cztery dni w tygodni, od poniedziałku do czwartku. To jeden z pomysłów jastrzębskiej spółki na walkę z kryzysem: mniejszą sprzedażą i spadającymi cenami węgla.

Teraz JSW zdecydowała, że wolne piątki zostaną przedłużone do końca września, czyli na kolejne trzy miesiące. Ale skrócony tydzień pracy, oprócz korzyści, przynosi też spółce i samym górnikom kłopoty. Nie dość, że pracownicy z największym stażem zarabiają o tysiąc złotych mniej niż dotychczas, to jeszcze eksperci alarmują, że przedłużone weekendy niekorzystnie wpływają na bezpieczeństwo pracy.

Ale teraz pojawił się kolejny, kto wie, czy nie najpoważniejszy problem. "Gazeta" ustaliła, że przez wolne piątki, górnicy z JSW mogą mieć kłopoty z przejściem na wcześniejsze emerytury. Może się bowiem okazać, że będą musieli odrobić nie tylko wolne dni, ale całe miesiące! - To byłby skandal - alarmują związkowcy.

Górnik, aby otrzymać wcześniejszą emeryturę, musi przepracować pod ziemią 25 lat. Jeżeli chorował, to zgodnie z ustawą, która weszła w życie w tym roku, musi odpracować każdy dzień L-4 od 14 listopada 1991 roku, a więc 18 lat wstecz (wtedy zmieniły się zasady naliczania emerytur). Tu zasady są jasne i nie budzą większych kontrowersji, mimo, że jeszcze niedawno niektórzy górnicy rekordziści podnosili larum, bo okazało się, że muszą odpracować nawet trzy lata chorobowego.

Ale jak traktować wolne piątki, gdy jastrzębskie kopalnie są na tzw. postojowym? Taka sytuacja wydarzyła się w górnictwie po raz pierwszy. Do tej pory kopalnie fedrowały przez siedem dni w tygodniu, nie było mowy o ograniczaniu czasu pracy górników. Zmienił to dopiero kryzys i od razu pojawiło się pytanie: czy wolny piątek jest dniem wydobycia, wliczającym się do górniczej emerytury, czy też dniem, który "wypada" z kalendarza przyszłego górnika emeryta?

Okazało się, że Jastrzębska Spółka Węglowa w maju zwróciła się z prośbą do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Rybniku, by stwierdził, czy górnikom wybierającym się na emerytury świadczenia się należą, czy nie. Ale rybnicki ZUS wolał dmuchać na zimne, niż popełnić błąd w sprawie, która dotyczy tysięcy mieszkańców Jastrzębia i okolic. Przekazał więc pytanie do centrali w Warszawie. - Po raz pierwszy zetknęliśmy się z taką sytuacją i chcemy mieć pewność, jak interpretować przepisy. Czekamy na odpowiedź - mówi Grażyna Szweda, dyrektor rybnickiego oddziału ZUS-u.

Tymczasem z naszych informacji wynika, że również centrala ZUS-u w Warszawie nie zajęła stanowiska w sprawie wolnych górniczych piątków. Sprawę przekazano... Ministerstwu Gospodarki oraz Ministerstwu Pracy. Resorty mają odpowiedzieć co dalej. Jak ustaliła "Gazeta", decyzja jeszcze nie zapadła.

Tymczasem może się okazać, że z powodu wolnych piątków, wielu górników nie przepracuje wszystkich 22 "czarnych" dniówek w miesiącu. To oznacza, że zgodnie z nowymi przepisami będą musieli odrobić dni wolne, a cały miesiąc. Dla górników z JSW, którzy będą chcieli przejść na emeryturę, może to oznaczać pół roku dodatkowego fedrowania! - Już mam trzy miesiące do odrobienia przez chorobowe, a teraz jeszcze wolne piątki. Jak tak dalej pójdzie, to moja emerytura opóźni się o rok. To jakaś paranoja - denerwuje się pan Ryszard, górnik z kopalni Jas-Mos, który zatelefonował do naszej redakcji.

O tym, że czarny scenariusz jest możliwy, przekonali się niedawno górnicy krwiodawcy. Okazało się, że wolne dni, które dostawali za oddawanie krwi, również nie liczą się im do emerytury. Niektórzy górnicy krwiodawcy, pójdą na nią dopiero za rok, albo dwa.

Jarosław Zagórowski, prezes JSW, przyznaje, że z niecierpliwością czeka na interpretacje przepisów przez Ministerstwa Pracy i Gospodarki, ale jest przekonany, że będzie ona korzystna dla górników. - Byłoby nieuczciwe, gdyby przez wolne piątki górnicy musieli odpracowywać cały miesiąc - mówi prezes Zagórowski i pociesza, że jest precedens, czyli 46-dniowy strajk w kopalni Budryk. Górnicy nie pracowali, mimo to nikt nie robi im trudności podczas przechodzenia na emeryturę.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że prezes Zagórowski w przyszłym tygodniu będzie o sprawie wolnych piątków rozmawiał z minister pracy Jolantą Fedak.



Kris - Czw Lip 09, 2009 4:15 pm
Nowy szyb w JSW

Nowy, blisko 900-metrowy szyb należącey do Jastrzębskiej Spółki Węglowej kopalni „Zofiówka” będzie gotowy za około 4,5 roku. Będzie to pierwszy nowy szyb w polskim górnictwie od ponad 20 lat - wynika z informacji wykonawcy inwestycji.

Jak podała w czwartek firma Kopex - Przedsiębiorstwo Budowy Szybów z grupy giełdowego Kopeksu, umowa z JSW na budowę szybu o wartości ponad 180 mln zł powinna być podpisana do 14 sierpnia. Będzie to największe zlecenie tej wyspecjalizowanej w podziemnym budownictwie spółki.

Sama rozbudowa „Zofiówki” dająca jej dostęp do nowych złóż węgla, to największa obecnie inwestycja w polskim górnictwie. Jej łączny koszt docelowo może przekroczyć 3 mld zł. W pierwszym etapie, w ciągu ok. 10 lat, może być wydana trzecia część tej kwoty. Przygotowania do budowy szybu w polu Bzie-Dębina-2 Zachód rozpoczną się krótko po podpisaniu stosownej umowy. Jeszcze w tym roku powstanie dokumentacja szybu, po czym rozpoczną się roboty przygotowawcze na powierzchni. Kolejnym etapem będzie drążenie otworu o średnicy 8 m, do głębokości 895 m. Szyb będzie gotowy na początku 2014 r.

„To największe roboty szybowe w Polsce. Polskie górnictwo potrzebuje takich inwestycji, przewidujemy więc, że będą kolejne przetargi. Prowadzimy też rozmowy w różnych miejscach na świecie na temat budowy szybów i wykonania bardziej kompleksowych prac górniczych” - ocenił wiceprezes Kopeksu, Krzysztof Jędrzejewski.

Rozbudowa „Zofiówki” ze względu na skalę inwestycji w praktyce jest budową nowej kopalni. Pole Bzie-Dębina-2 Zachód będzie miało zdolność wydobywczą średniej kopalni - ok. 6 do 7 tys. ton węgla na dobę. Zakłada się, że pierwszy węgiel wyjedzie na powierzchnię w 2017 r., a pełna zdolność wydobywcza będzie osiągnięta cztery lata później. „Zofiówka” dostarczać będzie wówczas 17 tys. ton węgla na dobę. Dzisiaj największa polska kopalnia „Piast” wydobywa ok. 14 tys. ton na dobę.

W złożu, do którego udostępnienia potrzebny jest nowy szyb, znajduje się ok. 600 mln ton węgla, z czego ok. 190 mln ton stanowią zasoby operatywne, czyli możliwe do opłacalnego udostępnienia i wybrania. Najpierw powstanie poziom wybobywczy ponad 1,1 tys. m, docelowo 1,3 tys. m.

Kopex-PBSz realizował kontrakty w budownictwie podziemnym m.in. w Bułgarii, Chinach, Chile, Francji, Indiach, Jugosławii, Niemczech, Turcji i Włoszech. Spektakularnym przedsięwzięciem firmy był udział w modernizacji Europejskiego Ośrodka Badań Jądrowych (CERN) k. Genewy, gdzie polscy specjaliści wykonali chodniki i dwie olbrzymie podziemne komory. Zainstalowano tam aparaturę badawczą m.in. elementy Wielkiego Zderzacza Hadronów.

Oferta Kopex-PBSz była jedyną, złożoną w przetargu na drążenie nowego szybu JSW. Wiadomo już, że oferta została przyjęta, trwają przygotowania do zawarcia formalnej umowy. Formalnie przetarg dotyczył wykonania rury szybowej oraz dwustronnego wlotu szybowego w ramach rozbudowy kopalni „Zofiówka”.

Udostępnienie do eksploatacji pola „Bzie-Dębina”, na którego część spółka otrzymała koncesję w grudniu zeszłego roku, należy do strategicznych inwestycji JSW. W ostatnim czasie, w związku z kryzysem na rynku stali i koksu, firma musiała zawiesić lub opóźnić niektóre inwestycje, na razie nie ma jednak mowy o tym, by zrezygnowała z nowego szybu. To długotrwała inwestycja, a jej rozpoczęcie jest bardzo istotne dla przyszłości spółki.

Koncesję Ministerstwa Środowiska na eksploatację złoża „Bzie - Dębina 2 - Zachód” położonego w granicach Jastrzębia Zdroju spółka otrzymała w grudniu. Jego udostępnienie odbędzie się w drodze rozbudowy istniejącej kopalni „Zofiówka”. Budowa od podstaw nowej kopalni byłaby ok. 30-40 proc. droższa, musiałby np. powstać osobny zakład przeróbki węgla na powierzchni.

Szyb ma być gotowy najdalej na początku 2014 r. Równolegle budowane będą podziemne korytarze. Już teraz istnieją dwie tzw. upadowe, czyli pochyłe chodniki o długości ok. 600 m, wydrążone w stronę nowego złoża z poziomu 900 kopalni „Zofiówka”, na podstawie koncesji dotyczącej rozpoznania złóż.

W lutym JSW poinformowała o zakończeniu - po prawie czterech latach prac - ponad 2,5-kilometrowego przekopu łączącego pod ziemią kopalnie „Borynia” i „Zofiówka”. Tworzona w ten sposób tzw. kopalnia zespolona w przyszłości ma dać oszczędności m.in. w zakresie efektywnego transportu urobku oraz usprawnienia wentylacji podziemnych wyrobisk. W 2011 r. podziemne połączenie ma objąć też trzecią kopalnię - „Jas-Mos”.

JSW to największy w Europie producent węgla koksowego. Zatrudnia ponad 22 tys. osób w sześciu kopalniach, które w ubiegłym roku wydobyły 13,6 mln ton węgla. Ubiegłoroczny zysk wyniósł 567,6 mln zł. W tym roku firma odnotowuje straty w związku z kryzysem na rynku stali i koksu. Wydobycie węgla ograniczono do czterech dni w tygodniu. Firma spodziewa się, że produkcja może być mniejsza nawet o 3 mln ton, a przychody o 2 mld zł. (PAP)

http://ww6.tvp.pl/6605,20090709918520.strona



Wit - Wto Lip 14, 2009 7:09 pm
K. Kutz: Kończy się czas wydobywania węgla
Kazimierz Kutz 2009-07-10, ostatnia aktualizacja 2009-07-10 14:46:49.0



Jezu, jak daleka jeszcze droga przed nami! Kaś w Europie rozpisano ranking na najszczęśliwszy kraj na Ziemi. Na pierwszym miejscu uplasowała się Korsyka, a Polska znalazła się na 77!

Dziś na świecie mamy 195 państw, a sto lat temu było o 95 mniej. W Europie mamy 43 państwa. Mieścimy się w rankingu pod koniec pierwszej połówki, w średniej strefie szczęśliwości ziemskiej. Jestem pewien, że w czasach PRL-u nasza lokata była o wiele gorsza. Jeśli polski kolarz uczestniczy w Tour de France (w tym roku przyplątał się jeden!), to też lokuje się blisko "siekierek". Dziwne, bo w Sejmie siedzę w fotelu z numerem 77, choć w trwaniu 77 minąłem 3 lata temu. Magia cyfr, pełna numerycznych kalamburów. Wedle moich intuicyjnych obliczeń, szansę na zajęcie pierwszego miejsca w szczęśliwości mamy za 2009 lat. Perspektywa to odległa, ale jednak realna.

Miejsce Polski we wspomnianym rankingu, jak się zastanowić nad historycznym losem kraju i moherową mentalnością połowy Polaków, nie jest najgorsze. Niemniej od dwudziestu lat państwo ma większe możliwości wpływania na szczęśliwsze losy obywateli, i oni sami (gdyby umieli lepiej korzystać z kartek wyborczych) mogliby wiele procesów przyśpieszyć. Ale w Polsce mamy szesnaście różnych województw, a wystarczy opukać różnice mentalne i cywilizacyjne po 123 latach zaborów, by ogarnąć rozmiar problemów.

Zostańmy zatem przy problemach Śląska, który dziś jest zlepkiem przedwojennego Górnego Śląska, Opolszczyzny Zachodniej, Zagłębia Dąbrowskiego, części Kielecczyzny i Małopolski. Śląsk dzieli się ponadto na "subregiony" (częstochowski, zagłębiowski, bielsko-bialski, cieszyński i katowicki), które przejawiają tendencje odśrodkowe w stosunku do Śląska Górnego (czyli rdzennego), który ma swoją starą etniczność i wielkoprzemysłową skalę, a także poniemiecką cywilizację na wsi i w miastach. A także dotkliwe pozostałości narodowościowych i politycznych podziałów, zadawnionych konfliktów oraz nieszczęść, których w innych częściach kraju nie znajdziesz. Dziś interesują mnie ludzie związani od pokoleń z hutami i kopalniami, czyli dawny proletariat śląski i zagłębiowski, a więc ci najbardziej ciemiężeni, wyzyskiwani i zawsze odrzucani. Źródłem ich wszystkich nieszczęść, poniewierek, często biedy dziedzicznej był i jest węgiel, na którym bezlitośnie żerował obcy kapitalizm i obce państwa.

Stawiam tezę: kończy się czas wydobywania węgla na Górnym Śląsku i trzeba zrobić wszystko, by skończyć z bezkarnym niszczeniem ziemi i traktowaniem ludzi, jak dodatku do spalania i sprzedaży "czarnych diamentów". Polski węgiel jest z dnia na dzień nieopłacalny; jest to proces narastający i nieuchronny. Z przyczyn czysto ekonomicznych wydobywanie węgla powinno być natychmiast sprywatyzowane, co tylko na lat kilka oddaliłoby agonię niepotrzebnego procederu.

Już składuje się wybrany węgiel na zwałowiskach, bo nikt nie chce go kupować. Górnicy będą coraz częściej zmuszani do odsiadywania dniówek w domu. Dziś już 15 milionów ton węgla sprowadza się rocznie z zagranicy; obcy węgiel będzie nas zalewał niczym powódź i - jak zawsze - ci, co na dole, mogą być pozostawieni samym sobie. Nie wolno do tego dopuścić! Powiem więc: na Śląsku narasta konflikt społeczny na skalę dawno nieoglądaną. Pora zdać sobie z tego niebezpieczeństwa sprawę.

Nasi węglowi kolonizatorzy z Jastrzębskiego (ci, co siedzą na węglu koksowym), wiedzą dobrze jaka jest przyszłość polskiego górnictwa, ale znają też imponujący poziom niedołęstwa polskich rządów i są pewni, że jeszcze długo nie dojdzie do ustawy o sprywatyzowaniu kopalń. Ich determinacja eksploatowania nowych złóż - w tym miejscu kłaniam się Pielgrzymowicom! - jest swoistym przykładem myślenia poprzez szantaż, że im więcej zainwestuje się teraz, tym strach władzy przed sprywatyzowaniem będzie większy. Wiedzą przecież lepiej ode mnie, że ich cenny węgiel też jest niesprzedawalny, bo ogólnoświatowy kryzys na całe lata zdemolował zapotrzebowanie na stal.

Zresztą wyrok w sprawie najszlachetniejszego węgla rodzimego już zapadł. W Rosji. Tam na obrzeżach dalekiej Syberii na powierzchni ziemi leży 5 miliardów ton takiego węgla, jak w Jastrzębskim. Eksploatacja tych złóż jest dziennie łatwa i będzie najtańsza z najtańszych, tyle że trzeba wybudować linię kolejową o długości 2 i pół tysiąca kilometrów. Ona już intensywnie powstaje! Ta jamałska nitka będzie miała swoją końcówkę w Sławkowie, gdzie jeszcze dwadzieścia lat temu spływała radziecka ruda żelaza do słynnej huty pod Zawierciem! Diabeł puka w nasze drzwi

Trzeba się szykować już dziś do długofalowej likwidacji wydobycia węgla na Górnym Śląsku i wszystkich, którzy byli i są związani z górnictwem (i hutnictwem) przygotowywać do nowych zawodów i innego bytowania na zrewitalizowanym Śląsku. Bez kopalń, hut i skatowanego pejzażu. Etapem przejściowym - jak się rzekło - powinno być radykalne prywatyzowanie kopalń, by za uzyskane pieniądze móc realizować wielkie programy społeczne, które by uchroniły ludzi przed odrzuceniem i dziedziczną biedą na podupadłej ziemi. Żeby nie było tak jak zawsze. Nie wolno dopuścić do starej mordęgi wyzysku. Ale przede wszystkim nie wolno czekać biernie na to, co nieubłaganie nadchodzi. W wyżej opisanej problematyce widzę dziś fundamenty myślenia autonomicznego na Górnym Śląsku.

Nasze śląskie szczęście w przyszłości to spokój społeczny po wywlekaniu węgla z ziemi i wytapianiu stali. I praca dla wszystkich. Niech nareszcie będzie spokój bez tego całego świństwa. To nie może być jednak prezent od losu, a tym bardziej od państwa. Trzeba się za to wziąć. Jesteśmy wolni i mamy demokrację.



Wit - Śro Lip 15, 2009 4:57 pm


Górnictwo potrzebuje 800 mln złotych
13.07.2009
800 milionów zł trzeba zainwestować w kopalnie woj. śląskiego w 2010 roku, aby sektor węglowy nie popadł w poważne kłopoty, a kraj nie stanął w obliczu energetycznej katastrofy. Niestety, rząd szuka oszczędności i jest ryzyko, że kwota zniknie w... dziurze budżetowej.

Pieniądze potrzebne są na budowę nowych chodników, które pozwolą dobrać się do nowych złóż węgla. Spółki same sobie z tym nie poradzą. Szczególnie teraz, gdy kryzys powoduje, że na zyski nie ma co liczyć. Dlatego konieczne jest rządowe wsparcie. W przeciwnym razie za kilka lat Polska będzie całkowicie uzależniona od zewnętrznych dostawców węgla, głównie z Rosji, bo polskie kopalnie będą produkować drogo i za mało.

O to, by 800 milionów na dotarcie do nowych pokładów węgla zapisano w budżecie państwa na 2010 rok jednym głosem walczą posłowie z woj. śląskiego, spółki węglowe oraz związkowcy. - To kwota symboliczna. Górnictwo daje do kasy państwa 8 mld złotych z różnych podatków - ocenia Wacław Czerkawski, przewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce.

- Jeśli nie zdecydujemy się na ten wydatek, to wkrótce ceny energii będą u nas najwyższe w Europie - twierdzi Dominik Kolorz, szef górniczej Solidarności.

Problem kopalń to wieloletnie inwestycyjne zaniedbania. Obecnie połowa wydobywanego u nas węgla pochodzi z tzw. podpoziomów, czyli miejsc znajdujących się poniżej szybów. Jego fedrunek to zadanie bardzo niebezpieczne, a przede wszystkim drogie. Skutki zaniedbań widać było już w 2008 roku. W czasie koniunktury do Polski sprowadzano węgiel z zagranicy. Nasze kopalnie nie mogły zwiększyć wydobycia, bo nowe pokłady były niedostępne.

Walka o pieniądze będzie trudna. Prace nad budżetem zaczną się już w sierpniu, ale zdaniem wiceprzewodniczącego klubu PO Grzegorza Dolnia-ka szanse na miliony są znikome i dlatego spółki muszą myśleć o zarzuconych w czasach koniunktury planach wejścia na giełdę.

Sprawa pieniędzy na inwestycje w górnictwie wisi na włosku. Wiadomo, że aby sektor węglowy mógł się rozwijać i być konkurencyjny trzeba w budżecie państwa na 2010 rok zabezpieczyć 800 milionów złotych na tzw. inwestycje początkowe w kopalniach. Tyle potrzeba, by można dobrać się do nowych złóż. Jeśli inwestycji nie będzie, górnictwo nadwerężone przez kryzys, sobie nie poradzi.

Do ostatecznych prac nad przyszłorocznym budżetem dojdzie w sierpniu. To wtedy posłowie muszą zabiegać o korzystne dla woj. śląskiego rozwiązania. Priorytetem są pieniądze na nowe inwestycje. Dotyczy to zwłaszcza Jastrzębskiej Spółki Węglowej, którą pogrążył spadek cen i popytu na węgiel o ok. 40 - 50 proc.

- Zabiegamy o 800 mln złotych. Suma ta wygląda poważnie, ale biorąc pod uwagę potrzeby przemysłu wydobywczego to zaledwie mały zastrzyk - ocenia Wacław Czerkawski, przewodniczący Związku Górników w Polsce.

Zdaniem wiceprzewodniczącego klubu PO Grzegorza Dolniaka, szanse na otrzymanie tych środków są jednak znikome i dlatego spółki muszą myśleć o zarzuconych w czasach koniunktury planach wejścia na giełdę.

Tymczasem rzeczywistość ma coraz ciemniejsze barwy. Wskutek oszczędności trzeba było skromne nakłady inwestycyjne w tym roku ograniczyć jeszcze o 200 mln zł. Na zwałach w kopalniach i elektrowniach leży zaś ponad 6 mln ton węgla.

- Nie wszyscy zarządzający radzą sobie w kryzysie. W tej sprawie, jak i braku nakładów na górnictwo chcemy się spotkać z premierem Waldemarem Pawlakiem - twierdzi Dominik Kolorz, przewodniczący górniczej Solidarności.

Paradoksalnie, chociaż 2008 rok pod względem popytu na węgiel był rekordowy, to musieliśmy więcej surowca sprowadzać z zagranicy, bo nasze kopalnie nie były w stanie zwiększyć wydobycia. Główny powód tej sytuacji to inwestycyjne zaniedbania, które uniemożliwiły dotarcie do nowych złóż.

Obecnie połowa wydobywanego węgla pochodzi z tzw. podpoziomów, czyli miejsc znajdujących się poniżej szybów. Jego fedrunek to zadanie karkołomne zarówno z powodów technicznych jak i bezpieczeństwa pracy, ale przede wszystkim bardzo dużo kosztuje.

Według wyliczeń ekspertów kopalnie na tzw. inwestycje początkowe potrzebują ok. 20 mld złotych. Największy w UE producent węgla Kompania Węglowa SA nie chce zdradzić, ile pieniędzy potrzebuje. - Sami nie damy rady ich sfinansować. Po prostu nas nie stać. Pomoc państwa jest konieczna - podkreśla Zbigniew Madej, rzecznik KW. I dodaje, że kopalnia to nie fabryka zapałek, a zakład strategiczny dla gospodarki. - Dzisiaj rozpoczęte inwestycje zostaną zakończone po kilku lub nawet po kilkudziesięciu latach. Zaś na zapewnienie sobie bezpieczeństwa energetycznego w przyszłości musimy pracować już teraz - dodaje Madej.

KW ma na zwałach ponad 3 mln ton węgla. W porównaniu z planem ekonomicznym wydobycie w tym roku będzie mniejsze o około 2,6 mln ton, a sprzedaż - o około 6,6 mln ton. Wstrzymano też przyjmowanie nowych pracowników.

Lepsza sytuacja jest w Katowickim Holdingu Węglowym, bo większość węgla leżącego na zwałach została sprzedana. Firma ma umowy ze 180 autoryzowanymi dilerami i oni będą sukcesywnie odbierać surowiec. Dlatego holding może planować inwestycje na ten rok. Środki na nie (900 mln zł) mają pochodzić z prowadzonej obecnie sprzedaży tzw. obligacji węglowych. Priorytetem jest zwiększenie wydobycia węgla niskosiarkowego dla energetyki. W Ministerstwie Środowiska leży także wniosek o pozwolenie na eksploatację pola Brzezinka, gdzie czeka na wydobycie około 70 mln ton węgla.

- Powodem kiepskiej kondycji branży górniczej jest indolencja władzy - podsumowuje sytuację w branży Piotr Buchwald, ekspert górniczy, były prezes Wyższego Urzędu Górniczego.

Nie zaniedbać górnictwa

Z posłanką PO Danutą Pietraszewską z podkomisji górniczej Sejmu rozmawia Agata Pustułka

Czy w Sejmie mają szansę na poparcie śląskie postulaty dotyczące górnictwa?

Z przykrością muszę stwierdzić, że moje argumenty nie trafiają do posłów z innych regionów. Nie zdają sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje dla gospodarki będzie mieć kiepska sytuacja górnictwa.

Z tego co widać pieniądze na inwestycje dla kopalń wiszą na włosku?

Będziemy walczyć do końca. To oczywiste. Myślę jednak, że spółki węglowe nie mogą tylko czekać na to, co dostaną z budżetu, ale same wypracować dobre rozwiązania. Tu świetlanym przykładem jest kopalnia Bogdanka. Kiedyś skazana na śmierć, znów kwitnie.

Co mówi pani kolegom nieprzychylnym górnictwu?

Że brak inwestycji doprowadzi do tego, że będziemy mieli drogi prąd.

A. Pustułka, A.Minorczyk-Cichy - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1023359.html



Kris - Czw Lip 16, 2009 4:43 pm
Czy JSW opóźni budowę szybu?

Jak dowiedziała się "Rzeczpospolita" Jastrzębska Spółka Węglowa może chcieć przesunąć termin podpisania umowy z Kopeksem na nowy szyb kopalni Zofiówka. Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzecznik JSW, powiedział "Rzeczpospolitej", że w obecnej sytuacji finansowej spółce nie zależy na czasie, ale z inwestycji nie zamierza rezygnować.

JSW powinna podpisać kontrakt z Przedsiębiorstwem Budowy Szybów (z grupy Kopex) do 14 sierpnia. "Rz" uzyskała informacje, z których wynika, że górnicza spółka będzie chciała przesunąć ten termin za porozumieniem stron, co pozwoliłoby na późniejsze rozpoczęcie inwestycji.

Według Mariana Kostępskiego, prezesa Kopeksu nie ma na razie podstaw by do przypuszczeń, by termin umowy był przesunięty.(„Rzeczpospolita”, www.wnp.pl)
http://ww6.tvp.pl/6605,20090715919621.strona



Wit - Czw Lip 16, 2009 7:04 pm
Kopalnię Silesia uratuje spółka pracowników?
Tomasz Głogowski2009-07-16, ostatnia aktualizacja 2009-07-16 20:19



Prawdopodobnie 30 lipca rozstrzygną się losy kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach. Zakład już dwa razy miał być sprzedany prywatnym inwestorom, ale do transakcji nigdy nie doszło. Czy kopalnię uratuje spółka założona przez pracowników?

Wiceminister gospodarki Joanna Strzelec-Łobodzińska, związkowcy i szefowie Kompanii Węglowej 30 lipca będą się głowić, co zrobić z czechowicką kopalnią Silesia. Zakład przynosi co prawda miliony złotych strat i wydobywa garstkę węgla, ale ma ogromny potencjał. Szacuje się, że Silesia ma jeszcze ok. 100 mln ton węgla do wydobycia, ale dobranie się do niego kosztowałoby na początek 350-400 mln zł. Kompania Węglowa - właściciel Silesii - nie ma takich pieniędzy, więc już dwa razy próbowała ją sprzedać. Za pierwszym razem nie doszło do podpisania umowy z Gibson Group International, za drugim razem wycofała się grupa energetyczna Enea.

Tymczasem nad Silesią zbierają się coraz czarniejsze chmury. Kompania deklaruje, że nie zapadły jeszcze żadne decyzje dotyczące przyszłości zakładu, ale kilka dni temu, po obradach specjalnego zespołu ds. kryzysu powołanego przez wojewodę śląskiego, pojawiła się informacja, że kopalnia może zostać zamknięta (o ewentualnym zalaniu Silesii głośno było już w 2007 roku). To zelektryzowało pracowników i związkowców, którzy od dawna walczą o swój zakład. - Niezależnie, co się stanie, jedno jest pewne - nigdy nie pozwolimy na zamknięcie Silesii - deklaruje Dariusz Dudek, szef zakładowej "Solidarności".

Związkowcy popierani przez ponad 900-osobową załogę zadeklarowali, że chcą powołać spółkę pracowniczą i na własną rękę poszukać inwestora, który wyłoży potrzebne pieniądze. Jest jednak kłopot. Aby do tego doszło, właścicielem Silesii nie może być Kompania Węglowa, czyli de facto Skarb Państwa. - Dlatego zwróciliśmy się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji z pytaniem, czy miasto mogłoby formalnie przejąć Silesię. Nie chcemy pieniędzy z gminnego budżetu, tylko ułatwień przy założeniu spółki i poszukiwaniach inwestora - przekonuje Dudek.

Minister Strzelec-Łobodzińska sceptycznie odnosi się do pomysłu przejęcia kopalni przez samorząd i przekonuje, że jest to prawnie niemożliwe. Obiecuje jednak, że pomysł spółki pracowniczej zostanie przez resort rozważony, ale pracownicy nie mają co liczyć na taryfę ulgową. Jeżeli chcą założyć spółkę, muszą udowodnić, że mają pieniądze. - Żeby otrzymać koncesję na wydobycie węgla, trzeba pokazać, że ma się środki na prowadzenie eksploatacji - powiedziała PAP Strzelec-Łobodzińska.

30 lipca wszystkie zainteresowane strony mają przedstawić swoje pomysły na dalsze funkcjonowanie kopalni. Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej, zapewnia, że jego spółka nie będzie proponowała likwidacji Silesii. Zapewnia, że nawet gdyby tak się stało w przyszłości, żaden z górników nie straci pracy. - Cała załoga będzie miała zapewnioną pracę w innych kopalniach, głównie w Brzeszczach - obiecuje Madej.

Silesia to najmniejsza z kopalń należących do Kompanii Węglowej. W 2007 roku została połączona z kopalnią Brzeszcze, choć tylko na papierze. Zakłady są od siebie oddalone o 25 km. Nie dość, że nie są połączone podziemnymi chodnikami, to znajdują się w dwóch różnych województwach - Brzeszcze w małopolskim, Silesia w śląskim.



Czechowice Dziedzice: Silesia czeka na wyrok 16.07.2009

Czy jedne z największych w Polsce złóż węgla nadal będą eksploatowane? Czy też czechowicka Silesia zniknie z górniczej mapy kraju po ponad stu latach działalności? Dowiemy się o tym pod koniec tego miesiąca.

Który scenariusz jest bardziej prawdopodobny?

- Poczekajmy jeszcze do 30 lipca - mówi Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej. Dodaje, że kilkanaście najbliższych dni to czas na uzupełnienie wiedzy, przygotowania formalne, przeanalizowanie różnych wariantów dotyczących przyszłości kopalni.

Tak postanowiono podczas spotkania związkowców Silesii z przedstawicielami zarządu KW i odpowiedzialną za górnictwo wiceminister gospodarki Joanną Strzelec-Łobodzińską. Do chwili gdy strony ponownie usiądą przy stole, ma zostać przygotowany biznesplan i rozpatrzone prawne aspekty dalszego funkcjonowania kopalni.

- Na dziś nie było takich materiałów, dlatego wyznaczyliśmy kolejne spotkanie robocze na 30 lipca - stwierdziła po wstępnych rozmowach wiceminister. - Trzeba znaleźć optymalne rozwiązanie - podkreśliła.

Nie wiadomo, czy górnicy otrzymają zapewnienie, że Silesia przetrwa. Wiadomo natomiast, że po podwójnym fiasku ze sprzedażą swojego najmniejszego zakładu wydobywczego, który co roku przynosi milionowe straty, Kompania nie będzie próbowała zbyć go po raz trzeci. Prezes KW Mirosław Kugiel powiedział mediom, że na horyzoncie nie ma obecnie żadnej spółki, która wyraziłaby chęć współpracy z Kompanią w sprawie Silesii.

Od 2007 roku o kupno kopalni zabiegali Szkoci z Gibson Group. Kompania wystawiła Silesię na sprzedaż, ale firma z Wysp Brytyjskich nie dopełniła wymogów formalnych i przetarg w zeszłym roku został unieważniony. Po analizach grupy ekspertów w lutym tego roku kopalnia po raz drugi została wystawiona na sprzedaż. Chętnych było kilku, ale ostatecznie do dalszych rozmów zaproszono koncern energetyczny Enea. Jednak z początkiem czerwca Enea zrezygnowała z Silesii.

Wkrótce potem na obradach Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego pojawiła się informacja o planowanym zamknięciu kopalni w Czechowicach. Kompania kategorycznie jej zaprzecza.

- Żadne decyzje nie zapadły. Nie ma uchwały zarządu w sprawie likwidacji Silesii, a taka jest konieczna - mówi Madej. Tłumaczy też, że w razie scenariusza przewidującego zamknięcie zakładu, załoga może być spokojna.

- Żaden z pracowników nie straci pracy - zapewnia rzecznik KW.

Górnicy zostaną przeniesieni do innych kopalni należących do spółki, przede wszystkim do zakładu w Brzeszczach, z którym Silesia od kilku lat tworzy jeden podmiot.

O przetrwanie kopalni niezmiennie walczą jej związki zawodowe. Szukają wszelkich możliwości ratunku, takich jak niedawna koncepcja przejęcia zakładu przez miasto. Jej realizację wykluczają raczej polskie przepisy. Tych koncepcji ratunkowych, jak mówi przewodniczący kopalnianej Solidarności Dariusz Dudek, jest kilka. Jednym z planów awaryjnych jest spółka pracownicza.

- Musimy coś wymyślić, nie mamy wyjścia. I zrobimy wszystko, żeby ocalić Silesię - przekonuje Dudek. Związkowcy mają dwa główne argumenty: ogromne złoża i zdeterminowaną załogę, która pokazywała już, jak potrafi walczyć o swoją kopalnię. Pomysły na utrzymanie zakładu, podparte wyliczeniami, działacze związkowi ponownie przedstawią wiceminister gospodarki 30 lipca.

- Zarówno ze strony właściciela, jak i kierownictwa Kompanii jest wola dialogu. To pierwszy zarząd Kompanii Węglowej, który chce rozwiązać sprawę polubownie. Liczymy, że następne spotkanie z panią wiceminister będzie pierwszym krokiem do uratowania Silesii - mówi przewodniczący Solidarności.

Gabriela Lorek - POLSKA Dziennik Zachodni

http://slask.naszemiasto.pl/wydarzenia/1024827.html



Wit - Czw Lip 23, 2009 9:50 am


Koncern z Indii chce zainwestować na Śląsku 100 mln euro
dziś
Indyjski Koncern EMAMI, zatrudniający 10 tysięcy pracowników, chce w ciągu najbliższych kilku lat zainwestować w polskie górnictwo 100 mln euro. Od poniedziałku Hindusi przebywają w Polsce. We wtorek rozmawiali już o swoich planach z wiceminister gospodarki Joanną Strzelec-Łobodzińską, a także z wojewodą śląskim Zygmuntem Łukaszczykiem.

Hindusi nie zamierzają kupować żadnej z naszych kopalń, ale myślą o zainwestowaniu w wydobycie. EMAMI chce zapewnić sobie dostawy 3 mln ton węgla koksującego rocznie przez najbliższe 30-40 lat. Firma rozważa zainwestowanie w pokłady kopalni Budryk, Krupiński lub reanimowanie kopalni Żory, zlikwidowanej pod koniec lat 90. Najbardziej prawdopodobny wydaje się wariant z Budrykiem, gdzie na poziomie 1300 metrów są bardzo bogate złoża świetnego węgla.

100 mln euro to więcej niż wszystkie polskie spółki górnicze przeznaczyły w tym roku na inwestycje. Za taką sumę można uruchomić nową kopalnię. Co jednak ważniejsze, zaopatrywanie Hindusów w śląski węgiel przez najbliższe trzy-cztery dekady oznacza ok. 2,5 tysiąca nowych miejsc pracy w kopalniach i kontrakty dla dziesiątek firm okołogórniczych.

::: Reklama :::

EMAMI inwestuje nie tylko w polski węgiel. Posiada już m.in. 1000-megawatową elektrownię, lokuje kapitał w cementowniach, produkcji syntetyków, biopaliw i celulozy.

Hindusi będą w Polsce do jutra. Ich przewodnikiem po śląskich kopalniach jest Jerzy Markowski, budowniczy Budryka, który w II połowie lat 90. w rządzie SLD odpowiadał za restrukturyzację górnictwa.

Pofedrujemy dla Indii

Można odnieść wrażenie, że to Hindusom bardziej niż Polakom opłaca się inwestować w polskie górnictwo. Potentat przemysłowy z Indii, koncern EMAMI, zamierza bowiem wpompować w górnictwo aż 100 mln euro. Celem Hindusów jest uzyskanie stałego dostępu do trzech milionów ton węgla koksującego rocznie przez 30 - 40 lat.

Związki hinduskiego koncernu z Polską nie są przypadkowe. Szefem grupy kapitałowej EMAMI jest Mohan Goenka, który pełni funkcję konsula honorowego Polski w Kalkucie.

- Także jego ojciec był naszym konsulem - mówi Jerzy Markowski, były pełnomocnik rządu ds. restrukturyzacji górnictwa, który pokazuje Hindusom śląskie możliwości.

Goenka nie jest tak bajecznie bogaty - jak Lakshmi Mittal, który kupił polskie huty (Katowice oraz Sendzimira), i - przynajmniej przed kryzysem - był czwartym w kolejności najbogatszym człowiekiem świata z majątkiem szacowanym na 50 mld dolarów.

Jerzy Markowski nie ukrywa, że jest bardzo zadowolony z dotychczasowych rezultatów wizyty. Jego zdaniem hinduskie plany inwestycyjne należy porównać z budową nowej kopalni, co w praktyce oznacza, że można śmiało liczyć na zatrudnienie ok. 2,5 tysiąca osób.

- Nie mówiąc o koniunkturze dla przedsiębiorstw około- górniczych. Bo ta inwestycja będzie też olbrzymią szansą na kontrakty dla firm wykonawczych, np. zajmujących się drążeniem szybów, wyrobisk oraz producentów maszyn górniczych - twierdzi Markowski.

100 mln euro, które są skłonni zainwestować Hindusi, to mniej niż potrzebuje polskie górnictwo, by dostać się do nowych pokładów i znów liczyć się w światowej grze o węgiel. By tak się stało, powinno ono na dotarcie do nowych pokładów w ciągu najbliższych trzech lat wydać ponaddwukrotnie więcej - ok. miliarda złotych. Jednak 100 mln euro to i tak więcej niż spółki górnicze przeznaczyły na inwestycje w tym roku.

- Cały świat inwestuje w górnictwo, tylko nie Polacy, co jest przykładem skrajnej nieodpowiedzialności rządzących. Niestety, jak się okazuje, każdej politycznej opcji. Na górnictwie nie oszczędzają dziś nawet Niemcy i Brytyjczycy, nie mówiąc już o RPA, Australii czy Indiach właśnie - twierdzi szef górniczej Solidarności Dominik Kolorz. - Mam tylko nadzieję, że w ten sposób nie dojdzie do jakiejś chorej prywatyzacji górnictwa, jak dzieje się w przypadku stoczni.

Markowski uspokaja, że Hindusi nie chcą niczego kupować, a jedynie inwestować w produkcję. Zresztą koncern EMAMI nie jest pierwszym poważnym inwestorem zagranicznym w Polskim górnictwie, choć pierwszym tak egzotycznym. Grube pieniądze w śląskie kopalnie zainwestował już czesko-holenderski koncern NWR (New World Resources), który uzyskał koncesje na wydobycie węgla z kopalni Morcinek i Dębieńsko. Debiut tej firmy na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie był prawdziwym przebojem kasowym. Współtwórcą sukcesu NWR jest jeden z szefów spółki, świetny menedżer Zdenek Bakala.

Choć ostatnio z Czech nie przychodzą zachęcające wieści, bo koncern planuje w tym roku zwolnienie ok. 3 tysięcy pracowników, to jest zapewnienie, że inwestycje w Polsce będą kontynuowane. Ale jak dalej będą się rozwijać - zależy od wyników finansowych spółki, które znane będą w połowie sierpnia.

Jan Dziadul, publicysta tygodnika "Polityka", który zajmuje się problematyką górniczą, twierdzi, że dziś czas na hinduskie inwestycje nie jest dobry, ale przyszłość może okazać się wyjątkowo korzystna dla tego typy posunięć.

- Patrząc na sprawę z punktu widzenia koncernu, w czasach kryzysu inwestycja będzie ich kosztowała mniej niż w czasach koniunktury - ocenia Dziadul. - Uważam, że myślą perspektywicznie, bo za 5 - 7 lat, oby jednak trochę wcześniej, znów przyjdą dla węgla złote czasy.

Indie stają się ważnym partnerem gospodarczym Polski. Do grona potencjalnych inwestorów stamtąd trzeba m.in. zaliczyć firmy specjalizujące się w teleinformatyce oraz konsultingu, jak TATA Cosultancy Services , potentata energetycznego Essar Globar Ltd czy Relliance Industries Ltd, obejmującego swoją działalnością przemysł petrochemiczny i tekstylny. Ważnym partnerem dla sektora budowlanego może być Raheja Corporation. W Indiach zatrudnia prawie 10 tysięcy ludzi i jest właścicielem supernowoczesnej elektrowni.

Coraz droższa eksploatacja węglowych złóż

W Polsce węgiel jest, ale jego wydobycie wymaga coraz większych nakładów.

Chociaż 2008 rok pod względem popytu na węgiel był rekordowy, to musieliśmy więcej surowca sprowadzać z zagranicy, gdyż nasze kopalnie nie były w stanie zwiększyć wydobycia.

Główny powód tej sytuacji

to inwestycyjne zaniedbania, które uniemożliwiły dotarcie do nowych złóż.

Obecnie połowa wydobywanego węgla pochodzi z podpoziomów, czyli miejsc znajdujących się poniżej szybów. Jego fedrunek to zadanie karkołomne nie tylko z powodów technicznych - wynika to też z troski o bezpieczeństwo pracy. Przede wszystkim jest jednak drogie.

Według wyliczeń ekspertów, kopalnie na tzw. inwestycje początkowe potrzebują ok. 20 mld złotych.

Byle więcej inwestorów

Z Januszem Steinhoffem, byłym wicepremierem, rozmawia Agata Pustułka

Co pan sądzi o tej indyjskiej inwestycji?

100 mln euro to oczywiście mało dla górnictwa, mało dla inwestycji z rozmachem, ale każda kwota, pomysł i inwestor są ważne, bo górnictwo bardzo potrzebuje pieniędzy. Są one niezbędne, by utrzymać poziom wydobycia. A to będzie trudne, gdyż spada popyt na węgiel, a inwestycji nie ma. Szkoda tylko, że nie rozumieją tego działacze związkowi, którzy jakby nie pojęli, że działamy w warunkach gospodarki rynkowej.

Jest pan zwolennikiem zagranicznych inwestycji w górnictwie?

Jestem za jak najszerszym udziałem inwestorów z zagranicy. Polskie prawo bezwzględnie chroni nasze interesy i absolutnie nie musimy się ich obawiać.

Czeski koncern NWR, który może wydobyć w Polsce węgiel, spowolnił jednak swoje działania.

Cóż, mamy kryzys. Stąd zmniejszenie wydobycia, zwolnienia grupowe. Liczę jednak na odrodzenie się koniunktury.

Agata Pustułka - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/1027585.html



Wit - Śro Lip 29, 2009 11:19 am
Piątki wracają do górniczego kalendarza
Milena Nykiel2009-07-28, ostatnia aktualizacja 2009-07-29 09:25



Jastrzębska Spółka Węglowa po kilku miesiącach wraca do pięciodniowego tygodnia pracy. Ale nie na długo. - Jeżeli sprzedaż węgla nie wzrośnie na stałe, to górnicy znów usłyszą o wolnych piątkach - uprzedzają władze spółki.

- Pojawiły się nowe zamówienia na węgiel. Część z nich jest wynikiem świeżo podpisanych umów z zagranicznymi kontrahentami, a część zwiększonych zamówień od naszych stałych klientów - mówi Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka prasowa JSW.

Decyzji przyglądają się górnicy. - To powrót do normalności! Przez wyłączenie piątków nie dość, że zarabialiśmy mniej, to jeszcze z obawą patrzyliśmy na nasze emerytury. Choć nie ma jeszcze dokładnej wykładni z ZUS-u, nie obeszłoby się bez odpracowywania całych miesięcy - mówi Wiesław Wójtowicz, nadsztygar z kopalni Budryk i lider 46-dniowego strajku w obronie m.in. pełnego tygodnia pracy.

Według Wójtowicza powszechnej radości w kopalniach JSW jednak nie ma. Decyzja przywracająca piątki ma bowiem charakter doraźny. Spółka takie rozwiązanie przewiduje tylko na sierpień. - Mamy nadzieję, że zwyżkowa tendencja sprzedaży węgla się utrzyma. Niestety, wciąż nie obserwujemy symptomów wzrostu cen węgla koksowego. Oprócz tego nasze przychody mogą być niższe z powodu obniżki kursu walut - wyjaśnia Jabłońska-Bajer.



W sierpniu będą fedrować przez pięć dni w tygodniu 27.07.2009

W sierpniu wracamy do pięciu dni fedrowania w tygodniu - taką decyzję podjęły władze Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Tak zwane "piątki bez wydobycia" wprowadzono w firmie w czerwcu, a sytuacja miała potrwać do końca września. Co się więc zmieniło?

- Udało się nam podpisać nowe kontrakty na dostawy węgla z firmami krajowymi i zagranicznymi. To da nam chwilę oddechu - wyjaśnia Marian Ślęzak, wiceprezes JSW.

Firma nie chce zdradzić, kto kupił węgiel i w jakich ilościach, zasłaniając się tajemnicą handlową. Ślęzak wyjaśnia, że powrót do wydobycia w piątki oznacza dodatkowe 160 tysięcy ton węgla w miesiącu (dzienne wydobycie wynosi nieco ponad 40 tysięcy ton).

- Na tę ilość węgla mamy zapewniony zbyt. Z pewnością uda się też pozbyć części zapasów ze zwałów, na których leży 1,2 miliona ton - prognozuje Ślęzak.

To dobra wiadomość dla górników, którzy w związku z dniówkami "postojowymi" mniej zarabiali.

- Straciłem 800 złotych w lipcu i w czerwcu. Dla mnie to dużo - mówi nadsztygar z kopalni Jas-Mos.

Mniejsze wypłaty to niejedyny problem. Prawnicy się spierają, czy "postojówki" można zaliczyć do emerytury. Władze JSW dla pewności wysłały pismo w tej sprawie do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Tam również pojawiły się wątpliwości, więc ZUS z kolei poprosił o interpretację przepisów resort pracy. Wyniki są jednoznaczne: "postojowe" trzeba będzie odrobić. W przypadku pracowników firm zewnętrznych, wykonujących prace górnicze i budowlano-montażowe na rzecz kopalni i pracowników dozoru wyższego, wymagane jest, aby wraz z wnioskiem o emeryturę górniczą przesyłali miesięczny wykaz zjazdów, który zawierać powinien informacje na temat obowiązujących w danym miesiącu dni roboczych, ilości wykonanych zjazdów oraz ilości i rodzajów absencji.

- Jeżeli pracownik z tej grupy nie wykaże wymaganej ilości zjazdów z uwagi na "postojowe", z pracy górniczej odliczany będzie cały miesiąc - wyjaśnia Bożena Badura z rybnickiego ZUS.

Pracownicy, choć w ciągu ostatnich trzech miesięcy mieli 12 dni "postojowych", będą musieli odrobić trzy miesiące! Nieco lepiej mają szeregowi górnicy i sztygarzy.

- Te osoby nie muszą dokumentować zjazdów. Przyjmujemy, że na ich stanowiskach praca wykonywana jest stale i w pełnym wymiarze. Jeżeli do wniosku o emeryturę przedłożą zaświadczenie o tzw. "dniówkach postojowych", do odpracowania będą pojedyncze dni - dodaje Badura.

80 mln strat za pierwszy kwartał

Szefowie JSW zdecydowali o znacznym obniżeniu wydobycia w swoich kopalniach już w czerwcu.

Od tamtej pory górnicy fedrują do czwartku, a w piątki i weekendy wykonywane są tylko niezbędne prace remontowe i konserwacyjne. Wprowadzono limity "dniówek" i tak na przykład w soboty i niedziele w kopalni Jas-Mos mogło pracować tylko 265 osób, a w Boryni - 154.

Wydobycie zmniejszono w ten sposób do nieco ponad 40 tysięcy ton na dobę. W związku z kłopotami ze sprzedażą węgla, spółka odnotowała za pierwszy kwartał 80 mln zł strat.

Jacek Bombor - POLSKA Dziennik Zachodni

http://jastrzebiezdroj.naszemiasto.pl/w ... 28835.html



Iluminator - Wto Sie 04, 2009 6:08 am


Katowicki Holding Węglowy zagrożony bankructwem?
Karolina Baca 04-08-2009

Jeden z banków przygotowuje wniosek o ogłoszenie upadłości firmy – dowiedziała się „Rz”. Przyczyną są m.in. kłopoty z opcjami.

KHW, druga pod względem wielkości spółka w polskim górnictwie, od miesięcy ma problem z regulowaniem należności. – Holding jest nam już winny kilkadziesiąt milionów złotych – mówi „Rz” jeden z ważnych kontrahentów firmy. Podobnych przypadków jest więcej. Łączne niezapłacone należności KHW przekraczają astronomiczną kwotę 600 mln zł.

– Firma rzeczywiście ma kłopoty z płynnością finansową. Aby ją poprawić, emituje obligacje węglowe (spłacane gotówką lub surowcem – red.) o wartości 900 mln zł – wyjaśnia „Rz” Joanna Strzelec-Łobodzińska, wiceminister gospodarki ds. górnictwa. Pierwsza umowa sprzedaży papierów KHW ma zostać podpisana jeszcze w tym tygodniu.

Według ekspertów upadłość węglowej spółki, która zatrudnia obecnie 22 tys. osób, nie jest wykluczona. – W KHW od dawna spada wydobycie. To powoduje wzrost kosztów, a firma nie ma pieniędzy na odtworzenie pól wydobywczych – wylicza osoba z kierownictwa jednej ze spółek węglowych. – Jeśli dodać spadek przychodów ze sprzedaży węgla, strata może być tak duża, że zmusi zarząd do przeprowadzenia upadłości zgodnie z kodeksem spółek handlowych.

"22 tys. osób zatrudnia Katowicki Holding Węglowy, jeden z trzech głównych graczy w branży"

Z informacji „Rz” wynika, że złożenie wniosku o ogłoszenie upadłości KHW rozważa jeden z banków, z którym firma negocjuje obniżenie kosztów umów opcyjnych zawartych na niekorzystnych warunkach. W czarnym scenariuszu holding mógł na nich stracić nawet 100 mln zł. Z częścią banków firmie udało się porozumieć, ale nie ze wszystkimi.

– To czarny PR. Nie ma przesłanek do ogłoszenia upadłości firmy, ale słyszeliśmy plotki na temat rzekomego postępowania układowego przygotowywanego przez nas, co jest kosmiczną bzdurą – komentuje Stanisław Gajos, prezes KHW. – Być może ma to na celu zdyskredytowanie emisji obligacji, nie wszystkim się podoba, że próbujemy coś zrobić dla przyszłości spółki.

Nawet gdyby doszło do upadłości spółki, należące do niej kopalnie będą pracowały dalej. – Jeśli zostaną zamknięte, gwarantuję, że do Warszawy przyjedzie 60 tys. górników. A może to kolejny pomysł rządu na prywatyzację przez upadłość, by mógł wkroczyć inwestor strategiczny? – zastanawia się Wacław Czerkawski, wiceszef Związku Zawodowego Górników w Polsce. Do podobnej sytuacji doszło ostatnio w przypadku stoczni w Gdyni i Szczecinie.

Według innej teorii ewentualna upadłość KHW mogłaby dać początek nowemu podmiotowi, Polskiemu Węglowi, który koordynowałby pracę wszystkich kopalń na Śląsku.

http://www.rp.pl/artykul/2,344142_Katow ... twem_.html
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tohuwabohu.xlx.pl



  • Strona 20 z 23 • Wyszukiwarka znalazła 1346 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • resekcja.pev.pl
  •